E-book
14.7
drukowana A5
25.41
Od szarości do koloru

Bezpłatny fragment - Od szarości do koloru


5
Objętość:
40 str.
ISBN:
978-83-8324-363-4
E-book
za 14.7
drukowana A5
za 25.41

Witam was wszystkich! Jeśli to czytacie, znaczy, że osiągnąłem kolejny etap w swoim życiu i dzięki temu mogę się z wami podzielić moją historią. Opowiem, jak przeistoczyłem się z szarego człowieka w kogoś pełnego optymizmu.

Mam 29 lat, pochodzę z małej wioski koło Wronek. Moje życie na wsi było fajne, ale też ciężkie. Jako najstarszy z rodzeństwa musiałem pomagać rodzicom w pracy, więc szybko uczyłem się wszystkiego, co przekazywał mi ojciec. Nie było miejsca na słowo „nie”. Gdy tata jako kierowca tira wyjeżdżał w trasy, mama mogła liczyć jedynie na moją pomoc. Odkąd pamiętam, byłem bardzo cichą osobą, która nigdy nie lubiła wychodzić przed szereg, wykazywałem też nadprzeciętną spolegliwość.


Miałem swoje marzenie: trenować sztuki walki. Kiedy widziałem sceny walk w filmach, czułem wewnętrzną radość i zawsze chciałem zamienić się miejscami z aktorami. Niestety, tylko tata pracował i finansowo jako rodzina nie mogliśmy sobie pozwolić na moje kursy sztuk walki — wtedy najważniejsze stawało się opłacenie opału na zimę, rachunków, wydatków na jedzenie. Gdy miałem chwilę dla siebie, na strychu próbowałem naśladować ruchy z filmów i nawet mi wychodziło — byłem w szoku, że mam ukryty talent. W szkole lubiłem wf., robiłem wszystko, co było potrzebne do opanowania sztuk walki, ćwiczyłem każdą partię mięśni. Pamiętam, jak z kuzynem stoczyliśmy mały pojedynek na ulicy, żeby sprawdzić moje umiejętności. Ogromnie się zdziwił, że ja — osoba, która nie ćwiczyła sztuk walki w szkole — ma taki zakres umiejętności. Wtedy pokazał mi parę nowych chwytów, które ćwiczyłem w domu w wolnej chwili.

I tak minęła szkoła podstawowa. Nadal byłem cichą osobą. W gimnazjum już powoli się dorasta, a ja wciąż pozostawałem cichy i skromny. Może trzymałem się z boku przez moją wadę wymowy — mam stwierdzoną dysleksję mowy. Z powodu choroby trochę czułem się samotny, musiałem czasami dwa razy powtarzać zdanie, a to mnie bardzo denerwowało. Nawet teraz, gdy piszę te słowa, dziewczyna po mnie poprawia, ale dostrzegam u siebie jedna zmianę — teraz przyjmuję to na klatę i się cieszę, że mnie poprawi, bo zobaczę, gdzie robię błędy.

W szkole z ocenami było różnie. Bardzo lubiłem historię — tak dobrze mi szło, że sam siebie zadziwiłem, odkryłem swój kolejny dar, jakim okazała się łatwość nauki tego przedmiotu.

Po zakończeniu gimnazjum przyszło mi podjąć męską decyzję, co dalej, jaką szkołę wybrać, w czym czuję się dobry. Moim marzeniem było zostać mechanikiem samochodowym, ale niestety we Wronkach znajdowało się za mało zakładów mechanicznych, żebym mógł się dobrze wyuczyć zawodu. Wtedy tata powiedział, że szukają operatorów w firmie Spomasz Wronki — musiałem ukierunkować edukację pod tę posadę, bo innego wyboru wtedy za bardzo nie było. Zdecydowałem się na to też dzięki Koledze, który mi podpowiedział, że możemy realizować plany wspólnie. Znałem go od czasów dzieciństwa, zawsze trzymaliśmy się razem: granie w piłkę, jazda na rowerach, motorach, stanowiliśmy takie dwie bratnie dusze.

Początki w nowej szkole i pracy były najgorsze, ale na szczęście kolega umiał więcej niż ja, więc gdy miałem problem, to mogłem się go poradzić, a on mógł liczyć na mnie na kursach zawodowych. Te szkolenia były obowiązkiem — każdego roku organizowano wyjazd do Wągrowca na miesiąc, żeby szkolić się z przedmiotów zawodowych. Wtedy ja pomagałem koledze i tak razem przeszliśmy zawodówkę, skończyliśmy z bardzo dobrymi ocenami i nawet razem poszliśmy do technikum mechanicznego. Była to szkoła zaoczna, zajęcia prowadzono w piątki i soboty. W piątek po pracy szliśmy na zajęcia, kończyliśmy lekcje o dwudziestej i w sobotę na siódmą — do szkoły. To był bardzo ciężki okres, ale daliśmy z siebie wszystko. Skończyłem z wynikiem 87%.

