E-book
15.75
Ostatnia pasja

Bezpłatny fragment - Ostatnia pasja


Objętość:
76 str.
ISBN:
978-83-8431-143-1

1

Znudzonym wzrokiem Marianna spoglądała z wysokiego piętra swojego biura na przejeżdżające samochody. Szara, deszczowa pogoda tylko potęgowała jej przygnębienie, które z wiekiem nawiedzało ją coraz częściej.

Z korytarza dobiegł ją śmiech. Spojrzała w stronę grupki współpracowników, pochylonych nad jednym telefonem. Oglądali coś na TikToku, wyraźnie dobrze się bawiąc.

Ale nudy. Przynajmniej oni mają powód do śmiechu. Rozpasali się u mnie w biurze — pomyślała z niechęcią. Westchnęła i podniosła głos na tyle, by zwrócić ich uwagę, ale próbowała zabrzmieć łagodnie:

— Hej, nie macie czym się zająć?

— Już, Marianno — odpowiedział jeden z pracowników, pospiesznie przełączając ekran komputera na plik z raportem, udając, że właśnie nad nim pracował.


Przez dwadzieścia lat pracy w służbach śledczych Marianna była świadkiem wielu zmian. Technologia śledzenia przestępców w kryminalistyce ewoluowała w zawrotnym tempie, a ludzie w jej oddziale przychodzili i odchodzili. Jedno pozostawało niezmienne — od prawie samego początku pełniła funkcję szefowej posterunku. Była w swojej pracy tak doskonała, że nikt nawet nie próbował aspirować do jej stanowiska.

Jej biurko niemal zawsze było wolne od teczek ze sprawami — żadne zadanie nie było dla niej zbyt trudne, a wszelkie wyzwania rozwiązywała z łatwością, wspierając swój zespół. Była liderką idealną: wymagającą, ale sprawiedliwą. Choć oczekiwała od innych wysiłku, zawsze była gotowa ruszyć z pomocą, gdy ktoś sobie nie radził.

Na biurkach jej współpracowników widniały zdjęcia ich bliskich: rodzin, dzieci, partnerów. Tymczasem ona, z lekkim smutkiem na twarzy, poruszyła myszką, wybudzając ekran komputera. Na tapecie widniało jej zdjęcie — siedziała na fotelu, trzymając w objęciach szaro-białego kota. To był jedyny przyjaciel, który jej pozostał.


Smutek… Nic mnie nie cieszy…” — pisała w swoim komputerowym dzienniku po powrocie do domu. „Dziwne uczucia mnie dopadają. Czuję się samotnie… Nie obrażaj się” — spojrzała na kota, który spokojnie lizał łapę, wylegując się na jej łóżku. „Ale nawet myślę, że nie pomoże mi, jeśli ktoś będzie obok… Nawet nie wiem, co pisać dalej… Nie chce mi się…

Zachowała plik, odsunęła notebook i zamknęła oczy. Cień smutku przemknął po jej twarzy.


Każdy dzień wyglądał tak samo. Poranna kawa z kanapką, szybkie mycie zębów, lekki makijaż, dokładne rozczesanie ciemnych włosów, które zawsze starannie przerzucała na jedno ramię. Zakładała szare dżinsy i w podobnym odcieniu koszulę, wsiadała do samochodu i jechała do pracy. Tam czekały ją przesłuchania w szarych, ponurych pokojach, sterty dokumentów i formalności do sądu. Wieczorami, zmęczona, wracała przez zatłoczone ulice, brała szybki prysznic, notowała coś w dzienniku, głaskała kota, a przed snem patrzyła w lustro na swoje zmęczone, smutne odbicie.

Nie mam żadnej pasji. Chcę wrócić do szkolnych lat, kiedy wszystko było nowe. Wczoraj były kolejne urodziny. Czterdzieści dwa. A ja… czuję się coraz gorzej. Świętowaliśmy w biurze, potem w barze. Jak zwykle wszyscy się upili. Zaciągnęłam do łóżka jakiegoś faceta, ale na tym koniec. Nie chcę nowych związków. To nie pomoże. Co jeszcze? Hm… Psycholożka też nie pomaga. Tylko wyciąga pieniądze. Zaczyna mnie irytować — zwłaszcza jej filmiki na Instagramie. Kilka razy weszłam na jej profil i za każdym razem ten jej samozachwyt mnie odrzuca. Tak samo drażni mnie na żywo. To chyba jedyna emocja, jaką czerpię z naszych sesji. Po co w ogóle tam chodzę? Bo twierdzi, że jestem w „bardzo poważnym stanie” i że „to skomplikowany przypadek”. Nie mogę odstawić leków, które mi przepisała: najpierw na uspokojenie, teraz na depresję…

Zachowała plik i odchyliła się na krześle.


