Książkę dedykuję wszystkim dzieciom utraconym, przebywającym w Domach Dziecka, w pieczy zastępczej, placówkach wychowawczych oraz wszystkim tym, którzy czekali na kolejną część książki, motywując mnie tym samym do jej napisania. Dziękuję.
Wstęp
Od ostatnich wydarzeń, opisanych w mojej poprzedniej książce pt. „Opowieść rodzinna. Wyprawa do lasu”, upłynęły dwa lata. Przez ten czas niewiele zmieniła się przestrzeń opisywanych miejsc, w których toczy się akcja. Wiosną kwitły kwiaty, latem słychać było radość bawiących się za oknem dzieci korzystających z zasłużonego odpoczynku od szkoły. Jesienią zaś, jak co roku, opadały liście i kasztany, a zimą w domach wybrzmiewały słowa znanych kolęd. Czas, jaki upłynął, miał natomiast ogromny wpływ na głównych bohaterów. Stali się oni nie tylko o te dwa lata starsi, ale przede wszystkim bogatsi o nowe doświadczenia. Wydarzenia, które miały przez ten czas miejsce, mocno odcisnęły swoje piętno na kształtowaniu się życia głównych postaci. Trzeba pamiętać, że człowiek nie tylko dojrzewa i rozwija się pod wpływem czasu — jak kwiat na słońcu — i staje się w danej chwili na tyle silny, by przenosić przysłowiowe góry, ale także zmaga się z problemami i życiowymi dramatami, jak kwiat z suszą czy też silnym wiatrem podczas burzy. Plecak zwany życiem stawał się cięższy o nowe doświadczenia, wyciągnięte wnioski i wiele cennych przemyśleń i wskazówek, z których można było korzystać w dalszej życiowej wędrówce.
Drodzy czytelnicy, korzystajcie zatem mądrze z czasu, który Wam pozostał. Niech jak najczęściej Wasz mały jeszcze świat oświetlają promienie słoneczne, każdego dnia wywołując uśmiech na twarzy, a podczas burz, które go nawiedzą, życzę Wam, byście zawsze znaleźli schronienie w ramionach Waszych rodziców i życzliwych ludzi, których wciąż niestety ubywa…
JESIEŃ
Nocowanie poza domem
Minęły wakacje — czas beztroskich zabaw od rana do późnego wieczora. Dni stawały się krótsze i chłodniejsze. Świat wokół zaczął się przeobrażać. Mijane samochodem pola i łąki stawały się coraz bardziej puste i bezbarwne. Straciły swój urok, blask i pełnię życia roślinności występującej obficie latem. Coraz częściej ludzie spędzali swój czas w domu. Do łask wróciła rozgrzewająca herbata z miodem i cytryną. W lasach pojawiły się grzyby, a na drzewach barwne liście, które pięknie wyglądały skąpane w promieniach słonecznych.
Dzieci przepakowały wakacyjne plecaki, które im towarzyszyły podczas letnich podróży, i na długie miesiące umieściły w nich książki i przybory szkolne. Umilkły radosne śpiewy ptaków, a słychać było coraz wyraźniej wieczorne szczekanie psów z oddali. Tak też było i u Kubusia, który opuścił już mury przedszkolne i rozpoczął poważną naukę w pierwszej klasie. Jego szkoła mieściła się w pobliskim mieście Ciechanowie, oddalonym o 15 kilometrów od jego miejsca zamieszkania.
Mimo iż upłynął już miesiąc od rozpoczęcia roku szkolnego, Kubuś nie znał jeszcze dobrze wszystkich swoich kolegów i koleżanek z klasy. Miał kilka wybranych osób, z którymi najczęściej spędzał czas. Panią, która była ich wychowawczynią, bardzo lubił, ale nie mógł zapamiętać jej imienia. Nadal uwielbiał zabawy i nie garnął się do nauki. Tę czynność zawsze zostawiał na końcu w wypełnianiu swoich codziennych obowiązków.
Dzisiejszego dnia Kubusia miała odebrać babcia, która mieszkała nieopodal jego szkoły. Był piątek, więc rodzice zgodzili się, by mógł u niej przenocować, i odebrać go mieli następnego dnia, gdy przyjadą na zakupy do Ciechanowa.
