Drogi czytelniku, Niektóre słowa rodzą się w ciszy.
W miejscu, gdzie światło nie dociera łatwo, a codzienność odkleja się od znaczeń.
Te wiersze powstały właśnie tam — w przestrzeni pomiędzy stratą a nadzieją, kruchością a siłą, bólem a odrodzeniem. Wiersze zawarte w tym tomie to zapis wewnętrznej podróży — niełatwej, pełnej zakrętów, ale prowadzącej w stronę coraz większej świadomości i prawdy o sobie.
To poezja dojrzała, emocjonalnie gęsta i refleksyjna. Agnieszka porusza się swobodnie między światem subtelnych obrazów a ostrymi konturami rzeczywistości — nie boi się mówić o bólu, samotności czy utracie, nie rezygnując jednocześnie z nadziei.
Niczego nie udaje, nie tworzy masek.
Przez wiersze Agnieszki przebija siła kobiety, która — choć wiele przeszła — nie poddaje się i wciąż na nowo definiuje siebie.
Ta poezja nie krzyczy — raczej szepcze, ale szept ten jest donośniejszy niż niejeden krzyk. „Ocalona” to intymny portret człowieka — kruchego, ale walczącego, próba dotarcia do własnej prawdy, do miejsca, gdzie można zdjąć pancerz i po prostu być.
Spędziłam z wierszami Agnieszki czas głęboko refleksyjny i poruszający.
To lektura, do której z pewnością wrócę — z wdzięcznością i uważnością.
Gorąco polecam.
Anna Obara. Poezja Życiem Pisana.
Ekfrazy do obrazu z okładki
***
czerń jak rozlana cisza
przepływa przez spojrzenie
gdzie oczy ukryte za welonem barw
śnią na jawie o snach utraconych
czerwień rozbłyska jak krzyk róży
pomiędzy ustami a ulotną myślą
tam namiętność konkuruje z bólem
a płatki chłodne i gorące zarazem
spoczywają przy skórze wspomnień
twarz na krawędzi światła i mroku
nie pyta o prawdę — ona ją nosi
w oddechu zamkniętym w płótnie
w spojrzeniu ukrytym przed światem
usta tu milczą tylko obraz mówi
o pięknie rozpiętym na cierniu zagadki
bo róża wie że tylko przez dotyk cierni
można rozkwitnąć naprawdę
Agnieszka Dyszak
Czerwień wirująca
Czerwienią się owinę.
Roznamiętni rozgrzeje
ciało tęskniące do ciała
zachwytów głodne spojrzenie.
Przytulę czerwień do skroni
szarością przyprószonych
by dojrzałe myśli
ospałe już nieco leniwe
nadzieją na więcej rozkwitły.
Czerwienią nasączę usta
niech wabią
niech kuszą obietnicą
upojnych nocy we dwoje
gdy bliskość stanie się bliższą.
W czerwień się zawinę
niczym róża pąsowa
rozkwitnę zapachnę zrumienię!
Dla świata płatki rozchylę ostrożnie
dla jedynego
wnętrze gorące otworzę.
