E-book
14.7
drukowana A5
34.84
Odejdź, jeśli musisz

Bezpłatny fragment - Odejdź, jeśli musisz

Zostań, jeśli możesz…

Objętość:
107 str.
ISBN:
978-83-8384-553-1
E-book
za 14.7
drukowana A5
za 34.84

Tą książkę dedykuję mojej zmarłej siostrze. Przykro mi, że nie zdążyłam ci powiedzieć o tej książce. <3.

Prolog

Siedzę w pokoju i próbuję nauczyć się tych wszystkich medycznych pojęć. Wzory chemiczne, anatomia człowieka, staram się skupić na jednym. Jednak w głowie mam co innego. Próbuję wyrzucić to z głowy, ale nie udaje się poprzez naukę. Rozglądam się po pokoju i dostrzegam książkę. Biorę ją do ręki i otwieram na stronie gdzie ostatnio skończyłam. Zaczynam czytać, jednak i to nie pomaga. Wręcz przeciwnie, przeszkadza. Rzucam książkę i uderza o ścianę.


— Nienawidzę romansów. — Mówię sama do siebie. — Kto je wymyślił? Kto wymyślił te wszystkie szczęśliwe zakończenia?! — Krzyczę wręcz.


Wstaję i podchodzę do okna. Niedaleko mojego akademika dostrzegam chłopaka i dziewczynę. Trzymają się za ręce, zapewne para. Wyglądają na szczęśliwych. On trzyma ją za rękę blisko, a ona daje się mu prowadzić. Szarpię za zasłony i zasłaniam okna. Z nerwów uderzam ręką o drzwi, po czym jęczę z bólu.

To wszystko jest po prostu nie fair. -Mówię sama do siebie. Myśli kłębią mi się w głowie, czuje się jakbym miała kłębek włóczki w głowie i za nic w świecie nie mogę znaleźć początku by go rozplątać.

Wracam do biurka i staram się skupić na anatomii człowieka. Czytam dwa pierwsze wersy, po czym nie wytrzymuję. Książka od anatomii ląduje obok swojej poprzedniczki. Przeczesuję rękoma włosy, nie mogę pozbyć się myśli. Doprowadza mnie to do frustracji.

Brzęczy mi telefon, odblokowuje go a tam …

Wspomnienie ze zdjęciem, jestem na nim ja i ON. Jesteśmy razem na pierwszej randce, uśmiechnięci i cieszący się z tego, że możemy spędzić razem kilka chwil.

Biorę głęboki wdech, jednak jak mam uspokoić szalejące serce. Już nie wiem czy to z gniewu czy z irytacji. Nie wytrzymuje, kolana mi się uginają i padam na podłogę. Po policzkach lecą mi łzy, gorzkie łzy. Chciałam rzucić telefonem, ale nie dałam rady. Jeżeli bym to zrobiła straciłabym, to co mi po NIM zostało.

Spoglądam na kalendarz i od razu mi coś nie pasuje. Dokładniej, pewna karteczka, którą sama tam NIE przykleiłam. Podnoszę się z kolan i sięgam ręką do obiektu zainteresowania. Byłam bardziej zaintrygowana treścią niż osobą, która ją ty zapisała


„’18 ~Nie daj mu odejść!!!”


Stałam tak i zastanawiałam się o co mogłoby chodzić. Przetarłam oczy mokre od łez, które gromadziły się i gromadziły.

I nagle mnie olśniło.

Może to znak, może za szybko go oceniłam, może…

Sama nie wiem. Co mam zrobić?

Rozglądam się po pokoju i odszukuje wzrokiem kluczyki od auta. W między czasie przychodzi mi powiadomienie na telefon :


‘’Nie daj MU odejść’’ ~ A

Mimowolnie się uśmiechnęłam.


***


Docieram na lotnisko jak wariatka. Nie wiem na co liczę, to ja spuściłam GO na drzewo. Sama nie wiem, na co właściwie liczę.

Podchodzę pod informacje „Arrivals”

Ala podesłała mi linie lotniczą, którą ON ma lecieć. Po chwili odnajduję, odlot ma o 18 (tak jak na karteczce pisało) leci Lotem i odprawa już się zaczęła.

O nie, nie, nie, nie. On już może być po odprawie. Nie dobrze. Panika mnie dopada, drżą mi ręce, a serce chce wyskoczyć z piersi.

Biegnę w stronę bramek, nie zważając na innych ludzi, jednak nigdzie go nie widzę.

Rozglądam się jeszcze raz, jednak nigdzie go nie ma. Bramki wkrótce się zamykają. Ostania nadzieje jaka mi pozostała wyparowała. Zrozpaczona cofam się i opadam na ławkę. Chowam głowę w dłoniach i zanoszę się płaczem. ‘Dlaczego pozwoliłam na to?’ ‘Dlaczego pozwoliłam MU odejść?’ Zadawałam sobie pytania w głowie. ‘Dlaczego musiałam być taką egoistką?’’ Ktoś mnie pokochał, a ja ze strachu przed uczuciami odrzuciłam GO’. Dlaczego?

