E-book
22.05
drukowana A5
42.84
drukowana A5
Kolorowa
67.91
Ostatni pocałunek słońca

Bezpłatny fragment - Ostatni pocałunek słońca


5
Objętość:
217 str.
ISBN:
978-83-8351-110-8
E-book
za 22.05
drukowana A5
za 42.84
drukowana A5
Kolorowa
za 67.91

Prolog

Każdy dzień zaczynał się tak samo — pobudka, prysznic, zajęcia na uczelni, dom, praca, sen. Pola była bardzo zmęczona sytuacją, w jakiej się znalazła, a miała dopiero 27 lat. Często wyobrażała sobie, że tak naprawdę życie, które obecnie prowadzi, jest pozbawione sensu. Myślała, że mogła wybrać bardziej dochodowy kierunek studiów niż malarstwo, jednak kochała to. Nie potrafiła wyobrazić sobie życia bez sztuki, poezji, muzyki. Malarstwo było jej ucieczką od otaczającego ją świata. Nigdy nie była realistką, zawsze żyła marzeniami, a skoro nie mogła ich realizować przez swoją nieśmiałość i niewiarę, mogła je chociaż zobrazować. Mieszkała na wsi i czuła się z tym komfortowo. Spędzała tam większość swojego życia, nie czuła się ograniczona, było to miejsce piękne, pełne drzew. Królowały w nim brzozy i wierzby, które cudownie szumiały, kiedy było lato. Pola uwielbiała kłaść się na trawie i szukać uziemienia, słońce oświetlało i ogrzewało jej ciało. Słyszała szum liści, a tuż obok był stary drewniany płot ze sztachet, zbijany z 30 lat temu, który już lekko zzieleniał od wilgotnej gleby. Czasem w oddali szczekały psy, słychać było życie tętniące w polach uprawnych. Zero samochodów, czyste powietrze — coś wspaniałego. Miejsce, w którym wychowała się, było jej inspiracją. Nie potrafiła odnaleźć się w mieście, a próbowała to zrobić wiele razy. Dla niej miasto było inną rzeczywistością. Opuszczała dom rodzinny kilkukrotnie w ciągu tygodnia. Jej uczelnia znajdowała się w Warszawie, więc dziewczyna była zmuszona odwiedzać regularnie tę metropolię. Nigdy nie chciała przenieść się tam na stałe — bynajmniej tak myślała, dopóki nie poznała jego!

Pewnego dnia po zajęciach Pola została zaproszona przez Izę i Wiktorię na pizzę. Przyjęła zaproszenie z ogromną przyjemnością, bo była zmarznięta, zmęczona i okropnie głodna. Wiedziała, że dziewczyny zapewne — jak co weekend — wybiorą się na soczystą zakrapianą imprezę i nagle…

— Idziesz, Pola? Wychodzimy dziś wieczorem, możesz zanocować u nas. Mamy z Wiktorią pokój wolny. Dawaj! Chodź! Nie pożałujesz!

O nie, nienawidziła, kiedy ktoś ją wyciągał gdziekolwiek. Wolała odpocząć w domu, poczytać książkę, ale nie miała wyjścia — wisiała im to od dawna za przysługę, jaką Iza jej wyświadczyła w niedalekiej przeszłości. Zgodziła się, mimo że nie przepadała za Wiktorią — nie było im po drodze.

— Tak, jasne, ale nie wzięłam nic z domu — trochę zawstydziło ją to, bo nie zabrała ze sobą zupełnie nic, więc jej stabilna strefa komfortu została naruszona. Jednak dziewczyny były nieugięte. Obiecały, że wszystkim się zajmą i tak było. Wyglądała wystrzałowo. Zawsze chowała swoją kobiecość pod dużymi wyciągniętymi swetrami, przez co Pola nie była jedną z najbardziej rozrywanych lasek na roku.

Wieczór był naprawdę przyjemny, ciepły. Poszły do klubu, w którym dziewczyny lubiły przebywać co weekend. Dla Izy i Wiktorii stare dobre miejsce, sprawdzeni mężczyźni. Obie potrafiły bezbłędnie odtworzyć, który, z którą się prowadzał i kiedy.

Siedziały przy barze, aż nagle pojawił się ktoś zupełnie nowy na horyzoncie. Nieznany od wejścia skierował się do baru, zamówił drinka i zwrócił uwagę na siedzącą tuż obok Polę. Spodobała mu się, miała proste brązowe długie włosy za łopatki, drobny nos, kobiece uda. Była bardzo kobieca.

— Jesteś sama? Mam na imię Fabian. Zatańczymy?

O Boże! Zaniemówiła i zaczerwieniła się, co doskonale było widać na jej delikatnej białej skórze policzków.

On, który niespodziewanie znalazł się w jej otoczeniu, był na tamten czas spełnieniem jej marzeń — wysoki, przystojny, ten z tych ładnych, chociaż uważała, że mężczyzna nie powinien być ładny tylko przystojny.

Poczuła się zmieszana. Nie była nigdy otwarta na tańce, a co dopiero z nieznajomym. Zastanawiała się, w którą stronę uciekać. Siedziała zaczerwieniona, speszona, ale poruszył ją bardzo, kiedy tak na nią patrzył.

— Tak, znaczy nie… Nie jestem sama, ale tak — zatańczmy! Jasne!

Wystarczyło jedno spojrzenie. Jeden gest zauroczył ją do tego stopnia, że straciła dla niego rozum. Ten wieczór zmienił jej całe życie. Miłość rozkwitała w nich wiele lat, po wielu namowach Pola przeniosła się do Warszawy, gdzie kontynuowała studia, mieszkając z Fabianem. Rodzice dziewczyny nie byli zachwyceni, bo według jej mamy Fabian to był drobny cwany człowiek, który w ogóle nie wzbudzał jej zaufania. On zaś starał się zawsze być dla mamy bardzo uprzejmy. Mimo to seniorka miała swoje zdanie, którego nie odpuszczała. Kolejnym argumentem przeciw chłopakowi był brak ślubu. Rodzice Poli mieli już swoje lata, byli wierzący, praktykujący, jak i całe otoczenie, w którym zamieszkiwali, więc bali się, że wszyscy wezmą ich na języki. Miłość, która spotkała młodych, wyrwała Polę ze szpon beztroski, lekkości. Nagle stała się kobietą, zamieszkała z mężczyzną w mieście, w jej odczuciu ogromnym mieście. Miała szczęście, że już tam studiowała dwa lata, więc w miarę upływu czasu poznawała Warszawę. Ich wspólne lata były cudowne, pełne miłości i zrozumienia. Nigdy nie czuła, żeby była dla niego nieważna albo obojętna. Poświęcali sobie każdą wolną chwilę, uwielbiali kochać się w ciągu dnia. Była to dla nich niesamowita odskocznia i chwila przyjemności. Fabian wydobywał z niej wszystko, co możliwe. Natomiast każdy oddech przy nim, każdy orgazm rozwijał jej kobiecość. Jednak najważniejsze było to, że czuła się przy nim bezpiecznie i bardzo zaopiekowana.


Czas mijał. Mijały dni, miesiące, lata, aż pewnego wieczoru w 4 rocznicę ich poznania jej ukochany padł na kolana i oświadczył się Poli. Była rozpromieniona. Z ogromną radością przyjęła zaręczyny. Niestety, jej rodzice, a w szczególności mama, nie była wcale zachwycona.

— Dziecko, tłumaczyłam Ci, to wcale nie jest mężczyzna dla Ciebie. Czuję, że jest bardzo toksyczny w środku. Przecież mieszkacie już razem, tak? Zastanów się, proszę Cię, zastanów się dobrze, żebyś później tego nie żałowała!

Podejrzenia mamy wydały się Poli irracjonalne. Ciągle zastanawiała się, dlaczego ona tak go odbiera. Czy czuła coś? Może wiedziała? A może jednak po prostu to faktycznie górę wzięła ta kobieca intuicja. Pola nie podjęła dyskusji z matką na ten temat. Zrobiło jej się przykro, że ta nie podziela jej szczęścia. Ona sama nie widziała w Fabianie nic toksycznego. Zawsze w pełni gotowy, zainteresowany, nigdy nie ignorował jej. Nawet jeśli jego dzień w firmie był okropnie zawalony, często bywało tak, że przynosił pracę do domu, kradnąc w ten sposób czas dla nich. Fabian miał trzydzieści pięć lat. Pracował dla firmy, która zajmowała się marketingiem i reklamą, w związku z tym jego aparycja była nienaganna, podobnie jak elokwencja. Był zadbanym, przystojnym brunetem o błękitnych oczach. Oj tak… te oczy potrafiły omamić niejeden kobiecy umysł, co było doskonałym narzędziem w jego pracy, bo najczęściej współpracował z kobietami.

— Czy ja mam być o Ciebie zazdrosna? — wyszeptała Fabianowi do ucha ostatni raz jako panna.

On rzucił jej tylko serdeczny uśmiech, utulił ją, ucałował w czoło i odpowiedział:

— Od jutra już nie będziesz musiała się martwić i zastanawiać. Będę tylko Twój do końca naszych dni! — nie miała powodu, by mu nie wierzyć. Myślała o tym, że przecież są ze sobą już od 4 lat, z czego połowę mieszkają razem. W tym czasie nigdy jej nie zawiódł, a przecież mógłby, gdyby tylko nadarzyła się okazja, a takich okazji miał zapewne wiele.

Rozdział pierwszy: I ślubuję Ci

Poranek okazał się słoneczny, Pola obudziła się w ogromnych emocjach. Z trzęsącym się sercem, rozpromieniona czuła ogrom energii w sobie. Była sama w pokoju hotelowym, bo to dziś był ich wielki dzień — jej i Fabiana! Oficjalnie stanie się Apolonią Dobrzańską. Nie wie, czy nie może się doczekać i z tego powodu jej serce szaleje, czy też może jej głowa ciągle odtwarza słowa jej mamy. Nie dawało jej to spokoju, chociaż podświadomie czuła, że to zupełnie irracjonalne, bo przecież wie, za jakiego człowieka wychodzi za mąż. Leżała nadal w łóżku, otwierając lekko jedno oko. Promienie słońca wpadały przez uchyloną powiekę, na co jej źrenica zareagowała natychmiast. Blask tiulowych firan i biel sukni był oślepiający, a w pokoju hotelowym unosił się zapach lilii i frezji z delikatną nutką róż. Już dawno nie czuła, żeby kwiaty pachniały aż tak intensywnie. Okazało się, że wszystko tego dnia stało się wyjątkowe! Pokój utrzymany w klasycznym stylu był bardzo przytulny, meble były welurowe białe. Samo wnętrze było jasne, świetliste i przestrzenne z barokową toaletką przy oknie. Na jej blacie już wszystko było przygotowane: biżuteria, kosmetyki i cudownie pachnące francuskie perfumy, które otrzymała wraz z biżuterią od Fabiana w prezencie ślubnym. Uchylając powieki, widziała suknię wiszącą tuż obok okna. Kreacja była po prostu piękna — jedna z tych wymarzonych… Delikatna, nie miała zbyt wiele kamieni, uszyta z koronki. Miała zabudowaną górę i dekolt w łódkę. Natomiast krój sukni wycięty był według wzoru syrenki. Wybrała ten krój, bo idealnie podkreślał jej zgrabną figurę klepsydry. Materiał opinał biodra, smukłą talię i podkreślał jej dość duże piersi. Wszystko było przygotowane na sto procent — stroje Panny Młodej i Pana Młodego, kwiaty — dominowały róże, frezje i białe orchidee, a także sala, która znajdowała się w cudownym dworku obok lasu. Tuż obok niej rozciągał się zadbany staw, ogrodzony drewnianym płotem, na którego środku była wysepka. W centralnym punkcie wyspy stała altanka oświetlona tysiącami lampek, do której prowadził mały drewniany most. Plan był taki, że będą tam tańczyć pierwszy taniec i zrobią kilka zdjęć. Kościół również został przyozdobiony skromnie i delikatnie. Nic ani nikt nie był w stanie zepsuć im szczęścia w tym ważnym dla nich dniu. Była wdzięczna Izie i Wiktorii, że wtedy dała się namówić na wspólne wyjście wieczorem. Nie sądziła nigdy, że niespodziewanie spotka ją takie szczęście w postaci jej przyszłego męża. Tę rozkoszną chwilę zakłóciło pukanie do drzwi.

