E-book
23.63
drukowana A5
70.68
Ostatni Numer

Bezpłatny fragment - Ostatni Numer


Objętość:
334 str.
ISBN:
978-83-8414-272-1
E-book
za 23.63
drukowana A5
za 70.68

OSTATNI NUMER

W tym roku spełniamy marzenia

Trigger Warnings

Ostatni numer to książka, która zawiera:

— myśli samobójcze, życzenia dotyczące własnej śmierci, snucie jej planów

— narkotyki: głownie marihuana, pobocznie alkohol

— opisy zbliżeń pomiędzy dwoma mężczyznami

— opisy zbrodni (zwłoki, obrażenia)

— przekleństwa

— przemoc

— samookaleczanie, samouszkadzanie ciała

— toksyczne więzi rodzinne, przemoc domowa


Książka jest fikcją literacką.


Miłego czytania! xo

Prolog

12 kwietnia, 21:07

To był męczący dzień.

Ostatnie dni wcale lepsze nie były, ale ten dzisiejszy dał mu ostro w kość. Wciąż miał przed oczami zwłoki młodej kobiety zamordowanej w bestialski sposób, nagie i porzucone przy śmietnikach w centrum miasta. Takie porzucenie było jak środkowy palec dla ofiary i pokazywało, jak mało ona znaczyła dla sprawcy.

Nowa sprawa przyszła z samego ranka i zabrała mu cały spokój ducha, który miał od niecałych dwóch dni, czyli od kiedy zakończył ostatnie śledztwo.

A do tego jeszcze bolała go głowa

Jęknął, ściskając palcami nasadę nosa i skrzywił się, gdy przez otwartą szybę auta wpadł warkot silnika. Uchylił powieki, zerkając w bok i patrząc na motocyklistę. On w tym samym czasie odwrócił głowę, spoglądając na detektywa, ale kask zakrywał jego twarz.

Czarny motor wydał pomruk, a detektyw nie był w stanie oderwać od niego wzroku. Mężczyzna siedzący na nim był wysoki i umięśniony, na ramionach zarzucił zapiętą białą koszulę na krótki rękaw, jasne jeansy opinały nogi, a dłonie skrywał za rękawiczkami. Podniósł jedną z nich i zamachał, pewnie przyjaźnie, ale jedyne co dostał w zamian to chłodne spojrzenie mężczyzny w samochodzie.

Machanie przyjazne zamieniło się na środkowy palec, a detektyw podał mu swoją wizytówkę i uśmiechnął się. Było to minimalne wygięcie warg na jakie pozwolił mu stan zmęczenia, pozbawione wszelkiej wesołości i dobroci; miał ten uśmiech przeznaczony dla specjalnych osób, które irytowały go bardziej, niż kultura pozwalała przyznać. Motocyklista wziął kartkę i bez patrzenia na nią schował do kieszeni.

— A chciałem powiedzieć, że ma fajny samochód — mruknął do siebie motocyklista, a gdy światło zmieniło się na zielone ruszył z pełną mocą. Detektyw jedynie pokręcił głową mając nadzieję, że nieznajomy nie zostanie dawcą w najbliższej przyszłości. Brak stroju uznawał za zbytnią brawurę i widział nie raz czym kończy się tak szybka jazda.

W domu zamknął drzwi na kilka zamków, uzbroił alarm i ruszył do gabinetu, gdzie odłożył kaburę z bronią do sejfu. Portfel rzucił na biurko i rozpinając koszulę po drodze ruszył do łazienki. Posiadał zbyt duży dom, w którym mieszkał sam, ale nie czuł się źle ze swoją samotnością.

Na parterze znajdował szeroki korytarz, który rozgałęział się na salon z aneksem kuchennym i łazienką. Na dole był także gabinet, gdzie przynosił pracę do domu, mała toaleta i sypialnia gościnna. Na piętrze umiejscowione były kolejno od schodów: sypialnia, garderoba i duża łazienka. Miał dodatkowe dwa pokoje, które służyły mu za graciarnię. Za domem posiadał siłownię na dworze oraz basen, ale nie miał ochoty w nim się kąpać. Powinien już dawno go zakopać; spędzał tyle czasu w pracy, że nawet i tam chodził na siłownię.

W łazience na piętrze znajdowało się koło umywalek lustro ciągnące się od podłogi do sufitu. Przyjrzał się sobie krytycznie, ściągając ubrania i zostawiając je na podłodze.

Harry Fontaine miał 33 lata i zaczynało to być widać; w czarnych włosach pojawiły się siwe nitki, a zmarszczki pogłębiły się, zwłaszcza te przy oczach i na czole. Brązowe oczy miały zacięty wyraz, ale sińce pod nimi wręcz krzyczały o osiem godzin nieprzerwanego snu. Zarost na policzkach był zadbany, dolna warga miała suchą skórkę na środku. Nie miał tatuażów, kolczyków czy innych znaków szczególnych, a jedynie metr osiemdziesiąt, umięśnione ciało i wprawne oko snajpera. Od dekady służył w Federalnych, najpierw jako zwykły szeregowiec, aż awansował na detektywa. Razem ze swoim zespołem złożonym z jeszcze czterech osób starał się ratować ludzi i znaleźć sprawców ich morderstw czy zaginięć. A przy okazji był wrzodem na dupie Matta, swojego przełożonego.

Po prysznicu zjadł szybką kolację i przejrzał media społecznościowe. Odpisał na kilka mejli i zastanowił się nad nową sprawą. Dopiero następnego dnia mieli ruszyć pełną parą ze śledztwem, ale skoro dostało je Federalne Biuro Śledcze w trupie musiało być coś niepokojącego. Standardowe morderstwa trafiały do policji, a nie do nich. Gdy kładł się do łóżka, dostał wiadomość. Jej treść wskazywała, że motocyklista w końcu przeczytał wizytówkę i postanowił się odezwać. Harry nie miał w planach kłopotać się z odpisaniem, myśląc z początku, że to tylko przeprosiny. Ale był w błędzie.

Od: Nieznany: Yo, ziom, nie wiedziałem, że masz taki sposób na podryw!

Jestem Isak, tak w sumie.

I tak w sumie to ja nie chciałem

Że z tym fakiem

Wymskło mi się

Harry jak przeczytał ostatnią wiadomość, przewrócił oczami. Wymsknąć się to może kot z domu, a nie środkowy palec czy morderca. Potrząsnął głową. Za dużo miał myśli związanych z pracą, a teraz czas był, by poszedł spać. By mógł się wyspać i wrócić do pracy następnego ranka.

Boże. Kiedy w końcu odpocznie?

Odpisał i zablokował telefon, czując ciche, ale mściwe zadowolenie i wiedział, że będzie się czuł w pełni usatysfakcjonowany, jak następnego ranka się zobaczą i ujrzy jego przerażoną minę.

Do: Isak, motor. 12.04: Bądź jutro o 8:00 rano w holu budynku Federalnego Biura Śledczego, blok A. Musisz odebrać mandat.

Nowe hobby

13 kwietnia, 8:15

Pod biuro przyjechał spóźniony, zażenowany i zdenerwowany. Strażnik łypnął na niego groźnie, jedną dłonią na kaburze z bronią, ale w końcu uchylił bramkę i wpuścił motocyklistę na parking. Wbiegł do środka, rozglądając się po szerokim holu, słysząc swój szybki oddech w kasku. Na środku podłogi było wielkie logo Federalnego Biura, a dookoła pełno osób, śpieszących się do wind, do wyjścia z budynku, z teczkami pod pachami i telefonami przy uszach. Każda z tych osób ubrana była w garnitur, a przy pasie miała kaburę z bronią. Isak przełknął głośno ślinę na widok tylu broni.

— Jesteś spóźniony — zagrzmiał głos blisko niego, pełen złośliwej dezaprobaty.

Isak odwrócił się, spoglądając na nieznajomego, który wyglądał jak mężczyzna z samochodu z wczorajszej nocy i chłopak ściągnął kask i kominiarkę, ukazując młodą twarz, zarumienione policzki i ciemne zielone oczy. Brązowe włosy opadły mu na czoło. Harry intensywnym spojrzeniem zlustrował go od góry do dołu — chłopak był młody, ale miał w sobie coś charyzmatycznego, butnego i… pięknego. Skrzywił się w duchy na to określenie. Powinien rano spuścić z kija inaczej będzie tak myślał o młodziaku przez cały dzień.

Harry był w biurze już o szóstej rano i przeglądał monitoring z miejsca zdarzenia, a gdy zobaczył blachy motocyklisty z wczorajszego spotkania uznał, że nieznajomy może mu się przydać.

Spędził godzinę na szybkim zbieraniu danych i zrobieniu mu teczki. Tak. Zrobił mu teczkę.

W bazie danych figurował jako Isak Jara. Miał dwadzieścia trzy lata, od trzech prawo jazdy na motor. Sądząc po jego historii mandatów nie potrafił powstrzymać się przed szybką jazdą i dzieliły go dosłownie dwa punkty od stracenia prawka.

Harry widział zdenerwowanie młodszego, ale przestał odczuwać z tego satysfakcję. Zagubienie i strach na tej ładnej twarzy sprawiało, że coś bolało go w środku, a to nie był dobry znak. Nie powinien mieć żadnych uczuć do tego człowieka, powinien zachować profesjonalizm i swój typowy, opryskliwy styl obycia. Tymczasem chciał cofnąć swoją wiadomość z poprzedniej nocy i nawet… przeprosić. A te słowo już dawno wyrzucił ze słownika. Sama myśl o czymś takim sprawiała, że poranna kawa chciała mu się cofnąć.

Zaplanował dla niego małe przesłuchanie, by zdobyć informacje i miał dla Isaka propozycję. A w jego słowniku nie figurowało coś takiego, jak odmowa.

Przeszli do pokoju przesłuchań, gdzie leżała tylko teczka. Nie miała żadnych oznaczeń prócz loga Biura, a jej biel raziła w oczy, wybijając się na metalowym stole. Harry włączył kamerę stojącą na trójnogu w rogu i sam zajął krzesło. Czuł w pomieszczeniu mieszankę ich perfum, męskich, nawet uwodzących. Chciał zacząć bić głową o ścianę, nie rozumiejąc swoich reakcji.

Isak postawił kask na stole, niechętnie zajmując krzesło. Harry patrzył na niego tak intensywnie, że robiło mu się nieswojo. Sam przeleciał po mężczyźnie wzrokiem, wyginając do góry prawą brew, przeciętą przy końcu pionową blizną, którą miał od dzieciństwa. A pan detektyw? Gdyby nie był tak zestresowany i przerażony wizją mandatu uznałby, że jest nawet przystojny i to nawet bardzo. Zawsze miał słabość do dominujących mężczyzn, a ten naprzeciwko był tego definicją. A te oczy? Cholera, Isak miał suchość w ustach, jakby wylądował na pustyni bez ani kropli wody.

— Nazywam się Harry Fontaine i jestem detektywem. Mam w obowiązku poinformować cię, że nasza rozmowa jest nagrywana. Chciałbym porozmawiać z tobą na pewien temat. Zgadzasz się? — zaczął Harry. Jego głos był pozbawiony uczuć, chłodny i profesjonalny, ale i tak Isak nachylił się w jego kierunku.

— Mhm — mało przekonująco odpowiedział Isak, rzucając spojrzenie kamerze.

— Gdzie byłeś w nocy z poniedziałku na wtorek w tym tygodniu, Isaak? To było z 10 na 11 kwietnia, okolice godziny pierwszej w nocy — Harry pyta, wpatrując się w młodszego mężczyznę intensywnie. Widzi jego stres, spłoszone spojrzenie, zauważa, jak rumieniec zalewa policzki. Jak przegryzł dolną wargę nim odpowiedział i pozwolił sobie zatrzymać wzrok o sekundę za długo w tym miejscu.

— Na motorze — Isak mruczy, drapiąc skórki przy paznokciach i co chwilę zrywając kontakt wzrokowy z detektywem — Musiałem się przejechać i sobie przemyśleć pewne sprawy.

— To wiem. Bardzo myślałeś — z teczki wyjmuje kilka zdjęć, na których widać Isaka na światłach. Stał koło motoru i tańczył, dłonie odziane w rękawiczki trzymał nad głową, gdy kołysając biodrami schodził w dół. Isak zarumienił się mocniej, a później zdjęcia się zmieniły ukazując martwą dziewczynę i szatyn zbladł. Uchylił wargi, opadając mocno plecami o oparcie, by zwiększyć dystans między sobą a śladami zbrodni. Takiej właśnie reakcji spodziewał się Harry. Nie podejrzewał motocyklisty o morderstwo, ale musiał się upewnić; na ten moment nie wykluczał jego udziału. Isak wydawał się… zbyt niewinny na morderstwo i to jeszcze na kobiecie. Jednakże był w godzinach śmierci denatki w centrum miasta, a Harry’emu nie podobała się ta cała sprawa. Coś w niej mocno nie grało i podejrzewał, że morderca dopiero się rozgrzewa.

— Znasz ją, Isaak? — zapytał, a Isak wygląda jak ryba wyciągnięta z wody. Łapie płytkie wdechy przez uchylone wargi, a jego zielone oczy mają w sobie ból.

— Nie. Czemu ona tak wygląda?

— Została zamordowana. Byłeś w okolicy w godzinach jej śmierci — głos Harry’ego jest spokojny, ale niesie w sobie sugestię, na którą Isak krztusi się śliną, gdy docierają do niego jego słowa. Traci na twarzy resztę kolorów i wygląda bardzo, bardzo niezdrowo. Zielone spojrzenie skrywa się za taflą łez, a dolna warga drży.

— Nie. Ja… to nie ja. Nie jestem zły, naprawdę… nic nie zrobiłem — Jąka się i plącze, a wtedy Harry chowa zdjęcia. To powinno wystarczyć, by trzymać młodego w ryzach.

— Wiem — Isak rzuca mu mordercze spojrzenie, gdy orientuje się, że nic mu nie zarzuca detektyw. Po prostu go straszył. Zadowolenie na twarzy Harry’ego pasuje mu, gdy osiągnął swój cel — Ale sprawdziłem cię. Masz kilka mandatów i jeszcze dwa punkty a stracisz prawko. Oferuję ci współpracę i biorąc fakt, że kręcisz się w środowisku, które mnie interesuje, będziesz pomocny.

Isak oddycha głęboko przez usta i patrzy na Harry’ego. Zmrużył na detektywie swoje oczy, oceniając i analizując słowa, które właśnie upuściły pełne, kuszące wargi. Zatrzymał na nich swoje spojrzenie, jak wcześniej Fontaine na jego ustach.

— Mam dla Ciebie pracować?

— Tak, Isaak. Jako informator. Wszystko, co uznasz za ważne i nielegalne masz pisać z tym do mnie. A ja usunę ci mandaty w ramach współpracy.

Isak prycha, ale z miejsca przyjmuje ofertę. Dlaczego tak szybko? Detektyw nie dał mu dużego pola do manewru, ale także dlatego, że mu się nudzi, może być ciekawie i ma słabość do brązowych oczu i mówi to głośno. A oczy detektywa są w kolorze płynnej, gorzkiej czekolady i Isak zgodziłby się na wszystko.

— Teraz nazywają to osobowością golden retriever. Dekadę temu nazywali to osobowością maniakalną — mruczy na tyle głośno, by Isak go usłyszał.

— A ciebie nazywają dobermanem. A wszyscy wiemy, że doberman i golden to dobre połączenie w dark romansach — Isak porusza sugestywnie brwiami. Wargi ułożył w kokieteryjny uśmiech i Harry ma wrażenie, że te wygięcie warg ma w sobie magię. Ma ochotę zgodzić się na wszystko, co zaproponuje młodszy i musi zacisnąć zęby, by odzyskać kontrolę nad sobą.

— Nie — sucho odpowiedział detektyw, piorunując młodszego spojrzeniem. Ten nie robi sobie nic ze złości drugiego. Gdy odzyskał kolory na twarzy i opanował strach, wyglądał lepiej i pewniej siebie.

— Czemu nie?

— Nie umawiam się z dzieciakami, a poza tym masz mnie informować, jak zobaczysz coś niepokojącego zwłaszcza w okolicach centrum — mówi ostro Harry, powtarzając się i nie mając pojęcia, jak ze zbrodni przeszli na ten temat. Isak go tak podszedł, że sam się sobie dziwił; zazwyczaj łatwo utrzymywał kontrolę nad otoczeniem, ale teraz miał wrażenie, że oddał ją temu młodzikowi. A to nie było coś, co mu się zdarzało.

— Ale to płatna fucha? — Isak się ożywia, detektyw krzywi się.

— To wolontariat. W imię sprawiedliwości dla ofiar.

— Okej, okej — młodszy przekręca zielonymi oczami, unosząc dłonie w geście kapitulacji — Tylko naucz się wymawiać moje imię poprawnie — Harry unosi brew do góry, nie rozumiejąc. Motocyklista nazywał się, według tego co jest w bazie, Isak Jara. I cały czas nazywał go tym imieniem! — Moje imię to Isak, nie Isaac. I jest wymawiane normalnie, tylko wydłużasz a, mówisz normalnie, a nie z, kończysz miękkim k — instruuje go, a Harry ma ochotę go trzepnąć prosto w tył głowy.

— Dobrze, Isak — rzuca imieniem przez zęby — To wszystko. Wynoś się do domu.

Zauważa, że Isak tym razem ubrał kompletny strój na motocykl i wygląda w nim dobrze, a odwrócenie wzroku od niego jest nieco zbyt problematyczne. Czerń wybija się na bladej skórze chłopaka, oplatając wysokie ciało i umięśnione ramiona. Gdy kierują się do windy, na ich drodze wyrasta młoda kobieta. Jest średniego wzrostu, blond włosy upięła w koka i ubrana jest tak samo jak Harry — w garnitur. Pod pachą ma z kilka teczek i mierzy ich uważnym spojrzeniem, uśmiechając się znacząco.

— Kto to? — pyta, gdy podchodzą do niej. Isak uśmiecha się przyjaźnie, ściskając w dłoni kask i kominiarkę. Harry stoi obok, jednak napięcie opuszcza jego ciało na widok koleżanki.

— To mój nowy informator — Harry przekręca oczami, jego ton pełen ostrości. Może sobie tylko wyobrazić, jaki terror zgotuje mu reszta, jak się dowie. A myśląc terror miał na myśli ich pytania i sugestywne spojrzenia, czy uśmieszki.

— Pracuję w FBI! — ekscytuje się Isak jak dziecko na gwiazdkę i Harry żałuje swojej decyzji.

— Nie, nie pracujesz. Informujesz mnie, jak coś zobaczysz. A jak będziesz niegrzeczny, to ciebie oskarżę o morderstwo — głos detektywa jest opryskliwy, ale widok uśmiechu Isaka w jakiś sposób sprawia, że jego stare, skostniałe i zlodowaciałe serce drga.

— Och, dostanę karę, panie detektywie? — Isak ma błysk w oku i Harry cofa swoje słowa. To nie jego serce drga, a fiut i ma problem.

Detektyw rumieni się bezpośredniością i pożądaniem w zielonym spojrzeniu. Kiedy ostatnio ktoś z nim flirtował? Albo chociażby mówił coś sprośnego? Unikał wszelkich tego typu interakcji umawiając się z pracą. Tak było wygodniej i bezpieczniej dla obu stron, a on zaczął jakoś nawet lubić swoją samotność.

Naprawdę musiał spuścić ciśnienie.

Lorna Wrick posłała drugiemu detektywowi sugestywny uśmiech i wyciągnęła dłoń do Isaka.

— Lorna, miło cię poznać — jej głos miękki jest jak aksamit i ciepły jak promienie słońca w maju. Isak odwzajemnia uśmiech, podając jej swoją dłoń, a Harry ma ochotę wbić sobie pod paznokcie pinezki. Ponieważ poznanie Lorny z tym nierozważnym młodzikiem było jedną sprawą. Konsekwencje tego, które spadną na Fontaine — drugą.

Isak wyglądał piękne z tym błyskiem w oku, z zuchwałym uśmieszkiem i rumieńcami na policzkach. Nagle nabrana odwaga pasowała do niego, ale i tak detektyw nie chciał, by ta ładna twarz weszła mu na głowę. Harry nie wytrzymał i trzepnął go w głowę teczką, by później odwrócić się na pięcie i odmaszerować bez słowa pożegnania.

— To nie było grzeczne, detektywie! — krzyknął Isak, masując głowę i ruszając do windy. Teraz, gdy wiedział, że nie czeka go mandat, a nowe zajęcie, mógł oddychać pełną piersią. Mimo że widok nieznajomej twarzy, zmasakrowanej tak, że ledwo można było coś zobaczyć pod kurtyną siniaków wyrył mu się w mózgu. Zadrżał, gdy winda się otworzyła i rzucił ostatnim spojrzeniem za oddalającym się Harrym. Jak on mógł oglądać takie bestialstwo i nawet nie drgnąć?

Ładnie razem wyglądacie

13 kwietnia, 9:00

Lorna Wrick była także detektywem. Składała się z jasnych, blond włosów uwiązanych w koka, idealnie dobranych ubrań i oddechu pachnącego miętą. Była delikatnej urody z niebieskimi oczyma, była miękka i nieskazitelna i Harry zawsze musiał przypominać sobie, że ta kobieta jest tak samo niebezpieczna jak on. Była starsza od niego o dwa lata, ale nie miała zmarszczek ani siwych włosów; ba!, wyglądała wciąż na dwadzieścia parę lat.

Dobrze razem im się pracowało, zawsze potrafiła wykrzesać z drugiego detektywa uśmiech. Dbała o jego samopoczucie od dekady, użerając się z furią, którą stępiła do zimnego gniewu. Była niepoprawną optymistką, że Harry znajdzie w końcu kogoś wartego miłości. Albo chociażby rezygnacji z pracoholizmu.

— Ładnie razem wyglądacie — mówi Lorna, mając na myśli detektywa i Isaka. Harry klnie pod nosem.

— Mamy sprawę do załatwienia — kieruje się do sali konferencyjnej na trzecim piętrze budynku, gdzie mieściły się ich gabinety oraz szefostwo.

