Podziękowania
Na wstępie pragnę zaznaczyć, że nie sposób wyrazić słowami wdzięczności, którą odczuwam wobec wszystkich, którzy zaangażowali się w projekt i jego produkt finalny.
Do powstania niniejszej publikacji przyczyniło się tak wiele osób, że trudno wymienić wszystkich z imienia i nazwiska, ale z wdzięcznością przyjmuję fakt, że pojawili się w moim życiu i stali się jego częścią.
Przede wszystkim dziękuję mojemu mężowi — Piotrowi — za wsparcie, wnikliwe pytania, które rodziły się w mojej głowie, ale nie miałam odwagi ich wyartykułować. Stał się dla mnie odbiciem, echem, dzięki któremu mogłam usłyszeć siebie.
Dziękuję Czytelnikom mojej Manufaktury Słowa, którzy chętnie dzielili się wrażeniami i wnioskami dotyczącymi zamieszczanych na blogu felietonów.
Szczególnie dziękuję wszystkim Kaśkom, które mają swój udział w procesie tworzenia i kompletowania materiału do niniejszej książki.
Dziękuję mojej przyjaciółce Ani, która zawsze we mnie wierzyła (i ufam, że wciąż wierzy), była przy mnie w najtrudniejszych chwilach, na ostrych zakrętach, wysokich falach, podczas burz i sztormów, i która zawsze potrafi dostrzec promyk słońca, albo domalować go tam, gdzie go nie ma.
Dziękuję moim Rodzicom za to, że kochali mnie tak, jak kochać potrafili; moim Dzieciom za to, że wypełnili moje życie sensem; Tym, którzy pozwolili mi odejść, bym mogła odnaleźć to, co zgubiłam wiele lat temu.
Redaktorzy, korektorzy, graficy zadbali o walory estetyczne i artystyczne książki, a Ewa podjęła się trudnego zadania tłumaczenia tekstów do angielskiej wersji językowej. Tekstów trudnych, bo z dużym ładunkiem emocjonalnym. Bardzo Wam dziękuję.
Jeszcze raz dziękuję wszystkim, których nie wymieniam imiennie. Zapewniam Was, że doceniam cały trud, pomoc, wsparcie i opiekę, a także wasze starania i troskę o mnie. Nie poddałam się!
Dlaczego?
„Mądrość to umiejętność wybrania dziś tego, co będzie miało sens później. Każdego dnia uczę się żyć tak, by przestrzeń między miejscem, w którym teraz jestem, a miejscem, w którym pragnę być, inspirowała mnie, a nie przerażała.” (Tracee Ellis Ross)
Każdy z nas jest po trosze wędrowcem, podróżnikiem, poszukiwaczem. Miewamy chwile, w których nie czujemy się sobą, odczuwamy brak lub przesyt. Bywamy szczęśliwi i nieszczęśliwi, smutni i radośni, wypełnieni sensem i pustką. Jesteśmy kolekcjonerami wspomnień — tych, które wywołują uśmiech na naszych twarzach i tych, o których chcielibyśmy raczej zapomnieć. Tymczasem wszystkie one są częścią nas. I o tym jest ta książka — o poszukiwaniu, o momentach, o miłości i zdradzie, o rozczarowaniu, niepewności, lęku i samotności. To książka również o sile, która, drzemie w każdym z nas, o wartościach, o wyborach, o odnajdywaniu zagubionego, o osładzaniu cierpkości naszych doświadczeń życiowych.
Napisałam „Cierpkość myśli” z kilku powodów. Po pierwsze — chciałam napisać książkę, która dawałyby nadzieję przy jednoczesnej możliwości wyboru interesujących czytelnika treści. Założyłam sobie, że będzie to zbiór, z którego czytelnik weźmie sobie to, co mu pasuje. Chciałam dać przestrzeń do przemyśleń i refleksji. Po drugie — wszyscy potrzebujemy lustra. A gdzie najlepiej zobaczyć siebie, jeśli nie w odbiciu drugiego człowieka? Jest jeszcze trzeci powód — odczuwałam wewnętrzną potrzebę napisania tej książki.
Z góry uprzedzam, że nie jest to psychologiczny poradnik, nie może być traktowany jako źródło wiedzy, wiedzę bowiem zdobywa się latami, z wysiłkiem i analizą własnych doświadczeń. To miejsce może być natomiast źródłem informacji i inspiracji do głębszych poszukiwań.
