„Wszystko było tak nieludzko brutalne i absolutnie beznadziejne!”
Maria Pęcak, Halina Birenbaum
Halina Birenbaum w swoich pamiętnikach z lat 90 konfrontuje teraźniejszość z przeszłością z okresu wojny. Pierwsze zapiski pochodzą z października 1991 roku. Gdy tylko zapoznano mnie z nimi, poczułam nostalgiczny nastrój — wszak to miesiąc przed moimi narodzinami. Dziękuje Pani Halino za to, że dzięki lekturze tego pamiętnika mogłam bez reszty odczuć, ile mam szczęścia, w obecnym położeniu. Posiadam swoje miejsce na ziemi, mogłam urodzić się w wolnym kraj. Od mojego pierwszego ziemskiego dnia, co dzień budzę się spokojna, bez lęku o przyszłość, targana obawą, zmuszona ukrywać się lub rwać do ucieczki. Nie jestem skazana na tułaczkę po świecie, łaskę bądź nie łaskę obcych ludzi, mogę wychowywać dzieci, realizować zamierzone cele, planować kolejne dni, miesiące, lata, doceniać błogą codzienność.
To, co od pierwszych stron ujęło mnie w zapiskach Pani Haliny to, to jak widzi współczesny obraz świata. Jest to obraz wyjątkowy, odniosłam wrażenie, że na teraźniejszość naniesiona jest kalka przeszłości, wciąż tak żywa dla autorki, powracająca we wspomnieniach. To unikalny widok, dostępny tylko dla tych, którzy zmuszeni byli doświadczyć okrucieństwa wojny. Jako nieliczna wciąż dostrzega wyraźnie widmo świata z czasu okupacji, niezmiennie nosi go przy sobie. Zapewne chcąc lub nie, na zawsze pozostanie częścią niej, a każda podróż na szlak tamtych miejsc to powrót do przeszłych zdarzeń i chwil. Jest naocznym świadkiem, jej relacje uderzają mocno, zdecydowanie i dogłębnie pozwalają wczuć się w wydarzenia minionego okresu. Lektura jej pamiętnika dostarcza prawdziwe silnych przeżyć, jakich nie zapewnia nam szkolna edukacja, która w moim odczuciu traktuje temat zbyt pobieżnie i chłodno.
W niniejszej pracy przedstawię fragmenty notatek Pani Haliny oraz poruszę temat neonazistów i ugrupowań propagujących rasizm i homofobie. Podejmę próbę ustalenia przyczyny występowania takich zjawisk wśród współczesnej młodzieży oraz ocenie czy możliwe jest skuteczne przeciwdziałanie im.
„(…) Można odetchnąć z ulgą. Znów jest po wojnie. Która to z kolei od tamtej pierwszej, wielkiej z 1939 roku? Miałam po niej zaznać spokoju — móc się wypłakać za lata skamienienia i grozy Shoa… Myślałam, by już przestać pisać. Ile można o wojnach, strachu, bombach (nie, o rakietach tym razem!), o gazie? Ale nawet to, co przeżyłam w związku z wojną w Zatoce Perskiej brzmi błaho wobec tego, co zdarzyło się wtedy, w latach zagłady. Nie było wówczas nawet chwili na jakieś żale czy skargi, wszystko było tak nieludzko brutalne i absolutnie beznadziejne! Jednak każde zagrożenie absorbuje na swój sposób i jest straszne, a zwłaszcza te kolejne, kolejne… Wciąż porównuję każde zdarzenie z wojną 1939 roku. Stale też czekam i tęsknię do spokojnej chwili. Teraz znów pytam czy już mogę sobie pozwolić na powrót w myślach do tamtych dni, gdy nowe wojny i nieszczęścia spadają na głowę?!
Byłam zaproszona do Berlina na promocję tomiku moich wierszy w języku niemieckim, ale musiałam odwołać z powodu wojny z Irakiem. Z Berlina apelowano do mnie, abym przyjechała koniecznie i ominęła dalsze zagrożenia — ale czy można zostawić rodzinę, a nawet zwierzęta domowe i uciekać?! Szukać ratunku w Niemczech przed gazem niemieckim w rękach irackich napastników?!