Po przybyciu z babcią do jej domu Kubuś odstawił plecak w kąt i szybko o nim zapomniał. Ten czas zarezerwował dla swojej babci i dziadka, z którymi całe popołudnie spędził na rozmowach, wspólnych grach i zabawach. Gdy nastał wieczór, usiedli wspólnie do stołu. Babcia przygotowała naleśniki z musem jabłkowym i czekoladę do picia. To było jedno z ulubionych dań chłopca, o czym babcia dobrze wiedziała. Po kolacji każdy zajął się swoimi sprawami. Babcia sprzątała po kolacji i zmywała naczynia. Dziadek wyszedł wyrzucić śmieci, a po powrocie usiadł przed telewizorem. Kubuś przebrał się w swoją ulubioną piżamę, którą zabrał ze sobą z domu, i położył się spać. Długo nie mógł zasnąć. Rozglądał się po pokoju, który kiedyś należał do jego taty. Próbował sobie wyobrazić bawiącego się w nim tatę, ale nie mógł sobie przypomnieć, jak on w dzieciństwie wyglądał. Cały czas przed oczami miał jego dorosłą postać. Postanowił zatem, że nazajutrz razem z babcią obejrzy po śniadaniu stare zdjęcia. Wśród nich na pewno odnajdzie to, czego potrzebuje.
Kubuś powoli zaczął tęsknić za rodzicami. Oswojone za dnia przedmioty nocą stawały się obce. Do tego dźwięki zza okna też były inne od tych, które znał ze swojego domu. Nawet pluszowy miś, z którym zawsze zasypiał, nie był w stanie dodać mu otuchy i odwagi. Kubuś wstał szybko z łóżka i niepewnym krokiem udał się do pokoju, w którym dziadek oglądał telewizję. Stanął przy jego fotelu, trzymając mocno swojego misia.
— Oooo, jeszcze nie śpisz? — zapytał zdziwiony dziadek.
Kubuś nie odpowiedział, ale wykonał potwierdzający ruch głową w geście odpowiedzi na jego pytanie.
— Coś się stało? — zaniepokoił się dziadek.
— Opowiesz mi bajkę? — zapytał Kubuś.
Dziadek spojrzał na niego i chwilę się zawahał, gdyż miał troszkę inne plany na wieczór, a film, który oglądał, robił się coraz ciekawszy. Po chwili jednak zgasił telewizor, wziął Kubusia na ręce i zaniósł do pokoju, w którym chłopiec miał spać.
— Znam jedną taką historię, która wydarzyła się dawno temu w miejscowości, w której dorastałem.
— Opowiesz mi? — zapytał Kubuś.
— Zamknij oczka i słuchaj…
Studnia
Dawno, dawno temu w niewielkiej wsi położonej nieopodal Ciechanowa miało miejsce pewne wydarzenie, o którym ku przestrodze przez lata opowiadano zbyt ciekawskim dzieciom. Nawet gazety w całym kraju rozpisywały się na ten temat.
Pewnego razu na wieś do swoich dziadków przyjechała dziewczynka z wielkiego miasta. Na imię jej było Wiktoria. Miała blond włosy, które najczęściej związane były w cienki kucyk z tyłu głowy. Miała duże oczy koloru nieba, którymi zachwycali się niemalże wszyscy znajomi jej rodziców. Pogodne usposobienie sprzyjało jej natomiast w nawiązywaniu nowych znajomości. Jednak tu nie poznała jeszcze nikogo, z kim mogłaby się pobawić i wspólnie spędzać czas. Lubiła mleko z pianką prosto od krowy, kokosową czekoladę, oranżadę w proszku, o którą zawsze prosiła babcię, gdy była z nią w pobliskiej wsi po sprawunki, oraz kolorowe ilustracje w książkach, którym potrafiła przyglądać się długo, niemalże zastygając w bezruchu. Odpływała myślami dość daleko, a pobudzona wyobraźnia zabierała ją w podróż w nieznane. Uwielbiała przyrodę i zwierzęta, których było tu pod dostatkiem.
