E-book
14.7
drukowana A5
57.42
Ostatnie rozdanie

Bezpłatny fragment - Ostatnie rozdanie

Człowiek zawsze pozostanie tylko człowiekiem


5
Objętość:
378 str.
ISBN:
978-83-8369-953-0
E-book
za 14.7
drukowana A5
za 57.42

Tancerka

Tancerki brzucha zawsze miały w sobie to coś. Swoimi zgrabnymi ruchami potrafiły uspokoić nawet najbardziej przytłoczoną od kłębiących się myśli głowę. Kusicielki, od wieków bawiące się pożądaniem ludzi. Kobiety o smukłym i ponętnym ciele, wciągające swoimi subtelnymi ruchami do innego wymiaru. Tak samo jak syreny wciągające w swoje pazury spragnionych rybaków, tak i one okręcały sobie wokół palca każdą osobę na widowni. Luana była jedną z tych ziemskich diablic, która właśnie złapała kolejną zdobycz. Poruszając całym ciałem na swojej prywatnej scenie, w rytm gorącej arabskiej muzyki, spoglądała na wpatrujący się w nią tłum. Kamienne siedziska rozmieszczone były dookoła. W centrum była właśnie ona. Przy każdym obrocie posyłała wpatrzonym ludziom szeroki uśmiech, prześwitujący przez cienką błękitną chustę, zaczepioną na uszach i zasłaniającą twarz. Skakała i wirowała delikatnie po wyznaczonym dla niej kawałku ziemi. Palcami u stóp unosiła się i odbijała, niesiona przez wiatr jak piórko. Każdy jej kolejny ruch wprowadzał w coraz większy trans. Trans z którego… nie było już odwrotu.


Gorące klimaty Libanu dawały jej się we znaki. Pot spływał po jej ciele. Nawet koszulka z krótkim rękawem i cienka spódniczka to wciąż za dużo. Dopiero co założyła nowe, a już były całe mokre. Pogoda była tutaj naprawdę nie do zniesienia, a przynajmniej dla kogoś, kto wpadł tu na wakacje i nie był przyzwyczajony, czyli dla kogoś takiego jak ona. Szybkim ruchem ręki przetarła mokre czoło, ciesząc się słońcem palącym jej skórę, a jednocześnie je przeklinając. Ruszyła w miasto z zamiarem zwiedzania okolicy. Nie było to łatwe, ale nie zamierzała zmarnować ani chwili. Aktualnie był lipiec, a termometr pokazywał ponad 30 stopni Celsjusza. Temperatura istnie piekielna. Mira jednak dzielnie występowała naprzeciw temperaturze. Na szczęście wieczory były o wiele chłodniejsze i już nie mogła się doczekać. Oby tylko przetrwać do nocy. Można będzie odetchnąć, a poza tym nocą, w rejonie, w którym się znajdowała, była specjalna atrakcja. W miasteczku, w którym się zatrzymała, znajdowała się drobna górka, na której ustawione były kamienie różnego rodzaju i różnej wielkości. Miejscowa tancerka brzucha, co wieczór otoczona pochodniami, skąpana w mroku nocy, tańczyła podobno niesamowity taniec brzucha. To właśnie był główny powód jej przyjazdu. Czytała wiele komentarzy i nasłuchała się wielu opinii na temat tej tajemniczej kobiety. Nikt nie wiedział, skąd pochodzi, ani kim jest. Podobno nie była z tego miasteczka. Mieszkała gdzieś o wiele dalej, ale co noc przychodziła na tę górę, by cieszyć innych swoim tańcem. Zgodnie z tym, co do niej trafiło, ruchy kobiety o imieniu Luana były nie z tej ziemi. O ile oczywiście tak miała na imię. To również nigdy nie zostało potwierdzone. Plotka goniła plotkę. Nie wiadomo, czy naprawdę miała tak w dowodzie, czy ktoś kiedyś tak po prostu rzucił i tak już zostało. Prawdopodobnie to drugie. Mira też bardzo chciała tego doświadczyć. Czegoś, co wykracza poza ludzkie rozumienie. Czekała z utęsknieniem, aż nadejdzie chłód nocy i w końcu się doczekała. Dzień minął na łażeniu. Chodziła tu i tam, gdy w końcu kroki skierowały się w stronę wspomnianego miejsca. W ciągu dnia nie odzywała się do nikogo, nie miała ochoty z nikim rozmawiać, myślała tylko o jednym. Nie potrzebowała też, jak typowy turysta, pytać o drogę. Sprawdziła ją wcześniej. Była coraz bliżej celu, jednak coś było nie tak… Jak wcześniej mijała tłumy, tak teraz nie było żywej duszy. Może tutejsi wieczorami uciekali szybko pod kołdrę? Krążą słuchy, że mieszkańcy tych terenów są dziećmi słońca i nie przepadają za chłodem, ale bez przesady. Podobno jest to niesamowite wydarzenie, na które co wieczór, pomimo zimna, zbiega się mnóstwo osób. Gdzie zatem się podziali? Pogoda w tym miejscu była, swoją drogą, bardzo dziwna. Niby było lato, jednak po jakiejś godzinie temperatura mocno spadała, a wszystko zamierało. Oczywiście nie wszystkie noce latem są ciepłe, jednak to była już przesada. Nigdy jeszcze nie widziała takiego załamania w temperaturze. Nocą późna jesień, w dzień lato. Przez obecną pustkę przez chwilę nawet pomyślała, że pomyliła drogę, jednak nie. Nie minęło dużo czasu, gdy jej oczom ukazała się duża kamienna platforma, wokół której rozmieszczone były zniszczone kamiennie siedziska. Pochodnie wbite w ziemię i umieszczone w rogach placu były zapalone i ładnie oświetlały popękany kamień. Zapięła kurtkę i skuliła się nieco, czując, jak gęsia skórka zaczyna wychodzić na zewnątrz. Na górze znajdowało się jedynie jeszcze parę drzew, bujających się mocno na boki. Włosy Miry również hulały na wietrze. Nawet przymknęła jedno oko z powodu wiatru, który był tak gwałtowny i przecinający. Kucnęła przy płycie, mając nadzieję, że może jakimś cudem jest za wcześnie. Czekała spokojnie, wpatrując się w nocne niebo i krajobraz przed sobą. Zastygła w miejscu w oczekiwaniu na sama nie wiedziała co, jednak nic się nie stało, nikt się nie pojawił. Rozgniewana, że jej plan się nie powiódł, podniosła na proste nogi. Poprawiła sukienkę, stojąc na drżących od zimna nogach i wzdychając ciężko. Wyszło na to, że przyjechała na darmo. Odwróciła się szybko i już miała odejść, gdy usłyszała ciche uderzenie. Jakby ktoś kopnął drobny kamyk. Odwróciła się szybko. Na końcu góry, a raczej urwiska, stał wysoki mężczyzna. Ubrany był w starym stylu, całkowicie inaczej niż miejscowi. Postanowiła się do niego zbliżyć, by czegoś się od niego dowiedzieć. Może naprawdę coś pomyliła. Skoro jednak nie jest tutaj sama, warto dopytać. Chociaż wcześniej patrzyła w to miejsce jakiś czas i mogłaby przysiąc, że nikogo tam wcześniej nie było, a niemożliwym jest, by ktoś przeszedł obok niej, a ona go nie zauważyła. Odrobinę się zaniepokoiła, jednak nie myślała o tym za długo. Postanowiła po prostu podejść. Może naprawdę nie zauważyła? Może się zamyśliła? Albo ten mężczyzna podszedł od dołu. Wzruszyła ramionami i ruszyła przed siebie. Im bliżej podchodziła, tym bardziej miała wrażenie, że sylwetka mężczyzny staje się większa i masywniejsza. Miał na sobie długi płaszcz, stary znoszony beret i przetarte skórzane rękawiczki, pasujące do płaszcza. Wysunęła dłoń, zaciskając kurtkę pod szyją, by ochronić gardło. Nie chciałaby wrócić z wycieczki chora. W sumie mogła się jeszcze przebrać w spodnie przed przyjściem tutaj, jednak była zbyt pochłonięta sytuacją. Ułożyła opuszki palców na barku mężczyzny. Pod palcami wyczuła napinające się mięśnie. Mężczyzna ewidentnie był dobrze zbudowany. Dziwny niepokój wypełnił jej ciało. Przesunęła palce dalej i mocniej zacisnęła dłoń na jego płaszczu. Jeszcze dokładniej wyczuła mięśnie, jednak ten dalej nie zareagował. W końcu postanowiła się odezwać. Odchrząknęła, odpierając od siebie powoli pojawiającą się chrypę.

— Emm… przepraszam. Nie chciałabym przeszkadzać. Mam tylko jedno pytanie. Słyszałam jakiś czas temu, że ktoś tu występuje. Dokładniej jakaś kobieta, wielu ją chwali. Bardzo chciałam zobaczyć jej taniec, jednak nikogo tu nie ma, a podobno występuje co wieczór. Wydarzenie zaczyna się później? A może w ogóle dziś z jakiegoś powodu zostało odwołane?

— Luana… — powiedział jakby od niechcenia, nie odwracając się do kobiety.

Z kolei Mira szeroko się uśmiechnęła i przytaknęła.

— Tak. Niby tak ma na imię. To jak? Występuje co wieczór, prawda?

Nastąpiła chwilowa cisza, a wiatr znów sunął między nimi, poruszając drzewami jeszcze mocniej i wydając głośny szelest.

— Występowała… — dodał po chwili, powoli odkręcając głowę i kątem oka spoglądając na kobietę. Ta dopiero teraz mogła choć częściowo dostrzec jego twarz. Twarz, która wyglądała na strasznie zmęczoną. W żadnym wypadku nie nazwałaby jej przyjazną. Stara, zniszczona i wyciągnięta skóra, delikatne wory pod oczami, zamglony i wyprany z emocji wzrok. Posępna mina i siwe włosy wychodzące spod beretu. Widoczny garb i pożółkłe zęby. Szalik, który miał przełożony przez szyję, wciśnięty pod płaszcz, latał na boki, niesiony wiatrem tak, jak wszystko dookoła. Chmury w jednej chwili zebrały się, jak do burzy, zasłaniając czyste niebo. Klimat zmienił się w jednej chwili. Kobieta uniosła wzrok, spoglądając na kłębiące się chmury, jednak wróciła do mężczyzny, cofając się o krok. Poczuła się okropnie. Przestraszyła się, chociaż sama nie wiedziała czego. To tylko pogoda i starszy człowiek. Opamiętała się szybko, przysuwając się z powrotem, by mieć pewność, że dobrze go słyszy, jak i on ją. Odpowiedź mężczyzny zdziwiła kobietę. Zabrała dłoń, nie była już potrzeby, by dalej ją trzymała.

— Występowała, mówisz? To znaczy, że już zrezygnowała? Czemu?

Mężczyzna, wydając z siebie drobny pomruk, pokręcił głową.

— Jeśli chciałaś ją obejrzeć, to nie masz tu czego szukać — dodał stanowczym głosem, jakby chciał jak najszybciej ukrócić tę rozmowę.

Mira rozumiała, że to tyle z jej marzenia. Jednak chciała się dowiedzieć, co się stało. Najwięksi krytycy taneczni uważali ten występ za coś boskiego. Za istną ucztę dla duszy i ciała. Coś, co mogło zaspokoić nasze pragnienie bliskości, rozgrzać nas od środka lepiej niż jakakolwiek intymna sytuacja, rozpalić nasze zmysły, pobudzić wyobraźnię do granic możliwości, poczuć dotyk tancerki poprzez taniec, pomimo że jest kawałek od nas. Idealnie zgranymi ruchami, dźwiękiem zwisającej biżuterii z jej ciała, odgłosem drobnych stóp ocierających o kamień mogła wprowadzić nas w stan nieosiągalny przez cokolwiek innego. Dotrzeć do naszego wnętrza razem z muzyką, która idealnie łączyła się z całą resztą. Widok tancerki tańczącej na kamieniu, zaraz przy urwisku, był już nawet przeniesiony parę razy na obraz. Coś takiego nie może od tak przepaść. Poza tym ostatnie recenzje wskazują na to, że kobieta wciąż występuje. Może to kwestia chwili, zmiany miejsca lub czegokolwiek innego. Może jest jeszcze jakaś szansa.

— Rozumiem, ale niech mi pan powie coś więcej. Bardzo mi na tym zależy. Jeśli jest to kwestia zmiany lokalizacji lub innych rzeczy, to chyba nie jest to żadna tajemnica — dodała zaciekawiona, oczekując jakiejkolwiek informacji od rosłego mężczyzny stojącego przed nią.

— Odejdź. Powtarzam, nie masz tu czego szukać.

Spojrzała na niego zdezorientowana. Jakby w ogóle jej nie słuchał. Zupełnie jakby mówiła do ściany. Zdenerwowana, myśląc, że mężczyzna robi sobie z niej żarty, po prostu syknęła pod nosem i odsunęła się, powoli się odwracając. Po chwili poczuła lekkie uderzenie na skórze, potem kolejne i kolejne. Chmury w końcu się odezwały. Zaczęło kropić i z każdą chwilą padało coraz mocniej. W ogóle nie była przygotowana na taką pogodę. Szybko zasłoniła głowę rękami i jęcząc pod nosem, pobiegła przed siebie, zatrzymując się jednak na chwilę. Spojrzała za siebie, zdziwiona, że mężczyzna również nie idzie. Ten tylko odwrócił się tak, jak stał wcześniej i patrzył przed siebie, stojąc przy samym klifie. Mira dopiero teraz zauważyła, że stoi bardzo blisko krawędzi. Od razu zrobiło się jej słabo. Miała straszny lęk wysokości. Była trochę zła na nieznajomego, ale pomyślała, że może powodem jego niechęci do rozmowy było to, że w czymś mu przeszkodziła. Wyciągnęła rękę do góry i pomachała, jednocześnie podnosząc głos:

— Zaczyna padać. Ja uciekam. Niech pan też lepiej się schowa. Bardzo przepraszam, jeśli panu w czymś przeszkodziłam. Dziękuję za rozmowę. Jeśli chce pan tu zostać, to w porządku, ale proszę uważać pod nogi. Pod klifem są już same ostre skały. Lepiej nie spaść. Dobranoc! — krzyknęła, odbiegając od mężczyzny, który niechętnie odprowadził ją wzrokiem, zaraz o niej zapominając. Mira od razu skwitowała całą tę sytuację w głowie jedynie krótkim zdaniem „Co to za dziwny człowiek”. Pytałaby dalej, jednak nie chciała wylądować w szpitalu przez ostrą chorobę. Najwyżej potem dopyta jeszcze miejscowych albo przejdzie się tam jeszcze raz następnego dnia. Może naprawdę był to po prostu zły moment, a jeśli faktycznie jest tak, jak powiedział i już tam nie występuje, to przynajmniej liczyła, że spotka tam jeszcze kogoś, z kim mogłaby porozmawiać. Nie mogła zrozumieć, dlaczego mężczyzna nie cofnął się razem z nią. Biegła do swojego hotelu i rozmyślała. Gdy już dotarła do drzwi, była cała mokra. Pomimo że biegła najszybciej, jak się dało, w ogóle jej to nie uratowało. Dzisiaj było prawdziwe oberwanie chmury. Lało jak z cebra. Krople deszczu uderzały we wszystko tak mocno, że dało się usłyszeć dobiegające z każdej strony mocne uderzenia. Weszła do hotelu, przywitała się z obsługą, wbiegła na schody, zatrzymując się przed drzwiami pokoju 112 i szybko łapiąc za klamkę. Karta elektryczna zapikała, a ona weszła do środka. Światła zapaliły się, oświetlając cały pokój. Pierwszą rzeczą, którą zrobiła, było pójście pod prysznic. Trzęsła się z zimna i nie zamierzała czekać. Zrzuciła z siebie wszystkie ubrania, walnęła je w kąt i trzasnęła drzwiami od łazienki. Odkręciła wodę, oparła głowę o ścianę pod słuchawką prysznica, przesuwając ją nieco wyżej na rurce i odetchnęła. Przez ten bieg złapała zadyszkę, więc potrzebowała chwili. Woda stawała się coraz cieplejsza. W końcu gorący strumień zaczął spływać po całym ciele, a pomieszczenie wypełniło się parą. Gdy już złapała oddech, postanowiła poczekać w bezruchu jeszcze trochę. Mróz dostał się pod jej skórę i przeszył kości. Już dawno nie była tak zmarznięta. Odczuwała drobny ból, gdy chciała poruszyć kończynami. Pozwoliła, by gorąca woda ją wyleczyła i wsiąkła w nią w całości. Zamknęła oczy, przypominając sobie filmiki i obrazy z występów kobiety, które widziała w internecie przed przyjazdem tutaj. Tak bardzo żałowała, że nie udało jej się tego zobaczyć. Ostatnie tygodnie, a nawet miesiące żyła tylko tym. Przystawiła palce do ściany, opierając się o nią. Czując, jak puszcza pierwszy mróz, wzdrygnęła się i uniosła twarz. Złapała za gąbkę i mydło, powoli i dokładnie mydląc całe ciało. Gorąca, przyjemna woda wpływała do jej każdego zakamarka. Sunąc po skórze i dodając do tego tarcie, zaczęła odczuwać nieplanowaną przyjemność w niektórych partiach swojego ciała. Wzmocniła ruch, mrucząc pod nosem. Zapominając przez chwilę o wszystkim, odpłynęła w swoją własną intymną przyjemność. Druga ręka zgięta w palcach sunęła paznokciami po płytkach, jakby próbowała się w nie wbić. Para w miły sposób zmniejszała ilość dostępnego powietrza. Zawsze trudno było się jej powstrzymać, gdy już zaczęła. Czuła, że musi się odstresować. Para owinęła się wokół jej ciała, chcąc dopomóc kobiecie, piekąc w niektórych miejscach. Błogie uczucie coraz bardziej się pogłębiało, wzmacniając mokre odgłosy, takie jak szmery. Drobne palec sięgnęły głębiej. Wilgoć spłynęła jej po skórze. Świst wywołany ruchem warg sromowych złączył się w jedno razem z jej westchnięciami. Szybki ścisk nóg, napięcie opuszczające jej ciało i pisk z zaciśniętymi wargami, kończący cały akt. Jeden głęboki wdech, pusta głowa i mięśnie rozluźnione przechodzącymi przez nie prądami, wywołanymi stymulacją, to było to, czego potrzebowała. W tym wszystkim kąpiel zajęła jej około godzinę. Nie spieszyła się. Wyszła owinięta w ręcznik. Zarówno ciało, jak i włosy. Usiadła na wygodnym, przygotowanym przez obsługę łóżku i chwyciła za telefon. Odpaliła zakładkę „ostatnio oglądane” i już po chwili śliczna kobieta wyginała się i machała przed jej oczami. Zbita z tropu w ciszy przyglądała się nagraniom. Najpierw jedno, potem drugie, tak bardzo zazdrościła osobom, które siedziały wtedy na tych kamiennych siedziskach. Ah… czemu jej tam nie ma… Telefon poleciał w bok. Sycząc, zasłoniła twarz wewnętrzną stroną dłoni. Postanowiła, że jutro czegoś się dowie. Popyta tu i tam. Miała nadzieję, że ktoś będzie bardziej rozmowny niż spotkany mężczyzna. Zasnęła dość szybko, nawet nie wiedziała kiedy. Rozmyślanie sprowadziło na nią sen, zamykając powoli jej powieki. Ze snu zbudził ją śpiew ptaków i poranne promienie słońca. Przewalała się na boki na rozwalonym łóżku i w ręczniku. Mlasnęła, ospale otwierając oczy i unosząc się do pozycji siedzącej. Ręcznik zsunął się z jej ciała, a ta jedynie mocno ziewnęła, wyciągając ręce ku niebu. Uświadamiając sobie po chwili, w jakim stanie zasnęła, zirytowała się na samą siebie. To wszystko chyba wymęczyło ją bardziej, niż się spodziewała. No cóż. Zakryła swoją jasną i czystą skórę, szybko weszła do łazienki, doprowadziła się do porządku i ubrała. Prowadzona, jakby z automatu podeszła do okna. Otworzyła je, ułożyła ręce na parapecie i wysunęła się, łapiąc świeże powietrze. Od razu nabrała więcej siły. Chichoty i rozmowy ludzi docierały do niej z każdej strony. Spojrzała w telefon. Była jeszcze bardzo wczesna godzina, jednak miasto żyło już na całego. Wypełnione ulice i miejski hałas już dawały o sobie znać. Przypomniała sobie, co postanowiła. Powoli zaczęła się odwracać, gdy mały ptaszek wleciał jej do pokoju. Początkowo próbowała go złapać, jednak na próżno. Nie dała rady. Mały słodziak unosił się pod sufitem, ale po chwili odleciał, zatrzymując się przy pobliskim drzewie. Kobieta przyjrzała się chwilę i dostrzegła jak małe łepki, żywo wysuwają się z gniazda prosto pod piórka dużego ptaka. To było młode. Chyba mama chciała się z nią przywitać, a może po prostu pochwalić swoimi skarbami? Kto wie. W każdym razie kobieta oparła łokieć o parapet i cieszyła się tym widokiem. Ptasia rodzinka była doprawdy przesłodka. Młode nie tylko się cieszyły na widok starszego, ale szeroko otwierały też dzióbki. Chyba były mocno głodne. Przydałoby się, by i ona coś zjadła. Zazwyczaj z rana była głodna jak wilk. Jej organizm wołał o jedzenie, zupełnie jak te małe. Niewiele się od nich różniła, jednak dziś było inaczej. Kompletnie nie czuła głodu. Myślała już tylko o tym, by wrócić do tematu i wybiec na ulicę. Ziewnęła, machając ręką w stronę ptasiej mamy na pożegnanie i odeszła od okna, nie zamykała go. W sumie nie było takiej potrzeby. Potem może przyniesie im coś dobrego do jedzonka. Złapała za kurtkę, prześcieliła łóżko, rozwiesiła mokre ręczniki i szybkim krokiem opuściła pokój. Zamknęła go na klucz i zniknęła. Mocne słońce, padające teraz prosto na nią, było na początku nie do zniesienia. Momentalnie zmrużyła oczy, jednak w końcu przyzwyczaiła się. Poczuła, jak serce zaczyna jej przyspieszać. Szeroko się uśmiechnęła, nabrała powietrza i od razu wbiegła w głąb ulicy, tam gdzie było najwięcej ludzi. Zaczęła łapać jedną osobę za drugą. Pytała każdego, kogo spotkała o tancerkę, jednak nikt jej nie odpowiedział. Osoba albo zmieniała temat, albo po prostu mówiła, że nie wie, o co chodzi. Jednak gdy kobieta pytała, czy są miejscowi, odpowiadali twierdząco. Skoro są stąd, to jak mogli nie słyszeć o legendzie własnego miasta? Kolejne osoby i kolejne porażki. Idąc dalej, już nie tylko jej nie odpowiadali, ale w pewnym momencie jakby udawali, że jej nie ma. Jakby jej nie widzieli. Na jej słowa nawet się nie odwracali, a na dotyk w ogóle nie reagowali. Zmieszana kobieta przysunęła telefon do piersi i zatrzymała się. Przystanęła w miejscu, czując, jak pomimo ogromnego słońca przez jej plecy przeszedł zimny chłód. Wzdrygnęła się, cofając przy tym o krok. Nie rozumiała tego, ale już po chwili dostrzegła przyczynę. Oni nie do końca ją ignorowali. Dostrzegła, jak tłum wokół niej staje się kołem. Wszyscy coraz bardziej się od niej odsuwali. Ich głosy zdecydowanie ucichły. Kobieta rozglądała się dookoła, a mnóstwo pustych oczu wbiło w nią wzrok. Każda twarz, jakby na zawołanie, ze sztucznym uśmiechem, niepasującym do karcącego spojrzenia, odwracała się w jej kierunku. Szli dalej, jednak o wiele wolniej. Nie, to nie tak. Oni jej nie ignorowali. Nie udawali, że jej nie ma. Doskonale ją widzieli, a nawet obserwowali. Zatrzymali ją w miejscu falą spojrzeń. Ogromny niepokój wypełnił jej ciało. Poczuła, jak kolana się pod nią uginają. Jakby cały tłum w jednej chwili wołał „znikaj”. Przełknęła nerwowo ślinę i odwracając się na pięcie, ruszyła w drugą stronę. Spojrzenia nie znikały do ostatniej sekundy. Cały czas czuła je na swoim karku. Musiała przejść spory kawałek, by wreszcie odetchnąć, w końcu jednak się udało. W tym wszystkim zrobiła się już całkiem późna godzina. Ignorowany wcześniej głód, spowodowany ciekawością i chęcią pozyskania informacji, teraz uderzył ze zdwojoną siłą. Żołądek wydał z siebie głęboki warkot, a kobieta od razu się za niego złapała. Co to miało być? Skąd ta nagła zmiana nastawienia? Miała wrażenie, jakby chcieli ją zabić i to śmiejąc się przy tym od ucha do ucha. Poprawiła włosy i przysiadła na pobliskiej ławce. Chodzenie i łapanie ludzi zajęło jej sporo czasu. Powoli zaczęło się ściemniać. Aj… czy powiedziała coś nie tak? Pytała tylko, czy ktoś ją kojarzy, czy wciąż tu występuję i gdzie teraz jest… Normalne pytania. Chodzące bryły lodu. Nawet przy tym starszym mężczyźnie nie poczuła się tak dziwnie, jak dzisiaj. Właśnie… tamten facet. Kobieta spojrzała na swoje ubrania. Dzisiaj była ubrana o wiele cieplej. Nie zapowiada się też, by miało padać, chociaż niebo znów zasłoniły chmury. Wiatr z każdą chwilą wzmagał się coraz bardziej, jednak dzisiaj już jest w porządku. Koniec końców dalej nic nie wie. Zrezygnowana podniosła się i nie mając innego pomysłu, znów udała się w stronę kamiennej płyty. Gdzieś z tyłu głowy cały czas żyła sobie drobna nadzieja, że to może po prostu nie był ten właściwy dzień. Schowała ręce do kieszeni kurtki i po paru minutach była już przy płycie. Spojrzała przed siebie, a drobna kropelka spadła jej na policzek. Uniosła wzrok, narzekając w duchu na tę cholerną pogodę. To wręcz niemożliwe, by w tym miejscu były tak mocne wahania. Jednak szybko o tym zapomniała, gdy dostrzegła dobrze jej znaną sylwetkę. To był ten sam mężczyzna, co ostatnio. Ruszyła przed siebie i unosząc jedną rękę, pomachała i krzyknęła:

— Witam. Znów Pan tu stoi.

Mężczyzna nie odwrócił się. Nie zareagował też zbytnio. Wydawał się cały czas mocno obojętny. Ubrany tak, jak ostatnio. Drobne ciemne plamy spowodowane deszczem zaczęły pojawiać się na jego płaszczu. Słyszał za sobą kroki i oczywiście rozpoznał ten głos.

— Wciąż tu jesteś…

— Tak, tak jakoś wyszło — dodała z wyraźnym niezadowoleniem w głosie. To nie było zbyt miłe. —

Czemu znów Pan tu stoi? Czeka Pan na coś albo może patrzy na coś konkretnego? Mogę Panu potowarzyszyć?

Nie miała nic lepszego do roboty. Nie zamierzała wracać do tych ludzi, a to miejsce w jakiś dziwny sposób ją przyciągało. O dziwo mężczyzna wydawał się jak na ten moment najmilszy z nich wszystkich, chociaż też trochę mu brakowało. Z dwojga złego już wolała zostać tutaj. Nie da się ukryć, że w jakimś stopniu liczyła na dalszą rozmowę.

— Odejdź stąd… — rzucił w jej kierunku oschłym i poważnym tonem.

Nie miał kobiecie nic do powiedzenia. Ona jednak nie miała zamiaru dać za wygraną. Była z tych, które wyrzucone przez drzwi, wracają oknem. Każdy zna ten typ człowieka. No oto i jest. Właśnie takiego mamy. Podrapała się po policzku i fuknęła pod nosem. Nie wiedziała, co ma mu w sumie odpowiedzieć. Nigdy jeszcze nie miała tak trudnej rozmowy.

— Przepraszam, ale jest Pan dość niemiły.

— To prawda, więc tym bardziej daruj sobie.

