E-book
19.69
drukowana A5
59.12
Nocny spacer

Bezpłatny fragment - Nocny spacer


Objętość:
324 str.
ISBN:
978-83-8414-523-4
E-book
za 19.69
drukowana A5
za 59.12

Rozdział 1

Adam szedł powoli przez opustoszałe ulice, skulony w płaszczu, jakby chłód listopadowej nocy mógł znieczulić wewnętrzny ból. Liście przemoczone niedawnym deszczem kleiły się pod jego butami. Zimny wiatr wiał od pobliskiej rzeki, przenikając go na wskroś, ale on nie zwracał na to uwagi. Wciąż wracał w te same miejsca, jakby miał nadzieję, że coś się zmieni, że zobaczy ją jeszcze raz. Wspomnienia cały czas nie dawały mu spokoju.

Pamiętał, jak była jeszcze w liceum. Jak trzymała go za rękę, śmiała się, patrzyła tym spojrzeniem, w którym było wszystko — miłość, ufność, obietnica wspólnej przyszłości. Myślał wtedy, że to na zawsze. Że ich miłość jest tą jedyną, prawdziwą. Że choć świat się zmienia, oni zawsze będą razem. A teraz? Teraz nie miał nic poza wspomnieniami.

Zatrzymał się na chwilę, spojrzał w nieprzeniknioną ciemność bocznej uliczki. Nie wiedział, czy bardziej pragnął ją zobaczyć, czy nigdy więcej na nią nie trafić.

Wszystko zaczęło się drastycznie zmieniać po jej maturze, kiedy poszła na studia, a on rozpoczął pracę. Była od niego młodsza. Musiał czekać na ten moment, aż pójdzie na studia, wyrwie się z rodzinnego domu i od opresyjnej matki, aby mogli zamieszkać razem. Ale gdy to nastąpiło, Daria zaczęła się oddalać. Początkowo były to wyjścia do koleżanek, powroty na dzień lub dwa do domu rodzinnego, gdzie wcześniej mieszkała z matką i skąd tak bardzo chciała się wyrwać. Potem, już bez większego tłumaczenia, po prostu zaczęła znikać na całe wieczory. Mówiła, że ma zajęcia, urodziny koleżanki z pracy czy babski wieczór. Wracała bardzo późno, czasem wcale, przychodząc nad ranem albo dopiero wtedy, gdy Adam wyszedł już do pracy.

Początkowo pytał. Chciał wiedzieć, gdzie i z kim wychodzi kobieta, z którą mieszkał, z którą planował życie. Ale gdy łapał ją na nieścisłościach, po prostu go wyzywała, zarzucała kontrolę, po czym następowały ciche dni, którymi ona najwyraźniej się nie przejmowała, podczas gdy on cierpiał i czuł się odrzucony. Później nie chciał już zadawać pytań. Częściowo bał się odpowiedzi, częściowo nie chciał stracić jej do reszty. Wolał żyć w niepewności niż doświadczać narastającej obojętności.

Czuł, że Daria cały czas oddala się od niego, że nie czuje wobec niego tego samego co on do niej. Kochał ją, lecz nie miał pewności, czy ona kocha jego. Pamiętał, jak jeszcze przed jej maturą mówienie „kocham cię” zaczynało sprawiać jej coraz większą trudność. Potrafiła obdarować go komplementem, uśmiechnąć się, ale samo „kocham” pojawiało się coraz rzadziej.

Ona nie musiała mu się tłumaczyć. Tłumaczył ją sam przed sobą: stresem przed maturą, nadmiarem obowiązków, obawami o przyszłość. Potem, po maturze, wszystkim, co związane z szukaniem pracy, a gdy już pracę miała — kwestiami przeprowadzki, rozłąki z matką, obawami przed samodzielnością i prawdziwie dorosłym życiem. Sam tworzył dla niej kolejne alibi, aby nie zadawać pytań, nie sprawdzać, nie odkrywać rzeczywistości.

