E-book
29.4
drukowana A5
54.98
Jesteś... bo zawsze gdzieś będę...

Bezpłatny fragment - Jesteś... bo zawsze gdzieś będę...

część 3


Objętość:
151 str.
ISBN:
978-83-8126-802-8
E-book
za 29.4
drukowana A5
za 54.98

Chcieć więcej, niż się wie, że można chcieć,

To codzienna klęska tych, którzy kochają.

„Piasek”, Jonasz Kofta

Wprowadzenie

.

Wydarzenia tu opisane miały miejsce naprawdę, stąd też jakiekolwiek podobieństwa bohaterów do żyjących osób nie są przypadkowe. Jednakże wszystkie dane osobowe, a więc imiona i nazwiska, aliasy i adresy skrzynek pocztowych oraz numery telefonów zostały zmienione przez autora i nie należy ich łączyć ze światem rzeczywistym. Dialogi i myśli zawarte w książce pochodzą z oryginalnych wiadomości elektronicznych i nie zostały w jakikolwiek sposób zniekształcone, prócz fragmentów usuniętych ze względu na zbyt osobisty charakter ich wypowiedzi jak i tych, które nie miały jakiegokolwiek wpływu na przebieg akcji niniejszego utworu, co zostało zaznaczone.

Zakończenie tej historii jest czystą fikcją literacką, ale życie cały czas pisze jej ciąg dalszy…

Składam serdeczne podziękowania pewnej niesamowitej kobiecie, bez której katalitycznej roli książka ta nie powstałaby. To dzięki Jej pomocy, mentalnemu oddziaływaniu i duchowemu wsparciu, których od Niej doświadczałem, mogłem napisać tę książkę. To dzięki Niej zdołałem utrwalić jeden z piękniejszych fragmentów mojego życia.

Nigdy nie zwróciłaś się do mnie po imieniu, zawsze było to: Ty, Tobie, Tobą, Ciebie — zaimek II osoby liczby pojedynczej we wszystkich przypadkach odmieniałaś, a jednak…

…a jednak wiele Tobie zawdzięczam… nawet nie wiesz, jak wiele…


AUTOR

2016

Do: eM Aszka <+48964375910>

01-01-2016 01:21

Enjo! Witaj w nowym roku! Niech Ci się wiedzie jak najlepiej! Całuję w oba policzki :-)


Do: WP <+884765799>

01-01-2016 01:25

Samych dobrych dni w Nowym Roku!


Od: boggy26 <inforino@op.pl>

Do: Aszka <muszelka@o2.pl>

Temat: To Twój Dzień!

Data: Nie, 03 sty 2016 10:54

Załączniki: 1; Content-Type: audio/mp3; filename=„Rod Stewart & Michael Buble — Winter wonderland.mp3”


Hej,

Wstał piękny dzień i słońce pięknie rozświetliło świat zmrożony… Od razu poczułem przypływ sił witalnych. Włączyłem RMFMAXXX, by resztki snu odgonić. Ale przez cały ten czas Twoja postać snuła się między moimi zwojami mózgowymi. Chciałem z Tobą podzielić się moją radością z dnia dzisiejszego. Może jakoś uda mi się mój stan ducha przekazać w formie życzeń. A więc…

Bądź radosna, bądź uśmiechnięta, niechaj słońce ściele promieniste dywany pod Twoimi stopami, niechaj burze omijają Cię z daleka, łagodne powiewy niechaj pieszczą sploty Twoich włosów i oby w Twoich ciepłych oczach jak najmniej łez smutku było, a jeśli będziesz płakać to tylko z radości…

W załączniku przesyłam coś na czasie, bo zahacza o temat świata w pięknej zimowej scenerii (to z koncertu bożonarodzeniowego Roda Stewarta z 2012 r., który był powtarzany w te święta). Co prawda brakuje śniegu w najbliższym otoczeniu, ale myślę, że spory mróz, zmrożone kałuże i promienie słońca w nich się odbijające zrekompensują brak białego puchu. No i jest to Twój Dzień! Tak sobie wymyśliłem wpatrując się w Twoją twarz na fotografii :-) I z tej okazji zaraz zapalę sobie kadzidełko.

Miłego dnia, a jest on dłuższy od najkrótszego dnia w roku o całe s-i-e-d-e-m minut :-)

PS. Sporadycznie tylko zaglądałem na Twój profil facebookowy (ostatnio chyba w październiku), a teraz w ogóle nie mogę Cię znaleźć (musiałem założyć inne konto, by trafić na Twój ślad). Jeśli to Twoja sprawka, to paskudnie postąpiłaś.

W.


Do: eM Aszka <+48964375910>

05-01-2016 21:27

Dobry wieczór. Napisz, proszę, czy pojutrze, a więc w czwartek, będziesz na dyżurze?


Do: WP <+884765799>

05-01-2016 23:24

.?@=£


Do: eM Aszka <+48964375910>

05-01-2016 23:57

.?@=£ — czy mam się z tego śmiać? To dialekt mandaryński, suahili czy może slang Aborygenów? Nie chwytam znaczenia, kontekstu ani podtekstu. Mam zły dzień, nie do śmiechu mi dzisiaj, a Ty jeszcze szyfrem nadajesz niczym rasowy wywiadowca. Może faktycznie w kontrwywiadzie powinnaś pracować?

@ — — > — :-)


Fragment z pamiętnika:

„6 stycznia 2016 r., środa

Dzisiaj mija rok od dnia, w którym wyznałem Enjo, że ją kocham. Wiele się zmieniło od tamtego wieczora, bardzo wiele. I to na gorsze. Do dzisiaj nie mogę dać Jej prezentu pod choinkę, nie wiem nawet, czy jutro ma dyżur i czy mogę Jej kupić kwiaty — tulipany jak w ub. roku. Ale tu jest też dużo mojej winy, zachowuję się niezbyt dojrzale, stosuję podchody niczym nastolatek. Jednak Ona nie chce, bym się afiszował z moim uczuciem i prezentami. Więc jak mam się zachowywać?

Spadł wreszcie śnieg, a właściwie to naprószył i jest go całkiem sporo. Ciekawe, że to właśnie dzisiaj się stało — rok po”.


Do: eM Aszka <+48964375910>

06-01-2016 20:14

@ — -> — @ — -> — @ — -> —

@ — -> — @ — -> — @ — -> —

@ — -> — @ — -> — @ — -> —

@ — -> — @ — -> — @ — -> —

12 róż z pewnej okazji :-* :-)


Fragment z pamiętnika:

„7 stycznia 2016 r., czwartek

Po dializie poszedłem na Rynek, dlatego skróciłem ją o pół godziny, nie chciałem, aby zamknięto kwiaciarnie. Kupiłem czerwoną różę. Wróciłem, zaraz po wejściu do szpitala przełożyłem kwiat do reklamówki z prezentem świątecznym, poszedłem na oddział, wywołałem przez Renatę Ewelinę na korytarz i dałem jej prezent wigilijno-imieninowy wraz z różą. Ta z okazji roku od wyznania. Ale pomyliłem daty: to miało miejsce 8 stycznia a nie 6, jak myślałem. A kolejny raz, tym razem z bukietem kwiatów, miało to miejsce dwa dni później, czyli 10 stycznia, a nie 8. Wybrałem 7 stycznia tego roku, bo myślałem, że to jest dzień między tymi datami, a powinienem wybrać 9 stycznia. Wszystko mi się pokręciło.

Wyszła z sali jak zwykle z uśmiechem szerokim i od razu zastrzegła: „Nie będę z tobą rozmawiać”. „Dobrze, nie chcesz, to nie musimy rozmawiać, dla mnie najważniejsze jest to, że wreszcie mogę dać tobie prezent wigilijny, przecież nie będę go nosił do następnych świąt”. Podziękowała i będąc już przed drzwiami pokoju socjalnego odwróciła się i powiedziała: „A ty naucz się liczyć: nie 12 róż a 13”. Chodziło o mój SMS z dnia wczorajszego, w którym owe 12 różyczek wysłałem: ja myślałem o styczniu, Ona datę skojarzyła z 6 grudnia”.


Od: Wiesław Paprocki <inforino@op.pl>

Do: Aszka <muszelka@o2.pl>

Temat: 12, 12, 12…

Data: Czw, 07 sty 2016 18:22


Aszeńko urocza,

To Ty się pomyliłaś. Trzy razy liczyłem po opuszczeniu oddziału i za każdym razem dochodziłem do liczby 12 (chodzi o ilość różyczek we wczorajszym esemesie wysłanych). Może masz co innego na myśli niż ja? Ja myślałem o 6 stycznia, kiedy wyznałem, że Cię kocham. Powtórzyłem to dwa dni poźniej. A dzisiaj jest 7 stycznia, idealnie między obiema datami.

Prawdopodobnie Ty miałaś na myśli 6 grudnia: różę, czekoladki i wiersz. No i się po-my-li-łaś.

Kiedy wczorajszego ranka zobaczyłem śnieg za oknem, od razu skojarzyłem to z wczorajszo-jutrzejszą rocznicą. I z samego rana zostałem tym podbudowany i powiedziałem sobie, że to jest znak, abym się wreszcie z tyłkiem ruszył i zrobił coś z podarkiem, który od dwóch tygodni targam w plecaku.