— Ty też masz sprawę, ale w spodniach do zrobienia. Dobrze by ci zrobiło, jakbyś miał kogoś w swoim życiu.

— Wiesz, że nie mogę — mruczy, starając się nie złościć na Lornę. Wiedział, że ta chciała dla niego dobrze. Ciągle starała się go nakręcić chociażby na portal randkowy albo na swoich wolnych kuzynów czy znajomych. Ostatnio specjalnie wysłała go po kawę, ponieważ w kafejce na parterze zatrudnił się nowy barista. Po spotkaniu z detektywem, zwolnił się bez podania przyczyny — Poza tym, lubię swoją samotność.

— Zaczynasz mieć odciski na prawej ręce — zaśmiała się, kiedy detektyw otwierał jej drzwi. Na jej słowa sam prychnął cichym śmiechem.

W konferencyjnej siedziała już reszta zespołu. Abram Ortega — spec od informatyki, ich mały haker, w wieku Isaka, ale nie tak ładny. Stop. Stop. Stop, Harry. Nie możesz porównywać swoich kolegów do tego dzieciaka. Stop!

Abram siedział koło Matta, szefa ich zespołu. Przy okrągłym stole kawę pił jeszcze Andrew, były żołnierz. Jego ciemne oczy wpatrzone były w telewizor wiszący na ścianie. Matt wyjaśnił, że póki co nie mają żadnych podejrzanych. Abram miał sprawdzać dalej monitoring; na początku ustalono, że ciało musiało zostać przewiezione samochodem, a sprawcą najprawdopodobniej jest mężczyzna. Harry miał pojechać z Andrew do kostnicy, gdzie czekał już na nich patolog sądowy z gotowym raportem z sekcji zwłok, a Lorna z Mattem zajmą się ustalaniem ciągu wydarzeń i mapy mordercy. Ta dwójka świetnie ze sobą współpracowała, oboje byli profilerami i nie raz udało się szybciej złapać sprawcę tylko dzięki ich teoriom.

Harry informuje zespół o swoim nowym informatorze. Matt stara się ograniczyć reakcję do sztywnego kiwnięcia głową, a Andrew rzuca mu zaciekawione, zdziwione spojrzenie. Fontaine nie brał często informatorów, wolał polegać na sobie i zespole. Tak było lepiej i wygodniej: nie musiał nikomu nowemu zaufać i sprawdzać podwójnie, czy informacje, jakie dostaje, są rzetelne. Poza tym nie lubił ludzi.

Ale Isak wyprowadzał go z równowagi od razu i burzył jego ściany, jakby te były z tektury. Harry nie miał pojęcia, czy chce zbadać, skąd młodszy ma taką siłę.

— Wyglądasz, jakby ktoś wyprowadził cię z równowagi — zaczepnie mówi Andrew, gdy kierują się na parking po samochód służbowy. Harry prycha w odpowiedzi.

Razem z Andrew od początku pracowali w jednym zespole i znali się trochę za bardzo, jak na gust Harry’ego. Ale tolerował i lubił swoich współpracowników. Spędzał z nimi za dużo czasu, by pozostali dla niego jedynie anonimowymi twarzami. Byli z nim, gdy jego życie się zmieniło o sto osiemdziesiąt stopni. Gdy z tego złego zmieniał się na dobrego i utemperowali jego gniew do tego stopnia, że był tylko niekiedy nieobliczalny.

— Zetki mnie przerażają — Andrew śmieje się z kwaśnego tonu Harry’ego.

— Nie widziałeś jeszcze, co teraz kobiety czytają. To by ciebie przeraziło!

— Dark romanse?

— Taa… seks z gościem, który jest twoim stalkerem, masturbacja pistoletem i inne szalone gówno — Andrew krzywi się — Ale wiem, że są też książki w twoim guście.

— Nie będę tego czytać, nie ważne czy to będzie hetero czy dla gejów — Harry mówi ostro, ucinając temat.

Przedarli się z biura do głównej ulicy. O tej porze ulice miasta zaczynały łapać luz po porannych korkach i po kwadransie Andrew zaparkował na ulicy Schlester, gdzie mieścił się budynek medycyny sądowej. Wysoki, szary gmach był nieprzyjemny dla oka, a jego piwnica tym bardziej.

— Stoisz na miejscu dla niepełnosprawnych — Harry przewraca na przyjaciela oczami.

— I co mi zrobisz? Wezwiesz policję? — Andrew pyskuje na kąśliwość drugiego detektywa.

W kostnicy dowiedzieli się o tym, że kobieta, nazywająca się Alison Extra, zmarła w wskutek uderzenia czymś w głowę. Prawdopodobnie był to metalowy kij, ale patolog pewności jeszcze nie miał. W żołądku pusto, brak śladów bronienia się, kilka siniaków na szyi przez podduszenie oraz gwałt analny, a nadgarstki starte od liny. Została pobita, a później wyrzucona na śmietnik, jakby nic nie znaczyła, a przecież była czyjąś córką, koleżanką i pewnie dalej ktoś czeka, aż kobieta wróci do domu. Nie znaleziono jednak żadnych śladów sprawcy.

Z boku prawego pośladka znajdowała się wyryta nożem jedynka. Policja podejrzewała, że ofiar będzie więcej i czeka ich sprawa seryjnego mordercy, dlatego oddała z miejsca sprawę Federalnym. Przez takie podejście Harry nie miał do nich szacunku.

— Sprawca zatarł za sobą wszystkie ślady. Na dłoniach widać, że została skrępowana. Podejrzewamy, że została umyta po śmierci, dlatego na twarzy nie ma śladów krwi — mówi Joel, a jego asystentka kiwa głową. Harry zabiera wszystkie raporty i papiery, by przejrzeć je w biurze. Joel był niskim, krępym mężczyzną, zafascynowanym trupami. Prowadził własną farmę trupów dla miastowego uniwersytetu, by przyszli lekarze medycyny sądowej i kryminolodzy mieli skąd się uczyć.

— Coś już wiemy — mówi Andrew — Gość na pewno nienawidzi kobiet. Jak myślisz, zabrał trofeum? — pyta, patrząc na Harry’ego. Ten jest tego pewien.

— Brakuje jej kawałka języka — asystentka podchodzi do denatki, rozszerzając wargi i ukazując język, który chwyta szczypcami. Brakuje koniuszka, jedynie centymetra lub dwóch. — Odcięty nożem. Prawdopodobnie tym samym, co wyrył z boku prawego pośladka kobiety.

Najczęściej trofeami stanowiły włosy, paznokcie, czy drobne rzeczy: naszyjnik, zdjęcie, dowód. Rzadko kiedy stanowiły to narządy, ponieważ ich przechowywanie trzeba było przemyśleć: wysuszyć czy zalać formaliną? Trofea potrzebne sprawcom były, by pamiętać nie ofiary, a moment zbrodni, by mogła ta chwila powracać w ich myślach i wyobrażeniach, by dalej mogli się upajać tym, co zrobili.

Harry skrzywił się. Wolał, jak sprawcy obcinali włosy.

Później zjedli obiad w biurze, skupili się na osobie sprawcy i czy mogło ją łączyć coś z Alison i kim była sama ofiara. Harry przeglądał raporty i zdjęcia od Joela, gdy reszta pracowała obok. Abram nawet zabrał swojego laptopa na czas obiadu, ale jak zjadł został z nimi.

— Alison prowadziła bloga — Abram opowiada, pokazując wspomnianą stronę reszcie na telewizorze — Lubowała się w motoryzacji; szybkie samochody, drogie i luksusowe, które najczęściej wypożyczała z wypożyczalni do zdjęć i filmików. Ostatnio zaczęła dodawać zdjęcia z motocyklami, a w ostatnim poście napisała, że poznała kogoś, kto z chęcią wprowadzi ją w temat. Później już posty się kończą, a Alison leży u Joela.

— Musimy znaleźć informatora. Może być podejrzanym — mówi Matt, kiwając głową i strzelając palcami. Wpadł na ślad, jak pies tropiący, ale zmrużył oczy na Harrym. Ten odwzajemnił spokojnie spojrzenie.

Wiedział, że przełożony wytypował Isaka.

Harry i Matt nie przepadali za sobą, ale potrafili ze sobą współpracować. Rzadko kiedy szef umieszczał siebie z detektywem w parze. Był postawnym, wysokim brunetem o ciemnych, brązowych oczach. Chodził w jasnych garniturach i był o dekadę starszy od Harry’ego. Nie lubili ze sobą rozmawiać od kiedy ostatnim raz pili ze sobą trzy lata temu; wtedy wleciały zbyt poważne tematy, a dystans pomiędzy nimi tylko się pogłębił. Już sam nie pamiętał, o czym rozmowa się toczyła, ale nie potrafili już po niej normalnie rozmawiać. Jeśli plucie do siebie jadem było normalnością.

Matt stał się stałością w życiu Harry’ego, jak cały zespół, ale znał najdokładniej przeszłość swojego podwładnego. To on przecież prowadził wtedy tą sprawę.

— Nie mogłem znaleźć jej numeru w bazie — Abram rozkłada bezradnie ręce — Jakby miała telefon na kartę i tylko go używała. Nie miała także karty kredytowej! Utrzymywali ją rodzice. Sprawdziłem ich konta, ale nie ma tam nic podejrzanego; zwykła klasa średnia, której jedyne dziecko chciało żyć w luksusach. Nie rozumiem jednak, dlaczego nie posiadała własnego numeru! — z frustracją rzucił. Uważał, że każdy powinien być tak zaawansowany technologicznie jak on i irytowało go, że nie mógł kogoś wytropić. Był ambitny, profesjonalny i zacięty, stanowiąc idealne połączenie zespołu.

— Jej rodzice odmówili zeznań na tą chwilę — z przekąsem mówi Lorna.

Do wieczora nie znaleźli żadnego następnego śladu. Czekali na następny ruch sprawcy.

W międzyczasie Isak wrócił do domu, odstawił motor do garażu i zrzucił kombinezon w sypialni. Jego dom miał dwa piętra i pokonanie schodów było dla niego dość trudne; uderzyły w niego podczas jazdy wszystkie emocje, więc nogi miał jak z waty i trząsł się na całym ciele. Strach, stres, pożądanie. Jasne, pan detektyw był przystojny, miły dla oka i opryskliwy, jak to Isak lubił, ale nie miał nawet pewności o swoich szansach. A ich nie miał. To była jedynie jedna rozmowa, nawiązanie biznesowej relacji i tyle. Nie mógł wyobrażać sobie kogoś pokroju Harry’ego Fontaina zainteresowanego nim. Ponadto mężczyzna miał za dużo władzy: jedno pstryknięcie palca i Isak albo tracił prawko albo wolność.

Jego samotność zaczęła go dobijać.

— Gdzie byłeś? — pyta mama, gdy wchodzi na drugie piętro domu już przebrany. Jej jasne, niebieskie oczy nie mają w sobie uczuć.

Na samej górze domu znajdowało się jedno pomieszczenie, które w całości było biurem. Rodzice Isaka prowadzili firmę transportową, w której ich synowie pracowali. Razem z bratem, Jonasem, dwudziestotrzylatek od kiedy skończył szkołę miał zapewnioną pracę; i na początku ją uwielbiał, ale teraz chciał zmienić branżę. Czuł, że się wypalił, jednak wiedział, że rodzice nie pozwolą mu odejść. Nie miał szans, by postawić na siebie bez narażania się na gniew matki.

— Musiałem podrzucić parę listów na pocztę — kłamie gładko, choć faktycznie był na poczcie. Ale po wyjściu od Harry’ego. Gdyby mama dowiedziała się, że był w Federalnym Biurze Śledczym, zabiłaby go najpierw pytaniami a później gołymi dłońmi. Nienawidziła policji, a jeszcze bardziej tego, że coś było poza jej kontrolą.

— Mhm, Jonas poszedł na przerwę. Zajmij się fakturami z tego tygodnia, a później sprawdź, co u ojca — rzuca kobieta. Siedzi za swoim biurkiem, ojciec pojechał w trasę, a Jonas pewnie poszedł na spacer, by zapalić blanta, o czym kobieta nie wiedziała. Wtedy do głowy Isaka przychodzi paskudny plan.

Uśmiecha się i siada za swoje biurko, nie myśląc o pracy, a o przystojnym detektywie.

Kebaba?

13 kwietnia, 21:49

Koło dwudziestej drugiej telefon Harry’ego rozświetlił się od nowej wiadomości.

Był jeszcze w garniturze. Niedawno wrócił z pracy, odstawił broń i zajął się kolacją. Chciał zjeść jajecznicę z boczkiem, wypić herbatę i położyć się spać. Tylko i aż tyle, ponieważ wiedział, że nie będzie mu dane.

Nikt do niego nie pisał oprócz pracy. Okazało się, że wystąpiło odchylenie od reguły.

Od: Isak Jara: Przyjedź na parking przy Primarku.

Tego obok stacji benzynowej, jak jedziesz na rynek miasta

Ja jestem tym na motorze

To za ile będziesz?

Boże. Święty. Czy ten chłopak nie mógł napisać tylko jednej wiadomości? Mógł poprzestać na tej pierwszej i nie atakować Harry’ego SMS’ami. Detektyw spojrzał tęsknię w stronę jajek, jeszcze surowych i skorupkach, które minęły mu koło ust.

Do: Isak Jara: Daj mi dziesięć minut. Czy to bardzo pilne?

Od: Isak Jara: Tak

Mam kogoś kto ma przy sobie trawkę

Więc to pilne

Harry zjawił się w pięć minut, wyprzedzając tyle aut, ile się dało i łamiąc z kilka przepisów drogowych. Miał szczęście, że policja zna już jego samochód i blachy, dlatego w świętym spokoju mógł dojechać na miejsce. Specjalnie spersonalizował rejestrację, by ta miała w cyfrach same siódemki, co ułatwiało pamięci policjantów.

Chociaż on sam w świętym spokoju nie był. Ściskał i szarpał kierownicą, klnąc na wyprzedzane samochody i czerwone światła, wciskając pedał w podłogę. Zagryzał szczęki tak mocno, że groziła mu wizyta u dentysty. Upewnił się kilkakrotnie, czy nie zapomniał kabury z pistoletem, przezywając Isaka w myślach.

Czy on nie wiedział, że to jest niebezpieczne?! Jak mógł pisać do niego, trzymając na ciemnym, pustym parkingu dealera?! Czy ten dzieciak nie myślał?! Może mu się stać krzywda, do cholery!

Żałował, że wziął sobie Isaka jako informatora. Teraz narażał go na niebezpieczeństwo, a siebie na niepotrzebne mu teraz poczucie winy. To, jak mocno się denerwował nie było dla niego zdrowie, ale także było czymś, co nie zdarzyło mu się wcześniej. Informatorzy przychodzili i odchodzili, zostawiając po sobie teczki i niezapisane numery telefonów.

Jednak, gdy z piskiem opon dojechał na parking, zastał tam tylko jedną osobę. Trzasnął drzwiami tak mocno, że aż sam się wzdrygnął i w trzech krokach dopadł do Isaka. Ten leżał na motorze, ubrany w szary dres; nogi ułożył na kierownicy, a dłonie pod głową. Ubrany wciął miał kask i rękawiczki, ale Harry zauważył ruch głowy, sugerujący, że ten go widzi. Uchylił osłonę i ich spojrzenia się skrzyżowały.

— Podjebałeś samego siebie? — prychnął Harry. Obchodzi motor dookoła, nie zauważając na nim rys. Był głodny i wściekły i głodny i zaraz trzepnie temu chłopakowi. Isak już wystarczająco testował jego cierpliwość i był o krok od rozwiązania ich umowy.

— Nie ma towaru, nie ma zbrodni — Isak rozkłada dłonie i siada powoli. Zdejmuje kask i kominiarkę termoaktywną, strzela palcami, gdy ściąga rękawiczki, na co Harry się krzywi — I nie podjebałem. Nie pisałem z oficjalną skargą.

— Bo mnie testowałeś — pewnie mówi Harry i Isak wzrusza ramionami. Zeskakuje z motoru i staje naprzeciwko detektywa. Są w tym samym wzrośnie, ich czubki butów się stykają, a oddechy mieszają. Młodszy jest teraz pewny siebie i widocznie także zły, po sposobie w jaki mruży na starszego oczy. W tych ciemnościach rozświetlaną światłami ich pojazdów i parkingowych latarni, nie było widać jakiego są koloru, ale detektyw pamiętał ich zieleń.

— Tak.

— Mam ochotę ci trzepnąć!

Isak śmieje się tak nagle i głośno, że aż się cofa. Przykłada dłoń do brzucha, a jego głos niesie się w ciemności. Wygląda na beztroskiego, na policzkach ma rumieńce, a Harry wzdycha. Jego śmiech jest zbyt przyjemny dla ucha, ale detektyw zagryza na ten dźwięk mocniej szczęki. Naprawdę, ten dzieciak źle na niego działał. Jeszcze chwila i zacznie słuchać się Lorny.

— Strzepać mi? — śmiech zmienia się w kokieteryjny uśmiech i Isak znowu jest blisko. Czują perfumy drugiego, świeże, męskie, mocne. Przyciągające — Och, panie detektywie, nie robiłem tego od kiedy wróciłem od ciebie do domu.

I znowu te cholerne panie detektywie i Harry wie, że nie ma tak silnej woli, by siebie samego kontrolować. Isak musi przestać używać do niego tego sformułowania. Patrzy na niego wściekle, ale chłopak nie robi sobie nic z tego spojrzenia, uśmiechając się kokieteryjnie.

— Jesteś problematyczny.

— Moja mama też tak mówi, ale nie proponuje mi orgazmu na ciemnym i pustym parkingu.

Wychyla dłoń i trzepie młodszego z otwartej ręki w potylice. Cios jest mocny na tyle, by sam odczuł pieczenie na skórze. Isak syczy i odchodzi od niego na bezpieczną odległość.

— Nie masz odsuniętej tablicy rejestracyjnej — Harry mówi. Isak schował tablicę pod siedzenie na końcu motocykla — Za to jest mandat, a w twoim przypadku brak motoru na następny sezon.

Isak patrzy na niego z takim bólem, że Harry ma ochotę pogryźć sobie język. Zdusza własną wściekłość do irytującego kłucia i wciska dłonie do kieszeni garniturowych spodni, by nie podnieść na informatora ręki po raz drugi. Już i tak wystarczająco się zapędził, ale coś w postawie młodszego mówiło mu, że ten nie wzniesie oskarżenia.

— Masz szczęście, że jestem na to za głodny — reflektuje się zbyt szybko — I wybacz, że ciebie w końcu trzepnąłem. Dawałeś mi powody od wczorajszego wieczoru.

— Mówiłem, byś przestał mówić jak moja mama — Isak się śmieje, ale jego oczy są poważne — Ja też jestem głodny. Oo! — krzyczy, masując się znowu po brzuchu. Podwija bluzę, ukazując mięśnie, bladą skórę i tatuaż sztyletu. Harry z bólem patrzy w bok — Mam ochotę na Maka! Jedziesz ze mną?

— Nie — Harry wzdycha, a jego pusty żołądek protestuje głośno. Zaczyna kierować się w stronę swojego samochodu — Bezpiecznie na drodze. Nie pokazuj nieznajomym faków! I nie prowokuj Federalnych!

— Dawaj ze mną na kebaba! — nie odpuszcza młodszy — Co innego masz do roboty?

— Robotę — rzuca sucho Harry i kiwa głową, żegnając się z Isakiem. Zostawia go na parkingu, a Isak nie rusza się, dopóki nie odjeżdża. Dopiero na drodze wyprzedza detektywa i mknie po cichych ulicach miasta. — Uważaj, dzieciaku — prosi Harry. Isak znowu nie ubrał kombinezonu, nie miał na plecach nawet żółwia czy innego protektora, który uchroniłby jego kręgosłup w trakcie wypadku.

Będzie musiał mu natłuc do tej głowy, że musi się ubierać, pomyślał i nagle zahamował.

Co. Jest. Kurwa.

Jakie będzie musiał?

— Halo, znasz tego dzieciaka od wczoraj! — krzyczy sam do siebie, włączając się z powrotem do ruchu — Muszę sobie psa kupić. Albo kota. Albo jebaną złotą rybkę. Najwidoczniej sam powinienem się uderzyć, sądząc, że samotność jest przereklamowana i zaczynam mieć plany z dzieciakiem, który ma niezdiagnozowane ADHD, niebezpieczne hobby i który jest dla mnie za młody. Stop! Nawet nie bierz pod uwagę, że coś mogłoby być! — wyciąga palec sam do siebie. Isak nie był niebezpieczną osobą, ale to, co zaczął robić z myślami Harry’ego nie było zdrowe. A już na pewno potrzebne.

Musiał przemówić samemu sobie do rozsądku. Inaczej przepadnie, a razem z nim Isak.

Druga ofiara

17 kwietnia, 10:00

Siedzieli wszyscy z kawami w sali konferencyjnej, a na telewizorze Matt wyświetlał zdjęcia kolejnej ofiary. Została potraktowana w ten sam sposób, co Alison, była młodą kobietą przed dwudziestką, blondynką o jasnych oczach. Naga i zgwałcona została wrzucona do kontenera na śmieci i znaleziona rano przez inną kobietę, wyrzucającą śmieci. Przyczyną zgonu w tym przypadku było uduszenie, co znaczyło, że sprawca zaczynał się rozwijać. A to przynosiło problemy i większą ilość ofiar.

I tym razem porzucenie zwłok odbyło się w centrum miasta. Osiedle Glic pełne było wysokich bloków, placów zabaw i szkół; mieszkały tam głównie rodziny z dziećmi i starsze osoby. Od pierwszej ofiary do Osiedla były dwa kilometry, ale dalej sprawca nie miał szacunku do swoich ofiar, porzucając je w śmieciach.

Rodzice Alison przyjęli nad ranem detektywów, ale ich informacje były skąpe. Większość czasu spędzali w pracy, a córka była pozostawiona sama sobie.

— Co z językiem? — pyta Andrew, a Matt wskazuje kolejne zdjęcie. Brakowało koniuszka różowego mięśnia, a dziewczyna miała wyrytą dwójkę. Ile ofiar jeszcze będzie kolekcjonował?