A potem… potem już nie miał wyboru. To był drugi rok, odkąd mieszkali razem. Byli ze sobą od jej drugiej klasy liceum, więc wkrótce nadchodził piąty rok ich związku. Związku pełnego niedopowiedzeń, gdzie on był tym, który nie pytał, a ona tą, która nie mówiła. Bał się tego, co usłyszy; ona nie musiała bać się tłumaczenia.

Ale mieli plany: po jego studiach ślub, potem może dzieci i wspólne życie w małym domku na przedmieściach. Ojciec kiedyś mu powiedział, że młodzieńcza miłość jest piękna i zbudowana na ideałach, ale nietrwała. Kobieta szuka czegoś więcej niż planów, kobieta chce żyć i doświadczać. Czuć i być odczuwana. Przeżywać i być powodem przeżyć. Nie chce spokoju, chce emocji, dla których spokój jest tylko podstawą do budowania rzeczy niespokojnych, nagłych i emocjonujących. „Znajdź sobie, synku, dziewczynę młodszą, bo równolatka czy dwa, trzy lata młodsza, wcześniej czy później poczuje to i poszuka kogoś, kto będzie dla niej wzorem, a nie partnerem”. Adam nie zrozumiał, był za młody, nie wiedział nic o życiu. Teraz w głowie słyszał te słowa, ale nadal były jak klocki, z których po złożeniu nie wychodziło nic, co jasno odpowiadałoby na jego pytania. Wiedział, że aby to zrozumieć, trzeba doświadczać i przeżywać. Żadna szkoła, żaden rodzic, żadna książka nie nauczy tego, czego uczy życie, kiedy doświadcza boleśnie.

Pamiętał też, że jego ojciec, zanim poznał jego matkę, miał pierwszą żonę. Byli razem raptem kilka lat, poznali się na studiach. Ona chciała czegoś więcej niż zakochanego młodzieńca, równolatka tak samo niedoświadczonego jak ona, który nie mógł dać jej odpowiedzi na pytania niesione przez życie. Także pytania o nią samą. Ich małżeństwo rozpadło się, zanim jeszcze obronili prace magisterskie, a ona znalazła ukojenie w ramionach swojego promotora, starszego o ponad dwie dekady. Ojciec Adama natomiast poznał studentkę pierwszego roku, dla której jako świeżo upieczony magister był wzorem i przewodnikiem. To była matka Adama.

Może gdyby Adamowi dane było doświadczyć tego wcześniej, nie cierpiałby teraz, przemierzając samotnie ulice, zawsze skręcając tak, by znaleźć się w miejscu, które za pomocą jakiejś nieznanej siły, tysiąckrotnie silniejszej od grawitacji, przyciągało go, by zadawać sobie kolejny raz ten sam ból.

Adam wrócił myślami do momentu, kiedy nawet dla niego — szukającego idealnej miłości, młodego, niedoświadczonego chłopaka — zapaliła się lampka zwiastująca problem. To było wtedy, gdy nie chciała już mówić o swojej uczelni ani pracy. Znikała częściej niż kiedykolwiek wcześniej. Zaczęła używać mocnych perfum. W jej szafce zauważył zestaw do makijażu — drogi, zbyt drogi jak na ich studencką kieszeń. Ale ona przecież się nie malowała. Ani dla niego, ani na uczelnię, ani do pracy. Czasami szminka, to wszystko. Zaczęła też farbować włosy na intensywnie czarny kolor. Ciemny blond, który miała i który Adam lubił, zniknął bezpowrotnie. Bardzo dbała o swój wygląd, spędzała całe godziny w łazience. Adam myślał, że to wszystko to dorosłość, chęć dbania o siebie, kreowanie wysokiej samooceny w świecie, gdzie piękno i doskonałość biły z każdego konta internetowego osoby znanej, lubianej i bogatej. Że była dziewczyną nieznającą życia, a teraz jest kobietą, która chce w tym życiu zajmować należną jej pozycję.