Kolejny dzień w biurze:

— Dzień dobry, jestem Amelia — przywitała się z Marianną młoda, jasnowłosa studentka w okularach, a ich oprawki miały kolor zbliżony do jej włosów. Była ubrana podobnie do Marianny, ale w żywszych kolorach — miała na sobie niebieskie dżinsy i białą koszulę.

— Witaj, Amelio — odpowiedziała Marianna, przyglądając się dziewczynie. Jej błękitne oczy i piegowaty nos zwracały uwagę. Uprzejmym gestem zaprosiła ją, by usiadła przy stole. — To ty jesteś nową studentką z uczelni?

— Tak, jestem na ostatnim roku i odbywam u was praktykę — wyjaśniła Amelia z entuzjazmem. Marianna miała zamiar zadać jakieś standardowe pytanie, ale energiczna studentka przerwała jej. — Przede wszystkim chciałam podziękować, bo jest pani dla mnie ogromną inspiracją! To właśnie dzięki pani zdecydowałam, że chcę zostać śledczą w policji.

— Proszę, nie nazywaj mnie „panią”. Czuję się wtedy dziwnie — rzuciła Marianna, przewracając oczami.

— Przepraszam… A czy to prawda, że przestępcy nie potrafią od pani… od ciebie uciec? Że wszyscy, których ścigasz, trafiają za kratki? Jak to robisz?

— Codzienna rutyna — westchnęła Marianna, odchylając się na oparcie krzesła. Starała się ukryć, że pochlebstwa dziewczyny coś dla niej znaczyły. — Rzadko zdarzają się jacyś pomysłowi przestępcy. A ostatnio… Same niedołęgi.

Wstała z krzesła i spojrzała na Amelię.

— Chodź, pokażę ci, gdzie co jest. Nie chcę odrywać mojego zespołu od pracy — dodała i ruszyła w stronę drzwi, dając znak, by studentka podążyła za nią.


Jeszcze jedna studentka, która prawie wyznaje mi miłość” — pisała, siedząc w szlafroku z nogami zarzuconymi na poduszce, podgryzając wafel, którego okruchy spadały na klawiaturę.

Byłam kiedyś dokładnie taka jak ona: żwawa, pełna energii, a przede wszystkim — ogień w oczach. A co teraz? Już dawno zgasł… Nic się nie dzieje. Przestępstwa stały się jakieś banalne. Nikt nie wymyśla nic interesującego, co mogłoby mnie zmusić do wysiłku. Mogłabym im pokazać, jak to się robi: jak być przestępcą, którego trudno złapać, i jak zostawiać ślady, które nie prowadzą do niczego.

Zachowała plik.

Zamknęła notebook i położyła się do łóżka. Jednak przez długi czas nie mogła zamknąć oczu. W jej głowie krążyły niejasne myśli.

Oparła plecy o poduszkę i znów otworzyła komputer. Kreska w notatniku mrugała powoli, czekając na słowa Marianny.

„Nigdy wcześniej nie zastanawiałam się, jak się czuje przestępca, na którego tropie jest policja. Czy leży nocą w łóżku, narzekając na nudne życie? Raczej nie. Jest w napięciu, boi się, kalkuluje, jak zrzucić z siebie podejrzenia. Czuje się… żywy. Przecież w naszym kraju za zabójstwo grozi kara śmierci, a w najlepszym wypadku — dożywocie, o ile jego czyn nie był wyjątkowo okrutny. Ale czy to w ogóle robi różnicę? Kara śmierci czyni go… bardziej żywym.

Trochę im zazdroszczę… a może nawet bardzo… Jak to jest, gdy zaczynasz ścigać się ze śmiercią? Jutro mam wizytę u tej psycholożki… Coraz bardziej mnie irytuje. Tak bardzo, że…”

Zadrżała na tę myśl, a na jej twarzy pojawił się cień uśmiechu. Westchnęła.

Zatrzymała się, zapisała plik i zamknęła laptop. Po chwili jednak otworzyła, usunęła ostatnie trzy zdania i ponownie zachowała tekst. Niechętnie sięgnęła po telefon i otworzyła Instagram. Wyszukała profil Nataliny, tej samej kobiety — psychologa. Wszystkie jej nagrania miały niemal identyczny początek. Brunetka w nietypowo dużych okularach, jakby chcąc podkreślić swój intelekt, siedziała z dłońmi złożonymi na stole.