Próbowali wyszukać w bazie danych i własnej pamięci mordercy, który także już wcześniej miał podobny sposób działania. Musieli wykluczyć rolę naśladowcy, który chciałby ożywić stare zbrodnie. Kamery były bezużyteczne; przy miejscu pierwszej zbrodni nie działały, a na Osiedlu Glic ich nie było. Jednak zaczął się w tym pojawiać schemat — centrum, żadne przedmieścia czy getta. Tylko dobrze utrzymane, nawet drogie dzielnice, pełne turystów i osób, które mogą zejść na zawał przy samym odkryciu trupa. Zawsze zostawiane pod osłoną nocy, nagie i bez żadnych śladów sprawcy.

— Miała na imię Rose Lyndod — Lorna wczytuje się w teczkę. Rzuca spojrzeniem na telewizor, na tablicę postawioną obok, gdzie wisiały zdjęcia i dopiski, aż wraca do tekstu — Była w mieście na wakacjach, wyszła do pubu bez rodziców. Miała dziewiętnaście lat, żadnych znajomych tutaj; jeździła jednak na motorze — Matt pokazuje kolejne zdjęcie, ofiara siedząca na maszynie, w kasku i machająca do obiektywu. Wyglądała beztrosko i Harry’emu przypomina się śmiech Isaka; prawie wzdryga się na to wspomnienie. A później pamięta jego spojrzenia, moment, gdy go uderzył i ten tekst o mamie.

Nie, Isak zdecydowanie nie pasował do profilu sprawcy. Bawił się w kokieterię, ale był tylko napalonym dzieciakiem, który chciał uwieść detektywa. Miał niebezpieczne hobby, ale nie wydawał się złym człowiekiem gotowym do takich czynów. Pojawił się jednak pewien problem. Był na kamerach w godzinach możliwych przenosin ofiary, co skłaniało go na kolejną wizytę w FBI. Oczywiście nie pojawiał się na monitoringu w pobliżu Osiedla, ale krążył po ulicach dookoła. Jako że Osiedle nie posiadało kamer, detektyw musiał złapać się tej drobnej poszlaki. Harry zadzwonił do niego, gdy tylko się dowiedział, a reszta wyszła załatwiać swoje sprawy.

— Nie mogę teraz wpaść — Isak szepcze do telefonu i Harry marszczy brwi, dlaczego — Mam teraz dużo pracy, nie wyrwę się.

— O której kończysz?

— Jak zrobię swoje, a dzisiaj mam nawał. Nie można jutro? — jęczy do telefonu młodszy. Harry przewraca oczami na jego błagalny ton.

— Mogę przyjechać do ciebie do domu-

— Nie! — wyrywa się Isakowi, nie dając dokończyć detektywowi — Dalej mieszkam z rodzicami, chcesz mi narobić problemów? O, mam paczkę do wysłania, a kurier dupek dzisiaj nie przyjechał jej odebrać — tak szybko zmienia temat, że prawie i detektyw się gubi — Wpadnę za godzinę.

Rozłącza się nagle. Harry z Andrew jedzie w tym czasie do kostnicy, zabierając papiery i nie dowiadując się niczego nowego od Joela. Odbierają obiad i akurat wjeżdżają na parking zaraz za motorem Isaka. Lorna i Matt udali się na miejsce znalezienia zwłok, Abram pracował nad internetową stroną ofiary, a później razem z Mattem mieli jechać do rodziny Lyndod. Mieli nadzieję, że tym razem dowiedzą się więcej o ofierze.

W pokoju przesłuchań Harry kładzie swój obiad, daje Isakowi kubeczek z wodą, a ten patrzy na niego błagalnie. Nie chce mandatu; wie, że wczoraj przesadził z prędkością, ale detektyw obiecał mu pomóc. No. Może nie obiecał, nie użył takich słów, ale młodszy był już później grzeczny.

Na widok zdjęć Isak prawie wymiotuje. Harry wie, że to nie on, ale nie może mu tego powiedzieć w tym momencie. Musi go sprawdzić, spisać jego wersję zdarzenia.

Blada twarz odsuwa się na widok nagiego ciała Rose oraz raportu patologa. Krzywi się, nie chcąc na to patrzeć, a zielone oczy wypełniają się łzami. Gdy Harry zabiera zdjęcia, Isak patrzy na niego nieufnie. Nie chciał, by mężczyzna oskarżył go o te morderstwa, ale nie miał skutecznego alibi. Wsiadł na motor, gdy rodzice i Jonas zasnęli, krążył po mieście z dwie godziny i wrócił.

Powinien zaprzestać nocnych jazd. Ale to wtedy spotkał detektywa i myślał, że znowu na siebie wpadną, może porozmawiają. Czy to odwet za jego ton i proponowanie wspólnej kolacji?

Nie, Isak był pewien, że za tą złośliwością nie czai się taka bezwzględność. Harry wydawał się zdystansowany, ale nie zły jako osoba.

— Widziałem bus, w tym miejscu — mówi, gdy kolory powoli, powoli zaczynają wracać mu na twarz. Wskazuje miejsce palcem na mapie blisko kontenera na śmieci, gdzie znaleźli Rose — Ciemny, bez blach, tyle udało mi się dostrzec. O! i miał logo dywanu. Na boku. W sumie to nie logo, a naklejkę dywanu.

Harry zapisuje to wszystko. Lorna wchodzi do nich, uśmiechając się przyjaźnie do Isaka, na co starszy przekręca oczami. Mógł być pewien, że jak kobieta zwęszy motocyklistę, nie da im spokoju. Była go ciekawa już przy pierwszym spotkaniu, a Harry doskonale znał jej intencję. Chciała ich spiknąć.

— To będzie wszystko, dzięki, Isak — pilnuje się, by poprawnie wymówić jego imię. Zakańcza rozmowę, tym razem nie włączał do niej kamery. Potrzebował informacji a nie zeznań.

— Ile masz lat? — pyta Lorna uprzejmie. Stawia swój kubek z kawą na blacie i wpatruje się oczarowana w Isaka. Pewnie widzi go, jak składa przysięgę ślubną Harry’emu, a ten odczuwa dziwne napięcie w piersi na taką myśl. Patrzy prosto na młodszego, by zarejestrować wszystkie drgnięcia na jego młodej, przystojnej twarzy. Choć bardziej była urocza niż przystojna. Jego oczy były w kolorze trawy w lato, a usta idealnie wycięte. Ostra linia szczęki, jasne brązowe włosy ułożone w nieład po kasku. Brwi miał gęste, ale wypielęgnowane, jedna z nich przycięta została przez bliznę na końcu. Nie miał na tej ładnej twarzy żadnych zmarszczek czy niedoskonałości, jakby codziennie kąpał się w mleku jak Kleopatra i Harry był pewien, że jakby dotknął policzka, poczułby idealną miękkość skóry.

Stop, Harry, musiał siebie samego upomnieć. Potrzebował nowego informatora, a nie kuszącego młodzika.

— Ja mam dwadzieścia trzy — z dumą mówi Isak — A ile ma pan detektyw?

— Nie pytaj się mnie o wiek — sucho odpowiada brunet.

— Kobiet się o wiek nie pyta — burczy Isak w odpowiedzi, mrużąc na mężczyźnie zielone oczy — Ty jesteś gburem.

— Trzydzieści trzy — zdradza Lorna, śmiejąc się pod nosem, ale stara się to ukryć pijąc kawę. Harry ma ochotę jej napluć do kubka w akcie zemsty.

— Lorna się nie wtrąca — Harry pyskuje do koleżanki, mordując ją spojrzeniem, ale ta nie zwraca na niego uwagi.

— Lorna ma ciebie w dupie.

— Mój brat jest w twoim wieku, detektywie — Isak nie wie, co zrobić z dłońmi. Stresuje go spojrzenie kobiety, przeszywające jego duszę na wylot. Skubie skórki przy paznokciach do krwi i musi schować ręce między uda — Ma na imię Jonas.

— Co to za imiona? Isak i Jonas? — pyta Lorna i wydaje się być szczerze zainteresowana. No tak. Jak na swatkę przystało. Harry jęknął w duchu.

— Jesteśmy Norwegami — Isak wzrusza ramionami i wtedy Harry się włącza do rozmowy.

— Macie przerażające zimy. Byłem tam raz — cicho mówi, przypominając sobie Norwegię, Oslo i sprawy, które musiał tam pozałatwiać. Spojrzenie, jakie podarowała mu Lorna, mówiło, że ona także pamięta bałagan, którego narobił Fontaine.

— Lecę tam na wakacje. Poleć ze mną — Isak proponuje to tym samym tonem, co wieczornego fast fooda.

Harry mówi, że jest w połowie francuzem, a wtedy młodszy prosi z tym swoim kokieteryjnym uśmieszkiem, by powiedział coś po francusku. Ten zabiera obiad i teczkę, wychodząc z pomieszczenia bez słowa, a motocyklista depcze mu po piętach. Bez większego pożegnania rozstają się pod windą, a gdy Isak wraca do domu, zostawia motor przed domem. Nie wjeżdża nim do garażu jak ma w zwyczaju.

Jego matka czeka na werandzie. Za kilka sekund rozpocznie się Armagedon.

Oderwanie od myśli

17 kwietnia, 13:02

Od: Isak Jara: Który miesiąc jest twoim ulubionym?

Sprawdzam, jaką pizzą jesteś

Mi wychodzi fungi

Lubię pieczarki

A ty? Ulubiona pizza?

Od: Harry: Jestem w pracy, Isak.

Od: Isak Jara: Ja też lol

Ale mam w końcu chwilę wolnego czasu

Nudzi mi się

Od: Harry: to nie mój problem, Isak.

Ale mam pytanie: Pierwsza ofiara zaczynała przygodę z motorami i pisała o tym na blogu, że ma informatora. Jak często dajecie takie rady?

Od: Isak Jara: Rzadko kiedy. Musiała sama z siebie się do kogoś odezwać

Zazwyczaj uważa się nas za ciekawą atrakcję, a nie biuro informacyjne

A jaki motor miała????

Od: Harry: Po co Ci takie informacje, skoro została zamordowana?

Od: Isak Jara: Ble, nie bądź taki.

Od: Isak Jara: Daj mi swojego insta. Nie mogę ciebie znaleźć

Od: Harry: Bo mam prywatne konto.

Od: Isak Jara: To mnie dodaj???

Od: Harry: Ale ja nie potrzebuję tygrysków na swoim profilu.

Od: Isak Jara: Wtf

Nikt mnie tak wcześniej nie nazwał

Nie wiem, czy to obraźliwe czy komplement?

Od: Harry: To znak, by przejechać się do psychiatry, Isak. Tygrysek z Kubusia Puchatka miał ADHD. Tak jak ty.

Od: Isak Jara: Lubiłem tą bajkę.

Ej

Harry

?

Od: Harry: Co znowu chcesz?

Od: Isak Jara: To kiedy idziemy na kebaba?

Od: Harry: Nie umawiam się z ludźmi z pracy.

Od: Isak Jara: O, czy to znaczy, że będziesz mi płacić?

Od: Harry: Nie wkurwiaj mnie, bo ci trzepnę w ten pusty łeb.

Od: Isak Jara: Aż zrobiłem się twardy, panie detektywie.

Harry już nic nie odpisał.

Wcześniej myślał, że dożyje 50 i szlag go trafi, ale teraz… teraz obawiał się dożycia do czterdziestki.

Isak nie napisał już do końca dnia. Gdy detektyw nie odpisał na ostatnią wiadomość, zaczęły dręczyć go wyrzuty sumienia. Powinien się uspokoić z takimi tekstami, bo naprawdę w końcu Harry znajdzie na niego paragraf. A był cholernym detektywem Federalnych!

Ta… Federalni. Jego mama się dowiedziała, gdzie był i jak tylko wszedł do domu, zaatakowała go.

— Jak mogłeś mnie tak okłamać!? — darła się Nora. Była przerażająca, jak krzyczała, a gdy rzuciła w niego szklanką, Isak usiadł na podłodze w kuchni; jego nogi zgięły się automatycznie, jakby były z papieru, a spojrzenie zrobiło puste. Schował twarz w dłoniach, by nie narażać oczu na spotkanie ze szkłem. Jonas zszedł na dół, zwabiony krzykami, ale gdy dostrzegł sytuację, uciekł.

Isak prychnął na brata w myślach. Był w tym samym wieku, co Harry, ale nigdy go nie obronił. Sam się nigdy nie postawił rodzicom! Jedyna różnica wyglądała tak, że przy detektywie czuł się bezpieczniej, nawet jak ten podniósł na niego rękę.

Przypomina sobie, jakie ciepło ta zostawiła na jego potylicy. Jak dreszcz wstrząsnął jego ciałem, gdy ich ciała się zetknęły. Nie potrafił przestać myśleć o detektywie, wyobrażać go sobie w różnych sytuacjach. Jak wygląda, gdy się nie wścieka? Czy potrafił mieć czuły ton? Jak smakowały jego wargi?

— Sprawdziłam, gdzie pojechałeś dzięki lokalizacji twojego telefonu. Co robiłeś w FBI? Jesteś poszukiwany? Co znowu przeskrobałeś!? — Krzyczała, nie czekając na słowa syna. Nawet jakby wyznał prawdę i tak by nie uwierzyła. Był dla niej problemem, o którym lubiła przypominać. Od kiedy w małżeństwie rodziców nastąpił kryzys, Nora zamieniła życie synów w piekło.

A żaden z nich nie miał wystarczających sił, by nawet uciekać.

— Mamo, nie mam problemów — słabo bronił się szatyn, ale Nora prycha jak wściekła kotka. A raczej wściekły T-Rex.

Kolejna szklanka trafia go w głowę i kaleczy dłonie, policzek i wbija chłopaka w ścianę. Serce łomocze mu w klatce piersiowej. W głowie słyszy dudnienie własnego pulsu i ból dziąseł, gdy zaciska mocno zęby, jakby miał je sobie połamać. Czuje, jak krew ścieka w dół, jest ciepła podobnie jak jego łzy, które utrzymuje ostatkiem sił za powiekami. Nienawidzi tej kobiety, ale bardziej siebie, że pozwalał sobie na taką krzywdę. Niestety trwała ona zbyt długo, by nauczył się bronić.

— Od dzisiaj śpisz w gościnnym.

— Mamo… For en dårlig dag!(1) — Isak sapnął. Nora wymyślała na niego dalej, krzycząc o tym, jak nieodpowiedzialny jest, jak głupi, dodaje także że leniwy, mimo że większość części jej roboty to on wykonywał. Robił za HR, kadry, płace, ogarniał faktury, wysyłki, jak trzeba było zatrudniał i zwalniał kierowców oraz wszystko inne i dookoła.

— Lepiej mi by było, gdybyś wtedy nie przeżył — powiedziała na końcu i wyszła z pomieszczenia. Jej słowa były jak sztylet, który ma wytatuowany na boku brzucha. Gdy był sam Isak w końcu mógł odetchnąć, wziąć głęboki oddech i pozbierać się, swój tyłek z ziemi i resztki psychiki z godnością.

— Jeg ville heller ikke overleve.(2) — mruczał do siebie, gdy przemywał rany. Woda w łazience na dole jest lodowata; mama już mu zakręciła kurek z ciepłą i teraz rozpocznie serię kar. Co rusz wymyślała coś nowego.

Zaciska dłonie w pięści, gdy szloch targnął jego ciałem. Po braku kolacji zamknął się w gościnnym i ćwiczył, dopóki nie padł wykończony na materac. Nawet nie miał sił, by zakryć się kołdrą. Dobrze, że zaczął się kwiecień a w Jupiter zaczęło być coraz bardziej słonecznie. To pozwalało mu wyrywać się z domu coraz częściej, ponieważ pogoda była idealna na motor.


1- Co za zły dzień!

2 — Ja też nie chciałem przeżyć

Konflikt

24 kwietnia, 22:00

Isak Jara nie odezwał się już i nie nawiązał kontaktu z Harrym przez tydzień. Niekiedy mijali się po drodze, detektyw w swoim Audi, a młodszy na motorze; kiwali sobie głowami, ale młodszy wydawał się spięty i zgaszony, brakowało w nim tego optymizmu i beztroski. Przygarbiony siedział na zbyt szybkim motorze, mając pomiędzy udami buzującą maszynę. Harry w życiu nie wsiadł na motocykl i nie śpieszyło mu się do tego.

Zanim Harry dopuścił do siebie myśl, że za dużo analizuje i zaczyna się martwić o Isaka, zaakceptował go na Instagramie. Ale ten także się nie odezwał od razu. Myślał, że zaakceptowanie będzie oznaczać lawinę wiadomości, ale jego telefon milczał.

Harry rzucił się więc w wir pracy. Razem z zespołem zbierali informacje o Rose i Alison, wyczekując następnego ruchu sprawcy. Jupiter zaczęło żyć nowymi morderstwami, prasa węszyła przed wjazdem do Federalnego Biura Śledczego, zaczepiała policjantów i oczekiwała szybkiego złapania sprawcy. Rodzice Rose byli bardziej rozmowni od Alison, ale nie ułatwiało im to także zadania.

Lorna próbowała delikatnie podpytać, jak sprawy między detektywem a jego informatorem się mają, ale ten temat nagle mocno go irytował. Nie chciał rozmawiać o Isaku, któremu już wystarczająco za dużo poświęcał myśli. Wolał skupić się nad sprawą.

Półtora tygodnia. Pierwsza i druga ofiara zginęły w odstępstwie dwóch dni od siebie, a teraz mieli ciszę. Ale wiedział doskonale, że sprawca się szykuje do następnego ciosu. Musieli być szybsi.

— To Rose była informatorem Alison — mówi Abram. Siedzą przy okrągłym stole, zakopanym w teczkach, papierach i ich tabletach. Abram ma nieszczęsną minę. Gdy odkrył połączenie miał nadzieję, że znajdzie cyfrowy ślad mordercy, ale zgon Rose wykluczał jej udział — Mamy rozmowy Rose, które to potwierdzają. Co powiedzieli jej rodzice?

— Rose jeździ na motorze od roku, ale ich starszy syn jest zapalonym motocyklistą i to on wprowadził Rose w ten świat. Poznała Alison na jej blogu, mamy zdjęcia z kamer, jak spotykają się w Jupiter w pierwszych dniach, gdy rodzina przyjechała tutaj na wakacje — Matt odpowiada spokojnie. Pokazuje zdjęcie rodzeństwa w podobnych kurtkach motocyklowych; są bez kasków, blondynka uśmiecha się szeroko, jej oczy błyszczą. Harry przenosi wzrok z telewizora na przełożonego, który wygląda na wypoczętego. — Dalej jednak nie wiemy, kto je zabił. A to stawia nas na przegranej pozycji. Komputer Rose jest czysty, ale nie możemy namierzyć jej telefonu. Podejrzewamy, że sprawca zabrał go ze sobą, ponieważ to na nim są dowody na jego udział.

Gdy Harry zastanawiał się i szukał mordercy, Isak wybrał się na jazdę z najlepszym przyjacielem. Znał się z Louisem Lordmanem od dzieciaka i razem przeszli przez szkołę podstawową oraz piekło dorastania; znali swoje historie, grzechy i marzenia, wiedzieli, kiedy który jest w jakim humorze. Tym razem Louis był pobudzony, jego jasne włosy związał w koczka na karku, a niebieskie oczy pełne były euforii. Krążyli po mieście bez celu, aż wyjechali poza nie i zaparkowali przy polnej drodze, gdzie stały ławki piknikowe. Było to częste miejsce ich spotkań; z dala od zgiełku głównych ulic, otoczone polami, gdzie można było spacerować. Jupiter zostało za ich plecami.

— Co brałeś? — śmieje się Isak, samemu rozpalając blanta. Wpatrywał się długo w przyjaciela, jego euforię, próbując zrozumieć, skąd tak dobry humor. Sam nie czuł się za dobrze, ale nie chciał niszczyć ich wycieczki swoimi opowieściami tego, czego dopuściła się Nora. Już i tak musiał ukrywać pokaleczone dłonie i zdrapane do krwi skórki.

Jak na połowę kwietnia było gorąco, a oni ubrani byli w czarne kombinezony i czuli, jak pot spływa im po tyłkach. Kaski leżały na stole, a Louis wyciągnął z plecaka chipsy, ciasteczka i wodę.

— Poznałem kogoś — Louis uśmiecha się szeroko. Ma dołeczek w prawym policzku, którego kiedyś zazdrościł mu Isak. Przyjaciel z nim wyglądał młodziej i przyciągał nim dziewczyn na pęczki, co kiedyś przeszkadzało Norwegowi. A później zrozumiał, że dziewczyny wcale go nie kręcą, a zazdrość wynikała z wyparcia tego faktu.

Nora nienawidziła w nim wszystkiego, a kiedy się ujawnił, to się nie zmieniło. Mógł jedynie sobie tego oszczędzić, ale gdy miał wtedy szesnaście lat ubzdurał sobie, że to zmieni ich relację. Że może jednak matka nauczy się go kochać od nowa.

— Jak się nazywa? — Isak ożywia się, podając lolka przyjacielowi. Stara się nie myśleć o matce i panie detektywie. Za każdym razem jednak, jak przymykał oczy, mógł zobaczyć we wspomnieniach jego przystojną twarz.

Chciał wierzyć w to, że jest człowiekiem, którego można pokochać.

Jednak znał także siebie i własną autodestrukcyjną głowę. Może dlatego tak bardzo uczepił się Fontaine’a? By ktoś w końcu mu przemówił do rozsądku, że Isak nie jest wart miłości i ochrony.

Rozmawiają o nowej koleżance Louisa, który jest podekscytowany niejaką Moniką, wychwalając ją pod niebiosa. Isak uśmiecha się, ciesząc się szczęściem przyjaciela i życząc mu szczęścia w miłości, w końcu!, ponieważ Lou nigdy wcześniej z nikim nie był. Jedynie się zakochiwał bez wzajemności. Chłopak w wieku dwudziestu trzech lat miał na koncie trzy pocałunki, z czego jednego nie pamiętał z powodu alkoholu. Nie był brzydkim młodzieńcem, ale mówił, że nie potrafi się dogadywać z dziewczynami. Zawsze jak robiło się poważne, one uciekały. Isak nie raz pytał przyjaciela na jakie tematy rozmawia na randkach, ale ten go zbywał machnięciem dłoni i zaczynał się nad sobą użalać.

