O przemijaniu
Czy jako ludzie
jesteśmy w stanie
Zaakceptować
przemijanie?
Wydaje mi się
że nie bardzo
Bo jak to wytłumaczysz
starcom
Że dni ich są
już policzone
Gdyż lada dzień
na tamtą stronę
Przejdą niechybnie
czy chcą — czy nie chcą
Błogosławieństwo jest ich
czy zwykły pech to?
Bo skoro z prochu
żeśmy powstali
To nie jesteśmy
idealni
Jak gruda ziemi
pod nogami
Wiatr nas rozwieje
ma nas za nic
Smutny to fakt
ale prawdziwy
Że Bóg jest jednak
litościwy
Od zwiędłej tkanki
odłączy duszę
Więc o swą przyszłość
martwić się nie muszę
Ostrożność
Ostrożności w naszym życiu
nigdy dość
Pies ostrożnym musi być
gdy gryzie kość
Dziecko — kiedy przejść chce
przez ulicę
Też wysila swoją
potylicę
Krojąc mięso — musisz zważać
na opuszki
By w bigosie nie znalazły
się okruszki
Tniesz coś piłą — trzeźwy bądź
nim włączysz prąd
Życie może cię kosztować
ten twój błąd
Jadąc autem — patrz na drogę
nie w telefon
Wcześniej zdejmij z gazu nogę
nie wjedź w drzewo
Nie chcesz dzieci — załóż gumkę
weź pigułkę
Lub na alimenty zacznij zbierać
sporą sumkę
Można mnożyć tu przykłady
cały czas
Chodzi o to by ostrożność
była w nas
Los jak zechce i tak zrobi
po swojemu
Nie ułatwiaj jemu pracy
no bo czemu?
Niepodległość
Cieszymy się ze święta
rzekomej niepodległości
To sprawa niepojęta
że kraj nasz na mapie gości
Lecz czy faktycznie jesteśmy
panami we własnym kraju
Skoro robisz u Niemca
gdzie miskę ryżu ci dają
Żadna fabryka nie jest
w naszym posiadaniu
Żydowska kamienica
jest twym wynajętym mieszkaniem
Sklep w którym robisz zakupy
sprowadza towar z zachodu
Jesz tylko chińskie zupy
której nie czujesz już smrodu
Swoich aut żadnych nie mamy
ktoś o to zadbał przed laty
W Holandii się dorabiamy
bo nasza władza jest za tym
By jak najwięcej ludzi
z kraju wyemigrowało
Straciło na wartości
hasło — co nam wmawiało
Że Polska to jest kraj
mlekiem i miodem płynący
Boże mój siłę mi daj
bym był chociaż w Ciebie wierzący
Był sobie zgredzik
Był sobie zgredzik
nawet tu siedzi
Co cały czas biedzi
że nie ma miedzi
A wszystko drogie
jak radzić sobie
W tej o to dobie
w zdrowiu chorobie
Mus więc oszczędzać
choć wkoło nędza
Wydasz pieniądze
na swoje żądze
Szansa jedynie
więc w oszczędzaniu
Chodzić do pracy
w jednym ubraniu
Buty dziurawe
ratować wkładką
Na szczęście deszcze
padają rzadko
Kupować tylko
to co w promocji
Jadać jedynie
połowę porcji
I tak dociągniesz
do wypłaty
Przeżyłeś miesiąc
nic poza tym
Uczciwą pracą
się nie dorobisz
Masz lepszy pomysł
to mi go opisz …
Wilgotne dni
Wilgotne dni nadchodzą
za dnia i ciemną nocą
Gdy gwiazdy pola złocą
zastanawiasz się — po co?
A po to by cię kości
łamały tak najprościej
Wtedy gdy jesteś w gości
lub tkwisz na jakimś moście
Wilgoć w powietrzu straszna
i jeszcze mgła pokaźna
To jak uliczna łaźnia
dezynfekcja doraźna
Jak przetrwać dni i noce?