Poznałem w zawodówce dziewczynę młodszą ode mnie o cztery lata. Na początku układało nam się super, ale każdy mi powtarzał, żebym uważał, obudził się. Wtedy nie wiedziałem, o co im chodzi… Tak minął rok w związku. Po dwóch latach chodzenia wprowadziłem się do niej, ale pięć osób ciągle powtarzało: „Bartek, zastanów się nad tym poważnie”. Niestety miałem klapki na oczach, nie widziałem, że dziewczyna wykorzystuje mnie finansowo, że wszystko musiałem robić za nią. Miała depresję tak zwaną. Woziłem ją nawet do szkoły do Szamotuł i czekałem sześć godzin, aż skończy zajęcia. Stałem się wiernym służącym i to był błąd — dałem sobie wejść na głowę. Nie widziałem tego wtedy, a szkoda. Byłem w nią za bardzo zapatrzony, chyba bałem się samotności, że nie znajdę kogoś innego i wszystko robiłem dla niej.

Kolejnym krokiem w moim życiu był ślub — podjąłem decyzję, że się oświadczę, i tak zrobiłem. Ustaliliśmy datę i wziąłem kredyt, żeby nie obciążać rodziców. Kwota niemała — trzydzieści tysięcy plus odsetki, wyszło sześćdziesiąt tysięcy. Wiem, masakra, ale za najważniejszy uznałem ślub — coś dla mnie wyjątkowego. Bardzo chciałem mieć rodzinę.

Załatwione było wszystko: orkiestra, sala, kamerzysta, suknia ślubna, obrączki. Wszystko umówione, wpłacone dziesięć tysięcy przedpłaty. I przyszedł najgorszy dzień w moim życiu — trzy miesiące przed weselem narzeczona powiedziała mi, że nie jest pewna tego ślubu, i zapytała, czy możemy go przełożyć. Dochodziłem do siebie przez miesiąc, rozmawiałem z dziewczyną o tym, że to miał być nasz dzień i że chcę go bardzo, ale nie dało się jej przekonać… Najtrudniej było powiedzieć o tym rodzicom — czułem się tak, jakby ktoś mnie kopnął w jaja, dosłownie. Nie mogłem znaleźć sobie miejsca po usłyszeniu jej słów… Wszystko przygotowane, a tu ona wbiła mi nóż w serce. Zgodziłem się z nią i postanowiliśmy przełożyć wesele o rok, a w tym czasie robiliśmy remont. Wiem, co sądzisz: „Czemu on nie podjął innej decyzji?”. Szczerze mówiąc, nie wiem, czemu tak zrobiłem, może ty mi odpowiesz na to pytanie…

Dom wyremontowany, ale rata kredytu była duża. Wypłaty trzy tysiące, opłacić kredyt — tysiąc złotych, a gdzie zabezpieczenie na życie, paliwo, auto? Musiałem poszukać innej możliwości, żeby zarobić większe pieniądze. Dostałem propozycję wyjazdu do Niemiec, decyzja zapadła szybko –wyjeżdżam, żeby mieć na kredyt. I 4 kwietnia wyjechałem do Northeim.

Początki okazały się trudne: nieznany język, nowa kultura, nowa waluta… Musiałem wszystko sobie poukładać, zadbać, żeby na wszystko starczyło. Zjeżdżałem do Polski co dwa tygodnie. Trudno mi przyszło odnaleźć w Niemczech, jeszcze bez rodziny — masakra, kto był, to wie, o czym mówię.

Nastał ten dzień: 10 czerwca. Miałem wtedy wziąć ślub. Współlokator widział, że coś się ze mną dzieje, zamknąłem się w sobie. Przyszedł do mnie z flaszką whisky i zaczęliśmy szczerze rozmawiać. Dał mi do zrozumienia, że mój związek jest toksyczny: „Ty się, Bartek, wykończysz. Zostaw ją i zacznij wszystko od nowa”. Poczułem w głębi serca, że to jest dobry pomysł. Od razu się uspokoiłem, byłem spokojny pierwszy raz od dawna. Nie miałem sił zadzwonić do niej, więc zgadnij, co zrobiłem… Napisałem jej SMS-a, że kończę nasz związek, że poszukam prawdziwego szczęścia.

