E-book
3.94
drukowana A5
27.93
drukowana A5
Kolorowa
54.3
Ocalona

Bezpłatny fragment - Ocalona


Objętość:
125 str.
ISBN:
978-83-8431-544-6
E-book
za 3.94
drukowana A5
za 27.93
drukowana A5
Kolorowa
za 54.3

Drogi czytelniku, Niektóre słowa rodzą się w ciszy.
W miejscu, gdzie światło nie dociera łatwo, a codzienność odkleja się od znaczeń.
Te wiersze powstały właśnie tam — w przestrzeni pomiędzy stratą a nadzieją, kruchością a siłą, bólem a odrodzeniem. Wiersze zawarte w tym tomie to zapis wewnętrznej podróży — niełatwej, pełnej zakrętów, ale prowadzącej w stronę coraz większej świadomości i prawdy o sobie.
To poezja dojrzała, emocjonalnie gęsta i refleksyjna. Agnieszka porusza się swobodnie między światem subtelnych obrazów a ostrymi konturami rzeczywistości — nie boi się mówić o bólu, samotności czy utracie, nie rezygnując jednocześnie z nadziei.
Niczego nie udaje, nie tworzy masek.
Przez wiersze Agnieszki przebija siła kobiety, która — choć wiele przeszła — nie poddaje się i wciąż na nowo definiuje siebie.
Ta poezja nie krzyczy — raczej szepcze, ale szept ten jest donośniejszy niż niejeden krzyk. „Ocalona” to intymny portret człowieka — kruchego, ale walczącego, próba dotarcia do własnej prawdy, do miejsca, gdzie można zdjąć pancerz i po prostu być.
Spędziłam z wierszami Agnieszki czas głęboko refleksyjny i poruszający.
To lektura, do której z pewnością wrócę — z wdzięcznością i uważnością.
Gorąco polecam.

Anna Obara. Poezja Życiem Pisana.

Ekfrazy do obrazu z okładki

***

czerń jak rozlana cisza

przepływa przez spojrzenie

gdzie oczy ukryte za welonem barw

śnią na jawie o snach utraconych


czerwień rozbłyska jak krzyk róży

pomiędzy ustami a ulotną myślą


tam namiętność konkuruje z bólem

a płatki chłodne i gorące zarazem

spoczywają przy skórze wspomnień


twarz na krawędzi światła i mroku

nie pyta o prawdę — ona ją nosi

w oddechu zamkniętym w płótnie

w spojrzeniu ukrytym przed światem


usta tu milczą tylko obraz mówi

o pięknie rozpiętym na cierniu zagadki


bo róża wie że tylko przez dotyk cierni

można rozkwitnąć naprawdę

Agnieszka Dyszak

Czerwień wirująca

Czerwienią się owinę.

Roznamiętni rozgrzeje

ciało tęskniące do ciała

zachwytów głodne spojrzenie.


Przytulę czerwień do skroni

szarością przyprószonych

by dojrzałe myśli

ospałe już nieco leniwe

nadzieją na więcej rozkwitły.


Czerwienią nasączę usta

niech wabią

niech kuszą obietnicą

upojnych nocy we dwoje

gdy bliskość stanie się bliższą.


W czerwień się zawinę

niczym róża pąsowa

rozkwitnę zapachnę zrumienię!


Dla świata płatki rozchylę ostrożnie

dla jedynego

wnętrze gorące otworzę.

