E-book
31.5
drukowana A5
63.26
Jesteś... bo zawsze gdzieś będę...

Bezpłatny fragment - Jesteś... bo zawsze gdzieś będę...

część 2


Objętość:
235 str.
ISBN:
978-83-8126-407-5
E-book
za 31.5
drukowana A5
za 63.26

Chcieć więcej, niż się wie, że można chcieć,

To codzienna klęska tych, którzy kochają.

„Piasek”, Jonasz Kofta

Wprowadzenie

Wydarzenia tu opisane miały miejsce naprawdę, stąd też jakiekolwiek podobieństwa bohaterów do żyjących osób nie są przypadkowe. Jednakże wszystkie dane osobowe, a więc imiona i nazwiska, aliasy i adresy skrzynek pocztowych oraz numery telefonów zostały zmienione przez autora i nie należy ich łączyć ze światem rzeczywistym. Dialogi i myśli zawarte w książce pochodzą z oryginalnych wiadomości elektronicznych i nie zostały w jakikolwiek sposób zniekształcone, prócz fragmentów usuniętych ze względu na zbyt osobisty charakter ich wypowiedzi jak i tych, które nie miały jakiegokolwiek wpływu na przebieg akcji niniejszego utworu, co zostało zaznaczone.

Zakończenie tej historii jest czystą fikcją literacką, ale życie cały czas pisze jej ciąg dalszy…

Składam serdeczne podziękowania pewnej niesamowitej kobiecie, bez której katalitycznej roli książka ta nie powstałaby. To dzięki Jej pomocy, mentalnemu oddziaływaniu i duchowemu wsparciu, których od Niej doświadczałem, mogłem napisać tę książkę. To dzięki Niej zdołałem utrwalić jeden z piękniejszych fragmentów mojego życia.

Nigdy nie zwróciłaś się do mnie po imieniu, zawsze było to: Ty, Tobie, Tobą, Ciebie — zaimek II osoby liczby pojedynczej we wszystkich przypadkach odmieniałaś, a jednak…

…a jednak wiele Tobie zawdzięczam… nawet nie wiesz, jak wiele…

AUTOR

Marzec

Od: boggy26 <inforino@op.pl>

Do: Aszka <muszelka@o2.pl>

Temat: Marzec wita!

Data: Nie, 01 mar 2015 09:18


Hej,

Dzisiaj pierwszy dzionek marca, za trzy tygodnie wiosna, za oknem blask słońca oczy razi, a Ty śpisz jeszcze? Przetrzyj oczęta, załóż okulary i wyjrzyj na świat!

Wiem, wiem — skończyły się dni odpoczynku i do pracy pora wracać… :-(

Ale nie smuć się i nie zamartwiaj na zapas, bo przecież nie masz czym: żyjesz, więc ciesz się życiem, a jak nie potrafisz, to pomyśl o zmartwieniach innych ludzi, może to Ci pomoże?

Mam dla Ciebie miłą informację: zakończyłem wreszcie pisanie pierwszej części książki. Wbrew Twoim obawom uwzględniłem też Twój wybór i pierwszą część wieńczy wersja zakończenia, którą Ty zasugerowałaś. A więc ta drastyczna, w której ona zostaje pobita. Dodałem tam też kawałek, który wymyślałem w miarę pisania, bo jakieś mdławe lub też bezpłciowe mi się to wszystko wydawało. Jeszcze mnie to nie zadowala, ale w głowie mi huczy od nawału myśli, więc po obiedzie coś na chybcika wymyślę i dopiszę. Kiedy całość wydrukuję, dam Tobie do akceptacji. Ale zapewne potrwa to nieco, bo będę musiał tekst wygładzić na potrzeby potencjalnych czytelników. Obecnie jest on zbyt surowy w odbiorze. Chcę też gdzie niegdzie powplatać moje odkrywcze myśli, które mają za zadanie uatrakcyjnić całość.

Miłego dnia!

W.


Od: boggy26 <inforino@op.pl>

Do: Aszka <muszelka@o2.pl>

Temat: ODP: Re: Zaśnieżony_mail

Data: Pon, 02 mar 2015 00:52


Oj, Enjo, Enjo

Uśmiecham się w tej chwili mając przed oczami Twój mail oznajmiający powrót z zimowiska. Bo w dwóch słowach zawarłaś odpowiedzi na moje dwa teksty, a jednocześnie rozwiałaś moje obawy.

W moim esemesie napisałem: „Pamiętaj — wróć cała”, a w mailu: „wróć szczęśliwa”. Twoja odpowiedź to:

>> wróciłam cała i szczęśliwa <<

Ot, cała Ty :-)))

W.


Od: boggy26 <inforino@op.pl>

Do: Aszka <muszelka@o2.pl>

Temat: Unieś głowę

Data: Pon, 02 mar 2015 18:31


Witaj, apetyczna „dwójeczko”!

Wiem, że już Ci przeszedł „podziw i przerażenie” moją wiedzą, ale gdybyś podniosła głowę i spojrzała na Księżyc — tuż obok niego zobaczysz naszego starego znajomego, czyli Jowisza. Bez obaw — niczym Cię dzisiaj nie porazi. Oba obiekty ujrzysz z kuchni lub sypialni. A po przeciwnej stronie nieboskłonu, widocznym z Twojego balkonu, wprost razi blaskiem przepiękna Wenus. Gdybyś wysiliła wzrok, to tuż poniżej, ceglastą barwą błyszczy Mars.

To tyle moich „mądrości”. Bywaj…

W.


Fragment z pamiętnika:

„03 marca 2015 r., wtorek

Dzisiaj widziałem Ewelinę po raz pierwszy po urlopie. Przez trzy tygodnie nosiłem w plecaku prezent dla niej. Zastanawiałem się, czy dać go 10 marca, w drugą małą rocznicę, ale Eweliny mogło wtedy nie być (jak się później okazało, miałem rację). Nie było jakoś sposobności, by przywołać ją do łóżka, również konto w komórce było już nieważne, więc kiedy ubrałem się po dializie na korytarzu, wróciłem na salę i pozostawiłem kopertę z prezentem na biurku opartą o jej kubek. Podszedłem do niej (odłączała akurat pacjenta) i szepnąłem do jej: „Zostawiłem coś na biurku oparte o twój kubek”. „Dobra” — odpowiedziała”.


Od: boggy26 <inforino@op.pl>

Do: Aszka <muszelka@o2.pl>

Temat: Perełka

Data: Śro, 04 mar 2015 10:56


Enjo,

Dziwna cisza zapanowała z Twojej strony. Cisza, aż w uszach szumi i słychać bicie serca. Spodziewałem się jakiegoś gwałtownego ruchu od Ciebie wczoraj, a tu nic… Źle znoszę takie przedłużające się chwile, więc postanowiłem tę ciszę przerwać i wysłać ten tekst.

To, co poniżej zamieściłem, pisałem wczorajszego wieczora.

Dobry wieczór, Aszeńko!

Może to głupi pomysł z mojej strony, ale piszę te słowa w odpowiedzi na Twój przewidywany ruch po otrzymaniu koperty z zawartością. Nie wiem, czy to będzie esemes, czy mail czy też słowna reprymenda mnie spotka. Bo tego, że będziesz na „nie”, jestem pewien.

Już o tym pisałem, ale powtórzę: dla mnie jest rzeczą normalną, że jeżeli się kogoś kocha, to myśli się o nim, martwi, tęskni, pamięta o pewnych rocznicach, obdarowuje drobiazgami, kwiatami. Ale w Twoim przypadku kwiaty sprawić mogą kłopot, więc… jest jak jest :-). Dlatego też, by zapobiec Twojej nerwowej reakcji i wrzuceniu prezentu do mojego plecaka, czym mi nie tak dawno groziłaś, skreśliłem dzisiaj odręcznie kilka wersów, byś nieco „złagodniała” w wyrażaniu emocji i wraz z prezentem umieściłem w kopercie.

Czy poczuwasz się do rewanżu? Nie po to dałem Tobie ten drobiazg srebrny, byś się rewanżować musiała. A ponieważ więź między nami jest uczuciem jednokierunkowym, więc i formy jej wyrażania też są tylko w jednym kierunku wysyłane. Nic na to nie poradzę…

Mam prośbę do Ciebie. […] Nie wiem, jak wyglądała Twoja przeszłość, ale nie chciałbym, abyś porównywała mnie do Twoich byłych. Piszę tak, ponieważ nie wierzysz w szczerość moich słów. Kiedy mówię Tobie, że jesteś ładna, to jesteś ładna. Kiedy piszę, że masz piękne oczy, to te oczy są piękne. Kiedy zaś mówię, że Cię kocham, to tak jest. Ty zaś, nie przyzwyczajona do słów pokrywających się z rzeczywistymi intencjami, także i mnie umieściłaś w jednym worku z pewnymi osobami — wyznawcami dualizmu w uczuciach, zwolennikami powiedzenia „czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal” i korzystających z „okazji”. Być może zagalopowałem się nieco i może się mylę, ale — o czym już też pisałem — nie chcę ukrywać moich myśli przed Tobą. Czasami nie napiszę wszystkiego, ale nie będę Cię okłamywał. Gdzieś wyczytałem, że prawda boli tylko raz, kiedy ją słyszymy, natomiast kłamstwo za każdym razem ból powoduje, kiedy je sobie przypomnimy. Może nie w tym kontekście, ale coś w tym jest…

Jeszcze jedno wyjaśnienie muszę złożyć. Jakoś stosunki między nami ochłodziły się. Ja trochę, a nawet sporo, odsunąłem się od Ciebie medialnie — nie zabieram Ci czasu esemesami i maile straciły na wartości — ale to nie znaczy, że nastąpił regres moich uczuć i marzeń z Tobą w tle, nic z tych rzeczy. Po prostu odeszło ze mnie napięcie, jakie wcześniej towarzyszyło mojemu zaangażowaniu uczuciowemu, po tym, jak powiedziałem, że Cię kocham. Ponadto straciło na impecie Twoje zainteresowanie nową osobą, która tak nagle zaistniała w Twoim ułożonym życiu i nieco innego spojrzenia na świat wniosła. Ja zaś nie chcę się narzucać na siłę. Straciłbym i tę cząstkę Ciebie, która jest mi przychylna.

Tak więc powyższe kwestie wyraziłem chyba bardzo jasno. I nie wracajmy już do tego i do rozpatrywania dlaczego tak się to ostatecznie potoczyło, dobrze? Przecież moje uczucie do Ciebie nie osłabło ì trwa nadal. Każdy Twój esemes, list czy telefon z wielką radością powitam, bo to przypomni mi szalone wariactwo, jakie w eterze wywoływaliśmy naszym notorycznym komunikowaniem się. Zostały mi z tego okresu zapiski, które — jak wiesz — próbuję w formę książki przekształcić. Może się uda. Byłoby pięknie, bo to był cudowny okres mojego życia.

Pewnie tego dzisiaj nie wyczułaś, ale wreszcie napatrzyłem się na Ciebie wystarczająco długo, by przywołać Twoją twarz po zamknięciu oczu :-). Nareszcie! A włosy teraz masz rzeczywiście brązowe, ale jeszcze w styczniu, kiedy na nie „wpadłem”, były mocno ciemne, przecież się nie mylę, prawda?

Piszę wieczorem, więc życzę spokojnej nocy, mimo pory, którą ten mail trafi do Ciebie.

W. :-*


Od: Aszka <muszelka@o2.pl>

Do: Intrygujący <inforino@op.pl>

Temat: Re: Perełka

Data: Śro, 04 mar 2015 15:42


Witaj!

Nie godzę się na tak drogie prezenty!!! Poza tym ponownie stawiasz mnie w trudnej sytuacji i jeszcze zwracasz uwagę i zainteresowanie pozostałego personelu i pacjentów. Już dosyć głośno jest o Tobie na oddziale, gdzie rozpisujesz się do innych koleżanek…

— a moje zachowanie, nie zawsze wiem z czego wynika, ale jest takie, a nie inne…

Miłego wieczoru.


Fragment z pamiętnika:

„07 marca 2015 r., sobota

Dochodziłem do głównego wejścia szpitala, gdy rozległ się dzwonek mojej komórki.

— Tak, słucham?

— Gdzie teraz jesteś? — to była Ewelina.

— O, to ty… Cześć. Właśnie dochodzę do szpitala.

— To przychodź od razu na salę i kładź się do łóżka.

— Dobrze. Hej.

Miałem przydzieloną nerkę w rogu sali, obok zlewu. Tam, gdzie kiedyś promienie słoneczne rozbłysnęły tysiącami złotych iskier na meszku jej rąk. Podłączała mnie Ewelina. Po raz pierwszy zauważyłem, że ma polakierowane paznokcie. Nie odezwaliśmy się do siebie ani słowem. I nijak pojąć nie mogę dlaczego?”.


Od: boggy26 <inforino@op.pl>

Do: Aszka <muszelka@o2.pl>

Temat: Dzisiejszy dzień…

Data: Nie, 08 mar 2015 07:58


Dzień dobry,

Życzę Ci, aby cały dzisiejszy dzień był dla Ciebie przepełniony słonecznym blaskiem i zapachem bergamotki :-)

W.


Od: "muszelka@o2.pl" <muszelka@o2.pl>

Do: inforino@op.pl

Temat: Re: Dzisiejszy_dzień…

Data: Nie, 08 mar 2015 08:06


Dziękuję bardzo!


Od: "muszelka@o2.pl" <muszelka@o2.pl>

Do: inforino@op.pl

Temat: Re: Dzisiejszy dzień…

Data: Nie, 08 mar 2015 22:17


— hmmm ciekawa jestem dlaczego zapachem bergamotki…, może w tym przypadku bardziej trafny byłby smak…; -)


Od: boggy26 <inforino@op.pl>

Do: "muszelka@o2.pl" <muszelka@o2.pl>

Temat: ODP: Re: Dzisiejszy dzień…

Data: Nie, 08 mar 2015 23:36


Oj, joj, joj…

Co to się stało, że Aszka maila sama z siebie wysłała? Widać nudzimy się wielce i nie mamy nic ciekawego do roboty? Ale i tak się cieszę :-). Z braku laku…

Bergamotka… do dnia bardziej pasuje zapach niż smak. A bergamotka dlatego, bo od pewnego czasu piję herbatę marki Tetley zaprawianą bergamotką właśnie i jej zapach wprawia mnie w dobre samopoczucie. Myślałem więc, że i Tobie sprawię tym przyjemność… Słoneczny blask przesłałem z okazji 8 marca, a zapachu bergamotki z innej okazji życzyłem, ciekaw jestem, czy jeszcze pamiętasz z jakiej?

We wtorek jest dziesiąty. Gdybyś była na nocnej zmianie, chciałbym Tobie radość sprawić (taką mam nadzieję) dwoma tulipanami. Dlaczego w nocy? Bo mogłabyś mieć je przez noc obok siebie i nikt by ich nie widział, a nad ranem mogłabyś się ich pozbyć. Tego dnia też jest małe święto, właściwie niedużachna rocznica. Nie piszę „nasza”, bo to byłoby chyba nieco na wyrost określenie, ale moja na pewno. Tak jak i dzisiejszego dnia. Lubię takie „filigranowe” uroczystości, o których nikt nie wie, tylko osoby wtajemniczone. Zawsze miały dla mnie jakiś urok i niosły serdeczne przesłanie.