Zaczęła się lawina telefonów: że co zrobiłem, że jestem głupi, nawet niedoszła teściowa mi powiedziała, że jestem wcielonym diabłem, bo zraniłem taką osobę. Spytałem ją, jak jej zdaniem narzeczona mnie traktowała — jak przedmiot. Dodałem, że cieszę się ze swojej decyzji, choć była trudna, ale warto było ją podjąć i nie żałuję tego ani trochę.

Po jakimś czasie poznałem inną dziewczynę, na początku było super: zabawy, basen, wszystko to, czego mi brakowało w pierwszym związku. Zacząłem żyć, naprawdę żyć, ale czegoś mi brakowało — chyba prawdziwej miłości. Co dobre, to szybko mija i tak było z tą dziewczyną: straciła pracę i musiałem utrzymać ją i siebie w Niemczech, do tego spłacać kredyt, ledwo dawałem radę.

Minął rok i zapadła kolejna decyzja o rozstaniu. Kosztowało mnie to bardzo dużo nerwów, a to jeszcze nie koniec. Myślałem, że gorzej nie będzie, ale jednak było…

Po rozstaniu miałem głupie myśli o śmierci, wpadłem w małą depresję, jeszcze doszedł covid — pierwsze święta w obcym kraju, nie mogłem jechać do rodziny, granice zamknięte… Aż pewnej nocy przydarzyło mi się coś strasznego: w pokoju w nocy widziałem czarną postać, stała w kącie. Czułem niepokój, strach. Widziałem takie sceny w filmach o duchach, demonach, myślałem, że to fikcja, a tu mi się coś takiego zdarzyło! Ze strachu nie mogłem się ruszać — był aż tak silny. Ta czarna postać szła w moją stronę, poczułem, jak się kładzie za moimi plecami i coś mówi… Jedyne, co wtedy wpadło mi do głowy, to modlitwa. Jeszcze nigdy tak żarliwie się nie modliłem jak wtedy! Czarna postać znikła.

W tym okresie w moim życiu pojawił się kolega z Niemiec — Adam, miał około czterdziestu lat. Opowiedział mi o swoich długach we frankach, że ma na utrzymaniu rodzinę, tęskni za swoimi dziećmi, gdyby nie ten kredyt, mógłby być z najbliższymi w Polsce. Zaskoczyło mnie, że poznałem osobę, która wie, co również ja czuję. Adam poradził mi, żebym umówił się na wizytę do psychologa, żebym mógł wyrazić siebie — i tak zrobiłem. Co miesiąc jeździłem na sesje do pani psycholog, pomogło mi to dostrzec mój problem. Zobaczcie — obca osoba z Niemiec umiała mnie tak podnieść na duchu, że zachciało mi się żyć od nowa. Chodziliśmy co tydzień na basen i co tydzień nasza kondycja stawała się lepsza. Dwa kilometry do przepłynięcia bez przerwy było dla nas łatwizną, a na początku sto metrów stanowiło już wyczyn.

Spędzaliśmy ze sobą dużo czasu, rozmawialiśmy o wszystkim i to też bardzo mi pomagało.

Wszystko zaczęło się powoli układać: spłacałem powoli raty kredytu, zacząłem dbać o swoje zdrowie fizyczne i duchowe i… znowu komplikacje: auto psuło się na potęgę, doszła jeszcze rozprawa sądowa i potrzebowałem więcej pomysłów na zarobienie pieniędzy. Zacząłem szukać szybkiego zarobku — kasyno, lotto i inne źródła, żeby tylko się wyciągnąć z dołka, ale wiecie co? Takie instytucje ciągną tylko kasę od nas, a nie na odwrót…

Wtedy kolega powiedział, że szukają kogoś w firmie sprzątającej na weekend. Zgodziłem się tam pójść, musiałem w szczególności szybko naprawić auto, żebym mógł jeździć do Polski na rozprawy. Dzięki tej firmie uzbierałem na nowe auto, które sobie kupiłem niedawno, w czerwcu, ale jakie miałem życie? Od poniedziałku do niedzieli w pracy, w sobotę z nocki do firmy sprzątającej, szesnaście godzin na nogach, krótka drzemka i dalej do pracy… W takim tempie wytrzymałem rok, aż się zdziwiłem, że dałem radę tak długo. Zniszczyłem swoje zdrowie, dokładnie — plecy. 2016 roku miałem operowaną dyskopatię, przez zaniedbanie zdrowia wszystko się odnowiło. Przestałem pracować po szesnaście godzin, ograniczyłem się do ośmiu, żeby mieć jakiś dochód.