— Wstałaś? — mama wparowała do pokoju rozpromieniona mimo swoich obaw. Nie chciała zepsuć córce tego najpiękniejszego w życiu dnia.

— Wstawaj! Już czas, za chwilę fryzjer, kosmetyczka, potem trzeba Cię ubrać, sprawdzić, czy wszystko dopięte na ostatni guzik! Dalej, Pola!

— Och, mamo!

Godziny przygotowań minęły szybko, wielka chwila była już tuż obok niej. Nie widziała, jak wygląda Fabian i jaki garnitur wybrał, jej stylizacja też dla niego była wielką tajemnicą tego dnia.

Wybiła godzina 16:00!

Już czas! — „Ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i wszyscy Święci”. — Łza spłynęła po policzku dziewczyny, a ona sama czuła się, jakby wygrała nowe życie na największej loterii świata. Dziękowała Bogu, że obdarzył ją takim szczęściem jak Fabian.

Jest już po najważniejszej, wzniosłej dla niej chwili. Od teraz są mężem i żoną i nic ich nie rozdzieli.

Losy

Kilka lat po ślubie nadal żyli w szczęściu, podróżowali, byli jednością. Jednak nadszedł czas, który diametralnie zmienił ich życie. Nie wiedziała, czy sprawiły to pieniądze, niezależność czy po prostu uczucia ze strony jej męża wygasły. Ona kochała go jak zawsze, całą sobą. Jednak przyszedł czas, że ciężko jej było odnaleźć do niego drogę. Fabian po trzech latach zmienił się, zaczął przesadnie dbać o siebie, a istnienie Poli jakby poszło w zapomnienie, zeszło na boczny tor. Mąż zaczął wracać coraz później z pracy, zdarzało się, że nawet i rano. Nie umiała zapytać go o przyczynę tego stanu rzeczy, bo zaraz wywiązywała się z tego ogromna awantura. Nie zdarzyło się jednak, żeby przepraszał. Zachowywał się, jakby nie miał wcale wyrzutów sumienia. Nie próbowała z nim rozmawiać, od wielu tygodni nie miała z nim wcale nici porozumienia.

— Fabian? Dokąd idziesz? Jest piątek wieczór. Możesz zostać w domu? Nie wychodź. Proszę — rzuciła mu nieśmiałe spojrzenie, które było jednak pełne nadziei.

— Daj spokój! Jesteśmy ze sobą tyle czasu, jeszcze nie masz mnie dosyć? — odpowiedział niecierpliwie. — Nie mogę zostać, mam dużo spraw w firmie. Chciałbym, ale naprawdę nie mogę — zarzucił marynarkę na ramię, trzasnął drzwiami i wyszedł.

W ten wieczór, jak co wieczór znów została sama ze sobą. Nie pozostało jej nic innego, jak przygotować gorącą, pełną piany i zapachu relaksującą kąpiel, która ukoi jej zmysły po tym całym ciężkim tygodniu… Może lampka wina rozluźni jej umysł, pozwoli na chwilę zapomnieć o tym, jak jej bajeczne małżeństwo rozpada się na milion kawałków, a książę coraz bardziej oddala się od królestwa? Jej zatrwożenie przerwał dzwonek telefonu. Wcale nie chciała rozmawiać, bo dzwoniła Marta, jej bliska koleżanka z roku. Westchnęła.

— Hej! Jak się masz? Wcale się nie odzywasz, martwię się, Pola! Ja wiem, że coś się dzieje, powiedz mi o tym, naprawdę będzie ci lżej… Ja rozmawiałam z tobą o tym kiedyś, że jak będzie ci źle, masz mówić! Nie chcę się domyślać, ostatnio na uczelni obserwowałam Cię, Pola! Nikniesz w oczach, nie widziałam w tobie radości. Pola? Halo? Jesteś tam?

— Ojej i co mam z tym zrobić? — pomyślała. Nie chciała wcale jej nic opowiadać, nie czuła takiej potrzeby, ale wiedziała, że przed tym nie ucieknie, bo jak nie dziś przez telefon, to Marta znajdzie ją na uczelni i będzie pytać.

— Hej, jest wszystko w porządku… po prostu ogrom obowiązków i pracy mnie bardzo przytłoczył. Czy możesz zadzwonić jutro? Właśnie szłam wziąć kąpiel, strasznie jestem zmęczona, padam z nóg. — Marta chyba nie wyczuła kłamstwa, bynajmniej Pola tak sądziła. Była zadowolona, że zręcznie uniknęła dalszej rozmowy na ten temat i go zdusiła w zalążku.

— Ok, zatem do następnego! Aha i nie myśl, że uwierzyłam! Czuję, że masz kłopoty. No cóż, jak będziesz chciała, to dzwoń zawsze, kiedy tego potrzebujesz. Możesz zostawić wszystko i przyjechać do mnie, pojedziemy na Mazury! Odnowiłam mój domek letniskowy, zapraszam cię tam. Na pewno ci się spodoba! Zatem trzymaj się, mała!

Jej głos brzmiał ciepło, uprzejmie i niezwykle serdecznie. Pola najchętniej naprawdę rzuciłaby wszystko i pojechała z Martą na Mazury. Ostatni czas, który tam spędziły — a było to rok temu — był bardzo relaksujący i dla niej bardzo owocny. Mogła spokojnie zająć się sobą, poukładać myśli, nabrać nowego poglądu na świat, który ją otaczał. Kiedy teraz Pola spojrzała jednak na swoje problemy wówczas, stwierdziła w duchu, że na ten czas nie wydawały się problemami. Pomyślała, że paradoksalnie to ślub doprowadził do znacznego pogorszenia ich relacji, już teraz małżeńskiej.

Zastanawiała się często nad tym, co stało się z jej chłopakiem Fabianem, tym, którego poznała tyle czasu temu. Po ślubie, który był cudowny, otrzymała tyrana, bez uczuć i bez zainteresowania. Kiedyś był mniej wypacykowany, ale bardziej ją kochał — pieniądze nie były dla niego wszystkim. A teraz? Wszystko się pozmieniało. Nieustanne spędzanie czasu w pracy, bo finanse, bo pieniądze, bo luksus. Pola miała dostęp do środków. Ich konto było wspólne, pieniędzy im nie brakowało. Więc czy naprawdę musiał aż tak zaniedbać ją dla dobrobytu? Ciągle krążyły za nią różne myśli, nie potrafiła się od nich uwolnić. Sprawdzała jego aplikację Booksy i kalendarz, często zamawiał wizyty u fryzjerów, Barberów, spa, fitness… Tylko czemu sam? Dlaczego nie z nią? Co było powodem takiej diametralnej zmiany? Podejrzewała go nawet o to, że mógłby mieć kochankę, ale czy starczyłoby mu na to czasu? Czy miałby sumienie po takim fantastycznym ich wspólnym czasie sprzeniewierzyć wszystko i puścić to w zapomnienie, a tym samym budować nową przyszłość?

Rozdział drugi: Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal

Dzień zapowiadał się super! Było słonecznie i bezwietrznie. Idealna pogoda na piknik i spędzenie chwil w ich ulubionym lesie, do którego wyjeżdżali na wycieczki rowerowe, kiedy mieli tylko czas. Fabian był dzisiaj w domu tak jak Pola. Ona przynajmniej tak myślała, więc wstała z rana, pobiegła po bułki i przygotowała dla nich hotelowe śniadanie.

— Fabianie, kotku, wstawaj. Przygotowałam dla nas śniadanko! Zapraszam! — on spojrzał na nią z odrzuceniem.

— Pola, ja dzisiaj wyjeżdżam! Mam wyjazd służbowy. Muszę zapewnić nam godne życie, w którym niczego nie zabraknie! Biorę ze sobą Izabellę. Jest mi potrzebna, bo zna papirologie i wie wszystko, czego potrzebuję dziś na spotkaniu służbowym. Nie gniewaj się, ale ja za chwilę wychodzę.

Wstał, zabrał ręcznik i poszedł się kąpać, a ona stała jak wmurowana w drzwiach od sypialni. Czuła, jak zalewa ją gorycz, czuła porażkę ich związku małżeńskiego.

— Przecież chce dla nas dobrze — pomyślała. Jednak nie mogła posiąść się z bólu. Jak bardzo to wszystko zaczęło się komplikować… Postanowiła, że skoro to spotkanie służbowe, to pojedzie z nim, ale bez jego wiedzy. Zostawiła wszystko i pobiegła do galerii kupić ukrytą kamerę i lokalizator GPS. Stwierdziła, że musi w końcu dowiedzieć się prawdy, bo czuła, że to wcale nie jest tak, jak ona myśli.

Zakupu dokonała, wychodząc z domu. Zadzwoniła i poprosiła o uszykowanie paczki, wypłaciła pieniądze z bankomatu, żeby nie zostawiać po sobie większych śladów. Po 30 minutach była z powrotem w domu, lisim sprytem zamontowała kamerkę nad lustrem przednim i nadajnik GPS w samochodzie pod fotelem.

— Dziś wszystko się okaże, kochanie — pomyślała w duchu.

— Pola? Pola?! — nagle usłyszała, że gorączkowo wzywa ją mąż. Podbiegła do niego, lecz on był już bez kontaktu. Leżał na podłodze jak długi, zakrwawiony, blady jak ściana. Nie wiedziała zupełnie, co robić, czy próbować go cucić, czy dzwonić na 112. Oddychał, lekko, płynnie. Oddychał. Pola wezwała Pogotowie Ratunkowe. Ratownicy byli na miejscu po niecałych 15 minutach. Lekarz stwierdził tylko zasłabnięcie i krwotok z nosa, nic groźnego. Badanie EKG i inne parametry były w normie. Ratownik polecił kontakt z lekarzem rodzinnym. Zalecił badania krwi i dużo odpoczynku dla Fabisia.