W sobotę leżałem na tym samym łóżku, na które padł kiedyś promień słoneczny, kiedy mnie podłączałaś i ponownie widziałem Twoje ramiona tysiącami złotych włosków pokryte… Nie będę pisał, co odczuwałem, Dwójeczko…

Czy ten przezroczysty lakier, którym paznokcie pokryłaś, to też perłowy jest? :-)

Dobranoc, moja muzo… (w myślach dodałem jeszcze kilka ciepłych słów…)

W.


Od: "muszelka@o2.pl" <muszelka@o2.pl>

Do: inforino@op.pl

Temat: Re: ODP: Re: Dzisiejszy dzień…

Data: Pon, 09 mar 2015 14:32


Hej!

Nie będzie mnie w pracy jutro. Ewelina


Od: boggy26 <inforino@op.pl>

Do: "muszelka@o2.pl" <muszelka@o2.pl>

Temat: Dwa tulipany

Data: Wto, 10 mar 2015 14:54

Załączniki: 1; filename=„dwa tulipany.jpg”;


Hej,

Aszeńko, skoro Ciebie nie będzie, to i tulipanów nie będzie. Nie ma Ciebie realnej, tylko w moich myślach i w wyobraźni, więc i kwiaty, dla uczczenia pewnego wydarzenia sprzed dwóch miesięcy, przesyłam w postaci zbioru bitów. Nie wiem, jak taka forma wyrażania uczuć podoba się Tobie, ale doceń choć to, że praca nad tym pomysłem zajęła mi 3 godziny — od jedenastej, kiedy tylko z wanny się wynurzyłem, do czternastej. Dlatego też do szykowania obiadu przystąpiłem spóźniony o pół godzinki :-(.

Radosnego dnia Tobie życzę i miłego całego tygodnia :-)

W.


Od: Aszka <muszelka@o2.pl>

Do: Intrygujący <inforino@op.pl>

Temat: Re: Dwa tulipany

Data: Wto, 10 mar 2015 15:42


Dziękuję :-)


From: Kartki4you <admin@kartki4you.pl>

To: boggy26 <inforino@op.pl>

Subject: Ktoś wysłał Ci ekartkę

Date: Tue, 10 Mar 2015 13:09

Reply-To: muszelka@o2.pl


Z okazji dzisiejszego święta Mężczyzn życzę Ci przebojowości, lotów pod chmurami i spełnienia marzeń.

Aszka


Od: boggy26 <inforino@op.pl>

Do: Aszka <muszelka@o2.pl>

Temat: ODP: Re: Dwa tulipany

Data: Wto, 10 mar 2015 18:16


Enjo,

Dziękuję za kartkę 4you :-). Najpierw sądziłem, że mnie uprzedziłaś w sprawie naszej mini rocznicy, a tu okazało się, że to życzenia z okazji święta facetów… To dla mnie tak egzotyczne jak Dzień Kota, bo i coś takiego wymyślono :-D. Dziękuję, że pamiętałaś i za życzenia :-)

Bywaj. W.


Od: boggy26 <inforino@op.pl>

Do: "muszelka@o2.pl" <muszelka@o2.pl>

Temat: Zamiast smsa

Data: Pią, 13 mar 2015 08:59


Dzień dobry,

Dawno do Ciebie nie pisałem, bo jakoś tak się porobiło… Odzywam się bez żadnej przyczyny, ot tak, z potrzeby bycia blisko Ciebie.

Przeczytałem ponownie powyższe zdanie — głupie. Przecież powód, dla którego próbuję moje myśli Tobie przekazać, jest bardzo ważną przyczyną.

Ten mail piszę w miejsce esemesa, bo 5 marca minął termin ważności mojego 3-miesięcznego konta, więc nic nie mogę wysyłać z komórki. Na razie konta nie aktywuję, gdyż jakoś rozpłynął się, wraz z upływającym czasem, okres lawinowego zarzucania się esemesami. Szkoda. Prawdę powiedziawszy — nie mam pojęcia dlaczego? Chyba się na mnie nie pogniewałaś?

Dzisiaj jest 13 marca. Mija więc już miesiąc od dnia, w którym wyjechałaś na podbój śnieżnych szlaków :-). A już za tydzień przywita nas wiosna… Popatrz, to niesamowite, jak szybko czas mija. Tylko ja bezustannie trwam w swoim uczuciu… Pewnie to głupio zabrzmiało, bo idealnie wręcz wpisuje się w Twój wymysł, że obsypuję Cię komplementami i ciepłymi słówkami bez pokrycia. Zapewniam jednak, że tak nie jest.

Słońce jest już w miarę wysoko i świecić ma przez cały dzień. Życzę Ci więc i słonecznego, i ciepłego i miłego piątku. Mimo iż to trzynasty (tfu, tfu). Całuję… :-)

W.


Od: Aszka <muszelka@o2.pl>

Do: Intrygujący <inforino@op.pl>

Temat: Re: Zamiast smsa

Data: Pon, 16 mar 2015 23:07


Dobry wieczór,

nie, nie jestem obrażona.

Tak czasami sobie siedzę i myślę (zdarza mi się) mógłbyś być zatrudniony w jakimś tygodniu jako pan dobra rada — odpowiem, skomentuję, napiszę wszystko czego odbiorca będzie oczekiwał; -)

Pozdrawiam Ewelina


Od: boggy26 <inforino@op.pl>

Do: Aszka <muszelka@o2.pl>

Temat: ODP: Re: Zamiast smsa

Data: Wto, 17 mar 2015 19:00


Dzień dobry,

Kiedy wysyłałaś swój mail późnym wieczorem, ja już spałem, a odebrałem go wczesnym rankiem. Byłem mile zaskoczony — mail od Aszki? Tak rzadko to się zdarza ostatnio. Ale to radosne uczucie szybko minęło, gdy list przeczytałem. […]

— Nie pisałem „obrażona” ale „zła”. Dla mnie to różnica istotna :-).

— Widzisz, jak się zmienia osąd innych ludzi: najpierw „jestem przerażona i zachwycona Twoją wiedzą”, „liryka, epika — to wszystko, co piszesz, mnie zachwyca”, „Twoje zdania są piękne” itp. komplementy, a teraz ironicznie „pan dobra rada” :-)]

— „odpowiem, skomentuję” — jeśli do mnie piszesz, to odpowiadam, jeśli poruszasz jakiś temat, to komentuję. To chyba zwyczajowe zachowanie, w ten sposób ludzie porozumiewają się.

— „napiszę wszystko czego odbiorca będzie oczekiwał” — tu mnie zaskoczyłaś i nie wiem o co Tobie chodzi. Przecież wiele razy mylnie interpretowałem Twoje słowa, na co reagowałaś wykrzyknikami w swoich kontrach pod moim adresem kierowanych, bo oczekiwałaś innych reakcji z mojej strony. A może ów tajemniczy „odbiorca” jednak oczekuje słów, w których go komplementuję, co często robię? Ale przecież nie wierzysz w prawdziwość moich ciepłych słów ku Tobie kierowanych.

[…]

— A więc i Ty mnie oceniasz „czasami, kiedy tak siedzisz i myślisz” :-)… A kiedyś zarzuciłaś mi, że ja to robię w stosunku do Ciebie. Przecież ja już dawno pisałem, że każdy obserwuje, wyciąga wnioski i ocenia innych wedle siebie. Wszyscy to robią wokół, Ty też, z tą różnicą, że Ty rzadko dzielisz się tymi przemyśleniami (chyba że się rozzłościsz na mnie, to wtedy całą litanię zarzutów formułujesz), odwrotnie niż ja, i pewnie przez to myślisz, że jesteś uczciwa wobec mnie, a ja to drań, bo moje myśli, które nie są Tobie przychylne, przedstawiam w mailach.

Teraz uważam, że niepotrzebnie otworzyłem się przed Tobą. Gdybym od początku wiedział, że „nie jesteś i nie mieszkasz sama”, a nie dopiero w przeddzień Bożego Narodzenia, to nie dzieliłbym się moimi przemyśleniami i wspomnieniami z przeszłości. A jeśli już, to nie tak żywiołowo i dozowałbym informacje o sobie bardziej przemyślnie, na Twój sposób. Ale Ty nic nie wspominałaś na ten temat, nie zająknęłaś się ani słówkiem, a Twoje telefony pozwalały żywić nadzieję, że jesteś sama…

[…]

Nie wiem, czy taka forma odpowiedzi Tobie odpowiada, obawiam się, że znowu potraktujesz mnie negatywnie, ale skoro masz takie a nie inne odczucia wobec mojego sposobu prezentowania myśli, przemyśleń, to trudno — taka już jesteś i taki masz charakter. Kocham Cię taką „skażoną” właśnie, mimo iż początkowo zachłysnąłem się Tobą „dziewiczo czystą” i wszystkiego nie wiedziałem o Tobie. Pewnie znowu zareagujesz uwagą, że Cię oceniam, a przecież Twoje opisy odnoszące się do mnie w sali dializ, (bodajże „lewitujący twardziel”, czy tak? :-) ) to też była ocena (starałem się zmienić swoje zachowanie, nie wiedziałem, że tak jest ono odbierane).

[…]

Aby nie powtarzać wytartych słów: brakuje mi Ciebie jak tęczy po burzy. I nie jest to żadne gołosłowie. Brak mi Ciebie i tyle. Nie jestem tworem cyfrowym i nie wystarcza mi sam kontakt na odległość, słowami pisanymi podtrzymywany, tęsknię za Twoją fizyczną obecnością w moim życiu, a że jest to niemożliwe, dlatego wciąż będę Ci słał pocałunki kwiatami przeplatane, a wieczorami gwiazdy będą Ci je przekazywać, kiedy tylko ku nim swoją twarz obrócisz. I nie masz na to wpływu mimo swoich kontaktów ze światem magii :-).

Tylko ta cisza z Twojej strony tak mi bardzo doskwiera…

Dobrej nocy, Aszeńko…

Całuję… W.


Od: boggy26 <inforino@op.pl>

Do: Aszka <muszelka@o2.pl>

Temat: blask słoneczny

Data: Śro, 18 mar 2015 07:21


Hej!

Przepraszam, to przez ten blask słoneczny i niesamowitą energię, jaka z każdym fotonem spływa na nas… Tak chce się żyć!… Dzisiaj moje emocje tylko w takich słowach znajdują ujście: Kocham Cię, Aszeńko!

I to wszystko na dzisiaj :-(

A może nie?…; -)

W.


Od: boggy26 <inforino@op.pl>

Do: Aszka <muszelka@o2.pl>

Temat: Wieczorna „rozmowa”

Data: Śro, 18 mar 2015 23:13


Dobry wieczór, Księżniczko…

:-) Uśmiecham się teraz, bo przypomniałem sobie, jak wczesną jesienią zeszłego roku zadzwoniłaś do mnie w sprawie dializy, a ja przywitałem Panią słowami: „Dzień dobry, księżniczko”, na co Pani, niestety, nie zareagowała.

Miałem dzisiaj przesłać pewien tekst, ale za dnia czasu nie miałem wolnego na to, a teraz zmęczony jestem i leżę już w łożu z baldachimem. Sączę wino czerwone grzane, które posługująca u mnie mniszka przygotowuje co wieczór (ładna bestyjka…), a druga, równie urocza, splata moje włosy w warkoczyki, po czym rozplata je i ponownie biedzi się nad misternym splotem. To znakomicie relaksujący zabieg. I jedna i druga czynność działają na mnie wybitnie usypiająco, więc nie mogę obiecanego tekstu wysłać.

A cały dzisiejszy dzionek spędziłem wybitnie pracowicie: pierwsze śniadanie już po szóstej zjedzone, mail do Ciebie (owszem — krótki, ale dużo czasu zajęło mi komponowanie go tak, by Cię treścią nie uraził), pranie, II śniadanie, e-book, obiad (ziemniaki trzeba było obrać, ugotować, filety rybne z cebulką usmażyć, wymyślić jakąś surówkę z tego, co było w lodówce i poza nią), zmywanie po obiedzie, książka (pisanie), szukanie w sieci informacji do artykułu, kolacja, sprzątanie po kolacji, książka (tym razem — dla odprężenia — czytanie). A i tak nie dałem już rady umyć podłogi w kuchni. Prawdę mówiąc, to nie chciało mi się już. Chociaż muszę przyznać, że po obiedzie godzinkę zmarnowałem: położyłem się z tabletem na wersalce i… świadomość moja odleciała w niebyt… Najważniejsze dla mnie, że obie książki pchnąłem mocno w przód i że kuchnia wieczorem była czysta.

A jak Waszej Wysokości dzisiejszy dzień minął? Czy równie pracowicie w swoich komnatach Księżna sobie poczynała jak Jej uniżony sługa? Czy też Jej Wysokość swą niespożytą energię ku uczynkom charytatywnym w szpitalu wykonywanym skierowała?

No, proszę — dwudziesta trzecia się zbliża. Nawet nie wiem, kiedy czas mija podczas pisania do Ciebie. Że też nie można go jakoś zagiąć lub nagiąć. Naiwnie myślałem, że chociaż dzisiaj wcześniej powieki zamknę i wyśpię się, a tu jak zwykle… […]

Miłego wieczoru nie życzę, bo to już nie ta pora. Zapewne śpisz już lub szykujesz się do snu i swój diadem brylantami wysadzany do sejfu wkładasz… Życzę więc spokojnej nocy, łagodnych marzeń sennych i snu odprężającego, tak abyś jutrzejszego słonecznego ranka obudziła się z myślą: „jak cudownie jest żyć!”.

Dobranoc więc, urocza Aszko…

W.


Od: boggy26 <inforino@op.pl>

Do: Aszka <muszelka@o2.pl>

Temat: A jednak słońce!

Data: Czw, 19 mar 2015 11:09


Dzień dobry, Aszeńko

Jak widzisz, dzień ponownie w promieniach słonecznych stanął. Tak jak wczoraj przewidywałem. Wiesz, brakuje mi Twoich spontanicznych esemesów, więc w ich miejsce wysyłam moje przemyślane maile.

Jestem już i po śniadaniu i po prasowaniu tego, co wczoraj wyprałem. Muszę teraz wyjść do miasta, po czym zamelduję się w szpitalu koło południa. Ponieważ minęła właśnie jedenasta, kończę pisanie, aby zdążyć.

Do zobaczenia więc, Enjo, lub do najbliższego kontaktu elektronicznego. :-*

W.


Od: boggy26 <inforino@op.pl>

Do: Aszka <muszelka@o2.pl>

Temat: A jednak słońce! ciąg dalszy…

Data: Czw, 19 mar 2015 14:28


Hej,

Byłem w mieście na deptaku i kupiłem trochę ciasta (o czym będzie dalej), po czym zjawiłem się w szpitalu zaraz po południu, a dokładnie — o 12.10. Wszedłem nawet na teren oddziału, ale panowało jakieś małe zamieszanie w okolicy Waszego pokoju socjalnego (były obie sprzątaczki i wyszła do nich salowa i wydawało mi się, że jakieś uwagi ma co do ich pracy), więc zrobiłem w tył zwrot i wróciłem do domu. Tak więc niezły spacer sobie zaordynowałem, tym bardziej, że całą drogę szybkim krokiem pokonałem.