Po chwili ktoś do mnie podszedł. Nie miałam sił sprawdzić kto to. Nawet mnie to nie interesowało zbytnio. Już po wszystkim, już go nie zobaczę, już odszedł. A to wszystko na moje życzenie. Zaczynało brakować mi już tchu, przez ten szloch.

— Proszę pani, czy wszystko w porządku. — Zapytała ta osoba, która do mnie podeszła. — Czy mogę jakoś pomóc?

Podniosłam wzrok, oczy miałam całe w łzach, więc widziałam tą osobę nie wyraźnie.

— Niestety nikt nie jest w stanie mi pomóc.

Wstałam i ruszyłam w stronę wyjścia, pełna smutku, a zarazem gniewu sama na siebie, że pozwoliłam MU odejść.

1

Każdy ma jakieś marzenia, z wiekiem czasu one ulegały jednak pewnej zmianie. Gdy zapytamy 5 letniej dziewczynce kim chciałaby zostać w przyszłości, to na 99 % będzie to księżniczka lub wróżka. Jak ja miałam 5 lat, może 6 chciałam być Elsą, była piękną blondynką i w dodatku miała moce. Mieszkała w pięknym królestwie i nosiła śliczną sukienkę. Teraz jak o tym pomyślę, to uśmiech pojawia mi się na twarzy.

Moje zainteresowania się zmieniły, im byłam starsza inaczej zaczęłam patrzeć na świat. W wieku 13 lat chciałam zostać astronautką. Zaczęły mnie interesować gwiazdy, nawet kupiłam teleskop soczewkowy. Prawie każdej nocy oglądałam niebo, księżyc. Gdy przyszło mi w 3 klasie gimnazjum wybierać szkołę, byłam zdecydowana, że jednak pójdę do klasy biologiczno-chemicznej. Kochałam zwierzęta i chciałam im pomagać. Moje zainteresowania z kosmosu przeszły na weterynarię. Niestety i z tego zrezygnowałam, jak na dniach otwartych zobaczyłam prawdziwe świńskie serce od razu zebrało mnie na wymioty. Od razu po tym wydarzeniu poinformowałam mamę, że jednak nie będę lekarzem weterynarii.

W końcu złożyłam papiery do klasy geodezyjnej. Przez trzy lata byłam niemalże pewna, że to będę studiowała. Jak możecie się domyślić nie poszłam w kierunku geodezji. Na wycieczce z babcią ujrzałam dwójkę osób ubranych w piękne czerwone stroje, jeden z nich trzymał na ramieniu torbę medyczną. Od razu zakochałam się w tym zawodzie. Nie mogłam przestać myśleć o ratownictwie medycznym. Rodzina była przeciwna mojemu wyborowi, ale to ja mam przeżyć swoje życie, a nie oni.

Tak o to trafiłam na studia medyczne w Łodzi.


***


Poranki dla mnie zawsze były ciężkie, jednak studia to już nie przelewki. Gdy budzik zadzwonił o 5:30, zwlekłam się z łóżka i udałam po szlafrok i kapcie. Zabrałam ze sobą kosmetyczkę i otwarłam ostrożnie drzwi. Udałam się korytarzem w stronę łazienki. Nie stać mnie na droższy akademik, gdzie łazienkę miałabym w pokoju. Mieszkam w jednoosobowym pokoju o niskich standardach. Pokoje nie są najpiękniejsze, a w toaletach czasami śmierdzi. Jednak to tylko 3 lata. Zawsze mogłoby być gorzej. Największym plusem jest to, jak poprzednio wspomniałam mam pokój na wyłączność. Nie musze znosić czyjejś obecności. Tak, że dochodzę do łazienki i wchodzę do środka. Podchodzę do umywalki i kładę kosmetyczkę na szafce obok. Wyciągam pastę do zębów i szczoteczkę. Po umyciu zębów biorę piankę do mycia twarzy i nabieram trochę na dłonie. Na koniec wycieram buzię ręcznikiem. Po załatwieniu wszystkich potrzeb fizjologicznych udaję się z powrotem do pokoju. Zakładam dres, piję kilka łyków wody, zakładam nerkę i wychodzę na zewnątrz pobiegać. Staram się to robić co dziennie, odkąd się tu przeprowadziłam. Moja wydolność oddechowa się polepszyła i nie boli mnie już tak kręgosłup.

Dzisiaj wydaje mi się, ale jest chłodniej. W końcu połowa października, jesień. Zakładam słuchawki, puszczam piosenkę w telefonie, wkładam go do nerki i po krótkiej rozgrzewce biegnę w stronę parku.

