E-book
7.35
drukowana A5
54.72
Odejdź

Bezpłatny fragment - Odejdź


5
Objętość:
308 str.
ISBN:
978-83-8245-293-8
E-book
za 7.35
drukowana A5
za 54.72

— Prolog-

Wybiła godzina dwudziesta druga trzydzieści, gdy skończyłam naprawę tego jebanego złomu. Nie wiem, co ludzie widzą w tych samochodach. Serio. Białe Maserati Grand Turismo stało w hali mojego warsztatu. Adam przywiózł je dwa dni temu, podobno ktoś mu uszkodził stacyjkę i najebał coś w elektronice. A ja byłam najlepsza w diagnostyce i naprawie tego typów samochodów. Uśmiechnęłam się do siebie na wspomnienie tego, jak nieudolnie po raz chuj-wie-który próbował zaprosić mnie na kolacje. Jakby to milion razy, które odmówiłam, było mało. Znów przywiózł kwiaty, wino i czekoladki. To taki typ człowieka, który nie rozumie słowa nie. Czarne, gęste, zawsze krótko przystrzyżone włosy, T-shirt, dżinsy i skórzana kurtka. Jego znak rozpoznawczy. A i jeszcze zapomniałabym o trampkach. Nie mogłam się z nim umówić. Kompletnie mnie nie kręcił. Zresztą ostatnio jedyne co mnie kręciło to samochody. Facet tylko skomplikowałby mi życie. Teraz kąpiel i można ruszać na przejażdżkę. Każde auto, które wyjeżdżało z mojego warsztatu, sprawdzałam. Nie mogłam sobie pozwolić nawet na najmniejsze błędy, przecież za to mi płacili. Weszłam do łazienki domu o mniejszej powierzchni niż mój warsztat. W sumie to nie pamiętam, kiedy tu sprzątałam. Dom miał na dole sypialnie, salon, kuchnię i łazienkę. Z góry prawie w ogóle nie korzystałam. Odnotowałam w głowie, że muszę zrobić sobie jeden dzień wolnego, żeby ogarnąć ten mały chlewik.

Wchodząc do łazienki, zrzuciłam z siebie ogrodniczki i flanele.

— Jeju Tośka, pranie się o Ciebie pyta. — powiedziałam do siebie.

Odkręciłam wodę i pozwoliłam, żeby łazienkę wypełniła para. Weszłam pod strumień zdecydowanie zbyt gorącej wody, cudowne uczucie, kiedy ciało, zaczyna reagować na taką torturę. Nałożyłam szampon na moje rude włosy i przyjemny energetyzujący zapach mięty i maliny wypełnił kabinę. Żel pod prysznic o zapachu maliny i truskawki działał dodatkowo pobudzająco. Włosy zawinęłam w ręcznik, a sama wskoczyłam w szlafrok. Szybki makijaż, czarna koronkowa bielizna. Czarne rurki, zdecydowanie zbyt mocno upięte uwydatniały mój kształtny tyłek.

Stojąc przed lustrem w sypialni, usłyszałam dźwięk telefonu. Spojrzałam na telefon, to był Adam.

— Siema! — odezwał się głos w słuchawce.

— Siema!

— Mam to gotowe?

— Nie jeszcze, zaraz jadę na miasto.

— Posłuchaj nie kłopocz się.

— Daruj sobie. Będzie gotowe, zadzwonię.

Rozłączyłam się. Złapałam kluczyki i zajęłam miejsce za kierownicą samochodu. Silnik zaczął mruczeć, a mnie przebiegł po plecach przyjemny znajomy dreszczyk. Ruszyłam w miasto. Auto dobrze się prowadziło, do tego przyciągało wzrok ludzi, w szczególności mężczyzn. No nic, taka marka. Przecież nie będę sobie robić nadziei, że to ja ich przyciągam. Uśmiechnęłam się do siebie. Wjeżdżając do centrum, zobaczyłam w lusterku niebieskie, policyjne światło. Przez chwilę, nawet zastanawiałam się, czy powinnam się zatrzymać, czy może trochę im podokuczać. Ten wózek miał pod maską trzy razy więcej koni niż oni w tej biednej kijance. O tym, że nie mieli ze mną szans, wiedziałam ja. Wiedzieli też Oni. Szybki rachunek sumienia w myślach.

— Ok, pójdzie szybko. Nie potrzebne mi kłopoty, jeszcze dziś oddam wózek. — powiedziałam do siebie i zatrzymałam się na przystanku po prawej stronie. Uchyliłam szybę. Położyłam ręce na kierownicy.

— Dzień dobry. Policja. Proszę wysiąść z samochodu z rękami w górze. — spojrzałam w okno i na wysokości nosa zobaczyłam pistolet. W pierwszym momencie byłam przerażona, no ale przecież za przekroczenie prędkości nikt mnie nie zastrzeli, a jeśli nawet to dla mnie lepiej. Nic mnie tu nie trzymało.

— Posłuchaj Panie nie-wiadomo-jaki-masz-stopień odsuń tę pukawkę, bo chce jakoś wyjść. Wydajesz mi rozkaz, a ja nie mogę go zrealizować.

Policjant nie spuszczając ze mnie lufy, otworzył mi drzwi. Drugi stał od razu za nim z kajdankami w rękach. Kiedy udało mi się stanąć na nogach, pierwszy z nich szarpnął mnie i przyłożył moją twarz do ciepłej maski Grand Turismo.

— Nie porysuj lakieru baranie! — wrzasnęłam świadoma tego, ile może kosztować lakierowanie Maserati. On, najwidoczniej nie.

— Posłuchaj, nie kozacz. Gdzie masz dokumenty? — powiedział jeden z nich. W normalnych warunkach spodobałby mi się jego głos, ale teraz byłam z minuty na minutę coraz bardziej wkurwiona.

— W prawej kieszeni.

— Antonina Kozłowska?

— Słucham. — odpowiedziałam

— Jesteś zatrzymana pod zarzutem kradzieży tego samochodu.

— Że co kurwa?

Policjanci już nie odpowiedzieli. Zapakowali mnie na tylne siedzenie radiowozu, wygodnie to tu nie było. Jaka kurwa kradzież? Nie mogło to do mnie dotrzeć. Niech to szlak.

— Co z autem? — zapytałam.

— Poczekamy chwile, zaraz przyjedzie patrol a po nim laweta. Auto zostanie odholowane na parking policyjny.

— Zajebiście

Kiedy przyjechaliśmy na komisariat policji, już czekał na mnie prokurator. Funkcjonariusze wprowadzili mnie do pokoju przesłuchań. Starszy Pan siedzący na przeciw mnie miał twarz pozbawiona wyrazu, taka typowa kamienna twarz. Adrenalina buzowała mi we krwi.

— Witam Pani Antonino. Nazywam się Maksymilian Karcz jestem prokuratorem i poprowadzę Pani sprawę. Jest Pani oskarżona o czyn z artykułu 278 kodeksu karnego za co grozi od trzech miesięcy do pięciu lat pozbawienia wolności. Co ma mi Pani do powiedzenia?

— Prócz tego, że nie ukradłam tego samochodu to nic.

— Moi koledzy sprawdzili, że ma Pani warsztat dla samochodów klasy premium. Zaraz wystawie nakaz przeszukania. Jeśli Pani nie ukradła tego samochodu to, dlaczego Pani nim jechała?

— Widzę, że już Pan sobie w głowie poukładał scenariusz i ma Pan gotową odpowiedź. Wie Pan co pogadamy po przeszukaniu.

Widziałam wkurwienie w oczach prokuratora, sorry ja mu takiej pracy nie wybrałam. Zawołał jakiegoś ciecia, który zaprowadził mnie do pomieszczenia dla osób zatrzymanych. Boże jak ten policjant pachniał. Po węchu wiedziałam, że to ten sam co mnie zatrzymał. Patrzyłam na jego profil, na moje oko miał około trzydziestu lat. I te niebieskie oczy, niczym szmaragdy. Mogłabym w nich przepaść. Dziwnie się czułam, było mi przed nim wstyd. Hola, hola Tośka przecież nic nie zrobiłaś! Ja to wiedziałam oni nie.

Cela, do której trafiłam była nijaka, a łóżko niewygodne. Byłam wściekła na Adama. Pojęcia nie miałam czym się zajmuje.

Po szóstej rano pojawił się policjant, żeby mnie oddelegować do pokoju przesłuchań.

— Witam Pani Antonino.

— Witam Panie Prokuratorze. Wyspał się Pan?

— Czemu Pani ze mnie kpi?

— Ja z Pana? To Wy twierdzicie, że ukradłam jakiś wózek. Udało się Wam przeszukać mój dom?

— Tak i poza złapaniem Pani w kradzionym wozie nie mamy nic na Panią. Mając na względzie Pani uprzednią niekaralność będzie Pani mogła odpowiadać z wolnej stopy. Oczywiście mam pewien warunek. Kto Pani zlecił naprawę tego samochodu?

— Adam. Nazwiska nie znam. Mam numer telefonu oddacie mi mój to Wam podam.

— Ok. — staruszek wyszedł na chwilę i zaraz wrócił z moim i Phonem. — szukaj.

— A co ja pies? Poproszę o karteczkę. — powiedziałam. Chciałam już wrócić do domu. Spisałam numer na karteczce i zaczęłam się zbierać.

— Proszę nie wyjeżdżać z kraju.

— Dobrze Panie Prokuratorze.

Wychodząc z komendy odetchnęłam pełną piersią, zamówiłam taksówkę i pojechałam do domu.

Taksówkarz w ogóle się nie odzywał. Może to i lepiej.

Dom wyglądał jak pobojowisko, byłam świadoma tego, że zostawiłam bałagan, ale to, co zastałam przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Ciuchy walały się po podłodze, razem z książkami, pierdołami i biżuterią. Brakowało tylko gówna na środku.

— No, Tośka! Let’s do this! Do Mopa! — Wzięłam łyk, gorącej aromatycznej kawy i zaczęłam układać wszystko na swoje miejsce, w myślach obiecując sobie, że już nigdy nie dopuszczę do tego, aby z pokoju zrobił się chlew.

Nagle poczułam szarpnięcie. W pierwszym momencie nie zauważyłam, że jest to Adam. Dopiero jak zbliżył swoją twarz do mojej. Był wściekły, bardziej wściekły niż wczoraj, kiedy znowu dostał kosza. Czułam, jak zaciska palce na mojej szyi. Brakowało mi powietrza i nie mogłam wydusić z siebie słowa. -No dobra mała, koniec żartów. Wisisz mi wózek! -Adam syczał przez zęby.

— Mała, to jest Twoja pała. — w tym momencie jego uścisk przybrał na sile, ale nie na tyle, żebym straciła przytomność. — To Ty do chuja wpakowałeś mnie na minę!

Oprawca zacisnął ręce bardziej, a ja nie miałam siły już z nim walczyć. Przed oczami pojawiały mi się białe iskierki i cholernie piekło mnie w płucach. Świat się zatrzymał. Nie widziałam już nic.

Kiedy otwarłam oczy Adam siedział naprzeciw mnie

— No w końcu!

— Pojebało Cię? — to nawet nie brzmiało jak mój głos, dotknęłam palcami. Bolało.

— To Ciebie pojebało! Mówiłem Ci, żebyś nie jechała na miasto? Mówiłem?! Jeszcze powiedz, że mnie sypnęłaś.

— No raczej! Przecież nie pójdę za Ciebie garować. Zawsze możesz wyjebać telefon.

— Ty jesteś mądra? Teraz to nas rozjebie oboje. Nie. Prędzej to ja zajebie Ciebie.

— Kto, dla kogo pracujesz?!

— Ta informacja do grobu Ci się nie przyda! Twoje minuty są policzone.

— Myślisz, że tak łatwo się mnie pozbyć?

— Trzeba było, zgodzić się być ze mną. Miałabyś wszystko i gralibyśmy do jednej bramki. A tak no sorry.

— Proszę Cię, czyżbym niechcący wdepnęła w Twoje małe, pokaleczone ego?

Widziałam, jak wstał i ruszył w moją stronę, zaczął mnie okładać, bił na oślep. Pierwsze ciosy były w twarz, bolało, piekło i zrobiło się trochę mokro. Oko musiało zacząć puchnąć, bo obraz stawał się rozmazany, w ustach czułam metaliczny posmak. W końcu udało mi się go trafić w krocze. Adam upadł, a ja starałam się podnieść i spierdalać do warsztatu. Tam miałam klucze, wiedziałam, że się obronie. Ból i zawroty głowy nie ustępowały, Adam się podniósł i szedł w moją stronę, szarpnął mnie za włosy, przewracając na stół.

— Wiesz co, chciałem to skończyć, ale teraz mam ochotę jeszcze Cię pomęczyć. -Był wściekły. Wymierzył cios w brzuch, zaczęłam kaszleć, później czułam już tylko ból. Na szczęście, przyszła odsiecz. Usłyszałam tylko jak, ktoś wywarza drzwi wejściowe, tak jakby nieszczęść było mało. Do środka weszli mężczyźni z karabinami i pistoletami. Wszystkie były wymierzone w Adama. W duchu dziękowałam Bogu, że się zjawili. Szybko go obezwładnili, nie stawiał oporu, widziałam, jak kują go w kajdanki i jak leży na podłodze. Poczułam satysfakcję.

— Wezwijcie karetkę — słyszałam jak, ten przystojny policjant się drze. Poznałam go po głosie i zapachu. Uśmiechnęłam się — Pani Antonio proszę zostać ze mną. Hej dziewczyno nie…

No i tu już nie dosłyszałam. Nazywam się Antonina Kozłowska, a to moja historia.


— Rozdział 1-


Leżałam bez ruchu, próbowałam się poruszyć, ale nie potrafiłam, coś mi w ustach przeszkadzało. W końcu postanowiłam spróbować otworzyć oczy, niestety udało się to tylko z jednym. Oślepiające światło raziło moją źrenicę.

— Kurwa Tośka trafiłaś do nieba! Ciekawe czy tu też, rozbijają się dobrymi furkami- pomyślałam. — No cóż, głos mogli sobie zabrać.

Chciałam się uśmiechnąć, co mi nie wyszło, no może jakiś grymas bardziej.

— Pani Antonino słyszy mnie Pani? — do moich uszu dobiegł jakiś głos i miarowe pipanie. Pierdole takie niebo. -Pani Antonino? Pora się obudzić.

— Nie śpię- chciałam powiedzieć, ale rurka w gardle tkwiła tak głęboko, że to, co miało być słowami, wyszło jak chrapanie. Dopiero teraz do mnie dotarło. Ja żyję. Kurwa. Jestem w szpitalu. Niech to szlak, po jakiego chuja mnie ratowali?

— Proszę mrugnąć, jeśli mnie Pani słyszy. — Starszy Pan czekał na moją reakcję, więc posłusznie mu odpowiedziałam, znaczy się, mrugnęłam. — Proszę mnie posłuchać. Jesteś w szpitalu. Miałaś pękniętą śledzionę, musieliśmy Cię operować, wykonaliśmy splentoktomie.

Lekarz chyba musiał czytać z wyrazu oka. Który pewnie w tej chwili mówił „Że co?”, starszy Pan uśmiechnął się i kontynuował.

— Już Pani wyjaśniam, splentoktomia to zabieg usunięcia śledziony, niestety nie udało się jej uratować. A teraz wyjmę Pani tę rurkę z gardła. To nie będzie przyjemne. A później będziemy mówić o reszcie.

Nie byłam zdenerwowana, czułam spokój i ból. Lekarz wyjął rurkę z mojego gardła i podał mi wodę. — -Dobra to teraz przejdziemy do Pani głowy, gałka oczka została odrobinę naruszona, ale myślę, że powinno już nie długo być wszystko ok. No i dziś na pewno zechce Panią przesłuchać policja. Czym się Pani naraziła temu człowiekowi, że tak Panią potraktował.

— Długo by mówić, ale bez sensu — skrzywiłam się na dźwięk swojego głosu. Ja pierdole, charczenie niedźwiedzia brzmi lepiej.

— Spokojnie, niedługo wszystko wróci do normy. Czeka Panią długa rehabilitacja.

— Spoko, jakbym nie miała nic innego do roboty.

— Czy mamy kogoś powiadomić?

— Nie, nie trzeba, poradzę sobie sama.

— No ale przydałaby się Pani jakaś koszula na zmianę, żeby ktoś Pani przywiózł.

— Mhm. Pomyślę. — w tym momencie, zastanawiałam się, do kogo mogę zadzwonić. Chciałam dosięgnąć telefon, ale pulsujący ból brzucha i głowy sprawił, że nie dałam rady. Z nadzieją spoglądałam jak w ślimaczym tempie kapie kroplówka. Do tego stopnia, że zasnęłam.

— Pani Kozłowska- Boże to znowu ten głos, czuję mrowienie w całym ciele.

— Mów dalej, uwielbiam Twój głos. -powiedziałam.

— Pani Kozłowska, policja. Proszę się obudzić.

— Ja pierdole, to mi się nie śni?

— No Niestety nie. — wyczułam, że się uśmiecha. Ja pewnie się zaczerwieniłam no, ale nic na to nie poradzę. Otwarłam oczy, przepraszam oko i spojrzałam na policjanta. W cywilu prezentował się znacznie lepiej niż w mundurze. Tośka ogarnij się.

— Słucham, co Panów do mnie sprowadza.

— No to ja się przedstawię, od tego zaczniemy, nazywam się Miłosz Niedzielski, jestem pod komisarzem. A to mój partner Wojciech Janusz, aspirant Wojciech Janusz. — podkomisarz odsłonił białe zęby w szerokim uśmiechu.

O tak Panie podkomisarzu uśmiechaj się częściej. Musiałam zadać mu jedno pytanie.

— Panie podkomisarzu proszę, mi powiedzieć jak to się stało, że wpadliście do mojego domu. Przecież nie mam ani sąsiadów, alarmu ani kurwa psa.

— No tak, kiedy prokurator przedstawił, nam co z Panią ustalił. Poszliśmy do WTO, żeby namierzyć telefon Adama Świerkowskiego, no i dostała Pani ogon.

— WY… Co? — perlisty śmiech policjanta wypełnił puste pomieszczenie.

— WTO, czyli wydział techniki operacyjnej. Potem już łatwo poszło. Z tym że, nie po to tu jesteśmy. Chodzi o to, że ten cały Adam to dopiero wierzchołek góry lodowej. Niestety On nadal nie chce współpracować. A, że obawiamy się o to, że mogą chcieć nawiązać z Panią kontakt, co z kolei budzi obawy o Pani życie i zdrowie, mamy propozycję współpracy. Nikt do Pani nie dzwonił?

— Nie dostanę do telefonu. W sensie nie mogę go dosięgnąć.

— Proszę bardzo — funkcjonariusz nieopatrznie dotknął mojej skóry, a mnie przeszedł dreszcz. Czułam się jak naelektryzowana.

— Mam jakieś 37 połączeń nieodebranych, dwa od mamy. Kurwa na dziś miałam klientów ustawionych. No niestety będą musieli poczekać, szlak. Moment jedna wiadomość na skrzynce numer nieznany.

— Może Pani odsłuchać? — włączyłam pocztę. Głos w słuchawce nie brzmiał przyjaźnie. Ktoś wręcz warczał do słuchawki:

„Posłuchaj lalko, wybrałem Cię, bo jesteś najlepsza. Za to teraz wisisz mi wózek szmato. Inaczej będą mówić, że byłaś najlepsza. Nie kombinuj nic z pałami. Masz tydzień”

Głos w słuchawce przestał mówić. Kurwa, w co ja się wpakowałam?

— Pani Tosiu…

— Tosia po prostu Tosia. — powiedziałam a pod powieką zapiekły mnie łzy. Tosia w coś Ty się wpakowała.

— Tosia, musimy zabrać Twój telefon. Oddamy go technikom, postaram się jeszcze dziś go przywieźć.

— Spoko nie jest mi potrzebny, moja mama jest ze swoim nowym facetem na Malediwach, a z jedyną przyjaciółką, którą miałam, poróżniła nas pewna sprawa. Także trzymajcie go, ile chcecie.

Policjanci wyszli, a ja się zwyczajnie poryczałam. Chwila słabości, na którą nawet ja mogę sobie czasem pozwolić. Zamknęłam oko, a w mojej głowie zaczęły pojawiać się niechciane obrazy. W głębi serca nie byłam suką.

— Kurwa dość tego. Pora wziąć się w garść. — przyciskiem wezwałem pielęgniarki, potrzebowałam jakieś wody do picia i koszuli nocnej. Nie miałam gotówki no, ale miałam kartę. Przyszła sympatyczna starsza Pani, na moje oko po pięćdziesiątce. Widziałam na plakietce imię Maria. Ładne.

— Co się stało, Pani Tosiu? -zapytała.

— Miałabym do Pani małą prośbę. — Godzinę później miałam już wszystko, czego potrzebowałam. Z niecierpliwością wyglądałam wieczornego obchodu. Jedyne czego pragnęłam to prysznic, szybki krótki prysznic. Tylko i aż tyle.

Lekarzowi, który był u mnie w południe, towarzyszył tym razem okulista. Ten drugi postanowił sprawdzić, jak wygląda oko pod bandażami. Chuj raz kozie śmierć. Pani Marysia, wybawienie moje wzięła się za ściąganie opatrunku. Czułam odrywanie każdego włókna na gazie, piekło i szczypało na zmianę. Chciałam, żeby już skończyli.

— Pani Tosiu proszę oddychać! — okulista podniósł na mnie głos i dopiero wtedy zorientowałam się, że z bólu i strachu przestałam oddychać.

— Jak to wygląda? — zapytałam. Chciałam zobaczyć swoje odbicie w lustrze. Czekałam na telefon. Wtedy może coś się uda.

— Jedno jest pewne, zostaną blizny na oku. W rokowaniach będę ostrożny. Jednak prosiłbym, żeby Pani nie dotykała lewej strony twarzy.

— A umyć się mogę?

— Pielęgniarka pójdzie z Tobą pod prysznic. Pomoże Ci się umyć. Jeszcze dziś zjawią się u Ciebie policjanci. Zostaniesz przeniesiona do pojedynczej sali, ale resztę powiedzą Ci już oni.

Co lekarz powiedział, to pielęgniarka zrobiła. Było mi ciężko, czułam jak, wszystko mnie boli. Ale dałam radę. W końcu położyłam się wyczerpana na łóżko, za to w świeżej i czystej piżamie. Już robiło mi się błogo. Nie wiedziałam, czy faktycznie jestem zmęczona, czy to może wina środków przeciwbólowych. Zaczęłam odpływać. W moim śnie gnałam jakąś piękną ferrarką po autostradzie.

Huk sprawił, że się obudziłam.

— O kurwa, ale mnie Panowie przestraszyli.

— Przynieśliśmy Twój telefon. Dodatkowo zostawiamy mundurowego przed drzwiami do Sali i patrol pod szpitalem. Proszę wracać do zdrowia.

Nie czekając, aż wyjdą, złapałam za telefon i włączyłam przednią kamerę. To, co zobaczyłam, przerosło moje wyobrażenia. Po prawej stronie twarzy miałam tylko jednego siniaka. Za to lewa, wyglądała tragicznie. Widoczne dwa szwy na policzku, szwy na powiece, łuku brwiowym i sam fakt, że moje lewe oko, jeszcze ze mną nie współpracowało. Sprawił, że zamiast smutku. Poczułam gniew. No ale był tej sytuacji jeden plus, mogłam się rumienić przy policjancie. Pomimo tego miałam ochotę coś rozpierdolić lub kogoś. Już wtedy po przysięgłam sobie zemstę.

Telefon zadzwonił, a ja aż pod skoczyłam. Moje ciało przeszył ból. Numer nieznany.

— No cześć lala

— Spierdalaj!

— Nie zgrywaj twardej. Jesteś tylko kobietą.

— Może i jestem kobietą, ale zapewne mam większe jaja od Ciebie. Jak jesteś taki groźny, to zapraszam spotkajmy się twarzą w twarz, a nie wysługujesz się marnymi… Nawet nie wiem, jak ich nazwać.

— Masz sześć dni! Inaczej się spotkamy. — czułam ze rozmówca po drugiej stronie telefonu aż kipi ze złości

— Obiecujesz czy grozisz? Bo nie mogę Cię rozgryźć? Posłuchaj, podsunąłeś, mi jakiegoś chłoptasia, lewy wózek i że niby ja Ci wiszę kasę za auto? Co Ty na bułki nie masz? Śmieszny człowieku jesteś.