Najważniejsze zostawiłem na koniec. Dzisiaj jest 19 marca, mija więc równo rok od dnia mojej pierwszej dializy. Wspominałaś niedawno, że właśnie Ty uczestniczyłaś w tym „misterium” :-). Ja, niestety, nic nie pamiętam i nie wiem dlaczego. Zapamiętałem jedynie postać lekarki nachylonej nade mną i coś majstrującej przy mojej szyi, a po przeciwległej stronie łóżka, na tle drzwi (scena odbywała się w sali dializ ostrych) stała któraś z pielęgniarek (wychodzi na to, że Ty). Ale nie pamiętam żadnych twarzy, żadnych głosów, wszystko jakieś rozmyte i bezgłośne niczym w niemym filmie. Nic więcej nie mogę sobie przypomnieć, tak jakbym był pod działaniem jakiegoś środka odurzającego.

Tak więc męczysz się ze mną już rok i masz w tej rocznicy swój udział. I to udział jakiego się nikt z nas nie spodziewał: ani Ty, ani ja. Doprawdy, życie pisze scenariusze jak w najlepszych filmach. Tylko, że to nie film, a jak najbardziej realna sytuacja.

Wracam do głównego wątku… Ciasto — marcello i wuzetka oraz torcik czekoladowy — kupiłem z okazji rocznicy. W końcu „roczek” trzeba jakoś uczcić. Ale bez obaw — nic specjalnego, w rodzaju babeczek lub innych ciasteczek przeznaczonych wyłącznie dla Ciebie, nie kupiłem. Tym razem, zgodnie z Twoim życzeniem, nie wyróżniłem Cię i pozostaniesz bezimienną bohaterką imprezy. Jeżeli, oczywiście, na niej będziesz.

Jest czternasta i nagle poczułem się zmęczony, jakiś senny. Dlatego kończę już mail. Acha, obiecanego od dwóch dni tekstu dzisiaj też nie wyślę, nie chce mi się jakoś do niego wracać. Może w szpitalu wróci mi ochota, chociaż tam chciałbym dalej książkę przygotowywać. Zobaczymy.

A na dworze piękna, wiosenna aura, na działkach krokusy kwitną, pączki na bzach nabrzmiewają, bazie już oczy cieszą, młode krwawniki zielenieją, a na piach drzew, po ich słonecznej stronie, kowaliki zbite w gromadki wygrzewają się… A kilkanaście dni temu widziałem kwitnącą leszczynę. Tak więc wiosna nadciąga.

I tymi wiosennymi zwiastunami kończę pisanie do Ciebie rozczesując Twoje włosy słonecznymi promieniami, by przeniknęły ich blaskiem :-).

W.


Od: boggy26 <inforino@op.pl>

Do: Aszka <muszelka@o2.pl>

Temat: Ale impreza :-(

Data: Czw, 19 mar 2015 17:39


Cześć,

Wiesz co, Enjo, dałem takiej pięknej dupci, jak Twoja. Przepraszam za te słowa, ale…

Mariola zadzwoniła o 15.45, że mogę przyjść na dializę na 16.20. Dodała jeszcze, że jeśli się nie zgodzę, to do kogo innego zadzwoni. Akurat pisałem odwołanie do rektora UKW w Bydgoszczy i siedziałem przy komputerze, więc powiedziałem, że mogę być na 16.30. Zgodziła się zaczekać 10 minut. Tu pismo, tam szpital, na dodatek obiad stygł… O pół do siedemnastej ruszyłem taksówką, by zdążyć na czas. Dopiero idąc korytarzem przypomniałem sobie, że w pośpiechu zapomniałem o tym, co miałem przynieść z okazji mojej rocznicy. Mariola zasugerowała przeniesienie uroczystości na sobotę lub za kwadrans jazdę ambulansem do domu i z powrotem. Po chwili wahania zrezygnowałem z jazdy do domu, bo L. od razu domyśliłaby się, że mam karton pełen ciasta dla pielęgniarek. Tak więc najbliższa okazja teraz to sobota, ale to już chyba z okazji pierwszego dnia wiosny. Zresztą nie wiem, czy ciasto wytrzyma?

A tak w ogóle to odeszła mi ochota na takie rzeczy po dzisiejszej wpadce. Jedyna miła rzecz, jaka mnie dzisiaj spotkała, to honorarium za artykuł, które wpłynęło na konto. Tydzień przed terminem! Ciekawe, kiedy ukaże się następny tekst.

Do soboty więc, Aszeńko. A może będziesz dzisiaj na nocnej zmianie? W każdym bądź razie do spotkania.

W.


Fragment z pamiętnika:

„19 marca 2015 r., czwartek

Tak, jak przypuszczałem, Aszka przyszła na nocny dyżur. Przed dwudziestą podeszła do mojego łóżka i, dając do zrozumienia, że czytała maile, z uśmiechem powiedziała:

— To ciasto naprawdę się zepsuje.

W pierwszej chwili nie zrozumiałem o czym mówi.

— Proszę?.

— To ciasto naprawdę się zepsuje — powtórzyła.

— Ach… no nie wiem? Może jednak nie?”.


Od: boggy26 <inforino@op.pl>

Do: Aszka <muszelka@o2.pl>

Temat: Wieczorne dopowiedzenie

Data: Czw, 19 mar 2015 22:33


Najpierw coś napiszę, a później wytłumaczę się z tego, dobrze?

Moja Kochana Enjo!

Teraz wytłumaczyć się z tych słów w nagłówku muszę. Kiedy po dializie wchodziłem po schodach do domu, już myślałem o mailu do Ciebie. I pomyślałem, że skoro Tobie miłość wyznałem, to przecież mogę tak się do Ciebie zwracać. Myślę, że choć raz na jakiś czas pozwolisz mi na to…

Ucieszyłem się, gdy zobaczyłem Cię dzisiaj w szpitalu. Kiedy zagadnęłaś o cieście zostawionym w domu, powiedziałaś to z uśmiechem, który od razu rytm serca mi zaburzył. Niesamowicie emocjonalnie na Ciebie reaguję, mimo karencji w kontaktach.

Kiedy wyszedłem ze szpitala, wzrok, jak zwykle, do góry skierowałem. A tam — mnóstwo gwiazd! Jeżeli rankiem będą jeszcze widoczne, zerknij na którąkolwiek, może coś poczujesz :-). Jowisz także tkwił przyklejony w tym samym miejscu, w którym zastałem go pamiętnego wieczora. Ale wiesz co? Kiedy po drodze spojrzałem w prawo, ku Twojej posiadłości, nisko nad horyzontem widniała Wenus, a to przecież bogini miłości. Planeta wisiała wprost nad Twoim domem, tak jakby chciała mi pokazać drogę do Ciebie i zasygnalizować: „widzisz, tutaj mieszka twoja muza, nie zapominaj o słowach do niej kierowanych i przy niej trwaj”. Wiem, wiem — już swoje piórka stawiasz na sztorc i myślisz, że mi zaczyna ponownie wracać zwariowany etap uczucia i zaczynam ponownie głupoty pisać, a już miałaś ze mną spokój… Nie, to nie tak. […] Chciałem w taki nieco kiczowaty sposób tylko zasygnalizować pewien fakt, bo czyż nie wydaje się on niesamowity? Tak, jakbym otrzymał pewien znak… A od kogo? To już tajemnicą nocnego nieba pozostanie.

No dobrze, skoro już swój emocjonalny stosunek do Ciebie wyraziłem, to teraz poważnie, bez emocji (chociaż myśląc o Tobie trudno, aby rozumu nie mąciły) piszę tak: jesteś moją jedyną kochaną kobietą na świecie. […] I chciałbym, aby ten stan pozostawania na uwięzi Twojego uroku trwał, dopóki żyć będziemy.

Życzę Ci spokojnej nocy, aby Twoje czekoladowe oczy wypoczęły w wigilię wiosny. Tak, tak — to już jutro! Kiedy oczęta otworzysz, już będzie trwać wiosna :-). A później Wielkanoc i malowanie jajek (podobno szpitalne izby przyjęć są wtedy przepełnione przez męskich zwolenników tej tradycji :-D ).

Całuję Cię…

W.


Od: boggy26 <inforino@op.pl>

Do: Aszka <muszelka@o2.pl>

Temat: Pierwszy dzień wiosny

Data: Pią, 20 mar 2015 10:28


Aszeńko,

Witam Cię w pierwszy wiosenny dzień, tak słoneczny po gwiaździstej nocy, chociaż lekko na zachodnim nieboskłonie chmurami naznaczony. Ciekawe, czy chmurność nieba pozwoli dzisiaj na obserwowanie zaćmienia Słońca, które właśnie się rozpoczęło?

Przyznaję, że jest mi ciężko wytrzymać w ciszy medialnej z Tobą. Niby jesteś tak blisko, nieraz na wyciągnięcie ręki zaledwie, ale jednocześnie tak daleko… Tym bardziej jest mi ciężko. Pewnie dlatego nie potrafię powstrzymać się od pisania do Ciebie. Wtedy z Tobą rozmawiam. Dziwne to wszystko może się wydawać, prawda? Jak całe moje dotychczasowe życie.

L. wczoraj miała nocną zmianę. Wróciłem z dializy o wiele wcześniej niż zazwyczaj, ale po wysłaniu maila do Ciebie byłem dziwnie zmęczony, dlatego położyłem się na wersalce L., bo była rozłożona, przygotowana do spania, wystarczyło jedynie koc zdjąć. Włączyłem jeszcze radio. Kiedyś często tak spałem — przy włączonym radioodbiorniku. Było tak jak zawsze w takich warunkach: budziłem się kilkakrotnie i wsłuchiwałem w dźwięki — klasyczna muzyka poważna, informacje, muzyka lekka, wspomnienia, wiadomości, współczesna muzyka poważna z chórem akademickim… I tak to szło w kółko. Po tak spędzonej nocy nigdy nie jestem wypoczęty fizycznie (i te worki pod oczami), ale psychicznie jestem odprężony. Tak na stałe obudziłem się już o 4.25. Wstałem za małą potrzebą, po czym wstawiłem wodę na herbatę, której i tak nie wypiłem, bo ponownie odleciałem w senne zapomnienie jednak przeplatane jak najbardziej realnymi myślami. Dlatego wstałem z bólem głowy. Wcześniej wszakże popatrzałem na noc za oknami i zdumiałem się: wszystkie samochody pod domem były białe od szadzi (!). Musiał być nielichy przymrozek.

Wczoraj na sali zająłem się (wreszcie!) redakcją tekstu książki, a jest tego sporo. Nie wiem, czy to ja nie dorastam do Twojego sposobu przekazywania myśli, czy też formułujesz pewne przemyślenia w tak mglisty sposób, że nie mogę za pierwszym razem dociec ich sensu i znaczenia? Dopiero wczoraj i to po trzykrotnym przeczytaniu pewnego ustępu Twojego maila pojąłem jego sens. Po trzech miesiącach! Ciekawe, ile jeszcze takich tajemnic otworzy się przede mną?

L. śpi, zajmę się więc teraz projektowaniem okładki do ebooka. Książka tak mi się rozrosła, że będę musiał ją na dwie części rozbić, bo będzie przekraczać dopuszczalną przez wydawnictwo objętość. Ale dwie części to też podwójna ilość sprzedanych egzemplarzy :-).

Dobrnąłem już do końca mojej dzisiejszej opowieści. Ale jeszcze coś dodać muszę: noszę się z zamiarem kupna rolek. Nie wiem tylko, czy to dobry pomysł? Jeśli tak, to czy kupić je teraz czy po operacji (na 21 kwietnia dopiero jestem zarejestrowany w RCO w Bydgoszczy u chirurga; […] nie mogę większego wysiłku fizycznego podejmować, nie mogę ćwiczyć, a tak tęsknię do pływania na kajaku, […] co do usunięcia resztek guza, to sam nie wiem, czy warto przy nich grzebać, zdam się na decyzję chirurga, ale co do ich chemicznego likwidowania to „jestem na nie”, bo nerka padnie mi do cna)?

No dobrze, Aszeńko, nie będę już przedłużał w nieskończoność rozstawania się z niecodziennym zjawiskiem jakim się jawisz :-). Pewnie jeszcze śpisz, więc śpij sobie smacznie. Nie będę Cię budzić, dlatego tylko popatrzę na Ciebie i już cichutko drzwi zamykam. Do zobaczenia…

W.


Od: boggy26 <inforino@op.pl>

Do: Aszka <muszelka@o2.pl>

Temat: Pech

Data: Pią, 20 mar 2015 14:01


Hej Enjo, jak nie urok to… wiesz, co :-)

Nie tylko uroczyste uczczenie mojego roczku się nie powiodło, ale zapomniałem jeszcze o czymś. Prawie od dwóch tygodni noszę ze sobą trzy saszetki z herbatą marki Tetley zaprawioną bergamotką. Noszę je z myślą o Tobie, a wczorajsze wydarzenia tak mi się dały w znaki, że zapomniałem zaproponować Ci herbatkę. Ciasto stoi w domu w lodówce i czekać będzie do soboty.

Wiem, że pisanie o herbacie to błahostka, nie zasługująca na mail, ale skoro nie mogę wysyłać smsów, a Ty ich nie odbierasz, to muszę z tej drogi korzystać.

Na razie… W.


Fragment z pamiętnika:

„21 marca 2015 r., sobota

Ciasta przyniosłem dzisiaj. Poprosiłem Elizę o pomoc w rozpakowaniu. Gdy otworzyła karton, wcisnąłem w torcik świeczkę. Później Róża przeszła przez salę z tym tortem i palącą się świeczką, czym mnie zupełnie zaskoczyła, i podeszła do mnie. Zdmuchnąłem świeczkę i dziewczyny przystąpiły do konsumpcji. Ewelina też była na tej zmianie, ale zupełnie się nie udzielała w tych wydarzeniach, jakby wycofała się i postanowiła tkwić w tle”.


Fragment z pamiętnika:

„24 marca 2015 r., wtorek

Kolejny słoneczny ranek. I pewnie kolejny cały dzień taki będzie. A ja w marcu jeszcze nigdzie nie byłem… Doskwiera mi brak kontaktów z Eweliną. Jak zamilkła pod koniec stycznia, tak milczy po dzień dzisiejszy. Prócz sporadycznych, dosłownie dwu-trzy zdaniowych maili raz na tydzień-dwa, nic innego nie wysyła. Staram się dostosować, ale nie mogę i wysyłam po pięć maili tygodniowo. A nieraz nawet 2—3 dziennie. Smsów nie wysyłam, bo mam puste konto, a na dodatek Ewelina odbiera je po dwóch dniach dopiero. Sama też ich nie wysyła. Trwa jakiś pat między nami…”.


Do: eM Aszka <+48964375910>

26-03-2015 09:09

„Mimo szarej, burej i deszczowej aury, życzę Tobie uśmiechu w tym dniu i słonecznych promieni”.


Od: boggy26 <inforino@op.pl>

Do: Aszka <muszelka@o2.pl>

Temat: Cisza…

Data: Czw, 26 mar 2015 17:00


24 marca, wtorek

Jeśli myślisz, Waćpanna, że mnie milczeniem swoim zniechęcisz do siebie, to w grubym błędzie jesteś. Zbyt wiele sił i uczuć zbyt wiele w Tobie utopiłem, bym tak łatwo zrejterował i zapomniał o Tobie. Myślę, że i Ty niesmak do mnie poczułabyś wtedy wielki.

Na początku naszej znajomości ten fortel mógłby się udać zapewne, ale zbyt głęboko zapadłaś w moje serce i zbytnio Tobą przesiąknąłem, bym odseparować się od Ciebie zdołał. Zbyt toksycznie na mnie oddziałujesz, abym z faktem tym pogodzić się miał. Wyznałem Tobie coś, i to dwukrotnie, a to dla mnie wiele znaczy. Bardzo wiele.

