Dla wszystkich, którzy wiedzą jak to jest być innym.
rozdział 1
Seamus
Przejrzałem się jeszcze ostatni raz w lustrze i wyszedłem z domu. Już naprawdę długo zwlekałem z zakupami, z czego moi rodzice nie byli zadowoleni.
Miałem do sklepu jakieś dziesięć minut pieszo a pogoda była idealna. Myślałem, że to będzie dzień jak co dzień.
Niestety bardzo często się mylę. Nagle usłyszałem pisk opon i krzyk jakiegoś mężczyzny. Stracił panowanie nad swoim motocyklem. Patrzyłem z przerażeniem jak upada na ziemię i sunie po niej, a to na czym jechał bo nie dało się już tego nazwać motorem leżało kilkanaście metrów dalej. Jak szybko on musiał jechać? Boże Seamus ogarnij się. Przecież on potrzebuje pomocy!
Podbiegłem do chłopaka i kucnąłem przy nim. Boże on leżał i się nie ruszał! Nogę ma nienaturalnie wygiętą i jak to zobaczyłem to aż mnie ciarki przeszły, nienawidzę takich widoków, słabo mi zawsze. Jednak teraz musiałem zachować zimną krew, bo byliśmy na kompletnym zadupiu i nikogo tu nie było. Ściągnąłem mu kask i zobaczyłem, że ma zamknięte oczy. No chyba mogłeś się tego spodziewać skoro się nie rusza debilu.
Z początku przyszło mi na myśl, żeby nim potrząsnąć ale przecież mógł sobie zrobić coś z kręgosłupem. Poklepałem go lekko w policzek, ale nic to nie dało. W końcu jednak przypomniało mi się, że powinienem chyba zadzwonić po karetkę. Tak też zrobiłem, ale musiałem na nią czekać dość długo. Mimo że mi nic się nie stało strasznie się boję. Chłopak nie wygląda na więcej niż 25 lat, ma całe życie przed sobą. Poza tym nie poradziłbym sobie z tym, że ktoś umarł na moich oczach.
W głowę nic mu się chyba nie stało bo nie widziałem krwi, był dobrze zabezpieczony przed wypadkiem. Niestety jego noga nie była przygotowana na upadek. Serio strasznie to wygląda.
Gdy tak rozmyślałem zauważyłem, że gość się zaczął wybudzać i od razu się skrzywił. Nie dziwię się, musiała go strasznie boleć. Gdy na mnie spojrzał chyba się trochę uspokoił, że ktoś mu pomaga.
— Karetka już jedzie — powiedziałem do niego chociaż nie byłem pewny czy mnie usłyszy i zrozumie co mówię w takim stanie.
Chłopak chciał wstać ale od razu go powstrzymałem.
— Puść mnie nic mi nie jest — wymamrotał.
Taak, nic ci nie jest mhm.
— Po prostu leż do przyjazdu pogotowia okej? — próbowałem przemówić mu do rozsądku łagodnym głosem ale do niego chyba nie docierało.
Zaczął się podnosić a, że nie chciałem zrobić mu krzywdy nie trzymałem go na siłę na ziemi. Gdy jednak zobaczył swoją nogę spojrzał na mnie blady. Jezu a co jak on znowu zemdleje? Błagam nie. Zaraz się popłaczę, gdzie ta karetka?! On chyba też się zaraz popłacze i będziemy płakać razem, on z bólu a ja w sumie nie wiem, bo tak mi się zachciało. Położył się z powrotem na ziemi i dość mocno uderzył tą głową. No jeszcze większą krzywdę sobie zrób, tak trzymaj.
Ułożyłem sobie jego głowę ostrożnie na jego kolanach bo chyba powinienem tak zrobić? Nie chciałem, żeby znowu przywalił nią w beton. Obejrzałem jeszcze raz czy nic sobie w nią nie zrobił ale miał szczęście. Patrzył na mnie z dołu ciemnobrązowymi oczami jakbym co najmniej to ja decydował o tym czy przeżyje czy nie.