Chodziło się wszędzie z maską przeciwgazową u boku i nasłuchiwało czy nie odzywa się przeklęta syrena na alarm, po której biegało się w panicznym strachu do schronu czy specjalnie uszczelnionego pokoju. A potem te straszne huki po wybuchu rakiety i dalsze nasłuchiwanie, koszmar. Syn zakładał mi maskę, zanim sobie nałożył i sprawdzał troskliwie — jak ojciec dziecku — czy nie uwiera, czy przylega szczelnie?… On teraz stał się opiekunem, bo pamiętał z moich opowieści przez co już w swoim życiu przeszłam. Nie spodziewałam się, że taki się okaże w chwili niebezpieczeństwa. Niemało mi dokuczał, wciąż wybuchały między nami konflikty — a teraz tylko troska i miłość obustronna, którą jednak lada chwila mogła zgasić rakieta iracka — śmierć.
Nie mówiliśmy wiele, patrzyliśmy sobie tylko w oczy, a w duszy modliliśmy się o ocalenie, wszystko inne znów stało się nieważne. Dzwoniłam do młodszego syna, dzieci płakały wyrywane ze snu przez alarm, nie chciały masek. Uspakajaliśmy jedni drugich, przekazywaliśmy sobie ostatnie wiadomości, przypuszczenia, słowa otuchy… Telefony i radio działały dotąd i wszelkie rozporządzenia wojskowe oraz wskazówki podawano społeczeństwu na falach eteru. Leżało się w schronach, z uchem przy tranzystorach w tych strasznych chwilach. Nie myślałam wtedy o okropnościach lat Zagłady. Doraźne niebezpieczeństwo oddalało w zapomnienie wszystko, co z nim nie miało związku. Pytali mnie o to różni znajomi i żurnaliści, którzy znali moją przeszłość. Jednak trudno mi było uwierzyć i pogodzić się z myślą, że znów znalazłam się pod bezpośrednią grozą gazu niemieckiego i tym razem aż w Izraelu mnie to ściga!… Hasło w radiu poprzedzające syrenę alarmową: „nachasz cefa!” (jadowity wąż) — doprowadzało do szału niemal. Serce zaczynało walić tak mocno! Wybuch rakiety unicestwiał za jednym zamachem całe bloki domów i za moment mogło to i nas spotkać. Na szczęście nie było wiele ofiar w ludziach, bo większość uciekła na południe kraju. Irańczycy celowali w centrum kraju — Tel Aviv i okolice. Wreszcie nastało zawieszenie broni — wrócił spokój. I następna podróż — Niemcy, a po drodze Polska, bo przecież tak blisko…”
Następnie Pani Halina opisuje radość i głębie wzruszeń po spotkaniu z czytelnikami w Berlinie, zwraca uwagę na to, że zawsze pielęgnuje głęboko w sobie te szczególne przeżycia, nie notuje a jedynie nosi w sobie — jak zwykle — zaznacza.
„(…) Niemcy słuchali mnie w najwyższym skupieniu i zgrozie. Płakali, wstydzili się, mimo że ich osobiście nie obwiniałam. Okazało się, że w Berlinie też mogłam znaleźć przyjaciół. I czuliśmy się dobrze wśród nich, jak wśród bliskich. A teraz myśli i domysły o tym, co i jak będzie w Polsce?”
Tak wiele lat upłynęło od wojny, mamy 2022 rok a podziały w społeczeństwie odnośnie jej mechanizmów są wyraźnie widoczne. O ile nie jest zaskoczeniem wstyd czy przyznanie się do winy sprawców, którzy zostali wciągnięci w tę morderczą spiralę, weźmy na ten przykład obecnych potomków zbrodniarzy — zdolnych do tego, by wykazać się empatią dla ofiar dotkniętych przemocą, potrafią dojrzeć wymiar zła i otwarcie mu się sprzeciwiać. Ponadto czują się w obowiązku, by przekazywać przyszłym pokoleniom historyczną prawdę z szacunku dla wszystkich ofiar wojny.
To jedna strona, niestety ma swój negatywny rewers, którym są niegasnące ruchy neonazistowskie. Staram się zrozumieć skąd to zainteresowanie tak przesyconą złem ideą. Kiedy świadkowie przemawiają, zbrodnie zostały udowodnione, dlaczego to nie wystarcza. Czy cierpienie ludzkie nic nie znaczy? Na wyznawcach skrajnych poglądów nie robi większego wrażenia? Ideologia żadnego władzy człowieka, którego świat otwarcie potępił, bowiem zesłał na niewinnych ludzi ogrom bólu, tylko dlatego, że ci nie wyrzekli się swojego pochodzenia czy wyznania. Czy człowiek, który z powodu odmienności rasowej uzurpuje sobie prawo do odbierania innym życia, może nazywać się jeszcze człowiekiem? Czym zatem jesteśmy bez naturalnych odruchów serca, jakimi są empatia czy współczucie, wartości, jakie powinny nas definiować jako człowieka? Równość — czy to nie powinno być prawem nadanym bezwarunkowo każdej jednostce, wraz z dniem narodzin?