Rozłączyłam się. Poniekąd chciałam kolesia sprowokować, jednak z drugiej strony bałam się jak nigdy w życiu. Jednak strach był słabością, a słabości chowałam głęboko, aby zostały niezauważone. Tylko jedna rzecz mogła mnie złamać. Ale Ona właśnie zaczynała dwutygodniowy, pobyt na Malediwach więc droga wolna.

— Tosia masz dwa tygodnie! — powiedziałam do siebie. Wysłałam nagranie rozmowy policjantom, z naciskiem na Pana Miłosza. Boże, dlaczego ludzie z takim głosem mają tak niewdzięczną pracę? No i te jego oczy. Przypomniałam sobie ich kolor były aż błękitne, gęste brązowe włosy i śmieszna grzywka, która wyglądała jakby żyła własnym życiem.

Dziś mogłam sobie pozwolić na marzenie, od jutra koniec sentymentów.

W snach siedziałam razem z Panem policjantem w pięknej restauracji, jasny wystrój oraz duże okna sprawiały, że pomieszczenie, zdawało się nie mieć końca. Funkcjonariusz, miał na sobie sweter w kolorze ciemnej zieleni z dekoltem w serek, spod którego wychodził na wierzch biały kołnierzyk. Ja natomiast miałam na sobie chabrową sukienkę do połowy uda i czarne szpilki. Niezłe połączenie. Gdybym siebie taką spotkała któregoś dnia na ulicy, na pewno bym się nie poznała.

— Odważna jesteś- usłyszałam głos. -Antonino jesteś z nami?

— Pewnie, że jestem. Dla Ciebie zawsze będę. Mów jeszcze, masz taki piękny głos — powiedziałam. Nagle poczułam dotyk na ramieniu. Sprawił, że poderwałam się z łóżka. Niech to szlag.

— Znowu, gadałam przez sen? — policjant skinął głową. — Ja pierdole- poczułam, jak rumieniec oblewa moja twarz. Miłosz się uśmiechał i zmiękłyby mi kolana gdybym stała, jednak jedyne co to dostawałam przysłowiowego bólu dupy, że musi mnie taką oglądać. Kurwa Tosia słyszysz swoje myśli? Ogarnij się dziewczyno.

— Posłuchaj- odezwał się Komendant, przystojny starszy Pan, którego ubiór nie wskazywał, na to, że jest Komendantem. — Rozmawialiśmy z prokuratorem, jest w stanie zaniechać prowadzenia sprawy przeciwko Tobie, jest tylko jeden warunek?

— Jaki?

— Pomożesz nam dorwać szefa tego całego zamieszania.

— Szczerze to planowałam, zrobić z niego pasze dla ryb, ale spoko.

— Tak po prostu się zgadzasz? Wiesz, jakie mogą być tego konsekwencje? — w głosie podkomisarz dało się wyczuć irytację.

— Tak, po prostu się zgadzam. Dorwę sukinsyna. Tylko dajcie mi chwile, na dojście do siebie.

— Jasne. Jest tylko jeden szkopuł, nie możesz wpaść tak sobie na komisariat. A o sprawie będzie wiedziała tylko nasza trójka. Usuwamy też ochronę. Mamy na komendzie kreta. Więc zachowujemy wszelkie środki ostrożności. Dziś jeszcze Miłosz przyniesie Ci drugi telefon.

— A skąd nam pewność, że jeden z Was nie jest kretem? A boss nie sprzątnie mnie przed Zachodem słońca?

— No, prawda jest taka, że nie masz, ale chyba nie masz nic do stracenia. Swoją drogą będziesz mogła dłużej rozkoszować się głosem Miłosza, skoro tak Ci się podoba. — Komendant roześmiał się, a ja czułam się zażenowana.

— Bardzo kurwa śmieszne.

Ostatni dzień mojego pobytu w szpitalu, był zarazem ostatnim na oddanie samochodu bossowi, bo tak go nazywałam. Na szczęście się nie odzywał. Od śledczych dostałam drugi telefon. To przez niego miałam się kontaktować. Poustawiałam sobie robotę, tak że miałam co robić po wyjściu, ze szpitala. Nie mogłam się zginać, obraz z lewego oka był zamazany, jednak mimo wszystko byłam dobrej myśli. Poczułam wibracje w kieszeni spodni.

— Zakład pogrzebowy radość, w czym mogę pomóc- odezwałam się z pełną powagą do słuchawki.

— Widzę, że humor Cię nie opuszcza. Masz, jak wrócić do domu?

— Przejdę się.

— Przyjadę. — tak, tak, tak! Przyjedź pięknooki policjancie!

— Nie dzięki, wezwałam już taksówkę.

Wkręciłam się na maksa. Nie wiem, co mnie tak wzięło. Cały pobyt w szpitalu nie mogłam się na niczym skupić i nawet w snach mnie perfidnie baran nawiedzał. Cham i prostak. Tyle w temacie. Stałam pod szpitalem, kiedy podjechała moja taksówka. Podróż do domu zajęła nam 40 min. Nie chciało mi się rozmawiać z nikim. Marzył mi się zapach smaru i oleju. Dziś miał podjechać Nissan 350Z, na serwis.

W alejce prowadzącej do domu w lesie zaniepokoiły mnie samochody zaparkowane na poboczu BMW I 8, nie wyglądało na przyjazne. Wyciągnęłam telefon i wybrałam numer do Miłosza. Wysłałam mu wiadomość: „Coś jest nie tak. Chyba mam gości. Na pewno nie czekają na mnie z rosołem”

Wzięłam głęboki oddech, zapłaciłam taksówkarzowi i pomaszerowałam w stronę domu ze sztucznym uśmiechem. Skoro wpakowałam się w gówno to, co mi szkodzi go trochę rozbabrać.

Drzwi do domu były otwarte, zrobiłam krok w przód i poczułam zimno stali przyłożonej do głowy.

— Może, zamiast do mnie mierzyć, warto powiedzieć dzień dobry? — człowiek, który do mnie mierzył, śmierdział papierosami. Kurwa zaraz się porzygam.

— Idź do przodu- ochrypły, przepity głos w końcu przemówił.

— Już myślałam, że mam przyjemność negocjować z niemową.

— Do przodu szmato.

— Grzeczniej kurwa. — Pomimo tego, że włos mi się jeżył na głowie, nie dałam po sobie poznać, że się boje. Weszłam do tego co przypominało kiedyś mój salon. Na krześle siedział blondyn, na moje oko po czterdziestce. Na kolanach trzymał broń. -Może odwołasz, swojego goryla?

— Siadaj- powiedział. Głos mu nawet nie drgnął.

— Nie dzięki. Postoje. U siebie jestem. W przeciwieństwie do Ciebie.

— Nie przypominam sobie, żebyśmy byli na „Ty”

— Zajebiście, a ja nie przypomina sobie, żebym Ciebie tu zapraszała. Więc do rzeczy, nie lubię zbędnego pierdolenia. — Boss do skoczył do mnie, przykładając spluwę do mojej twarzy. Przebiegł mnie zimny dreszcz po plecach.

— Skończ kurwa kozaczyć. Nie lubię takich panien. Udajesz, że Cię to nie rusza, może przestrzelę Ci kolano? Tak dla przykładu, że nie żartuje?

— No dawaj! -patrzyłam mu w oczy — jeśli to uleczy Twoje pokaleczone Ego, to dawaj. Koleś podsunąłeś mi tego, pożal się Boże kretyna, który z kolei przysłał mi trafny wózek.

— Ten kretyn to mój syn! Tego, że go zamknęli, też nie mogę Ci darować.

— Szefie ktoś tu jedzie. — powiedział goryl blondasa. — właśnie jakiś seat podjechał.

— Jeszcze się zobaczymy. — wysyczał przy mojej twarzy.

— Nie mogę się doczekać.

Wyszli przez wyjście na ogród. Patrzyłam, jak przeskakują przez ogrodzenie. Odetchnęłam z ulgą. Zaczęłam drżeć i chciało mi się płakać. Tak bardzo się bałam.


— Rozdział 2-


Czuję, jak cała się trzęsę, nie mogę złapać tchu i jeszcze to straszne pieczenie w klatce piersiowej. Kurwa. Rozległ się dzwonek do drzwi. Ktoś nie czekając na odpowiedź, wszedł do domu. Drżałam i płakałam na zmianę, a może jednocześnie?

— Hej Tosia! Już dobrze. Jestem tu tylko ja. Patrz na mnie, słyszysz?! — podkomisarz krzyczał do mnie, pomimo że siedziałam naprzeciw niego. Kiwnęłam głową- Wdech, wydech. Patrz na mnie wdech, wydech. Rozumiesz?

Patrzyłam Miłoszowi w oczy i wykonywałam jego polecenia. Nie wiem, ile czasu siedzieliśmy na podłodze naprzeciw siebie. Aż w końcu zapytał:

— Co to było? — niczym rażona prądem podniosłam się i wstałam.

— Nic, czym można by się było przejmować to tylko atak paniki. Sorry, raczej mi się to nie zdarza przy ludziach. Poszłam do kuchni i nalać sobie szklankę wody i spojrzałam na zegarek.

— Dobra sorry, że Cię fatygowałam. Możesz już jechać.

— Jak to?! Nie powiesz mi kto i po co tu był?! — w głowie słyszałam irytację.

— Ojciec Adama to on dowodzi. Na dzień dobry przystawił mi lufę do głowy. A potem coś pierdolił o tym, że zaczekaj, jak to było, przestrzeli mi kolana. Nie, żebym się kurwa bała czy coś. — patrzył na mnie dziwnym wzrokiem, jakby pełnym troski, chociaż pewnie mi się coś od stresu pojebało- Dobra ja się przebieram, bo muszę ogarnąć warsztat.

— Lekarz kazał Ci leżeć.

— Szpiegujesz mnie?

— Taką mam pracę.

Poszłam się przebrać, na włosy założyłam czarną bandankę, żeby reszty włosów mi nie wciągnęło do silnika. I przez to, żebym łysa nie została. Do tego t-shirt i robocze ogrodniczki.

— Posłuchaj mnie Antosiu, jestem Twoim opiekunem, odpierdalasz czarną robotę. Wieczór będzie tu komendant. Póki co musisz mnie znosić, bo mnie zamierzam opuszczać posterunku. Nie możemy ryzykować, będę chodził za Tobą krok w krok, dopóki nie rozwiążemy sprawy.

— Jak mam ją rozwiązać z policjantem uczepionym na dupie?

— Nie wiem, jeszcze. Coś wymyślę. — warknął, patrząc mi w oczy.

— Pojebało Cię?! Kurwa. Nie możesz tu być. Przecież oni mogą mnie obserwować. A poza tym ja nie jestem osobą, która da się lubić czy nawet tolerować.

— Zgodziłaś się na akcję. Wolisz to czy iść siedzieć? — pokonał mnie.

— Wiesz co pierdole już tę akcję, to wszystko. Rób, co chcesz. Ja mam robotę. — warknęłam na niego.

— Posłuchaj kurwa, nie będę Cię niańczyć. Masz siedzieć na dupie i odpoczywać. Przed Tobą ciężka wyprawa więc kurwa odpuść do chuja i kładź się do łóżka.

— Proszę, zapraszam, wypierdalaj — otwarłam drzwi i teatralnym ruchem ręki zaprosiłam go do wyjścia. Miałam serdecznie dość.

— Chyba śnisz?! Mam Cię pilnować i nie wyjdę. Wieczorem zmienię się z komendantem, będę mógł chociaż trochę od Ciebie odpocząć.

— Chwała za to rób, co chcesz. — jebnęłam drzwiami tak mocno, że o mały włos nie wypadły z zawiasów. Byłam wkurwiona i miałam ochotę krzyczeć. Pomaszerowałam do warsztatu. Stare drzwi mocno skrzypnęły.

— Może jakieś dzień dobry, witaj w domu?! — Echo moich słów rozchodziło się po pustym pomieszczeniu. Był taki, jak go zostawiłam. Nic nie zginęło. Na podłodze leżało kilka kluczy no i komputer, który z całą pewnością się już rozładował. Miałam sporo narzędzi, maszyn i urządzeń. Nigdy nie było tak, że musiałam czegoś szukać. Kiedy skończyłam sprzątać czarny Nissan 350Z zatrąbił u moich wrót. To był Dominik mój stały klient, zawsze w czapce z daszkiem i rurkowatych dżinsach.

— Siema! — Dominik uśmiechnął się, przeżuwając gumę. -O kurwa, co Ci się stało?

— Nie interesuj się, bo kociej mordy dostaniesz!

— Mówiłem, żebyś się ze mną umówiła? Nic by Ci się nie stało. Obroniłbym Cię.

— Przyjechałeś tu na serwis z autem czy na randkę? Bo mnie osobiście opcja druga nie interesuje.

Dominik się zamknął. Było mi to w tym momencie na rękę. Rana na brzuchu nie ułatwiała mi pracy, bolała jak kurwa, nie wiem co. Zdawałam sobie sprawę, że Dominik będzie stał nade mną i patrzył czy czasem mu nie zadrapie lakieru. Chuj z nim.

— Tosia nie pierdol, że kupiłaś sobie coś ze stajni Volkswagena. Jebnę. -zaczął się śmiać, a mnie już para wychodziła uszami. Zapomniałam, że przed domem stoi seat policjanta. Swoją drogą twardy był.

A jeśli nawet to co?!

— Nie pierdol. Wiem przecież, że czekaj, jak to było, niech sobie przypomnę — Dominik udawał, że myśli- Nawet gdyby mi ktoś za darmo dawał, to bym nie wzięła, wiem, wolisz fiata.

— Dobrze, że nie fiuta. Weź, przynieś mi olej, musisz nalać sobie z beczki. A nie będziesz mnie wkurwiać. Zajmij się czymś, nie wiem kurwa, rób na drutach.

Moja złość i ogólne wkurwienie powoli przechodziły. Zastanawiałam się nawet czym zmyć plamę krwi z podłogi i czy mam coś na kolacje. Było mi głupio (serio?) naprawdę. Przy Miłoszu zaczęłam się zmieniać, stawałam się kimś innym, kimś słabym. Nie chciałam tego, nie podobało mi się.

— To jak umówisz się ze mną? — Dominik stał naprzeciwko mnie i patrzył mi w oczy.

— Należy się 740zł, płacisz karta czy gotówką?

— Tośka, no nie daj się prosić. Jeżdżę tu od początku.

— Posłuchaj Dominik… — w tym momencie do warsztatu wszedł Miłosz.

— Tosia, o przepraszam, nie wiedziałem, że jeszcze pracujesz… -urwał.

— Acha, trzeba było tak od razu, nie robiłbym z siebie po raz kolejny debila, tutaj masz kasę. Reszty nie trzeba. — syknął Domi.

— Do zobaczenia, za dziesięć tysięcy kilometrów. -Powiedziałam. -Posłuchaj Panie Policjancie, dziękuję za wybawienie.

— Zaraz tu będzie komendant. Trochę Ci zeszło. Słuchaj, przepraszam za tą awanturę.

— Spoko ja też mam niewyparzony pysk. Jak już mówiłam, nie nadaje się do życia w między ludźmi.

— No i mam do Ciebie prośbę, skoro mamy pracować. Miłosz jestem. — policjant wyciągnął rękę w moim kierunku i czekał na mój ruch.

— Tosia, zarozumiała, wredna, Tosia. Miło mi Cię poznać. — uścisnęłam Jego dłoń, brudząc go przy okazji smarem.

— Będziesz mogła długo słuchać mojego głosu.

— Daj już spokój. -znów czułam ze się rumienie.

— Duży piękny warsztat. Znasz się na rzeczy, skoro do Ciebie jeżdżą.

— Na to wygląda. — zgasiłam światła i zamknęłam drzwi do garażu. Na dziś koniec. Normalnie bym pewnie jeszcze coś dłubała, niestety brzuch bolał mnie bardziej, niż się tego spodziewałam.

Wiedziałam, że w domu czeka mnie sprzątanie. Jednak po wejściu do przedpokoju miło się rozczarowałam. Teraz podłoga była czysta i wymyta. Dom pachniał. Może nie lśnił czystością, ale było przyjemnie.

— Wow, dziękuję. Nie musiałeś tego robić.

— Musiałem. Nie ma za co.

Poszłam pod prysznic. Marzyłam o długiej przyjemnej kąpieli. Marzyłam też o Miłoszu. Ciekawe co na to jego żona, że ma kilkudniową akcję. Rude włosy sięgały mi do pośladków. Chyba powinnam je ściąć. Teraz ciężko mi będzie się z nimi poradzić. Spojrzałam na opatrunek na ranie, był cały zakrwawiony. Owinęłam się ręcznikiem i wyszłam z łazienki W poszukiwaniu Miłosza.

— Miłosz…

— Słucham, — głos odzywał się z góry.

— Za ile będzie komendant?

— Za 40min powinien być. A co?

— Jajco. Może mi kupić gaziki takie do ran w aptece?

— Co znowu zrobiłaś? — usłyszałam kroki a później zbieganie po schodach. Widziałam, jak zatrzymał się na pół piętrze i wpatrywał we mnie. Czułam się skrępowana. Chyba nie tylko ja.

— Potrzebuje do rany tej po operacji. Załatwisz mi? — słyszałam, jak głośno przełyka ślinę.

— Tak.

— Dzięki. — rzuciłam i poszłam się ubrać, no tak mogłam się najpierw ubrać, a potem go wołać. Problem w tym, że w ogóle nie myślałam.

Jako kreację na wieczór wybrałam szary dres, zostawiłam włosy rozpuszczone.

Wyszłam z sypialni, a komendant już siedział przy stole w salonie.

— Dobry wieczór — powiedział.

— Mógłby być lepszy. Jaki ma Pan plan? -zapytałam.

— No nie wiem, czy Wam się spodoba, po tym, o czym mi zameldował podkomisarz, muszę Ci dać ochronę. Dobrze wiemy, że nie możemy postawić radiowozu. Więc pomyślałem, że Miłosz może udawać Twojego chłopaka jak coś lub ktoś się pojawi. No i będzie zawsze na miejscu.

— Panie Komendancie. Skoro tak to zostało wykombinowane. To mi nie przeszkadza. A co na to Pan Policjant? Jego rodzina? — powiedziałam ciekawa, jaki jest stan cywilny Pana Podkomisarza. — No i w okolicy ktoś z bandziorów go pewnie zna.

— O to nie musisz się martwić. Pierwszy dzień w pracy i już trafiłem na Ciebie, to trzeba mieć pecha. — uśmiechnął się szyderczo- co do rodziny to nie mam takowej. Więc nie musisz się przejmować.

W jego głosie słyszałam irytację, co tylko przekonało mnie, że jemu też jest to nie na rękę. Zabrałam opatrunki ze stołu i poszłam do łazienki, a potem do łóżka.

Do pokoju wpadły pierwsze promienie słońca, one same by mnie nie obudziły, gdyby nie dźwięk telefonu.

— Dziś przyjedzie do Ciebie wózek. Masz go zrobić, żeby był sprawny. — Boss chrypiał do słuchawki.

— Spierdalaj. — odpowiedziałam jak z automatu.

— Posłuchaj, tracę do Ciebie cierpliwość! Siniaki Ci już zbladły?

— Weź. zaparz sobie melisy. Nie zrobię Ci żadnego wózka. Choćby był ze złota.

— Nie wkurwiaj mnie. Kierowca będzie o 14:00

— Przeliterować? Spierdalaj!

Rozłączyłam się, już miałam to w dupie co się ze mną stanie. Wstałam z łóżka i poszłam pod prysznic. Krople wody spływały po moim ciele, delikatnie je pieszcząc. Owinęłam się ręcznikiem i poszłam do sypialni. Dziś było ciepło, wybrałam dla siebie spodenki i bluzkę na ramiączkach z głębokim dekoltem. Lato się zbliżało. Moja twarz ciągle była niebiesko-zielona.

Kiedy weszłam do kuchni w powietrzu, unosił się zapach męskich gaci, a na kuchennej ladzie mała karteczka „Biegam” jedno słowo.

— Zajebiście biegaj dalej- powiedziałam do siebie i nasypałam kawy do kubka. Chwile później zapach kawy bestialsko zabił zapach męskich gaci. Chwała za to. Ledwo zdążyłam pomyśleć, Miłosz wszedł do domu od strony ogrodu. W momencie mój nos wyczuł zapach testosteronu, a ciało zareagowało podnieceniem. Podniosłam wzrok znad kubka i zobaczyłam go niczym młodego Boga, stanął naprzeciw mnie na pięknie wyrzeźbionych nogach, zapach jego potu coraz bardziej drażnił moje nozdrza. Jeszcze chwile i rzucę się na niego. Tylko seks. Nic więcej. Mokry od potu podkoszulek szczelnie oplatał jego tors i brzuch. Ja pierdole.

— Mogę iść się myć, czy chcesz jeszcze popatrzeć? — zapytał z szerokim uśmiechem- może się mam rozebrać?

Wyprostowałam się, co uwydatniało moje piersi, założyłam nogę na nogę, nie spuszczając wzroku z Pana policjanta.

— Kuszące, podziękuję, bo mamy robotę. Boss dzwonił. O 14 przywiezie jakąś furkę.

— Kurwa, dlaczego nie zadzwoniłaś do mnie?! Co mu powiedziałaś? — warczał na mnie, co spowodowało przypływ mojego podniecenia.

— Jak to co? Że ma spierdalać.

— Pojebało Cię? Chcemy go złapać.

— Wiem. Co miałam mu powiedzieć? Przecież nie mogę dać po sobie poznać, że coś kombinuję. Zna mnie. Adam na pewno mu zdradził, jaka jestem. Gości przyjmę w warsztacie. Trzeba wszystko przygotować. A od jutra zaczynamy lekcje. — powiedziałam.

— Jakie kurwa lekcje?

— Samoobrony. Nie słyszałeś? Ptaszki Ci nie ćwierkały? Na tym joggingu? — uniósł brew, odwrócił się na pięcie i wyszedł. Uf, całe szczęście. Bo już kurwa byłam w stanie rzucić się na niego.


Kończyłam pić kawę obracając iPhonem w palcach. Oj Sara, tyle bym Ci chciała opowiedzieć. Szkoda, że wybrałaś tego idiotę niż nasza przyjaźń. Mówiłam kurwa, że zdradza a ty, wierzyłaś mu. Nie mi. Pół roku już minęło, jak bije się w myślach, żeby do niej zadzwonić. Jak by chciała, to by sama zadzwoniła.

Miłosz wyszedł z łazienki owinięty samym ręcznikiem. Jego skóra wyglądała na aksamitną i gładką w dotyku. A może gdyby tak, tylko dotknąć?

— Chce pojechać na zakupy, ten idiota będzie dopiero o czternastej, więc chce zjeść domowy obiad. Mogę jechać sama?

— Żartujesz? Mam Cię pilnować. Daj mi minutę, ubiorę się i pojedziemy.

— Dla mnie możesz jechać nago. -Burknęłam do siebie.

— Słyszałem!

— Kurwa!

Poszłam do swój sypialni. Sińce wyglądały już całkiem dobrze, więc naniosłam grubą warstwę tapety na pysk. Jak to mówią, przyjdzie kit, będzie git. No całkiem nieźle źle. Ciemniejsze oko i już wszystko gotowe. Rozpuściłam włosy i spryskałam skórę perfumom, Miss Dior. Kochałam ten zapach.

— Długo się będziesz stroić? — podskoczyłam na dźwięk głosu Miłosza.

— Jestem gotowa.

Pamiętałam, żeby zamknąć drzwi na wszystkie spusty. Miłosz stanął obok swojego seata.

— Co się patrzysz? Zapraszam. — powiedział.

— Nie, to ja zapraszam. Chodź. Pokaże Ci moje cacko.

— Widziałem na przeszukaniu, co to za samochód?

— Maserati quatroporte z 2013 roku, na nowsze mnie nie stać. Chociaż i tak kosztował mnie połowę spadku po babci.

— Benzyna czy diesel? — wybuchłam śmiechem.

— Diesel, serio? — zapytałam z niedowierzaniem, a on skinął głową- Takie auto w dieslu to jak porno w radiu. Spójrz -otwarłam maskę, chociaż pod plastikami mało co było widać. — benzynowa V8 o mocy 530 koni mechanicznych.

— Zajebiste, daj poprowadzić! -Podeszłam bardzo blisko niego tak, że mogłam zaciągnąć się jego zapachem.

— Pani Policjancie, jest taka święta stara prawda. Patrz mi na usta i się ucz: kobiety i samochodu się nie pożycza. Także zajmij fotel pasażera.

Miłosz objął mnie w pasie i przyciągnął do siebie. Zbliżył głowę do mojego ucha i zaczął szeptać, a mnie robiło się mokro w majtkach.

