E-book
20.58
drukowana A5
36.41
drukowana A5
Kolorowa
61.27
Opowieść o Wojnie i Tęsknocie

Bezpłatny fragment - Opowieść o Wojnie i Tęsknocie

"InnI" Tom 5


Objętość:
174 str.
ISBN:
978-83-8273-212-2
E-book
za 20.58
drukowana A5
za 36.41
drukowana A5
Kolorowa
za 61.27

Serce Żołnierza

Prolog

Astra i Derek


Charlotte płakała, a jej drobnym ciałem co chwilę wstrząsały dreszcze. Jej przyjaciółka i zarazem mama męża jej córki — Astra — nie mogła znieść jej rozpaczy.

Dzień wcześniej pochowali mamę Charlotte, Weronikę. Z tego, co Astra wiedziała, ani Charlotte, ani jej mąż Shawn, nie mieli już żadnej rodziny.

Astra wiedziała, jak to jest być zdaną tylko na siebie. Choć odnalazła swoją rodzinę, z którą teraz nie chciała się rozstawać, to jako nastolatka straciła oboje rodziców i — dopóki nie poszła na studia — myślała, że jest na świecie całkiem sama.

Przygarnęła mocno przyjaciółkę, by pogłaskać ją po głowie.

— No już skarbie — mruczała delikatnie. — Wiedziałaś, że ten dzień nadejdzie.

Weronika, podobnie jak ona sama, była reinkarnacją Demona, lecz straciła partnera jeszcze w czasie, gdy Charlotte nie znała swojego męża.

Przeżyła bez niego około dwudziestu pięciu lat. Był to chyba najdłuższy rekord, jaki kiedykolwiek pojawił się u Demonów.

Mówiło się, iż Demon nie może przetrwać bez partnera. Kiedy traci go w sposób nieoczekiwany, zwykle zakańcza swoje życie niemal w tej samej chwili.

Lecz Weronika przeżyła bez niego dwadzieścia pięć lat. I — choć Charlotte opowiedziała jej w skrócie historię jej mamy — to nadal wiele kwestii było nierozwiązanych.

— Wiedziałam — przyznała Charlotte ze szlochem. — Ale to nadal boli.

Astra przytuliła ją jeszcze mocniej.

W pewnej chwili do domu wrócili Shawn i Derek — do tej pory stali na zewnątrz — i obie kobiety pozwoliły im się utulić.

Ani Astra — ani Derek — nie chcieli widzieć ich rozpaczy, dlatego kobieta zaczęła:

— Charlotte, opowiadałam ci o swoim dzieciństwie?

Charlotte pociągnęła nosem i spojrzała na przyjaciółkę, ciągle przytulona do męża.

— Nie — wyznała ochryple. — Opowiadałaś tylko o tym, że twoi rodzice zginęli w jakimś wypadku.

— Tak — przyznała. — Miałam dziesięć lat.

I Charlotte, i Shawn, spojrzeli na nią w ciszy.

— Wychowywałam się w domu dziecka — wyjawiła. — Zanim spotkałam Dereka, nawet nie wiedziałam, że mam jakichś bliskich.

Charlotte zamrugała.

— Ale ty masz wielką rodzinę — powiedziała zaskoczona.

Była to prawda — wszyscy, którzy żyli w domu wraz z Astrą i Derekiem, byli od strony kobiety.

— Tak. Jednak moi rodzice odeszli od nich. Chodziło mniej więcej o to, że dziadkowie nie chcieli zaakceptować faktu, iż oboje są ludźmi i nie chcą nawet myśleć o szukaniu partnera Demona.

Shawn zapytał domyślnie:

— Pochodzili z jednej rodziny?

— Wiem, że byli bardzo dalekimi kuzynami. Taki związek jest legalny, lecz — gdy żyli jeszcze dziadkowie — to kładli oni wielki nacisk na to, by ludzie w rodzinie czekali na demonicznego partnera.

— A jeśli żaden z nich nie miał go mieć?

— Wtedy albo odchodził z rodziny, albo pozostawał sam, by nie rozrzedzać bardziej Demonicznej krwi.

Charlotte była w szoku.

— Chcesz powiedzieć… że zależało im tylko na tym, by umocnić waszą krew?

— Nie tylko. Uważali, że Demony są lepsze niż zwykli ludzie. Nie tylko silniejsi, ale i inteligentniejsi, bardziej zaradni. Uważali, że zwykły człowiek jest praktycznie kaleką.

Shawn spojrzał na przyjaciela, który od razu odwzajemnił jego wzrok ze spokojem.

— Jak wam się udało?

Derek uśmiechnął się lekko.

— Mam dar, przyjacielu.

— Skarbie… — jego uwaga od razu skupiła się na żonie. — Opowiedzmy im naszą historię.

— Jesteś pewna?

Zanim odpowiedziała zobaczyli, jak w progu domu stają Dante i Marielle, oboje ciągle zapłakani.

— Możemy też posłuchać? — zapytała Marielle.

Astra i Derek wymienili spojrzenia.

Widać nadszedł czas, by poznali prawdę. Lecz problem polegał na tym… czy ją zwyczajnie zaakceptują?

Rozdział 1

Derek


Byłem bardzo młody, gdy zaciągnąłem się do wojska, bo ledwo wyrosłem z pieluch, a już interesowałem się wojaczką.

Jako dzieciak zawsze bawiłem się z innymi chłopakami w wojnę — i zawsze, nie wiem czemu, wybierali mnie na przywódcę.

Kiedy skończyłem osiemnaście lat, zamiast przejąć firmę po starym ojcu, postanowiłem wyjechać na swoją pierwszą, prawdziwą wojnę.

Można by rzec, że marzyłem o tym — fascynowała mnie broń, strategie, wszystko to, co łączyło się z planowaniem i wygrywaniem bitew.