„Cierpkość myśli” trzecie wydanie książki „Osłodzić cierpkość myśli”. To zbiór felietonów, będący przestrzenią pełną refleksji i inspiracji do podjęcia prób poskładania swojego życia od nowa i osłodzenia tego, co zdaje się być cierpkim doświadczeniem z naszej przeszłości. Używam w niej własnej, charakterystycznej dla mnie narracji i piszę o tym, jak udało mi się połatać stare dziury z przeszłości, doszyć kolejne rozdziały opowieści pod tytułem Życie, znaleźć radość pomimo bólu i cierpienia, odszukać uśmiech i wreszcie nauczyć się mówić o tym, co czuję.
To książka o nowym spojrzeniu na otaczającą rzeczywistość, o sile i determinacji, o sztuce zrozumienia i kochania, o dobrym wypełnionym sensem życiu.
Tak się zaczęło, czyli po co to wszystko
„Jeśli chcesz zbudować statek, nie zwołuj ludzi, by zwozili drewno, nie wyznaczaj im zadań i nie przydzielaj pracy, lecz naucz ich tęsknić za nieskończonym bezmiarem morza.” (Antoine de Saint-Exupéry)
Będąc dzieckiem przeczytałam Anię z Zielonego Wzgórza i zachwyciła mnie nie tylko historia niezwykłej dziewczynki o ognistych włosach i głowie pełnej pomysłów, ale również sposób, w jaki książka została napisana.
Ja też chciałam pisać. I pisałam. Pisałam powieści, opowiadania, wiersze, bajki dla dzieci. Przez krótki czas pracowałam w redakcji wielobranżowego czasopisma. Pisywałam też krótkie felietony do codziennej lokalnej prasy. Najwięcej jednak pisałam do szuflady. Wiele tekstów się zachowało. Duża w tym zasługa mojej mamy. Gdy lądowały w śmietniku lub w stosach makulatury, moja mama ratowała je przed zniszczeniem i gromadziła. Dzisiaj między innymi zajęciami jestem też pisarką, felietonistką, piszę artykuły, opracowania naukowe i książki.
Pamiętam, że zawsze łatwiej było mi napisać to, co czułam, niż powiedzieć. Tak jest i dzisiaj. Wiem, jak bardzo słowa mogą ranić, ale również, jak mogą stać się czymś, co przynosi ulgę. Myśli przelewane na papier w postaci słów, zdań, notatek, relacji, i wreszcie pamiętnika stały się formą terapii w radzeniu sobie z trudną rzeczywistością, emocjami i uczuciami. Słowa pisane stały się formą oczyszczenia, sposobem na poprawę samopoczucia. Dzięki temu, co zostało zapisane w przeszłości, rozumiem swoją teraźniejszość. Rozumiem, co się wydarzyło i wiem jak to wykorzystać, by być najlepszą wersją siebie. Codziennie.
Potrzebowałam przestrzeni do osobistych przemyśleń. Pierwszy blog dał mi tę możliwość, pozwolił szlifować pisarski kunszt. To świetne narzędzie współczesnej technologii, co nie zmienia faktu, że wciąż uwielbiam zapach papieru i swój ulubiony, dobrze zaostrzony ołówek.
Sądzę, że każda wiedza daje możliwości. Znajdziesz tutaj różne teksty: przemyślenia, wspomnienia, próby interpretacji zdarzeń w oparciu o zdobytą wiedzę psychologiczną, dialog z przeszłością, pragnienia, marzenia i refleksje. W tekstach znajdują się cytaty i odwołania do literatury, która mnie poruszyła lub wyznaczyła mój kierunek rozwoju.
Być może odnajdziesz tu własne przeżycia lub zbliżone do swoich. Być może coś, co tutaj znajdziesz, spodoba ci się i uznasz, że godne jest twojej uwagi. Być może odkryjesz własne pragnienia, potrzeby, drogi rozwoju, refleksje.
Zapraszam :)
Moja wyspa, czyli w poszukiwaniu własnej przestrzeni
„Kiedy dwoje ludzi żyje razem, mogą być jak dwie osobne wyspy na wielkim oceanie, narażone na te same sztormy i ogrzewane tym samym słońcem. Jednak każda z nich ma swój własny kształt, tylko swoje wulkany, doliny i wodospady” (Iwona Chmielewska)
Lubię wyspy. Dobrze mi się kojarzą. Najbardziej podobają mi się wyspy rajskie, te z palmami i słonecznymi plażami, lazurowym wybrzeżem… i rekinami. Któż z nas nie tęskni do raju? Raj, często kojarzony z bezpieczeństwem, błogością i szczęśliwym życiem. Potrzeby te mamy zapisane w biosie. Nic więc dziwnego, że uciekamy do takich miejsc, jeśli nie w realu, to na pewno w wyobrażeniach.