***
Jest 8.10.91 Autorka wraz z mężem, znajduje się w drodze do Polski, przemieszcza się pociągiem z Berlina do Warszawy, pierwszy raz podróżuje tą relacją. Sięga pamięcią do wspomnień, którym w tle przyświeca poczucie braku bliskości między tymi dwoma krajami, w odczuciu autorki dzieliła je zawsze przepaść. Pani Halina pamięta jak pierwszy raz w życiu, jechała pociągiem do Niemiec, po marszu śmierci, zimą w otwartych wagonach bydlęcych, kiedy nie było widoków ani nadziei na powrót do życia. A teraz przemieszcza się w wagonie sypialnianym na trasie Niemcy — Polska, niczym symboliczny powrót po latach. A ja z tego miejsca, 31 lat później zastanawiam się, jakie to uczucie, być świadkiem wielkiego zła i skruchy, jakie autorka zapisała w pamięci przez te wszystkie lata. Kiedy na ziemiach, które przemierzasz, panuje spokój, ale ona wciąż nosi w sobie wspomnienia, których nie sposób wymazać, które są przeciwieństwem spokoju, czy po takich doświadczeniach jego pełne uczucie, czy poczucie bezpieczeństwa jest możliwe do osiągnięcia? Pani Halina na własnej skórze doświadczyła zła i stabilizacji, jaka z czasem nadeszła. Doznała cierpienia z rąk oprawców, których potomkowie teraz słuchają jej w najwyższym skupieniu i zgrozie. Płaczą, wstydzą się. Czy to przynosi, choć odrobinę ulgi? Rekompensuje ból? Zastanawiam się, jak wielkim trzeba być człowiekiem, aby zdobyć się na wybaczenie krzywd, kto z nas to potrafi, choć w znikomym stopniu, nawet w niewielkich codziennych sporach?
Wspomnienia z podróży do polski znalazły swoje zwieńczenie w kilku opowiadaniach i publikacji w gazecie izraelskiej oraz miesięczniku „Więź”
W zapiskach z 03.09.92 (Frankfurt) Pani Halina tuż przed wylotem do brata zamieszkującego w Ameryce, dzieli się swoimi spostrzeżeniami odnośnie budzących niepokój działań ruchu Neonazistów.
„(…) Neonaziści szaleją w Niemczech niemal bezkarnie, biją, zabijają, palą, demonstrują jawnie i bezczelnie. Wolność słowa triumfuje w swej najgorszej formie i użytku, ale mnie tam wolno być, choć kto wie, może na razie tylko?… Jeszcze nie zgłębili tego, czym zawinili wobec ludzkości ich dziadkowie, a już znaleźli sobie świeżego führera i wielbią go. Mój wnuk ma już dziesięć lat, tyle co ja miałam we wrześniu 1939 roku. Oni byli wtedy u szczytu swej zbrodniczej potęgi — dziś się znów gromadzą, zbierają siły bez przeszkód… Ale dlaczego nie? Czemu się dziwić? Jeżeli mógł być Auschwitz, wszystko najgorsze jest możliwe na świecie!”
„Wszystko, co najgorsze jest możliwe na świecie”. I niezmiennie to wszystko wciąż ma miejsce, za wszelką cenę pragnie poszerzać swoje szeregi. Zasiane przez Hitlera ziarno nienawiści wciąż zbiera plon, ponownie się rozsiewa, znajduje swoich popleczników.
Konieczność stawiania własnego narodu w uprzywilejowanej pozycji ponad innymi, eskalowanie tej potrzeby oraz wymuszanie uległości na innych narodach siłą, a także często eliminacja takich osób ze społeczeństwa, zadziwiająco dosadnie, wciąż jest przestrzegana przez różnego typu ugrupowania neonazistowskie. Skala zjawiska neonazizmu i neofaszyzmu, rośnie w siłę, na całym świecie. Neonaziści pojawiają się na demonstracjach, eksponują symbole faszystowskie w przestrzeni publicznej. Dostrzegalne są mniejsze bądź większe dewastacje cmentarzy żydowskich, oraz miejsc pamięci żydów, pomordowanych w czasie II wojny światowej.