Tak szczerze, to bardzo lubię taką chłodną temperaturę. Gdy powietrze trafia do płuc, to takie miłe uczucie. Mózg się budzi i od razu się lepiej czuję. Moja kondycja fizyczna nie jest najlepsza i już po 8 minutach biegu dostaje zadyszki i musze na chwilę przystanąć. Zwalniam bieg do marszu i tak pokonuję ostatni zakręt, który prowadzi do pobliskiego parku.

Spojrzałam na zegarek i dochodziła 6, nic dziwnego, że w park był pusty. Postanowiłam odpocząć na chwilkę, na jednej z ławek. Niestety była pokryta rosą.


— Jest mokra.


Ktoś powiedział, przez co drgnęłam ze strachu. Obracam się i przede mną stoi wysoki blondyn, w koszulce i szortach. Co jest nieodpowiedzialne z racji, że mamy październik.


— Dzięki, zauważyłam.


Odpowiadam i odchodzę. W parku o tej porze zazwyczaj nikogo nie spotykam. Jednakże miło z jego strony, że mnie ustrzegł, chociaż sama bym to zauważyła.


— Hej.


Miałam nadzieje, że nie pójdzie za mną, nie mam głowy teraz na chłopaków. Chciałam się skupić na nauce. Zatrzymuję się jednak i obracam do niego.

Chciał mi coś powiedzieć jednakże mu przerywam.

— Słuchaj dzięki, że mi powiedziałeś o tej ławce i w ogóle, ale nie jestem zainteresowana. — Wypalam i chce odchodzić.

Zaśmiał się tylko i powiedział coś, przez co chciałam się zapaść pod ziemię.

— Zacznę może od tego, że nie chciałem cię poderwać, tylko powiedzieć, że masz coś białego koło ust. — Mówi z nieukrywaniem tego, że śmieszy go ta cała sytuacja.

Czuję, że pokrywam się rumieńcami, to musi być pasta. Nie dokładnie umyłam buzię. Biorę szybko trochę śliny na palec i ścieram knocik ust. Podnoszę wzrok na niego i widzę, że nadal mu do śmiechu.

— To pasta, nie wyobrażaj sobie zbyt wiele. — Mówię zirytowanym tonem, po czym przewracam oczami.

— Ja nie pytam co robiłaś zeszłej nocy. — Wzrusza ramionami i odchodzi.

Przez chwilę stoję nieco osłupiona. Co to był za typ. Nie powiem, że był przystojny i trochę zbyt pewny siebie. Może pomyślałabym o czymś, gdyby nie studia. To jest teraz moim priorytetem, a nie jacyś wysocy i przystojni blondyni, którzy mogli by ze mną biegać co dziennie rano i dawać ku temu motywację.

Po powrocie do akademika zabieram się do powtórzenia kilku tematów z ostatnich wykładów. Na chwilę obecną największy problem mam z mikrobiologią. Musze jej poświęcić najwięcej czasu, inaczej wylecę.

Gdy dochodzi 8 dzwoni mi telefon.

— Zuzia, gdzie jesteś?

Odbieram telefon i podchodzę do szafy by wyciągnąć kurtkę.

— Już wychodzę, jesteście już na uczelni? — Pytam Julki, bo właśnie ona do mnie dzwoni.

— Właściwie to czekam pod twoim blokiem.

— Daj mi minutkę.

Zamykam drzwi na klucz i kieruję się do wyjścia. Wychodzę i zauważam, że pogoda się trochę polepszyła i zapowiadało się na to, że będzie słonecznie.

— Hej. — Wita się ze mną Julka gdy już jestem obok niej, — Jak nastawienie?

— Hej, a nawet dobrze. — Odpowiadam i zastanawiam się nad tym, czy mówić jej o dzisiejszej sytuacji. — Spotkałam dzisiaj chłopaka jak biegałam.

Julka jąka z irytowania.

— Mówiłam ci, do końca studiów zero chłopaków.

— No wiem, nie dałaś mi dokończyć. To nie był nawet flirt. Powiedział mi o ławce, że jest mokra, i że mam pastę na buzi. Z czego się śmiał.

Julka parska śmiechem.

— Chociaż tyle, ale Zuza mówię poważnie. Z chemią ci nie po drodze i jeżeli zaprzątasz sobie głową jakimś chłopakiem, to wiesz, że zawalisz rok. Twoim marzeniem był być tutaj, proszę cię obiecaj samej sobie, że przez jakiegoś chłopaka nie zawalisz roku.

Staje przede mną i chwyta mnie za ramiona. Patrzy porozumiewawczo i czeka na moją odpowiedz.

Wzdycham ciężko po czym mówię.

— Dobrze, obiecuję, że nie będę zaprzątać sobie głowy jakimś chłopakiem, i że nie zawale roku z jego powodu.