Miała ona tu spędzić część swoich letnich wakacji. Bardzo się z tego powodu cieszyła, gdyż dawno nie widziała się ze swoją babcią i dziadkiem. Dziadkowi towarzyszyła podczas prac w polu i gospodarstwie, ucząc się przy tym wielu nowych rzeczy, ale także dobrze bawiąc. Pomagała też babci w zbieraniu warzyw na obiad i owoców na smaczny kompot. Popołudniami, kiedy babcia z dziadkiem odpoczywali, często bawiła się sama przed domem. Była grzeczną dziewczynką, ale bardzo ciekawską. Zaglądała przez dziurkę od klucza tam, gdzie było zamknięte i nie mogła swobodnie wejść. Wchodziła po drabinie na strych, aby podejrzeć małe kotki. Zaglądała nawet pod kamienie, które była w stanie sama podnieść. Dziewczynkę, która wychowała się w mieście, ciekawiło niemal wszystko.
Podczas jednego z weekendów przyjechali rodzice Wiktorii. Jej tata pomagał dziadkowi w cięciu drzewa na opał. Mama wraz z babcią przygotowywały obiad. Wiktoria w tym czasie zrywała w ogródku czerwoną porzeczkę na kompot. Była piękna pogoda. Słońce wisiało wysoko na niebie, a co jakiś czas dochodziły dźwięki klekotania bocianów, które miały gniazdo umiejscowione na dachu stodoły. Ten sielski klimat psuły tylko muchy, które dokuczały wszystkim bez wyjątku i od których ciężko było się opędzić. Każdy radził sobie z nimi, jak tylko potrafił. Nawet zwierzęta miały ich dość i odganiały je swoimi ogonami. Przy każdej możliwej okazji próbowały wlecieć do domu, zwłaszcza gdy miał spaść deszcz. Najbardziej uciążliwe były nad ranem, kiedy to spać nie dały. Tak też było i tym razem, kiedy mama otworzyła drzwi i zaczęła głośno krzyczeć: „Ooobiaaad!”. Kilka z nich wpadło z impetem do domu i pochowało się po kątach. W gospodarstwie zapanowała cisza z powodu przerwy na obiad. Dziadek wrzucił do studni wiaderko przymocowane na łańcuchu i po chwili wyciągnął je, kręcąc kolbą. Przelał wodę do innego wiadra i zaniósł do picia krowom, które pasły się nieopodal domu na łące.
Po obiedzie dorośli odpoczywali, pijąc kawę i słuchając radia. Wiktoria nie czuła się zmęczona i wyszła przed dom pobawić się w piaskownicy. Piasek był mocno wysuszony, więc dziewczynka pomyślała, że przyda jej się woda. Niestety nie było jej nigdzie dookoła. Przypomniała sobie, że wodę dostały krowy, ale nie miała odwagi do nich podejść, by sprawdzić, czy może zostawiły coś jeszcze w wiadrze. Postanowiła, idąc za przykładem dziadka, wrzucić metalowe wiaderko do studni, by zaczerpnąć wody. Stanęła przed nią na taborecie i próbowała zepchnąć wiaderko. Niestety taborecik zachwiał się, a wystraszona dziewczynka wpadła do studni wraz z wiaderkiem. Na szczęście poziom wody w studni był niski, a upadek ze znacznej wysokości nie okazał się katastrofalny w skutkach. Wiktoria, płacząc, wzywała pomocy, ale betonowe kręgi, z których była zbudowana studnia, tłumiły jej głos. W domu też panował harmider i nikt nie słyszał jej wołania. Dziewczynka była cała mokra i trzęsła się od zimnej wody. Powoli traciła nadzieję, że ktoś przyjdzie jej na ratunek. Bardzo żałowała tego, co zrobiła, i gdyby mogła cofnąć czas, nigdy by do tej studni nie zajrzała. Niestety czasu cofnąć się nie dało…
Po chwili do studni podbiegł pies, który zerwał się z łańcucha, i zaczął głośno szczekać. Był to duży pies, więc bez problemu stanął na dwóch tylnych łapach i zajrzał do studni. Wiktoria jeszcze bardziej się wystraszyła. Bała się tego psa, gdyż był większy od niej i przeraźliwie wył nocą niczym wilk. Nie przepadała za nim i nie ufała mu, gdyż nie zdążyli się jeszcze dobrze poznać. Pies, który wabił się Psotka, szczekał i jednocześnie spoglądał w stronę domu, lecz nikt niestety go nie słyszał. Dlatego pobiegł do drzwi domu i mocno walił w nie łapami, szczekając najgłośniej, jak się tylko da. Usłyszał go dziadek i poszedł sprawdzić, co się stało. Gdy zobaczyła go Psotka, to z radości zaczęła skakać i ciągnąć go za nogawkę spodni, jakby chciała mu powiedzieć: „Chodź ze mną, szybko!”. Niestety dziadek chwycił psa za zerwany łańcuch i chciał zaprowadzić z powrotem do budy. Gdy Psotka zorientowała się, że najwyraźniej nie zrozumieli się ze swoim panem, wyrwała mu się z całych sił i uciekła do studni, przy której stanęła na dwóch łapkach i patrzyła na zmianę to w stronę dna studni, to w stronę swojego pana, piszcząc przy tym tak, jakby działa się jej krzywda.