Nie znam zbyt wielu takich egzotycznych wysp. Znam ich położenie geograficzne, ale niewiele z nich mogłam rzeczywiście zobaczyć, niewiele z nich odwiedziłam. Byłam w Sztokholmie — mnóstwo tam wysepek i skalistych szkierów. Odwiedziłam wyspy Morza Jońskiego u wybrzeży Grecji i Albanii. Najbardziej jednak zauroczyły mnie Malta i Gozo. Tam zakochałam się w słońcu, wodzie, ludziach, kolorowej wewnętrznie i kulturowo społeczności. Tam, dzięki Josephowi, naszemu przewoźnikowi po Blue Grotto, zatęskniłam za bezkresnym błękitem. Tam odnalazłam kawałek siebie, ważny kawałek, o istnieniu którego nie wiedziałam. Tym większa jest moja tęsknota za tą wyspą. Wiem, że będę tam wracać. Być może przeniosę się tam na jakiś czas.
Są i wyspy rodzime — Sobieszewska, z prawdziwym Ptasim Rajem, i Stogi z jeziorkami, stawami i niewielkim molo. Obie porośnięte nadmorskim lasem i cudownie zielone. Dwie obecnie najbliższe mi wyspy.
Jest jeszcze jedna. Wyjątkowa, bo tylko moja. Moja własna wyspa. Codziennie rano zaraz po przebudzeniu robię obchód mojej wyspy. Sprawdzam, czy wszystko na niej jest takie, jakie być powinno. Dokonuję bieżących napraw ewentualnie powstałych uszkodzeń. Podliczam straty i zyski. Obserwuję zmiany zachodzące na mojej wyspie, często sama jestem ich inicjatorem.
Z jej bezpiecznych brzegów przyglądam się światu, nie zawsze przyjaznemu, ale czuję, że tutaj na mojej wyspie nic mi nie grozi. Czasami zapraszam na nią przyjaciela, jedynego jakiego teraz mam. Ta wyspa istnieje tylko w mojej wyobraźni, ale mam poczucie realnego jej istnienia. To właśnie ona odgradza mnie od hałasu, pól bitewnych świata, od chaosu. Broni mnie przed obłędem i szaleństwem. Chroni mnie przed krzywdzącą oceną, osądem. Chroni mnie przed toksycznymi ludźmi. Nikt nieproszony nie ma na nią wstępu.
Moja wyspa nie ma jednej nazwy. Czasami nazywa się Smutek, innym razem Cisza, kiedy indziej Radość albo Dobrze Mi Tu, ale najczęściej nazywam ją Moją Wyspą.
Ja sama czuję się jak wyspa. Czasami słoneczna, jednak z wieloma niewiadomymi kryjącymi się w gęstej tropikalnej roślinności. Czasami skalista i niedostępna. Czasami wybuchowa i pełna skumulowanej energii, niczym wyspa wulkaniczna. Czasami osamotniona, a innym razem wdzięczna i doceniająca bliskość innych wysp.
A jaką wyspą ty jesteś?
Pisz, a zobaczysz więcej, dalej, wyraźniej. Pisz, a zrozumiesz
„To, że milczę nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia” (Jonathan Carroll)
Która nastolatka nie pisała wierszy? Który nastolatek w okresie dojrzewania nie przechodził przez fazę własnej poezji? Kto z nas nie pisał pamiętnika, albo próbował się do tego zabrać, bardziej lub mniej skutecznie? Są wśród nas tacy, którzy zapisali ich całe tomy. I nie chodzi o to, czy zostałeś wierny postanowieniu i wciąż zapisujesz kolejne zeszyty, czy też pamiętnik był epizodem w twoim życiu.
Niektórym osobom, być może tobie też, mówienie o uczuciach, emocjach nastręcza pewnych trudności. W pewnej mierze większość z nas ma z tym problem. Dlaczego łatwiej nam napisać o czymś, niż powiedzieć? Dlaczego w trudnych chwilach i na życiowych zakrętach częściej sięgamy po zeszyt i długopis?
Odpowiedź jest prosta: Pisanie oczyszcza. Ale jak to się dzieje, że gdy przelewamy swoje uczucia na papier, czujemy się lepiej? Ma to uzasadnienie naukowe. Terapeutycznej mocy narracji dowiódł amerykański profesor J. Pennebaker. Uczynił on pisanie metodą terapii. Opisywanie swojej historii na własny użytek ma moc terapeutyczną. Dzieje się tak dlatego, że nadając narracji pewną strukturę (np. w postaci tekstu — wiersz, pamiętnik, krótka notatka, fiszka), robimy ze swoich doświadczeń dobrą historię. Pozwala nam to dostrzec jej sens, redukując przy tym emocjonalny ładunek.
