E-book
11.76
drukowana A5
30.3
audiobook
11.76
Opowieść o Grace z Porto Vecchio

Bezpłatny fragment - Opowieść o Grace z Porto Vecchio

trylogia kryminalna


Objętość:
128 str.
ISBN:
978-83-8369-618-8
E-book
za 11.76
drukowana A5
za 30.3
audiobook
za 11.76

Wszystkie postaci i wydarzenia opisane w tej książce są fikcyjne, a ich ewentualna zbieżność z rzeczywistymi jest przypadkowa. Książka przeznaczona wyłącznie dla dorosłych czytelników.

Część pierwsza

Grace

Rozdział pierwszy. Korsyka

Grace miała świadomość swojej urody. Była młodą mężatką, która w tym roku skończy dopiero 33 lata. Wiedziała, że zawsze podobała się facetom. Krótkie, rudobrązowe i falujące włosy, po zmianie fryzury sięgały ledwie do końca twarzy. Delikatny makijaż i błyszczyk podkreślały jej kobiecość i wrodzony wdzięk. Jej mąż Bruno od zawsze był o nią zazdrosny, mimo że naprawdę nie miał powodów. Wyszła za niego w wieku 26 lat, czuła się w nim nieziemsko zakochana, a to, że podobała się innym mężczyznom, powinno Bruna cieszyć, a nie drażnić. Grażyna (bo tak brzmiało jej prawdziwe imię) 7 lat temu, zaraz po ślubie, przeprowadziła się z małej miejscowości Wilczyce do małego francuskiego miasteczka na Korsyce — Porto-Vecchio. Kochała to miejsce. Mogła pracować jako bloger i zajmować się administrowaniem znanej grupy książkowej w największym branżowym portalu. Bo książki i zwierzęta były tym, co Grażyna kochała najbardziej. W Porto-Vecchio kupili sobie małą stajnię, gdzie mieszkały dwa rasowe konie, w tym jej brązowy Apollo. Grace, bo tak lubił mówić o niej Bruno, ceniła długie przejażdżki zaraz o świcie lub przy blasku zachodzącego słońca lub spacery z pięknym psem — bokserem Rockim.

Tego dnia Grace myślała, że spędzi kolejny cudowny wieczór, lecz Bruno po powrocie z pracy spojrzał na nią poważnie i powiedział bardzo smutnym głosem:

— Grace, musisz lecieć do Polski. Tym razem sama. No, z Rockim oczywiście, ale niestety nie ze mną.

Grażyna się zdziwiła — gdy lecieli do Polski, to zawsze Bruno jej towarzyszył i zwykle były to jakieś święta, a nie tak jak teraz — maj. Dziwne… przecież nie planowali odwiedzin jej rodziców.

— Co się stało, Bruno? — spytała w końcu Grażyna.

— Adam dzwonił, musisz lecieć do Polski. W Wilczycach ma być jakiś twój szkolny zjazd. Adam mówił, że musisz tam być — ciągnął dalej swój wywód Bruno.

— Jaki zjazd? Adam? Co ty bredzisz, Bruno? — Grace nadal nie wierzyła w to, co mówi do niej jej własny mąż.

Kiedyś, sto lat temu, ona i Adam byli najlepszymi przyjaciółmi. Ze szkolnej wymiany do Wilczyc przyleciał Bruno i od tej chwili wszystko się popsuło. Miał być miesiąc, a został kilka lat. Właśnie dla Grażyny. Bruno i Adam ciągle rywalizowali o Grace. Najpierw delikatnie, a potem zdarzały się bójki, szemrane towarzystwo. I gdy wydawało się, że Bruno i Adam w końcu się pogodzili, zdarzyło się to, co zdarzyć się musiało. Grażyna musiała wybierać i wybrała. Wybrała nie najlepszego przyjaciela, który podkochiwał się w niej całe życie, tylko starszego od niej o kilka lat Francuza. Wtedy na pewnej feralnej imprezie Adam, wściekły, wypił dużo za dużo i zaczął kleić się do takiej biuściastej Baśki. I ten właśnie moment wykorzystał Bruno, który na tę imprezę przyprowadził Grace. Grażyna do dziś pamięta wszystko, co zdarzyło się później. Szybki ślub z Brunonem. Wściekłość odtrąconego Adama. Szemrane towarzystwo, które by skłonić Brunona do dalszej współpracy, chciało porwać Grace. Lecz wtedy zdarzyło się coś, czego Bruno się nie spodziewał — Adam uratował Grażynie życie i posłał lokalnych mafiosów do stu diabłów. Kazał jednak pakować się Grażynie i Brunonowi i wyprowadzić do francuskiego Porto-Vecchio, gdzie macki lokalnej polskiej mafii nie sięgały. Grażyna, Bruno i pies Rocki opuścili na kilka lat nie tylko Wilczyce, ale także kraj. Dopiero od ubiegłego roku, gdy cała lokalna mafia została w końcu schwytana, mogli bez problemu przylatywać do Polski i odwiedzać rodziców Grażyny w Wilczycach. Lecz Adama już tam nie było i nikt nie wiedział, gdzie może się podziewać. Aż do teraz, aż do tej rozmowy.

