E-book
7.35
drukowana A5
12.41
O chłopcu, który wygrał z grami

Bezpłatny fragment - O chłopcu, który wygrał z grami

ilustracje Artur Nowicki


5
Objętość:
33 str.
ISBN:
978-83-8104-012-9
E-book
za 7.35
drukowana A5
za 12.41

— Mam cię! W końcu cię dopadłem! Już mi nie uciekniesz! Hurra! Wiedziałem, że tym razem ci się nie uda!

Marek od kilku godzin siedział przed ekranem komputera i grał. Tym razem dopadł smoka, którego ścigał na lądzie, na morzu i w powietrzu. Na wirtualnym lądzie. Morze i powietrze też były wirtualne. Zresztą cały świat, któremu Marek poświęcał wiele godzin dziennie, był wirtualny. Wrażenie naturalności rozgrywek sportowych i rycerskich turniejów było jednak niesamowite! Marek miał bardzo dobry komputer. Procesory najnowszej generacji, karty graficzne wyprzedzające epokę. Błyskawiczne reakcje wirtualnych postaci na kliknięcia Marka były tak płynne, że czasem wyglądało to tak, jakby wyprzedzały jego myśli i podejmowały decyzję, zanim Marek zdążył wcisnąć klawisz. Komputer Marka to prawdziwy wehikuł czasu. Przemieszczanie się ze średniowiecznych turniejów rycerskich do współczesnych stadionów piłkarskich, na których Marek wygrywał wszystkie mecze, trwało ułamek sekundy. A może nawet krócej. Dlatego Marek nie mógł zrozumieć tego, co się działo na ekranie. Przed chwilą zabił smoka! Tak mu się przynajmniej zdawało, bo teraz widział, jak leżący i z trudem łapiący oddech smok patrzył mu prosto w oczy. Widać było, że jest ciężko ranny. Marek chciał go dobić, ale ku jego zdziwieniu, komputer przestał reagować! Jego najlepszy ze wszystkich komputerów przestał działać! To znaczy działał monitor, na którym widać było zranionego smoka, nie działały jednak kursory. W ogóle wszystkie klawisze przestały działać. Czegoś takiego Marek jeszcze nie przeżył. To ci dopiero złom!

— Tato! Tato! — Marek wybiegł ze swojego pokoju, szukając ojca, z którym czasem również grał na komputerze. — Tato! Komputer się zepsuł! Zrób coś, proszę!

— Mareczku, co się stało? — spytała mama, która właśnie wróciła z pracy. — Tata musiał wyjść. Miał jakieś pilne wezwanie z firmy. Właśnie się z nim minęłam.


— Mamo, komputer się zepsuł! Ja chcę nowy! Nie chcę takiego, który przestał działać!

— Uspokój się, synku. Na pewno się tylko zawiesił. Czasem tak się dzieje. Ja ci nie pomogę, bo się na tym nie znam, ale zaraz na pewno wszystko będzie dobrze. Zrobię ci kanapki z miodem, poprawią ci humor. A komputer na pewno za chwilę znów zacznie działać.

— Mamusiu, ale ja muszę dopaść groźnego smoka! — Marek nie myślał o niczym innym, tylko o niedokończonym pojedynku z baśniową poczwarą. — Muszę go dopaść i zabić!

Marek aż się zatrząsł ze złości. Nawet nie zauważył, kiedy mama podsunęła mu pod nos filiżankę kakao i pyszne kanapki z gęstym jak smoła miodem. Chłopiec porwał tacę z pysznościami i pobiegł do swojego pokoju. Usiadł przed komputerem. Kilka razy kliknął — nic. Tylko smok patrzył na niego z ekranu smutnym wzrokiem. Po chwili Marek się uspokoił. Kanapki z miodem i kakao zadziałały.

— Hej, ty tam! Do ciebie mówię! Tak! Tak! Właśnie do ciebie mówię! Jak cię zwą? — Marek nie rozumiał, co się dzieje. Na ekranie komputera, obok rannego smoka, stał jakiś chłopak w stroju królewicza i krzyczał. — Przecież mówię do ciebie! Nie patrz się jak sroka w kość, tylko odpowiadaj! Jak masz na imię, gadaj wreszcie!

„To pewnie jakaś sztuczka taty” — pomyślał Marek. „Na pewno zainstalował nową wersję gry, kiedy spałem, wymienił sterowniki i być może kartę graficzną na jeszcze szybszą”. Jaka technologia! Marek nic nie robi, bo klawisze przestały działać, a tu jakaś postać z gry mówi do niego z ekranu. Fantastyczne!

— Słuchaj, ty tam, po drugiej stronie! Żarty się skończyły! Mój smok przez ciebie umiera. Musimy go uratować! Gadaj więc, jak masz na imię, i bierzmy się do roboty! — krzyknął królewicz z ekranu.

— Na imię mam Marek, ale… O co tu chodzi? Przecież ty jesteś w grze! Nie mogę rozmawiać z wirtualnymi bohaterami!

— Sam jesteś wirtualny! Siedzisz przed tym komputerem dzień i noc, więc zamiast mózgu masz już układy scalone. Człowieku! Chciałeś zamordować mojego smoka! Mojego przyjaciela! — Marek nie zauważył momentu, w którym królewicz wyszedł z ekranu i stanął obok niego.

— Co tu masz? Czy to jest miód?

— Tak — odpowiedział zdziwiony Marek.

— Świetnie! Tylko trochę mało. Idź po więcej. Nic tak dobrze nie leczy ran, jak miód.

Marek, nie pytając już o nic, poszedł do kuchni i wziął słoik z miodem. Zajrzał też do domowej apteczki. Wyjął wodę utlenioną, plastry i bandaże.

— Doskonale! A teraz chodź ze mną. Pomożesz mi opatrzyć rany.

Marek rozejrzał się wokół. Był w innym świecie. Teoretycznie wirtualnym, ale przecież jak najbardziej prawdziwym. „Nie! To wszystko mi się śni” – pomyślał, zanim zauważył przed sobą okienko, za którym był jego pokój. „To ekran mojego komputera” – domyślił się Marek. „Czyli to wszystko gra!”

— Czy ja jestem w grze? — zapytał Marek królewicza.

— Można tak powiedzieć. Lecz za chwilę, gdy stracę cierpliwość, wypadniesz z gry. Właściwie powinienem kazać moim ludziom wtrącić cię do lochu. Kto to widział, żeby strzelać do smoków? O mało nie zostałeś mordercą! — krzyknął rozzłoszczony królewicz. — Idź po wodę do studni, to niedaleko. Ja się zajmę moim przyjacielem.

Jakieś trzydzieści metrów od miejsca, w którym leżał smok, faktycznie była studnia. Marek ruszył w tamtą stronę, rozglądając się po okolicy. Na pobliskim wzgórzu stał zamek. Na murach i wieżach widać było strażników, a pod zamkiem zabudowania wsi. Słychać było głosy mieszkańców i dobiegający z kuźni metaliczny dźwięk kutego żelaza.

Markowi się zdawało, że kiedyś już tu był. Wsi dokładnie nie pamięta, ale zamek jest mu znany. Marek widział w myślach siedzących na tronach króla i królową, roześmianych dworzan, rycerzy…

— Rycerze! — Marek krzyknął z radości. — Rycerze!

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 7.35
drukowana A5
za 12.41