— To auto przejeżdża tu trzeci raz, więc — urwał, a ja wiedziałam, co muszę zrobić. Założyłam mu ręce na szyję i udawałam, no dobra nie musiałam udawać zakochanej. Pf, co ja gadam jakiej zakochanej. Może bardziej zafascynowanej.

— Hm, ciekawie by było Cię okiełznać. Mogłabyś być nawet fajna.

— Może, kiedyś zależałoby mi na Twojej opinii. Jednak nie tym razem. Wskakuj.

Skóra na siedzeniu była przyjemnie chłodna, włączyłam klimatyzacje i ruszyliśmy. Dziwnie się czułam. Nie powiem, żeby dotyk Miłosza nie był przyjemny. Jednak to, co potem powiedział. Trochę mnie dotknęło. Chuj z Nim, nie długo zniknie z mojego życia.


— Rozdział 3-


Ujarzmić, mnie. Chyba sobie kpił. Jednak fajnie by było mieć do kogo zadzwonić. Dość sentymentów. Szybki shopping i do domu. Zaparkowałam auto pod supermarketem. Miłosz wysiadł. Co jak co, ale pasował mi do tego auta. Biały T-shirt i czarne spodnie. Do tego Awiatory na nosie. Ciasteczko. Podszedł do mnie i podał mi rękę.

— Jesteśmy parą, zapomniałaś? Musimy stwarzać pozory.

— Ale, że niby aż tak?

— Przykro mi- ogarnął mi kosmyk włosów z twarzy. — Dobrze, że chociaż jesteś ładna.

Mówił to z taką powagą tylko po to, aby później zanosić się śmiechem. Zabrał duży wózek na zakupy, a ja chodziłam między alejkami.

— Jeśli masz na coś ochotę, to wpakuj.

— Pani Tosiu, to Pani? — zaczepiła mnie młoda dziewczyna, kojarzyłam ją. — Pani Tosiu, jak dobrze ze Panią widzę. Zgubiłam numer do Pani a moje Seicento, powoli odmawia posłuszeństwa. Pomoże mi Pani?

— Dzień dobry, Natalia tak? Czerwone Seicento Sporting. Dobrze Pamiętam?

— Tak proszę Pani.

— Wiesz co, daj mi swój telefon, zapisze Ci numer -Natalia podała mi telefon, a ja wpisałam jej swój numer- z tym że zadzwoń jutro. Dziś biorę wolne. Ok?

Uśmiechnęłam się szczerze do dziewczyny. Była taka młoda, szczera i prostolinijna. Spojrzałam na policjanta, uśmiechał się i patrzył tak na mnie jakoś inaczej.

— Co mam coś na twarzy?

— Nie mogę Cię rozgryźć Antonino Kozłowska. Swoją droga Seicento? Serio? Myślałem, że ty tylko naprawisz takie kilka półek wyżej.

— Panie Miłosz, żaden pieniądz nie śmierdzi. Ludziom trzeba pomagać. Wróćmy do robienia zakupów.

Prawda jest taka, że cholernie denerwowałam się na spotkanie z Bossem czy jego kierowcą. Nie wiedziałam, co wymyślą. Do spotkania zostało ponad trzy godziny. Śmiałam się i żartowałam w sklepie, jakbyśmy naprawdę byli parą, nie zachowywałam, się tak jakbym mogła w każdej chwili umrzeć.

Przy obiedzie musieliśmy ustalić i obgadać plan. Już na samą myśl, odechciewało mi się jeść, pić, a nawet kurwa srać.

— Spójrz, to jest podsłuch takie małe gówno. Musisz tylko założyć inną koszulkę, bo pod tą będzie widać. No i to — pokazał mi mały, czarny kawałek plastiku — jest nadajnik GPS. Musisz go dać w najmniej widoczne miejsce samochodu. Ja będę Cię słyszał cały czas. W razie, gdyby się coś działo. Kilometr stąd jest rozłożony patrol pod pretekstem kontroli prędkości. Będzie dobrze.

Równo o czternastej dostawczak przekroczył bramę mojej posesji. Głęboki oddech.

— Witam, to do Ciebie miałem przywieź samochód. Jest na pace. Szef kazał Ci przekazać, że masz fajny wózek. -Młody chłopak, nie wiedział chyba, w co się wpakował.

— Zadzwoń do Bossa i mu powiedz, że nie robię interesów z Tobą tylko z nim. I albo jest tu osobiście, albo niech spierdala.

Gość patrzył na mnie z wytrzeszczonymi oczami, zaskoczony tym, co właśnie usłyszał.

— Masz jaja dziewczyno.

Nie chciałam złapać płotki, celowałam wyżej. Kierowca się rozłączył i po pięciu minutach I8 zaparkowała za lawetą. Wkurwiony Boss wyskoczył z niej nim drzwi otwarty się do końca. Szkoda ze się w nie jebnął, byłoby śmiesznie. Wbił wzrok we mnie, mhm już wiedziałam, co mnie czeka. Moje szare komórki pracowały na najwyższych obrotach, a serce skuliło się, ze strachu gdzieś w worku osierdziowym.

— No Witam. Cieszę się, że się pofatygowałeś. — powiedziałam, a on szarpnął mnie za włosy do tyłu- Rany, człowieku nie wiesz, że istnieje coś takiego jak perfumy?

— Posłuchaj kurwo, nie będę tolerował takich akcji- szarpnął moje włosy jeszcze bardziej. Patrzył mi w oczy. -Masz robić to co umiesz najlepiej albo sprzedam Cię do jakiegoś burdelu.

— Sprzedać to sobie możesz auto, ale nie mnie! Nie jestem Twoją własnością. — wysyczałam — A teraz puść moje włosy i daj mi pracować.

Uścisk zelżał, a ja nie odpuszczałam.

— Co tu mam do roboty?

— A jak myślisz?

— Stacyjka i elektronika? -Odsłonił pokrowiec. — Lexus. Takiego jeszcze na warsztacie nie miałam. Wsiadaj blondasie za kółko, ktoś nim musi zjechać z tej pseudo lawety.

Tym razem ze mną nie negocjował, tylko wykonał polecenie. Wjechał do mojego warsztatu białym lexusem.

— Który to masz rok?

— 2018

— Czyli to jest ten z dwulitrowym silnikiem?

— Tak, niecałe dwieście pięćdziesiąt koni mechanicznych.

— Kradniesz pod zamówienie? Skoro mam naprawiać auta dla Ciebie to możesz mi powiedzieć. Rozumiem, że gdyby szły na części, nie miałabym nieprzyjemności Cię poznać.

— Bystra jesteś- przechodził mnie i klepnął mnie w wypięty tyłek. Nie tolerowałam takiego zachowania. Złapałam płaski śrubokręt i w momencie do niego doskoczyłam, przystawiając mu śrubokręt do tętnicy szyjnej.

— Trzymaj kurwa łapy przy sobie. — przy mojej głowie pojawiły się dwa pistolety, dwóch ludzi- sklepać możesz sobie konia. Nie mój tyłek. Dotarło?

Puściłam śmierdzącego trolla. A jego ochroniarze schowali broń.

— Masz większe jaja, niż mi się wydawało. Skąd w takiej małej osobie taka odwaga?

— Nie boję się Ciebie ani nikogo. Zapamiętaj. Zabijając mnie, wyświadczysz mi przysługę, no więc dalej.

Szyderczy śmiech wypełnił całe pomieszczenie.

— Lubię Cię. Serio. Nie powiem, że nie chciałbym mojego przyjaciela wpakować między Twoje nogi. Ale póki co daruje sobie. Skup się na robocie.

— Zaśmiałam się szyderczo, chyba kurwa po tabletkach na potencję. — mój głos niósł się echem po całym warsztacie.

— Szefie, ktoś chodzi koło domu. — Boss wychylił nos z warsztatu, zaalarmowany przez swojego przydupasa.

— Kto to kurwa jest? — zapytał.

— Zluzuj majty, to mój partner — w pierwszym momencie cisnęło mi się na usta chłopak, ale to nie było odpowiednie stwierdzenie. Zdecydowanie nie był już chłopakiem, był mężczyzną chwilowo moim. Wyszczerzyłam zęby na samą myśl.

— Miało tu nikogo nie być! — Staruch był coraz bardziej wkurwiony.

— Tak? — zapytałam sarkastycznie. — Nie przypominam sobie, żebyśmy cokolwiek takiego mieli w umowie, więc skończ się czepiać.

— Pojebało Cię dziewczynko.

— Posłuchaj Staruchu! Bierz ten skansen i wypierdalaj. Nie chce Cię więcej widzieć.

Gościu się wkurwił. Wykręcił moją lewą rękę mocno do tyłu.

— Posłuchaj laleczko, nie kozacz. Nie jesteś niezastąpiona.

— Jestem — syknęłam. Modliłam się o to, żeby nie zobaczył podsłuchu. Bo kto by się wtedy zajął moim maserati. Trafiłoby w nieodpowiednie ręce i dup nieszczęście gotowe.

— Mógłbym Cię rozwalić, ale Twoja pewność siebie i to jak dopieszczasz nasze auta, które znajdują właściciela za wschodnią granicą, jest priorytetem. Jestem pewien, że masz jakiś słaby punkt. Wiesz co?

— Kurwa koleś jebiesz tak, że oddychać nie można.

— Stul dziób! Wiesz co? Zrobię wszystko, żeby znaleźć ten słaby punkt. Wtedy będę miał Cię na tacy.

— Powodzenia kurwa w szukaniu.

Przyłożył, zimną stał do mojej szyi.

— A jak już znajdę, to przywiąże tę osobę na krześle, naprzeciw Ciebie i będę powoli nacinał jej skórę. Tak długo, aż się wykrwawi. A potem to samo zrobię z Tobą. Pakujcie to auto na lawetę.

Popchnął mnie na stół z kluczami. Odwróciłam się i zobaczyłam, jak mi mierzy między oczy. — Bądź grzeczna, bo odstrzelę Twojemu chłoptasiowi kutasa. I będziesz patrzeć jak się wykrwawianiem.

— Wyobraź sobie, że mi nie zależy. Do dzieła. Znajdę sobie innego.

Odwrócił się. A ze mnie uleciała cała odwaga. Patrzyłam, jak zabierają Lexa. Gdy odjechali, moje nogi samoistnie się ugięły. Usiadłam na zimnej betonowej podłodze. Zaczęłam płakać, przytulając do siebie nogi. Myślałam, że dam radę, że to nic. Jednak, gdy ten człowiek się dowie, że trzy osoby chodzące po tym świecie są dla mnie ważne to, to nie chce myśleć, co się stanie. Telefon dzwonił, a ja nie reagowałam, tak szczerze miałam to w dupie. Chciałam sobie popłakać, a że w domu kręcił się, policjant chciałam zostać tutaj. Do tej pory garaż był dla mnie miejscem, w którym czułam się bezpiecznie. No właśnie, do tej pory.

— Tosia jesteś tu? — usłyszałam męski aksamitny głos, był niczym miód na moje pokaleczone serducho. Powtarzałam sobie Tosia, nie możesz pokazać słabości. Makijaż, który zrobiłam sobie, do sklepu spływał strumieniami. Nie chciałam, żeby mnie taką oglądał. Jednak stało się, stał w drzwiach warsztatu.

— Proszę, wyjdź. Chce zostać sama. Nie chcę, żeby ktokolwiek mnie taka oglądał. Nie taką. — zamiast kroku w tył zrobił kilka kroków w przód. Starałam się opanować łzy. Usiadł obok mnie.

— Słyszałem, nic nie mów. — zamiast go zjebać, rozryczałam się jeszcze bardziej.

— Mam dość! Słyszysz mam dość. Jeśli o mnie chodzi, spisałam siebie na straty. — łkałam — musicie dać ochronę mojej mamie. Słyszysz?!

— Słyszę. Pogadam z komendantem. — odpowiedział, a Jego głos był spokojny.

— Jak Ty sobie radzisz z emocjami?

— No wiesz, na pewno nie buduje koło siebie muru. No ale mi bandyci grożą, wtedy jak nic już nie mogą zrobić, więc to po mnie spływa. Nie wiem, jakbym zachował się na Twoim miejscu. Sram do gaci na samą myśl, że komuś może stać się krzywda, albo — co gorsza — zginąć przeze mnie.

Objął mnie ramieniem, przyłożyłam głowę do jego torsu. Chłonęłam do siebie Jego zapach. Gładziłam palcami jego dłoń. Skórę miał rzeczywiście aksamitną.

— Chodź Tośka, pójdziemy do domu.

— Chce tu zostać.

— Chodź, proszę przygotowałem carbonare na kolacje. Umyjesz się i zjemy razem. Ok? Nie będziesz dziś sama. Obiecuje, że Cię nie zostawię. — wstał i złapał mnie za rękę. Rozum chciał protestować, jednak ja pragnęłam Jego dotyku, zapachu.

— Ok, ale zadzwoń do komendanta.

— Zadzwonię. Obiecuję. A teraz już chodź.

Wchodząc do domu, swoje kroki skierowałam do łazienki szybki prysznic i poszłam do kuchni. Miłosz wstał na mój widok i podszedł do krzesła, które dla mnie odsunął. Na stole były dwa kieliszki do wina, białe prosecco i jedzenie. Wyglądało smakowicie, jednak ja nie miałam ochoty na jedzenie.

— Siadaj. — posłuchałam, byłam wyczerpana.

Usiadł naprzeciw mnie i otworzył białe wino. Patrzyłam jak dokładny był, każdy jego ruch.

— Jedz. — polecił.

— Wiesz, to wygląda smacznie. Jednak nie mam apetytu. Przepraszam. — powiedziałam, obracając w palcach kieliszek z winem.

— Jedz. Bo Cię będę karmił.

— Nie zrobisz tego!

— Założymy się? — zabrał mój widelec i próbował nawijać na niego makaron.

— Ok, ok, wierzę. — wzięłam się za jedzenie. Było takie pyszne. Ostatni raz moja mama dla mnie gotowała na wigilii dwa lata temu. — Pyszne. Dziękuję, że to dla mnie przygotowałeś.

— Musiałem się czymś zająć, żeby tam nie wparować. Gdzie przypięłaś nadajnik?

— Tam, gdzie nie znajdą.

— To znaczy, gdzie?

— Gdybym Ci powiedziała, musiałabym Cię zabić. Uśmiechałam się do niego.

— Wiesz, że cały czas ktoś nas obserwuje? Szkoda, że nie masz rolet. — resztę posiłku zjedliśmy w milczeniu. Skończyło się wino więc.

— No cóż- wstałam i odniosłam talerz do zlewu, stanął za mną. A do mojego nosa dobiegł jego zapach, drażnił moje zmysły. Odwróciłam się do Niego, dopiero teraz było widać jego zmarszczki.

— Proszę, się odsuń.

— A co, jeśli nie.

— To! — objęłam rękami jego szyję i przyciągnęłam do siebie. Wpatrywałam się w jego usta, czekałam na moment, w którym dotknie moich spragnionych warg. Uniósł kąciki do góry. Na chwilę przed pocałunkiem. Jego usta były miękkie i delikatne, zupełnie przeciwnie niż on. Powoli nieśpiesznie nasze języki się spotkały, delikatnie o siebie pocierane. Czułam dreszcz podniecenia. Nie chciałam tego przerywać. Przygryzł moje wargi i odsunął się nieznacznie.

— Tosia- dotknął mojej twarzy i odsunął kosmyk włosów, przytuliłam się do jego wielkiej dłoni- Nie mogę, chociaż nie wiesz jak bardzo, chciałbym Cię okiełznać. Jestem na służbie.

Przytuliłam go mocno do siebie. Wiedziałam, że jutro będę tego żałować, ale dziś potrzebuje, żeby ktoś mnie przytulił.

— Możesz, chociaż mnie przytulić?

— Chodź, włączymy jakiś film. Twoja mama ma ochronę, jak tylko wjedzie do Polski. Możesz być spokojna.

— Dziękuję. — usiedliśmy na kanapie, a Policjant włączył telewizor. Mało mnie interesowało, co tam grało. Miłosz przyciągnął mnie do siebie i mocno pocałował. Nasze zęby się spotkały. Całował mnie łapczywie i zachłannie. Pocałunki były głębokie i mokre. Nim się obejrzałam, był już na mnie.

— Przepraszam, Tosia. Przepraszam. Nie powinienem.

— Cicho! — nie zmienił pozycji, więc to wykorzystałam i przyciągnęłam go do siebie.

— Dość! Powiedziałem -krzyknął — Jutro oboje będziemy tego żałować. Ty jesteś taka dzika i nieokiełznana, to mnie fascynuje, pociąga, ale nie chce Cię wykorzystać.

— Pierdolisz. Sama tego chce.

— No właśnie o tym mowa. Pora gasić światło i iść spać. Dobranoc.

— Dobranoc policjancie.

Wpatrywaliśmy się w siebie, odwróciłam się, a wtedy on docisnął mnie do ściany, ogarnął włosy na prawą stronę, a lewą zaczął obdarowywać pocałunkami. Pieścił językiem, ssał i przygryzał moją szyję. Czułam mrowienie. Jednak, kiedy jego ręce spoczęły na moich piersiach.

— Wystarczy! — krzyknęłam.

— Ale, że jak? Zrobiłem coś nie tak?

— Nie, nie wszystko cudownie. To ze mną jest coś nie tak. Przepraszam. Nie chce jutro tego żałować. Dziś sporo wypiliśmy. Wybacz. Dziś nie myślę — szybko weszłam do sypialni, zamykając drzwi. Schowałam głowę w poduszkę i zaczęłam wyć. Tyle czasu minęło, a ja nadal nie mogę.

— Bez sensu- zasnęłam w ubraniu.

Siedziałam na krześle w moim warsztacie, po drugiej stronie kanału siedziała moja mama. Boss przechadzał się tam i z powrotem pomiędzy nami. Widziałam łzy na jej twarzy.

— Widzisz lalko, wystarczyło być grzeczną. To by nas tu teraz nie było a tak — ostrze stali długiego noża błysnęło, odbijając od siebie promienie słońca. Rozcięło mamie skórę na policzku. Widziałam, jak sączy się z niej krew. Widziałam grymas bólu. Prosiłam, krzyczałam i tupałam nogami, żeby ja zostawił. Jednak on podszedł do niej z drugiej strony i rozciął jej drugi policzek.

— Ciii już dobrze, to tylko zły sen. Słyszysz Tosia? Otwórz oczy, proszę — nagle poczułam silne ramiona Miłosza szczelnie mnie oplatające. Czułam że byłam cała spocona. Pocałował mnie w czoło. -Cii już dobrze. Nie płacz.

— Proszę, zostań ze mną nie chce być dziś sama.

— Cii nigdzie się nie wybieram. Będę tu z Tobą całą noc.


— Rozdział 4-


Na zewnątrz zaczęło świtać, ciało policjanta szczelnie do mnie przylegało a miarowy oddech, sprawiał, że byłam pewna, że śpi. W pierwszym momencie byłam pewna, że dam radę, że minęło sporo czasu. Jednak się myliłam, a może to wina alkoholu. Powoli wysunęłam się z jego uścisku. Zabrałam ciuchy i poszłam się przebrać. Jednego czego teraz potrzebowałam to zostać sama, nabrać dystansu.

Wciągnęłam na dupę czarne rurki i krótki top, chłód poranka spowodował, że wróciłam się po sweter. Mój samochód na mnie czekał, on jedyny zawsze był gotowy udźwignąć moje emocje. Od euforii po rozpacz. Przekręciłam klucz w stacyjce, a ryk silnika wypełnił garaż. Kiedy już ruszyłam w tylnym lusterku, zobaczyłam wybiegającego Pana Policjanta.

— Przepraszam Miłosz — szepnęłam i docisnęłam gaz. Na polnej drodze, zostały po mnie tylko tumany kurzu i pyłu. Wyjechałam na autostradę. Nie patrzyłam na licznik. Silnik wył jak opętany, a gdzieś w tle za sobą usłyszałam koguty, sto dziewięćdziesiąt kilometrów na godzinę to zdecydowana przesada. Przede mną był zjazd. Wiedziałam już, gdzie się kieruje. Gwałtownie nacisnęłam hamulec i skręciłam w zjazd. Policjanci nie mieli tyle szczęścia. Pojechali prosto. Dojechałam na miejsce. Musiałam tu przyjechać. Zaparkowałam w krzakach tak, żeby z drogi nie było auta widać. Miałam to w dupie, jeśli wezmą mi prawo jazdy, to i tak będę jeździć.

Mały wąwóz. Musiałam się tu pojawić. To właśnie tu ja i On. Nasz pierwszy raz. W drapałam się na szczyt, zajęłam miejsce pod drzewem. Widok był ujmujący. Zupełnie jak wtedy. Powietrze pachniało zbliżającym się latem. Wiedziałam, że za kilka godzin mam klientkę, ale teraz. Zamknęłam oczy. a wspomnienia wróciły. Tak naprawdę nigdy nie odeszły, były we mnie. Były wiecznie żywe, jednak to ten czas, kiedy trzeba pożegnać się z przeszłością, żeby zobaczyć jakąś przyszłość. Chociaż i tak za kilka dni skończę z kulą w głowie.

Słońce już było wysoko, kiedy usłyszałam za plecami znajomy, męski głos.

— Tosia? — Miłosz. — Proszę, porozmawiajmy.

Siedziałam nad przepaścią i beztrosko machałam nogami.

— Myślisz, że chce skoczyć? — zapytałam, nie odwracając się za siebie. — Gdybym chciała to już bym dawno tam leżała.

Nachyliłam się w dół.

— Tosia! Proszę. Odsuń się od skarpy.

— Usiądź obok mnie.

— Nie namówisz mnie, nie ma takiej kurwa opcji! — odwróciłam się a On, stał ręką, dotykając drzewa.

— Boisz się wysokości?

— Tak, każdy się czegoś boi. A Ty czego się boisz? Co Cię przeraża Antonino Kozłowska. Śmierć, wilk, ciemność?

— Pierdolisz głupoty. Gdybym bała się ciemności, śmierci czy co tam jeszcze wymieniłeś, nie igrałabym z nią na co dzień. Tak naprawdę, zdradzę Ci coś Panie Policjancie. Boje się przywyknąć. U mnie jak tylko jest dobrze, to za chwilę się coś zjebie a tak, chociaż nie mam nic do stracenia.

— Masz życie! Wiesz, ile by niektórzy dali, żeby być na Twoim miejscu? Kurwa zacznij je doceniać. Kto Cię aż tak zranił?

— Nie Twój interes. Jak mnie znalazłeś i co z policją na autostradzie.

— Załatwione. Poza tym wiedziałem, że coś odjebiesz. Zamontowałem Ci GPS.

— Ty chuju!

Podniosłam się ze skarpy.

— Gdzie idziesz?!

— Do dupy!

Poszłam do mojego auta, co dziwne byłam pewna, że będzie się tu roić od policji. Moje auto spokojnie stało zaparkowane tam, gdzie go zostawiłam.

— Po chuj za mną leziesz?! — słyszałam jego kroki.

— Bo mam Cię kurwa dość! Wczoraj o mały włos Cię nie przeleciałem. Dziś myślałem, że zwariuje. Tosia ostatnia rzeczą, jaką potrzebuje to Twoje pierdolone fochy. Kurwa ja- urwał.

— Ja co?! No kurwa dokończ! Wiesz co, nie zapraszałam Cię do mojego życia, nie chciałam tego wszystkiego. Kilka dni, jeszcze tyle potrwa nasza akcja, a potem się pożegnamy. Będziesz miał święty spokój. A ja wrócę do swojej samotni! Sama się powstrzymuje, żeby.

— Żeby co?!

— Żeby to! — podeszłam do niego i wpiłam się w Jego wargi- teraz rozumiesz! Przywykłam do Ciebie pomimo tego, że nie chciałam! Tylko, że ja boje się, tak kurewsko się boje.

— Pojebane to wszystko.

— Żebyś wiedział.

Zadzwonił mu telefon, odszedł kawałek, a ja wróciłam do szukania nadajnika. Jak by mogło być inaczej, był na prawym nadkolu, jakie to kurwa przewidujące. Widziałam, że idzie w moją stronę.

— Gdzie masz autko? — zapytałam

— Pod domem. Wezwałem komendanta. Bo moje auto się zepsuło. — parsknęłam śmiechem. Podeszłam do niego taka rozchichotana, a on stał z naburmuszoną miną. Poczochrałam jego włosy.

Tym razem jego dotyk był władczy, bardziej zdecydowany. Całował mnie mocno i głęboko nie dając mi złapać tchu. Jego język zdecydowanie wkroczył do moich ust. Gwałtownie odnajdując mój język. Czułam dreszcz podniecenia na plecach i to jak nogi mi się uginają. Czułam zimno stali, bo położył mnie na maskę, nie wiem, jak znalazł się między moimi nogami.