— Z żadnego powodu. — Poprawia mnie przyjaciółka.

— Z żadnego powodu. — Powtarzam ją.


***


Wchodzimy na uczelnie i udajemy się na osobne wykłady. Zapowiadał się pracowity dzień. Zajęcia mam od 8:15 do 16. Między tymi zajęciami jedynie 3 przerwy. Jednak to lepsze niż 9h w pracy.

2

Wchodzę do Sali wykładowej i zajmuję miejsce trzy rzędy od wykładowcy. Nie przepadam za przednimi miejscami.

— Prawie się spóźniłaś. — Powiedziała do mnie szeptem Alicja.

— Zagadałam się z Julką. — Odpowiedziałam.

— Czemu nie ma Patkowskiego? — Zapytałam, zazwyczaj z nim mieliśmy teorie o ratownictwie.

— Szczerze, to nie wiem. Słyszałam tylko, że zachorował czy coś. — Odpowiedziała mi wyciągając duży zeszyt z torby.

Ja zrobiłam to samo i zauważyłam, że nie wzięłam długopisu.

— Ej, masz dwa pisadła?

Alicja podała mi jeden ze swoich długopisów.

— Witajcie drodzy studenci. -Zaczął nowy wykładowca. — Nastąpiła zmiana profesorów i teraz ja będę was uczył teorii o ratownictwie.

Ktoś podniósł rękę.

— Nie pytajcie dlaczego, bo wam nie powiem, a więc nie traćmy więcej czasu. Zacznijmy tematy, które przygotowałem dla was.

Ten ktoś, a właściwie dziewczyna opuściła rękę. Niektórzy zapominają, że już nie chodzą do szkoły. Trochę śmiać mi się chce, ale nie z niej tylko z samej siebie. Na pierwszych zajęciach zapytałam się jednego z profesorów czy mogę iść do łazienki. Popatrzył na mnie dziwnie tylko i powiedział, że to nie szkoła i nie będzie nam bronił chodzić do toalety. Wstałam więc wtedy i wyszłam. To jedna z zasad, która mi bardzo odpowiada.

— A więc, na koniec naszych zajęć macie napisać referat o różnych przypadkach występowaniu ataków serca u człowieka. Termin oddania to 26 październik.

Studenci zaczęli się zbierać. Ja z Alicją zrobiłyśmy to samo.

— Nieźle poszło- Zagadnęłam, gdy wyszłyśmy z Sali. — Nie jest tak źle.

— Niby nie, mogłoby być gorzej. Jednak ten referat.

Spoglądam na nią i widzę, że czymś się przejmuje. Jednak wątpię, żeby to było z powodu tego referatu.

— Ala coś się stało? -Zapytałam ją, gdy weszłyśmy do toalety.

— Tak i nie. — Odpowiedziała wymijająco.

Podeszłam do lusterka i przejrzałam się czy z moimi włosami wszystko w porządku, podczas gdy Alicja weszła do jednej z kabin.

Wyciągnęłam szczotkę i kilkoma szybkimi ruchami poprawiłam włosy. Teraz wyglądały o wiele lepiej, nie wiem gdzie ja się tak rozczochrałam.

— A więc co się dzieje u ciebie? — Zapytałam zaniepokojona.

Alicja podeszła do zlewu i zaczęła myć ręce.

— Obawiam się o naukę i o to czy moich rodziców będzie stać na moje studia.

— Przecież dzienne są darmowe.

— Niby tak, ale opłata akademika i wyżywienie. -Ciągnęła dalej dziewczyna. — W dodatku imprezy.

— Ich to mogłabyś sobie odpuścić, dużo hajsu byś zaoszczędziła.

Popatrzyła na mnie i się roześmiała, na co ja do niej dołączyłam. Z naszej dwójki to ona byłą imprezowiczką, a ja tą spokojną. Tyle, że jej płacą za wszystko rodzice i nie musi pracować, a ja liczę jedynie na samą siebie.

Wychodzimy z toalety i idziemy korytarzem pełnym studentów w stronę schodów. Musimy wyjść prawie na najwyższe piętro, czekają na nas tam zajęcia z mikrobiologii, której szczerze nienawidzę. Nie radzę sobie z tymi wszystkimi probówkami.

— I jak, czytałaś cos z ostatnich zajęć? — Zagaiła Ala, gdy zbliżałyśmy się do ostatnich schodów.

— Tak, z 15 razy czytałam, w kółko i w kółko. Powiem jedno, da się to ogarnąć. Teoria spoko, zobaczymy jak mi pójdzie praktyka. — Chwyciłam się poręczy i pokonałam ostatni stopień.

— Jeżeli nie będziesz czegoś rozumiała to wiedz, że ja ci pomogę. Wystarczy, że powiesz. — Zapewniała mnie Ala.

