E-book
7.35
drukowana A5
18.11
drukowana A5
Kolorowa
40.31
Opowieści Panchatantry 2

Bezpłatny fragment - Opowieści Panchatantry 2


Objętość:
84 str.
ISBN:
978-83-8155-901-0
E-book
za 7.35
drukowana A5
za 18.11
drukowana A5
Kolorowa
za 40.31

Opowieści Panchatantry 2


Tytuł oryginału: „Tales of Panchatantra”


przełożyła: Nina Nirali


Rysunki: Dzieci z Przedszkola Miejskiego nr. 5 w Sosnowcu

Poznań / Sosnowiec 2019

Opowieści Panchatantry tom 2

Wydanie pierwsze

© Nina Nirali i Inteligentny System Wydawniczy Ridero (tekst oraz opracowanie graficzne).

© Dzieci z Przedszkola Miejskiego nr 5 w Sosnowcu: Dawid Piech, Szymon Pawlik, Kuba Karkosz, Mariusz Stolarski, Jakub Zmarzły, Maria Warat, Filip Wójcik, Milena Papiernik, Małgorzata Pawlak, Jagoda Ogonowska, Szymon Sikora, Krzysztof Tracz, Dominik Kosałka, Hanna Krzak, Julia Zębala, Emma Daszkiewicz, Jakub Daraż, Aleksander Kasprzyk, Aleksandra Płatkowska, Przemysław Brzeziński, Nadia Gawin (prace plastyczne).


Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja, lub odczyt jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu wymaga pisemnej zgody autora.


TŁUMACZENIE (z jęz. angielskiego oraz hindi): Nina Nirali

PRZEKŁAD I REDAKCJA: Nina Nirali

KOREKTA: Aleksandra Staniszewska

OKŁADKA: Projekt Nina Nirali. Wykorzystano prace plastyczne: Julii Zębali, Aleksandry Płatkowskiej, Marii Warat i Nadii Gawin.

SKŁAD: Nina Nirali

ILUSTRACJE I GRAFIKI: www.canva.com oraz www.freepik.com

PATRONAT MEDIALNY: Bajkowir http://bajkowir.blogspot.com/ oraz Z miłości do książek http://coraciemnosci.blogspot.com/

Podziękowania

Serdeczne podziękowania dla wyjątkowego Grona Pedagogicznego oraz Dyrekcji Przedszkola Miejskiego nr 5 w Sosnowcu za otwartość i zaangażowanie w kontynuacji tego niezwykłego projektu.


Dziękuję również wszystkim rodzicom, którzy wyrazili zgodę swoim pociechom na współtworzenie tej książki. Możecie być, drodzy Państwo, ze swoich małych plastyków bardzo dumni. Bez ich udziału te bajki byłyby zwyczajne i nijakie. To właśnie wasze Dzieci uczyniły je wyjątkowymi.


Podziękowania należą się także Patronom medialnym drugiego tomu „Opowieści Panchatantry”. Szanowni twórcy blogów „Bajkowir” oraz „Z miłości do książek” zwrócili swoją uwagę na nasze wspólne, skromne dzieło oraz objęli je medialną opieką. Mam nadzieję, że dzięki temu powstanie jeszcze więcej książek, które — jak naszą, będą współtworzyły same Dzieci. Serdecznie dziękujemy.

O fryzjerze naśladowcy

Pewnego popołudnia, na przedszkolnym placu zabaw, dzieci bawiły się po zajęciach. Siedziały teraz na siedzeniach w autobusie dla dzieci udając, że jadą na wycieczkę. Czekały nie tylko na swoich rodziców, ale i na Peta, którego zwykle babcia odbierała z przedszkola tuż po obiedzie. Pete obiecał wszystkim, że przyjdzie na plac zanim zjawią się ich rodzice.

— Gdzie ten Pete? Zaraz przyjdzie moja mama i będę musiała iść do domu — denerwowała się Nancy.