— Chcesz, żebym sama leciała na jakiś głupi zjazd? Po tym, co się stało? Spotkać się z Adamem? Czy ty jesteś normalny? — Grace była wściekła.

— Nie ma wyjścia, ja też nie mam — wyszeptał Bruno ledwo słyszalnym głosem.

I nie musiał nic dodawać. Grażyna widziała, że jej mąż nigdy nie był tak przerażony i smutny.

Rozdział drugi. Wilczyce

Następnego dnia Grace z Rockim byli na francuskim lotnisku. Lot do Polski minął im cicho i spokojnie. Grażyna zdziwiła się, że Bruno cały czas ma zajęty telefon, lecz szybko o tym zapomniała, bo zadzwonił do niej niezapisany numer. Numer, który mimo upływu 7 lat znała i pamiętała doskonale.

Dzwonił do niej Adam.

— Kiedy będziesz, kochana przyjaciółko? — Głos Adama spoważniał przez te lata, był bardziej męski i trochę zachrypnięty.

— Wieczorem, najpóźniej o 21.00. Powiesz mi w końcu, o co chodzi? — zapytała naburmuszona Grażyna.

— Nie mogę, nie mogę, wszystkiego dowiesz się na naszym zjeździe — odparł ironicznie Adam.

Grace pamiętała, że nigdy nie zwracał się do niej per Grace. Był bardzo szorstki, a nie delikatny jak Bruno. Ale właśnie wtedy, gdy chodziło o uratowanie jej życia, mogła liczyć nie na ukochanego i czułego męża, tylko na cynicznego i oschłego Adama.

Grażyna wiedziała, że zarówno Bruno, jak i Adam zawsze bardzo ją kochali. Lecz o ile Bruno okazywał zazdrość na każdym kroku, to Adam zachowywał się tak, jakby o Grażynę nie był zazdrosny wcale.

Po wyjściu z busa skierowała się najpierw do domu rodzinnego. Przywitała się ze zdziwionymi rodzicami, których ani ona, ani jej mąż nie uprzedzili o jej przylocie. Po szybkim prysznicu i jeszcze szybszej kawie Grażyna wzięła na spacer Rockiego. Mimo że Bruno kilkakrotnie prosił ją, żeby zostawiła ich boksera w jej rodzinnym domu, Grace nie posłuchała. Czułaby się niezręcznie sam na sam z Adamem. Na zjeździe nie zamierzała być długo, a Adam bardzo lubił ich psa.

Kiedy Grażyna dotarła na miejsce, impreza trwała w najlepsze i kobieta musiała kilkakrotnie dzwonić do drzwi, żeby ktoś jej otworzył. W końcu otworzyła pijana Aśka, koleżanka z liceum. Biuściasta, średniej urody, nigdy się ze sobą nie lubiły. Aśka widziała w Grace największą rywalkę, bo podkochiwała się w Adamie.

— To ty? Co ty tu robisz? — zdziwiła się Aśka, wypuszczając papierosowy, mentolowy dym wprost na twarz Grażyny.

— Zawołaj Adama i to szybko, nie mam dużo czasu — odparła Grażyna niewzruszona niezręczną sytuacją.

— Adama? Naszego Adama?

— Nie naszego, tylko jak już, to mojego i to było dawno, bardzo dawno temu — cynicznie odpowiedziała jej Grażyna.

— Przecież Adam… Adaś przecież nie żyje… — W oczach pijanej Aśki pojawiły się szczere łzy wielkie jak groch. I Grażyna nie pytała o nic więcej, bo widziała, że pijana koleżanka nie kłamie.

— Ale przecież rozmawiałam z nim dzisiaj — pomyślała Grace, wybiegając z knajpy.