Uśmiechnęłam się do niej i usiadłyśmy na krzesłach koło drzwi prowadzących do Sali wykładowczej z mikrobiologii.

Nasz profesor przyszedł punktualnie i tak też zaczęliśmy zajęcia. Mieliśmy tym razem praktykę. Założyliśmy białe ochronne ubrania i zabraliśmy się za zadanie powierzone przez profesora.

— Ty Zuza patrz. — Alicja podniosła probówkę z bladoróżową cieczą. — Wygląda jak sok malinowy.

Popatrzyłam na nią i się zaśmiałam.

— Ala tylko ostrożnie, wymachujesz tym jak torebką.

— Nie pękaj…

„»Sok malinowy«” znalazł się na mojej ręce. Nie pytajcie jak. Ręka zaczęła piec jak cholera.

— Pani Zuzanno proszę udać się z tym do tutejszej higienistki. — Oznajmił profesor. — Reszta wracać do zajęć.

Profesor nie pozwolił Alicji iść ze mną. Wyszłam więc z Sali i ruszyłam korytarzem w stronę schodów. Po drodze mijałam drzwi do toalety chłopaków. Zazwyczaj trzymałam się z dala od nich, jak szłam korytarzem. Jednak ręka bardzo mnie piekła, przez co nie patrzyłam zbytnio jak idę. ‘Z tyłu głowy’ wiedziałam, żeby nie drapać tego, jednak to strasznie piekło, a zarazem swędziało.

Nagle ktoś na rozcież otworzył drzwi od łazienki chłopaków i uderzył nimi mnie. Straciłam równowagę i uderzyłam o podłogę. Ból przeszedł mi przez głowę i cały kręgosłup. Momentalnie zapomniałam o ręce i chwyciłam rękoma głowy. ‘Zabije tego kto wychodził jak idiota z tej łazienki’ pomyślałam sobie.

— Przepraszam najmocniej. — Powiedział chłopak, zapewne ten, przez którego teraz leżę. — Spokojnie, pomogę ci. Oddychaj głęboko, pokaż tą głowę.

— Spokojnie, tak. — Powiedziałam sarkastycznie. — Było nie wychodzić z łazienki jak z jakiegoś wybiegu. — Warknęłam.

— Wkurzanie się na mnie nic ci nie pomoże. — Odpowiedział.

Może nie pomoże, ale miałam sporo racji.

— Spróbuj powoli wstać. Pomogę ci.

Chłopak położył swoją dłoń na moich plecach i pomógł mi usiąść.

— Popatrz na moje palce.

Pokazał mi przed oczami dwa palce i kazał patrzeć na nie, Skierował je najpierw w prawą, a później w lewą stronę.

— Jest dobrze, będziesz żyła. -Oznajmił. — A teraz spróbuj wstać.

Popatrzyłam na niego wyraźniej zirytowana. ‘Będę żyła’ zabawne.

Chłopak wstał i podał mi dłoń. Chwyciłam ją ze zwykłej uprzejmości, ale też dlatego, że w razie czego nie chciałam stracić równowagi.

— Przepraszam cię jeszcze raz, nie chciałem, żebyś przeze mnie się przewróciła. — Powiedział i skierował swój wzrok na moją dłoń. — O jejku dziewczyno twoja ręka. Coś ty zrobiła.

Chłopak starannie się jej przyjrzał.

— Spoko idę właśnie do higienistki. — Zapewniłam go.

— Powinnaś to skonsultować również z dermatologiem.

Podniosłam jedną brew.

— Taki z ciebie znawca, co? — Zażartowałam sobie.

— Nie znawca, ale trochę się o tym uczyłem. Chyba nie chcesz dużej blizny, co?

Gdy to wypowiadał przypatrzyłam mu się uważnie. Jak mogłam tego wcześniej nie zauważyć. Chłopak, który mnie uderzył drzwiami, po czym sprawdził czy wszystko w porządku, to ten sam, którego spotkałam dzisiaj rano w parku. Że ja go wcześniej nie rozpoznałam. To pewnie przez ten upadek.

— A teraz chodź do tej higienistki. Odprowadzę cię. — Powiedział.

— Wiesz, że nie potrzebuję niańki.

— Niańki może nie, ale nie zostawię cię po tym jak uderzyłaś głową, w dodatku przeze mnie.

Nie protestowałam długo, miał rację. Ruszyliśmy schodami w dół, gabinet higienistki znajdował się na samym dole.

— To byłaś ty dzisiaj rano w parku? — Zapytał pierwszy.

Ja miała o to samo zapytać, jednak nie chciałam wyjść na głupią, gdyby to jednak nie był on.

Pokiwałam twierdząco głową, na jego pytanie.

— Nie przedstawiłem się wtedy. — Dodał.