— Poczekajmy jeszcze chwilę. Jeśli nie przyjdzie, sami zrobimy piaskową fortecę — zawyrokował Gobie. Dzieci zgodziły się z nim i powróciły do zabawy w wycieczkę autobusową.

— Hej spójrzcie, biegnie Boby. Cześć Boby! — przywitały się chórkiem.

— Widziałeś Peta? — Boby zatrzymał się aby odetchnąć głęboko. Pochylił się i oparł dłonie na kolana jednocześnie szybko oddychając po biegu. Gdy tylko złapał oddech, wyrzucił z siebie jednym tchem:

— Pete miał wypadek.

Wszystkie dzieci natychmiast wyszły z metalowego autobusu i otoczyły Bobiego.

— Jak to? Co mu się stało? Kiedy? — zasypywały pytaniami kolegę.

— Nie wiem, ale jego babcia powiedziała mi, że dziś Pete już nie wyjdzie. Boli go głowa.

— Cześć dzieci — usłyszały niespodziewanie za sobą młody, damski głos.

— Molly, chodźmy do domu.

Za dziećmi stała starsza siostra Molly, Maja. Maja była już dorosła. Była studentką i często przyprowadzała i odbierała Molly z przedszkola.

— Cześć, Maju — przywitały się dzieci. Nagle odezwał się Gobie z ożywieniem, gdyż wpadł na genialny pomysł:

— Już wiem, Maja nam pomoże! Z nią będziemy mogli pójść do Peta i sprawdzić co mu się stało.

Maja, usłyszawszy o wszystkim, zgodziła się. Dzieci poinformowały panią w przedszkolu, co zamierzają i pod opieką Mai udały się do Peta.

Kiedy dotarli do domu kolegi, okazało się, że Pete ma potężnego guza na głowie.

— Co ci się stało, Pete? — pytały z ciekawością. Chłopiec miał niewyraźną minę. Nie chciał się też od razu przyznać do przyczyny guza.

— Bo ja… Ja chciałem latać.

— Jak to latać? — zdziwiły się dzieci.

— Przecież wszyscy wiedzą, że ludzie nie umieją latać — odparł Gobie z przekąsem.

— Wiem — jęknął Pete żałośnie.

— Widziałem dziś po przedszkolu odcinek o Supermanie. Mój tata niedawno kupił mi prawdziwy strój Supermana. Kiedy sobie o nim przypomniałem, pomyślałem, że gdy go założę, będę jak prawdziwy superbohater. Wtedy też chciałem spróbować, czy już umiem latać. Skoczyłem z łóżka, upadłem i uderzyłem głową w półkę z zabawkami. — Pete zamilkł.

— Biedny Pete… — powiedziała Nancy ze współczuciem w głosie.

— To znaczy, że chciałeś ślepo naśladować Supermana — podsumowała poważnym głosem Maja a Pete opuścił głowę nisko i przyznał cicho:

— Tak.

— Wiesz, Pete, zachowałeś się jak pewien fryzjer, który bezmyślnie naśladował kupca nie wiedząc, w ogóle czy to, co robi się uda. Napytał sobie tym sporo biedy.

— Chcesz przez to powiedzieć, że naśladowanie innych może wpędzić nas w kłopoty? — spytała Molly starszą siostrę.

— Dokładnie tak. Zobacz, co stało się kiedy Pete chciał naśladować superbohatera.

Pete tymczasem przerwał im i poprosił:

— Maju, opowiesz nam historię o fryzjerze? Jak on wpędził się w kłopoty?

Maja uśmiechnęła się na te słowa. Wszyscy przysiedli przed łóżkiem Peta, Maja obok niego i zaczęła opowiadać:

— Dawno temu w pewnym mieście, w samym środku Indii, żył kupiec o imieniu Bhadra. Bhadra był nie tylko bogatym człowiekiem ale też bardzo życzliwym, uczynnym i hojnym. Wszyscy znali kupca Bhadrę i jego szczodrość, więc zwykle gdy ktoś popadł w jakieś kłopoty, szedł po pomoc do niego. Kupiec zawsze gościł swych przyjaciół specjalnie dla nich przygotowanymi słodyczami i owocami.

