Moi drodzy
Życie to szalona podróż, pełna niespodzianek, ale będzie udana tylko wtedy, gdy w tę podróż nie wybierasz się sam, tylko z dobrym pilotem …
Los płata nam figle, niekiedy ciężko jest zrobić krok do przodu, gdy ma się wysoko pod górę, ciężko bez oparcia, bez kogoś kto podtrzyma, gdy będziesz upadać …
Dziś oto macie przed sobą mój drugi tomik pod tytułem „obudzić sny”, który ma być pamiątką tym razem dla mojego syna Błażeja…
Oba tomiki, pierwszy zatytułowany „noce i dnie” drugi „obudzić sny „powstały na bazie emocji, smutku, rozczarowań, które dziś pragnę pożegnać i zacząć żyć na nowo. Zanim jednak weźmiecie w dłoń tę książkę ubierzcie się bardzo ciepło z rozgrzewającym naparem herbaty, ponieważ tam, gdzie was zabiorę wieje chłodem…
Ciężko było, nie mając wsparcia w najbliższych uciekałam się do mojej przyjaciółki- białej kartki, której to za pośrednictwem długopisu opowiadałam moje historie, moje sny i marzenia. I tak oto powstały te dwa skromne tomiki. Daję wam dziś moje ręce i nogi, moje serce i oczy, abyście poczuli i zobaczyli jak wyglądał mój świat od bardzo dawna…
Chodźmy więc na spacer, pokażę wam wszystkie moje ścieżki, którymi do tej pory kroczyłam …
Dla was to będzie krótka podróż, dla mnie to całe życie …
chodźmy więc obudzić sny…
Edyta Nowak
Część I. Wiersze
Resztki mnie
co ty wyprawiasz
życie moje
między światami
sama tu stoję
spoglądam w tęczy
złote kolory
we mnie grasują
czarne demony
co rozrywają
duszę w kawałki
już mało zostało
strzęp poszarpanych
nie umiem ich zlepić
wciąż uciekają
w czarne kruki
się zamieniają
wzlatują wysoko
szponami chwytają
resztki mnie w otchłań
głęboko rzucają
Lustro
codziennie rano spoglądam w lustro
szukam dziewczyny z tamtych lat
w odbiciu widać tylko cierpienie
zmarszczki na twarzy rysuje świat
oczy przepełnia czara goryczy
łez wylewają strumienie do rzek
usta nie znają słodkiego uśmiechu
spoczywa na nich smutek i żal
ciało bezwładne szuka dotyku
takiego co budzi motyli szał
co tęskni za drżeniem
za oczu spojrzeniem
za serca biciem w miłości życiem
codziennie rano spoglądam w lustro
na smutne zamglone odbicie
w samotnej krainie
samotna dziewczyna
powoli traci życie
Zatańcz
zatańcz ze mną zatańcz
ten jeden jedyny raz
chwyć moją rękę chwyć
dla mnie zatrzymaj czas
obejmij w tańcu obejmij
szal ze mnie zerwij
poprowadź odważnie poprowadź
w szaleństwa ton wprowadź
tańczmy do rana w kroplach szampana
zatopmy strapienia i troski
w tańcu zatrzymaj gasnący płomień
swym pocałunkiem po ciele mym płyń
tym jednym drżeniem oczu spojrzeniem
zabierz w rozkoszy smak
wirując w tańcu w objęciach twych
pozwól się skryć pozwól śnić
Odbijany
do tańca zaprosiła mnie samotność
objęła płaszczem zabrała wolność
tańcząc uczyła kroków cierpienia
uczyła w tańcu osamotnienia
odbijanego zagrała rozpacz
szeptała ciągle a teraz płacz
niech twoje łzy do rzek wypływają
z oczu tęsknotę twą wymywają
tak tańczę z nimi
to z jedną to z drugą
smutną melodię długą
do utraty tchu
upadam i nie czuję już
to ciemność upadłych dusz
Uwolnij mnie
uwolnij mnie z czeluści
ciemnej i zimnej
z lodu serce
by zaczęło znów bić
z deszczowej krainy
zziębniętą mokrą obolałą
bym mogła żyć sobą całą
wypij ze mnie rzekę łez
która zalała mą duszę
aby z nią nie utonęło ciało
pozwól się w tobie osuszyć
by serca nie ubywało
wyprowadź do słońca
bym ogrzać się mogła
w jego gorących promieniach
i ułóż wygodnie
na zielonej polanie
otul dłonie spękane
spraw bym poczuła od nowa
serca swego bicie
odbuduj mnie
bym znów pokochała życie
Zestaw dnia
każdego dnia
napięcie
wzburzenie
niepokój kochanie
takie fundujesz mi śniadanie
nienawiść
harmider zazdrość i gniew
niechęć gotujesz na obiad serwujesz
i na kolację pełna zastawa
udręka
cierpienie
strapienia i męka
a nocą ciemną rośnie ten strach
niepewność i lęk
obawa i zgroza
ot cała życia proza
Układ z aniołem
dzisiaj układ mam z aniołem
dał mi skrzydła by polatać
by popatrzeć co tam w dole
i jak rany swe załatać
świat ujrzałam całkiem inny
otworzyłam wreszcie oczy
tu na górze świat niewinny
a na dole łza łzę toczy
kiedy zejdę już na ziemię
kiedy skrzydła oddam białe
wtedy zmienię najpierw siebie
uratuję strzępki małe
poukładam mały świat
otworzę serce malutkie
podążę ścieżką bez bólu i wad
rozpocznę od nowa życie calutkie
Na jawie we śnie
w pościeli kładę swe ciało
zamarznięte i kruche
bez ciebie
jeszcze suche
zanurzę się w niej
bo za chwilę mi przyjdziesz
na jawie we śnie
ubrany w kolory tęczy
dzień długi męczy
a nocą każdą obejmujesz czule
odkrywasz miejsca nie znane
delikatne dłonie jakby z nici pajęczyn utkane
rozpalasz ciało tego chcę kochanie
gdy rankiem Cię ujrzę
i zjemy śniadanie
a ty boso po cichu bez słów
wymykasz się szybko
lecz przyjdziesz mi znów
Martwa cisza
noc taka ciemna
dziwnie tak
zmęczone oczy
wytrzeszcz północy
pies dziwnie szczeka
najeżył swoją sierść
ktoś obok stoi ktoś jest
a może nie
kolejna nocka
taka stargana
czekać muszę jasnego rana
i znowu cisza
dookoła martwa
serce kruszeje
jak stara dratwa
gdzieś tam za ścianą
znowu ten krzyk
wezmę wody łyk
bym nie spragniona
była tej nocy
a gardło nie wyschło
wołając pomocy
w martwą ciszę
Pozwól mi odejść
pozwól mi odejść
z twojej niewoli
pozwól mi cieszyć się życiem
powoli
tam gdzie jest słońce
chce widzieć je
księżyc i gwiazdy na nocy tle
pozwól mi odejść po cichu spokojnie
bez słów zbędnych szarpań wzajemnych
pozwól mi odejść od ciebie już
nie rań mnie tonem z kolcami róż
nie ma już nic pomiędzy nami
dzielimy się tylko obowiązkami
wygasła miłość ta co jej nie było
zmuszona siła trochę fałszywa
pozwól mi odejść bo serce mi pęka
dusza już jęczy
bo to udawanie bardzo mnie męczy
Przyrzekałeś
przyrzekałeś mi przyjaźń
taką prawdziwą
mówiłeś mi często
że jestem wyjątkową dziewczyną
i na zawsze przy mnie będziesz
że posiadam ten dar
którego zazdrości mi każdy
a ty ze mną będziesz
mówiłeś też że serca swego dajesz połowę
i że czasami traciłeś głowę
ale zawsze przy mnie będziesz
że do końca życia będziesz mówił
jak dużo dla ciebie znaczę
i zawsze przy mnie będziesz
mówiłeś też że w każdej potrzebie
mogę liczyć na ciebie
bo na zawsze przy mnie będziesz
a dziś już wiem
że te słowa te obietnice
były puste bez pokrycia
a obiecywałeś do końca życia
Może kiedyś
może kiedyś spotkamy się
powiem wtedy
że nigdy o tobie nie zapomniałam
jeśli spotkamy się
powiem wtedy
że zawsze o tobie myślałam
gdy spotkamy się powiem wtedy
że tak musiało być
jak już spotkamy się za kilka lat
zapytam wtedy
gdzie byłeś gdy cię potrzebowałam
co robiłeś gdy łzy wylewałam
opuściłeś choć tak kochałam
a dziś chcesz ze mną być
gdy ja nauczyłam się
bez ciebie żyć
Potrzebuję
potrzebuje kogoś
kto będzie przy mnie
kogoś na kogo zawsze mogę liczyć
kogoś kto przytuli w pochmurne dni
kto odda serce mi
kto będzie kochał bez granic
kto nie obrazi się za nic
kto poda chusteczkę mi
kiedy będę ronić łzy
potrzebuje takiego przyjaciela
który w smutku rozwesela
cudnego kochanka
co pocałunkiem zbudzi
każdego ranka
Tylko Ty
tylko ty
dostrzegłeś w tych oczach
iskierki tlące się jeszcze w popiele uczuć
tylko ty
widziałeś uśmiech w tej twarzy
choć spowita smutkiem cierpieniem
tylko ty
słyszałeś szepty z tych ust zaszytych milczących
tylko ty
odkryłeś wnętrze tej duszy uwięzionej za kratami losu
i tylko ty
przez grube mury doświadczeń złych
poczułeś umierającego serca bicie
to ty tylko ty
przywróciłeś to życie
Więzień myśli
skazańcem jestem
w celi myśli splątanych
uwięzionych jak w sieci pająka
chwytam ołówek próbuje coś kreślić
lecz kartka wciąż pusta
dusi od środka sznur zawiązany
zaciska bardziej powietrza brak
za chwilę pęknie jak balon nabity
tą złością wzburzeniem pogardą milczeniem
i cisza
za mocna sieć
za gruby sznur
balon wciąż rośnie
więzienny mur
Po co Ci ktoś taki
po co ci ktoś taki jak ja
i co dzień patrzeć jak spływa łza
po co ci moje smutki i zwątpienia
moje marzenia
z bagażem pełnym zmartwienia
po co ci ktoś taki jak ja
co miłość za siebie i ciebie
pielęgnuje co dnia
nie kochasz więc odejdź
póki masz czas
los nie połączył nas
więc biegnij przed siebie
odszukaj miejsce
na twoje nowe szczęście
biegnij beze mnie
niech twoja miłość
nie czeka daremnie
Wczoraj
wczoraj wszystko było nasze
nasze wschody i zachody
nasze deszcze nasze burze
nawet ziemia była nasza
tak jak ptaki wszystkie drzewa
nawet róże
wczoraj wszystko było nasze
nasze niebo nasze gwiazdy
nawet księżyc świecił jasno
szczęścia chwile te spojrzenia
nasze wspólne uniesienia
wspólne plany i marzenia
wczoraj wszystko było nasze
dziś już nie ma wspólnych chwil
dzisiaj nie ma słowa my
dziś oddzielny mamy świat
dzisiaj nie ma tamtych nas
Oto ja
oto ja
jak lwica dzielna waleczna
o niezniszczalnej sile
nie dam się wam
panowie świata ciemności
istoty z podziemia nie tego
wy demony chorób i śmierci
krew wysysające słabych dusz
rzucić na kolana się nie dam
oto ja
wojowniczka i strażniczka
o potężnej sile do walki
oświetlam
mroczne chwile sierot płaczących
zamieniam wszystkie blizny w piękno
tych co jeszcze kuleją
podnoszę upadłe anioły
przeprawa przez życie
łatwa nie była
ale przez trudności coście podali
wykułam potężną zbroję
gotowa do walki
oto ja
niczym ptak w locie
pokażę wam gniew
jak tsunami siła
a miłością lśniącą blaskiem
jak anioł błogosławiony
wypędzam was
jesteście pokonani
jak feniks jestem
oto ja
już więcej nie spłynie
z żadnych oczu łza…
Przyszedłeś
przyszedłeś dziś do mnie
widziałam cię
choć oczy nieprzytomne
chwyciłeś w ramiona
me zimne dłonie
tak pokazałeś uczucie które płonie
ogromną miłością pragnieniem nieznanym
tak tajemniczym i tak czekanym
przyszedłeś do mnie
widziałam twą postać
tak mało tak krótko
nie mogłeś zostać
gdy rankiem o świcie
swe oczy otwieram
resztki snu z tobą w szkatułkę zbieram
pragnę cię zamknąć w sercu na dnie
byś nie przychodził tylko we śnie
chce budzić się z tobą widzieć i czuć
z tobą oddychać marzenia swe snuć
Jak nóż
śmierć powolna
bardzo boli
to odcinana
kawałek po kawałku
cząstka duszy i ciała
jesteś jak nóż
tylko
nie naostrzony
tniesz głęboko
zostawiając jedynie ból
przedziera się krew
wypływa pomiędzy nami
zostawia pustkę
skurczone żyły
tętna brak
trudno się goją
rany szarpane
to blizn niezliczony ślad
to słowa
wypowiedziane nie usłyszane
to krzyk
choć głos już padł
jeśli chcesz zabić
to zrób to raz
Spektakl na pożegnanie
zapytałeś kiedyś
co robię w ogrodzie złamanych serc…
wtedy nie znałam odpowiedzi
a dziś znam…
jestem tam szwaczką
poszarpanych serc…
chyba nie najlepszą
bo własnego nie potrafię naprawić…
czekając na znak
neonowy od ciebie
każdego ranka przed lustrem
szykuję się do roli aktorki
szukam uśmiechu
lecz ust dotknął paraliż
słów twych niemych słów
więcej nie ujrzysz go już…
wystawiam więc światu
najpiękniejszy spektakl
na pożegnanie
na koniec nie myśląc już
jak do tego doszło
na plecy zarzucę czas
i pójdę w swoją stronę…