Zbyt wiele w wyobraźni
Chyba zbyt wiele sobie wyobrażałem
Chyba zbyt wiele nocy nie przespałem
Myślałem po zmroku, marzyłem za dnia
O historii łączącej małe serca dwa
W pełni swego szczęścia i złotej obrączce
Razem rozpaleni w miłosnej gorączce
Tak to widzę w głowie, w takim scenariuszu
Ale ty zakochana w jakimś tam Mariuszu
Za kilka wiadomości, za kilka twych uśmiechów
Gotów byłem spełnić bagaż pełen grzechów
Ale to nie prawda, za daleko zabrnąłem
Biegłem tak szybko ze aż się potknąłem
Tyle pytań na języku
Tyle słów na wiatr rzuconych
Tyle płaczu oraz krzyku
Gorzkich łez nie poskromionych
Taka słodka a nie śmiała
Nie odpowie na pytania
Czemu jednak mnie nie chciała?
Czemu nie chce zakochania?
Tego nigdy się nie dowiem
Tego nigdy nie odgadnę
Wnet zamilknę, nic nie powiem
Nawet gdy na dno upadnę
Za kare pokuta
Głęboko rozmyślam kim ostatnio się stałem
Myślę nad sensem mojego istnienia
Myślę o wszystkich których kochałem
Myślę też o tych których już nie ma
Marzę o dniu… Dniu zwycięstwa i spokoju
Marzę o jednej rzeczy która się nie spełni
Kiedy staniesz w drzwiach w śnieżnobiałym stroju
Przy blasku księżyca gdy będzie świecił w pełni
I tak z dnia na dzień szukam odpowiedzi
Dlaczego tak drogo przyszło mi zapłacić
Za kare pokuta, zadana przy spowiedzi
Zdobędę miłość życia, aby potem ją stracić
I będę cierpiał do końca swoich dni
Jak wszyscy ludzie którym nie pomogłem
Pisałem tylko wiersze atramentem z krwi
Nic więcej nie zrobiłem, dlatego ze nie mogłem
Na lodzie
Życie ma swój etap w którym tylko rani
Przy każdej okazji wciąż ci docina
I nie znajdziesz nigdzie żadnej przystani
Bo przeciwko tobie jest nawet rodzina
Czujesz się samotny, za ideałem stęskniony
Wszyscy dookoła swego zdania pewni
Przez najbliższych tobie okropnie skrzywdzony
Zawiedli cię bliscy, a najbardziej krewni
Wyrzucili cię na bruk, zostawili na lodzie
I teraz już nic nie masz do stracenia
Czy będziesz coś jadł, czy może żył w głodzie
Dla twojej rodziny to nie ma znaczenia
W wyobraźni
Łóżko, poduszka i wygodny ciepły koc
Myślami wraz z tobą w spowitą mrokiem noc
Inne problemy odeszły już stąd
Odpowiedzi szukam na mój głupi błąd
Widuje cię co dzień, adoruje marzeniami
Szukam twej uwagi różnymi sposobami
Lecz ty mnie nie widząc i nie słysząc głosu
Pogrążasz mój świat w otchłani chaosu
Zboczony z kursu mojego przeznaczenia
Odczuwam w sercu dreszcz zauroczenia
Mijam ciebie wzrokiem z żalem w swym umyśle
Spalony na starcie nic już nie wymyśle
I tak co dzień w moich myślach
Poprzez nić naszej przyjaźni
Wciąż przytulasz i całujesz
Usta w mojej wyobraźni
Do dziś Czuje smak namiętny
Choć na prawdę nie realny
To miłością przesiąknięty
W znacznym stopniu neutralny
I choć chciałbym tego więcej
Choć cię pragnę z całej siły
To zbyt słabe jest me serce
By pokochać jak twój były
Może kiedyś będziesz moja
Może kiedyś się poznamy
To już jakaś paranoja
Że przyszłości swej nie znamy
Znów powrócisz w sferę marzeń
Gdzie zostaniesz bardzo długo
Jak ocean pełny zdarzeń
Kryjąc dno, swą mętną smugą
Będę kochał całym sobą
Będę wciąż przy tobie blisko
Sercem zawsze będę z Tobą
Oraz zrobię dla nas wszystko
Ty też masz swoją wartość
Spoglądasz w lustro i kogo tam widzisz?
Dlaczego obrazu swojego się wstydzisz?