Isak nie mówi o swoim nowym hobby, jak nazywa pracę dla detektywa. Nie mówi, że go poznał. Patrząc się na szczęście przyjaciela, nie chciał wprowadzać zamętu, jak sam o tym myślał. Nie powiedział o awanturze w domu, nie zdjął rękawiczek, by pokazać zadane przez matkę rany. Jedynie mówił ogólnikowo, sam nie wiedząc czemu; zrzucił to na swoją intuicję, a ona nigdy go nie zawiodła. Ponadto chciał uwolnić się od dręczącego go smutku, które przyczepiło się do niego jak gówno podeszwy.

A to był naprawdę dobry dzień! Pościgali się na motorach, ich miejsce za miastem było wolne, nie zatrzymała ich policja. Słońce prażyło, kwietniowa pogoda zawitała na dobre w Jupiter i Isak chciał wziąć głęboki oddech. Miał wrażenie, że z rozkwitem wiosny i jego życie zaczęło nabierać sensu.

Gdy wrócił późną nocą do domu, wziął chłodny prysznic i zajrzał do kuchni, gdzie nie było żywej duszy. Jego tato odsypiał po wykonanej trasie, mama pewnie sprawdziła na kamerach, kto otwierał garaż i wchodził do domu, a Jonas? Jonas też pewnie spał, upalony blantem lub ścięty alkoholem, pijąc ukradkiem. Isak niekiedy martwił się o brata, a później przypominał sobie, że jest to jednostronne i starał się uspokoić.

Z miską płatków wrócił do pokoju gościnnego, chłodnego i pustego. Stało tam tylko pojedyncze łóżko, a w oknie nie było nawet firanki. To był pokój kar. Jego ściany były białe, panele jasne, a drzwi skrzypiały za każdym razem, jak się je otwierało. Materac był twardy i nieprzyjemny, ale Isak już dawno przestał narzekać.

I wtedy zobaczył, że Harry dodał go na Instagramie.

Na Instagramie Harry miał jedno, Jedno! Zdjęcie! Stał w parku przekrzywiając na prawo przystojną twarz i uśmiechając się, nawet miło. Jego policzki były gładkie, jakby tego samego dnia się ogolił, a brązowe oczy miały w sobie psotny błysk. Ciemne włosy zaczesał do tyłu, a ubrany był w garnitur, na który zarzucił czarny płaszcz. Isak polubił to zdjęcie tak szybko i mocno wbijając palec w ekran, że prawie go to bolało.

Gdy Harry przeglądał profil Isaka, miał wrażenie, że krew wędruje nie do tej głowy, co powinna. Było tam z trzydzieści zdjęć szatyna, zaczynające się, gdy ten miał z lat szesnaście. Pierwsze motory, zdjęcia dyplomów, jedno w garniturze, jak kończył szkołę. Kilka filmików z jazdy i… jak tańczył. I to tańczył bardzo dobrze, wręcz wyśmienicie i jeden film miał, jak robił to w garniturze i z kaskiem motocyklowym na sobie. Boże. Przepadłby, gdyby zobaczyłby to na żywo.

Od: Harry: Tańczysz?

Harry nie wierzył, że pierwszy rozpoczął rozmowę, ale nie mógł poradzić sobie z ciszą ze strony Isaka. Setki wiadomości, jedna po drugiej, jak miał w zwyczaju pisać Isak nagle ucichły, zostawiając nieprzyjemne uczucie w klatce detektywa.

Wiedział, że był samotny, ale tak było lepiej. To chwilowy kryzys.

To przez Isaka. Przez jego młodość, śmiech i zielone oczy. Przez osobowość, która pozostawiała po sobie głód w duszy i ciele.

Od: Isak: O, w końcu mnie zaakceptowałeś!

Masz jedno zdjęcie na profilu! To smutne, panie detektywie

Mogę Ci zrobić sesję.

Od: Harry: Nie.

Od: Isak: Ok ok

I już nie tańczę. A raczej rzadko kiedy mi się zdarza. To filmiki sprzed pół roku

Od: Harry: Czemu? Jesteś w tym dobry!

Od: Isak: Mam za mało czasu, by wrócić do zespołu, a poza tym miałem kontuzję kolana.

A Ty jakie miałeś hobby, które straciło dla Ciebie sens, jaki miało na początku?

Harry’ego dziwi to pytanie, ale jest tak boleśnie prawdziwie zadane, że waha się tylko przez sekundę. Nie ma pojęcia, dlaczego pisze to Isakowi, który jest od niego młodszy o dekadę, który powinien być tylko informatorem i z którym powinien mieć kontakt jedynie służbowy. Ale ten tygrysek zawirował w jego głowie i we wnętrznościach i dałby sobie w gębę, gdyby się nie odezwał.

Obawiał się, że jego praca z męża zmieni się na kochanka.

Od: Harry: Jako nastolatek lubiłem śpiewać, nawet marzyłem o karierze i wydawaniu albumów.

Od: Isak: jako nastolatek śpiewałbyś dla tłumu dinozaurów

Od: Harry: Zamknij się Zetko.

Od: Isak: Ooo, Dobreman zawarczał.

Od: Harry: Nie znoszę Cię.

Od: Isak: To dlaczego napisałeś pierwszy?

Harry odrzuca telefon na poduszkę i rezygnuje z odpisania. Sam nie miał pojęcia, dlaczego. Bo się martwił? Bo widok smutnego, zgarbionego Isaka na motorze był dla niego czymś nowym i nie chciał tego widzieć ponownie? Bo jego podświadomość posłuchała Lorny i teraz zachciała mieć kogoś w swoim życiu?

Nosz, cholera! Tak dobrze radził sobie jako singiel. Jasne, musiał niekiedy wyobrażać sobie cokolwiek lub wspomagać się porno przy masturbacji, ale nie potrzebował nikogo. Lubił samotność. Ponadto jego praca byłaby niebezpieczna dla potencjalnej miłości. Jego praca i rodzina.

Nie mógł dopuścić Isaka do siebie.

Chciał dopuścić go do siebie.

To było za wiele, by myśleć nad tym na trzeźwo.

Drinki smakujące pocałunkami

27 kwietnia, 14:13

Pod koniec kwietnia dalej nie mieli chociażby najmniejszej poszlaki.

Bus z logo dywanu był ślepą uliczką. W samym Jupiter takich busów było dwa tysiące, a krążących blisko centrum — prawie dwieście sztuk. Bez numerów rejestracyjnych nic nie mogli zrobić.

Rodzice i brat Rose udzielili szerokich informacji na temat zmarłej, ale żadna z nich nie zbliżała detektywów do sprawcy. Osoba Rose była bez skazy, a o Alison za wiele nie mogli się dowiedzieć. Lorna z Mattem pojechali jeszcze raz do domu pierwszej ofiary, sprawdzili jej pokój, nie znajdując niczego. Telefon drugiej kobiety dalej nie został odnaleziony, Abram sprawdzał monitoring z baru, w którym była widziana ostatni raz. Kilku świadków ją rozpoznało, ale przez tłum nie pamiętali, czy dziewczyna wychodziła sama czy z kimś.

— Nie widać, jak opuszcza bar — mruczy Abram. Pokazuje nagrania na telewizorze reszcie zespołu.

— Z tyłu jest drugie wyjście dla pracowników, ale tam już kamery nie łapią. Uliczka jest na tyle duża, że można wjechać tam samochodem i odjechać bez zbudzania zbędnych podejrzeń — mruknął Matt. Był niezadowolony, że śledztwo stanęło w ślepym punkcie. Przeglądali dowody, raporty, zdjęcia i monitoring jeszcze raz, ale nie wymyślali niczego nowego.

Matt był perfekcjonistą, który potrafił wykrzesać ze swojego zespołu ponad sto procent, ale niekiedy i to było niewystarczające. Nie był pracoholikiem, potrafiąc manewrować między pracą a domem, w którym czekała na niego żona i dwójka dzieci. Kiedyś nawet zabierał dzieciaki raz w miesiącu do pracy, ale wiele razy zdarzało się, że musieli pilnie jechać do nowej sprawy, kolejnego podejrzanego, a dzieci zostawały w biurze, znudzone.

Harry nigdy nie rozumiał pragnienia Matta, by mieć dużą rodzinę. Kiedyś Matt żalił się, że tak późno zdecydowali się na pierwsze dziecko, ponieważ pragnął mieć ich gromadkę.

— Ta sprawa ciągnie się jak smród po gaciach — Andrew przewraca oczami, dorzucając swój komentarz. Harry zatopił się w dokumentach, pijąc już trzecią kawę. Dochodziło południe, kwietniowa pogoda była gorąca, ale zapowiadali na przyszły tydzień deszcze. Za tydzień kwiecień się skończy, a jeśli dalej nie znajdą sprawcy dostaną kolejną sprawę i pewnie syty opierdziel od szefostwa. — Harry, znasz może kogoś ze swoich dawnych kręgów, który by tak kolekcjonował ofiary?

— Dawnych kręgów? — drga detektyw, rzucając mało przyjazne spojrzenie Andrew. Ten wzrusza ramionami, ale Harry namyśla się chwilę — Nie. To nie były ich sposoby działania.

Zespół wiedział o przeszłości Harry’ego bardzo wiele, praktycznie wszystko. Matt kiedyś się zajmował nawet tą sprawą, dopychając ją do końca i pomagając Fonatine’owi składać zeznania w sądzie. Detektyw nie lubił wracać do tych czasów, nawet w myślach, ale pytanie przyjaciela sprawiło, że zaczął się zastanawiać. Organizacja, w której kiedyś się znajdował już dawno upadła i większość ludzi odsiadywała wyroki dożywocia. Nie było możliwe, by to był ktoś, kogo sam znał.

— Możemy nie wracać do rozmów o mafii, proszę? — Lorna się krzywi. — Za każdym razem widzę młodego Harry’ego, który zeznaje przeciwko własnemu ojcu.

Wspomnienia sądu zalewają umysł Mattowi i Harry’emu, gdy rzucają sobie spojrzenia. Festik pamięta, jak wściekły jego podwładny był, jak targał nim żal i nienawiść, głównie do siebie samego. Jak musiał utemperować jego agresję, samemu narażając się na jego pięści i ostry język. Harry pamięta, jak nos przełożonego pękał pod jego knykciami. Jak smakowały emocje, gdy wyrzucał z siebie wszystkie zbrodnie ojca i jego ludzi. Jak sam przyznawał się do morderstw w jego imię.

Musiał zacisnąć zęby do tego stopnia, że bolały go dziąsła, ale ból przywrócił mu zdolność myślenia.

— Od kiedy pewne sprawy cię gorszą? — odgryza się Harry. Mruga uparcie powiekami, by samemu nie pogrążyć się we wspomnieniach. Mieli sprawę do załatwienia, a nie miał czasu na wspominki.

— Od kiedy wymieniasz wiadomości ze swoim informatorem? — Lorna uśmiecha się cwaniacko, kiwając głową na telefon detektywa. Właśnie rozświetlił się od nowej wiadomości od Isaka, a Harry szybko odwrócił ekran. Matt spojrzał czujnie na niego.

— To ma być biznesowa relacja. Nie nadajesz się do ludzkich interakcji, Fontaine — burknął przełożony. Andrew spojrzał na Harry’ego z szalonym, szerokim uśmiechem.

— Och, szefie, daj się zabawić naszemu detektywowi. Isak jest w jego typie!

— Nie. To biznesowa relacja i taka pozostanie — bronił się detektyw.

— Jasne — sarknął Andrew, wymieniając spojrzenia z Lorną — Bo tobie potrzebna jest do szczęścia tylko praca. Twój ojciec nie żyje, Harry. Chociażby daj sobie ulżyć w zaspokajaniu przyjemności.

— Ale moja matka żyje.

— Przynajmniej masz kogoś innego do dręczenia na temat swojej pracy.

Harry nie odpowiedział. Chwycił mocniej telefon i wyszedł, by spokojnie odpisać na wiadomość. W rzeczywistości nie pisał z Isakiem o sprawie. O wszystkim, tylko nie o tym, a to nawet nie był jego wybór. Isak pisał, Harry odpisywał, o najróżniejszych porach i na wszystkie tematy, jakie młodszemu przyszły na myśl. Niekiedy były tak absurdalne, że detektyw mimowolnie uśmiechał się do ekranu.

Od: Isak: Myślisz, że nadaje się na insta?

Isak podesłał mu filmik, na którym tańczy. Był w pokoju, w kadrze złapał się jeszcze kawałek łóżka. Światło poranka oświetlało pomieszczenie i młodzieńca, ubranego w jasne jeansy i ciemną koszulkę na długi rękaw. Jego ruchy były zgrabne, brązowe włosy opadały mu na zielone oczy, ale nie poprawiał kosmyków. Zakręcił biodrami do rytmu piosenki. Oparł się górną połową pleców o ścianę, powoli zjeżdżając po niej w dół, poruszając nogami i biodrami, jego spojrzenie było utkwione w kamerze, jakby patrzył prosto w oczy detektywa. Harry musiał wziąć oddech przez zęby. Później drugi i trzeci, gdy kierował się do łazienki.

Nie znał się na tańcu. Znał się na broni, morderstwach i jak obezwładnić napastnika na pięć sposobów mając dłonie skute kajdankami. Znał się na nożach, pozorowaniu czyjeś śmierci i fałszowaniu dokumentów.

Ale to, jak działało jego ciało na dziesięciosekundowy filmik, na którym Isak tańczył było intensywne. Ciepło rozlało się w jego piersi, obejmując narządy i cały organizm, lokując się w rumieńcach na policzkach i twardniejącym penisie między udami. Schował się do łazienki, by nikt nie mógł zobaczyć go w tym stanie. A później obejrzał film jeszcze z trzy razy.

Do: Isak: Nie. Nie wstawiaj tego.

Od: Isak: Dlaczego?

Niech zgadnę: Pan detektyw będzie zazdrosny?

Do: Isak: Nie jestem zazdrosny. Nic nas nie łączy

Od: Isak: To, dlaczego nie mogę tego wstawić? Chodzi ci o muzykę?

Do: Isak: Jest prowokujące. Kręcisz dupą jak na raperskim teledysku

Od: Isak: A więc cię podnieciłem.

Harry sapnął, ale już nie odpisał. Nie zamierzał zagłębiać się dalej w tą konwersację. Gdy ciśnienie zeszło z jego ciała, wrócił do zespołu. Po pracy, z racji, że był piątek, zamierzali wszyscy wyskoczyć do baru. Mieli się zrelaksować, a Matt zakazał im przychodzenia do pracy w weekend, by każdy wypoczął i z nową energią wrócili w poniedziałek.

Andrew i Harry udali się na szybki trening, a później razem złapali się przed wejściem do baru. Znajdował się na rynku, wciśnięty między Dominos a McDonalds, jego neony świeciły na różowo. Lorna spojrzała krytycznie na wybór, ale wzruszyła ramionami, a Matt wyglądał, jakby bar nie robił na niego wrażenia. Abram stał za dzisiejszym wyborem i uśmiechał się szeroko.

— El Clasico! Ma promocje z okazji otwarcia — wyjaśnia swój wybór informatyk — To, że jest barem dla homoseksualistów działa nam na plus!

— Niby w jaki sposób? — Andrew zapytał. Jego ciemne oczy skanowały wejście do baru.

— Lepszy klimat niż w zwykłych barach. Po ostatnim waszym wyborze mam traumę.

Ostatnim razem wybrali się do Garden, drogiego baru w pobliżu Angelic Road, gdzie zespół musiał rozdzielać kilku pijanych mężczyzn. Pobili się o kobietę, jakżeby inaczej, ale po awanturze okazało się, że nieznajoma zniknęła z ich portfelami i telefonami, które miała popilnować w trakcie burty. Zamiast spokojnego, pijackiego wieczoru znowu musieli pracować.

El Clasico w środku miał wystrój nowoczesny. Ciemne stoliki i zielone kanapy, obrazy na jasnych ścianach. Na końcu pomieszczenia znajdował się bar, ale zespół zajął jedną z loży. Przeglądnęli dostępne drinki, a gdy podszedł do nich kelner poskładali zamówienia. Matt jako jedyny był niepijący; to było jego postanowienie noworoczne i póki co trzymał się go niezłomnie.

— Szefie, jeden drink cię nie zabije — śmieje się Lorna.

— Nie — burknął Matt — Nawet moja żona nie jest w stanie mnie namówić do alkoholu. Poza tym robię się na niego za stary.

— No tak, słyszałem, że po czterdziestce to zdrowie się sypie — Abram dodaje kąśliwie. Harry i Andrew prychnęli śmiechem, a Matt jedynie udawał, że nie słyszy. — Och! To twój informator? — Abram tym razem przenosi uwagę na Harry’ego i wskazuje na kogoś siedzącego przy barze.

Miał rację. Isak siedział bokiem przy barze, ale jeszcze nie zauważył zespołu. Zajęty był rozmową z blondynem siedzącym obok, obaj sączyli piwa i detektyw wahał się jedynie przez chwilę. Wstał, by podejść i jedynie się przywitać, ale przypomniał sobie filmik szatyna z samego ranka. Oddech ugrzązł mu w gardle i ledwo zachował maskę spokoju na twarzy. Ubrany był tak samo, jak na filmiku, jego tyłek opinały jeansy zbyt dobrze, aż Harry’ego świerzbiły dłonie, by samemu zobaczyć, jaki jest w dotyku. To, jak mocno odczuwał chęć dotknięcia go powinno zostać zabronione. Powinien powiedzieć o tym Mattowi i poprosić go, by ten odciął mu dłonie.

O Boże. Był naprawdę głęboko w dupie, w szambie, w które sam się wpakował. Ten dzieciak ich zabije.

Isak zobaczył go, jak się zbliżał. Najpierw zaskoczenie namalowało się na ładnej twarzy, a później uśmiech. Zielone oczy owiały sylwetkę detektywa od dołu do góry. Garnitur opinał ciasno jego ciało, koszula napinała się pod mięśniami ramion. Miał delikatny zarost na policzkach i rumieńce, a brązowe oczy błyszczały nową emocją, której wcześniej nie widział na przystojnej twarzy detektywa.

— Nie myślałem, że takie bary są w twoim klimacie, detektywie — Mruczy Isak. Pachnie perfumami i wodą po goleniu, świeżo i męsko. Wskazuje na swojego… znajomego, chłopaka? Harry nie miał pojęcia, ale miał nadzieję na pierwszą opcję. — To Louis. Louis, to pan Harry.

Blondyn spojrzał nieufnie na detektywa. Jego blond włosy były rozpuszczone i opadały na ramiona. Niebieskie oczy zmrużył czujnie, napinając ramiona, ale przyjął dłoń Harry’ego.

— Wyskoczyliśmy na drinka. Chciałem się jedynie przywitać — starał się zachować profesjonalny ton, ale nie udawało mu się odwrócić wzroku od Isaka. To, jakie obrazy podsyłał mu własny umysł powinno były dostatecznym dowodem, że samokontrola nie istnieje już w jego życiu.

— Mhmm — mruknął Isak. Objął ustami początek szyjki butelki, by pociągnąć mały łyk. Harry obserwował, jak jego gardło porusza się, gdy przełykał. Młodszy zdawał sobie sprawę z palącego wzroku, dlatego przesunął jeszcze językiem po dolnej wardze. Kokieteryjny uśmieszek wykrzywił pełne wargi, aż starszemu zaschło w ustach; za każdym razem jak widział to konkretne wygięcie warg jego samokontrola pękała — Chcesz mnie pocałować, panie detektywie?

— Nie — pośpieszył z odpowiedzią detektyw. Gdy Isak tak otwarcie zaflirtował miał pewność, że nie siedzi właśnie na randce. Ale i tak nie rozwiązało mu to napięcia w piersi. Musiał zdusić te uczucia i zwiększyć dystans pomiędzy nim a młodszym. Już wcześniej miał to w planach, ale sukcesywnie jedynie się zbliżali niż oddalali, co było frustrujące. Harry nie chciał pozwalać sobie na romanse, a Isak do tego dążył — Nie jesteś w moim typie.

Isak uśmiecha się dalej i łapie detektywa za kark. Harry drga do tyłu, wyrywając się ciepłym palcom i piorunując młodszego wzrokiem. Louis prychnął na tą scenę, oglądając ją z boku.

— Przestań, Isak — blondyn upomina przyjaciela — Nie pamiętasz swojego ostatniego kochanka?

Te słowa sprawiają, że Isak zamiera z wyciągniętą w kierunku detektywa dłonią. Blednie na twarzy i przełyka ciężko ślinę, potrzebując chwili, by wziąć oddech i wrócić do rzeczywistości. Harry przygląda mu się intensywnie, chcąc dowiedzieć się, co kryje się pod tą reakcją. Ale zmusza się do kiwnięcia im głową i odejścia.

Isak obserwował oddalające się plecy detektywa, aż ten usiadł w loży. Mruknął pod nosem przekleństwo.

— Nie musisz mi przypominać — mruknął do Louisa niezadowolonym tonem — Zepsułeś mi buziaka.

— A twoja matka zepsułaby ci twarz — z przekąsem odpowiada blondyn — Dalej śpisz w gościnnym?

— Nie, dzisiaj już wracam do siebie. Ale wróćmy do ciebie, Lou! Jak z twoją Moniką? — Isak musi zmienić temat. Chciał się napić piwa, porozmawiać z przyjacielem i nie myśleć o swoim domu.

— Srak — Louis uśmiecha się smutno — Umówiliśmy się na dzisiejszy wieczór na kolejną randkę, ale nie dała znaku życia. Chyba mnie wystawiła.

— Umówiłeś się z nią w tym barze? Nic dziwnego.

— Nie. Zarezerwowałem nam stolik w tej restauracji, która zdobyła gwiazdę Michelina, nawet chciałem ubrać garniak i kupić jej kwiaty. Nic mi w randkowaniu nie wychodzi.

