© 2025, Natalia Kulbaka
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Żadna część niniejszej publikacji nie może być kopiowana, reprodukowana, przechowywana w systemach wyszukiwania ani przekazywana w jakiejkolwiek formie — elektronicznej, mechanicznej, fotograficznej, nagraniowej czy innej — bez pisemnej zgody autorki.
Wykorzystywanie fragmentów książki w celach edukacyjnych lub recenzenckich jest dozwolone pod warunkiem wskazania źródła i autora.
Redakcja, korekta, projekt okładki i skład: Natalia Kulbaka
Wydanie pierwsze, 2025
Prolog
Popiół opadał powoli, jakby czas w tym miejscu płynął inaczej. Wiatr, niosący ze sobą wspomnienia dawnych ognisk, przesuwał się przez opustoszały ogród, szeleszcząc suchymi liśćmi i trawą, która dawno straciła swój kolor. W powietrzu unosił się zapach dymu, ciężki i słodki, przenikający wszystko, co pozostało po dawnym życiu. Stary dom, stojący na skraju lasu, wydawał się czekać — na powrót, na słowo, na dotyk, który przywróci mu sens.
Noc była głęboka, a niebo rozświetlały tylko pojedyncze gwiazdy, ledwie widoczne przez gęste chmury. Wśród cieni ogrodu, pod rozłożystym orzechem, stała kobieta. Jej sylwetka była nieruchoma, niemal zrośnięta z ciemnością. Miała na sobie długi, ciemny płaszcz, a włosy, rozpuszczone i splątane, opadały na ramiona jak cień. W dłoniach trzymała niewielki woreczek z szarego płótna, z którego wysypywał się popiół. Każdy ruch jej palców był powolny, rytualny, jakby odmierzała czas, którego już nie miała.
Zamknęła oczy. Przez chwilę słuchała ciszy, która nie była ciszą — wśród szumu liści i trzasku gałęzi słychać było szepty. Głosy przodków, echa dawnych rozmów, śmiech dzieci, płacz kobiet. Wszystko to mieszało się z wiatrem, tworząc melodię, której nie sposób było zapomnieć. Kobieta uniosła woreczek wyżej, pozwalając, by popiół rozsypał się na ziemię. W bursztynowym świetle świecy, którą postawiła na kamieniu, drobinki popiołu zatańczyły w powietrzu, tworząc na chwilę kształty — twarze, dłonie, fragmenty wspomnień.
— Niech wróci to, co zostało utracone — wyszeptała. Jej głos był cichy, ale stanowczy, jakby wypowiadała zaklęcie, które znała od zawsze. — Niech dom pamięta. Niech krew przemówi.
Wiatr ucichł. Przez ogród przeszedł cień, dłuższy i ciemniejszy niż wszystkie inne. Kobieta poczuła, jak ziemia pod jej stopami drży, jakby coś budziło się głęboko pod powierzchnią. Przez chwilę miała wrażenie, że dom oddycha — ściany pulsują, okna drżą, dach wydaje cichy jęk. W bursztynowym świetle popiół opadał coraz wolniej, aż w końcu spoczął na ziemi, tworząc cienką warstwę, która połączyła przeszłość z teraźniejszością.
Kobieta odwróciła się, spojrzała na dom. W oknie na piętrze zamigotało światło — niepewne, jakby ktoś zapalił świecę i zaraz ją zgasił. Przez ułamek sekundy wydawało się, że w szybie odbija się twarz, której nie powinno tam być. Kobieta uśmiechnęła się smutno, po czym ruszyła w stronę furtki. Jej kroki były lekkie, niemal bezgłośne. Za nią pozostał tylko popiół, wiatr i dom, który znów czekał.
W oddali rozległ się cichy śpiew. Słowa były stare, niezrozumiałe, ale melodia niosła w sobie obietnicę powrotu. Dom, ogród, popiół i bursztyn — wszystko było gotowe na nowy początek.
Rozdział I — Powrót
Zapach domu uderza od progu — wilgoć, kurz, popiół, nuta dymu, która nigdy nie opuszczała tych ścian. Mira stoi na ganku, dłonią przesuwa po zardzewiałej klamce. Przez chwilę nie potrafi się zdecydować, czy wejść. Wiatr szarpie gałęzie starego orzecha, niesie ze sobą wspomnienia. W powietrzu unosi się zapach jesieni, mokrych liści, czegoś, co już minęło, ale nie zniknęło.