Ale były i inne zdarzenia, których Adam, choć bardzo chciał, nie potrafił już łatwo wytłumaczyć. Chowała przed nim telefon. Ustawiła hasło. Często trzymała telefon tak, żeby nie widział ekranu. Kilka razy podejrzał ją z zaskoczenia i wydawało mu się, że widział jej zdjęcia w makijażu, być może nagie. Chciał zapytać, ale nie był pewien, nie chciał się kłócić, nie chciał, żeby znów się oddaliła. Więc nie zapytał. Nie miał też śmiałości, bo bał się, że zadane pytanie zniszczy coś, co i tak wydawało się coraz bardziej ulotne.

Tak było też wtedy, gdy przez niedomknięte drzwi łazienki zobaczył, jak oglądała się naga przed lustrem i w bardzo wyuzdany sposób dotyka swojego ciała, pieści piersi i bada opuszkami palców okolice intymne. Liczył, że gdy przyjdzie potem do łóżka, będą się kochać, ale ona po prostu poszła spać. Jak dzień wcześniej i dzień później.

To była jej metoda. Adam początkowo obwiniał siebie, że może zbyt mocno naciskał na wyjaśnienia, dlaczego się spóźniła albo czemu tak często wychodzi do koleżanek. Ona reagowała zawsze podobnie: siedząc długo przed telewizorem i idąc pod prysznic dopiero wtedy, gdy Adam już spał. Siedziała tam tak długo, aż miała pewność, że on się nie obudzi. I że nie będzie żadnej bliskości. A on cały czas jej wierzył, ale teraz nie mógł już nie przyznać, że winić powinien siebie.

To była jedna z tych nocy, nie mógł spać, a jej nie było. Mieszkanie, w którym był sam, dusiło go. Czuł się uwięziony, jakby cały jego umysł mówił mu, że poza tym mieszkaniem dzieje się teraz coś istotnego, coś, co go omija, i że traci coś niezwykle ważnego. To była noc, gdy powiedziała, że idzie uczyć się do koleżanki, bo ma egzamin.

Więc żeby nie czuć tej pustki pod jej nieobecność, żeby nie patrzeć na puste mieszkanie, wyszedł na spacer, bez celu, błądząc po ulicach Starego Miasta. Szukał samotności, chciał poukładać myśli. Często takie samotne spacery pomagały. Innym razem, gdy trafiał na spacerujące pary, czuł ból, że to nie on i ona.

Ale najgorsze dopiero miało przyjść. Jednak jeszcze nie tego dnia. Teraz znów przemierzał ulice, dochodząc do typowo handlowej dzielnicy, która zaraz potem przechodziła w zagłębie klubów. Tutaj szczęśliwi ludzie bawili się w parach. Albo w pojedynkę, łącząc się w pary na całe życie, na kilka lat, dni czy tylko na wspólną wizytę w toalecie. Ci ostatni, nie wierzący, że coś dłuższego ma sens, albo po prostu chcący się bawić. Adam wiedział, jak bardzo się od nich różni. On chciał stałości, przewidywalności i wyłączności. Ale Daria bawiła się z koleżankami, zamiast spędzać czas z nim. Czuł się samotny i odrzucony.

Odruchowo spoglądał na mijające go dziewczyny. Pojedyncze i w grupkach. Odwracały głowę lub ignorowały jego spojrzenie. To budowało w nim poczucie, że Daria jest dla niego darem od losu, że jak nie ona, to żadna inna. I że nie powinien mieć do niej wyrzutów. Powinien po prostu przy niej być, a z czasem wszystko się ułoży. A gdy wracał do domu, tak bardzo puste mieszkanie drwiło z niego i jego miłości. Krzyczało wszystkimi meblami, a najbardziej pustym łóżkiem, że ona jest gdzie indziej, że woli być tam niż tu, z tobą. A on wściekał się, ale zaraz przypominał sobie te inne kobiety, które odwracały wzrok, i wiedział, że tylko Daria się liczy i zawsze będzie się liczyć tylko ona.