Wacława Konieczny
Jak z płatka
Nie będę twoją Arabellą
dziką impresją lustrem oczu
rzucisz mi jakąś prawdę świetlną
i skłamiesz jakbyś coś tam poczuł
Ja jestem różą w swym ogrodzie
bez granic by się zarumienić
pożarem ust wśród nocy wschodzę
pomiędzy czerń i smak czerwieni
Nie będę liczbą do kolekcji
sumą zaliczeń do spełnienia
a tobie w głowie się nie mieści
że śpię zwyczajnie na marzeniach
Ostrych zadrapań zbieram żniwo
krwawią gdy cisza jest za głośno
świat namalował mnie zbyt tkliwą
więc nie mam mnie swą niemiłością
Urszula Majchrowicz
Agnieszka Symber
Nie dotykaj
nie dotykaj moich gwiazd
poparzą zapewne mocniej
nie dotykaj pragnień przygaszonych
czekają tylko na lepszy życia oddech
dbam o blaszane serce
które bije gdzieś tam stłumione
ludzkim gwarem
egoizm być może wdarł się pod skórę
moje chmury zbierając krople łez
przysnęły wraz z pogłosem drżącego czasu
a ja tylko proszę
nie dotykaj moich lęków i gwiazd
niech pozostaną nienaruszone
jak boża loteria
jak granatowa powłoka nad głowami …
Być bliżej
„odchodzę i zabieram ze sobą ciszę”
tam gdzie się wybieram
nikt ani nic mnie nie usłyszy
zlewają się dnie z nocami
pląsają pod rękę ze świerszczami
w muzycznym akompaniamencie
gwiazdy już mi ciebie nie przypominają
bledną w towarzystwie pragnień
tych niedopełnionych
nie do końca spełnionych
„nie chcę niczego, co cię znało,
poradzę sobie bez twoich dłoni
niech inne biegną, zmieniają, palą
mnie się nie śpieszy, nic nie goni”*
niebo jest jakieś ciemniejsze
jakby bez skazy
a ja skrobiąc tych kilka słów
wymyślam, co lepsze (?) frazy
nadzieją nocy wymalowanych
nie znajdę w cudzych kieszeniach
odchodząc wciąż gdzieś tam wracam
byleby być bliżej
naszego nieba …
Jestem inna
„są tacy, którzy sprawniej wykonują życie ”
lansują się przed i nad lustrami
taplając się w bąbelkach szampana
bladoróżowe odmiany osobowości nijak
się mają do całości
posiadają większą wiedzę niż sam papież
czy nawet Bóg
stend up na porządku dziennym
„myślą tyle, co warto,
ani chwili dłużej,
bo za tą chwilą czai się wątpliwość.”
segregator wypełniony po brzegi
półprawd zwojami a i co poniektórzy
trafiają od razu do niszczarek
smętne żywoty i skończą tak jak wszyscy
pod płotem na cmentarzysku
dobrze mi z tym, że jestem inna …
Bilet ostatniej szansy
w swoich życiowych podróżach
często myliłam perony
wysiadałam na piekielnych stacjach
i borykałam się ze sobą
najtrudniej było dotrzeć tam
gdzie diabeł mówi dobranoc (…)
i choć krztę kurczącego się czasu
widziałam już przez mgłę
dostałam bilet ostatniej szansy
moja właściwa podróż dopiero teraz
nabiera rozpędu
w dojrzałych kroplach istnienia …
Ocalona
zarysowane oblicze podkreślam czerwienią
lśni się na fragmentach życiorysu
kruche jak szkło odłamy przeszłości
zamykają się w skorupach bez dna
zasłaniając się przed światem purpurą
minionych dni
odradzam się pomimo wszystko
i rozkwitam czerwienią róż
tylko ona potrafi krzyczeć bezgłośnie
ocalona
świadoma bardziej niż kiedykolwiek
łaknę życie …
Mohito z nutą pomarańczy
orzeźwiający wiatr spływa po krawędziach
istności
chłodne spojrzenia zawsze spotykają się
na zakrętach życia
wilgotnym zapachem pomarańczy
obmywam twarz
a kostką lodu zraszam każdą kroplę
upalnej struktury
