O tym, jak mysz przestraszyła kota
W pewnym starym, opuszczonym domu, gdzie od dawna już żaden człowiek nie mieszkał, życie nie było całkiem zamarłe. Rolę gospodarza pełnił kot szaro-bury, który znalazł tu schronienie pewnego, zimowego poranka, a że miejsce było ciche i przytulne, więc pozostał w nim na dłużej. Szybko jednak zorientował się, że nie jest w domu sam, gdyż zamieszkiwały go już inne zwierzęta, które — jak i on — znalazły tu bezpieczną przystań.
Jako pierwszą zauważył rodzinę pająków, której sieci porozwieszane były prawie we wszystkich kątach. Pajęczyny były duże i brudne od kurzu, co w świetle dziennym dodawało nieco grozy temu miejscu. Na podłodze i ścianach chodziły różne robaki małe i duże, a pod sufitem między pokojami latał synek państwa wróbelków.
Ostatni lokator domu dawał się słyszeć późną nocą, kiedy wszyscy smacznie spali. Z początku kot nie zwracał uwagi na chrobotanie dobiegające zza ściany, myśląc, że dobiegają one z ulicy, ale od kiedy coś chrupnęło blisko jego nosa, przestał już spokojnie sypiać. Ledwo co oczy zamykał, a miał wrażenie, że zaraz jakieś straszydło obetnie mu nos, lub — co gorsza — wąsy, które dla kota są zawsze wielką dumą. Aby ulżyć swoim nerwom, postanowił więc przełamać strach i wyjaśnić zagadkę.
Nie trzeba było długo czekać, aby ujawnić winowajcę całego zamieszania. Okazała się nim być pani myszka, która obgryzając stare meble, lub ściany bardzo hałasowała. Z uwagi na nocne chrobotanie nie lubił jej i zawsze jak ją widział, to próbował złapać i wytarmosić za uszy za karę, że nie daje mu spać. W związku z tym ona także nie darzyła go sympatią i zawsze, gdy spotykali się gdzieś przypadkiem, wymieniali się nieuprzejmościami.