Grażyna udała się w tajemnicze miejsce. Lubiła tam przebywać całą dekadę temu, gdy przyjaźniła się z Adamem, a Brunona jeszcze nie znała. Były to stare podziemia mieszczące się na podwórku koło istniejącego jeszcze do niedawna pogotowia. Grażyna wiedziała, że teraz nikt tam nie zagląda, ale 10 lat wstecz musieli się z Adamem nieźle gimnastykować, żeby wejść niepostrzeżenie. To tam pierwszy raz Adam ją pocałował. Tak prawdziwie, z języczkiem, i to tam Grace odwzajemniłaby pocałunek, gdyby nie fakt, że Adam bez pytania chwycił ją za pierś, a rękę próbował wepchnąć do jej majtek. To tam pierwszy raz dała mu w twarz i to tam Adam ją potem bardzo przepraszał.

Grace wpadła do podziemia i zapaliła latarkę smartfona. Szła starym korytarzem i nagle w oddali zobaczyła swojego przyjaciela Adama. Żyje! Wiedziała, że żyje. Był trochę grubszy niż 7 lat temu. Bokser Rocki wyszarpał się właścicielce i podbiegł do Adama. Ten jednak, zamiast go pogłaskać, usiłował kopnąć swojego ulubieńca, a Rocki, zamiast się łasić, zaczął szarpać obcego za nogawkę. I nagle Grażyna coś zrozumiała. I nagle ktoś stanął za jej plecami. I uderzył ją w głowę.

Rozdział trzeci. W niewoli

Grażyna obudziła się z wielkim bólem głowy. Było jej niedobrze i wszystko ją bolało. Musiała upłynąć godzina albo jeszcze więcej czasu. Rockiego oczywiście nie było, a Grace leżała związana w jakimś starym lochu. Zanim oczy przyzwyczaiły się do ciemności, myślała o ostatnich wydarzeniach. Czemu Rocki rzucił się na Adama, skoro zawsze go tak lubił? Czemu Adam inaczej wyglądał i miał całkiem inny głos. Czy to był jej Adam? Ale przecież kilka lat go nie widziała, przecież mógł się zmienić. Mógł przytyć. Podobno dużo ostatnio pił, więc i głos mógł mu się zmienić. Ale przecież ta cycata Aśka mówiła, że Adam nie żyje. Kłamała? Ale w jakim celu? I kto do cholery uderzył ją tak mocno? A przede wszystkim — po co i dlaczego ją teraz więzi w tym okropnym miejscu? Nagle rozmyślania Grażyny przerwało coś dużego i ciężkiego turlającego się z drugiego kąta dość rozległego pomieszczenia. Pojmana nie mogła uwierzyć własnym oczom.

— Witaj, Grażyno — odparł Adam.

Grace była w ogromnym szoku. Adam wyglądał dokładnie tak samo jak podczas ich ostatniego spotkania. Nadal był szczupły i przystojny. Nadal był dobrze zbudowany, a może nawet lepiej niż kilka lat temu. W zasadzie jedyną różnicą były zmarszczki, które zaczęły mu się pojawiać między jego pięknymi, piwnymi oczami. Nawet głos miał taki jak dawniej.

Skup się, jesteś mężatką, do cholery — w myślach strofowała się Grażyna.

— To gdzie w takim razie ten twój mąż? — odpowiedział cichutko Adam, nie wiedząc czemu, jakby umiał czytać w jej myślach. — Zawsze umiałem słyszeć twe myśli, pamiętasz? — dodał, a Grażyna pokiwała głową. To była prawda, Adam zawsze wiedział, o czym myślała. I gdyby nie Bruno, z całą pewnością to właśnie on zostałby jej mężem i pewnie to z nim byłaby teraz szczęśliwa.

Nie, skup się, nie wolno ci tak nawet myśleć! — Grace była na siebie wściekła.

— To gdzie jest teraz Bruno, skoro to taki kochany facet? — ponowił swe pytania Adam.

I właśnie wtedy Grażyna chciała coś mu odpowiedzieć. I właśnie wtedy, gdy chciała o wszystko go wypytać, stało się coś, czego Grace się nie spodziewała.