Zamilkła na chwilę, wpatrując się w jego duże, masywne plecy. Przytaknęła, jakby bardziej sama do siebie. W końcu był odwrócony, więc tego nie widział. To zaprowadzi ją donikąd. To chyba naprawdę nie ma sensu. Nie ma zamiaru ciągnąć nikogo za język.

— Miłego wieczoru — rzuciła na szybko w ramach pożegnania, ukłoniła się lekko i odwróciła. Najlepiej będzie, jak po prostu wróci do hotelu. Zatrzymała się jednak przed kamienną płytą. To na niej tańczyła ta tancerka. Skoro nie ma gwiazdy, to może chociaż nacieszy się trochę sceną. W końcu na tym kamieniu działy się prawdziwe cuda. Zaraz wróci do domu, więc przynajmniej sprawdzi, jakie to uczucie. Uniosła nogę, by stanąć na podwyższeniu. Zbliżyła ją i już miała ustawić, gdy w jednej chwili poleciała mocno do tyłu. Upadła na pupę i plecy, uderzając łokciami o kamień i sycząc z bólu. Spojrzała do góry zdenerwowana. W końcu ujrzała w całości twarz, której do tej pory widziała tylko skrawek. Mężczyzna z wykrzywioną miną i złością w oczach wpatrywał się w nią w podobny sposób jak dzisiejszy tłum. Znów wróciło do niej to uczucie. Ogromny chłód bijący z jego spojrzenia przeszył jej ciało, teraz dodając do tego jeszcze promieniujący od kości ból. Jego twarz była taka, jaką sobie dorysowała w głowie, na bazie tego małego kawałka z wcześniej. Zniszczona, blada, pomarszczona, z lekkim zarostem, o dziwo zadbanym. Długi nos, jakby wyciągnięte uszy, kły wybijające się spod skóry. Popękane od zimna wargi, ciemny wzrok, który teraz dodatkowo wypełniony był ogromną złością, ale i… strachem? Zagubiona nagłą zmianą sytuacji kobieta siedziała w ciszy, masując swoje łokcie i czekając na jakieś wyjaśnienie jego zachowania. Mężczyzna karał ją krzywą miną jeszcze jakiś czas, niczym zawiedziony ojciec, po czym wyciągnął palec, wskazał na kobietę, a następnie skierował go w stronę miasta.

— Nie wchodź tam. Wracaj do miasta i jutro ma cię tu nie być…

Wyminął ją, stawiając dwa duże kroki, po czym wrócił do swojej poprzedniej pozycji i znów zamilkł. Kobieta otworzyła szeroko oczy ze zdumienia i cofnęła głowę. Wstała, otrzepując się i otworzyła usta.

— To już przesada. Naprawdę nie wiem, o co Panu do cholery chodzi. Poza tym to bolało. Jeszcze raz i pójdę na policję. Proszę mi nie mówić, co mam robić.

Z powodu bólu i nieukrywanej obawy przed tym człowiekiem, którą właśnie teraz zaczęła odczuwać, szybko ominęła kamienną płytę, spoglądając na nią ze smutkiem i ruszyła dalej. Skulona i z przyciśniętymi do ciała łokciami zaczęła powoli schodzić. Wtedy dźwięk obijanej o siebie biżuterii rozbrzmiał w jej uszach. Szybko odwróciła się z powrotem. Kolejny raz i kolejny. Gwałtownie poruszała głową, kierując ją w we wszystkie strony. Ostatni brzdęk atakujący ją dokładnie z przodu. Był to odgłos dochodzący ze sceny. Uchyliła usta zszokowana. Odgłosy drobnych kroków zaczęły wypełniać jej uszy. Gęsia skórka wyskoczyła jej na ciele, chmury na niebie kłębiły się coraz bardziej, a przed jej oczami zatańczyła drobna sylwetka, utworzona jakby przez liście niesione wiatrem. Zamarła, wytrzeszczając wzrok. Odgłos drobnego kamyka lądującego obok niej sprowadził ją z powrotem. Co to było? Z kamyczka wróciła wzrokiem w poprzednie miejsce. Mężczyzna spoglądał na nią przez bark, paraliżując ją ponownie na parę milisekund. Napięła całe ciało, myśląc już tylko o tym, by jak najszybciej się oddalić. Bez słowa i prawie biegnąc, udała się do hotelu. Ulice po raz kolejny były puste. Ludzie znów dosłownie zniknęli. Tak samo, jak wczoraj. Zniknęli z ulic, ale nie całkowicie. Wszyscy chowali się w domach. Każde okno, pod którym przeszła, zamykało się z hukiem. Nie wiedziała, czy to dlatego, że to znów ona, czy może jednak tym razem to kwestia pogody. Wchodząc do hotelu, pokiwała do recepcjonisty i szybko zamówiła kolacje. Poczuła, że musi coś zjeść, bo zaraz padnie. Klucz w elektrycznym zamku zapikał i pokój stał przed nią otworem. Deszcz nie padał już tak mocno, jak wczoraj, ale wciąż kropiło. Zamknęła okno, spoglądając na nieco przemoczoną podłogę. Ptasia mama chowała się pod liśćmi, skrzydłem zakrywając młode. To był naprawdę piękny widok, który pozwolił się kobiecie nieco uspokoić. Zrzuciła z siebie kurtkę i mocno klapnęła na łóżko. Zawyła przeciągle, łapiąc się za głowę i dumając nad tym, co słyszała i chyba… widziała? Nie umiała ubrać tego w słowa…

— I jeszcze ten facet… — westchnęła, myśląc teraz głównie o nim.

Tego dźwięku i reszty nie umiała sobie przetłumaczyć.

— Ale on… czemu tak się zachował? Dziś znów stał tam w deszczu. Z nim na pewno jest coś nie tak — powtórzyła sobie w głowie jego słowa.

Czemu niby nie mogła wejść na tę skałę? Nikogo tam nie było. Nie było to miejsce chronione, nie wisiał też nigdzie zakaz wstępu. Może on prywatnie jakoś czcił tę skałę i nie chciał, by ktoś poza tamtą kobietą na nią wchodził? Może też wierzy jeszcze w jej powrót, ale nie potrafi się do tego przyznać? Dziewczyna naprawdę miała ochotę spakować się i wrócić wcześniej do domu. Wykupiła tutaj pobyt na równy tydzień. Jest drugi dzień, więc w teorii zostało jej jeszcze pięć, jednak czy ma tu po co siedzieć? Miejsce, miasto, pogoda — wszystko jest naprawdę ładne, jednak przybyła tutaj tylko w tym jednym celu, by co noc siedzieć i podziwiać kobietę w pięknych ubraniach i o ujmującym uśmiechu, wciągającym w jej własną grę. Skoro to już nieaktualne, to może naprawdę lepiej będzie, jak po prostu się stąd zabierze. Ludzie też tutaj nie są zbyt mili. Ah… tak będzie najłatwiej. No właśnie, najłatwiej, a nie o to chodzi. Nie chce wrócić z pustymi rękami. Chce mieć co wspominać, a nie tylko pokręconego dziadka i wrednych mieszkańców. Po dłuższym namyśle postanowiła, że jednak zostanie. Ma jeszcze trochę czasu, więc zamiast się poddawać, spróbuje go wykorzystać. Nigdzie się jej nie spieszy. Jak już ma wrócić z niczym, to przynajmniej niech nie ma sobie do zarzucenia, że nie próbowała. Wstała i rozebrała się. Udała się do łazienki, z przekonaniem, że jutro znów spróbuje porozmawiać z ludźmi. Nie może tak tego zostawić. Czuła, jak jej pewność siebie powraca. Ciepła kąpiel również w tym pomogła. Co prawda, nie zmokła tak, jak wczoraj, ale mróz zrobił swoje. Zasiedziała się w łazience, przez co para wleciała też do pokoju, ale nie miało to żadnego znaczenia. Zakręciła wodę i odetchnęła, łapiąc powietrze w płuca i rzuciła się na łóżko, wyssana ze wszystkich sił. Odetchnęła, ubierając się tym razem w piżamę. Nie chciała zasnąć tak, jak ostatnio. Tym razem wsunęła się pod kołdrę. Przykryła pod samą szyję i zamknęła oczy. Nie czekała długo, gdy sen znów przyjął ją w swoje ciepłe objęcia. Następny ranek był tak samo przyjemny, jak ostatnio. Wygrzała się pod kołdrą, rozprostowała kości i uspokoiła się, jednak… nie do końca się wyspała. Po nocy czuła się dziwnie ciężko. Nadal nie rozumiała, jak interpretować to wszystko. Fizycznie była wypoczęta, nic jej nie bolało, no może oprócz łokci, na których pojawiły się teraz fioletowe ślady. Skóra była mocno zbita, okazując to siniakami, jednak oprócz tego czuła się w porządku. Jednak psychicznie nie odpoczęła ani trochę. Złapała się za kark, masując go intensywnie i przebierała nogami pod kołdrą, która była tak bardzo ciepła i mięciutka. Głosy ludzi znów dobiegały do niej zza okna, ptasia mama także się odezwała, rozpoczynając dzień od pięknego śpiewu. Po chwili dołączyły do niej inne okoliczne ptaki. Przeplatające się, drobne, miłe ćwierkanie wielu skrzydlatych stworzonek podniosło ją na duchu. Uniosła kolana i zacisnęła dłonie. Przechyliła głowę, kładąc policzek na kolanie i podziwiała, a raczej wsłuchiwała się w swój prywatny koncert. Kątem oka spojrzała na swój mały stoliczek w pokoju. Zostało jej jeszcze trochę chleba z kolacji, którą sobie wczoraj zamówiła. Nie można marnować jedzenia, a za taki śliczny koncert należy się nagroda. Słuchała jeszcze parę dobrych minut, by w końcu się podnieść. Złapała za chleb, rozkruszając go w dłoni i zamykając w niej okruszki. Nasza młoda turystka uwielbiała śpiew ptaków, bo jakby inaczej. To było coś naprawdę pięknego. Poranny śpiew ptaków to nic innego jak prawdziwa symfonia natury, której piękno trudno opisać słowami. Wraz z pierwszymi promieniami wschodzącego słońca delikatne dźwięki ptasiego śpiewu napełniają powietrze, tworząc atmosferę pełną życia i radości. Ich melodyjne odgłosy są jak delikatny powiew wiosennej bryzy, niosącej z sobą obietnicę nowego dnia i nadzieję na świetlaną przyszłość. Śpiew ptaków o poranku to harmonijne połączenie różnorodnych tonów i rytmów, które tworzą niepowtarzalną symfonię dźwięków. Słuchając tego koncertu natury, można poczuć się, jak uczestnik intymnego spotkania z przyrodą, gdzie każdy dźwięk ma swoje miejsce i znaczenie. Ptaki komunikują się między sobą, zachęcając do udziału w tej harmonijnej konwersacji. Ich śpiew jest pełen życia i energii, przypominając nam o bogactwie natury i jej zdolności do ciągłego odradzania się. To tak, jakby ptaki budziły świat do życia swoim melodyjnym śpiewem, rozśpiewując go po nocnym spokoju i zapraszając do uczestnictwa w nowym dniu. W momencie gdy ptaki wznoszą swoje pieśni, można poczuć się otoczonym nieskończoną siłą życia, która nieustannie płynie przez przyrodę. Ich śpiew jest jak nuta nadziei i optymizmu, która towarzyszy nam w każdym kroku podczas porannych spacerów lub chwil wytchnienia na łonie natury. Takie proste rzeczy sprawiają najwięcej przyjemności. Podeszła do okna, wyciągnęła rękę, a drugą opierając o parapet. Muzycy, dostrzegając swoją nagrodę, od razu po nią przylecieli, tym samym kończąc występ. Grupka ptaków zajadała się chlebem i latała nad jej dłonią, wydziobując, ile się da. Każdy z tych drobinek walczył z innymi o swoje miejsce. Musiały być naprawdę głodne. Młode wypatrywały z gniazda swojej mamy, która po tym, jak sama trochę zjadła, zaczęła to, co złapie, podrzucać do gniazda. To się nazywa dostawa pod samą buzię. Obserwowała, jak sobie radzi, ciesząc się tą spokojną chwilą i kapiąc się w blasku porannych promieni. Słońce było już bardzo wysoko i zalało swoim ciepłem całe miasto. Nie było chyba ani jednego miejsca, w którym uchowałby się jakikolwiek cień. Gdy na dłoni nic już nie zostało, zabrała ją z powrotem do środka. Ukłoniła się z lekkim uśmiechem, dziękując za tak wspaniały występ i podeszła do walizki, w której miała resztę rzeczy. Ubrała się szybko, z myślą, że pora rozpocząć nowy dzień, a tym samym z nową nadzieją, po czym wyszła z pokoju. Przechodząc obok, widziała, jak obsługa podaje już śniadanie. Jednak ona zjadła chyba zdecydowanie za dużo na kolację, bo ponownie nie była głodna. Tym razem nie z ekscytacji, a raczej z przejedzenia. To też coś nowego. Chociaż kto ją tam wie… Wyszła z hotelu, schodząc po schodach. Ręką trzymała telefon w kieszeni i pognała w kierunku głównej ulicy. Wyciągnęła telefon i wypatrywała jakichś wolniejszych osób. Przyglądała się każdemu po kolei. Ludzie byli uśmiechnięci, zupełnie jak wczoraj, jednak kobieta zrozumiała już, że jest to w pewnym sensie sztuczne. Gdy miała wyciągnąć rękę po pierwszą osobę, poczuła, jak coś ją blokuje. Chyba nie chciała ponownie przeżywać tego, co wczoraj, ale wiedziała, że musi się przemóc. Jak nie będzie próbować, to niczego się nie dowie. Musi się przemóc. W połowie zaciśnięta dłoń znów otworzyła się w pełni, wysuwając palce. Nabrała powietrza, odpaliła w telefonie ostatnie artykuły, które czytała, wyświetliła zdjęcia kobiety i puszczała jej występy nagrane przez lokalnych mieszkańców, jak podawała strona. Pytała jedną osobę za drugą, jednak tak jak wczoraj, znów zaczęło się od zbywania i schodzenia na inne tory, a potem omijania do wzroku pełnego agresji. Zniesmaczona i zła, czując się odtrącona przez wszystkich, z niewiadomego jej powodu zacisnęła telefon w dłoni, udając, że tego nie widzi. Była w totalnej kropce. Zagryzła wargę w bezsilności, podczas gdy jedna i druga osoba uderzyła ją mocno w bark, po prostu idąc przed siebie. Ludzie rozmawiali dalej, jak przed chwilą. To nie jest normalna reakcja tłumu.

— Nie jesteś stąd, prawda?

Te słowa sprawiły, że ponownie odżyła. Poluzowała nieco ścisk, ratując tym samym telefon przed zgnieceniem i spojrzała w stronę, z której dobiegały słowa. Zdziwiona dostrzegła starszą kobietę. Ta wyrosła jej dosłownie jak spod ziemi. Zwiedziona sytuacją spoglądała na kobietę, nie wiedząc, jak zareagować. Nieznajoma siedziała sobie spokojnie przy stoliku wystawionym przed restauracją. Zacisnęła powieki, przyglądając się jej dokładniej, gdy ta wysunęła dłoń i zaciskając palce, gestem dłoni wskazała, by dziewczyna zbliżyła się do niej. Zastanowiła się chwilę, jednak w końcu schowała telefon i nie widząc innej opcji, tak też zrobiła. W życiu nie widziała tej kobiety. Nie miała pojęcia, kim ona jest. Jednak w momencie, gdy do niej szła, zdała sobie sprawę z czegoś, czego wcześniej nie zauważyła. Czegoś, co nie rzuciło jej się w oczy, jednak teraz było bardzo dobrze widoczne. W całym tym tłumie ludzi wszyscy byli młodzi. Odkąd tu przybyła, widziała już naprawdę wiele twarzy i wszyscy, co do jednego, byli w młodym wieku. Nie trafiła tutaj jeszcze na starszą osobę, z wyjątkiem dwóch. Pierwszą osobą był mężczyzna z urwiska, drugą z kolei ta kobieta. Gdy nareszcie to do niej dotarło, wrócił wcześniejszy niepokój. Coś z tyłu głowy szeptało jej na ucho, że coś jest nie tak. Oczywiście w tym mieście było mnóstwo turystów, jednak drugie tyle było, a przynajmniej powinno być, stałych mieszkańców. W takiej sytuacji niemożliwy jest taki brak osób w podeszłym wieku. Na całe miasto, na taką gromadę ludzi, to wręcz niedorzeczne. Bijąc się z myślami, nawet nie zauważyła, gdy stała już przy stoliku. Wróciła na ziemię, złapała za krzesło stojące obok i powoli przysiadła. Kobieta nie odezwała się ani słowem, a jedynie ją obserwowała. Nasza młoda turystka zrobiła to samo. Uniosła wargi w niemym uśmiechu, ułożyła dłonie na stole i rozejrzała się.

— Em… Witam…

Starsza kobieta ułożyła jedną dłoń na swojej klatce piersiowej, opuszczając przy tym głowę w dół, drugą z kolei położyła swobodnie na stole.

— Witaj. Wybacz, jeśli cię wystraszyłam. Nie zauważyłaś mnie, ale ja ciebie tak…

Młoda kobieta poprawiła włosy i wysunęła się trochę do przodu. Parę sekund wystarczyło, by spokojnie zbadać kobiecinę siedząco naprzeciw. Długie siwe włosy, zawinięte po dwóch stronach w warkocz. Klasyczne starcze zmarszczki, nieco opalona skóra, miły uśmiech, szczere i ciepłe spojrzenie. Lekko zgarbiona i raczej niska. Siedziała w sweterku z przerzuconą przez szyję kolorową chustą. Żyły i plamki na skórze spowodowane podeszłym wiekiem, a na koniec drobny kolczyk w uchu. Mały, nierzucający się zbytnio w oczy. Gdy tylko starsza kobieta powitała ją z uśmiechem, ta od razu go odwzajemniła. Od staruszki od pierwszej chwili biła przyjemna energia. Wydawała się sympatyczną osobą, chociaż jeszcze nawet nie zaczęły rozmawiać, niemniej Mira mimowolnie ucieszyła się, gdy pomyślała, że może wreszcie ma szansę na normalną rozmowę. Szybko pokiwała głową na boki i zastukała w stół.

— Nie… nie przestraszyła mnie Pani, spokojnie.

— To dobrze, moje dziecko. Już się zmartwiłam. Mam na imię Teresa.

— Jest w porządku. Mira, miło mi Panią poznać. I tak… nie jestem stąd, odpowiadając na wcześniejsze pytanie.

— Tak myślałam. Od razu to po tobie widać.

— To znaczy? Myślę, że nie ubieram się jakoś bardzo… inaczej niż reszta — powiedziała wyraźnie zaciekawiona.

Styl ubierania miała taki, jak każdy tutaj. Nie wyróżniała się w żaden sposób, jeśli o to chodzi.

— Nie o tym mówię — powiedziała spokojnie i powoli pokręciła głową. Uniosła palec i wskazała na telefon. — Mówię o tym.

Mira uniosła telefon w dłoni. Popatrzyła na niego chwilę, po czym położyła na stole między nimi, trochę go przesuwając. Ekran był odblokowany i zatrzymał się na zdjęciu Luany.

— Wybacz, ale nie rozumiem. Możesz trochę jaśniej? Czemu wszyscy mówią tutaj zagadkami? — zapytała, drapiąc się paluszkiem po policzku, a drugą ręką łapiąc się za tył głowy.

Zrobiło się jej odrobinkę głupio.

— Wszyscy? — rzuciła krótko, unosząc jedną brew i przymykając oczy. Drobny ruch pojawił się w kącikach jej ust.

— Nieważne. Zapomnij o tym, co powiedziałam, ale naprawdę trochę nie rozumiem. Coś nie tak z moim telefonem?

Początkowo nie odpowiedziała. Przymknęła oczy, by trochę odsapnąć. Widać było po niej, że nawet tak krótka wymiana zdań już mocno ją zmęczyła. Mira zmartwiona uniosła się z krzesła. Wychyliła się przed stół, marszcząc czoło i z troską spojrzała na starszą kobietę. Wyciągnęła dłoń, kładąc ją na jej barku.

— Wszystko dobrze, proszę Pani? — dodała z troską w głosie, a Teresa szybko uniosła otwartą dłoń do góry na znak, że jest w porządku. Po chwili otworzyła też oczy.

— Tak, musiałam tylko złapać oddech. W tym wieku nawet rozmowa jest wyzwaniem.

Mira, z lekkim bólem zarysowanym na twarzy, wymusiła na sobie uśmiech i wróciła na swoje miejsce, wierząc kobiecie na słowo. Ułożyła ręce na kolanach i czekała. Teresa z kolei spojrzała na ekran telefonu. Utkwiła w nim wzrok na dłuższy moment. Zacisnęła ciężkie powieki, a w tym samym czasie do stolika podszedł kelner. Głośnymi krokami skupił jej uwagę na sobie. Pytając o zamówienie, Teresa oznajmiła, że nic nie chce. Kelner spojrzał na Mirę, jednak ta również pokręciła głową. Aktualnie nie miała teraz na nic ochoty. Kelner odszedł, a Teresa przejechała palcem po ekranie.

— Luana… — powiedziała dość cicho, tak by tylko Mira to usłyszała.

Mira z kolei ożywiła się jeszcze bardziej. Nachyliła się, by dobrze słyszeć i także spojrzała na ekran swojego urządzenia.

— Zna ją Pani?

Kobiecina zaśmiała się odrobinę, poprawiając tym samym swoje usadowienie.

— Z twoim telefonem jest wszystko w porządku. Chodziło mi nie o sam sprzęt, a raczej o to, czego próbujesz się poprzez niego od dwóch dni dowiedzieć…

— Od dwóch dni… czyli Pani…

— Widziałam cię też i wczoraj. Obserwowałam, jak chodzisz i wypytujesz…

— Skoro Pani coś wie i już wczoraj mnie widziała, to mogła mnie Pani zawołać.

— Nie mogłam…

— Nie rozumiem. Niby czemu?

— Bo inaczej byś się nie przekonała, jacy są…

— Ale kto…?

— Oni… wszyscy.

Staruszka rozejrzała się dookoła, spoglądając na przechodzących obok ludzi.

— Poza tym byłaś tak przejęta i pochłonięta sprawą, że nie sądzę, by drobny, cichy głos staruszki do ciebie dotarł — zaśmiała się pod nosem, zasłaniając ręką usta.

Mira spuściła wzrok i przeplatając dłonie, dalej patrzyła na telefon. Co jakiś czas zerkała na kobietę przed sobą, która w dalszym ciągu posyłała jej szeroki, przeuroczy uśmiech.

— Widziałaś, jak zareagowali, gdy pytałaś zbyt długo, prawda? Poczułaś na sobie ich bezduszny wzrok…

Przypominając sobie o tym, Mira poczuła, jak dreszcze przechodzą przez całe jej ciało.

— Tak, poczułam… i to bardzo dobrze. To było okropne…

— Tacy już tutaj jesteśmy… — stwierdziła, po czym popukała palcem w ekran. — Wiem, że nie jesteś stąd, bo… żaden miejscowy nigdy by o to nie pytał…

— Proszę mi powiedzieć coś więcej… — dodała nieco zrezygnowana, nie wiedząc już, w jaki sposób formułować pytania, by w odpowiedzi nie dostać jeszcze więcej zagadek. — Czemu nikt miejscowy miałby o nią nie pytać? Wypowiedziała Pani jej imię. Rozumiem, że również jest Pani miejscowa. Zna ją Pani. Oni wszyscy na pewno też. Przecież na tych nagraniach wszyscy wspólnie się z nią bawicie i śmiejecie w najlepsze.

— Kiedyś doprawdy tak było…

— Jak to kiedyś? Kolejne półsłówka. Z całym szacunkiem, ale mówienie w ten sposób jest tak samo okropne, jak wzrok tych ludzi.

— Jesteś aż tak ciekawa?

— Tak i to bardzo! Przyjechałam tu w konkretnym celu i chcę chociaż wiedzieć, o co chodzi — dodała z nieukrywaną złością i podniesionym głosem, kompletnie zapominając, że rozmawia z o wiele starszą osobą.

Mira miała duży szacunek do starszych, jednak teraz po prostu emocje wzięły górę. Nie była z siebie dumna, bo nie powinno tak być, jednak co zrobić. Jesteśmy tylko ludźmi.

— Rozumiem, że tym celem jest właśnie ona, jednak — jak widzisz — nic z tego. Nie lepiej po prostu wrócić do domu i zapomnieć? Nie wszystko w życiu się udaje. Tak już jest.

Mira złapała oddech, starając się na siłę uspokoić. Nie chciała tutaj naprawdę wybuchnąć.

— Nie. Myślałam o tym, ale nie chcę wracać, dopóki nie zrobię wszystkiego, co jestem w stanie. Byłabym potem zła na samą siebie. Mam jeszcze parę dni. Skoro jednak nie ma zamiaru mi Pani pomóc, to po co mnie w ogóle Pani zaczepiała? Trzeba było mnie zostawić tak, jak wczoraj. Ta rozmowa prowadzi donikąd. Chyba będę się już zbierać — dodała już spokojniej, jednak wciąż poirytowana.

Uniosła się z krzesła i zabrała telefon, gdy Teresa mocno złapała ją za dłoń, zaciskając uścisk. Jak na swój wiek, miała zadziwiająco dużo siły. Mira osłupiała ze zdziwienia, jednak starała się nie dać tego po sobie poznać. Zgięła się odrobinę i poruszając ustami ze stresu, próbowała zabrać rękę.

— Proszę mnie puścić. To nie jest śmieszne.

— Wy młodzi macie tyle energii.

— Pani też siły nie brakuje. Proszę zabrać tę rękę.

— Idź wzdłuż tej ulicy. Na końcu dostrzeżesz niewielki dom, niebieskie drzwi, czerwone okna i stare cegły, niektóre pofarbowane, a niektóre już gołe i zryte przez czas. Zapukaj, wejdź do środka i wszystkiego się dowiesz… moje drogie dziecko.

Mira na moment zaprzestała prób wyrywania dłoni. Spojrzała zaintrygowana. Na chwilę wyjrzała za siebie, by ponownie wrócić do staruszki.

— Nie będę tracić czasu na gierki. Jak już mam szukać jakiegoś domu, to muszę mieć pewność. Na pewno czegoś się dowiem? Nie pójdę tam na darmo?

Teresa wzruszyła ramionami.

— Wydaje mi się, że tak i raczej… nie.

— Wydaję się Pani… i raczej?

— Jest na to szansa.

Mira przewróciła oczami, dodając jedynie w głowie:

— Tak, szansa na wyruchanie szympansa.

Cisnęło jej się to na usta, jednak w ostatniej chwili zdołała się powstrzymać i ochłonąć. Naprawdę pomyśli o jakiejś medytacji, gdy już wróci czy coś… Ostatnio bardzo łatwo ją nagrzać w tym złym znaczeniu, a aktualna sytuacja wcale nie pomaga. Zacisnęła wargi, mocniej szarpiąc ręką.

— Sama powiedziałaś, że masz jeszcze czas, prawda? Nawet jeśli niczego się nie dowiesz, to co ci szkodzi? Poza tym, młoda damo, wydaje mi się, że na ten moment nie masz za bardzo innych opcji…

Mira bardzo chciała temu zaprzeczyć, jednak nie mogła. Teresa wydawała się bardzo pewna siebie, aż za bardzo. Jednak nie dało się jej odmówić racji. Nic innego jej nie pozostało, niż sprawdzić ten dom. Teresa odpuściła zacisk, a Mira, wykorzystując moment, od razu zabrała rękę. Chwyciła za telefon i schowała go do kieszeni. Zniesmaczona zachowaniem kobiety odwróciła się, zadzierając nos do góry. Wsunęła krzesło do stolika i zacisnęła dłonie.

— Z tego, co zrozumiałam, skoro tam znajduje się odpowiedź, to Pani również ją zna. Nie możemy pozbyć się półśrodków i po prostu przejść do sedna?

Starała się nie brzmieć na zdenerwowaną, jednak było to dla niej w tym momencie spore wyzwanie. Tego typu rozmowy były niczym więcej, jak stratą czasu.

— Nie… — rzuciła krótko, ale stanowczo, stawiając na końcu wyraźną kropkę.