Wchodzi powoli. Skrzypienie zawiasów brzmi znajomo, niemal uspokajająco. Wnętrze domu jest chłodne, powietrze ciężkie od kurzu i dawnych rozmów. Mira zamyka oczy, pozwala, by miejsce ją otuliło. Każdy krok niesie echo dawnych dni — śmiech babki, cichy płacz matki, stukot dziecięcych stóp na schodach. Przesuwa dłonią po framudze, czuje pod palcami drobinki popiołu. Wspomnienia wracają powoli, jakby wyłaniały się z mgły.
W salonie światło jest przygaszone, przez brudne szyby wpadają smugi bursztynowego blasku. Na stole leży stara serweta, na niej ślady po świecach, popiół rozsypany w nieregularnych wzorach. Mira siada na skrzypiącym fotelu, zamyka oczy. Słyszy szelest liści za oknem, cichy śmiech, który rozbrzmiewa gdzieś daleko. Wspomnienia mieszają się z rzeczywistością — dom oddycha razem z nią.
Przez chwilę czuje się jak dziecko. Przypomina sobie letnie popołudnia w ogrodzie, zapach malin, ciepło dłoni babki. Teraz wszystko wydaje się inne, jakby przeszłość wracała do życia, domagała się uwagi. Mira otwiera oczy, patrzy na ściany pokryte cieniem. Każdy kąt, każda rysa na podłodze to ślad dawnych dni.
Wstaje, przechodzi przez kolejne pokoje. W kuchni czuć zapach ziół, które babka suszyła na parapecie. Na półce stoi stary dzbanek, w środku kilka zasuszonych kwiatów. Mira dotyka ich ostrożnie, jakby bała się, że się rozpadną. W powietrzu unosi się cichy szum — dom żyje, dom pamięta.
Wychodzi na ganek. Ogród zarósł, trawa sięga do kolan, krzewy malin dziczeją przy płocie. Wiatr niesie ze sobą zapach wilgotnej ziemi i wspomnień. Bursztynowe światło zachodzącego słońca tańczy na liściach. Mira czuje, jakby wracała nie tylko do miejsca, ale i do siebie sprzed lat. Wszystko jest znajome, a jednak inne. Czeka. Słucha. Dom oddycha razem z nią.
W oddali rozlega się głos — krzyk ptaka, trzask gałęzi, może czyjeś kroki na ścieżce. Mira odwraca się gwałtownie, serce bije szybciej. Przez chwilę wydaje się, że ktoś ją obserwuje, że dom nie jest pusty. Ale to tylko wiatr, tylko cień. Wraca do środka, zamyka drzwi. W powietrzu zostaje zapach popiołu i bursztynu, obietnica, że wszystko dopiero się zaczyna.
Mira staje w korytarzu, pozwala oczom przyzwyczaić się do półmroku. Każdy przedmiot wydaje się na swoim miejscu, choć minęły lata. Na ścianie wisi zegar, który zatrzymał się dawno temu — wskazówki nieruchome, jakby czas w tym domu płynął inaczej. Obok, na komodzie, leży stara fotografia: babka, matka, Mira jako dziecko. Uśmiechy na zdjęciu są ciepłe, ale w oczach kryje się cień. Mira bierze zdjęcie do ręki, przesuwa palcem po twarzach. Czuje ukłucie tęsknoty, żal za tym, co utracone.
Wchodzi do pokoju babki. Zapach lawendy i popiołu jest tu silniejszy. Na łóżku leży narzuta, którą babka szyła przez lata — wzór liści, kwiatów, bursztynowych nici. Mira siada na brzegu łóżka, zamyka oczy. Przypomina sobie wieczory, gdy babka opowiadała jej historie o przodkach, o ogniu, który nigdy nie gaśnie, o popiele, który jest początkiem. Słowa babki wracają do niej, ciche, jakby szeptane przez wiatr.
— Pamiętaj, Mirko, dom to nie tylko ściany. To pamięć. To krew. To wszystko, co było i co będzie.
Mira otwiera oczy, patrzy na okno. Za szybą ogród tonie w bursztynowym świetle. Cienie drzew tańczą na ścianach, tworząc wzory, które przypominają runy, znaki, których nie potrafi odczytać. Przez chwilę wydaje się, że widzi w ogrodzie postać — cień, który przesuwa się między drzewami. Serce bije szybciej, ale Mira nie odwraca wzroku. Czuje, że dom ją obserwuje, że czeka na jej ruch.
Wieczór zapada powoli. Mira zapala świecę, stawia ją na stole w salonie. Płomień drży, rzuca cienie na ściany. Mira siada przy stole, otwiera stary notes babki. Kartki są pożółkłe, zapisane drobnym, równym pismem. Mira przesuwa palcem po słowach, czyta na głos fragmenty, które pamięta z dzieciństwa.