Służyłem w Iraku i paru innych miejscach całe — lub tylko — siedem lat. Miałem kilka orderów, niewiarygodnie szybko awansowałem — w wieku dwudziestu czterech lat miałem już stopień kapitana.

Lecz moja ostatnia bitwa… cóż, zmieniła wszystko.

Przez te lata straciłem wielu kompanów — widziałem pełno zwłok, nie tylko dorosłych, ale i dzieci. Dotąd jednak aż tak mnie to nie wzruszało… sądzę, że można by powiedzieć, że stałem się obojętny na to, co dzieje się wokół mnie. Liczyło się tylko jedno — Wygrana.

Nim się zorientowałem, zaczęła ogarniać mnie ciemność. Moja dusza zaczęła obojętnieć, tak samo, jak umysł.

Nic mnie nie wzruszało — nic nie cieszyło, poza zwycięstwem.

A jednak tamta bitwa — bitwa, która powinna być taka, jak każda poprzednia, zmieniła wszystko.

Namierzyłem grupę terrorystów, którzy więzili kobiety i dzieci… A przynajmniej tak myślałem.

Kiedy wbiliśmy do środka z moimi ludźmi, byłem całkowicie spokojny — jednak, kiedy tylko zobaczyłem, co tam się dzieje, mój spokój zwyczajnie zniknął.

Byłem świadkiem wielu makabrycznych rzeczy, ale ten widok sprawił, że stałem — podobnie jak pozostali — w szoku, nie mogąc się ruszyć.

W środku nie było ciał — były tam resztki tego, co można ciałami nazwać. Wyglądało to tak, jakby ktoś — lub coś — żerowało na pozostałościach zwłok kobiet i dzieci, które były rozczłonkowane i rozrzucone po całym pomieszczeniu.

Nigdy nie zapomnę ani tego widoku, ani tego zapachu.

Kiedy tak staliśmy, nagle usłyszeliśmy dźwięk — chichot, tak przerażający, że nawet ja miałem ochotę uciec.

A to, co wyszło zza jednych drzwi, na pewno nie było człowiekiem.

Tak dowiedziałem się o istnieniu Demonów.

To coś wybiło moich ludzi — sam przeżyłem, choć już myślałem, że zginę, ciągnąc poczwarę za sobą… a przynajmniej mając nadzieję, że mi się to uda. Na szczęście granat, wciśnięty w pysk tego czegoś, załatwił sprawę.

Myślałem, że umrę, lecz ocknąłem się w szpitalu. Mój przełożony wyjaśnił mi, co się stało –okazało się, że dobrze wiedział o Demonach, tak samo, jak część Rządu na całym świecie. A przeżyłem tylko dlatego, że jeden z moich ludzi, który jeszcze żył, rzucił się resztką sił, by mnie ratować.

I zrozumiałem, że moja dziecięca fascynacja przerodziła się — zamiast w chęć pomocy — w całkowite zimno. Zimną kalkulację — chłodne spojrzenie.

Zapomniałem, czym jest dobro, co to znaczy się o kogoś troszczyć.

Tamtego dnia, będąc sam w szpitalu — nie mając wokół siebie nikogo, zdałem sobie sprawę, że zapomniałem, co to jest normalne życie.

Rozdział 2

Derek


Odszedłem z wojska, choć próbowano mnie zatrzymać. Miałem dwadzieścia pięć lat i żadnych większych perspektyw na to, co mogę robić. Jedyne, co potrafiłem, to walczyć i dobrze strzelać.

Więc użyłem tych atutów.

Znalezienie pracy, jak się okazało, nie było trudne dla faceta z moim doświadczeniem i wiekiem — wręcz otwierali ramiona, gdy się do nich zgłaszałem. Nająłem się jako ochroniarz — wytrzymałem jednak tylko rok. Użeranie się z ludźmi było mordęgą, a ja nadal, jak szybko pojąłem, nie chciałem parać się czymś, co choć trochę było związane z wojaczką.

W pewnej chwili zrozumiałem, że to, co się stało, złamało mnie.

Patrzyłem na ludzi, co chwilę łapiąc się na tym, że szukam w nich oznak tego, że są Demonami. U niektórych potrafiłem to dostrzec — rozpoznawałem ruchy, chód — drobne elementy, które były oznaką ich przynależności do świata Demonów.

W pewnym momencie zamknąłem się w mieszkaniu i siedziałem tam, pijąc.

Aż mnie tknęło — nie musiałem tak żyć.

Zacząłem się przełamywać — spotykałem się z kobietami, głównie napotkanymi w klubach, których stałem się częstym gościem i to głównie po to, by rozładować własną frustrację. Poznałem też w nich kilku facetów, z którymi się zakolegowałem.

Jeden z nich miał dziewczynę — wszyscy psioczyliśmy na to, lecz tak naprawdę zazdrościliśmy mu. I, tak obserwując tę dwójkę, po raz pierwszy zapragnąłem mieć kogoś takiego — kogoś ważnego.

Jako dzieciak trochę interesowałem się dziewczynami, lecz moja chęć walki była mocniejsza. Ojciec nawet myślał, że jestem gejem, bo nigdy nie przyprowadziłem do domu żadnej kobiety.

Ojciec… jego wspomnienie po raz pierwszy spowodowało, że odczułem ból.

Walczył o mnie do samego końca — nigdy nawet mu nie podziękowałem za to, że wychował mnie praktycznie sam. Od jego śmierci minęło kilka lat, a ja uświadomiłem sobie dopiero teraz, że nie dałem mu nic.

Po tym, jak to sobie uświadomiłem, pożegnałem kolegów i udałem się w środku nocy na cmentarz.

— Cześć staruszku — wyszeptałem, stojąc nad grobem.

Jednak — jak łatwo było przewidzieć — odpowiedziała mi tylko cisza.