Dzisiaj specjalnie po dializie poszedłem na Rynek po tulipany. Zajęło mi to zaledwie 20 minut. Okupiłem to bólem głowy, zapomniałem, że jestem pacjentem i nie powinienem się forsować, ale nie chciałem, aby znowuż coś mi się nie udało, co sobie zaplanowałem. Dlatego poprosiłem o sesję krótszą o pół godziny, abym zdążył przed zamknięciem kwiaciarni. Wiedziałem, że po moim wyjściu z sali nie będziesz się mnie już spodziewać. No i w ten sposób dopiąłem swego :-).

Niestety — tulipanów nie było. Ale wybrałem różę w kolorze, który będzie mi się zawsze z Tobą kojarzył. Kupiłem tylko jedną, gdyż nie wiedziałem, czy w ogóle do mnie wyjdziesz. Teraz żałuję, że nie kupiłem całego wiaderka; -)

Acha — różyczka wiesz z jakiej jest okazji, dołączona narta z kadzidełkami o zapachu morskiej bryzy jest na imieniny (nie wiem, czy kadzidełka rzeczywiście morską atmosferę oddają), a koperta i to, co wewnątrz niej udało mi się pomieścić, na wigilię.

No to trochę się napisałem. Siedzę, jak dawniej, na swoim starym miejscu w hallu. Ale już kończę. Życzenia już wcześniej przesłałem, więc upominki bez życzeń zostały wręczone.

Mogę tylko ogólnie życzyć spokojnej nocy i miłych snów. I uważaj na zewnątrz, bo można się dzisiaj łatwo przewrócić.

Do następnej dializy, urocza złośnico; -)

W.


Do: eM Aszka <+48964375910>

07-01-2016 22:46

Enjo, mam nieco mieszane uczucia co do flakonika. Kasia przyniosła latem mnóstwo fiolek-testerów. Pośród nich jedna była większa. Kiedy na nią spojrzałem — oniemiałem. Mademoiselle! Przecież to Twój ulubiony zapach! Od razu ją schowałem z myślą o wigilii. Doceń to, że nad złotą kokardką, w którą ten prezencik ubrałem, biedziłem się DWIE GODZINY, bo wciąż mi się rozsypywał ów splot misterny.


Fragment z pamiętnika:

„8 stycznia 2016 r., piątek

Wieczorem, o 21.50, spojrzałem na zegar zastanawiając się, o której godzinie przed rokiem to się stało? Przejrzałem esemesy wówczas pisane. O 21.51 wysłałem wiadomość do Enjo i — to już sobie przypomniałem — w tym momencie usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi oddziału i postać Jej pojawiła się w hallu. Minutę później było już po wyznaniu. A więc dzisiaj spojrzałem na zegar w tej samej minucie. Niesamowite”.


Do: eM Aszka <+48964375910>

08-01-2016 00:20

Enjo, dałem plamę…:-( Przeglądam smsy sprzed roku i… Nie wiem, jak mogłem się tak pomylić? 8 I wyznałem, co czuję do Ciebie, a nie 6., a scena z tulipanami miała miejsce dwa dni później czyli 10 I. Tak więc pospieszyłem się o 2 dni. Stąd to zamieszanie z różami, skojarzyłaś je z 6 XII. Przepraszam! :(


Od: Wiesław Paprocki <inforino@op.pl>

Do: Aszka <muszelka@o2.pl>

Temat: Tulipanowa rocznica

Data: Sob, 09 sty 2016 15:03


Hej,

Muszę w ten sposób przekazać ostatnie wieści. Nie wiem, czy odbierzesz ten mail na czas, mogłabyś w jakikolwiek sposób dać znać, kiedy treść dotrze do Ciebie.

Naprawiłem pomyłkę. Udało mi się wydedukować, że jesteś dzisiaj w szpitalu. Poszedłem więc na Rynek do mojej kwiaciarni (stąd moje spóźnienie) i pani na mój widok od razu odezwała się: „Mam tulipany dla pana”. Rozejrzałem się, ale bez skutku. Okazało się, że są jeszcze nierozwinięte, więc kielichów nie było widać.

Pani zapewniła, że po dwóch dniach już będą ładnie się prezentować, a po trzech będą piękne. Jakoś to do mnie nie przemawiało, ale kiedy zaproponowała mi, bym wziął jeden za darmo do domu i sprawdził, uwierzyłem.

Kupiłem ich pięć: trzy żółte i dwa czerwone. Kupiłem też czekoladki z odrobiną alkoholu. Jeśli je zjesz od razu, alkohol powinien zadziałać i przejdzie Ci dzisiejsza niechęć do moich podchodów.

Nie będę Cię już dzisiaj angażował i stawiał w niecodziennej sytuacji (a może i denerwował), dlatego i kwiaty i słodycze musisz sama wziąć. Umieściłem je w Waszym pokoju socjalnym. Tulipanki stoją na parapecie w słoiku z wodą, obok nich w czarnej reklamówce znajduje się opakowanie z czekoladkami.

To tyle na dzisiaj. Spokojnego popołudnia. Wieczoru też w spokoju spędzonego Ci życzę. Nocy także… I ogólnie spokoju :-)

Acha — przedwczoraj pierwszy raz od wielu miesięcy widziałem Twoją twarz z bliska i podtrzymuję to, co powiedziałem Tobie przed rokiem w połowie stycznia, gdy obmywałaś nerkę obok mnie: piękniejesz każdego dnia :-).

W.


Fragment z pamiętnika:

„9 stycznia 2016 r., sobota:

Zadzwoniłem na komórkę Enjo, ale nie odbierała. Była więc w pracy. Ale gdzie? W Toruniu oddziałowa powiedziała, że jej nie ma. Była więc na miejscu. Wyszedłem z domu już o 11.30, aby kupić kwiaty i bombonierkę. Przez to dializę rozpocząłem o 13.40.

Na tablicy dyżurów nie figurowało Jej nazwisko. To mnie zbiło z tropu. 5 tulipanów i wiśnie w czekoladzie zostawiłem w pokoju socjalnym. Wszedłem na salę, a za kontuarem siedzi Dorota i… Enjo. Była sobota, a w soboty nie ma oddziałowej i na tablicy wisiał spis personelu z piątku. Poprosiłem Ją o wyjście ze mną na korytarz, ale z uśmiechem odmówiła i kazała mi się położyć na łóżku. Wysłałem więc mail, już po podłączeniu przez Dorotę, że czeka podarek i że ma mi dać znać, że wiadomość przeczytała.

Po dializie podszedłem do niej, akurat pacjenta podłączała, by zapytać, czy odebrała mail? Musiała wyczuć moje myśli, bo odezwała się pierwsza: „Przecież powiedziałam, że przeczytałam”. „Acha, nie wiedziałem, przepraszam”. Dopiero po odejściu przypomniałem sobie, że przecież nic mi nie mówiła, nie napisała, ani też znaku żadnego nie dała”.


Do: eM Aszka <+48964375910>

12-01-2016 11:37

Dzień dobry, Enjo! Wbrew przygnębiającej śnieżno-błotnistej szarości za oknem, życzę Ci słonecznego dnia. Niestety, nie mam kontaktów ze światem magii i czarów, ale może życzenie spełni się? Czy tulipanki rozwinęły płatki i próbują dorównać Twojej urodzie? Pięknego dnia :)


Do: WP <+884765799>

12-01-2016 23:35

Tulipany pozostały w większych pąkach…, po pęknięciu widać barwy. Dziękuję! Taka krótka, na pewno pozbawiona taktu informacja- nie lubię i nie jadam żadnych cukierków z alkoholem — nie znoszę połączenia czekolady i wódki czy likieru. Wszystko co orzechowe lub migdałowe jest rozkoszą dla mojego podniebienia. Dobrej nocy!


Do: eM Aszka <+48964375910>

12-01-2016 23:53

Dziękuję za wiadomość. Nie liczyłem na nią, ale podświadomie oczekiwałem :) Teraz pojmuję Twoją radość na widok raffaelo, ale z takiej okazji chciałem coś innego i jak zwykle dałem ciała :( Tak więc nie ma co przesadzać z dogadzaniem. Trochę mi smutno z powodu tulipanków, ale to zapewne Twoja uroda je przytłacza. Dobranoc J


Fragment z pamiętnika:

„13 stycznia 2016 r., środa:

Wczoraj wieczorem po raz pierwszy od wielu miesięcy zasypiałem radosny, bez chmury złych myśli zatruwających moją głowę. A to wszystko sprawił sms od Enjo. Odpowiedziała na mój sms przed południem wysłany. I to dała odpowiedź w formie, jakiej nie można użyć wobec każdej osoby”.


Od: Wiesław Paprocki <inforino@op.pl>

Do: Aszka <muszelka@o2.pl>

Temat: Wszystko i nic

Data: Pią, 15 sty 2016 14:12


Dzień dobry, Aszko

Dzisiaj z rana zapaliłem kadzidełko… Na opakowaniu napisane było, że rozjaśnia umysł, odgania złe emocje, usuwa złe myśli… Może tak się też stało, bo zacząłem o Tobie myśleć… Wczoraj wieczorem, po powrocie ze szpitala, też zachciało mi się powdychać aromat wraz z dymem kadzidlanym rozpraszający się po mieszkaniu.