Dziewczynka, widząc ponownie psa, zaczęła wzywać pomocy. Dziadek był mocno zmieszany, ponieważ usłyszał głos wnuczki, ale nie wiedział, skąd on dobiega. Utkwił swój wzrok na chwilę w pustej piaskownicy, w której bawić miała się jego wnuczka, a później spojrzał na psa przy studni i szybko zaczął biec w jej kierunku, przeczuwając już, co mogło się wydarzyć. Ze łzami w oczach stanął nad studnią obok psa i wszystko zrozumiał. Pobiegł do domu po pomoc i wspólnymi siłami wyciągnięto dziewczynkę ze studni przy pomocy wiaderka na łańcuchu. Wszyscy byli uradowani, że dziewczynce nic się nie stało, poza kilkoma siniakami i otarciami widocznymi na ręce i plecach.
Mimo upalnego dnia Wiktoria siedziała na kolanach swojej mamy mokra i zmarznięta, owinięta w ręczniki i koc. Dygotała z zimna. Dopiero ciepły jeszcze kompot z porzeczek, które sama dziś nazbierała, rozgrzał ją na tyle, by twarz jej ponownie nabrała rumieńców. Wiktoria już nigdy więcej do studni nie zajrzała. Zdecydowanie bardziej od zimnej wody woli kąpiel w promieniach słonecznych.
Tę historię można byłoby pewnie już zakończyć, ale zapewne część z Was zapyta o losy psa. I słusznie! Nie można go ot tak sobie pominąć i skazać na zapomnienie. Gdy wyciągano dziewczynkę ze studni, Psotka usunęła się w cień. Zrobiła wszystko, co mogła, by pomóc małej dziewczynce, i wróciła do swojej budy. Nie czekała na brawa, pochwały czy też nagrodę…
Następnego dnia po tym wydarzeniu Wiktoria po raz pierwszy odważyła się zanieść Psotce miskę z jedzeniem. Piesek bacznie obserwował to, co się dzieje, i na dowód wdzięczności polizał ją po dłoni. Od tego momentu zaczęła się wielka przyjaźń między nimi.
Tata Wiktorii był dziennikarzem w Warszawie i postanowił całą tę historię opisać na łamach gazety, w której pracował. Temat podchwyciły później inne gazety w Polsce i tak oto stało się głośno o bohaterskim psie z małej wsi Zeńbok położonej nieopodal Ciechanowa.
Kiedy dziadek skończył opowiadać, zorientował się, że Kubuś już od dłuższego czasu śpi. Pocałował go w czoło i wyszedł, szepcząc: „Dobranoc”.
Tęsknota za siostrą (utraconą)
Kubuś powoli zaczął przyzwyczajać się do nowego rytmu życia oraz obowiązków szkolnych i domowych. Siedem lat to już poważny wiek w życiu dziecka. Zmieniają się zainteresowania, formy aktywnego spędzania wolnego czasu, a także zabawy z rówieśnikami. Powoli następuje moment pożegnania z niektórymi zabawkami, które swoje miejsce w pokoju zamieniają na piwnicę lub strych. Taka już kolei rzeczy. Czas upływa…