E-book
15.75
drukowana A5
27.77
Orange

Bezpłatny fragment - Orange

27 utworów rozpalających ogień


Objętość:
78 str.
ISBN:
978-83-8273-858-2
E-book
za 15.75
drukowana A5
za 27.77

Zapałki

Wyje wiatr po opuszczonych polach

Kurz osiada na wyjeżdżonych kołach

A ja jadę i jadę wciąż przez życie

I swoje porażki zapisuję w zeszycie

Droga gdzieś swój koniec osiągnie

Lecz mnie do końca dziś nie ciągnie

Wypadłem z obiegu, mówię trudno

Widać w obiegu od zawsze było nudno


Zachód Słońca nad głowami

Jego promyki płyną z chmurami

Przez zakurzoną drogę jadę wciąż

Jadę wciąż, jadę wciąż, jadę wciąż

Nikt nie ogląda się, nikt nie ma czasu

Dla nich tylko liczy się więcej gazu

Wyprzedzili mnie i nie ma ich

Nie ma ich, nie ma ich, nie ma ich

Wyrywam wszystkie kartki z zeszytu

Żeby wyrwać się z perfekcyjnego mitu

Iluzje zaślepiają, na drodze gubię się

Gubię się, gubię się, gubię się

Ogień płonie, a w nim tlą się zdjęcia

Które nie dają już żadnego szczęścia

A przez szyby tylko wyrzucam zapałki

Zapałki, zapałki, zapałki


Patrzę w lusterko, widzę w odbiciu dym

Chciałbym, by strach rozpłynął się z nim

Zachowuję spokój, lecz oczy mnie zdradzają

I wspomnienia płynące z melodii rozpraszają

Książka wystaje ze schowka, nie czas czytać

O drogę też nie powinienem nikogo pytać

Nie chcę przecież nikomu przeszkadzać

Tak jak oni nie chcą dobrze mi doradzać


Zachód Słońca nad głowami

Jego promyki płyną z chmurami

Przez zakurzoną drogę jadę wciąż

Jadę wciąż, jadę wciąż, jadę wciąż

Nikt nie ogląda się, nikt nie ma czasu

Dla nich tylko liczy się więcej gazu

Wyprzedzili mnie i nie ma ich

Nie ma ich, nie ma ich, nie ma ich

Wyrywam wszystkie kartki z zeszytu

Żeby wyrwać się z perfekcyjnego mitu

Iluzje zaślepiają, na drodze gubię się

Gubię się, gubię się, gubię się

Ogień płonie, a w nim tlą się zdjęcia

Które nie dają już żadnego szczęścia

A przez szyby tylko wyrzucam zapałki

Zapałki, zapałki, zapałki


W mej podróży myślę, że staram się za dwoje

A w tej parze nie ma miejsca na nas troje

Więc idę w odstawkę jak niepotrzebny grat

Tylko ten ogień jeszcze rozumie mnie jak brat

Może za bardzo chciałem i próbowałem

Może niepotrzebnie serce na tacy podałem

Teraz jadę i to się najbardziej liczy

A Słońce udanej podróży mi życzy


Zachód Słońca nad głowami

Jego promyki płyną z chmurami

Przez zakurzoną drogę jadę wciąż

Jadę wciąż, jadę wciąż, jadę wciąż

Nikt nie ogląda się, nikt nie ma czasu

Dla nich tylko liczy się więcej gazu

Wyprzedzili mnie i nie ma ich

Nie ma ich, nie ma ich, nie ma ich

Wyrywam wszystkie kartki z zeszytu

Żeby wyrwać się z perfekcyjnego mitu

Iluzje zaślepiają, na drodze gubię się

Gubię się, gubię się, gubię się

Ogień płonie, a w nim tlą się zdjęcia

Które nie dają już żadnego szczęścia

A przez szyby tylko wyrzucam zapałki

Zapałki, zapałki, zapałki

16 kwietnia 2022

Hej Hej

Mówiłeś mi, nic nie osiągniesz

Na dno wszystkich wokół pociągniesz

Spalisz się szybciej niż Słońce zajdzie

I żadna prawdziwa przyjaźń Cię nie znajdzie

Gdzie miałem oczy, co w Tobie widziałem?