To był kolejny wieczór, który Adam wspominał, snując się po nocnych uliczkach. Ten, gdy ona znów wyszła. Tym razem miała jechać do matki na dzień lub dwa. Nie pytał jej nawet, jak te wyjazdy w tygodniu daje radę pogodzić z pracą. Wiedział od dawna, że opuszczała zajęcia na uczelni, które dla trybu zaocznego odbywały się w weekendy. Udało im się nawet o tym porozmawiać; stwierdziła, że to tylko wykłady, że nadrabia z notatek, że ważna jest sesja, a nie zajęcia. Dla niej ważne było przebywanie z matką, której nie widywała codziennie, odkąd wyprowadziła się do ich wspólnego mieszkania. Adam z takimi argumentami nie mógł dyskutować. Musiał zaakceptować, że znów będzie sam, a ona pojedzie.

Więc tego dnia znów ruszył na swoją stałą nocną trasę. Najpierw autobusem na przystanek najbliżej Starego Miasta. Potem znaną ulicą z drogimi sklepami i dalej, przez rynek z siecią romantycznych, małych uliczek, aż do tętniącej do późna ulicy z restauracjami. Stamtąd już tylko kilkaset metrów i wreszcie mała ulica prowadząca wprost w stronę bulwarów nad rzeką. Aby się tam dostać, trzeba było zejść długimi schodami, będącymi kontynuacją uliczki. U ich szczytu stały ławeczki. Nazywał je ławeczkami dla zakochanych, bo często widywał tu przytulone pary patrzące ze wzgórza na bulwary i rzekę. W oddali oświetlony most dodawał widokowi jeszcze więcej romantyzmu i wyjątkowości. Nigdy nie schodził na dół, ale też nigdy nie siadał na ławeczkach. Siedział na nich tylko raz, gdy był z nią na spacerze. To było zaraz po tym, jak się tu przeprowadzili. Pamiętał ten wieczór: przytulali się, całowali w świetle latarni. Potem byli na kawie i wreszcie późnym wieczorem dotarli do domu, gdzie wtuleni w siebie oglądali do późna telewizję. Podsumowaniem było pójście do łóżka, gdzie zanim zasnęli, spędzili prawie godzinę pełną intymnych zbliżeń.

Wielokrotnie chciał potem to powtórzyć, ale zamiast wtuleni w siebie przed telewizorem, kończyli na dwóch końcach kanapy — on oglądający coś na ekranie, a ona wpatrzona w telefon, który co chwilę wibrował, sygnalizując przychodzącą wiadomość. I nie było już później godziny intymności. Jeśli udało mu się uzyskać od niej jakiekolwiek zbliżenie, było ono inne niż kiedyś — niedbałe, pośpieszne i płytkie.

Pamiętał ich zbliżenia w liceum, gdy głodna jego dotyku wiła się w jego ramionach, rzucała na niego. To minęło. Czytał, że związek z namiętności przechodzi w codzienność. Że trzeba liczyć się z prozą życia wpływającą też na ten aspekt, ale jakoś wrażenie, że ona chce to odhaczyć i mieć za sobą, paraliżowało jego pewność siebie i sprawiało, że nie umiał naciskać czy choćby zabiegać o to.

Tego dnia od ławeczek zakochanych ruszył dalej. Wiał wiatr, noc była chłodna. Nie chciał się przeziębić, a spacer powrotny do autobusu przez całe Stare Miasto był do tego doskonałą okazją. Wystarczyło jednak ruszyć dalej, w uliczki przy starych kamienicach, aby trafić do innego świata. Tu zabudowa była niższa, nawet jak na Stare Miasto. Wiele kamienic przebudowano na apartamenty; mieszkali tu wyraźnie bardziej zamożni ludzie niż w zasiedlonej kiedyś przez klasę robotniczą głównej części Starówki. Uliczki były też węższe, było mniej ludzi, a ruch samochodowy praktycznie nie istniał, choć ta część Starówki nie była objęta zakazem. Zaraz za odrestaurowanymi kamienicami znajdowała się opadająca w dół ulica z normalnym ruchem i przystankami autobusów, zarówno dziennych, jak i nocnych. Jego cel — przystanek, skąd autobus mógł go zawieźć pod sam dom.