— Spoko, nie musisz.

Zrobił zdziwioną minę i trochę zawiedzioną. To było trochę wredne.

— Zawsze jesteś taka arogancka względem chłopaków. — Zapytał.

— To zależy. — Mówię ogólnikowo.

Skręcamy w prawo i od gabinetu dzielą nas już tylko jedne schody.

— Od czego?

— Może kiedyś się dowiesz.

Dochodzimy do higienistki i zatrzymujemy się na chwilę. Patrzy chwile mi w oczy i mówi to co powinien powiedzieć, gdy spotkaliśmy się po raz pierwszy.

— Nathan. — Podaje mi rękę.

— Co? — Mówię trochę zdezorientowana.

— Moje imię. — Kontynuuje. — Nazywam się Nathan, a ty?

Kieruje wzrok na jego dłoń, podaje mu moją rękę.

— A ja Zuzia.

Chwyta delikatnie moją dłoń.

— Miło było cię poznać. — Dodaje nie puszczając mojej ręki i utrzymując ze mną kontakt wzrokowy.

— Ciebie również. — Odpowiadam. — Wiesz, że możesz już puścić moją dłoń. — Gdy to mówię uśmiecham się.

Nathan puszcza moją rękę.

— Mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy. — Mówi na pożegnanie, po czym odchodzi.

Przez chwilę zapominam co miała zrobić. Ten cały Nathan namieszał mi trochę w głowie. Ale zaraz, musze się ogarnąć. Nie mogę teraz myśleć o chłopakach. Zbieram myśli i pukam do gabinetu higienistki.

3

— Musisz lepiej uważać, szczególnie ty. — Mówi pani Grass, wiem dziwne nazwisko. To właśnie tutejsza higienistka.

Bierze do ręki nożyczki i odcina niepotrzebną część bandaża. Wiąże delikatnie kokardkę i zabiera się do zapisania informacji do dokumentacji.

— Dlaczego szczególnie ja? — Zapytałam nieco zaniepokojona.

— Słucham? — Powiedziała nie przerywając notować w dokumentacji.

— Powiedziała pani, że powinnam uważać. — Biorę głębszy wdech i czekam chwilkę aż oderwie się na chwilkę od tej całej dokumentacji. — I dodała, że szczególnie.

Podnoszę prawą brew pytająco i czekam na odpowiedz.

— Ma pani zmiany na skórze, wskazujące na uczulenie na preparat, którym się pani oparzyła. Powinna się pani wybrać do dermatologa. — Dodaje. — To wszystko, jest pani wolna.

— To samo powiedział tamten chłopa… znaczy Natan. — Poprawiłam się.

Pani Grass popatrzyła na mnie z ukosa, w jej oczach wyczytałam to jedno spojrzenie i momentalnie zaprzeczyłam.

— To nie tak.

— Ja przecież nic nie mówię. A teraz słuchaj, zmieniaj opatrunek dwa razy dziennie i skonsultuj oparzenie z odpowiednim lekarzem.

Wstaję, po czym dziękuję za udzielenie pomocy.

Wychodzę z gabinetu i wracam na zajęcia. Profesor dał mi trochę luzu i nie kazał wszystkiego robić. Więc więcej przypatrywałam się, co robi Ala.


***


— Co ty opowiadasz. — Powiedziała z podekscytowaniem Alicja. — Wiesz, że to nie przypadek. Musisz się z nim umówić.

Popatrzyłyśmy się na siebie i głośno roześmiałyśmy. Obydwie dobrze wiemy, że ja i flirtowanie z chłopakami to naprawdę ‘przepaść’. Nie powiem bo chłopak jest przystojny i chętnie bym się z nim umówiła. Jednak to się równa z tym, że nauka poszła by w ‘kąt’, a nie mogę do tego dopuścić.

— Też o tym myślałam. — Przerwałam krótką ciszę. — Powiedz lepiej jak sytuacja finansowa twoich rodziców?

Momentalnie Alicja posmutniała, domyślam się, że nie jest dobrze. Jeżeli jej rodziców nie będzie stać, na to by dawać jej kasę, to albo pójdzie do pracy, albo odpadnie. Tego drugiego nie chcę. Z nią mi się tak dobrze przyjaźni. W szkole średniej nie miała koleżanki, ani przyjaciółki. Idąc tu nikogo kompletnie nie znałam. Na spotkaniu zapoznawczym, na którego poszłam poznałam ją i Julkę. One nie zbyt się lubią, jednak ja je polubiłam.

Poza tym Ala lepiej sobie radzi z niektórymi przedmiotami i mi pomaga. Bez niej mogę sobie nie poradzić.

— Niestety nie najlepiej. —

Odpowiada smutnym głosem.- Tata stracił pracę, a mamie kończy się umowa. Jeżeli kawiarnia upadnie, to nie wiem.