Spojrzała przed siebie, w stronę, którą wskazała Mirze. Jakby ruchem głowy mówiła, by dziewczyna skierowała się już w tamtą stronę. Mira, uznając, że stanie tutaj jest jeszcze bardziej bezsensowne niż granie w ich gierki, ruszyła dalej. Po krótkiej wędrówce jej oczom ukazał się wcześniej opisany dom. Wyglądał dokładnie tak, jak powiedziała staruszka. Od razu pomyślała, że te kolory do siebie nie pasują. Ktoś ma naprawdę zły gust. Ze skrzywionym wyrazem twarzy złapała za furtkę i używając odrobiny siły, popchnęła ją do przodu, otwierając sobie tym samym drogę na podwórko. Rośliny bardzo ładnie zachowane, płot w dobrym stanie, dom, choć widać, że nie stawiany wczoraj, także wyglądał dobrze, no może oprócz tych kolorów… Strasznie się gryzły. Wchodząc po schodkach, znalazła się przed drzwiami. Zapukała i czekała. Trwała w miejscu dłuższą chwilę, jednak nikt nie otwierał. Zapukała drugi raz, teraz już o wiele mocniej i intensywniej, ale dalej nic. Przystawiła ucho do drzwi, starając się usłyszeć jakiś ruch. Miała nadzieję, że ktoś tam jest. Nie mówcie, że szła tu na darmo. Złapała za ogromną klamkę, opierając się większą siłą o drzwi. Okrągła, pozłacana klamka, dość luźna i wyrobiona po chwili zaczęła się ruszać. Obkręciła się w jej dłoni, a drzwi uchyliły się. Kobieta poleciała trochę do przodu, jednak w ostatniej chwili zdążyła zaprzeć się palcami stóp i utrzymać równowagę. Drzwi nie otworzyły się w całości, a jedynie uchyliły. W szczelinie pojawił się kawałek twarzy i to wystarczyło, by kobieta od razu ją rozpoznała. Ułożyła dłoń na biodrze, przenosząc punkt ciężkości na jedną nogę.

— No nie wierzę. Znów się spotykamy. To chyba jakieś przeznaczenie… — powiedziała lekkim i cichym głosem, jednak w duchu wcale nie cieszyła się z tego spotkania.

Ciało kobiety, pomimo że wyglądało na zrelaksowane, od razu w drobnym stopniu się napięło. Jej spokój był tylko pozorny. Łokcie schowały się za plecami, jakby same z siebie. Twarz wysuwająca się i ukazująca w szczelinie między drzwiami, framugą i łączącym je łańcuchem należała do mężczyzny, którego widziała już dwa razy na płycie. Od razu pomyślała, by zawrócić i iść dalej, jednak wtedy znów zostanie z niczym. Nie chciała wracać do punktu wyjścia.

— No nie wierzę. Znowu ty…

Końcówki palców również wysunęły się z mroku, zaciskając bok drzwi.

— Czego tu chcesz? Daj mi spokój.

— Ja… w sumie chciałam porozmawiać…

Miała wrażenie, jakby kamień utknął jej w gardle. Wypowiadanie słów jeszcze nigdy nie było tak ciężkie. Dopiero teraz to sobie uświadomiła. Teraz była już pewna. Mężczyzna wzbudzał w niej ogromne pokłady niepokoju, głęboki strach, poczucie, że coś jest bardzo nie tak.

— Porozmawiać? Już rozmawialiśmy. Wystarczy. Do nigdy.

Zabrał palce, powoli odsuwając się od drzwi, które równo z nim zamykały się przed twarzą Miry. Nie mogła na to pozwolić. Drzwi zatrzymały się, a kobieta warknęła, zginając się odrobinę. Skierowała wzrok w dół i barkiem mocno naparła na drzwi. Wręcz się na nich położyła. Mężczyzna również spojrzał w dół. Próbował zamknąć drzwi, jednak nie był w stanie. Spojrzał na kobietę z politowaniem i zmarszczył brwi. Odsunął się kawałek i z rozpędu również mocno uderzył ciałem w drzwi, rzucając się na nie i zaciskając pięści, tym samym odrzucając ją do tyłu. Mira odbiła się od uderzenia, jednak jej stopa wsunięta między drzwi a framugę nie ruszyła się nawet o milimetr. Udało jej się ją utrzymać. Nie zamierzała odpuszczać i szybko zaczęła napierać ponownie.

— Co ty robisz? Zabieraj tę nogę. Chcesz mi siłą wejść do domu? To jest karalne.

Kolejne ciosy ciałem mężczyzny sprawiały, że te drżały i unosiły się w zawiasach. Kobieta odczuwała, jak każde uderzenie przechodzi przez drzwi, a potem przez jej ciało. Do tego drzwi z każdą chwilą coraz mocniej zaciskały jej stopę, gniotąc ją mocno przez but.

— Nie. Nigdzie się nie wybieram! Przysłali mnie tutaj. Podobno czegoś się tu dowiem… od Pana. Chcę porozmawiać. Zgniecie mi Pan nogę. Niech Pan odpuści…

Mężczyzna uderzył jeszcze raz i przestał, przyklejając się barkiem do drzwi. Spuścił wzrok, wzdychając ciężko. Zmęczył się, przez co poczerwieniał i musiał złapać oddech. Ręką znów złapał za drzwi, tak jak wcześniej. Spojrzał na nogę kobiety, uderzając resztką siły, która mu została, w drzwi. Osunął się odrobinę po drzwiach, odsuwając się w bok…

— Kretynka…

— Ja…

Już miała odpowiedzieć, gdy poczuła, jak jej ciało w szybkim tempie przechyla się w kierunku ziemi. Drzwi, które były jej oparciem, zniknęły w sekundę. Mężczyzna szybkim ruchem otworzył je na oścież. Mira odczuła ulgę w nodze, przez co mocno się ucieszyła, jednak to szybko zastąpiła panika z powodu zbliżającej się podłogi. Nie dała rady zareagować. Zanim się zorientowała, leżała już plackiem, z twarzą skierowaną w dół, całując drewno.

— Herbaty, kawy czy soku? Na wino jesteś o 10 lat za młoda.

Mira uniosła czerwoną twarz. Była widocznie zła i obolała. Oparła się o posiniaczone łokcie, śledząc wzrokiem oddalającego się mężczyznę.

— Mogłeś uprzedzić…

— Fakt, mogłem… — dodał, nie odwracając się, a jedynie unosząc rękę na znak, że w sumie ma to gdzieś.

— To jak? Masz 10 sekund na decyzję…

Ugryzła się w język, by nie powiedzieć czegoś jeszcze gorszego. Powoli wstała, otrzepując się i przecierając kolana. Łokcie znów przeszył ból. Będzie miała jeszcze więcej siniaków. Jedną ręką złapała za klamkę, zamykając drzwi, a drugą wystawiła środkowy palec, upewniając się, że mężczyzna się nie odwrócił.

— Sok… — rzuciła szybko, rozglądając się po domu, który w środku wyglądał o wiele ładniej niż na zewnątrz.

Schowała ręce za plecami i drobnymi krokami udała się przed siebie. Po lewej dostrzegła duży pokój z kanapą i fotelami. Do tego ogromny szklany stół i telewizor na pół pokoju. Gablota z porcelaną i szkłem. Ładny kolorowy dywan, duże okno z każdej strony i klimatyczny kwiatowy żyrandol. Salon chyba najbardziej klasyczny, jak tylko się da. Weszła do środka, podchodząc do gablotki i oglądając porcelanę.

— Rozwal, gówniaro, a odkupujesz…

Momentalnie aż podskoczyła. Przeszły ją dreszcze i zapiszczała, tupiąc mocno stopą o podłogę.

— Nie dotykam. Tylko patrzę…

— To nawet nie patrz. Przy takich jak ty, to wystarczy. Siadaj na dupie.

— Jest Pan strasznie wulgarny jak na starszą osobę. I to niby młodzi nie mają kultury.

— Coś się nie podoba, to tam są drzwi — powiedział oschłym tonem, łypiąc na kobietę i z hukiem postawił szklankę z sokiem na stole. Mira usiadła przy stole, łapiąc wysoką i chudą szklankę w obie dłonie.

— Mniejsza z tym, w każdym razie dziękuję…

— Nie ma za co. A teraz… załatwmy to szybko. Nie poddasz się, widzę.

— Nope… — powiedziała, modulując głos i kładąc nacisk na ostatnią literkę.

Pokręciła głową, upijając trochę soku. Od razu się oblizała. Musiała przyznać, że sok był przepyszny. Już dawno nie piła tak dobrego. Uwielbiała soki, ale ten smakował o niebo lepiej niż te, które piła dotychczas. Spojrzała na szklankę, kręcąc nią w dłoni i bawiąc się. Sok w środku zaczął wirować, a na powierzchni pojawiły się małe fale. Mężczyzna usiadł przed kobietą, po czym uniósł brew w zadumie i ściągnął jedną powiekę.

— Coś nie tak z sokiem?

Kobieta machnęła ręką, stawiając szklankę na stół i otwierając szerzej oczy.

— Nie… wszystko w porządku. Dawno już nie piłam tak dobrego soku.

— Dziękuję. Świeżo wyciskany z najlepszych owoców.

— To widać…

Poprawiła kosmyk włosów, ściągając go za ucho.

— Mów… — mężczyzna rzucił oschle, wręcz warczącym głosem.

Kobieta czuła się okropnie w jego towarzystwie. Osobnik przed nią robił wszystko, by jeszcze bardziej popsuć atmosferę, która i tak była już maksymalnie zła. Teraz pytanie, czy mężczyzna zawsze taki był, czy tylko do niej był tak podły. Mira nie zamierzała zabawiać tu dłużej niż to konieczne. Odsunęła szklankę i wyciągnęła telefon, ignorując jego chamski i pretensjonalny ton. Palcami dłoni przesunęła po stole i odwróciła urządzenie.

— Pytałam miejscowych o tę kobietę i powiedzieć, że to było straszne przeżycie… to jak nie powiedzieć nic. Zostałam zignorowana i niczego się nie dowiedziałam. Reakcja tych ludzi była karcąca. O co chodzi z tą kobietą? Czemu jest tak wielką tajemnicą? Gdy już miałam dość, zaczepiła mnie staruszka… która o dziwo tak samo, jak cała reszta, łącznie z Panem, także mówiła zdawkowo i wymijająco. Na końcu jednak powiedziała, że mam przyjść tutaj. Podobno tutaj czegoś się dowiem… a więc jestem. Staruszka… przedstawiła mi się jako…

— Teresa… — przerwał jej dłuższą wypowiedź, jednocześnie stawiając kropkę.

Mężczyzna z dużym zniesmaczeniem spojrzał jakby w pustkę.

— Tak… — powiedziała powoli nieco zaskoczona. Dłoń ułożyła na telefonie, by przełączyć na filmik ukazujący tancerkę. Już miała mówić dalej, gdy mężczyzna odbił się od stołu i skierował chyba do czegoś barkopodobnego.

— Ta kobieta wpędzi mnie do grobu…

Pokiwała głową, obserwując, jak wyciąga szklaną butelkę ze złotym płynem wlanym do środka, błyszczącym niczym bursztyn. Nie mogło być to nic innego jak whisky. Otwartą dłonią uderzyła w stół i poklikała parę razy w ekran telefonu.

— Dobra, mniejsza z tym. Nie wiem, o co chodzi i nie interesuje mnie to szczerze. Chcę dowiedzieć się wreszcie o tym…

Uniosła telefon z odpalonymi filmikami. Wszystkie leciały po kolei. Mimika jej twarzy znów uległa zmianie. Ze zdziwienia przeszła w złość. Przyspieszony oddech i mocno zaciskany telefon jasno ukazywały jej irytację. Mężczyzna jednak tylko spojrzał spokojnie przez bark i wyjął ładną dużą szklankę do alkoholu tego typu. Dźwięk korka wyciąganego z butelki wypełnił chwilową ciszę, a gdy złoty płyn przelewał się do szklanki, ten ponownie postanowił zabrać głos.

— Ile razy oglądałaś te filmiki?

Zaskoczona dziwnym pytaniem aż cofnęła trochę głowę i uchyliła usta.

— Nie wiem, dość dużo, w sumie bardzo dużo, ale jakie to ma znaczenie?

— Dużo, mówisz? I nic nie zauważyłaś? Nie dziwię ci się. Ona bardzo dobrze odwraca uwagę. Człowiek automatycznie skupia się tylko na niej, na jej hipnotycznych ruchach…

Nalał prawie całą szklankę i szybko uniósł do góry, biorąc przy tym duży łyk. Grdyka poruszyła się, a cały płyn przelał się przez gardło. Mężczyzna zasyczał i przetarł palące usta.

— Niby co miałam zauważyć?

— Przyjrzyj się uważnie. Obejrzyj je jeszcze raz. Zacznij od najstarszych do najnowszych i spójrz na tło…

— Po co niby mam to robić? Widziałam je już mnóstwo razy.

— Widocznie za mało! — krzyknął, zdzierając gardło i uderzając szklaną karafką w drzwi od barku. Kobieta wzdrygnęła się na ten dźwięk. Nabrała powietrza i zdębiała przestraszona. Spojrzała na karafkę, a następnie na jego rozzłoszczoną twarz. Nie będzie się z nim kłócić. Bała się tego, co może zrobić. Nie wiedziała, do czego może być zdolny. W końcu nie znała tego człowieka. Nawet nie wiedziała, jak ma na imię. Weszła w historię i tak, jak powiedział, zaczęła przeglądać wszystkie nagrania. Jednak teraz patrzyła uważnie na tło, a nie na samą tancerkę. Ciężko było oderwać od niej wzrok, jakby jej ruchy siłą ściągały uwagę oglądającego, ale jakoś jej się udało i dopiero teraz to dostrzegła. Przysiadła mocniej na krześle i zasłoniła dłonią otwarte usta. Wytężyła wzrok, a włosy zjeżyły się jej na głowie.

— Co to ma być, do cholery?!

— No właśnie…

Na pierwszych nagraniach wszystko wyglądało normalnie, zmieniająca się sceneria, ciągle inni ludzie na widowni, różnica w wyglądzie okolicy i wszystko inne, jednak dalej było zupełnie inaczej. Jakim cudem wcześniej tego nie zauważyła? Była ślepa, czy co? Już po paru filmikach wszystko było takie same. Jakby ktoś zastopował klatkę filmu i cały czas tylko wklejał tancerkę. Niekończąca się zapętlona wiecznie klatka, ten sam obraz niemający końca. Jedyne, co się zmieniało, to ruchy tancerki, która cały czas królowała na pierwszym planie. Jednak nie to było najgorsze. Ludzie, którzy w ogóle się nie zmieniali… to nie wszystko. Ich twarze były całkowicie czarne. Pusta, czysta skóra. Bez oczu, nosa, warg… czegokolwiek. Puste i pogrążone w mroku twarze mieszkańców, którzy siedzieli i cały czas klaskali. Zgarbieni w tej samej pozycji, w tych samych ubraniach, przez wiele, wiele godzin. Za każdym razem wieczór, pochodnie, które już dawno powinny się spalić, a jednak cały czas się dopalały. Z widowni dało się usłyszeć śmiechy i gwizdy, jednak… to niemożliwe, przecież oni nawet nie mieli ust. Kto to robił? Jakby oglądała niekończący się koszmar. Coś, co jeszcze chwilę temu było piękne, teraz stało się piekłem. W końcu jej wzrok wrócił na tancerkę, która właśnie teraz wykonała obrót, a jej wzrok powędrował na kamerę. Mira miała wrażenie, że teraz patrzy wprost na nią i przeszywa ją wzrokiem. Spanikowana odrzuciła telefon na stół. Scena jak z koszmaru. Piękna otoczka, wypełniona efektami i boskim tańcem na pierwszym planie, całkowicie zmieniała odbiór nagrań, tworzyła coś bajecznego, wykorzystując przy tym obraz nie z tego świata.

— Dopiero teraz naprawdę je obejrzałaś…

— Co się stało tym ludziom? Ona… patrzyła mi prosto w oczy. Jestem tego pewna. Jej wzrok był inny niż wtedy, jak oglądałam to wcześniej. Wszystko tam było zniszczone. Ludzie nie mieli twarzy, wyglądali jak jakieś puste skorupy… Co to do cholery było… jest… sama już nie wiem!?

— Dobre pytanie…

— Nie, nie bawimy się tak. Proszę w końcu mi odpowiedzieć!

Mężczyzna oparł się o barek z alkoholem, zamykając go.

— Dobra, słuchaj. Powiem to tylko raz, a potem won.

Uniósł dłoń ze szklanką i wskazał na drzwi. Alkohol obijał się o ścianki.

— Dawno temu była tutaj tancerka… zwana Luaną. Dziewczyna o niezwykłym talencie. Pojawiła się dosłownie znikąd, zaczęła występować na kamiennej płycie, zapraszała na swoje występy i po niedługim czasie oczarowała swoim tańcem całe miasto. Wszyscy co noc przychodzili na jej występy. Nagrywali je i wrzucali do internetu. Luana szybko stała się znana, a jej wygibasy podbiły internet. Zjeżdżały tutaj tłumy turystów, by tak, jak ty, zobaczyć to na własne oczy. Pierwsze nagrania, gdy jeszcze wszystko wydaje się w porządku, pochodzą właśnie z tego okresu. Wszystko wydawało się normalne, aż do pewnego momentu. Tak samo, jak nagle się pojawiła, tak i nagle zniknęła, ale nie tylko ona. W mieście zaczęli ginąć ludzie, ci którzy chodzili na jej występy. Każde zaginięcie odnotowywano kilka godzin po spektaklu. Gdy ludzie połączyli fakty, okrzyknęli ją wiedźmą, zaczęto jej szukać, jednak nigdy jej nie znaleziono. Pomimo tego, że zniknęła… nagrania wciąż pojawiały się w internecie. Filmik jak tańczy na skale w tle tego czegoś, podczas gdy na skale hulał jedynie wiatr. Ludzie jeszcze przez jakiś czas przychodzili nad klif. Szukali i szukali, aż w końcu o tym zapomnieli. W sumie można by pomyśleć, że problem sam się rozwiązał, można by zapomnieć, prawda? Otóż nie. Niestety nie jest to takie proste. Te nagrania stały się wabikiem na takich jak ty. Jej legenda przetrwała. Wykorzystała nas i to miasto. Jednak nie sądzę, by chciała źle, w tym wszystkim dało się wyczuć dobroć i szczęście. Nie uważam, by zrobiła to celowo, a przynajmniej w jakimś stopniu. W każdym razie… ludzie dalej znikali, wciąż tak jest, tylko że na ten moment większość zaginionych stanowią turyści, nie miejscowi. Kolejni w kolejce do zniknięcia nie byli już ci, którzy byli na jej występach, a ci, którzy zbliżyli się do jej kamiennej sceny. Powstała legenda tego klifu, która głosi, że ona wciąż tam jest i cały czas tańczy. Nigdy nie zeszła z tej płyty, jest po prostu po drugiej stronie. Ci, którzy wejdą na jej scenę i przerwą jej występ, dołączą do niej w jej wiecznym pokazie. Przyjdzie po nich, zaciągnie nad klif i zabierze ze sobą…

Przerwał, patrząc na jej fioletowy łokieć.

— Wybacz za tamto…

Kobieta nie dowierzała własnym uszom. Słuchała jak wryta i starała się jakoś przetworzyć te informacje, jednak to brzmiało tak irracjonalnie, że chyba już bardziej się nie dało. Tańczy po drugiej stronie? Zabiera ze sobą? To śmieszne. W końcu otrząsając się z pierwszego szoku, spojrzała na swój zbolały łokieć…

— To dlatego to zrobiłeś. Nie chciałeś, bym postawiła na tym stopę.

— Zgadza się.

Zacisnęła dłonie na spodniach i przekręciła głowę. Zmrużyła oczy i wyprostowała się.

— Przecież to jest niedorzeczne. Czy ty się słyszysz?

— Pytałaś, to ci odpowiedziałem, a teraz wynocha. Nie wracaj do skały, jedź do domu i zapomnij. Nie ma za co…

Wstała, a krzesło głośno przesunęło się po podłodze, skrzypiąc i raniąc jej uszy.

— Ej, to jeszcze nie koniec…

— Widziałaś przecież te filmiki. Nikt z miejscowych ich nie wstawia. Byłaś na skale. Nic tam nie ma. Czasami lepiej nie drążyć i zostawić sprawy tak, jak ją, a szczególnie takie, gdy ma się do czynienia z czymś, o czym nie ma się pojęcia, tak jak teraz!

Uderzył pięścią w stół, podchodząc do kobiety i nachylając kark.

— Już wiesz, czemu miejscowi nie chcieli z tobą rozmawiać i zbywali cię wzrokiem. O tym się już nie rozmawia. Za dużo ich to wszystko kosztowało. Oni tu mieszkają. Turysta, taki jak ty, który tutaj dziś jest, a jutro już go nie ma, tego nie zrozumie…

Przysunęła się o krok bliżej.

— Nie wierzę w takie bajki…

Z jednej strony kobieta uważała, że jest to po raz kolejny zlewanie jej osoby i po prostu kreatywne kłamstwo, filmiki też można łatwo przerobić. Facet od początku chce się jej pozbyć, więc wciska jej kit, ale z drugiej strony… wtedy ta sylwetka ukazana na wietrze i te dźwięki biżuterii. Ah… a dodatkowo ten wzrok. Jakby kobieta zaglądała w głąb jej duszy. To wszystko wzajemnie sobie przeczyło, jednak na ten moment wygrywała ta racjonalna strona. Mówiąc inaczej, wszystko da się jakoś wytłumaczyć.

— Nic mnie nie obchodzi, czy wierzysz, czy nie.

— Skoro jest to takie niebezpieczne, to czemu Pan tam ciągle stoi?

— To nie twoja sprawa. Chodzę, gdzie chcę.

— Kłamie Pan… to pewne.

— Myśl sobie, co chcesz.

Kobieta może i nie miała do niczego jakiegoś wielkiego talentu, ale jedno umiała bardzo dobrze. Potrafiła dostrzec, gdy ktoś podczas mówienia ucieka wzrokiem, uchyla się od odpowiedzi. Potrafiła wyłapać, gdy głos na chwilę staje się załamany, gdy ciało podświadomie ucieka. Nie zawsze tego typu reakcje wiązały się z kłamstwem. Czasami po prostu z czymś bardzo trudnym dla mówiącego, więc nie było to idealne, ale zawsze była to dla niej jakaś mała poszlaka. Gdy mężczyzna mówił o tej, powiedzmy, prawdziwej historii miasta, wydawał się pewny swoich słów. Głos miał zimny, ale stały, a ciało nie wykazywało żadnych niepotrzebnych ruchów, nie było też takich rzeczy jak zabawa szklanką czy przebieranie palcami, oprócz jednego momentu i jeszcze te słowa na koniec…

— Musi Pan wiedzieć, że mam dobre oko, jeśli chodzi o drobne ruchy ciała i potrafię wyłapać zmiany w głosie. W większości tej śmiesznej historii nie dostrzegałam oznak stresu czy czegoś takiego, ale na początku… zawahał się Pan lekko, dokładnie, gdy mówił Pan o tym, że wzięła się znikąd.

— Nagle taka dobra jesteś?

— Nie wyjdę stąd bez odpowiedzi.

Pewna siebie oparła się jedną ręką złożoną w pieść o stół, a drugą złapała za telefon i przysunęła do jego twarzy. Zmarszczyła czoło, a jej oczy płonęły zdeterminowane. Nie będzie dawać się tak traktować. Wyszczerzyła zęby, mocno je zaciskając i ukazując kły. Mężczyzna, widząc jej postawę i rozumiejąc, że za dużo nie ugra, zrobił krok do tyłu. Kobieta zaczęła go przytłaczać. Instynktownie wycofał się. Zdziwiony skierował wzrok na swoje stopy, a następnie wrócił do kobiety. Ciało podjęło decyzję za niego. Spuścił wzrok i otworzył szafkę w komodzie. Wyjął ramkę i rzucił nią o stół. Mira od razu skierowała na nią wzrok i szybko ją złapała. Uniosła w górę i skamieniała. Palcami przejechała po obrazie, przełykając jednocześnie zaschniętą ślinę i łapiąc oddech. Na obrazie było widać trzy osoby. Trzy uśmiechnięte twarze. Wysoki mężczyzna, kobieta, a pośrodku nich tancerka, którą widziała już mnóstwo razy. Młoda kobieta w stroju do tańca brzucha, obwieszona złotą biżuterią. Wszyscy stoją i ustawiają się do zdjęcia przed domem, przed tym domem… Wszystkie trzy osoby, które już spotkała. Dwie na żywo i jedną przez ekran. Opuściła obraz i docisnęła do brzucha. Z jakiegoś powodu nie mogła na niego patrzeć.

— Ładne zdjęcie. Wygląda jak zdjęcie… rodzinne…

— Bo takim jest… a raczej było…

Teraz wszystko stałe się dla niej jasne.

— Tajemnica relacji z Panią Teresą, rozwiązana… — zaśmiała się nerwowo, starając się ukryć nawracający i narastający w niej niepokój.

Obawiała się tego, co zaraz usłyszy.

— Dziewczyna na środku… ta twarz, tancerka… Luana… to wasza córka, prawda?

— To była nasza córka…

Głos mężczyzny ponownie się załamał, jednak tym razem o wiele bardziej wyczuwalnie. Jakby przeszły przez niego suche łzy. Szybkim ruchem dłoni wyrwał kobiecie ramkę i wrzucił z powrotem do szafki, zatrzaskując ją z całej siły. Kobieta chciała wyciągnąć dłoń i złapać mężczyznę za bark, pocieszyć, zaopiekować się nim. Czuła, że sprawiła mu ogromny ból, jednak powstrzymała się.

— Na początku opisał ją Pan jak demona, a potem wypowiadał się Pan o niej w miły sposób. Wtedy również głos nieco się załamał. Już wiem dlaczego… Bardzo mi przykro.

Mężczyzna ze skwaszoną miną pociągnął nosem i zacisnął uchwyt szafki w dłoni, jednak nic nie odpowiedział.

— To dlatego Pan tam ciągle stoi?

— Nie potrzebuję współczucia. Skoro już wiesz, to po prostu idź…

Mira czuła ogromny ból i smutek. W tym momencie pierwszy raz zaczęła ogromnie współczuć mężczyźnie. Uniosła dłonie i zacisnęła je na klatce piersiowej. Z troską wypisaną na twarzy wpatrywała się w jego plecy. Rozchylała i zamykała wargi. Chciała coś powiedzieć, ale nie mogła znaleźć odpowiednich słów. Strach ustąpił miejsca innej emocji. Żal wypełnił jej drobne serce. Ten mężczyzna nie był straszny, on po prostu był zniszczony. Spuściła jedynie głowę na znak podziękowania i skierowała się do wyjścia. Stała przy drzwiach, gdy mężczyzna uniósł rękę do góry. Dziewczyna zatrzymała się i nadstawiła uszu. Czuła, że chce jeszcze coś dodać.

— Luana zawsze chciała być tancerką, ale nigdy nie była w tym dobra. Znałem ją od dziecka i wiem, czy miała talent, czy nie, i uwierz mi, nie miała. Jednak nagle z sekundy na sekundę stała się w tym mistrzynią. Przyciągała tłumy, była na każdej okładce, spełniła swoje nierealne marzenie. Zrobiła coś, co nie było jej pisane. Każdy z nas jest inny. Żeby osiągnąć taki sukces, trzeba mieć talent. Żadna ciężka praca go nie zastąpi. Do takiej sławy trzeba mieć te dwie rzeczy. Luana była genialna w innych dziedzinach, ale uparła się, że podbije świat w czymś, do czego jej nie wyznaczyli. Ona nie oszukała ludzi ani miasta. To ją oszukali. Jest tylko jedno wytłumaczenie tej sytuacji. Lauana przez jakiś czas przed tym wszystkim mówiła, że z kimś rozmawia, że ktoś chce jej pomóc. Nie interesowałem się tym. Olałem to. Myślałem, że zmyśla. Teraz tego żałuję. Byłem głupcem. Gdybym tylko wtedy był mądrzejszy. Nie miała talentu, ale miała marzenia. Ktoś to wykorzystał i dał jej ten talent, a ona, nie patrząc na cenę, zgodziła się…

Mężczyzna zaczął drżeć, głos stawał się coraz cichszy, a kolana zaczęły się pod nim uginać. W końcu kucnął w całości. Oparł głowę o komodę. Szklanka upadła na podłogę, rozlewając resztę trunku, a on złapał ręką mocno za mebel i zaciskał.