Wszystkie moje problemy Ci opowiedziałem

Ty wyniosłeś je na miasto jak zwykła plotkara

Popełniłeś zbrodnię, czeka już więc kara

Zabieraj swoje tandetne rzeczy, nim je spalę

Twój zabytkowy, drogi zegarek przez okno wywalę

Wypieprzaj szybciej, niż umieć biegać

Bo nie mam zamiaru dłużej na Ciebie czekać


Nie będę biegać za Tobą

Ani wołać Hej Hej

Ani wołać Hej Hej

Nie będę tęsknić za Tobą

Ani wołać Hej Hej

Ani wołać Hej Hej

Nie będę płakać za Tobą

Ani wołać Hej Hej

Ani wołać Hej Hej

Dziś jestem silniejszą osobą

Nie usłyszysz Hej Hej

Nie usłyszysz Hej Hej


Mówiłeś mi, jesteś słaby i życia nie znasz

Nic w sobie ciekawego dla innych nie masz

Jesteś bardziej ponury niż duchy z horrorów

I jesteś przyczyną wszelkich dookoła sporów

Jak mogłem siebie tak długo oszukiwać?

Na szczęście twej twarzy nie będę już widywać

Bo mówię ci „pa pa” i nie będę zatrzymywać

Nie będę też dłużej w sobie ognia ukrywać

Patrz jak twoje auto traci lusterka i szyby

To wcale nie jest sen, to nie dzieje się na niby

Klucze pływają sobie w stawie, tak jak paszport

W nagrodę za sporządzony z mych problemów raport


Nie będę biegać za Tobą

Ani wołać Hej Hej

Ani wołać Hej Hej

Nie będę tęsknić za Tobą

Ani wołać Hej Hej

Ani wołać Hej Hej

Nie będę płakać za Tobą

Ani wołać Hej Hej

Ani wołać Hej Hej

Dziś jestem silniejszą osobą

Nie usłyszysz Hej Hej

Nie usłyszysz Hej Hej


Mówiłeś mi, wolę spędzać czas w tłumie

Bo z Tobą jest zawsze nudno tak w sumie

I nie lubię muzyki, której ciągle słuchasz

Całą swoją osobą bardzo mnie wkurzasz

Naiwnie wierzyłem, że jesteś mym wsparciem

Nasza relacja kończy się ostatecznym starciem

Twojego numeru nie znajdę już w telefonie

Nie chcę nigdy więcej usłyszeć Cię w domofonie

Twój kubek nauczy się latać i lądować na bruk

Teraz czekam, aż Ty przekroczysz w końcu próg

Na pożegnanie twoja czapka zrobi się biała

Bo przypadkowo kontakt z wybielaczem miała


Nie będę biegać za Tobą

Ani wołać Hej Hej

Ani wołać Hej Hej

Nie będę tęsknić za Tobą

Ani wołać Hej Hej

Ani wołać Hej Hej

Nie będę płakać za Tobą

Ani wołać Hej Hej

Ani wołać Hej Hej

Dziś jestem silniejszą osobą

Nie usłyszysz Hej Hej

Nie usłyszysz Hej Hej

19 kwietnia 2022

Do prawdziwego domu

Na zimnych ulicach pozbawionych prawdy i szczerości

Rozpływamy się w szarym tłumie zmęczonych ludzi

Widzimy beztroskie dzieci pełne zwykłej radości

I tego jednego pana, który wiecznie marudzi

Witryny brudne od deszczu, kurzu i wiecznego pośpiechu

Autobusy jeżdżą od niechcenia w tę i tamtą stronę