— Czy nie możecie się pieprzyć gdzie indziej?! Człowiek pospacerować nie może w spokoju. — Jakaś starsza Pani akurat przechadzała się po lesie i nas nakryła.

Wybuchnęłam śmiechem, a Miłosz rumieńcem. Poprawiłam włosy i ruszyliśmy w stronę domu. Mojego domu.

— Proszę to Twoje. — oddałam mu nadajnik. — Obiecuje, już nie zniknę.

Przed tym niż mieliśmy, wysiadać odezwał się Miłosz. Całą drogę bił się z myślami. Widziałam to po Nim. Przygryzał wargi i drapał skórki przy paznokciach.

— Zaczekaj.

— Na co?

— Tosia, następnym razem mogę się nie powstrzymać.

Uśmiechnęłam się w odpowiedzi. Mój mózg już wiedział, że będzie za nim tęsknić. Jednak moje ciało było spragnione dotyku.

Nie zdążyłam zamknąć garażu, kiedy BMW podjechało pod dom. To był boss.

— Wskakuj. — powiedział

— Może dzień dobry, proszę wsiadać? Gdzie jedziemy?

— Nie ważne. Robota jest.

— Jestem od naprawiania nie od jeżdżenia. -Stałam przed Miłoszem, czułam, jak wkłada mi coś do tylnej kieszeni spodni.

— Mogę, chociaż pożegnać się z dziewczyną, skoro mi ja porywasz? Dokąd jedziesz Kochanie?

— Nie martw się, niedługo wrócę. — pocałował mnie tak, jak całuje się na pożegnanie.

Otwarłam drzwi I8, zapominając, że to są pierdolone lambodory. O mały włos nie dostałam nimi w pysk. Zajęłam miejsce na fotelu pasażera.

— Dzwoniłem.

— Nie słyszałam.

— Wkurwiasz mnie dziewczynko.

— Dziewczynki masz w burdelu. Chcesz? Idź i sobie zadupcz. Mnie zostaw w spokoju.

— Wiesz, długo się zastanawiałem, jak Cię zmusić do posłuszeństwa. Nic nie znalazłem na Ciebie, poza kilkoma mandatami. Dobrze wiesz, że mam wpływy w policji.

— No chwaliłeś się na naszym pierwszym spotkaniu. -burknęłam, patrząc w okno. Wiedziałam, że nie skróci moich cierpień. Wiedziałam, że nie dostanę kulki w łeb. Mogłabym wyskoczyć z samochodu i uciec, ale wiem, że On i tak by mnie znalazł.

— Tak więc mam Ci coś do pokazania. -zaparkował na leśnym chodniku. Obszedł auto w koło, otworzył mi

drzwi i złapał delikatnie za rękę.

— Jakiś Ty kurwa szarmancki.

— Pozwól, że przesiądziemy się teraz to innego samochodu. -Zaprowadził mnie do Cayenne. Otwarł tylne drzwi. -Wsiadaj

Jakiś cieć siedział już za kierownicą. Obok mnie siedział facet, pobity pozbawiony twarzy, ledwo przytomny. Spojrzał na mnie.

— Ratuj, Oni mnie zabiją. — wtedy dotarło do mnie, co Boss chce mi pokazać.

— Wiem, ale ani ja, ani Ty już na to nie mamy wpływu. Serio. Przykro mi. — nie mogłam patrzeć na tego człowieka, było mi go żal. — Boss, po co mnie tu zabrałeś? Kurwa. Jestem od naprawiania samochodów, a nie ratowania zbłąkanych dusz.

— Patrz, bo wkrótce może to spotkacie Cię.

Widziałam przez przednią szybę, że chyba zbliżamy się na miejsce. Przed polaną stała już E30.

— Wyczuwam zamiłowanie do BMW, nie dziwie się to dobre samochody do driftu, ale po chuj Ci Cayenne? Męskie auta już się skończyły?

— Chcesz podzielić los tego kolesia? — Jeden z przydupasów Blondasa złapał mnie za rękę.

— Kurwa puść mnie. Sama pójdę.

— Ostra jesteś, ciekawe czy w łóżku też taka jesteś.

— Zaskoczę Cię, prędzej Ci kutas zwiędnie, niż się przekonasz.

— Nie bądź tego taka pewna. Mam kilkunastu ludzi. — odparł Boss.

— Co jeden to ma mniejszego. Widać po rozmiarze broni. -Cieć chwycił mnie za kark.

— Musisz patrzeć. — Nad wykopanym w ziemi dołem klęczał mężczyzna z samochodu. Boss stanął za nim. Wyciągnął pistolet zza paska. I strzelił mu w tył głowy. Jego ciało bezwiednie opadło do grobu. A huk wystrzału niósł się echem po lesie. Na filmach zazwyczaj ludzie mieli torsje po takim widoku. Jednak ja pogrzebałam emocje jakiś czas temu i nawet nie drgnęłam. Panowałam nad sobą. Boss podszedł do mnie i przyłożył ciepłą broń do mojego policzka.

— Widzisz, tak kończą Ci, co kozaczą. Będziesz już grzeczna?

— Przemyśle to.

— Spodziewałem się, że padniesz mi do stóp albo chociaż się rozpłaczesz. Z satysfakcją oglądałbym, jak płaczesz — teraz to mój śmiech niósł się po lesie.

— Nie kpij kurwa ze mnie. Jakbym chciała jechać na wycieczkę krajoznawczą, to bym chłopa ze sobą wzięła. -Cieć Zaprowadził mnie pod mogiłę tego biedaka i kazał uklęknąć. Blondas stał za mną, czułam to, czułam też jak broń, delikatnie muska moje włosy. -Skończyłeś już ten cyrk? — nadal grałam pewną siebie i zdeterminowaną. Jeśli mam umrzeć to właśnie taka. I na pewno nie na kolanach. Zaczęłam się podnosić. -Słuchaj człowieku, jeśli chcesz mnie zabić, to nie jak tchórz, strzelając w tył głowy i nie na kolanach. Bo nie jestem ofiarą. Spójrz mi w oczy. -Odwróciłam się już przodem do Niego. — Nie zrobisz tego a wiesz dlaczego? Bo w gruncie rzeczy tylko grasz twardego, a tak naprawdę to miękki kutas z Ciebie. Wiesz, że ten widok będzie Cię prześladował do końca życia. Tego się boisz wyrzutów sumienia.

— Skończyłaś już pierdolić?

— Gdybym pierdoliła, to bym dupą ruszała.

— Do auta z nią.

Boss odwiózł mnie pod same drzwi domu. Nie było tam nikogo. Wpadłam do domu i pobiegłam do sypialni. Tam był mój telefon. Naprędce wybrałam numer Miłosza.

— Przyjedź- powiedziałam, gdy tylko odebrał telefon. Poszłam do łazienki. Obrazy powracały w moich oczach. Huk ciągle odbijał się w mojej głowie. Dziś już nie będę w stanie pracować. Ciepła woda lała się strumieniem po mojej głowie, włosach i twarzy. Tam właśnie mieszała się z łzami. Siedziałam skulona w brodziku i płakałam, wyłam wręcz. Czy mogłam coś zrobić? Miałam wyrzuty sumienia. Nie byłam dobrym człowiekiem. Gdybym była zawsze miałabym kogoś koło siebie.

— Tosia! Tosia! -rozległo się wołanie po domu. Wstałam i owinęłam się szczelnie ręcznikiem.

— Tu jestem, nie drzyj japy.

— Zrobił Ci coś? Mów do mnie. — Pan Policjant mną potrząsnął, a ja nie miałam siły, żeby ustać na nogach. Widział, jak odsuwam się na ziemię, złapał mnie i zaniósł na kanapę. Wtuliłam się w Niego, miarowe bicie jego serca przywracało mi nadzieję, że będzie dobrze.

— Czy moja mama ma ochronę?

— Ma Skarbie, nie musisz się martwić. Jutro ląduje o 3:30 na lotnisku.

— To dobrze. Powiesz mi, dlaczego Cię tam nie było? Dlaczego nie przyjechałeś z odsieczą dla mnie? Zostawiłeś mnie!

— To nie tak.


— A kurwa jak?!

— Byłem tam. Widziałem, przez co przeszłaś. Nie mogłem nic zrobić. Musiałem stać i patrzeć.

— Gówno wiesz?! Siedziałam koło tego kolesia, rozmawiałam z nim. Nie zrobiłam nic.

— Nie mogłaś nic zrobić. Słyszysz Tosia. -ręcznik lekko się podniósł do góry, ukazywał teraz moje uda.

— Muszę iść się ubrać. -Próbowałam wstać, ale nogi miałam jak z waty.

— Pomogę Ci, ubierz się, a później Ci powiem, co ustaliliśmy z komendantem.

— Miłosz, to był błąd, że grasz mojego chłopaka. Nie zdajesz sobie sprawy, co Ci grozi.

— Spokojnie, taką mam pracę wiedziałem, na co się piszę. Teraz Cię zostawię. Ubierz się i pogadamy.

Trzęsłam się tak, że nie mogłam zapiąć biustonosza. Cała sytuacja zaczynała mnie przerastać. Wytarłam łzy i naniosłam krem na twarz.

— Tośka, wystarczy! Jeszcze kilka dni i będzie po sprawie- powiedziałam do swojego odbicia w lustrze. — Wszystko wróci do normy.

Weszłam do kuchni. Na stole czekała już kawa i jedno z krzeseł zajął podkomisarz.

— O czym chciałeś ze mną rozmawiać?

— To nie będzie łatwe, ale komendant chce mieć więcej na Bossa — spojrzałam na teczkę, która leżała na stole. — Boss tak naprawdę nazywa się Konrad Antczakowski. Dowodzi zorganizowaną grupą przestępczą. Od kradzieży aut po handel kobietami. Tutaj są zdjęcia ostatnio zaginionych kobiet. Niektóre z nich nie są nawet pełnoletnie.

— I czego ode mnie oczekujecie?

— Żebyś się tam dostała. Namierzyła te dziewczyny, a resztą już my się zajmiemy.

W tym momencie moje wkurwienie osiągnęło apogeum.

— Czy Was do reszty pojebało?! Zdajecie sobie sprawę, co ja kurwa przechodzę?! Czy ktoś popatrzył na mnie?! Sami idźcie i się sprzedawajcie. Ja chcę kurwa wrócić do swojego życia.

— Za kradzież samochodów dostanie kilka lat, na zabójstwo tego kolesia nie mamy dowodów.

— Byłeś tam, widziałeś!

— Moje zeznania i Twoje coś dają, ale proces będzie poszlakowy.

Podniosłam się i stanęłam tyłem do niego. Z kuchennego okna widziałam podjazd. Miłosz podszedł do mnie, delikatnie pogładził mnie po włosach.

— Nie waż się mnie dotykać! Co chcesz mnie kurwa spróbować, nim wpierdolisz mnie do burdelu?! Weź Ty, kurwa spierdalaj. Razem z komendantem Bossem i innymi szumowinami tego świata!

Podjechało Seicento, musiałam wziąć się do roboty. Nie chciałam na niego już patrzeć.


— Rozdział 5-


Lekko wkurwiona wyszłam do dziewczyny, która przywiozła mi Seicento. Była taka młoda, niewinna.

— Pani Tosiu, bo ja chciałam zapytać, ile by kosztowała naprawa? — powiedziała Natalia -Bo wie Pani, u mnie krucho z kasą.

— Mów mi Tosia to raz, a dwa czym będziesz jeździć do pracy?

— Rowerem.

— Siedem kilometrów? Na piątą rano?

— Tak to żaden problem.

— Daj spokój. Naprawimy samochód, a pieniądze przywieziesz mi, kiedy indziej. Nie przejmuj się.

— Dziękuję, spadłaś mi z nieba.

Żebyś Ty dziewczyno wiedziała, co się wyprawia u mnie, w życiu byś tu nogi nie postawiła. Zabrałam się do roboty. Wymieniłam jej przewody hamulcowe, klocki. Pierdoliłam się z tym, dłużej niż powinnam, a to tylko dlatego, że nie chciałam wracać do domu. Nie mogłam patrzeć na Miłosza, pomimo tego, że bardzo go pragnęłam. Na samo wspomnienie jego elektryzującego dotyku dostawałam dreszczy, a jego pocałunki sprawiały, że się robiło mi się mokro.

— Kurwa… — powiedziałam, rozcinając rękę o blachę

— O nie. Mogę Ci jakoś pomóc?

— Tak, możesz wsiadać do auta i jechać.

Znalazłam jakąś szmatę i owinęłam rękę. Patrzyłam, jak zabarwia się na czerwono. Kurwa, chuj z tym.

Wzięłam się za ogarnianie narzędzi. Zadzwonił telefon, numer nieznany.

— Posłuchaj, jak się czujesz po dzisiejszym poranku?

— Normalnie, a jak mam się czuć? Posłuchaj człowieczku mam do Ciebie sprawę. Możesz pojawić się u mnie jutro?

— Czekaj, jaką Ty możesz mieć do mnie sprawę? Chcesz mi dać dupy? Spoko będę za pół godziny.

— Kurwa, myśl głową nie fiutem. Jutro o dziesiątej u mnie.

Rozłączyłam się.

Zegar wskazywał dwudziestą drugą trzydzieści, gdy weszłam do domu, z nadzieją, że nie spotkam tu podkomisarza. Nadzieja prysła niczym bańka mydlana. Bitwa na spojrzenia, bez słów. Dopóki jego spojrzenie nie zatrzymało się na mojej ręce.

— Co zrobiłaś?

— Gówno.

Odwróciłam się i poszłam się myć. Znów obrazy z rana stawały mi przed oczami. Żałowałam, że nie wzięłam z sypialni żadnego ubrania. Pospiesznie opatrzyłam rękę, a ciało owinęłam miękkim bawełnianym ręcznikiem. Miłosz stał w korytarzu i czekał.

— Mam pomysł. -Powiedziałam.

— Słuchaj, jeśli chodzi o…

— Daj spokój. Jutro dam mu moje Quatroporte.

— Chyba Cię pojebało. Nie możesz urwać z nim współpracy. Za dużo mamy do stracenia.

— Mogę Panie Policjancie i dobrze o tym wiesz!

— Tośka! To będzie znaczyło, że nasza współpraca się skończy. Nie będziemy razem pracować.

— Dokładnie tak, czyż nie o to Ci chodzi? -powiedziałam, stając naprzeciw niego w samym ręczniku- Miłosz zrozum, muszę się Ciebie pozbyć.

— Czemu?

— Bo kurwa w sklepie nie ma dżemu.

— Dziś przy aucie?

— Tak! Właśnie temu a teraz wybacz, idę spać.

— Gdybyś nie mogła zasnąć mam wino.

— Spierdalaj. -Próbowałam go ominąć jednak, stanął tak, że zajmował pół szerokości korytarza- Możesz się przesunąć?

— A magiczne słowo — spojrzałam na jego uśmiech, był rozbrajający. Jego oczy patrzyły na mnie z uczuciem. O nie, kurwa tylko nie to.

— Czary mary?

Odsunął się, a ja ostatni raz zaciągałam się jego zapachem. Będzie mi go brakować.

— Tosia, choć jeszcze nim pójdziesz spać, opatrzę Ci tę rękę.

— Jest ok. Poradziłam sobie sama.

Dotknął dłonią mojej twarzy, kciukiem pocierając o policzek.

— Pani Tosiu, kto Panią aż tak zranił? Zbudowałaś mur wokół siebie. Czasem tylko uchylasz okno i pozwalasz mi zobaczyć Tosie z innej strony. Dlaczego? Odgradzasz się od ludzi, którzy Cię kochają, a jedyne co się liczy to, pf nawet nie wiem co.

— Po co mam Ci to mówić. Jutro już Cię tu nie będzie. Nie będzie też Bossa. Chuj poświęcę auto, ale chce odzyskać spokój. Swój spokój. Żyć i pracować. Tak jak do tej pory. — włożył rękę w moje włosy.

Jego szaro zielone oczy patrzyły na mnie jak na najcenniejszy skarb.

— A co, jeśli ja nie chcę odchodzić? Jeśli mi tu dobrze? Jeśli zacząłem coś czuć? Do tego rudego szatana?

— To musisz dać sobie siana. Wyplątałam włosy z jego ręki i poszłam do sypialni. Drżałam z podniecenia. Założyłam satynową piżamę i położyłam się do łóżka. Jednak mimo faktu, iż byłam cholernie zmęczona. Sen nie przychodził. Gdy zamykałam, oczy widziałam albo jak Boss rozwala kolesia, albo jak wpatruje się we mnie Miłosz. Wierciłam się z boku na bok, aż w końcu sen okazał się silniejszy.

Siedziałam na kuchennym blacie. Między moimi nogami, z językiem w moich ustach i rękami na piersiach stał Miłosz, tak cudownie smakował. Wplotłam palce w jego włosy. Otworzył oczy i nagle przestał mnie całować.

— Tosia… W uszach dzwoniło od wystrzału, a podkomisarz upadł na stół. Krzyczałam, żeby się zatrzymał. Jednak jego miejsce zajął Boss, teraz to on mnie pieścił. Próbowałam się wyrwać, kiedy usłyszałam znajomy głos.

— Tosia patrz na mnie to tylko sen! To tylko sen już dobrze. — dotykałam go po twarzy i nagim torsie. — Już, jesteś bezpieczna.

— Oni Cię zabili.

— Nie zabili, jestem tu.

— Zabili. Widzisz, nie może mi kurwa zależeć. Zrobią Ci krzywdę, wpakują kulkę między oczy

Płakałam i byłam zdenerwowana. Miałam dość. Nie mogłam spać ani jeść. Czułam dotyk Miłosza, był taki przyjemny. Gładzi moje włosy, spokojnie i cicho szeptał mi do ucha

— Wszystko będzie dobrze Tosia, już pora się uspokoić.

— Dobrze to pojęcie względne.

— Cicho bądź już. Wszystko będzie dobrze. Spójrz na mnie. -spojrzałam mu w oczy, patrzyły na mnie z taką czułością, żeby nie powiedzieć z miłością. -Będzie dobrze.

Przygryzałam dolną wargę, Dla niego to było jak zaproszenie. Najpierw całował mnie delikatnie, nieśmiało, kiedy oddałam pocałunek, jego język zaczął być gwałtowny i bardziej zdecydowany. Jego dłonie wdarły się pod cienki materiał satyny, błądząc po moim ciele. Pozbyłam się pseudo piżamy, teraz siedziałam przed nim tylko w czarnych, koronkowych stringach. Moje piersi były spragnione dotyku, a sutki sterczały, oczekując na pieszczotę. Miłosz lotem błyskawicy pozbył się koszulki.

— Tośka jesteś tego pewna? Za chwilę nie będzie odwrotu?

— Weź, nie pierdol.

W momencie leżałam już pod nim. Nadgarstki złapał mi wysoko nad głową. Usta i język Pana policjanta pieściły moją szyję.

— Masz jakiś szalik?

— Pasek ze szlafroka może być?

— Idealnie.

Podkomisarz, przerwał pocałunki i zabrał z ramy łóżka pasek ze szlafroka. Sekundę później siedział okrakiem na mnie. Czułam jego męskość, kiedy pochylał się, by związać moje ręce na ramię do łóżka.

— Panie Policjancie.

— Ciii- przyłożył mi palec do ust. — Nie pozwoliłem Ci się odzywać.

Całował moją szyję, dekolt, jęczałam z podniecenia, lecz kiedy przygryzł, gwałtownie mój sutek mimowolnie krzyknęłam. Pocałunki schodziły niżej, aż do mojej kobiecości. Całował wzgórek łonowy, aż w końcu jego język dotknął mojej łechtaczki, przyjemny spazm przeszedł przez moje ciało. Drażnił ją językiem, przygryzał zębami, już czułam nadchodzący orgazm, kiedy on przestał.

— Miłosz! Nie przestawaj! — podniósł się i uśmiechnął. Tylko po to, by za chwilę znów wtargnąć w moje wnętrze. Poczułam, jak wkłada i porusza palcami w moim wnętrzu. Czułam już pierwszą falę przyjemności, kiedy On znowu przestał.

— Ty chuju!

— Jeszcze mi podziękujesz.

Miał rację, kiedy kolejny raz dotknął pulsującego guzka, eksplodowałam, orgazm był tak silny, że krzyczałam, a on nie przestawał. Dłonie silnie trzymały moje uda, nie pozwoliły im się zacisnąć. Kolejna fala orgazmu przeszła przez moje ciało. Mój mózg nie zarejestrował momentu, w którym Niedzielski pozbył się bokserek, jego imponująca męskość była gotowa. Położył się obok mnie, gładząc moje włosy, a później ręce aż w końcu je uwolnił. Mocno przylgnęłam do Niego, a on wdarł się do mojego wnętrza. Pulsował we mnie. Jego ruchy były gwałtowne i szybkie, wychodził ze mnie tylko po to, żeby zaraz znowu wejść. Kąsał płatki mojego ucha, co potęgowało doznania. Czułam, że nadchodzi orgazm, zaciskałam się na nim, a on nie zwalniał. Szczytowaliśmy razem, patrząc sobie w oczy. Czułam jak jego ciepła sperma, wypływa ze mnie. Opadł na poduszki obok mnie, a ja nie bacząc na nic, przylgnęłam do jego mokrego od potu torsu. Nie miałam siły iść pod prysznic.

— Ujarzmiłem bestie — czułam, że się uśmiecha.

— Spierdalaj.

Sen w Jego ramionach przychodził szybciej, niż się spodziewałam. Tosia przepadłaś. Chuj z tym.

Co mnie nie zabije, to rozpierdoli psychicznie. Poradziłam sobie raz, poradzę i drugi.

Przez sen słyszałam jakiś męski głos. Jak tylko dotarło do mnie, czyj to głos podskoczyłam.

— Co Ty tu kurwa robisz?! W mojej sypialni.

— Jak to, co patrzę. Kurwa byliśmy umówieni.

— Na dziesiątą, do chuja. Możesz wyjść dać się nam ubrać?

— Nie.

— To się odwróć. Mam propozycję, nie przedstawię jej, dopóki się nie odwrócisz do chuja. —

Ciul, dup, jeb. Cała otoczka wczorajszego wieczoru prysła jak bańka mydlana. Blondas zjawił się punktualnie, to my zaspaliśmy. Boss dopiero po chwilowej bitwie na spojrzenia odwrócił się a ja złapałam to co miałam pod ręką T-shirt i spodnie z dresu. Miłosz złapał spodnie. I naciągnął na kształtny tyłek.

— Kochanie zostawisz nas samych?

— Pewnie.

Zapraszam Bossa z chłopaczkami do kuchni.

— Mówiłeś, że wiszę Ci wózek. Oddam Ci moje quatroporte, a w zamian zostawisz mnie w spokoju.

Głos Konrada wypełnił pomieszczenie.

— Gdybym je chciał, to bym sobie je wziął. Marnujesz mój czas.

— Za godzinę przywiozę Ci auto. Lepiej, żeby nikogo tu nie było. Pozbądź się chłoptasia albo ja to zrobię.

— Bierz moje auto i spierdalaj w podskokach. Nie będę już dla Ciebie pracowała.

— Nie?

— Nie kurwa, głuchy jesteś?

— Przyprowadźcie jej kolegę! A Ty siedź!

— To nie jego sprawa. To sprawa między nami.

Ciecie przyprowadzili Miłosza, trzymając go z dwóch stron.

— Lalko albo tańczysz, jak gram albo- w tym momencie zaczął zadawać Miłoszowi ciosy.

Złapałam, co miałam pod ręką i doskoczyłam do Bossa. Przystawia; Nie?

— Nie kurwa, głuchy jesteś?

— Przyprowadźcie jej kolegę! A Ty siedź!

— To nie jego sprawa. To sprawa między nami.

Ciecie przyprowadzili Miłosza, trzymając go z dwóch stron.

— Lalko albo tańczysz, jak gram albo- w tym momencie zaczął zadawać Miłoszowi ciosy. Złapałam, co miałam pod ręką i doskoczyłam do Bossa. Przystawiałam mu nóż do szyi.

— Karz go puścić.

— Albo co? -Docisnęłam ostrze do Jego szyi, tak żeby rozcięło pierwszą warstwę skóry i polała się krew. — Zostawcie go chłopcy. Mam już pewność. Odłóż nóż. Już wiem, na czym Ci zależy.

Boss wyszedł, a ja poszłam do Miłosza.

— Trzeba wezwać karetkę i zadzwonić do Komendanta.