We wtorek wieczorem, po raz pierwszy od wielu miesięcy, zasypiałem spokojnie, bez chmury złych myśli zatruwających mój umysł. A to wszystko sprawił sms od Ciebie (jak widzisz, cieszą mnie nawet takie drobiazgi). Dałaś mi w nim odpowiedź w formie, jakiej nie można użyć wobec każdej osoby. Istotnie, była ona — jak napisałaś — mało taktowna. Ale wiedziałaś, że się nie obruszę, bo trochę o sobie wiemy, więc możesz sobie pozwolić na pewną dozę szczerości. Dziękuję za zwróconą uwagę i przyjmuję ją z pokorą :-)

[…]

Masz piękne usta. Nie mogę o tym naocznie przekonać się, z powodu braku bliższych spojrzeń i możliwości spokojnego nasycenia się takim widokiem, ale udało mi się pozyskać zdjęcie, w które mogę wpatrywać się i wchłaniać (właśnie tak — wchłaniać) Twój obraz. Stąd wiem, że masz piękne usta. […]

Dzisiaj jest piętnasty stycznia. To właśnie tego dnia, ale przed dwunastoma miesiącami, powiedziałem do Ciebie: „Z każdym dniem jesteś ładniejsza”. Odpowiedziałaś mi przez sms: „Skąd ci się to bierze?”. To był bardzo miły dzień, pamiętam to. A Ty byłaś cały czas uśmiechnięta. I następna dializa też miło upłynęła. A może to trwał efekt mojego wyznania sprzed tygodnia?

Przepraszam za ten nostalgiczny ton, ale nieraz potrzebuję zapomnieć o codzienności i wpadam we wspomnienia. Skoro codzienność jest tak okrutna, muszę się jakoś ratować przed popadnięciem w marazm: wspomnieniami, kadzidełkami, spacerami samotnymi, pisaniem wierszy, artykułów, utrwalaniem wspomnień i pisaniem do Ciebie…

Tak, mało urozmaicony żywot prowadzę. I nie zadowala mnie taki stan rzeczy, chciałbym czegoś więcej… Chciałbym w cholerę (przepraszam) rzucić dializy i ruszyć w Polskę. Żywić się w barach, sypiać w hostelach i schroniskach, zatrzymywać czas na zdjęciach i opisach na bieżąco czynionych, pytać ludzi co ich cieszy, a co denerwuje. I chciałbym czytać mądre książki, tzw. literaturę drogi: Hemingway, Stachura i inni tacy… chciałbym się uczyć, bo tak mało wiem o astronomii, geologii, biologii, medycynie… jestem wciąż głodny wiedzy. Tymczasem muszę mieszkać z osobą, której nienawidzę i ona mnie też… kiedy widzi mnie nad książką lub piszącego coś w tablecie, nie przepuści okazji, by mi dogryźć. Jedyne spokojne godziny, kiedy mam spokój i mogę oddawać się czemuś pożytecznemu to czas dializ i dni, kiedy L. jest w pracy (a teraz jest na zwolnieniu lekarskim, w domu ciśnienie jest wysokie, wystarczy jedna iskra, by nastąpił wybuch). Ale tego czasu mam mało na wszystko, czym chciałbym się zająć. Obecnie piszę dwa opowiadania, jeden artykuł i projektuję okładkę do książki. Cały grudzień brałem udział w wirtualnych wykładach z astronomii przez internet (na koniec stycznia miał być egzamin), ale musiałem z czegoś zrezygnować, bo nie miałem czasu na to wszystko. Zrezygnowałem z wykładów :-(

Kończę, bo głód mi doskwiera, jeść też muszę, nad czym boleję, bo czas cenny marnotrawię przez to, szkoda, że nie potrafię wzorem roślin fotosyntezować substancji odżywczych :-D

Do następnego widoku Twojej jedynej w swoim rodzaju bluzy w kolorze trudnym do jednoznacznego określenia. Pewnie jest on tak bogaty w różne określenia, jak bogata jest Twoja osobowość.

Zauważyłem, że włosy masz ciemniejsze :-)

Do zobaczenia…

W.


Do: eM Aszka <+48964375910>

20-01-2016 16:09

Pozdrawiam z wprost bajecznie ośnieżonych Solanek!


Od: Wiesław Paprocki <inforino@op.pl>

Do: Aszka <muszelka@o2.pl>

Temat: Mail ze śnieżynkami w tle

Data: Śro, 20 sty 2016 10:36


Dzień dobry, Enjo,

Poranny widok za oknem tak mnie ucieszył, a jednocześnie wzruszył, że musiałem odreagować i podzielić się z kimś moim stanem duchowym. Z kim, jak nie z Tobą? To poniżej napisałem ad hoc, więc jest to — przyznaję — kanciaste i szorstkie. No i, na ile Cię poznałem, pewnie jeszcze dodasz od siebie coś uszczypliwego. Ale co mi tam, wszak prawdziwa cnota krytyk się nie boi :-)

Zanurz się teraz na chwilę w fale „poezji” :-D


W powietrzu śnieżynki się unoszą

z wielką gracją i rozkoszą

podrygują, podskakują

i swym tańcem mnie radują

Znam śnieżynkę z krwi i kości

która sprawia moc radości

gdy idąc kołysze włosami

i podrzuca pośladkami,

choć zmrożona chłodem wieje

na jej widok wciąż głupieję…

A za oknem ciągle sypie z ołowianego nieba

tak niewiele, bym wzruszył się, potrzeba…


Pięknego dnia w śnieżnej scenerii :)

(ciekawe, że kiedy skończyłem pisanie, niebo przestało sypać śniegiem — czyżby i w górze uznano, że moje pisanie to gniot? :-D)

W.


Od: Wiesław Paprocki <inforino@op.pl>

Do: Aszka <muszelka@o2.pl>

Temat: Śnieżne wspomnienia

Data: Czw, 21 sty 2016 16:03

Załączniki: 6; Content-Type: image/jpeg; filename=„2016-01-20 ÷ 25.jpeg”


Hej, hej, hej Aszko!

Pamiętasz mój mail z lutego ub. r. (Boże, jak dawno to było…)? Przesłałem wówczas kilka fotografii z ośnieżonych Solanek. Na jednej z nich widniał mały bałwan, właściwie — bałwanek, którego na potrzebę chwili ulepiłem. To miała być Twoja postać, ale z powodu zziębniętych dłoni, wyszła ona nieco kanciasto. Nawet włosy stworzyłem ze źdźbeł trawy wygrzebanych spod śniegu (spacerujący ludzie pewnie myśleli, że korzonków na obiad szukam :-D), a i gawrony obsiadły mnie wokół, spodziewając się zapewne, że zahibernowanych dżdżwnic im dostarczę). Mimo moich starań, by jak najwierniej Twoją świetlaną postać przedstawić, dostrzegłaś w śnieżnej rzeźbie podobieństwo do mnie. Hm…

Wczoraj tak pięknie śnieg sypał, że nie mogłem wytrzymać i trzy godziny spędziłem na spacerze. Wróciłem głodny, zziębnięty, zmęczony, ale jakże zadowolony. Taki samotny pobyt z przyrodą dobrze robi: umysł uspokaja, pozytywnie nastraja, uczy pokory wobec życia. No i myśli moc generuje. Różnorakich myśli… Wybrałem porę, w której ludzie raczej w domach przesiadują (13—16), więc nikt mi nie przeszkadzał.

I wpadłem na pomysł, by tym razem bardziej się postarać i ponownie użyłem moich zdolności plastycznych, by stworzyć podobiznę Twoją. Bardzo się starałem, ale dłonie szybko mi zgrabiały, więc wyszło, jak wyszło. W miejsce włosów z trawy na głowie bałwanki kapelusik położyłem i jej główkę zalotnie przechyliłem. A efekt… no cóż. Sama go ocenisz na przesłanej fotce.

Jak pisałem, na wietrze i mrozie zgrabiały mi dłonie. I to jak! Straciłem w nich czucie i nie mogłem kurtki zapiąć (co chwilę wyjmowałem z jej wnętrza smartfon). Znikąd pomocy… Strach mnie ogarnął, że sam za chwilę w rzeźbę lodową się zamienię. Pozostało mi tylko jedno!

Zrzuciłem kurtkę, udało mi się wydostać z bluzy, bez czucia w palcach nie mogłem rozpiąć koszuli, więc zacząłem ją szarpać i po kilku sekundach rozprysnęły się guziki. Została tylko T-koszulka. Zsunąłem buty, udało mi się rozpiąć pasek u spodni, suwak też i zostałem tylko w skarpetkach. Gdybym zsunął jeszcze gatki, byłby to klasyczny streaking, ale głodne gawrony, które obsiadły okoliczne drzewa, i ich długie dzioby przyhamowały moje zapędy, bo mogły wziąć moje dyndające przyrodzenie za zachętę do konsumpcji… Rzuciłem się na śnieg i stoczyłem z górki rowerowej, po czym ruszyłem biegiem na przełaj przez zmrożone i pokryte kopnym śniegiem łąki i pola w kierunku wieży ciśnień. Obiegłem ją ze trzy razy i ruszyłem w drogę powrotną. Dobiegłem do sterty moich ubrań rozgrzany jak po wyjściu z sauny. Zacząłem się ubierać, ale w tym czasie moje odzienie nieco zamarzło, przez co miałem pewne trudności i odłamał się jeden rękaw koszuli. Reszta była w miarę okay.

No dobrze. Kończę, bo jeszcze dzisiaj nic pożytecznego nie zrobiłem, muszę wziąć się za tłumaczenie tekstu, z którego art. dla WiŻ powstaje, s którego objętość nieco mnie przytłacza. Do tego to angielszczyzna amerykańska, na dodatek słownictwo techniczne.