— Kochanie, jednak zostaniesz w domu, dobrze? Postaram się jutro umówić lekarza. Widziała, jaki jest słaby. Zgodził się i pierwszy raz od jakiegoś dłuższego czasu utulił ją. Pierwszy raz od dawna poczuła jego zapach, ciało. Czuła, że wzbiera się w niej silne podniecenie, czuła jak bardzo za nim tęskniła i jak bardzo go kocha. Poszła za nim do sypialni, pragnęła zbliżyć się do niego tak jak kiedyś. Usiadła obok i chwyciła jego dłoń, spojrzał na nią — ujął jej twarz w dłonie i zaczął namiętnie całować jej usta, policzki i nos. Zapragnęli się tak jak dawniej, ich ciała połączyły się w erotycznym pełnym namiętności tańcu, który trwał kilka cudownych godzin. Tak bardzo brakowało jej jego.

— O czym myślisz? — westchnęła, przyglądając mu się uważnie.

— Nie wiem, czemu tak mam ostatnio, ale nie potrafię funkcjonować obok ciebie normalnie. Miałem czas, że nie chciałem być blisko, byłaś dla mnie taka uległa, odpychająca. Potrzebuję czegoś więcej, Pola… chyba za bardzo małżeństwo mnie ogranicza.

Zamarła w bezruchu, czyli jednak. Czyli jednak jej nie chce! Jak mógł to ciągnąć tyle czasu? Dlaczego nie powiedział jej wcześniej?

— Dlaczego mówisz to dziś? Chcesz rozwodu? Chcesz żyć samodzielnie?

— Pola. To nie tak. To nie tak, że chcę rozwodu. Nie chcę, nie chcę, żebyś na siłę mnie tak trzymała za grzbiet, potrzebuję, żebyś dała mi więcej komfortu.

— Fabian! Co ty mówisz! Masz mnóstwo komfortu! Nie ma cię ciągle, całymi dniami, Fabian! Jak ja mam Cię traktować, nie zabierasz mnie nigdzie, nie wychodzimy razem! Albo weźmiesz się w garść, albo odchodzę! To nasza pierwsza i ostatnia szansa!

— Polusiu! Nie, nie odchodź! Kocham Cię i obiecuję ci, że zrobię wszystko, aby było dobrze między nami, żebyś była szczęśliwa!

Leżeli obok, nadzy, w dziwnej atmosferze, już nie przytuleni, bo jakoś brakowało im chęci, aby tulić się do siebie po tym dialogu. Czar nocy prysł, a miłość, którą czuła Pola, nagle zmieniła front, zmieszała się z nienawiścią, stała się swoistym rozczarowaniem. Pola czuła, że straciła wszystko, nie był już w stanie odbudować swoich uczuć do niej, a ona nie była w stanie mu wybaczyć. Bolesność słów, jakie wytoczył, przeplecionych obietnicą poprawy i względna skrucha powinny okazać się kojące.

Chłód ciągnący się z salonu wyrwał Polę z letargu. Wstała zmarznięta pozamykać okna, zaparzyła gorącą herbatę, dodała do niej cytryny i miodu, owinęła się w koc i dalej myślała nad tym, co właśnie zdarzyło się w ich małżeństwie. Fabian był w sypialni, leżał w łóżku znacznie osłabiony tym okazjonalnym zasłabnięciem i natłokiem obowiązków, jakie na niego spadały przez ostatni czas. Pola z sofy czasem spoglądała na niego czujnie. Przypomniała sobie, że miała zapisać go do lekarza. Poranne wydarzenia rozkojarzyły ją, a była na tyle wybita z myśli, że wzięła laptop Fabiana. Chciała zalogować się na skrzynkę mailową, jednak skrzynka Fabiana nie była wylogowana. Miała zatem doskonałą okazję troszkę poszperać w jego mailu, chociaż nie miała w nawyku tego robić. Przez jakąś chwilę walczyła ze sobą, czy korzystać z tej sposobności, czy nie. Jednak skusiła się, a to, co zobaczyła, zmroziło jej krew w żyłach.

— Czyli po to ci więcej wolności i czasu? — pomyślała, kiedy jej serce biło jak szalone. W skrzynce mailowej zobaczyła mnóstwo wezwań do zapłaty na osobę prywatną, które przeplecione były groźbami. Zaległości wynosiły 50 000 PLN, jak zliczyć wszystkie.

— O matko, skąd my weźmiemy tyle pieniędzy? Długi przekroczyły naszą zdolność kredytową… Jak teraz z tego wybrnąć? Serce waliło jej jak młot, szybko, czuła, że robi jej się duszno i słabo, zimno i gorąco na zmianę. Myśli kłębiły się… jeszcze bardziej zastanawiała się, na co poszły te wszystkie pieniądze, jak powstały takie długi. Co przed nią ukrywał? Spojrzała na niego, zasnął. Zatem zyskała czas. Przeszperała cale jego prywatne dokumenty, pocztę i social media. Odnalazła maile z Izabellą. Ona najwyraźniej wiedziała o wszystkim, bo bez żadnego skrępowania pisali, rozmawiając o tym, aby załatwiła dla niego kredyt lub pożyczyła mu pieniądze na częściową spłatę długu. Fabian sam nie wyrabiał, żeby zapewnić odpowiednią pulę na, choć minimalną redukcję długów. Izabella … Wyglądało na to, że są blisko, bliżej niż Fabian z nią, własną żoną.

Kim była Izabella? To właśnie ta, która przypadkiem poznała Polę z Fabianem, zabierając ją do klubu. Ta, która zawsze była o niego zazdrosna, była zazdrosna o szczęście Poli i Fabiana. Patrzyła na ich związek od samego początku. Od dnia, kiedy poznali się, kiedy spojrzał na nią po raz pierwszy aż do dziś. Pola przeszukała telefon. W skrzynce wiadomości SMS odnalazła wiadomość właśnie od niej, tej jej niby przyjaciółeczki Izy. Już czuła, jak przemawia przez z nią złośliwość, a może nawet zazdrość, skoro tak o niej pomyślała:

„Tobie nie pomoże nic! Porozmawiaj z żoną, idź na terapię. Weźcie kredyt, spłać to, póki jesteś w stanie”.

To była wiadomość bez odpowiedzi.

Pola nadal zastanawiała się, o co w tym wszystkim chodzi. Nie chciała szukać osób, które wystawiały rachunki. Nie chciała angażować się aż tak, jednak z drugiej strony myślała sobie, że nie miała wyjścia, że chyba będzie musiała to zrobić, bo inaczej prawda nigdy jej nie sięgnie. Fabian nie przyzna się do wszystkich zawiłości, jakie spotkała na ich drodze. Myślała już, że Iza naprawdę okazała się zdradliwa. Jednak z treści SMS-a wynikałoby, że jednak nie i że może ona mogłaby jej coś opowiedzieć. Było już późne popołudnie, kiedy Pola odważyła się zadzwonić do niej

— Halo? Możesz ze mną porozmawiać?

— Tak. Brzmisz, jakbyś była zdenerwowana? Coś się stało? — zapytała ze stoickim spokojem.

— Myślę, że Ty może powiesz mi, o co chodzi. Sprawdziłam skrzynkę Fabiana, wiem o wszystkim. Wiesz, że dziś zasłabł? Musisz mi powiedzieć wszystko, co wiesz. On nie powie mi nic, a ostatnio nie dzieje się między nami najlepiej. Ciągłe go nie ma, wychodzi i szczerzy na mnie kły. Bez przerwy drze ze mną koty, a już nie wspomnę o tym, że dba o siebie przesadnie! Czy Ty, znaczy wy, macie romans? Kochałaś się z moim mężem? Proszę, musisz mi powiedzieć wszystko, co wiesz.

Pola czuła, jak jej głowę rozrywa ciśnienie, czuła, jak płonie jej twarz, drętwieją palce. Bała się tego, co może za chwilę usłyszeć, jednak wolała to niż kolejne kłamstwa Fabiana. Była zdecydowana, aby podjąć decyzję, aby odejść, jeśli będzie taka potrzeba.

— HALO? IZA? Cisza po drugiej stronie była naprawdę długa, wydawała się jakby to była wieczność. Słyszała tylko swój zegar w salonie. Tik-tak, tik-tak.

— Posłuchaj, Polusiu, myślę, że to nie jest naprawdę rozmowa na telefon — westchnęła ciężko. — Myślę, że lepiej będzie, kiedy spotkamy się i wszystko wyjaśnię Ci prosto w oczy. Nie chcę tego rozciągać przez telefon, uwierz mi, naprawdę. To wszystko jest zbyt zawiłe.

Zatem umówiły się tego samego wieczoru w kawiarni tuż obok parku. Bardzo przytulne miejsce, idealne na randkę. Po wejściu do środka czuć było zapach parzonej kawy i świeżo pieczonego biszkoptu, Pola wciągnęła miłą woń nosem. Czuła, jak jej nozdrza wypełniają się tym wspaniałym słodkim aromatem. Mogłaby zapomnieć, po co tutaj przyszła. Jednak nie. To byłoby za proste. Musiała zmierzyć się z przeszłością męża oraz spojrzeć w ich przyszłość. Czy jednak będzie potrafiła to zrozumieć? Czy potrafiła będzie wybaczyć te wszystkie kłamstwa? Myśli kłębiły się bezustannie, a ona znowu poczuła ten paraliżujący strach, który zawsze pozbawiał ją sił i odporności na stres. Czuła, jak nogi jej truchleją, jakby szła na bardzo wysokich, wymagających szpilkach. Szła prosto przed siebie do stolika, o którym rozmawiały przez telefon. Znajdował się przy oknie ze wspaniałym drewnianym starym lakierowanym parapetem. Kiedy tak zapatrzyła się w dal, przesuwała dłonią po desce, czuła wszystkie nierówności pod palcami, czuła te lata, jakie miało na sobie to drewno, było jednak odrestaurowane, lakierowane i aksamitnie gładkie w dotyku. Za oknem rozpościerał się widok parku, a dokładnie alei kasztanów, które chyliły się ku przechodniom. Tuż obok było spore oczko wodne, czyste, bardzo zadbane. Pogoda rano była cudowna, jednak wieczór? Brr.. Okropnie jesienny, zimny. Zerwał się wiatr, deszcz uderzał w szybę. W środku było ciepło, na stole paliła się świeca i uśmiechał się obok serwetnik-kot. Takie akcenty rozchmurzały jej posępną duszę i poprawiały humor. Słyszała, że zadzwonił dzwonek nad drzwiami. Tak to Iza, w końcu przyszła — pomyślała z otuchą.

Iza była ładną, filigranową blondynką o jasnoszarych oczach. Można byłoby powiedzieć, że taki męski ideał kobiecości. Bardzo z Polą się różniły, dość, że charakterami, to jeszcze wizualnie.

— Witaj! Ale ulewa. Okoliczności mamy kiepskie, ale cieszę się, że cię widzę… — oczy Izy faktycznie błysnęły serdecznym blaskiem.