Adam przeciął jej więzy i wbił swe dłonie w jej zmartwioną twarz. Pogładził jej brązoworude włosy i bardzo mocno pocałował ją w usta. A Grace odwzajemniła jego pocałunek. Przez chwilę stali się jednym ciałem i nawet ciemny loch nie przeszkadzał w ich spotkaniu po latach. Adam łapczywie dotykał jej twarzy, włosów, ramion. Całował ją po oczach, szyi, gładził delikatnie jej całe ciało. Zaczął ją wszędzie dotykać, a Grace tym razem mu na to pozwoliła. Nie tylko nie przeszkadzało jej zachowanie jej przyjaciela, ale też sama zaczęła dotykać Adama. Najpierw zdjęła mu koszulę i wbiła się paznokciami w jego silne, męskie ramiona. Dosiadła go, przybliżając się i całując, tak jak zawsze tego chciała. I gdy Adam nagle zaczął dotykać jej pośladków i próbować ściągnąć z niej spodnie, tym razem nie protestowała. Byli jak nastoletni kochankowie, z których ktoś zdjął kilka lat niepewności. Jakby te kilka lat, przez które się nie widzieli, przestało nagle istnieć.

I gdy w końcu uwierzyli, że nikt nie będzie im przeszkadzał i gdy cały ten ponury loch czy rozległa piwnica przemieniła się w intymną świątynię ich niespełnionej miłości, ktoś nagle otworzył głośno stare drzwi. I zapalił przeraźliwie jasne światło.

Rozdział czwarty. Taniec dawnych kochanków

— Co tu się do cholery jasnej wyprawia? Znów się kurwisz, ty wstrętna dziwko! — wykrzyczał wściekły jak osa Bruno.

Grace była zszokowana. Z jednej strony tym, że zobaczyła męża, którego się w Polsce nie spodziewała, a z drugiej, że z delikatnego i czułego partnera stał się taki ordynarny i zwyczajnie chamski. Co robił w tym paskudnym miejscu? Na Boga, przecież miał prawo się wkurzyć. Przyłapał ją przecież na zdradzie z jej przyjacielem, o którego był zawsze zazdrosny, a ona jeszcze się dziwi… I właśnie gdy próbowała szybko odnaleźć się w mało komfortowej sytuacji, wyszarpała się z ramion Adama i podbiegła do Brunona. Gdy chciała mocno się do niego przytulić, przepraszając za swoje niecne zachowanie, wydarzyło się coś, czego zupełnie się nie spodziewała. Bruno pociągnął ją z całej siły za włosy, bez trudu podniósł przerażoną kobietę, a potem z całej siły uderzył ją pięścią w twarz. Śliczna buzia Grace po jednym piekielnie mocnym ciosie zrobiła się cała czerwona i zakrwawiona.

Grażyna ze zdziwieniem spojrzała na swojego męża, który z czułego ukochanego zamienił się w bezwzględnego tyrana, i próbowała coś jeszcze powiedzieć. Niestety nie zdążyła. Bruno zaczął kopać Grażynę po całym ciele i po kilku chwilach ponownie straciła przytomność.

W tym czasie do Brunona podbiegł Adam i rzucił się na oprawcę swojej ukochanej. Bez trudu przewrócił agresora i zaczęli się tarzać po brudnej podłodze, okładając jeden drugiego.

— Zabiję cię tym razem, ty skurwielu — krzyczał donośnie Bruno. Adam z nienawiścią patrzył na niego, lecz nie powiedział ani słowa.

— Zrobiłeś z mojej żony dziwkę i to nie pierwszy raz — warkot Bruna wciąż był pełen nienawiści.

I w momencie, kiedy wściekły Bruno okładał pięściami osłabionego niewolą Adama, ten ostatkiem sił wyciągnął broń zza paska męża Grace. Lufę skierował na twarz Brunona, który zbyt późno to zauważył.

Huk wystrzału był stłumiony. Ciało Bruna zastygło w jednym momencie. W tej jednej chwili. Adam wyszarpał się spod ciężaru oprawcy i wstał, chwiejąc się na boki. Zdawał się wyraźnie osłabiony. Nie zważając na wyczerpanie, podbiegł do nieprzytomnej Grace.

— Grażyna, już dobrze. Już wszystko dobrze, kochanie. Obudź się, proszę, maleńka, otwórz swoje piękne oczka — szeptał Adam, patrząc w nieprzytomne oczy ukochanej. — Grażyna, obudź się, już nic ci nie grozi. — Adam wciąż nie dawał za wygraną.

I gdy jego oczy zrobiły się mokre od strachu i gdy łzy zaczęły spływać z jego twarzy na twarz jego największej miłości, Grace spojrzała w końcu na niego, a jej zakrwawiona twarz delikatnie się uśmiechnęła.