Od tamtego dnia zacząłem chodzić na jego grób regularnie, lecz w pewnej chwili zdałem sobie sprawę, że nie mogę już więcej tu być, żyć w taki sposób — on by tego nie chciał. Musiałem więc zmienić swoje życie.

Przeglądając strony internetowe dość szybko znalazłem to, czego szukałem, jednak nie spodziewałem się, że będzie to na sprzedaż.

Firma mojego ojca.

Znajdowała się w małym miasteczku tu, na terenie Irlandii. Jej położenie nie było zbyt zachęcające, mimo tego że — w tej konkretnej lokalizacji — było bardzo dużo uczelni, w tym te wyższe.

Miałem sporo oszczędności — będąc w wojsku trzymałem się w ryzach, lecz widać nadszedł czas to wykorzystać.

Może i nie przejąłem firmy po ojcu, lecz miałem zamiar uczynić wszystko, by odzyskała dobre imię.

Rozdział 3

Derek


Musiałem przyznać — było ciężko.

Kupiłem firmę, nająłem kilku ludzi, lecz miałem jeden, maleńki problem — brakowało mi wiedzy na temat tego, Jak zarządza się firmą.

Miałem dobre stosunki ze swoimi pracownikami — chłopaki byli chętni do pracy, lecz nie do końca potrafiłem zapanować nad organizacją tego wszystkiego.

Ja: strateg wojskowy, jeden z najmłodszych kapitanów w historii wojska — nie potrafiłem ogarnąć takich rzeczy jak księgowość, czy cholerne rachunki.

Jak się okazało, matematyka nie miała aż tak wiele wspólnego z obmyślaniem strategii, jak dotąd myślałem.

Komputer był mi bardzo dobrym przyjacielem, lecz — mimo programów, które miały mi pomóc wszystko po ogarniać — nadal miałem problemy.

Żałowałem, że nie było ze mną taty.

— Szefie… — spojrzałem, ze zmarszczonymi brwiami, znad rachunków na stojącego w drzwiach Emila, który był jednym z najbardziej ogarniętych pracowników, jakich miałem. — Nie myślał szef o zatrudnieniu księgowej?

— Dam sobie radę — burknąłem od razu.

Wtedy Emil zaczął stąpać nerwowo, aż zmarszczyłem na niego brwi jeszcze bardziej, więc po chwili się poddał i wypalił:

— Szefie, jesteś świetny, ale boimy się, że — jak tak dalej pójdzie — to stracimy robotę.

— Niby czemu?

— Mamy kolejne zlecenie — wyjawił i poczułem, jak świecą mi się oczy. — Ale nie wiemy, jak mamy to wszystko pogodzić. Jest nas za mało i nie umiemy się zgrać. To wszystko jest…

Wtedy w końcu zrozumiałem, że potrzebuję pomocy. Ludzie lubili u mnie pracować, byli lojalni, lecz pojąłem, że sam ze wszystkim nie podołam. Zarządzanie, rachunki, księgowość — to wszystko było ponad mnie. Sam siebie oszukiwałem, gdy mówiłem, że bez niczyjej pomocy się wszystkiego nauczę.

Matka jednego z pracujących dla mnie mężczyzn była kiedyś księgową — zaoferowała, że mi pomoże, jednak tylko na jakiś czas.

Musiałem się podszkolić i ta podsunęła mi, bym poszedł na studia, na Zarządzanie. Podobno uczelnia była połączona z kierunkiem księgowości i zasugerowała, bym — tak przy okazji — poszukał tam kogoś do pomocy.

Wpierw wydawało mi się to przegięciem — wcale nie miałem ochoty wracać do szkoły, na dodatek po tylu latach pracowania.

Ale czy miałem jakieś wyjście?

Rozdział 4

Astra


Ta laska mnie denerwuje. Odkąd tylko się pojawiła, zachowuje się jak cholerna księżniczka.

— Mnie to mówisz? Krew mnie zalewa, jak widzę jej minę.

Byłam na drugim końcu sali wykładowczej, ale dobrze to słyszałam. Zwykle mój słuch się przydawał, lecz nie w takich chwilach.

Zamknęłam zeszyt wolnym, spokojnym ruchem i spojrzałam w okno, przy którym siedziałam.

I znów coś usłyszałam, lecz tym razem z ust chłopaków.

— Jezu, zjadłbym ją z przyjemnością, gdyby nie ta mina.

— Jak byście ją określili?

— Sexy — uznał jeden.

— Może i tak — przyznał drugi. — Ale jest takie określenie… cholera, ostatnio o tym mówiliśmy.

Wtedy wstałam — już skończyłam to, co miałam zrobić, więc ruszyłam do drzwi, przy okazji podchodząc do wykładowcy, który spojrzał na mnie z wyraźnym uwielbieniem.

Byłam najlepszą studentką na kierunku księgowości, jaka znajdowała się w pierwszym roczniku, lecz był to tylko jeden z powód, dla których mnie uwielbiał. Dobrze wiedziałam, iż on, tak samo, jak ponad połowa facetów w mieście, fantazjuje, by dostać się do mojej bielizny.

Kiedy byłam już przy drzwiach, dosłyszałam określenie, którym ochrzczono mnie już pierwszego dnia studiów.

— Jest jak piękna Królowa Lodu.


Idąc korytarzem wyraźnie czułam na sobie zazdrosne spojrzenia kobiet i lubieżne mężczyzn.

Nie prosiłam się o to, lecz nauczyłam się przez lata jednej rzeczy: że to nie ważne czy ukryję się pod prostackimi ciuchami, czy będę podążać za modą — ludzie i tak będą widzieć we mnie tylko to, co sami będą chcieli.

Dlatego w pewnej chwili uznałam, że mam dość — dość chowania się, czy bycia kimś, kim nie jestem.