Marianna włączyła ostatnie wideo. Psycholożka Natalina mówiła wyniosłym tonem, jakby była ponad swoimi odbiorcami: — Jak rozpoznać, że ktoś ma problemy psychiczne?

Dalej, w żartobliwej formie, odgrywała scenki, imitując sposób mówienia osób z różnymi zaburzeniami. Przeplatała je rzekomo poważnymi podsumowaniami, nieświadoma, że jej sposób przekazu działał na nerwy.

— Ojejku, niby najmądrzejsza na świecie? Jakie to irytujące — Marianna prychnęła, wyłączając wideo.


— Strzelałaś kiedyś z pistoletu? — zapytała Marianna, stojąc z Amelią przy długiej strzelnicy na posterunku.

— Nie, ale szybko się uczę! — odparła studentka z entuzjazmem.

Marianna uśmiechnęła się, związując włosy w kucyk. Powoli, metodycznie pokazała, jak rozkładać i składać broń. Amelia uważnie śledziła jej ruchy, powtarzając wszystko krok po kroku.

— A teraz strzelanie — kontynuowała Marianna, unosząc pistolet w kierunku celu. — Trzymasz tak. Palec nie powinien być na spuście, jeśli nie zamierzasz strzelać.

— Rozumiem, Marianno — przerwała Amelia. — Chciałam tylko powiedzieć, że to dla mnie ogromny zaszczyt, że to właśnie ty mi to pokazujesz, a nie ktoś inny. Wiem, że masz mnóstwo spraw na głowie.

— Muszę ćwiczyć — odparła Marianna. — Dawno nie strzelałam. Zakładaj słuchawki.

Gdy były gotowe, Marianna wystrzeliła cały magazynek, po czym czekała, aż Amelia skończy swoje strzały. Na tarczy Marianny wszystkie trafienia znalazły się w granicach czerwonego środka.

— Zachwycające! — krzyknęła Amelia pełna podziwu.


Przez kolejne dni Marianna prowadziła Amelię przez różne etapy policyjnej pracy: pokazywała, jak wypełnia się dokumenty, jak przesłuchuje się przestępców, a nawet jak „dociska” ich, by wydobyć zeznania. Jednak Marianna nie mogła wyrzucić z głowy jednej myśli:

Jak to jest być po drugiej stronie? Jak to jest, gdy to ciebie ścigają? To musi być… ciekawe uczucie — zastanawiała się, zawieszając się czasem w trakcie rozmów.


Pewnego dnia Marianna postanowiła zabrać Amelię na miejsce przestępstwa, gdzie wciąż leżały ciała zabitych bandytów.

— Jesteś gotowa wejść? — zapytała stojąc przed zapieczętowanymi drzwiami.

— Tak, Marianno. Przy tobie niczego się nie boję — odpowiedziała młoda studentka, starając się brzmieć pewnie.

Wewnątrz bandyckiej kryjówki ich oczom ukazał się zdemolowany pokój, w którym znajdowały się trzy martwe ciała. Byli to przeciętni bandyci ubrani w ciemnym ubraniu. Znajdowali się w różnych miejscach: jeden na zakrwawionym stole, obok szklanki alkoholu i rozsypanego proszku narkotyków; drugi na łóżku; trzeci na podłodze. Wokół krzątali się funkcjonariusze policji, zabezpieczając miejsce zdarzenia.

To była „siedziba” grupy przestępczej, którą śledzili od dłuższego czasu. Policja wtargnęła tutaj, kiedy bandyci, uzbrojeni, postanowili stawić opór. Operację przeprowadzono dzięki informacjom, które Marianna wydobyła podczas przesłuchań od jednego z członków grupy, skłaniając go do zdrady.

Amelia na ten krwawy widok instynktownie zasłoniła usta dłonią, walcząc z mdłościami. Choć miała ochotę odwrócić wzrok, zmusiła się, by wytrwać. Nie chciała pokazać słabości przed Marianną — kobietą, którą podziwiała.

— To wszyscy? — zapytała Marianna jednego z policjantów, podchodząc bliżej.

— Jeden przeżył. Ich lider. Został przewieziony do szpitala.

— Świetnie — odparła chłodno.