Wacława Konieczny

Jak z płatka

Nie będę twoją Arabellą

dziką impresją lustrem oczu

rzucisz mi jakąś prawdę świetlną

i skłamiesz jakbyś coś tam poczuł

Ja jestem różą w swym ogrodzie

bez granic by się zarumienić

pożarem ust wśród nocy wschodzę

pomiędzy czerń i smak czerwieni


Nie będę liczbą do kolekcji

sumą zaliczeń do spełnienia

a tobie w głowie się nie mieści

że śpię zwyczajnie na marzeniach


Ostrych zadrapań zbieram żniwo

krwawią gdy cisza jest za głośno

świat namalował mnie zbyt tkliwą

więc nie mam mnie swą niemiłością


Urszula Majchrowicz

Agnieszka Symber

Nie dotykaj

nie dotykaj moich gwiazd

poparzą zapewne mocniej


nie dotykaj pragnień przygaszonych

czekają tylko na lepszy życia oddech


dbam o blaszane serce

które bije gdzieś tam stłumione

ludzkim gwarem


egoizm być może wdarł się pod skórę


moje chmury zbierając krople łez

przysnęły wraz z pogłosem drżącego czasu


a ja tylko proszę


nie dotykaj moich lęków i gwiazd


niech pozostaną nienaruszone

jak boża loteria

jak granatowa powłoka nad głowami …

Być bliżej

„odchodzę i zabieram ze sobą ciszę”

tam gdzie się wybieram

nikt ani nic mnie nie usłyszy


zlewają się dnie z nocami

pląsają pod rękę ze świerszczami

w muzycznym akompaniamencie


gwiazdy już mi ciebie nie przypominają

bledną w towarzystwie pragnień

tych niedopełnionych

nie do końca spełnionych


„nie chcę niczego, co cię znało,

poradzę sobie bez twoich dłoni

niech inne biegną, zmieniają, palą

mnie się nie śpieszy, nic nie goni”*


niebo jest jakieś ciemniejsze

jakby bez skazy

a ja skrobiąc tych kilka słów

wymyślam, co lepsze (?) frazy


nadzieją nocy wymalowanych

nie znajdę w cudzych kieszeniach

odchodząc wciąż gdzieś tam wracam

byleby być bliżej

naszego nieba …

Jestem inna

„są tacy, którzy sprawniej wykonują życie ”

lansują się przed i nad lustrami

taplając się w bąbelkach szampana


bladoróżowe odmiany osobowości nijak

się mają do całości

posiadają większą wiedzę niż sam papież

czy nawet Bóg

stend up na porządku dziennym


„myślą tyle, co warto,

ani chwili dłużej,

bo za tą chwilą czai się wątpliwość.”


segregator wypełniony po brzegi

półprawd zwojami a i co poniektórzy

trafiają od razu do niszczarek


smętne żywoty i skończą tak jak wszyscy

pod płotem na cmentarzysku

dobrze mi z tym, że jestem inna …

Bilet ostatniej szansy

w swoich życiowych podróżach

często myliłam perony

wysiadałam na piekielnych stacjach

i borykałam się ze sobą

najtrudniej było dotrzeć tam

gdzie diabeł mówi dobranoc (…)


i choć krztę kurczącego się czasu

widziałam już przez mgłę

dostałam bilet ostatniej szansy


moja właściwa podróż dopiero teraz

nabiera rozpędu

w dojrzałych kroplach istnienia …

Ocalona

zarysowane oblicze podkreślam czerwienią

lśni się na fragmentach życiorysu


kruche jak szkło odłamy przeszłości

zamykają się w skorupach bez dna


zasłaniając się przed światem purpurą

minionych dni

odradzam się pomimo wszystko

i rozkwitam czerwienią róż


tylko ona potrafi krzyczeć bezgłośnie


ocalona


świadoma bardziej niż kiedykolwiek

łaknę życie …

Mohito z nutą pomarańczy

orzeźwiający wiatr spływa po krawędziach

istności

chłodne spojrzenia zawsze spotykają się

na zakrętach życia


wilgotnym zapachem pomarańczy

obmywam twarz

a kostką lodu zraszam każdą kroplę

upalnej struktury


i rosną mi skrzydła (nie te anielskie)

zwyczajne

ludzkie


a wszystkiemu winne mohito

z nutą pomarańczy…

Gloria upadku

nienaganne poranki pod niebem

wolność przez duże W

patrząc przez firany w oknach

nie dostrzegam nic poza szaroburymi łzami

upadam


zapadając się coraz głębiej

w nieskończonym bólu

istnienia w niebycie


drżą niespójnie neurony

( tylko te bardziej aktywne )

płonąc bezwiednie w krwiobiegu


pobudzają mistyczną otchłań

której w rzeczywistości nie ma


gloria płonie pochodnią życia

oświetlając ciemne słowa

podkradzione kiedyś opatrzności

gloria gloria gloria …

Pancerz

odpierając śmierć

zawsze rozrywam łańcuchy

milczenia


dzień w dzień staję nad czeluścią

zapatrując się coraz bardziej

w jej głębię


martwe słowa ułożyłam w trumnie

przyozdabiając je białym liliami

(ich zapach zawsze powoduje mdłości)


