E-book
17.64
drukowana A5
34
drukowana A5
Kolorowa
55.94
Otwarte okno

Bezpłatny fragment - Otwarte okno

Życie jak poezja


Objętość:
101 str.
ISBN:
978-83-8273-141-5
E-book
za 17.64
drukowana A5
za 34
drukowana A5
Kolorowa
za 55.94

Mojemu Mężowi

DO CZYTELNIKA

OTWARTE OKNO — życie jak poezja — to drugi tomik wierszy pisanych w latach 2013 — 2019. Jest to zbiór poezji, napisany m.in. z okazji 100-lecia odzyskania przez Polskę Niepodległości i tragicznej śmierci prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza, podczas trwania XXVII Finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy Jurka Owsiaka w Gdańsku — wysyłania światełka do nieba.

I rozdział — By nie odejść zapomniana — rozliczenie się ze światem myśli i odczuć kreowanych przez wewnętrzne rozterki.

II rozdział — Rozpoczęta wieczność — wiersze o trudnym rozstaniu i myślach odradzających się po śmierci życia. Praca nad moralnością i emocjami — nie śmierci boimy się, lecz umierania.


W niektórych wierszach autorka nawiązywała w myślach przewodnich, powiedzonkach, zawołaniach, frazach patriotycznych, rodzinnych i nostalgicznych, do znanych z literatury klasycznej pisarzy i poetów, aby uwypuklić i podkreślić ważne momenty z życia osobistego, rodzinnego i patriotycznego, wyniesione z domu rodzinnego, szkoły oraz etosu pracy.

Mam nadzieję, że każdy czytelnik odnajdzie dla siebie w tym zbiorze poezji choć jedno ziarenko swojego jestestwa, a zarazem pogłębi wiedzę o swojej osobowości.

Pozytywnego odbioru.

Autorka

By nie odejść zapomniana

Zaprzyjaźnić się z sobą

Zaprzyjaźnić się z sobą, tak by widzieć jutro

by, łza która dawno już obeschła, poszła w zapomnienie

by nie bać położyć się spać do łóżka

widzieć księżyc nocą, konstelacje gwiazd

czuć zapach wiatru, smak deszczu

cieszyć się każdą porą roku, nawet w deszczową pogodę

mieć jeszcze marzenia choćby maleńkie.

Nie stać ze spuszczoną głową na uboczu

odnaleźć w sobie głód radości zapomnianej

uwierzyć, dać szansę, wyznaczyć cel.

Tak dziecinnie proste i trudne zarazem.

Zaprzyjaźnić się z sobą…

Cel

Nie dałeś rady z myślami swoimi, rozum wzdryga się,

głowa głośno rozpacza

idziesz ciemnym wąwozem, sam wśród ciszy pustej,

idziesz przed siebie sam.

Zamazane obrazy mijają twój cień, przylepiony

do uschniętego drzewa

powiesz bezsens, nie chcesz mówić, choć potok słów

zalewa cię.

Idziesz, choćbyś nie chciał w blasku słońca, spragniony

zapachów — idziesz

przeraźliwe odgłosy przenikają ciało, niewyraźne

i poplątane

wśród wielu, samotny jak pies, chce ci się wyć,

nie możesz…

Odwrót trudny, bolesny, palący — nie dajesz rady?

Cel wciąż bardzo odległy, niedościgniony, niepewny.

Dasz radę, idź, wciąż idź…

W półmroku

Zniewolony więzami umysł tkwi

w okowach współczesnego świata.

Zarzucona sieć, w niej nie ma ryb

dorsz gnije od słońca na wiejskim targowisku.

Z wysypiska śmieci szczerzy zęby, skorodowane wiadro

mgła swym sino bladym ogonem, powoli zasłania

resztki umierającego bezwzględnego świata.

Staczamy się w mroczną dolinę śmierci

bez początku, ani też bez końca.

Umiera paskudny, krwiożerczy świat

nasz świat.

Ucieczka

Dzwony w zakątku mojej pamięci, wciąż biją

nie oglądam się wstecz, nie oczekuję niczego.

Szum drzew, bezskuteczność tłumionych westchnień

nie mogę ich powstrzymać, zrozumieć.

Twarz ukryta w dłoniach, myśli odpychane gniewnie

smutek jak rwący potok, groźna nawałnica

śpiewnie w dolinie płynący strumień

zdaje się, że rozumie mój ból i samotność

wysyła nieśmiało do mnie sygnał.