Od tygodnia czuję się fizycznie gorzej niż do tej pory. Prawdopodobnie z powodu niezażywania beto zk 25. Dzisiaj idąc do szpitala czułem się wyjątkowo źle, było mi duszno, gorąco, męczyłem się. Myślę, że do braku leku doszedł też wpływ aury: było niskie ciśnienie i powietrze było parne. W szpitalu ciśnienie miałem niskie jak nigdy dotąd: 110/70. Po powrocie do domu, kiedy pościeliłem sobie łóżko i położyłem się na nie z ulgą, byłem lepki od potu, a serce strasznie szybko uderzało. Nagle wystraszyłem się. Pomyślałem, że to byłaby bardzo głupia śmierć. Czy wiesz, czego najbardziej bałem się w tym momencie? Dwóch rzeczy: tego, że nie zobaczę Ciebie już nigdy, i tego, że nie będziesz wiedziała, że w takiej chwili myślałem o Tobie i nie miałem Tobie tego jak przekazać…

Wybrałaś metodę przetrzymania mnie i milczysz. Tymczasem doskwiera mi brak kogoś takiego jak Ty na codzień. Ciężko mi bardzo, ale nie będę na siłę zmieniał Twoich postanowień. Jednak pozwolisz, że od czasu do czasu przypomnę o sobie.


25 marca, środa

Postanowiłaś więc milczeć… Na pewno łatwiej Tobie przychodzi znosić ten niemy stan niż mnie. A ja…, cóż ja? Patrzę codziennie ma Twoje fotografie, chłonę treści Twoich listów, przypominam sobie słowa, które do Ciebie skierowałem w pewien styczniowy wieczór i rozpamiętuję to, co napisałem o więzi, jaka wtedy między nami powstała… I tak trwam, będąc wierny tamtym słowom, wierząc, że nic i nikt ich nie przekreśli. Kiedy jestem sam, nie mogę sobie miejsca ani zajęcia znaleźć, chodzę po mieszkaniu i myślę o Tobie. Czasami kilka ciepłych słów skieruję w myślach do Ciebie, spojrzę przez okno w kierunku Twojego domu, skreślę słów parę… Wszystko to pomaga mi wytrwać w moim postanowieniu i zachować pozory normalności.


26 marca, czwartek, rankiem

Jest mi potwornie ciężko… Nie jestem wszak tworem ezoterycznym, ze świtu i porannej mgły stworzonym, ale jak najbardziej cielesnych stworzeniem, które potrzebuje nie tylko duchowych uniesień, ale i fizycznych doznań, ot choćby zwyczajnego dotyku czyichś dłoni czy słów szeptanych w przytuleniu…


WIOSENNY SPACER

Chciałbym z Tobą pójść na spacer

Chciałbym trzymać Cię za rękę

Chmurą z nieba Cię otulić

Chciałbym ciepło Cię przytulić

Na herbatę gdziesik wstąpić

Kiedy deszcz zaczyna siąpić

Zerwać Tobie bukiet fiołków

Sięgnąć z nieba garść aniołków

Pocałunek skraść na ławce

Trochę chleba rzucić kawce

Lot motyla obserwować

Uśmiech Twój do serca schować

Do Księżyca zwrócić twarz

Czułe słowa szeptać aż…

…aż zmęczymy się spacerem

zjemy w barze bułkę z serem

przemkniemy chyłkiem ulicami

i znów pozostaniemy sami…

13 stycznia 2015 wtorek, pisałem podczas dializy, miałaś wtedy wolny dzień


26 marca, czwartek, początek dializy

Przypomniałem sobie coś teraz… W jednym z pierwszych maili napisałaś: „ująłeś mnie swoją otwartością” itp. itd. Teraz zastanawiam się, czy nie lepiej byłoby dla mnie, gdybym Cię od początku karmił drobnymi kłamstewkami, niedopowiedzeniami zamiast być tak otwartym? Bo szybko straciłem na wartości, kiedy wszystko o sobie napisałem. A tak utrzymałby się wokół mnie nimb, owa aura tajemniczości, która tyle emocji wywołuje, kiedy dwie osoby dopiero poznają się.

Zresztą o tym też pisałaś, że „intryguję swoją osobowością”. Hmm, mogłem podtrzymywać ten obraz, wtedy intrygowałbym do dzisiaj…


26 marca, czwartek, pół godziny do końca dializy

Rozbolała mnie głowa, ciężko znoszę takie sytuacje, zawsze mocno je przeżywam: niby jesteś, ale nieobecna w moim życiu…

W moim organzowym woreczku (proszę nie mylić z innym „woreczkiem” ; -)) ) z jedwabiu, w którym przechowuję Twoje złote plusiki i srebrne minusiki, ubył dzisiaj plusik, który dałem Tobie za… picie. Do tej pory wszystkie z Was piły wodę bezpośrednio z butelek, Ty jedna przelewałaś ją do kubka przed wypiciem. Kilka minut przed końcem dializy zobaczyłem, jak wypijasz zawartość butelki bezpośrednio z niej :-(. Chyba nie uznasz tego jako wyszukiwania kolejnego mankamentu?

Tak — obserwuję Ciebie cały czas, czy to grzech?

Do kolejnego zebrania mi się na pisanie…

W.


Od: boggy26 <inforino@op.pl>

Do: Aszka <muszelka@o2.pl>

Temat: Cisza… c.d.

Data: Czw, 26 mar 2015 18:49


Enjo,

Ty nie tylko nadajesz się na szpiega, ale masz też wszelkie zadatki na pokerzyst(k)ę…

Podeszłaś dzisiaj do mojego łóżka z kamienną twarzą niezdradzającą żadnych uczuć. Tak samo zachowałaś się w ów pamiętny, grudniowy wieczór, kiedy to „przesłuchiwałaś” mnie w sprawie mojego rzekomego wyjazdu do Torunia. Twoja twarz taka nieodgadniona, zimna… Przyznaję, że nie wiem, jak się wtedy zachować, o co Cię zagadnąć, o czym porozmawiać? I jeszcze Twoje ramiona przed moimi oczami się prezentujące… W pewnej chwili miałem nieprzepartą ochotę unieść moją maseczkę i zmaterializować moje marzenie sprzed kilku miesięcy, ale obawiałem się Twojej negatywnej reakcji i to w sposób gwałtowny wyrażonej. Ponownie więc zachowałem się jak wystraszony żółw i schowałem głowę w piasek.

Dziwnie się poczułem, gdy opuściłem mury szpitala za dnia. Na dworze jasno, jak podczas nocy polarnej w Finlandii, samochodów multum i ludzi wszędzie moc. Przez kilka miesięcy przyzwyczaiłem się do wieczornych powrotów, kiedy miasto w świetle latarni się prezentuje, a tu raptem taka zmiana. Co do zmian, to w niedzielę czeka nas zmiana czasu :-(

To już zapewne wszystko, co chciałem Tobie przekazać. Nie wiem, czym się teraz zajmę, ale nic mi się się chce robić. Za to jutro muszę wreszcie pójść do apteki, bo cały czas czuję się jakiś niedotleniony, podduszony. Zrzucam to na brak beto zk. Może też kupię rolki, aby humor sobie poprawić? Tylko jutro do wieczora L. będzie w domu, więc do poprawy nastroju musiałbym jeszcze dokupić ze dwie pary chinosów, dwie pary koszul i dwie pary odpowiednich butów :-). Wtedy byłbym zadowolony.

I na tym kończę, chociaż żal mi się z Tobą rozstawać…

W.


Fragment z pamiętnika:

„26 marca 2015 r., czwartek

Wczoraj nad ranem, po dziewiątej, wysłałem do Eweliny sms z komputera korzystając z bramki internetowej. Nie wiedziałem, że będzie w pracy tego dnia. Przez cały dzień nie otrzymałem odpowiedzi. Także podczas wczorajszej dializy Ewelina nie nawiązała do mojej wiadomości. Dopiero dzisiaj okazało się, dlaczego”.


Do: WP <+884765799>

27-03-2015 09:59

Hej! Wiadomość sms odczytałam dopiero po powrocie z pracy, ponieważ nie miałam ze sobą tego telefonu. Postaram się napisać — odpisać wieczorem. Życzę miłego dnia mimo barowej aury.


Fragment z pamiętnika:

„27 marca 2015, piątek

Tego dnia wyszedłem do apteki. Jednak wcześniej, kiedy szykowałem się do wyjścia, odezwała się moja komórka. Nie wierzyłem własnym oczom: to była wiadomość od Eweliny! Odpowiedziała na mój sms z dnia wczorajszego.

Wiadomość przyszła punktualnie o 10.00. Nagle poczułem, że muszę odpowiedzieć Jej i to jak najszybciej. Przecież tak rzadko się ze mną ostatnio kontaktowała. Ale jak? Trzymiesięczny okres ważności konta dawno minął. Poszedłem do kuchni, by zadzwonić z telefonu domowego, ale po wybraniu numeru, do kuchni weszła Luiza. Sms z bramki internetowej nie wchodził w grę, bo musiałem z Nią rozmawiać, musiałem usłyszeć Jej głos. „Muszę doładować komórkę — przemknęło mi przez myśl — i to jak najszybciej!”. Włączyłem komputer, wszedłem na stronę Plusa, przelałem 60 zł z karty i po kilkunastu sekundach otrzymałem sms, że mogę korzystać z telefonu.

Z domu wyszedłem o 10.55. Pięć minut później, dochodząc do Biedronki, zadzwoniłem do Eweliny.

— Hej, Enjo! To ja. Możesz swobodnie rozmawiać?

— Tak.

— A jesteś w pracy czy w domu?

— W domu.

— Słuchaj, dzwonię, aby podziękować za Twój sms. Dziękuję, nie spodziewałem się. Cieszę się niesamowicie.

— Nie przesadzasz z tą radością?

— Ależ nie, to taka mała uroczystość, przynajmniej dla mnie, bo przecież ostatni sms od Ciebie dostałem 15 lutego, kiedy w górach byłaś. Właśnie wyszedłem do miasta, by rozejrzeć się za kurtką i spodniami i chciałem Tobie zaproponować wspólną włóczęgę po mieście, ale muszę zrezygnować z zaproszenia, bo deszcz pada i wieje. Jestem na zewnątrz, obok Biedronki, więc wiem, jak jest paskudnie.

— Słuchaj, to i tak nie wchodzi w rachubę, bo muszę odebrać ze szkoły dziecko. Obiecałam koleżance. Teraz robię ciasto na naleśniki, bo jak przyjdzie, to będzie głodne. Nie wiem tylko, z jakim farszem będzie je chciało, więc przygotowuję trzy wersje.

— To jeszcze będzie wybrzydzać?

— Nie, nie będzie wybrzydzać, po prostu zapytam, z czym chce jeść, i z takim nadzieniem dostanie.

— Ach tak. A ja myślałem, że robisz od razu trzy rodzaje i dziecko będzie wybierać spośród nich.

— Nie, smażyć będę po przyjściu, bo najlepsze są przecież ciepłe.

— To prawda, że nie ma to jak naleśniki prosto z patelni podawane.

— Wyjdę jeszcze na Manhattan po warzywa i w drodze powrotnej wstąpię do szkoły.

— Acha. Wiesz, teraz pada taki delikatny deszczyk, tylko patrzeć, jak zrobi się cieplej i wszystko wystrzeli w górę świeżutką zielenią. O, przechodzę teraz pod wierzbą, ma już piękne, zielone listeczki… No dobrze, nie przyciągajmy już tej rozmowy, będę kończył. Do zobaczenia.

— Do zobaczenia.

Rozmawialiśmy ponad cztery minuty”.


Od: boggy26 <inforino@op.pl>

Do: Aszka <muszelka@o2.pl>

Temat: Wieści z deszczowej przechadzki

Data: Pią, 27 mar 2015 16:49


Hej,

Z miasta wróciłem o 12.10, a więc 40 minut temu. Efekt mojej przechadzki jest zerowy. A nawet więcej niż zerowy. Ale po kolei…

Dzisiaj obudziłem się i pomyślałem tak: na zewnątrz szaro, buro, dżdżysto, L. w domu do 18.00. Ogólnie — paskudny dzień się szykuje. Ale zrobię tak: wstanę, umyję się, uchylę okno, poćwiczę, schowam pościel, zjem śniadanie („zjadłem” tylko surowe jajko), ubiorę się i ruszę w rejs po mieście. No i jeszcze coś dodałem: „kocham Ewelinę i ona o tym wie; nie chce ze mną rozmawiać — to nie, trudno, ale czym ja się martwię? Przecież i tak nic nie cofnie tego, co wydarzyło się w hallu wieczorem, więc powinienem być szczęśliwy”. I uśmiechnąłem się. Nastrój mi się polepszył, choć podświadomie czułem, że to takie pocieszenie się na siłę. Później ubrałem się i wyszedłem, a kilka minut później zadzwoniłem do Ciebie.

Niestety — doszedłem do apteki i przypomniałem sobie, że recepty zostawiłem w domu. Poszedłem więc do sklepu odzieżowego, zaraz obok, bo na Paderewskiego. Mają tam wszystko, prócz obuwia: kurtki, spodnie, marynarki, swetry, koszule, bieliznę męską, krawaty i muszki, paski. I też nic nie kupiłem: ceny, ceny, ceny… […] Muszę przemyśleć, co mi najbardziej jest potrzebne: kurtka i spodnie. I buty. Prócz rolek, na które się uparłem. […]

W drodze powrotnej wracałem przez Manhattan, kupiłem trochę warzyw. Myślałem, że po drodze spotkam Cię idącą na targowisko, ale tak się nie stało. Do domu wszedłem przemoczony, zmęczony, wkurzony i głodny. Faktycznie — jak pisałaś dzisiaj: pogoda typowo barowa. Kiedyś, gdy w taką pogodę włóczyłem się z kimś po mieście (chodzi o płeć przeciwną :-) ), lubiłem przy sobie w kieszeni nosić ćwiartkę wiśniówki lub wiśniaku w piersiówce, i raczyliśmy się łykami rozgrzewającego płynu z nakrętki wychylanego. Kiedy lało, wstępowaliśmy do kawiarni na herbatę. Często i tam zamawialiśmy coś mocniejszego. Później druga kawiarnia, jakiś bar… :-) Życie na rauszu, kiedy człowiek był młody i nie miał jeszcze obowiązków, rodziny, ma swój urok… :-)

Zmieniam temat…

Pisałaś w swoim esemesie, że odpowiesz wieczorem na moje wczorajsze maile. Nie musisz się trudzić i odpowiadać na nie na siłę. Wystarczy mi świadomość, że czytasz moje teksty, chociaż nie wszystko w nich Ci się podoba.

To, że do mnie nie odzywasz się, to Twoja sprawa. Skoro uznałaś, że tak będzie lepiej… Przypuszczam, że to reakcja na moje dylematy moralne kilkakrotnie rozpatrywane w mailach. To jest cena otwartości i szczerości wobec Ciebie. Zawsze coś poświęca się kosztem czegoś.

~~~~~~~~~~~

Jest teraz 13.31. Muszę przerwać i zrobić coś do jedzenia. Na razie :-)

Ok. — wróciłem. Nie jadłem śniadania, więc głód mi potężnie doskwierał.

~~~~~~~~~~~

Wiesz co? Dzisiaj uważam, że moja uwaga nt. picia wody wprost z butelki była głupia…, no, ale cóż — napisałem, co pomyślałem. Tylko nie mów mi ponownie o moim ocenianiu Ciebie. Każdy ma jakieś narowy, cechy czy przyzwyczajenia, jednym one przeszkadzają, innym — nie. Dogryźć Tobie z pewnością nie chciałem.