Wczorajszą aurę uwieczniłem na zdjęciach, przesyłam kilka. Acha — czy te liche tulipanki wreszcie pokazały pełnię swojego piękna, czy też trafiły wcześniej do śmieci?

I jeszcze coś — czy kadzidełka rzeczywiście zapach morskiej bryzy do domu wnoszą? A może inny zapach preferujesz, albo w ogóle dymu kadzidlanego nie cierpisz? No i czy ten dymek nie szkodzi noskowi albo płuckom Waszej Miłości :-D?

W.


Od: Ewelina Mrożek <muszelka@o2.pl>

Do: Wiesław Paprocki <inforino@op.pl>

Temat: Urodziny

Data: Pon, 25 sty 2016 23:45

Content-Type: image/jpeg; filename="image1.jpeg”

Niech się spełnią wszystkie marzenia!!!


Od: boggy26 <inforino@op.pl>

Do: Aszka <muszelka@o2.pl>

Temat: Odp: Urodziny

Data: Wto, 26 sty 2016 10:27


Bardzo Ci dziękuję za życzenia. Ale dlaczego mnie postarzyłaś i wysłałaś mail urodzinowy przed północą, kiedy niczym tonący brzytwy trzymałem się jeszcze pięćdziesiątki? Takiej naciągniętej do granic możliwości, ale jednak.

Gdyby istotnie miały spełnić się moje wszystkie marzenia, to nie wiem, czy byłabyś z tego faktu zadowolona; -)

Torcik od Ciebie w przesłanej grafice jest przepiękny, szkoda, że nie jadam takich rzeczy. I te serca, którymi został przyozdobiony… No właśnie, czy to jakiś kod sygnałowy od Ciebie? :-) OK., OK., już przerywam kontynuację tego wątku, ja nic nie analizuję, to tylko tak żartem napomknąłem.

Jeszcze raz dziękuję!

Do dzisiejszego zobaczenia!

W.


Fragment z pamiętnika:

„26 stycznia 2016 r., wtorek:

26 stycznia. Dzień moich urodzin. Dzisiaj kończę 60 lat. Przed dziesięciu laty, kiedy kończyłem lat 50, był to dla mnie szok. Dzisiaj aż tak bardzo tego nie przeżywam, ale zawsze powoduje to jakieś perturbacje duchowe, jakiś natłok myśli negatywnych… Nie wiem też, kiedy te 10 lat minęło? Kiedy czas mija, dni płyną, i płyną i płyną… Aż pewnego dnia człowiek budzi się i uświadamia sobie ni stąd ni zowąd, że wszystko jest już za nim i pozostają tylko wspomnienia.

Dzisiaj umyłem głowę, zgoliłem 3-dniowy zarost (gdyby nie to, że jest w 3/4 siwy, zostawiłbym go), zjadłem śniadanie i uzupełniłem wpis w pamiętniku. Chcę dzisiaj wyjść godzinę wcześniej i kupić jakieś ciasto w mieście do szpitala. Dzisiaj na dyżurze jest Enjo.

Wyszedłem wcześniej niż zazwyczaj — o 11.30. Na deptaku kupiłem ciasto, a na Wąskiej dwie świeczki: „6” i „0”. Oczywiście spóźniłem się o kwadrans na dializę. Ola zajęła się krojeniem ciasta, a później… weszła do sali ze świeczkami zapalonymi i podeszła do mnie do łóżka. A prosiłem wcześniej, aby tego nie robiła. Zdmuchnąłem tylko szóstkę, zero zostało. Brakło mi tchu czy co? Zdmuchnęła je Ola.

Mariola odłączała mnie i zagadnęła o to, jak się czuję jako solenizant? Za kontuarem siedziała Lena i też zagadnęła o to, jak mijają mi urodziny? Enjo już wczoraj przed północą mail z 5-wyrazowymi życzeniami przysłała, a dzisiaj wieczorem Dorota życzenia przez fejsa przekazała.

Ot, i tak minął mi dzisiejszy dzień”.


Od: boggy26 <inforino@op.pl>

Do: Aszka <muszelka@o2.pl>

Temat: 14 lutego…

Data: Nie, 14 lut 2016 13:00

Content-Type: image/jpeg; filename=„14 lutego 2016.jpeg”


Dzień dobry, Enjo!

Baaardzo długo nie pisałem :-( Dzisiaj jest znakomita okazja, by ten brak nadrobić — mamy przecież Święto Zakochanych :-)

Wczoraj odwiedziłem moją ulubioną kwiaciarnię, a właściwie kwiaciarenkę, i wybrałem kwiatek dla Ciebie. Miałem go ze sobą w szpitalu, ale musiałem wrócić z nim do domu. Nie wiem, czy wytrzyma do wtorku, bo do czwartku na pewno nie, więc muszę się odkryć: to jest nieduża różyczka. Ma nietypowy kolor i dlatego właśnie ją wybrałem: nie czerwoną, nie bordową, nie różową, nie herbacianą i nie białą, ale o barwie pośredniej między błękitem a fuksją. Przynajmniej ja tak to widzę. Przesyłam podobną w załączniku. Przesyłam też dwa utwory muzyczne na dzień dzisiejszy stosowne: Stand by me i Something stupid.

I na tym już kończę: muszę coś zjeść i czeka mnie prasowanie, mimo iż mamy niedzielę, ale muszę czymś czas wypełniać, by nie rozmyślać o dołujących rzeczach. O czym by tu jeszcze donieść?… Acha, jutro z rana mam się stawić u urologa, a na kwiecień mam obiecany wydruk artykułu w WiŻ. Kwiecień… do kwietnia jeszcze dużo czasu i nie wiadomo, jak się ów czas ze mną obejdzie…

Dzisiaj o 17.00 w Solankach na mostku zbierają się zakochani i puszczają w niebo lampiony. Piękny widok. Jeśli tego nie widziałaś, to polecam obejrzeć to wydarzenie. Oby tylko wiatr nie zepsuł uroczystości. Podobno w zeszłym roku zgromadziło się ok. tysiąca osób.

No dobrze, udanego walentynkowania (a ode mnie ucałowania; -) )

W


Od: Ewelina Mrożek <muszelka@o2.pl>

Do: Wiesław Paprocki <inforino@op.pl>

Temat: Brak tematu

Data: Nie, 14 lut 2016 20:12


Dziękuję! Niestety róża nie trafi w ręce potencjalnej właścicielki …


Od: boggy26 <inforino@op.pl>

Do: Aszka <muszelka@o2.pl>

Temat: Odp. w sprawie różyczki walentynkowej

Data: Pon, 15 lut 2016 17:41


Hej, Aszeńko!

„Dziękuję! Niestety róża nie trafi w ręce potencjalnej właścicielki …”

Och, jakże mi przykro z tego powodu. Przyjmij wyrazy współczucia; -) bo różyczka jest/była naprawdę wspaniała i ma się nijak do różyczki przesłanej z mailem (do różyczki jeszcze coś miałem, ale to się na pewno nie zepsuje :-) )

Zerknąłem dzisiaj na moją wczorajszą walentynkę i doznałem zawodu. Wczoraj, tworząc ją, starałem się, by była oszczędna w formie i tak też ją oceniłem. Dzisiaj stwierdziłem, że zbyt ponure to było. Chciałem troszkę serduszkami ozdobić przesyłkę, ale uznałem, że będzie ona zbytnio naciapciana :-). Mogłem chociaż bardziej radosną barwą datę potraktować, ale wyszło, jak wyszło… Postaram się poprawić przy najbliższej okazji.

Nie napisałaś, czy kadzidełka się sprawdziły, czy pachniało w domu morzem, czy lepszy byłby inny zapach? Kupiłem akurat te, ponieważ tylko do nich dołączona była narta, w której można kadzidełka mocować.

Stałem się rozleniwiony i jakoś ciężko mi się pisze teksty osobiste. Może to aura wpływ ma na to: taka ni to zimowa, ni to wiosenna, ni to jesienna; a może to tak powoli wiek daje znać o sobie? Teraz przypomniałem sobie coś — moje urodziny w szpitalu. Ola (dlaczego Ty nie wpadłaś na ten pomysł?) przyniosła mi do łóżka ciasto z zapalonymi świeczkami. Były zaledwie dwie, a udało mi się zdmuchnąć tylko jedną(!) — „6”.

Wracam do rozleniwienia… a więc ostatnio jakoś ciężko mi się pisze coś od siebie i nie wiem, o czym miałbym pisać. Czasami, kiedy czuję się potwornie samotny, wtedy notuję myśli, które powstają w moich zwojach mózgowych, a później zapisuję je w formie mniej lub bardziej poetyckiej. Poniżej znajdziesz moje teksty, które powstały w takich właśnie okolicznościach w różnym czasie (chociaż tyle po mnie zostanie…).

Dobrze zrozumiałem Twoją odpowiedź, że do czwartku nie spotkam Cię na dyżurze? Tylko nie unikaj, jak zwykle, odpowiedzi.

Do zobaczenia, Bursztynowa Czarodziejko i spokojnego wieczoru :-)

W


Pusto zrobiło się wokół mnie bez Ciebie

mimo tłumnych trotuarów

Postać Twoją tylko niczym fatamorganę pod powiekami mogę przywoływać

Nic i nikt próżni po Tobie nie zastąpi

Jesteś wszak niepowtarzalnym zjawiskiem

efemerydą, zorzy polarnej błyskiem

21 listopada 2015, sob.