— Pozwoliłem mu ją zabrać…

Po tych słowach rozpłakał się. Złapał za kąciki oczu, starając się powstrzymać łzy…

— Po prostu stąd wyjedz. Nic dobrego tu nie ma…

Kobieta czuła, jak jej serce dosłownie się łamie. Od razu zrozumiała, kim w jego historii jest ta tajemnicza osoba. Na świecie od zawsze istniało dobro i zło, światło i mrok. Tak mówiła każda nauka, każde pismo, każda prawda objawiona. Pomijając już, czy wierzy w to, czy nie, tak po prostu dla wielu było. Wciąż nie była pewna, czy wierzyć w to wszystko, zarówno w historię, którą usłyszała, jak i złą istotę. Część jej osoby krzyczała, by uciekać. Jednak druga część kazała jej się opanować, ale jedno wiedziała na pewno. Ból, który właśnie widziała, te łzy… to wszystko było prawdziwe. To na pewno nie było wymyślone. Cierpienie tego człowieka i tych ludzi nie było udawane. Każdy z nich skrywał w sobie ogromny ból, a trzęsący i płaczący przed nią mężczyzna miał go najwięcej. Nic nie boli bardziej niż utrata dziecka, szczególnie gdy nawet nie wiesz, jak to się do końca stało. Dorzucając do tego poczucie winy, dostajemy coś, czego nie da się opisać słowami. Serce rozbite na miliony kawałków, chłód przelatujący przez kark, miliony myśli, a co gdyby? Wszystkie wspomnienia, wspólne chwile, każda kłótnia — to wszystko jest teraz nieocenionym skarbem i oddałbyś wszystko, co masz i jeszcze więcej, by tylko ponownie to przeżyć. By się pokłócić i zaraz pogodzić. Wszystko po to, by zobaczyć ją jeszcze raz. Mężczyzna wylewający z siebie krokodyle łzy to nie chamski i groźny starszy człowiek, a jedynie zagubiony i załamany ojciec, który całym sobą tęskni do swojego dziecka. Nie można myśleć, nie można spać, nie można jeść, wszystko przestaje mieć znaczenie, bo myślisz tylko o tym jednym. Mira, ledwo powstrzymując łzy, zacisnęła dłoń na drzwiach i uciekając wzrokiem, wyszła. Zamknęła drzwi, opierając się na nich plecami i osuwając się odrobinę. Przetarła mokre kąciki oczu i potrzebowała chwili, by się uspokoić. Zablokowała telefon i schowała go głęboko do kieszeni. Nie chciała na niego patrzeć. Na dworze powoli robiło się już ciemno. To było dla niej za dużo. Mężczyzna miał rację. To nie na jej głowę. Powinna wrócić. Starczy tego. Właśnie niechcący swoim zachowaniem doprowadziła niewinną osobę do łez. Nie chciała nikogo skrzywdzić. Wystarczająco długo tu zabawiła. Odbiła się od drzwi i ruszyła przed siebie. Mężczyzna siedział tak jeszcze jakiś czas, gdy w jego kieszeni rozwibrował telefon. Otarł policzki, po których leciały mokre krople i odebrał. Przystawił telefon do ucha, starając się mieć normalny, niezachwiany głos:

— Czego?

— Od dawna nie słyszałam u ciebie takiego głosu. Płaczesz, stary pryku?

— Daj mi spokój. Po co mi ją tu zwalasz…

— Żebyś wreszcie zrozumiał. To nie tylko twoja wina…

Cisza w słuchawce sprawiła, że mężczyzna rozkleił się jeszcze bardziej.

— Wciąż tam stoisz, prawda? Musisz odpuścić…

Nie odpowiedział. Nie miał na to siły.

Mira udała się w stronę hotelu. Dowiedziała się aż za dużo. Wbiła wzrok w ziemię i spuściła głowę. Wymijała ostanie kilka osób, które jeszcze nie ukryły się w domach. Zderzała się z nimi barkiem, jednak nic sobie z tego nie robiła, tak samo, jak i oni. Znajdowała się na głównej ulicy. Spojrzała w bok na stolik, przy którym jeszcze chwilę temu siedziała ze staruszką. Już jej tam nie było. Zapewne ona również uciekła przed mrokiem. Zupełnie jak reszta. W tym momencie już rozumiała. To nie tak, że chowali się przed nią. Nie chodziło konkretnie o jej osobę, a o to, co może przyciągnąć. Nikt nie chciał zniknąć. Słowa mężczyzny odbijały się echem w jej głowie. Gdy stała przed wejściem, wstrzymała się. Spojrzała na boki. Puste, brudne ulice sprawiały teraz zupełnie inne wrażenie. Mira nie miała zamiaru dłużej tu zostawać. Szybko się prześpi, zabierze rzeczy i ucieka do domu. Jednak… zanim to się stanie, musiała sama to sprawdzić. Ciężko stwierdzić, co nią kierowało. Czy była to dalej nadzieja, a może adrenalina związana z mroczną historią, lub też po prostu zwykła ludzka ciekawość… W sumie nikt nie mówi, że nie wszystko naraz. Skierowała kroki w stronę klifu. Wbiła wzrok w zimny kamień, który zdawał się jakby zapraszać ją do siebie. Dźwięk biżuterii ponownie zawitał w jej uszach. Wiatr wiał nad płytą jeszcze mocniej niż wcześniej. Kamienne siedziska, mimo że puste, gdy na nie spojrzała, od razu miała przed oczami puste twarze z nagrania. Ruszyła do przodu. Na co ona w końcu patrzy? Czy zwykły kamień może być jakąś magiczną bramą, wykraczającą poza ludzkie rozumowanie? Bramą do czego? Przełykając ciężko ślinę i z drżącym ciałem uniosła nogę i tak, jak poprzedniego wieczora, umieściła ją nad kamieniem. Zawahała się na moment, zastygając w miejscu. Serce podchodziło jej teraz maksymalnie do gardła. Na krótką chwilę dostała odruchu wymiotnego. Wszystko wokół niej ucichło. Słyszała teraz własny oddech. Nawet wiatr był już niesłyszalny. Była teraz tylko ona i płyta. Strach paraliżujący ją do szpiku kości… strach, wymieszany ze zdrowym rozsądkiem był jej ostatecznym hamulcem. Zagryzła wargę do krwi i coraz głośniej i łapczywiej łapiąc powietrze, zacisnęła powieki. Odliczyła w głowie do pięciu i odcinając się od świata, postawiła najtrudniejszy krok w swoim życiu. Stopa ustała na kamieniu. Szybko otworzyła oczy i z przerażeniem na twarzy zaczęła się rozglądać. Rozluźniła zaciśnięte dłonie, a serce, które teraz waliło jej jak młot, powoli zaczęło się uspokajać. Dźwięki otoczenia powoli wracały do jej uszu, wypełniając pustkę. Postawiła drugą stopę, przesuwając się dalej i drżącymi wargami przybrała delikatny uśmiech. Wciąż zmartwiona, z nogami jak z waty, zaczęła odrobinę podśmiewać się pod nosem. W życiu nie pomyślałaby, że będzie kosztować ją to tyle siły. To wszystko kosztowało ją więcej energii, niż mogłaby się spodziewać. Zakręciło się jej w głowie i upadła na kolana. W ostatniej chwili podparła się rękami. Z niemym wyrazem twarzy zasuwała palce i głęboko oddychała.

— Jaka ty jesteś głupia…

Uniosła się z powrotem na proste nogi. Skrzywiła usta w dół. Tupnęła stópką w skałę, by upewnić się, że cały czas na niej stoi i mocno się roześmiała. Przesunęła się jeszcze bardziej, aż wreszcie znalazła się na środku. Stanęła w centralnym punkcie i nie poczuła nic. Pomimo tego dłonie nie przestawały się jej trząść. Postała chwilę w miejscu i zeskoczyła na ziemię. Szybko odwróciła się na pięcie, a niebieski materiał przesunął się po jej skroni. Gwałtownie podskoczyła, jakby kopnęło ją milion woltów. Spojrzała za siebie, jednak nic tam nie było. Ręką dotknęła skroni i zasyczała. Skóra na jej skroni była podrażniona. Dotknięcie w tym miejscu powodowało teraz nieprzyjemne szczypanie. Kobieta nie zamierzała tracić czasu na tłumaczenie sobie tego. Po prostu nie dotykała tego miejsca i starała się to ignorować. Podstawa to wrócić do hotelu. Pewnymi i dużymi krokami pokonywała kolejne odcinki trasy. Nie minęło dużo czasu, gdy znów sprawnym krokiem wyminęła pana z recepcji i zatrzasnęła hotelowe drzwi od pokoju. Złapała za torbę, pakując wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy. Rozebrała się i ubrała piżamę. Wszystko to robiła, jakby kierowana automatem. Nie skupiała się za grosz na tym, co robi. Dała się kierować pamięci. Ułożyła się na łóżku, usiłując zasnąć. Nie chciała już nikogo widzieć. Zamknęła oczy, licząc na to, że dziadek sen przyjdzie jak najszybciej. Mijały minuty i godziny. W końcu udało jej się zasnąć. Śniła spokojnie, jednak w końcu obudziła się z piskiem, nagle podnosząc się do pozycji siedzącej. Bok jej głowy zaczerwienił się w ogromnym stopniu. Instynktownie złapała za niego ręką, jakby chciała uśmierzyć ból. W tym wszystkim zapomniała, że dotyk jedynie go pogłębi. I tak właśnie się stało. Drugą dłonią zaciskała kołdrę, czując przeszywający ból pieczącej skóry. Otworzyła oczy, jednak ból spowodował, że jej obraz był rozmyty. Wtedy w cichym pokoju, który znów zdawał się być odcięty od świata, poczuła, jak ktoś nakazuje jej iść. Jakiś nieznajomy głos, który ściąga ją w swoim kierunku. Ból całkowicie odciął jej zmysły, a świadomość zaczęła uciekać. Wzrok stawał się coraz słabszy, powieki z kolei coraz cięższe. Wyciągnęła dłoń, chcąc złapać za krawędź łóżka. Złapała mocno, jednak w ogóle tego nie poczuła. Łóżko zaczęło się w nienormalny sposób roztapiać. Kapało na podłogę i spływało jak wosk ze świecy. Kolorowy, wymieszany z kołdrą, prześcieradłem i barwionym materacem. Wymieszany przez parę barw i strasznie gorący. Kobieta odczuła poparzenie na dłoni, od razu ją zabierając. Skóra pod oparzonym miejscem zaczęła robić się bardzo lepka. Kleiła się jej do palców, wpływała między nie. Oszołomiona bólem dostrzegła, jak jej skóra również się topi, a dodatkowo ciągnie w dół w nienaturalny sposób. Jakby była z gumy. Zimny pot oblał całe jej ciało. Wydała z siebie niesłyszalny krzyk, odczuwając swędzenie na całym ciele. Wtedy usłyszała skrzypienie. Drobny, czarny dym wdarł się do jej pokoju. Uderzenia zderzającej się o siebie biżuterii teraz były dwa razy mocniejsze. Miała wrażenie, jakby ktoś dzwonił jej centralnie za uchem. Nie miała odwagi się odwrócić. Wpatrzona, z na wpół roztopioną twarzą, kapiącą skórą, która leciała na jej dłonie, spoglądała ostatkiem sił na zbliżający się dym i pękającą podłogę. To nie mogło się dziać naprawdę.

— Niech ktoś to przerwie! — to było jedyne, co miała teraz w głowie.

Długa smukła dłoń pojawiła się w ciemności, wsuwając się stopniowo do jej pokoju. Niezniszczona w żadnym stopniu. Ładna, szczupła, z ciemną karnacją i pomalowanymi paznokciami. Do tego niebieski materiał związany w spiralny sposób wokół nadgarstka, idący dalej i znikający za drzwiami. Dłoń wysunęła palec wskazujący i skierowała go w stronę kobiety. Zatrzymało się na chwilę, by obrócić się w powietrzu i unosząc palec, poruszyć nim w wymowny sposób do przodu i do tyłu. Jakby dłoń wprost mówiła „chodź”. Kobiecie serce podeszło do gardła. W żadnym wypadku nie miała zamiaru tam iść, jednak nie mogła nic zrobić. Jakby ktoś odłączył jej nogi od topniejącej reszty ciała. Tylko one pozostawały nietknięte. Palce wyciągnęły się jak z plasteliny i spłaszczyły. Nogi wzięły górę i słuchając się dłoni, poruszyły się. Siłą ściągnęły plączącą się kobietę z łóżka i ruszyły w ciemność. Kobieta mogła tylko patrzeć, jak jej własne ciało prowadzi ją prosto w objęcia mroku. Domyślała się, dokąd się udaje. Już po chwili, przemierzając ciemną uliczkę w piżamie, czując, jak zmienia się w sopel lodu, znalazła się nad klifem przy skale. Cała ta droga wyglądała, jak długi czarny korytarz, gdzie po bokach była tylko pustka. Jej stopy szły cały czas po jednej linii, trzymały się czegoś w rodzaju niewidzianej cienkiej drogi, z której gdy tylko zrobią lekki krok w bok, spadną prosto w nicość. Tym razem przy klifie było inaczej, jednak Mirę za grosz to nie cieszyło. Na scenie znajdowała się ona, osoba, dla której tu przyjechała. Tańczyła jak na filmikach, krok w krok, tak samo i jeszcze piękniej niż wcześniej. Mira miała rację. Na żywo było to coś niesamowitego, jednak w tej sytuacji za grosz nie potrafiła tego docenić. Kobieta ponownie machnęła ręką, otoczona czarnym dymem. Ściągnęła Mirę do siebie i złapała w swoje objęcia, kręcąc się z nią w kółko. Kobiecie zdawało się, że czas płynie inaczej niż zwykle. Jedna sekunda była teraz wiecznością, jednak nie, to też nie tak. Bardziej jakby czas i świat zatrzymały się w tej jednej chwili. Jej ciało z każdym krokiem zostawiało za sobą plamę roztopionej, woskowej skóry. Było już za późno. Całkowicie straciła kontakt z otaczającym ją światem. Świadomość opuściła jej ciało. Jej wzrok pozostawał za mgłą bez powrotu. Nawet nie zauważyła, gdy podczas kolejnych ruchów stała już nad klifem. Twarz kobiety zmieniła się w taką, jak u wszystkich innych ludzi na nagraniach. Zniknęło wszystko, co miała, zostawiając tylko czystą twarz. Skóra popękała, a Mira resztkami zmysłów usłyszała z ust, których już nie było, jedno zdanie:

— Tańcz ze mną na wieki.

Poczuła, jak wpada do zimnej wody. W jednej chwili, gdy ciało dotknęło lodowatej cieczy, przeszywający chłód przeszedł przez całe jej ciało, jakby tysiąc igieł przeszyło jej skórę. Kawałki skóry zerwanej w locie przez ostre kamienie rozszarpały jej ciało. Ucisk w klacie i coraz głębsza otchłań zabierały ją ze sobą, zostawiając za nią drogę uformowaną z krwi i reszty ciała. Skóra zmieniona w wosk zniknęła, plamy wyparowały, a zmasakrowane ciało przestało się roztapiać. Serce biło jej coraz wolniej. Silny szok wywołany temperaturą uśpił ją na dobre, a odmęty zabrały ze sobą…


Mgła i dym unoszące się nad placem rozrzedziły się, ukazując w rogu jeden połyskujący punkt. Była to złota moneta z wizerunkiem twarzy. Uformowana z linii, z wyraźnie zaznaczonymi rogami.

Manekin

Manekiny od zawsze były w mojej opinii czymś naprawdę niesamowitym. Prostym, ale jakże skutecznym pomysłem do prezentowania ubrań. Utworzone na kształt człowieka, z jego wymiarami i wszystkimi detalami. Dostosowane do każdej postury, skopiowane z każdego rodzaju sylwetki. Stoją i wyglądając jak my. Pięknie prezentują na sobie ubrania, nakłaniając nas do kupna. My z kolei w tych dziwnych, zdartych z ludzi stojakach na ubrania, odnajdujemy samych siebie i uruchamiając wyobraźnię, zakładamy te ubrania w głowie. Nie jest to trudne, przecież mamy nasze ciało przed sobą. Różnicą jest jedynie tkanka, czyli skóra i plastik.


Axel, młody chłopak, który od zawsze marzył o własnym sklepie z ubraniami, w końcu był o krok od jego spełnienia. Wykupił lokal, na który bardzo długo oszczędzał. Nie pochodził z bogatej rodziny, więc nie miał mu kto pomóc. Wszystko musiał zdobyć samemu. Lokal pożarł więcej jego oszczędności, niż ten się spodziewał, przez co nie miał już na wyposażenie sklepu. Opłaty za zamówione ubrania dobiły jego portfel. Udało mu się zdobyć jakieś stare półki i je odratować niskim kosztem. Na początek wystarczy. Jakoś uporał się z pomniejszymi problemami, jednak został największy, którego nie potrafił przeskoczyć. Żeby ubrania się sprzedały, niezależnie jakiej marki, muszą być widoczne. Przewieszane stojaki są dobre, jednak jest to działanie na pół gwizdka. Pomimo że resztę wystroju załatwił właśnie na tej zasadzie, akurat w tym jednym aspekcie nie chciał odpuścić. Nie interesowały go zwykłe metalowe wieszaki. Potrzebował tego, co jest sercem i wizytówką sklepu z ubraniami, czyli manekinów. Możliwość wieszania ubrań na manekiny i dekorowanie ich według własnego pomysłu było niesamowitym uczuciem. Pozwolono mu go doświadczyć w szkole mody, do której uczęszczał i którą ukończył z wyróżnieniem. Od pierwszego momentu, gdy miał do czynienia z tą plastikową ludzką figurą, wiedział, że musi je u siebie mieć. Ubrania na lalkach, które można było ustawiać w dowolny sposób, wyglądały genialnie, a dodatkowo, co było jego zdaniem najważniejsze, genialnie oddawały emocje. Dodając do tego posturę i zmieniając w głowie lalkę na człowieka, wiesz, co czuje. Manekiny są wytworzone na wzór ludzi, więc im też należy się trochę życia. Ubrania i odpowiednio dobrana poza są tym, co może im to zapewnić. W to właśnie wierzył. Mimo tego jak bardzo ich pragnął, ceny tych właśnie produktów powalały. Nowe manekiny były strasznie drogie. Już myślał, że musi się pożegnać ze swoi marzeniem, gdy pewnego dnia zobaczył ogłoszenie w gazecie, dokładniej w dziale „ogłoszenia lokalne”. Jakiś mężczyzna wystawił pięć manekinów na sprzedaż dosłownie za grosze. Axel, nie czekając długo, od razu zadzwonił pod wskazany w ogłoszeniu numer. Po paru zdaniach wszystko było już dograne. Umówił datę dostawy i we wskazanym dniu czekał w zamkniętym jeszcze sklepie, razem z kartonami wypełnionymi ubraniami, które jakiś czas temu zamówił. Około godziny 15:00 ktoś zapukał w szklane drzwi. Podekscytowany Axel podskoczył, odbijając się z okrągłej pufy, ustawionej w rogu i podbiegł, by je otworzyć.

— To tutaj jest sklep z ubraniami?

Axel od razu przytaknął.

— Trudno było go znaleźć. Na górze nie ma jeszcze żadnego szyldu z nazwą, a przez okno widać tylko kartony i pudła. Nowy punkt, jak mniemam?

Nieznajomy, ewidentnie starszy mężczyzna, rozejrzał się dookoła. Na ten moment ciężko było się domyślić, że coś takiego tutaj jest, ale hej! To dopiero początek jego drogi.

— Ah… trafiony. Ma pan zupełną rację. Dopiero zaczynam… Ale już niedługo będzie to dla każdego obowiązkowe miejsce… — powiedział dumnie Axel, uśmiechając się od ucha do ucha i uderzył się w klatkę, wypinając ją odrobinę.

Mężczyzna stojący po drugiej stronie nieco się skrzywił. Wyraz jego twarzy mówił jasno, iż słodkie zachowanie Axela wydawało mu się kapkę dziwne. Podrapał się po głowie i odchrząknął.

— Wierzę, wierzę… a skoro Pan zaczyna, to tym bardziej się to Panu przyda…

Odsunął się na bok, ukazując za swoimi plecami ładnie ustawionych pięć wysokich kartonów jego wielkości. Były wyższe od Axela i kryły w sobie skarby. Nie odezwał się, a jedynie mrucząc pod nosem, energicznie poruszył głową w górę i w dół na znak, że całkowicie się zgadza. Szybko sięgnął do kieszeni i wyciągnął z niej resztę pieniędzy, jaka mu została. Złożył ładnie dłonie i z gwiazdkami w oczach zaczął wciskać je mężczyźnie przed sobą, który to od razu zrobił krok do tyłu i zasłonił się ręką.

— Niech Pan się uspokoi…

— Aaa, przepraszam — dodał zawstydzony i odsunął banknoty. Starszy jedynie westchnął, jakby chciał to już po prostu skończyć. Wyciągnął dłoń, zabrał banknoty i szybko przeliczył. Cała suma się zgadzała. Wszystko w porządku. Klepnął ręką w karton i spojrzał do środka.

— Chce Pan, abym to wniósł?

Axel spojrzał na kartony, nieco uważniej. Wyglądały na naprawdę ciężkie i na pewno takie były. Manekiny ważyły bardzo dużo. Samemu mógłby mieć z tym problem. Kartony były wyższe od wejścia.

— Byłbym wdzięczny… — powiedział z zakłopotaniem i odsunął się.

Otworzył szerzej drzwi i złapał mocno za klamkę. Mężczyzna jedynie przytaknął i chowając banknoty, po kolei łapał za kolejne kartony. Chłopak obserwował z ogromną ekscytacją, jak wszystko zamyka się w jego sklepie. Trwało to dosłownie chwilę i kartony były już na miejscu. Wnoszący poklepał w dłonie i skierował się do wyjścia. Axel, skacząc wokół kartonów, nawet nie zwrócił uwagi na starszego, jak ten wychodził. Nie odpowiedział też na jego słowa. Nie miało to teraz żadnego znaczenia. Jedyne, co się teraz liczyło, to manekiny. Nie był źle wychowany i zazwyczaj odpowiadał na pożegnanie, jednak tym razem nie miał do tego głowy. Resztką sił przesunął wszystkie kartony. Każdy w swoje konkretne miejsce. Złapał za duży nóż, który miał pod ręką i wbijając ostrożnie w pudło, zaczął szybko jechać w dół. Rozciął po długości i łapiąc za boki od środka, rozerwał z całej siły. Powtórzył cały proces parę razy i kartony opadły na podłogę, unosząc tym samym drobną warstwę kurzu. Pocierając swędzący nos, do którego dostało się dużo drobinek, chłopak stał jak wryty, wpatrując się w swoje nowe nabytki. Plastikowe figury ustawione w losowy sposób prezentowały się w jego oczach przecudownie. Świeciły jasnym blaskiem, oświetlając całe pomieszczenie. Przysiadł na pufie, by chwilę odsapnąć i rozplanować sobie w głowie, gdzie je ustawi. Długo jednak nie musiał się zastanawiać. Sunąc wzrokiem po lokalu, już wiedział. Manekiny najlepiej będą wyglądać przy szybie i na środku lokalu, w rozmieszczeniu 4 do 1. Wróciły mu jednak do głowy słowa mężczyzny. Jego sklep naprawdę był mało widoczny. Wszystkiego było dookoła tak dużo. Niby nie chciał robić żadnej chwytliwej nazwy. Miał zamiar postawić na coś prostego, jednak chyba nie będzie miał wyboru. Musi zrobić to tak, by wpadało w oko. No ale to potem. Gdy już nacieszył się widokiem, odbił się z pozycji siedzącej i zabrał się za sprzątanie reszty rzeczy. Przy pomocy odkurzacza, zmiotki i innych rzeczy, a także różnej chemii, lokal aż lśnił. Następnie złapał za manekiny i ustawił je tak, jak sobie wymyślił. Wszystkie ważyły więcej, niż można było się spodziewać. Zgrzany i zdyszany odstawił ostatni z nich. Opadł na tyłek tam, gdzie stał i wysunął ręce do przodu. Pot spływał mu po czole, a ten łapał powietrze najgłębiej, jak się dało. Jedyne, co mu zostało, to dosunąć resztę mebli. Przetarł czoło i niesiony chwilą tym również szybko się zajął. Zmartwiony sytuacją otoczenia zadzwonił do firmy zajmującej się szyldami i wyprosił, by zrobili mu to teraz, a on zapłaci później. Nie był fanem takich rozwiązań. Chciał zrobić to potem… ale gdy miał już coś, co było w jego opinii sercem sklepu, postanowił dopiąć wszystko na ostatni guzik. Ceny takiego szyldu też nie były małe. Będzie musiał mieć szybko spory utarg. Liczył na to, że pojawią się jacyś ciekawi klienci, pokochają jakość ubrań i przekażą dalej. Nie da się ukryć, że liczył na ciekawość ludzi spowodowaną nowym miejscem. Wspomagał się też mediami społecznościowymi, jednak nie miał ich jakoś super rozbudowanych. Kto zobaczył, to zobaczył, ale na pewno nie było tego dużo. Dodał jeszcze ogłoszenie do lokalnej gazety za symboliczną opłatę i samemu zaprojektował ulotki, które wrzucał ludziom od jakiegoś czasu do skrzynek. Przygotował się do otwarcia i zrealizowania swojego marzenia najlepiej, jak tylko mógł. Na ile pozwalały mu jego możliwości i finanse. Był dobrej myśli. To musi wystarczyć. Reszta jakoś pójdzie. Dobry sklep w dużej mierze obroni się sam. Sporo myślał nad nazwą, jednak nie szło mu to za dobrze. Całe szczęście firma, którą wybrał, istniała na rynku już wiele lat i miała na koncie mnóstwo zleceń. Dzięki wskazówkom Axela i doświadczeniu wykonawcy udało się coś wybrać. Ostatecznie padło na „Figure Fantasies”. Nie było to może nic odkrywczego, jednak na początek powinno wystarczyć. Jemu się podobało, a to chyba najważniejsze. Nazwa nawiązywała do manekinów i różnych fantazji z nimi związanych. Gdy patrzyło się na ubrania, które noszą, głównie bieliznę, wyobraźnia mogła poszaleć. Miał wrażenie, że w jakiś sposób naprawdę pasowało to do tego miejsca. Zmęczony całym dniem i z zachodzącym słońcem za plecami złapał za klucze. Szyld zamontowali mu również tego samego dnia. Axel był padnięty jak nigdy. To był naprawdę długi dzień. Na dworze panowała już noc. Chłopak dumny z siebie i ze swojej pracy wyszedł z pomieszczenia i zamknął drzwi. Odsunął się parę kroków, idąc tyłem i teraz przyglądał się, ale od zewnątrz. Oczywiście najwięcej uwagi poświecił swoim nowym ludzkim perełkom. Nieopisane szczęście napłynęło do jego serca. Poczuł ścisk w klacie, a szeroki uśmiech zawitał na jego twarzy. Był o krok od płaczu, choć należał tych, którzy raczej prawie nigdy nie płaczą. Doprowadzić go do łez to cud, jednak teraz nie mógł się powstrzymać. Z wypiekami na twarzy kąciki jego oczu zwilgotniały. Na wpół zamknięte oczy resztką sił badały każdy centymetr obrazu, jaki miały przed sobą. Wyciągnął się i strzelił kośćmi, szczerząc zęby.

Obrócił się na pięcie i skierował się w stronę domu. Mieszkał niedaleko, w małej kawalerce. Udało mu się ją opłacić na trochę do przodu z poprzedniej pracy, aż nie rozkręci się jego nowy biznes. Wrócił do domu, zamykając za sobą drzwi. Szybko zdjął ubrania i udał się do łazienki, zmywając z siebie cały pot i zmęczenie z dzisiejszego dnia. Posiedział pod wodą więcej niż zwykle. Zazwyczaj wolał krótkie prysznice. Tym razem jednak pozwolił sobie na dłuższy. Wyszedł, wycierając się ręcznikiem i kładąc się do łóżka. Nie zjadł nawet kolacji. Po części przez zmęczenie, a po cześć przez to, że nie myślał już o niczym innym, jak o swoim sklepie. Chciał szybko zasnąć. W końcu im szybciej zaśnie, tym szybciej się obudzi i tym samym szybciej zabierze się do pracy. Nie trwało to długo. Wystarczyło, że zamknął oczy, które ledwo się już trzymały. Głośne chrapanie wypełniło jego pokój.