Obserwuję Ciebie cały czas na sali, można powiedzieć, że nie spuszczam z Ciebie oczu, choć Ty tego nie widzisz. Mogę wpatrywać się w Twoją twarz nieskończenie długo, tak bardzo mi się podobasz. Wywierasz na mnie wprost hipnotyczny wpływ, „dwójeczko”.

Nie potrafię zerwać z Tobą kontaktów, więc staram się jakoś balansować między Twoimi a moimi potrzebami. Stąd trzydniowe okresy milczenia przeplatane są nieraz dwoma-trzema mailami w ciągu jednego dnia. A dlaczego tak dużo piszę? Bo wtedy widzę Ciebie, słyszę Twój głos, widzę Twój uśmiech — po prostu jestem z Tobą i… rozmawiam. I w takich chwilach chciałbym Tobie przekazać wszystko, co się kłębi we mnie, ale też podzielić się zwykłymi, codziennymi sprawami.

Enjo, co ja na to poradzę, że akurat Ciebie pokochałem, że akurat Twoje cechy charakteru mi odpowiadają (przynajmniej te, które pozwoliłaś mi poznać), że akurat Twoja uroda mnie urzekła? Co ja mam zrobić, aby uwolnić się spod Twojego czaru? Nie potrafię. Nie potrafię, bo… nie chcę. Przecież nawet w książce nie pozwalasz mi popełnić samobójstwa…

Do zobaczenia :-*

W.


Od: boggy26 <inforino@op.pl>

Do: Aszka <muszelka@o2.pl>

Temat: Wieści z deszczowej przechadzki c.d.

Data: Pią, 27 mar 2015 18:32


To ponownie ja, niestety …

Jak zwykle w przypadku maila z wieloma wątkami, zapomniałem o czymś.

Kiedy mi dzisiaj wspomniałaś, że będziesz smażyć naleśniki, przez chwilę byłem oszołomiony. „Jak to? Ewelina i naleśniki? Ona smaży naleśniki?” — tak myślałem. Cały czas jednak jesteś otoczona w mojej wyobraźni nimbem „świętości” i jesteś ponad takimi przyziemnymi sprawami. Z trudem uświadamiam sobie, że jesteś jak najbardziej namacalna i realna i że pochodzisz z tej planety.

A ja jestem po przepierce mojej bielizny (t-shirty, bokserki i skarpetki), bo nie miałem już świeżego zestawu na jutrzejszą dializę. Przez noc wszystko powinno wyschnąć, rankiem wyprasuję, poskładam i do szafy włożę.

Tym razem to już wszystko :-)

Jesteś naj… naj… naj… :-*

W.


Od: Aszka <muszelka@o2.pl>

Do: Intrygujący <inforino@op.pl>

Temat: Re: Cisza…

Data: Pią, 27 mar 2015 18:35


W krótkiej odpowiedzi na Twoje przemyślenia, będzie zwięźle jak zwykle, otóż Twoja otwartość absolutnie nie wpłynęła na moje zachowanie, wręcz ją szanuję…, zawsze jest tak, że na pewne zachowania, decyzje składa się masa różnych elementów, stąd przychodzą pewne zmiany w postępowaniu.

Poza tym w moim otoczeniu w ostatnim czasie stałeś się głównym tematem do rozmów. […] Zachowaj te informacje dla siebie — proszę!!!

Zadbaj o siebie — nie jesteś królikiem doświadczalnym aby testować na sobie czy bez leku czy z lekiem będziesz czuł się lepiej.

Jeżeli czujesz się lepiej kiedy piszesz do mnie — pisz, ja chętnie czytam Twoje przemyślenia.

A co do adresu mailowego w książce to zdecydowanie wybieram muszelkę; -)

Miłego wieczoru.

A.


Od: Aszka <muszelka@o2.pl>

Do: Intrygujący <inforino@op.pl>

Temat: Re: Wieści z deszczowej przechadzki c.d

Data: Pią, 27 mar 2015 18:45


Jak najbardziej jestem z tej planety, poza naleśnikami robię masę innych rzeczy:-)

…a co do picia wody z butelki — coś takiego zdarzyło mi się pierwszy raz — tylko i wyłącznie z lenistwa nie przyniosłam sobie kubka na salę, poza tym mój otwór gębowy tego dnia był obolały, ponieważ na dyżur przybyłam po wcześniejszej wizycie u stomatologa i marzyłam tylko o chłodzie w ustach.

To tyle…


Od: boggy26 <inforino@op.pl>

Do: Aszka <muszelka@o2.pl>

Temat: Odpowiedź na Twoje dwa maile

Data: Sat, 28 mar 2015 00:21

Załączniki: 1; filename="widok_z_balkonu.jpg”;


Hej,

A więc odpisałaś jednak i to aż dwoma listami mnie uraczyłaś… Dawno takiej sytuacji nie było. Dziękuję.

Co do sposobu picia wody z butelek to miałem o tym napomknąć jeszcze w lutym, ale jakoś do tego nie doszło. Kiedy więc zobaczyłem, jak „trąbisz” z tej butelki (przepraszam za to wyrażenie), pomyślałem: „o Boże, to ona też?”. W lutym chciałem napisać, że w takim sposobie nawilżania organizmu przoduje Monika i przez to traci wiele z kobiecości (przynajmniej w moich oczach). Wczoraj byłem rad, że nie napisałem tego, bo teraz i Ciebie by to dotyczyło, a znając Twój „zaraźliwy” charakterek, wypominałabyś mi to bardzo często. Teraz uśmiecham się, że działałaś w stanie wyższej konieczności :-). Mogę więc dorzucić złoty plusik…

>> A co do adresu mailowego w książce to zdecydowanie wybieram muszelkę; -) <<

Być może zapomniałaś, ale już mi o tym pisałaś, i to tak samo jak dzisiaj bez związku z treścią mojego maila :-). Co się więc stało, że o tym fakcie sobie przypomniałaś? Ja mam inny pomysł — bergamotka@o2.pl. Co Ty na to? Dzisiaj herbatę sobie robiłem i pomyślałem, że nie wiem, czy smakowała Tobie tetley z bergamotką? I wtedy wpadłem na ten pomysł.

[…]

Ale jeszcze sporo pracy mnie czeka ze sprawdzaniem tekstu (poprawiam błędy, kasuję pewne fragmenty, inne dopisuję — część to fikcja, bez której nie obędzie się, a część z moich zapisków pochodzi). Cały czas nie mam pomysłu na tytuł, ale zarys okładki już tkwi w mojej głowie. Tekst postaram się sprawdzić do końca marca, tylko musiałbym jeszcze Ciebie prosić o pomoc, bo nie pamiętam pewnych szczegółów, być może masz lepszą pamięć? Ale o tym potem :-)

Jesienią ub. r. ścięto topolę pod moim balkonem. Gdyby jeszcze wyburzono dwa bloki przy Błażka, miałbym piękny wgląd w Twoje okna. Wszystko pięknie widać na fotografii przesłanej w załączniku.

[…]

I już skończyłem list :-). Uśmiecham się, bo to krótki mail jak na mnie :-). Zapewne już pochrapujesz, mimo to mówię — ale cichutkim szeptem — miłych snów, wielobarwnych niczym pisanki… :-)

W.

Ps.

— Co robi Janek?

— Maluje jajka.

— Eleeegant… :-D


Od: boggy26 <inforino@op.pl>

Do: Aszka <muszelka@o2.pl>

Temat: Niewiele_słów

Data: Sob, 28 mar 2015 17:41


Hej,

Jednak nie ma sprawiedliwości na świecie. Pamiętam którąś z wrześniowych sobót, kiedy wracałem korytarzem z dializy i spotkałem Ciebie wracającą z laboratorium. Wyraziłem współczucie z powodu nocnej zmiany, którą wówczas miałaś, gdyż tej nocy następowała zmiana czasu z letniego na zimowy, przez co Twój dyżur trwał godzinę dłużej („Ma pani pecha, że akurat dzisiaj, w nocy, ma pani dyżur”. „Ech, co to za pech. Znam gorsze przypadki”). Powinnaś mieć i dzisiaj nockę, by odzyskać tamtą godzinę.

Masz bardzo zmyślny „otwór gębowy” :-), Dwójeczko.

W.


Od: Aszka <muszelka@o2.pl>

Do: Intrygujący <inforino@op.pl>

Temat: Re: Niewiele słów

Data: Sob, 28 mar 2015 20:13


Hej,

bergamotka, muszelka czy Aszka przemawiają do mnie bardzo pozytywnie…; -)

— no jak znikną z powierzchni bloki przy ulicy Błażka, bez problemu wskażę winnego; -)

Miłego wieczoru A.


Do: eM Aszka <+48964375910>

28-03-2015 22:09

Cześć, Enjo

Trochę dziwnie się czuje pisząc tego smsa po prawie miesięcznej przerwie. Jestem w domu. Na niebie Księżyc w towarzystwie Jowisza, a nad Twoim domem wspaniała Wenus. Kiedy wracałem ze szpitala i przechodziłem obok Biedronki, prowadziła mnie przez chwilę wprost do Ciebie, ale po chwili mój gps kazał skręcić w lewo. Życzę snów odprężających pod gwiaździstym niebem :)


Do: eM Aszka <+48964375910>

30-03-2015 10:58

Cześć Aszeńko. Jeśli nie musisz, to nie wyściubiaj nosa z domu. Na balkon też nie wychodź, bo wieje jak cholercia i jeszcze Ci głowę urwie. Później wyślę mail. Pa


Od: boggy26 <inforino@op.pl>

Do: Aszka <muszelka@o2.pl>

Temat: Wietrzny_poniedziałek

Data: Pon, 30 mar 2015 14:38


Dzień dobry, Dwójeczko!

No, już dobrze, nie dąsaj się z powodu nagłówka, serdeńko, nic złego nie miałem na myśli.

Rankiem byłem na poczcie i wysłałem kartki świąteczne. Stąd wiem, że hula paskudne wiatrzysko. Niby zimno nie jest, a teraz nawet promienie słońca między chmurami się przeciskają, ale jest nieprzyjemnie. Z tego powodu zrezygnowałem z pójścia na Manhattan, a wczoraj z odwiedzin Galerii. Bo wczoraj było jeszcze gorzej.

Jestem po drugim śniadaniu i już szykuję sobie obiad. Sobie, bo dzieciarnia wróci między 18.00 a 20.00, a L. będzie przed 20.00. Ocho — słyszę, jak pokrywka na garnku podskakuje, bo woda się już gotuje, więc na chwilkę Cię zostawię :-(

~~~~~~~~~~~

Ok. Makaron wsypany do garnka. Umyłem już kuchenkę, bo była strasznie zaniedbana (niektórzy ludzie, jak np. L., mają niesamowite zdolności w tym zakresie i potrafią ze zwykłej czynności zrobić tornado, bo na dodatek 5 garnków muszą użyć, 3 miski, 2 patelnie, 2 talerze i aż 3 deski do krojenia, w miejsce dwóch garnków, jednej patelni i deski i dwóch talerzy. I zamiast umyć to wszystko od razu, myślą, że po dobie, dwóch, temat sam zniknie). Umyłem też zlew i szafki. Na szczęście podłoga wymagała tylko kilku miejscowych interwencji.

Przeglądałem dzisiaj stare kartki świąteczne, niektóre nawet z lat 80., i natknąłem się na dwie pocztówki z charakterystyką Wodnika. Oto fragmenty jednej z nich:

„Ludzie spod tego znaku są inteligentni, uczuciowi, towarzyscy i zrównoważeni, oznaczający się często zdolnościami literackimi i żywą wyobraźnią. Dominujące cechy ich charakteru to: poczucie sprawiedliwości, wierność w uczuciach, prostolinijność i wyrozumiałość. Głównymi wadami są: rozrzutność, chwiejność charakteru i nadmierne uleganie wpływom otoczenia”.

Hm, hm… nie powiem, ale trochę moje próżne ego zostało zaspokojone :-))). Kurczę, aż się uśmiecham teraz :-))).

Przerywam, bo muszę sos pomidorowy zrobić.

~~~~~~~~~~~

Jestem ponownie. Sos gotowy, makaron odcedzony, zaraz zacznę jeść :-). Ale troszkę jeszcze popiszę.

Przejrzę i poprawię fragment książki oparty na tekstach z grudnia. No właśnie: grudzień, styczeń, luty, marzec — z tylu części będzie się składać to dzieło. Będę zadowolony, gdy skończę poprawianie części opartej na wspomnieniach ze stycznia, bo wtedy jeszcze trwała nasza radosna twórczość epistolograficzna, dopiero od 28 stycznia urwała się ta więź, rzekomo za sprawą Twojego niesprawnego telefonu, w co dopiero po kilku dniach przestałem wierzyć.