— Mi również miło. Zamówiłam dla nas herbatę z pomarańczą i goździkami, nasze ulubione ciasto śliwkowe. Mam nadzieję, że nie jesteś na diecie? — Pola z uśmiechem puściła oczko przyjaciółce, chociaż w duchu nadal zastanawiała się, czy aby na pewno to jeszcze jej przyjaciółka.

— Nie, Polusiu, nie. Dziękuję. — Iza posmutniała, spojrzała wzrokiem pełnym współczucia i empatii na Polę, a potem wypowiedziała ciąg wyrazów, który przeraził kobietę.

— Pola. Fabian jest uzależniony od hazardu, przegrał wszystkie wasze pieniądze. Oszczędności też chciał naruszyć, jednak odwiodłam go od tego. To nie koniec… Wielokrotnie odbierałam telefony od mężczyzn, którzy administrują większe kluby go-go, wydaje mi się, że bywa tam często. Częściej niż może nam się wydawać. Polusiu, jednak to nie koniec… On… on korzystał z usług ekskluzywnych kobiet do towarzystwa, wielokrotnie. Widziałam, jak przyjeżdżały do niego wystrojone. On też wyglądał zawsze elegancko i wychodzili razem. Wieczory spędzał właśnie z nimi, tam. — Izabelli stanęły łzy w oczach, chwyciła rękę Poli, ścisnęła mocno i serdecznie, aby dodać jej otuchy, chociaż to niewiele znaczy w porównaniu z tym, co Pola czuje. A czuła wszystkie swoje mięśnie, każde ścięgno, każdą kostkę. Czuła, jakby ogromny ból rozrywał jej ciało. Nie wiedziała, co robić. Płakać? A może uciekać? Była taka młoda… Nie sądziła, że jej małżeństwo zakończy się w tak katastroficznej scenerii.

— Polusiu, wiem, co czujesz. Chciałam Ci powiedzieć, że nigdy nie zdradził Cię ze mną, między nami nigdy nie było nic więcej niż po prostu przyjaźń. Zżyłam się z Fabianem, bo jestem zżyta z Tobą, nic więcej. On bardzo mi ufa i dlatego to ja znałam te wszystkie sekrety, koszmarne, mroczne historie.

Pola nadal nie potrafiła pozbierać myśli. Czuła w sobie chaos, ogromny chaos.

— Dziękuję, że zdecydowałaś się opowiedzieć mi o tym. Nie wiem, co myśleć. Iza, ja miałam tyle planów — chciałam mieć z nim dziecko. Teraz wszystko legło w gruzach. Pewnie będą nas szantażować? Zabiorą dom? Sama nie wiem, co robić? Znasz tych mężczyzn? Wiesz, kim oni są? — wyszeptała ze stoickim spokojem na twarzy.

— Tak, jednego znam nawet całkiem dobrze, bo często przebywał w firmie z Fabianem, wyglądało na to, że byli przyjaciółmi. Jednak wtedy jeszcze nie wiedziałam, jak to wszystko jest chore i pogmatwane. Do dwóch mam numery telefonów, często dzwonili do Fabiana.

— Jak myślisz? Może powinnam skontaktować się z nimi? Spróbować dowiedzieć się, co to za długi i za co?

— Nie sądzę, Polu, by ktokolwiek cokolwiek Ci powiedział. Numery mogę Ci dać, ale nie mów, że masz je ode mnie, ja nie chciałabym mieć z tym nic wspólnego.

— Dobrze. Pola zgodziła się na warunki Izy, nie miała innego wyjścia jak zaakceptować je, aby dowiedzieć się jak najwięcej i otrzymać dane teleadresowe.

Długo biła się z myślami, tak… znowu biła się z nimi, co dalej. Teraz jej myśli i życie będą jedna wielką bitwą, tak czuła. Wróciła do domu. Fabian siedział w salonie, już wykąpany, oglądał telewizję. Wyglądał lepiej, nie był już przerażająco biały i skrajnie wyczerpany.

— Cześć, kochanie. Gdzie byłaś tak późno? Nawet nie słyszałem, kiedy wyszłaś.

— Byłam się przejść po parku, strasznie jednak się rozpadało i zajrzałam do kawiarni obok. Tam poczytałam książkę, wypiłam kawę i dopadło mnie zmęczenie, więc postanowiłam wrócić.

— Jak poczuję się lepiej, będę chciał pójść tam z Tobą. Zabierzesz mnie? — słysząc to, spojrzała na niego z ukrytym wstrętem.

— Tak, Fabian, wybierzemy się tam razem — powiedziała i zniknęła za drzwiami łazienki.

Kiedy stała tak przed lustrem w ich domu, patrzyła na siebie, sobie prosto w oczy i pytała się dlaczego? Nie sądziła, że jej życie tak się pogmatwa. Zastanawiała się, jak teraz dowiedzieć się od niego prawdy, jakiejkolwiek prawdy, żeby mogła mu pomóc. Nawet nie miało znaczenia, że korzystał z usług, powiedzmy to ładnie „dam do towarzystwa”, chodziło jej bardziej o to, żeby nie stracili domu, życia przez jego uzależnienia. Była w stanie poświęcić wiele, tak myślała, na ten czas.

Rozdział trzeci: Za fotografią

Studia nadal trwały. Pola odnosiła wiele sukcesów w życiu artystycznym — bajkowe obrazy i magiczne, przepełniające entuzjazmem wystawy. Jej życie poza problemami małżeńskimi wypełniały kolory, ona nie była realistką. Często uciekała w fantazję. Wydawało jej się, że ta kraina jest dla niej bardzo bezpieczna, szczególnie teraz, kiedy ich małżeństwo wisi na włosku. Jej studia doktoranckie dobiegały końca. Roczne seminarium obejmujące działalność artystyczną i dydaktyczną w danym roku akademickim zaliczyła na najwyższą ocenę, więc była spełniona i szczęśliwa. Dostała propozycję zorganizowania wernisażu we Francji. Nie znalazła jeszcze dokładnej lokalizacji, ale i tak to jej spełnienie marzeń. Koszty otwarcia tego wernisażu nie będą małe, to wiedziała, jednak nie chciała odpuścić. Zapragnęła podjąć rękawicę i doprowadzić to do końca.

Późnym popołudniem, kiedy już wróciła do domu, otworzyła skrzynkę mailową, a tam czekała na nią wiadomość od Roberta Moreau. Wiedziała, że miała czekać na oficjalną informację z Paryża, gdzie, kiedy i jak miałby odbyć się jej wernisaż. Poczuła, jak rozpiera ją radość i ogromna ekscytacja. Apolonia była ogromnym wrażliwcem, więc w każdych doświadczanych przez nią sytuacjach, serce towarzyszyło jej szybszym biciem. Z zapartym tchem otworzyła wiadomość:

Droga Apolonio!


Kontaktuję się z Tobą w sprawie wernisażu. Nasza propozycja to Château de Fontainebleau (czyt. Rezydencja królewska w Fontainebleau). Wernisaż mógłby odbyć się wstępnie w kwietniu 2020 roku. Dzień ustalimy na spotkaniu. W ramach opłaty, która towarzyszyłaby wystawie, wyznaczona jest Sala Królewska mniejsza. Tam zapragnęlibyśmy wystawić Twoje obrazy te, które uznamy za wyjątkowe i pasujące do wnętrza. Wszystkie szczegóły moglibyśmy omówić w czasie osobistej rozmowy. Jeśli jesteś zainteresowana rezerwacją sali na wernisaż, powinnaś wpłacić zaliczkę w wysokości 10 000 PLN.

Po otwarciu załączników powinnaś ujrzeć karty pokładowe na sobotni lot do Paryża wraz z lotem powrotnym.

Będę czekał na Ciebie w hali przylotów w Porcie lotniczym Paryż-Roissy-Charles de Gaulle. Mam nadzieję, że szybko się znajdziemy. W kolejnym załączniku dodaję również moje zdjęcie, abyś wiedziała, za kim się rozglądać po przybyciu na miejsce.

Z poważaniem,

Robert Moreau

Pobrała załączniki. W dwóch były bilety na lot do Paryża, już w sobotę.

— Dziś środa! — pomyślała. — Czy zdążę zorganizować pieniądze? Nie mogę wziąć z naszych oszczędności. Może zapytam Fabiana. Bez jego zgody nie chcę robić nic, co w tej chwili mogłoby nam zaszkodzić. — Znowu wszystko rozbiło się o gotówkę. Tego dnia pożałowała, że nie ma swoich oszczędności, że mają tylko wspólne pieniądze. Od razu zaczęła zastanawiać się, co dalej. Pola nie musiała pracować — nigdy. Zawsze zajmowała się tylko sztuką. To Fabian ich utrzymywał, a teraz kiedy sytuacja okazała się skomplikowana… Ona nie mówiła mu, że wie o wszystkim, o tych długach.

Niestety, zanim się nie usamodzielni, musiała go oszukać.

— Jak tylko się spotkamy, zapytam Fabiana o pieniądze — pomyślała. Otworzyła trzeci załącznik, w którym miało być zdjęcie Roberta i było. Okazało się, że Robert jest niebieskookim blondynem o bujnej grzywie i o mało męskich rysach twarzy. Przypominał jej niewinnego chłopca nie do końca pełnoletniego. Można było wywnioskować, że ma wątłą budowę ciała. Nie wzbudził w niej żadnych uczuć, poza tym, że sama ona podekscytowana była faktem wyjazdu i zwiedzeniem Rezydencji Królewskiej. Zaciekawiona była, jak wygląda mała sala królewska i kiedy będzie mogła ją zobaczyć, a chciała to zrobić jak najszybciej. Nagle usłyszała trzask otwierającej się zapadki od zamka w drzwiach. To Fabian — jak nigdy tak wcześnie. Bardzo dobrze, nie będzie musiała dłużej zastanawiać się i stresować. Wparował do pokoju jak poparzony. Był zziajany i jakby lekko przestraszony.

— Pola! Nie możesz opuszczać domu wieczorami, obiecaj mi to. Nie chcę, by coś ci się stało! — roztrzęsionym głosem oznajmił jej niezwłocznie.

— Ale możesz powiedzieć czemu? O co chodzi i co się stało? Czy to tak wiele? Poza tym ja w sobotę wylatuję do Paryża i potrzebuję pieniądze. Czy mógłbyś mi przelać na moje konto 15 000 PLN?

Fabian zaniemówił. Wyglądał, jakby właśnie zbierał myśli, starał się uporządkować to, co ona do niego mówi. Wiedziała, że mają oszczędności, bo sprawdzała ich konto bankowe jeszcze dziś przed południem.