W mojej szafie znajdowały się wyłącznie czarne ciuchy. Tak samo czarne, jak moje — teraz długie za ramiona — naturalnie wijące się niczym węże włosy. Lecz nie były to ciuchy, które miała w swojej szafie „zwyczajna” kobieta.

Ceniłam elegancję, ale i nutkę erotyzmu. Chciałam się podobać — mimo wszystko. Pozwalało mi to choć na przygodny romans, który kończył się w momencie, gdy się z kimś przespałam.

Nie chciałam być z facetem, który traktowałby mnie jak trofeum, czy ładną ozdóbkę.

Wiedziałam, że moja mina jest trochę zbyt spokojna i wyniosła, ale duma była jedyną rzeczą, jaką w sobie naprawdę ceniłam i nie miałam zamiaru pozwolić, by ktoś mi ją odebrał.

Raz na to pozwoliłam — było to krótkie i bolesne, lecz pokonałam to i teraz byłam w tym miejscu, co jestem. Obiecałam sobie jednak jedną rzecz: drugiego razu nie będzie.

Nigdy.

Rozdział 5

Astra


Spacerowałam po miasteczku, czekając na następne zajęcia, kiedy nagle wyczułam, że ktoś mi się przygląda. Nie był to pierwszy raz, lecz moja druga natura ostrzegła mnie, że to zainteresowanie nie jest do końca zdrowe.

Zamyśliłam się i pojęłam, że nie mam zbyt wiele opcji — nie dałam jednak nic po sobie poznać i poszłam dalej, zwalniając jednak delikatnie krok, udając, że interesują mnie towary w witrynach sklepowych. Byłam czujna i gotowa, by w razie czego ruszyć do akcji.


W trakcie zajęć zdążyłam zapomnieć o tamtym wzroku — zniknął, jeszcze zanim wróciłam na uczelnię, dlatego przestałam się nim przejmować.

Nim pojęłam zadzwonił ostatni dzwonek mojej ostatniej dzisiaj lekcji, więc zaczęłam zbierać się do wyjścia i powrotu do domu — niechcący podsłuchałam jednak pewną rozmowę, najprawdopodobniej dziewczyn z innego kierunku.

— Nie mogę się na niego napatrzeć. Skąd on się tu wziął?

— Nie wiem, ale podobno jest właścicielem firmy budowlanej.

— Co? Żartujesz! On wygląda bardziej jak jakiś komandos, a nie budowlaniec.

— Hej, miałam to samo wrażenie! Zauważyłyście ten jego spokój?

— To akurat fasada — wyznała jedna. — Słyszałam, że — już pierwszego dnia — podbiła do niego zgraja dziewczyn z ostatniego roku Finansów. Udawał obojętnego, ale tak naprawdę był strasznie zażenowany!

— To on jest nieśmiały?

— Bardziej bym powiedziała, że słodki!

Na to ostatnie aż zakręciłam oczami. Gdyby to mnie napadła zgraja rozchichotanych, rozochoconych dziewczyn, to też byłabym zażenowana, a nawet chciała od nich uciec. Do tego… słodki facet? O wyglądzie komandosa?

Chyba kogoś poniosła wyobraźnia.


Kiedy wyszłam poza teren uczelni i skierowałam w stronę przystanku autobusowego, nagle poczułam coś znajomego, aż mimowolnie przystanęłam.

Czułam tamto spojrzenie — ktoś mnie obserwował, jednak nie mogłam pozwolić, by mnie śledził i dowiedział, gdzie mieszkam.

Musiałam to zakończyć — teraz, bo inaczej czułam, że będę tego żałować.

Ruszyłam dalej, jak gdyby nigdy nic i po chwili skręciłam między drzewa, do małego parku. Szłam powoli, wyczuwając, że ten ktoś za mną podąża.

W pewnej chwili wskoczyłam między zarośla i przyczaiłam się — byłam w tym naprawdę dobra. Bez żadnego ruchu, bez najmniejszego dźwięku czekałam, aż do chwili, gdy go zobaczyłam… i aż zamrugałam na jego widok.

Zobaczyłam prawie dwumetrowego faceta o krótkich, przyciętych po wojskowemu, czarnych włosach i niesamowicie piękną budową ciała. Był mocno zbudowany, szeroki w barach, jednak jego ubranie było dość „luźne” — miał na sobie koszulę w czarno-czerwoną kratę i opięte, ciemne dżinsy.

A kiedy przeszedł luzacko obok mnie, od razu się zorientowałam, że to nie on mnie śledził.

— Witaj kiciu.

Rozdział 6

Derek


Nim się obejrzałem skakałem między krzaki, zaalarmowany kobiecym krzykiem.

I zobaczyłem tam faceta, który w biały dzień próbował dobrać się do zaskoczonej kobiety.

Lata spędzone na wojaczce zrobiły swoje i rzuciłem się na niego, poderwałem na nogi, po czym powaliłem jednym ciosem w brzuch, aż stracił przytomność.

— Halo, policja? — już dzwoniłem na komisariat. — Właśnie obezwładniłem faceta — próbował zgwałcić kobietę. Jesteśmy w parku…

Wyjaśniłem lokalizację, po czym schowałem komórkę do kieszeni i spojrzałem na kobietę, gotów jej pomóc.

Ona jednak nie wydawała się roztrzęsiona — co więcej, stała wyprostowana i ze stoickim spokojem otrzepywała swój czarny płaszcz z jesiennych liści.

— Dobrze się pani czuje? — zapytałem dla pewności, trochę zaskoczony jej opanowaniem.

— Tak — przyznała głosem, który był bardzo niski jak na kobietę.

Brzmiał… wręcz erotycznie.

— Na pewno? — dopytałem podchodząc do niej, by samemu to sprawdzić.

No i chciałem, by znów się do mnie odezwała.

— Tak, dziękuję.

„Jej mina jest zbyt spokojna” — stwierdziłem. — „Wręcz trochę wyniosła… ale ten głos… w żadnym stopniu taki nie był”.

