Wiosna, lato, jesień, zima…
Nic nie mija, lecz zaczyna
Wiosnę, zimę, jesień, lato…
Wróćmy czytać, co ty na to?
Lato, jesień, zima, wiosna…
Każda z bajek jest radosna.
W zimie, wiośnie, lecie, jesień…
Słodki sen Tobie przyniesie.
R U S Z A M Y w krainę Słodziaków
Czy wiesz, jak cykają świerszcze? A kiedy najbardziej? Pod koniec l a t a, gdy trawy wyrastają wysoko, a wieczory są jeszcze ciepłe, niebo rozgwieżdżone, i w żaden sposób nie chce się zbyt wcześnie położyć, aby zasnąć. Można zanurzyć się w tym tajemniczym, pełnym szelestów wieczorze i zapomnieć o całym świecie. Szczególnie gdy jest się w niezwykłym miejscu i czasie, a liczy się tylko ta jedna chwila, pełna niecodziennych wydarzeń.
Późnym wieczorem Kuba z rodzicami wracali ze szczytu. Zatrzymali się nad stawem, w samym sercu Wysokich Gór. Coś zaszurało w krzakach tuż za nimi, tam, gdzie zaczynała się stroma ścieżka, wiodąca w ciemny las.
— Możliwe, że to sarna albo jakiś jeżyk lub łasica — powiedział tata.
— A może jakiś niedźwiedź? Podobno nocą można je spotkać nawet zupełnie blisko schroniska, gdzie mamy nocleg — powiedziała mama.
— To może lepiej już wracajmy! — przestraszył się Kuba — Albo i lepiej nie — dodał po chwili.
Wcale też nie paliło im się do powrotu. Gdy usiedli na zwalonym pieńku drzewa przy rozwidleniu szklaków, wybiegł tuż przed nich mały lisek. Spoglądał na nich przez chwilę, a następnie, zupełnie nieprzestraszony, lekkimi susami pognał w górę udeptanym, turystycznym traktem. Tam, dokąd planowali dojść.
— Chyba chce się załapać na ostatni talerz zupy, jaki może jeszcze został — zauważył tata.
I dalej siedzieli, wpatrzeni w gwiezdne konstelacjeodbijające się w ciemnej tafli stawu, zasłuchani w odgłosy nocy.
O wesołym lisku i „NIE”-smutnym kotku
Czy chciałbyś posłuchać bajki o wesołym, zaczarowanym lisku, który mieszkał w zaczarowanym lesie? Czy w ogóle o tym wiesz, że niektóre lisy mogą być zaczarowane?
Otóż tak! I co ciekawe, taki lis wygląda zupełnie zwyczajnie. Ma wąski pyszczek, szpiczaste uszy, puchatą, rudą sierść i długi ogon, a łapki takie jak mały piesek. Nasz zaczarowany lisek Rudy tak właśnie wyglądał.
Mieszkał tuż obok samego serca Wysokich Gór. Dosłownie kilka kroków od górskiego schroniska, tuż przed rozwidleniem szlaków, które prowadziły do niego albo nad cichy, zielony staw, albo ku wysokim szczytom, albo w dół, aby jednak chwilę później znowu wspinać się tam, gdzie stromiej — bo tak czy owak, tutaj po prostu wszędzie było pod górkę.
Gdy gwiazdy rozświetliły letnią noc, mały, wesoły Rudy minął trójkę turystów. Przez chwilę zastanawiał się, czy się z nimi przywitać. Może to jednak nazbyt by ich zaskoczyło? Zamachał im więc tylko swoją kitą, jak gdyby był zwyczajnym, leśnym stworzeniem. A potem pomknął do małego kotka Mru, który dopiero co zamieszkał w drewnianej szopie, po drugiej stronie dużego placu przed budynkiem.
— Miau, miau, miau? — powiedział do kotka zaczarowany, wesoły lisek, który znał wszystkie języki zwierząt i ludzi, ale pomimo to wciąż brakowało mu kolegi, z którym mógłby się pobawić.
— Miau! — odpowiedział krótko mały, smutny, szary Mru.