W 2004 roku w Saksonii neonazistowska Narodowodemokratyczna Partia Niemiec (NPD) zdobyła 9,1% głosów w wyborach do sejmiku krajowego. Często słyszymy z doniesień medialnych o zamachach czy morderstwach, których dopuszczają się neofaszyści i neonaziści na terenie Unii Europejskiej, nie trzeba daleko sięgać, skala zjawiska jest niepokojąca. Dodatkowo w dobie Internetu, zdecydowanie łatwiej neonazistą rozpowszechniać swoją ideologię. Szacuje się, że w Polsce liczebność polskich neofaszystów wynosi około 5 tysięcy, pozornie to niewiele, jednak nieustannie funkcjonują środowiska, które działają w celu poszerzania swych szeregów. Jak opisuje Kamila Kalinowska w swojej pracy na temat współczesnych przejawów neonazizmu: w naszym społeczeństwie, mimo tego, iż pozostało mocno dotknięte nazizmem w czasie okupacji, obecnie zaobserwować możemy nieświadome przyzwolenie na funkcjonowanie tego typu grup.
Osoby działające w ruchach neonazistowskich, czują się bezkarnie, nieustraszenie występują przeciw obowiązującemu prawu. Dlaczego mimo regulacji prawnych, które kategorycznie zabraniają przejawom ideologii neonazistowskich, zainteresowanie takimi ugrupowaniami wykazuje tendencję wzrostową? Takich jak artykuł 13 konstytucji RP, który zakazuje istnienia partii politycznych i innych organizacji odwołujących się w swoich programach do totalitarnych metod i praktyk działania nazizmu, faszyzmu i komunizmu, a także tych, których program lub działalność zakłada, lub dopuszcza nienawiść rasową i narodowościową, stosowanie przemocy w celu zdobycia władzy lub wpływu na politykę państwa albo przewiduje utajnienie struktur, lub członkostwa (sejm.gov.pl). Ponadto artykuł 256 i 257 w kodeksie karnym głosi, że wszelkie nawoływania do nienawiści rasowej, mogą zostać pociągniętej do odpowiedzialności sądowej. Mimo funkcjonujących regulacji prawnych, czy konsekwencji rasistowskich zachowań takie organizacje mogą działać nieskrępowanie od lat 90 (A. Brzeziecki). Pierwsze ruchy neonazistowskie powstawały w Polsce już w latach 80. Organizacja inspirowana inicjatywami w Anglii i Niemczech propagujących rasizm, antysemityzm i szowinizm.
Powstała w 1991 roku partia Narodowa Frontu Polski, od początku swojego istnienia wzbudzała wiele kontrowersji. Lider Janusz Bryczkowski uważał, że demokracje należy zastąpić dyktaturą oparta na faszyzmie, uważając ją za najlepszą, jaką kiedykolwiek wymyślił człowiek. Sam określał siebie jako narodowego socjalistę walczącego z systemem żydowskim, zapowiadał zmiany, o jakim ludziom jeszcze się nie śniło. Partia w wyborach parlamentarnych w 1993 roku zdobyła 565 głosów. Polskiemu Frontowi Narodowemu podlegała młodzieżowa organizacja Legion Polski o bojówkarskim charakterze, której poczynania okryły się niesławą. W 1995 roku miała miejsce afera z udziałem trzech działaczy Legionu Młodych, którzy w Legionowie pobili trzydziestu bezdomnych, w wyniku czego dwóch zmarło. Konsekwencje tego wydarzenia — postanowienie sądu, skazujące sprawców na kare więzienia, ostatecznie doprowadziło do rozwiązania PFN (A. Paszkiewicz).
Zastanawiające jest to dlaczego skrajne ugrupowania nie tylko istnieją, ale także legalnie działają w Polsce. Wojciech Stankiewicz uważa, że obowiązujące w naszym kraju prawo zawiera równie skuteczne rozwiązania co w pozostałych krajach Unii, jednak problemem jest stosowanie norm. Ponieważ w odróżnieniu od Polski pozostałe kraje traktują ugrupowania neofaszystowskie i neonazistowskie jako organizacje terrorystyczne, co w u nas nie odnajduje odzwierciedlenie, a nawet umniejsza się ich znaczeniu.
„(…) Mamy tu jeszcze innych znajomych. Są to dobrzy ludzie i myślę, że oni są najbardziej zagrożeni teraz przez chuligaństwa neonazistów. Ja dziś jestem daleka od nich, choć w duszy piekło stworzone przez ich poprzedników jest ciągle świeże i bliskie. Boję się ich, ale chcę tutaj być i tym bardziej opowiadać o tamtym czasach. Na obecnym tle, przeżycia z wtedy będą jeszcze silniejsze i bardziej wymowne. A może nie?