Dobrym sposobem na wyrażanie emocji, uczuć, mówienie o nich — na początek — jest ich spisanie. Jeśli coś sprawia nam radość, przyjemność, satysfakcję, to chętniej o tym rozmawiamy, dzielimy się swoimi spostrzeżeniami, odczuciami. Gorzej jest w sytuacjach, które są dla nas frustrujące albo nawet bolesne. Możesz spisywać w zeszycie, co czujesz zwłaszcza w takich sytuacjach. To może zaspokoić potrzebę rozładowania emocji, pozbycia się trucizny, wyrzucenia z siebie żalu, złości, gniewu. Stwórz historię własnego pióra. Kup więc zeszyt, weź długopis i opisz, co było wczoraj. Kiedy już się przekonasz, jak ciekawa jest codzienność, sięgnij w przeszłość. Warto spróbować. Ci, którzy tworzą narracje, po prostu lepiej sobie radzą w codziennych kłopotach, a także szybciej odzyskują równowagę po trudnych wydarzeniach.
Ja spróbowałam. Było warto!
Nic się nie dzieje samo, jak za magicznym zaklęciem. Nie wystarczy tylko chcieć. Oczywiście chcieć to już sporo, to pierwszy krok do zmiany. Kolejnym jest działanie.
Jak daleko sięgam pamięcią, zawsze łatwiej było mi napisać, co czuję niż to powiedzieć. Nie potrafiłam o tym rozmawiać nawet z najbliższymi. Pisałam wiersze, zapisywałam kolejne pamiętniki i wypełniałam fragmentami mojego życia kolejne zeszyty przetrwania. Tak je nazywałam, bo rzeczywiście pomagało mi to przetrwać trudniejsze okresy w życiu.
Pisanie na temat też nie sprawiało mi trudności. Publikuję opracowania naukowe z racji wykonywanej pracy i bardzo to lubię. Ale od długiego już czasu dojrzewa we mnie myśl, by zachować i uporządkować notatki nagromadzone w ciągu wielu lat. Dzisiaj, kiedy moje pisanie nabrało kształtów, tworzę opowieść o człowieku. Przeczytałam swoją historię i zrozumiałam, że moja przeszłość, moje korzenie, wychowanie, moje doświadczenia, wybory, decyzje czynią mnie tym, kim dzisiaj jestem. Teraz mogę to oddać.
Najtrudniejsze przeżycia to często najlepsze lekcje. Uznanie dla wszystkich życiowych doświadczeń to ważna lekcja pokory i cierpliwości. To możliwość znalezienia się bliżej siebie i dotarcia do tego, co w tobie najcenniejsze. Sama potrzebowałam czasu na zatrzymanie się i pooglądanie mojej sytuacji z pozycji obserwatora. Potrzebowałam wytchnienia, zatrzymania się, spokoju.
Tak wiele zależy od naszego sposobu myślenia — myślenia o sobie, o ludziach, o świecie. Ale przede wszystkim o sobie. Bo to, w jaki sposób myślisz o sobie, wpływa na to, jak myślisz o świecie i innych ludziach. W literaturze znalazłam bardzo przemawiającą do mnie definicję pewności siebie. Pewność siebie to stan, w którym czujesz się dobrze we własnej skórze. To akceptowanie siebie wraz z całym zestawem niedoskonałości. To wspieranie i docenianie tego, kim jesteśmy.
Dbam o siebie. Traktuję siebie jako kogoś ważnego i wartościowego, realizuję swoje potrzeby. Skupiam się na tym, na co mam wpływ. Nie opieram samooceny na ocenie innych. Buduję poczucie własnej wartości. Zapisuję swoje sukcesy, zwłaszcza te drobne. Pamiętam, że budowla składa się wielu cegiełek. Pracuję nad akceptacją własnych wad i niedoskonałości. Obserwuję siebie, swoje zachowania, myśli, emocje, reakcje i uczę się siebie. Rozwijam swoje kompetencje.
Zaakceptuj to, jak wyglądasz, ile masz lat, skąd pochodzisz, jak zostałaś wychowana. Skoncentruj się na tym, co zyskałaś dzięki doświadczeniom, nawet tym najtrudniejszym. Doceń wszystkie dobre i złe rzeczy, które ci się przytrafiły. To TWOJE życie. To one wszystkie sprawiły, że jesteś tym, kim jesteś.