— Jak zawsze, drogi Bhadro otrzymujemy od ciebie więcej, niż to, po co przyszliśmy. Dziękujemy. Słyniesz ze swojego dobrego serca w całym mieście — wdzięczni sąsiedzi i przyjaciele tak właśnie najczęściej mawiali.


Czas upływał i wszystko wyglądało podobnie, do czasu kiedy dobry kupiec nie popełnił błędu w swoich interesach i nie stracił wszystkiego. Biedak musiał nawet sprzedać swój dom. Nie zostało mu zupełnie nic. Idąc ulicami miasta, aż opuszczał głowę ze smutku, widząc jak wszyscy dawni przyjaciele, których niegdyś otaczał troską i pomocą, dziś odwracają się od niego, szepcząc do siebie:

— Chodźmy stąd prędko, jeszcze poprosi nas o pieniądze albo pomoc. Mam inne plany na moje wydatki. Nie chcę się teraz niczym dzielić.

Bhadra widząc to, czuł się bardzo samotny, opuszczony i nieszczęśliwy. Nie potrafił zrozumieć, dlaczego, kiedy jemu się dobrze powodziło miał tylu przyjaciół a teraz, gdy był biedny, nikogo przy nim nie było. Wieczorem kupiec kładł się z wieloma czarnymi myślami spać.


Tej nocy jednak zdarzyło się coś wyjątkowego. Przyśniło mu się, iż w swojej skromnej sypialni w nowym domu, widzi przepiękną zjawę. Kobieta była ubrana w czerwonozłotą suknię i koronę.

— Bhadro, jestem boginią pomyślności. Wiem, że zawsze byłeś dobry dla innych i im pomagałeś. Teraz, gdy sam jesteś w potrzebie, wszyscy cię opuścili. Powiem ci, co zrobić, aby bogactwo do ciebie wróciło. Posłuchaj moich słów, a znów będzie ci się powodzić, jak kiedyś. Jutro przyjdzie do ciebie skromny mnich. Zostawiam ci ten kij. Kiedy mnich się zjawi w twoim progu, dotknij nim jego głowy. — Po tych słowach bogini pomyślności zniknęła.


Bhadra chodził cały strapiony od samego rana. Nie wiedział, czy sen był tylko marą, czy rzeczywistością. Bogini w nocy zniknęła lecz kij, który zostawiła — nie. Kiedy kupiec usłyszał pukanie do drzwi, poszedł pełen nadziei otworzyć. Na progu stał jednak jego fryzjer, którego usługi Bhadra zawsze opłacał z góry.

— Ostatni raz przyszedłem cię ogolić i ostrzyc, biedny Bhadro. Już nie stać cię na moje wizyty i strzyżenie — przypomniał mu golibroda. Bhadra wpuścił fryzjera i pozwolił mu wykonać jego pracę.

Gdy nowa fryzura była niemal gotowa, ponownie rozległo się stukanie do drzwi. Tym razem za progiem stał mnich, jak przepowiedziała to bogini nocą. Kupiec, jak kazała złota pani pomyślności, wziął pozostawiony przez nią kij w dłoń i dotknął nim głowy mnicha. W tej samej chwili mnich zamienił się w górę złota a ono — samo przeleciało przez izbę Bhadry na drugi jej koniec i opadło na podłodze w rogu. Fryzjer przyglądał się temu w zdumieniu. Rozradowany Bhadra odwrócił się do niego i powiedział, odkładając kij na bok.

— To nie twoja ostatnia wizyta, fryzjerze. Zobacz, znów będzie mi się powodzić. Wystarczyło tylko kijem dotknąć mnicha — cieszył się kupiec nie mówiąc niczego więcej. W myślach zaś dziękował bogini, która odwiedziła go w nocy.