Ponownie przerywam (13.34), tym razem by się najeść, po czym wrócę do ostatniej części maila. Wybacz więc…

~~~~~~~~~~~

Wróciłem (13.54). Sos trochę zbyt pikantny mi wyszedł, pewnie zbyt dużo ostrej papryki i pieprzu dodałem, ale poszedłem na łatwiznę i zrobiłem go z pomidorów z puszki, a nie, jak dotychczas, z pomidorów naturalnych. Na dodatek upaprałem koszulę tym sosem.

Kończę już. Umyję po sobie, spiorę plamy po sosie z koszuli, wyślę PIT(ol)a przez internet, i zajmę się czymś przyjemniejszym: szukaniem rolek, kompletów ubrań (jedne i drugie w sieci). Tylko, że już zaczynam odczuwać zmęczenie. Zawsze tak mam, że kiedy z rana zaczynam od prac domowych, to wyczerpuje się szybko moja energia i zapał spada. Z drugiej strony nie mogę zacząć dnia od przyjemniejszych zajęć, kiedy wiem, że jest do sprzątnięcia kuchnia, że czeka mnie pranie lub zmywanie albo i prasowanie.

Do zobaczenia więc, Aszko :-).

Acha — odwrócić na chwileczkę głowę w prawo… już, wystarczy. Nawet nie wiesz, że skorzystałem z tej chwilki i cmoknąłem Cię w policzek, który nieświadomie nadstawiłaś mi :-). Przepraszam za ten podstęp, ale inaczej nie mógłbym Cię „posmakować” :-)

Bywaj… W.


Fragment z pamiętnika:

„30 marca 2015 r., poniedziałek

O jedenastej wysłałem do Eweliny sms. Później wysłałem mail.

Mail wysłałem o 14.38. Kiedy siedziałem przy komputerze przeglądając oferty sprzedaży łyżworolek, o 15.30 zadzwonił telefon w kuchni. Myślałem, że to Luiza. Ale to nie była ona. Usłyszałem „Dzień dobry”. Odpowiedziałem, ale dopiero po kilku słowach z drugiej strony poznałem głos Enjo:

— Ach, to ty?! Dopiero teraz cię poznałem… Jak to miło, że dzwonisz.

Dzwoniła z pracy, była za koleżankę, która potrzebowała dnia wolnego. Jej głos lekko falował, tak jakby był kodowany, ale dzwoniła z pokoju socjalnego i to uwidaczniał się zapewne wpływ betonowych ścian.

— Twój sms odebrałam, ale nie mogę używać tego telefonu. Pieniądze są na koncie, ale minął termin jego ważności, musiałabym je zasilić, ale na razie jest to niemożliwe, bo…

Na chwilę zawiesiła głos, szukając odpowiedniego określenia, więc wszedłem jej w słowo:

— …z powodów ekonomicznych.

— Tak, właśnie, z powodów ekonomicznych — powtórzyła ze śmiechem.

— A ja właśnie siedzę przy komputerze i przebieram w ofertach łyżworolek.

— Tak, tak, szukaj tych rolek, bo ja też mam zamiar je kupić, więc może mi znajdziesz jakieś?

— Naprawdę chcesz jeździć na rolkach? Och, jak się cieszę, Enjo! Podeślę ci adres strony www, na której znajdziesz wszystkie potrzebne informacje o rolkach, strona jest naprawdę wspaniale skonstruowana i podaje nie tylko informacje, jak wybrać rolki, ale też informacje na temat kółek, łożysk, nauki jazdy. Po prostu wszystko to tam jest. Oczywiście możesz też tam zamówić rolki.

Rozmawialiśmy przez cztery minuty”.


Od: boggy26 <inforino@op.pl>

Do: Aszka <muszelka@o2.pl>

Temat: Rolki — strona www

Data: Pon, 30 mar 2015 18:30


Moja smakowita Bergamotko :-),

Oto adres strony www, na której znajdziesz wszelkie informacje dot. łyżworolek: www.rolki.net.pl.

Jak się poduczysz i podciągniesz z teoretycznych zagadnień, to możesz z mistrzem podyskutować ; -))) Według mojego skromnego zdania dla Ciebie najprzydatniejsze byłyby rolki fitness, z kółkami o średnicy 80—84 mm, o twardości 82A lub 84A i z łożyskami ABEC5 lub ABEC7. A cena zależy od zasobności portfela. Są do 200 zł, ale są i za 400, i za 600, a nawet i za 1000 złotych (!). Na stronie, której adres podałem, znajduje się też sklep. Oczywiście największy wybór jest na allegro.

Taaa… jak widzisz, jestem obeznany z tematem pod kątem teoretycznym. Jak to będzie z praktyką, to się okaże, ale myślę, że nie będę wlókł się za Tobą mimo Twojego doświadczenia wyniesionego z jazdy na nartach (chociaż wtedy mógłbym do woli napawać się widokiem pracujących mięśni Twojego podniecającego tyłeczka :-) ).

Aszeńko kończę już ten list, ale jeszcze coś dodam, a właściwie to zacytuję Twoje słowa po mojej sylwestrowej wizycie w szpitalu: „potrafisz zaskoczyć i to bardzo, bardzo przyjemnie”. Wiesz, dlaczego je przytoczyłem? Bo mnie zaskoczyłaś, i to bardzo mile, dzisiejszym niespodziewanym telefonem. Nie dzwoniłaś na nr stacjonarny, bodajże, od 19 grudnia.

OK. Zrobię teraz kolację, po czym dokończę sprawdzanie grudniowej końcówki książki. Wieczorem zaś, już w łożu (ale nie małżeńskim), poszukam rolek, bo mnie wkurza, że jeszcze ich nie zamówiłem. No, ale szukanie też wymaga czasu, a zajmuję się wieloma sprawami na raz. Myślę, że w środę pójdę wreszcie do Galerii, a jak tam nic nie wskóram, to ruszę na deptak, przejrzeć stoiska odzieżowe. Tylko, że pogoda ma być coraz gorsza :-(. Dzisiaj na poczcie byłem w kurtce zimowej (!).

No tak, jak zwykle — kończę, kończę, a końca listu nie widać. Przepraszam za moją „gadatliwość”, ale tak mi trudno żegnać się z Tobą… Pa…

W.

Kwiecień

Od: boggy26 <inforino@op.pl>

Do: Aszka <muszelka@o2.pl>

Temat: 1 kwietnia

Data: Śro, 01 kwi 2015 16:58


Dzień dobry, Enjo!

Serdecznie witam Cię w ten piękny dzionek :-).

Nikt chyba dzisiaj nie może narzekać: i słoneczko świeci, i deszczyk pada, i wiaterek dmucha, i śnieżek i plucha. Zaczął się nasz kochany kwiecień-plecień. Ponoć zimno jest i ogólnie paskudnie. Ale nie mnie.

Wyobraź sobie, że rozstawiłem leżak na balkonie, rozpiąłem parasol, pod leżakiem umieściłem włączone żelazko i kuchenkę elektryczną, a na parapecie balkonu słoneczko elektryczne. Włączyłem ten zestaw i jest mi całkiem znośnie, mimo iż mam tylko szorty i koszulkę z krótkim rękawem. Początkowo trochę marzły mi stopy, ale postawiłem jeszcze miednicę z wodą, w której zanurzyłem grzałkę, i w tej sztucznej termie trzymam stopy. Mam też pękaty kielich przedniego koniaku, z którego co rusz pociągam nieco trunku, by i od wnętrza grzało mi ciało. Jest fajnie. Do balustrady przywiązałem kilka sztuk wybujałych porów, których zielone pióropusze są taką namiastką palm. Ludzie przechodzący nieopodal pokazują mnie sobie palcami, co niektórzy zdjęcia nawet robią. Nie robi mi to. Ogólnie jest dobrze… ogólnie jest dobrze… ogólnie… kurczę — to chyba ten koniak tak działać zaczyna… zepsuty jakiś był, czy co? Jakoś dziwnie klawiatura mi się rozjeżdża na boki… przepraszam Cię, ale muszę na chwilę w drzemkę wpaść, gdyż powieki mi ciążą…