Spotkałem trzecią kobietę, była inna od poprzednich, bardziej poukładana. Przyjechałem z Niemiec na naszą pierwszą randkę i, szczerze mówiąc, nie wiem, ile zrobiliśmy kilometrów w tego dnia, ale na pewno dużo ; -)

Spotkanie za spotkaniem i tak zostaliśmy parą. Nadszedł czas na kolejną decyzję. Ona nie chciała przyjechać do mnie do Niemiec, wszystko miała w Polsce, było jej ciężko to zostawiać. Postanowiłem, że ja wrócę do Polski dla niej i tak się stało — od marca jestem w kraju, od kwietnia razem mieszkamy, układa nam się bardzo dobrze. Kiedyś moja siostra zadała nam pytanie, czy my się kłócimy, a my odpowiedzieliśmy, że nie, o wszystkim rozmawiamy ze sobą. Ona zrobiła duże oczy i powiedziała, że to jest nienormalne, aż dziwne… Ale taka jest prawda!

W maju przydarzyło mi się coś strasznego — wypadek w pracy! Zabrakło milimetra, żebym miał obcięty palec, pracodawca oczywiście zwala winę na mnie. Dostałem telefon, do kiedy mam chorobowe, bo maszyna stoi, robota stoi, jestem potrzebny. Teraz gdy na to patrzę, to się cieszę, że miałem wypadek w pracy. Podczas zwolnienia obejrzałem fajny filmik na Facebooku — czy chcę być wolny od szefa, wolny od problemów finansowych. Patrzę na ten filmik: facet uśmiechnięty od ucha do ucha, z oczu mu dobrze patrzy, nic nie chce ode mnie… Aż dziwne to wszystko, ale pomyślałem, że warto spróbować, co mi szkodzi, wykorzystam chorobowe z dobrym skutkiem. I tak znalazłem się w grupie Husaria. Początki były trudne, znów nieśmiałość dawała mi w kość. Po miesiącu pracowania z Tomkiem który był liderem naszym zespole MLM ten zadzwonił do mnie na Zoom i mnie opieprzył, dał parę rad i książki do przestudiowania. Dzięki jego wskazówkom zrozumiałem swoje błędy — osoba, która nic ode mnie nie chciała, okazała się lepszym psychologiem niż ten, za którego zapłaciłem. Wtedy biznes zaczął się powoli układać,, który miał na celu pokazywania ludzia ze w ciezkich czas należy zwrot gotówki za robienie zakupów codzieniego użytku a nie tylko punktówyktóry otrzymujemy w biedronce czy na orlenie i zero korzyści, pojechaliśmy razem na event do Warszawy. Wtedy poznałem członków Husarii, choć ja nazywam ich Rodziną Soprano — ludzie dbają tu o siebie nawzajem. Masz problem, to każdy ci pomoże. Po evencie jeszcze bardziej zmieniłem myślenie, wciągnąłem w biznes moją dziewczynę i teraz pracujemy razem. Muszę jeszcze pokonać strach przed dzwonieniem, ale dam radę, zrobię to dla siebie i dla mojej Rodziny Soprano, bo razem idziemy po lepsze jutro. Gdybym miał się cofnąć w czasie, to znalazłbym siebie i bym powiedział: „Odszukaj Tomka Magrytę, on cię zmieni” — tylko to bym sobie zasugerował. Mała rada dla tych, którzy mają problemy: stańcie przed lustrem i zapytajcie samego siebie, czego naprawdę pragniecie, ale tak naprawdę. Zobaczycie, że to dużo da — mi dało. Napisałem tu to wszystko, żeby inni mogli zobaczyć, że też podejmowałem złe decyzje, ale trzeba mieć świadomość, że błędy nas uczą, tylko trzeba wyciągnąć wnioski. Jeszcze raz dziękuję tym osobom, które we mnie uwierzyły i mnie nie skreśliły. Bardzo dziękuję!

A teraz podzielę się w wami swoimi ulubionymi, krótkimi cytatami, pomocnymi podczas mojej przemiany:


Istnieje wiele sposobów na szczęście.

Jeden z nich to przestać narzekać.


Motywacja pochodzi z wnętrza, a nie z zewnątrz.


Od ostatniego wpisu w książce trochę minęło… Wtedy był 29 września 2021 roku. Chcę wam opowiedzieć, co się u mnie zmieniło, a jest tego dużo, aż za dużo… Biznes nie wychodził, popaliłem kontakty, straciłem ten błysk w oku, bo sądziłem, że to z ludźmi jest coś nie tak, ale to ja nawaliłem…

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 14.7
drukowana A5
za 25.41