Nagle kobieta zerknęła na mężczyznę, który ciągle leżał nieprzytomny.

— Nie lepiej byłoby go jakoś przytrzymać? — zapytała, a mnie momentalnie oblało ciepło.

O tak, ten głos nie był wyniosły.

— Co? No tak… — wtedy usłyszeliśmy zbliżające się, policyjne syreny. — Niech pani poczeka.

Złapałem ręce faceta, po czym odpiąłem pasek swoich spodni.

Od razu poczułem na sobie jej spojrzenie i zerknąłem w jej stronę, widząc, jak unosi na mnie czarną jak noc brew.

— Robi pan striptiz?

Uśmiechnąłem się na to.

— Może innym razem — powiedziałem i wyciągnąłem pasek ze szlufek. — Pasek to idealne narzędzie, kiedy nie ma czym kogo związać.

Przez chwilę milczała, więc związałem go w ciszy, lecz w końcu usłyszałem:

— Mówi pan, jakby miał w tym doświadczenie.

— Mam — przyznałem od razu i wstałem, widząc, jak podbiegają do nas policjanci.

Po chwili spojrzałem na nią z uśmiechem i wyjawiłem:

— Byłem w wojsku, trochę się tam nauczyłem.

Rozdział 7

Astra


Był… interesujący.

Stałam z boku, gdy opowiadał policjantom, co się stało. Sama także byłam przesłuchiwana, lecz moją uwagę zadziwiająco mocno skupiał właśnie on.

Zwykle ceniłam u mężczyzn szczyptę wyrafinowania i elegancji, choć lubiłam, gdy byli też męscy. Tymczasem on… był męski aż do bólu.

Niecałe dwa metry i pięknie ukształtowane ciało było jednym, ale on wręcz emanował swobodnym magnetyzmem. Jego ruchy, postawa — wszystko było bardzo swobodne i niewymuszone, choć zarazem minimalistyczne. Wydawało się, że każdy ruch miał z góry przemyślany i zredukowany do minimum, by to jego fantastyczne ciało w żaden sposób się nie przeforsowało. Ruszał się wolno, lecz sprężyście — nie był sztywny, a była to pierwsza rzecz, jaka przychodziła mi do głowy, gdy myślałam o wojskowych. Tak naprawdę jedynym, co potwierdzało, iż można mieć do czynienia z jakimś żołnierzem, to jego fryzura — choć jego włosy i tak były trochę dłuższe, niż pokazywali to w telewizji.

— Pani Astro, ostatnie pytanie — znów skupiłam się na policjancie, który mnie przesłuchiwał. — Czy jest pani pewna, że go nie zna?

Znów spojrzałam na skutego, niedoszłego gwałciciela, który dochodził do siebie powoli po ciosie od Pana Apetycznego.

Hmm… chyba spodobał mi się bardziej, niż sądziłam.

— Nie — powtórzyłam, przyglądając mu przez chwilę. — Pierwszy raz go widzę.

Jednak zorientowałam się, że on musiał mnie znać — jego powitanie, zanim się na mnie rzucił, jasno mi powiedziało, że wie, kim jestem.

Kim… i czym.

Rozdział 8

Derek


Kiedy następnego dnia szedłem na uczelnię, myślałem o tamtej kobiecie.

Gdy policjanci w końcu nas zostawili, podszedłem do niej jeszcze raz i zapytałem:

— Może odprowadzić panią do domu?

Spojrzała wtedy na mnie, nadal nadmiernie spokojna i rzekła:

— Nie, ale dziękuję.

Po czym zwyczajnie odeszła, ale miałem dziwne wrażenie, że to nie do końca było to, co chciała powiedzieć.

Ale może ponosiła mnie wyobraźnia?

Tak czy inaczej, kiedy następnego dnia byłem już w budynku uczelni, przywitałem się z paroma kolegami, których poznałem na kierunku.

— Słyszałem, że jesteś bohaterem — stwierdził nagle jeden z nich i zaczęła się dyskusja.

Nie zwracałem na to zbyt dużej uwagi, przyzwyczajony do takich rzeczy, lecz wtedy zapytali mnie:

— Co to była za dziewczyna, której pomogłeś? Mój kuzyn, który z tobą rozmawiał, powiedział, że to była jakaś cudna laska!

Wzruszyłem ramionami, lecz od razu stanął mi przed oczami jej widok.

— Tak — przyznałem. — Była bardzo piękna.

— Jak wyglądała?

— Cóż, była dość wysoka. Miała długie, czarne jak noc włosy i oczy jak połączenie szafirów i szmaragdów.

Ich gwizdy mnie zaskoczyły.

— Co jest?

— Gadasz jak poeta — stwierdził jeden z nich. — Ty na serio byłeś w wojsku? W ogóle takiego nie przypominasz.

— Bo to stare dzieje — zauważyłem i zmieniłem temat.

Wcale nie miałem ochoty poruszać tego tematu.


Kiedy zajęcia się skończyły, tamci wrócili do dyskusji na temat kobiety.

— Na weź, musisz pamiętać więcej szczegółów.

— To znaczy?

— No wiesz… — jeden uniósł ręce na wysokość klatki piersiowej. — Balony.

— I tyłek — uzupełnił drugi.

Zamrugałem.

— Akurat na to nie zwróciłem uwagi.

Aż się zachłysnęli.

— Facet… co ty gejem jesteś?

Od razu zmarszczyłem brwi.

— To, że nie spojrzałem akurat tam, nie robi ze mnie geja.

— Ale gościu… jaki normalny facet patrzy tylko na twarz?

Przystanąłem — to się robiło głupie.

— Jaki? — zapytałem. — Może na przykład taki, który widzi więcej niż tyłek i cycki — to nie z nimi się rozmawia.