Mama mi chyba nie uwierzy dlaczego tak długo mnie nie było.
Na szczęście jakieś pięć minut później przyjeżdża karetka. Gdy go zabrali zapytałem się tylko do jakiego szpitala go wiozą i poszedłem do tego upragnionego sklepu. A było iść wczoraj. Nie musiałbym przeżywać teraz traumy, chociaż ten chłopak na pewno będzie miał dużo większą i chyba nie powinienem tego porównywać bo to w końcu on miał wypadek nie ja.
rozdział 2
Theodore
Obudziłem się w szpitalu. Ostatnie co pamiętam z wypadku to to jak spadałem z motocyklu. Mam także prześwity osoby, która mi pomogła. Wiem, że był to blond włosy chłopak. Nieraz widziałem niebieskie oczy, ale te jego były inne. Jak ocean. Wyglądały magicznie. Gdy go zobaczyłem, to przysięgam, myślałem, że umarłem, a to jest anioł. Mam nadzieję, że jeszcze go kiedyś spotkam. Gdyby nie on, to prawdopodobnie leżałbym tam jeszcze długo. Musiałem mu przynajmniej podziękować. I może zaprosić na jakiegoś drinka jak stąd wyjdę.
Oprócz złamanej nogi i ręki, na szczęście nic poważnego mi się nie stało. Ale nie powiem, nie mam pojęcia jak będę funkcjonować. Jeszcze nie dostałem wyników, ale czuję się dobrze. Jestem oprócz tego lekko poobijany, ale do przeżycia.
Gdy tak myślałem o moim wypadku i niebieskookim blondynie, weszła pielęgniarka i podała mi jakąś kartkę. To chyba badania. Kiedy wyszła zacząłem się stresować. Niby jest dobrze ale.. Zawsze mogło coś wyjść. Rozłożyłem kartkę i… Prędzej spodziewałbym się pozytywnego wyniku na raka albo coś, ale nie numeru telefonu. I to nie byle jaki, bo mimo że pierwszy raz go widzę, wiem do kogo należy. Do syna pierdolonego boga mórz i oceanów.
Czy skoro pielęgniarka dała mi jego numer to oznacza to, że on tu był? Może też się mną zainteresował?
Nie no ogarnij się co ty gadasz chłopie. Chyba dali mi za dużo leków. To nie jest komedia romantyczna. Muszę przestać bujać w obłokach. Pewne chciał się tylko zapytać czy wszystko u mnie dobrze. Wpisałem ten numer w telefon i chciałem już coś to niego napisać, ale nie miałem pojęcia co.
W sumie to nie miałem stuprocentowej pewności, że to on. Ale w sumie kogo niby innego miałby to być numer? Theo przestań robić w gacie i napisz do niego. Robienie pierwszego kroku nigdy mi nie sprawiało problemu, a teraz boję się napisać do chłopaka który mi pomógł. Koniec tego, jak napiszę to przecież nic się nie stanie.
Theodore
Hej, kim jesteś i dlaczego dostałem twój numer?
Chyba dobrze. Nie musiałem na szczęście długo czekać na odpowiedź.
nieznany
To ja ci pomogłem gdy miałeś wypadek. Jak się czujesz? Lekarze nie chcieli mi powiedzieć.
Wiedziałem, że to on.
Theodore
Już lepiej, dzięki. Zdradzisz mi swoje imię?
nieznany
Seamus.
Cóż, rodzice dobrze dobrali mu imię. Chociaż bardziej by mu pasowało Ocean. Jest w ogóle takie imię?
Theodore
Ładnie. Mam dla ciebie pewną ofertę.
I przy okazji zmieniłem mu nick. Mam nadzieję, że go nie zobaczy dopóki nie będziemy razem. Niezręcznie by było.
Skąd wiem, że będziemy razem? Nie wiem, ale jestem pewny, że mi się nie oprze. Gorzej jeśli jest hetero, to już może być lekki problem. Ale tym się narazie nie będę martwić.