— Może to jeszcze nie była ta — Isak układa dłoń na ramieniu przyjaciela w geście wsparcia. Stuka się z nim piwem — Czemu przestała się odzywać?

— Nie mam pojęcia, stary. Myślałem, że wszystko się układało dobrze.

Isak słucha jednym uchem, jak Louis rozpowiada się o Monice, jej urodzie i tego, jak przebiegała randka. Nie pamiętał połowy monologu, gdyż co chwilę zerkał na Harry’ego, wpatrując się w tył jego głowy. Zastanawiał się, dlaczego detektyw ciągle odrzuca jego zaloty. Gdyby nie był homoseksualny, postawiłby tą sprawę już jasno, na jednej z pierwszych wiadomościach. Po tym, jak wysłał mu filmik ze swoim tańcem miał pewność, że coś poruszył w tym mężczyźnie, ale jego dzisiejsze zachowanie temu przeczyło. Wciąż w nosie czuł zapach jego perfum, a palce mrowiły go od uczucia napiętej, ciepłej skóry pod opuszkami.

Zastanawiał się, jak smakowałby ich pocałunek po drinkach, które pił detektyw. Czy jego wargi byłyby gorące i zachłanne, czy bardziej delikatnie i wahające się? Czy odrzuciłby go czy przyciągnął?

Isak nie robił tajemnicy z tego, że Harry jest dla niego atrakcyjnym mężczyzną. Polubił pisanie z nim i codziennie szukał z nim kontaktu. Oczekiwał, że starszy w końcu nawiąże kontakt pierwszy tak, jak zrobił to na Instagramie. Myślenie o Harrym i wymienianie wiadomości stało się dla młodszego przyjemną rutyną. Nie myślał wtedy o tym, co działo się w jego głowie i dookoła niego. Stanowił dystrakcję, której nawet nie wiedział, że potrzebował.

Trzeci trup

28 kwietnia, 07:55

Harry Fontaine założył lateksowe rękawiczki i skrzywił się na smród wylatujący z okolicznych kontenerów. Ostatnie dni kwietnia powitali z trzecim trupem.

Jupiter mimo trzech miliona mieszkańców szybko zaczęło żyć dziwnymi morderstwami. Zaczęła powoli szerzyć się panika. W mediach trąbili, by kobiety były uważne i nie wychodziły samotnie pod osłoną nocy. Jeden ze sklepów reklamował się obniżką cen gazów pieprzowych dla płci pięknej. A trzecia ofiara oznaczała, że szukali seryjnego mordercy.

— Musi przewozić zwłoki samochodem albo busem — mamrocze Harry. Rozgląda się za kamerami i zauważa jedną nad śmietnikami.

Denatkę znaleziono w kontenerze na śmieci wciśniętego w róg bloku. Za plecami detektywa szumiała główna ulica, która teraz tętniła życiem. Trzecie miejsce było oddalone od Osiedla Glic dwoma minutami drogi. Odkrywcami zwłok byli pracownicy śmieciarki, którzy bladzi stali obok i byli przesłuchiwani przez policjantów. Harry nie lubił się z policją, więc jedynie rzucił im krzywe spojrzenie; mieli za zadanie patrolować okolicę Osiedla dwa razy częściej, zwłaszcza w nocy. A mieli kolejnego trupa.

— Język? — pyta Harry. Podchodzi do Lorny, która kuca przy zwłokach. Blondynka uchyla wargi i kiwa głową potakująco, że jest to kolejna ofiara sprawcy, którego szukają. Na prawym pośladku krzywo wycięta została 3. Ile jeszcze ofiar chce osiągnąć? Czy po prostu kolekcjonuje je, jak znaczki? Szykuje się do ofiary idealnej? — Jest tutaj jedna kamera, może działa. Miejmy nadzieję, że tym razem gdzieś podwinęła mu się noga.

— Oby. Nie lubię tej sprawy — Lorna odszeptuje. Wygląda na niewyspaną, ale jej prezentacja jest jak zawsze nienaganna. Głos ma zachrypnięty, a oczy przygnębione. Jej dłonie pracowały szybko, ale z delikatnością, nie chcąc dodać ofierze dodatkowego bólu, mimo że już nic nie czuła.

Nieznajoma ma ślady pobicia; pół twarzy stanowił jeden wielki krwiak. Brakowało jej jedynki, pewnie wybitej silnym uderzeniem pięści lub przedmiotu w usta. Na tyle głowy rana śmiertelna, a na gardle siniaki po duszeniu. Joel pracował wciąż nad narzędziem zbrodni, nie mogąc się zdecydować nad zwykłą, metalową rurą a metalowym kijem baseballowym. Kilka siniaków na udach i żebrach. Pod paznokciami czysto, nadgarstki nosiły ślady liny. Harry westchnął z frustracją.

— Czemu analny gwałt? — zapytał blondynki. Już wcześniej nie pasowało mu to do standardowych morderstw. Zazwyczaj spotykali się z morderstwami bez podłoża seksualnego, a jeśli już występował gwałt — był dopochwowy. Lorna zastanowiła się chwilę, dalej oglądając uważnie zwłoki.

— Zazwyczaj gwałt w sam w sobie nie jest dla zaspokojenia potrzeby fizjologicznej, ale by upokorzyć ofiarę i pokazać jej dominację przez napastnika. Ale nie wiem, czy w naszej sprawie o to chodzi; bardziej obstawiamy z Mattem fiksację seksualną. Myślimy, że morderca ma problemy z relacjami międzyludzkimi zwłaszcza z kobietami, dlatego są jego ofiarami. Pewnie żadna z kobiet nie jest nim na tyle zaciekawiona, by współżyć z mordercą z własnych chęci.

— Joel nie wykrył żadnych śladów biologicznych na ciele ofiar — przypomina Harry. Jego spojrzenie łapie się ze wzrokiem Lorny — On to wszystko planuje.

— Dlatego musimy go jak najszybciej złapać.

— Jak na kogoś, kto dopiero, co zaczął zabijać, jest dobry. Wie, jak ukrywać się w cieniu, przenosić zwłoki i unikać kamer. Wie, jak je zabezpieczyć i siebie, byśmy nic nie znaleźli.

— Co sugerujesz?

— Mistrz i uczeń — wysnuwa teorię Harry — Żaden początkujący morderca nie jest tak ostrożny. Zwłaszcza, że szukamy kogoś pomiędzy dwudziestym a czterdziestym rokiem życia. I musimy ustalić w końcu, o co chodzi z cyframi.

Lorna przekazuje informację przełożonemu.

Po lunchu Harry wymienia kilka niezobowiązujących wiadomości z Isakiem. Andrew przywiózł raporty z sekcji zwłok dopiero po obiedzie, dlatego detektywi zgromadzili się w sali konferencyjnej przed kolacją. Szukali powiązań między kobietami.

— Monika Walory — mówi Abram, gdy przyszła identyfikacja zwłok. Joel musiał to zrobić poprzez skan zębów — Dwadzieścia lat, mieszka w Jupiter całe swoje życie. Mieszkała z matką, ojciec zmarł przed pięcioma laty. Brak stałego miejsca zatrudnienia, ostatnio pracowała jako sprzątaczka w szpitalu dla chorych na stwardnienie rozsiane pod miastem. Mam jej adres.

— Ja i Lorna pojedziemy tam — wydaje polecenie Matt — Andrew i reszta przejrzyjcie monitoring, powinniśmy mieć już dostęp. Joel nam i tak nic nowego nie powiedział, więc pracujemy, dopóki czegoś nie znajdziemy. Góra już i tak nas ciśnie.

— Co z telefonem Moniki? — pyta szybko Andrew — Myślicie, że sprawca je zabiera? Przy Rose też nie było żadnych dokumentów.

— Pewnie tak. Muszą być tam na niego dowody — wysnuwa teorię Matt — Obstawiam, że to były po prostu nieudane randki. One nie były zainteresowane, a on w końcu pęknął. Morderca nie ma szczęścia z kobietami, a teraz znalazł sposób, by zdobyć ich chwilowe zainteresowanie.

— Błaganie o życie nie powinno być powodem do randkowania — krzywi się Harry.

— Na twoim miejscu bym poszukała własnego powodu do randki z tym słodkim informatorem — uśmiecha się cwaniacko Lorna. Harry rzuca w nią długopisem, ale ta robi unik — Dlaczego nie?

— Jest za młody, za bardzo zachodzi mi za skórę i mnie irytuje — wylicza na palcach detektyw — Po czwarte: nie mam ochoty mieć go na sumieniu.

— Ale masz ochotę mieć go na kutasie — Lorna promienieje z własnego przytyku, a Harry gubi język w buzi. Zaciska szczęki, nie komentując tych słów. Matt rzuca krzywe spojrzenie pracownikowi, dosłownie mając ochotę położyć mu dłonie na szyi i zaciskać tak mocno, ile starczy mu sił.

Andrew śmieje się z tej wymiany zdań, a gdy Lorna z Mattem wychodzą, patrzy sugestywnie na przyjaciela. Dzwoni po Abrama, by przyszedł do nich ze swojej nory otoczonej komputerami. Zanim najmłodszy członek zespołu przychodzi, były żołnierz patrzy uważnie na przyjaciela. Harry czuje jego wzrok aż na swojej duszy.

— Podoba ci się czy nie? — Andrew pyta prosto, jego ton jest zbyt ciekawski, by nie dostał odpowiedzi.

— Tak — odpowiada szczerze Harry, czując uścisk w piersi. Jego gardło wysycha jakby był na Saharze i właśnie wylał wodę na złoty piasek. Uderzenie ciepła w twarz sugeruje rumieńce, ale nie ma chęci sprawdzić tego — A nie powinien.

— Harry…, zasługujesz na szczęście i miłość. Nie możesz cały czas jej odpychać.

— Powinienem.

— Dopuść go do siebie. To dobry dzieciak, tak myślę. A ty lubisz młodszych, zielonookich szatynów.

— On jest za młody. Jest między nami dziesięć lat różnicy, Andrew — Harry wyrzuca przez zęby, tracąc kruchą cierpliwość, jaką jeszcze posiadał. Jego ostry ton nie robi jednak wrażenia na przyjacielu.

— Jest legalny — z przekąsem przekonuje Andrew — Chodzi mi o to…, że on także jest zainteresowany tobą. A jesteś opryskliwym baranem, z którym ciężko nawet zamówić kawę w restauracji, dlatego nie dopuszczamy cię ani do kelnerów, ani mediów. A on ciebie lubi. To nowość, pewnie mogłeś się tego wystraszyć, ponieważ łatwiej jest ciebie nienawidzić niż pożądać, nawet jak wyglądasz jak cholerny Adonis — Andrew dalej ma ostry ton, ale czuć w nim troskę o drugiego. Harry zaciska szczęki, nie gotów na otwieranie swojego serca na kogoś nowego, a tym bardziej na kogoś pokroju Isaka — Ale daj sobie szansę, by być szczęśliwym.

Abram przychodząc uciął ich rozmowę i uratował Harry’ego od udzielenia odpowiedzi.

Wiedział, że nie dopuszczał nikogo do siebie. Nie pamiętał, kiedy sam ostatnio był na randce. Nie ryzykował nawet mając jednonocnych partnerów. Do barów czy restauracji chodził z zespołem, by w ich towarzystwie się napić. Jak nie mógł przychodzić do biura w weekendy, zażynał się na siłowni albo trenował z Andrew. Sam leżał w wielkim, cichym domu, oglądając seriale lub starając się wymyślić, kim jest morderca. Jego głowa zawsze pracowała nad śledztwem.

Nie zawsze, upomina siebie. Już nie. Jak pisał z Isakiem nie myślał nad pracą. Młodszy był świetną dystrakcją, ale sprowadzał jego myślenie na niebezpieczne wody.

Było mu dobrze tak, jak było.

Chciał w swoim życiu kogoś. W głębi duszy cholernie mocno tego pragnął, ale obawiał się za mocno straty. Nie mógł pozwolić, by ktoś taki jak Isak przez niego zginął.

Przeglądali monitoring w ciszy. Abram powoli odpływał, więc detektywi kazali mu zdrzemnąć się na kanapie, ale nie potrwało to długo. Po kwadransie obudził go krzyk triumfu, który wydał z siebie Andrew.

Mieli to. Mieli go!

Prawie.

W okolicach drugiej nad ranem pod kontener podjechał samochód. Z tyłu miał naklejkę dywanu, w ciemnościach ledwo widocznego; żadnego napisu czy numeru telefonu, ale już coś. Czarny Ford Transit o mało nie uderzył w śmietniki. Po pięciu minutach światła zgasły i wysiadł postawny mężczyzna, w cieniu latarni i słabej rozdzielczości ciężko było zobaczyć jego twarz. Abram pracował nad tym chwilę, wyostrzając obraz i go powiększając, ale wtedy natknęli się na kolejną przeszkodę.

Nosił kominiarkę.

Harry zacisnął szczęki na tą niewygodność i odetchnął głęboko.

Andrew puścił film dalej, by zobaczyli jak z bocznych drzwi wyjmuje nieżywą już Monikę. Opuścił jej ciało powoli do śmietnika, by nie narobić dodatkowego hałasu, po czym sprawnie odjechał. Nie zamknął klapy kontenera, ponieważ chciał, by ktoś znalazł nad ranem zwłoki.

— Blachy, Abram? — Harry pyta z nadzieją. Informatyk już stukał palcami o klawiaturę.

Pomimo kominiarki mężczyzna nie zasłonił niczym numeru rejestracyjnego, który był widoczny po wyostrzeniu.

— Problem — młody wystawił palec w powietrzu i pokazał im ekran — Brak takiego numeru w bazie.

— Co za, kurwa, mądrala — warczy Harry do ekranu — Robi sam blachy? Czy nie rejestruje pojazdów?

— Stawiam na drugie. Wykonanie blach zawęziłoby krąg, ale i tak poszukam miejsc i osób, które się tym zajmują. Dam wam znać, jak skomplementuję listę.

Andrew i Harry opadają na krzesła w tym samym czasie, mając te same niezadowolone miny. Fontaine informuje przełożonego o wszystkim, a później wchodzi w wiadomości i sam pisze do Isaka. Nie ma co ze sobą zrobić i czekają na dalsze rozkazy, a raczej tak to sobie tłumaczy.

Do: Isak: A ty co robiłeś wtedy w tym barze?

Od: Isak: Wyszedłem z przyjacielem na ploteczki i piwko. Nie zdążyłem powiedzieć, ale dobrze wyglądasz z drinkiem w ręce. Zwłaszcza, jak ubierzesz garnitur.

Do: Isak: Zawsze mam ubrany garnitur.

Od: Isak: Nie masz dresów w swojej szafie? To smutne

Szare dresy by ci pasowały, panie detektywie

Do: Isak: Żebyś mógł mi się patrzeć w krocze?

Od: Isak: Robię to i bez dresu. Dlaczego nie chciałeś mnie pocałować?

Do: Isak: Tak nie powinno być.

Od: Isak: Nie rozumiem. Nie wydajesz się kimś, kto ma problem z własną orientacją.

Do: Isak: To relacja biznesowa.

Od: Isak: Twój wzrok na moich ustach w barze nie był biznesowy. Po prostu przyznaj, że na mnie lecisz

Do: Isak: Mam stado trupów nad głową i żadnych poszlak mordercy. Nie mam czasu na związki

Od: Isak: Właśnie zabiłeś mój wzwód. Dzięki, panie detektywie

Harry jęknął, jak zobaczył ostatnią wiadomość. Był jednak pewien, że Isak i tak szczerzy się do telefonu. Zdał sobie z tego sprawę, gdyż sam się lekko uśmiechał do ekranu, a po chwili starał się zapanować nad mimiką. Nie był w pokoju sam. Andrew prychnął głośno na jego reakcję.

— Uśmiechasz się do jego wiadomości. To pierwszy sygnał, że ci zależy — mówi, mrużąc ciemne oczy na Harrym. Razem z Lorną znali go od dziesięciu lat i nigdy nie widzieli go w stałym związku, już o samym związku nie mówiąc. Matt i Lorna byli już dawno po ślubach i oboje mieli dzieci. Przełożony nie interesował się za bardzo życiem uczuciowym swoich podwładnych, ale blondynka starała się za ich wszystkich, by każdy miał w swoim życiu osobę, do której będzie wracać do domu. Mówiła, że to ratuje życie, gdy praca stawała się zbyt niebezpieczna.

— Zależy mi na sprawie — przekonuje Harry, ale widzi, że Andrew tego nie kupuje. On sam ledwo sobie wierzył.

— Gówno — podsumowuje były żołnierz. — Zmień priorytety. Idź i umów się na randkę.

Nie zaszczycił przyjaciela odpowiedzią. Dostał jeszcze jedną wiadomość od Isaka i nie miał pojęcia już, jak na nią odpowiedzieć.

Od: Isak: Podziwiam cię, że masz głowę, by się tym zajmować. Jak mi pokazałeś zdjęcia to miałem ochotę wymiotować dalej niż widziałem, a ty byłeś… przyzwyczajony. To smutne, w jakiś sposób. Oglądać tyle śmierci, że już ciebie nie rusza.

Brak paliwa

29 kwietnia, 23:14

Wracał do domu i tak samo, jak za pierwszym razem, był zmęczony i zaczynała boleć go głowa. Zobaczył Isaka na przejściu dla pieszych; miał jasną bluzę z odciętym kołnierzem, przez co opadała na jedno ramię, ukazując bladą skórę. Dłonie miał wciśnięte w czarne dresy i szurał białymi butami. Uchylił okno i zatrąbił, wołając go dłonią. Isak zawahał się, ale wsiadł do środka.

Pachniał dworem i perfumami, a jego twarz nabrała wyrazu zmęczenia. Westchnął cicho, gdy detektyw starał się znaleźć słowa w głowie. Nie powinien zapraszać młodszego do samochodu, ale nie spodziewał się go na nogach. Do tego spacerował po nocy w mieście, w którym grasował seryjny morderca. Harry wiedział, że jego typ był w kobietach, ale nie chciał, by młodszemu stała się krzywda.

Ta nagła chęć troski była jak pięść w żołądek. Detektyw doskonale pamiętał, jakie to uczucie, ale tym razem jego dłonie zatrzęsły się. Złapał pewniej kierownicę, by uspokoić siebie.

— Gdzie masz motor? — zapytał Harry. Światło dalej nie zmieniło swojego koloru, rozświetlając okolicę na czerwono. Było już kilka minut po dwudziestej trzeciej w nocy, a on niedawno wyszedł z pracy.

Długie godziny spędzili z zespołem szukając busa na okolicznych monitoringach i gdzie mógłby sprawca się udać. Rejestracji nie było w bazie. Podejrzany nosił kominiarkę i mieli film, jak wyrzuca zwłoki Moniki. Pierwsze potknięcie, ale do niczego ich to nie prowadziło. Czuł jedynie frustrację, że tyle im to zajmuje.

Chciał jeść i spać. Potrzebował prysznica. Dlaczego ciągle pakował się w sytuacje z Isakiem?

Isak wzruszył ramionami, chowając dłonie pomiędzy uda. Sam nie wiedział, czemu wsiadł do Audi detektywa, ale był zbyt przygnębiony, by się nad tym rozwodzić. Spacerował po mieście od dwóch godzin i zaczynały boleć go nogi. Do tego miał rozciętą wargę, spalił pół paczki papierosów i miał wrażenie, że przesiąkł tym dymem.

Nora wytoczyła mu w południe kolejną awanturę. Tym razem nie uchował się przed jej celnymi rzutami. Sam nie pamiętał, czym dostał; to chyba był nowy wazon, który dostała od ojca.

Źle wypełnił faktury. Źle wysłał przelewy. Mieli do zapłatę horrendalny mandat, a kierowca ciężarówki miał w ten sam dzień wypadek; stracili samochód i pieniądze, a Nora nie mogła narażać firmę na szkody. Oberwało się za to Isakowi, mimo że próbował się z tego wszystkiego wytłumaczyć. Naprawdę nie chciał, by ten dzień tak się potoczył, ale już nie cofnie biegu wydarzeń.

— Paliwo mi się skończyło. Zapomniałem zatankować.

To było kłamstwo, ale Harry uwierzył z początku. W rzeczywistości Nora zabrała mu kluczyki, a nie mógł dłużej usiedzieć w domu. Już tam mieszkał i pracował; potrzebował przestrzeni, a ją miały tylko puste ulice miasta. Detektyw zauważa jego ranę i wskazał na nią machnięciem dłoni.

Isak zauważył, jak brązowe spojrzenie prawie zafiksowało się na jego twarzy. Miał rozciętą wargę i siniaka na policzku, ciągnącego się aż do podbródka. Miał nadzieję, że Harry zapyta. Że nie zapyta. Nie miał pojęcia, co powinien odpowiedzieć i zadrżał na myśl, że starszy mógł się zmartwić.

A o to nie chodziło, prawda? Harry Fontaine miał być ostatecznym dowodem, że nie jest wart miłości.

— Z kim się lałeś?

— Wpadłem na szafkę — odpowiada za szybko Isak. Harry rusza powoli, gdy światło zmienia się na zielone i zaciska wargi, gdy słyszy odpowiedź.

— Wiesz, ile razy słyszałem ten wypadek w swojej pracy? — jego ton jest ostry i ciężki od zmęczenia, a ciemne oczy, które co chwilę patrzą na młodszego, rzucają w niego gromami wściekłości. Isak wzrusza ramionami, nie mając ochoty przepraszać za kłamstwo. Nie zmieniłoby to niczego, gdyby powiedział prawdę, a nie chciał kolejnych problemów.

— A ile pracujesz?

— Dziesięć lat.

— No to sporo w takim razie. To nic takiego.

— Co z twoją szczęką i zębami?

— Mam całe — Isak uchyla szeroko wargi prezentując swoje uzębienie detektywowi. Ten przekręca oczami, ale zdaje sobie sprawę, że cokolwiek się stało, nie wyciągnie tego od młodszego.