~~~~~~~~~~~

O, rany! Spałem dwie godziny! Dobrze mi ta drzemka zrobiła. Czuję się niczym nowo narodzony. Tylko lekki ból głowy mi doskwiera… tak, to musiał być ten koniak. Musiał być przeterminowany :-). Zgłodniałem, więc muszę opuścić balkonowe łoże i udać się do kuchni. Albo… Chyba jednak się nie ruszę, te pory tak apetycznie wyglądają… Na razie!

~~~~~~~~~~~

Jestem już po „obiedzie”. Popatrz no tylko, mamy już pierwszy kwartał nowego roku za sobą. Niesamowite…

W Galerii, oczywiście, nie byłem. To ze względu na pogodę — tak jak nie cierpię wkłuwania igieł w moje wysportowane ciało, tak nie cierpię wietrznej pogody, bo wtedy moje bujne włosy, w misterną fryzurę ułożone, wyglądają, jakby ich właściciel znajdował się pod napięciem 230 V.

Ogólnie z tysiąca złotych, którym dysponuję, wydać mogę tylko 500. Góra — 600. Na rolki, ubranie i lekarstwa. 4 setki muszę zachować na wyjazd do Bydgoszczy, to już za trzy tygodnie. Mimo, że nie chcę o tym myśleć, to perspektywa wizyty w RCO wisi nade mną niczym miecz Damoklesa.

Rozpamiętuję telefoniczną rozmowę z Tobą sprzed dwóch dni i wciąż słyszę Twój głos. Taki już oddalony co prawda, tak jak powoli zamazuje się obraz osoby przez długi czas niewidzianej, ale wciąż go słyszę. Lubię, kiedy mówisz do mnie, masz ładną barwę głosu :-).

A za oknem taki blask słoneczny, że aż oczy razi. Ciekawe, jak będzie jutro? Ba — jutro? Za 5 minut pogoda może się zmienić diametralnie. Mam nadzieję, że już w przyszłym tygodniu wyskoczymy na rolki! Co Ty na to?

Do końca dnia jeszcze kilka godzin pozostało, niechaj Ci miną z wesołą miną :-)

Do zobaczenia: może w szpitalu, może w Galerii, może na Manhattanie?

<3

W.


Od: boggy26 <inforino@op.pl>

Do: Aszka <muszelka@o2.pl>

Temat: brak tematu

Data: Czw, 02 kwi 2015 15:03


Cześć Aszeńko,

Zamówiłem rolki przed kilkoma minutami, wczoraj przebierałem w ofertach do późna w nocy, a i tak złożyłem zamówienie na model, który od początku wybrałem. W przyszłym tygodniu powinienem je otrzymać. Pomóc Ci wybrać jakiś model, czy masz kogoś do pomocy w tej materii?

Wczoraj przeczytałem 20 stron książki. To dużo, zważywszy że nanoszę poprawki, usuwam zbędne fragmenty i dopisuję tekst, by całość była bardziej zrozumiała. Jakoś mi to idzie.

Na razie, pa. W.


Od: boggy26 <inforino@op.pl>

Do: Aszka <muszelka@o2.pl>

Temat: Późne sprawy

Data: Czw, 02 kwi 2015 23:57


Dobry wieczór, Aszko :-)

Pokrótce kilka tematów poruszę…

Właśnie skończyłem mielić mięso (wiadomo — idą święta :-) ), ale to nie jest temat, który poruszyć miałem.

Niebo bez zmian pozostaje, a więc św. trójca: Księżyc, Jowisz (kiedy ta cholera zniknie z nieboskłonu?) i Wenus. Ta ostatnia cały czas nad Twoim domem stoi.

Tak jak przypuszczałem, masz dzisiaj nocną zmianę. Mimo to sprawiłaś niespodziankę, kiedy nagle zobaczyłem pośród szpitalnej bieli plamę w kolorze fuksji…

Czy pamięć mnie zawodzi, czy też baczniej się Tobie przyglądam? W ubiegłym roku włosy miałaś proste, porozrzucane na plecach po każdym poruszeniu głową lub przejściu przez salę, do tego bardzo ciemne. Teraz zawijasz je w zalotny sposób ; -), na dodatek nawijasz je na palec siedząc za biurkiem i zmieniłaś ich kolor na wybitnie brązowy. Chyba nie dążysz do powolnego przebarwienia ich na blond?

Czy ktoś Tobie mówił już, że poruszasz się, tzn. chodzisz, w radosny sposób, tak że nie można od Ciebie oczu oderwać? Myślę, że ja pierwszy to zauważyłem, a przynajmniej powiedziałem. Zauważyłem to już kilka tygodni temu, kiedy szłaś przez hall do laboratorium.

[…]

Miałem coś powiedzieć po dializie, ale koleżanki nie opuściły Cię jeszcze, kiedy odchodziłem, więc teraz to napiszę. Zobaczyłem serduszko na Twojej szyi (pewnie po raz trzeci)… Kiedy szukałem czegoś dla Ciebie, też myślałem o takim drobiazgu, ale później doszedłem do wniosku, że wszyscy kupują serduszka, tym bardziej, że zbliżało się Święto Zakochanych, a to miało być właśnie coś na 14 lutego. Pomyślałem wtedy, że będę oryginalny i wybrałem perełkę :-). Wybrałem ją sam, nie kierując się żadnymi wskazówkami żeńskiego personelu, który podsuwał mi jakieś cacka, ale zbytnio okraszone ozdobami, takie mini dzieła rokokowe: jakieś skrzydełka, aniołki, łezki… Wśród nich było też mnóstwo serduszek w różne formy ubranych: pełnych, ażurowych, pękniętych, z cyrkoniami, podwójnych, z drucików, z blaszek… A ja wybrałem coś prostego, skromnego, bo przecież perła sama w sobie jest czystą formą artystyczną. Do tego lekka, prosta „ramka” do jej podtrzymania. Pomyślałem, że to będzie coś a la Ty: prostota i elegancja. I cały czas podtrzymuję właściwość mojego wyboru.

Czy będziesz w tę sobotę? Nie obawiaj się, tym razem nic nie szykuję :-)

Ocho, zbliża się północ, więc będę kończył, bo muszę się wyspać. A i Tobie pewnie powieki już ciążą. Spokojnej nocy i miłych snów. Dobranoc, Enjo…

W.


Od: boggy26 <inforino@op.pl>

Do: Aszka <muszelka@o2.pl>

Temat: Idą święta

Data: Pią, 03 kwi 2015 14:47


Hej, Aszeńko miła :-)

„Dzień się zaczął tak inaczej, tańczą kwiaty, i drzewa i wiatr” — to fragment Pieśni Marii z musicalu West Side Story. Byłem przed południem na zakupach i chociaż tylko połowicznie się udały, to jestem dziwnie zadowolony.

W okolicy Manhattanu kupiłem tylko koszulę i dwa T-shirty, a w pobliżu Deichmanna parę butów w kolorze „navy”. Sznurowane i zamszowe. Butów z zamszu nie kupowałem od… nie wiem od jak dawna, chociaż to było kiedyś moje ulubione obuwie. Zamierzałem wejść do Deichmanna, ale — wyobraź sobie — został zlikwidowany. I dupcia blada. A muszę mieć jeszcze jedne buty ze skóry, takie bardziej eleganckie, jasno brązowe z jeszcze jaśniejszym obwodem :-). Mam wymagania, prawda?; -)

No i pilnie potrzebuję kurtki. Marynarki mam trzy, więc od biedy coś z nich skomponuję, tylko że to są marynary od garniturów, a ja chciałbym coś lżejszego. Może jutro pójdę do Galerii (wreszcie!!!) i tam powęszę za butami i kurtką. A kurtka to zapewne granat lub b. ciemny błękit. Chcę jako-tako wyglądać na „18” Kasi — to już 17 kwietnia, w piątek, a impreza jest dzień później. Nie chciałbym się ubrać, jakbym miał 60 lat :-D. Czuję się na o wiele mniej i nawet braweran nie jest mi potrzebny :-))). Chcę więc inaczej wyglądać niż moi dwaj szwagrowie, którzy też będą. Powiedziałem do dr Marty, że opuszczę sobotnią dializę, 18 kwietnia, a ona przeniosła mnie na poranną zmianę. Na razie więc zachowam 100-procentową obecność (w tej chwili z radia dobiega „O, Mandy” — ładne, takie lekko poruszające).

Wyszedłem na zakupy na czczo i bez picia, więc po powrocie najpierw coś przekąsiłem, po czym dla odprężenia odpaliłem tablet, by Ci o tym wszystkim donieść. A na dworze jest pioruńsko zimno, a przynajmniej straszliwie nieprzyjemnie. To ze względu na wietrzną pogodę. Słońce jest bardzo zwodnicze, nie daj się nabrać na jego blask i jeżeli chcesz wyjść, to odziej się cieplej.

Przepraszam, że tak przeskakuję po tematach, ale nie chcę ingerować w treści już napisane wyżej… Wydałem dokładnie 190 złotych. Trochę więcej niż powinienem, ale jeszcze dokupiłem na Manhattanie bokserki, skarpetki i pasek do spodni. Za te duperelki zapłaciłem pięć dyszek. Szybko więc przeliczyłem, że mogę jeszcze wydać góra 200 złotych. Przecież na rolki wydałem dwieście zet. Hm… niewiele więc możliwości manewrowania mi to pozostawia. A tu jeszcze spodnie muszę kupić. No i o lekarstwach muszę już myśleć: kwas elganowy i resweratrol. Sam je sobie zaordynowałem bez konsultacji z mądrzejszymi ode mnie i myślę, że to dzięki tym specyfikom jestem taki żywotny jeszcze.

Ciekawe czy i Ty poddajesz się ogólej fali przedświątecznych przygotowań: mycie okien, zmiana pościeli, zmiana firan, nowe obrusy, zakupy na taką skalę jakby od jutra na miesiąc zakaz handlowania wprowadzono. Mycie podłóg, sprzątanie, skurzanie, pranie, gotowanie, pieczenie… Ogólna nerwowość się udziela… A dwa dni świąteczne miną jak z bicza trzasł. Nie lubię tego okresu: ani wiosną, ani grudniową porą.

W takim świąteczno-minorowym nastroju żegnam się z Tobą. Może jutro jeszcze zobaczę Twoje rozkołysane włosy? A jeśli nie, to jeszcze odezwę się przed Świętami.

Mimo wszystko miej spokojny dzień, Aszeńko miła :-)

W.


Od: boggy26 <inforino@op.pl>

Do: Aszka <muszelka@o2.pl>

Temat: Nie wiem…

Data: Pią, 03 kwi 2015 19:22


Hej,

Pamiętasz, jak w ten cholerny (przepraszam za to słowo) dzień grudniowy (to było 18), napisałaś do mnie: „widzisz, przyniosłam Ci szczęście”, na wieść ode mnie, że ukaże się mój artykuł w WiŻ?

Przed chwilą odebrałem mail z redakcji o treści takiej:

„Czy może Pan mi pomóc i podpowiedzieć jakich Pan sobie życzy ilustracji/zdjęć do Pana tekstu „Drukowany Świat?”. To znaczy, że kolejnego tekstu mogę się spodziewać :-). Ale mnie to buduje! W przeciwieństwie do pogody :-(, ale grunt, że śnieg nie sypie, bo w 2010 r. było zimowo: i śnieżnie i mroźno. Wiem o tym, bo przeglądałem moje zapiski.

Na razie, Aszko przemiła :-)

Coś Ci jeszcze szepnę… Tak mi się ogromnie chce Ciebie pocałować, wprost przeogromnie… No cóż, pocałuję sam siebie, może choć częściowo napięcie zejdzie? Sam się śmieję się z tego pomysłu :-))

W.


Od: "muszelka@o2.pl" <muszelka@o2.pl>

Do: inforino@op.pl

Temat: Re: Późne sprawy

Data: Sob, 04 kwi 2015 12:52


Hej! Mnie dzisiaj nie ma w pracy. Pozdrawiam


Od: boggy26 <inforino@op.pl>

Do: Aszka <muszelka@o2.pl>

Temat: Idą święta Wielkanocne…

Data: Sob, 04 kwi 2015 21:44


Witam Cię serdecznie!

Do tej pory to dla Ciebie było zarezerwowane takie powitanie: „Witam”. Ponieważ dużo do Ciebie wysyłam listów, to moje powitania są powtarzalne i trudno mi być oryginalnym, przez to pożyczyłem je od Ciebie :-).

Dzisiaj, podczas dializy, przejrzałem i naniosłem niezbędne poprawki na kolejnych 20 stronicach książki. Zostało jeszcze 39. Myślę, że uporam się z materiałem przez Święta. Jeśli, oczywiście, będzie mi się chciało to robić. Jak już wspominałem, jest to materiał dotyczący naszej korespondencji w miesiącu styczniu. Muszę jeszcze dodać, że czytanie pewnych fragmentów maili czy całych smsów budzi w pamięci wspomnienia i przypomina odeszłe sytuacje. Wywołuje zapomniane obrazy… To niesamowite, jak to wszystko wraca…

Byłem w mieście, kupiłem spodnie, sweter i knit (wyjaśniam — to krawat z tkaniny dzierganej, mniej oficjalny od klasycznego, z końcówką jakby odciętą nożyczkami; nosili takie Beatlesi i S. Connery jako James Bond :-) Tylko nie nazywaj mnie Bondem :-)) ).

Aszeńko, pewnie powiem/napiszę nietradycyjnie: wypocznij w te Święta, odpręż się od codziennego kieratu, niechaj goście chwalą Cię za przygotowane pyszności na stole wielkanocnym białym obrusem nakrytym, a w poniedziałek wielkanocny, jak tradycja każe, zostań skąpana z samego rana :-). Radosnych Świąt!

W.


Od: "muszelka@o2.pl" <muszelka@o2.pl>

Do: "inforino@op.pl" <inforino@op.pl>

Temat: Re: Idą Święta Wielkanocne…

Data: Sob, 04 Kwi 2015 22:13


Przyjmij te tradycyjne życzenia płynące ode mnie:

Z okazji nadchodzących Swiąt Wielkanocnych wszystkiego najlepszego, zdrowia i radości na co dzień, smacznego wielkanocnego jajka i mokrego Śmigusa — Dyngusa życzy Ewelina


Od: Aszka <muszelka@o2.pl>

Do: Intrygujący <inforino@op.pl>

Temat: Poszły Święta

Data: Wto, 07 kwi 2015 14:16


Hej!

Niczym nie różniłam się od przeciętnej Polki w okresie przedświątecznym — prałam, sprzątałam, myłam okna, zmieniałam pościel, gotowałam — jedyna rzecz, której nie robiłam to nie piekłam ciast — to zrobiła za mnie sąsiadka. A teraz jest już po świętach, wczoraj czyli II dzień świąt byłam w pracy. Teraz zostało jedzenie i trzeba to zjeść — nieprzyzwoicie byłoby wyrzucić.

A Twoje święta chyba były całkiem miłe, jak je spędziłeś? Pozdrawiam E


Od: boggy26 <inforino@op.pl>

Do: Aszka <muszelka@o2.pl>

Temat: Tak miło mi do Ciebie pisać…

Data: Wto, 07 kwi 2015 18:51


Och, Enjo,

Jak to miło móc do Ciebie pisać. Wiem, że wysłałaś do mnie mail i miałem do Ciebie nawet zadzwonić, ale… po kolei.

Cały dzisiejszy dzień miałem zajęty. Umyłem głowę, zjadłem śniadanie, oczywiście z pozostałości świątecznych zestawione, po czym schowałem pościel. Następnie zabrałem się za prasowanie rzeczy… Luizy: trzy t-shirty, spodnie, kurtkę i bluzę. Dzisiaj o 14.00 jechała do W-wy na szkolenie. Wróci dopiero w piątkowy wieczór. Tak więc przez ponad dwie doby (w tym aż trzy noce) będę słomianym wdowcem :-). Wczoraj wieczorem wyprała swoje rzeczy i myślała, że już dzisiaj rano będą suche. Niestety — nie. Prasowałem, prasowałem i prasowałem, a one jak były solidnie wilgotne, tak wciąż były. Stałem przy desce dwie i pół godziny(!), aż rozbolały mnie nogi i plecy. Prasowałem do 13.30.

Pół godziny później L. wyszła, a ja zacząłem drukować naszą korespondencję z lutego. Ciekawa sprawa: wydruk ze stycznia zajął 120 stron, natomiast ten z lutego zaledwie 40. Drastyczna różnica… Później zająłem się szukaniem źródeł fotografii do art., o którym wspominałem Tobie przed Świętami. To zajęło mi godzinę. Wreszcie wysłałem mail do WiŻ. Tak więc dwie rzeczy, które zaplanowałem, wykonałem: wydruki i zdjęcia dla miesięcznika.

Dzięki temu, że otworzyłem pocztę, by wysłać mail, odkryłem, pośród kilkunastu innych, Twój list. Wyobraź sobie, że kiedy go spostrzegłem, poczułem ponownie objawy świeżego zakochania: zrobiło mi się gorąco i wyraźnie wyczułem szybkie uderzenia serca. Wciąż więc trzyma mnie na uwięzi Twoja osobowość. Maila jednak nie otworzyłem, bo wiedziałem, że kiedy to zrobię, to zasiądę do odpowiadania, nic nie zjem i wyjdę do szpitala na ostatnią chwilę. Postanowiłem więc, że tak miłą czynność, jaką jest dla mnie czytanie tekstów od kochanej osoby, odłożę na czas dializy.

Było już mało czasu, więc zjadłem na chybcika coś zimnego, bez podgrzewania, byleby nie iść na czczo. Od nerwów, bo czas uciekał, bo Twój mail czekał, i od zimnego „obiadu” rozbolał mnie żołądek. Twój mail, jeśli dobrze pamiętam, nadany został po czternastej, zrozumiałem więc, że jesteś w domu. Ja odebrałem go dopiero po szesnastej i chociaż byłem sam w domu, nie mogłem do Ciebie zadzwonić, chociaż tak bardzo chciałem usłyszeć Twój głos. Pomyślałem, że o tej godzinie jesteś już na pewno „pod nadzorem” i nie będziesz mogła rozmawiać. Z bólem więc, ale musiałem odpuścić.

Chciałem z samego rana napisać do Ciebie, ale sama widzisz, że nie miałem kiedy. Natomiast leżąc jeszcze w łóżku myślałem o Tobie i wymyśliłem coś takiego: być zakochanym to bardzo piękne uczucie. Nie jestem zbyt odkrywczy, prawda? Mówiłem i pisałem o moim uczuciu do Ciebie, ale co znaczą słowa „kocham” i „miłość”? Pewnie tyle jest ich definicji ile zakochanych. Ja napisałem coś takiego:

Gdy kochasz, widzieć chcesz choć cień postaci,

słyszeć jej głos choćby w słuchawce telefonu,

słyszeć kroki na schodach,

wsłuchiwać się w jej oddech we śnie,

bezustannie piękno w niej widzieć,

chłonąć jej zapach i ciepło,

kwiaty w wazonie ustawić i obiad przygotować,

herbatę zaparzyć i kocem otulić,

zaczytywać się jej listami

i łzy ustami osuszyć…

Czy wiesz, Aszeńko Kochana, że wczoraj minęły już cztery miesiące od mojego wiersza i pąsowej róży?

I tym pytaniem żegnam się Tobą. Poczekam, aż odpoczną mi nieco oczy i dopiero odczytam Twój list. Na razie więc :-)

W.


Od: boggy26 <inforino@op.pl>

Do: Aszka <muszelka@o2.pl>

Temat: ODP: Poszły Święta

Data: Wto, 07 kwi 2015 20:26


Dzień dobry!

Jestem ponownie, tak jak obiecałem. Pytasz, jak minęły Święta u mnie? A no, tradycyjnie :-). W pierwszy dzień byliśmy we czworo w domu, czas głównie spędziliśmy przy stole. L. oglądała coś w TV, ja sprawdzałem wydrukowane teksty (skończyłem to na drugi dzień), dzieci korzystały z komputera, coś też oglądały w telewizji.

W drugim dzień przyszedł chłopak Kasi i przybyła szwagierka — siostra Luizy. Była nas więc szóstka i siedzieliśmy non-stop przy stole, jedząc i dyskutując od 14.00 do 18.00. Jakoś wytrzymałem ten trud. Kasia wyszła z chłopakiem i wróciła po 21. Ok. 20.00 przyszła sąsiadka — koleżanka L., ta, która pracuje w OIOMie. Siedziała aż do 22.30. Początkowo towarzyszył nam Bartek, ale później siadł przed komputerem. Zostaliśmy więc we troje przy stole. Jedliśmy i trwała rozmowa wielotematyczna. Nie powiem — było ciekawie, chociaż ogólnie siedzenie przy stole nie należy do moich ulubionych zajęć.