— Żadnej karetki. Nic mi nie będzie.

— Zamknij się.

Pospiesznie wybrałam numer na pogotowie, a później do Komendanta. Ten zjawił się u mnie w domu chwilę po tym jak Miłosza zabrała karetka.

— Możesz mi wyjaśnić, co tu się stało? — wrzasnął komendant. Szybko i chaotycznie mu odpowiedziałam, co tu zaszło.

— Zostałaś bez ochrony! Kogo ja mam tu sprowadzić?!

— Nikogo, poradzę sobie sama.

— To nie jest mądre.

— Najrozsądniejsze w tym wypadku. Patrol nadal pilnuje mojej mamy?

— Tak, póki co tak.

— Jak to, póki co?

— Wiesz mam ograniczone środki.

— Pierdolenie o Chopinie. A teraz jedź już, Boss zaraz przyjedzie z autem.

Komendant wsiadł do auta i pojechał. A ja poszłam do góry, to tam Miłosz trzymał wszystkie podsłuchy. To, co zobaczyłam, przeszło moje najśmielsze oczekiwanie. Na tablicy styropianowej wisiały moje zdjęcia, mojej mamy. Zdjęcia mojego auta, zdjęcia z klubu. To nie były nowe zdjęcia.

Kurwa.

Otwarłam laptop, nie był zabezpieczony hasłem. Właśnie przyszedł e-mail:

„Mam nadzieję, że nie dostałeś zbyt mocno. Pilnuj Lalki, żeby nie wycięła jakiegoś numeru”.

Kurwa, kurwa, zamknęłam laptop. Nie bardzo dochodziło do mnie co się tu właśnie odjebało. Zeszłam po schodach prosto do kuchni i zaparzyłam sobie kawy. Najgorsze w tym wszystkim, było to, że nie mogłam dać po sobie poznać. Co wiem. Piłam kawę i wpatrywałam się w kubek. Wczorajszy wieczór był tak wspaniały, a teraz muszę grać, że nic nie wiem. Kurwa. Po chuj mi to wszystko było?

Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk telefonu, to był Miłosz.

— Skarbie przyjedziesz po mnie?

— No, a to nie zostawią Cię a obserwacji?

— Nie, wypisałem się. Jestem twardy, z resztą za bardzo bym za Tobą tęsknił.

— Zaraz będę.

Pomimo tego, że cisnęło mi się na usta, mnóstwo obelg w jego kierunku musiałam się nauczyć grać i to w tempie ekspresowym. Bo do szpitala miałam zaledwie dwadzieścia kilometrów. Dźwięk silnika sprowadził mnie na ziemię. Jak mogłam dać się tak podejść?

— Głupia Gęś z Ciebie Tośka. Zobaczyłaś kawał fiutka i się wkręciłaś nieładnie- powiedziałam sama do siebie.

Podjechałam pod szpital. Miłosz siedział na schodach.

— Nic Ci nie jest? — zapytałam.

— Jestem odrobinę poobijany. Nic mi nie będzie. — syknął przy podnoszeniu się. Miękka faja. Otwarłam mu drzwi do auta i ostatkiem sił próbowałam się powstrzymać, żeby mu tymi drzwiami nie jebnąć.

— A Ty jak się trzymasz? -zapytał

— Nijak. Muszę, robić co mi każe. Inaczej nie będzie seksu. — i tak nie będzie, ale Ty nie musisz o tym wiedzieć.

Trasę powrotną pokonałam potem błyskawicy. Pod domem czekała laweta, a na niej jedne z trzech jeżdżących po Polsce lamborghini.

— Pojebało Cię tak to wozić? — warknęłam na Bossa- wiesz, ile ich jest w kraju? Pewnie nie, bo co ty możesz wiedzieć. Trzy sztuki. Trzy pierdolone sztuki, a ty mi jedno z nich tu przywozisz? Jeszcze odkrytą lawetą? Rozumem i wzrostem, Bozia Cię nie obdarzyła.

— Mało się na oglądałaś? Pokazać Ci coś jeszcze?

— Do garażu, już.


— Rozdział 6-


— No co się kurwa gapisz?! Wjeżdżaj do garażu albo spierdalaj mi z placu! -Warczałam na blondasa- miało Cię tu kurwa nie być.

— Nie chciałem, żebyś zatęskniła. Co Twojego kolesia, wypisali go już ze szpitala? -parsknął, zbliżając się do mnie. Złapał moją brodę w swoją dłoń tak, że cała szczęka mnie bolała. Byłam wkurwiona. A jak wkurwiona to i agresywna, szczególnie jak ktoś mnie zrani. Wiedziałam, że na walkę wręcz z Bossem nie mam szans. Popchnął mnie do tyłu tak mocno, że wylądowałam na dupie. Kość ogonowa mnie bolała, ale nie dałam po sobie poznać. Podniosłam się, nie spuszczając wzroku ze swojego oprawcy. Złapałam trzynastko-siedemnastkę, która leżała na podłodze. — Posłuchaj mała.

— Nie to Ty posłuchaj. Koniec z takim traktowaniem. Prawda jest taka, że nie masz ludzi do roboty, nie ma kto Ci naprawiać tych aut. Więc albo kurwa zaakceptujesz, że mój warsztat i moje zasady. Albo wydupiaj. — Widziałam, jak się zbliża. W myślach pogodziłam się, że śmiercią, zaskoczył mnie, kiedy podał mi rękę.

— Moi ludzie już wjeżdżają. Co tam jest do roboty? Z tego co wiem to, to lambo miało coś nie tak z silnikiem.

— Skąd wiesz?

— Bo nie jest tu pierwszy raz? Był wpisany do kalendarza na przyszły tydzień. To tyle. Do widzenia. Zamknij za sobą bramę.

Konrad wyszedł bez słowa, posłusznie zamykając drzwi. Złapałam za telefon i wybrałam numer na komisariat policji. Uprzejmy Pan oficer dyżurny powiedział, od której, do której jutro zastanę Komendanta w pracy. Najwyższy czas wziąć się do roboty.

— Tosia, pojechali już? — głos Miłosza sprawił, że podskoczyłam.

— Kurwa, możesz mnie nie straszyć?

— Słyszałem, jak z kimś rozmawiasz, coś się stało?

— Nic się nie stało. Części zamawiam do tego syfa. — Podszedł do mnie od tyłu i zaczął się o mnie ocierać, budził moją odrazę. Nie mogłam dać tego po sobie poznać.

— Miłosz pracuje, nie przeszkadzaj.

— Rozpraszam Cię?

— Tak i to bardzo.

Skłamałam. Tak naprawdę dziś nie mogłam się na niczym skupić. Tego dnia, siedziałam w garażu do późna. Nie chciałam wracać do domu. Wiedziałam, że rano muszę wstać, skoro świt. Kiedy weszłam do domu, Pan policjant spał na kanapie, szybko prysznic i do łóżka. Bałam się, że przyjdzie w nocy. O trzeciej trzydzieści zadzwonił budzik. Dziesięć minut później byłam już na leśnym parkingu i odpalałam zwykłą suzukę. Takie moje auto na kryzys. Nie wiem, czy ktokolwiek o nim wiedział. Pół godziny przed planowanym przyjęciem komendanta byłam już na miejscu, miałam dobry widok na wszystko.

Wibracje w mojej kieszeni nie dawały mi się skupić. Aż w końcu przyszedł SMS: „Gdzie jesteś do chuja” Szybko mu odpisałam: „Biegam”

Komendant wyłowił się zza rogu. Podjechałam do niego.

— Panie Komendancie!

— Tosia co się stało?

— Niech Pan wsiada. Mam sprawę.

— A gdzie Miłosz?

— To właśnie on jest tą sprawą.

Komendant zajął miejsce pasażera.

— Powiesz mi w końcu, o co tu chodzi?! Mieliście dostarczyć materiały na Konrada a tu cisza.

— Jak kurwa cisza?

— Przecież macie nagranie, moja mama miała mieć ochronę, przejęliście jeden wóz. — byłam zaskoczona.

— No muszę Cię rozczarować, nic z wymienionych przez Ciebie rzeczy się nie wydarzyło. Skąd masz te informacje?

— No jak to skąd?! Od Miłosza kurwa.

Opowiedziałam Komisarzowi, jak to pięknie Miłosz mnie urabiał przez ten cały czas. Byłam zła i przygnębiona jednocześnie. Dziś jeszcze miałam dostać instrukcje, jak będzie wyglądał plan zdemaskowana Miłosza i wsadzenia za kratki Bossa. Nie mogliśmy się kontaktować przez telefon ani maila co nam tylko utrudniało sprawę.

Zaparkowała auto na swoim miejscu i ruszyłam biegiem do domu. Wkurwiony Miłosz chodził z kąta w kąt.

— Kurwa jesteś wreszcie! Co Ci odjebało z tym bieganiem?

— Wiesz mam skomplikowany samochód na warsztacie i lubię przewietrzyć sobie mózg. Mało mnie znasz wiec, mogę Cię jeszcze nie raz zaskoczyć.

— Po prostu się martwiłem! Bałem się, że Cię dopadną.

Podszedł i mnie przytulił, całując w czoło. A mnie chciało się płakać. Czułam się zdradzona i upokorzona,

— Idę pod prysznic. Cała śmierdzę.

Oparłam dłonie o kafle. A strumień wody spływał swobodnie po moim ciele. Poczułam na sobie dotyk i aż pod skoczyłam.

— Możesz mnie nie straszyć?

— Mogę. — jego głos brzmiał pięknie, gdybym tylko nie wiedziała tego co wiem. Gładził moje ciało. Przylgnął do mnie swoim, czułam napierającą na tyłek erekcję. Objął dłonią moja pierś a drugą rękę zsunął na moja kobiecość. Moje ciało pragnęło tego dotyku, jednak rozum dyktował zupełnie coś innego. Zebrałam wszystkie siły.

— Miłosz, nie teraz mam robotę.

— Nie wykręcaj się pracą.

Wyszłam z kabiny prysznicowej, owijając się ręcznikiem. Podkomisarz wyszedł za mną. Jego duży kutas sterczał.

— No chyba nas tak nie zostawisz?!

— Zostawię. — Szedł za mną do sypialni. Będziesz patrzył, jak się ubieram?

— Tak — kątem oka widziałam, jak pociera swoją męskość. To było ohydne. On był ohydny.

— Zrozum, to był jednorazowy numerek. Więcej nie będzie. Miałam gorszy dzień i chciałam się zabawić. Tyle.

— Jakoś Ci nie wierzę. — całą swoją siłą pchnął mnie na łóżko.

— Miłosz kurwa wypierdalaj, puść mnie- nim zdążyłam się podnieść, wykręcił mi ręce do tyłu, użył paska od szlafroka do zawiązania mi rąk. Czułam jego kolano na moich plecach. -Zajebie Cię! Masz mnie puścić! Głuchy kurwa jesteś?

— Tosia przecież lubisz się bawić. Ostatnio byłaś taka chętna. Już dobrze, zadbam o to, żebyś była zadowolona.

— Zadzwonię do Komendanta. Wszystko mu opowiem! -Czułam jego kutasa na moim tyłku. Wiedziałam, że Pan Policjant zajął miejsce między moimi nogami. Wiedziałam, że nic nie wskóram.

— Zamknij się. Obiecuje, że Ci się spodoba!

— Pierdol się Miłosz! Po chuj to robisz?! — poczułam uderzenie a skóra na tyłku mnie zapiekła. Jego kutas napierał na mnie, aż w końcu jednym sprawnym pchnięciem wszedł we mnie. Słyszałam, jak dyszy, jak jego jądra obijają się o mój tyłek. Z oczu płynęły mi łzy. Jedyne co czułam w tym momencie to ból i wkurwienie. Miłosz przyspieszył, wkładając palec w mój tyłek.

— Wydupiaj!

— Jesteś taka ciasna, jak się spinasz. To rozkosz. Będzie Cię boleć- udał, że się zamyślił — ale jeszcze nie teraz może później. Musisz zrobić kuzynowi to auto, bo inaczej oboje będziemy mieli przejebane.

— Co on Ci za to obiecał? Dlaczego mi to robisz?!

— To moja zapłata. Mogę Cię mieć, póki pracujesz dla nas. Chłopaki obserwują Twoja mamę, bo wiesz tak naprawdę, ona nie ma ochrony. Zamknij już pysk.

Wyszedł ze mnie. Próbowałam się odwrócić. Słyszałam, jak idzie do góry, miałam nadzieję, że mój koszmar się już skończył. Bolała mnie cipka, tyłek, ręce a najbardziej serce. Naprawdę w jakimś stopniu mi na nim zależało. Wracał. Zgrzytniecie schodów, roznosiło się echem. Wraca do mojej sypialni. Złapał za włosy.

— Wstawaj z łóżka i klękaj- syknął. Nie widziałam go takiego. Odbezpieczył broń i przyłożył mi do głowy. -Posłuchaj, mógłbym dalej ciągnąć tę farsę, że nie znam Konrada, ale miałem dość. Otwieraj usta!

— Pierdol się.

— Śmierci się nie boisz. Ale jeden telefon do moich kolegów i przywiozą tu Twoja mamę.

Zadziałało, otwarłam usta, a on wepchnął w nie swojego kutasa. Włożył palce w moje włosy i miarowo poruszał moją głową. Czułam, jak rośnie. Co tylko pogłębiło odruch wymiotny. Główka penisa obijała się o ściany mojego gardła, trzymał go tam, dopóki nie zaczynałam się dusić. Kilka pchnięć później poczułam jak fala spermy, wlewa się do mojego gardła. -Łykaj dziwko, do końca.

Byłam wymęczona i brudna. Czułam się jak ścierka do podłogi.

— Chodź się myć. Mamy robotę. — Zaprowadził mnie pod prysznic. Umył mi twarz i krocze. -Jesteś moja, rozumiesz?!

Skinęłam głową. Nie miałam siły się kłócić. Może chociaż w garażu mnie rozkuje. Cała nadzieja w komendancie. Tylko czy on się domyśli.

Po prysznicu rozkuł mnie i polecił się ubrać. Wykonałam jego polecenie. Nie chciałam, żeby mamie się coś stało. Poszliśmy do garażu. Pilnował mnie. Bolało mnie to.

Ciepły pogodny dzień zaczął się tak okrutnie. Miałam łzy w oczach. Chuj z tym Tośka trzeba to wytrzymać. Porsche podjechało pod bramę. Kiedyś dałabym wszystko, żeby podjechało. Dziś dałabym wszystko, żeby nigdy się nie pojawił. Zza kierownicy wyszedł brunet z rzadkimi włosami, kilkudniowym zarostem. Mógłby robić za mojego wybawcę.

— Tośka, jesteś tu? — jego głos wwiercał się nie tylko w moje uszy, wwiercał się też w moje serce.

— Co Ty tu robisz do chuja? — zapytałam, mając za plecami cień w postaci Miłosza. — nie powinieneś tu przyjeżdżać.

— No no- powiedział, wchodząc do garażu- powiem Ci, że sporo o Tobie słyszałem i chciałem sprawdzić, czy to prawda.

— Nie interesuje mnie, co słyszałeś. — byłam wściekła.

— O, a to kto? Marcin Witkiewicz. Miło mi poznać — podał rękę Miłoszowi.

— Miłosz Niedzielski, chłopak Tosi.

— Chyba kurwa w snach. — powiedziałam. — Marcin wyjaśnisz mi, po Co przyjechałeś?

— Tęskniłem za Tobą.

— Daruj sobie. Zostawiłeś mnie dawno temu.

— Wiesz, że musiałem. Dziś jestem cenionym kierowcą rajdowym. Możesz nas zostawić samych? — patrzył na Miłosza, jakby chciał go zabić. Nie pogniewałabym się.

— Nie bardzo. Wszystko, co dotyczy Tosi, dotyczy też mnie. Prawda kochanie? — objął mnie.

— Powiedzmy, jednak chciałabym pogadać z Marcinem sama.

— Wiesz, że jestem zazdrosny.

Gorzej już być nie mogło I8 zaparkowała za porsche.

— Marcin jedź już stąd. Proszę. Nie chce Cię znać.

— Ale Tosia… Chciałem wszystko wyjaśnić.

— Wypierdalaj, rozumiesz?! Czy Ci kurwa przeliterować? Proszę. — widziałam, jak blondas idzie w moją stronę. Widziałam też, jak Marcin odwraca się na pięcie i wychodzi. To bolało. Bolało bardziej niż to, co rano zrobił mi Miłosz. Boss mierzył wzrokiem Marcina.

— Cześć. Jak Ci idzie? — zapytał Boss- Twój chłoptaś Ci pomaga?

— Daj spokój Konrad, ona wie. — podkomisarz odezwał się. — wiesz, smakowałaby Ci. Brana na siłę.

— Pierdolcie się!

— Możemy pierdolić Cię jak Ci mało?! — nie było już uczucia w głosie Miłosza.

— Mam złą wiadomość, jej matka jest nieosiągalna. Dziś zabrała ją policja. Jest podejrzana o coś tam. Ale to już Ty musisz załatwić i się dowiedzieć. -Boss brzmiał gorzej, niż mogłoby się wydawać. Obleśny start typ.

— Nie martw się Kondziu dziś zadzwonię do Komendanta, poinformować go o braku postępów w śledztwie. A potem po rozkoszuję się jej ciasną cipką i dupką.

— Chrzań się, gówno dostaniesz. — warknęłam.

— Kto to kurwa znowu jest?! — biały peugeot partner wtoczył się na podjazd.

— Jak to, kto kurwa? Dostawca części! Bossie wyskakuje z kasy. Zapłacić trzeba. — boss wyciągnął kartę i przyłożył do czytnika dostawcy. Zapłacone. Kojarzyłam skądś tego gościa. Gdzieś go kiedyś widziałam. Nieważne. Z kartonu wyciągałam części, aż natrafiłam na małe pudełeczko. Nadajnik.

W duchu dziękowałam Bogu za niego. Szach mat skurwysynku.

— Będziecie tak stać i się gapić? Czy się ruszycie i przestaniecie mnie wkurwiać? — zapytałam.

— Idę dzwonić do komendanta, a Ty jej pilnuj. -Głos, który tak lubiłam, teraz sprawił, że chciało mi się rzygać.

— Długo Ci z tym zejdzie? — zapytał cuchnący Antczakowski.

— Już mówiłam, tyle ile będzie trzeba. Poza tym mnie wiem, czy zauważyłeś, ale ciecie rozjebały zderzak z przodu.

— Jak rozjebały? -Poszedł zobaczyć do przodu, na zderzak a ja w tym czasie podłożyłam nadajnik. — Nic tam nie ma!

— To może mi się auta pomyliły. Zdarza się. -Szarpnął mnie za włosy. -puść mnie!

— Skończ mnie wkurwiać, bo Cię dojadę.

— Mam się śmiać czy bać? Bo kurwa nie wiem. -Boss patrzył mi w oczy. A ja nie mogłam dosięgnąć płaskiego śrubokręta. Moim marzeniem w tej chwili było zobaczyć, jak tryska jego krew z tętnicy szyjnej.

Miłosz wrócił.

— Jej matka coś nawywijała. Zgarnęli ją i szybko nie wypuszczą, z resztą jej kolesia też.

— Nie macie na mnie haka! — roześmiałam się. — to teraz mnie posłuchajcie. Skończyłam to lambo należy się dwa i pół tysiąca złotych. Bierzcie to i spierdalajcie.

— Chyba śnisz, że nasza współpraca się skończy.

— Mówisz o sobie w innej osobie?!

— A powiedz mi mała szmato, kto to był tym Porsche? — wysyczał Miłosz.

— Panie Komisarzu nikt, kto był by w stanie mnie złamać. — wyśmiałam go w twarz. -Po co przystałeś na interesy z Bossem? Mogło być nam dobrze. A tym dzisiejszym gwałtem…

— Pamiętaj, że jeszcze z Tobą nie skończyłem. — Podkomisarz był zdrowo wkurwiony.

— Uważaj, bo się przestraszę. Mogę iść się wykąpać?

— Tak. Pójdę z Tobą- na dźwięk tych słów uniosłam brwi.

— Będziesz siedział i patrzył? Czy może zachowasz pozory i zrobisz kolacje? Wiesz, że nie ma wyjścia z łazienki. A gdy przyjedzie komendant, to wszystko mu powiem. — Tym razem to on się śmiał.

— Nie będziesz w stanie. Chodźmy. — pchnął mnie do przodu.

Obserwował mnie, jak spaceruje po domu, jak zabieram rzeczy do ubrania. Przygotował mi nawet bieliznę.

Patrzył na mnie, gdy zamykałam drzwi do łazienki. Miałam plan, mama była bezpieczna.

Niewiele mnie dzieliło od spokoju. Świętego spokoju. Kilka cięć i zobaczyłam jak stróżka krwi płynie swobodnie po mojej ręce.

Usiadłam. W myślach nuciłam piosenkę. Było mi coraz bardziej błogo. Aż w końcu zasnęłam.


— Rozdział 7-


Czułam, jak ktoś mnie niesie. Przez moment się unosiłam, tylko po to, żeby po chwili opaść na łóżko. Chociaż bardzo tego nie chciałam, budziłam się. Moja świadomość wracała. Nie chciałam tego. Chciałam umrzeć.

— Tosia, jesteś ze mną? — głos. Aksamitny, piękny. Miłosza. To akurat dotarło do mnie po chwili.

— Wypierdalaj. -Szepnęłam, bo nie miałam siły mówić.

— Czekaj, nic nie słyszę. -Nachylił się tak, że mogłam czuć jego zapach.

— Wypierdalaj. Przeliterować?

— Gdyby nie ja, już byś nie żyła. -powiedział.

— Może o to mi kurwa chodziło?! — o powoli mój głos zaczynał być słyszalny.

— Wiesz, zdradzę Ci sekret. Nie pójdzie Ci tak łatwo. Jak tylko dojdziesz do siebie — urwał — a zresztą nic Ci nie powiem. Jedyne co musisz wiedzieć, że nasz lekarz Cię uratował. Musisz jeszcze kilka dni poleżeć. A potem wrócimy do zabawy.

— Pierdol się. — warknęłam. Próbowałam się poruszyć, ale moje ręce były przykute do łóżka. Śmiech Miłosza wypełnił pomieszczenie.

— Pierdolić to będę Cię. Coś Ty myślała? Że zostawię Cię wolną? Chuj wie, co Ci odpierdoli. Idę zrobić Ci jakieś jedzenie. Musisz nabrać koloru, w piątek wyruszamy.

— Gdzie?!

— Do dupy.

Miłosz wyszedł, a ja zostałam sama. Nie wiem, czy przykuta, czy przywiązana do łóżka. Fakt jest taki, że nie mogłam się ruszać. Musiałam znowu zasnąć.

— Wstawaj. — nie musiałam otwierać oczu, by wiedzieć, że to Boss.

— Niby kurwa jak? Przykuliście mnie jak psa. W dodatku rządzicie się w moim domu.

— Zaraz dostaniesz żreć i lepiej, żebyś doszła do siebie. A wieczorem Cię odwiedzę. — pogładził moja twarz opuszkami palców.

— Rozkuj mnie.

— Do tego potrzeba podkomisarza. Ja nie mam kluczyków. Piękna jesteś, jak się złościsz. Już nie mogę doczekać się nocy. Gdyby nie interesy. Widzisz, mój kolega już reaguje w spodniach.

Konradowi zadzwonił telefon. Całe szczęście, chciało mi się rzygać nim.

— Ugotowałem zupę, musisz coś zjeść. Bądź grzeczna, proszę. To Cię rozkuje. Jeśli nie, to sama rozumiesz. — znowu brzmiał jak Miłosz. Chciało mi się płakać, ale nie chciałam dać mu tej satysfakcji. — jak mogłaś zrobić coś takiego?

— Przepraszam bardzo, ja?! A Ty jak mogłeś?! Zaufałam Ci, oddałam Ci się cała. A Ty? A Ty mnie zgwałciłeś i zdradziłeś.

Usłyszałam dzwonek do drzwi. Miłosz wstał z miejsca i otworzył drzwi. Dobrze, że zdążył mnie rozkuć, złapałam plaster i długopis. Jedno słowo. Usłyszałam głos Marcina, jeśli pozwoli mu się ze mną zobaczyć to.

— Cześć, jest Tosia?

— Cześć, choroba ja rozkłada, a co chciałeś?

— Porozmawiać z nią. — Coś go musiało zaniepokoić. Ratuj mnie. — wiesz, sporo mnie nie było. Jeśli to nie problem to wejdę.

Marcin nie czekając, na zgodę wszedł do środka. Słyszałam jego kroki.

