Tomaszek był rezolutnym i energicznym chłopcem, który uwielbiał bawić się z innymi dziećmi w parku. Bardzo lubił skakać, biegać i odkrywać świat, który krył niezliczoną ilość tajemnic.
Pewnego dnia urządził z kolegami wyścigi rowerowe. Umiał już jeździć na dwukołowym rowerze i był z tego bardzo dumny, a poza tym chłopczyk uwielbiał rywalizację sportową. Stąd też wziął się pomysł na wyścigi w parku.
Wspólnie z kolegami wybrali asfaltową ścieżkę, narysowali linię startu i mety, i ruszyli tak szybko, ile tylko każdy miał sił w nogach. Niestety nie zauważyli ryzyk. Było po deszczu, wiele mokrych liści leżało na ścieżce a sama ścieżka nie była też zbyt równa. Tomaszek był tak przejęty rywalizacją, że kompletnie nie zwrócił na to uwagi. W pewnym momencie koło roweru poślizgnęło się na mokrych liściach a Tomaszek upadł na twardy asfalt i kilka razy przeturlał się po mokrych liściach.
— Ała, ała! Jak boli! — Tomaszek zauważył, że nie może podeprzeć się prawą ręką, aby wstać.
— Co cię boli? W którym miejscu? — zatrzymał się przy nim jego kolega Michaś. Wyścigi przestały być już ważne w tym momencie.
— Łokieć! Nie mogę się podeprzeć na ręce, aby wstać! Ktoś musi dać znać mojej mamie! — Poprosił kolegów a w duchu dodał — Pewnie będzie na mnie zła….
Tomaszek czekając na mamę czuł, że z ręką nie jest najlepiej, bolała i spuchła i czeka go wizyta a może nawet pobyt w szpitalu.
— Brrrr! Nie lubię szpitali! — Jakiś czas temu mógł zostać w szpitalu na obserwacji dlatego teraz już sam widok szpitala przyprawiał go o dreszcze. Tak naprawdę bał się nieznanego i opowieści kolegów, w które nie miał powodu nie wierzyć. Kilku kolegów leżało już w szpitalu, a on jeszcze nigdy. Te białe ściany, opowieści o zastrzykach, kroplówkach, leżeniu w łóżku, czy zabiegach przerażały go! Jednak wiedział też, że musi tam pojechać bo zanim przybiegła zdenerwowana mama, Tomaszek czuł, że ręka coraz bardziej mu dokucza.