— Polusiu, narobiłem nam kłopotów, zaciągnąłem długi u groźnych ludzi. Ja naprawdę chciałem Ci powiedzieć, ale nie wiedziałem, jak to zrobić… Bałem się, że odejdziesz ode mnie… A o pieniądze nie musisz się pytać, bo przecież połowa z nich jest twoja, są to pieniądze od Twoich rodziców. Zaraz tę część przeleję na Twoje konto i lepiej będzie, jak na jakiś czas nie będziemy mieszkać razem, ja muszę się z tego uwolnić, a Ciebie nie mogę w to mieszać. Kocham Cię, ale nie wiem, Pola, czy tak naprawdę kocham, czy mi się tylko wydaje. Kiedy ty wrócisz z Paryża, mnie już tutaj nie będzie. Zostawiam Ci dom. Przepisałem wszystko na Ciebie. Ja jestem bankrutem. Wszystko teraz stoi na Ciebie. Podzielę nasze oszczędności i znikam z naszego życia. Kiedyś naprawdę Cię kochałem, a teraz… Teraz wolę prostytutki, jest to dla mnie bardziej atrakcyjne niż seks z tobą i bycie w Twoim otoczeniu. Spędziłem dużo czasu z innymi kobietami, ty nawet tego nie wiedziałaś. I nie żałuj mnie. Po prostu żyj swoim życiem.

Pola stała w osłupieniu, z początku rozmowy wydawało jej się, jakby miało być okej, wydawał się rozumny i pełny skruchy, że robił źle. Jednak w ułamkach sekundy jakby wyszedł z niego demon. Już nie pytała siebie jak to możliwe? Jak ma to być?

Psy szczekają, karawana jedzie dalej. Bolało ją to oczywiście, ale nie chciała być jego popychadłem przez całe życie. Była za młoda, aby sobie na to pozwolić. Zechciała wziąć los we własne ręce, odnieść sukces, może nawet zakochać się ponownie? Pomyśli o rozwodzie, jak wróci z Paryża i będzie wiedzieć więcej o swoim nowym wernisażu. Był on dla niej ogromnym sukcesem. Bardzo chciałaby móc przyspieszyć czas. Nagle coś runęło z hukiem na podłogę. To Fabian zrzucił na siebie wszystkie walizki, pakował się w pocie czoła. Nagle zadzwonił jej telefon. — To Izabella, jak mam to odebrać, żeby on nie usłyszał i nie zauważył? — zastanowiła się w myślach i pobiegła szybko do łazienki, zamknęła drzwi i odkręciła wodę w wannie. Odebrała, szepcząc cicho.

— Halo? Iza? Co się dzieje? Dzwoniłaś już kilka razy.

— Pola, posłuchaj, nie zatrzymuj Fabiana. Ma ogromne kłopoty i jeśli zatrzymasz go, to one najprawdopodobniej przejdą na Ciebie! — Pola czuła podenerwowanie i zatrwożona zapytała:

— Czy to chodzi o tych mężczyzn? O te długi?

— Tak, Fabian nie jest czysty! Dużo pije i bierze! Pola on od roku regularnie bierze narkotyki! — Pola oniemiała, ale byłoby to wytłumaczenie jego nerwowości, którą wnosił ze sobą do domu od wielu miesięcy.

— Izo, jak będziesz cokolwiek wiedzieć, dzwoń, ja wtedy będę spokojniejsza. On przyznał mi się, że narobił długów, starał się mnie urazić, skrzywdzić słowami. Nie będę go zatrzymywać i przejmować się, starałam się to uratować, ale nie chcę już… mam dość… — powiedziała i odłożyła słuchawkę.

Nie rzuciła słuchawką, z pokorą schowała telefon do kieszeni. Zakręciła wodę i wyszła z łazienki. Za drzwiami stał rozwścieczony Fabian.

— Ty suko! Spiskujesz za moimi plecami? — zamaszyście uderzył Apolonię w twarz.

Pola poczuła ogromny ból głowy, zobaczyła fruwające czarne i srebrne świecące mroczki pod powiekami, otulona ciemnością zapadła w mrok.

Fabian odtrącił jej ciało z przejścia, przeciągnął je do salonu na sofę. Spakował resztę rzeczy i uciekł. Z plecaka, z którym wrócił z pracy, wyjął zawiniątko i położył jej na stole. Uciekł z ich własnego domu. Zachował się jak bandyta. Nie zatrzymał się i nie pomógł jej. Nie sprawdził, czy ona oddycha. Z hukiem zatrzasnął drzwi i wybiegł z domu. Kiedy już był na dole, z impetem rzucił kluczami w szybę balkonową, a ta rozprysła się w drobny mak.

I tak mijały godziny…

Rozdział czwarty: Robert Moreau

Przebudzając się, słyszała bip, bip, bip.

Nie potrafiła jeszcze zrozumieć, co się stało. Widziała białe, rażące światło pod swoimi powiekami. Nie czuła zapachów. Wydawało jej się, że bardzo ciężko jej się oddycha. Wpadła w panikę. Zaczęła się szarpać, aż uruchomiła czujnik wzywający pielęgniarki. One natychmiast zareagowały.

— Proszę pani! Proszę pani! Proszę się uspokoić! Znajduje się pani w szpitalu! — jedna z pielęgniarek chwyciła jej ramiona, a druga przytrzymała delikatnie jej głowę przy poduszce, mówiąc ciągle do niej podniesionym tonem, aż w końcu Pola wybuchła płaczem. Była w szoku, nie wiedziała, co się z nią stało. Jedyne, co pamiętała to to, że Fabian uderzył ją z całej siły.

— Droga pani, jak mówiłam wcześniej, znajduje się pani w szpitalu. Najprawdopodobniej włamał się ktoś do pani domu i zbił szybę balkonową, a pani została pobita. Zdiagnozowano u pani lekkie wstrząśnienie mózgu.

Miała pustkę w głowie, to co mówiła do niej pielęgniarka, odbijało się od niej wielkim echem. ****Wiedziała jedno — w sobotę musi być w Paryżu. Musi. To jej życiowa szansa na to, aby spełnić swoje marzenie.

— Przepraszam, a czy ja długo tutaj zostanę? Czy powiadomiona została Policja?

— Tak. Policja została wezwana na miejsce. A kiedy? Powtórzymy tomograf głowy i wtedy będziemy widzieć, jak wszystko wygląda. Proszę na razie odpoczywać.

— Ale ja potrzebuję skontaktować się z mężem, z przyjaciółką. Czy mogłaby mi podać Pani telefon? Bardzo proszę…

Pielęgniarka podała Poli jej komórkę. Ta odczytała wiadomość, którą wysłał jej Fabian:

„Wybacz mi, Apolonio, nie mogę inaczej. Odchodzę. Mam nadzieję, że ktoś udzieli Ci pomocy na czas. Żegnaj”.

Westchnęła i łza spłynęła po jej policzku, Wyszła za zbrodniarza. Jak mogła tego nie zauważyć? Dlaczego nie słuchała matki, kiedy ona tłumaczyła jej, że Fabiś, jej ukochany jest toksyczny. Jednak mama miała dobre przeczucie… Pola zrezygnowała z dzwonienia do kogokolwiek.

Minęła doba i z rana Apolonię odwiedził lekarz, który stwierdził, że wszystko wygląda dobrze i może opuścić szpital, ale zaleceniem było, aby nie dźwigała i nie przepracowywała się do kolejnej wizyty kontrolnej. Do wylotu było już niewiele czasu, a ona znajdowała się w rozsypce po trudnych przeżyciach, bez pracy i pieniędzy. Dobrze, że chociaż miała się gdzie wyspać i w co ubrać. Wsiadła do zamówionej wcześniej przez siebie taksówki. Wpatrując się w mijające obrazy za oknem, tkwiła w pustce. Jej serce było rozbite, jej dusza z niej uleciała. To pierwszy raz, gdy uderzył ją mężczyzna. Jej mężczyzna. Jak ona miała się czuć? Jak? Czuła się jak przedmiot, jak rzecz, którą można zużyć i wyrzucić, nie szanować.

— Droga pani, jesteśmy u celu — kiedy usłyszała te słowa, podziękowała, zapłaciła za kurs i weszła do domu. Wniosła torbę, rozejrzała się i usiadła w salonie. Dookoła zobaczyła mnóstwo szkła, potłuczoną, lecz zabezpieczoną przez Policję szybę w oknie i jakieś zawiniątko na stole w jadalni. Niepewnie zbliżyła się do niego i rozwinęła je, a tam w gotówce pozostawione 50 000 złotych i liścik:

„Kochana Żono!

Wybacz mi to wszystko, co się stało. Za cel obrałem sobie zranienie Ciebie. Inaczej nigdy byś ode mnie nie odeszła. Wybacz, że uderzyłem Cię i zostawiłem na pastwę losu. Mam nadzieję, że żyjesz, że nie straciłaś przeze mnie zbyt wiele zdrowia. Wiem, że to wszystko boli Cię bardziej niż mnie. Ja jestem zwykłym narkomanem… Polusiu, korzystam z usług innych kobiet, gram. Musisz zrozumieć, że nie będziesz przy mnie spełniona i szczęśliwa. Zostawiam Ci wszystkie nasze oszczędności, Tobie się przydadzą, a ja, znając życie, je przećpam i przepiję. Dziś straciłem wszystko, Ciebie, moja kochana i nasze normalne stabilne życie… Wybacz mi wszystko. Twój Fabian”.

Pola runęła na ziemię, przyciskając kartkę do klatki piersiowej. Wyła, krzyczała przeraźliwym głosem, jęczała z bólu nie fizycznego, lecz emocjonalnego. Czuła, że nie było w stanie jej pomóc teraz nic ani nikt. Pomimo że zabezpieczył ją i jej życie, nie miała jego, a nie do końca go nie kochała. Spędzili ze sobą tyle lat, dobrych i złych chwil. Rozczarowała się, kiedy okazało się prawdą to, że Fabian się stoczył. Życie ją rozczarowało. Szlochała, krztusiła się od łez. Wyglądała, jakby ktoś wyrwał z niej serce, uwięził resztkę duszy. Zmęczyła się na tyle, że przeczołgała się na dywan, włożyła poduszkę pod głowę i wtulona w kartkę zasnęła. Miała wspaniały sen. Śniła, że leży na trawie, świeżo ściętej pachnącej trawie, słońce omiatało jej brązowe włosy i delikatną satynową twarz. Czuła to w całej sobie. Czuła, jak ciepło rozpierało ją całą. Słyszała świergot ptaków. Czuła się bardzo zrelaksowana, jednak usłyszała kroki i nagle zobaczyła nad sobą postać. Nie widziała twarzy, była pewna, że to mężczyzna. Uklęknął przy niej i objął dłońmi jej szyję, a następnie zaczął ją dusić. Pola zerwała się na równe nogi, łapczywie zaciągając powietrze. W panice spojrzała na zegar.

— Już 20:00, pojutrze wylot.

Otumaniona wszystkimi wcześniejszymi wydarzeniami, wciąż z lekkim bólem głowy, zaczęła szukać w Internecie szklarza. Przecież pomimo jej rozpaczy życie toczyło się dalej i wyjazd czekał „tuż za rogiem”. Odnalazła odpowiedniego fachowca. Obiecał naprawić szybę jutro, więc już jedno miała z głowy. Teraz kwestia pieniędzy. Nie mogła mieć konta w banku na siebie, ponieważ mieli z Fabianem wspólnotę majątkową, a bała się, że przyjdą i zabiorą jej wszystko. Fabian zrzekł się domu, samochodu. Czy to wystarczy? Nie mieli intercyzy ani rozwodu. Wzięła telefon do ręki i wybrała numer.

— Cześć, mamo, czy możesz do mnie przyjechać? To pilne. Wszystko ci opowiem.