Noc minęła spokojnie i szybciej niż kiedykolwiek. Obudził się wcześnie. Nie ustawił wczoraj budzika. Kompletnie o tym zapomniał, ale nawet go nie potrzebował. Promienie słońca wpadły przez okno, wlewając do pokoju życie. Mężczyzna przeciągnął się i ziewnął z całej siły. Otworzył szeroko oczy i na wpółprzytomny usiadł na łóżku. Poruszył karkiem, a kilka kostek strzeliło mu w ciele. Zastygłe stawy po nocy wracały do życia. Uśmiechnął się do samego siebie i bez niczego od razu poleciał do ekspresu. Zrobił sobie najmocniejszą czarną kawę, jaką się da. Dwie porcje. Jedna teraz na dobry początek, a druga oczywiście do pracy. Usiadł przy małym stole doczepionym do ściany. Postawił przed sobą kubek, a drugą porcję po prostu przelał do termosu. Wypił ją dość szybko. Teraz tylko jakieś proste kanapki, szybka toaleta, ubranie się i klucz już znalazł się w zamku.

Praktycznie biegiem ruszył do sklepu. W ciągu minuty stał już przed drzwiami. Spojrzał przez szybę. Wszystko wyglądało jeszcze ładniej niż wczoraj. Manekiny prezentowały się bajecznie. Kluczyk wydał dźwięk przekręcania go w zamku. Axel przekroczył próg. Odstawił torbę ze swoimi zapasami na blat i nie ociągając się, rozpakował kolejne kartony. Teraz została mu już tylko drobnica i w sumie sama przyjemność. Pora powiesić i założyć zamówione ubrania. Wyjął zakupione wcześniej stojaki i wieszaki na kółkach. Porozmieszczał je ładnie po całym sklepie. Karton za kartonem, wszystko rozcinał jednym ruchem ręki. Mocno rozchylał na boki i garściami łapał za ubrania. Spodnie leżały ładnie na wysepce przy manekinie znajdującym się na środku. Bluzki, koszule i bluzy wisiały na wieszakach. Całość nie trwała dłużej niż jakieś 30 minut. Przetarł czoło, na którym pojawiły się drobne kropelki potu. Gdy już miał pełny obraz na ubrania, złapał za najładniejsze, jakie zobaczył i dopasował je do siebie, tak by ładnie się ze sobą komponowały. Sięgnął po stołek i szybko ubrał manekiny. Każdy z nich miał ładne dżinsy, do tego na zmianę stylową koszulę, bluzę i bluzki. Warto też wspomnieć, że wszystkie modele manekinów były uformowane i przystosowane do kobiet. Chciał, aby ten obiekt był przeznaczony właśnie dla nich. Piękne kobiety przychodzą do jego sklepu, zachwycają się ubraniami i lokalem, spoglądają na jego kompozycje dobrane do manekinów i cieszą się. Czego chcieć więcej? Jeden manekin dostał komplet ładnej czerwonej bielizny. Oczywiście był to ten najważniejszy, czyli na środku. Pod manekinem ułożona bielizna. Ta, która już się nie zmieściła, została powieszona na stojaku obok, niedaleko głównego widoku. Axel po tej niby drobnej pracy mocno zgłodniał. Złapał za torbę i wyjął kanapkę z serem i sałatą, po czym zaczął pałaszować ją ze smakiem. Zjadł ją na parę kęsów. Oblizał palce, no i teraz czas na podsumowanie pracy. Wyniósł kartony na zewnątrz. Ostatnie spojrzenie i kartka, która widniała na drzwiach z napisem „zamknięte”, została właśnie przez niego zerwana. Usiadł za ladą i z pełną świadomością mógł teraz powiedzieć, że sklep właśnie został otwarty. Początkowo nikt nie przychodził, jednak jego entuzjazm nie opadł ani na chwilę. Spodziewał się, że tak będzie. To, że ludzie będą ciekawi, też nie znaczy, że od razu będą walić drzwiami i oknami. Do tego potrzeba chwili i odpowiedniej atmosfery. Od jakiegoś czasu popijał kawę i po prostu siedział. Znudzony pozostawaniem w jednej pozycji podniósł się i chodził, spoglądając na swój towar, jednak teraz o wiele dokładniej. Mijały kolejne godziny. Zrobiło się już dosyć późno. Dziś nikogo nie było, ale nic straconego, jutro też jest dzień. Axel, odczuwając zmęczenie, postanowił już na dziś sobie darować. Nie smucił się, że nikt do niego nie zajrzał. Ludzie cały czas przechodzili obok jego sklepu i nikt nie zajrzał do środka, ale to nieważne. Ktoś by się pewnie podłamał, ale nie on. Jutro też jest szansa, nie wejdą jutro, to wejdą za tydzień. Kiedyś zaczną się schodzić. Teraz ważniejsze było to, że jego sklep miał już pierwszy dzień za sobą. Zamknął wszystko, przekręcając klucz w zamku, gdy kątem oka dostrzegł jakąś sylwetkę. Odwrócił się. Przy szybie ujrzał kobietę wpatrującą się we wnętrze jego sklepu, a dokładniej w jeden punkt. Widział to w jej oczach. Była wpatrzona w manekina stojącego na środku i ubranego w bieliznę. Również skierował na chwilę wzrok na to miejsce. Zabrzęczał kluczami w dłoni i bawiąc się chwilę, w końcu schował je do kieszeni. Kobieta pogrążyła się tak bardzo w myślach, że chyba nawet nie zauważyła jego obecności. Axel schował ręce za plecy i podszedł bliżej.

— Rozumiem, że podoba się Pani ta bielizna?

Kobieta jakby wróciła na ziemię. Zdziwiona i nieco przestraszone spojrzała na mężczyznę, z którego obecności dopiero teraz zdała sobie sprawę. Nie wiedziała, co ma na to odpowiedzieć. Poprawiła jedynie torebkę, wsuwając ją bardziej na ramię. Axel właśnie uświadomił sobie, że mogło to nieco dziwnie zabrzmieć. Od razu skarcił się w myślach. Wystawił rękę, przekręcając ją w bok w geście przeprosin, powtarzając tym samym słynny zwrot z Japonii. Sporo siedział w ich kulturze, czasami to było silniejsze od niego, a czasami po prostu żartował. W tym wszystkim dodatkowo głupio się uśmiechnął i przymknął oczy.

— Jestem właścicielem tego sklepu. Wybacz… Nie miałem nic złego na myśli — dodał spanikowany. Kobieta jakby w jednej chwili się zrelaksowała. Zaśmiała się mocno, jednak szybko zasłoniła dłonią usta, by nie wyjść na niegrzeczną. Widać było jednak po niej, że jest rozbawiona.

— Aaa, rozumiem. W porządku. Nie, nic się nie stało. Chociaż… nie powiem. Trochę mnie Pan przestraszył.

— Tak… domyśliłem się tego po Pani reakcji. Nie chciałem wyjść na dziwaka.

— Ależ skąd. To bardziej chyba ja — powiedziała, pozostając jedynie w uśmiechu i znów patrząc na wnętrze sklepu.

— Czyli jest Pan właścicielem. Nowy sklep, prawda? Nie kojarzę, by był tu wcześniej.

— Tak. Zgadza się. Dziś właśnie miał swój pierwszy dzień. Odjazd, co nie?

W momencie gdy to powiedział, od razu poczuł zażenowanie samym sobą. „Odjazd?” Co ty gadasz, chłopie. Straszne… W duszy strzelił sobie w czoło.

— Zgadza się… — dodała z entuzjazmem, wysuwając palec.

— A wracając do pytania. To tak, bielizna jest bardzo ładna. Ale nie tylko. Sklep również.

— Bardzo dziękuję.

— Proszę. Już zamknięte?

— Aaa tak, zgadza się…

— Rozumiem…

Axel szybko wsunął ręce do kieszeni, wyciągając klucze.

— Ale jak chce coś Pani obejrzeć, to jeszcze otworzę…

— Proszę nie robić sobie kłopotu. Po prostu przyjdę jutro.

— Naprawdę?

Znów strzelił sobie w czoło. Nie tak się rozmawia. Co się dzieje? Odchrząknął i wyprostował się, próbując udawać dojrzałego, a raczej poważnego.

— To znaczy… tak, zapraszam.

Kobieta, obserwując jego postawę, nie mogła powstrzymać się od ponownego drobnego chichotu. Mężczyzna był zabawny.

— W takim razie do jutra. Jak rozumiem, będę pierwszą klientką?

— Zgadza się.

— Od której ma Pan otwarte?

— Codziennie od 9:00.

Przytaknęła, ruszając z miejsca i idąc w jego kierunku. Stawiała krok za krokiem, zatrzymując się ponownie, gdy tylko nieco go wyminęła.

— No to do jutra. W sumie w temacie bielizny… hmmm… już nie mogę się doczekać, aż Pana rozdziewiczę… to znaczy Pana sklep… — powiedziała i przewróciła oczami.

Wiedziała już, że reakcje chłopaka są przezabawne. Wydawał się taki uroczo spięty. Zrobiła to specjalnie, by jeszcze go pomęczyć i zobaczyć, jak po raz kolejny się miota i nie myliła się. Axel, gdy to usłyszał, zdębiał. Otworzył usta i zamilkł. Nie miał pojęcia, co odpowiedzieć. W głowie szczęka opadła mu do samej ziemi. Nie da się ukryć, że kobieta była naprawdę zjawiskowa. Przynajmniej dla niego. Wysoka, długie srebrne włosy, szczupła i o jasnej cerze. Ubrana w obcisłe dżinsy i bluzkę ukazującą płaski i umięśniony brzuch. Ładne dłonie i długie palce. Śliczny uśmiech i głębokie brązowe oczy. Była śliczna. Całkiem w jego typie.

— Z wielką chęcią… — odpowiedział z automatu, na wpół przytomny, jednak szybko pokręcił głową, łapiąc się za włosy. — To znaczy… zapraszam! — rzucił, starając się powstrzymać zaczerwienie na twarzy.

Kobieta nie odpowiedziała, a jedynie machnęła ręką na odchodne i poszła dalej. Axel poprawił kołnierzyk w bluzce w wymowny sposób.

— Cholera — to jedyne, co pomyślał.

W drodze do domu przypomniało mu się, że nie zabrał torby, w której miał kanapki. Nie wylał też kawy, tym samym zostawiając otwarty termos. W teorii powinien wrócić, jednak miał za sobą ciężki dzień i nie znalazł na to sił. Jutro po prostu kupi kawę i skoczy po jakieś bułki. Rano posprząta i zabierze to, jak będzie wychodził. Wrócił do domu, tym razem dał radę spokojnie się ogarnąć. Mokry po prysznicu i z rozgrzanym ciałem stanął w oknie, obserwując nocną panoramę miasta. Miał mieszkanie na ostatnim piętrze bloku, który ustawiony był praktycznie w centrum. Mieszkanie, jak już wspomniałem, było dość małe, ale widok doskonale to rekompensował. Światła dużego miasto zaczęły pojawiać się w losowych miejscach. Punktowe światełka oświetlały powoli całą okolicę. Jakby zaznaczały sobą różne punkty na mapie. Można by je wszystkie połączyć jakąś linką. Na pewno wyszedłby z tego jakiś ciekawy wzór. Złapał za puszkę napoju, która stała obok. Szybki ruch palca poderwał zawleczkę, wypuszczając zebrany w puszcze gaz i oddając syczący dźwięk. Ręką oparł się o ścianę i zmęczonym wzrokiem obejmował okolicę. Światła odbijały się w jego oczach. Wziął łyk napoju, czując, jak gaz przeżera jego przełyk. Tego mu brakowało. Chłodny napój z dużą ilością gazu po całym dniu smakował cudownie. Dopił zawartość puszki, rozmyślając o swoim projekcie. W końcu znów położył się w miękkim łóżku i ponownie szybko odleciał. Poranek pełen energii i na maksymalnej prędkości. Wybiegł z domu, jakby coś go goniło. Ocierając się o ścianę i niemal spadając ze schodów, jakoś udało mu się ustać. Prawie stracił równowagę i przewrócił się, jednak szybki obrót na pięcie i wrócił do biegu. Poprawił czarną kurtkę i dłonią przeczesał włosy. Obcięte na jeżyka, krótkie brązowe włosy nie potrzebowały poprawiania, jednak chłopak i tak sięgnął do nich ręką. To wszystko przez stres. Nie chciał spóźnić się choćby o minutę. W końcu z drobnym pieczeniem w płucach znalazł się przed sklepem. Otworzył drzwi, zerwał kartkę i zrzucił kurtkę. Przeszedł się po sklepie, wszystko jeszcze poprawiając, chociaż i tak już było idealnie. Poprawianie doskonałości. Spojrzał na telefon. Miał jeszcze dwie minuty do 9:00. Wyrobił się w sam raz. Spojrzał na blat i zatrzymał się. Zdziwiony przyjrzał się dłużej. Termos był zamknięty i zakręcony. Z kolei kanapki były ładnie zawinięte w sreberko i odsunięte na bok. Ustawiona jedna na drugiej, blisko jego torby. Wstrzymał się, łapiąc się za podbródek. Podszedł bliżej, łapiąc za kanapkę.

— Czyli jednak to posprzątałem? — powiedział sam do siebie, zaciskając kanapkę.

Wtedy do jego uszu dobiegł dźwięk otwierających się drzwi. Szybko odrzucił kanapkę na bok i odwrócił się. Miał nadzieję, że będzie to jedna konkretna osoba i nie mylił się… to ona. Kobieta ze wczoraj. Weszła pewna siebie, zaciskając w jednej dłoni torebkę, a drugą układając na barku. Przesuwając ciężar ciała na jedną stronę, zgięła jedną nogę, stając tym samym trochę przekrzywiona. Zarzuciła włosami, unosząc głowę. Teraz zauważył, że jej długa i idealnie przycięta grzywka przysłaniała jedno oko. Pięknie się to komponowało z całą jej twarzą. Axel opuścił wzrok nieco speszony i wysuwając ręce do tyłu, złapał za ladę.

— Witam. No i jestem…

Mężczyzna przytaknął. Zastukał w blat i zbliżył się do kobiety.

— Widzę. Bardzo mi miło, że Pani przyszła. Witam w moich skromnych progach.

Znów załamał się tym, co powiedział. Rozpaczał w duchu, a jego twarz nieco się wykrzywiła. Zabrzmiał jak jakiś handlarz z bazaru. Czemu zawsze, gdy się stara dobrze wypaść, jest odwrotnie. To chyba jakaś klątwa. Dodatkowo po tych słowach wyciągnął jeszcze ręce przed siebie i stanął bokiem do kobiety. Całkowita tandeta. Zawsze był słaby w robieniu dobrego wrażenia, a przy kobietach to już w ogóle dostawał do głowy. Dziewczyna jednak nie uważała jego zachowania za coś żałosnego. Nawet przez chwilę nie pomyślała o nim w ten sposób. Chłopak był naprawdę słodki. W jej oczach był tak bardzo dziecięco uroczy. Postanowiła potowarzyszyć mu w jego teatrzyku. Lubiła tego typu tandetne zachowania. Im coś głupszego, tym lepiej, a przynajmniej w jej opinii. Ułożyła dłoń na brzuchu i ukłoniła się, jakby na przywitanie.

— Ależ oczywiście. Chętnie sprawdzę Pana skarby.

W tym momencie miał wrażenie, że zaraz się popłacze. Kobieta na pewno się z niego naśmiewała. Na starcie spalił się u takiej laski. Chyba gorzej już być nie może. Gdy tak sobie umierał i usychał wewnętrznie, kobieta jeszcze przez chwilę pozostawała w ukłonie. Włosy zakryły jej twarz. Uniosła dłoń i dwoma palcami odsuwając je powoli na bok. W ten sposób odsłoniła kawałek swoich ust, unosząc od razu jeden z kącików.

— Cholera… — dopowiedział w myślach.

Wyprostowała się i weszła w głąb sklepu. Uniosła wzrok zaciekawiona, doglądając wszystkiego w środku. Axel wrócił do normalnej pozycji, szybko domykając drzwi. Splótł dłonie za plecami, starając się jej za bardzo nie przyglądać. Ruszył za nią, powoli stawiając kroki. Starał się przekręcać głowę, jednak kątem oka wciąż wracał do kobiety. W tym momencie mógł dokładnie zobaczyć też jej tył. Wczoraj nie widział aż tak dobrze. W końcu było już dość ciemno. Jak już zauważył, kobieta była naprawdę szczupła, jednak nie w ten chory sposób, wręcz odwrotnie. Wszystko wydawało się być idealnie rozłożone. Szczupła kobieta o wdzięcznej posturze kroczy z gracją, nosząc obcisłe ubranie, które podkreśla jej smukłą sylwetkę. Materiał ubrania, bluzka na krótki rękaw, delikatnie otula jej plecy, podkreślając ich gładkość i elegancję. Linia kręgosłupa jest ledwie widoczna pod cienkim materiałem, wydobywając naturalne proporcje jej sylwetki.

Ramiona o subtelnym zarysie wyglądają wysmukłe, harmonijnie współgrając z resztą ciała. Linia talii, wyraźnie zaznaczona w obcisłym ubraniu, podkreśla kobiecą figurę, dodając zmysłowości każdemu jej ruchowi. Zaś pośladki, delikatnie opływające materiał, podkreślają ich kształt, dodając subtelnej objętości całej sylwetce. Długie, smukłe nogi, o płynnych liniach, na których znajdowały się czarne rajstopy z zaczepami pod krótką spódniczką, wydają się nieskończenie długie w dopasowanym ubraniu, co dodaje jej pewności siebie i gracji. Całość tworzy obraz elegancji i zmysłowości, a każdy detal jest starannie wyeksponowany, podkreślając naturalne piękno tej szczupłej kobiety. Zanim się obejrzał, nie wiedząc nawet kiedy, już nie odkręcał głowy. Nie spoglądał już kątem oka. Nie miał siły udawać. Spuszczony wzrok, skupiony po ogólnej obserwacji na tym jednym miejscu. Męskie instynkty i popęd wzięły górę. Szeroko otwarta buzia i poszerzone źrenice, z delikatnymi wypiekami na twarzy. Tak teraz wyglądał. Stracił rachubę czasu, jednak w końcu spojrzał nieco w górę. Kobieta odwróciła się w połowie w jego stronę i z wrednym uśmieszkiem wystawiła palec przed siebie. Poruszała nim na boki, cykając przy tym ustami.

— No wie Pan co… żeby tak się wgapiać… nieładnie — uśmiechnęła się lekko, zabierając palec sprzed jego twarzy i wracając do mężczyzny.

Stali teraz obok dwóch wieszaków z ubraniami. Sunęła palcami po ubraniach, zatrzymując się na środku i po kolei przeglądając. Axel, słysząc jej komentarz, spalił buraka jak nigdy wcześniej. Wyprostował się na baczność i zgiął w pół, zniżając głowę prawie do samej ziemi.

— Bardzo Panią przepraszam! — wręcz krzyknął, zaciskając przy tym oczy.

Jak on się zachowuje? No dobra, jest zjawiskową kobietą, ale powinien się opanować. To było niegrzeczne i ohydne. Nie powinien się tak zachowywać w stosunku do kobiety. Poza tym to była jego pierwsza klientka. Na pewno zaraz stąd wyjdzie i już nie wróci. A co jeśli rozpowie, że jest zboczeńcem? Czemu nie powstrzymał tych głupich oczu?! W ten sposób na pewno nie zrobi sobie dobrej reklamy. Już miał przed oczami te wiadomości w gazetach.

Nowo otwarty sklep z ubraniami nie przetrwał za długo. Właściciel zbankrutował. Co więcej, okazało się, że był ohydnym zboczeńcem — zeznaje jedna z klientek, która czuła się jak sama mówi, napastowana. Mężczyzna rozbierał kobiety wzrokiem, szczerząc się przy tym”.

— Nie… ja nie chcę. To nie tak! — coraz bardziej pogrążał się w swojej paranoi, gdy poczuł, jak delikatna dłoń ląduje na jego najeżonych włosach i dotyka skóry jego głowy. Wtedy, jakby za dotknięciem magicznej różdżki, wszystkie złe myśli odeszły w siną dal. Axel wzdrygnął się nieznacznie i głęboko westchnął. Powoli uniósł głowę, marszcząc przy tym czoło. Kobieta poruszała ręką, masując go po głowie.

— Jest Pan zbyt zestresowany. Tylko żartowałam. Już dawno nie widziałam tak spiętej osoby…

Uśmiechnął się, przyznając jej rację. Zawsze był kłębkiem nerwów. Wyprostował się, a kobieta zabrała rękę z jego głowy. Oparł się ręką o stojak i zmarszczył usta.

— Coś w tym jest. Od zawsze tak miałem.

— No to trzeba to zmienić…

— Pracuję nad tym. Już jest… lepiej.

Złapał się za tył głowy, ściągając jednocześnie barki do środka.

— To dobrze. Skoro tak, to wolę nie myśleć, jak było wcześniej…

— Było… gorzej…

— Tyle to się domyślam… — przewróciła oczami, zerkając na zawieszone obok bluzy i koszulki.

Bardzo lubiła prosty styl i najczęściej w takim chodziła. Pomijając jakieś formalne spotkania czy imprezy, zwykle sięgała właśnie po takie rzeczy. Posłała mężczyźnie ciepłe spojrzenie, wpatrując się w niego. W jej oczach on również był naprawdę przystojny. Młody, o delikatnych rysach twarzy, szczupły, a jednocześnie wysportowany. Widziała to po budowie ciała. Krótkie, ładnie przystrzyżone i zrobione włosy, oczy… nie do końca wiedziała, jaki to kolor, jakby jakaś mieszanka. To, że nie mogła go określić, w sumie jeszcze bardziej jej się podobało. Szczery uśmiech, słabe żarty, dziecinna postawa, urocze zakłopotanie. Ciepła postawa i kultura. Wszystko, co sprawiało, że ciągnęło ją do drugiej osoby jak magnes. Na chodniku robiło się coraz głośniej, a kolejni ludzie zaczęli wchodzić do sklepu. Kobieta od razu spojrzała w kierunku drzwi. Sama nie wiedziała, czy jest smutna, czy wesoła. Axel także praktycznie równo z nią momentalnie posłał wzrok w tamtą stronę. Widok nowych twarzy, ciekawych jego produktów, od razu pomógł mu pozbyć się zażenowania. Kobieta paluszkiem popukała go w klatkę piersiową. Zdziwiony odwrócił się, drapiąc się od razu w tym miejscu.

— Coraz więcej osób. Ludzie są ciekawi jak zawsze.

— To prawda… nie powiem, żebym na to nie liczył…

— Ale… to ja miałam być pierwszą klientką i tak właśnie będzie.

— Aaa, tak, jasne, obiecuję, że Panią obsłużę jako pierwszą…

— Cana… — dodała szybko i wyciągnęła całą rękę… — Nie ma co sobie ciągle wchodzić na Pan i Pani. Szczególnie, że chyba jesteśmy w tym samym wieku.

— Rozumiem. W takim razie miło mi. Axel się kłania i może. Mam 22 lata, a Pa… znaczy ty?

Wyciągnął dłoń i szybko złapał rękę kobiety, zaciskając je ze sobą. Uśmiech jednak szybko znikł z jego twarzy. Spojrzał na twarz Cany, a ta przybrała iście grobową minę. Jakby dostała czymś w głowę. Zdawała się być przybita, a po chwili zniesmaczona.

— Stary zbok…

Axel puścił jej dłoń, z twarzą wykrzywioną w panice uniósł nogę i przystawił dłonie do twarzy, jakby miał zamiar się bronić.

— Nie bij. Przepraszam! — rzucił w panice w stronę kobiety, która już nie dała rady wytrzymać.

Głośno zachichotała. Złapała się za brzuch, przecierając jednocześnie zawilgotniały kącik prawego oka. Zaśmiała się do tego stopnia, że nawet na chwilę zgięła się w pół. Miała ubaw jak nigdy.

— Wybacz, musiałam. Szkoda, że się nie widziałeś. Po prostu wychodzi na to, że jesteś starszy i no….

Axel podrapał się palcem po policzku i zamilkł. Dziś mamy festiwal robienia sobie żartów z jego osoby.

— Czekaj. skoro ja jestem stary, to ile ty masz?

Uspokoiła się. Odczekała chwilę i złożyła ręce na piersi. Przybrała poważną minę.

— Nie dość, że zbok, to jeszcze cham…

— Że co proszę?

— Kobiety się o wiek nie pyta. Mama cię nie uczyła?

— Ale przecież sama zaczęłaś. Kobieto, nie załamuj mnie…

Opuścił ręce do dołu, garbiąc się przy tym załamany.

— Nie spytałam, ile masz lat. Sam powiedziałeś. Ja tylko strzeliłam, że bazując na wyglądzie itd., chyba jest podobnie.

Już chciał odpowiedzieć, jednak wstrzymał się. Zaczął szybko i mocno drapać się po głowie. Technicznie rzecz biorąc, kobieta miała rację. Przytrzymała go jeszcze chwilę w napięciu. W końcu jednak podeszła od boku i mocno złapała go za policzek, wyciągając go.

— Mam 20…

— Ał ał ał…

Szybko złapał się za czerwony i obolały policzek, masując go intensywnie.

— Czyli nie tak dużo. To tylko dwa lata różnicy. Nie jestem stary.

— Dwa lata to bardzo dużo. Osobiście uważam, że faceci starzeją się szybciej. Do tego, co macie na liczniku, trzeba zawsze dodać jeszcze sześć albo siedem. Czyli prawda jest taka, że masz 28, 29 lat.

— Co to niby za dziwna zasada?

— Nie dziwna, tylko najlepsza..

— A czemu najlepsza?

Uniósł jedną brew zaciekawiony.

— To proste, bo moja.

Wysunęła się do przodu, w głupim uśmieszku.

— Aha…

Axel, zupełnie zbity z tropu, miał teraz całkowicie pusty wyraz twarzy. Z tym nie dało się polemizować.

— No to może… skoro już sobie pożartowaliśmy, to… może oprowadzisz mnie trochę po sklepie?

Specjalnie ostatnie słowo „staruszku” przesylabizowała tak, by lepiej wybrzmiało. Axel rozejrzał się po sklepie.

— W sumie nie ma tu za bardzo po czym oprowadzać. Wszystko widzisz. Nie jest to na razie takie duże, ale może kiedyś…

— Bez przesady. Nawet jeśli, to parę kroków można zrobić. Pokaż mi, co jest na każdym stojaku.

Axel postanowił zignorować kolejną wzmiankę i zaczepkę. Nie miał na to odpowiedzi. Niech już będzie i tak. Nie do końca wiedział, co dokładnie ma pokazać kobiecie, której ewidentnie mocno na tym zależało. Jego punkcik naprawdę nie był za duży i spokojnie mogła dostrzec wszystko z miejsca, gdzie stoi. Byli mniej więcej na środku. No ale klient nasz Pan, więc postanowił, że się postara. To było dla niego nowe wyzwanie. Przytaknął i zaczął chodzić z kobietą od stojaka do stojaka. Przy każdym z nich omówił, jakiej marki wiszą tutaj ubrania, z czego zostały wykonane. Parę razy nawet wspomniał o takich aspektach jak pranie czy technika prasowania. Przez jego ręce przelatywały różne znane marki. Kupił tego sporo, wierząc, że każdy znajdzie coś dla siebie. Kobieta z kolei nie przerywała mu i słuchała go z zaciekawieniem. Chłopak opowiadał z takim entuzjazmem, że nie miała serce mu przerywać. Choć były to tylko ubrania, dla niego zdecydowanie było to coś więcej. Coś, czego ona nie potrafiła dojrzeć. W końcu dotarli do wysepki z bielizną i głównego manekina. No i tu pojawił się problem. Axel jakby w jednej sekundzie, jak wcześniej mówił długo i bez problemu, teraz się zaciął. Stało się to dokładnie w momencie, gdy złapał za czerwone koronkowe majtki i uniósł do góry, przed kobietę. Jezu, jak trudno być facetem. Właśnie ponownie uświadomił sobie sytuację. Piękna kobieta i on, który właśnie macha jej przed twarzą seksowną bielizną i stara się ją opisać. Od razu wszystko się w nim zagotowało. Czuł, jak para leci mu z uszu. Zaczął się jąkać i poczerwieniał. Na szczęście udało mu się jakoś oprzytomnieć. Wzrok kobiety wcale nie pomagał. Ta specjalnie zamruczała i otworzyła szerzej oczy, jakby mówiła „no dalej, słodziaku”. Axel poprawił niewidzialny kołnierzyk i zebrał się w sobie.