Jestem tu, jestem tu, tuż za tobą

przyjdź, wejdź, czekam, zanurz swoje całe ciało.

Nie bój się, wciąż czekam, aby ukołysać cię do głębokiego snu.

Przyjdź, wejdź, czekam…

Samotność

Tułająca się samotność na dnie mojej duszy

nikt nie widzi łez, nikt się nie wzrusza.

W kamiennym kręgu, los mój zamknięty

grząski, piaszczysty grunt pod nogami nie mija.

Kwiaty nie mogą zakwitnąć, trawa wypalona

zawodzi smutno pies przy budzie na łańcuchu

wiatry północne zwiewają porozrzucane śmieci.

Nie ma ludzi, odeszli, pozostawili resztki jedzenia.

Krzyczę i krzyczę, opadam całkiem z sił, padam na twarz.

Nikt mnie już nie usłyszy.

Myśli

Szemrane myśli chodzą mi po głowie

wulkan zastygłej lawy uczuć ciągnie

zmierzch marzeń nadszedł jak persona non grata

smak ulubionej kawy porannej popłynął gdzieś daleko

kolory tęczy stały się wypłowiałe

głosy przyszłości wirują niczym liście na wietrze.

Zapachy kwiatów stały się ulotne

nie czuję ciepła przepływającej krwi

oddycham, nie wiem czy na pewno

czuję — samotny żagiel zmierza w moim kierunku.

Morze otulone puszystą mgłą

i tylko ja samotna wśród niezliczonej ilości fal

chyba jestem…

Gorzkie owoce

Nie zdążyłam jeszcze wyjść poza ogród swoich marzeń

wymyślony, park Drozdowego Gniazda.

Widziałam oczami wyobraźni, upajałam się jego blaskiem

gdzieś nagle zniknął, bez śladu.

Radość związana z powitaniem znanych ludzi ugrzęzła

w trzęsawisku, krecich kopcach i rzędzie kamiennych schodów.

Pospieszna, cyniczna wymiana uśmiechów i ukłonów

zgrzytające zamki w drzwiach, zamykane w pośpiechu rolety.

Pustka — naga przeogromna pustka

odwrócone plecami postacie, posłane ukradkiem spojrzenia

gorzki owoc nie do zniesienia

Boli…

Człowiek

Jaka przyszłość czeka tych skłóconych wiecznie ludzi.

Święci dziwują się w niebie, gniew Boży może ich obudzić.

Matka Boska, wszyscy Ją cenią, stara się przymykać oczy.

Na ludzkie wieczne słabości, czynione za dnia i w nocy.

Tylko Aniołowie uśmiechają się w niebiosach czule.

Człowiek to słaba, chwiejna istota, raz się modli,

a innym razem drugiemu — zdziera koszulę.

Niech zostanie

Niech nawet łopata po mnie zostanie

śpiew ptaków, kołysanie drzew, głośne szuranie

śmiech, wrzask, gniew i trzaskanie drzwi.

Nie ja albo nie ty, albo ktokolwiek, cokolwiek

papiery, kapcie nawet ciągłe narzekanie.

Niech tam i już zostanie.

Potok słów, rąk drżenie, wymachiwanie

pusta szklanka, krzesło, nie złożony fotel

ja i ty albo cisza lub głośne palców stukanie.

Niech tam i już pozostanie.

Sapanie, mlaskanie, kroki na schodach nocą

klucza w drzwiach przekręcanie, gniewanie

nocą włączanie radia, głośnej muzyki słuchanie

narzekanie, gderanie, włączanie wody w czajniku

drzwi malowanie, cięcie i rżnięcie piłą, gwoździ wbijanie.

Niech tam i już pozostanie.

Zbuntowany Anioł

Zbuntowany Anioł skrzydłami łopocze

w moim ciele

samotny jak żagiel na oceanie nadziei

tkwi uśmiech delikatny.

Piękny, pachnący jak orchidea

w pełni swojego rozkwitu

rozkoszne, zielone trawy falują na wietrze

malują obraz wymyślony w moich snach.

Zbuntowany Anioł idzie lekko, prawie bezszelestnie

w słońcu lśnią mu śnieżnobiałe skrzydła.

Aureola życia prysła jak bańka mydlana.

Cisza

Czas biegnie w nieubłaganym tempie

wirują wskazówki zegara walca

może poloneza Ogińskiego, lekko, dostojnie.