— Kocham cię, najdroższa, zawsze cię kochałem, teraz nam się uda, zobaczysz, teraz już nic ci nie grozi. — Adam nie mógł opanować wzruszenia.

— Ci… cichutko… ci… — wyszeptała powoli Grace.

Adam mimo osłabienia wziął ukochaną na ręce i wyniósł z piwnicznej izby. Szedł powoli i wcale nie czuł jej ciężaru. W prawej dłoni trzymał broń Brunona, bo nie wiedział, czy nie spotka kolejnych nieprzyjemnych gości. Na szczęście w podziemnym korytarzu nie widział już nikogo, a Grace musiała szybko trafić do jego domu i odpocząć. Była dla niego najważniejsza. Tak było kiedyś i tak jest i obecnie. Siedem lat rozłąki we francuskim Porto-Vecchio nie zmieniło niczego. Korsykańska rozłąka tylko wyostrzyła jego apetyt. Grace w końcu będzie jego, a jego największy wróg leży teraz martwy — tylko to się liczyło.

— Martwy? Czy Bruno jest martwy? — zaczął gorączkowo zastanawiać się Adam. — Jutro sprawdzę, dziś muszę odpocząć, muszę tylko chwilę się zdrzemnąć.

Po kwadransie Adam, wciąż niosąc Grace na rękach, opuścił lochy. Grażyna oprzytomniała i spojrzał z czułością na Adama.

I gdy niedoszli kochankowie mieli powiedzieć sobie coś najważniejszego na świecie, podbiegł do nich szczęśliwy bokser Rocki, który poznał Adama i cieszył się jego widokiem.

Adam wiedział, że musi sprawdzić, czy Brunon na pewno jest martwy. Ale to jutro. To dopiero jutro.

Wyciągnął telefon i powiedział tylko jedno zdanie:

— Przyjedź i zabierz mnie do domu.

Po chwili się poprawił i powiedział kolejne:

— Zabierz nas do naszego domu.

Grace wtuliła się w Adama, jakby znów miała 20 lat.

— W poszumie skrzydeł nie widać już nic. Jedyne, co boli, to ból — powiedziała cicho, patrząc z czułością na swego przyjaciela.

— Pamiętasz? — odparł zdziwiony Adam.

— Nikt inny nie pisał dla mnie wierszy. — Grace lekko się uśmiechnęła krwawiącymi ustami.

— Zbiegając ze schodów, rozłożyliśmy skrzydła i pofrunęliśmy do boga miłości — dokończył swój utwór Adam.

Podjechało auto.

Zabrało ich do domu. Do ich domu.

Rozdział piąty. Dwa tygodnie później

Grace szybko zadomowiła się u Adama. Przez pierwsze dni leczyła opuchliznę ze swojej ślicznej twarzy, a jej ciało musiało pozbyć się siniaków zafundowanych przez tyrana, który jeszcze do niedawna był jej czułym mężem. Adam o wszystko zadbał. Grace traktował jak królową. W planach mieli załatwić swoje sprawy w Wilczycach i wracać do azylu Grażyny na słoneczną Korsykę. Następnego dnia po uwolnieniu Adam rozprawił się ze wszystkimi ludźmi Brunona i zapewnił sobie panowanie w rodzimym, mafijnym półświatku. Cały szlak przepływu kokainy z Korsyki do Polski kontrolował teraz Adam. Grace nie pytała go o interesy, zaakceptowała to. Dla Grażyny najważniejsze było, że Adam ją kocha, jest czuły i może zapewnić jej dostatnie i wygodne życie. Nie interesowało ją nic więcej — lub przynajmniej sprawiała takie wrażenie. Mężczyzna nie mógł sobie darować tylko jednego. Tego, że nie sprawdził, czy zabił Brunona. Co prawda ludzie Adama następnego dnia przetrząsnęli raz jeszcze podziemne korytarze i pomieszczenie, gdzie rozegrała się masakra, ale ciało Francuza zniknęło. Nikt nie wiedział, co się z nim stało. I to właśnie niepokoiło mafiosa. Jednak z każdym dniem niepokój zaczął słabnąć, a radość z odzyskania największej miłości jego życia pomagała zapomnieć o dręczących go obawach. Po około dwóch tygodniach wszystko wydawało się w porządku i Grace zaczęła snuć plany powrotu do słonecznego Porto-Vecchio, a Adamowi się do końca nie śpieszyło. Lubił Polskę. Lubił jej surowy klimat. Lubił zimno zimą i deszcz późną jesienią. Wieczorem jak zawsze Grace otworzyła butelkę słodzonego prosecco i zaciągnęła się zielonym, miętowym papierosem.