Zajechali na stację, Harry wyjął kanister z bagażnika i go zalał. Isak zapłacił, poszedł do toalety, by przeciągnąć czas, kiedy wsiądzie z powrotem do samochodu. Kupił im batony proteinowe. Sprawdził dostępne napoje, które stacja oferowała i po kwadransie, gdy już nie mógł nic wymyśleć, wsiadł do Audi. Harry, który już był zirytowany, jedynie sapnął.

— To, gdzie zostawiłeś motor? — zapytał detektyw, minutę później. Zatrzymał się w zatoczce autobusowej i zjada batona w dwóch gryzach. Isak jedynie się nim bawi, a gdy orientuje się, że widać jego zdrapane do krwi skórki, chowa znowu dłonie pomiędzy uda. Przygląda się w ciszy mężczyźnie, jak jego usta układały się wokół batonika, jak jabłko Adama poruszało się z każdym przełknięciem. Miał pojemne usta, a oglądanie jego przystojnej, jednak zmęczonej twarzy nie wydawało mu się złym pomysłem. Poczuł, jak policzki zaczęły palić go od rumieńca, a przeniesienie wzroku na cokolwiek innego stało się zbyt problematyczne.

— Porobimy coś ciekawego? — zmienia temat Isak. Jego motor stał w garażu w domu, a on nie chciał jeszcze wracać. Zastanawiał się, kiedy Nora wstanie na nocną kontrolę, czy wszyscy są w domu i ile czasu minie, aż do niego zadzwoni. Mógł zostawić telefon w pokoju.

— Dobranocka już minęła — gdyby wzrok mógł zabijać, Isak byłby kolejnym trupem. Ale unikanie tematu nie działa na korzyść Isaka, ponieważ Harry szybko go prześwietla — Mieszkasz na Osiedlu Wemback, a znalazłem cię na Pensylwania Road, cztery kilometry od domu. Po drodze miałeś trzy stacje benzynowe w tym tą, na której przed chwilą byliśmy. Nie ma szans, byś zostawił swój drogocenny motor w jakimś zaułku, a będąc w takiej odległości od domu mógłbyś po prostu go odprowadzić do garażu. Spacerowałeś czy szukałeś ofiary?

— Nie jestem mordercą! — fuka młodszy. W samochodzie zapanowała głucha cisza po jego słowach. Patrzył w szybę, na przystanek autobusowy, intensywnie próbując wymyślić odpowiedź na słowa detektywa. Dotknął siniaka na brodzie, a wtedy Harry zapalił lampkę na górze.

Ciepłe, silne palce dotknęły jego podbródka, gdy Harry odwrócił głowę Isaka w swoją stronę. Dotyk wysłał w dół kręgosłupa młodszego stado dreszczy, a motyle właśnie zaczęły wojnę w jego żołądku, przenosząc się na organy dookoła. Nagle świat dookoła przestał istnieć. Wyparł z umysłu Norę i jej agresję, jej złośliwe, raniące słowa i własny brak kompetencji. Liczył się tylko mężczyzna i te jego piękne, brązowe oczy utknięte w jego siniaku.

— Co się stało? — zapytał ponownie Harry. Tym razem miał ton łagodny, prawie troskliwy.

Kciuk przesunął się wzdłuż siniaka, docierając na dolną wargę. Rozcięcie w jej kąciku było już zasklepione krwią i jutro zrobi się na tym miejscu strup. Detektyw poczuł na opuszku gorący, szybki oddech Isaka i z trudem przełknął ślinę.

— Stado kiboli?

— Nie okłamuj mnie, Isak.

— Lubię, jak wymawiasz moje imię, panie detektywie. To pociągające — uśmiecha się szelmowsko młodszy, mimo że w środku cały się trzęsie. — Możemy pojechać do ciebie i pograć na konsoli?

Zaraz go trzepnę, i to znowu, myśli Harry, ściskając jego podbródek.

— Kto powiedział, że jedziemy do mnie? I jak wtedy wrócisz?

— Zamówię taksówkę — odpowiada Isak, jakby odpowiadał na głupie pytanie. Zwilża wargę językiem, dotykając jego koniuszkiem opuszka palca Harry’ego. Wyczuwa słony posmak jego ciała, a detektyw musi wziąć ostry, głęboki wdech. Zabiera dłoń, ale wisi ona w powietrzu, milimetry od twarzy Isaka — No weź, nudzi mi się — jęczy i Harry zawahał się o sekundę za długo.

— To się rozbierz i ubrań pilnuj — odpowiedział jednak, a młodszy wzruszył ramionami i wyszedł z samochodu. Wciąż stali w zatoczce autobusowej, gdy skopuje ze stóp buty. Schował się bardziej w cieniu, by detektyw nie dostrzegł lepiej jego ciała i zaczął się rozbierać.

Isak uśmiechał się kokieteryjnie, ściągając bluzę. Na jego boku jest tatuaż ze sztyletem, jego ciemne kontury kontrastują się z bladością skóry. Na brzuchu widać zarys mięśni, ledwo widoczny w tak skąpym świetle. Skórę ma napiętą pod mięśniami brzucha i ramion. Ściąga spodnie, a na jednym z ud widać małego siniaka, prawie nie widocznego w świetle ulicznych latarni. Stoi tak, rzucając spojrzenia to na ulicę, to na Harry’ego. Na jego ciele jest pełno bladych blizn, ale w ciemności nocy ich nie widać.

Och. To gorący i ponętny i ciekawy i piękny widok. Harry wgapiał się w młodszego, nie mając pojęcia, dlaczego ten to wszystko zrobił. Wzwód zaczął nieprzyjemnie mocno napierać na rozporek jego spodni i nie miał pojęcia, czym go zakryć. Wziął wdech. Drugi. Trzeci. Nie potrafił oderwać wzroku od Isaka, ale w końcu odzyskał język.

— Dalej się nudzę — jęczy Isak, a Harry obniża swoje szanse dożycia do czterdziestki. Teraz jest to 35 lat.

— Pakuj się — wzdycha, a gdy Isak, ubrany, wsiada do samochodu, rzuca: — Odwiozę cię do domu.

Przemierzają w ciszy ulice miasta. Harry stara się uspokoić, swoje ciało, rozbiegane serce, a tym bardziej wzwód. Zauważa, że Isak uśmiecha się lekko, dostrzegając jego napięcie i wybrzuszenie w spodniach. Gdy są dwie ulice od Osiedla Wemback młodszy odpina pas i klepie lekko w ramię detektywa, dając mu znak, by się zatrzymał.

— To tutaj. Wysadź mnie tutaj — Harry posłusznie zwalnia i hamuje, ale wie, obaj wiedzą, że to nie jest dom Isaka. To nawet nie jest jeszcze to Osiedle.

— Wiesz, że znam twój adres? Mieszkasz trochę dalej — ton Harry’ego jest łagodny, a gdy wpatruje się w napiętą twarz młodszego ma wrażenie, że widzi samego siebie. Sam był dekadę temu zbuntowany i niechciany, pełen tajemnic i demonów przeszłości. Teraz przynajmniej od pewnych spraw był wolny.

Isak wydaje się zamknięty w sobie, tak samo, gdy wsiadał do Audi. Błądzi przez chwilę spojrzeniem po domach, aż wraca do starszego. Przypomina sobie żar w brązowych oczach, gdy ściągał z siebie ubrania przy przystanku i rumieniec pali go w policzki. Przełyka z wysiłkiem ślinę.

— Wysadź mnie tutaj — Isak czuje, że musi wyjść, uciec od Harry’ego i jego samochodu, jego zapachu i spojrzenia i jeszcze pospacerować. Poza tym mama nie może wyczuć od niego zapachu kogoś innego, a tym bardziej zobaczyć na kamerach obcy samochód, z którego Isak wysiada. Jak wtedy się wytłumaczy?

— Czy z tobą wszystko jest w porządku?

— Nie. Tak. Nie wiem — błąka się Isak — Faen!Mogę ci mówić po imieniu?

— Tak, proszę. Te twoje panie detektywie — Harry zawiesza wzrok na ustach młodszego. Isak podsuwa się bliżej niego na siedzeniu, jego włosy są w nieładzie, a zraniona warga zbyt kusząca. Młodszy uśmiecha się tym swoim uśmieszkiem.

— Co? — Jara pyta, a detektyw prawie strzela mu w głowę z dłoni na jego kolejne słowa — Sprawiłem, że było ci gorąco?

Byleby to raz!, myśli Harry, ale odpowiada:

— Uważaj na siebie… tygrysku — To pierwszy raz jak wypróbowuje to przezwisko na swoim języku. Leży trochę zbyt dobrze, a Isak rumieni się trochę zbyt mocno i jego zielone spojrzenie jest tylko trochę za bardzo szczęśliwie. Najwidoczniej obaj mają halucynacje ze zmęczenia.

Ale wtedy Isak nachyla się bardziej i jego oddech, pachnący nikotyną, owiewa twarz Harry’ego.

— Powiedz na mnie tak jeszcze raz, a wtedy cię pocałuję — kusi.

Harry zagryza zęby. W głowie jakiś nieznośny głosik właśnie się z tego cieszy. Właśnie wrzeszczy, że na to czekał i dlaczego Harry tyle czeka. Ten demon ma głos Lorny, co go nie dziwi.

Ten dzieciak wpędzi ich obu do grobu.

Isak przesuwa się jeszcze o milimetr, a wtedy Harry niszczy ich dystans.

Powietrze nagle wypełnia się czymś gorącym i naelektryzowanym, jakby w Audi wybuchła błyskawica. Krew pulsuje im w żyłach, gdy ich wargi się spotykają, napierają na siebie nawzajem w pierwszym tańcu. Pasują do siebie zbyt dobrze, jakby zostały odłączone od siebie w czasie, a oni w końcu się odnaleźli. Jest to zakazane, nigdy nie powinien całować Isaka, ale smakuje zbyt dobrze i ma wrażenie, że rodzi się na nowo jako lepsza osoba.

Harry kąsa zębami dolną, zranioną wargę Isaka, a ten uracza go upojnym jękiem, od którego ma znowu problem w spodniach. Napiera mocniej na jego usta, walcząc o kolejny pocałunek, który zdziera z niego resztki samokontroli. Nie ma nawet pojęcia, że wplątał palce w brązowe kosmyki, przyciągając go bliżej.

Gdy ich języki się spotykają, mają wrażenie, że pochłonęła ich czarna dziura. Świat dookoła przestał mieć znaczenie. Liczył się kolejny wdech, kolejny pocałunek, kolejne przesunięcie językiem o drugi.

— Jeg elsker leppene dine, herr detektiv– wzdycha Isak, gdy łapie wdech. Harry uśmiecha się przy jego wargach, czując smak krwi z pocałunków. Rana na dolnej wardze młodszego otworzyła się, gdy naparł na nią zębami.

Isak jęczy głośniej, gdy śliski język zlizuje spływającą w dół kroplę krwi. Mrowienie ogarnia całe jego ciało, gdy poddaje się tej pieszczocie, chcąc powrotu do warg Harry’ego. Czuje się otumaniony intensywnością pocałunku, zatracony w ulotnej przyjemności, cieple ciała drugiego i jego stanowczym, dominującym dotyku.

— Co to znaczy?

— Że uwielbiam twoje usta.

— Robią dużo przydatnych rzeczy, tygrysku — Harry odsuwa się, a Isak zdumiony jest jego bezpośredniością. Uśmiecha się jednak, czując ciepło pocałunków na własnych wargach. Detektyw wcześniej nie pozwalał sobie na spontaniczność, był zdystansowany i poważny, ale maska zaczęła pękać.

Isak pozwala się podwieźć najbliżej domu, jak to bezpieczne. Harry śledzi go, aż ten nie wchodzi do środka i wtedy odjeżdża z piskiem opon. Za każdym razem, jak zwilżał usta, czuł na nich smak młodszego.

Podejrzany

30 kwietnia, 12:04

Isak Jara nie potrafił przestać dotykać swoich ust. Wspominał pocałunek przez całą noc, nie potrafiąc zasnąć. Gdy oparzył wrażliwy kącik poranną kawą i przypomniał sobie, jak Harry zlizywał z jego twarzy krew. Gdy pracował i jedynie tępo patrzył w ekran komputera, czując mrowienie na wargach. Ten pocałunek był tak intensywny, tak przewrotny w duszy, że nie skupiał się na niczym innym. Nie chciał niczego prócz ponownego przywarcia ich ust razem.

Miał wrażenie, że ten pocałunek wstawił coś w jego zszarganą duszę. Jakby zaczął się proces uleczenia.

A nie chciał tego. Chciał, by ktoś w końcu zrujnował jego nadzieje. Że jego marzenie o miłości jest tylko mrzonką, a on zasługuje tylko na zranienie.

Może to sposób manipulacji? Próbował siebie przekonać Isaak.

Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że ktoś stoi nad nim. Nora miała założone na piersi ramiona, tak ciasno skrzyżowane, jakby chciała połamać sobie żebra. Jej niebieskie oczy ciskały błyskawicami w syna i Isak usłyszał, jak Jonas pogłaśnia muzykę w swoich słuchawkach. Przełknął lepką ze strachu ślinę, czując, jak zimny pot oblewa jego ciało. Żołądek wypełnił się kwasem i zjechał mu do pięt, gdy wpatrywał się we wściekłą rodzicielkę. Nora przekrzywiła głowę na prawo, patrząc wymownie na papiery, które miał wypełnić Isak.

Jako że jeden z ich pojazdów został uszkodzony, a ojciec pojechał samochodem firmowym po kierowcę, Isak miał zająć się zgłoszeniem szkody do ubezpieczalni. Kierowca przesłał mu wszystkie już informacje, nagrał kilka głosówek, wyjaśniając, jak doszło do uszkodzenia. Narysował nawet na kartce rozpiskę tego wszystkiego, dopisując kilka przeprosin i jedno błaganie, by go nie zwalniali.

— Co się z tobą dzisiaj dzieje?! — Nora się unosi, gdy Isak wpatruje się w nią tak samo tępo, jak w ekran komputera. Tylko że teraz w zielonych oczach zaczyna błyszczeć strach.

Isakowi udaje się przełknąć ślinę i za trzecim podejściem wydusić z siebie kilka słów:

— Nie wiem. Jestem po prostu zamyślony.

— Dlaczego? — Isak poczuł na sobie spojrzenie brata. Ten jedynie po chwili pogłośnił jeszcze bardziej muzykę, aż młodszy słyszał wyraźnie wszystkie słowa. Nora nie raz upominała Jonasa, by ten pilnował w pracy szatyna, by pracował więcej i ciężej, bardziej wydajnie. Chciała zapisać ich na kurs prawa jazdy ciężarówką, ale, mimo perspektywy wybycia z domu, żaden z nich nie czuł się na siłach — Odpowiedź, Isaku Jara.

— Chyba… kogoś poznałem — niepewnie odpowiada syn. Patrzy w dół, na swoje dłonie, jak brzydko wyglądają jego palce z odrapanymi do krwi skórkami. Siniak zaczyna mu pulsować na brodzie pod ostrym spojrzeniem matki. Słyszy, jak ta prycha z pogardą.

— Po co? Isak, dziecko, jakbyś był wart miłości, to bym zrobiła ci tą przysługę i oddała cię, kiedy jeszcze miałam do tego okazję — Isak nie sądzi, by to był dowód matczynej miłości, ale Nora ma nie po kolei w głowie.

Ale właśnie tego chce Isak. Tego dowodu, że nie jest godzien miłości. Że Nora przez cały czas miała rację.

Wie, że jest autodestrukcyjny, a takie myślenie jest pesymistyczne i niezdrowe, ale żył w tym toksycznym domu już za długo, by zmienić myślenie.

— Przejdzie jej — mówi Jonas, gdy Nora po kwadransie się nudzi wymyślaniem na Isaka i schodzi na dół. Pewnie poszła szykować obiad — Kto to?

Isak poczuł mrowienie na wargach i na skórze głowy, gdzie Harry wplątał swoje palce. Przypomniał sobie ciężar jego ust na swoich i to, jak dobrze smakowały ich pocałunki. Ciśnienie w ciele zaczęło go dosłownie boleć.

— Nie sądziłem, żebyś podsłuchiwał z tak głośną muzyką — odparł sucho, starając się oddychać normalnie.

— Wyczytałem z ruchu warg.

— To nikt ważny.

— Bo tak mówi matka?

— Nie udawaj buntownika, którym nie jesteś — warczy Isak. Jonas z miejsca się zamyka i daje mu pracować w ciszy.

Jego spokój i tak nie nadchodził. Promieniujący ból w piersi się nie stępiał i nie schodził. Chciał krzyczeć, wrzeszczeć, połamać sobie palce i nogi, by mógł się czołgać i nie czuć nic innego, niż cierpienia fizycznego. Chciał znowu wsiąść na motor i pruć, ile maszyna wyciągnie, aż świat zawęzi się do rozmazanego krajobrazu. Chciał, by Harry znowu go pocałował.

Pokręcił głową na swoje myśli. Zastanowił się, czy nie napisać do detektywa, ale wtedy jego telefon się rozdzwonił. To był Louis.

— Hej — wita się gładko Isak — co tam?

— Policja do mnie jedzie — smutno odpowiada przyjaciel — Monika nie żyje — w tle słychać dźwięk szlochu blondyna. Isak na dłuższą chwilę wstrzymuje oddech, gdy informacja do niego dociera. Klnie pod nosem.

— Cholera, tak mi przykro, Lou. Ale czemu policja do ciebie jedzie?

— Gdy odbierałem ją na pierwszą randkę, wszedłem do jej mieszkania. Przy okazji poznałem jej matkę i chwilę pogadaliśmy. Ale okazuje się, że wytypowała mnie na tego mordercę! To niedorzeczne! — Louis pociąga mocno nosem do słuchawki. Isak czuł, jak jego własne serce łomocze mu w piersi na te rewelacje — Nic jej nie zrobiłem — dodaje spokojnie.

— Oczywiście, że nie. Pewnie przyjadą zapytać o twoje alibi i waszą randkę — uspokajająco mówi Isak, starając się wesprzeć przyjaciela — Ja ci wierzę, że jesteś niewinny; proszę cię, nie jesteś zdolny-

— Nie jestem moim ojcem — wcina się przyjaciel i Isak kiwa głową, mimo że tego nie widać.

— Nie jesteś. Potrzebujesz czegoś ode mnie?

— Możemy iść pośmigać, jak już przestaną zawracać mi dupę? — prosi Louis.

Isak zgadał się z przyjacielem po pracy. Śmierć Moniki była dobrym argumentem, by Nora oddała mu kluczyki na motor. W jej oczach było wyzwanie; miała nadzieję, że Isak już nie wróci w jednym kawałku.

Harry Fontaine w tym czasie siedział na miejscu pasażera w służbowym Suvie, którym jechali do Louisa Lordmana. Matka Moniki Walory podała go z imienia i nazwiska jako randkę swojej córki; mówiła, że chłopak wpadł do nich odebrać Monikę, był grzeczny, miły i charyzmatyczny. Przyniósł pojedynczą, czerwoną różę w geście sympatii. Miejsce znalezienia jej zwłok było dwanaście kilometrów od miejsca zamieszkania Louisa, co wykraczało poza mapę mordercy, ale nie broniło go.

Abram zajmował się przeglądaniem i zbieraniem informacji na jego temat. Andrew i Lorna przeglądali pokój Moniki, jej telefon dalej się nie znalazł. Matt i Harry jechali do Louisa po jego wersję wydarzeń. Pomiędzy ich randką a śmiercią Moniki minęło trzy dni, ale nie wykluczało to jego udziału.

— Uprzedziłeś go, że wpadniemy — kwaśno komentuje Harry, gdy parkują pod domem. Nie wiedział, po co Matt zabrał go ze sobą, ale nie awanturował się.

Louis Lordman mieszkał w bogatszej dzielnicy domków jednorodzinnych pod miastem. Jupiter było głośnym, pełnym ludzi miastem, a okolica tutaj była spokojna i strzeżona przez ochronę. Na ulicy był mały warzywniak i prywatne przedszkole. Dom Louisa był zapisany w dokumentach na jego matkę, Orfelię Lordman; z zawodu była księgową, pracującą w mieście. Dom był piętrowy, pomalowany na piaskową żółć i miał gładko przystrzyżony trawnik przed nim. Motor Louisa stał na podjedzie.

— To tylko dzieciak, nie chciałem go przerazić wpadając z nagłą wizytą.

Louis otworzył im furtkę. Miał na sobie czarny dres, poplamiony czymś na kolanie. Wyglądał beznadziejne: jasne włosy miał w każdą stronę, a pod oczami czerwone kręgi po płaczu. Co chwilę pociągał nosem, z którego ciekła mu woda, a broda drżała spazmatycznie. Harry przypomina sobie, że to on siedział wtedy z Isakiem w barze.

Wspomnienie pocałunku uderza w niego z siłą rozpędzonego pociągu i ma wrażenie, że jego ciało właśnie zostało poturbowane, przesunięte pod ostrymi kołami i wyrzucone na poboczu. Samo wspomnienie szatyna wywoływało w nim szybsze bicie serca. Cały czas czuł na ustach ich pocałunki, ciepło warg drugiego i słyszał w pamięci jego jęk. Pamiętał, jak smakowała jego krew. Pamiętał głód, który dopadł go, gdy wrócił do pustego domu. Czuł frustrację i wściekłość na samego siebie, że pozwolił sobie na ten pocałunek. Miał ochotę wyciąć sobie wargi, by nie kusić losu ponownie, ale wtedy musiałby odrąbać sobie dłonie, które tęskniły za dotykiem ciała Isaka i najlepiej jeszcze spopielić mózg, który jedyne, na czym się skupiał to Isak Jara.

Nie miał pojęcia, dlaczego się poddał chwili. I dlaczego tak usilnie nie potrafi siebie przekonać, że to powinno być jednorazowe.

— Nazywam się Harry Fontaine, a to detektyw Matt Festik. Chcielibyśmy porozmawiać z tobą na temat Moniki Walory — uprzejmie wita się z Louisem. Podają sobie dłonie, blondyn kieruje ich do kuchni. Matt rozgląda się jak pies tropiący, szukający trufli.