Co w przetłumaczeniu na nasz język brzmiałoby mniej więcej tak:
— Czy pobawisz się ze mną, kotku?
— Nie!
Ot, i cała rozmowa.
Rudy zmartwił się mniej więcej tak, jak mogą sobie na to w ogóle pozwolić zawsze wesołe liski. Przewrócił metalową miskę z wodą, ochlapując sobie łapki, ogonem zaszurał po piasku, a z drewnianego stołu porozrzucał puste butelki po napojach, pozostawione przez źle wychowanych ludzi.
— Miau! — zaprotestował kotek, pełniący najwidoczniej funkcję miejscowego psa stróża.
Co znaczyło: „Nie!”
— Łap mnie kotku, łap! Miau, miau — miau, miau! — zawołał lisek.
— Nie! Nie! Nie! Nie! — zamiauczał tylko Mru, zupełnie nieskory do tak świetnej zabawy.
Mały, wesoły lisek aż jęknął, bo ten brak zainteresowania nieco ukłuł go w serduszko, ale co miał zrobić? Zatem uciekł w ciemną przestrzeń lasu. A mały, smutny, szary kotek zwinął się w kłębuszek, aby poczuć się choć trochę lepiej, miaucząc sobie przy tym: „Miau, miau, miau”. Samotny, mały Mru spędzał pierwszą noc daleko od swojego domku i swojej mamusi, pod nieskończenie ogromnym, gwieździstym niebem, otoczony lasem pełnym nieznanych mu odgłosów. Ale za to tuż przy schronisku z jedzeniem i przyjemną wycieraczką do spania.
Kotek mruczy coś do uszka,
Miękki taki jak poduszka.
Lisek przy stoliku siada,
Piękne bajki opowiada.
Te zwierzaki są magiczne
I nie tylko, że są śliczne.
Gdy na niebie gwiazdka świeci,
Bawią się jak małe dzieci.
Teraz tobie zasnąć pora,
Nie nad ranem, lecz z wieczora.
Gdy tej opowieści słuchasz,
Zakop cały się w poduchach.
Miau, miau… Mru…
Miau, miau… Mru…
Troszkę mleczka nalej mu…
Miau, miau… Mru…
Miau, miau… Mru…
Ukołyszę cię do snu.
Nad ranem Rudy ponownie spotkał się ze znajomą mu trójką turystów na maleńkim mostku, tuż obok wejścia na szlak. Pewnie tak jak wszyscy tutaj, pojawili się na moment, by potem zniknąć na zawsze w oddali.
Po co sobie nimi zawracać głowę?
Jednak tym razem liska zaciekawiła szeleszcząca torba chłopca, z której wypadło na ziemię coś o bardzo intensywnym zapachu.
— Czy lisy powinny jeść kanapki z żółtym serem? — zapytał mało ostrożny Kuba.
— Raczej nie. Nie podoba mi się, że ten lis nas się nie boi. To nie jest normalne — powiedziała mama.
— Może jest przyzwyczajony do ludzi? W końcu jest ich tu pełno. I nie wygląda wcale na chorego — rozstrzygnął tata — Zostaw mu to, co spadło i chodźmy.
Chodzi lisek sobie drogą.
Rusza łapką, rusza nogą.
Rudy ogon, co za kita!
Chyba go o drogę spytam.
Dam ci, lisku, żółty serek.
Nie za dużo, ciut, plasterek.
Chociaż się z poznania cieszę,
Czemu się nie chowasz w lesie?
Rudy porwał kawałek sera. „Może lubią go te ciągle smutne koty, które z wszystkim są na NIE”, pomyślał. „Może coś go jednak w końcu ucieszy?”
Zaniósł ser w pyszczku.
— Miau, miau! Miau, miau, miau? — zagadnął wesoły lisek, rzucając podarunek prosto do pustej miski.
— Miau, miau! — powiedział Mru.
Co w przetłumaczeniu na nasz język brzmiałoby mniej więcej tak:
— To dla ciebie, smacznego! Czy teraz pobawisz się ze mną?
— Nie, nie!
Ot, i cała rozmowa.