Wracają do mnie dźwięki tamtych dni

wracają zapachy, wracają widoki

ale nie wracasz Ty

Choć grudzień grudniem pachnie

i święta tuż za progiem

choć coraz bliżej Nowy Rok

Ja nie odczuwam tej radości

życie bez Ciebie to wieczny mrok

30 listopada 2015 pon.


Jeżeli zgaśnie słońce na niebie, Ty mi mrok rozświetlisz

Jeżeli księżyca blask zniknie, Ty rozsrebrzysz noce zimowe

Jeżeli gwiazdy pogasną, blask Twoich oczu kierunek mi wskaże

03 grudnia 2015, czw.


zbyt późno Ciebie poznałem

zbyt późno miłość wyznałem

w oczach nie znalazłem zrozumienia

w sercu nie wzbudziłem pragnienia

moje usta zostały nienasycone

pragnienia — niespełnione

dotyk dłoni Twoich — nieznany

szept mój — niedosłyszany

27 grudnia 2015 nie., nad ranem


Od: Ewelina Mrożek <muszelka@o2.pl>

Do: Wiesław Paprocki <inforino@op.pl>

Temat: …

Data: Pon, 16 lut 2016 21:54


Niestety, a może i stety nie będzie mnie ani w czwartek, ani w sobotę, ani…


Od: Wiesław Paprocki <inforino@op.pl>

Do: muszelka@o2.pl <muszelka@o2.pl>

Temat: Odp: …

Data: Czw, 19 lut 2016 12:19


Hej,

No tak… dałaś przynajmniej życia znak :-)

Nie będzie więc Ciebie „ani…” Czy to znany, że ślady swoich krągłości ponownie na śnieżnych szlakach utrwalasz J? Jeżeli jest na czym utrwalać (bo co utrwalać — to jest; -) ), bo w naszej pięknej miejscowości pogoda ponura jak w norze szczura: od rana z ołowianego nieba pada mżawka przetykana rachitycznym snieżkiem. No i rankiem, tak do dziewiątej, było nieco szronu na samochodach i trawie.

W ubiegły poniedziałek wyskoczyłem na godzinną przejażdżkę na rolkach (wprost cudowne uczucie po 5 m-cach przerwy!), co utrwaliłem na fejsie, i myślałem, że będzie coraz cieplej, a tu masz! Mam nadzieję, że chociaż Tobie aura bardziej sprzyja (jeżeli faktycznie jesteś na nartach, bo jeżeli przebywasz w domu, to się wygłupiłem z opisem pogody).

W tej niepewności co do miejsca Twojego pobytu nie wiem więc, czego Ci życzyć? Napiszę asekuracyjnie: słońca, śniegu, radości, uśmiechu, dobrego jedzenia, miłego bawienia się, dobrego towarzystwa. Myślę, że tak będzie dobrze, nawet jeżeli nigdzie nie wyjechałaś, bo to wszystko zawsze jest na topie.

Do zobaczenia :-)

W


Od: Wiesław Paprocki <inforino@op.pl>

Do: Aszka <muszelka@o2.pl>

Temat: A jednak góry…

Data: Sob, 21 lut 2016 16:24

Content-Type: image/jpeg; filename="2016-02-20.jpeg”


Witaj!

Monika powiedziała mi wczoraj, że wrócisz z urlopu, gdy śnieg stopnieje. I w ten pośredni sposób dowiedziałem się, że jesteś w górach. Myślę jednak, że tak długo nie będziesz tam przebywać i wrócisz znacznie wcześniej, no bo ile oscypków możesz zaliczyć i ile kwaśnicy albo i ziemniaków przez jakąś gaździnę śmietaną bryzganych zjeść można? A może już jesteś w domu? Dzisiaj pogoda jest znośna, ale wczoraj… Podrzucam zdjęcie z wczorajszego poranka.

Miłego wypoczynku:-)

W


Od: Wiesław Paprocki <inforino@op.pl>

Do: Aszka <muszelka@o2.pl>

Temat: „ani…” :-)

Data: Śro, 25 lut 2016 22:33

Content-Type: audio/mp3; filename=„Hanna Banaszak Lila.mp3”


Dobry wieczór,

A więc wróciłaś, królowo nartostrad? Miło jest na Ciebie ponownie patrzeć po tak długim, prawie trzytygodniowym, niewidzeniu :-) Od razu widać, że górskie powietrze posłużyło Ci: nabrałaś rumieńców, nabrałaś sił, nabrałaś ciałka… I nawet w pobliże mojego legowiska zdarzyło Ci się zapuścić :-D

W załączniku do maila jest fragment piosenki śpiewanej przez H. Banaszak. Nie zamieściłem go, by rozpatrywać treść owej depeszy, o której jest tam wzmianka, ale ze względu na kolor bluzeczki. Kiedy Ciebie dzisiaj zobaczyłem w nowiutkim mundurku o barwie spłowiałej fuksji, od razu skądś spłynęły do mnie słowa tego utworu :-D

Mam ochotę zapytać o to, kiedy przypada Twój najbliższy dyżur w dniu mojej dializy, ale obawiam się, że ponownie jako odpowiedź wybrzmi cisza, lub otrzymam taki oto tekst:”. ? @=£”. Ale cosik wymyślę J

Życzę Ci miłych snów i spokojnej nocy.

Jeżeli jutro z rana opuszczasz domowe gniazdko, to odziej się ciepło, bo będzie kilka kresek na minusie :-(

W

Acha… o tym nabraniu ciałka tylko napomknąłem żartem; -)


Do: eM Aszka <+48964375910>

09-03-2016 11:55

Hej, jestem po biopsji. Nic przyjemnego. Za 2 tyg. okaże się co dalej, więc mam nieco luzu psychicznego. Wiesz, będzie piękny dzień, a więc słoneczka Ci życzę.


Od: boggy26 <inforino@op.pl>

Do: Aszka <muszelka@o2.pl>

Temat: Ebook

Data: Pią, 01 kwi 2016 18:26


Ciao!

Na najbliższej wspólnej dializie pożyczę Ci czytnik z ebookiem na wiadomy temat. Potwornie długo trwało doprowadzenie go do takiego stanu, w którym jest już gotowy do ujrzenia światła dziennego. Długo, bo też nie tylko nim się zajmowałem. Prawdę mówiąc, to jeszcze wprowadziłbym małe poprawki, ale mam już dosyć ślęczenia i ciągłego czytania tych samych słów. Teraz chcę, aby spojrzał na ten tekst ktoś świeży, kto nie zżył się z nim tak jak ja.

Od Ciebie zależy, czy w takiej formie mogę wysłać go do wydawnictwa. Ponieważ opisywane w książce wydarzenia wiążą się z Twoją osobą, więc uważam za rzecz naturalną przesłanie jej do Ciebie do akceptacji i naniesienia korekty. Nie wiem tylko, jak będzie wyglądało ingerowanie w tekst z Twojej strony? Zapewne będą to uwagi przesyłane w mailach.

Nie wypowiadaj się na temat okładki, bo jest to wersja typowo robocza, aby tylko była. Od dwóch miesięcy nie mogę się zmusić do zrobienia porządnej grafiki. Z drugiej strony — nie mam konkretnego pomysłu na nią, tylko jakiś zarys ogólnikowy.

Ogólnie, co do formy tej książki, to jest to pamiętnik powstały z przesyłanych wiadomościach elektronicznych — maili i esemesów — oraz z fragmentów pisanego pamiętnika prowadzonego przez bohatera. Jednak w takiej formie pisanina ta byłaby nudna i niezrozumiała, więc jest to pamiętnik fabularyzowany — jego fragmenty połączone są wstawkami autorskimi.

Kwietniowe pozdrowienia!

W.


Do: eM Aszka <+48964375910>

03-04-2016 11:06

Słoneczne pozdrowienia z rolek w Solankach. Cieplutkiego dnia :-)


Od: boggy26 <inforino@op.pl>

Do: Aszka <muszelka@o2.pl>

Temat: 15 m-cy

Data: Pią, 08 kwi 2016 18:26

Załącznik: 1; filename=„Enjo 15 mcy.jpeg”


Hej, Enjo

Dzisiaj kolejny kwartał mija, piąty już, od mojego wyznania uczucia. Zamyślam, jak zwykle, kilka kwiatów dać Tobie jutro. A pojutrze mija piąty kwartał od pięciu tulipanów :-) Zechcesz mi zdradzić, czy będziesz jutro na dyżurze? Nie chciałbym wybierać kwiatów (nie kupuję gotowych wiązanek, bo brakuje im ciepła i są jakieś bezduszne i zimne… brrr) na darmo, by je nazajutrz wyrzucać, co już mi się trafiało. A dzisiaj chociaż kwietną grafikę prześlę Tobie.

Spokojnego i słonecznego wieczoru. Na razie :-)

@ — — -> — —

W.


Do: eM Aszka <+48964375910>

11-06-2016 15:05

Miłego dnia z okazji połóweczki: dzisiaj są połowinki Twoich urodzin :) Teraz do grudnia już z górki czas się toczyć będzie… Ale co tam, prawda?

Miłego weekendu, milczku :-)


Od: Ewelina Mrożek <muszelka@o2.pl>

Do: Wiesław Paprocki <inforino@op.pl>

Temat: Re: …

Data: Nie, 12 cze 2016 12:27

Nie wiem skąd ta złośliwość i podkreślanie upływającego czasu — niestety starość nadchodzi nieubłagalnie. Jest tyle innych okazji, a tu masz … Jesteś o pół roku starsza i brzydsza.