— Tylko nie pal w domu, kochanie — uśmiechnął się Adam.

— Może drinki też mam pić na dworze? — odgryzła się ukochanemu Grace.

— No przestań, wiesz, o co mi chodzi. Chociaż pić też byś mogła mniej, wiesz, że to szkodzi na cerę. — Adam nie dawał za wygraną.

— To może spać mam na dole w salonie, żebym Ci nie przeszkadzała? — ciągnęła Grażyna.

— A kto powiedział, że pozwolę ci spać? — odparł pobudzony Adam.

I tym razem mówił prawdę. Nie pozwolił usnąć swojej wymarzonej kochance. Kolejną noc z rzędu kochali się długo, mocno i bardzo namiętnie. Adam nadrabiał stracone lata, gdy nie mógł czuć jej zapachu ani na nią patrzeć. Teraz miał ją całą tylko dla siebie. I mimo że wkurzała go jej niezależność oraz chęć powrotu do Francji, to pożądanie, jakie w nim wzbudzała, było najsilniejsze.

Adam nigdy nikogo tak nie pragnął.

I tej nocy, dwa tygodnie po zabiciu Bruna i po powrocie do domu, na koniec namiętnej nocy z Grażyną spojrzał jej głęboko w oczy i powiedział:

— Będziesz moja na zawsze.

— Do samego końca, kochany — odpowiedziała kobieta prawie natychmiast.

Gdy orgazm przepełnił ich ciała, spoceni i zmęczeni opadli na mokre łóżko. Mokre od ich szalonej namiętności i zwierzęcego pożądania.

— Czy zawsze będziesz mnie tak kochał? — spytała Grace.

— Co masz na myśli, kotek? — odparł cicho Adam.

— Czy pojedziesz ze mną na Korsykę?

— Kiedyś na pewno, ale przecież wiesz, że mam tu cały czas interesy. — Adam zaczął się irytować, że jego ukochana chce popsuć ich słodką idyllę.

— Odpowiedz mi, proszę. — Grace spojrzała poważnie na ukochanego.

— Grażyna, nie denerwuj mnie. — Adam był coraz bardziej wkurzony.

— Bo cię zabiję — odparła poważnie Grażyna.

— No to mnie zabij! — Towarzysz zadrwił z ukochanej.

I wtedy Grażyna spokojnym ruchem otworzyła szufladę szafki nocnej i wyciągnęła z niej brzytwę Adama. Otworzyła ostrze i podsunęła je wprost pod szyję kochanka.

— Ja nie żartuję, Adamie — syknęła.

— Ja też nie. Tnij. Chyba muszę cię trzymać krócej niż Bruno, bo za bardzo mi podskakujesz — kontynuował Adam. Lekceważąco położył swoje dłonie pod głowę, nie przejmując się Grace trzymającą ostrze brzytwy tuż koło jego szyi.

— Na co czekasz? Bo spać mi się chce — parskną lekceważąco.

I nic więcej nie zdążył powiedzieć, bo Grace wbiła ostrze w sam środek gardła i przeciągnęła najpierw w lewą stronę, a potem w prawą.

Krew zaczęła płynąć jak fontanna na białe, choć mokre od niedawnej namiętności łóżko i widać było tylko zdziwione i przerażone oczy Adama.

Nieruchome i zimne. Nieżywe. Nieżywe oczy.

Grace poczekała, aż Adam się wykrwawi, i spokojnie odpaliła kolejnego mentolowego fajka. Niedbale wyciągnęła telefon, nie zważając, że jest naga i cała we krwi.

— Przyjeżdżaj, wszystko załatwione — odparła Grace, biorąc potężny łyk zimnego prosecco prosto z butelki oraz mocnego macha zielonego, miętowego papierosa.

Rozdział szósty. Porządki

Bruno pojawił się niemal natychmiast. Zastał nagą i zakrwawioną żonę oraz zabitego odwiecznego rywala. Był naburmuszony, ale szczęśliwy, że w końcu mógł przestać się ukrywać i że jego Grace dotrzymała słowa.

— Długo musiałem na ciebie czekać — powiedział Bruno, siląc się na obojętność. Stwierdził, że musi trochę pomarudzić, by Grażyna nie poczuła się zbyt pewnie. Chciał, by czuła na każdym kroku, że Bruno jest jej teraz niezbędny.