— A kto tu mówi o gadaniu? — zapytali, a ja po raz pierwszy się zorientowałem, jak bardzo różniłem się od zwykłego faceta w swoim wieku.

Za dużo przeszedłem — miałem więcej doświadczenia niż nie jeden starzec. I teraz, stojąc tu z nimi, taki się właśnie czułem.

Stary.

— Jezu, patrzcie — nagle odezwał się jeden z nich. — To ta laska. Nigdy się na nią nie napatrzę.

— Dałbyś już sobie spokój — stwierdził drugi. — To nie twoja liga.

— A niby czemu?

— No bo spójrz na nią. Ta jej mina spokojnej, lodowej księżniczki… i te ciuchy. Założę się, że pochodzi z jakiejś bogatej rodziny, albo puszcza się na prawo i lewo, żeby zarobić na to wszystko.

Kiedy to usłyszałem, aż się we mnie zagotowało. Jak mogą mówić tak o kobiecie, której nawet nie znają?

Sam poznałem ich wiele, choć moja własna matka porzuciła mnie i ojca, kiedy byłem mały. Ostatnio się do mnie odezwała, jednak na razie nie potrafiłem jej nic powiedzieć.

Poznałem jednak ich dość, żeby wiedzieć, że w większości to cudowne i troskliwe istoty, które chronią najbliższych. I, choć spotkałem też wiele z nich, które były po drugiej stronie frontu, to nauczyłem się jednego: Każda z nich zasługuje na szacunek.

Tak więc, kiedy śmiali się z tego durnego tekstu, złapałem za wsiaż tego, który zrobił ostatni komentarz — od razu wszyscy zamilkli.

— Cenisz swoje zęby? — zapytałem cicho.

— C-Co? — nie rozumiał.

— Jeśli tak… — mówiłem cichym i śmiertelnie spokojnym tonem — …to posłuchaj. Poznałem kobiety, które jednym ciosem urwałyby ci jaja lub złamały kark. Nigdy nie oceniaj kobiety, nim jej nie poznasz, bo nim się zorientujesz, znajdziesz się w rowie.

Czułem jego strach — po raz pierwszy odezwał się we mnie dawno niewidziany żołnierz.

Puściłem go, a ten odskoczył jak oparzony — ja jednak patrzyłem na niego bez wyrazu.

— Jesteś popieprzony — orzekli moi „koledzy” i wręcz ode mnie uciekli.

Nie przejęty, kiedy zwiewali, zerknąłem w stronę dziewczyny, o której mówili.

I napotkałem przejęty wzrok szafirowo-szmaragdowych oczu.

Rozdział 9

Astra


Ujrzałam jego zaskoczenie, gdy w końcu spojrzał w moją stronę.

I zdałam sobie sprawę, że wszystko, co słyszałam, to były jego własne słowa — niczego nie udawał, bo nie wiedział, że jego koledzy mówią o mnie.

Nagle odwrócił wzrok, widocznie zawstydzony przez swoje zachowanie — nie pobiegł jednak za nimi, tylko spojrzał na mnie po raz kolejny, kiwnął głową na powitanie, po czym — lekko zgarbiony -ruszył w przeciwną stronę, co oni.

Nie wiem czemu, ale poszłam za nim.

W pewnym momencie wydawało mi się nawet, że go zgubiłam, lecz wtedy wychwyciłam jego zapach… co było dość dziwne, zważywszy na to, że było naokoło pełno ludzi.

Znalazłam go siedzącego na parapecie okna, chyba niedaleko jego klasy. Miał zamknięte oczy, a w uszach dostrzegłam słuchawki.

Miał dziś na sobie opiętą, czarną koszulkę z krótkim rękawem, która idealnie opinała jego ciało, zaznaczając mięśnie oraz opięte dżinsy…

Stop.

To było do mnie nie podobne. Nikt — Nigdy — aż tak mnie nie zainteresował, ani nikt — nigdy — mnie tak nie zaskakiwał.

Po raz kolejny wzięłam w płuca jego zapach.

Był ludzki — nie był w żadnym stopniu inny. A jednak… jednak był całkowicie odmienny niż każdy facet, jakiego dotąd spotkałam.

Nie tylko fizycznie, ale i w sposobie myślenia.

Zastanawiało mnie to. Ile musiał przejść, by móc myśleć w taki sposób?

Kiedy otworzył oczy, ujrzałam jego szare niczym dym tęczówki — a kiedy na mnie spojrzał, zapomniałam, jak się oddycha.

Przestraszyłam się własnej reakcji i — kiedy zaczął się podnosić — po prostu uciekłam.

Rozdział 10

Derek


Następnego dnia, godzinę przed pierwszymi zajęciami, byłem już na terenie uczelni, czekając.

Czekając na nią.

Kiedy wczoraj się wycofała, gdy na nią spojrzałem, zobaczyłem w jej wzroku coś takiego, co okazało się dla mnie nieodparte, jednak… Miałem też wrażenie, że się przestraszyła, choć nie wiedziałem czego. Co więcej, zachodziłem w głowę, dlaczego w ogóle tam była i zacząłem myśleć o tym… że może poszła wtedy za mną.

Tak właściwie to — idąc wtedy korytarzem — cały czas czułem, że ktoś za mną idzie, dlatego w pewnym momencie się schowałem. Nikogo jednak nie zobaczyłem, więc poszedłem pod klasę.

A potem napotkałem jej wzrok i w mojej głowie pojawiło się pytanie.

Jak kogoś z tak pięknymi, ciepłymi oczami, można nazywać królową lodu?

Kiedy tak czekałem, niedaleko mnie zebrała się dość spora grupka dziewczyn i znowu doszły do mnie zdumione szepty.

Gdybym był taki, jak ci faceci z mojej klasy, podszedłbym do nich i każdą po kolei po prostu przeleciał. Mówiły bardzo miłe rzeczy, jednak nie byłem taki — nigdy nie byłem i nie miałem zamiaru taki być.