Rudemu zrobiło się przykro, jeśli może się to w ogóle zdarzyć z natury zawsze wesołym lisom. Zaczął kręcić się za własnym ogonem, jakby naprawdę coś mu dolegało, próbując zmienić nie najlepszy humor kotka. Ponieważ nie przyniosło to skutku, wskoczył na dach drewnianej szopki, jak jakiś kogut. Poskrobał pazurami o dachówki, aż zapiszczały nieprzyjemnie, a potem zaczął udawać, że atakuje małego kotka z powietrza, łapiąc go za ogon.
— Miau, miau! — To znaczy: „Nie, nie!” — tylko tyle umiał powiedzieć nasz mały Mru.
Kotek podrapał się w uszko, a potem schował na drzewie. Oczywiście z najsmutniejszym wyrazem pyszczka, z jakim przyszło się zmierzyć liskowi.
Rudy podwinął tylko ogon i odszedł. „Może już na zawsze od tego ponuraka”, pomyślał. Już miał wrócić do swojej norki, by odpocząć przed upałem, gdy usłyszał znajomy mu pisk, tuż obok swojego noska. Szybko rzucił się w tamtym kierunku. Upolował mysz, łatwo jak rzadko kiedy. Rach — ciach! Wtedy wpadł mu do głowy pomysł. Złapał mysz za ogon i pobiegł z nią do kotka.
— Miau, miau! Miau, miau, miau? — zaproponował wesoły lisek. Nie mógł się jednak doczekać odpowiedzi. Nie wiedział, że Mru w tym czasie próbuje wypowiedzieć nowe słowo. Ojej! W końcu mały kotek oznajmił:
— Miau, miau, mrau!
— Miau, miau, mrau? — zainteresował się zaskoczony lisek. Kotek poczuł, że znów go nie zrozumiano, więc tylko powtórzył cichutko:
— Miau, miau, mrau …
Co w przetłumaczeniu na nasz język brzmiałoby mniej więcej tak:
— To dla ciebie, kotku! Czy teraz pobawisz się ze mną?
— Nie, nie, nie ma!
— Czego nie ma, kotku?
— Nie, nie, nie ma …
Ot, i cała rozmowa.
Ależ to zdenerwowało liska! Oczywiście tak, jak tylko mogło, nie psując jednocześnie jego zawsze dobrego humoru. Dlaczego kotek powiedział, że czegoś nie ma i to w dodatku, gdy dostał taką smakowitą myszkę? Podszedł do małego, smutnego Mru i obwąchał go dokładnie. Czego nie ma nasz szary kotek?
Kotkowi wcale to się nie spodobało, aż zjeżyła mu się sierść i ogon. Miauknął ostrzegawczo:
— Miau, miau!
Co zapewne już wiecie, co znaczyło…
Pomimo wszystko Rudy zamachał wesoło ogonem, a tego już naprawdę jak na lisa zupełnie nie wypadało przecież robić w podobnej sytuacji. Figlarnie skrzywił łepek, a oczka zalśniły mu jak dwa rozżarzone węgliki.
— Pobaw się ze mną — zamiauczał lisek.
— Nie, nie, nie ma… — zaszlochał tylko kotek.
Zawstydzony Mru wskoczył na drzewo. Z cienia gałęzi spoglądał żałośnie, jakby o czymś bardzo, ale to bardzo chciał opowiedzieć, najlepiej o wszystkim naraz, ale… nie umiał. Nasz mały, szary kotek, ten, co dopiero zamieszkał w nowym miejscu, gdzie wszystko wydawało mu się tak bardzo niezwykłe, że aż chwilami straszne, tak jak tajemnicze odgłosy lasu i miękka wycieraczka pełna przeróżnych, zmieniających się aromatów, w tym pomału tracącego się już zapachu jego mamy, która wróciła do swojego domu, tak bardzo daleko stąd, że dalej, niż mógłby ją kiedykolwiek odnaleźć… Jednym słowem, po prostu: miau…
Powiedz kotku,
Co masz w środku?
Co cię wzrusza, co porusza,
Że wciąż smutna twoja buzia?
Oczka małe, zapłakane,
Czy szukają swojej mamy?
Kto przytuli, się rozczuli
I koteczka czymś obtuli?