Fryzjer za to zaczął zastanawiać się: „Gdybym tylko i ja miał taki kij i dotknął nim nie jednego a kilku mnichów, byłbym bogaczem.” Zaraz gdy mężczyzna skończył swoją pracę, udał się do wyjścia. Cały czas popatrywał z boku, czy Bhadra nie patrzy, i gdy kupiec był odwrócony, zabrał prędko jego kij, schował pod pachą i wyszedł. W drodze do domu zapraszał każdego spotkanego przez siebie mnicha na rzekomą ucztę. Gdy zebrał już w swoim domu sześciu mnichów, wyjął kij i zaczął dotykać nim po kolei każdego z mnichów. Gdy żaden z nich nie zmienił się w złoto, ani go nie wyczarował, zezłoszczony golibroda zaczął okładać kijem mnichów boleśnie.

— Zmieniajcie się, no już! Chcę być bogaty!

Biedni mnisi nic nie rozumieli. Przerażeni zaczęli uciekać i szukać pomocy. Zobaczyła to patrolująca miasto policja i aresztowała chciwego golibrodę. Kiedy usłyszał o tym Bhadra, pobiegł na posterunek i poprosił o uwolnienie fryzjera, ponieważ tamten ślepo skopiował jego czyny, nie znając całej historii. Dobry kupiec opowiedział całą swoją opowieść, począwszy od chwili, kiedy był samotny i opuszczony przez przyjaciół. Wszyscy obecni słuchali zaskoczeni i zrozumieli, że nie należy naśladować innych bez zastanowienia. Ci, którym kiedyś Bhadra pomógł, a oni nie pomogli w biedzie jemu, poczuli się zawstydzeni. Dopiero bogini pomyślności musiała odwiedzić kupca, żeby poprawił się jego los. Fryzjer za swoje złe postępowanie również musiał ponieść karę.

— Jak więc widzicie, dzieci, bezmyślne naśladowanie innych może być szkodliwe dla was jak i innych — zakończyła Maja.

— Jak dla mnie — przyznał Pete. — Teraz boli mnie głowa i nie mogę iść na dwór. Nie zbudujemy dziś piaskowej fortecy — smucił się chłopiec.

— Maju, nauczyliśmy się dziś czegoś, dziękujemy — wtrącił Gobie.

— Bardzo się cieszę — zaśmiała się i dopowiedziała: — Pamiętajcie, że filmy powstały tylko dla rozrywki, a nie po to, by kopiować to, co robią superbohaterowie na ekranie — upomniała jeszcze Maja na zakończenie.

— Dobrze, Maju — obiecały dzieci chórem.

— Musimy już wracać. Wasi rodzice z pewnością już na was czekają, zdrowiej Pete. — Dzieci i Maja pożegnali się z chorym Petem i wrócili do przedszkola.

O szakalu, który został królem dżungli

Tego dnia dzieci były bardzo podekscytowane, ponieważ po raz pierwszy miał się odbyć w przedszkolu bal z okazji Halloween. Wszystkie najpierw przystrajały salę dyniami i innymi jesiennymi ozdobami, a na koniec mogły przebrać się w różne stroje.

Pani już zamierzała włączyć muzykę aby bal mógł się oficjalnie rozpocząć, kiedy nagle w całym przedszkolu zapanowały ciemności. Okazało się, że w ich budynku oraz w kilku sąsiednich, zgasło światło. Było dobrze po szesnastej a na dworze panowały już ciemności. Dzieci, czekając, aż w sali znów zabłysną światła i można będzie nareszcie rozpocząć bal, na który tak niecierpliwie czekały, wyglądały za oknem.

— Patrzcie, jaki wielki, jasny księżyc! — powiedziała Nancy.

— Piękny… — zgodzili się pozostali z grupki siedzącej przy oknie.

— Zobaczcie, nasze osiedle wygląda teraz tak ładnie — pochwalił Gobie.