„Popiół to nie koniec. To początek nowego ognia.”
Słowa brzmią jak zaklęcie. Mira zamyka oczy, słucha ciszy. W powietrzu unosi się zapach dymu, cichy szum, jakby dom szeptał do niej własnym językiem. Mira czuje podskórny lęk, ale i ciekawość — co jeszcze kryje się w tych ścianach?
Wstaje, przechodzi do kuchni. Otwiera szafki, przegląda stare naczynia, garnki, kubki z odpryskami. Każdy przedmiot ma swoją historię. Mira znajduje stary imbryk, w środku kilka liści mięty. Przygotowuje herbatę, siada przy kuchennym stole. Przez okno patrzy na ogród, na bursztynowe światło, które powoli gaśnie. Myśli o babce, o matce, o sobie. O tym, co ją tu sprowadziło.
Noc zapada szybko. Mira kładzie się na łóżku babki, przykrywa się narzutą. Słucha odgłosów domu — skrzypienia desek, szumu w kominie, cichego trzasku drewna w piecu. Dom oddycha, dom czuwa. Mira zamyka oczy, pozwala, by wspomnienia ją otuliły.
Śni o ogrodzie. Widzi siebie jako dziecko, biegnącą po trawie, śmiejącą się do babki. Czuje ciepło słońca, zapach malin, dotyk dłoni babki na włosach. Nagle wszystko się zmienia — ogród ciemnieje, wiatr szarpie gałęzie, popiół unosi się w powietrzu. Mira stoi sama, wokół niej cienie. Słyszy głos babki, cichy, daleki.
— Pamiętaj, Mirko, popiół to nie koniec.
Mira budzi się gwałtownie. W pokoju jest ciemno, tylko świeca na stole rzuca słabe światło. Mira siada na łóżku, oddycha głęboko. Czuje, że coś się zmieniło. W powietrzu unosi się zapach dymu, a na parapecie leży drobny bursztyn, którego wcześniej tam nie było.
Poranek jest chłodny. Mira wstaje wcześnie, otwiera okno. Do pokoju wpada świeże powietrze, zapach wilgotnej ziemi, śpiew ptaków. Mira patrzy na ogród — trawa mokra od rosy, liście błyszczą w słońcu. Mira wychodzi na ganek, boso stąpa po trawie. Czuje chłód ziemi, miękkość mchu pod stopami. Przechodzi przez ogród, dotyka krzewów malin, zbiera kilka owoców. Smakują jak dzieciństwo — słodko, lekko kwaśno, z nutą nostalgii.
W oddali słychać głosy — sąsiadka nawołuje kota, ktoś przejeżdża rowerem po żwirowej drodze. Mira wraca do domu, przygotowuje śniadanie. Je powoli, patrząc przez okno na ogród. Myśli o tym, co ją czeka. O dziennikach babki, o popiele, o bursztynie. O tym, czy dom ją rozpozna.
Przez kolejne dni Mira porządkuje dom. Odkurza meble, myje okna, wietrzy pościel. Każdy przedmiot, który bierze do ręki, budzi wspomnienia. Stara filiżanka z pęknięciem — babka piła z niej herbatę w deszczowe popołudnia. Zasuszony bukiet lawendy — matka wieszała go nad łóżkiem, wierząc, że przynosi spokojny sen. Mira układa wszystko na nowo, nadaje domowi własny rytm.
Wieczorami siada na ganku, patrzy na zachód słońca. Ogród powoli wraca do życia — pojawiają się motyle, ptaki śpiewają w krzakach. Mira czuje, że dom ją przyjmuje, że przeszłość i teraźniejszość splatają się w jedno. Czasem wydaje jej się, że słyszy głos babki, cichy śmiech, szelest sukni. Czuje się bezpieczna, ale i niespokojna — jakby coś miało się wydarzyć.
Pewnego popołudnia do drzwi puka sąsiadka, pani Zofia. Przynosi koszyk jabłek, uśmiecha się ciepło.
— Dobrze, że wróciłaś, Mirko. Dom długo stał pusty. Tęsknił za tobą.
Mira zaprasza ją do środka, parzy herbatę. Rozmawiają o dawnych czasach, o babce, o sąsiadach, którzy już odeszli. Pani Zofia opowiada historie, których Mira nie znała — o nocnych światłach w ogrodzie, o dziwnych dźwiękach, o tym, że dom zawsze był inny.
— Twoja babka miała dar — mówi cicho pani Zofia. — Ludzie mówili, że potrafi rozmawiać z duchami. Że dom ją słuchał.