— Cześć maleństwo. -Głos Marcina był zbyt miły. — nie wyglądasz za dobrze.

— Cześć, no nie czuje się za dobrze. — Miłosz stał za Marcinem, palec wskazujący przyłożył do ust, a później do skroni, imitując jego kształtem, kształt broni. Wiedziałam, że jeśli mnie przyłapie zginiemy oboje.

— Wiesz, sporo mnie nie było, ale wiele się też nauczyłem. Szkoliłem się pod okiem najlepszych. A Wy długo jesteście razem?

— Pół roku — odezwał się Miłosz

— Dwa miesiące — powiedziałam. Poczułam na sobie karcący wzrok Miłosza. Wiedziałam, co mnie czeka, więc było mi już wszystko jedno.

— Prawda jest taka, że bardzo długo starałem się o względy Tośki, nie powiem, ma charakterek. Dopiero dwa miesiące temu dopuściła mnie do siebie. Prawda kochanie?

— Oczywiście, Panie Podkomisarzu. Nie wiem, czy wiesz Marcin, ale Miłosz jest policjantem. — Marcin mnie znał. Byliśmy ze sobą kilka lat. Wiedział, że nigdy tak nie mówiłam.

— To fascynujące. — odpowiedział ze słodkim uśmiechem. Ucisnęłam mu rękę, podając mu mały liścik. Miałam tylko nadzieję, że zajrzy do schowka. Zostawiłam tam wizytówkę z namiarami na Komendanta. Z notką: „zadzwoń, jeśli wpadłam w kłopoty”. Chyba się domyśli, bo jeśli nie to już po mnie.

— Będę lecieć. Dobrze Cię było zobaczyć. — uścisnął mnie. A uczucia do niego wróciły niczym bumerang.

— Trzymaj się.

Wyszedł, a Miłosz zamknął drzwi za nim i wrócił. Widziałam wkurwienie na jego twarzy.

— Kto to był do chuja?!

— Marcin już go wcześniej poznałeś!

— Musiał tu przychodzić? Po co przyszedł?!

— A wiem?! Nie dryj na mnie ryja. Chuj Ci do tego kto to był. -Widziałam jak, bierze zamach, a później tylko poczułam ból i metaliczny posmak w ustach. Byłam zbyt słaba, żeby z nim walczyć. No i przede wszystkim nie tu. -Ulżyłeś sobie?! Damski bokserze? Stanął Ci? Zrobiło Ci się dobrze?!

— Nie jeszcze nie! — wrzasnął na mnie. Sprawnym ruchem pchnął mnie twarzą na poduszkę. I mocno dociskał. Drugą, ręką ściągał mi bieliznę. Dość nieporadnie.

— Ty skurwysynie. Obiecuje Ci, że zginiesz marnie.

— Nie kłap paszczą. — Przycisnął mi głowę do poduszki z całej siły. Nie mogłam złapać tchu. Wszedł we mnie ostro i gwałtownie, tylko żeby zaraz wyjść i powtarzać tę torturę. Było mi słabo, moje płuca płonęły w poszukiwaniu, chociaż odrobiny tlenu. Jego ruchy były coraz szybsze. W pomieszczeniu było słychać tylko dźwięk obijających się jąder o mój tyłek i jego stękanie. Skończył w końcu. Puścił moją głowę, a ja starałam się złapać oddech. Wszystko mnie bolało. Byłam zbrukana.

— Umyj się. Musisz być w formie, jak Konrad wróci. Sporo w Ciebie zainwestował. Zjesz, jak się wykąpiesz. -Patrzyłam na niego z odrazą. -Kamil pójdzie z Tobą.

No tak, odkąd Miłosz przyznał się do współpracy z Bossem dwaj dodatkowi ochroniarze, rozgościli się w moim domu. To były trzy osoby do pozbycia się. Żebym mogła zwiać. Gdybym miała chociaż jednego sprzymierzeńca. Spojrzałam na ochroniarza. Ewidentnie nie było mu na rękę, że musi ze mną siedzieć w łazience. Odwracał wzrok, nie patrzył na mnie.

— Spójrz Tośka, dopiero co się siniaki zagoiły, a Ty już zarobiłaś następne. — powiedziałam do swojego odbicia w lustrze. Zrzuciłam ubranie i weszłam pod prysznic. Nie mogłam zrobić zbyt wiele. Umyłam ciało i włosy. Zapach żelu pod prysznic nie kojarzył mi się już z radością i beztroską. Teraz kojarzył mi się z gwałtami i przemocą. Zarzuciłam szlafrok na siebie. Bo niby po co miałam się ubierać. Przecież i tak zaraz mnie sponiewierają. Długie włosy zaplotłam w warkocz. Do atrakcyjności było mi daleko, jednak na tą chwilę musiało wystarczyć.

— Zupa Ci wystygnie. Siadaj. — polecił Miłosz. -Jedz.

— Smacznego. — powiedziałam, starając się brzmieć jak najbardziej sarkastycznie. Wzięłam łyżkę zupy do ust — No nawet niezła.

— Powiesz mi, co masz na sobie?

— Nie muszę. — Rozwiązałam pasek szlafroka i rozchyliłam go na boki. — Nic. Bo po co? Jestem za słaba, żeby pracować. A ty pewnie zaraz będziesz chciał mnie upokorzyć, przy kolegach więc nie krępuj się. Do dzieła. Swoje kroki skierowałam do sypialni, a za mną przyszedł Kamil. Który usiadł na krześle.

— Będziesz mnie tak pilnował?

— Taka moja praca — odpowiedział patrząc na buty

— Żaden pieniądz nie śmierdzi. Mogę otworzyć okno?

— Chyba Pani może.

— Nie mów mi Pani. Zostałam ich prywatną kurwą. Mów mi Tosia.

Słyszałam kroki. Konrada nie było, więc to był Podkomisarz.

— Co tu się kurwa wyprawia? — był wściekły.

— Nic tylko rozmawiamy — odpowiedziałam, wpatrując w niego wzrok.

— Skąd policja wiedziała o Lamborghini? -Wrzasnął, aż ochroniarz podskoczył.

— Kto? Policja? No to chyba już Ty powinieneś wiedzieć. -złapał mnie za kark.

— Właśnie kurwa nie wiedziałem. Ciekawe czy maczałaś w tym palce? A jeśli tak to jak?! Jak się pytam.

— Skąd mam wiedzieć? — cisnął mną o podłogę, pod łóżkiem zobaczyłam śrubokręt. To była moja szansa. Położyłam się na podłodze i złapałam za rączkę. Mój oprawca pociągnął mnie za włosy i postawił na nogi- pomyśleć, że to właśnie z Tobą w końcu czułam się bezpieczna. Niech Cię chuj strzeli.

Przyłożyłam mu śrubokręt do szyi. Roześmiał się. Patrzyłam mu w oczy, nie widziałam w nich już troski i miłości. Tylko pogardę pomieszaną z pożądaniem. Miłosz dostał czymś, w tył głowy to był Kamil.

— Ubieraj się i uciekaj. Słyszysz, za dziesięć minut będzie tu Konrad. Nie masz zbyt wiele czasu. Zabrałam pierwsze lepsze dżinsy i krótki top. Z szuflady sweter i skarpetę z pieniędzmi.

— Dziękuję. A co z Tobą?

— Uciekaj.

Otwarłam okno, które wychodziło na balkon i wybiegłam w las. Suzuka, Modliłam się, tylko żeby Marcin zostawił kluczyki tam, gdzie były. Zdawałam sobie sprawę, że za pół godziny będzie mnie szukać cala policja. Pod zarzutem próby zabójstwa funkcjonariusza. Musiałam spierdalać, ile sił w nogach.

Widziałam ją na leśnym parkingu. Dzieliło mnie od niej niecałe sto metrów. Które teraz okazały się nie do przebycia. Na parking podjechało BMW, to było BMW Konrada. Wypuścił ludzi

— Szefie, po chuj jej szukamy? Niech psy odwalą brudną robotę.

— Musimy ja znaleźć przed nimi.

Powoli oddaliłam się do lasu, a kiedy zniknęli mi z oczu i uszu ruszyłam dalej. Pamiętałam, że nieopodal była mała dziura, takie małe urwisko. Kilka lat temu przynajmniej tam było. Udałam się w tamto miejsce. Jeśli ktoś nie wiedział, że tam jest, nie miał szans, żeby ja znaleźć. Miałam nadzieję, że ludzie Bossa, nie lubili wycieczek krajoznawczych.

Zaczynało się ściemniać. Bałam się wracać po suzukę., jedyne czego potrzebowałam to schronienia, by dojść do siebie. Pamiętałam, Marcin miał dom, jakieś piętnaście kilometrów stąd. Mogłabym iść pieszo, ale przy mojej utracie krwi, to nie był dobry pomysł. Ciemność ogarnęła las i parking.

Podeszłam spokojnym krokiem do Suzuki. Dzięki Bogu kluczyki były na swoim miejscu. Paliwo też. Można jechać.

Przekręciłam kluczyk w stacyjce. Silnik pięknie mruczał. Nagle auto po drugiej stronie parkingu zapaliło światła. No, tak zapomniałam, że elektryki są mega ciche.

— Kurwa. Nie dostaniecie mnie żywej. — Ruszyłam z parkingu, zostawiając za sobą kłęby kurzu… Musiałam powodzić ich za nos. Widziałam ciągle w lusterku, światła BM-ki Konrada, czułam na plecach jego oddech. Żyłam nadzieją, że mu się to elektryczne gówno spierdoli. Wybierałam drogi, z których było więcej wyjazdów. Tak, żeby go zgubić. Udało się

Miałam czas, żeby rozbić auto o drzewo i podłożyć ogień. Tu nikt nie powinien mnie skojarzyć z Marcinem.

Zła, smutna wycieńczona dotarłam do domu Marcina, zapukałam na okno. Raz, drugi. Dopiero za trzecim razem, Marcin wychylił zaspaną twarz.

— Marcin, nie bój się, to tylko ja. — powiedziałam

— Tosia! Boże święty. Jak Ty się tu dostałaś? Czemu jesteś taka zimna?

— Przepraszam, że przyszłam do Ciebie, nie miałam do kogo. Potrzebuje pomocy.

— Wejdź w ogóle, dlaczego nie weszłaś przez główne drzwi?

— Nie zapalaj światła. Nie tu. — wziął mnie za rękę.

— Chodź do kuchni, tam jest zasłonięte okno, nie będzie widać palącego się światła.

Dobrze znałam rozkład pomieszczeń, dziwne ze przez tyle czasu nic się nie zmieniło. Zapalił światło i zamarł na mój widok.

— Tośka- jego oczy napełniły się łzami- W coś Ty się kurwa wplątałaś?

Wyciągnął z kuchennej półki apteczkę i zaczął przemywać moje rany. Bolało jak cholera. Pokrótce opowiedziałam, mu jak się tu znalazłam i co do tego doprowadziło.

— Tosia powinnaś bardziej uważać, ile razy Ci to mówiłem? — popatrzył na moje dłonie. I duże zakrwawione plastry na nich. — Powinien to zobaczyć lekarz.

— Nie ma szans!

— Tosia! Uspokój się.

— Zrozum, nie mogę się nigdzie pokazać, nie mam, gdzie iść ani po co. Ale tak bardzo się bałam, że znowu będą gwałcić. Uciekłam z nadzieją, że mnie zastrzelą po drodze.

— Zadzwonię do komendanta. A tymczasem — sprawnym ruchem zerwał moje plastry z nadgarstków. — Przepraszam, trzeba to opatrzyć, chociaż.

— Kurwa, pojebało Cię? Wiesz, jak boli.

— Wiem promyczku. — po mojej twarzy po płynęły łzy. Mówił tak do mnie, kiedy jeszcze byłam dla niego ważna.

— Jesteś tu bezpieczna, co z suzuką?

— Nie jestem bezpieczna, nie będę, dopóki oni nie pójdą siedzieć. No i jestem pewna, że Podkomisarz będzie mnie szukał. Jeśli chodzi o suzukę to owinęłam ja o drzewo i podpaliłam kilka kilometrów stąd. Byłeś u komendanta?

— Byłem, dzwoniłem. Komendant… -urwał- miał wypadek samochodowy. Hamulce nie zadziałały. Spokojnie Tosia nie bój się. Żyje, z tym że jest w szpitalu. Minie trochę czasu to do niego zadzwonię.

— Ja nie mam czasu. Oni za jakiś czas tu trafią. Prędzej czy później. Zrobią Ci krzywdę.

— Nie jeśli…

— Jeśli co?

— Poddasze, ten ukryty mały pokoik, co prawda nie ma tam okna, ale jest niemożliwe do zauważenia.

Miał rację, najpierw wchodziło się do małej garderobianej szafy i przesuwało się jej tył w prawo. I ukazywała się mała skrytka. Rodzice Marcina trzymali tam wino, przed tym nim się w wyprowadzili.

— Będzie super. Nie wiesz, jak bardzo Ci dziękuję.

— Tosia, mogę Cię przytulić? — podeszłam do niego i wtuliłam się w jego klatkę piersiową. Miarowe bicie jego serca sprawiło, że zaczęłam płakać, zapomniałam, jak to jest być z nim. Jak bardzo dobrze się czuje w jego ramionach. Tak bardzo na swoim miejscu. Jego ręce ostrożnie mnie objęły. Osunęliśmy się na ziemię. -Tosia, ja nie wyrzuciłem Twoich rzeczy. Są tu nadal. Może chcesz się wykąpać i pójdziesz odpocząć?

Skinęłam głową. A on pomógł mi wstać. To był Marcin ten sam, który mnie kochał, a później zostawił. Ten sam. Ten jedyny.


— Rozdział 8-


Zasnęłam w jego ramionach. Prawda jest taka, że odkąd zobaczyłam go pierwszy raz zakochałam się. Z każdym spojrzeniem i dotykiem bardziej, mocniej, beznadziejnie. Najwyższy czas przyznać się, że nigdy nie przestałam go kochać.

— Tosia, Tosia! Obudź się promyczku!

— Coś się stało? Przepraszam, zasnęłam.

Marcin uśmiechnął się tak, że kolana miękły.

— Chodź na śniadanie. — W kuchni czekało na mnie śniadanie jak z bajki, ogórki, pomidory, jajka na miękko i moje ukochane tosty z oregano i czosnkiem. -Smacznego, a do śniadania kawka.

— Pamiętałeś? Ostatni raz takie śniadanie jedliśmy, przed tym niż mnie zostawiłeś. Dziwnie tak razem siedzieć. -Złapał moją rękę.

— Sama mnie wyjebałaś. Do tej pory dźwięczą mi Twoje słowa w uszach „Wypierdalaj chuju, nim rzucę do Ciebie młotkiem”.

— Bo chciałeś jechać, a ja nie chciałam, żebyś przeze mnie pogrzebał marzenia. Potem byś mi to wypominał. A tak byłeś, widziałeś, wyszkoliłeś się. Jestem z Ciebie dumna. Jesteś najlepszym kierowcą.

— Tosia, ja dziś jadę do komendanta do szpitala. Może uda mi się z nim porozmawiać. Póki co jesteś tu bezpieczna. Ale…

— Marcin, nie musisz mi pomagać. Ja sobie coś ogarnę. Chce nabrać tylko siły. -Patrzyłam mu w oczy, dopiero teraz dotarło do mnie, jak bardzo go narażam- Przepraszam, nie powinnam.

— Uspokój się! Pewnie, że powinnaś! Już kurwa na samym początku powinnaś mi coś powiedzieć. A nie zgrywać bohaterkę.

— Chciałam sobie poradzić sama. Kurwa dobrze mi szło.-spojrzałam w kubek z kawą- Do czasu.

— Skończmy już ten temat i zjedz. Nie wyjdziesz stąd, dopóki nie na bierzesz siły. Powiedz mi, na jakie auta mam uważać. Muszę pojechać do sklepu. Potrzebujesz ubrań, ale to załatwimy przez Internet. Bandaże, plastry i jakieś maści kupię dziś. Tylko proszę, obiecaj mi jedno.

— Co?

— Nie znikniesz?

— Nie zniknę. Pójdę do góry, żeby mnie nie widzieli i nie będę kręcić się przy oknach.

— Dobrze.

Marcin wyszedł, a ja zostałam sama. Znałam ten dom. Po ślubie miał być nasz. Wspólny. Tu właśnie miały wychowywać się nasze dzieci. Na komodzie w salonie stało nasze wspólne zdjęcie. Pamiętałam, jak zrobiliśmy je w dzień zaręczyn nad urwiskiem.

Wspomnieniami wróciłam do tamtego momentu. Pamiętałam radosną zieleń liści na drzewach, piękną zieleń traw zapach lata, który unosił się w powietrzu. Lubiłam tam spacerować, siedzieć i machać nogami nad przepaścią. To było tak jakbym, siedziała na brzegu świata. Jakby nic ani nikt nie mógł mnie zniszczyć. Wróciłam do czasu naszego pierwszego spotkania wtedy, kiedy poznałam Marcina.

— Promyczku, dlaczego usiadłaś nad przepaścią? -zapytał. Nawet teraz samo wspomnienie wywoływało uśmiech na mojej twarzy.

— Może raczej gradowa chmuro?

— Promyczek. Słońce tak pięknie odbija się w twoich włosach. Marcin jestem. -Przysiadł się obok mnie- O kurwa, ale wysoko.

— Tosia.

— Miło mi Cię poznać Promyczku.

Od tego czasu to urwisko stało się naszym miejscem. Tam zaprosił mnie na pierwszą randkę. No i tam nastąpił nasz pierwszy pocałunek. Tak długo się do tego zabierał. Zerwał źdźbło trawy i gładził nim, najpierw moją rękę, później dekolt, a później usta. Chichotałam.

— Trafiłeś w moje czułe miejsce. — niemalże czułam zapach szczęścia w powietrzu.

— Pokaż. — wtedy nachylił się i mnie pocałował. Najpierw delikatnie muskał tak, że nasze wargi ledwo się spotykały. Pogłębił pocałunek, delikatnie nieśmiało wsuwając swój język do moich ust. Odpowiedziałam na Niego. Nasze języki masowały się wzajemnie, jakby nie mogły się od siebie oderwać.

Od tego momentu, byliśmy razem. Chociaż żadne z nas nigdy nie powiedziało tego głośno. Nie było potrzeby. Kilka tygodni później nad tym wąwozem kochaliśmy się pierwszy raz. Byliśmy młodzi i nieporadni. Śmialiśmy się i żartowaliśmy, ukrywając zakłopotanie. Później często tam wracaliśmy, żeby się kochać. To właśnie tam udałam, się jak Marcin wyjechał. Musiałam wykrzyczeć i wypłakać tą całą

nagromadzoną złość. Nie byłam zła na niego. Byłam zła na siebie, że nie pobiegłam za nim. Bo przecież mogłam się też spakować i wyjechać.

Dzwonek do drzwi sprawił, że się wzdrygnęłam. Po cichu prawie bezszelestnie weszłam na korytarz, a później po schodach do góry finalnie chowając się za szafa. Nawet gdyby ktoś chciał przeszukiwać ten dom, wystarczyłoby mi powietrza na kilka godzin.

Drżałam ze strachu, bałam się ze już mnie znaleźli. Nie wiem, ile czasu minęło, odkąd tam weszłam. Musiałam nawet zasnąć.

— Promyczku! Tu jesteś. Wszędzie Cię szukałem

— Ktoś dzwonił do drzwi. Bałam się, że mnie znaleźli.

— No ten pseudo gliniarz zostawił mi wizytówkę w drzwiach. Bądź cicho to do niego oddzwonię. Będziesz wszystko słyszała.

W odpowiedzi skinęłam głową. Jeden sygnał, drugi, trzeci.

— Halo. -Głos w słuchawce sprawiał, że dostawałam gęsiej skórki.

— Dzień dobry Marcin Lis z tej strony. Znalazłem Pana wizytówkę w drzwiach. W czym mogę pomóc?

— Witam, mieliśmy okazję poznać się u Tosi. Jestem jej partnerem. Panie Marcinie Tosia zaginęła, pokłóciliśmy się i ona wyszła. To było wczoraj, do tej pory nie wróciła. Wariuje ze strachu. Może ma Pan jakieś wskazówki?

— No wskazówek nie mam. No ale możecie przecież namierzyć jej telefon.

— Nie zabrała telefonu.

— No to już mi bardzo przykro, bo nie wiem, jak mogę pomóc.

— Rozumiem.

— Mam do Pana prośbę, gdyby Tosia się znalazła, proszę o wiadomość.

Całej rozmowy słuchałam z zapartym tchem. Musiałam pamiętać, żeby talerz i kubek nigdy nie były w zlewie, ani żaden mój włos nie został na kanapie.

Poszliśmy z Marcinem na górę. Tam usiedliśmy i oglądaliśmy telewizje. Gdyby nie fakt, że byłam cała obolała, to stwierdziłabym, że czas się zatrzymał.

Walenie do drzwi sprawiło, że zerwaliśmy się na równe nogi, Marcin zszedł na dół, a ja schowałam się do schowka.

— Czyś Ty słyszał co odjebała Tosia?! — Głos Sary wdzierał się do każdego zakamarka pustego domu. -Nie odzywać się do mnie to jedno, ale znikać?! Co Ona sobie wyobraża? No i dlaczego nie przyszła do mnie. Kurwa Marcin! Mów do mnie.

— Sara uspokój się, nie rozmawiałyście. Wybrałaś tamtego faceta. A ona nie mogła na to patrzeć.

— No i zrobił mnie kantem, miała racje, ale żeby tak uciekać od faceta? Jeszcze z takim głosem, jeszcze pod komisarza. — mogłam sobie właśnie teraz wyobrazić jej minę.

Siedziałam i słuchałam. Myślałam, że mnie krew zaleje. Weź go sobie, jak jest taki idealny.

— Kurwa Sara uspokój się, nie wiesz, co mówisz. Jeśli uciekła, to musiała mieć powód. Tosia nie jest osoba uciekającą z powodu złego koloru koszulki. Zluzuj majty.

Ucichło wszystko na chwile. Oczami. Wyobraźni widziałam świdrujący wzrok Sary, który wwierca się w Marcina. Sekundę później wypaliła:

— Ty coś kurwa wiesz?! Co nie ufasz mi? Debilu mów.

— Nic Ci nie powiem.

Stukanie bosych stóp roznosiło się po schodach.

— Co Ty myślisz?! Że nie wiem o waszym tajnym kąciku do bzykania się? Z czasów, gdy się dopiero co poznaliście. Tosia! Wyłaź i tłumacz się.

Odsunęła drzwi szafy, spojrzała na mnie i się rozpłakała.

— Tęskniłam. Tak dobrze Cię widzieć.

— Daj już spokój. Po chuj tu przylazłaś? — burknęłam.

— Twój facet dzwonił, że zaginęłaś. Biedaczek martwi się o Ciebie.

Powoli wyłoniłam się z ciemności. Nadal z opatrunkami, gdzie tylko się da. Chociaż sińce trochę już zbladły. Sarze, na mój widok łzy napłynęły do oczu.

— To nie jest mój facet. Tylko jebany, perfidny chuj. Nie może mnie znaleźć, inaczej skończę gdzieś na polanie we własnoręcznie wykopanym grobie.

— Tośka powinnaś to widzieć. -Marcin pokazał mi komunikat „Poszukiwana Antonina Kozłowska lat 25, oskarżona o napaść na funkcjonariusza policji, morderstwo. Uwaga poszukiwana może być uzbrojona”. Zaje-kurwa-biście.

— Co z Naczelnikiem? — zapytałam Marcina.

— Jadę do niego za godzinę.

— Zostanę z Tośką, opowie mi o wszystkim.

— Ok.

Znów walenie w drzwi. Od razu podbiegłam do okna BMW I8 stało na podjeździe. Boss.

— Dzień dobry słucham. — Marcin otwarł drzwi.

— Ja do Tośki.

— Ale jej tu nie ma!

— Zamknij się. -Słyszałam tylko w ukryciu. Co Boss mówi. — Wiem, że tu jest prawda mała?!

To był cios w policzek. Sara mnie zdradziła.

— Posłuchaj mała kurwo. Nie będę robił rozróby. Możesz ocalić swojego chłopaka i tą pseudo przyjaciółkę. Pod warunkiem, że wyjdziesz. Masz 10 minut. Inaczej Was kurwa wszystkich pozabijam.

Ukryłam głowę w ramionach i się rozryczałam. Boss zamknął drzwi, a ja zeszłam po schodach.

— No to już po problemie. Marcin tu są pieniądze, przechowaj je dla mnie. Do zobaczenia.

— Tosia poczekaj. Namówię komendanta na pomoc. Przysięgam.