— A ty musiałeś mnie tak mocno bić? Nie za mocno wczułeś się w rolę? — odparła bez emocji Grace.

— Przecież miało być wiarygodnie, kochana — zaśmiał się Bruno.

— Nie gadaj tyle, tylko pomóż mi posprzątać ciało — odparła spokojnie jego żona.

— Przecież to bydlę waży więcej ode mnie, jak sobie to wyobrażasz?

— Idź do garażu, tam masz piłę mechaniczną, a w dolnej szufladzie mocne, 120-litrowe worki — odparła wciąż spokojna Grace.

— A skąd to wszystko wiesz?

— Robiłam zakupy. Nie marudź, bo do rana musimy posprzątać.

Bruno nie dyskutował już z żoną. Podzielili się. Grażyna sprzątała w sypialni, nastawiła pralkosuszarkę i wyczyściła dokładnie podłogę, a Bruno dość sprawnie rozczłonkował truchło i włożył je do mocnych, ekologicznych, zielonych worków.

— Co mam z tym teraz zrobić? — spytał spokojnie Bruno, gdy skończył robotę.

— Teraz bierz worki i chodź ze mną — odparła Grace, prowadząc Brunona na podwórko, za budynek gospodarczy.

Tam na zielonej trawie był wykopany dość duży dół, który miał być docelowo oczkiem wodnym lub czymś podobnym. Przynajmniej tak Grace przedstawiła swój pomysł Adamowi. Jej kochanek nie mógł przecież wiedzieć, że kopie dla siebie grób.

— O wszystkim pomyślałaś — odparł z podziwem, ale i z przerażeniem Bruno.

— Jak przyniesiesz wszystkie worki, to musisz pogłębić oczko, bo inaczej nasz Rocki szybko znajdzie kości — stwierdziła rezolutnie kobieta.

Francuz wiedział, że nie ma wyjścia, i szybko zaczął kopać. Wiedział, że im szybciej zakończy, tym szybciej wyjedzie z tej nędznej dziury i wróci na stare śmieci. Owszem, będzie musiał zostawić tu jakiegoś zarządcę, ale teraz, gdy Grażyna o wszystkim wiedziała, nie będzie to takie trudne.

Po kilku godzinach kopania Bruno opadł nagle z sił i z uśmiechem odwrócił się do swojej pięknej żony.

— Skończyłem — odparł.

Grace spojrzała na męża i syknęła:

— Chyba żartujesz, mój mężu, przecież to za płytko.

— Jak za płytko, Grace? Przecież tu zmieściłoby się dwóch lub trzech Adamów, i to w całości, a nie rozczłonkowanych — odparł zdziwiony Bruno.

— Daj łopatę, pokaże ci, jak się kopie — zarządziła Grace, cały czas patrząc Brunonowi w oczy.

Mąż Grażyny nie rozumiał teraz swej żony, ale podał jej łopatę i odwrócił się, pokazując swojej pięknej żonie gestem głęboki dół.

A Grace zamiast dalej z nim dyskutować, uderzyła go z całej siły łopatą i Bruno jak kłoda wpadł do dołu, wprost na ekologiczne zielone worki ze zwłokami Adama.

— Co ty robisz, Grace? — przerażony mąż próbował wydostać się z pułapki, ale było mu trudno, gdyż czuł, że głowa mu zaraz eksploduje.

Grażyna wskoczyła wprost na głowę męża i zaczęła energicznie okładać go ostrym i ciężkim szpadlem.

Po kilkunastu ciosach głowa Brunona była jedną, wielką, nieregularną bryłą.

Umarł szybko. Tak jak szybko umarł Adam.

Grace równie szybko wydostała się z dołu, który stał się grobem obu jej kochanków.

Nieśpiesznie poszła do garażu.

Tam w bagażniku auta, które zdążył kupić jej Adam, znalazła ług, czyli wodorotlenek sodu. Pamiętała, że ług jest substancją bardzo silnie żrącą i że rozpuszcza dosłownie wszystko. Grace najpierw włożyła specjalny kombinezon. Potem — maskę. Potem rozpuściła ług w wodzie i w specjalnym kanistrze przeniosła go do przyszłego oczka wodnego.

Wylała powoli i precyzyjnie całą zawartość.

Patrzyła, jak martwi Bruno i Adam rozpuszczają się w oczku jak musująca tabletka z witaminami.