Rozsmakowany w sobie ogień w kominku

rozrzuca iskry, niczym złoty pył

na sukni panny młodej.

Powietrze wonne jak kwiaty lipy w południe,

upojna cisza otula swoim atłasowym szalem

zranione serce.

Wiatr osusza niedawno płynące

rwącym, górskim potokiem łzy.

Wciąż pragnę

Wędrówki do miejsc dawno zapomnianych

żurawia na podwórku, studni z zimną wodą

kromki świeżo upieczonego w piecu

chleba ze śmietaną i cukrem.

Jabłek z sadu sąsiada, własne rosły w ogrodzie

olszyn poprzeplatanych wstęgą wody i koźlarzy pełnych koszy.

Zapachu świeżo malowanych ścian wiosną

huśtawki z powrozu na jabłoni, suszarni pełnej owoców

na zimę, mokrych butów od łażenia po kałużach.

Razów ścierką od matki za zniszczoną nową sukienkę

w krzakach róży

spóźniania się do szkoły, choć wyszłam z domu za wcześnie

lekcji religii przesiedzianych w pobliskim lesie z koleżankami.

Ganiania i ganiania wciąż z latawcem za marzeniami z dzieciństwa.

Wszystko przeminęło — jak wspaniała bajka na dobranoc.

Tęsknota

Rozkoszy pustelniczego życia

Świtezianko rozkoszy trwania

drogo nie do pokonania, przejmująca ciszo

podstępne, mroczne obłoki

tęsknoto z nieludzką twarzą

wiosno, która przychodzisz spóźniona

rozstaju dróg na skrzyżowaniu

zabłąkany obłoczku nocą

życie, które już uchodzisz.

Zostań ze mną dłużej.

Pył

Niedościgniony horyzoncie czasu w zegarze biologicznym życia

bądź wiernym przyjacielem utęsknionej duszy.

Siądź na gałęzi przepowiedni losu

bądź siedliskiem ciszy, samotności

i zadumy nad przemijającym światem.

Natarczywy duchu ciemności nocy

znajdź inny wymiar galaktyki, zagość proszę w innym świecie.

Wiem, że będzie Ci tam dobrze.

Rozkoszuj się nicością zgaszonych świec,

odwróć beznadzieję istnienia.

Idź tam hen daleko, tempem ulatujących ostatnich tchnień dusz.

Zaznaj upojnej ciszy w pyle opadających gwiazd,

w dalekiej przestrzeni nocy.

Weź wszystko co wiruje w odległej galaktyce.

Nie zabieraj proszę nas…

Czyny moje

Nie czyń mnie Panie katem swojego losu, nie pozwól zatracić się.

Moje miłosierdzie wobec czynów popełnionych, nie istnieje.

Jestem okrutnicą swojego losu, podarunkiem zła.

Mam upiorny wyraz nieskończoności swoich obliczy.

Nie znam ich, nie próbuję pokonać, ani unicestwić.

Czuję swąd doskonałości uczuć, zgliszcza rozumu.

Przyjaciółką jest mi ośmiornica nastrojów, postanowień.

Wzburzone fale namiętności, przestrajają się w skowyczącą melodię.

Krzyk przeraźliwie gra melodię z upiornych marzeń.

Samotnie mknie moja postać na horyzoncie niemocy.

Polubiłam to totalne zniszczenie i bezgraniczny chaos.

Inny dzień

Coś mi dzisiaj w duszy gra, może ty, może ja

czas na zmiany, czas na coś

miał być gość, nie przyszedł gość.

Jutro będzie nowy dzień, pewnie nic nie zmieni się

rok przestępny zdarza się, taki sam, może nie.

Znowu będzie brzask i świt, znowu będą inne dni

historia kołem się toczy, nietrudno coś w niej przeoczyć.

Człowiek starszy się staje, myśli o niebie z rajem

niby twierdzi, że jest przygotowany na te niebiańskie zmiany.

Nikt nie chce opuszczać ziemskiego padołu

z miną wesołą podążać do dołu.

Czy to możliwe

Szukałam siebie w sobie, czy to jest możliwe?

A jednak.

Jest cel, jest sens, jest znak.

Szukałam tego od lat.

Czy odnalazłam moją ścieżkę życia?

Bo ja wiem? Może trochę tak, a może trochę nie.

Brakuje mi przyjaciela.

Takiej bezinteresownej, bratniej duszy.

Taka może gdzieś jest?