Mama Poli mieszkała w odległości kilku godzin jazdy od Warszawy, jednak słysząc, jak brzmi głos jej córki, spakowała się i wspólnie z mężem ruszyli w drogę. Po kilku godzinach podróży weszli do domu i zobaczyli tą całą — można śmiało stwierdzić — kryminalną scenerię. Zaczęli szukać Poli. Ona spała w sypialni snem twardym jak kamień. Postanowili nie budzić córki i zaczekać do rana. Nazajutrz obudziła się i od razu poczuła, rozpychający nozdrza wspinały zapach, roznoszący się po domu. Tak pachniały zawsze „mamine naleśniki”. Były przepyszne. Czasem z jabłkami, innym razem z marmoladą. Mama spoglądała na Polę i mocno ją przytuliła, głaszcząc po głowie.

— Zjedz najpierw — powiedziała — a później mi wszystko opowiesz.

Tak im minęły kolejne godziny. Pola zrzuciła z siebie ciężar i poczuła, że nie jest sama. Po rozmowie z mamą stała się silniejsza. W tym czasie tato dopilnował, aby montaż nowej szyby poszedł sprawnie. I tak się stało. Mężczyzna również powymieniał zamki w drzwiach wejściowych, bo nie chciał, aby zdarzenie powtórzyło się, a także zdecydował, że zamontuje kamery w taki sposób, by widzieć wejście na posesję. Monitoring obejmował również drzwi wejściowe i balkonowe. Rodzice bardzo się bali o córkę, a nie zawsze mogli przyjechać, bo sami jeszcze byli czynni zawodowo. Zresztą droga jest tak długa, że nie zdążyliby z pomocą. Monitoring pozwalał im na szybkie działanie — zawsze mogli poinformować Policję, gdyby ich córeczka nie mogła tego zrobić. Mama Poli założyła konto w banku, gdzie wpłaciły oszczędności, które pozostawił Apolonii Fabian. Kobieta otrzymała od matki pełny i nieograniczony dostęp do konta i kart oraz wszelkie upoważnienia. Miała szczęście, że na rodziców mogła liczyć w kryzysie.

Dla niej było to wszystko bardzo trudne. Do dziś dnia nie miała kontaktu z Izabellą, ale postanowiła też, że nie będzie dzwonić i wypytywać, bo chce zaleczyć rany. Mama zaprosiła Polusię do małego przyhotelowego SPA. Obie wyszły naprawdę szczęśliwe i zrelaksowane. Pomimo smutku, jaki w niej panował, Apolonia wiedziała, że potrzebuje czasu dla siebie, a tym bardziej czasu z mamą. Dawno go dla siebie nie miały. Czas minął szybko, rodzice wyjechali, a ona już spakowana czekała na wylot.

To miała być podróż marzeń

Dawno nie była za granicą, ale wizja zwiedzenia Rezydencji Królewskiej była niezwykle ekscytująca. Nie czuła obaw. Wszystko miała omówione i ustalone z Robertem, więc nie było w niej strachu. Zastanawiała się jak to będzie, kiedy się spotkają na miejscu. Miała nadzieję, że wtedy poczują do siebie przyjaźń. Bardzo chciała go poznać, bo wydawał się miłym, dobrze wykształconym i inteligentnym mężczyzną. W samolocie Pola słuchała audiobooka, wyglądała przez okno. Dwie godziny lotu to niedługo, zleciały jak pięć minut. Bardzo bała się lądowania, jednak tym razem pilot podszedł do tego bardzo delikatnie, prawie nie czuła, kiedy samolot dotknął ziemi. Zabrała swoją małą walizkę i wyszła do hali przylotów. Rozglądała się dookoła, wypatrując w tłumie Roberta. Początkowo nie znalazła go, więc skierowała się do drzwi wejściowych. Wtedy ujrzała go — mężczyznę wysokiego, smukłego i niezwykle eleganckiego. On chyba jej nie zauważył, więc miała chwilkę, by mu się przyjrzeć. Była zupełnie zaskoczona, gdyż nie spodziewała się, że Robert wygląda aż tak dobrze na żywo. Zarumieniła się, kiedy usłyszała z jego ust pytanie:

— Witaj, czy to ty jesteś Apollonia Dobrzańska?

— Tak, to ja. Miło mi cię poznać, Robercie — była lekko speszona, bo dawno nie miała kontaktu z mężczyzną innym niż jej mąż. Bezustannie były tylko studia, dom i ich wspólne problemy, a właściwie nie wspólne, tylko jego problemy, które rzutowały na jej samopoczucie.

— Miło cię widzieć. Jak minął twój lot?

— Dziękuję. Było całkiem sympatycznie, nawet nie poczułam tych dwóch godzin. Minęły mi jak pięć minut. Zresztą pogoda dopisała, więc było co oglądać. Dawno nie byłam w podróży, zatem ten wyjazd naprawdę dobrze mi zrobi — odpowiedziała prawie na jednym wydechu. Uśmiechnął się w odpowiedzi i zabrał ją do hotelu, w którym był przygotowany dla niej nocleg na te kilka dni. Wszystko wcześniej zostało już opłacone, więc nie musiała niczym się martwić. Czuła się niezwykle komfortowo, ponieważ Robert cały czas był obok. Hotel stał w samym centrum Paryża, z jego tarasu rozpościerał się widok na panoramę miasta. Jak usłyszała od Roberta, wieczorami było tu bardzo urokliwie. Pola miała okazję przekonać się o tym już pierwszego wieczoru. Kiedy dotarli do hotelu, było dość późno, zapadał zmierzch. Była to końcówka lata, pogoda bardziej chyliła się ku jesiennej, więc panoramę Paryża spowiła mleczna mgła. Po wejściu do pokoju odłożyła torbę na łóżko i od razu podeszła do okna. Otworzyła je, na rozszerz, wyszła na taras, usiadła na krześle, oparła dłonie na kolanach i głęboko wciągała powietrza powietrze, tak jakby chciała się oczyścić emocjonalnie z tych wszystkich doświadczeń, które ostatnio były jej udziałem. Zapragnęła, żeby podróż ta stała się dla niej oczyszczeniem. Chciała przestać myśleć o Fabianie, o jego „wybrykach”. Chciała skupić się na sobie, na swojej wystawie, zastanowić się, czym mogłaby zajmować się po powrocie. Będzie musiała podjąć jakąś pracę. Oszczędności, które otrzymała, nie wystarczą jej na długo, jeśli nie podejmie zatrudnienia. Gwar z ulicy dobiegał do jej uszu, oczy miała zamknięte. Słyszała rozmowy ludzi, śmiechy, dochodzące z oddali krzyki małych dzieci rozradowanych z upominków, jakie dostają od rodziców. Nagle poczuła się wolna, lżejsza jakby o 20 kilogramów. Czyżby tyle ważyły jej problemy? Pewnie nie dało ich się zważyć, ale tak pomyślała, że jest to możliwe. Właśnie tyle mogłyby ważyć. Jej rozmyślania przerwało pukanie do drzwi. Odwróciła się, a za firanką ujrzała Roberta. Rozglądał się za nią. Zauważył, że drzwi balkonowe są otwarte. Ukradkiem obserwowała go i widziała, że kieruje się w jej stronę.

— Idziemy coś zjeść? Mam nadzieję, że jesteś głodna, bo ja bardzo! Nie jadłem nic cały dzień.

— Tak, chodźmy — wyraziła swoją aprobatę. Odczuwała głód — wszelki głód. Dawno nie była z żadnym mężczyzną. Robert wydawał się rozsądny. Jego aparycja była nienaganna. Zaprosił ją do wspaniałego lokalu o nazwie „Restaurant Le Train Bleu”. Kiedy weszli do środka, z wrażenia zabrakło jej słów, zachwyciła się widokiem bogato zdobionej sali. Na suficie rozpościerał się widok malowanych obrazów niosących za sobą różne historie. Sufit był bogato rzeźbiony i przyozdobiony. Złocony. Majestatyczne otoczenie, w którym panowała niepowtarzalna atmosfera, jakby rodem z historycznego filmu. Zdobione krzesła, kolory, ekskluzywna porcelanowa zastawa. Wielkie zabytkowe salony i kilka małych — królewski luksusowy wystrój. Przepiękne miejsce, w którym nigdy w życiu nie była. Jedzenie dla niej nie było interesujące w tamtej chwili. Interesowało ją to, co widzi, co właśnie przeżywa. Czuła się jak w innej epoce, jak w innym świecie — można by powiedzieć belle époque. Nawet w najśmielszych snach nie spodziewała się, że ukończenie doktoratu da jej takie możliwości, że wieloletnia praca przyniesie tak wspaniałe skutki. Nawet nigdy o tym nie marzyła, choć nie bała się marzyć.

— Co chciałabyś zjeść, droga Apolonio? Czy masz może ochotę na wino?

— Pola, mów mi Pola. Poproszę lampkę wina, a jeśli chodzi o potrawy, wybierz coś dla nas sam.

Spojrzał jej głęboko w oczy. Zastanawiał się, co mógłby jej zaproponować. Nie znał jej, nie wiedział, co lubi. Dała mu całkiem niezłą zagadkę. Zamówił wino, sałatki owocowe, owoce morza. Pola nie miała doświadczenia w kuchni tego rodzaju. Nigdy nie miała okazji spróbować małż lub krewetek. Nawet nie wiedziała, czy je lubi. Patrząc na nie wcześniej, czuła, że ją obrzydzają. Nie bardzo wiedziała, jak się zachować. Czy przyznać się do tego, że nie umie ich zjeść? Obserwowała swojego towarzysza i starała się kopiować jego ruchy. Zapewne wyglądało to komicznie, ale przecież wstyd przyznać się, że nigdy wcześniej tego nie robiła.

— Polu, widzę, że chyba nie miałaś do czynienia z owocami morza? Czy coś ci wytłumaczyć, pomóc? — spojrzał na nią życzliwie. Bardzo się speszyła, ale przyznała rację i poprosiła o pomoc. Nie wiedziała, czy skupić się na jedzeniu, na Robercie czy na otoczeniu. Jak na jeden raz i pierwszy wieczór było wszystkiego za dużo. Czuła, że emocje rozrywają jej wnętrze, chciała krzyczeć z radości i ze szczęścia. Nawet zapomniała już o swoich problemach, jakie zostawiła w Polsce. Jak to człowiek szybko przyzwyczaja się do dobrobytu…

Kolacja upłynęła im bardzo miło, dużo rozmawiali, często się do siebie uśmiechali. Wydawało się, że jest między nimi nić porozumienia. Było już bardzo późno, jednak Robert nie odpuszczał i zaprosił ją na spacer. Wybrali się w tereny bliskie wieży Eiffla. W nocy prezentowała się spektakularnie. Spacerowali tak dłuższą chwilę, milczeli. Oboje czerpali z tego momentu jak najwięcej dla siebie. Przyszedł czas rozstania i każde musiało pójść do siebie.