(…)


tym razem zrywam kajdany koszmarnym

dławiącym w nocy snom

i krzyczę do błękitu nieba


zrzucam pancerną zbroję

drażniąc się z przeznaczeniem

a świt rozmywa okruchy egzystencji …

W drodze

nowy początek

ja w tym samym wydaniu

po zadrapaniach już nie pozostał

żaden ślad


ból zamknęłam za wcześnie

w butelkach po prochach na wszystko

i ze spokojem przyglądam się (…)


szukając zasuszonych okruchów szczęścia

przewalam stosy zakurzonych wspomnień


płatki martwych róż rozsypałam wszędzie

przypominając sobie ich herbaciany zapach

on zawsze koił udręczone myśli


tylko złodziej czasu zawsze czai się za rogiem

odbierając bezpowrotnie to najcenniejsze


życie …

Ucieczka

nie odchodzę bez słowa pożegnania

tylko na chwilę rozłączę się ze światem

ze sobą


znużona całym tym życia znojem

potrzebuję wytchnienia

bez cienia słów

bez ludzkich oddechów


na jeden moment móc oderwać się

od rzeczywistości

odejść w niepamięci chmurę

gdzie spotkać się mogę już tylko

ze swoją strapioną duszą


nieidealne

aczkolwiek trywialne odosobnienie

w dosłownym znaczeniu

pomoże mi wytrwać do końca


do ciemnej strony


tylko w której przestrzeni jestem

nie wiem (?) …


„Rozłączyłam się ze sobą

odeszłam od siebie

ale nie wiem dokąd.”

Zamurowani

zamurowani w życia obrazach

w tych cudzych

rozmazanych przez los


wyidealizowane okruchy egzystencji

leżą nienaruszone

czekając na właściwy moment


a on drży na granicy codzienności


na granicy człowieczeństwa

wyblakłe marzenia kłębiąc się nad chmurami

szepczą cichutko pomiędzy łzami


bezsilności


być może jeszcze życie

kruche

jak szklane ptaki

odda im choć krztę kurczącego się czasu …


„Rozłączyłam się ze sobą

odeszłam od siebie

ale nie wiem dokąd.”