Jeśli nie możesz, nie chcesz lub nie potrafisz czegoś powiedzieć, spróbuj to napisać. Pomyśl na przykład o jakiejś ważnej przemianie, która w tobie zaszła i ją opisz.
Jak znaleźć swoją drogę w sieci modnych trendów, reklamowych haseł, szarlatanerii i szamanizmu
„Aby ukarać mnie za moją pogardę dla autorytetów, los sprawił, że sam stałem się autorytetem” (Albert Einstein)
Zdarzyło mi się stać w księgarni w dziale Rozwój osobisty albo Psychologia i rozwój, i zadzierać głowę w górę, śledząc tytuły mądrych przewodników. A tytuły bardzo różne. I nie o tym będę pisać, bo zapewne i ty doświadczyłaś podobnych sytuacji w swoich poszukiwaniach rzetelnej wiedzy i inspiracji. Przyznać trzeba, że sporo książek i tekstów o rozwoju znajdujemy właściwie wszędzie. Pisane językiem bardzo zróżnicowanym. Przyznam, że od razu odkładam książki amerykańskich psychologów z pogranicza szamanizmu. Wiecie o jakich mówię. Chodzi o te tytuły typu: Już teraz możesz być szczęśliwy! Zasługujesz na szczęście! Doskonała recepta na sukces! Ty jesteś władcą swojego życia! Wykreuj swoje idealne życie!, itp. Nie oceniam takich publikacji jako bezwartościowe, bo w myśl zasady, że każda wiedza daje możliwości, i one swą wartość mają, choć niekoniecznie akurat ja z niej skorzystam. Nie przemawia do mnie język, jakim posługują się autorzy. Autorów wielu, każdy ma swój cel w publikowaniu takich treści, a ja ze swoimi potrzebami niekoniecznie w te cele się wpisuję. Autorami wielu książek tego nurtu są ludzie sukcesu, ludzie kultury, celebryci, znani nam ze szklanego okienka. Im się udało, żyją pięknie i szczęśliwie. Tylko czy na pewno? Szczerze im tego życzę. Do mnie jednak nie przemawia i ten rodzaj argumentów.
Jak więc poszukiwać, by nie zgubić się w tej gęsto utkanej sieci doradców i ekspertów od życia? To sprawa bardzo indywidualna. Zależy od tego, czego szukasz, co chcesz osiągnąć. Zależy też od tego, kim jesteś, co chcesz zmienić, o czym myślisz, co wiesz o sobie. I całe morze innych pytań. Może potrzebujesz rad, a może wcale nie chcesz słuchać ekspertów od życia — twojego życia, skoro nie mają oni pojęcia ani o tobie, ani o bagażu, który w sobie nosisz. Może po prostu poszukujesz inspiracji.
Już wiesz, że odkąd sięgam pamięcią, swoje smutki i to, z czym nie mogłam sobie poradzić, przelewałam na papier. Pisałam albo malowałam. Sztuka w jakiś sposób wypełniała pustkę wewnątrz mnie. To dzięki narracji przetrwałam to, co mnie w życiu spotkało i odnalazłam się w nowej rzeczywistości.
Żywiłam się też narracją innych. W ten sposób odkryłam istnienie ludzi, którzy pisali moim językiem. Poczułam, jakby ktoś spisał za mnie moje życie. Oczywiście niezupełnie moje życie. Ja wielokrotnie spisałam swoje. Nasze doświadczenia były odmienne. Ale tego potrzebowałam. Stały się one dla mnie źródłem inspiracji.
Wielu zarzuca autorom, że powielają treści w kolejnych swoich książkach. To prawda, że wiele myśli się powtarza, opisują te same doświadczenia. Ależ czym jest życie, jeśli nie kolejnymi odsłonami tych samych doświadczeń, odkrywaniem nowej rzeczywistości zbudowanej na fundamencie tego, co nas ukształtowało i sprawiło, że jesteśmy dzisiaj tym, kim jesteśmy?!
Z ogromną przyjemnością kontaktuję się z pisarzami, którzy piszą moim językiem i inspirują swoimi tekstami, refleksjami i spojrzeniem na życie, uczą w swoich książkach mądrej miłości do siebie, wdzięczności za dar życia, doceniania tego, co przynosi nam życie, a także dbałości o słowa, jakie kierujemy nie tylko do świata i ludzi, ale przede wszystkim do siebie.