— No to ten…. Tutaj… mamy, dział no. Jak widzisz… tego typu rzeczy, szerzej…

Nie mógł cały czas na nią patrzeć. Uciekał wzrokiem, nawet gdy tego nie chciał. To było zbyt krępujące. Przed oczami stanął mu obraz jej pośladków. Było już za późno. Fantazja wzięła górę. Wyobraźnia zaczęła działać, a ten odpłynął, starając się siłą woli wybić sobie z głowy te… sceny, które właśnie przelatywały mu w umyśle.

— Szerzej… znane jako bielizna. Mamy… znaczy mam… głównie w kolorze czerwonym. Kooo… koronka z różnego rodzaju wycięciami. Na środku… po bokach, ze sznurkami i…. i…. — jąkanie pogłębiło się na tyle, że nie był w stanie nic więcej powiedzieć.

Kobieta w końcu wyciągnęła dłoń i złapała za bieliznę.

— Dziękuję za tak szczegółowy opis wszystkich produktów, a tego zwłaszcza. Myślę, że przekonał mnie Pan. Chętnie wezmę. Tak się składa, że to mój ulubiony typ. Uwielbiam wycięcie na środku —

specjalnie wróciła do zwrotu „Pan”, by jeszcze bardziej podkręcić sytuację i zrobić mu w głowie jeszcze większy zamęt.

Dodatkowo puściła mu też oczko, mocniej zaciskając w dłoni nie tylko materiał, ale i dłoń chłopaka. Axel oszalał. Nabrał powietrza i jakby z automatu odpowiedział:

— Rozumiem… Do… dobrze wiedzieć… znaczy…

Poczuł, jakby trzasnął go piorun. Prądy powoli rozchodziły się po całym jego ciele, paraliżując je. W momencie gdy jego oczy spotkały się z jej, nagłe ogromne zawstydzenie przewróciło się w jego wnętrzu, jak fala gorąca. Serce zabiło mu szybciej, a ciepło wypełniło jego policzki, malując je intensywnie na wszystkie możliwe ciepłe kolory. Czuł się niesamowicie skrępowany, nie wiedząc, gdzie ukryć spojrzenie ani co zrobić z rękami. Nawet najprostsze ruchy wydawały się niemożliwe do wykonania w obliczu tego przygniatającego uczucia zawstydzenia. Pomimo prób ukrycia swojego zażenowania za uśmiechem jego mina zdradzała wewnętrzny chaos i niepokój.

— Co ja właśnie kurwa powiedziałem?! — karcił się w myślach.

Ręka po paru sekundach zaczęła mu drżeć. Z każdą chwilą drgawki nasilały się coraz bardziej. Z kolei kobieta czuła się jak w siódmym niebie. To było za mało. Czas postawić wisienkę na torcie. Szybko wybiła się na pięcie i wtuliła się w jego klatkę piersiową. Oparła się na nim całym ciałem, dociskając do niego swoje średniego rozmiaru piersi. Majtki, które oboje trzymali, znajdowały się teraz między nimi, gniecione ich ciałami. Cana spojrzała na niego drobną niewinną minką. Ze słodkimi oczami i lekkimi wypiekami uniosła wzrok, spoglądając na niego z dołu. Nie było to trudne. Była od chłopaka trochę niższa. Powierciła się trochę na jego ciele.

— A czy byłaby możliwość gdzieś tu się przebrać i by sprzedawca ocenił? Nie lubię kupować w ciemno. Wie Pan, jak to jest teraz z tymi rozmiarami. Myślę, że profesjonalne spojrzenie byłoby bardzo pomocne. Proszę…

To było za dużo. Kojarzycie te momenty, głównie z japońskich animacji, ale również i z paru komedii, gdy główny bohater nie wytrzymuje? Zaczyna wtedy z podniecenia tryskać krwią z nosa i traci przytomność, z kolei dusza opuszcza ciało. Nie jest to żadna bajka, więc nic takiego się oczywiście nie stało… jednak Axel właśnie znalazł się w takim momencie. Nie było krwi, a dusza została w środku. Jednak coś w nim pękło. Zdrętwiał aż po koniuszki palców. Zaczął nerwowo oddychać i przeskakiwał wzrokiem z kobiety na bieliznę. Jego wyobraźnia znów nie zamierzała się wstrzymywać. Czy ktoś ma może jakiś młotek? W sumie gdzieś tu jeszcze powinien mieć jakieś narzędzia. Chętnie by sobie teraz strzelił z całej siły…

— Ja przepraszam, ale ja… no ten…. — zaczął nieudacznie pokazywać palcami, że musi się na chwilę oddalić. — Wydaje mi się, że nie… znaczy. Rozmiary są raczej pewne… — wydukał i odskoczył szybko od kobiety… — Na sekundę… Proszę sobie przejrzeć. Jak już się zdecydujesz, to tam jest kasa.

Nie chciał zabrzmieć niegrzecznie. W żadnym wypadku nie chciał jej też wyganiać, ale czuł, że dłużej nie da rady. To była najtrudniejsza rozmowa, jaką pamięta. Szybko wybiegł ze sklepu, udając się na takie swoje małe zaplecze. Schował się tam na moment, próbując się uspokoić. Kobieta obserwowała, jak ten wymija ludzi w sklepie i znika gdzieś za ścianą. Zagryzła paznokieć i opuściła rękę z bielizną.

— Wydaje ci się, mówisz? — powiedziała sama do siebie, zadziornym głosem.

Spojrzała na resztę kolekcji. Oglądała dalej, jednak koniec końców została przy tym, wokół czego była cała zabawa. W sumie nie robiła sobie tylko żartów. To był naprawdę jej styl. Spojrzała na manekina, który stał dumnie na podwyższeniu.

— Na tobie wygląda całkiem nieźle… ale ja mam lepszy tyłek. Więc powinno być idealnie, co nie? —

powiedziała jakby do manekina, unosząc tym samym majtki do góry. Oczywiście nie usłyszała odpowiedzi.

— Milczenie uznam za zgodę…

Wzruszyła ramionami i skierowała się w stronę kasy. Położyła majtki na ladzie i po prostu czekała. Axel potrzebował paru minut, jednak w końcu przetarł wilgotne czoło i wyszedł z powrotem. Skierował wzrok na kasę. Kobieta już przy niej stała. Oczywiście udał się w jej kierunku. Spuścił wzrok i bez patrzenia na kobietę otworzył usta.

— Już jestem. Wybacz. Musiałem iść do łazienki.

— Nagła potrzeba. Rozumiem — dodała, opierając się na ladzie.

Oczywiście powiedziała to dwuznacznym tonem. Axel w duchu składał ręce do modlitwy, by tylko nie brnęła w ten temat. Kobieta, nie chcąc już męczyć naszego biedaka, po prostu przysunęła do niego bliżej wybrany towar.

— Jak mówiłam, to do mnie przemawia. Wezmę je.

Mężczyzna wielce ucieszony, że ta chyba postanowiła się uspokoić, uniósł wzrok. Boże, jak on żałował, że tak nie potrafi. Złapał za materiał i szybko zeskanował, pokazując kobiecie terminal i płatność.

— Oczywiście. Cieszę się, że przypadły ci do gustu. I dziękuję za pierwszy zakup w moim sklepie.

Teraz jego głos przepełniała radość. Właśnie do niego dotarło, że sprzedał swój pierwszy towar. Niesamowite uczucie. Jego przygoda właśnie zaliczyła kolejny punkt na swojej drodze.

— Z racji tego, że jesteś pierwszą klientką, zakupy obniżone o połowę, więc tylko 50 zł.

— Ooo bardzo dziękuję. Nie ma to, jak być pierwszą… Lucky… — dodała, wymachując kartą i w końcu przykładając ją do terminala.

— Zapakować?

— Nie. Bez sensu. Mogę się tam schować u ciebie na zapleczu i je po prostu założyć? Popilnujesz, żebym nikt nie patrzył… no chyba, że chcesz mi pomóc…

Pokiwał głową…

— Myślę, że lepiej będzie zapakować.. — powiedział z minką zbitego psa.

W sumie to chce… ale no. Wiadomo jak jest. Dobra relacja sprzedawca — klient to podstawa. Kobieta odbiła się od blatu, lekko uderzając w niego otwartą dłonią.

— No niech ci będzie.

Mężczyzna szybko zapakował towar do ładnej czerwonej torebki i podał kobiecie. Cana podziękowała i odwróciła się na pięcie. Axel nie dał rady i znów zaczął ją obserwować. Jednak teraz był bardziej uważny. Gdy kobieta znów odwróciła się w jego kierunku, szybko odkręcił wzrok, udając, że coś robi. Jednak było to tak bardzo nieudolne i wymuszone, jak się tylko da.

— Wpadnę tutaj jeszcze potem. Miło się ciebie słucha. Chętnie posłuchałabym od ciebie… jeszcze czegoś. Może pod wieczór, jak będzie mniej ludzi? Oczywiście, jeśli nie będzie to dla ciebie problem…

Tym razem i ona była nieco skrępowana. Axel miał w sobie coś fajnego. Wydzielał taką miłą, sympatyczną i ciepłą aurę, którą wyczuła od razu. Aurę, która sprawiała, że chciało się tu wrócić. Do tego z sercem podchodził do tematu. Nie wiedziała, jak to opisać, ale z pewnością ten szczupły, spięty i nieśmiały chłopak wpadł jej w oko. Zatrzymała się i czubkiem buta zaczęła stukać w podłogę, jakby ze stresu. Axela na chwilkę odcięło. Te wcześniejsze zachowanie nieco go przytłoczyło, jednak teraz było inaczej. Chyba wreszcie była poważna. Oczywiście on również chętnie z nią jeszcze porozmawia. Czuł, że chce ją lepiej poznać i spędzić z nią więcej czasu. W końcu liczyła się każda osoba. Chociaż w jego przypadku była to bardziej kwestia zyskania pozytywnego rozgłosu, aniżeli zauroczenie. Im bardziej zaciekawi klienta swoją osobą, tym większa szansa, że tutaj wróci i kogoś ze sobą zabierze.

— Jasne. Zamykam o 18:00. Zapraszam jakoś koło tego…

Kobieta przytaknęła, poprawiając tym samym włosy i wsuwając je za ucho. Skierowała się do wyjścia, złapała za klamkę i zniknęła na chodniku. Axel oparł się łokciem o blat, dłonią podpierając policzek. Ucieszył się w głębi i odprowadził kobietę tak daleko, jak pozwolił mu jego wzrok. Przez resztę dnia przewinęło się przez sklep jeszcze parę ciekawych przechodniów, którzy akurat byli na porannym lub poobiadowym spacerze, jednak nic wielkiego. Była to dosłownie garstka osób, ale jak na drugi dzień, to i tak może być. Oprócz bielizny sprzedał jeszcze dwie koszulki i jedne dżinsy. Parę groszy wpadło do kasy. Teraz trzeba robić tak, by było jeszcze więcej i więcej. Zanim się obejrzał, na zegarze wybiła godzina 17:00. Miał jeszcze chwilę do ponownego przyjścia jego chyba już ulubionego klienta. Przez ten szybki napływ emocji zapomniał o manekinach. Odpoczął chwilę na pufie i skacząc wzrokiem z jednego manekina na drugi, dostrzegł, że nawet nie ustawił ich jakoś specjalnie. Manekiny w sumie bardziej ustawiły się same przez ścisk w kartonie i przenoszenie. Niby poruszył nieco ich stawami, by je trochę rozruszać, ale to tyle. Tak je zostawił. Ładnie ubrane, ale w ogóle nieustawione. Żeby dobrze oddawały ubrania, to zaledwie połowa sukcesu. Druga połowa to odpowiednia poza, dostosowana do rodzaju ubrań, które noszą. Najpierw udał się do manekinów, które stały przy szybie. Pierwsze trzy ubrane były w luźnym stylu i tak je ustawił. Ręce złożone na klacie, przechylone do przodu, łapiące się za biodra lub dłonie schowane do kieszeni dżinsów. Czwarty manekin, ubrany w koszulę, miał uniesioną jedną rękę, drugą poprawiając sobie mankiet. W tym ostatnim trochę więcej powagi, ale wciąż z zachowaną swobodą. Gdy już je poprawił, udał się do ostatniego, który stał na środku. Jego główna gwiazda. Tego postanowił ustawić w mocno wyzywający sposób. Wypięta klatka piersiowa, rozłożone nogi i dłonie sunące od policzków w dół aż do szyi, z głową uniesioną ku górze. Teraz wyglądało to już o wiele lepiej.

— Tak… właśnie miałam pytać, czy masz zamiar je jakoś ustawić…

Axel szybko zeskoczył z wysepki i odwrócił się. Drzwi otwarły się szeroko, wpuszczając do pomieszczenia chłód i drażniąc jego skórę. Wzdrygnął się odrobinę i syknął zębami. Po chwili wydały trzask spowodowany zamknięciem, a kobieta ruszyła w jego stronę. Ten oparł się o wysepkę i pomachał dłonią.

— Właśnie trochę mi się o tym zapomniało, ale już poprawione.

Stanęła obok i łokciami oparła się o blat.

— Wyglądają cudownie… a ten najlepiej.

Wskazała palcem na manekina sięgającego do sufitu w czerwonokrwistej bieliźnie.

— Dziękuję.

Mocno westchnęła. Zabierając palec i przechylając głowę, oparła ją o zewnętrzną stronę dłoni, którą przystawiła do twarzy.

— Manekiny zawsze mają taką świetną figurę. Strasznie im zazdroszczę.

Zestresowany mężczyzna spoglądał w stronę drzwi. Cały czas był odwrócony plecami. Uniósł palec i dłonią potarł się po szyi.

— To prawda, ale… ty też masz ładną i… to bardzo… — powiedział to najspokojniej, jak mógł.

Jego głos znów powoli wymykał mu się spod kontroli. Kobieta zarumieniona spojrzała w jego kierunku, bawiąc się przy tym włosami. Obkręciła jeden kosmyk na paluszku i zrobiła krok w bok.

— Tak mówisz? To może ja ci zapozuję, zamiast nich.

Mężczyznę zatkało. Charknął gardłowo, jednocześnie prostując się i odsuwając od blatu.

— Na pewno pomogłoby to w kwestii klientów, ale… chyba podziękuję.

Miał nadzieję, że kobieta nie odbierze tego źle. Nie uważał, że coś z nią nie tak. Ale chyba lepiej, jak zostanie przy swoich manekinach. W pomieszczeniu powoli robiło się już ciemno. Na szczęście zakupił ten lokal już ze zrobioną elektryką. Szybko skoczył do przełącznika i zapalił światła. W lokalu od razu zrobiło się nieco jaśniej. Po drodze poprawił jeszcze kilka rozwalonych ubrań i wrócił do poprzedniego miejsca. Teraz jednak wpatrzony był tak, jak ona wcześniej, w gwiazdę sali. Kobieta nie zareagowała na jego słowa, nie skomentowała ich też w żaden sposób. Wzruszyła jedynie ramionami.

— Ale masz rację. Wyglądają świetnie. To moje skarby…

— Skarby… to znaczy?

— Po prostu… wiesz, co nadaje duszy i życia sklepowi z ubraniami? Każdy rodzaj lokalu ma takie coś. Rzecz, która jest kluczowa i po prostu musi być.

Kobieta przystawiła palce do blatu i powoli sunęła nimi dalej, w jego kierunku.

— Oświeć mnie… Panie sprzedawco… — dodała, spodziewając się, jaka padnie odpowiedź.

Nie musiał nic nawet mówić. Odpowiedź ta i każda inna była wręcz wymalowana w jego pięknych oczach. Jego wzrok i ogień, który w sobie prezentował, mówiły wszystko.

— Dla takiego sklepu są to oczywiście… właśnie manekiny. Dzięki nim każdy może odnaleźć siebie. Patrząc na nie, może użyć tego jako podstawę i dzięki wyobraźni dostosować to, co widzi, do swojej osoby. Rozmiary nigdy nie były idealne. Rozmiarówka rozmiarówce nierówna. Co kraj to inaczej, jednak manekiny wydaje mi się, że zawsze były tego rozwiązaniem. Uniwersalną miarą, która jest nieomylna. Jedyne, czego potrzebujemy, to trochę wyobraźni i świadomości własnego ciała, które oglądamy codziennie w lustrze lub przy kąpieli. Jesteśmy w stanie przenieść zagniecenia danego manekina na swoje zakamarki, oszacować, jak będzie się układać na naszym ciele. Dodatkowo kwestia tego, że możemy dostrzec siebie w różnych pozach, które mamy praktycznie podane na tacy. Co więcej, manekiny potrafią skusić nas do kupienia danego zestawu, a nie tylko pojedynczego ubrania, chociaż to też. Nikt nie oceni nas lepiej w kwestii gustu niż my sami. Skuszeni pasującym stylem i dostrzeżeniem już w głowie, jak świetnie będziemy w nim wyglądali, sprawia, że automatycznie sięgamy po portfel. W przypadku bielizny każda kobieta chce wyglądać seksownie, czy to dla partnera, czy nawet przy sytuacyjnej przygodzie. Gdy zarzuci na siebie w głowie garderobę, którą właśnie widzi wsuniętą na idealne ciało i ustawi się w wyzywający sposób jak pod wzór, wtedy jej podniecenie momentalnie wzrośnie. Zauroczona zestawem, samą sobą i kierowana pożądaniem nie będzie w stanie się oprzeć. Kolory i krój są już kwestią czysto indywidualną i dyskusyjną. Ubrania…

Zwolnił na chwilę, by złapać powietrze, wtedy spojrzał na kobietę, która nie pisnęła nawet jednej literki. Nie wydając z siebie nawet najmniejszego dźwięku, słuchała go, jak pilny student wykładu. Axel szybko wystawił obie ręce przed siebie i w panice zaczął wymachiwać nimi na boki. Skrzywił się, uciekając wzrokiem.

— Aaa, przepraszam. Nie chciałem tyle gadać. Zapewne nie masz ochoty na słuchanie referatu o czymś takim jak plastikowe lalki i ubrania. No więc…

Przysunął do siebie dłonie i stykając ze sobą oba palce wskazujące, ściszył głos.

— Tak, to jest symbol, a skarby dlatego, że po prostu są dla mnie i tego miejsca szalenie ważne, w sumie tak to można podsumować… — powiedział szybko i praktycznie na jednym wdechu, chcąc zakończyć wypowiedź.

Cana uderzyła w blat i wyciągnęła się na paluszkach.

— Ajaj, no tragiczny przypadek..

— Słucham?

Uśmiechnęła się ironicznie.

— Kto ci powiedział, że nie mam ochoty?

Wychyliła głowę do tyłu, skupiając się teraz na tych z tyłu.

— Ja… miło mi w takim razie…

Nie wiedział, czy kobieta mówi serio, czy po prostu chce być miła. Stawiał bardziej na to drugie. Nigdy nie spotkał jeszcze osoby, która tak, jak on interesowała się ubraniami w większym stopniu, niż po prostu je nosząc. Zawsze widział w sobie lekkiego odmieńca. Jednak nie miał z tym nigdy problemu. Nie zawsze inni rozumieją naszą miłość czy fascynację. Wszyscy powtarzali, że jest po prostu świrem, a on najzwyczajniej w świecie uwielbiał piękne ubrania i symbole mody.

— Widzę, że trzy ustawione w luźny sposób, jeden bardziej formalny i ten… seksownie — zastukała paluszkami w kolanko plastikowej figury.

— Tak. W sumie zeszło mi na tym dłużej, niż sądziłem. Stawy już są trochę skamieniałe, że tak powiem. Nie są już pierwszej świeżości, ale i tak jak na używane prezentują się świetnie.

— To prawda. Miło, że taki fajny sklepik otworzył się w mojej okolicy. Nie narzekam.

— W okolicy? Mieszkasz blisko?

— Zgadza się. W sumie dwie ulice dalej… a co?

Znów szybko skierował wzrok w drugą stronę, jakby zgaszony reakcją kobiety w sekundę.

— Em… nic, tak po prostu pytam…

Kobieta przystawiła palec do podbródka i pokręciła głową na boki.

— Jak ty to wczoraj „Aj, Aj, dobrze wiedzieć!”

Axel złapał się za głowę i cisnął twarzą w blat.

— Daj mi już spokój. To nie było zresztą aż tak.

Kobieta, chcąc jeszcze bardziej zadrwić z chłopaka, przysunęła dłoń do czoła. Docisnęła, przekręcając na bok, wykonując tym samym żołnierski salut i prostując się. Poczekała chwilę, po czym klepnęła go w plecy.

— Haha, no już, już.

Mężczyzna ułożył ręce na blacie, skrzyżował je, układając na nich podbródek i pociągając nosem. Kobieta uniosła jedną nogę, bawiąc się pantoflem za pomocą paluszków. Bujała nim na stopie, zrzucając go i zaraz zatrzymując.

— Co cię skłoniło do otworzenia tego sklepu? — zapytała naprawdę ciekawa.

Rzadko się zdarza, że osoby w tym wieku decydowały się już na tak dużą, jakby nie patrzeć, działalność i ogromne ryzyko. Gdyby ona miała teraz postawić wszystko na jedną kartę, ach nawet nie potrafiła sobie tego za bardzo wyobrazić. W kwestii finansów była raczej bardzo ostrożna… żeby nie powiedzieć, zbyt przestraszona.

— Jak już się domyśliłam, naprawdę kochasz ubrania, co? No i je oczywiście też…

— Tak. Od zawsze uwielbiałem świat mody. Skradł mi serce wiele lat temu. Już od małego należałem do tego świata. Ubrania to wizytówka człowieka, piękna wizytówka. Manekiny z kolei są po to, by sprawdzić różne wzory tych wizytówek bez wcześniejszego płacenia. Pamiętam, że jak tylko miałem możliwość, to od razu zabierałem pilot i przełączałem na kanał, gdzie pokazywali najnowsze kolekcje. Wystawione były właśnie na tych kukłach, no i oczywiście czasami na modelach. Jednak zazwyczaj były po prostu narzucone.

— Rozumiem. Musiałeś być ciężkim dzieckiem… — przewróciła oczami. — Ja w sumie patrzyłam po prostu na to, co leciało.

— To też jakaś opcja.

— Widać po tobie, że naprawdę to lubisz, widać i słychać.

— Naprawdę? W sumie częściej słyszałem, że po prostu jestem dziwny.

— Ludzie są okropni, nie ma co ich słuchać.

— Znaczy nie, to nie tak. Nigdy nie słuchałem tego typu głupot, a nawet jeśli to prawda, to podoba mi się to, jaki jestem i nic mnie to nie obchodzi, po prostu mówię… — dodał, trochę się podnosząc i machając ręką.

— No i prawidłowo. Zresztą doskonale to znam. Gdy oddajesz czemuś całego siebie, zawsze nazywają cię dziwnym. Ludzie w tych czasach mają coraz mniej zainteresowań i pasji, dlatego są często zamknięci i nawet nie rozumieją, na czym to tak naprawdę polega. Nie potrafiąc zrozumieć tego uczucia, po prostu je od siebie odrzucają w najprostszy sposób, czyli atakując drugą osobę.

— Ja… tak, znaczy tak, dokładnie. W pełni się zgadzam… Hmm… — pokiwał głową z poważną miną, jednak po chwili przymknął jedno oko i zaśmiał się.

— Dobra teraz to ja zabrzmiałam lamersko.

— Tak, tragedia…

Kobieta w jednej chwili nadymała policzki i uszczypnęła chłopaka w policzek.

— Ala… znowu? Co tym razem?

— Haha, dobrze ci…

— No ja nie wiem… — dodał, mocno pocierając zbolały policzek.

— W końcu.

— Co w końcu?

Zdziwiony zatrzymał ruchy ręki i wpatrywał się w oczy kobiety.

— W końcu mi się odgryzłeś. Czyli coś tam potrafisz.

Burknął pod nosem, jednak nie skomentował.

— Gdy zaczynasz opowiadać o ubraniach i tych zabawkach, twój głos staje się o wiele żywszy, wydaje się przepełniony szczęściem, a oczy świecą ci jak gwiazdy, do tego da się w nich dostrzec gwiazdy. Od razu zaczynasz się uśmiechać, zaciskasz pięści i nabierasz więcej powietrza, jakbyś zaraz miał odlecieć. Mówiłeś mi o tym w sumie krótką chwilę, ale to wystarczyło. Naprawdę… widać i słychać.

— Możliwe… trudno mi to ocenić, ale w takim razie, cieszę się, jak tak.

Przytaknęła, a but zsunął się finalnie z jej stopy, uderzając o podłogę. Axel spojrzał za siebie, dostrzegając but. Nie do końca wiedział, jak ma to interpretować. Zaczął kręcić młynek paluszkami i trochę wiercić się w miejscu.

— A powiedziałaś, że dobrze to znasz. Wiesz… oddanie serca itd. To może powiesz, jak to jest u ciebie? Na pewno jest to coś niesamowitego.

Kobieta sięgnęła do torebki, wyjmując średnich rozmiarów aparat. Pomimo jego niewielkich rozmiarów widać było, że jest dość profesjonalny. Cana przystawiła go sobie do twarzy, jakby chciała zrobić zdjęcie chłopakowi. Aparat był specyficzny, ponieważ był to model z automatycznym drukowaniem zdjęć.

— Tadam. Kocham fotografię i uwielbiam stare modele aparatów. Im starszy, tym bardziej kocha go moje serduszko — dodała z ogromnym szczęściem wymalowanym na twarzy i z całej siły docisnęła aparat do swojej piersi. Po czym zaczęła o nim opowiadać. Tym razem mężczyzna stał jak wryty i uważnie słuchał. Kobieta po krótkiej chwili skończyła, a ten przysunął się bliżej.

— I ty mówisz, że to niby ja mam płomyki w oczach, co? — dodał, posyłając kobiecie ciepły uśmiech. — Fotografia świetna sprawa i do tego bardzo trudna, naprawdę podziwiam.

— Bardzo dziękuję. Chciałbyś może zobaczyć moje wstępne pierwsze zdjęcia plenerowe? Planuję złożyć cały album i włożyć do portfolio.

— Jasne, że tak. Musisz przynieść.

— Dobra, to dogadani. Z ludźmi też zbieram zdjęcia. Z tobą też chcę jedno…

Mężczyzna mocno zaskoczony jej słowami od razu zaczął machać ręką, że może jednak nie, ale na darmo. Kobieta złapała go mocno za bark i przysunęła do siebie. Następnie objęła za szyję i uśmiechnęła się.

— Dawaj od razu. Uśmiech.

Axel, nie mając wyboru, starał się jakoś ładnie zapozować, chociaż już wiedział, że będzie słabo. Nigdy dobrze nie wychodził na zdjęciach. Miał się wyrwać, ale już postanowił się zgodzić. Niech będzie to jedno. Ostry błysk aparatu oślepił go na chwilę. Gdy tylko zdjęcie zostało zrobione, od razu mocno przetarł oczy. Poczuł szczypanie i potrzebował chwili, by dojść do siebie. Widząc to, kobieta złożyła ręce w geście przeprosin.

— Wybacz. Ma mocną lampę. Powinnam uprzedzić..

— No, wypadałoby… — dodał, machając ręką.

Cana wystawiła jedynie ząbki i odłożyła aparat na ladę. Obserwując, jak ten odzyskuje wzrok, postanowiła kontynuować.

— Co jeszcze, oprócz miłości, skłoniło cię do otwarcia tego punktu? Było coś jeszcze?