Wiedział, że już niedaleko i spacer zaraz się zakończy. Chciał jeszcze chwilę poczuć klimat tego miejsca, zanim wróci do dusznego mieszkania. Z jednej z tych uliczek też był widok na rzekę. Podszedł i mimowolnie znikając w cieniu nieoświetlonym przez latarnie, spojrzał na iluminowany most. Chłodny wiatr znów dał o sobie znać, więc obrócił się tyłem do rzeki. Teraz patrzył na pustą uliczkę, oświetloną latarniami niczym z pocztówki oferowanej przez lokalnych sprzedawców.

Zauważył drogi samochód. Podobało mu się to auto — długie, czarne, sportowe coupe. Jego marzenie i obietnica, że kiedyś też takie będzie miał. Obok właśnie cicho podjechał inny samochód. Też czarny, ale o zupełnie innym charakterze. Elegancki, drogi, luksusowy. Stanął równolegle do pierwszego, na środku ulicy. Jego mocne reflektory przygasły i wtedy Adam zorientował się, że w stojącym aucie też ktoś siedzi. Poczuł niepokój, że chyba jest świadkiem jakiejś transakcji, prawdopodobnie dealerów, a oni nie lubią świadków. Odruchowo cofnął się głębiej w cień i stanął w bezruchu, licząc na to, że po transakcji wszyscy pojadą w swoje strony, a on, nie zdradzając swojej obecności, uda się wreszcie do autobusu.

Oba auta stały chwilę, po czym drzwi pierwszego się otworzyły. Wysiadł z niego mężczyzna. Typowy „chcę wyglądać na gangstera” — krótka koszulka odsłaniająca mocno zbudowane, wytatuowane ramiona, szeroka klatka piersiowa, czarne spodnie i drogie buty. A za nim…

Adam zmrużył oczy. Dziewczyna. Wysiadła od strony pasażera.

Wysoka. Obcisła czarna mini, długie czarne włosy, ciemne pończochy, szpilki. Super figura, długie, piękne nogi. W ręku miała małą torebkę. Przeszła kilka kroków wokół auta, odwróciła się jeszcze raz do mężczyzny, pocałowała go lekko na pożegnanie, a potem podeszła do drugiego samochodu. Drzwi otworzyły się, wysiadł mężczyzna — tym razem ktoś zupełnie inny. Elegancki, w garniturze. Wyciągnął do niej rękę i objął ją w pasie, a ona przylgnęła do niego i pocałowała na powitanie. Adam poczuł, jak coś ściska go w środku. Było w niej coś znajomego. Była do kogoś dziwnie podobna. Mężczyzna w garniturze zrewanżował się jej mocnym klepnięciem w pośladek. Adam usłyszał jej śmiech, lekki, swobodny. Wyraźnie spodobało jej się takie powitanie. Ruszyła teraz wokół samochodu eleganta. Kiedy przechodziła przed maską, światło latarni doskonale oświetliło nie tylko jej idealną sylwetkę, ale i twarz.

Już kiedy się zaśmiała, kiedy do Adama dotarły urywki wypowiadanych przez nią słów, już wtedy jego serce waliło jak oszalałe, a uczucie niepokoju pustoszyło całe jego ciało. Z jednej strony widok jej długich nóg eksponowanych przez bardzo krótką mini, stukot eleganckich szpilek po bruku, sposób, w jaki wyzywająco bujała biodrami, obchodząc drugie auto, i to, w jaki sposób wsiadła do samochodu, jakby chciała całemu światu zaprezentować swoje idealne ciało — to wszystko było tak odległe. Ale ten jej głos, kiedy się śmiała, nie był już tak odległy. A moment, gdy światło latarni oświetliło dokładnie jej perfekcyjnie umalowaną twarz, sprawił, że Adam miał już pewność. To była ona. To była Daria.