Och, małych psot — dla ciebie, kot!
Wesołego liska trzeba, aby wspinać się na drzewa.
Kumpla, który to ogarnie!
Z nim włos z pyszczka ci nie spadnie!
Rudy zakręcił się kilka razy w kółko, jakby się jeszcze nad czymś zastanawiał, a potem wrócił do swojego domku.
W chłodnej norce odpoczywał od gorąca, drzemiąc i mlaskając przez sen. Gdy gwiazdy ponownie rozświetliły noc, pobiegł do schroniska najkrótszą, a w dodatku wygodną, szeroką drogą, omijając strome zbocza i chaszcze pełne ciernistych ostrężyn.
Kuba z rodzicami nie rozstali się jeszcze z zaczarowanym miejscem tuż obok samego serca Wysokich Gór. Siedzieli sobie na drewnianej ławce, cichutko rozmawiając.
— Popatrz, czy to nie jest znowu ten nasz lisek? — zapytał tata.
— Czy lisy mogą bawić się z kotami? — zapytała mama.
— A może to nie jest zwykły lis, tylko taki oswojony? — zapytał się Kuba.
— Tak jak z bajki o „Małym Księciu”, Kubusiu? — Mama zachichotała — Często ją czytaliśmy…
— I pewnie jeszcze umie mówić? — zażartował tata.
Tymczasem wesoły Rudy zapytał smutnego Mru:
— Miau, miau, miau?
— Miau, miau…
— Miau, miau, miau? — poprosił rzewnie lisek, podkulając ogon.
— Miau, miau, mrau…
— Miau, miau, mrau? Miau, miau, miau… — skamlał dalej.
— Miau, MIAU, MRAU, MRY!!!
Co mniej więcej, mogło znaczyć:
— Czy pobawisz się ze mną, kotku?
— Nie, nie…
— A może jednak pobawisz się ze mną?
— Nie, nie, nie ma …
— Czego nie ma? Pobawmy się …
— Nie, nie, NIE MA SPRAWY!
Ot, i cała rozmowa.
A potem biegali — jeden za drugim, to przewracając wszystko, co się tylko dało przewrócić, to wpadając jeden na drugiego lub odwrotnie — to łapiąc za ogony. Miaucząc, mrucząc i wrzeszcząc, ile tylko mieli sił. Kotek, który dopiero uczył się mówić, i lisek, który znał języki zwierząt i ludzi, ale nie wiedział, że „nie, nie” małego kotka może znaczyć zupełnie wszystko.
Co to były za odgłosy tej nocy! Spłoszone sarny uciekły hen daleko w głąb lasu. Nawet niedźwiedzie się pochowały, a wiewiórka włożyła do uszu żołędzie jak zatyczki. Świerszcze na wpół umarłe ze strachu przestały dawno cykać. To okropne, jak tu zasnąć!
Bawili się aż do ranka, gdy w końcu zasypiały nawet najbardziej rozbrykane zwierzątka. Tuż obok samego serca Wysokich Gór, czyli cudnego stawu, z najczystszą, kryształową wodą, schowanego między potężnymi szczytami, w miejscu trudno dostępnym i niezwykłym, i zawsze pełnym niecodziennych zdarzeń.
Jeśli tylko się tam zatrzymasz na trochę dłużej, nie zapomnij porozmawiać z liskiem. Pozdrów go ode mnie. A kotka podrap za uszkiem, bo tak lubi najbardziej.
Teraz zaśnij, gdy Rudy i Mru już śpią. Nareszcie, gdy cichutko…
Ciemno wszędzie, nocka będzie…
Księżyc ze snu kocyk przędzie.
Śpią zwierzaki — rozrabiaki,
Duże, małe…, cud — Słodziaki.
Liski rude, mruczki szare…
Czy ci opowiadać dalej?
Za górami, za lasami,
Nawet one śpią. Czasami.
Zamknij oczka, śpij maluszku…
Misia zostaw pod poduszką.
W tej krainie, gdzie brzmi cisza,
Uśniesz z nami słodko dzisiaj.
Miau, miau, mru… Miau, miau, mru…