Ruszyłam dumnie na przód. Uśmiech satysfakcji gościł na ustach Konrada.

— Zapraszam Panią. -Blondas otwarł mi drzwi I8 wiedziałam, że Marcin patrzy, ale nie mogłam się odwrócić. Kiedy wsiadałam do auta, boss tak jebnął drzwiami, że aż się wzdrygnęłam. Bałam się, co mnie czeka w najbliższej przyszłości. -Trzeba było spierdalać?

— Pierdol się!

— Znowu zaczynasz kozaczyć? Może skrzyknę chłopaków, żeby dowieźli tego Twojego kolesia. Może wtedy zmiękniesz?

Nie odpowiedziałam. Jedno było pewne, nie wiózł mnie do mojego domu.

— Gdzie jedziemy?

— Tam, gdzie Cię ogarnę.

— Co chcesz przez to powiedzieć? -Szeroki uśmiech odsłonił białe, zęby.

— Z czego się głupio cieszysz? — zapytałam.

— Znalazłem Cię pierwszy. Dziś będziesz moja. Zarżnę każda Twoja dziurkę.

— Uważaj, bo się porzygam.

Podjechaliśmy na jakieś zadupie. Było tam kilka opuszczonych budynków. Przeczuwałam co ze mną będzie, jednak mimo wszystko ciągle się łudziłam. Jednak wejście do baraku, mnie go skutecznie pozbawiało. Pomieszczenie było ciemne z małym oknem u samej góry. W dodatku zakratowane.

Materac leżał położony na podłodze.

— Przytulnie prawda?! — szarpnął mnie za rękę i pociągnął do materaca

— Puść mnie skurwysynie. — siarczysty policzek poleciał w moją stronę, za piekło. -Zgnijesz w piekle.

Pchnął mnie na materac.

— A Ty zgnijesz tu.

— A Wy będziecie pierdolić moje truchło, aż Wam robale fiuta odpierdolą. -Powiedziałam.

— Zbieraj siły na wieczór.

Boss wyszedł, a ja zostałam sama ze swoimi myślami. Chodziłam z kąta w kąt. Kilka godzin później zjawił się jakiś człowiek, nawet nie wiem kto to. Wpakował mnie na tył gelendy.

— Posłuchaj, nie musisz tego robić?

— Czego?

— No wywozić mnie.

— Jestem tylko kierowcą.

Próbowałam otworzyć drzwi, niestety mi się nie udało. Osiłek trzymał mnie pod ramie, kiedy prowadził do

dużego domu w kolorze kości słoniowej. Nie chciałam już o nic pytać.

— Witam, naszego gościa -Boss śmierdział cygarami. — Będziesz grzeczna, to dostaniesz nagrodę.

— A co ja pies?

— Nie suka. Zaprowadź ją, niech się przygotuje.

Osiłek, czy raczej osiołek. Zaprowadził mnie do sypialni Bossa, tam z kolei była przygotowana czarna krótka połyskująca sukienka. A na toaletce przygotowane były kosmetyki.

— Będziesz mnie pilnował? -zmierzyłam go z góry na dół. -Rozumiem, nie możesz się nawet do mnie odzywać.

Poszłam do łazienki i wzięłam prysznic. Różany zapach żelu pod prysznic wypełnił łazienkę. Jeszcze chwila i bym się zrzygała. To było zbyt słodkie jak dla mnie. Uczesałam włosy, związałam w wysoki kucyk. Jednak postanowiłam nie malować się ani nie ubierać w sukienkę od Bossa.

— Możemy iść. — powiedziałam do ochroniarza.

— Jest Pani pewna?

— Tak. Wątpisz?

— Już Pani współczuję.

Jacyś ludzie przechadzali się po pomieszczeniach. A osiłek, prowadził mnie do śmierdzącego Bossa. Ten z kolei, kiedy podniósł wzrok na mnie, przeprosił swoich gości.

— Chodźmy -warknął -Jak Ty wyglądasz?

— Normalnie-Wyprowadził mnie z powrotem do sypialni.

— Co Ty masz kurwa na sobie?

— T-shirt i stringi. Ślepy jesteś?

— No właśnie kurwa nie jestem. -Jednym ruchem ręki zerwał ze mnie koszulkę. Stałam przed nim tylko w majtkach. Zaczął rozpinać spodnie i wyciągnął z nich skórzany pas. -Kładź się. Dupą do mnie.

— Zmuś mnie. — jednym ruchem paska zostawił ślad na moich piersiach. -Skurwysynie to bolało.

— Kładź się dupą do mnie. Już powiedziałem. -Położyłam się na łóżko. Słyszałam i czułam, jak blondas bierze zamach i wymierza mi karę. Tyłek palił mnie tak mocno, że wyłam w pościel. Boss gdzieś wyszedł tylko po to, żeby zaraz wrócić. Delikatnie zdjął moją bieliznę i przyłożył zimny ręcznik do mojego rozkwaszonego tyłka. Chwilę później poczułam, jak coś na mnie napiera. W pierwszej chwili nie wiedziałam, co się dzieje. Dopiero kiedy wdarł się, do mojej szparki poczułam, jak mnie rozpycha od środka.

— Przestań. Proszę. — przełożył mi pasek przez szyję i podciągał do siebie. Zaczynałam się dusić. Nie przestawał mnie pierdolić. Aż w końcu spiął się i wystrzelił w moje wnętrze ciepłą spermą.

— Ubierz się i przygotuj. Jeśli nie to dostaniesz powtórkę.


— Rozdział 9-


Zostawił mnie na podłodze. Tylko Osiłek wszedł do pokoju, patrząc na mnie z politowaniem.

— Chodź, pomogę Ci, nie wiem, czym zaszłaś Konradowi za skórę, ale Ci współczuję.

— Proszę, nie dotykaj mnie. Poradzę sobie sama.

Wstawałam i od razu słabłam. Nie zliczę, ile ciosów dostałam. Doczołgałam się do łazienki i prysznica. Podciągnęłam się i odkręciłam lodowatą wodę. Zimne krople pieściły moje obolałe ciało. Zebrałam wszystkie siły i owinęłam się szczelnie ręcznikiem.

Na łóżku jakby kpiąco leżała czarna kreacja. Drzwi do sypialni otwarły się z Impetem.

— Jeszcze nie jesteś gotowa? Długo mam czekać?! -Spojrzałam na niego z wyrzutem- Nie chcesz się ubierać?! Kurwa pójdziesz nago!

— Zaczekaj. Ja po prostu nie dam rady tego zapiąć- wskazałam na biustonosz. — trzeba było mnie nie bić.

Blondaskiem wziął i zapiął haftki biustonosza. Ten dotyk bolał mnie podwójnie. Bolał ciało i dusze.

— Odwróć się. — polecił. — dobrze wyglądasz, w apteczce za lustrem jest plaster. Zrób coś z tym, żebyś przestała krwawić.

Nałożyłam stringi i sukienkę. Zrobiłam też prowizoryczny opatrunek, chociaż po tym co ten typ mi zrobił, powinnam się owinąć w koło. Konrad obserwował każdy mój ruch. Rozpuściłam i rozczesałam włosy. Boss wyciągnął przedramię i zaprowadził mnie do gości, których nie znałam.

— Przepraszam. Musiałem ujarzmić ta niegrzeczną panienkę. — uśmiechał się skurwiel jebany.

— No Konrad, istną petardę ustrzeliłeś. Z której jest agencji? No i jak wyrwałeś ją konkurencji- odezwał się ktoś z małego tłumu ludzi.

— Daj spokój — Boss machnął ręką, a ten wysoki brunet podszedł do mnie i dotknął śladów na mojej szyi.

— Widzę, że lubisz na ostro. Konrad, przejdźmy do interesów. Ile za nią chcesz?

— Nie jest na sprzedaż.

— Wszystko ma swoją cenę. No bo chyba mi kurwa nie powiesz, że się zakochałeś. — śmiech kolesia rozbrzmiewał w pomieszczeniu.

— Nie zakochałem się, po prostu kurwa nie jest na sprzedaż. — Boss wyciągnął grata i przystawił brunetowi do głowy — I skończ te podśmiechujki, bo Ci mózg rozpierdolę.

— Ok, ok wyluzuj.

Człowiek w garniturze i białej koszuli wpadł do salonu Blondasa. Kilkudniowy wypielęgnowany zarost, okalał pięciokątny kształt twarzy, błękitne oczy i starannie ułożone włosy dodawały gościowi klasy. Znałam go. Przyjeżdżał do mnie do Warsztatu. Nie pamiętam, jak miał na imię. Przyjeżdżał różnymi samochodami i zawsze płacił gotówką.

— Konrad! — wrzasnął na wejściu, trzaskając drzwiami- Ty pierdolony sukinsynu!

Wyciągnął pistolet i przyłożył Bossowi do czoła. Spojrzał na mnie. A jego wzrok zapłonął. Niepożądaniem na szczęście. Koleś był ostro wkurwiony. W momencie doskoczyło do nieznajomego kilka osiłków Blondasa. Chciałam się schować i zapaść pod ziemie.

— Plotka okazała się być prawdziwa. Masz skurwielu mojego mechanika! A ludzi się nie podprowadza. Nic Ci nie zrobił? Jesteś cała — pokiwałam przecząco głową- zajebie Cię. Wszyscy wyjazd. Już kurwa. Ty zostań.

— Hola hola. Norbert uspokój się. Możemy się jakoś dogadać. Ja będę sobie ją pierdolił, a Tobie będzie naprawiać samochody. — Norbert, zamachnął się i uderzył go pistoletem w głowę.

— Odwołaj swoje pieski. — polecił głosem nieznoszącym sprzeciwu- Co Ty myślisz? Że ja się kurwa będę dzielić?! Ostrzegałem Cię! Nie posłuchałeś.

— Kurwa nie chciej mieć we mnie wroga. Pamiętaj, że mam wtyki w policji. — Norbert zaśmiał się.

— Tego podkomisarzyka? — śmiał się w głos, aż miałam ciarki na plecach — powiem Ci, że załatwiłem mu dość sporą odsiadkę. I coś Ci powiem. Po Ciebie też idą. Dotknąłeś nieodpowiednią osobę. Tosia, zechcesz coś powiedzieć? Gdzie Twój jadowity język? —

Zastanawiałam się, czy powinnam się odezwać, czy może nic nie mówić. Bałam się, że to jakaś podpucha.

— Ja.. — jąkałam się. — Ja…

— Co On Ci kurwa zrobił?

— Dobrze jej zrobiłem. Niech Ci pokaże. -Odsłoniłam lekko sukienkę tylko tak, aby było widać krwistoczerwone uda. — widzisz! Już, chociaż nie pyskuje. Kobietę trzeba sprowadzić do pionu.

— Tak? — Norbert kpił z Blondasa.

— Tosia, przynieś to narzędzie tortur, którym sprowadzał, Cię do pionu jak on to mówi. Zabawimy się.

— Proszę Pana ja… — urwałam

— Tobie nic się nie stanie. Od teraz włos z głowy Ci nie spadnie. Ustawimy Konrada do pionu. Ściągnijcie mu gacie. Zabawimy się!

Ludzie Norberta otoczyli Bossa i zaczęli go rozbierać, ja nie chciałam na to patrzeć. Bałam się co teraz ze mną będzie. A co, jeśli będzie tylko gorzej?

Kiedy wróciłam do salonu. Boss klęczał z wypiętą gołą dupą i twarzą przyciśniętą do siedziska krzesła.

— Użyj sobie. Możesz mu oddać. — Powiedział Norbert, zdejmując marynarkę.

Przechadzałam się o obok niego, aż w końcu kucnęłam, przy jego twarzy strzelając paskiem tuż obok jego wielkiego nosa. Nie potrafiłam się uruchomić.

— Wiesz co pierdolony Bossie, wszystko mi jedno co się ze mną stanie, ale Tobie obiecuje, że jeszcze dziś będziesz srał z bólu.

— Nie pierdol dziwko. Ktoś Cię w końcu dobrze wypieprzył.

— Morda w kubeł. Powiedziałam.

— No wreszcie. — Norbert westchnął.

Wierzyłam pierwszy cios, Blondas nie wydał z siebie żadnego dźwięku. Dopiero przy drugim.

— Ty dziwko, To boli!

— Mnie też bolało, jak mnie biłeś, dusiłeś i gwałciłeś.

Norbert podniósł się z krzesła, z takim impetem, że się przewróciło. Wyrwał mi pas z ręki, a ja odwróciłam wzrok, nie byłam dobra ani w torturowaniu, ani w patrzeniu na nie. Do moich uszu dochodził tylko skowyt Konrada i głośne uderzenia pasa o skórę.

— Proszę Pana — powiedziałam- już wystarczy.

Norbert spojrzał na zegarek.

— Masz rację, zaraz tu będzie policja. Chodźmy. — otworzył mi drzwi czarnego Ghibli — siadaj.

Usiadłam, z trudem i łzami w oczach, ale usiadłam. On z kolei zajął miejsce za kierownicą.

— Gdzie jedziemy? — zapytałam

— Do mnie. — kątem oka mi się przyglądał. Musiał widzieć, jak się spięłam. -Nic Ci nie zrobię. Zostaniesz u mnie, dopóki te sukinsyny nie dostaną wyroku. Potem wrócisz do siebie.

— Ale?

— Co, ale?

— Zawsze jest jakieś, ale.

— Masz rację. Tutaj też jest, ale. Chce prosić Cię o pomoc najpierw, żebyś przejechała kilka wyścigów dla mnie i zrobiła parę aut, a potem nauczyła mnie jeździć.

— Czyli rozumiem, że od teraz będę Twoim więźniem — zaśmiał się.

— Żartujesz?

— No sorry tak to wygląda. — powiedziałam, wpatrując się w krajobraz za oknem.

— Oni Ci niezłą wodę z mózgu zrobili. Nie będziesz moim więźniem. Możesz wyjść, kiedy chcesz i z kim chcesz. Jednak wkurwiliśmy dziś trochę ludzi, więc dam Ci ochronę bez niej nie możesz wychodzić z domu. Jesteś w stanie to dla mnie zrobić?

— A co z moja mama? Marcinem? I tą żmiją Sarą?

— Wszyscy mają się dobrze.

Pojechaliśmy pod bramę ogromnej posesji. Już na pierwszy rzut oka widać było pieniądze. Niskie kiszonych trawnik, thuje, wybrukowany podjazd. Dopiero po chwili oczom ukazał się wielki dworek.

— Twoja żona musi dostawać, szału mając tu sprzątać.

— Nie mam żony. Mam służbę. -Zaparkował Ghibli pod drzwiami domu, obszedł je i podał mi rękę — Poznaj, to jest Natalia. Tak naprawdę to Ona tu rządzi, jeśli masz na coś ochotę, zwracasz się do niej. Powiem Ci w sekrecie, że Natalia umie parzyć pyszne herbaty i robi wyśmienity omlet.

— Witam, jestem Tosia. — podstarzała Pani uśmiechnęła się. Podałam jej rękę. Na dzień dobry.

Witaj Dziecko. Spodziewaliśmy się Twojego przybycia. Potrzebujesz lekarza. Panie Norbercie pokoje Pani Tosi są gotowe. — przewróciłam oczami.

— Rany proszę niech mi Pani nie mówi przez Pani, jakkolwiek zabawnie to zabrzmiało. Jestem po prostu Tosia.

— Dobrze Tosiu. W takim razie ja jestem Natalia. Już Państwa zostawię.

Służąca, a raczej ich przewodnicząca zniknęła gdzieś w pomieszczeniach domu.

— Chodź Tosiu, zaprowadzę Cię do pokoi. Pewnie jesteś obolała, powiedz mi, długo Cię tam trzymali i Cię gwałcili? -Widziałam, jak utkwił wzrok w butach.

— Zdecydowanie za długo. Weszliśmy do ogromnego pokoju, który był zarazem mini salonem. Po prawej stronie przy ścianie stała komoda z tv, z kolei z drugiej strony stała biała kanapa z eko skóry. Wszystko otaczały pięknie dobrane czarne dodatki na szarych ścianach. Sypialnia z kolei pomieściła ogromne łóżko z pięknym tiulowym baldachimem. Następne drzwi prowadziły do łazienki, była tam wanna z masażem i prysznic. — Wow.

— Podoba się?

— Tak. Bardzo. Dziękuję. Panie Norbercie?

— Wolę Cię jak mówisz coś w stylu „zadufany bufonie” Norbert. Po prostu Norbert. Zostawię Cię teraz samą, za jakieś pół godziny pojedziemy do lekarzy. Tosia czy oni się zabezpieczyli?

— Co masz na myśli?

— No prezerwatywę czy coś? -Norbert powiedział właśnie bardzo ważna kwestie. Nie zabezpieczyli się. -Następstwa tych gwałtów mogą być różne. -Pokiwałam przecząco głową- umówię Cię do ginekologa. Kazałem też kupić Ci kilka ubrań. Mam nadzieję, że coś wybierzesz. A i jeszcze coś. Obok łóżka masz telefon i laptop. Mogą Ci się przydać.

Norbert wyszedł, a mój mózg nie ogarniał, co właściwie zaszło, jak szybko to wszystko się potoczyło.

Zastanawiałam się, co jeszcze lada moment się tu odpierdoli. Bałam się Norberta. Musiałam zrzucić z siebie te ubrania, stanęłam naga naprzeciw lustra. Nie poznałam siebie w pierwszym momencie. Twarz sina, na piersiach czerwono sine pasy, tyłek zakrwawiony nie potrafiłam go dotknąć nawet. Na nadgarstkach plastry, które prosiły się o zmianę. Tylko włosy zostały nienaruszone. Tylko one przypominały, że ja to ja. Poszłam pod prysznic. Wybrałam żel o zapachu mandarynki i keratynowy szampon do włosów. W końcu byłam czysta. Jednak chciałam pojechać do siebie. Niczego tak bardzo nie pragnęłam. Po kąpieli złapałam za pierwszy lepszy dres i naciągnęłam na siebie. Włosy zaplotłam w warkocz.

Pukanie do drzwi sprawiło, że pod skoczyłam z przerażenia. Gotowa na następne tortury.

— Pan Norbert prosił, abym sprawdziła, czy wszystko u Pani dobrze.

— Tak dziękuję, już schodzę.

Kolejny maniak kontroli?

Gdy zeszłam na dół, Norbert już czekał przy samochodzie. Podróż do lekarza minęła nam w ciszy. Nie interesowało mnie czy zawiezie mnie do rzeźnika, czy weterynarza.

Klinika była duża i jasna wyglądała też na drogą.

— Norbert, ale mnie nie stać na prywatnych lekarzy.

— Nie rozmawiajmy o pieniądzach. Mają sprawdzić, czy z Tobą ok.

Pielęgniarka zaprosiła mnie na badanie krwi, ktoś inny mnie badał, jeszcze inny opatrywał moje rany. Aż wreszcie przyszedł czas na najgorsze. Ginekolog.

Pojechałam na pierwsze piętro.

Pani już czekała.

— Pani Tosiu, wiem co nieco o Pani problemach. Wiem, że była Pani gwałcona. Proszę wybaczyć bezpośredniość, ale tego nie da się w łagodny sposób powiedzieć. Najpierw Panią zbadam, co może okazać się odrobinę nieprzyjemne. Proszę się położyć.-Wykonałam polecenie, Pani doktor wzięła

wziernik- Proszę się rozluźnić.

Poczułam, jak napiera na wejście do mojej pochwy, ale nie mogła się tam dostać, żeby mnie zbadać.

— Z badania nic nie będzie Pani Antonino, jest Pani zbyt obolała. Zrobimy USG. — przyłożyła zimną głowice do mojego brzucha. Chwila ciszy i skupienia. -Na szczęście ciąży brak. Kiedy miał miejsce ostatni gwałt?

— Dzisiaj.

— Przepisze Pani taka specjalna tabletkę, dzień po. Zażyje ją Pani jak tylko wróci do domu. Dużo odpoczywać, zdrowo się odżywiać. Proszę na siebie uważać.

Podziękowałam i wyszłam z receptą w ręce. Norbert czekał w poczekalni.

— Mamy Gościa w domu.

— Kogo?

— Miłosz. Zabrali mu blachę, wyrzucili z policji. Nie wiem kurwa, dlaczego nie siedzi. — zamyślił się — zaraz no kurwa poszedł na układ z prokuratorem.

— Ja tam nie idę jak on tam jest! Nie ma chuja. Nie wejdę tam.

— Tosia, im prędzej on zobaczy Twoja siłę i to, że się nie boisz tym prędzej zrozumie ze jesteś skałą i przeszłaś już te burze. A teraz idziesz dalej. Pamiętaj u mnie w domu nic Ci nie grozi.

— Boję się nie rozumiesz? — na samą myśl w moich oczach zebrały się łzy.

— Rozumie, pamiętaj, że każdy mój człowiek narazi życie, żeby Cię ratować.

Kiedy podjechaliśmy pod dom moje ręce zaczęły się trząść, język plątać a nogi być jak z waty. Miłosz siedział na krześle w jadalni, a w około niego goryle. Część zapewne jego, część Norberta.

— Oddaj Tosie! -Warknął podkomisarz

— Ja jej nie trzymam. Jest tu z własnej nieprzymuszonej woli, dla własnego bezpieczeństwa, po to, żeby taki kutas jak Ty jej nie dopadł.

— Nie masz prawa.

— Wyjdź albo sprawie, że Cię wyniosą!

— Jeszce tu wrócę.

— Nie przekroczysz nawet bramy a już będziesz martwy.

Miłosz wyszedł trzaskając drzwiami. Na stole czekała na nas pięknie podana kolacja, jednak ja nie miałam za grosz apetytu.

— Norbert?

— Tak

— Dziękuję, że mnie stamtąd zabrałeś

— Drobiazg.

Kolacja minęła nam w spokoju, zabrałam ze sobą kubek z herbatą i poszłam na górę. Rozebrałam się i położyłam pod kołdrą. Sen przyszedł szybciej niż myślałam.


— Rozdział 10-


Jakiś cichy delikatny dźwięk wyrwał mnie ze snu. Potrzebowałam chwili, żeby dotarło do mnie, gdzie jestem i co to za dźwięk. Pukanie do drzwi. Szczelnie otuliłam się kołdrą.

— Proszę — w końcu wydusiłam z siebie. Drzwi uchyliły się, a moim oczom ukazała się Natalia. -Dzień dobry.

— Dzień dobry Tosiu. Pan Norbert nie pozwolił, Cię budzić jednak myślę, że już wystarczy. Trzeba zmienić Ci opatrunki.

— Która godzina?

— Szesnasta dwadzieścia pięć.

— O kurwa. Czy Norbert jest w domu?

— Tak w gabinecie.

— Dziękuję. — Natalia zmieniła mi opatrunki. Nie odzywała się.

— Zejdź zaraz do jadalni, odgrzeje Ci obiad.

— Mam ręce. Mogę to zrobić sama.

— Od tego jestem.

Starsza Pani zamknęła drzwi, a ja wskoczyłam w jakieś spodenki i T-shirt. Niewiele tu było rzeczy. Pamiętałam, że u Marcina zostawiłam pieniądze. Chciałabym go zobaczyć.

Wyszłam ze swojego pokoju (nie wiem, czy pokój to było dobre określenie) na korytarz. Wiedziałam tylko, gdzie jest jadalnia. To tam skierowałam swoje kroki. Z kuchni i dochodził zapach domowej zupy.

Usiadłam przy stole, gdzie czekała już miska z ciepłą pomidorową.

— Dziękuję Natalio. — kobieta w odpowiedzi uśmiechnęła się i postawiła przede mną talerz z ziemniakami, warzywami i kotletem drobiowym, po czym wyszła.

Swojsko, normalnie. Rozkoszowałam się smakiem zupy, kiedy poczułam, że ktoś za mną stoi.

— Nie stój tak, tylko siadaj. — powiedziałam bez odwracania się za siebie.

— Skąd wiedziałaś, że za Tobą stoję? Podszedłem cicho. — powiedział Norbert i zajął miejsce naprzeciwko mnie. W momencie pojawiła się obok niego Natalia.

— Coś podać? — zapytała

— Kawy, a Ty Tosia chcesz?

— Tak. Poproszę. Mam prośbę. — zagadnęłam, gmerając w ziemniakach.

— No pewnie. W czym mogę Ci pomóc?

— Chce pojechać do Marcina. Zostawiłam tam coś ostatnio. Może mogłabym pojechać?

— Mam wolne popołudnie. Mogę, Cię zawieź.

— Dziękuję, to nie potrwa długo.

— A jak się czujesz?

— Nie najgorzej. Nie mogę siedzieć ani leżeć na plecach. Mam problem z poruszaniem się. Jest dobrze.