Kiedy ją w końcu dostrzegłem, jak zwykle była ubraną w elegancką, seksowną czerń. Teraz jednak, jak tak na nią patrzyłem, zdałem sobie sprawę, że ona…

Była Demonem.


Wytrzymałem z tą świadomością, dopóki nie skończyły się zajęcia — w momencie, kiedy odkryłem, że ona nie jest w pełni człowiekiem, wycofałem się.

Nie mogłem się pogodzić z myślą, że ta piękna, mająca ciepłe oczy kobieta, była jednym z demonów — co więcej, byłem zły na siebie, że wcześniej tego nie dostrzegłem, ale powód tego był dla mnie jasny: po prostu wywarła na mnie bardzo duże wrażenie.

Jednak, kiedy się jej przyjrzałem, gdy jeszcze mnie nie dostrzegła, zauważyłem bardzo charakterystyczną cechę, która wyróżniała ją spośród zwykłych ludzi.

Jej chód.

Chodziła jak duży kot — miękko, sprężyście i z niebywałą gracją. A kiedy to odkryłem, dostrzegłem jeszcze więcej cech.

Ona cała emanowała kocią gracją — na dodatek jej ubiór… wręcz podkreślał jej demoniczne cechy.

Była zbyt idealna — przyciągała wzrok każdego mężczyzny i każdej kobiety.

Ja sam także dałem się na to nabrać.


Kiedy zbierałem się do pójścia do domu, zobaczyłem, jak wychodzi z budynku.

I mimowolnie zdałem sobie sprawę, że nigdy jej z nikim nie widziałem. Zawsze była sama — co więcej, w czasie kilku następnych dni — odkryłem, że jest albo uwielbiana, albo nienawidzona przez to, jak wygląda i jak się zachowuje.

W tym okresie napotkaliśmy swój wzrok kilka razy, jednak szybko kiwałem głową i odchodziłem… by po pewnym czasie zrozumieć, że zachowuję się jak zwykły tchórz.

Tamtego dnia jednak wszystko się zmieniło.

Przechodziłem przez park, w którym po raz pierwszy ją spotkałem — zaczynała się wiosna, minęło kilka miesięcy.

A jednak nie potrafiłem zapomnieć jej oczu.

Prawie się nie znaliśmy — rozmawialiśmy właściwie tylko raz. Jednak ciągle rozmyślałem nad tym, co by było, gdyby nie mój strach, czy byłbym wtedy wstanie z nią rozmawiać.

Gdybym nie odkrył, czym jest, już dawno bym do niej zagadał — a tak mijaliśmy się na uczelni praktycznie jak obcy, tylko witając skinieniem głowy.

Czemu musiała być demonem? Czy pod tą piękną postacią naprawdę czaił się potwór?

Kiedy zadawałem sobie to pytanie, zawsze widziałem jej oczy — ciepłe, lecz pełne bólu.

— No już kochanie, nie bój się.

Zamarłem, słysząc ten głos, lecz po chwili poszedłem za nim.

— No już skarbie. Tak, dobry kiciuś.

Przystanąłem, widząc ją. Widząc, jak klęczy na lekko mokrej ziemi, w spódnicy, która musiała wiele kosztować, i głaszcze bezpańskiego, zadowolonego kota, który łasił się do jej ręki.

Byłem w szoku — dotąd, kiedy spotykałem jakiegoś demona, zwierzęta były pierwszymi, które od nich uciekały.

— Masz kochanie — mówiła dalej delikatnie, a jej twarz… po raz pierwszy widziałem jej uśmiech i był to najpiękniejszy widok, jaki kiedykolwiek widziałem. — Jesteś głodny, prawda?

Dała kotu coś do zjedzenia, a ten, gdy zjadł, polizał ją po ręku i zaczął łasić.

W jej oczach odmalował się taki wyraz… iż w końcu zrozumiałem, jak bardzo byłem krótkowzroczny.

Byłem taki, jak wszyscy — odtrąciłem tak samo, jak pozostali, na dodatek tylko dlatego, że była inna niż ja.

Kiedy to pojąłem, coś w sobie poczułem. I po raz pierwszy, od naprawdę wielu lat, pozwoliłem sobie na słabość.

Ledwo łzy pociekły mi po twarzy, a ta spojrzała w moim kierunku — jakaś część mnie od razu zrozumiała, że musiała poczuć ich zapach.

Rozpoznała mnie i wstała zaskoczona, po czym cofnęła lekko, mając ten sam wyraz twarzy, który ujrzałem w chwili, kiedy odszedłem — kiedy pojąłem, czym jest.

Lecz dopiero teraz zrozumiałem, co oznaczał.

Zraniłem ją. Jednak, kiedy odwróciła głowę i stanęła do mnie tyłem, i tak się odezwałem. Odezwałem po raz pierwszy od miesięcy:

— Przepraszam cię.

— Za co? — jej głos był spokojny, tak, jak zwykle.

Lecz ja wiedziałem, że to nieprawda.

— Za wszystko.

— Przecież nic nie zrobiłeś. — Spojrzała na mnie z uśmiechem, lecz od razu dostrzegłem, że jest fałszywy. — Czyżby wpadło panu coś do oczu, panie komando?

Ja jednak tylko na nią patrzyłem, czując, jak w moim gardle zbiera się coraz więcej łez — nigdy nie miałem ich w sobie tak wiele, lecz ona zareagowała tylko uniesieniem brwi.

Nagle podeszła do mnie tym kocim krokiem, a ja, tym razem, się nie poruszyłem, tylko patrzyłem na nią, dopóki nie stanęła naprzeciwko mnie.

— Dlaczego płaczesz? — zapytała w końcu swoim normalnym, niskim głosem. — Nic mi nie zrobiłeś.

— Zrobiłem — zaprzeczyłem.