i rosną mi skrzydła (nie te anielskie)
zwyczajne
ludzkie
a wszystkiemu winne mohito
z nutą pomarańczy…
Gloria upadku
nienaganne poranki pod niebem
wolność przez duże W
patrząc przez firany w oknach
nie dostrzegam nic poza szaroburymi łzami
upadam
zapadając się coraz głębiej
w nieskończonym bólu
istnienia w niebycie
drżą niespójnie neurony
( tylko te bardziej aktywne )
płonąc bezwiednie w krwiobiegu
pobudzają mistyczną otchłań
której w rzeczywistości nie ma
gloria płonie pochodnią życia
oświetlając ciemne słowa
podkradzione kiedyś opatrzności
gloria gloria gloria …
Pancerz
odpierając śmierć
zawsze rozrywam łańcuchy
milczenia
dzień w dzień staję nad czeluścią
zapatrując się coraz bardziej
w jej głębię
martwe słowa ułożyłam w trumnie
przyozdabiając je białym liliami
(ich zapach zawsze powoduje mdłości)
(…)
tym razem zrywam kajdany koszmarnym
dławiącym w nocy snom
i krzyczę do błękitu nieba
zrzucam pancerną zbroję
drażniąc się z przeznaczeniem
a świt rozmywa okruchy egzystencji …
W drodze
nowy początek
ja w tym samym wydaniu
po zadrapaniach już nie pozostał
żaden ślad
ból zamknęłam za wcześnie
w butelkach po prochach na wszystko
i ze spokojem przyglądam się (…)
szukając zasuszonych okruchów szczęścia
przewalam stosy zakurzonych wspomnień
płatki martwych róż rozsypałam wszędzie
przypominając sobie ich herbaciany zapach
on zawsze koił udręczone myśli
tylko złodziej czasu zawsze czai się za rogiem
odbierając bezpowrotnie to najcenniejsze
życie …
Ucieczka
nie odchodzę bez słowa pożegnania
tylko na chwilę rozłączę się ze światem
ze sobą
znużona całym tym życia znojem
potrzebuję wytchnienia
bez cienia słów
bez ludzkich oddechów
na jeden moment móc oderwać się
od rzeczywistości
odejść w niepamięci chmurę
gdzie spotkać się mogę już tylko
ze swoją strapioną duszą
nieidealne
aczkolwiek trywialne odosobnienie
w dosłownym znaczeniu
pomoże mi wytrwać do końca
do ciemnej strony
tylko w której przestrzeni jestem
nie wiem (?) …
„Rozłączyłam się ze sobą
odeszłam od siebie
ale nie wiem dokąd.”
Zamurowani
zamurowani w życia obrazach
w tych cudzych
rozmazanych przez los
wyidealizowane okruchy egzystencji
leżą nienaruszone
czekając na właściwy moment
a on drży na granicy codzienności
na granicy człowieczeństwa
wyblakłe marzenia kłębiąc się nad chmurami
szepczą cichutko pomiędzy łzami
bezsilności
być może jeszcze życie
kruche
jak szklane ptaki
odda im choć krztę kurczącego się czasu …
„Rozłączyłam się ze sobą
odeszłam od siebie
ale nie wiem dokąd.”
Z nadzieją
tak bardzo się uwrażliwiam
zamykając kolejny życia rozdział
krople słonej wody napływają
do minionego czasu
zostawiając jakąś część
za szybą
odczuwam pustkę
zabrano mi skrawek nieba
tego mojego
otwieram kolejne już drzwi
bez obaw o jutro
tak jakby miało tak właśnie być
uśmiecham się do losu
zwyczajnie
przyglądając się mu przez dziurkę od klucza
(Nie)śmiertelna
dla Joanna Kołaczkowska
płacze niebo nad ulotnej chwili płomieniem
zastygło życie
śmiech rozchodzi się niemiłosiernie
po nadwrażliwych duszach tak
że dudnią pogłosem po krawędziach istności
poleciała hen hen wysoko ponad chmur
okruchy i zaśmiewa się do łez
z Panem Bogiem
jakąś część siebie pozostawiłaś na
ziemskim padole
nam niedowiarkom o smutnych twarzach