Z nadzieją

tak bardzo się uwrażliwiam

zamykając kolejny życia rozdział


krople słonej wody napływają

do minionego czasu


zostawiając jakąś część

za szybą

odczuwam pustkę


zabrano mi skrawek nieba


tego mojego


otwieram kolejne już drzwi

bez obaw o jutro


tak jakby miało tak właśnie być

uśmiecham się do losu

zwyczajnie

przyglądając się mu przez dziurkę od klucza

(Nie)śmiertelna

dla Joanna Kołaczkowska


płacze niebo nad ulotnej chwili płomieniem


zastygło życie


śmiech rozchodzi się niemiłosiernie

po nadwrażliwych duszach tak

że dudnią pogłosem po krawędziach istności


poleciała hen hen wysoko ponad chmur

okruchy i zaśmiewa się do łez

z Panem Bogiem


jakąś część siebie pozostawiłaś na

ziemskim padole

nam niedowiarkom o smutnych twarzach


szczery uśmiech na skrzydłach już płonie

echem rozbrzmiewa po salonach nieba


bądź szczęśliwa i tam


tu pozostaniesz nieśmiertelna …

Krople

Akrostych

D zwonią krople budząc świerszcze

E lektryzują rzeczywistość szaroburą aurą

S uto karmiąc wodą spragnione istnienia

Z wdziękiem tworzą kurtynę wyobraźni

C ałując oddech ziemi

Z apach deszczu unosi się oparami lata …

Vale

a jeśli odejdę za wcześnie

pozostawiając gdzieniegdzie szept

niedokończonych rozmów


zapłaczesz mimowolnie

kroplami naszych wspólnych łez


wspomnień witraże poukładają się same

w szufladach bez metafor


a ja czasami


wierszem otulę cierpienia krztę i

pomogę nie zapomnieć

czas uleczy każdą z ran tworząc woale tęsknoty

zaszeleszczą kiedyś miłości obrazy

na naszym nieboskłonie

Zapaść

gorzki substytut przeszłości

pochłania życia milczenie


odchodząc w niepamięć

zdmuchnę świeczki na parapetach


smuga światła pozostanie

w spopielonych słowach


zamilknie dusza

( na wieki wieków )

śpiew ptaków

nie zabrzmi jak dawniej


zapadłam się poetycko

gdzieś pomiędzy szparami czasu


i nie mogę znaleźć szlaku

pośród niedomówień


pustka wybrzmiewa rytmem

niekończących się przeżyć …

Poszerzam swój horyzont

emocjonalny wachlarz

rozkładam w witrażach przestrzeni


pozostawiając gdzieniegdzie

niepodoklejane brzegi


pozwalam uchodzić drobinom

nieszczęść


poza zasięgiem zgryzota

cierpienie

słone łzy


poszerzam wciąż horyzont

bez słów

szeptem spacerując po krawędziach

życia


niezmiennie szare gołębie

przypatrują się z daleka

procesowi zmian


w kobiecym wydaniu

z wdziękiem manifestuję odmienioną

rzeczywistość


wzlatuję ponad czas …

Armis

zapadam się w cierpieniu

otarciach

zadrapaniach


w zamglonej otchłani

wspomnień

ból rozchodzi się

niemiłosiernie


prawdziwość doznań

doskwiera najbardziej nocą


niedospane nietoperze

i ćmy manewrują pomiędzy

szaroburymi łzami


traum flagi już dawno

zagrzebane na cmentarzysku

słoni(…)


kruchy pancerz rozpływa się we mgle

a szkarłatne łzy spływają bezszelestnie


i słysząc z oddali głosy

odmawiam cichą modlitwę


mam wrażenie

że ostatnią …

Spojrzenie

pochłaniam słów całe chmary

tysiące liter

połykam jak pigułki na depresję


wczuwam się w historię

być może ciut za mocno

za bardzo uwrażliwiam

nadwrażliwość w kodach D N A


koliber zagląda przez okno

(być może tylko w moich pseudo snach)


spotykamy się

spojrzeniami


w idealnym życia momencie(…)


a nad chmurami krążą jaskółki

zwiastując rychły koniec …

Atelier

przymykam oczy

ze znużenia


rzeczywistym

aczkolwiek

nieoczywistym światem


myślom

nadaję kształt


dojrzałość ich nie podlega negocjacji


są sobą w każdym wymiarze


piętrzą się gdzieś stłumione

pełne niedomówień


pustka zżera wszystko

od środka


pozostawiając siebie

za parawanem westchnień


wciąż jeszcze jestem


duchem


w atelier …

W duszy zakamarkach

z wdziękiem rzucam co rano

filiżanką dobrej kawy

na przekór wszystkiemu


porcelana tłucze się idealnie


nawet zły sen odchodzi w niepamięć

a napięcie po prostu znika wraz

z zachmurzonym porankiem


niedogodności pozostawiam pośród

kurzu i niedopalonych iskier

spłyną kiedyś w słońcu strumieniem

chłodnych dni


a niepokój niezauważalnie zniknie

gdzieś w zakamarkach duszy


bo przecież ona wciąż jeszcze jest


i cichym szeptem pulsuje nadając kształt

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 3.94
drukowana A5
za 27.93
drukowana A5
Kolorowa
za 54.3