Marianna obeszła martwe ciała, po czym weszła do sąsiedniego pokoju, a Amelia podążyła za nią. Pomieszczenie wyglądało jak sypialnia — z rozwalonym łóżkiem, brudną pościelą, starą szafą i otwartą komodą. Na blacie komody stała dymiąca popielniczka, a z jednej z szuflad wystawała rękojeść pistoletu.

Marianna podeszła bliżej i rzuciła okiem na broń. Wtedy odezwała się do Amelii.

— Rozejrzę się jeszcze tutaj. Zapytaj policjantów, czy potrzebują pomocy.

— Oczywiście, Marianno — odparła Amelia, po czym szybko opuściła pokój.

Marianna upewniła się, że studentka wyszła, i dopiero wtedy otworzyła szerzej szufladę. W środku leżał „Colt M1911” — prosty, szary pistolet. Rzuciła krótkie spojrzenie w stronę wyjścia, po czym wzięła broń do ręki i sprawdziła magazynek. Był pełny — siedem naboi.

Ścisnęła usta i z lekkim wahaniem schowała pistolet do swojej torby.


Amelia zaczyna mi się podobać” — pisząc w swoim notatniku, Marianna głaskała jedną ręką swojego kota. „Szybko łapie wszystko, co istotne. Mam nadzieję, że nie straci tego entuzjazmu” — zrobiła łyk wina. „Jutro wieczorem znowu mam wizytę u tej psycholożki… Lepiej nie będę o tym myśleć…

Marianna stanęła przed lustrem, myjąc zęby. Wpatrywała się w swoje odbicie, jakby próbując coś wyczytać z ciemnych oczu, jakby czekała na pozwolenie, by zrobić to, co nie schodzi jej z myśli.

Kilka chwil później, ze szczoteczką w ustach, ruszyła do pomieszczenia ze składem. Zaczęła przestawiać pudełka, szukając czegoś konkretnego. W końcu znalazła, otworzyła i wzięła do ręki ten sam „Colt M1911”, który wczoraj ukradła z miejsca przestępstwa.


Marianna usiadła przy komputerze, weszła na stronę i wpisała imię psychologa — Natalina, aby poczytać opinie innych osób na jej temat. Szybko natknęła się na forum pełne niezadowolonych użytkowników, którzy ostro ją krytykowali. Jedna osoba zamieściła nawet link z napisem: „Oto wszystko, co trzeba o niej wiedzieć… Mam nadzieję, że jej to wyjdzie bokiem.

Marianna zmrużyła oczy, podejrzliwie patrząc na ekran, i kliknęła. Strona przeniosła ją do witryny, która sprzedawała książki i kursy. Na początku nie zrozumiała, że trafiła dokładnie na stronę psycholożki Nataliny, ponieważ profil był stworzony pod pseudonimem. Kliknęła na zakładkę „oferty”, gdzie ukazała się długa lista audio nagrań z jej seansami, posegregowanych w kategorie. Wszystkie były płatne.

— Ta suka sprzedaje nagrania! — na głos zareagowała zirytowana Marianna, przewijając listę w dół. Kliknęła na jedno z nagrań. Wyskoczyła tabliczka z informacją o konieczności dokonania płatności. Zdecydowała się zapłacić niewielką kwotę. Po ściągnięciu pliku, natychmiast otworzyła go w przeglądarce. Usłyszała dialog między Nataliną a jakimś mężczyzną. Imiona zostały wycięte, pozostawiając jedynie treść rozmowy, która ujawniała problemy tego człowieka. Marianna poczuła, jak gniew rośnie w niej. Wiedziała, że gdzieś wśród tych nagrań znajdzie również siebie — bezprawnie sprzedaną jako materiał do nauki.


Zgrzytając zębami, Marianna wróciła do komentarzy. Zatrzymała się na najdłuższym:

Nick: Zagubiona1991 Data: 1 tydzień temu

Chciałabym podzielić się moją historią, bo nie wiem, co dalej robić… Chodziłam do tego psychologa przez ponad rok. Na początku wszystko wydawało się w porządku — była miła, empatyczna, zapewniała, że pomoże mi się pozbierać. Ale z czasem zaczęłam czuć się coraz gorzej. Zamiast widzieć jakiekolwiek postępy, czułam się coraz bardziej przytłoczona. Zaczęła przepisywać mi różne leki, mimo że nie jestem pewna, czy miała do tego odpowiednie uprawnienia. Najpierw lek na uspokojenie, potem coś na depresję, a na końcu coś, co miało poprawić mój nastrój. Po każdej zmianie czułam się gorzej — miałam zawroty głowy, mdłości, czasami nawet trudności z oddychaniem. Kiedy mówiłam jej o tych objawach, twierdziła, że to normalne efekty uboczne i że muszę kontynuować terapię farmakologiczną, bo mój stan jest „bardzo poważny”. Powiedziała mi, że to „normalne” i że muszę po prostu kontynuować leczenie, bo jestem „bardziej skomplikowanym przypadkiem”. Zaczęłam wątpić w siebie, myślałam, że coś ze mną jest nie tak, że jestem za słaba, by wyjść z tego dołka. Nie rozumiałam, dlaczego czułam się gorzej, mimo że robiłam wszystko, co mi zalecała. Ostatnio trafiłam na inne forum i przeczytałam, że inni mieli podobne doświadczenia. Okazuje się, że nie jestem jedyna, która czuła się coraz gorzej po spotkaniach z nią. Co więcej, ktoś napisał, że leki, które mi przepisała, mogą być niebezpieczne i zamiast pomagać, tylko pogarszają stan zdrowia. Podobno ma umowę z jakąś firmą farmaceutyczną, przez co celowo przepisywała te specyfiki… Jestem załamana i czuję się oszukana… Czy ktoś miał podobne doświadczenia?

— To jest ostatnia kropla… — zdenerwowana Marianna wysypała swoje tabletki do toalety.


Marianna śledziła psycholożkę przez cały tydzień. Na seansach nie ujawniała swojej nienawiści, starając się dyskretnie dowiedzieć, gdzie i w jakie dni ta bywa. Nie jeździła za nią własnym samochodem, bo wiedziała z doświadczenia, że byłoby to zbyt ryzykowne. Korzystała z taksówek, płacąc tylko gotówką, i wybierała takie trasy, które prowadziły do miejsc, które psycholożka odwiedzała. Był to albo sklep z klubem sportowym, do którego chodziła, albo jej dom.

Dom odpada — pomyślała Marianna, siedząc przy komputerze i studiując mapy. Wjazd na teren jest zabroniony dla obcych, mogą być kamery. Trudno będzie się tam dostać niezauważoną. Z drugiej strony też nie… — przesunęła mapę, skupiając się na sklepie, który odwiedzała psycholożka w każdy wtorek i czwartek. Parkuje na bezpłatnym parkingu, tam wieczorem jest ciemno. Nie ma kamer. To jest moje miejsce. Muszę to jeszcze raz sprawdzić, dla pewności. Wtorek będzie najlepszy. — Po chwili wyłączyła VPN i usunęła historię wyszukiwania w komputerze.


Wtorek.

Zapach w gabinecie psychologa wydawał jej się zbyt sztuczny. Miał uspokajać, lecz działał odwrotnie — denerwował. W białym pokoju stały dwa fotele, a między nimi stolik. Różowe promienie zachodzącego słońca wpadały przez okno, oświetlając dwie kobiety siedzące naprzeciwko siebie.

— Marianno, jak minął twój dzień? — zapytała psycholożka Natalina, nie podnosząc wzroku znad klawiatury laptopa, na którym coś notowała. Rudowłosa dziewczyna, młodsza od niej o jakieś dziesięć lat, miała dojrzałą twarz z zarozumiałym wyrazem. Na sobie nosiła idealnie wyprasowaną koszulę, cienką marynarkę i eleganckie białe spodnie w kant.

— Mój dzień? Jak zwykle — „bezżyciowo” — odpowiedziała Marianna, siedząc z nogą założoną na nogę i krzyżując ręce na piersi.

— Hmm. Dziś cała jesteś w czerni. Spodnie i sweter z kapturem — czegoś takiego jeszcze u ciebie nie widziałam. Czy to odzwierciedla twój nastrój?

— Tak jest.

— Możesz go opisać?

— Mogę. Ale… możemy dziś nie zapisywać naszej rozmowy?

— Zawsze zapisuję. To formalność — odparła spokojnym, uspokajającym tonem. — W razie potrzeby mogę udowodnić, że seans się odbył.

— Chcę z tobą porozmawiać jak człowiek. A nie być kolejnym imieniem w twoim komputerze. Dlaczego nie możemy po prostu rozmawiać? Przecież i tak za to płacę…

— To naprawdę tylko formalność — wyjaśniła Natalina. — Poza tym analizuję później nasze rozmowy…

Ale ona zalewa… — pomyślała Marianna, ukrywając zniecierpliwienie. Nie było warto się sprzeciwiać.

Kolejne pół godziny odpowiadała na banalne pytania o swoje życie prywatne, aż Natalina zmieniła temat.