Kobieta po paru słowach o sobie postanowiła wrócić tematem do mężczyzny. Nie chciała przypadkiem popłynąć w słowach, jak on, a też miała do tego tendencje. Nie przepadała za mówieniem o sobie. O wiele bardziej wolała słuchać. Axel trochę zaskoczony pytaniem otworzył szerzej usta, zastanawiając się.

— W sumie druga sprawa to, to, że zawsze chciałem mieć coś swojego, być swoim szefem i dawać ludziom radość na swój sposób. Dzielić się z innymi tym, co kocham. Otwarcie sklepu zawiera w sobie chyba wszystkie te rzeczy i jest idealnym rozwiązaniem.

Dziewczyna szybko i energicznie pokiwała głową w górę i w dół.

— Zgadza się. Najlepszy pomysł. Tylko…

— Tylko? — powiedział mocno zmartwiony i zmarszczył czoło.

— Tylko popracuj nad nazwą. Jest trochę średnia.

— Aha…

— No wybacz, jestem po prostu szczera.

No i znów się załamał. Suche łzy spłynęły mu po twarzy, ale szybko obrócił to w radosny chichot.

— No może nie jest idealna, ale mi tam się podoba. Coś w środku mi mówi, że dobrze tutaj pasuje.

— Jasne. To tylko moja opinia. W sumie bardziej od samej nazwy liczy się atmosfera, a ta jest tutaj naprawdę przyjemna. Białe kolory idealnie pasują do kolorowych ubrań rozmieszczonych po całej sali. Mała, skromna lada w białym kamieniu i skrzętnie ukryta zielona, duża pufa z tyłu.

Spojrzała w róg, trochę się wyciągając. Mężczyzna po chwili zrobił to samo.

— Czyli zauważyłaś…

— No tak, no to może nie tak skrzętnie ukryta. To też trzeba dopracować…

— Hmm, wkopię ją zaraz mocniej za ladę…

Uniosła kciuk do góry, wstrzymując go chwilę w powietrzu. Axelowi po całej tej rozmowie zaschło trochę w gardle. Gdzieś tutaj powinien mieć jeszcze picie w puszcze, dwie albo trzy puszki. Kobiecie na pewno też chce się pić. Oderwał się od miejsca, gdzie stał i przeniósł się na drugą stronę.

— Napijesz się czegoś? W sumie osobiście zaschło mi trochę w gardle.

— Jeśli masz coś dobrego, to chętnie.

— Powinienem coś mieć.

Kobieta poczekała chwilę, po czym również ruszyła za mężczyzną. Axel właśnie spojrzał na telefon. Zgadali się i to bardziej niż mu się wydawało. Było już mocno po 18:00. Zaraz będzie trzeba się zbierać. Stał odwrócony plecami do idącej kobiety, gdy nagle poczuł, jak na jego plecach ląduje coś ciężkiego, z każdą chwilą coraz bardziej się na nim opierając i przygniatając go. Gdy przekręcił ciało i starał się odwrócić, zdezorientowany stracił równowagę. Nie dał rady się utrzymać i poleciał tyłkiem na pufę, która na szczęście leżała centralnie za nim, oparta o ścianę. Ciężarem, który nagle go zaatakował, był nie kto inny jak sama Cana, która poleciała prosto na niego. Idąc, zaczepiła nogą o stojak, którego nie zauważyła i tak to się skończyło. Niby w pomieszczeniu były zapalone światła, jednak wciąż panował tutaj lekki półmrok, więc dało się momentami coś przeoczyć. Zdziwiony i odrobinę czerwony Axel wbił się mocniej ciałem w kanapę i uniósł wzrok. Patrzył teraz prosto na kobietę. Ich twarze były tak blisko, jak wtedy, w sytuacji gdy droczyła się z nim przy wysepce z bielizną. Nie, teraz były jeszcze bliżej. Serce podeszło mu do gardła. Zaczęło bić tak mocno, że dało się je usłyszeć. Miał wrażenie, że w ułamku sekundy urosło do niebotycznych rozmiarów i wypełniło całą jego klatkę piersiową. Przełknął ślinę, uchylając usta. Dłonie kobiety leżały na jego plecach, jednak teraz, gdy już siedzieli, jej drobne dłonie otulały jego policzki. Ciepła i przyjemna skóra ściskała jego buzię.

— Aaa… — nie mógł wydusić z siebie ani jednego słowa, chociaż bardzo chciał. Nigdy nie było to tak trudne, jak teraz.

— Wybacz. Potknęłam się o nóżkę i… upadłam. Przepraszam, że na ciebie wpadłam, chociaż ja tam się w sumie cieszę… — powiedziała, czując, jak dłonie mężczyzny poprzez tę sytuację wylądowały na jej biodrach.

Nie zabrała dłoni z jego policzków. Czuła, jakby ktoś je do niego przykleił. One same za grosz nie miały zamiaru puścić jego twarzy. Teraz, w tym półmroku o dziwo jeszcze lepiej widziała jego tajemnicze oczy. Duże i połyskujące. Czysta cera i ładna, smukła twarz. Jej serce również przyspieszyło. Nabrała lekkich rumieńców i przymknęła oczy. Zadrżała odrobinę, siedząc na mężczyźnie. Teraz było inaczej niż wtedy, gdy się droczyła. Czuła coś innego. Automatycznie przechyliła twarz na bok, poruszając się, co spowodowało, że jeszcze bardziej docisnęła się ciałem. Axel w tym momencie poczuł się strasznie lekki. Jego ciało rozluźniło się jak nigdy. Dźwięki z zewnątrz kompletnie już do niego nie dochodziły. Odgłosy aut i miejskiej dżungli po prostu wyparowały. Uchylił usta, nie wiedząc kiedy, a jego palce bardziej zacisnęły się na jej biodrach. Poczuł, jak dolna część jego ciała zaczyna się napinać i wzrastać. Mięśnie brzucha również mocno się napięły. Maślanym, wręcz rozpływającym się wzrokiem spoglądał kobiecie w jej bajkowe brązowe oczy. Przełknął zalegającą ślinę, orientując się, jak suche stało się jego gardło.

— Nic… się nie stało… cieszysz się? — dodał, jednak każde kolejne słowo było cichsze od poprzedniego.

Wypuścił nagromadzone powietrze, zagryzając mocno wargę. Kobieta, czując górkę pod sobą, cicho zamruczała. Skupionym, ale delikatnym wzrokiem spojrzała w dół, na krocze mężczyzny. Następnie spojrzała na jego koszulkę, widząc przez nią napięte mięśnie brzucha i wracając do jego twarzy. Poruszyła dłońmi, kciukami sunąć po jego policzkach i zjeżdżając na szyję, by w końcu znaleźć się na jego klacie i palcami mocno ją dociskać. Pod palcami czuła jego bijące serce, które teraz, tak jak i jej, waliło jak młot. Uniosła nieco biodra, jakby automatycznie, dając zabawce mężczyzny więcej miejsca.

— Tak, z dwóch powodów — powiedziała, jedną ręką poprawiając grzywkę i odsłaniając zasłonięte oko i ściągając włosy za ucho.

Całe jej ciało wypełniło przyjemne uczucie ciepła. Oblizała wargi, czując, jak w całym jej ciele rośnie napięcie, a oddech stał się o wiele szybszy.

— Z dwóch? To znaczy?

Używając odrobiny siły, przysunął kobietę jeszcze bardziej do siebie, nawet nie zwracając uwagi zbytnio na swoje przyrodzenie. Za dużo teraz działo się jego ciele. Mówił już szeptem, nie było potrzeby głośniej. Śledził ruchy kobiety co do milimetra. Był skupiony na niej do granic możliwości. Byli teraz tak blisko siebie. Gorący oddech kobiety padał na jego czerwone wargi.

— Pierwszy to, to, że dzięki tobie nie wybiłam sobie zębów, a drugi…

W tym momencie zamilkła. Wbiła wzrok w mężczyznę najbardziej, jak potrafiła, chuchając gorącym powietrzem wprost na niego. Nie potrzeba było już nic mówić. Oboje samym spojrzeniem, jakby na zawołanie, krzyczeli równo „Ona/On jest niesamowita/-y”. Kobieta w końcu zbliżyła swoje wargi do warg mężczyzny i mocno go pocałowała. Zamknęła oczy i w pełni oddała się tej cudownej chwili. Już dawno nikt jej tak nie zauroczył po raptem kilku słowach. Tak bardzo chciała to zrobić. Mężczyzna czuł dokładnie to samo. Mocniej ścisnął jej biodra w stalowym objęciu. Chciał być delikatny, jednak nie umiał kontrolować swojej siły. Był tak pochłonięty chwilą, że nie dał rady. Kobieta w odpowiedzi na mocny ścisk syknęła. Typowa reakcja na lekki ból, który teraz przeszył jej ciało. To jednak jej nie zniechęciło. Nawet więcej, jeszcze bardziej pchnęło ją w jego stronę. W sklepie zapadał coraz większy mrok. Pojedyncze światła padały na manekiny i kilka stojaków. Największe z kolei padało na manekina na środku, a ostatnie drobne światło zostało skierowane na nich. Pufa z nimi na sobie znajdowała się idealnie na środku światła, uformowanego w duże koło. Jedno światło, które było dla nich gwiazdką, rozświetlającą to, co teraz było dla nich najważniejsze. Mężczyzna, idąc dalej w pocałunek, zabrał dłonie z jej bioder, złapał za bluzkę, powoli wsuwając dłonie pod jej bluzkę. Czuł jej miękką skórę pod palcami. Mięśnie idealnie wyczuwalne, przyjemnie gładka skóra. Jej brzuch był tak przyjemny. Szedł wyżej, by w końcu złapać dłonią za jej stanik i zahaczając go palcem, szybko ściągnął w dół. Zapięcia stanika wbiły się kobiecie w skórę. Nie odrywając ust, złapała za dół koszulki, którą szybko uniosła i zrzuciła z siebie. Oderwała usta i pchnęła mężczyznę do tyłu, by położył się na pufie. Ściągnęła ręce do siebie, zaciskając piersi schowane za czerwonym materiałem. Zagryzła wargę, zaciskając obie dłonie na kroczu mężczyzny i posłała mu zachęcający uśmiech. Jedną dłonią szybko podwinęła spódniczkę, ukazując nieco mokre czerwone majtki, takie same jak te, które wczoraj u niego kupiła. Sprawnym ruchem dłoni rozpięła mu rozporek. Jej oczy w wygłodniały sposób patrzyły na jego jeszcze schowaną zabawkę. Mężczyzna widział to bardzo dobrze. Czuł, że jest niczym więcej, jak zwierzyną, która właśnie dała się upolować. Kobieta patrzyła na niego w tak samolubny i zachłanny sposób. Wiedział, że już jest jej i nic nie może z tym zrobić. Chciał doprowadzić do tego, by ona również była jego, jednak na ten moment zdał sobie sprawę, że nie ma na to szans. Zbyt mocno dał się jej pochłonąć. Utonął w jej oczach i pięknym ciele, które powoli coraz bardziej się przed nim odkrywało. Napięcie w jego kroczu rosło z każdą chwilą. Gdy tylko dźwięk rozporka obiegł jego uszy, spiął się jeszcze mocniej. Wpatrzony z otwartymi ustami w jej duże piersi nie wydobył z siebie ani słowa. Ustawił usta do kolejnego pocałunku. Chciał kontynuować. Kobieta dwoma palcami zdjęła jedno ramiączka od stanika i dłonią zacisnęła jego dłoń na swojej piersi. Drugą ręką siłą ściągnęła jego wzrok na swoje mokre majtki. Pragnęła tego, by dokładnie widział całą jej osobę i to, jak na nią działa. Axel przełknął ślinę, sięgając do krocza kobiety i kciukiem pocierając jej kobiecość. Mocno i okrężnymi ruchami wywoływał drgania na całym jej ciele. Kobieta sparaliżowana pierwszą falą przyjemności puściła jego dłoń. Wyciągnęła dłonie do tyłu i rozszerzyła mocniej nogi, dając mu lepszy dostęp. Zamlaskała, oblizując szybko wargi.

— Naprawdę pasuje ci ten kolor… Widzę, masz komplet.

Poderwała się z miejsca, lądując na jego klatce piersiowej. Kładła się na niej, wypinając i stękając mu do ucha. Ruchy palca mężczyzny, który zaraz dołożył drugi i trzeci, sprawiały, że cała się trzęsła. Była coraz bardziej mokra. Bielizna stała się śliska i przyjemna. Materiał wtapiał się w jej ciało. Axel z kolei nasłuchiwał i popychany dźwiękami mocno złapał ją za włosy, pociągając do tyłu, jak własną suczkę i warknął. Ciepło i miękko. Taka właśnie tam była. Ręka to za mało. Chce dołożyć więcej. Teraz on wymusił na niej spojrzenie. Kobieta zabrała jego rękę i ściągnęła sobie na plecy. Drugą ręką, z podnieconym wzrokiem, ucałowała zagłębienie jego szyi.

— Wejdź już… bierz mnie… — powiedziała, rzucając się na niego i obejmując go za szyję.

Rozłożyła się wygodniej, opuszczając ciało niżej i ocierając o jego już mocno nabrzmiałe krocze. Axel sięgnął w dół. Szybko odgiął majtki kobiety na bok, a uczucie wilgoci przyjemnie zaatakowało dolne partie jego ciała. Wsunął się bez najmniejszego problemu. Powoli dobił do końca, ściągając kobietę w dół, jednak jeszcze nie poruszał. Ręką rozpiął stanik, rzucając go w kąt. Odchylił się, spoglądając na jej pełne piersi. Kobieta z kolei poruszała się na boki, chcąc jeszcze bardziej poczuć go w sobie. Członek ocierający się o jej wewnętrzne ścianki i poruszający każdy z jej nerwów. Coś wspaniałego. Czuła się pełna. Kropelki potu pojawiły się na jej plecach. Głośno i przeciągle stęknęła mężczyźnie w usta, gdy druga fala przyjemności i gorąca uderzyła w jej ciało. Rozchyliła ręce, by lepiej ukazać swoją klatkę piersiową. Spojrzała na jego koszulkę, wzdychając i ściągając ją z niego. Wpatrzona w jego mięśnie ułożyła się na niej. Dłonie wsunęła mu we włosy, wracając do pocałunku. Powoli poruszyła biodrami. Axel nie zamierzał czekać i również poruszał swoimi. Szybko znaleźli wspólny rytm. Oddawał pocałunki, wymieniając z kobietą ślinę, ale także głębokie, mocne i szybkie oddechy. Przymknął oczy, by lepiej wczuć się w chwilę. Obejmował jej plecy, jednocześnie bawiąc się jej pośladkiem. Powoli przyspieszał tempo. Jego serce biło coraz intensywniej, kobiety również. Jakby ich serca również złączył jeden rytm. Z wypiekami na twarzy i coraz bardziej zgrzani, kontynuowali pocałunki. Drobne przerwy na złapanie oddechu kończyły się u kobiety głośnymi jękami, a u mężczyzny stęknięciami. Wbił paznokcie w jej plecy, zdzierając jej trochę naskórka. Uczucie przyjemności coraz bardziej wypełniało jego ciało. Jego męskość, pomimo że i tak była twarda, cały czas stawała się coraz bardziej, do tego jeszcze mocniej urósł. Łapiąc dziko za jego włosy, wyrywała je mimowolnie. Gdy chciała opaść i po prostu oddać mu swoją kobiecość, tak by zrobił z nią, co chce, ten nie pozwolił jej na to. Mocno złapał ją tym razem za włosy i odrzucił do tyłu. Szybkie uniesienie ręki i złapanie za szyję, na mocnym ścisku kończąc. Kierowany szalonym podnieceniem zaczął ją podduszać i zasysać się na jej piersi. Kąciki jej oczu zaczęły robić się mokre. Jej odgłosy przyjemności i rozkoszy wydobywające się z zewnątrz, które do tej pory wypełniały salę, teraz były niesłyszalne. Zatrzymane w gardle przez mocny męski uścisk. Przez przyjemność i przyspieszony oddech potrzebowała więcej tlenu, którego teraz zaczynało jej brakować. Poczerwieniała jeszcze bardziej, a w kącikach jej oczu pojawiły się małe łezki. Jednak ona z wykrzywioną twarzą cieszyła się. Było jej dobrze jak nigdy. Pieczenie sprawiło, że nieco się wzdrygnęła. Zacisnęła dłonie w pięści i sunęła nimi po mężczyźnie, który właśnie wolną ręką dawał jej mocne klapsy. Skóra na jej pośladku po chwili była już odrapana i mocno zaczerwieniona. Axel nigdy jeszcze nie czuł tak ogromnego pożądania. Nie skupiając się w ogóle na tym, że może zrobić jej krzywdę, dalej zaciskał jej szyję. Sutek kobiety delikatny i miękki sunął na boki, kierowany jego językiem. Tonął wręcz w jego ustach. Puścił w końcu jej szyję, pozwalając kobiecie na niego opaść. Złapał obiema dłońmi na jej pośladki, wyciągając je i stękając jak nigdy. Kobieta rozgrzana wysunęła język, liżąc jego skórę i wypinając się jeszcze mocniej. Namiętność i pragnienie znajdowały się na najwyższym poziomie, a każde dotknięcie, pocałunek i gest był przesycony silnymi emocjami. Chwile, gdy serce bije szybciej, oddech staje się przyspieszony, a ciało reaguje na każde najmniejsze pobudzenie. Chwile, gdy rozkoszujemy się każdym zmysłem, zupełnie zatracając się w przyjemności i pożądaniu. Chwile, gdy ciało porusza się impulsywnie, płynnie, rytmicznie. Bliskość, w której nie ma miejsca na żadne ograniczenia czy zahamowania, gdy po prostu poddajemy się namiętności i pożądaniu. Tak właśnie czuli. Zbliżenie wypełnione wolnością. Czuli swój zapach, czuli dotyk swojego ciała, jego miękkość, a w niektórych miejscach i twardość. Upajali się wszystkimi zmysłami. Smakiem seksu, smakiem głębokiej intymności, spojrzeniem przechodzącym przez całe ich ciało, od głowy po palce u stóp. Wszystko to w tej jednej chwili. Każda minuta rozkoszy była dla nich wiecznością. Axel zagryzł wargę do krwi, zacisnął oczy, po czym otworzył je energicznie. Jego ruchy stały się wolniejsze, jednak głębsze. Ścisk w jądrach był coraz mocniej odczuwalny. Jego męskość drżała w kobiecie coraz bardziej. Zacisnął usta sparaliżowany rozkoszą, ale w końcu otworzył je szeroko, zassał powietrze, wydając z siebie drobne kaszlnięcia. Już chciał wyjść z kobiety, gdy ta szybko docisnęła się pupą do jego zabawki. Złapała za jego jądra i ugniatała w dłoni. Przystawiła swoje czoło do jego i pokręciła głową. Nie chciała, by z niej wychodził. Niech zrobi to w niej. Ona również była coraz bliżej. Skurcze w pochwie były nie do zniesienia. Zaraz spuści z siebie całe napięcie. Skurcze w okolicach pochwy były tak mocne, że same zaciskały jej nogi. Trzymała jego penisa w metalowym uścisku bez możliwości wyjścia. Ma go czuć do końca.

— Daj mi to…. — powiedziała na jednym wdechu, mrucząc mu w usta i pocierając swoimi wargami o wargi mężczyzny.

Axel, unosząc jeden z kącików ust, ucałował ją szybko w nosek i rzucił się do pocałunku jak na początku. Dojście w środku było dla niego jak marzenie. Nie zamierzał protestować. W ogóle nie myślał teraz, czy to bezpiecznie dla kobiety, czy nie. Jedyne, czego chciał, to dalej ją całować, uwolnić to, co się w nim nagromadziło, co do ostatniej kropli. W ich zbliżeniu było coś zwierzęcego. Aspekt zapomniany już przez ludzkość. Hamulce, które większość ludzi wciąż ma lub sobie wyrobiła w kontakcie z drugim człowiekiem. Dzikość, która teraz przepełniała ich ciała i tę chwilę, była jakby wyrwana z dżungli. Wszystkie najbardziej pierwotne instynkty przejęły nad nimi kontrolę. Pozbyli się wszystkich hamulców. Pokazali siebie w całości. Rozmytym wzrokiem oglądali każdy centymetr swojego ciała. Kobieta, siedząc na mężczyźnie i rozpływając się na nim, wiła się na jego męskości, rozpychana od środka. Nie miała siły wypowiedzieć ani słowa więcej. Zabawa jego magazynkiem wywołała intensywne prądy przechodzące przez całe jego ciało. Zaciskał palce u stóp, starając się wytrzymać jak najdłużej w tym błogim stanie, jaki mu serwowała. Kobieta również walczyła o to, by ostatecznie nie odpłynąć. Resztką sił powstrzymywała swoją kobiecość, uderzając piąstkami w jego klatkę. Zrobią to razem. Intensywne pieczenie wypełniło główkę jego penisa, sprawiając, że doszedł. Wystrzelił w kobiecie wszystko, co miał, cały czas wolno się poruszając. Żyły wyszły ma na całym ciele. Zacisnął każdy kawałek ciała, jak tylko mógł, by po chwili w całości się rozluźnić. Wbił paznokcie w skórę na pupie kobiety i warknął, zacinając się przy tym. Kobieta z kolei wygięła swoje ciało w łuk i pisnęła głośno w jego szyję. Również doszła. Jej kobiecość wypuściła z siebie śluz, obklejając jej uda i penisa mężczyzny. Szczypanie wypełniło jej pochwę. Jakby ktoś w środku dźgał jej cipkę milionem igieł. Ciepła sperma, duża ilość męskiego płynu, która przelewała się w jej środku, tylko potęgowała to uczucie. Penis mężczyzny zatrzymywał ją w środku, jednak ta i tak zaczęła powoli po nim spływać i opuszczać kobietę. Czuła, jak ten dalej się porusza. Po osiągnięciu szczytu było to o dziwo jeszcze przyjemniejsze. Zamknęła oczy, opierając się na jego barku, starając się rozluźnić drżące biodra i pulsującą pochwę. Pośladki zacisnęły się na jego jądrach, opadając i dociskając je. Gniecenie jąder przez kobietę sprawiało, że i mężczyzna zaczynał ruszać się na boki z przyjemności wywołanej miłym bólem. Główka, przez to, że był w kobiecie, piekła jeszcze mocniej, jednak tego właśnie chciał. Poruszał dalej, tuląc się do kobiety i przyciskając ją do siebie od dołu i góry. Po tym, jak oboje osiągnęli punkt krytyczny, trwali chwilę w ciszy. Nie mieli jeszcze siły, by zacząć rozmowę. Nie była ona zresztą tak ważna. Oboje chcieli jeszcze nacieszyć się tym, co właśnie przeżyli. Cana objęła jego szyję mocniej, jak prawdziwego ukochanego. Mogłaby tak zasnąć. Czuła, że byłaby w stanie. Było jej tak bardzo miło. Nigdy jeszcze nie strzeliła sobie drzemki, mając w sobie penisa, ale zawsze musi być ten pierwszy raz. Łapiąc kurczowo powietrze i unosząc kładkę piersiową ku górze, uśmiechnęła się sama do siebie w odpowiedzi na myśl o tym. Pierś Axela również mocno rosła i opadała w dół. On również nadrabiał zaległy tlen. Szumiało mu w głowie, a zmęczenie rozeszło się po całym jego ciele. Ucałował policzek kobiety i wsunął dłonie pod jej pupcię. Uniósł ją do góry, tym samym zabierając z niej penisa. Jego nasienie razem z płynami kobiety zaczęły z niej skapywać prosto na jego męskość, jednak nie przejął się tym. Po prostu opuścił je na siebie. Gest wypuszczenia powietrza i wysunięcia z kobiety przyrodzenia spowodował dźwięk chlupnięcia. Poszło za tym również parę mokrych kropel. Axel, zanim jeszcze opuścił kobietę do końca, złapał za swój sprzęt i otrzepał o jej krocze. Ta zareagowała na to delikatnym jękiem. Spojrzała za siebie na jego penisa. Dopiero teraz mogła mu się przyjrzeć. Był naprawdę duży. Nastawiła się bardziej na to, co chciał zrobić. Rękami zjechała na jego plecy, drapiąc go z całej siły. Jej wrażliwe miejsce po stosunku było jeszcze bardziej wyczulone. Spojrzała mu w oczy, skupiając na nim swoją uwagę i wydając stłumione dźwięki prosto w jego usta. W międzyczasie puściła jego woreczek. Gdy przysiadła, spuściła dłoń, łapiąc za jego zabawkę i pocierając ją w dłoni. Dłonią przetarła to, co na niej zostało, zahaczyła też o swoje krocze, uniosła palce i oblizała. Ściągnęła przyklejone włosy z czoła. Wsunęła między palce jego sutki. Axel już wiedział, że uwielbia jej ciało. Zaciskał jej pośladki z całej siły. Nie przestawał. Nie chciał ich puścić. Kobieta odrobinę podskakiwała, by dać mu jeszcze więcej zabawy. Ten trzymał teraz skaczące bułeczki. Kątem oka wróciła do jego męskości.

— Duży…

— Emm… dziękuję — dodał, znów uciekając wzrokiem.

Gdy gorące, impulsywne uczucie namiętności wywołane podnieceniem i spontanicznym seksem zaczęło opuszczać jego ciało, ten znów powoli wracał do siebie. Innymi słowy, mając świadomość, co właśnie się stało i gdzie zaciskał… co… jak… itd. Znów miał ochotę zapaść się pod ziemię. Za bardzo dał się ponieść chwili i temu, co właśnie kobieta swoimi miękkimi ustami ugniatała.

— No nie mów mi, że znów będziesz nieśmiały…

— Ja… No… — dodał, zaciskając usta i tworząc z nich dzióbek.

— Właśnie mnie przeleciałeś… dodatkowo cały czas ściskasz mi tyłek…

Pokazała palcem, jak jego dłonie wciąż wyrabiają jej tył niczym ciasto. Axel zaśmiał się sam z siebie i zatrzymał dłonie. Już chciał je zabrać, gdy kobieta znów opadła na niego i mocno się przytuliła.

— Nie zabieraj.

— Co?

— Nie powiedziałam, że masz zabrać…

Axel ucałował czubek jej głowy i troskliwym spojrzeniem wpatrywał się w kobietę.

— No dobrze, ale jedną… bo drugą chcę cię przytulić…

Kobieta ułożył dłonie pod głową, robiąc sobie z nich swego rodzaju poduszkę.

— Słyszałem kiedyś, że są ludzie, którzy podczas seksu podobno stają się inną osobą, ale ty to już w ogóle inny poziom…

Uniosła dłoń i błądząc palcem chwilę w powietrzu, szukała jego nosa. W końcu, gdy go odnalazła, strzeliła mu w niego mocno palcami. Axel zmarszczył nos i wydał z siebie ciche stęknięcie bólu.

— Ala… No widzisz. Dziwny ze mnie typ.

— Nie powiedziałabym. Jesteś miłym gościem.

— Sam nie wiem…

— No to ci mówię — dodała cicho, uśmiechając się przy tym.

Do chłopaka dopiero tak naprawdę docierała cała ta sytuacja i za cholerę nie wiedział, jak ją interpretować.

— Czemu to zrobiłaś? Chyba mi nie powiesz, że robisz to z każdym miłym gościem, co? — zaśmiał się, chcąc zażartować, jednak chyba nieco się przeliczył.

Kobieta tak tego wyraźnie nie odebrała. Poczuł, jak ta rękami odbija się od jego klatki piersiowej i opiera się o nią z całej siły. Włosy przykryły większą część jej twarzy. Były roztrzepane i potargane, jednak i tak, pomimo tego, doskonale widział, że jest bardzo zła. Zmarszczone brwi, zaciśnięte zęby i wściekłe spojrzenie, które wysuwało się spod włosów.

— Co to miało znaczyć? Masz mnie za dziwkę?

Axel znieruchomiał. Widząc wściekłą kobietę, od razu dreszcz przeszedł mu po skórze. Realny strach objął jego ciało. Nie chciał jej urazić. Nie chciał mieć problemów, ale najbardziej nie chciał zrazić jej do siebie przez głupi żart…

— Nie! Ja….

Zestresował się i w gniewie na samego siebie zaczął wymachiwać rękami na boki. Miał mętlik w głowie. Co tu teraz powiedzieć? Milion myśli na sekundę. Strach przed powiedzeniem znów czegoś głupiego był nie do ogarnięcia.