Dziś i ja znalazłam własną przestrzeń, którą wypełnia pisanie. Spełniam swoje marzenie, które dojrzewało we mnie od czasów dzieciństwa. Piszę, bo jestem przekonana o tym, że jest miejsce i na mój głos. Dziękuję wszystkim czytelnikom za ciepłe słowa, które do mnie wracają i stają się inspiracją dla każdego kolejnego kroku na mojej drodze.
Rynek wydawniczy nas rozpieszcza. Publikuje się dużo, a półki uginają się pod ciężarem kolejnych nowości i bestsellerów. Warto jednak być wybrednym. Warto sprawdzać, co rzeczywiście nam smakuje, co nas inspiruje i co do nas przemawia. Wiele jest dróg rozwoju, wiele przewodników. Nie musisz iść każdą drogą, nie musisz brać wszystkiego, co daje ci świat. Najpierw sprawdź, czego naprawdę potrzebujesz, potem wybierz to, co Ci zasmakuje, co zrozumiesz i poczujesz. To ma być dobre dla Ciebie.
Popatrz na spis treści i wybierz coś dla siebie :)
Nie pasuję do tego świata! Jak rozbudzić miłość do siebie, do ludzi, do świata?
„Wstań rano, spójrz w lustro, zrób przedziałek i odczep się od siebie” (Wiktor Osiatyński)
Czy odnosisz wrażenie, że nie pasujesz do świata? Dlaczego mamy takie odczucia? Co je determinuje? Co zrobić, by dobrze się czuć w swoim świecie? Odpowiedź zapewne leży na wielu obszarach naszego funkcjonowania psychofizycznego, emocjonalnego, społecznego i duchowego.
Wizja niedobrego świata bywa wygodna, ponieważ wtedy świat ponosi odpowiedzialność za to, że się nam nie wiedzie, za to, że NIGDY nie odnosimy sukcesów, za to, że WCIĄŻ/ZAWSZE ponosimy porażki, i w końcu za to, że NIKT nas nie lubi, WSZYSCY nas krzywdzą.
Nigdy, zawsze, nikt, wszyscy… To bardzo niebezpieczne słowa. Kiedy zbyt często je powtarzamy i nie filtrujemy wypowiedzi, które do nas docierają, narażamy się na niebezpieczeństwo. Jeszcze gorzej, kiedy sami bombardujemy nasz umysł takimi sformułowaniami, myślami. Odtwarzanie i powtarzanie ich skutecznie prowadzi do zaniżenia własnej wartości. A przecież to nasza wartość może być naszą wewnętrzną siłą.
Oczywiście każdy z nas dźwiga jakieś kłopoty. Niektórzy czują się przytłoczeni niewielkimi trudnościami, inni pokonują nawet traumy. Pamiętanie o tym, że świat nie jest tylko dobry albo tylko zły, pozwala zachować równowagę.
Na nasze doświadczenie życiowe — oprócz satysfakcji, miłości, spełnienia — składają się także śmierć, strata, cierpienie, rozczarowanie, odrzucenie, poczucie winy. Uznanie tych dwóch aspektów naszej rzeczywistości pomaga odnaleźć swoją drogę przez trudy codziennego życia.
Tam, gdzie jedni widzą wyłącznie braki, inni dostrzegają możliwości i szanse. Wydaje się, że zależy to od przeświadczenia, że otacza nas sensowny i przychylny nam świat. Dopiero gdy uznamy, że jesteśmy współtwórcami naszego życia, możliwa jest zmiana w relacjach z otoczeniem. Zaczynamy wtedy poszukiwać tego, co nam służy i mamy lepszy kontakt z naszymi potrzebami.
Nie dokładajmy sobie. Jeśli źle myślimy o sobie, to źle też myślimy o świecie, o zamieszkujących go ludziach, i o tym, co może nas w nim spotkać. Odsyłam do tekstu Odczep się od siebie, a świat cię przytuli (A. Srebrna).
Jaki jest świat, w którym Ty żyjesz? Co robisz, by poczuć się w nim dobrze?
Matrix, czyli o życiu za fasadą szczęśliwości
„Nie oczekujcie od dnia tego, co mogą dać jedynie lata. Ale nie zapominajcie, że lata składają się z wielu dni, dlatego postanówcie, że nie zmarnujecie ani jednego” (J. M. Sailer)
Czy odnosisz czasami wrażenie, że nie pasujesz do miejsca, w którym właśnie jesteś, albo że twoje życie nie jest tym, które sobie wyobrażałaś? Miało być pięknie, szczęśliwie i na wieki, a tymczasem czujesz się samotna, zmęczona, niepotrzebna, czasem zła. Przecież na początku wszystko szło dobrze, uśmiechałaś się, cieszyłaś. Twoim udziałem była radość, satysfakcja z tego kim jesteś, co robisz, o czym marzysz.