Uśmiechnął się.

Siedziałam i nie bardzo wiedziałam co mam ze sobą zrobić, ani o czym rozmawiać.

— Czuję lekki dyskomfort. Nie wiem, o czym rozmawiać z Tobą. — powiedział, wpatrując się w kubek z kawą.

— To jest nas dwoje. — powiedziałam — Chodź zabierz kubek oprowadzę Cię.

— Zawsze chodzisz, jakbyś miał kij w dupie? — zapytałam z uśmiechem.

— Chodzi Ci o garnitur?

— Chodzi mi o garnitur, idealnie wyprasowaną koszule, nienaganną postawę. — spojrzałam w kubek z kawą i się uśmiechnęłam.

— Niesamowite, dobrze widzieć, że się uśmiechasz. Wspomnień Ci nie wymażę, czas pokaże jakie piętno odcisnęli te sukinkoty na Tobie. Tosia, gdybym wiedział prędzej.

— Daj spokój, skąd mogłeś wiedzieć.

— Ludzie na mieście coś mówili od dłuższego czasu, że Konrad coś kombinuje. Tylko nikt nie wiedział kto z kim i dlaczego, aż tu zobaczyłem jak ten chujek Cię wlecze pod Twoim domem. Wiedziałem, że muszę się dowiedzieć, że nie dam mu skrzywdzić kolejnej osoby. Wiesz ja i Boss, jak go nazywasz mamy niewyrównane rachunki. Przyszła pora, żebym go dojechał.

— Mogę zapytać dlaczego?

— Możesz, miałem kiedyś kuzynkę Annę. Piękną kobietę o artystycznym usposobieniu. Kiedy Anna

wchodziła do pomieszczenia, zawsze biło od niej dobro i zrozumienie. Nie powiem, czasem lubiła poimprezować i to właśnie ją zgubiło, no i fakt, że zawsze chodziła do jednej dyskoteki. To właśnie tam poznała Konrada. Kilka tygodni później jej ciało wyłowiono z rzeki. Było zmasakrowane, niemożliwe do zidentyfikowania. Dopiero testy DNA, pozwoliły potwierdzić, że to ona. Dzięki podkomisarzowi Niedzielskiemu nie zostały postawione nawet zarzuty. A dowody przeciwko Antczakowskiemu ulotniły się w mgnieniu oka.

— No ale przecież Miłosz z tego co wiem, został przeniesiony tutaj z pomorza.

— No tak, za Bossem. On też rządził na pomorzu, a kiedy zrobiło się niebezpiecznie, zadomowił się po przeciwnej stronie. Tu u nas na śląsku. Boss załatwił mu przeniesienie.

— No i mam rozumieć, że w tym wszystkim chcesz pomścić kuzynkę i dzięki temu, że mnie uratowałeś, odegrałeś się na nim. A Ty jesteś święty i nie robisz, żadnych ciemnych interesów.

— Robię, ale to nie czas ani miejsce, żeby Ci o tym opowiadać. To nie tak, że chce się przed Tobą wybielić. Obiecuje, że o wszystkim usłyszysz. Oprowadzenie może poczekać. Zdaje się, że chciałaś gdzieś jechać.

— Tak, do Marcina to mój eks to właśnie tam znalazł mnie Blondas. Dzięki mojej pseudo przyjaciółce, a gdy tylko widoczne rany się zagoją, chciałabym pojechać do mamy. Niesamowicie za nią tęsknie.

— To jedźmy. — wstał od stołu i wskazał drogę do wyjścia.

Na zewnątrz, panował upał. Dziwne w domu panował przyjemny chłód. No tak szło lato. Skierowaliśmy nasze kroki do garażu, wskazywało na to kilka bram garażowych. Dokładnie sześć. Norbert wcisnął przycisk na pilocie i otwarła się brama numer jeden. Moim oczom ukazała się dobrze znana Pani, Ferrari F430 F1. Ponadczasowa i zachwycającą stylistyką czerwona dama. We wnętrzu fotele kubełkowe z włókien węglowych. Lubiłam ich dotykać. Norbert miał to do siebie, że zawsze siedział ze mną w garażu, kiedy naprawiałam jego samochody. Nigdy nie pozwalał mi nimi jeździć. Chyba że na fotelu pasażera. Tak było i tym razem. Wyjechaliśmy zza bramy i ruszyliśmy do domu Marcina. Silnik mruczał tak pięknie, że dostawałam gęsiej skórki. Norbert chciał włączyć radio. Odruchowo dotknęłam jego dłoni.

— Proszę nie. Słuchaj. — powiedziałam i zamknęłam oczy, słyszałam tylko mruczenie silnika. W pewnym momencie poczułam, że stajemy. -Dlaczego się zatrzymaliśmy?

— Bo nie mogę oderwać wzroku od Ciebie. — spojrzałam gniewnie na Norberta.

— Myślałam, że sobie podarujesz! Że chociaż Ty okażesz się przyjacielem. Kolejny skurwiel do kolekcji! -już miałam wychodzić, kiedy złapał mnie za rękę.

— To nie tak!

— Spierdalaj. Nie chce Twojej pomocy ani nic. Kutasie zakłamany.

— Dasz mi dojść do słowa?!

— Masz dziesięć sekund.

— Nie mogłem oderwać oczu od Ciebie, bo podziwiałem, jak kochasz te samochody. To, w jaki sposób ich słuchasz. Chłoniesz każdy stukot tłoków. Może w pierwszej chwili to źle zabrzmiało.

— Powiedzmy, że Ci wierze. Mimo wszystko te samochody mają dusze. To moi przyjaciele. Jedyni jakich mam.

— Masz jeszcze mnie. Także możesz być spokojna. Jedziemy? Chyba że…

— Chyba że co?

— Chcesz poprowadzić?

— Kpisz sobie ze mnie? Tak? — w brzuchu czułam motyle napierdalające skrzydełkami.

— Nie kpie. Chodź. Tylko nie rozbij się.

Nagle wszystko przestało mnie boleć, a adrenalina buzowała we krwi.

— Dzień dobry laleczko. -Norbert spojrzał się na mnie z lekkim uśmiechem na twarzy. — nie gap się tak. Zawsze rozmawiam z samochodami.

Przekręciłam kluczyk w stacyjce i ruszyłam przed siebie. Cel podróży mieliśmy obrany na początku. Po chwili jazdy w końcu się odezwałam.

— Mamy ogon.

— Co?

— No ktoś za nami jedzie od domu.

— Spokojnie. To ochrona.

Chwilę później już stałam na podjeździe Marcina. Nie wyszedł mnie przywitać. Trudno. Nacisnęłam klamkę i weszłam do środka.

— Wchodzisz bez pukania? — Szepnął Norbert do mojego ucha.

— No. Kwestia przyzwyczajenia. Chodź. Pewnie ogląda telewizje.

Nic bardziej mylnego. Już z przedpokoju dało się usłyszeć odgłosy zarzynanego orangutana. Skierowałam swoje kroki do źródła tych odgłosów. Sypialnia. Oparłam się o futryny i oglądałam porno na żywo. Mój eks z moją eks przyjaciółką. Zajebiście. Widziałam, jak Marcin posuwa ją od tyłu. Zaczęli szczytować, jeśli miałam im to spierdolić to właśnie teraz.

— Długo będziecie tak ujadać?!

— Tosia! -Marcin wyskoczył z Sary niczym oparzony. Z jego kutasa jeszcze kapała sperma.

— Porzygam się. -Norbert odwrócił wzrok.

— Tosia promyczku! Wróciłaś! Jak dobrze, że jesteś! Martwiłem się o Ciebie!

— A co Ty masz innego? — zwróciłam się do Norberta

— Na pewno ładniejszego. — Norbert nadal stał tyłem do całego spektaklu. -Nie mów kurwa do mnie promyczku.

— Tosia, ja Ci to wszystko wytłumaczę. — odezwała się Sara, okrywając kołdrą.

— Stul dziób. Przyszłam po swoje pieniądze, które tu zostawiłam. Szczerze? Jebie mnie to co tu robicie. Mogliście, chociaż nie udawać. Kurwa i wy jesteście przyjaciółmi? Zajebistych mam przyjaciół! Jesteście siebie kurwa warci. Oby dwoje. Marcin chce swoją kasę. Nie szukaj mnie. Usuń mój numer. Wiesz co, mnie boli?! To, że kurwa jak mnie zamknęli, żyłam nadzieją, że to właśnie Ty ruszysz mi z pomocą. Ulżyło Wam. Macie, kurwa moje błogosławieństwo. Pierdolcie się dalej oboje.

Mój eks chłopak przyniósł mi moją skarpetę z pieniędzmi. Patrzył na mnie tymi rozżalonymi oczkami.

— Tosia, ja.-jąkał się — ja myślałem, że już po Tobie, że już do mnie nie wrócisz.

Odwróciłam się, musiałam zebrać wszystkie możliwe siły, żeby nie wybuchnąć płaczem. Na dodatek Norbert bacznie mi się przyglądał, wiedziałam, że chce coś powiedzieć.

— Zajebać mu? — odezwał się z uśmiechem na ustach. Spojrzałam na niego z politowaniem.

— Wiesz co?! Chodźmy stąd.

Odwróciłam się na pięcie i wyszłam, zajęłam miejsce po stronie pasażera.

— Nie chcesz prowadzić? — zapytał.

— Nie. Jestem zbyt wkurwiona, żeby prowadzić. Szkoda by jej było. Możemy podjechać do mojego domu? Chce zabrać swoje auto.

— To nie jest najlepszy pomysł. — Norbert zmyślił się.

— Dlaczego?

— Boje się, że się złamiesz.

— Nie wiem, co musiałoby się jeszcze wydarzyć, żebym się złamała.

— Dobra. Ale jak zaczniesz świrować, wpakuję Cię do auta i na szprycuje środkami na uspokojenie.

— Daj se kurwa spokój.

Wjechaliśmy na drogę prowadzącą do mojego domu. Nie mogłam się doczekać momentu, w którym zobaczę swój dom, garaż, auto. Może na początku nie przywiązywałam do tego wagi. Jednak w tej chwili chciałam zostać sama, w swoich czterech ścianach. Gdy przyjechałam na miejsce, po wyjściu z auta upadłam na kolana. Wybuchłam szlochem. Usiadłam na ziemię i patrzyłam tam, gdzie kiedyś był mój dom, garaż, gdzie stał mój ukochany samochód. Teraz nie było nic.

— Co ja takiego zrobiłam?! Kurwa za co?! — krzyczałam i zanosiłam się od płaczu na zmianę.

— Konrad i Miłosz zacierali ślady. Przygotowali to tak, żeby wyglądało na wybuch gazu. Bardzo mi przykro. Chodź tu do mnie. Przytul się. Ten raz możesz sobie pozwolić na słabość.

Schowałam się w jego ramionach i szlochałam. Miał rację, to mnie złamało. Musiała minąć dłuższa chwila, żebym dała rady wstać. To było na mnie za dużo. Podniosłam się i poszłam w miejsce, gdzie stał kiedyś mój warsztat, może pod gruzami będą jeszcze narzędzia, części.

Norbert chciał coś powiedzieć, ale ja słyszałam czyjś płacz i to nie był mój. Musiałam obejść gruzowisko dookoła. Widziałam ją, to była moja mama.

— Dlaczego ona płacze? — zapytałam Norberta

— Myśli, że zginęłaś. Zaraz ma tu być ekipa poszukiwawcza.

— Ty skurwielu czemu mi nie powiedziałeś?!

— Właśnie dlatego. Złamałaś się Tosia.

— Pierdol się!

Ruszyłam do przodu w kierunku mamy. Widziałam jej zapłakaną twarz, słyszałam jej szloch. To łamało mi serce. Jej kasztanowe włosy mieniły się w słońcu. Jakby po tych wakacjach na Malediwach jej postura zrobiła się jeszcze bardziej drobna.

— Mamo. — powiedziałam nieśmiało. — słyszysz?

— Słyszę, zabierz mnie ze sobą.

— Głupio gadasz mamo. Ja tu jestem, nic mi nie jest. Hej spójrz! — jej zapłakane oczy patrzyły na mnie z niedowierzaniem.

— To serio Ty?

— Uszczypnąć Cię? — uszczypałam ją w rękę w odpowiedzi, na co rzuciła mi nie na szyję.

— Tośka nie mogłaś się odezwać?!

— Miałam mały problem, ale już wszystko ok.

— Tosia, a kim jest ten facet, co stoi za nami? Fajny.

— Mamo! To kolega. Pomógł mi. Ma na imię Norbert, zatrzymałam się u Niego.

— Nie wybaczę Ci tego. Co Ci się stało? Skąd te rany?

— Wybaczysz. Kocham Cię- płakałam razem z nią- Te rany to nic, nie długo się zagoją. A w ogóle skąd pomysł, że ja tam byłam?

— Był tu policjant, bardzo miły, Miłosz się nazywał. Powiedział, że nie mogą cię namierzyć i że na pewno zginęłaś, tylko strażacy nie przyłożyli się do przeszukiwania gruzowiska.

— Oj mamo!

— Tosia nie chce się wtrącać, ale odwieź mamę do jej domu. Zabierz moje auto, a Panią poproszę o kluczyki. Odwiozę Pani samochód, pojadę za wami. — Spojrzałam Norbertowi w oczy, wiedział, co robi. Miałam taką nadzieję.

Kiedy mama wsiadła do auta, od razu przystąpiła do ataku:

— Tośka nie możesz tak znikać, co to za auto, człowiek Ci ludzie. Ja nie rozumiem. -wzięłam głęboki wdech.

— Mamo, miałam kilka problemów, ale teraz jest ok. Norbert mi pomoże stanąć na nogi.

— No takiego eleganckiego faceta mieć za zięcia

— Opanuj się! Mamo! Tylko się przyjaźnimy. Lepiej powiedz co u Ciebie.

Bardzo szybko pożałowałam zadania tego pytania. Mama rozgadała się o tym jak cudownego faceta ma, jak zajebiście było na wakacjach. Trochę jej zazdrościłam. Ja zostałam z niczym. Nie ważne.

Na progu domu czekał już Bogdan, nowy facet mojej mamy. W sumie to tworzyli nawet fajną parę.

— Cześć Tosia. — Bogdan przywitał nas z uśmiechem na

— Cześć.

— Chłopak Tosi zaraz przywiezie moje auto.

— Mamo to nie jest mój chłopak.

— Gdybym miał taką dziewczynę, strzeliłbym sobie w łeb. Tosia nie chce Cię poganiać, ale mam dziś jeszcze kilka spraw do ogarnięcia.- Norbert wtrącił się do rozmowy.

— Mama przyjadę w przyszłym tygodniu i obiecuje jeszcze dziś zadzwonić, żebyś miała mój numer.

Norbert jak to na niego przystało, pożegnał się elegancko i zapowiedział, że na pewno pojawi się ze mną.

— Sprawdziliście jej auto? — Zapytałam, kiedy wsiedliśmy do ferrarki.

— Tak, i założyłem jej nadajnik. Nie patrz tak na mnie. Dla jej bezpieczeństwa. Dzięki temu będzie mogła mieć dyskretny ogon. Wiem, co robię.


— Rozdział 11-


Obudziłam się dziwnie i nienaturalnie ściśnięta, co prawda w mojej tymczasowej sypialni. Zjechałam ręką w dół. Kurwa ktoś mnie obejmuje. Otwarłam oczy, ale jedyne co zobaczyłam to nagi, lekko owłosiony męski tors, na czole z kolei czułam zarost. Kurwa.

— Norbert Ty jebany fiucie! Wypierdalaj! Miałeś mnie nie dotykać, taka była umowa! — wyskoczyłam z łóżka, zła, rozczarowana i zawiedziona.

— Dziewczyno! Wstawałem do Ciebie trzy jebane razy! Darłaś papę, jakby ktoś Cię obdzierał ze skóry. Nie mogliśmy Cię niczym uspokoić. Za trzecim razem się poddałem. Jak zasnęłaś w moich ramionach, to położyłem się obok Ciebie. No sorry.

Zrobiło mi się głupio.

— Przepraszam, nie wiedziałam, że znowu krzyczałam. -Norbert zrobił kilka kroków w moją stronę, tak, że stał na wyciągnięcie ręki. Odgarnął mi kosmyk włosów za ucho i patrzył mi w oczy.

— Wiesz, miło było, ale strasznie chrapiesz — roześmiał się.

— Wcale nie chrapie! — odtrąciłam jego rękę i rzuciłam w niego poduszką -Chce pojechać na zakupy.

— Pojadę z Tobą.

— Nie ma szans. Mam Cię dość.

— Jesteś tu dopiero trzy dni. Chodź na śniadanie.

— Nie jestem głodna. — uniósł brew.

— No cóż. — w momencie przełożył mnie przez ramię niczym worek ziemniaków.

— Cokolwiek powiem, nie przyniesie to rezultatu?

— No raczej nie.

— Zajebiście. Jakie mogę wziąć auto?

— Panie Norbercie, Pana telefon non stop dzwoni. -Natalia przyniosła telefon i podała Norbertowi. Dzięki czemu odstawił mnie na podłogę. -Chodź, zaparzyłam już kawę.

— Skąd wiedziałaś, że już nie śpimy? — zapytałam, siadając przy stole.

— Nie dało się Was nie słyszeć — roześmiała się — Dawno nie widziałam, żeby Pan Norbert tak się śmiał, no i angażował. Jak jeździł do warsztatu, to często o Tobie mówił, zawsze wracał taki odmieniony.

Rozległ się huk i dźwięk tłuczonego szkła. Ruszyłam z krzesła. I pobiegłam za dźwiękiem. Stanęłam przed drzwiami, zza których dochodził hałas. Nacisnęłam klamkę, a moim oczom ukazała się istna demolka. Norbert stał tyłem do drzwi, oparty dwoma rękami o blat biurka. Podeszłam do Niego, może zbyt cicho. Dotknęłam jego ramienia. Na jego rękach widoczne były niebieskie linie.

— Cii- powiedziałam- cokolwiek się dzieje, poradzisz sobie z tym.

— A jak Ty sobie kurwa z tym radzisz? Przeszłaś piekło! A te skurwysyny spierdoliły! Rozumiesz? Nie wiadomo gdzie są. Wiadomo tylko, że polują na Ciebie, a co za tym idzie i na mnie.

— Ok, muszą tylko usłyszeć, że wyjechałam. Dają Ci spokój.

— Pojebało Cię?

— No co? Przecież to ja jestem temu winna. Nie wiedzieć czemu. -schowałam głowę w dłoniach — ja tylko chciałam normalnie żyć, być szczęśliwa. Nie wyszło. Napisz im, że mogą se po mnie przyjść. Będę czekać na gruzowisku mojego domu.

— Chyba śnisz.

— Było miło. — powiedziałam, odwracając się na pięcie. Złapał mnie za rękę. — nie utrudniaj. Dziękuję, że mi pomogłeś. Co złego to nie ja.

Poszłam do góry, przebrać się z piżamy. Kiedy schodziłam na dół Norbert, siedział przy stole w jadalni i pił kawę. Jak zwykle elegancko ubrany. Dżinsy i granatowa koszulka polo. Nie podniósł wzroku znad kubka.

— Mógłbyś, mnie odwieź? — poprosiłam.

— Usiądź, zjedz.

— Wybacz, nie mam ochoty.

— No to jedźmy.

Wyjechał czarnym Shelby z garażu, ten samochód chyba najbardziej ze wszystkich pasował do Niego. No i było w nim dość miejsca, żeby przelecieć jedną czy drugą panienkę na mieście. Czarne awiatory na jego nosie idealnie dopinały jego stylizację. Otwarłam drzwi i uśmiechnęłam się do Niego.

— Kiedy były prane fotele? — zapytałam

— Nie pamiętam, a co?

— A kiedy Ci jakaś panna tu obciągała? -Parsknął śmiechem

— Jak chce jakąś przelecieć, to zapraszam do hotelu. Nigdy nie w domu, ani w samochodzie. Inaczej nie mógłbym do niego wsiąść, gdyby sex okazał się kiepski.

Usiadłam i zapięłam pas. Patrzyłam na krajobraz za oknem. Lato już na dobre zagościło. Widziałam motyle, kwitnące kwiaty, bez. Czułam jego zapach. Moje dni są policzone, teraz tylko to zaakceptować. Popłynęły mi łzy z oczu. Podjechaliśmy pod miejsce, w którym jeszcze kilka dni temu stał mój dom.

— To na razie. Trzymaj się. — powiedziałam, podając mu rękę.

— Tosia, nie musisz tego robić.

— Nie mogę ciągnąć ludzi za sobą. Żyj. Baw się.

Wyszłam, nie oglądałam się za siebie. Za bardzo bolało. Usłyszałam tylko, jak odjeżdża.

— Będzie mi Ciebie brakować. — powiedziałam do siebie.

Weszłam do mojego ogrodu, kiedy miałam wolne, lubiłam tu siadać, tu właśnie pod tym białym bzem. Objęłam kolana i przyciągnąłem je do siebie. Rozpłakałam się, ostatnio często to robiłam. Za często. Wyłam do momentu, w którym usłyszałam za sobą kroki. Otarłam łzy z twarzy, ale się nie odwróciłam. Nie chciałam im dać satysfakcji, już wyjątkowo się nade mną pastwili.

— No i jesteś. Co teraz ze mną będzie? — odpowiedziała mi tylko cisza — Dobra nie odzywaj się. Zastanawiam się tylko dlaczego spośród miliona osób wybraliście mnie? Mam nadzieję, że resztę moich znajomych zostawicie w spokoju. Chodźmy.

Już miałam się podnieść kiedy człowiek za mną zaczął mówić. To nie był głos Konrada ani Miłosza.

— Zaczekaj. -Powiedział. — Kiedy przyjechałem rok temu do Twojego warsztatu, po raz pierwszy chciałem się przekonać, czy plotki są prawdziwe. Ojciec mi mówił, że dziewczyna naprawia samochody. W pierwszym momencie go wyśmiałem, lecz gdy przyjechałem do Ciebie moim starym Audi, a Ty uśmiechnęłaś się do mnie. Jedyne, na co miałem ochotę to wziąć Cię i otoczyć ramieniem. Wydałaś mi się taka krucha i delikatna — roześmiał się — dopóki nie zaczęłaś rzucać mięsem. Wtedy coś we mnie drgnęło. Pamiętam Twoje zdziwienie kiedy po śmierci ojca przyjechałem tam Porsche. Kompletnie nie czułem tych aut. Nie chciałem. Z dnia na dzień odziedziczyłem majątek, do którego wcześniej nie miałem dostępu. Było mi ciężko pogodzić się ze stratą, nie chciałem z Tobą rozmawiać, bo się bałem, że to wszystko spierdolę. Wymyślałem coraz to nowe usterki, żeby tylko Cię zobaczyć. A kiedy usłyszałem, że ten skurwiel Cię zabrał, poprzysiągłem, że nie dam Ci zrobić większej krzywdy, że naprawie to co już zrobili. Nawet jeśli nie będziesz mnie chcieć. Od pierwszego momentu byłaś moją największą słabością, chociaż o tym nie wiedziałaś.

Słuchałam tego wszystkiego i patrzyłam w niebo. Nikt nigdy nic takiego mi nie powiedział. Pamiętałam go doskonale, najpierw to Audi a później Porsche. Nie pytałam, bo nie byłam od pytania.

— Norbert, to zbyt wiele dla mnie. Jestem Ci wdzięczna, że mnie uratowałeś, ale -głos mi się załamał.

— Nie mów nic, jedźmy na te zakupy. Dość tych sentymentów. -słyszałam, jak wstawał, obszedł drzewo i stanął naprzeciw mnie, wyciągając rękę. Patrzyłam mu w oczy, po raz kolejny przyjęłam jego dłoń. Chyba nie potrafiłam inaczej. Przyciągnął mnie do siebie, przytulił i złożył pocałunek na moim czole.

— Norbert ja. — musiałam to wydusić — nie dam Ci tego czego oczekujesz, nie jestem już tą samą osobą.

— Cichaj już. Cieszę się chwilą. Nie chciałem Ci tego mówić, ale nie mogłem już dłużej tego dusić w sobie. Poza tym wzmocniłem ochronę Twojej mamie.

— Dzięki.

I8 podjechało pod bramę. W momencie zaczęłam się trząść, do tej pory nie wiedziałam, że tak się boję. Za nią zaparkowały jeszcze dwie inne beemki. Z tej pierwszej wyszedł Konrad, jakby trochę obolały. Z pozostałych dwóch aut wyszli smutni kolesie ubrani na czarno.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 7.35
drukowana A5
za 54.72