— Nie przypominam sobie. Właściwie nie rozmawialiśmy zbyt wiele — nie miałeś kiedy mi coś zrobić.

Pociągnąłem nosem.

— I za to chcę przeprosić.

Zamrugała zaskoczona, lecz i tak widziałem w jej oczach tamten ból.

— Głupiutki jesteś — stwierdziła w końcu. — Uwierz mi, że nie jesteś pierwszym, który nie nawiązał ze mną głębszych kontaktów i pewnie nie ostatnim.

Zaczęła mnie wymijać, lecz moja ręka wręcz wystrzeliła, by ją złapać.

— Co ty robisz?

To, co powiedziała, zabolało mnie. Zrozumiałem, że musiała zostać odepchnięta niejednokrotnie… lub napotykać ludzi, którzy nawet nie próbowali do niej dotrzeć.

— Wybacz przystojniaku, ale nie dałam ci pozwolenia na takie… — zamilkła, ponieważ zacisnąłem dłoń, po czym mocno ją przytuliłem.

Zamarła, czułem to wyraźnie — nadal jednak ją trzymałem, roniąc ciche łzy w jej ciepłe, pachnące i miękkie jak kocie futro włosy.

W pewnym momencie poczułem, jak zaczyna drżeć — jej ręce wczepiły się w moją koszule na klatce piersiowej.

— Puść mnie — wydyszała, trzęsąc coraz mocniej, podczas gdy jej paznokcie coraz mocniej wbijały się w moja klatę.

— Nie — powiedziałem jednak i objąłem ją jeszcze mocniej.

— Proszę cię — powiedziała wtedy zduszonym głosem. — Proszę, zostaw mnie… nie zniosę tego! — nagle odepchnęła mnie z całej siły, aż wylądowałem na ziemi.

Kiedy odbiegała, zawołałem po raz pierwszy, czując zwykłą rozpacz:

— Astra!

Rozdział 11

Astra


Nie pojawiałam się na uczelni przez tydzień. Jeszcze tego samego dnia, kiedy nastały tamte wydarzenia, zadzwoniłam do dziekanatu, że mnie nie będzie.

Nie mogłam zrozumieć, co się ze mną dzieje — nigdy się tak nie zachowałam, nigdy czegoś takiego nie czułam.

Odkąd go spotkałam zwyczajnie nie byłam sobą — byłam przybita, zmarnowana, przejęta. A gdy mnie wtedy przytulił… Na to wspomnienie popłakałam się po raz kolejny.

Dlaczego? Dlaczego tak bardzo mnie zabolało, kiedy się wtedy ode mnie odwrócił? Dlaczego to, co mi teraz powiedział, było dla mnie aż takie ważne?

Ledwo go znałam… a jednak czułam przy nim tak wiele. Znów czułam, że jest we mnie coś więcej niż obojętnością, że jestem czymś więcej… czymś więcej niż tylko ładną buzią.

Zamknęłam zapłakane oczy, kiedy w mojej głowie znów rozległ się jego krzyk.

Nikt, nigdy, nie powiedział mojego imienia w taki sposób — było w tym tyle uczuć… Tyle że on mnie praktycznie nie znał — nie wiedział, czym jestem, jaka jestem… a jednak czułam się przy nim sobą.

— To nie fair — wychlipałam, kuląc się w kłębek. — Nie fair…


Obudziłam się, gwałtownie otwierając oczy, lecz unosząc powoli i czujnie.

Ktoś był w moim mieszkaniu.

Przyczaiłam się w kącie pokoju, zachowując absolutną ciszę, lokując niedaleko okna. Wtedy jednak usłyszałam:

— Kici, kici… chodź koteczku. Mam dla ciebie niespodziankę.

Od razu rozpoznałam ten głos.

Był to głos niedoszłego gwałciciela.

Rozdział 12

Derek


Siedziałem w swoim mieszkaniu w absolutnej ciszy. Od czasu, gdy ostatni raz widziałem Astrę, minął tydzień, a ja nie potrafiłem się z tym pogodzić.

Byłem zdołowany i zmarnowany — jedyne, czego pragnąłem, to upić się i zapomnieć, nic więc dziwnego, że sięgnąłem po alkohol.

Ledwo jednak złapałem za flaszkę, a zadzwoniła moja komórka, której zwyczajnie nie chciałem odbierać — przyzwyczajenie jednak wzięło swoje i odebrałem, pytając:

— Tak?

Wtedy odkryłem, że nie ma szans otworzyć tej butelki jedną rękę, więc wyciągnąłem korek od brandy zębami, gotów wziąć pierwszy łyk.

Wtedy jednak padły słowa, aż zamarłem:

— Witam, jestem porucznik Armer, dzwonię z komendy policji. Chciałem pana poinformować, że gwałciciel, którego ujął pan kilka miesięcy temu, zdołał zbiec na wolność.

Z mojej ręki wypadła butelka i jej zawartość wylała się na dywan.

— Nie chcę pana straszyć, lecz istnieje prawdopodobieństwo, że może pana szukać. Niestety wiem aż za dobrze, że ten szaleniec, po tym, jak pan go złapał, pragnie zemsty.

— Ale jak… — moja dłoń silnie ścisnęła telefon. — Jak mogliście pozwolić mu uciec!

— Nie wiemy, jak to się stało — wyjawił. — Jednak wiemy jedno: potrzebujemy pana pomocy.

Od razu zrobiłem się czujny.

— Wiemy, że pracował pan dla wojska i wiemy też… że pan wie.

Od razu naszły mnie myśli, że nie jestem jeszcze gotowy, by pracować w ten sposób, lecz wtedy uświadomiłem sobie coś jeszcze gorszego.

— On jest demonem?

— Tak — przyznał. — Podejrzewamy, że obrał pana za cel…

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 20.58
drukowana A5
za 36.41
drukowana A5
Kolorowa
za 61.27