Najlepiej przykryć kocem
Powietrze wciągać nosem
i pogodzić się z losem
Że tak będzie do wiosny
ten cały stan żałosny
Aż przyjdzie czas radosny
gdy zaszumią nam sosny
Starasz się być
Starasz się być szczodrym
lecz ci nie wychodzi
Bo szczodrość zbytnio
interesom szkodzi
Starasz się być hojnym
lecz cię wyśmiewają
A sami ni centa
ubogim nie dają
Starasz się życzliwym
być — kogo napotkasz
Lecz dla nich żeś dziwak
co gnije od środka
Starasz się dać przykład
by ktoś za nim poszedł
Lecz sam pośród bydła
musisz wzuć kalosze
By się nie ubabrać
tym co dają w zamian
Mus dystansu nabrać
takiego żeś zdania
Dalej chcesz się starać
a może nie warto?
Twoja dobroć nie będzie
przetargową kartą
Jeden ogień — jedna dusza
Wypaliło się na grobie
kilka zniczy
W skali kraju to miliony
któż to zliczy
Jeden ogień — jedna dusza
gdzieś w przestworzach
Chęć modlitwy w nas wymusza
łaska boża
Czy umarli odwiedzają
swoje groby?
Na pomniku przesiadują
całe doby
Nawet teraz — kiedy tłumy
na cmentarzu
To nie wyrwie nikt z zadumy
na od razu
My jak w transie — zapatrzeni
w światło znicza
Ilu zmarło — w myślach swoich
ich wyliczasz
Okazuje się że żywych
tylko garstka
Czyżby śmierć to była
przyszłości namiastka?
Seans w kinie
Zabrał dziewczynę
chłopak do kina
Wybrał godzinę
późną — choć zima
W bufecie kupił
popcorn i colę
Zajęli miejsca
na samym dole
Ciepło na sali
więc zdjęli kurtki
Przed samym filmem
zwiastun krótki
Seans się zaczął
pogasły światła
On pił — a ona
w tym czasie jadła
W pewnym momencie
jego ręka
Do biustonosza
dziewczyny sięga
Gdy cała weszła
dziewczyna zbladła
Już w tym momencie
popcornu nie jadła
Co robisz? — pyta
ręka mi zmarzła
Wstała z fotela
i w twarz go trzasła
Za kurtkę chwyta
wychodzi z sali
Wszyscy dokoła
się roześmiali
Dziewczyna przyszła
na film — on do kina
I teraz siedzi sam
biedaczyna
Dobrze że popcorn
nie wysypała
Ot i historia
kończy się cała
Co zapamiętasz
Co zapamiętasz z życia innych
jedynie kilka wątków
Nie miałeś z nimi więzi silnych
na końcu i na początku
Ktoś mówi imię i nazwisko
a ty kojarzysz niewiele
Kilka skojarzeń i to wszystko
wygląd lub znaki na ciele
Tak będzie też z twoją osobą
gdy ktoś cię będzie wspominał
Choć kilka lat tkwił z tobą obok
to tak zakłopotana jest mina
Ludzie nie dbają o cudzą pamięć
wszak nawet własna zawodzi
W mózgu panuje totalna zamieć
z czasem wspomnienia uszkodzi
Dlatego warto przelać na papier
choć kilka zgrabnych myśli
Głowa na starość nam odsapnie
będziemy wiedzieć — skąd żeśmy przyszli
Życzymy sobie szczęścia i zdrowia
czasami brakuje ich obu
I taka to nasza historia
którą zabierzemy do grobu
Muzeum sztuki nowoczesnej
Powstało w Warszawie muzeum
w dodatku sztuki nowoczesnej
Wygląda jak mauzoleum
naszej władzy współczesnej
Zdania są podzielone
co do jego wyglądu
Miejsce też nie trafione
względem mojego osądu
No bo gdyby powstało
gdzieś na obrzeżach miasta
Mniej by prowokowało
cała ta bryła kanciasta
A tak nie w kij — nie w oko
vis-a-vis pałacu kultury
Tu nisko — tam wysoko
jak żółw z żyrafą w konkury
Trzeba było wieżowiec
postawić w tym miejscu i basta
Przynajmniej by się zgrywał
z całą resztą miasta
A tak spieprzony krajobraz
na resztę życia powstał
Ciekawe ile architekt
za ten projekt dostał?