Kierowca nie rzuci nawet jednego małego uśmiechu

Więc właśnie straciłeś środki na dobrego humoru obronę

Jedziesz sam nie wiesz gdzie, bo nie chcesz wrócić

Do pustego mieszkania, w którym nikt z obiadem nie czeka

Pozostało Ci tylko z lustrzanym odbiciem się kłócić

Bo nie ma rozmów, wsparcia, ani psa co pod nogami biega


Więc zabierz mnie do prawdziwego domu

Gdzie ogień w kominku zawsze płonie

Zabierz mnie do prawdziwego domu

Z ogródkiem, w którym usiądziemy na starej oponie

Będzie tam czekać książka i filiżanka herbaty

Domowe ciasto mamy i głośny śmiech taty

Lalki wystrojone przez siostrę, buty sportowe brata

Dziadek z babcią na huśtawce, obok piękna rabata

Zabierz mnie do prawdziwego domu

Bo potem nie zdążę powiedzieć nikomu

Że kocham, że dziękuję, że najlepiej się tu czuję

Zabierz mnie do domu, nim świat mnie zepsuje


Idziesz do knajpy, żeby czymkolwiek żołądek oszukać

Szef tak bardzo Cię zdenerwował ciągłymi zadaniami

Że musisz raz, potem drugi i trzeci gardło przepłukać

By potem leżeć upokorzonym między krzesłami

Właściciel wyrzuci na deszcz i prosto na mokry bruk

Bez innego wyjścia wstaniesz i zaczniesz wędrówkę

Kiedy przekroczysz już zimnego mieszkania próg

Dotrze do Ciebie, że przepiłeś swoją marną dniówkę

Znów wpadłeś w pułapkę, idziesz zmęczony spać

Może zdążysz rzucić czymś jeszcze z bezsilności

Jutro rano znów trzeba będzie do pracy wstać

W zapomnienie odejdą sny z domem i o wolności


Więc zabierz mnie do prawdziwego domu

Gdzie ogień w kominku zawsze płonie

Zabierz mnie do prawdziwego domu

Z ogródkiem, w którym usiądziemy na starej oponie

Będzie tam czekać książka i filiżanka herbaty

Domowe ciasto mamy i głośny śmiech taty

Lalki wystrojone przez siostrę, buty sportowe brata

Dziadek z babcią na huśtawce, obok piękna rabata

Zabierz mnie do prawdziwego domu

Bo potem nie zdążę powiedzieć nikomu

Że kocham, że dziękuję, że najlepiej się tu czuję

Zabierz mnie do domu, nim świat mnie zepsuje


Na zimnych ulicach pozbawionych prawdy i szczerości

Rozpływamy się w szarym tłumie zmęczonych ludzi

Widzimy beztroskie dzieci pełne zwykłej radości

I tego jednego pana, który wiecznie marudzi

Autobus już czeka, ale może lepiej nie wsiadać

Bilet drogi, a kierowca i tak uśmiechem nie rzuci

Idź do domu i pomóż siostrze puzzle układać

Zobacz jak rabata na wiosnę do życia się budzi

Odetchnij chociaż raz, bo Ci się należy

Usiądź z rodziną przy wspólnym posiłku, przy stole

W lśniącym, błyszczącym układzie talerzy

Zrozumiesz, że najlepiej Ci w tym wspólnym kole