Mira słucha w milczeniu. Czuje, że te słowa są prawdziwe. Żegna się z sąsiadką, wraca do salonu. Siada przy stole, otwiera dziennik babki. Czyta kolejne strony, szuka odpowiedzi.
Wieczorem Mira wychodzi do ogrodu. Powietrze jest chłodne, pachnie dymem i wilgocią. Mira siada pod orzechem, zamyka oczy. Słucha wiatru, szumu liści, cichych głosów, które wydają się płynąć z ziemi. Przypomina sobie słowa babki:
— Słuchaj popiołu, patrz na bursztyn.
Mira otwiera oczy, patrzy na dłonie. Na jednej z nich leży drobny bursztyn, który znalazła rano. Przygląda mu się uważnie — w środku widać maleńki fragment liścia, jakby zatrzymany w czasie. Mira czuje, że to znak. Że coś się zaczyna.
Nocą Mira śni. Widzi dom, ogród, siebie jako dziecko. Wszystko jest jasne, pełne światła. Nagle pojawia się cień — przesuwa się po ścianach, tańczy wśród drzew. Mira czuje strach, ale nie ucieka. Cień zbliża się, szeptem mówi jej imię. Mira budzi się z krzykiem. W pokoju jest ciemno, tylko świeca na stole rzuca słabe światło. Mira siada na łóżku, oddycha głęboko. Wie, że dom ją woła.
Kolejne dni mijają powoli. Mira porządkuje dom, odkrywa kolejne zakamarki. Na strychu znajduje stare skrzynie, w nich listy, fotografie, dzienniki. Każdy przedmiot to fragment historii, którą musi poskładać. Mira czyta listy babki do matki, notatki o rytuałach, opisy snów. Czuje, że zbliża się do czegoś ważnego.
Wieczorami siada przy kominku, pali ogień. Patrzy na płomienie, słucha trzasku drewna. Myśli o przeszłości, o przyszłości, o sobie. Czuje, że dom ją przyjmuje, że jest częścią czegoś większego.
Pewnego ranka Mira spotyka nowego sąsiada — Aleksa. Mężczyzna jest wysoki, szczupły, ma ciemne włosy i przenikliwe spojrzenie. Przechodzi obok ogrodu, zatrzymuje się, uśmiecha nieśmiało.
— Dzień dobry. Jestem Aleks. Niedawno się wprowadziłem.
Mira odpowiada uprzejmie, zaprasza go na herbatę. Rozmawiają o domu, o okolicy, o dawnych czasach. Aleks jest ciekawy, zadaje wiele pytań. Mira czuje, że może mu zaufać, choć nie wie dlaczego.
Wieczorem Mira wraca do dziennika babki. Czyta kolejne strony, szuka odpowiedzi. W dzienniku pojawiają się nowe słowa:
„Gdy wiatr niesie popiół, słuchaj. To głos przodków.”
Mira zamyka oczy, słucha ciszy. W powietrzu unosi się zapach dymu, cichy szum, jakby dom szeptał do niej własnym językiem. Mira czuje podskórny lęk, ale i ciekawość — co jeszcze kryje się w tych ścianach?
Nocą Mira śni o ogniu. Widzi dom płonący bursztynowym światłem, czuje ciepło, słyszy głosy. Wśród płomieni pojawia się postać — cień babki, który wskazuje jej drogę. Mira podąża za cieniem, przechodzi przez kolejne pokoje, odkrywa tajemnice domu. Budzi się z poczuciem, że musi działać, że coś ją woła.
Poranek jest jasny, pełen światła. Mira otwiera okno, wpuszcza do pokoju świeże powietrze. Czuje się silniejsza, gotowa na to, co przyniesie przyszłość. Wie, że dom ją przyjął, że przeszłość i teraźniejszość splatają się w jedno. Mira patrzy na ogród, na bursztynowe światło, które tańczy na liściach. Czuje, że wszystko dopiero się zaczyna.
Rozdział II — Pamięć domu
Cisza w domu była inna niż gdziekolwiek indziej. Gęsta, lepka, pełna szmerów i oddechów, których nie sposób było zignorować. Mira obudziła się wcześnie, zanim jeszcze pierwsze promienie słońca przebiły się przez brudne szyby. Przez chwilę leżała nieruchomo, wsłuchując się w rytm własnego serca i w dźwięki, które wydawał dom. Skrzypienie belek, cichy szum w kominie, odległe kapanie wody w łazience. Każdy dźwięk był jak znak, jak wiadomość wysyłana przez ściany, które pamiętały więcej, niż chciała przyznać.