Mój przyszły mąż (AniołSeamusOcean)
Zamieniam się w słuch.
Theodore
Mam nogę i rękę w gipsie, muszę przez to jeździć na wózku i nawet w tym musi mi ktoś pomóc. Będziesz mi pomagał dopóki nie dojdę do siebie. Oczywiście zapłacę ci za to. Co ty na to?
Czekałem na odpowiedź naprawdę długą chwilę.
Mój przyszły mąż (AniołSeamusOcean)
Ile mniej więcej czasu to będzie trwało? I ile mi zapłacisz?
I skąd ja mam to wiedzieć.
Theodore
Za około półtora miesiąca będę mieć prawdopodobnie ściągane gipsy. Więc myślę że dwa miesiące dojdę już do siebie. A zapłacę ci tyle ile chcesz.
Przysięgam zapłaciłbym każdą sumę aby ten chłopak spędził ze mną dwa miesiące w jednym domu. I najlepiej w jednym łóżku, ale na to raczej nie mogę liczyć. Jak narazie.
Mój przyszły mąż (AniołSeamusOcean)
Dobra, bo rozumiem, że musiałbym być u ciebie codziennie. W jakich godzinach miałbym przychodzić i wychodzić?
Theodore
Mieszkałbyś ze mną. Mam wolną sypialnię.
Mam nadzieję, że się zgodzi. Jak nie to trochę jestem w dupie, bo nie dam rady jeździć na wózku ze złamaną ręką.
Chwilę czekałem na odpowiedź, lecz w końcu przyszła.
Mój przyszły mąż (AniołSeamusOcean)
Okej, wchodzę w to. Ale płacisz mi dwadzieścia tysięcy za miesiąc.
rozdział 3
Drogo się chłopak ceni. Dla mnie to nie jest na szczęście jakoś dużo, więc nie będę miał problemu, żeby mu tyle zapłacić, a nawet więcej. No i powtarzam, zapłacę każdą sumę, aby spędził ze mną czas.
Napisałem mu jeszcze, że jutro mnie wypuszczają i ma po mnie przyjść. Dobrze, że Seamus ma auto, bo ja raczej bym na moim motocyklu nie pojechał.
Właśnie, co się stało z moim dzieckiem?! Chyba nie powinien być jakoś strasznie uszkodzony, to nie był jakiś straszny wypadek. Chociaż w sumie, skoro go nie pamiętam, to jest prawdopodobne, że mogłem mocno nim walnąć o ziemię. Kurde, no jednak dwie kończyny by się nie złamały bez powodu.
Przypomniałem sobie właśnie, że zostawiłem w domu straszny syf. I on to zobaczy, bo nie mogę tego teraz posprzątać. Załamię się, przysięgam. Przecież ten chłopak się przerazi, jak to zobaczy. Współczuję mu. Najpierw musiał oglądać mój wypadek, a teraz mój bałagan. Biedny. Chociaż w sumie może się już przyzwyczajać. W końcu kiedyś za mnie wyjdzie i będzie ze mną mieszkał na stałe. No a ja jestem bałaganiarzem.
*
— Matko boska, jaki ty masz tu syf!
Chyba się nie przyzwyczai. Właśnie do mnie weszliśmy, a Seamus chyba przeżywa właśnie zawał.
Mieszkałem w małym domku jednorodzinnym, urządzonym w czerni. Coś czuję, że przez tego małego to się zmieni. Dlaczego małego? Bo ten kurdupel ma jakieś metr sześćdziesiąt wzrostu. Mniej więcej, bo go o to nie pytałem. W porównaniu do mojego metra dziewięćdziesięciu, jest bardzo niski.
Poza tym, typ przyniósł mi do domu kota. PRZYSZEDŁ MI TU Z KOTEM. Dowiedziałem się po fakcie, bo przecież, po co mi ta informacja. Jeszcze jakby tego było mało, ten demon jest rudy.
Ogólnie, to on tu się już chyba wprowadził na stałe. Przysięgam, wziął ze sobą więcej rzeczy, niż ja mam w całym domu.