Od: boggy26 <inforino@op.pl>

Do: Aszka <muszelka@o2.pl>

Temat: Złośliwość?

Data: Nie, 12 cze 2016 16:44


Hej,

Piszesz o innych okazjach, faktycznie niedawno taka była w lipcu i nie odezwałem się. Ale myślę, że nie ma już po co wracać do tamtych dni.

Starsza? Na pewno tak, ale brzydsza? Jesteś piękną kobietą i nic nie tracisz ze swojej atrakcyjności mimo upływu czasu.

Deszcz pada i pada, więc życzenie miłego dnia ponownie za złośliwość może być wzięte. Wolę Ci życzyć spokojnej nocy i jutro dziury w niebie dla promieni słonecznych (a one tak pięknie grają w Twoich włosach) :-)

W.


Od: Aszka <muszelka@o2.pl>

Do: boggy26 <inforino@op.pl>

Temat: Re: Złośliwość?

Data: Pon, 13 cze 2016 12:27


Jak widzę — czytam wszystko wróciło na właściwy tor. Udało się zapomnieć i skutecznie wymazać traumatyczne przeżycia związane ze mną…

Pozdrawiam, życząc miłego dnia.

Krótkie informacje dotyczące mojej osoby:

P.S.1 Zostałam oddziałową na nowej Stacji Dializ w Aleksandrowie

P.S.2 Zrobiłam prawo jazdy — egzamin zdałam za pierwszym razem.


Od: boggy26 <inforino@op.pl>

Do: Aszka <muszelka@o2.pl>

Temat: Odp: Złośliwość?

Data: Wto, 14 cze 2016 00:03


Aszko,

Nie przypuszczałem, że tak szybko i w tak miłym tonie odpowiesz J

Należało się spodziewać pewnych działań z Twojej strony: studia masz, ubiegłoroczny kurs specjalistyczny z oceną bdb. ukończyłaś… Zastanawiałem się, dlaczego mimo wykształcenia nie awansujesz? No i proszę — pielęgniarka oddziałowa. Cieszę się bardzo z tego :-) Ale teraz nie będziesz już mogła oddawać się Twojemu ulubionemu zajęciu czyli wkłuwaniu się w przetoki. Teraz czas Twój wypełnią zajęcia biurowo-administracyjne. No i tryb życia będzie uregulowany: 5 dni pracy i weekend wolny.

A kolejne gratulacje przyjmij za zdany egzamin na prawo jazdy. Ale dlaczego nie ma „peesa” nr 3: kupiłam samochód? Bo do Aleksandrowa będziesz przecież samochodem dojeżdżać, inaczej sobie tego nie wyobrażam.

Twój awans związany jest z rezygnacją z pracy w Inowrocławiu (i Toruniu), więc Cię już nie zobaczę (bo nie wyobrażam sobie, abyś tu na dyżury w weekendy przychodziła).

Nie wiem, czy pamiętasz jeszcze Twoje słowa zaraz na początku do mnie pisane: „Wiesz doskonale, że nie zniknę z Twojego życia, ponieważ nie ma takiej możliwości — jeżeli mówimy o racjonalnych rozwiązaniach, w innym przypadku ja musiałabym porzucić pracę…". Inne Twoje słowa mówione do mnie ósmego stycznia po moim wyznaniu: „Ty wiesz, że jesteś na mnie skazany (bo zawsze gdzieś będę)”. Jak widzisz, jest taka możliwość i to jak najbardziej racjonalna, a życie sprawia niesamowite niespodzianki.

Dopiero teraz doszedłem do miejsca, w którym mogę odpowiedzieć na Twój dzisiejszy mail. Nie wiem, czy to jest właściwy tor? Traumę po zerwaniu tak ciepłej znajomości z Tobą jakoś zaleczyłem, ale tamtych dni nie zapomniałem. Już po moim wyznaniu poczynionych w hallu napisałem do Ciebie, że od tej pory zaistniała jakaś tajemnicza więź łącząca nas i że to coś pozostanie na zawsze, już do końca, bo ja nie gram w takich chwilach i jestem prawdziwy. Dlatego nie potrafię wymazać tamtych przeżyć. One zatraciły swój blask, koloryt, świeżość, ale wciąż trwają. No i słów, które wtedy do Ciebie skierowałem, też nie zapomniałem. One wciąż trwają, tak jak i moje uczucie do Ciebie, które po dziś dzień w sobie noszę.

Widać, źle pojęłaś sens moich słów, że „nie ma już po co wracać do tamtych dni”. Ja po prostu nie chcę wciąż nawracać do tego tematu i rozpatrywać go na nowo: a dlaczego?, a co?, a czemu tak?, a gdyby tak?, abyś nie zareagowała gwaltownie: „Skończ z tym wreszcie, bo kręcisz się w kółko, jak pies za swoim ogonem, a przecież życie wokół nas nie stoi w miejscu!”. W lipcu pdzemilczałem pewną rocznicę tylko dlatego, że obawiałem się śmiechu z Twojej strony, bo przypuszczałem, że takie „świętowanie” co kwartał pewnego wydarzenia (o którym zapewne i tak zapomniałaś) wydaje się Tobie dziecinadą. A zdanie w moim mailu źle sformułowałem — ja chciałem tylko ponad niesnaskami przejść do dnia dzisiejszego. I niczego się nie wyparłem i nie wypieram, chciałbym nawet, aby dawne przeżycia wróciły.

Zrobiło się już bardzo późno. Leżę przy uchylonym oknie, napływa przez nie chłodne powietrze, dobiega szum szarpanych wiatrem drzew i monotonny łoskot kropli deszczu uderzających o ziemię i o parapet. Ponury dzień i ponury wieczór, ponura noc się też szykuje. Miej więc chociaż spokojne sny…

Dobranoc. W.


Od: Aszka <muszelka@o2.pl>

Do: boggy26 <inforino@op.pl>

Temat: Re: Złośliwość?

Data: Pią, 17 cze 2016 11:57


Hej!

Mimo Twojej nadziei nie mam dla Ciebie miłej wiadomości, otóż dalej będę pracować w Inowrocławiu.

Miłego weekendu!


Od: boggy26 <inforino@op.pl>

Do: Aszka <muszelka@o2.pl>

Temat: Odp: Re: Złośliwość?

Data: Pią, 17 cze 2016 18:22


Hej, Enjo :-)

Primo. Nie miałem żadnej nadziei na zniknięcie Twoje poza linią horyzontu. Skąd też Ci to przyszło do głowy? Po prostu wysnułem taki wniosek z Twoich słów.

Secundo. Uważasz więc, że wieść o tym, że nadal będę Cię widywać, jest dla mnie niemiła? Jesteś przekorna :-) Wiesz przecież doskonale, jak urzekłaś mnie swoją osobowością i że noszę Cię w sercu.

OK, to już wszystko :-) Jest już po osiemnastej, wieczór nadchodzi, a więc miłego odpoczynku przed jutrzejszym dniem :-) (przy okazji — podziękowania za życzenia miłego weekendu J).

W


Od: boggy26 <inforino@op.pl>

Do: Aszka <muszelka@o2.pl>

Temat: Ebook

Data: Sob, 18 cze 2016 16:54


Hej,

Zapomniałem wczoraj o czymś ważnym. Niepokoi mnie nieco milczenie z Twojej strony. Chodzi o ebook. Minęły już ponad dwa miesiące od dnia, w którym pożyczyłem Tobie czytnik. Nie wiem, czy to z braku czasu na czytanie, czy też próbujesz mnie przetrzymać? Chciałbym aby to, co opisałem, ukazało się w grudniu. Za miesiąc mijają dwa lata od mojej róży i wiersza, więc dobrze byłoby, aby z okazji rocznicy książka ujrzała światło dzienne. Musiałbym więc wysłać ją do wydawnictwa pod koniec listopada, a czas upływa.

Starałem się usunąć z książki wszystko (prawie), co mogłoby być skojarzone z Twoją osobą, ale nie potrafiłem się zdobyć na zmianę imienia bohaterki. Przyznaję, że uczucie okazało się silniejsze niż rozsądek — po prostu dzięki Tobie Twoje imię, mimo że tak pospolite, stało się dla mnie imieniem naj… (…piękniejszym, …kochańszym, ...cieplejszym). Od Ciebie zależy, czy może pozostać w tekście, czy mam zamienić je innym? Tylko co wtedy z jego esperanckim zdrobnieniem?

Mam już gotową okładkę a właściwie to jej szkielet. Kiedy ją dopracuję, wyślę ją Tobie w kilku wersjach z prośbą o wybór tej właściwej.

Na koniec jeszcze pytanie: dobrze widzę, czy wydaje mi się tylko, ale chyba zeszczuplałaś? J

W


Fragment z pamiętnika:

„21 czerwca 2016 r., sobota

Podczas dializy nagle podeszła do mnie Ewelina i podała mi karteczkę złożoną na pół. Było to tak niespodziewane, że nie zdążyłem nawet jej zagadnąć. Na karteczce skreśliła trzy krótkie zdania:

Z książki znikają: moje imię i nazwy miast, a jagody zastąp borówką. Okładka — ostatnia propozycja, różę przesuń bardziej na twarz. Opinię dotyczącą całości i zwrot — około 15 listopada.

P.S. Nie wyszczuplałam, wręcz odwrotnie.

Była to odpowiedź na mój mail w sprawie oceny ebooka”.