Więc zabierz mnie do prawdziwego domu

Gdzie ogień w kominku zawsze płonie

Zabierz mnie do prawdziwego domu

Z ogródkiem, w którym usiądziemy na starej oponie

Będzie tam czekać książka i filiżanka herbaty

Domowe ciasto mamy i głośny śmiech taty

Lalki wystrojone przez siostrę, buty sportowe brata

Dziadek z babcią na huśtawce, obok piękna rabata

Zabierz mnie do prawdziwego domu

Bo potem nie zdążę powiedzieć nikomu

Że kocham, że dziękuję, że najlepiej się tu czuję

Zabierz mnie do domu, nim świat mnie zepsuje

21 kwietnia 2022

Papierowy człowiek

Nikt nie uczy tego, jak wygląda dorosłe życie

Budzę się po nocnym koszmarze o świcie

Boję się, że wydarzy się coś złego i zaboli

Dzień potoczy się wbrew mojej dobrej woli

Uśmiecham się jak zwykle, a w sercu strach

Patrzę na regał, przesypuje się klepsydry piach

Ktoś pisze z rana, nie umiem zebrać słów

Czuję, że strach chowa mnie w serca nów


Boję się, że popełnię błąd

Więc nie chcę wychodzić stąd

Nikt nie uczy dorosłego życia

I z problemami dobrego obycia


Dzień za dniem, krok za krokiem

Mijam się ze strachem za rogiem

Jak niejeden wokół człowiek

Nie da się wiecznie być młodym

Czuję, że mówi ciągle o tym

Niejeden wokół człowiek

Nie umiemy radzić sobie, choć chcemy

Rozpływamy się, bo zasad nie rozumiemy

Tak jak dorosły człowiek

Tracimy kontrolę, smucimy się

Z każdym dniem też spalam się

Jak papierowy człowiek


Nikt nie uczy tego, jak unikać fałszu i zła w ludziach

Jak nie gubić się w nieznanych dotąd uczuciach

Rozczarowanie boli bardziej niż krwawiąca ręka

Na każdym kroku drogi za twoją głową sięga

Uśmiecham się, choć nie mam dziś powodu

Nie chcę pokazywać innym swojego kłopotu

Śmieję się jak zwykle, tylko oczy zdradzają

Bo nerwowo w ziemię nieustannie zerkają


Boję się, że popełnię błąd

Więc nie chcę wychodzić stąd

Nikt nie uczy unikania fałszu i zła

I unikania odłamków rozbitego szkła


Dzień za dniem, krok za krokiem

Mijam się ze strachem za rogiem

Jak niejeden wokół człowiek

Nie da się wiecznie być młodym

Czuję, że mówi ciągle o tym

Niejeden wokół człowiek

Nie umiemy radzić sobie, choć chcemy

Rozpływamy się, bo zasad nie rozumiemy

Tak jak dorosły człowiek

Tracimy kontrolę, smucimy się

Z każdym dniem też spalam się

Jak papierowy człowiek


Nikt nie uczy wybierania dobrych życiowych dróg

Z tego powodu wielu wpadło w alkoholowy cug

Zapadli się jak roztopiony lód w wiosenny dzień

Gdzieś jeszcze został po nich w kącie cień

Czy można zawrócić z trasy która wiedzie donikąd?

Czy można uniknąć niebezpieczeństw znikąd?