Po dokończeniu dzieła wzięła łopatę i zakopała resztki zwłok.

Zbrodnia, by stała się doskonała, musiała zostać perfekcyjnie ukryta, co wymagało dokładnego wysprzątania.

Grace zawsze lubiła sprzątać.

Była w tym dobra.

Bardzo dobra.


Koniec części pierwszej

Część druga

Grace 2

Rozdział pierwszy. Przebudzenie

To była najcięższa noc w całym życiu Grace. Po raz pierwszy zabiła człowieka. Potem zabiła powtórnie. Potem długo płakała. Potem długo sprzątała. Uwielbiała sprzątać. Nienawidziła zabijać.

I to kogo? Zabiła najbliższe jej osoby. Zabiła swojego ukochanego męża Brunona i największą, lecz niespełnioną miłość swego życia — Adama, przyjaciela z młodości i kochanka z ostatnich dwóch tygodni.

Z mężem Grace była naprawdę szczęśliwa. Prowadziła spokojne życie na pięknej i słonecznej Korsyce. Porto-Vecchio szybko stało się jej domem i gdyby nie rodzice, mogłaby w ogóle nie przylatywać do Polski. Owszem, podejrzewała, że mąż i jego interesy nie do końca są legalne, ale szczerze powiedziawszy, mało ją to interesowało. Mogła prowadzić wygodne i leniwe życie i oddawać się swoim pasjom. Było im naprawdę dobrze. Z biegiem lat coraz mniej myślała o Adamie i młodzieńcza miłość z każdym rokiem zacierała się w jej pamięci.

Niestety dwa tygodnie temu wszystko ponownie odżyło. Bruno kazał jej samej jechać do Polski na jakiś szkolny zjazd i spotkać się ze swoim dawnym rywalem a jej przyjacielem. Grace to zdenerwowało. Po pierwsze nie chciała sama lecieć do Polski, a po drugie nie chciała rozdrapywać ran. Kobietę zirytowało jeszcze to, że jej własny mąż pcha ją w ramiona młodzieńczej miłości, nie pytając jej nawet o zdanie.

Po przylocie do kraju i rodzinnych Wilczyc Grace najpierw dowiedziała się, że jej dawny kochanek nie żyje, a potem, że jednak żyje, ale jest więziony w ich dawnym miejscu schadzek — w wilczyckich podziemiach. Okazało się, że Adam był bity i torturowany przez ludzi Bruna.

Na koniec Bruno zdjął maskę i wdał się w bójkę z Grace i Adamem.

Po walce odwiecznych rywali Bruno zginął, a Adam uratował kochankę i wywiózł ją do swego domu. Do jej nowego domu. Grace szybko zdała sobie sprawę, że przez te wszystkie lata zarówno Adam, jak i Bruno prowadzili szemrane interesy i wspólnie zbudowali szlak przemytu narkotyków ze słonecznego Porto-Vecchio na Korsyce do małego, sennego polskiego miasteczka, jakim były Wilczyce. A następnie jak coś poszło nie tak, to ona musiała za wszystko zapłacić i znalazła się w samym środku kryminalnych i mafijnych rozgrywek z mężem i niegdysiejszą miłością w tle.

Po śmierci Bruna Grace odnalazła chwilowe szczęście u boku Adama, ale po płomiennym romansie i zaspokojeniu seksualnej żądzy szybko przyszło do niej zwątpienie, czy życie w Polsce z dawnym ukochanym jest tym, czego chciała.

I potem nagle Grace odebrała telefon z zaświatów, który ponownie wywrócił jej życie do góry nogami.

Po tej rozmowie nic już nie było takie jak wcześniej.

Grace ponownie zrozumiała, że całe jej dotychczasowe życie było tylko iluzją, a pozorne szczęście — marną ułudą, mydlaną bańką.

Nic już nie było takie, jakie się wydawało.

Po tym telefonie Grace wiedziała tylko jedno. Musiała zrobić coś strasznego. Musiała zabić dwie osoby, które tak bardzo kochała. Musiała zabić dwóch mężczyzn, których tak bardzo pragnęła. Musiała własnymi rękami zabić dwóch mężczyzn, którzy zawsze dawali jej miłość, wygodnie życie i bezpieczeństwo.

Grace musiała ich zabić jednej nocy. Jeśliby tego nie zrobiła, to sama by zginęła. Tego jednego była pewna.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 11.76
drukowana A5
za 30.3
audiobook
za 11.76