Od: boggy26 <inforino@op.pl>

Do: Aszka <muszelka@o2.pl>

Temat: Króciutkie wyjaśnienie

Data: Sob, 21 cze 2016 21:49


Ewelinko,

Kiedy przeczytałem na dializie kartkę od Ciebie, zacząłem się śmiać pytając siebie: czy teraz będziemy kontaktować się za pomocą liścików i przestaniemy ze sobą rozmawiać? Wystarczy już to, że nie podchodzisz do mnie, a teraz jeszcze jedna forma ostracyzmu? J

Myślałem, że wystąpisz z totalną negacją mojego opowiadania w stylu: „pojechałeś po bandzie i to ostro”. Na szczęście nie wycofałaś się z pierwotnego aplauzu, który okazałaś na wieść o tym, że zamierzam wydać moje wspomnienia.

Mam za sobą dopiero 1/2 książki. Dziwnie się czuję czytając pewne treści (serce swój rytm przyspiesza i ciśnienie jak niegdyś wzrasta) i nie wiem, czy nie usunąć ich więcej. Ale od 3 dni jestem przeziębiony: „spuchnięta” głowa, zawalone płuca, łzawiące oczy, drapiące gardło i ogólna niechęć do wszystkiego. Dlatego wszystko leży. Makabra.

Moje pisanie z pierwotnej funkcji pamiętnika, który miał zachować pewien fragment życia i uchronić go przed ulotnością ludzkiej pamięci, przeszło ewolucję i po naszym rozdźwięku stało się czymś na kształt wyznania wiary: pozmieniałem co nieco, ponaginałem fakty, dodałem trochę fikcji. Ktoś powiedziałby po przeczytaniu mojego dzieła: pobożne życzenia. Ktoś inny rzekłby: marzenia. I obaj mieliby rację.

P.S. A co do Twojej figury to widocznie spoglądamy z odmiennej perspektywy. Ja zauważyłem coś innego :)

Serdecznie Cię pozdrawiam. @ — > — - :)

W.


Do: WP <+884765799>

22-06-2016 15:14

Zdrowia i nie przejmuj się książką…, bez niego nic się nie uda.

Iteracja II

Ewelina zamilkła. Przez trzy tygodnie nie dawała znaku życia, a okna jej mieszkania przez cały czas pozostawały zamknięte. Wyjechała na letni wypoczynek. I ani słowem się nie zająknęła na ten temat. Nawet nędznego esemesa z wyjazdu nie wysłała.

Po powrocie nic się nie zmieniło. Nie darzyła go nawet ukradkowym spojrzeniem przechodząc przez salę, nawet kątem oka nie zerknęła, tylko szła z głową opuszczoną, jakby w podłodze odbicie swoje podziwiała, lub też ze wzrokiem w przeciwległą ścianę utkwionym. To bolało i czuł wtedy zaciskającą się obręcz na gardle. Nie znał tego przyczyny, ale jego początkowy zachwyt zamieniał się powoli w nienawiść. Chociaż usilnie bronił się przed tak obrazoburczą myślą, to czuł, że wszystko ku temu prowadzi.

Mijały tygodnie, a on cierpiał. Każdy kolejny dzień to było dla niego cierpienie. Tak, jak po śmierci kogoś bliskiego, kiedy zostaje pustka w życiu i wydaje się, że świat wali ci się na głowę, ale musisz funkcjonować: przygotowywać jedzenie, prać, prasować, sprzątać, chodzić do pracy, kłaniać się sąsiadom… wykonywać dziesiątki innych bezwartościowych czynności. Musisz żyć…

Ale to było jeszcze gorsze, bo ona nie odeszła, ona trwała cały czas obok niego. Zgodnie ze słowami, które kiedyś do niego skierowała: „zawsze gdzieś będę”. Na wyciągnięcie ręki, zaledwie, trwała, widział ją prawie co dnia, ale chęć wyciągnięcia ręki była przez nią skutecznie tłumiona.

Wiedział, że ją stracił. Był to ewidentny dowód na to, że jej metoda zadziałała. Sama mu nie powiedziała, by dał sobie spokój, miała więc pod tym względem czyste sumienie. Milczeniem ze swojej strony doprowadziła do tego, że to on sam doszedł do tej konkluzji. Metoda skuteczna, a jednocześnie bezbolesna. Wielce humanitarna. Sam zrozumiał, że nie zmieni już swojego życia, że nie rozpocznie go od nowa, a ta, która na początku jawiła mu się jako jego życiowy przewodnik, dzięki której miał odżyć, zniknęła. Zniknęła inspirująca go osoba. Zniknął jej olśniewający uśmiech. Zniknęła radość jego życia. Swoim istnieniem dawała mu wszystko, co najlepsze. Teraz, wraz z jej zniknięciem, wszystko to odeszło. I wtedy coś w nim pękło, wtedy załamał się ostatecznie.


Każdy z nas ma raz w życiu, a może kilka razy, taki dzień, kiedy nic ci się nie chce, kiedy masz wszystko gdzieś, już z samego rana wiesz, że wszystko jest do bani, że całe życie przekichałeś, że zmarnowałeś je dokumentnie… Niby funkcjonujesz na zewnątrz w miarę normalnie, a jednak czujesz, że to nie ty siedzisz we własnym ciele i nadzór nad nim przejmuje twoje drugie ja. Nazajutrz nie rozumiesz wiele z tego, nie wiesz, dlaczego tak się zachowywałeś, o ile w ogóle jeszcze możesz myśleć, o ile jeszcze jesteś…

Z nim stało się tak samo. Obudził się i już wiedział, że tak to się musi skończyć. Żal mu było to wszystko zostawiać za sobą, ale musiał to zrobić. Nie potrafił już stawiać czoła nowym wyzwaniom, a problemy zaczęły go przerastać… Był za delikatny na takie życie…

Z jednej strony brak odwzajemnionego uczucia, wszak delikatnie było to okazywane, ale jednak… Początkowo myślał, że poczeka, że przeczeka… ale jak długo miał czekać i na co? Nosił przy sobie kartki z kalendarza, z trzema miesiącami miłością wypełnionymi, aby czas miniony zatrzymać, aby piękne wspomnienia nie zatarły się w pamięci, ale czas i tak robił swoje. Rozmywały się jej kontury, roztapiało się brzmienie jej głosu, zagubił się gdzieś profil jej twarzy… Tkwiła w nim już tylko jako idea, a idee mają to do siebie, że odrywając się od materii pierwobytu wyrastają ponad namacalną rzeczywistość tworząc byt samodzielny niewiele mający wspólnego z rzeczywistością. Tak też było tym razem. Patrzał na inne kobiety, na ich nogi, twarze, na włosy, na sposób poruszania się, ale mimo jej braku to ona była tą najpiękniejszą kobietą i najdroższą jego sercu istotą. Jak długo jednak można żywić się ideą? Czas nieubłaganie uciekał, z każdym dniem ubywało mu sił witalnych. Chodził na pół obłąkany. Potrzebował jej do życia, a skoro była nieosiągalna, postanowił skończyć tę mordęgę.

Z drugiej strony żona mająca go za nic… Wciąż dogryzająca, gderająca… („Co ty w swoim życiu umiesz robić?! Tylko żreć, srać pod siebie i na dializy chodzić! Od trzech lat już zdychasz i zdychasz i zdechnąć nawet nie umiesz!”). Gdyby miał pieniądze, mógłby kupić mieszkanie i wyprowadzić się. On byłby rad i ona też zacierałaby ręce z radości. Niestety, pieniędzy nie miał. No i ta cholerna choroba…


Od kilkunastu lat nie miał w ustach alkoholu. Nie licząc sporadycznie wypijanego kieliszka czerwonego wytrawnego wina, a i to mieszanego pół na pół z wodą. W tej sytuacji pół szklanki wódki zwaliłoby go z nóg. „No właśnie — wystarczy tylko pół szklanki wódki i sprawę załatwię jak się patrzy, szybko, cicho, bez problemów” — pomyślał kiedyś. „Wystarczy wejść gdzieś wysoko i skoczyć”. Mógłby też wejść do wanny pełnej ciepłej wody i przeciąć cewnik. Końcówki napełnione były heparyną, więc miał pewność, że krew na pewno popłynie. Ale przed tym musiałby wypić całą butelkę wina. Dla odwagi. Bo mimo choroby, zagmatwanej sytuacji uczuciowej, której nie mógł sprostać i problemów rodzinnych, trzymał się życia niczym kot pazurami. Ale każdy ma granice wytrzymałości psychicznej, a jego psychika przypominała domek z kart. Deliberując dalej, doszedł jednakże do wniosku, że odejście w wannie nie wchodzi w rachubę. Będą się patrzeć na jego nagie ciało zanurzone w galaretowatej, krwistej mazi… nie, na to nie pozwoli. Czyli zostaje tylko jedna droga odejścia…


Z wieży ciśnień roztaczał się niesamowity widok: pola, drogi, w oddali zabudowania okolicznych miejscowości i osiedli, wiatraki mielące powietrze łopatami, poszarzałe pola z belami słomy po zżętym zbożu, zielone pola z burakami, kukurydzą i cykorią. A wszytko to skąpane w promieniach słońca i tajemniczo falujące w nagrzanym powietrzu niczym ogromna fatamorgana. A nad tym klosz nieba błękitnego… Żyć, nie umierać — chciałoby się powiedzieć. Tak, jakby wszystkie siły przyrody chciały go odwieść od jego zamiaru, a może chciały go właśnie w ten sposób pożegnać? Może to było podziękowanie za to, że widział piękno tam, gdzie inni przechodzili obok: potrafił radować się lotem motyla, potrafił zadumać się nad zrzuconym ptasim gniazdem, cieszył się szelestem trzcin, wsłuchiwał się w ciszę kosmicznej otchłani…

Z pobliskiej budowy ściągnął dwie deski i przyciągnął je pod mur wieży. Musiał nieco odsapnąć, gdyż przez nocną ulewę cała okolica, włącznie z gruntową drogą przechodzącą nieopodal budowli, zamieniła się w grzęzawisko. Deski podsunął pod jedno z okienek rozmieszczonych na parterze wokół wieży. We wszystkich szyby były powybijane, co znakomicie ułatwiło sprawę. Wszedł ostrożnie na czworakach na prowizoryczny pomost. Otwór okienny był wąski, zdjął więc plecak, rozpiął i wysunął pasek od spodni, umocował go do plecaka, w którym znajdowała się butelka z alkoholem i opuszczając jak najgłębiej do wnętrza budynku rękę, ostrożnie umieścił pakunek na betonowej podłodze. Teraz odwrócił się tyłem, wsunął nogi przez okienko, opuścił się na rękach i po chwili znalazł się obok plecaka. Tym samym odciął sobie drogę powrotną.