— Skończyłaś już leki, które ci przepisałam? — powiedziala psycholozka.

— Możesz mi wyjaśnić, po co są mi potrzebne?

Psycholożka oparła się wygodniej na fotelu.

— Oczywiście. Widzisz, te leki pomagają ci kontrolować emocje. Bez nich łatwo mogłabyś wrócić do stanu, w którym byłaś wcześniej. Czy naprawdę chcesz znowu przez to przechodzić? — nachyliła się lekko do przodu, próbując nawiązać kontakt wzrokowy. W jej spojrzeniu zdawała się kryć cała prawda o życiu. — To jest proces, droga, którą musisz przejść. Potrzebujesz wsparcia, a te leki stabilizują twoje samopoczucie. Nie chciałabym, żebyś przerywała terapię w tak ważnym momencie. Sama wiesz, że twój wypadek jest… „skomplikowany”.

Wkurwiona Marianna sięgnęła do torby, w której miała pistolet. Położyła dłoń na zimnym metalu i omal nie popełniła błędu — jednak opamiętała się w ostatnim momencie:

Gdybym zrobiła to teraz? Musiałabym także coś zrobić z sekretarką, która siedzi za drzwiami… Ale przecież ona niczemu nie jest winna. Poza tym łatwo byłoby mnie znaleźć. W bazie danych jestem ostatnią klientką, rozmowy telefoniczne potwierdzają, że tu byłam, a na dodatek nagrywa nas teraz na żywo. To nie mój rejon — sprawę przejmie ktoś inny, a mi to nie pasuje. Sama chcę siebie złapać…

Odsunęła pistolet, a z torby wyjęła szminkę i poprawiła nią usta.

— Nie potrzebuję tych leków — powiedziała po chwili z lekkim zdenerwowaniem.

Psycholożka uniosła brwi, udając zaskoczenie.

— A czego potrzebujesz? — zapytała miękkim, niemal kojącym głosem. — Wiem, że pytam o to za każdym razem, ale to część procesu. Bez twojej szczerości nie będę w stanie ci pomóc.

— Chcę już pójść. Dziękuję. — Uśmiechnęła się Marianna. — Wypisz mi, co tam chcesz…

Na tym rozmowa się zakończyła.

— Już mamy się lepiej, Marianno — powiedziała Natalina, zerkając na zegar. — Widzimy się w następną środę.

Marianna wstała z fotela, przewiesiła torebkę przez ramię i powiedziała:

— Do zobaczenia wkrótce.

Odwróciła się i wyszła.

Po powrocie do domu przebrała się w inne ubranie — brązowy sweter i szarą kurtkę, które pozwalały jej lepiej wtopić się w otoczenie. Telefon schowała w środku pluszowej kaczki, pogryzionej przez jej kota, i zostawiła ją na łóżku. Przez komputer zamówiła taksówkę, włożyła pistolet za pasek pod kurtką i wyszła, zostawiając w mieszkaniu włączone światło.

Poprosiła kierowcę, by zatrzymał się na sąsiedniej ulicy. Na piechotę dotarła na parking, gdzie stał samochód Nataliny — zaparkowany z dala od wejścia, w ciemnym, opustoszałym miejscu. Jej ofiara wciąż przebywała w klubie, a Marianna jeszcze raz przeanalizowała w głowie plan. Serce waliło jej jak oszalałe, emocje szarpały nerwy.

Widzę ją… — w myślach wyszeptała, stojąc za krzakami. Jej ciało zadrżało. Jak strasznie… — zacisnęła zęby, próbując się opanować. Chcę to zrobić! Ale jak strasznie…

Założyła skórzane rękawiczki, naciągnęła szalik na nos i włożyła czapkę. Wyciągnęła pistolet, obserwując, jak psycholożka podchodzi do swojego samochodu, otwiera drzwi i wsiada.

Marianna rozejrzała się po okolicy, upewniając się, że nikt jej nie widzi. Kiedy usłyszała dźwięk zapalanego silnika, wyprostowała się, wyszła zza krzaków i stanęła na wprost auta. Była jakieś pięć metrów od przedniej szyby. Uniosła pistolet, trzymając go oburącz, i wymierzyła prosto w kierowcę. Widziała szok na twarzy Nataliny, która w panice nacisnęła pedał gazu.