Mimo że neonaziści, jak wydawać się może, to grupy marginalne, nisza społeczna, niezmiennie są niebezpieczne i zdeterminowane w swoich działaniach. Ważne jest, by budować opozycje do tego typu zachowań, wyraźnie pokazać, że my jako obywatele nie przystajemy na to, by deptać pamięć naszych przodków, którzy walczyli o niepodległą i wolną od nienawiści ojczyznę.
Współcześni neonaziści demonstrują wrogość do mniejszości, przedstawiają się jako obrońcy rasy białej, wyrażają pogardliwie o polskiej kulturze i tradycji.
Rokrocznie obserwuje organizowane przez narodowców marsze niepodległości, na których pojawiają się uczestnicy wyposażeni w race czy noże, z transparentami, głoszącymi hasła o rasistowskiej treści „Europa będzie biała albo bezludna”, „Biała Europa braterskich narodów”. Mimo wielu nagrań i zdjęć umieszczanych w sieci z tego zdarzenia jawną dokumentację łamania prawa policja nie reagowała, nikogo nie zatrzymała, nikomu nie postawiono zarzutów. Dlaczego? Tego typu imprezy masowe oraz skala ilościowa wykroczeń nie ułatwiają interwencji bezpośrednich. Tak więc można założyć, że neonazistowscy w grupie czują się bezkarni, im ich więcej tym prawdopodobieństwo, że nie poniosą konsekwencji, jest wyższe.
Atakowanie i zastraszanie mniejszości to pole do popisu dla neonazistowskich i rasistowskich ugrupowań. Powstała w 2006 roku strona redwatch, doskonale spełniała to zadanie. Neonaziści umieszczali na niej nazwiska swoich wrogów, ich fotografie, a także miejsca pobytu. Prześwietlali ich życie, szpiegowali, robili zdjęcia, poświęcali czas by zdobyć o nich jak najwięcej informacji, które następnie zamieszczali na stronie w formie aktualizacji. Ostatnia z opisywanych aktywności miała miejsce w 2012 roku, głównym celem takiego działania było nawoływanie do ataku na wymienione osoby.
Niewiele potrzeba, żeby znaleźć się na tej liście. Wystarczy, że ma się jak normalny człowiek poglądy antyfaszystowskie — mówi Maciej D. ofiara twórców strony, zaatakowany nożem tuż po tym, jak jego nazwisko zostało umieszczone na liście (UWAGA TVN).
Gdy na stronie pojawiły się zdjęcia dzieci, które pomagały przy porządkowaniu kirkutu sprawą zajęła się prokuratura. Jednak mimo jej interwencji, jak i policji nie można było nic zrobić. Strona założona została na amerykańskim serwerze, mimo tego, iż kilkukrotnie była zamykana, wciąż powracała. Organom ścigania udało się dotrzeć do administratorów strony w 2006 roku, strona istnieje nadal, mimo iż nie jest już aktualizowana od 2012, wciąż widnieją na niej zdjęcia i dane różnych osób, oraz apel o atak na nie.
Podsumowując, chciałam zwrócić uwagę na to, co według mnie kieruje członkami neonazistowskich ugrupowań? Chęć przekory, oryginalność względem zwykłego społeczeństwa? Zdaje się, że mają poczucie wyższości intelektualnej, posiadając niszowe i wyraziste poglądy. Bezwzględne oddanie idei i zaciekła walka o jej założenia, być może pozwala im żyć w przekonaniu, że działają w słusznej sprawie.
Uważam, że są prowodyrami agresywnych zachowań, głównie po to, by nie zapomnieć o ich istnieniu, zależy im na tym, aby być widocznym, chcą być widziani, siać postrach. Jednoczą się, wzajemnie napędzają, aby dominować, zapewnić sobie nietykalność. Żyją w bezbłędnym przekonaniu, że to, co robią, jest słuszne, są ponad prawem, występują przeciwko niemu i osobą jemu podlegającym wiec ich ono nie dotyczy.
„(…) Niemieckie stewardesy w samolocie są niezwykle uprzejme. Większość pasażerów to Izraelczycy, Żydzi. A ja po tych wszystkich obrazach pokazywanych ostatnio w telewizji, już widzę stewardesy w mundurach esesmanek… Wyobraźnia nie ma tu trudu w odtwarzaniu”.
Warto uświadamiać społeczeństwo jak niebezpiecznym zjawiskiem jest neonazizm, że konsekwencje działaczy wyznawców tej ideologii mogą dotknąć każdego z nas, to osoby bezwzględne, oddane swoim przekonaniom. Konieczne jest to, abyśmy jako społeczeństwo pokazali, że nie godzimy się na tego typu zachowania, a wspomnienia świadków takich jak Pani Halina mimo tego, że bolesne, gdy powracają, ważą wiele, i potrafią rozbudzić w ludziach empatię, nawet jeśli drzemie uśpiona głęboko w nich.