Zadbany korytarz, czysty tak, że można z niego jeść. Kuchnia nosiła w sobie ślady mieszkania: kilka brudnych kubków stało na blacie zamiast w zlewie, na wyspie kuchennej rzucona została wymiętolona ścierka. W salonie grał telewizor, ale gdy detektyw zajrzał do niego, zobaczył i nienaganny porządek.

Jako że Louis nie był podejrzanym, nie mieli możliwości przeszukania jego pokoju. Ale Harry i Matt stawiali, że znajdą tam porządek, tak idealny jak w innych pomieszczeniach. Matt przyjrzał się rodzinnym zdjęciom na ścianie kuchni, magnesom i przypominajkom na lodówce, aż skupił chłodne spojrzenie na Louise. Ten wysmarkał się w chusteczkę, jego oczy miały w sobie świeże jezioro łez i zaczął odpowiadać na ich pytania.

Matt pytał, Harry obserwował. Szukał jakikolwiek oznak kłamstwa, braku szczerości, szukał teatru, który odstawiał Lordman. Szukał potknięć, których mogli się chwycić i ich użyć. Jego wersja pokrywała się z wersją matki Moniki. Opowiadał, że po randce mieli ze sobą kontakt telefoniczny, pokazując w dowód wiadomości. W trakcie morderstwa miał być w pracy, ale pracował zdalnie z domu, dlatego potrzebowali numeru do jego szefa, który to potwierdzi. Louis dał im wszystko ze łzami na policzkach.

Płakał, trząsł się i był zdenerwowany. Albo jest szczery albo naprawdę dobry.

— Masz szczęście w miłości? — pyta Harry, gdy już kończą. Louis patrzy na niego, mrugając oczami i patrząc o sekundę za długo. Matt spina się widocznie, nie rozumiejąc, dlaczego Fontaine w ogóle otworzył usta.

— Nie — odpowiada dobity, pokazując dłonią na otwarte wiadomości z Moniką — ale teraz nikt nie ma w tych czasach. Są ciężkie do randkowania.

— A jak często randkujesz?

— Rzadko kiedy, tak szczerze. Mam konto na profilu randkowym, ale nie korzystam z niego często. Głównie to pracuję albo jeżdżę na motorze, jak jest sezon.

— Dziękujemy za wszystkie odpowiedzi i współczujemy straty — mówi po chwili Harry. W jego uszach brzmi to sucho i nieszczerze, ale Louis uśmiecha się lekko — Proszę nie wyjeżdżać z miasta. Gdybyśmy się dowiedzieli czegoś, będziemy się kontaktować.

— Dziękuję — Louis odprowadza ich do furtki. Matt patrzy na garaż intensywnie, aż kręci głową do samego siebie — Co z Isakiem?

— Co ma być? — sucho odpowiada detektyw, najeżony nagle na temat Jary. Jego wargi mrowią od wspomnień. — To mój kontakt. Potrzebowałem paru odpowiedzi na temat motocykli.

— Niby po co?

— Ponieważ Matt, mój ukochany przełożony, załatwił nam kurs prawa jazdy na motocykle — łże Harry, ale Matt potakuje głową ze skromnym uśmiechem. — Znalazłem Isaka na Instagramie i popytałem, jaki model jest dobry na start i co powinienem wiedzieć. Chcę się zapisać.

— Pamiętaj, że do końca tygodnia muszę złożyć wnioski — włącza się do kłamstwa Matt. Harry zauważa, że Louis wkręcił się w ich małe przedstawienie. Łzy wysychały mu na policzkach, a w oczach pojawiło się zainteresowanie. Jego ruchy stały się żywsze i pełne wigoru, aż nagle się zgarbił, jakby sobie to sam uświadomił.

— Zaprosiłbym cię kiedyś na zlot, to wtedy bym więcej i lepiej ci opowiedział, ale pewnie zamkniesz połowę osób — szyderczo mówi zachrypniętym głosem — Isak jest ogarnięty jak parasol przy tsunami.

Harry czuje ukłucie irytacji na to mało uprzejme porównanie, prawie wredne. Pewnie jest wredne, ale woli o tym nie rozmyślać, inaczej musiałby stanąć twarzą w twarz z nieprzyjemną, niewygodną prawdą. Jeśli ruszyły go słowa Louisa, który powinien być przyjacielem Isaka, oznaczała to, że zaczęło mu zależeć na młodszym.

— I co? — pyta Matt, gdy wracają. Harry kiwa do siebie głową, wydymając wargi w niezadowoleniu.

— Szczery. Albo zabójczo dobry. Abram musi prześwietlić go, jego matkę i najlepiej trzy pokolenia wstecz.

— Mówisz tak tylko dlatego, że obraził Isaka? — Matt rzuca mu krótkie spojrzenie, a Harry prycha w odpowiedzi — Pamiętaj, to relacja biznesowa. Ty porozmawiaj z informatorem o motocyklach i wciśnij mu te kłamstwo, jakby Louis chciał go sprawdzić. Ja każę Abramowi zabrać się do pracy.

— Ay-ay, szefie.

— Powiedz do mnie tak jeszcze raz, a każę zapłacić ci za paliwo do samolotu przy następnej sprawie.

— Mamy następną? — pyta posępnie Harry. Matt jedynie kiwa głową.

— Ty zajmij się tylko tą. Potrzebuję kogoś skupionego na jednym zadaniu, a nie na pięciu. Z Andrew macie nadgodziny.

I tak nikt nie czeka na mnie w domu, pomyślał detektyw. Już wiedział, gdzie spotka się z Isakiem, by porozmawiać.

Odpychanie, przyciąganie

30 kwietnia, 20:06

Abram w kilka godzin prześwietlił Louisa Lordmana.

Nie miał na koncie żadnych poważnych wykroczeń czy mandatów, w pracy spisywał się bardzo dobrze. Szef potwierdził jego alibi, mówiąc, że w ten dzień mieli także spotkanie online, na którym Lordman się zjawił. Jego matka także była czysta jak łza, a ojciec nie figurował w dokumentach.

Jego konto bankowe było czyste, brak podejrzanych przelewów. Większość pieniędzy tracił na ubrania i paliwo oraz ulepszenia motoru. Abram dokopał się do jego wpisów na forach motocyklowych, gdzie blondyn dopytywał o różne sprawy związane z motoryzacją. Był frustrująco czysty.

Jego konto na profilu randkowym miało słaby opis i brzydkie zdjęcia, jakby ktoś pytał o opinię Harry’ego. Nie mogli włamać mu się do poczty, ponieważ nie był podejrzanym, ale i tak prześwietlili go tak mocno, jak się tylko dało. Jego rozmowy z Moniką były monotonne i nudne, aż dziwne, że dziewczyna dała mu szansę na drugą randkę. Jest kilka próśb od Louisa o ponowny kontakt, ale wtedy już dziewczyna nie żyła.

A Harry zaprosił do swojego domu Isaka. To była tak impulsywna decyzja, że sam sobie nie wierzył. Jara w jego czterech ścianach wydawał się kruchy w tak dużym domu, wypełnionym pustką i ciszą. Harry miał nadzieję, że ten zrezygnuje ze spotkania, ale pojawił się punktualnie.

Harry odrzucił czarną marynarkę, zostając w białej koszuli i ciemnych spodniach. Odłożył broń do sejfu i wtedy wpuścił Isaka, który czekał na progu. Rozglądał się dookoła zaciekawiony, mały uśmieszek wyginał wargi, które w nocy całował detektyw. Przez chwilę wpatrywali się w siebie, zastanawiając się, jak wiele ten pocałunek zmienił.

Fontaine zaprowadził ich do kuchni. Jej jasne szafki były utrapieniem przy utrzymaniu czystości, ale to, że ledwo z niej korzystał był przy tym korzystny. Na środku stała wyspa kuchenna, która miała pod spodem szafki na alkohole. Wina, wódki i whisky witały gości swoim widokiem i Isak mruknął z uznaniem na ten widok. W lodówce nie znalazł zbyt wielkiego asortymentu, ale chwycił po butelce piwa bezalkoholowego dla nich. Isak przyjął chłodne szkło, tak manewrując dłonią, by ich palce się dotknęły.

Zdradliwe dreszcze spłynęły w dół kręgosłupa Harry’ego.

Widać było napięcie w ramionach młodszego. Jego zielone oczy były przygaszone, widoczne w nich zmęczenie i smutek sprawiały, że detektyw chciał zasypać go pytaniami. Nie miał pojęcia, co się działo w jego życiu i nie powinno go to obchodzić. Powinien usunąć jego numer po tym, jak go pocałował, ale nie miał w sobie tyle samokontroli.

A powinien mieć.

Dlaczego przy innych to było takie łatwe, a przy Isaku najtrudniejsze?

— Dalej masz tego siniaka. Jest paskudny — mówi Harry, jakby kilka godzin miało zmazać fioletowo-zielonkawy odcień z bladej skóry Isaka. Ten wzruszył lekko jednym ramieniem i wykorzystał ciszę, by się napić.

— Jest, jak jest, panie detektywie.

— Co się stało?

— Wpadłem na szafkę — upiera się przy swoim Isak, jego postawa wskazuje, że nie zdradzi nic więcej detektywowi.

Przenoszą się do salonu. Na beżowej ścianie wisi plazma, jest tam kilka plakatów z filmów. Kanapa w podobnym odcieniu co ściany jest zaskakująco miękka, jak obaj na niej siadają, blisko siebie, by poczuć ciepło ciała drugiego. Isak pachnie dworem, a Harry kawą, której litry wypijał w pracy. Przed kanapą znajdował się ciemny stolik, na którym leżały piloty i paczka chusteczek. Zanim Isak zdążył to skomentować, Harry przyczepił się jego ubrania:

— Lubię, jak moi informatorzy nie zabijają samych siebie. Mógłbyś się ubierać na motor tak, jak należy? Za każdym razem, jak cię widzę, jesteś na zdrapkę — z przekąsem mówi. Chce wyrwać sobie z piersi własne, zdradzieckie serce, ale nie potrafi przestać wpatrywać się w Isaka. Przy tym chłopaku czuł, że żyje i jego życie ma sens.

— Mogę, ale tak wyglądam lepiej — Isak suszy proste zęby w uśmiechu. Ma na sobie czarną bluzę z kapturem i jeansy, a na stopach znoszone Vansy. Na dworze, z racji, że zaraz zaczynał się maj, pogoda osiągnęła ponad dwadzieścia stopni. Harry podkręcił klimatyzację, zastanawiając się, dlaczego Isak ma na sobie długie ubrania. Było za gorąco na bluzę, do tego czarną.

Zanim wpadł w problematyczne koło zamartwiania się o Isaka, ten się odezwał.

— Po to mnie zaprosiłeś? By mnie opierdolić? — burczy. Wygląda uroczo z obrażoną miną, ale jest tak napięty, że Harry wie, że za jego słowami ukryte jest drugie dno — Zostaw to mojej matce. Ona już mnie dzisiaj zjebała za to, że latam głową w chmurach — Isak mimowolnie drga na wspomnienie ranka.

— Nie. Chcę porozmawiać, a to ważne.

Isak odzyskuje nagle pewność siebie, a jego wargi wyginają się w kokieteryjny uśmieszek. Smutek dalej gdzieś w nim jest, ale ciekawość i własne wyobrażenia wygrywają.

— W twojej sypialni?

— Nie, tygrysku — Harry opowiada, jak odbyło się spotkanie z Louisem, pomijając tamtego uwagę na temat Isaka. Nie podobał mu się szyderczy ton blondyna i błysk w niebieskich oczach, nagłe opuszczenie maski. Każe powtórzyć młodszemu kłamstwo trzy razy, by ten je dobrze zapamiętał. Gdy kończą rozmowę, a puste butelki odstawiają na stolik, Harry podejmuje jeszcze jedną próbę — To jak miała na imię ta szafka?

— No- Isak zawiesił się i rzucił ostre spojrzenie starszemu. Potrząsnął głową z prychnięciem. Harry nie potrafił przetłumaczyć samemu sobie, by zostawić ten temat; uwziął się jak głodny pies na kawałek soczystego steka, a przez całe życie był trzymany na krótkim łańcuchu — Przestań mnie podpuszczać, panie detektywie. Mówię prawdę.

— To dlaczego ciężko mi w to uwierzyć?

— Nie obarczaj mnie swoimi problemami z zaufaniem. Poza tym jestem niezdarny.

— Tą wymówkę słyszałem także wiele razy. Jeśli chcesz być moim informatorem, musisz być ze mną szczery. Jak mam ci zaufać?

— Jævel– mruknął Isak. — Pocałujesz mnie?

— Nie. To nie może się powtórzyć.

Isak prycha i sam próbuje przybliżyć się do detektywa. Ten odwraca z bólem głowę, jego wargi tęsknią za ustami młodszego. Te opadają na jego policzek, odrastający zarost jest kłujący pod miękką, ciepłą tkanką.

— Przestań mnie odtrącać, jakbym był uciążliwą muchą.

— Jesteś muchą, która pcha się w objęcia pająka.

— Nie dbam o pająka — tak gładko odpowiada Isak tylko dlatego, że nie ma pojęcia o mrokach przeszłości i duszy Harry’ego — Chcę ciebie.

To z jaką mocą wypowiedział dwa ostatnie słowa są jak młot walący w ścianę samokontroli Harry’ego. Jego oczy błyszczą w ciepłym świetle pokoju, usta ma kusząco uchylone. Jest pochylony w stronę mężczyzny, ich oddechy mieszają się ze sobą. Fontaine czuje ból w całym ciele, które pragnie młodszego, dłonie swędzą od chęci dotknięcia go, a wargi mrowią od wspomnień pocałunku. Nie może przestać się na niego patrzeć.

Miał w sobie kontrolę przez wiele lat, by odmawiać takim pokusom. Ślicznym, przystojnym młodzieńcom, ale żaden z nich nie miał w sobie tyle pragnienia Harry’ego. Isak stanowił dla niego zagadkę i magnez, który sprowadzi na nich nieszczęście.

Powinien zablokować jego numer. Wyrzucić go z domu, a później z głowy już na zawsze i nigdy więcej nie dopuścić do ponownego spotkania. Powinien bardziej się mu opierać i nie pozwolić, by ich relacja stała się bliższa niż czysto biznesowa.

— Powiedz, czego chcesz, Harry — prosi Isak. Harry zaciska dłonie w pieści, ale nie jest w stanie się odchylić, nabrać pomiędzy ich ciałami dystansu.

Nie może sobie na to pozwolić.

Chciałby się w nim zatracić.

Musiał zaczął bić głową w ścianę, by sobie poukładać wszystko i nabrać większej kontroli. Jego myśli a pragnienia były całkowicie rozbieżne i każde chciało co innego. Mózg krzyczał swoje, a serce miało to w dupie.

— Nie mogę ciebie mieć, Isak.

— Dlaczego?

Jeśli nie wyjaśni mu tego, Isak nie przestanie pytać. Nie zrozumie, w co może się wpakować i jakie mogą być tego konsekwencje. Nie chciał opowiadać o swojej przeszłości, ale słowa zaczęły opuszczać jego usta zanim pomyślał.

— Mój ojciec powiesił się w więzieniu po tym, jak dostał wyrok dożywocia. Był wysoko postawionym członkiem… pewnej organizacji w naszym mieście. Żył zawsze na wysokim poziomie, drogie samochody, wille, prywatni kucharze. Przyzwyczaił do takich warunków moją matkę, której dłonie nie zostały zbrukane pracą; w końcu znalazła bogatego męża, a to, że miał na swoich rękach krew nie było istotne, póki płynęły pieniądze. Po jego śmierci i aresztowaniu wiele milionów zostało skonfiskowanych i, szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, jak poznajdowała resztę, ale pozwoliło jej się to ustawić na resztę życia. Ona sama ma areszt domowy, prawdopodobnie do osiemdziesiątki, ale… wciąż ma pieniądze i wpływy — wyjaśnia powoli. Obserwował czujnie Isaka, ale jego twarz była spokojna. Słuchał każdego słowa nie przerywając — Obiecała mi, że jak znajdę miłość, zabije mi ją. Tak, jak moje decyzje zabiły ojca — Harry skrzywił się. Nie lubił nazywać rodziców rodzicami, ale nie chciał zdradzać imion i nazwisk.

Isak umieścił swoją dłoń na dłoni Harry’ego i ścisnął w pokrzepiającym geście. Detektyw zobaczył jego skórki, ale nie zdążył zadać pytania.

— Nie zależy mi na śmierci i życiu, Harry. I tak już się czuję nikim.

— Jesteś autodestrukcyjnym małolatem — sapie wściekle detektyw. Ale Isak jedynie z uśmiechem wzrusza ramionami.

To Isak inicjuje pocałunek, jego język znajduje język Harry’ego. Brunet przyciąga go bliżej siebie, nie mając już sił, by walczyć ze sobą. Skoro Isak jest tak bardzo zawieszony między życiem a chęcią śmierci, to proszę bardzo. Ale niech nie płacze, jak przyjdą konsekwencje.

Ale za każdym razem jak patrzył na siniaka i rozwaloną wargę, czuł w piersi uścisk. Isak nie był drobnym mężczyzną, był wysokim, dobrze zbudowanym młodzieńcem, który potrafiłby się obronić. Ale ten cholerny uścisk.

Wiedział, że nie powinien, ale i tak się martwił. I chciał dopaść tego No, który zaatakował jego informatora.

Isak wpakowuje się na kolana detektywa, przyciskając swoje biodra do bioder starszego. Wyrwał tym ruchem z ich gardeł jęk.

Harry złapał za jego biodra, by samemu w nie pchnąć, ocierając się już twardym penisem o młodszego. To, jak szybko stwardniał przy samym pocałunku pokazywało mu, jak spragnione jest jego ciało drugiego. Jak szybko zdarł z siebie kontrolę i kaganiec, niewidzialne łańcuchy z rąk, byleby podążyć za przyjemnością. Nie mógł doczekać się tego, co da mu Isak i co sam mu podaruje. Jego słodkie jęki były upojne i kuszące, mąciły mu w zmysłach.

Jedną dłoń wsunął pod bluzę, dotykając ciepłego ciała, napiętego i spragnionego. Isak całował go z pasją i żarem, jakby nic innego na świecie nie istniało. Jakby nic się nie liczyło prócz ich dwójki.

— Jesteś piękny — szept wyrwał się z jego warg, a Isak uśmiechnął się na komplement.

Przeniósł wargi na siniaka Isaka, całując go i liżąc, jakby mógł go zmazać. Przesunął się na szczękę, zassał płatek ucha, aż zjechał językiem na szyję. Szatyn wygiął się w jego kierunku, chłonąc przyjemność, a szybki oddech opuszczał opuchnięte wargi. Gdy zęby zacisnęły się na delikatnej skórze, jęknął i poruszył biodrami, ocierając się o starszego mocniej.

Nagle przyjemny ciężar Isaka zniknął z jego ud, gdy szatyn zszedł na własne kolana. Klęczał, wpatrując się w wzwód Harry’ego jakby ten był lizakiem w opakowaniu, do którego musiał się jak najszybciej dostać. Jakby cukier mu spadł, a on potrzebował natychmiastowego jego wyskoku.

Harry sam mu pomógł, odpinając swoje spodnie i ściągając w dół ud bieliznę. Isak mruknął z uśmieszkiem, jego oczy lśniły pożądaniem. Detektyw pochylił się, całując jego kuszące wargi jeszcze raz, a gdy poczuł zgrabne palce na swoich pachwinach, sam westchnął.

— Jesteś pewien, że tego chcesz?

— Zamknij się — zaświergotał Isak. Pchnął tors Harry’ego, by się oparł o kanapę, a sam się pochylił. Śliski język przesunął się od podstawy penisa, aż do główki i detektyw był pewien, że ktoś właśnie wystrzelił z broni przy jego uchu. Tętno dudniło mu w głowie, krew wrzała od pożądania, a oczy miał skupione na osobie przed nim. Sprawne usta Isaka owinęły się wokół główki, a język przejechał po szczelinie.

Widział gwiazdy i spadał w otchłań Galaktyki, a gdy Isak wziął go głębiej, był pewien, że nigdy nie zaznał tak intensywnej przyjemności. Umieszcza jedną dłoń w miękkich kosmykach Isaka, by nakierować jego głowę, by wziął go głębiej. Szatyn krztusi się lekko, ale zamienia się w to w jęk, który wibruje wokół przyrodzenia detektywa. Wypycha biodra ku źródle przyjemności, ku gorącym ustom i gardle zaciskającym się wokół niego.

Zacisnął zęby z taką siłą, że mógłby je sobie połamać, ale nic nie równało się z siłą, z jaką właśnie dochodził. Isak mruknął wokół niego, zasysając policzki i patrząc w górę, wprost w oczy detektywa. Ten jęknął głucho, jego jądra napięły się boleśnie, gdy dochodził i dochodził. Czuł, jak młodszy przełyka wokół niego, jak jego język pracuje, jak mruczy z zadowolenia niczym rozpieszczone kocię.

Potrzebował dłuższej chwili, by pozbierać się do kupy. Orgazm przysłonił mu zmysły swoją intensywnością, mocą i nagłością, jakby był z powrotem nabuzowanym nastolatkiem. Z takim podejściem Isak szybciej go wyśmieje niż zechce.

— Cholera — mruczy Harry. Isak ociera opuchnięte wargi kciukiem. Jego zielone oczy błyszczą, na policzkach ma rumieniec, ale uśmiecha się kokieteryjnie. Jego głos jest zachrypnięty, gdy się odzywa:

— Jeśli jeszcze raz pomyślisz, że ci się nie podobam, przypomnij sobie, jak doszedłeś w trzy minuty w moich ustach.

Harry ucisza go pocałunkiem, próbując na jego języku samego siebie. Smak jest słony, połączony z posmakiem piwa bezalkoholowego i warg Isaka. Łapie za kaptur czarnej bluzy, by ściągnąć ją, ale wtedy Isak ciągnie jego dłonie w dół.

— Nie lubię przy świetle.

— To chodź do mnie — proponuje Harry.