Brzmi znajomo? Czy można czuć się szczęśliwym, a potem poczuć się głęboko nieszczęśliwym?
Byłam szczęśliwa, miałam pasje zainteresowania, dążyłam do realizacji własnych marzeń i je realizowałam. To było bardzo ekscytujące. Ale moje życie stopniowo się zmieniało, a ja czułam się, jakby zaczynało mi brakować powietrza do oddychania, czasu, aż w końcu chęci do życia. Dziś mam odwagę powiedzieć, że byłam głęboko nieszczęśliwą osobą. Czułam w sobie taki smutek, bezsilność i beznadzieję, wręcz rozpacz, że nie potrafiłam nie płakać. Zupełnie nad tym nie panowałam. Byłam wewnętrznie rozdarta, umierałam ze strachu i poczucia winy.
Poczucie bezpieczeństwa i potrzeba akceptacji to podstawowe potrzeby człowieka. Nic więc dziwnego, że każdy człowiek dąży do ich zaspokojenia. Poczucie ich braku, w połączeniu z presją społeczeństwa i niejednokrotnie naciskami rodziny i najbliższego otoczenia, popycha ludzi, by wyjść za mąż, ożenić się, mieć dzieci, założyć rodzinę. Bo przecież trzeba wpasować się w idealny wzorzec: założyć rodzinę, a potem żyć długo i szczęśliwie. Myślisz sobie: Tego właśnie potrzebuję, pragnę być kochana, akceptowana, chcę czuć się potrzebna. I nadchodzi ta wyczekana chwila. I jest cudownie. Miłość oplata cię ramionami i wreszcie czujesz się bezpiecznie. Może nawet czujesz się kochana.
Bywa i tak, że lata upływają a ty odkrywasz, że to nie była prawdziwa miłość. To było tylko rozpaczliwe wołanie o najmniejszy ochłap życzliwości, bliskości i opieki. Z rozmów, jakie przeprowadziłam z kobietami w wieku od 26 do 56 lat na temat jakości i trwałości więzi wynika, że zbyt często podświadomie same tego wszystkiego sobie odmawiamy. Uparcie twierdzimy, że jesteśmy szczęśliwe, zadowolone i nikogo, ani niczego więcej nie potrzebujemy. Mamy przecież wszystko — rodzinę, pracę, którą lubimy w większym lub mniejszym stopniu, realizujemy się w różnych dziedzinach życia. No i wszystkim jesteśmy potrzebne. Ale w głębi serca czujemy się tak bardzo samotne, bezwartościowe i nikomu nie potrzebne. Jesteśmy gotowe chować się za stworzoną przez siebie i otoczenie piękną fasadą. Jesteśmy gotowe godzić się na fałsz i kłamstwa.
Dlaczego decydujemy się na milczenie? Przecież podstawa to komunikacja i wymiana myśli. Tak, to podstawa wszelkich nurtów terapeutycznych w budowaniu więzi, a co dopiero związku na całe życie. Rzecz w tym, że pozwalamy sobie uwierzyć w to, co ciągle słyszymy, co nieustannie jest nam powtarzane: że to tylko ty masz problem. Wszyscy wokół są zadowoleni. A kiedy słyszysz, że dramatyzujesz, bo przecież wszyscy czasem tak mają, nie ma już sensu dalej o tym mówić. Jesteś gotowa milczeć i nie zdradzać się z tym, co czujesz, byle tylko mieć jakąkolwiek szansę na otrzymanie tego, czego potrzebujesz. Nawet jeśli ma to nastąpić kiedyś, później, w przyszłości.
Prawdziwa miłość jest w oczywisty i naturalny sposób uczciwa. Jednak deklarowanie miłości to za mało. Bo prawdziwa miłość daje też poczucie szczęścia, radości i bezpieczeństwa. Prawdziwa miłość nie wysysa z ciebie ostatków sił, nie odbiera ci sensu życia, nie doprowadza cię do rozpaczliwego smutku i poczucia beznadziejności. Nie ma w niej cienia strachu, samotności ani smutku.
Co można zmienić? Przede wszystkim warto zacząć od siebie. Przyznaj się do własnych uczuć bez wstydu i osądzania. Sami jesteśmy często względem siebie bardziej surowi w osądach niż otoczenie. Spróbuj odciąć się od strachu.