Bibliografia
Polskie partie polityczne. Charakterystyka, dokumenty, pod red. Krystyny A. Paszkiewicz, Wrocław 1996
K. Kalinowska, Współczesne przejawy neonazizmu i neofaszyzmu w Polsce, „Świat Idei i Polityki”, t. 10 (2010).
O. Grott: Faszyści i narodowi socjaliści w Polsce, Kraków: Nomos, 2007.
NEONAZIŚCI W INTERNECIE, 02 czerwca 2006 https://uwaga.tvn.pl/reportaze,2671,n/neonazisci-w-internecie-oficjalna-strona-programu-uwaga-tvn,133425.html (dostęp 21.07.2022).
„Klaine Gorzyc — albo umrzeć albo uciec stąd” — wywiad ze świadkami
MM. Bathorska
Maria Pęcak
17. Grudnia 2020 udałam się do Jerzmanowic, malowniczej miejscowości położonej na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej. Gościłam w domu u Marii i Kazimierza Szlachta, rodzeństwa, które od najmłodszych lat troszczy się o siebie nawzajem, wspierając w codziennych trudnościach. Zostałam bardzo ciepło przyjęta oraz obdarzona zaufaniem, za co w tym miejscu jeszcze raz dziękuje. Dane było mi wysłuchać historii rodzeństwa oraz wspomnień poobozowych, jakie pozostały w ich pamięci. Brat i siostra, u których gościłam, jako dzieci zostali umieszczeni w obozie karnym w Otmuchowie (Polenlager nr 86) a następnie przeniesieni do Klaine Gorzyc (Polenlager Klein Gorschütz), podczas okupacji niemieckiej na ziemiach Polskich.
Maria Magdalena (dalej MM): Czy Pamiętają Państwo dzień umieszczenia Was w obozie, dokładne okoliczności, w jakich nastąpiło zniewolenie?
Kazimierz Szlachta (dalej K. Sz.): Nasz dziadek Robert Pyka był Ślązakiem i znał dobrze język niemiecki. W czasie okupacji aktywnie służył ludziom, pomagając na różne sposoby, pisząc podania o zmniejszenie kar, bądź organizując wysyłki paczek do więzienia. Ktoś doniósł Niemcom o tej działalności, co przesądziło o jego aresztowaniu, jako Ślązak miał obowiązek wpisać się na Volkslistę, czego nie zrobił. A to z kolei skutkowało jego aresztowaniem w listopadzie 1942 r., wraz ze mną, moją mamą — Teodozją Szlachta i siostrą Marią. Moja siostra miała wówczas siedem lat a ja trzy.
MM: Jak długo przebywał Pan z siostrą w obozach?
K. Sz.: Zabrano nas we wrześniu 1942 roku, a uciekliśmy w maju 1945.
MM: Jak wspomina Pan moment aresztowania, odczucia jakie towarzyszyły Waszej rodzinie?
K. Sz.: Niemcy przyszli wczesnym rankiem bijąc kolbami w drzwi, zażądali by otworzyć natychmiast. Mój dziadek chorował wtedy na serce i zaniemógł, mamie trzęsły się ręce, gdy pakowała najpotrzebniejsze rzeczy. Bez śniadania zabrano nas na posterunek w Ostrowach Górniczych (dzisiejsza dzielnica Sosnowca). Pamiętam że gdy tam dotarliśmy pewna kobieta przyniosła mi trochę grysiku na mleku, gdyż nic nie jadłem cały dzień i płakałem z głodu. Z posterunku zostaliśmy wywiezieni do Będzina, gdzie gromadzono ludzi pochodzących z rożnych miejscowości, wywodzących się z odmiennych klas społecznych, zabierano każdego; czy to robotnika, osoby z wyższym wykształceniem, jak i całe rodziny z małymi dziećmi. Zgromadzeni ludzie zostali transportowani do poszczególnych obozów. Zostaliśmy przeznaczeni do obozu w Otmuchowie (Ottmachau), gdzie przebywaliśmy około jednego roku, i w którym po kilku miesiącach śmiercią naturalną zmarł nasz dziadek. Z obozu w Otmuchowie zostaliśmy przeniesieni do Małych Gorzyczek, mieścił się on w halach po kopalni, tutaj rygor był znacznie surowszy a racje żywnościowe dużo mniejsze.