Obraz cichej, czułej dziewczyny, którą kochał, która wstydziła się w łóżku i była kiedyś tak niesamowicie nieśmiała, runął w jednej sekundzie. Upadł też obraz teraźniejszej dziewczyny, która nigdy nie chciała szpilek, seksownej bielizny czy eksperymentów w łóżku. Ta kobieta — wyzywająca, rozbawiona przedmiotowym traktowaniem przez tego faceta, wyraźnie chętna na przygody i wyuzdana do maksimum — to była jego Daria.

Serce Adama stanęło. Nogi zrobiły się jak z waty, oczy zaszły łzami. Stał w miejscu, patrzył, nie mogąc się poruszyć. Chciał uwierzyć, że się pomylił, że to nie ona. Ale widział. Słyszał. To była ona. Wsiadła do samochodu eleganta i z nim odjechała. Gangster zadzwonił gdzieś i też odjechał.

A Adam czekał w ciemności. Jego skronie pulsowały, w żołądku czuł jakiś obiekt, który zaczynał wirować. Odszedł wtedy, nie wiedząc, jak dotarł do domu. Nie spał, nie jadł, nie potrafił z nikim porozmawiać. Kolejne dni spędził na szukaniu odpowiedzi. Ale zamiast pytać ją, pytał sam siebie i szukał usprawiedliwień. Odpowiadał za nią. Bał się konfrontacji, która mogłaby oznaczać jej ostateczną stratę. Tu nie chodziło tylko o to, że widział ją z kimś. Docierało do niego, z czym miał do czynienia. To była transakcja. Gangster dostarczył ją elegantowi. Ten ją zabrał, i nie była to randka kończąca się kolacją. Jej śmiech, kiedy wymierzył jej siarczystego klapsa prosto w pośladek, jasno zdradzał, że cel tego spotkania był fizyczny i nastawiony na korzyści dla obu stron.

Adam, po fazie, w której bronił ją przed swoimi niewypowiedzianymi pytaniami, teraz zamienił się w śledczego. Ostrożnie sprawdzał jej rzeczy, kiedy była na jednym ze swoich długich wieczornych pryszniców. Odkrył jej drugą garderobę, ukrytą za codziennymi ubraniami. Pończochy, luksusowa bielizna, obcisłe sukienki. Wszystko schowane tak, aby nie budziło niczyjej uwagi, za starymi dresami, w których widział ją ostatnio, gdy malowali mieszkanie. Znalazł też pudełka z butami, ale nie był w stanie bezgłośnie ich wydobyć. Sprawdził jedynie napisy i odczytał marki. Jedne z nich odnalazł w sklepie internetowym — cena była niemal równowartością połowy jego pensji. Domyślił się, że z jej zarobków, nawet gdyby odkładała wszystko, nie starczyłoby nawet na połowę ukrytej części szafy. Teraz już wiedział.

Przekonał samego siebie, że to nie jest obsesja. Już nie umiał bronić jej w myślach przed swoimi pytaniami. Teraz obserwował, śledził, zbierał dowody, nawet robił zdjęcia na kolejnych nocnych spacerach, kiedy wsiadała do kolejnych aut. I w końcu, zupełnie przypadkowo, znalazł tę jedyną, ostateczną odpowiedź. Odpowiedź, która dała mu odwagę, żeby zburzyć całe swoje życie i zabić resztki nadziei na to, że będzie lepiej.