Siedziałem w salonie na kanapie i obserwowałem, jak mój aniołek wnosi swoje rzeczy do mojego domu. Policzyłem w tym czasie jego piegi na twarzy. Miał ich dokładnie siedemnaście. Wyglądał w sumie trochę jak dziecko. Jezu przecież ja go nie zapytałem o wiek.
— Ile ty masz w ogóle lat?
— Dziewiętnaście — w życiu bym mu tyle nie dał.
— Nie wyglądasz.
— Ta wiem, każdy mi to mówi. Mój wzrost i uroda razem dają mi jakieś czternaście lat z wyglądu — odpowiedział, jakby… Smutno? To nie jest przecież nic złego.
— Chciałbym zobaczyć minę kasjerki, gdybyś poszedł kupić alkohol albo fajki — zażartowałem, aby się trochę rozchmurzył. Zadziałało, bo się zaśmiał.
— Niejedna już wybierała numer na policję, zanim zdążyłem wyciągnąć dowód. A jedna i tak zadzwoniła pod pretekstem, że niby mam podrobiony — już nie był smutny tylko rozbawiony. Misja zakończona sukcesem.
— Spakowałeś się, jakbyś miał się tu wprowadzić już na stałe — zmieniłem temat naszego żartowania sobie. Chociaż chciałbym, żeby tu już został i nie wracał do siebie. Seamus się zarumienił i spuścił wzrok na swoje torby. Prawie mi się wymsknęło, że wygląda uroczo, ale na szczęście się powstrzymałem.
— Mogę trochę odwieźć do siebie, jeśli ci to przeszkadza… — No nie żartujcie sobie ze mnie. Jestem beznadziejny w prowadzeniu z kimś rozmowy.
— Nic nie odwozisz — i tak tu zostaniesz — to nie jest żaden problem, po prostu sobie żartowałem — mój aniołek znowu się zarumienił. Przysięgam, że jeśli w ciągu sekundy nie przestanie na mnie tak patrzeć to się na niego rzucę. Seamus na szczęście odwrócił wzrok i wrócił do wnoszenia swoich rzeczy do swojej sypialni. Najchętniej kazałbym mu spać ze mną w moim łóżku, ale wiem, że nie pohamowałbym się.
No i czy wspomniałem o tym, że chłopak musi być przy mnie naprawdę cały czas, bo sam nigdzie na wózku nie pojadę? Cudownie. Teoretycznie niby mógłbym skakać na jednej nodze, ale to chyba nie jest najlepszy pomysł. I przy okazji zachciało mi się sikać.
— An… Seamus — prawie się wkopałem. Ogarnij się Theo — zawieziesz mnie do toalety? — Ale to jest upokarzające. Następnym razem wolę zrobić w gacie, niż znowu go prosić.
— Tak, pewnie — dla niego to chyba nie było aż tak okropne jak dla mnie, bo po prostu się do mnie uśmiechnął i zaczął pchać wózek w stronę wskazanego przeze mnie pomieszczenia.
Chwila. Uśmiechnął się do mnie. Seamus się do mnie uśmiechnął. Zaraz chyba serio zrobię w gacie na ten widok.
Chłopak wprowadził mnie do łazienki i wyszedł, zamykając drzwi. Czekał za ścianą, bo nie było słychać kroków sygnalizujących, że sobie poszedł. Jakoś udało mi się wszystko zrobić, nie robiąc sobie przy tym krzywdy, więc uznaję to za sukces. Usiadłem z tyłkiem ponownie na wózku i zawołałem mojego chłopca. Zawiózł mnie z powrotem do salonu i znowu oglądałem go z kanapy jak się wprowadza. Gdybym nie był kaleką, to on by tu siedział, a ja bym wnosił jego rzeczy. Roznosi mnie od środka jak obserwuję, jak biedny się męczy z tym. Dla niego są ciężkie. Zrobił się już nawet czerwony, koniec tego.
— Odpocznij może trochę co?