Maria Szlachta: Budzili nas o piątej, brat płakał o kawałek chleba, racje żywnościowe były bardzo małe (dopowiada Pani Maria). Ten drugi obóz nazywany był Kleine Gorzyc, mówiono o nim “Albo umrzeć albo uciec stąd”.
K. Sz.: W Małych Gorzyczkach ciągle byliśmy głodni. Otrzymywaliśmy gotowane w skórkach ziemniaki. Mama opowiadała nam jak jedna pani chcąc oszukać głód, zbierała pozostawione przez innych więźniów skórki, po ich zjedzeniu dostała boleści i w kilka dni później zmarła. Pod koniec pobytu w tym obozie, gdy front armii czerwonej się zbliżał, Lagerführer wraz z esesmanami zbiegli a obóz przejęło wojsko niemieckie, starające się odeprzeć atak frontu, od tego momentu nie otrzymywaliśmy żadnej żywności. Rozpoczęły się naloty i ostrzeliwania armatnie, co niektórym udało się coś zagarnąć, jednak zapasy te nie wystarczyły na długo, zaczął panować niewyobrażalny głód
MM: W jaki sposób zdołali Państwo zdobyć pożywienie, gdy zapasy wyniesione ze zrujnowanych magazynów wyczerpały się?
K. Sz.: Moja siostra z jakimś chłopcem przez wyłom w murze okalającym obóz wyruszała po chleb do wsi, raz Marysia przyniosła chleb od żołnierza niemieckiego, który podczas wyładowywania wpadł mu do wody i pozwolił jej go zabrać. Kolejno gdy nasz obóz był ostrzeliwany przez Rosjan, mama pod osłoną nocy udała się do Baora (Bauer — niem. chłop, włościanin), od którego dostała coś do jedzenia.
MM: Jak strażnicy zachowywali się względem dzieci w obozie?
K. Sz.: esesmani którzy nas pilnowali byli nieludzcy, bili ludzi pałkami za drobne przewinienia, wszystkich traktowali jednakowo źle, czy to dzieci czy dorosłych. Szczególnym okrucieństwem odznaczał się esesman Rozek. Pewnego razu pielęgniarka obozowa poskarżyła mu się na starszego obozowicza, który to będąc w stanie choroby zmoczył się na posłaniu, wtedy Rozek zrzucił go z łóżka i skoczył mu na klatkę piersiową, przyciskając do podłogi, w wyniku czego ta osoba natychmiast zmarła.
Pamiętam także sytuacje, kiedy biegałem po pomieszczeniu i tupałem nóżkami, dla zabawy, nagle wpadł jeden z esesmanów i uderzył mnie kilka razy gumą, zmoczyłem się wtedy, nie potrafię określić czy bardziej z bólu czy strachu.
MM: Zatem można z przerażeniem przyznać, że okrucieństwo strażników wobec dzieci stanowiło nieodłączny element obozowej codzienności?
Po chwili zadumy Pan Kazimierz przypomina sobie kolejne traumatyczne przeżycie z obozu, potwierdzające te słowa.
K. Sz.: Pewnego dnia zjawiła się ekipa z Oświęcimia, która przeprowadzała akcje odwszawiania, dezynfekowano nas i ubrania jakie nosiliśmy a także wszystkie pomieszczenia. Środki dezynfekcyjne były tak toksyczne, że u niektórych więźniów podczas kontaktu ze skórą spowodowały rozległe rany na szyi i plecach. Trzeba było zakładać opatrunki. Pamiętam, że po akcji odwszawiania byliśmy okryci kocami i dla zabawy biegaliśmy wraz z innymi dziećmi, co nie spodobało się jednemu z esesmanów, który podbiegł do mnie z pałką z zamiarem uderzenia mnie w głowę, wtedy mama podbiegła do mnie i złapała na ręce, błagalnym głosem powiedziała do niego “klaine” (mały), i dzięki temu udało mi się pozostać przy życiu.
MM: Co czuliście jako bezbronne dzieci, dla których rzeczywistość z dnia na dzień, bez uprzedzenia zamieniła się w koszmar?
M. Sz.: Miałam w świadomości to, że w obozie zostaniemy na stałe, uznałam: skoro nas tu przydzielili to tak już pozostanie, mama jak to matka opowiadała, że jak wrócimy do domu to kupimy mięso, zrobimy wyroby, ponieważ Kaziu bardzo lubił wędlinę, mnie zaś obiecała, że kupi pantofelki, rozbudzała w nas nadzieje na poprawę losu a ja tylko na to odpowiadałam: „Co też ta mamusia mówi, przecież my stąd nie wyjdziemy”. Dziecko nie ma świadomości, że coś się odmieni, dlatego trwałam w takim przekonaniu.