Wstała powoli, narzuciła na ramiona sweter babki, miękki i pachnący lawendą. Przeszła przez korytarz, dotykając dłonią ścian, jakby chciała się upewnić, że dom jest prawdziwy, że nie śni. Pod stopami czuła chłód drewnianej podłogi, a każdy krok wydawał się budzić kolejne warstwy wspomnień. W kuchni powitał ją znajomy zapach — zioła, popiół, stęchlizna. Otworzyła okno, wpuściła do środka świeże powietrze. Przez chwilę patrzyła na ogród, na rosę błyszczącą na liściach, na pajęczyny rozpięte między gałęziami. Wszystko wydawało się takie samo, a jednak inne.
Przygotowała herbatę, wsypując do imbryka liście mięty i melisy, które znalazła w puszce na najwyższej półce. Zaparzając napar, słuchała, jak woda bulgocze w czajniku, jak para unosi się w powietrzu, mieszając z zapachem starego domu. Usiadła przy kuchennym stole, oparła łokcie o blat, spojrzała na ścianę, na której wisiał zegar. Wskazówki nadal stały w miejscu, jakby czas tu nie płynął. Mira zamknęła oczy, pozwoliła, by dom ją otulił.
Wspomnienia wracały falami. Dziecięce śmiechy, tupot stóp na schodach, głos babki nawołującej ją do kuchni. Mira widziała siebie, jak biega po ogrodzie, jak wspina się na drzewo, jak chowa się wśród malinowych krzaków. Czuła na języku smak letnich owoców, na skórze ciepło słońca. Ale pod tym wszystkim kryło się coś jeszcze — cień, który przesuwał się po ścianach, szmer, który nie był tylko wiatrem.
Dom oddychał. Mira była tego pewna. Każdy szmer, każde skrzypnięcie, każdy podmuch wiatru w kominie był jak oddech, jak bicie serca. Czasem wydawało jej się, że słyszy szepty — ciche, ledwie słyszalne, jakby ktoś mówił tuż za jej plecami. Odwracała się gwałtownie, ale nikogo nie było. Tylko cień, tylko światło świec, tylko zapach dymu.
Po śniadaniu Mira postanowiła obejść dom. Zaczęła od salonu, gdzie na stole leżały stare gazety, a na półkach piętrzyły się książki babki. Przesuwała palcami po grzbietach, czytała tytuły, niektóre znajome, inne zupełnie obce. Znalazła zeszyt z przepisami, w którym babka zapisywała nie tylko receptury, ale i krótkie notatki o pogodzie, o sąsiadach, o snach. Mira usiadła w fotelu, zaczęła czytać. Słowa babki były proste, ale pełne czułości. „Dziś padał deszcz. Mira śmiała się w ogrodzie. Zrobiłam kompot z malin. Śniło mi się, że dom śpiewał.”
Mira zamknęła zeszyt, odłożyła go na półkę. Przeszła do sypialni matki. Pokój był niemal nietknięty — łóżko starannie pościelone, na szafce nocnej stara lampka, pod poduszką książka z zakładką. Mira usiadła na brzegu łóżka, wzięła książkę do ręki. Była to powieść, którą matka czytała jej na głos, gdy była mała. Mira otworzyła na przypadkowej stronie, przeczytała kilka zdań. Słowa brzmiały znajomo, ale nie potrafiła sobie przypomnieć zakończenia. Zamknęła książkę, położyła ją na miejscu.
Wyszła na korytarz, weszła po schodach na strych. Tam powietrze było cięższe, pełne kurzu i zapomnianych rzeczy. Mira otworzyła okno, wpuściła do środka światło. Przeszukiwała skrzynie, znajdowała stare ubrania, fotografie, listy. Każdy przedmiot był jak klucz do innego czasu. Mira znalazła pudełko z bursztynami — drobnymi, mlecznymi, niektóre z zatopionymi w środku fragmentami liści. Przesypywała je w dłoniach, słuchała cichego stukotu. Wśród bursztynów znalazła pierścionek, który babka nosiła na specjalne okazje. Mira włożyła go na palec, poczuła dziwne ciepło.
Na strychu znalazła też stare świece, niektóre już nadtopione, inne jeszcze nieużywane. Mira zapaliła jedną, postawiła na parapecie. Płomień drżał, rzucał cienie na ściany. Mira patrzyła, jak światło tańczy, jak cień przesuwa się po belkach. Przez chwilę wydawało jej się, że widzi twarz babki, uśmiechniętą, spokojną. Zamknęła oczy, pozwoliła, by wspomnienie ją otuliło.