Trzej Radośni Jeźdźcy Szarego Miasta
W starym, szarym mieście, gdzie każdy dzień był taki sam i mijał bezbarwnie i bez życia — jak płyty chodnikowe, którymi pokryto ulice — mieszkało trzech małych chłopców: Joey, Leo i Noe.
Ludzie w tym mieście poruszali się cicho, bez emocji, jakby zgubili dusze. Wszyscy ubrani byli w ciemne, jednolite stroje i wykonywali swoje codzienne obowiązki. Nawet muzyka była pozbawiona radości. Na szkolnym podwórku dzieci nie śmiały się, nie bawiły — słychać było tylko szelest stóp. Ale tych trzech chłopców poruszały kolorowe marzenia skryte w sercach.
Joey kochał śpiewać i grać na gitarze. Każdego wieczoru w swoim małym pokoiku, z którego okna wychodziły na szare dachy miasta, dotykał strun palcami i tworzył melodie, które mieniły się jak kolory tęczy.
— Oby ktoś kiedyś usłyszał ten dźwięk — myślał Joey — Oby ktoś potrafił cieszyć się tą muzyką.
Leo malował. Jego obrazy wyglądały jak z innego świata — pełne światła słonecznego, kwiatów i marzeń. Często zostawiał je na ulicy, z nadzieją, że ktoś je zauważy.
— Jeśli chociaż jedna osoba się uśmiechnie, warto było — mawiał Leo, kręcąc pędzlem w dłoni.
Noe tańczył. Każdego wieczoru poruszał się przed lustrem tak, jakby stał na największej scenie świata. Jego taniec był wolnością, ale tylko ściany jego pokoju mogły go oglądać.
— Kiedyś wszyscy zatańczą — powiedział pewnego razu do siebie — Ja tylko zacznę.
Pewnego dnia Joey szedł ulicą z gitarą na plecach, gdy zauważył kolorowy obrazek leżący na ziemi. Był tak piękny, że szara rzeczywistość miasta jakby znikła. Zaskoczony podniósł go, spojrzał i przytulił do piersi.
— Kto mógł stworzyć coś tak pełnego barw? — szepnął Joey, jakby mówił do obrazka.
Usiadł na starych, wygiętych ławkach w parku, położył gitarę na kolanach i zaczął grać — melodię płynącą prosto z serca. Dźwięk unosił się w powietrzu, ale przechodnie szli z pochylonymi głowami, jakby nie słyszeli muzyki.
— Oby choć jedna osoba usłyszała — powiedział Joey, niemal się poddając — albo choć na mnie spojrzała…
Nagle dostrzegł lekki ruch. Jeden chłopiec tańczył do jego muzyki — płynnie, swobodnie, jakby jego ciało rozumiało dźwięki. Joey patrzył z zachwytem, a potem się uśmiechnął.
— Twoja muzyka żyje! — powiedział chłopiec, kończąc taniec — Jakby wołała całe miasto: „Obudź się!”
— Dziękuję — rozpromienił się Joey — Twój taniec… jakby dał mojej piosence ciało. Jak masz na imię?
— Noe — uśmiechnął się chłopiec — A ty?
— Joey — odpowiedział i podał mu rysunek — Znalazłem to na ulicy. Ciekawe, kto to namalował?
Noe spojrzał na obrazek, jakby szukał w kolorach czegoś znajomego.
— Ten obrazek nie wygląda jak nasze miasto — powiedział — Jakby był z innego świata. Chodź, znajdźmy tego, kto go stworzył. On też musi być jak my!
Wkrótce odnaleźli Leo — chłopca z rękami pełnymi farb i oczami pełnymi blasku. Malował w małej, opuszczonej alejce, gdzie często zostawiał swoje prace.
— To twój obrazek? — zapytał Joey, pokazując mu rysunek.
— Tak, to mój — odpowiedział zaskoczony Leo — Jak mnie znaleźliście? Przecież nikt nigdy nie zauważa moich prac.
— My zauważyliśmy — powiedział Noe — Twoje kolory żyją, tak jak muzyka Joeya i mój taniec. Jesteśmy różni, ale łączy nas jedno — chcemy, by to miasto ożyło!
Zostali przyjaciółmi. Postanowili, że wspólnie, dzięki swojemu talentowi, dodadzą miastu koloru i życia. Następnego dnia zebrali się na głównym placu. Joey grał i śpiewał na gitarze, Noe tańczył, jakby jego ciało było częścią melodii, a Leo ozdabiał plac swoimi kolorowymi obrazami.
— Zobaczcie, jakie to piękne! — zawołał Noe do przechodniów — Chodźcie, dołączcie do nas!
Na początku ludzie patrzyli z daleka — jedni zdziwieni, inni skrępowani. Ale pewna mała dziewczynka, z błyszczącymi oczami, zaczęła tańczyć obok Noego.
— Nigdy wcześniej nie tańczyłam — powiedziała — Ale twój taniec sprawił, że chcę spróbować!
— Widzisz? Potrafisz! — uśmiechnął się Noe — Taniec to wolność!
Chwilę później chłopiec podszedł do Joeya.
— Mogę spróbować zagrać na gitarze? — zapytał.
— Oczywiście — uśmiechnął się Joey — Pokażę ci, jak to się robi.
Do Leo podeszła starsza kobieta.
— Twoje obrazy… budzą moje wspomnienia. Czy mogę nauczyć się malować?
— Każdy może tworzyć kolory — odpowiedział Leo — Chodź, spróbujmy razem.
Plac powoli wypełniał się ludźmi. Jedni tańczyli, inni śpiewali, jeszcze inni malowali. Szare mury miasta pokryły się kolorowymi obrazami, smutna muzyka zamieniła się w żywe melodie, a śmiech dzieci wypełnił ulice.
— Udało się! — powiedział Leo, patrząc na rozradowany tłum.
— Nie — uśmiechnął się Joey — My tylko zaczęliśmy. Teraz całe miasto będzie to kontynuować!
— To co, zatańczmy jeszcze raz! — zawołał Noe. I cała trójka, wśród śmiechu, dźwięków i radości, dalej spełniała swoje marzenia.
Miasto, które kiedyś było szare i bez życia, zamieniło się w kolorowe, pełne dźwięków i szczęścia miejsce, gdzie każdy mógł odnaleźć swój talent i dzielić się radością z innymi.
Pomarańczowy — kolor nadziei
Dawid miał czternaście lat i był zwyczajnym chłopcem, ale z jedną wyjątkową cechą — jego oczy były pomarańczowe, jakby nosiły promienie jesiennego zachodu słońca. Jego oczy były ciepłe i błyszczące, ale od dzieciństwa były zarówno źródłem radości, jak i bólu.
W szkole koledzy naśmiewali się z niego, nazywając go „ogień oczami” albo „pomarańczowym chłopcem”. Mówili:
— Hej Dawid, twoje oczy świecą jak żarówki!
— Dato, jesteś z Marsa?
Dawid starał się ich ignorować, ale każde słowo kąsało jak zadrapanie w sercu. W wieku dwunastu lat postanowił: