E-book
7.88
drukowana A5
36.82
obudzić sny

Bezpłatny fragment - obudzić sny


Objętość:
121 str.
ISBN:
978-83-8324-776-2
E-book
za 7.88
drukowana A5
za 36.82

Moi drodzy
Życie to szalona podróż, pełna niespodzianek, ale będzie udana tylko wtedy, gdy w tę podróż nie wybierasz się sam, tylko z dobrym pilotem …
Los płata nam figle, niekiedy ciężko jest zrobić krok do przodu, gdy ma się wysoko pod górę, ciężko bez oparcia, bez kogoś kto podtrzyma, gdy będziesz upadać …
Dziś oto macie przed sobą mój drugi tomik pod tytułem „obudzić sny”, który ma być pamiątką tym razem dla mojego syna Błażeja…
Oba tomiki, pierwszy zatytułowany „noce i dnie” drugi „obudzić sny „powstały na bazie emocji, smutku, rozczarowań, które dziś pragnę pożegnać i zacząć żyć na nowo. Zanim jednak weźmiecie w dłoń tę książkę ubierzcie się bardzo ciepło z rozgrzewającym naparem herbaty, ponieważ tam, gdzie was zabiorę wieje chłodem…
Ciężko było, nie mając wsparcia w najbliższych uciekałam się do mojej przyjaciółki- białej kartki, której to za pośrednictwem długopisu opowiadałam moje historie, moje sny i marzenia. I tak oto powstały te dwa skromne tomiki. Daję wam dziś moje ręce i nogi, moje serce i oczy, abyście poczuli i zobaczyli jak wyglądał mój świat od bardzo dawna…
Chodźmy więc na spacer, pokażę wam wszystkie moje ścieżki, którymi do tej pory kroczyłam …
Dla was to będzie krótka podróż, dla mnie to całe życie …
chodźmy więc obudzić sny…

Edyta Nowak

Część I. Wiersze

Resztki mnie

co ty wyprawiasz


życie moje

między światami


sama tu stoję


spoglądam w tęczy

złote kolory


we mnie grasują

czarne demony

co rozrywają

duszę w kawałki

już mało zostało

strzęp poszarpanych

nie umiem ich zlepić

wciąż uciekają


w czarne kruki

się zamieniają

wzlatują wysoko

szponami chwytają


resztki mnie w otchłań

głęboko rzucają

Lustro

codziennie rano spoglądam w lustro

szukam dziewczyny z tamtych lat

w odbiciu widać tylko cierpienie

zmarszczki na twarzy rysuje świat


oczy przepełnia czara goryczy

łez wylewają strumienie do rzek

usta nie znają słodkiego uśmiechu

spoczywa na nich smutek i żal


ciało bezwładne szuka dotyku

takiego co budzi motyli szał

co tęskni za drżeniem

za oczu spojrzeniem

za serca biciem w miłości życiem


codziennie rano spoglądam w lustro

na smutne zamglone odbicie

w samotnej krainie

samotna dziewczyna

powoli traci życie

Zatańcz

zatańcz ze mną zatańcz

ten jeden jedyny raz

chwyć moją rękę chwyć

dla mnie zatrzymaj czas


obejmij w tańcu obejmij

szal ze mnie zerwij

poprowadź odważnie poprowadź

w szaleństwa ton wprowadź


tańczmy do rana w kroplach szampana

zatopmy strapienia i troski

w tańcu zatrzymaj gasnący płomień

swym pocałunkiem po ciele mym płyń


tym jednym drżeniem oczu spojrzeniem

zabierz w rozkoszy smak

wirując w tańcu w objęciach twych

pozwól się skryć pozwól śnić


Odbijany

do tańca zaprosiła mnie samotność

objęła płaszczem zabrała wolność

tańcząc uczyła kroków cierpienia

uczyła w tańcu osamotnienia


odbijanego zagrała rozpacz

szeptała ciągle a teraz płacz

niech twoje łzy do rzek wypływają

z oczu tęsknotę twą wymywają


tak tańczę z nimi

to z jedną to z drugą

smutną melodię długą


do utraty tchu


upadam i nie czuję już


to ciemność upadłych dusz

Uwolnij mnie

uwolnij mnie z czeluści

ciemnej i zimnej

z lodu serce

by zaczęło znów bić


z deszczowej krainy

zziębniętą mokrą obolałą

bym mogła żyć sobą całą


wypij ze mnie rzekę łez

która zalała mą duszę

aby z nią nie utonęło ciało

pozwól się w tobie osuszyć

by serca nie ubywało


wyprowadź do słońca

bym ogrzać się mogła

w jego gorących promieniach

i ułóż wygodnie

na zielonej polanie


otul dłonie spękane

spraw bym poczuła od nowa

serca swego bicie


odbuduj mnie

bym znów pokochała życie

Zestaw dnia

każdego dnia

napięcie

wzburzenie

niepokój kochanie


takie fundujesz mi śniadanie


nienawiść

harmider zazdrość i gniew

niechęć gotujesz na obiad serwujesz

i na kolację pełna zastawa


udręka

cierpienie

strapienia i męka

a nocą ciemną rośnie ten strach

niepewność i lęk

obawa i zgroza


ot cała życia proza

Układ z aniołem

dzisiaj układ mam z aniołem

dał mi skrzydła by polatać

by popatrzeć co tam w dole

i jak rany swe załatać


świat ujrzałam całkiem inny

otworzyłam wreszcie oczy

tu na górze świat niewinny

a na dole łza łzę toczy


kiedy zejdę już na ziemię

kiedy skrzydła oddam białe

wtedy zmienię najpierw siebie

uratuję strzępki małe


poukładam mały świat

otworzę serce malutkie

podążę ścieżką bez bólu i wad

rozpocznę od nowa życie calutkie

Na jawie we śnie

w pościeli kładę swe ciało

zamarznięte i kruche

bez ciebie

jeszcze suche


zanurzę się w niej

bo za chwilę mi przyjdziesz

na jawie we śnie

ubrany w kolory tęczy


dzień długi męczy


a nocą każdą obejmujesz czule

odkrywasz miejsca nie znane

delikatne dłonie jakby z nici pajęczyn utkane


rozpalasz ciało tego chcę kochanie


gdy rankiem Cię ujrzę

i zjemy śniadanie

a ty boso po cichu bez słów

wymykasz się szybko


lecz przyjdziesz mi znów

Martwa cisza

noc taka ciemna

dziwnie tak

zmęczone oczy

wytrzeszcz północy

pies dziwnie szczeka


najeżył swoją sierść

ktoś obok stoi ktoś jest

a może nie

kolejna nocka

taka stargana

czekać muszę jasnego rana


i znowu cisza

dookoła martwa

serce kruszeje

jak stara dratwa

gdzieś tam za ścianą

znowu ten krzyk


wezmę wody łyk

bym nie spragniona

była tej nocy

a gardło nie wyschło

wołając pomocy


w martwą ciszę

Pozwól mi odejść

pozwól mi odejść

z twojej niewoli

pozwól mi cieszyć się życiem

powoli


tam gdzie jest słońce

chce widzieć je

księżyc i gwiazdy na nocy tle


pozwól mi odejść po cichu spokojnie

bez słów zbędnych szarpań wzajemnych

pozwól mi odejść od ciebie już

nie rań mnie tonem z kolcami róż


nie ma już nic pomiędzy nami

dzielimy się tylko obowiązkami

wygasła miłość ta co jej nie było

zmuszona siła trochę fałszywa


pozwól mi odejść bo serce mi pęka

dusza już jęczy

bo to udawanie bardzo mnie męczy

Przyrzekałeś

przyrzekałeś mi przyjaźń

taką prawdziwą

mówiłeś mi często

że jestem wyjątkową dziewczyną

i na zawsze przy mnie będziesz


że posiadam ten dar

którego zazdrości mi każdy

a ty ze mną będziesz


mówiłeś też że serca swego dajesz połowę

i że czasami traciłeś głowę

ale zawsze przy mnie będziesz


że do końca życia będziesz mówił

jak dużo dla ciebie znaczę

i zawsze przy mnie będziesz


mówiłeś też że w każdej potrzebie

mogę liczyć na ciebie

bo na zawsze przy mnie będziesz


a dziś już wiem

że te słowa te obietnice

były puste bez pokrycia

a obiecywałeś do końca życia

Może kiedyś

może kiedyś spotkamy się

powiem wtedy

że nigdy o tobie nie zapomniałam


jeśli spotkamy się

powiem wtedy

że zawsze o tobie myślałam


gdy spotkamy się powiem wtedy

że tak musiało być


jak już spotkamy się za kilka lat

zapytam wtedy

gdzie byłeś gdy cię potrzebowałam

co robiłeś gdy łzy wylewałam


opuściłeś choć tak kochałam

a dziś chcesz ze mną być

gdy ja nauczyłam się

bez ciebie żyć

Potrzebuję

potrzebuje kogoś

kto będzie przy mnie

kogoś na kogo zawsze mogę liczyć

kogoś kto przytuli w pochmurne dni

kto odda serce mi


kto będzie kochał bez granic

kto nie obrazi się za nic

kto poda chusteczkę mi

kiedy będę ronić łzy


potrzebuje takiego przyjaciela

który w smutku rozwesela

cudnego kochanka

co pocałunkiem zbudzi

każdego ranka

Tylko Ty

tylko ty

dostrzegłeś w tych oczach

iskierki tlące się jeszcze w popiele uczuć


tylko ty

widziałeś uśmiech w tej twarzy

choć spowita smutkiem cierpieniem


tylko ty

słyszałeś szepty z tych ust zaszytych milczących


tylko ty

odkryłeś wnętrze tej duszy uwięzionej za kratami losu

i tylko ty

przez grube mury doświadczeń złych

poczułeś umierającego serca bicie


to ty tylko ty

przywróciłeś to życie

Więzień myśli

skazańcem jestem

w celi myśli splątanych

uwięzionych jak w sieci pająka


chwytam ołówek próbuje coś kreślić

lecz kartka wciąż pusta


dusi od środka sznur zawiązany

zaciska bardziej powietrza brak

za chwilę pęknie jak balon nabity

tą złością wzburzeniem pogardą milczeniem


i cisza


za mocna sieć

za gruby sznur

balon wciąż rośnie

więzienny mur

Po co Ci ktoś taki

po co ci ktoś taki jak ja

i co dzień patrzeć jak spływa łza

po co ci moje smutki i zwątpienia

moje marzenia

z bagażem pełnym zmartwienia


po co ci ktoś taki jak ja

co miłość za siebie i ciebie

pielęgnuje co dnia

nie kochasz więc odejdź

póki masz czas

los nie połączył nas

więc biegnij przed siebie

odszukaj miejsce

na twoje nowe szczęście

biegnij beze mnie

niech twoja miłość

nie czeka daremnie

Wczoraj

wczoraj wszystko było nasze

nasze wschody i zachody

nasze deszcze nasze burze

nawet ziemia była nasza

tak jak ptaki wszystkie drzewa

nawet róże


wczoraj wszystko było nasze

nasze niebo nasze gwiazdy

nawet księżyc świecił jasno

szczęścia chwile te spojrzenia

nasze wspólne uniesienia

wspólne plany i marzenia


wczoraj wszystko było nasze

dziś już nie ma wspólnych chwil

dzisiaj nie ma słowa my

dziś oddzielny mamy świat

dzisiaj nie ma tamtych nas

Oto ja

oto ja

jak lwica dzielna waleczna

o niezniszczalnej sile

nie dam się wam

panowie świata ciemności

istoty z podziemia nie tego

wy demony chorób i śmierci

krew wysysające słabych dusz

rzucić na kolana się nie dam


oto ja

wojowniczka i strażniczka

o potężnej sile do walki

oświetlam

mroczne chwile sierot płaczących

zamieniam wszystkie blizny w piękno

tych co jeszcze kuleją

podnoszę upadłe anioły


przeprawa przez życie

łatwa nie była

ale przez trudności coście podali

wykułam potężną zbroję

gotowa do walki


oto ja

niczym ptak w locie

pokażę wam gniew

jak tsunami siła

a miłością lśniącą blaskiem

jak anioł błogosławiony

wypędzam was

jesteście pokonani


jak feniks jestem

oto ja

już więcej nie spłynie

z żadnych oczu łza…

Przyszedłeś

przyszedłeś dziś do mnie

widziałam cię

choć oczy nieprzytomne

chwyciłeś w ramiona

me zimne dłonie

tak pokazałeś uczucie które płonie

ogromną miłością pragnieniem nieznanym

tak tajemniczym i tak czekanym


przyszedłeś do mnie

widziałam twą postać

tak mało tak krótko

nie mogłeś zostać


gdy rankiem o świcie

swe oczy otwieram

resztki snu z tobą w szkatułkę zbieram

pragnę cię zamknąć w sercu na dnie

byś nie przychodził tylko we śnie

chce budzić się z tobą widzieć i czuć

z tobą oddychać marzenia swe snuć

Jak nóż

śmierć powolna

bardzo boli

to odcinana

kawałek po kawałku

cząstka duszy i ciała


jesteś jak nóż

tylko

nie naostrzony

tniesz głęboko

zostawiając jedynie ból


przedziera się krew

wypływa pomiędzy nami

zostawia pustkę

skurczone żyły

tętna brak


trudno się goją

rany szarpane

to blizn niezliczony ślad

to słowa

wypowiedziane nie usłyszane

to krzyk

choć głos już padł


jeśli chcesz zabić

to zrób to raz

Spektakl na pożegnanie

zapytałeś kiedyś

co robię w ogrodzie złamanych serc…

wtedy nie znałam odpowiedzi

a dziś znam…


jestem tam szwaczką

poszarpanych serc…

chyba nie najlepszą

bo własnego nie potrafię naprawić…


czekając na znak

neonowy od ciebie

każdego ranka przed lustrem

szykuję się do roli aktorki

szukam uśmiechu

lecz ust dotknął paraliż

słów twych niemych słów

więcej nie ujrzysz go już…


wystawiam więc światu

najpiękniejszy spektakl

na pożegnanie

na koniec nie myśląc już

jak do tego doszło

na plecy zarzucę czas

i pójdę w swoją stronę…


Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 7.88
drukowana A5
za 36.82