Ogólnie mówiąc nie bardzo lubię święta. Według mnie są do dni dla ludzi leniwych, którzy nie mają czym czasu zapełnić. Ale podjadłem nieco: biała, szynka, papryka faszerowana ryżem i mięsem (jedno z moich ulubionych dań), mielone (lubię), leczo (kolejne ulubione danie), zrazy, do tego ziemniaki, sos, fasolka szparagowa polana bułką tartą (bardzo lubię), brokuły polane bułką tartą (nie przepadam, ale chętnie zjadam), papryka w zalewie octowo-olejowej (ze słoika, kupna, b. lubię), sernik (kiedyś moje ulubione ciasto), babka (nie lubię babek), jakieś ciasto z wiśniami. Ciast, oczywiście, nie jadłem, mimo iż sernikiem (wyrób szwagierki) wszyscy się zachwycali, L. dzień przed świętami sama zjadła chyba 1/4 blachy (tzn. ciasto, samej blachy nie ruszyła :-) ). Oczywiście na śniadanie wielkanocne były też jajka w majonezie.

Mój wkład w przygotowanie do Świąt nie ograniczył się wyłącznie do jedzenia :-). Zdjąłem firany i powiesiłem nowe, pozmieniałem pościele, zmieliłem mięso, wieczorami zmywałem naczynia, naprawiłem żelazko, bo w przeddzień Świąt odmówiło posłuszeństwa. I unikałem kłótni z L.

Teraz, kiedy L. nie ma, mogę sobie pozwolić na odrobinę „szaleństwa” i błysnąć w kuchni. Przez czas nieobecności L. zostanie zjedzone jedzenie ze Świąt, które pozostało. Oczywiście będę też coś gotował dla siebie, a ponieważ lubię ryż, pomidory, fasolę, paprykę, olej, to coś z tego będę komponował. Jutro będę też musiał sprzątać kuchnię po Świętach, bo świąteczny czas odcisnął się na niej swoje piętno. A właściwie to L. przyczyniła się do tego :-).

Tak mi te Święta minęły. I na tym kończę moją spowiedź :-). Serdecznie Cię… mmm… pozdrawiam :-). To zastanowienie wynika z faktu, że nie wiedziałem, co napisać: czy prawdę czy łagodną nieprawdę? Ale nie chcę przyciągać struny, więc napisałem to co i Ty :-). Ale, prawdę powiedziawszy, chciałem innego określenia użyć :-)

Bywaj, Aszeńko

W.


Od: boggy26 <inforino@op.pl>

Do: Aszka <muszelka@o2.pl>

Temat: Trzy tulipany…

Data: Śro, 08 kwi 2015 10:50

Załącznik: 1; filname=„trzy tulipany.jpg”;


Enjo,

Wraz z upływającym czasem mój wirtualny bukiecik coraz bardziej zaczyna przypominać oryginał ze stycznia.

Całuję

W.


Od: boggy26 <inforino@op.pl>

Do: Aszka <muszelka@o2.pl>

Temat: Blue Cafe

Data: Czw, 09 kwi 2015 22:13

Załącznik: 1; filename="Blue+Cafe.mp3”;


Dobry wieczór,

Dziękuję, że ustawiłaś mi krótszy czas dializy, niż oficjalnie ustalony. Tylko dlaczego wysączyłaś ze mnie pół litra płynu, kiedy prosiłem o „opcję zerową”?

Dzisiaj przed opuszczeniem sali zastanawiałem się, czy masz z kim wracać do domu i chciałem o to zapytać, ale zrezygnowałem. Bo a nuż ponownie stwierdziłabyś, że popełniam niezręczny krok?

Jutro zaczynam naukę jazdy na rolkach. Tak — naukę, bo nigdy w życiu nie korzystałem z takiego sposobu poruszania się (!). Niby uczyłem się jazdy na łyżwach, ale nie pociagało mnie to zbytnio. Natomiast rolki — tak. Nie wyjdę od razu poza dom, bo wzbudziłbym pewnie wielkie zainteresowanie przechodniów. Zacznę jazdę w mieszkaniu — L. wraca późnym wieczorem z Warszawy, a być może nawet w nocy, Kasia też wraca pod wieczór, bo po szkole jedzie do Jaksic do ortodonty. Będę więc sam… :-)

Acha — czy Ty naprawdę chcesz kupić rolki i jeździć na nich? Jeśli tak, podaj mi rozmiar stopy, a najlepiej zmierz ją wedle instrukcji ze strony www, której adres podałem.

Myślę, że utwór w załączniku (śpiewa Chris Rea — przypuszczam, że tak się pisze) spodoba się Tobie :-)

Dzisiaj napatrzyłem się na Ciebie jak nigdy. Ale… wciąż mi mało Ciebie :-(.

Dobranoc, Enjo

W.


Od: boggy26 <inforino@op.pl>

Do: Aszka <muszelka@o2.pl>

Temat: Wiosna

Data: Pią, 10 kwi 2015 09:10


Dzieeeń dooobryyy Paaani!

Hejka! :-)

Czy pamiętasz takie powitania „naszej Pani” w podstawówce, kiedy wchodziła do klasy? Ciekawe, czy nosiłaś wówczas warkoczyki? :-) Musiałaś zabójczo wyglądać :-D.

Zacząłem tak radośnie, bo chyba szykuje nam się radosny dzień. Wstałem już o szóstej, co rzadko mi się zdarza, gdyż nie mam takiej potrzeby, ale poranne słońce i głosy ptaków znad stawu robią swoje. Po siódmej poszedłem do Piotra i Pawła, aby wypłacić pieniądze z bankomatu na rolki :-). Kuriera spodziewam się ok. 13.00. Było chłodno, ale to ten rodzaj chłodu porannego, który wprost uwielbiam — tak bardzo kojarzy mi się z rześkimi porankami pod namiotem. A taki chłód okraszony promieniami słońca oznacza piękny dzień i dlatego tak mnie to raduje :-).

Czy wiesz, że wczoraj widziałem kwiaty na mirabelce za oknem? Mało tego — w zeszłym tygodniu wracając ze szpitala natknąłem się na kwitnące stokrotki. Gdybym szedł w przeciwną stronę i wiedział, że jesteś w pracy, zerwałbym bukiecik dla Ciebie.

Dopiero teraz przyszykuję sobie śniadanie, po czym czekają mnie robótki domowe, ale dużo ich nie ma, bo lubię na bieżąco porządek utrzymywać. No, ale zawsze coś do sprzątnięcia, umycia czy odkurzania znajdzie się. No i w szafie muszę swoje rzeczy poprzekładać, bo nieco przybyło w niej zawartości i pewnie części ubrań będę musiał się pozbyć. Tak jak i moich butów, które trzymam od dnia ślubu. Po co ja je wciąż trzymam w domu?

Aszeńko, promieniuj radością i syć się fotojonami, którymi dzisiaj cała atmosfera jest nasączona. Chciałbym jeszcze coś dodać, ale nie dodam :-(. Bo co za dużo, to niezdrowo; -).

Do następnego pisania! W.


Od: boggy26 <inforino@op.pl>

Do: Aszka <muszelka@o2.pl>

Temat: Mam rolki

Data: Pią, 10 kwi 2015 14:52


Hej,

Jak w temacie: od 10.10 jestem posiadaczem łyżworolek. „Jeździłem” na nich po dywanie w pokoju i spodobało mi się to! Poczułem, że mogę nad nimi panować. Jednak kiedy tylko zjeżdżałem na gołą podłogę, rolki natychmiast przejmowały nade mną kontrolę :-), więc czym prędzej wracałem na dywan. Moja nauka jazdy trwała dwie godziny i zapomniałem nawet o drugim śniadaniu.

To tyle ze świata rolek :-). Jeszcze dzisiaj odezwę się (jeśli nie zapomnę). Pa.

W.


Od: boggy26 <inforino@op.pl>

Do: Aszka <muszelka@o2.pl>

Temat: Trzy tulipany…

Data: Sob, 11 kwi 2015 00:47


Hej!

Wiem, że jest już bardzo późno i najpewniej zmęczona śpisz już. Miałem się z Tobą „zobaczyć” wcześniej, ale coś ważnego stanęło na przeszkodzie. Padł mój tablet. Dokładnie, przez moją nieuwagę, uleciała w niebyt cała zawartość karty pamięci. Czy Ty to sobie wyobrażasz? Na pewno nie. Wszystko, co pisałem od kilku miesięcy diabli wzięli. Wszystkie moje wiersze do Ciebie, wszystkie moje artykuły dla WiŻ, nasze listy, cała treść książki, zdjęcia od dwóch lat gromadzone. Musiałem się więc zająć procedurą odzyskiwania tego wszystkiego. Zajęło mi to trzy godziny.

To właśnie stanęło mi na przeszkodzie, by skontaktować się z Tobą o ludzkiej porze. A chciałem to zrobić, bo przecież dzisiaj, późnym popołudniem, minęły trzy miesiące od dnia, w którym dałem Tobie bukiecik tulipanów i powiedziałem, że Cię Kocham i to „bardzo, bardzo mocno”. Może pewne słowa, pewne gesty, pewne zachowania po jakimś czasie mogą wydawać się śmieszne, nieprzystające do obecnej chwili, ale zachowałem się tak, jak się zachowałem i nie zamierzam udawać, że nie było takiego wydarzenia. Co najważniejsze — cały czas czuję do Ciebie to, co wtedy powiedziałem. Chociaż teraz inaczej to przeżywam i nie poddaję się temu uczuciu w tak gwałtowny sposób, jakoś udało mi się okiełznać moje porywcze podejście. Nie wiem tylko, czy to dobrze, czy też źle, że zaszła taka zmiana.

Śpij dobrze i wypocznij, jutro też jest dzień. Równie słoneczny, jak dzisiejszy a jeszcze cieplejszy. Chciałbym jutro choć na parę minut zamienić się w promień słoneczny, by móc przenikać między Twoimi włosami, zaglądać w Twoje źrenice, rozbłyskać setkami iskierek na Twoich ramionach, otulać Twoją twarz ciepłym całunem i miliardami fotonów przemykać się po Twoim ciele.

Pozwól, że choć na chwilę obejmę Cię, wtulę twarz w Twoje cudowne włosy i delikatnie pocałuję…

Dobranoc.

W.


Od: boggy26 <inforino@op.pl>

Do: Aszka <muszelka@o2.pl>

Temat: Niedzielno poniedziałkowy mail

Data: Pon, 13 kwi 2015 08:18


Urocza Dwójeczko :-)

Takie dziwne powitanie, prawda? W sobotę nie zbliżyłaś się do mnie na sali, ale poruszałaś się dosyć często nieopodal mojego łóżka („złotego łóżka” — jak je nazywam) i dzięki temu mogłem ogarnąć całość, a nie skupiać się na fragmentach Twojego ciała. Z wielką przyjemnością patrzyłem na Ciebie. Mógłbym nawet zaryzykować, że… molestowałem Cię wzrokiem :-). Ach… < — — to było westchnienie z jednoczesnym oblizaniem się :-) Zauważyłem, że włosom poświęcasz coraz więcej czasu, bo teraz już nie tylko ich końcówki są tak jakby niepewnie podwinięte, ale całymi lokami łagodnie układają się na ramionach.

Zauważyłem coś jeszcze: byłaś jakaś bardzo ożywiona, dużo mówiłaś. Albo to wiosna tak oddziałuje na Ciebie, albo to wtórne zakochanie znać o sobie daje, albo zażywasz jakieś leki na wybudzenie ze snu zimowego, albo jakieś ziele spożywać zaczęłaś?

Dzisiaj przez półtorej godziny znęcałem się nad krawatami. A dokładnie — uczyłem się je wiązać. No i naumiałem się :-). Nareszcie!

[…]

Dzisiaj wokół stawu kilka osób jeździło na rolkach. A ja stałem na balkonie i przypatrywałem się im i zazdrościłem swobody: tej, jaką dają rolki i tej, z jaką się poruszali, jak i gracji ruchów. Zwłaszcza jedna nastolatka płynnie się poruszała. Prawie jak ja na dywanie ; -) I jeszcze coś zauważyłem: jeden krok na rolkach to tak jakby 4—5 kroków w butach. A w Poznaniu jest specjalny tor dla rolkarzy przeznaczony. No ale o czym ja tu piszę? Tory mi się marzą… Ale już myślę o rolkach terenowych: przypominają króciutkie narty z dwoma kółkami tylko. Można do nich też dokupić specjalne kijki. To coś w rodzaju trekingu na rolkach.

Ale wpierw to ja muszę przejść proces naprawczy, później zaś — regeneracyjny: chodzi o operację i późniejsze dochodzenie do siebie. 21 mam jechać do Centrum. Może od razu zostanę i nazajutrz będę operowany? A może pozwolą wrócić na kilka dni i jeszcze nacieszyć się pseudożyciem? Nie wiem, co lepsze i nie wiem, co mnie jeszcze czeka?

List piszę w niedzielny wieczór, ale prześlę go Tobie jutro z rana, w poniedziałek, by nie zakłócać niedzielnego wypoczynku.

Dobranoc więc… życzę Ci (jak zawsze zresztą przed snem, choć Ty tego nie słyszysz) spokojnej nocy i miłych snów. A jutrzejszy dzień miej bez zmartwień i trosk :-) Przesyłam wieczorne uratowania…

W.

Ps.

Ten fragmencik dopisuję już dzisiejszego poranka. Nie ma dzisiaj słonecznej aury, co najwyżej jakieś rachityczne odpryski złotych promieni gdzieniegdzie przez chmury przebijać się próbują. A ja muszę do apteki pójść :-( na co nie mam wielkiej ochoty (no i chyba nie pójdę, bo cały czas ostrzegają przed wiatrem, czego nie lubię, więc zanosi się na cały dzień z L. spędzony :-(((, właśnie wróciła z pracy i już mój żołądek daje znać o tym fakcie). No, ale nie pada i nie grzmi, a więc nie jest tak źle.

Mimo wszystko — proszę, abyś uśmiechem swoją twarz ozdobiła, a wtedy, kiedy tylko promień zajaśnieje na ziemi, będę wiedział, że to Twój uśmiech tak oddziałuje. Przecież, o czym na początku mnie poinformowałaś, masz do czynienia z siłami magii :-), piękna czarodziejko.

<3 W.


Od: boggy26 <inforino@op.pl>

Do: Aszka <muszelka@o2.pl>

Temat: Piękny dzień

Data: Pią, 17 kwi 2015 12:30


Dzień dobry, Enjo!

Tak mi jakoś radośnie w duszy gra od rana samego. I słonecznie dzień się zaczął, i ptasie trele zza okna mnie obudziły, i o Tobie ustawicznie myślę… Wszystko to mnie pozytywnie nastroiło.

Dzisiaj o dziewiątej ruszyłem do Solanek. Ostatnio byłem w parku w lutym, kiedy to ulepiłem bałwankę, posadziłem na ławce i przesłałem jej zdjęcie Tobie. To miałaś być Ty :-). Poszedłem dzisiaj z rolkami i tradycyjnie już, przechodząc pod Twoimi oknami, zadzwoniłem na znany mi numer. Odpowiedzią była tylko cisza w słuchawce i wiatr we włosach, bo też wieje dzisiaj solidnie.

Kiedy po dwóch godzinach wracałem, roleta w małym pokoju była podniesiona, okno uchylone, a pranie z balkonu zdjęte — widome znaki czyjejś, zapewne Twojej, bytności. Wracałem lekko przewiany i wychłodzony, tym bardziej, że wyszedłem z domu na czczo niosąc w torbie wraz z rolkami kanapkę i pęczek rzodkiewek i dopiero po skończonym treningu zjadłem wszystko. Chętnie wstąpiłbym wtedy na herbatę do Ciebie, nawet gdyby była bez bergamotki, ale mogłabyś doznać szoku słysząc mój głos w domofonie. Zrezygnowałem więc z tego zamiaru.

Co do mojej nauki jazdy to… hm… kostka, która stanowi nawierzchnię solankowych alejek, okazała się twarda. Przeprowadziłem doświadczenie na żywym organizmie, by to stwierdzić (czego nie robi się dla nauki, prawda?), tzn. miałem upadek. Efekt: stłuczenie lewego pośladka, stłuczenie lewej dłoni (powstał krwiak) i lekko naderwane zewnętrzne wiązadła prawego kolana. Do tego skaleczenie prawego podudzia i zabrudzenie prawej nogawki krwią (spodnie, zaraz po powrocie, zmyłem zimną wodą).

Ale się nie poddam! Jak to kiedyś napisałaś w esemesie: „nie tylko Wodnik jest uparty, Strzelec też”. Cieszę się z tych słów, bo dużo nas łączy :-), ale i sporo dzieli :-(. Podobna myśl mnie nawiedziła, kiedy dzisiaj na ławce chrupałem rzodkiewki: numery w Twoim adresie — 4 i 6: przecież czwartego przeszliśmy na „ty”, a już dwa dni później, czyli szóstego, dałem Tobie różę z wierszem i czekoladkami.

Enjo, teraz przystąpię do końcowego przenoszenia poprawek z wersji papierowej na wersję elektroniczną pierwszej części książki, czyli akcji rozgrywającej się grudniową porą. Później przystąpię do wydruku tej części. Mam nadzieję, że zdążę się z tym uporać jeszcze dzisiaj, to jutro mógłbym Tobie dać to wszystko do oceny. Jeszcze coś: na czas wyjazdu do Bydgoszczy złożę u Ciebie zieloną teczkę, w której przechowuję wydruki. Bo u mnie mogłaby wpaść w niepowołane ręce (L. już raz próbowała dorwać się do tabletu, bo interesuje ją, co ja tak często w nim piszę i z kim tak namiętnie koresponduję — „pewnie z jakąś k•••• się zadajesz, bo tylko na takie cię stać!”, ale nie potrafiła go uruchomić). Musiałabyś mnie tylko poinformować, kiedy przed najbliższym wtorkiem, będziesz w pracy.

Jutro mam dializę już o siódmej rano. To tylko tak, na wszelki wypadek podaję :-)

:-D — śmieję się teraz, bo piszę już godzinę, a to tylko krótka notka miała być :-).

Całuję

W.


Od: boggy26 <inforino@op.pl>

Do: muszelka@o2.pl

Temat: Kolejny mail ze spowiedzią

Data: Sob, 18 kwi 2015 09:31


Cześć Enjo,

Zapytałaś mnie pewnego grudniowego wieczora, nie pamiętam już — czy dzwoniłaś wtedy do mnie z Wrocławia, czy też z Torunia, o to, jakie mam wykształcenie?

Jak każdy chłopak w podstawówce miałem swoją kolekcję żołnierzyków. Jednak moja kolekcja różniła się od innych składem: specjalizowałem się w figurkach Indian.

Ogólnie miałem „hopla” na punkcie Indian. Miałem — i mam do dzisiaj — spory zbiór literatury poświęconej ich historii i historii Ameryki Pn. I nie były to książki przygodowe, w rodzaju „Winnetou”, ale książki popularnonaukowe. Chciałem studiować etnografię, po czym wyjechać do Kanady lub USA i tam badać życie współczesnych tubylców. Najbliższa uczelnia z tym kierunkiem była w Poznaniu. Mój ojczulek był przeciwny temu, że jego synek pierworodny będzie tak daleko od domu. Ogólnie — bał się zapewne, że zacznę nadużywać alkohol, że zajmę się płcią przeciwną a nie nauką. Miałem znaleźć coś podobnego bliżej. Ponieważ zostałem wychowany tak, że ojczulek zawsze miał rację, nie oponowałem.

Najbliższa uczelnia była w Toruniu, a pokrewny kierunek to geografia. Poszedłem więc tam. Za pierwszym podejściem nie dostałem się. Na egzaminie była matematyka, a z tego przedmiotu nigdy mistrzem nie byłem. By uniknąć wojska poszedłem do szkoły policealnej o specjalności ekonomika i organizacja transportu samochodowego. Krótko powiem — dziadostwo. Po roku ponownie startowałem na geografię i tym razem dostałem się. Po roku wyleciałem. Dlaczego? Jeśli powiem, że z… wuefu, to uwierzysz?

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 31.5
drukowana A5
za 63.26