— Tylko żartowałem… Przepraszam! — wydukał spanikowanym głosem.

Jednak kobieta dalej była wściekła. Nie ruszyła się i nie zareagowała, za to coraz mocniej zaciskała piąstki na jego ciele.

— Rany… — rzucił zrezygnowany i lekko, najdelikatniej jak tylko potrafił, złapał ją za policzki.

Złożył na jej wargach delikatny pocałunek. Ten był zupełnie inny niż reszta. Również przepełniony był emocjami, jednak nie pchany chwilą, a w pełni świadomy. Przytrzymał swoje wargi jeszcze parę sekund, by puścić jej twarz i wrócić do poprzedniej pozycji.

— Naprawdę przepraszam…

Kobieta zacisnęła usta i fukając pod nosem, złapała za jego jajka. Z prowokacyjnym uśmiechem nieco je wykręciła, a Axel krzyknął, zdzierając sobie gardło i łapiąc ręką się za obolałe miejsce. Zaczął nieco łkać pod nosem.

— Dobrze ci tak!

— Przepraszam no… — powiedział zbolałym głosem.

Kobieta wstrzymała się na chwilę, po czym złapała za jego rękę i zabrała ją. Ponownie złapała za jego jądra, jednak teraz lekko je masowała, przyjemnie ugniatając je paluszkami. Mężczyzna wzdrygnął się z powodu kolejnego dotyku. Przestraszył się, ale po chwili znów się uspokoił.

— Nie robię tego z każdym. Wydajesz się świetnym facetem i naprawdę mi się podobasz.

Wygodniej ułożyła się na mężczyźnie i wróciła do wtulania się w jego twarde, nagrzane ciało.

— Co we mnie takiego świetnego?

— Twoje oczy. To, z jaką pasją opowiadasz o tym, co kochasz. Twoje zakłopotanie i druga strona, którą właśnie mi pokazałeś… trochę tego jest…

Axel nie był w stanie zareagować. Jego serce wypełniło ogromne ciepło. Był po prostu szczęśliwy.

— Dziękuję. Też mi wpadłaś w oko… nie będę ukrywał… — dodał odrobinę ciszej.

— No ja myślę… — rzuciła żartobliwie.

— A czemu pozwoliłaś mi dojść, no wiesz… w środku? Może dziwne pytanie, ale mnie to ciekawi.

Kobieta wspięła się po jego ciele i teraz ona złapała go za policzki.

— Już mówiłam. Jesteś świetny…

Oboje zamilkli, badając się nawzajem wzrokiem.

— Chciałam być z tobą do końca… Już dawno nie miałam tak dobrego orgazmu. Masz talent. Tylko duś trochę mniej. Myślałam, że zejdę. Nie tylko z przyjemności, ale też z braku tlenu… — roześmiała się szeroko, gładząc jego policzki kciukami.

Axel przekręcił głowę i uniósł nieco wzrok. Wpadł na pewien pomysł. Przesunął rękę bardziej między pośladki kobiety i udając, że nie wie, co robi, dwoma palcami zahaczył o jej górną dziurkę. Kobieta podskoczyła od razu, jakby rażona prądem. Burknęła i zagryzła jego dolną wargę…

— Tam też chcesz, zwierzaku?

Uczucie podniecenia powoli ponownie zbierało się w jej ciele. Z tą dziurką również lubiła się bawić i ma jeszcze trochę siły. Axel także niczego się nie bał. Chętnie sprawdzi, jak to tam wygląda.

— Wybacz… i sama powiedziałaś, że mam talent… może niech ona też się o tym przekona — dodał, wsuwając powoli jeden palec do środka.

Kobieta zacisnęła się na palcu mężczyzny.

— W sumie… — powiedziała, po czym powoli, jakby opadając, poleciała na bok.

Palec mężczyzny wysunął się z kobiety. Ta leżała teraz na plecach. Szybko odpięła spódniczkę i zsunęła ją do ziemi. Złapała za nią, rzucając za siebie i rozciągając się. Axel podniósł się lekko, obserwując kobietę. Leżała teraz w samej bieliźnie, ściągniętej na bok. Wyglądała przepięknie. Po raz kolejny zakochał się w widoku, który miał przed oczami. Cana wiedziała, że mu się podoba, więc by jeszcze bardziej go podniecić, uniosła nogi do góry. Rozchyliła pośladki, ukazując obie dziurki.

— Jedna już jest poklejona. Czas na drugą, mówisz?

— Yhymm… — rzucił jedynie szybko.

Skupił się w całości na tej jędrnej pupci, która właśnie się przed nim rozkładała. Kolejny ciasny zakamarek kobiety stał przed nim otworem i nie tylko on stał. Jego męskość już wystarczająco odpoczęła i też była chętna na dalszą akcję. Podnosiła się i twardniała coraz bardziej.

— Wolisz w majtkach… czy bez? Ja osobiście wolę z… seksowniej. Zawsze możesz na nich strzelić…

— Tak… zdecydowanie — pokręcił głową, wzdychając ciężko i łapiąc się za penisa.

— Chodź tutaj…

Przytaknął, kładąc się delikatnie na kobiecie.

— Jesteś naprawdę śliczna…

— Tobie również niczego nie…. ach…

Twardy członek mężczyzny przerwał jej wypowiedź, penetrując jej wnętrze po raz kolejny. Cana objęła go za szyję, będąc tym razem na dole i spinając się, docisnęła go do siebie, tak by poczuł jej piersi. Sterczące sutki kobiety wbijały się w jego ciało. Axel z kolei poczuł mrowienie na całym ciele, a twarde sutki Cany ocierały się, drażniąc jego skórę.

— Brakuje? — wysyczał z uniesioną brwią.

— Tak… hmmm… przytul się…

— Jasne…

Poruszył biodrami, wtulając się w drobne ciało kobiety. Złapał za koc, który leżał złożony pod ladą. Zarzucił na siebie i kobietę. Spuścił głowę, zostawiając malinki na jej szyi i sunąć wargami po jej klatce piersiowej. Ich pocałunki były gorące i mokre jak rozpalający ogień. To upojne zbliżenie przyniosło im błogi spokój i niepowtarzalną radość. Ta nocna rozkosz wypełniała ich serca, gdy stawali się jednością w miłości. Ich ciche oddechy zlewały się w jedną harmonijną symfonię namiętności, a noc trwała w najlepsze…


Dźwięki samochodów i ulicznego gwary znów ożywiły miasto, budząc tym samym Axela i rozpoczynając jego kolejny dzień. Mężczyzna powoli otworzył oczy i ziewnął, otwierając szeroko usta. Uniósł dłoń, starając się schronić przed atakującymi go promieniami słońca o poranku. Czuł się niesamowicie. To była najlepsza noc w jego życiu, a osoba za to odpowiedzialna właśnie leżała sobie spokojnie obok niego i spała w najlepsze. Przekręcił się na bok i wbijając łokieć w pufę, oparł się na dłoni. Przystawił dłoń do jej policzka, nieco go masując. Palcem przejechał po jej wargach, czując na skórze jej drobny, spokojny oddech. Poprawił włosy tak, by zobaczyć jej twarz w całości. Koc był z nich zsunięty i leżał obok. Musiał się zsunąć. Już miał go poprawić, jednak zaczął oglądać ciało kobiety. Nigdy nie będzie miał dość tego widoku. Rękę ułożył na jej pośladku, zaciskając go w dłoni. Wyciągnął go do boku, zerkając na jej poklejoną pupę. Strasznie podobał mu się ten widok. Wystraszony jednak drobnym ruchem kobiety zabrał rękę. Złapał za koc, poprawiając go i przykrywając ją. Promienie porannego światła łagodnie oświetlały jej twarz, rysując ciepłe refleksy na skórze. Świeżość poranka malowała delikatne rumieńce na jej skórze, podkreślając naturalną urodę, a miękkie światło początku dnia otaczało jej postać, podkreślając delikatne kontury ciała. Gorące przebudzenie malowało uśmiech na jego/jej twarzy, obiecując cudowny dzień. Patrzył na nią jak na ósmy cud świata. Leżała tak spokojnie. Schowani za blatem, obok siebie. Za szybą spacerujący i budzący się nowy początek. Axel w pewnym momencie zerknął \ na piersi kobiety. Paluszkiem odchylił koc, wpatrując się w jej klatkę.

— Na nie też chcesz się spuścić?

Nagły, cichy głos wybudził go z transu. Spojrzał wyżej, widząc jak kobieta otwiera oczy i w szyderczym uśmieszku trzepocze brwiami.

— Ja… może.

— Ajaj… — powiedziała, po czym wyciągnęła ręce przed siebie.

Oplotła nimi jego ciało, opierając się. Axel rozłożył się wygodniej, znów lądując na plecach. Objął plecy kobiety. Jej uroda rozkwitała w promieniach nowego dnia, jakby natura błogosławiła tę chwilę. Miękki dotyk świtu na jej skórze był jak delikatne pieszczoty, budzące ciało do życia.

— Potem… te cycki ci nie uciekną…

Szybki buziak w policzek i nieco zawstydzony uśmiech to było wszystko, co był w stanie zrobić. Aj, tragiczny był w te rzeczy. Zaczął drapać kobietę po plecach, ta z kolei wyciągnęła się na nim niczym kot, wydając z siebie długi dźwięk ulgi.

— Ktoś tu lubi drapanko…

— O tak, drapanie jest cudowne.

Poruszała się na nim na boki, chcąc więcej. Ułożyła się wygodnie. Otworzyła usta, lekko wzdychając i zastygła. Nie wstanie, nie ma szans. Mężczyzna kontynuował jeszcze jakiś czas, po czym sięgnął do telefonu. Odblokował ekran i spojrzał na godzinę. Była już prawie 10:00. Od jakiejś godziny sklep powinien być już otwarty. Koniec końców musi wracać do pracy. Zamknięty sklep na pewno nie sprowadzi klientów. Z wypisaną niechęcią i smutkiem na twarzy powoli złapał kobietę za barki i subtelnie zsunął z siebie. Podniósł się do pozycji siedzącej, łapiąc za spodnie.

— Jest świetnie, ale praca wzywa. Sklep powinien być już otwarty. Wybacz — podrapał się po głowie.

Kobieta nie zamierzała robić mu żadnych problemów. Również zdawała sobie sprawę, że nie mogą leżeć tak cały dzień, niezależnie od tego, jak bardzo by tego chciała. Axel musiał zająć się swoją pracą i ona też miała coś do zrobienia.

— Pewnie. Nie zamierzam odciągać cię od pracy.

Axel przytaknął i zaczął się ubierać. Podał kobiecie jej ubrania, szybko wsuwając na siebie swoje. Cana, ciesząc się widokiem mężczyzny, obserwowała, jak kolejne kawałki jego pięknego ciała zakrywają ubrania. Poczekała do samego końca i sama również z bólem podniosła się z pozycji siedzącej. Spojrzała na swoje krocze.

— Hmmm, majtki będą mi się kleić.

— Poczekaj. Podam ci papier.

Szybko złapała go za rękę i pokiwała głową.

— Nie chcę. Ma tak zostać.

Pociągnęła go do dołu, by wyszeptać mu ciepłym głosem na ucho:

— Będę cię w sobie miała cały dzień…

Polizała płatek jego ucha, a Axela zatkało. Przełknął ślinę. Przyjemne mokre uczucie rozeszło się po uchu. Skrzywił się, zasłaniając barkiem ucho, które teraz zaczęło swędzieć. Łaskotki wywołane językiem… Nie przepadał za tym uczuciem. Przekręcił głowę w jej kierunku, otworzył usta, jednak kobieta momentalnie postanowiła go zablokować. Przysunęła swoje wargi bliżej i zaczęła mocny, gorący pocałunek z języczkiem. Oplotła swoim językiem język mężczyzny, który od razu go odwzajemnił. Złapał ją za policzki, dociskając do siebie. Gdy przerwali, jeszcze przez moment drobna stróżka śliny łączyła ich usta. Unosiła się, by w końcu pęknąć.

— Wiem… jestem niesamowita.

Puściła jego wargi, przecierając je paluszkiem. Poprawiła majtki, zasłaniając swoje mokre krocze i zapięła sukienkę. Nałożyła stanik, jednak nie mogła go zapiąć, a raczej nie chciała. Axel całkowicie już ubrany skierował wzrok w jej stronę. Kobieta pokiwała palcem, tak by ten jeszcze się zbliżył. Axel kucnął i przytulił się do niej od tyłu. Chciał wykorzystać jeszcze tę drobną chwilę. Cana zabrała jego dłonie i siłą ułożyła na swoich piersiach.

— Możesz sobie złapać.

Skierowała głowę w bok, wystawiając język i uśmiechając się przy tym. Axel zacisnął mocniej jej piersi. Złapał za sutki, wyciągając je odrobinę. Cana stęknęła, czując, jak jej sutki pulsują.

— Haha… no okej.

Jego wargi drżały. Tak bardzo chciał wrócić do całowania. Cana spojrzała na niego z grymasem. Powoli rozbudzała się tak, jak wczoraj. Z przekąsem chuchnęła w jego wargi.

— Chciałam cię poprosić, czy mógłbyś zapiąć mi stanik? Muszę schować te skarby. Zachowam ci je na potem…

Chłopak puścił rozczarowany jej piersi, po czym złapał za zapięcia stanika. Zapiął i wsunął ramiączka. Kobieta poprawiła miseczki, wyciągając rękę po bluzkę. Uniósł się na proste nogi i wyciągnął rękę w stronę kobiety, by ta mogła go złapać. Chciał pomóc jej wstać. Kobieta już miała złapać za jego dłoń, jednak… hm… Axel stał przed nią, co znaczy, że miała jego krocze idealnie przed twarzą. Poprawiła się bardziej na kolanach. Przysunęła powoli twarz do jego krocza, zagryzając się na materiale od spodni.

— Tak… bardzo tego chcesz.

Uciszyła głos, wyciągając język i szukając zapięcia od rozporka. Głębokim spojrzeniem wpatrywała się w jego twarz. Uniosła dłonie, łapiąc przy jego kostkach i powoli sunęła nimi do góry, coraz wyżej i wyżej. Ponownie docisnęła piersi, ściągając barki do środka i wypiela się, tak by miał dobry widok. Axel zacisnął pięści. Jego oddech przyspieszył. Rozmarzył się tak, jak wcześniej i stanął na baczność. Górka w jego spodniach wskazywała, że nie tylko on…

— Kurwa… kurwa… kurwa… — powtarzał w myślach.

Plamki na jej bieliźnie powoli zaczęły się ukazywać. Je też dobrze widział, razem z jej wypiętymi pośladkami i wypełnionym przodem. Kobieta w końcu znalazła zapięcie i zacisnęła się na nim zębami. Wyciągnęła trochę w dół, zatrzymując się. Zmarszczyła brwi, czekając na jego polecenie. W uległej postawie na kolanach jej ciało emanowało podniecającą pokorą. Skupione oczy kobiety wznosiły się ku niemu, jakby prosiły o dalsze polecenia, a posłuszeństwo wyrażone w jej pozie na kolanach było niezwykle podniecające. Chciał wydać jej jasny rozkaz, potem drugi i trzeci. Założyć jej smycz i ciągnąć ku górze, obserwując, jak ta dogadza mu za pomocą ust. Pod jej pozorną spokojną postawą na kolanach kryła się dzikość gotowa do uwolnienia. Cana również zaczęła odczuwać tę sytuację. Jej delikatne drżenie na kolanach było jak zapowiedź namiętności. Rozpięte, rozwalone włosy opadające na jej plecy dodawały podniecającej dzikości jej pozie. Czerwone usta, które przed chwilą całował z ogromną namiętnością, teraz ponownie płonęły żądzą, kusząc go dalszą ekstazą. Podnoszący się biust na kolanach wzbudzał pożądanie i namiętność, a skupiony wzrok wskazywał na pełną koncentrację na nim i jego pragnieniach. Mocne, ugniatające dłonie na udach były jak znak jej pragnienia. Jej wzdęty biust zaczął teraz wpierać się w jego uda, kusił go do dalszych, bardziej intensywnych dotyków. Jednak najbardziej pociągające były teraz jej gorące, wilgotne wargi, które pragnęły gorącego pocałunku, kusząc go do zbliżenia. Chciał poczuć tę wilgoć na swoim członku, jak oplata go w całości i rozgrzewa jego główkę. I co on ma teraz zrobić? Zaciął się. Zabrakło mu słów. Tak wiele by teraz zrobił. Piękna kobieta klękała przed nim na kolanach i coraz mocniej odkrywała jego penisa. Cana, widząc, że mężczyznę zatkało, puściła zapięcie rozporka. Zadowolona z siebie wzruszyła ramionami. Uchyliła lekko usta i pocierając klatką piersiową o jego nogi, mocno zacisnęła ręką to miejsce. Poruszała dłonią w górę i w dół, wykonując klasyczne ruchy w tego typu sytuacji.

— Potem się do niego dobiorę…

Axel tylko pokiwał głową, czując, jak znów paruje. Cana odpuściła. Szybko wciągnęła na siebie bluzkę, a burczenie w brzuchu popsuło ich scenę. Zgięła się lekko i oparła o blat. Axel w sumie też mocno zgłodniał. Jego brzuch jakby w odpowiedzi wydał ten sam dźwięk, w sumie nawet jeszcze głośniejszy. Oboje roześmiali się głośno, zaciskając swoje brzuchy.

— Trochę nam się zgłodniało…

— Na to wychodzi.

— Czekaj chwilkę. Może mam tutaj coś schowane…

Axel zaczął przeglądać swoją torbę i półki pod ladą. Jednak nic nie znalazł.

— A nie, jednak nic nie zabrałem. Słabo…

— Nie trzeba, spokojnie. Pójdę teraz szybko do domu i coś zjem.

— Na pewno?

— Jasne. Ale ty już otwierasz sklep, więc nie będziesz miał jak wyjść. Nic nie masz, mówisz. Będziesz głodny…

— Jakoś sobie poradzę, ale dziękuję, miło mi, że się martwisz… — dodał, jednak w głowie przyznał kobiecie rację.

Za szerokim uśmiechem kryła się panika. Kurde, nie chce zamykać sklepu ani na minutę. Każda minuta to potencjalny klient. I tak już przesadzili, ale z drugiej strony nie chce też umrzeć z głodu. Byłoby nieciekawie.

— Coś ci nie wierzę. Wiem!

Kobieta uniosła palec ku górze i wesoło krzyknęła.

— Pójdę do sklepu i coś ci kupię. Masz ochotę na coś konkretnego?

— Miło z twojej strony, dziękuję. Chętnie skorzystam. Coś konkretnego? Chyba nie…

— Co zazwyczaj jadasz na śniadanie?

— Jestem z tych, co lubią długo spać, więc na śniadanie mam zawsze mało czasu. Zazwyczaj jakieś kanapki z serem, na to warzywa albo po prostu jakiś serek. Nic wyszukanego…

Wzruszył ramionami, unosząc dłonie ku górze.

— No to jest nas dwoje. Ja mam podobnie… — poklepała go żywo po ramieniu. — Dobra, to wezmę ci jakieś kanapki, oczywiście też ser i warzywa. Jakby były jeszcze z mięsem, to nie problem?

— Nie, oczywiście, że nie.

— W porządku… i …. hmmm o i może jeszcze jakiś jogurt owocowy? Samymi kanapkami się zapchasz. Jak wolisz serek, to wezmę serek… tylko jaki… wanilia czy coś innego?

Axel wystawił ręce przed siebie, poruszając nimi do przodu, jakby coś odpychał. Kobieta chyba zbyt się nakręciła. To było krępujące.

— Myślę, że jogurt owocowy będzie idealny.

Cana przytaknęła, powoli odsuwając się od lady i łapiąc torebkę…

— Dobra, to zaraz będę.

Ruszyła przed siebie, jednak zatrzymała się po paru krokach. Na blacie cały czas leżał aparat, a z niego wysuwała się kartka. Było to zdjęcie, które wczoraj sobie zrobili. Złapała za aparat i delikatnie wysunęła gotowe zdjęcie. Otrzepała je w dłoni i ustawiając pod światło, poczekała chwilę, aż będzie widoczne. Axel zaciekawiony przysunął się do kobiety i zza jej barku spoglądał na obraz. Kompletnie zapomnieli o tym zdjęciu. W końcu się pokazało. Ukazywało uśmiechniętą Canę i nieco skrzywionego Axela.

— Mogłeś się bardziej uśmiechnąć.

— Mówiłem ci, że wychodzę tragicznie na zdjęciach.

— Żartuję, nie jest tak źle.

Wymusił uśmiech, nie do końca wierząc w jej słowa. Spojrzał na nią z politowaniem, ale nie odezwał się ani słowem. Cana zostawiła zdjęcie na blacie, po czym schowała aparat, poprawiając torebkę. Chłopak ułożył palce na zdjęciu, przysuwając je do siebie. On może wyszedł średnio, ale kobieta naprawdę ślicznie. Schowa sobie to zdjęcie i zatrzyma. Sam widok jej twarzy poprawiał mu humor. Cana sięgnęła do torebki, wyjmując z niej małe lustereczko. Spojrzała i skrzywiła się.

— Moje włosy wyglądają tragicznie. Musiałeś tak szarpać?

— Tak wyszło — przewrócił oczami.

— Typowy facet. Mniejsza z tym. Ogarnę to w domu…

Pomachała mężczyźnie i zniknęła za drzwiami. Na wyjściu poprawiła jeszcze tabliczkę, przekręcając ją na drugi bok. Tak, by widoczny był już napis „otwarte”.

Wykorzystując wolną chwilę, Axel szybko poprawił ubranie i ogarnął się na tyle, na ile mógł. Mijały minuty, a on obsłużył już paru klientów. Ludzie wchodzili i wychodzili. Było ich więcej niż wczoraj. Chyba wieść o nowym miejscu coraz bardziej się roznosi, to dobrze. Nic bardziej go nie cieszyło niż to, że ludzie interesują się jego małym sklepikiem.

— Hejka…

Dobrze znany mu głos dobiegł do jego uszu. Kobieta szybko pokonała dystans między drzwiami a ladą i położyła torbę z zakupami przed mężczyzną.

— Zajęło mi to trochę dłużej, ale musiałam iść ogarnąć te włosy. Wyglądam koszmarnie…

— W porządku. Rozumiem.

— Na szczęście widzę, że jeszcze nie umarłeś z głodu.

— Nie. Jeszcze się trzymam. Weszło po tobie trochę ludzi. Zająłem się sprzedażą i rozmową i powiem ci, że jakoś zapomniałem nawet o głodzie.

— Aha, czyli nie jesteś głodny?

Zabrała torebkę i lekko odwróciła się w stronę drzwi.

— Nie, poczekaj. To, że zapomniałem, nie znaczy, że głód znikł.

Złapał kobietę za ramię, ciągnąc do siebie i kładąc się praktycznie na blacie.

— Niech ci będzie.

Pomachała torebką przed jego twarzą. Axel od razu ją otworzył. Kobieta kupiła same pyszności, tak jak mówiła. Uniósł wzrok znad torby, jednak Cana stała już przy drzwiach.

— Wpadnę potem. Lecę dalej.

— Dziękuję — rzucił, obserwując, jak znów znika na chodniku.

Nawet nie wiedział, czy słyszała, co powiedział. Pewnie nie. Potem podziękuje jeszcze raz.

Dzień w sklepie mijał spokojnie, choć był intensywniejszy niż ten ostatni. Axel, oprócz obsługi klientów, cały czas poprawiał ubrania. Przekładał, by wyglądały jak najlepiej i układał na nowo na manekinach. Ubrania zawieszone na plastikowych tworach potrafiły się zsunąć albo przekręcić. Na to też trzeba było zwracać uwagę. W międzyczasie zjadł zakupione przez kobietę produkty i wyrzucił opakowania. Przechadzając się, spojrzał krytycznym okiem na całą powierzchnię jeszcze raz. Dostrzegł, że w sumie, gdyby tak poprzestawiać trochę te stojaki albo zrobić z nich jakieś rzędy, to znalazłoby się jeszcze trochę miejsca na dodatkowe manekiny. Złapał się za podbródek i im więcej o tym myślał, tym bardziej ten pomysł mu się podobał. Pomyślał, czy ma jeszcze numer do tamtego mężczyzny. Zaczął przeszukiwać jakieś dokumenty i stare gazety. No i jest. Numer się zachował. Szybko wykręcił go w telefonie i przystawił do ucha. Sygnał pojawił się po chwili. W końcu usłyszał w słuchawce głos mężczyzny.

— Halo.

— Witam. Z tej strony Axel. Kupowałem od Pana manekiny…

— Nie…

Mężczyzna po drugiej stronie słuchawki przerwał szybko Axelowi, na co ten mocno się zdziwił…

— Słucham?

— Powiedziałem nie.

Głos sprzedawcy był zimny, jakby pełen złości. Wtedy, gdy się spotkali, tak nie było. Teraz był wręcz odpychający.

— Ale nawet Pan nie wie, po co dzwonię.

— Domyślam się. Nie ma zwrotów! — wręcz krzyknął do słuchawki, a Axel aż odsunął telefon od ucha.

— Niech Pan na mnie nie krzyczy. Nie chcę ich zwracać. Po co miałbym to robić? Nie rozumiem.

— W takim razie o co chodzi?

Zbity z tropu złapał za kąciki oczu. Pokazał klientowi w międzyczasie, by chwilkę zaczekał, na co ten przystał.

— Chciałem dopytać, czy może nie ma Pan ich więcej?

— Więcej?

— Tak, zgadza się. Myślę, że będę miał u siebie na nie jeszcze trochę miejsca, więc pomyślałem, by może dostawić jeszcze jeden albo dwa. Wyglądają niesamowicie.

— Nie mam…

Axel momentalnie posmutniał. W duchu liczył na to, że jeszcze może jakieś się ostały. Zacmokał zrezygnowany.

— A czy jest szansa, że jeszcze będą?

W słuchawce nastała głucha cisza. Sprzedawca przez dłuższą chwilę nie odpowiadał. Axel już pomyślał, że coś się rozłączyło, jednak spojrzał na telefon i wszystko było w porządku. Czas połączenia leciał normalnie. Zdziwiony zmarszczył czoło. Nieco się poirytował, myśląc, że facet robi sobie z niego żarty.

— Halo. Jest pan tam? Przepraszam?

— Nie ma więcej i nie będzie… te manekiny… są… specjalne…

Zaskoczony aż cofnął głowę do tyłu.

— Specjalne? Co Pan ma na myśli?

— Szybko się przywiązują… Mówił Pan, że manekiny są twarzą i duszą sklepu, tak? Coś w tym jest…

— Przepraszam, ale naprawdę nie rozumiem. Przywiązują? Do czego?

— Wie Pan… do właściciela… do sklepu…

— Bez urazy, ale… mówi Pan dość dziwne rzeczy.

Mężczyzna wydawał się nie tyle zły, co z każdą chwilą coraz mocniej przestraszony, tylko czego? Jakby wizja zwrócenia manekinów była dla niego największym koszmarem. Już sama myśl o tym sprawiała, że jego głos drżał. Do tego stopnia, że Axel wyłapał to przez słuchawkę. Na chwilę zapadła cisza. Axel nabrał powietrza w płuca. Nie miał zamiaru się poddawać.

— To może poda mi Pan namiary na firmę, w której zostały zakupione? Zadzwonię bezpośrednio do nich i po kłopocie. Nie widziałem na figurach nigdzie podpisu twórcy czy jakiegoś znaku firmowego. Może da mi Pan do nich kontakt. Zamówię bezpośrednio i wszyscy będą zadowoleni.

— Nie ma takiej możliwości.

— Czemu?

— Tej firmy już nie ma… zniszczyli ją…

— Co? Ale jak to? Kto?

— Ci, których tak bardzo kochasz..

Axel miał w głowie dosłownie spiralę myśli. Jego mózg mieszał się i skręcał na wszystkie strony, próbując cokolwiek zrozumieć z tej jednostronnej konwersacji. Jakby rozmawiał sam ze sobą. Spojrzał na stojące przed nim manekiny. Kocham?

— Jedna rada… nie daj im poczuć, że odchodzisz…

— Odchodzę? Ale gdzie?

— Żegnam… — mężczyzna rozłączył się, urywając temat.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 14.7
drukowana A5
za 57.42