— O wiele ładniej niż za dnia — zgodziła się Nancy.

Nagle dzieci usłyszały dziwne warczenie za sobą. Przestraszone bały się odwrócić. Warczenie stawało się coraz bardziej wyraźne i złowrogie. Molly i Nancy ze strachu aż krzyknęły. Tymczasem za nimi zamiast warczenia rozległ się śmiech.

— Haha haha ale dałyście się nastraszyć — zaśmiewał się Boby. — Dziewczyny są takie bojaźliwe. — Boby najwyraźniej świetnie się bawił kosztem swoich kolegów i koleżanek.

— Wcale nie! — zaprotestował Pete — Ja nie jestem dziewczyną, a też się przestraszyłem. Nie powinieneś był tak robić. Jest ciemno, każdy by się bał.

— Co tam, dzieciaki? Wszystko dobrze? — przy oknie zjawiła się Maja, starsza siostra Molly, która pomagała w przygotowaniu balu, a nawet upiekła na tę okazję przepyszne ciasteczka w kształcie dyń oraz nietoperzy. Maja trzymała w ręku jedną z wyciętych dyń. W środku umieściła latarkę, której blask rozświetlił mrok pomieszczenia.

— Światło zaraz powinni włączyć. To tylko krótka awaria.

— Maju, Boby nas straszy, a kiedy się boimy, to się z nas wyśmiewa — poskarżyła się Nancy.

Maja lekko zmarszczyła brwi i upomniała chłopca:

— Boby, nie wolno ci się bawić cudzym kosztem. Nie powinieneś straszyć, a potem wyśmiewać swoich przyjaciół. Przeproś ich wszystkich natychmiast.

Boby na te słowa zwiesił nisko głowę i wymamrotał krótkie „przepraszam”. Zaraz potem spojrzał na dziewczynę z rezygnacją i powiedział:

— Maja, nie ma światła, nie ma balu i się nudzimy. Nie chciałem niczego złego.

— Już dobrze, Boby — dziewczyna pogłaskała chłopca po ciemnej czuprynie i wesoło oznajmiła:

— Siadajcie — wskazała dywan i dodała: — To najlepszy moment na świetną historię o pewnym szakalu, który też znalazł sobie rozrywkę, niestety, kosztem innych zwierząt w dżungli. Chcecie posłuchać? — Dzieci chórem odpowiedziały „tak” i prędko przysiadły na dywanie, tuż obok Mai. Uwielbiały wszystkie opowieści, które im opowiadała.

— Dawno, dawno temu była sobie wioska farbiarzy.

— Maju, kto to jest farbiarz? — zapytał Pete.

— Farbiarz to ktoś, kto farbuje ubrania — wyjaśniła Maja z uśmiechem na ustach.

— Niedaleko wioski farbiarzy znajdowała się dżungla, gdzie mieszkał nasz szakal. Chodził teraz cały strapiony, bo od dwóch dni nie mógł znaleźć żadnej zwierzyny, którą mógłby upolować.

„Gdzie podziały się wszystkie zwierzęta? Jestem już taki głodny, od dwóch dni nic nie jadłem. Może powinienem iść do wioski farbiarzy i upolować tam jakąś kurę albo inne zwierzę. Tak, to jest bardzo dobry pomysł.” — pomyślał zadowolony a w marzeniach widział już siebie, jedzącego tłustą kurę. Odnalezienie pobliskiej wioski nie zajęło mu wiele czasu. Będąc już bardzo blisko ludzkiej osady, schował się jeszcze za krzakami i szukał wzrokiem zwierząt, żyjących wśród ludzi, które mógłby bez trudu upolować. Kiedy z oddali zobaczył samotnie bawiącego się szczeniaka, aż uśmiechnął się do siebie w zadowoleniu:

„Jeszcze lepiej niż myślałem. Mięsko szczeniaka będzie wyjątkowo smaczne i miękkie. To jest mój szczęśliwy dzień.” — Z takimi myślami popędził do szczeniaka, warcząc przy tym przeraźliwie. Szczeniak bardzo się wystraszył, skulił w sobie i z trwogi skamieniał. Nie był w stanie ze strachu się poruszyć. Na szczęście tata pies szybko spostrzegł, co się dzieje i podbiegł do szakala, również warcząc.