— Dziękuję Ci, Robercie, za ten wieczór. Było mi bardzo miło spędzić z tobą czas. Choć jesteśmy sobie obcy, a właściwie byliśmy obcy — uśmiechnęła się — czułam się z tobą, jak byśmy znali się od wieków. Robert uśmiechnął się do niej, objął ją, nieśmiało utulił i pożegnała go, ciepłym gestem. Mieli się spotkać nazajutrz rano i stawić się w rezydencji królewskiej.

Poli trudno było zasnąć, ponieważ ciągle myślała o tym, co będzie jutro, jak to jutro będzie. Rezydencję królewską Fontainebleau widziała tylko na zdjęciach. Ostatnio przeglądała Internet w poszukiwaniu jakichkolwiek informacji o tym miejscu. Wiedziała, że czasami odbywają się tam różne wystawy, wernisaże, koncerty i inne eventy. Tym bardziej zaskoczona była możliwościami tak wspaniałego miejsca. Ciekawa była obrazów i rzeźb, które znajdują się na terenie zabytku. Dość było domysłów. Musiała zamknąć oczy, pomieścić w sobie wszystkie emocje i się z nimi przespać.

Rozdział piąty: Wasze Królewskie włości

Zbudziła się o poranku. Już czuła w sobie adrenalinę, więc szybko poszła się wykąpać. Następnie wyprostowała włosy, włożyła czarną elegancką sukienkę i otuliła ramiona szalem w kolorze butelkowej zieleni, wcześniej robiąc delikatny dziewczęcy makijaż. Założyła szpilki i użyła swoich ulubionych perfum Yves Saint Laurent Libre. I właśnie była gotowa na podbój nowego świata. Czuła się pewna siebie. To wczorajszy wieczór napełnił ją nadzieją i kobiecością, a także dał jej ogrom pewności siebie, przez to dziś nie bała się podjąć wyzwania i spotkać się z najważniejszymi osobami, które miały decydować o jej artystycznej przyszłości. Spokojnym, ale pewnym krokiem opuściła pokój i zeszła na dół do hotelowego lobby, gdzie czekała na Roberta. Ujrzała go w oddali. Zauważyła, że i on się jej przygląda. Widziała zainteresowanie w jego oczach, już wczorajszego wieczoru to czuła, ale przecież nie mogła z nim flirtować, ponieważ nadal miała męża. Jaki był — taki był, ale nadal był.

— Polu, wyglądasz oszałamiająco. Jestem pewny, że uda Ci się osiągnąć zamierzony cel. Jestem tego pewny — dodał jej otuchy, którą przyjęła za dobrą monetę.

Z Paryża do miejsca docelowego mieli około 70 km, więc to prawie godzina jazdy samochodem. Miała czas zebrać myśli, ukoić umysł i pooglądać wszystko, co jest dookoła niej. Dla Roberta była to normalność. Codziennie przemierzał te kilometry po to, by dotrzeć do pracy. Znał doskonale te miejsca. W rezydencji bywał codziennie, pracował tam i od dłuższego czasu zajmował się kolekcjami dzieł sztuki, czuwał nad galerią mebli, galerią malarstwa. Bardzo kochał sztukę, a ta praca była dla niego wymarzoną. Po dotarciu na miejsce jej oczom ukazał się wspaniały zamek, było tyle pokoi, że nie można było ich zliczyć. Hektary parku i ogrodów zieleni, które otaczały zamek, oszałamiały. Teren zamku podzielony był na kilka części. Bardzo duże wrażenie robiły schody w podkowie. Były to wielkie, monstrualne wręcz schody prowadzące do kilku z wielu części zamku. Nie mogła wszystkiego objąć wzrokiem, ponieważ było tego zbyt dużo. Robert ujął jej dłoń, kierując się z nią do historycznego serca zamku Cour Ovale. Niezmiernie zaskoczył ją ten piękny dziedziniec wraz ze wspaniałymi fasadami budowli. To wszystko było tak urzekające, że trudno jej było objąć to rozumem i zmysłami. Cały obszar był tak ogromny, że po jakimś czasie czuła się zgubiona. Robert nadal trzymał jej dłoń. Kiedy weszli do środka, skierowali się dość mrocznym, jednak pięknym korytarzem. Dotarli do wielkich drzwi, zdobionych i złoconych. Weszli do środka i znaleźli się w stylowym pokoju, nie był zbyt duży, ale też nie był mały. Bardzo przyjemny przytulny i … bogaty. Tak, to dobre słowo — bogaty. Wszystko wyglądało tam na bogate. Rzeźby, obrazy, welury — to coś, co nadawało klimatu. Dzięki tym bogatym dodatkom można było poczuć się jak za bardzo dawnych lat. Rezydencja ta ma bogatą historię, gdyż jest ona nie tylko byłym pałacem pojedynczego monarchy, lecz siedzibą wszystkich królów Francji. Taki „dom rodzinny”. Posiadłość przekazywana była z pokolenia na pokolenie aż do XIX wieku. Pola czytała o tym w Internecie na stronie rezydencji królewskiej w Fontainebleau.

W sali, w której byli obecnie, znajdował się okrągły stół z kilkoma krzesłami. Zasiedli tam z Robertem i czekali na przyjście Kustosza i jego powiernika. Nie minęło wiele czasu, jak się pojawili i zajęli miejsca naprzeciwko. Mieli przygotowany konspekt wernisażu Poli. Dokładnie wiedzieli, czego oczekują, czego chcą. Robert mówił biegle po francusku, więc było łatwo dojść do porozumienia. Niestety, jej francuski w tej sytuacji by nie wystarczył, ograniczał się tylko do grzecznościowych zwrotów. Obrazów na wystawie miało być co najmniej 15. Głównym tematem miały być kwiaty i owoce wzorowane na sztuce Moïse Jacobbera. Było to dla niej dość duże wyzwanie, ponieważ malarz ten był specjalistą od kwiatów właśnie i owoców. Jego domeną były obrazy olejne oraz akwarele. Pola też lubiła malować farbami olejnymi i to właśnie ich najczęściej używała. Zaakceptowała wszystkie warunki przedstawione przez kustosza, wpłaciła zadatek na rezerwację tego wydarzenia i podpisali umowę. Miała dwa lata na przygotowanie wystawy i dopinanie wszystkich szczegółów. Jej prawą ręką miał być właśnie Robert, to z nim miała ustalać wszystko i kontaktować się w razie wątpliwości i potrzeby, ponieważ szkielet tego wernisażu już znała. Uścisnęli sobie dłonie i rozeszli się każdy w swoją stronę, oczywiście poza nią i Robertem. Jej nowy przyjaciel zabrał ją na spacer po Ogrodzie Anielskim. Pogoda była słoneczna, więc całkiem miło spędzało im się czas na zewnątrz. Po wielogodzinnych emocjach ten spacer był niezmiernie kojący. Dookoła posiadłości płynęła rzeka, która opasała ją jak wstęga. Ich uszu dochodziły jej dźwięki — szum fal i krzyki ptaków. Oczy Poli zachwycały się ilością bujnej zieleni, wielością niespotykanych gatunków roślin i drzew, krętymi ścieżkami i gęstą zieloną trawą. Wyglądało to, jak tajemniczy ogród i było miejscem, w którym można myślami odpłynąć. Nastrój był niesamowity. Pola przesiąkała tą chwilą aż do zapomnienia. Spacer trwał już trochę czasu, na tyle długo, że nawet pogoda się zepsuła. Zaczęło kropić. Robert zdjął marynarkę i założył ją Poli na ramiona, sam został w koszuli. Do samochodu mieli jeszcze z 15 minut pieszo. Kiedy zbliżali się do celu, Robert otworzył jej drzwi. Miała wówczas okazję przyjrzeć się mu z bliska. Ujrzała przemoczoną koszulę na jego torsie, a pod nią doskonale odznaczającą się klatkę piersiową, jego sutki, barki i ramiona. Wydawał się bardzo męski. Choć było widać, że jest dość smukły, to jednak mięśni mu nie brakowało. Wsiedli do samochodu, a mężczyzna włączył ogrzewanie, ciepło rozlało się wewnątrz auta. Kojąca muzyka zaczęła wydobywać się z głośników. Spojrzeli na siebie, on odsunął kosmyk jej włosów z twarzy, która była cała mokra. Zrobiło się bardzo romantycznie. Robert wyglądał jakby, chciał ją ucałować, jednak wiedział, że mu nie wypada. Chociaż znali się niedługo, czuli, że między nim jest ogromna chemia. Hormony tutaj działały dość intensywnie. Droga powrotna minęła bardzo szybko. Robert okazał się dobrym słuchaczem. Pozwolił Apolonii się wypowiedzieć. Zatem ona, korzystając z tego przyzwolenia, opowiedziała mu o swoich uczuciach i emocjach. Mówiła o tym, że bardzo zachwyciły ją dzisiejsze wydarzenia. Nie mogła uwierzyć w to, że to wszystko się wydarzyło i że w swojej torbie ściska kontrakt na wernisaż w rezydencji królewskiej w Fontainebleau. Rozkleiła się — uśmiechała się szeroko i płakała w tym samym czasie. Robert patrzył na nią, czuł jej szczęście i przeżywał to z nią na równi. Pola zapragnęła spędzić z nim dzisiejszy wieczór. Nie chciała zostawać sama, bo wiedziała, że więcej ten czas, który ma teraz, się nie powtórzy. Chciała skorzystać z niego i cieszyć się nim do utraty tchu.

— Robercie, zechciałbyś ze mną spędzić dzisiejszy wieczór? Nie chciałabym zostawać sama. Jestem bardzo ci wdzięczna, że pomogłeś mi to wszystko zorganizować, że byłeś ze mną. Cieszę się, że mogłam to wszystko z tobą przeżyć i muszę ci powiedzieć, że te dwa dni, które z tobą spędziłam, były najwspanialsze od wielu lat. Skradły moją duszę i serce — mówiąc to, patrzyła na niego i czekała na jego reakcję. Zastanawiała się, czy nie przesadziła, bo przecież nadal są obcymi dla siebie ludźmi.

— Jak mógłbym ci odmówić? Musiałbym być szalony. Wiesz, może to nie jest dobry moment na takie wyznania, ale bardzo cię lubię. Spodobałaś mi się ty i twoja wrażliwość. Jestem zdecydowany zostać z tobą dziś i spędzić ten wieczór, a nawet noc wspólnie. Jutro masz wylot, więc odwiozę cię na lotnisko, tak żebyś spokojnie zdążyła na odprawę i wiesz, chyba będę za tobą tęsknił.

— Co on właśnie do mnie powiedział? Że będzie tęsknił? — pomyślała i była zaskoczona tą deklaracją.

— Robercie, musisz wiedzieć, że ja nie jestem panną. Nie jestem też razem z moim mężem, ale nie mam jeszcze rozwodu. Przed przylotem tutaj miałam bardzo trudną sytuację związaną z rzeczywistością, w której tkwiłam od wielu lat. Jednak prawda ujrzała światło dzienne dopiero tydzień temu, więc dla mnie to jest świeża sprawa. A czas z tobą był dla mnie naprawdę kojący. Dał mi wiele radości. Po powrocie do domu mam zamiar złożyć pozew o rozwód, więc kiedy spotkamy się następnym razem, być może będę mogła o sobie powiedzieć, że jestem już stanu wolnego.