— Wiesz co, chyba oby dwie dobrze wiemy co będzie. — Popatrzyłam na nią z wyrozumieniem.

— Zuzia nie chce by to się stało. — Mówi podłamanym głosem.

— Słuchaj, coś wymyślimy. Pamiętaj, że nie jesteś z tym sama. — Mówiąc to przytulam ją mocno, by wiedziała, że ma mnie, i że może na mnie liczyć.

— Dzięki Zuz, na ciebie można liczyć. — Mówi mi do ucha.


***


Wchodzę do akademika po skończonych zajęciach. Kładę torbę na łóżko i wyjmuję zupkę błyskawiczną z szafki. Wlewam do czajnika elektrycznego wodę i gotuję ją. Rozdrabniam makaron i wsypuję do miski, otwieram przyprawkę i wsypuję na makaron. Gdy jest już zagotowana, wlewam ją do miski z makaronem. Po niecałych 3 minutach zupka jest gotowa. Po zjedzeniu wietrzę pokój i zabieram się za czytanie książki.

Kładę się więc na łóżku, biorę do ręki książkę i otwieram na drugim rozdziale. Docieram do momentu gdzie główna bohaterka zostaje porwana, w dodatku porywacze mówią do niej innym imieniem.

Po chwili dzwoni do mnie telefon. Na wyświetlaczu pojawia się numer mojej siostry.

— No cześć jak tam u ciebie w Łodzi? — Pyta Sara.

— A dobrze, właśnie czytam książkę. — Odpowiadam zaginając stronę na której skończyłam i zamykam książkę.

— Zjadłaś coś?

— Barszcz czerwony.

— Mówiłam ci, żebyś nie jadła tego świństwa. Przecież tym się tylko trujesz.

‘I znowu się zaczyna’ myślę sobie. ‘Będzie teraz prawiła morały’.

— Studiujesz medycynę, a nie wiesz jak ta zupka wpływa na twój organizm? — Pyta pretensyjnym tonem.

Wstaje z łóżka i podchodzę do okna. Odchylam delikatnie firankę, żeby zobaczyć kto przechodzi po oknem.

— No wiem, wiem. — Odpowiadam zdawkowo. — Mam dla ciebie newsa.

— No to czemu nic nie mówisz. — Niemalże krzyczy do słuchawki. — Dziewczynki śpią, więc mam chwilkę na ploteczki.

Dostrzegam jakąś parę pod akademikiem. Dziewczyna niesie w ręce róże, zapewne od tego chłopaka.

— Dzisiaj rano spotkałam chłopaka w parku. -Zaczynam. — Nie rozmawialiśmy zbytnio, ale nie to jest najważniejsze. Pech chciał, że spotkałam go w dziwnej sytuacji na uczelni.

— Co ty opowiadasz. — Przerywa mi. — Jakiej dziwnej sytuacji? — Dopytuje.

— Spokojnie, już ci wszystko mówię.

Mówię Sarze wszystko ze staranną dokładnością, tak by nic nie zapomnieć. Sara piszczy z emocji. Ja jedynie przewracam oczami.

— Już myślałam, że się nie doczekam żadnych wątków miłosnych w twoim życiu, a tu taka sytuacja.

Wzdycham głośno.

— Zuza, wiem o co ci chodzi, ale nie stawaj nauki ponad uczucia. Chciał cię gdzieś zaprosić?

— W sumie to nie.

— Zuz, jeżeli zapyta idź, co ci będzie szkodzić.

— Sara wiesz, że mam dużo nauki.

— To tylko wymówki, ja już cię znam. Wiem, że chcesz mieć chłopaka, chodzić na randki i dostawać czerwone róże.

Moja siostra ma trochę racji, w każdym razie porozmawiałyśmy jeszcze z 15 minut i musiała kończyć, bo dziewczynki wstały.

Ja usiadłam do biurka i zabrałam się za mikrobiologię, biochemię i ‘kochaną’ biofizykę. Nim się oglądam na zewnątrz robi się ciemno, a zegar pokazuje 21.

Wstaję więc od biurka, zabieram kosmetyki i udaję się do toalety. Opłukuję twarz, myję żeby i biorę szybciutki prysznic.

4

— Nie Pani Zuzanno, wykonujemy 30 ucisków, następnie dwa wdechy, ale tylko gdy ma Pani przy sobie ustnik. — Instruuje mnie profesor, na zajęciach z pierwszej pomocy. — W innym przypadku wykonujemy tylko wdechy.

— Dobrze. — Odpowiadam.

Zabieram się za masaż serca, po 20-stu gubię się i nie wiem czy już, czy jeszcze nie mam 30 ucisków.

— Kolejna osoba. — Decyduje Profesor.