— Czego tu szukasz dziki szakalu!? Zostaw mojego syna w spokoju i wracaj do dżungli, gdzie twoje miejsce! — ostrzegł tata pies. Szakal skulił ogon pod siebie i zaczął cofać się przed napierającym nań, dużym psem.

— Już idę, już sobie idę — odpowiedział mu, wciąż się cofając. Tata pies szczeknął głośno kilka razy, strasząc tym szakala jeszcze bardziej, jednocześnie skutecznie zawracając go do dżungli. Niepocieszony szakal znów musiał szukać swojego obiadu w lesie i nie mógł liczyć na łatwe kąski z ludzkiej wioski. Nie zauważył, że za nim stoi beczka z farbą. Przez przypadek wpadł w nią cały, farbując się przy tym aż po koniuszki pazurów.

Do szczekającego pod beczką taty psa, dołączyły teraz inne psy z wioski i razem obszczekiwały beczkę. Kiedy z jej środka w końcu szakal się wydostał, był cały niebieski. Psy na ten widok natychmiast zamilkły i z trwogą uciekły do wioski. Szakal nie wiedział co stało się psom i nieświadom niczego wrócił do dżungli. Tam zobaczył go tygrys, który wylegiwał się w gęstych zaroślach.

— Niemożliwe! Król dżungli we własnej osobie! — Tygrys skoczył natychmiast na swoje cztery łapy i pobiegł do innych zwierząt, powiadomić je o szczęściu, jakie spotkało ich dżunglę. Teraz, kiedy sam król dżungli przybył, by ich chronić, z pewnością będzie wszystkim stworzeniom się lepiej powodzić.

Tymczasem spragniony szakal, wciąż niczego nie rozumiejąc, udał się do wodopoju. Tam dopiero, w tafli wody zobaczył, że cały jest niebieski. Zrozumiał też wszystko, kiedy zwierzęta stojące przy wodopoju z szacunkiem zaczęły oddawać mu pokłony.

„Ach taaak. Biorą mnie za boskiego króla. To trzeba wykorzystać” — pomyślał przebiegle.

— Tak, moi drodzy. Jestem nowym królem dżungli — potwierdził głośno domysły zwierząt.

— Możecie w zamian za moją ochronę przynieść mi dary, w postaci jedzenia — zażądał a zwierzęta natychmiast zaczęły spełniać wszystkie polecenia szakala.

„Ale naiwne są te zwierzęta. Będę miał dzięki mojej nowej farbie zapewnione wszelkie luksusu. Nie będę musiał już nigdy więcej polować, bo one będą to robić za mnie.” myślał zadowolony, farbowany król.

Niebawem najedzony szakal mógł ułożyć się wygodnie na miękkiej trawie i odpocząć. Zwierzęta tymczasem na zmianę pilnowały śpiącego króla dżungli, aby w trakcie snu nic złego mu się nie stało.

Nocą, nowo obranego króla dżungli obudziły nawoływania innych szakali, które uwielbiały wyć w ciemnościach nocy do księżyca. I on bardzo to lubił, dlatego też nie mogąc się powstrzymać, myśląc, że wszystkie zwierzęta już zasnęły, wspiął się na skałę i zaczął odpowiadać swym braciom, ujadając ile miał tylko siły w gardle. Ale zwierzęta nie spały. Kiedy zobaczyły w oddali swego nowego króla wyjącego w noc, zrozumiały, że to zwykły szakal, który je oszukał.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 7.35
drukowana A5
za 18.11
drukowana A5
Kolorowa
za 40.31