Wzdłuż wewnętrznej ściany wieży wiodły w górę spiralne schody. Doszedł nimi do poziomu, na którym spoczywał stalowy zbiornik na wodę. Kilka minut odpoczywał spoglądając przez okna na okolicę. Wyżej prowadziła tylko metalowa drabinka przyspawana do ściany zbiornika. Kiedy znalazł się na nim, musiał uważać, bo po jego obłym wierzchu, mokrym jeszcze od deszczu, który napadał przez dach pozbawiony w wielu miejscach dachówek, łatwo można było się ześlizgnąć. Chwycił się więc jednej z belek więźby i wyszedł na wierzch starej budowli. Tam przez jakiś czas ponownie napawał się niesamowitym widokiem.

Wyjął komórkę i wpisał tekst ostatniego esemesa do Eweliny.


Do: eM Aszka <+48964375910>

11-09-2016 11:26

Dziękuję za wszystko, co dla mnie zrobiłaś i za chwile szczęścia, których byłaś źródłem. Niestety, wszystko to minęło, a ja nie potrafię żyć w takim rozdarciu i niepewności uczuciowej. Do tego moje cholerne kalectwo, którego nienawidzę! Myślę, że beze mnie i Tobie będzie łatwiej, gdy wrócisz do dawnego trybu życia, sprzed mojego pojawienia się. Już się nie zobaczymy. Szkoda, ale ja nie mogę żyć bez Ciebie, po prostu nie mogę. Jest mi potwornie ciężko i nie potrafię sobie sam z tym wszystkim poradzić. Ale pamiętaj — już na zawsze pozostaniesz częścią mojego życia. Na zawsze… Ciepło całuję…


Postanowił jeszcze wysłać jej swoje ostatnie zdjęcie. Nie potrafił uśmiechnąć się do obiektywu komórki, gardło miał ściśnięte niczym obręczą, oczy mu się zaszkliły. Nacisnął spust migawki, fotografię dołączył do tekstu i wysłał. Wiadomość poszła w eter i po kilkunastu sekundach zlądowała w telefonie Eweliny, która po chwili wywołała ją na ekranie.


Teraz musiał zniszczyć telefon, by nikt nie znalazł się w posiadaniu esemesów, którymi tak namiętnie się wymieniali. Wyjął więc baterię, by dostać się do karty sim, po czym zdjął z dachu jedną z dachówek i kilkoma uderzeniami zniszczył kartę. Teraz musiał dostać się do elektroniki, gdzie przechowywane były wszystkie wysyłane i odbierane wiadomości. Ale przypomniał sobie coś jeszcze. Jej zdjęcie. Sięgnął do wewnętrznej kieszeni kurtki i wyjął złożoną dwukrotnie kartkę. Rozłożył ją. Widniała na niej wydrukowana twarz Eweliny. Powiększył kiedyś fragment jej zdjęcia, które mu przesłała. Wpatrywał się tak przez kilka minut rozpatrując czas miniony… Postanowił, że zdjęcie zniszczy na samym końcu. Musiał to zrobić, by nikt nie skojarzył go z Nią. Nie chciał, by ktokolwiek zniszczył Jej życie tym faktem. Wyraźnie wzruszony dotknął wizerunku ustami, po czym delikatnie złożył kartkę i pieczołowicie umieścił w kieszeni kurtki na piersi. Nosił tam jeszcze coś — prawdziwy amulet: Jej włos zamknięty w foliowej torebce. Ponownie wyjął telefon i rozejrzał się za swoją dachówką, ale ta obsunęła się w stronę rynny okalającej dach. Obrócił się więc, by sięgnąć po następną i wtedy zobaczył, jak zza drzew wynurza się kolumna samochodów. To był wóz straży pożarnej, za nim jechał ambulans. „Co za cholera?” — pomyślał.


Trzy razy przeczytała treść wiadomości widniejącej na wyświetlaczu. Niby nic złego nie zwiastowała, ale w połączeniu ze zdjęciem… Było lekko nieostre, ale to był na pewno on… za nim widać było szyld miejskiej galerii handlowej. Tylko że sfotografowany został od strony przeciwnej, od strony parku, na dodatek wyraźnie z góry. Skąd…? Wieża! Wieża ciśnień! On był na szczycie wieży! Kilka razy w jego tekstach przewijała się ta budowla. O Boże! Teraz dopiero dotarła do niej cała groza bijąca z widniejącego tekstu.

— Na kilka minut muszę wyjść — rzuciła koleżance i szybkim krokiem wyszła zza kontuaru.

Weszła do pokoju socjalnego, działała jak w transie, wiedziała, co musi zrobić, przydały się teraz pewne rzeczy wyniesione ze szkoleń. Chciała wybrać nr 112, ale ręce jej drżały, nie mogła trafić w klawisze. Pobiegła do łazienki, zdjęła okulary, opłukała twarz chłodną wodą nie zważając na rozmywany delikatny makijaż, dodatkowo wypiła kilka łyków wody. Wzięła komórkę, ale ta wysunęła się jej z mokrych dłoni do zlewu. Wytarła je więc w papierowy ręcznik i wreszcie udało się jej wybrać właściwy numer.

— Dyżurna 26 — usłyszała damski głos.

— Halo, proszę pani, potrzebuję pilnej pomocy. Mój znajomy prawdopodobnie chce popełnić samobójstwo. Przed chwilą odebrałam jego esemes, on jest w tej chwili na wieży ciśnień, za parkiem miejskim, obok torów kolejowych. Wie pani, gdzie to jest?

— Przyjęłam zgłoszenie, proszę się nie rozłączać… — przez chwilę trwała cisza, Ewie wydawało się, że ta cisza nigdy się nie skończy.

— Halo! Halo! — krzyknęła dwukrotnie do słuchawki, ale nic to nie dało.

W tym czasie dyżurna nr 26 wcisnęła na konsoli dwa przyciski: biały i czerwony. Ten pierwszy łączył ze stanowiskiem dyżurnego w pogotowiu ratunkowym, ten drugi z jego odpowiednikiem w straży pożarnej. Następnie wdusiła przycisk emisji nagranej wiadomości, która zaczęła być odtwarzana przez głośniki na obu wybranych stanowiskach, jednocześnie treść zgłoszenia przetworzona przez specjalistyczne oprogramowanie na tekst została wyświetlona na monitorach obu dyżurnych. Reszta należała do nich.

— Halo, proszę pani…

— Jestem, jestem! Słucham?!

— Odpowiednie służby zostały poinformowane i procedura ratunkowa jest w toku. Teraz proszę o pani dane teleadresowe.


Znajdował się w dziwnym stanie umysłowego odrętwienia. Widział, słyszał, ale skupiony na jednym zadaniu mózg nie interpretował właściwie zachodzących wokół zdarzeń. Nie rozumiał, że pojazdy ratunkowe przybyły z jego powodu.


Wybiegła przed szpital. Na szczęście przed samym wejściem stały dwie taksówki. Podała opisowo cel jazdy. Kiedy tam dojechała, służby ratownicze już były na miejscu. „A więc miałam rację” — pomyślała po wyjściu z samochodu. Ruszyła w stronę wieży, kilka razy pośliznęła się na grząskiej drodze, a napięcie nerwowe wywoływało nieprzyjemne odczucia w jelitach i żołądku.


W pewnym momencie coś złapało go od tyłu niczym potężne kleszcze i przygwoździło do powierzchni dachu. To byli dwaj strażacy. Coś do niego mówili, ale nie rozumiał co.

„Niebo… takie błękitne… takie piękne” — pomyślał, po czym stracił przytomność.


Dwaj ratownicy wynurzyli się zza budynku niosąc kogoś na noszach i skierowali się w stronę ambulansu. „O Boże, tylko nie to, tylko nie to… Boże, nie daj mu umrzeć!” — wyszeptała i ruszyła biegiem w ich stronę. Mimo rozbryzgów błota nie zwalniała, chociaż służbowe obuwie nie ułatwiało poruszania się w grząskim terenie. Uspokoiła się nieco, kiedy ujrzała pod kocem opatulającym ratowanego folię termiczną.

— Panowie, jadę z wami, jestem pielęgniarką i znam tego człowieka.


Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 29.4
drukowana A5
za 54.98