Wstęp
Czy to była noc? Wydaje mi się, że tak. Nie spałem w oczekiwaniu, w podnieceniu, w niepewności. Gdybym spał, to wszystko mogłoby mi się przyśnić. I się nie stać. Ale się stało — pojawiła się niepozorna, cicha istotka. Od razu wpuściła korzonki w serce i duszę. Od razu zawłaszczyła sobie jedno i drugie. I od tego momentu zawsze byłem jakby podwójnie — jakbyśmy mieli wspólne zmysły — jeden rozum i jedno spojrzenie, tyle że z dwóch perspektyw. I chociaż udowadniam sobie na każdym kroku, że to wszystko się nie wydarzyło, zawsze przegrywam ze sobą. Wygrywa Ona. Bo tak naprawdę nikt nie jest sam w sobie — tak myślę. Zawsze znajdzie się tam ktoś jeszcze, kwestia tylko, jak bardzo temu komuś da się dojść do głosu.
Być może jestem już tylko zwyczajnym wariatem. Nie zażywam żadnych proszków, bo nikt nigdy nie postawił mi konkretnej diagnozy, a może powinien? Powiedzieć prosto i brutalnie: „Jesteś sam. Nie oszukuj się. Musisz być i myśleć samodzielnie”. Nikt tego nie zrobił i dlatego jest, jak jest. Zjawiła się Ona, nad ranem, było mokro i zimno, bo właśnie zaczynała się panoszyć jesień. Miałem jedenaście lat, a jej czas dopiero zaczynał biec. I nigdy, chociaż powinienem, nie ustąpiłem mu kroku. Teraz, mimo iż każdego dnia coraz bardziej dojrzewam do tego, że Jej nie ma, cały czas mocno Ją czuję, ponieważ chcę. I dlatego ten tomik jest taki, a nie inny.
A dlaczego właśnie „Obrazki z wystawy”? Przyzwyczailiśmy się do społecznościowych portali, gdzie pokazujemy siebie i najbliższych, zapraszamy do współdzielenia naszych pasji, fantazji, oferujemy się — każdego dnia, post za postem, zdjęcie za zdjęciem, relacja za relacją. To właśnie „Obrazki” z naszych wystaw. A w tym tomiku pokaże kilka z mojej. I z Jej. Bo była i jest mi najbliższa. Bo tyle jest Jej we mnie, że nie wiem już, ile zostało tam mnie samego. Czy w ogóle coś zostało. Bo tak strasznie dużo złego wydarzyło się podczas całego Jej bycia, a ja tak okrutnie się z tym obszedłem.
Część I
Jej obrazki
wdzięczna
rozsypałeś suche igliwie
pokaleczyło stopy
oczy
trujący zapach żywicy
i martwych insektów
nie chciał okrzepnąć
nie nauczyłeś mnie chodzić boso
po truchłach
ani patrzeć przez szkielety skrzydeł
a mimo to jestem ci wdzięczna
odnalazłam wreszcie
ten właściwy ból
mój kochany
nasz dywan więcej nie zniesie
tyle razy prany trzepany suszony
tyle spektakularnych bitew
z roztoczami
choć zżyliśmy się z nimi
mimo że znoszenie ich wzroku
nie czyni ubranym
gdy wyprowadzały swoich pupili
zostawały rozmazane tropy
na szczęście bez krwi utajonej
ty mój kochany
boisz się mieć odciski
wynająłeś sprzątaczkę
ale musiałam się jej pozbyć
nie szanowała twojej prywatności
z mojej uczyniła społecznościowy portal
traciłam nadzieję na spokój
sądziłam że sytuacja jest beznadziejna
aż do wczoraj
mam w końcu wymarzony odkurzacz
nie zdajesz sobie sprawy
mój kochany
jak łatwo jest dać się wciągnąć
(od)znaczenia
nakarm mnie — łaknącą
napalm mnie — wojującą
pragnącą — napój
karcącą — nabój
mnie pyskacza — zakrzycz
mnie grzesznicę — zakrzyż
bezwolną zamęcz
bezbronną zamiecz
i już nie graj ze mną w znaczenia
Demona
jestem opętana
mój demon to złożoność
podobna zaburzeniom dysocjacyjnym
nadałam mu imię Taksonome
co innego mogłam zrobić?
będąc jednocześnie
eukariontem
naczelną człekokształtną
właściwą małpą
strunowcem kręgowcem
żyworodnym łożyskowcem
człowiekowatym ssakiem
rozumnym człowiekiem
a do tego kobietą
można szukać pomocy
jedynie u egzorcysty
tkanka
na początku zabrakło słów
ewoluowałam w twoją matkę
odeszła
byłam kolegami
wódką w pawlaczu
odrzuconą płodnością
teraz jestem
stepperem
by stóp twoich uniżenie dotykać
skakanką
by ciepła twoich dłoni doznawać
karimatą
byś miał na czym polegać
co dzień przez kwadrans
w równym tempie
podziwiam twój upór by pozbyć się tkanki
i wciąż ewoluuję
twoje pięć minut
ocieram zmęczoną twarz
wczoraj byłam gotowa
wywrócić ją na drugą stronę
obnażyć się bezpowrotnie
zakasać uczucia jak rękawy
splunąć w myśli
pogubiłam narzędzia
zwaliłam to na boga
on niańczy wiarę i nadzieję
mnie pozostała pewność
że ktoś ciągle czai się
za wejściowymi drzwiami
że będę odbierać tylko głuche telefony
dla bezpieczeństwa
roztarłam wszędzie autoportret
teraz skulę się w maleńką pigułkę
embrion gwałtu
połykana zwracana zakosztuję bycia artystką
potem zacznie się twoje pięć minut
bądź gotów
będę cię drzeć z siebie pasami
pierwszy list