Marianna wystrzeliła dwa razy. Przednia szyba pękła, a w jej powierzchni pojawiły się dziurawe rysy. Samochód gwałtownie ruszył, skręcając w prawo, lecz Marianna nie przestawała strzelać. Wycelowała w boczną szybę i oddała kolejne strzały — jeden, dwa, trzy, cztery, pięć — w krótkich odstępach. W końcu samochód uderzył w zaparkowane auto, uruchamiając jego alarm. Silnik zgasł, a klakson zawył, gdy ciało Nataliny opadło na kierownicę.

Marianna podeszła do auta, oddychając ciężko. Rozbite szkło chrzęściło pod jej butami. Przez wybite okno, ostrożnie, zaledwie dotykając odsunęła głowę psycholożki z kierownicy, by wyłączyć irytujący dźwięk. Wcisnęła się do połowy do środka i schwyciła jej torbę. Opróżniła ją na asfalt, po czym szybko podniosła portfel. Następnie zniknęła w krzakach.

Tam wyciągnęła z portfela pieniądze, resztę rzeczy porzucając na ziemi. Oddaliła się na kilka przecznic, po drodze wyrzucając pistolet z mostu do rzeki. W końcu po jakimś czasie złapała taksówkę i wróciła do domu.

Kiedy otworzyła drzwi, światło wciąż się paliło. Zamarła na chwilę, przestraszona, zanim przypomniała sobie, że zostawiła je celowo, by sprawiało wrażenie jej obecności w mieszkaniu. Telefon leżał na ziemi, obok zabawki, którą kot strącił podczas zabawy. Sprawdziła urządzenie — nikt nie dzwonił.

Marianna próbowała dojść do siebie pod prysznicem w łazience. Trzęsła się, a emocje buzowały w niej po tym, co zrobiła. Myśli krążyły w kółko — próbowała upewnić się, że nie zostawiła żadnych śladów, ale chaos w jej głowie nie dawał jej spokoju.

— Gdzie są moje rękawice? — wykrztusiła nagle, szeroko otwierając oczy i wbijając wzrok w przestrzeń. — Zostawiłam je w taksówce?! Tylko nie to…

Z przerażeniem wyszła z łazienki i niemal biegiem ruszyła do sypialni. Intuicyjnie włączyła telewizor i przełączyła na kanał wiadomości, ale nic jeszcze nie podano. Wiedziała, że informacja nie mogła dotrzeć do mediów tak szybko.

Nagle telefon zaczął dzwonić. Marianna aż podskoczyła, zaskoczona dźwiękiem. Przełknęła ślinę, wzięła kilka głębszych oddechów, by uspokoić głos, i odebrała:

— Słucham cię, Amelio?

— Marianno! Przepraszam, że dzwonię tak późno, ale… — zaczęła Amelia, wyraźnie zdenerwowana.

— Co się stało? — przerwała jej ostro Marianna.

— Zabójstwo w naszym rejonie — powiedziała Amelia drżącym głosem. — Jestem dziś na dyżurze. Powinnam być z moim kuratorem z kryminalistyki, ale wyjechał gdzieś i zostawił mnie samą. Nie wiem, co mam robić…

— Spokojnie, Amelio — odparła Marianna, starając się zachować w głosie opanowanie. Przesunęła palcami po swoich włosach, próbując się skupić. — Jesteś tylko studentką. Twój kurator nie powinien cię zostawiać. Wiesz, gdzie wyjechał?

— Nie wiem… — odpowiedziała Amelia, ledwo powstrzymując płacz. — Marianno, co mam robić? Dziewczyna została zamordowana w samochodzie!

— Dobrze, Amelio, posłuchaj mnie. Jedź do tego klubu… — westchnęła Marianna. — Zaraz tam będę. Do zobaczenia.


Marianna powoli szła przez rozsypane szkło rozbitej szyby, oświetlona pulsującymi niebiesko-czerwonymi światłami radiowozów. Tuż za nią podążała Amelia, wyraźnie zestresowana, niemal przyklejona do Marianny, jak dziecko do matki. W przeciwieństwie do swojej młodej towarzyszki, Marianna emanowała pewnością siebie — wąska, czarna kurtka i obcisłe dżinsy podkreślały jej stanowczy wizerunek.

— Co mamy? — zapytała, zbliżając się do nakrytego ciała obok ostrzelanego samochodu.

— Zabójstwo — odpowiedział krótko policjant, nie odrywając wzroku od notesu, w którym coś zapisywał.