Nie możesz przecież tak łatwo się poddać
Nie możesz życia walkowerem oddać
Popatrz teraz na mnie. Spójrz głęboko w me oczy
Historia w nich zaklęta potrafi zaskoczyć
Nie jedną już łzę słoną zrodziły
Nie jedno szczęście ze mną dzieliły
Życie czasem bywa pokręconą fabułą
Czasem też dla innych jest one lekturą
Czytają je całe, a potem oceniają
Choć tak naprawdę dobrze nas nie znają
Nasza twarz to nie okładka, po niej się nie ocenia
Walcz o to co kochasz i o swoje marzenia
Wygnany w świat
Kroczysz sam, po wybojach dróg własnych
W nieznane zdążasz, nie obchodzi cię cel
Zmęczony marszem w warunkach nie jasnych
Przez całą ojczyznę, spod gór aż po Hel
Z tobołkiem na plecach wygnany w świat
Z opuszczoną głową, bezwładną z rozpaczy
Twojego szczęścia przekwitł już kwiat
I stałeś się nikim, już nic nie znaczysz
I nawet ciemnych ulic… Niczego się nie boisz
Wspominasz tylko te wszystkie piękne chwile
Na rozdrożu życia własnego teraz stoisz
Przestało cię cieszyć, przestało być miłe
Za plecami przeszłość, nie znane przed tobą
Świat runął w gruzach, musisz się wynosić
Tęsknisz za jedyna bliską ci osobą
Którą jako jedyną o wszystko możesz prosić
Serce z kamienia
Po co to wszystko? Po co to cierpienie?
Czy cieszy cię teraz moje utrapienie?
Czy czujesz się dumna łżąc mi w żywe oczy?
Czy obchodzi cię los jaki mną potoczy?
Co ze mną będzie? Gdzie się podzieje?
Czy na to ze kocham masz jeszcze nadzieje?
Niestety już do serca mego nie zapukasz
Słowami ze tęsknisz, już mnie nie oszukasz
Znikniesz na zawsze, potępiona w mej duszy
Serca z kamienia nic już nie wzruszy
Pryśniesz jak czar trwający nie długo
Pamięć po tobie pokryje gęstą smugą
Smuga goryczy pełnej rozpaczy
Lecz serce moje ci tego nie wybaczy
Odepchnie w cień, zamieni w nie istnienie
Postać twa odejdzie w głębokie zapomnienie
I lodem obłoży serce opuchnięte
Ciosami i ostrzem twoim dotknięte
By znów je ochłodzić a potem oblodzić
Byś już nigdy nie mogła, dusz naszych pogodzić
Rozstanie
Historia się zaczęła, gdy byłem z nią blisko
Skończyła natomiast, gdy straciłem wszystko
Wartość w moim życiu stanowiła ona
Piękna, Skromna i napalona
Gotowa na wszystko by dać mi co trzeba
Jej dotyk to mały kawałek nieba
Wspólne noce, wspólne dni
Całym światem była mi
14 lutego — dzień zakochanych
Dla mnie falą bólu i nocy nie przespanych
Dla niej najszczęśliwszy w tym jej skromnym życiu
Nowy chłopak, nowa miłość, a ja w bez użyciu
Usunąć się w cień, tyle mi zostało
Ale tej dziewczyny zapomnieć się nie dało
Na słowa „kocham” nie reagowała
Już kogoś innego w swych marzeniach miała
Wszystkie jej znajome ten fakt potwierdziły
Wszystkie „odpuść” mi mówiły
„Daj sobie spokój, usuń się”
„Daj jej żyć, nie łódź się”
Taka jest prawda. Okrutna i dotkliwa
Że moja miłość z innym jest szczęśliwa
Rachunek Sumienia
Staram się zmienić, lecz się nie udaje
Patrzę na siebie i nie wierzę kim się staje
Spoglądam w głąb siebie szukając odpowiedzi
By dowiedzieć się prawdy jak na świętej spowiedzi
Czy było warto? Czy dobrze postąpiłem?
Czy swoimi czynami nikogo nie zraniłem?
Czas odkryje błędy jakie popełniłem
Sumienie zaś krzywdy jakie wyrządziłem
Gdzie jest los którego potrzebuje?
Gdzie jest grzech za który pokutuję?
Każdego dnia dawałem ci tak wiele
A ty patrząc w oczy nazwałaś mnie „zerem”
Krótka miłość, wierszy stos
A rany w sercu nie zagoił los
Uczuć moc, emocji płomień
Gęste, słone łzy, zalewające skronie
Dzięki temu życie jest bardziej złożone
Rozum mądrzejszy, a serce skrzywdzone
Przyjaźń jest jak dobre wino
Nie idź za mną gdyż nie umiem prowadzić
Nie idź przede mną gdyż mogę zostać w tyle
Nie słuchaj plotek, że mogę cię zdradzić
Posłuchaj swego serca, chodź przez krótką chwile
Kim bym był bez przyjaciela?
Wymazanym snem z mych powiek
Jak wtorkowi jest niedziela
Tak odległy był mi człowiek
Jednak los sprawił, że cię poznałem
Zwykły przypadek. Zbieg okoliczności