Wstaję od pacjenta i udaję się w stronę Alicji. Bardzo podobają mi się te zajęcia. Są takie praktyczne i potrzebne.


**


Po zajęciach z pierwszej pomocy udajemy się z Alicją na szybki obiad. Kolejne zajęcia mamy dopiero za 3 godziny.

— Do ‘Bajecznej’ jak zawsze? — Zagaja Ala.


‘Bajeczna’ to bar mleczny, gdzie zazwyczaj jemy obiady. 10 pierogów kosztuje tam 7 zł, a są naprawdę dobrej jakości. Gdy po koniec miesiąca zostają mi jakieś oszczędności, to właśnie idą one na takie obiadki.

— Oby tylko nie było kolejek. — Mówię, jej pytanie było czysto retoryczne.

— Co byś chciała zjeść. — Odzywa się Ala, gdy przechodzimy przez ulicę.

— Zastanówmy się momencik, ostatnio zamawiam cały czas pierogi z mięsem, może tym razem jakąś zupę, albo naleśnika. — Odpowiadam z namysłem.

— Moim zdaniem też powinnaś coś zmienić. Pierogi ci się przejedzą.

Śmiejemy się z tego obie i jesteśmy 3 metry od naszej ‘Bajecznej. Gdy wchodzimy do środka dostrzegam przy ladzie znanego mi bruneta. Nie widzi mnie, stoi tyłem. Jednak ja go od razu poznaje. Gdy jesteśmy coraz bliżej chłopaka serce bije mi coraz szybciej. Zaczynają mi się pocić ręce i cała się denerwuję. ‘Zuzka uspokój się’ myślę sobie. ‘To tylko chłopak’

Przyjaciółka dostrzega moje dziwne zachowanie.

— Zuza wszystko w porządku? — Zatrzymuje mnie i łapie za ramię.

Nie wiem czy wspominałam wcześniej, ale obie studiujemy medycynę, a konkretnie ratownictwo medyczne. Mimo, że jesteśmy na pierwszym roku, to Alicja jest do przodu z materiałem. Umie niektóre reakcje szybciej niż inni wykryć.

— Tak… Ja po prostu… — Odpowiadam, ale nie udaje mi się skończyć.

Nathan odwraca się do nas i patrząc się na mnie maluje się na jego twarzy uśmiech. Na co ja też szczerze się jak głupia.

— Hej Zuzia, co za niespodziewane spotkanie. — Mówi pierwszy Nathan. — Często tu przychodzisz?

— Hej. — Odpowiadam słabym głosem. ‘ Weź się w garść’, znowu mówię do siebie w myślach. — Jak mamy dłuższą przerwę miedzy zajęciami. — Tym razem mówię już pewniejszym siebie tonem.

— To dobrze. — Mówi chłopak nie spuszczając ze mnie wzroku.

Stoimy tak przy ladzie naprzeciw siebie, a obok mnie Alicja. Ona widząc co się święci odchrząkuje dosyć głośno.

— A tak. — Wracam myślami. — To moja przyjaciółka, Alicja, a to Nathan poznaliśmy się w parku.

— A później na korytarzu. — Dodaje brunet.

— Dokładnie.

— Miło poznać. — Mówi Alicja.

— Czy wyczuwam u twojej przyjaciółki sarkazm Zuziu?

Aż zaschło mi w gardle, czy ja się przesłyszałam?

~Nie na pewno nie, stoję przecież zaraz obok niego. Zdrobnił moje imię. Co jest ze mną, przecież na takie drobne rzeczy nie mogą uginać mi się kolana. ~Skarciłam się w myślach.

— Jesteśmy nieco zmęczone. — Odpowiadam po chwili. — To wszystko.

Uśmiecham się łagodnie, po czym ktoś nam przerywa tę miłą pogawędkę.

— Pierogi z mięsem. — Woła pani z za lady.

— O to moje. — Nathan odbiera zamówienie spakowane na wynos. — Przepraszam was dziewczyny, muszę lecieć. Do zobaczenia Zuziu.

Nathan wyszedł z baru, a Alicja tylko pokręciła głową. Zdaje sobie sprawę co sobie myśli. Nic na to nie poradzę, że ten chłopak tak na mnie działa. Teraz jeszcze przychodzi w moje ulubione miejsce na posiłek.

— Poproszę barszcz czerwony z uszkami z kapusta i grzybami. — Zamawia Alicja.

— A dla Pani.- Zwraca się do mnie Gosia, bo tak jest napisane na plakietce pani z za lady.

— Pierogi z mięsem.


***


Po zjedzonym posiłku Alicja się tylko śmieje.

— Słyszałam, że chcesz coś zmienić. — Mówi przez śmiech.

Przewracam oczami i upijam kilka łyków wody.

— Daj spokój, musze się ogarnąć.

Alicja mi potakuje.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 14.7
drukowana A5
za 34.84