Marianna bez słowa pochyliła się nad zwłokami, odsunęła prześcieradło i spojrzała na martwą kobietę. Przytrzymała wzrok chwilę dłużej, by niczego nie przeoczyć, po czym nakryła ciało z powrotem. Wyprostowała się, starając się zapanować nad lekkim drżeniem nóg, i rzuciła okiem na wnętrze samochodu.

— Rozbój? — zapytała, nie odwracając się.

— Możliwe. Znaleźliśmy opróżnioną portmonetkę obok samochodu — odparł policjant. — Wygląda na klasyczne obrabowanie.

— Za dużo w tym brutalności jak na rabunek — zauważyła Marianna chłodno.

Stanęła pośrodku zamieszania, marszcząc czoło i masując podbródek w zamyśleniu. W głowie musiała przełączyć się z roli sprawczyni na rolę detektywa. Po chwili milczenia odetchnęła głęboko i zaczęła wydawać polecenia:

— Wszystkie rzeczy do analizy na posterunek. Samochód przetransportować do warsztatu kryminalistycznego. Ciało oddajcie medykom. Amelio, weź nagrania z kamer parkingu. Spotkamy się na komendzie.

Amelia skinęła głową, starając się ukryć zdenerwowanie, podczas gdy Marianna, jak gdyby nigdy nic, ruszyła dalej, opanowując emocje.

2

Marianna i Amelia siedziały naprzeciwko siebie przy biurkach, każda z laptopem przed sobą.

— Więc, droga praktykantko, pierwsze prawdziwe śledztwo! — rzuciła Marianna, uśmiechając się z zadowoleniem i chwytając obiema dłońmi parujący kubek herbaty. Huśtała się lekko na krześle, jakby to była najzwyklejsza rozmowa. — Opowiadaj, co masz?

— Trochę się stresuję, Marianno… — odpowiedziała Amelia niepewnym tonem.

— Spokojnie… — przeciągnęła Marianna, uspokajająco kiwając głową.

Amelia wzięła głęboki oddech i zaczęła:

— Ofiara to psycholog, trzydzieści dwa lata, niezamężna. Prawdopodobnie padła ofiarą rabunku, bo zginęła gotówka z portmonetki… Chociaż nie wiemy, czy coś więcej. Sprawdzam teraz listę jej klientów z ostatnich trzech miesięcy, ale szczerze mówiąc, nie wiem, od czego zacząć.

— Mhm… Wszyscy na tej liście są podejrzani — stwierdziła Marianna, biorąc łyk herbaty.

Amelia zerknęła na ekran, po czym spojrzała niepewnie na swoją przywódczynię:

— Nawet ty, Marianno? Widzę twoje nazwisko w rejestrze wizyt.

Jej głos był cichy, jakby bała się, że powiedziała coś niewłaściwego.

— Oczywiście! — zaśmiała się Marianna, ale zaraz dodała zdecydowanie: — Jestem pierwsza na liście, bo tego samego dnia byłam u niej na wizycie.

Amelia przełknęła ślinę, patrząc na nią z mieszanką zdziwienia i niepewności.

— To… dziwne. Dlaczego nie powiedziałaś od razu, że znałaś ofiarę?

Marianna westchnęła, odchylając się na oparcie krzesła.

— Chciałam, żebyś sama to odkryła. W ten sposób lepiej zrozumiesz, jak wygląda praca w praktyce. Poza tym — zrobiła łyk herbaty, — jako osoba z kręgu podejrzanych będę zawieszona i nie mogę prowadzić tego śledztwa.

— O jejku… I co teraz? — zapytała Amelia, szeroko otwierając oczy.

— Teraz sprawą zajmą się ludzie z wydziału spraw wewnętrznych.

— Spraw wewnętrznych? — powtórzyła Amelia z niedowierzaniem.

Marianna uniosła brew, jakby była zdziwiona jej brakiem wiedzy.

— Nie mieliście tego na zajęciach? Na ostatnim roku? Co sobie myślą wykładowcy…

— Wybacz mi. Może zapomniałam. Ale chyba raczej nie mieliśmy.

— Służbowi ze spraw wewnętrznych — to oni pilnują, żeby wszystko w naszym wydziale kryminalistyki działało zgodnie z prawem, żeby nikt z nas nie mieszał pracy z życiem osobistym — z tym wszystkim, co dzieje się poza służbą. Krótko mówiąc, Amelio — teraz ty przejmiesz sprawę.

— Co?! Nie, Marianno, nie dam rady! Przecież dopiero kończę studia! Ktoś z twojego oddziału powinien to robić, a nie ja! — Amelia wyglądała, jakby miała zaraz wpaść w panikę.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.