MM: Będąc dziećmi godziliście się Państwo z losem, jaki ktoś odgórnie wam zgotował, wiedząc że nie macie wpływu na to, by cokolwiek zmienić, skoro esesmani zdołali sprawić, że dorośli drżeli przed nimi z obawy, trudno mi sobie wyobrazić, co w takiej sytuacji czuje bezbronne dziecko, ponadto domyślam się, iż widok strażników dodatkowo potęgował lęk.
K. Sz.: Pamiętam jednego ze strażników z przepaską na oku, wszyscy się go baliśmy.
Ale przypominałem sobie pewne wydarzenie z Otmuchowa, pewnego razu obok obozu przejeżdżał ciągnik ze śmieciami. Były tam też m.in. zużyte zabawki dziecięce. Wybiegaliśmy wtedy na drogę i wołaliśmy do kierowcy „Machok rzućcie nam co”. Nie mam pojęcia, skąd znaliśmy jego nazwisko, ale posyłał nam jakąś zabawkę ku naszej wielkiej radości.
MM: Dobrze, że jest choć jedno takie wspomnienie, które w pewien sposób pozwoliło oderwać się od czasu zniewolenia, okupionego zwątpieniem i strachem o niepewne jutro. A jak opisaliby Państwo codzienność osób przebywających w obozie?
K. Sz.: Każdego dnia przeprowadzane były poranne apele, szczególnie uciążliwe dla starszych i chorych osób.
Nakazywano ustawiać się na nich dwójkami, czwórkami a innym razem całymi rodzinami. Podczas tych apeli decydowano między innymi o przeniesieniu do innego obozu, niektórzy trafiali do Oświęcimia, świadomość że można zostać wysłanym do obozu koncentracyjnego powodowała lęk.
Ludzie obozowi codziennie byli prowadzeni pod okiem esesmanów do fabryki świec, inni do cukrowni. W zimie niektórzy chodzili na staw ścinać trzcinę i sitowia, które jak nam mówiono miały posłużyć do produkcji mundurów. Esesmani którzy nas pilnowali opowiadali okolicznym mieszkańcom, że my przebywający w obozie to złodzieje, przestępcy i nieroby.
Jak wspominałem nasza mama pracowała w fabryce świec i cukrowni, ale jednego roku w sezonie letnim, została przeniesiona do odrębnego podobozu, skąd razem z innymi kobietami odłączonymi od swoich dzieci były prowadzane przez esesmanów na pole baora, gdzie pracowały pod eskorta strażników. Pewnego razu mama miała tam wypadek, w wynik którego uszkodziła rękę, co skutkowało niezdolnością do pracy. Wtedy na krótko została przywrócona do naszego obozu. Udało jej się przynieść dla nas trochę owoców. Kiedy ponownie skierowano ją do podobozu, przekazała reszcie pań, że ich dzieci są zdrowe i nic im nie zagraża.
MM: Odnosząc się do wspomnień obozowych z pogranicza snów, czy pamiętają Państwo jakieś sny z obozu?
M. Sz.: Ja nie pamiętam, mało kiedy śnię, ale mama miała jeden sen, o którym opowiadała i jaki zapadł mi w pamięci.
MM: Proszę naświetlić przebieg tego zdarzenia.
M. Sz.: Mama miała w obozie sen, myślała że jest on nieprawdziwy, bez większego znaczenia, było to w okolicach Matki Bożej Gromnicznej (święto katolickie przypadające na 2.02), mama opowiadała, że spojrzała na obraz i zapytała: Matko Boża, co mnie tez w tym roku spotka? A następnie jak gdyby w odpowiedzi ukazała jej się nocna wizja, ujrzała w niej zbiegowisko ludzi, a pośród niego trumienkę, w której leżał mój brat. I tak niedługo później Kaziu zachorował w obozie, miał szkarlatynę, tam Niemki były pielęgniarkami, jedna powiedziała wtedy: Lepiej żeby on umarł, mama w tym czasie bardzo się modliła i tak wybłagała jego życie.
MM: Wspomniała Pani, że brat był chory, czy może Pani nakreślić jak wyglądał przebieg choroby, opieka obozowa?
M. Sz.: W obozie zachorowaliśmy na dyfteryt (błonica), brat dodatkowo na szkarlatynę, był wtedy nieprzytomny przez siedem dni, pamiętam że dostaliśmy na krótki czas jakiś lepszy nocleg, kiedy z bratem było bardzo źle.