Tam skąd pochodzę
Tam skąd pochodzę
nic nie znaczę
Na piersi nie mam
żadnych odznaczeń
Prowadzę życie
proste jak drut
Chociaż nie wszystko
idzie jak z nut
Kiedyś się może
martwiłbym o to
Że to co robię
nie zmieniam w złoto
Lecz z perspektywy
minionych lat
Nie ma tu sensu
doganiać świat
On tak się zmienia
szybciej niż my
Więc na to nic
nie poradzimy
Można jedynie
stać i patrzeć
Jak czas próbuje
ślad po nas zatrzeć
A tak to zrobi
prędzej czy później
Zajmij czymś głowę
i nie gnuśniej …
O szczerości
O szczerości chyba kiedyś
już pisałem
Wtedy całkiem inny pogląd
na nią miałem
No bo wiecie — bycie szczerym
to odwaga
Która w pewnych sytuacjach
krwi wymaga
Powiedz komuś prosto w oczy
że jest chujem
Choć to prawda — on się z faktem
tym nieswojo czuje
Może przyjąć to spokojnie
lub z pięściami
Rzucić się na ciebie hojnie
guza nabić
Szczerze mówić — to narażać się
na szwank
Wielu ludzi woli milczeć
no bo tak
Jest wygodnie i nie robisz
sobie wrogów
Szczerość widać nie dla wszystkich
dzięki Bogu
Krótkowzroczność
Nie chodzi mi bynajmniej
tu o wadę wzroku
Lecz o to że krzywda ludzka
widoczna na każdym kroku
Jest nie zauważalna
przez większość społeczeństwa
Aby temu zaradzić
nie trzeba tutaj męstwa
Jedynie dobre serce
i trochę wolnego czasu
A dostaniesz w podzięce
uśmiechy tylu osób
Ilu zdołasz pomóc
a gra jest warta świeczki
Bo wszyscy na tym świecie
jak zbłąkane owieczki
Czekamy by to nam
pomoc ofiarowano
A przecież możesz sam
na wysokości stanąć
Zadania tak prostego
jak uścisk twojej dłoni
Komuś darowanego
a w zamian nie dbasz o nic
Po tylu latach
Po tylu latach życia
wiem co jest dobre — co złe
Lecz tak mnie ciągnie do picia
że choć nie mogę — to chcę
I choćbym stał nad przepaścią
to jeszcze kielicha wychylę
I zrobię to z pełną godnością
bo winienem sobie aż tyle
Ktoś powie — alkoholik!
Nie przebierając w słowach
Choć już nad grobem stoi
to jeszcze go kręci „połówa”
Ten kto nie pił — to nie wie
ile wymaga wyrzeczeń
Żeby odmówić wątrobie
dawki codziennych zleceń
Można być trzeźwym — lecz po co
gdy inni się bawią w najlepsze
Alkohol spożywany nocą
mgłę z twoich oczu zetrze
A rano — no cóż — można klina
pobić — by ciągnąć tą bajkę
Co na to twoja rodzina?
Nie pierdol — poczęstuj mnie fajką ….
Tylko dla ciebie
Tylko dla ciebie
jest ten wiersz
Przeczytaj i zrób
z nim co chcesz
Możesz go wsadzić
między książki
W nadjeżdżające
rynkiem dorożki
Możesz w butelkę
zakorkować
I morskim falom
podarować
Możesz też na
tablicy ogłoszeń
Przypiąć pineską
bardzo proszę
Możesz na sercu
nosić latami
Aż się z papieru