Isak znowu jest na jego kolanach, całując go wygłodniale. Harry oddawał każdy pocałunek z pasją, jaką posiadał w swoim nagle słabym po orgazmie ciele. Całował go tak długo, aż zmierzch zmienił się noc, a szatyn wychodził na drżących nogach z jego domu, z opuchniętymi wargami i przyśpieszonym oddechem. Z rumieńcami pokrywającymi policzki i głodem w zielonych oczach, które śniły się starszemu przez całą noc.

Harry chciał walczyć z samym sobą, poddając się jednocześnie Isakowi. Chciał zatrzymać go i przyjemność przy sobie najdłużej, jak to było możliwe.

Aż do następnej ofiary.

Zmiana typu

4 maja, 06:23

— O cholera — wyrywa się Andrew. Jego ton okraszony jest wściekłością i niedowierzaniem.

Czwartego maja zostali wezwani do kolejnej ofiary, która przewróciła do góry nogami całą ich sprawę. Dotychczas morderca miał typ ofiar w kobietach, zazwyczaj koło dwudziestego roku życia, uczących się lub jeżdżących już na motocyklach. Były młode, łatwo dostępne, znajdował je prawdopodobnie w Internecie i na forach. Zostały zabijane poprzez uderzenie w tył głowy lub uduszone, a przed śmiercią pobite i zgwałcone. Mieli już skomplementowaną mapę sprawcy, policja ciągle po nocach przemierzała ulice w patrolach. Abram sprawdzał na kamerach Fordy z naklejkami dywanów w tych okolicach. Matt z Lorną spisali także wszystkie możliwe motywy morderstw.

Sprawdzali w ostatnich dniach wszystkie osoby i firmy wyrabiające tablice rejestracyjne, ale żadna z nich nie wykonała tej z filmiku. Podejrzewali, że za dnia samochód jest schowany i służy jedynie do przewozu zwłok. Nie mieli nic, a Harry czuł powoli ogarniającą go wściekłość i ból głowy.

Josh Clevlend nie był kobietą. Był pierwszym mężczyzną, ale wyryta czwórka z boku pośladka sugerowała, że pochodzi od ich sprawcy. Gdyby nie ona, pewnie nawet zbrodnie nie zostałyby powiązane.

— Czemu zmienił typ? — zapytał Lorny. Zjawili się całym zespołem, prócz Abrama, na miejscu zbrodni. Policja zabezpieczyła już teren taśmą, ale gapie nie zamierzali rozejść się. Ciekawie wyciągali głowy, by zobaczyć o co cały szum.

Josh został poturbowany. Widać było, że walka była zaciekła, ale chłopak się nie wybronił. Od pasa w dół był nagi, siniaki i wybroczyny widniały na całych udach. Koszulkę miał zakrwawioną i w strzępach, a twarz przypominała miazgę. Brakowało mu kawałka języka; była to jedna z informacji, którą nie podawali do mediów, by nie kusić naśladowców. Na nadgarstkach chłopak miał ślady po linie, a pod paznokciami krew i brud.

Ale to już było coś.

Sprawca mógł zostać zadrapany i zraniony. Zwłoki Josha były w gorszym stanie niż kobiety; tamte były umyte i czyste, odłożone delikatnie do kontenerów na śmieci. Tym razem mężczyzna po prostu leżał na końcu ślepej uliczki z własnym portfelem obok, dzięki temu od razu został zidentyfikowany.

Miał dwadzieścia trzy lata.

Był w wieku Isaka Jary, nawet wyglądali nieco podobnie. Jasne, brązowe włosy, wysoka i umięśniona sylwetka, prawo jazdy na motor. Detektyw czuł, jak żołądek wypełnia mu się kwasem i zjeżdża aż do stóp, a wściekłość zaczyna płynąć w żyłach. Zagryzł wargę, próbując się skupić na sprawie, a nie na informatorze.

Gdyby zostaliby wezwani do ciała Isaka, rozpętałby piekło na ziemi.

Ta świadomość była tak mocna i nagła jak jego orgazm, gdy dochodził głęboko w gardle Isaka. Stracił na chwilę dech, zamrożony własnymi uczuciami. Nie powinien ich mieć. Nie powinien w ogóle nic czuć, zwłaszcza do swojego informatora.

Na początku uważał, że to Isak będzie ich końcem. Teraz wiedział, że to on ściągnie ich do grobu.

— Nie wiem — wzdycha Lorna. Dotyka w rękawiczkach ciała Josha delikatnie — Ale to nasz seryjny. Brak oznak gwałtu, brak też śladów duszenia, więc pewnie jest to zarezerwowane tylko dla kobiet. Josh musiał zostać zaskoczony.

— I tak się bronił. Poza tym nie wygląda na takiego, którego dałoby radę łatwo pokonać w walce — Harry bierze w palce dłoń Josha; jego kostki są stłuczone, na dwóch z nich widać krew. — Josh pewnie był przypadkową ofiarą. Nie rozumiem, dlaczego teraz nasz seryjny był taki niechlujny.

— Ja też — Lorna namyśla się bardzo długo. Patrzy na tłum gapiów — Kilometr dalej mieszka twój informator.

Harry jeży się na ostatnie zdanie.

— Nie ma z tym nic wspólnego.

— Bo jesteś jego alibi? — sugestywny uśmieszek wykrzywia ładną twarz blondynki — Nie sugeruję, że jest winny. Ale że grozi mu niebezpieczeństwo.

— I tak mu grozi przez to, że wepchałem mu język do gardła — cierpko odpowiada detektyw. Lorna teraz uśmiecha się tak szeroko, że zaraz pękną jej kąciki ust. Patrzy ucieszona na Harry’ego, jakby ten przyznał się do zaręczyn, ale pewnie dla niej jest to samo. Klaszcze w dłonie, wstając i każąc dłonią Andrew podejść bliżej nich.

— Słyszałeś? — pyta drugiego mężczyzny — Nasz Harry i Isak się całowali! Jednak się nas posłuchałeś.

Cóż, robili o wiele więcej niż całowanie. Harry czuje gorąc rumieńca na wspomnienie klęczącego przed nim młodszego. Przypomina sobie jego opuchnięte wargi, jęki, które wysyłały wibracje wokół jego kutasa, gdy był nim głęboko w gardle Isaka. Dreszcz spływa mu po plecach, zawiązując się w supeł i potrzebuje chwili, by powrócić do rzeczywistości. Nie powinien stać nad zwłokami z wzwodem w spodniach i mając przed oczami wspomnienia klęczącego przed nim informatora i to, jak dobrze mu wtedy było.

— Jesteście nienormalni — mówi jedynie do dwójki detektywów, którzy stoją z szerokim uśmiechami, mając przy stopach ofiarę.

— Nie, to ty jesteś nienormalny, że tak długo się broniłeś. Teraz przynajmniej będziesz miał symetryczne mięśnie na dwóch rękach — Andrew sobie żartuje.

Matt podszedł do nich z pochmurną miną i rzucił spojrzeniem na każdego z członka zespołu. Zastanawiał się, co właśnie usłyszał, aż wyciągnął dłoń z kieszeni spodni i z otwartej dłoni uderzył nią w potylicę Harry’ego. Ten nawet nie drgnął, ale Lorna rzuciła przełożonemu karcące spojrzenie. Uderzenie było na tyle mocne, że nawet Andrew się skrzywił, ale wiedział, żeby nie wchodzić przełożonemu w drogę. On i Harry znali się dekadę i Matt zawsze wiedział, jak dojść do drugiego, nawet w brutalny, radykalny sposób.

— Biznesowa relacja — przypomina jedynie, ale relacja Harry’ego i Isaka przestała być biznesowa z pierwszymi wiadomościami młodszego. — Dobra, pozwólcie działać technikom. Andrew pojedziesz do Joela, żeby pomóc mu coś ustalić i od razu weźmiesz raporty, jak będą gotowe — Andrew krzywi się. Nie lubił przyglądać się pracy patologa, ale rozkaz to rozkaz — Harry wrócisz do biura i z Abramem ustalicie ciąg wydarzeń oraz monitoring. Lorna — tu spojrzał na blondynkę i skrzywił się. Harry znał tą minę i wiedział, jakie będą następne słowa Matta — nam zostały media. Musimy stawić się na konferencji prasowej.

— Nienawidzę mediów — jęczy Lorna ze zbolałą miną. — Niech Fontaine się wykaże.

— Ostatnim razem prawie pobił dziennikarza i wyrzucił jego aparat z siódmego piętra — przypomina przełożony — Za co to było?

— Za to, że powiedział, że nie potrzebujemy kobiet w składzie — usłużnie przypomniał Harry — Broniłem honoru koleżanki.

— Prawie samemu idąc do więzienia.

— Zirytował mnie.

Matt wznosi oczy ku niebu jakby tam istniało lekarstwo na Harry’ego Fontaine’a. Rozchodzą się po chwili, a jak Harry jest w biurze, zaparza dwa kubki kawy. Ich pokój socjalny był mały i ciasny, wypełniony szafkami i dwoma małymi lodówkami. Było tutaj wszystko, co było potrzebne, by trzymać detektywów na nogach; półki wypełnione kawami, herbatami i batonami proteinowymi. Jedna lodówka służyła do przechowywania posiłków z cateringu, a druga do napojów. Brakowało tylko butelki szkockiej, która by ich rozluźniła przy tego typu sprawach.

Zastanawiał się, dlaczego morderca tak nagle zmienił typ. Może Josh był przypadkową ofiarą, która zobaczyła zbyt dużo; klasyczne znalezienie się nie w tym miejscu i porze, które skończyło się dla młodzieńca tragicznie. Pewnie został zaskoczony, dlatego sprawca miał przewagę.

Do: Isak: Mamy pierwszą ofiarę, która nie jest kobietą. Uważaj na siebie, proszę.

Od: Isak: Znam go?

Do: Isak: Josh Clevlend

Od: Isak: Och. Josh? Jesteś pewien?

Do: Isak: Tak. Miał przy sobie portfel, więc od razu go zidentyfikowaliśmy. Został zamordowany wczorajszego dnia i znaleziony dzisiaj rano.

Od: Isak: Po pierwsze: oczekiwałem lepszego dzień dobry, po drugie: fuj. Po trzecie: znałem go. Widywaliśmy się niekiedy na zlotach

Do: Isak: W takim razie wpadnij do biura w wolnym czasie. I, mówię poważnie, masz na siebie uważać. Koniec z nocnymi jazdami

Od: Isak: Czy ty właśnie dałeś mi szlaban?

Do: Isak: Tak. Jak się nie dostosujesz, koniec z całowaniem.

To był tani chwyt, na którego nawet sam detektyw się nie nabrał. Za bardzo zaczął lubić pocałunki Isaka, jego ciepłe wargi, to, jak ich języki ze sobą się poruszały. Ich pierwszy pocałunek był tak intensywny, a każdy kolejny jedynie wypełniał pustkę w duszy. Gdy Isak odchodził, zostawiał po sobie niedosyt i głód, jakby Harry nie jadł od tygodnia.

Wszedł z kawami do Abrama. Jego biuro wypełnione było komputerami i monitorami. Pod oknem stały biurka, na których poustawiane były drukarki, faksy i skanery, kilka opasłych tomów o programowaniu. W środku buczało od pracujących maszyn, a między monitorami poustawiane były kubki z zimnymi kawami. Harry już wiedział, gdzie podziewały się, gdy nie było ich w szafkach.

Przeglądali monitoring w ciszy. Abram skupił się na Joshu i jego osobie; komputer zaszumiał głośno, gdy wrzucił w wyszukiwarkę jego zdjęcie, by system zaczął go szukać na kamerach w mieście. Zawęził szukanie filmów do ostatnich dwudziestu czterech godzin. Drugi komputer wypluwał informacje na temat ofiary.

Josh urodził się w Londynie, ale w wieku dwóch lat przeniósł się z rodziną do Jupiter. Jego ojciec dostał tutaj pracę, był maklerem, matka pielęgniarką w Szpitalu dla Dzieci św. Karoliny. Był jedynakiem, dwa lata temu kupił motor po ukończeniu na niego prawka. Pracował jako barman w Garden, ale Harry nie kojarzył go stamtąd. Media społecznościowe miał czyste, często wrzucał zdjęcia z przejażdżek, swojej maszyny czy wypadów ze znajomymi. Mail czysty, gdy Abram włamał mu się na skrzynkę pocztową, podobnie z wiadomościami na kontach społecznościowych. Jego telefonu nie znaleziono, ale mógł być niedaleko miejsca zostawienia zwłok. Wydatki na karcie standardowe dla osób w jego wieku: paliwo, zakupy przez Internet i restauracje.

Harry przejrzał film z kamer nad miejscem znalezienia Josha i ponownie pojawił się bus z naklejką dywanu. Ten sam czarny Ford Transit, o znanym mężczyźnie numerze rejestracyjnym i wysiadającym z niego mężczyzna, ale tym razem nie posiadał na głowie kominiarki. Widocznie się śpieszył, zostawił chłopaka na ziemi i nerwowym ruchem wyrzucił jego portfel. Abram powiększył i wyostrzył zdjęcie twarzy, następny komputer zaczął go szukać w bazie danych. Detektyw zmienił kamerę; na rogu ulicy podejrzany wyszedł, odczepił naklejkę i wrócił do pojazdu.

Śledził jego trasę, ale urywała się w okolicach Osiedla Glic, na którym kamer nie było. Później się nie pojawiał. Harry czuł mrowienie ekscytacji pod skórą, którą próbował zdusić, aż dowie się wszystkiego i skończą obaj przeglądać monitoring. Prawdopodobnie jeszcze dzisiaj dowiedzą się, kim jest ich Numerator, jak zaczynała nazywać go prasa i go aresztują. Zastanawiał się długo nad tym, dlaczego Josh musiał zginąć i czy dało radę to powstrzymać.


— Nie ubrał kominiarki — mruczy Harry do siebie, gdy baza danych dalej szumi i szuka. Jego kawa już została wypita, ale detektyw czuł, że potrzebuje większego kopniaka energii — Zabił mężczyznę i przestał być ostrożny? Gdyby nie to, że wyrył Joshowi czwórkę na pośladku, nawet nie powiązalibyśmy tych zbrodni.

— Czekaliśmy, aż zrobi błąd. Może Josh wytrącił go z równowagi? — zapytał cicho Abram. Na jego brwi było świeże przekłucie. Na dniach zrobił sobie kolczyk, metalowa kulka odbijała światło z monitorów.

— Możliwe. Ale wcześniej był zbyt ostrożny, a teraz…

— Podkłada się? — dokańcza Abram celnie. Harry kiwa mu głową, ale zimny uśmiech rozświetla mu twarz.

Josh pojawił się na kilku kamerach. Kupił sobie jedzenie w drodze powrotnej z pracy w sklepie i udał się piechotą do domu. Później po południu wyszedł na motor i pojawił się na monitoringu aż wyjechał z miasta.

— Mamy złą mapę zbrodni — zrywa się na nogi Harry, by przejść do ich sali konferencyjnej, gdzie pracowali wspólnie. Podszedł do tablicy, na której przypięta była mapa miasta i prześledził palcem ulice, po których przejechał Josh. Po tym, jak wyjechał z Jupiter wjechał do niego już w Fordzie Transicie i to będąc trupem — Zabójca zabija poza miastem, ale zostawia zwłoki w bogatszych dzielnicach Jupiter, byśmy myśleli, że wszystko się dzieje pod naszym nosem. Trzeba namierzyć jego telefon i motor, sprawdzić, gdzie mógł się udać i gdzie mogło dojść do zbrodni. Tam, gdzie urywa się sygnał, jest naszym miejscem.

— Będę pracować nad tym. Zaraz powinienem mieć dopasowanie twarzy podejrzanego.

— Wyślij od razu reszcie.

Harry włączył telewizor, gdy Abram wyszedł. Matt i Lorna stali przed dziennikarzami i odpowiadali ze spokojem na ich pytania. Media domagały się jak najszybszego złapania sprawcy, dopytywali o podejrzanych i czy FBI jest już na czyimś tropie. Blondynka udzielała wszelkich informacji, przełożony wtrącił swoje trzy grosze i zapowiedział, że na pewno złapią mordercę.

Od: Isak: tak wgl to Louis już pozbierał się po Monice

Wiadomość od Isaka była odskocznią od sprawy, gdy Harry czekał na resztę zespołu i dalsze informacje. Nie mógł usiąść, nagle zbyt nabuzowany. Byli bardzo blisko ujęcia sprawcy, na co czekali wszyscy.

Do: Isak: szybko. To podejrzane.

Od: Isak: dla ciebie wszystko jest podejrzane, panie detektywie.

Do: Isak: To ratuje życie, tygrysku.

Od: Isak: Lubisz łososia?

Do: Isak: Zjadliwy, czemu pytasz?

Od: Isak: Bo mam ochotę na randkę, panie detektywie.

Do: Isak: Nie mam czasu na randkowanie.

Od: Isak: Dobrze, że miałeś czas by wepchać mi swojego kutasa do gardła. Ja tutaj miły jestem, a ty jak zwykle mnie odpychasz.

Do: Isak: Po zakończonym śledztwie.

Od: Isak: Spieprzaj.

Harry westchnął ciężko. Zawsze sobie tłumaczył, że jeszcze jedna sprawa, jeszcze jedno porwanie i sprawca, jeszcze jedna teczka wypełniania dokumentów. A później wróci do domu, później odpocznie, później pozwoli, by wysłali go na urlop, którego i tak nie wybierał. Przychodził do pracy szybciej, wychodził ostatni. Żył i oddychał biurem. Praca była jedynym, co się dla niego liczyło, ponieważ już nikogo w swoim życiu nie miał, kto by stał ponad nią.

Wiedział, że uraził Isaka i ten miał prawo się gniewać.

Wizja ich wspólnej randki była czymś miłym, ale odległym. Pokazanie Isaka w miejscu publicznym mogło mu narysować wielki, czerwony X na plecach. Nie miał pewności czy matka nie kontaktuje się ze światem zewnętrznym i czy on sam nie jest pod obserwacją. Jasne, miała areszt domowy, ale wciąż była przebiegłą, mściwą żmiją. A jego rodzina zawsze dotrzymywała obietnic.

Matt z Lorną weszli do sali w tym samym czasie co Abram, niosący stos dokumentów. Andrew pojawił się chwilę później z raportami od Joela i zmierzył Harry’ego czujnym spojrzeniem.

— Czemu masz znowu kij w dupie? — zapytał Andrew. Harry mruknął jedynie przekleństwo i skupił się na najmłodszym członku zespołu. Abram podpiął telewizor do komputera i wyświetlił zdjęcie podejrzanego, który zostawił zwłoki Josha Clevlenda, gestykulując szeroko i opowiadając:

— Facet ze zdjęcia to niejaki Roberto Flayer. Trzydzieści lat, żyje na zasiłku, rok temu trafił do szpitala z problemami z wątrobą. Alkoholik, ale po wyjściu ze szpitala systematycznie chodzi na spotkania AA. Brak żony, dzieci, mieszka sam pod miastem na Stone Road.

— Nie ma na co czekać. Prześlij dokładny adres na nasze telefony, a ja powiadomię policję, że mamy podejrzanego — Matt napina się. Uśmiecha się drapieżnie, jakby tylko czekał na taki przebieg wydarzeń. Lorna idzie po kamizelki kuloodporne, a Harry pochodzi na szybko do Abrama, nim ruszą do Roberto.

— Jakby Isak się zjawił, to zajmij go do mojego powrotu. Znał ofiarę, a nie chcę by sam się kręcił po mieście — prosi.

— To takie ludzkie widzieć, że się martwisz — Andrew widocznie udzieliło się od Lorny. Abram rzuca detektywowi jedynie uśmiech i kiwa głową, że zajmie się szatynem.

Harry wiedział, że Isak był obrażony, ale był także pewien, że ten pojawi się w biurze.

Po ubraniu kamizelek kuloodpornych i sprawdzeniu broni, Matt poprowadził ich do Suva. Andrew, Harry i Lorna wsiedli do jednego, przełożony do drugiego pojazdu. W trakcie drogi rozmawiali na temat sprawcy i ofiary. Tylko Fontaine zachował sceptycyzm, gdy reszta rzuciła się na Roberto jak głodne psy; ale wiedział, że potrzebowali sprawcy albo kozła ofiarnego. Ponadto na monitoringu widać było dokładnie twarz Roberto, jak zostawiał zwłoki Josha.

Był sprawcą.

A zakończenie śledztwa było bardzo blisko, aż czuł na języku posmak łososia.

— Źle się czuję z pewną sprawą — mruknął do Lorny Harry. Wyjaśnił jej na szybko, że Isak chciał iść na randkę. Był beznadziejny w randkowaniu, gdyż ostatni raz, jak do tego doszło, to miał wtedy dwadzieścia lat. Pamiętał, że wtedy był nawet szczęśliwy i podekscytowany, ale nie pamiętał już imienia tego chłopaka. Kilka miesięcy po randce, ojciec Harry’ego się powiesił, a matka wydała krwawą obietnicę. Był zbyt przerażony, że ktoś mógłby zginąć przez niego, by do siebie kogokolwiek dopuścić. Chciał wtedy desperacko być tym dobrym, zmazać z dłoni krew ofiar, które torturował i mordował w imię swojego ojca.

A Isak wtargnął do jego życia niczym huragan, nie pytając o żadne zgody i pozwolenia.

— Mam wrażenie, że Isak zobaczył, jaką ruderę masz ze swojego serca i uznał, że ten zapadający się, zaszczany budynek nadaje się jednak na dom — śmieje się Andrew. Lorna próbowała skryć uśmiech za poważną twarzą — Ten dzieciak jest tak optymistyczny i beztroski, że to aż boli. Potrzebujesz kogoś takiego.

— Nie zginie od razu, jak dopuścisz kogoś do siebie, Harry. Powiemy Mattowi, by ktoś miał na niego oko, a wtedy będziesz mógł z nim sobie pobaraszkować — Lorna odpowiedziała ciepło.

— Pobaraszkować? Kto używa takich słów? — krzywi się detektyw. Andrew wciska głębiej pedał gazu, gdy światło nad skrzyżowaniem zmienia się na żółte. Nie włączył sygnału dźwiękowego i świetlnego, gdyż dojeżdżali już do Stone Road.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 23.63
drukowana A5
za 70.68