Kiedy sama przed sobą odkryjesz siebie, zyskasz prawdę — prawdę o tym, kim jesteś. A jesteś człowiekiem obdarzonym godnością osobistą — dobrem, którego nikt nie może ci odebrać. Jesteś istotą ludzką. Jesteś CZŁOWIEKIEM.
Postanów, że od dzisiaj będziesz starać się być najlepszą wersją siebie, bez oglądania się na innych. Zawsze znajdą się ludzie, dla których będziesz za gruba albo za chuda, za głupia albo za mądra, dziwnie milcząca albo wyszczekana, za ładna albo za brzydka. I nie zwracam się tylko do kobiet pisząc powyższe słowa. Dotyczy to w takim samym stopniu mężczyzn. Dotyczy nas wszystkich bez względu na wiek, płeć, wykształcenie, status społeczny, narodowość czy kolor skóry.
Zawsze będą ci, którzy nie szanują wartości człowieczeństwa albo ci, którzy w tobie człowieka nie widzą, bo mają inne kryteria. Nie warto brać sobie tego do głowy, choć zmiana sposobu myślenia jest bardzo trudna.
Od dziecka, a właściwie od pokoleń żyjemy pod presją oceny. Jesteśmy oceniane w szkole, w pracy, w rodzinie, w towarzystwie, przez przypadkowych ludzi. Wciąż testowane są nasze umiejętności, kompetencje, kwalifikacje, przydatność, wygląd i trudno wymieniać w tym miejscu wszystkie aspekty życia.
Pamiętaj, że nie wszystko stanie się od razu. Zacznij od siebie. Poszukaj prawdy w sobie. Poznaj siebie. Zmiana nie dokonuje się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. To proces, często proces długi i żmudny. Ale to TWOJA droga. Czasem bywa wyboista i kręta. Zrób pierwszy krok.
Staram się wciąż pamiętać o tym, że jestem wolnym człowiekiem i mam obowiązek dbać o siebie. Wciąż powtarzam sobie, że nie ma złych uczuć, których nie wolno czuć. Wszystkie uczucia są dobre, bo wyrażają część mnie.
Dzisiaj jestem świadoma i przekonana o tym, że mam człowiecze prawo do szacunku i poszanowania godności osobistej. Nie godzę się zatem na poniżanie czy szantaż emocjonalny.
Już nie udaję, że jest pięknie, jeśli w rzeczywistości jest źle. Jestem prawdziwa i nie buduję fałszywej fasady. Wyciągam wnioski z popełnionych błędów i szukam rozwiązań. Jestem odpowiedzialna za swoje życie i biorę odpowiedzialność za swoje decyzje. Pielęgnuję wdzięczność.
A Ty za które aspekty człowieczeństwa jesteś wdzięczna?
Las, błękitne niebo, szum morza, ja, robaki i inne istnienia
„Głęboko nabrałam powietrza w płuca i wsłuchiwałam się w znajomy rytm mojego serca. Jes — tem, jes — tem, jes — tem.” (Sylvia Plath)
Cały dzisiejszy dzień spędziłam w lesie, na łonie natury. To niesamowite doznanie poczuć się jej częścią. Kiedy postrzegamy siebie jako cząstkę złożonego systemu powiązań i zależności, lepiej rozumiemy siebie, swoje wybory, decyzje i dostrzegamy znacznie więcej możliwości. Delektowałam się zielonością lasu, błękitem nieba, świergotem ptaków, świeżym powietrzem. Głęboko oddychałam.
Oddychanie to pierwsze i najskuteczniejsze narzędzie utrzymania zdrowia i wewnętrznej równowagi, w które wyposażyła nas natura. A do tego zupełnie darmowe. Oddech łączy nasze ciało, umysł i emocje. To właśnie dlatego oddech pozwala zapanować nad lękiem i paniką, wyrwać się z apatii i nabrać ochoty na życie.
Oddech może być zarówno źródłem cierpienia, jak i radości. Warto dłużej zastanowić się nad własnymi reakcjami oddechowymi w przypadkach różnych stanów emocjonalnych, w jakich bywamy. Strach to oddech płytki i krótki, gdy jesteśmy zasmuceni szlochamy, uczucie dyskomfortu lub ciężaru objawia się długim westchnieniem, a ból wręcz nakazuje nam wstrzymać oddech. W złości łykamy hausty powietrza i wypuszczamy je z równie mocną siłą, a gdy jesteśmy zdenerwowani nasz oddech jest rwany. Z kolei gdy czujemy się zrelaksowani i odprężeni, oddychamy równo i miękko.