szczery uśmiech na skrzydłach już płonie
echem rozbrzmiewa po salonach nieba
bądź szczęśliwa i tam
tu pozostaniesz nieśmiertelna …
Krople
Akrostych
D zwonią krople budząc świerszcze
E lektryzują rzeczywistość szaroburą aurą
S uto karmiąc wodą spragnione istnienia
Z wdziękiem tworzą kurtynę wyobraźni
C ałując oddech ziemi
Z apach deszczu unosi się oparami lata …
Vale
a jeśli odejdę za wcześnie
pozostawiając gdzieniegdzie szept
niedokończonych rozmów
zapłaczesz mimowolnie
kroplami naszych wspólnych łez
wspomnień witraże poukładają się same
w szufladach bez metafor
a ja czasami
wierszem otulę cierpienia krztę i
pomogę nie zapomnieć
czas uleczy każdą z ran tworząc woale tęsknoty
zaszeleszczą kiedyś miłości obrazy
na naszym nieboskłonie
Zapaść
gorzki substytut przeszłości
pochłania życia milczenie
odchodząc w niepamięć
zdmuchnę świeczki na parapetach
smuga światła pozostanie
w spopielonych słowach
zamilknie dusza
( na wieki wieków )
śpiew ptaków
nie zabrzmi jak dawniej
zapadłam się poetycko
gdzieś pomiędzy szparami czasu
i nie mogę znaleźć szlaku
pośród niedomówień
pustka wybrzmiewa rytmem
niekończących się przeżyć …
Poszerzam swój horyzont
emocjonalny wachlarz
rozkładam w witrażach przestrzeni
pozostawiając gdzieniegdzie
niepodoklejane brzegi
pozwalam uchodzić drobinom
nieszczęść
poza zasięgiem zgryzota
cierpienie
słone łzy
poszerzam wciąż horyzont
bez słów
szeptem spacerując po krawędziach
życia
niezmiennie szare gołębie
przypatrują się z daleka
procesowi zmian
w kobiecym wydaniu
z wdziękiem manifestuję odmienioną
rzeczywistość
wzlatuję ponad czas …
Armis
zapadam się w cierpieniu
otarciach
zadrapaniach
w zamglonej otchłani
wspomnień
ból rozchodzi się
niemiłosiernie
prawdziwość doznań
doskwiera najbardziej nocą
niedospane nietoperze
i ćmy manewrują pomiędzy
szaroburymi łzami
traum flagi już dawno
zagrzebane na cmentarzysku
słoni(…)
kruchy pancerz rozpływa się we mgle
a szkarłatne łzy spływają bezszelestnie
i słysząc z oddali głosy
odmawiam cichą modlitwę
mam wrażenie
że ostatnią …
Spojrzenie
pochłaniam słów całe chmary
tysiące liter
połykam jak pigułki na depresję
wczuwam się w historię
być może ciut za mocno
za bardzo uwrażliwiam
nadwrażliwość w kodach D N A
koliber zagląda przez okno
(być może tylko w moich pseudo snach)
spotykamy się
spojrzeniami
w idealnym życia momencie(…)
a nad chmurami krążą jaskółki
zwiastując rychły koniec …
Atelier
przymykam oczy
ze znużenia
rzeczywistym
aczkolwiek
nieoczywistym światem
myślom
nadaję kształt
dojrzałość ich nie podlega negocjacji
są sobą w każdym wymiarze
piętrzą się gdzieś stłumione
pełne niedomówień
pustka zżera wszystko
od środka
pozostawiając siebie
za parawanem westchnień
wciąż jeszcze jestem
duchem
w atelier …
W duszy zakamarkach
z wdziękiem rzucam co rano
filiżanką dobrej kawy
na przekór wszystkiemu
porcelana tłucze się idealnie
nawet zły sen odchodzi w niepamięć
a napięcie po prostu znika wraz
z zachmurzonym porankiem
niedogodności pozostawiam pośród
kurzu i niedopalonych iskier
spłyną kiedyś w słońcu strumieniem
chłodnych dni
a niepokój niezauważalnie zniknie
gdzieś w zakamarkach duszy
bo przecież ona wciąż jeszcze jest
i cichym szeptem pulsuje nadając kształt