Ciągle nurtuje mnie to pytanie.

Czy wśród gęstwiny uczuć, wśród ludzi.

Znajdzie się jeden bliski człowiek?

Czas

Nie nadążam za światem, wydawał mi się taki przyjazny i zrozumiały

w dzieciństwie wszystkie drzewa, liście, kwiaty i trawy miały zapach

i kolor.

Tęcza wydawała mi się mienić kolorami owoców z naszego sadu

dotykała niemal ziemi, była blisko mnie.

Słońce przyjaźnie zaglądało do okna sypialni,

delikatnie muskało swoimi

cieplutkimi złotymi promykami, po zaspanej dziecięcej buźce

księżyc rozsypywał nocą srebrny pył na pościeli

utulał do snu, nucąc cichutko ulubione kołysanki.

Dziś wszystko jest inaczej,

opadła bajkowa zasłona dziecięcych marzeń.

Księżyc, słońce i gwiazdy zatraciły już swój dawny blask

skrywają tajemnicę zapisanych kart historii życia

kolory drzew liści, traw mają już inną paletę barw, inny zapach

tęcza stała się długą linią, wypowiedzianych słów na przestrzeni lat.

Ile więc czasu potrzeba, żeby to wszystko zrozumieć?

Przeżyć od nowa, niestety się nie da.

A szkoda…

Wołanie

Ziarenka piasku wirują w takt walca

słońce kładzie swoje złote promienie do snu

kwiaty delikatnie rozchylają swoje pąki łykając

łapczywie resztki spływającego światła.

Zagubione pisklę kwili gdzieś w oddali na jedynym, zielonym drzewie

wąż leniwie przeciąga swój lśniący, długi tułów, zaznaczając ślad

z daleka słychać coraz bardziej rozpaczliwe wołanie…

Znikąd pomocy.

Człowieku? Jesteś sam.

Tak przecież wcześniej chciałeś.

W drodze do wieczności

Chochoły w drodze do wieczności przystanęły

na ziemi rodzącej, niedawno żyzne plony

przysmażona słońcem dolina, przytuliła się do skrawka zieleni.

Próżno szukać odrobiny żywych istot

woda stanęła w miejscu, wyschnięte bagno

pokrywa spękana skorupa mułu.

Samotne promienie słońca błąkają się

na pustym ugorze, tracąc powoli złoty blask.

Wydawać by się mogło, że droga do wieczności

otwiera swą przepastną paszczę niby wąż wypełzając.

Dusza odbita w lustrze życia, znajduje swoje przeznaczenie.

Refren życia

Refren mojego życia w odchodzącym świecie

ból i szczątki widzenia, pamięć ukryta w zakamarkach

serce, które wyblakło i nie chce mu się nic.

Ach, życie porozwalane jak puzle, zagubione.

Świat popękanych myśli, odartych snów i marzeń

siła zamknięta w skrawku obrazu jak w niemym filmie.

Uśpiony smaku domowego ciepła, zamkniętego w skorupie

wspomnienia silne jak dąb, posadzone w ciasnej doniczce.

Czy nikt już ich nie obudzi?

Nie uleczy?

Testament mój

Ze wszystkich skarbów świata

chciałabym oddać mądrość przewidywania zdarzeń

radość poranka

naiwną wiarę dziecka w lepsze jutro.

Moc kochania najbliższych, nawet

za cenę utraty Ojczyzny.

Bo cóż ona znaczy? bez dobrych ludzi

braku bezpieczeństwa, pewnego jutra?

Ze wszystkich skarbów świata

chciałabym oddać odwagę

choć w żyłach mrozi się krew

młodość minioną, jasność, świeżość myśli

przejrzysty blask oczu, pochmurne czoło,

nadzieję, która jest jak skała.

Samą siebie — jeśli tak będzie trzeba.

Dusza moja

Obierz mieszkanie w mych dłoniach mały ptaszku.

Zechciej wlać w moje serce myśli rozumne.

Rozpromień uśmiech chwalebnym żalem tęsknoty uczuć.

Spraw mały ptaszku zacną pociechę, godną ciebie.

Pozostaw źródło siły, które trzymałam w dłoniach.

Oczyść sumienie zatrute toksyczną przyjaźnią kłującą.

Pozostaw tęsknotę czystą jak łza, świeżą, jak górska woda.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 17.64
drukowana A5
za 34
drukowana A5
Kolorowa
za 55.94