Życie jest za krótkie i trzeba dobrze nim zagrać

Pamiętaj, że zbyt łatwo można wszystko przegrać


Boję się, że popełnię błąd

Więc nie chcę wychodzić stąd

Nikt nie uczy wybierania dróg

Dlatego trudno przekroczyć próg


Dzień za dniem, krok za krokiem

Mijam się ze strachem za rogiem

Jak niejeden wokół człowiek

Nie da się wiecznie być młodym

Czuję, że mówi ciągle o tym

Niejeden wokół człowiek

Nie umiemy radzić sobie, choć chcemy

Rozpływamy się, bo zasad nie rozumiemy

Tak jak dorosły człowiek

Tracimy kontrolę, smucimy się

Z każdym dniem też spalam się

Jak papierowy człowiek

21 kwietnia 2022

Przez drzwi

Trzy minuty wcześniej wyszedłeś przez drzwi

Ten moment zapamiętam nieodwołalnie

Z tego wszystkiego nie zdążyłem powiedzieć Ci

Że odejściem zranisz na wieczność mnie

Krzesło jeszcze leży przez Ciebie odrzucone

Nie mam siły ani ochoty, by je podnieść

Czuję w sercu, że wszystko stało się stracone

Pamiętasz, mieliśmy nigdy siebie nie zawieść

Patrzę tępo na drzwi, może jeszcze wrócisz

Minuty upływają, nie pojawiasz się w wejściu

Czyli więcej ze snu mnie już nie obudzisz

I muszę tkwić w letargu po Twoim odejściu


Brak nam było siły, by zatrzymać się

Teraz nie masz mnie, a ja nie mam Cię

Czy tak musiało być, obwiniam siebie

Za wszystkie dni, które spędzę bez Ciebie


Spalamy się i opadamy na dno

Nie rozumiemy, dlaczego to

Tak bardzo rani nas jak miecz

Nie pozwoliłem Ci iść precz

I nie pozwoliłem wyjść przez drzwi

Ty odszedłeś przez te cholerne drzwi


Dzwoniłem do Ciebie, ale nie odebrałeś

Chciałem napisać list, wyślę go donikąd

Być może już wszystkie zdjęcia skasowałeś

Więc nie będę pojawiać się przed Tobą znikąd

Wypiłem butelkę może dwie, to bez znaczenia

Rozbiłem szkło i skaleczyłem się w rękę

Chciałem zagłuszyć ból z powodu Twojego milczenia

I ciemnym trunkiem skrócić tę mękę

Ogień spalił nas, zostały popioły i dym

Nie umiem powiedzieć za Tobą „do zobaczenia”

Nie mogę przestać rozmyślać o tym

Jak wielkie zrobiliśmy wokół siebie zniszczenia


Brak nam było siły, by zatrzymać się

Teraz nie masz mnie, a ja nie mam Cię

Czy tak musiało być, obwiniam siebie

Za wszystkie dni, które spędzę bez Ciebie


Spalamy się i opadamy na dno

Nie rozumiemy, dlaczego to

Tak bardzo rani nas jak miecz

Nie pozwoliłem Ci iść precz

I nie pozwoliłem wyjść przez drzwi

Ty odszedłeś przez te cholerne drzwi


Czy możemy jeszcze wszystko naprawić?

Czy możesz jeszcze w drzwiach się pojawić?

Czy nic nie zostało do ocalenia?