— Polu, nie przeszkadza mi to. Nie będę oceniał cię za przeszłość, za to, jakie decyzje podejmowałaś. Ja też miałem różne momenty w życiu. Jestem po rozwodzie. Choć wszyscy dają mi 25 lat, to już dawno minął ten piękny wiek, bo 7 lat temu. Nie mam dzieci, z moją byłą żoną też nam się nie układało. Nie przejmuj się — my artyści to chyba już tak mamy. Mało kto jest w stanie zrozumieć naszą wrażliwą duszę i towarzyszyć jej w doli i niedoli. Chciałbym mieć z tobą kontakt. Polu, zostańmy przyjaciółmi.

— Tak, to prawda, trudno nam znaleźć drugą połowę idealną, taką, która by do nas pasowała. Przyjaźń? To coś wspaniałego, zawsze marzyłam mieć przy sobie takiego mężczyznę jak ty. Znam cię krótko, ale czuję, że jesteś mi bardzo bliski — dalej milczeli, nie mówili do siebie nic.

Do celu zostało im jeszcze jakieś 10 minut.

Fabian nie kontaktował się z Polą przez ten cały czas, Izabela również milczała. To nie było tak, że Pola nie myślała o tym, co zostawiła za sobą w Polsce. Te myśli i ta sytuacja z Fabianem, rozmowa z Izą, wszystko to cały czas było w niej, z nią. Nie chciała tym żyć, wiedziała, że jak wróci jutro, dopadnie ją smutek dnia codziennego. Obiecała sobie, że po rozwodzie, kiedy zdobędzie wszystkie dokumenty i będzie jedyną właścicielką mieszkania, po prostu je sprzeda i wyprowadzi się z Warszawy. Kiedy tak zatonęła w myślach, przysnęła. Robert obudził ją tuż pod hotelem. W międzyczasie zdążył podjechać do siebie do domu i spakować swoje najpotrzebniejsze rzeczy, aby móc pobyć z Polą do rana. Kiedy weszli na górę, od razu poszła się wykąpać, bo czuła się zmarznięta, pomimo że w samochodzie było ciepło. Robert wypakował swoją walizkę do szafy i również przygotował sobie ubrania, bo tak jak ona czuł się mokry i zmarznięty. Pola poszła się kąpać, w tym czasie on zamówił im coś do jedzenia w ramach Room Service. Tym razem była to pizza z jakże niezdrową colą i słodką przekąską. Wziął też po piwie bezalkoholowym, bo wiedział, że oboje muszą rano wstać i funkcjonować zawodowo. Kiedy Pola wróciła z łazienki, była w szoku, że Robert siedzi przy stole już z jedzeniem i na nią czeka.

— Zjedzmy najpierw, bo umieram z głodu — zaproponował, dodając, że później pójdzie się wykąpać.

Pola była zaskoczona tym, że Robert był tak domyślny. Może kolacja nie była tak wykwintna, jak za pierwszym razem, kiedy się spotkali. Jednak dla niej ważne było to, że o niej pamiętał i to, że ona jest obok niego. Wieczór minął im szybko, upływając na rozmowach, mniejszych lub większych wspólnych planach. Nie spostrzegli się, a już było dużo po północy. Robert wpatrywał się w nią, kiedy leżała w łóżku. Oczy miała zamknięte, jednak czuła jego wzrok na sobie. Odczuwała lekkie podniecenie. Dawno nie była z żadnym mężczyzną. Z mężem praktycznie nie współżyła, więc była spragniona bliskości. Bliskości zarówno cielesnej, jak i emocjonalnej, której brakowało jej od dawna. Pomyślała o tym, co byłoby, gdyby poprosiła go, aby ją przytulił. Przecież jeszcze kilka godzin temu obiecali sobie, że będą przyjaciółmi, tak bardzo nie chciała psuć ich relacji. Zatem musiała uspokoić umysł i wszystkie swoje zmysły, choć było to bardzo trudne. Pragnienie było bardzo silne. I tak myśląc i walcząc sama ze sobą, rozważając to, co się z nią dzieje, nie wiadomo kiedy, odeszła w głęboki sen.

Obudził ją ranek — słońce, które przedzierało się przez rolety, śpiew ptaków, który pomimo okolicy był całkiem wyraźny. Gwar uliczny również nie dał spać dalej. Otworzyła oczy. To był jej czas, ostatnie chwile w Paryżu. Robert, tak jak obiecał, odwiózł ją na lotnisko. Na pożegnanie tulił ją czule i wpatrywał jej się w oczy tak, jak gdyby nie tylko byli przyjaciółmi, jak gdyby łączyło ich coś więcej. Zastanawiała się, czy może on też czuł to samo, co ona wczoraj wieczorem? Może też jej pragnął? Jednak jakby nie było — chciała zachować między nimi słowo, które sobie obiecali. Przyjaźń, taka prawdziwa przyjaźń — zawsze o takiej marzyła. Marzyła mieć przyjaciela, z którym będą dla siebie wspólnie. Przyjaciela, który utuli ją, nie będzie oczekiwał od niej współżycia. Przyjaciela, który otoczy ją troską i bezpieczeństwem. Robert wydawał się idealnym kandydatem na takiego prawdziwego przyjaciela…

Już czas się rozstać.

— Dziękuję ci za wspaniały czas. Bardzo byłoby miło, gdybyś zechciał mnie odwiedzić w Warszawie. Bądźmy w kontakcie! Daj mi znak, kiedy będziesz miał trochę więcej wolnego — spojrzała mu głęboko w oczy, objęła jego twarz i pocałowała w usta. Musiała to zrobić, pragnęła tego. Odwzajemnił jej pocałunek i utulił ją serdecznie.

— Do zobaczenia, Polusiu! Wkrótce na pewno się spotkamy.

Dom

Warszawa przywitała ją deszczowo, chyba przewidziała, jaki będzie miała nastrój. Nie było przyjemne opuścić Paryż. Chciałaby tam zostać na zawsze. Dlaczego? Może dlatego, żeby uciec od problemów, które ją dotknęły ostatniego czasu. Do tej pory nie umiała pogodzić się z utratą męża i chyba przyjaciółki. Nie wiedziała, jak ma myśleć o Izabeli. Z jednej strony chciała jej pomóc i na tyle, na tyle, o ile mogła, faktycznie pomogła. Jednak miała nieodparte wrażenie, że relacja Izy i Fabiana nie do końca jest tylko przyjacielska. Wyczuwała między nimi romans. Jednak nie miała na to dowodów i nie mogła się niczym wspierać w swoich przypuszczeniach.

— Czas wracać do rzeczywistości — pomyślała, otwierając drzwi do domu. Kiedy weszła do holu, automatycznie włączyły się światła w korytarzu. Była jednak pewna, że w domu nie ma nikogo, bo klucze miała tylko ona. Przed jej wylotem tata ze ślusarzem wymieniał zamki, więc czuła się bardzo bezpiecznie. Położyła walizkę na sofie i z wielkim ciężarem usiadła tuż obok niej. Nie zdążyła pochować wspólnych zdjęć jej i Fabiana, więc znów zamyśliła się i poczuła to rozgoryczenie. Wydawało jej się, jakby to nie mogło zdarzyć się w jej życiu, jakby to nie była prawda. Ona wierna i oddana, a on babiarz, alkoholik, seksoholik i narkoman? Wszystko mogła do niego dopasować. Może dobrze, że odszedł? Ona w końcu może zreflektować i spróbować stworzyć coś na nowo.

Zaplanowała sobie cały jutrzejszy dzień, bo teraz priorytetem jest odnalezienie nowej pracy i nabranie doświadczenia. No i przydałaby jej się jakaś praca dodatkowa, bo koszty wystawy wernisażu wcale nie są takie małe, a pieniądze, które ma na koncie, wolałaby zostawić na czarną godzinę.

Dni mijały nie ubłagalnie. Mnóstwo złożonych aplikacji. Zero odpowiedzi. Już myślała, że los się na niej mści. Tylko za co? Same trudne chwile były ostatnio jej udziałem.

Było już późne popołudnie, kiedy zdecydowała, że wybierze się na spacer po parku, a potem wejdzie do kawiarni, w której ostatnio umówiona była z Izabelą. Pogoda zapowiadała się bardzo korzystnie, nie było mowy o deszczu. Przez te kilka dni czuła, że trochę przygasła, że to szczęście, które przywiozła z Paryża, jakoś z niej wyparowało, ulotniło się i odeszło. Kiedy tak spacerowała, wiatr chłodził jej twarz, muskał policzki i mierzwił jej rozpuszczone włosy. Już prawie jesień. Drzewa zaczęły gubić liście, które teraz powoli się czerwieniły i złociły. Wokół siebie widziała ludzi — matki bawiące się z dziećmi na placu zabaw, małżeństwa, pary, które spacerowały dookoła jeziora, trzymając się za ręce. Usiadła na ławce. Przed nią rozpościerał się widok dość dużego jeziora, w którym osadzone było molo z altanką. Siedziała, myślała, a jednocześnie wpatrywała się w dal. Nagle w środku kunsztownej budowli zauważyła kobietę i mężczyznę. Kobieta bardzo przypominała jej Izabelę, chociaż nie widziała jej dokładnie z bliska, ale patrząc na posturę, przypuszczała, że mogła być to Iza. Nie chciała sobie psuć popołudnia i prowadzić śledztwa. Poza tym nie chciała nadzorować przyjaciółki, do której i tak miała ogromną dozę dystansu. Zerwał się wiatr, więc zebrała się do kawiarni, tej kawiarni — wspaniałej, klimatycznej, pachnącej dziś piernikiem. Zamówiła sobie kawę, a że była częstą klientką, ciastko dostała gratis. Nie przesiadała się, została przy bufecie.

— Często pani u nas bywa. Tak dobrze zna pani to miejsce… Może chciałaby nam pani pomóc? Szukamy kogoś do pracy — Pola wlepiła wzrok w kobietę. W pierwszej chwili pomyślała, że się przesłyszała. Jednak nie. Kobieta dodała:

— A może zna pani kogoś, kto szuka dodatkowej pracy?

— Tak, właśnie poszukuję jakiegoś zajęcia. Z nieba mi pani spadła, Jestem Apollonia, a dla znajomych i bliskich Pola — czułym spojrzeniem objęła kobietę.

— Mam na imię Nina. Jestem właścicielką tej kawiarni. Często cię tu widuję, więc pomyślałam, że mogłabym zapytać cię o podjęcie współpracy. Mam nadzieję, że z mojej strony nie był to duży nietakt?

— Coś Ty, spadłaś mi z nieba! Próbuję znaleźć pracę od jakiegoś czasu. Co z tego, że ukończyłam studia, mam doktorat, jak i tak to na nic.

— Nie przejmuj się, może to po prostu gorszy czas. Każdy ma taki w swoim życiu. Spotkaj się ze mną jutro, przedstawię ci propozycje, jakie dla cię przygotuję.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 22.05
drukowana A5
za 42.84
drukowana A5
Kolorowa
za 67.91