Sen zmusza mnie do zapomnienia


Spalamy się i opadamy na dno

Nie rozumiemy, dlaczego to

Tak bardzo rani nas jak miecz

Nie pozwoliłem Ci iść precz

I nie pozwoliłem wyjść przez drzwi

Ty odszedłeś przez te cholerne drzwi

22 kwietnia 2022

Pomarańcza

Lato smakowało mrożoną kawą i malinami

Kiedy odpływaliśmy daleko swymi myślami

Pachniało ciastem i kompotem z rabarbaru

Wieczorami jeździliśmy do cichego baru

Pograć w karty i cieszyć się dobrymi dniami

Chowaliśmy się dla żartu za pięknymi różami

Słońce opalało nas, a deszcz szalał razem z nami

Obdarowywaliśmy przypadkowych ludzi kwiatami

Byliśmy też nad wodą, lecz komary dokuczały

Owoce z drzew wprost do koszyków wpadały

Kiedy przychodziły burze, to uciekaliśmy

Do znajomego naszego baru i czekaliśmy

Aż znowu Słońce radośnie przez okna zalśni

I będziemy cieszyć się z najlepszych w życiu dni


Daj mi jeszcze trochę Słońca

Niech to lato nie ma końca

Daj mi jeszcze jedną pomarańczę

Niech ostatni raz na molo zatańczę

Daj mi jeszcze trochę róż

By uniknąć gwałtownych burz

Daj mi jeszcze jedną pomarańczę

Niech kolejną letnią noc przetańczę


Sierpień był cudowny i pełen wrażeń

Oglądaliśmy rozgwieżdżone niebo pełni marzeń

W radio leciała piosenka, którą wspólnie nuciliśmy

Nigdy tak dobrze w życiu się nie bawiliśmy

Wieczorem ognisko, grałaś na gitarze

Piekliśmy karmelowe pianki w ognia żarze

Nie mogłem też spać, bo trudno było zasnąć

Nawet ognisko zdążyło wtedy zgasnąć

Na rynku sprzedawali czapki, lecz kupiłaś kapelusz

W kwiaciarni dostałaś bukiet herbacianych róż

Poszliśmy na wystawę i chcieliśmy wynieść wazon

Nie myśleliśmy o tym, by trzymać dobry fason

Znów wróciliśmy do baru, pograć trochę w karty

Barman opowiadał nam swoje najlepsze żarty


Daj mi jeszcze trochę Słońca

Niech to lato nie ma końca

Daj mi jeszcze jedną pomarańczę

Niech ostatni raz na molo zatańczę

Daj mi jeszcze trochę róż

By uniknąć gwałtownych burz

Daj mi jeszcze jedną pomarańczę

Niech kolejną letnią noc przetańczę


Wakacje skończyły się, przyszły jesienne dni

Lecz tamto lato każdej nocy mi się śni

I czuję się szczęśliwy, pełny energii i siły

Nagle świat stał się przyjemnie miły

Śpiewam, nucę, żartuję, bawię się świetnie

Czekam cierpliwie aż przyjdą noce letnie

Pełne gwiazd, marzeń, ciepła, radości, pomarańczy

Księżyc znów na niebie dla nas zatańczy

W barze będą czekać zimna cola i karty

Ten cudowny czas każdego poświęcenia jest warty


Daj mi jeszcze trochę Słońca

Niech to lato nie ma końca

Daj mi jeszcze jedną pomarańczę

Niech ostatni raz na molo zatańczę

Daj mi jeszcze trochę róż

By uniknąć gwałtownych burz

Daj mi jeszcze jedną pomarańczę

Niech kolejną letnią noc przetańczę

23 kwietnia 2022

Nie przepraszam

Przepraszam, przepraszam, że płonę

Przepraszam, bo właśnie wychodzę

Przepraszam, przepraszam, że tonę

Przepraszam, bo ciągle was zawodzę


Nie mam już nic do powiedzenia

Skończyły mi się też zastrzeżenia

Nie będę wołać i nie będę prosić

Nie lubię dla kogoś masek nosić

Nie będę przy herbacie siedzieć

Chcecie zbyt wiele o mnie wiedzieć

Zabieram swoje rzeczy i znikam

Bo za długo głosu serca unikam


Przepraszam, przepraszam, że kocham

Przepraszam, bo nie lubię migdałów

Przepraszam, przepraszam, że szlocham

Przepraszam, bo macie dość mych żalów


Nie mam już nic do powiedzenia

Skończyły mi się też zastrzeżenia

Nie będę wołać i nie będę prosić

Nie lubię dla kogoś masek nosić

Nie będę przy herbacie siedzieć

Chcecie zbyt wiele o mnie wiedzieć

Zabieram swoje rzeczy i znikam

Bo za długo głosu serca unikam


Przepraszam, przepraszam, że pytam

Przepraszam, bo chcę inaczej spędzić czas

Przepraszam, przepraszam, że czytam

Przepraszam, bo nie uprzedziłem was


Nie mam już nic do powiedzenia

Skończyły mi się też zastrzeżenia

Nie będę wołać i nie będę prosić

Nie lubię dla kogoś masek nosić

Nie będę przy herbacie siedzieć

Chcecie zbyt wiele o mnie wiedzieć

Zabieram swoje rzeczy i znikam

Bo za długo głosu serca unikam


Nie będę już przepraszać

Też swoje prawa i uczucia przecież mam

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 15.75
drukowana A5
za 27.77