Była późna noc. Obudził się. Ona już dawno wróciła ze swojego przydługiego prysznica i powinna spać. Ale przez przymrużone oczy widział, jak siedzi na łóżku obok niego, z telefonem w dłoni. Udawał, że śpi — skutecznie. Nie była świadoma, że ma obserwatora, nie kryła telefonu w dłoniach. Mocno świecący w ciemności ekran sprawił, że widział treść wiadomości.

Odpisywała, czytała kolejną wiadomość, znów odpisywała. Jedna z nich brzmiała: „…tyle bierz teraz za full. Luksusowa noc na mieście drożeje. Wpadnij do mnie jutro przed klientami — wyrucham cię jak ostatnio, ostro w dupę”. Odpisała bez wahania: „Wpadnę, nie mogę się Ciebie doczekać”.

Oczy Adama zaszkliły się, kiedy to czytał. Chciał zerwać się na równe nogi, wyrwać jej telefon, wykrzyczeć, co o tym myśli. Ale nie zrobił nic. Czekał.

Następnego dnia starał się nic po sobie nie dać poznać. Wrócił jak najwcześniej z pracy. Jednak jej już nie było. Zostawiła kartkę: „Idę się uczyć, potem babski wieczór. Nie dzwoń bez powodu.”

Całą noc cierpiał. Wyobrażał ją sobie przesiadającą się między samochodami. Mógł pojechać i znów to zobaczyć. Mógł zapewne zobaczyć, jak najpierw odwiedza gangstera w jego domu, aby spełnić jego oczekiwanie wyrażone w wiadomości. Jak potem jedzie z klientem, który zapewne robi z nią to samo albo coś jeszcze bardziej oddalonego od tego, na co kiedykolwiek pozwalała Adamowi. Ale nie pojechał. Siedział, płakał, buntował się. Próbował przekonywać siebie, że jeszcze nie, że nie jest gotów na prawdę i jej potencjalną utratę. Tak bardzo się zwodził, że może trzeba porozmawiać, zrozumieć. Oddychał szybko, jego ciałem zawładnął dziwny stan mieszających się uczuć: zazdrości, nienawiści i podniecenia. Czekał na moment, wsłuchując się w swoje walące serce i szybki oddech.

Mijały godziny, a on wiedział, domyślał się, co ona teraz robi. Zdawał sobie sprawę, że gangster już dostał, co chciał, i teraz kolej na klienta, może nie jedynego tej nocy. I że ona jest chętna, nie protestuje, wręcz sama zachęca. Zupełnie inaczej niż w stosunku do niego. A przecież on dawał jej wszystko: miłość, wierność, oddanie. A ona chciała zupełnie czegoś innego. Nie mógł zrozumieć i znów walczył ze sobą, przekonywał, rozważał.

Wreszcie nad ranem, gdy znajdował się w półśnie, usłyszał wyczekiwany dźwięk. Klucz w zamku. Wyskoczył z łóżka, sekundę później był w przedpokoju, gdy ona odkładała klucze na szafkę. Ubrana w sportowe buty i szare dresy, włosy miała związane w koński ogon. Twarz bez makijażu. W ręce plecak. Niewinna studentka.

Adam chciał ją przez moment pocałować. Na ułamek sekundy w myślach pojawiło się, że to nie ona była tam, na tej uliczce. Gdzie obcisła mini, gdzie czarne szpilki, pończochy i makijaż? Tylko perfumy, mocny zapach perfum przy niej został. Ale przecież mogła z koleżanką próbować perfum lub je testować — żaden dowód. Jednak był plecak. Czując wyrywające się z piersi serce, sięgnął ręką po jej plecak. Jakby to nie była jego ręka, jakby jakaś zewnętrzna siła robiła to za niego. Wyrwał jej plecak, rozpiął i wyrzucił wszystko na podłogę.

Kolejno wypadły dowody zbrodni. Dowody spisku przeciw niemu i jego szczęściu. Czarne szpilki. Kilka par pończoch, czarnych, ale z plamami. Krótka cekinowa sukienka. Czarne majtki. I drugie, czerwone, wyraźnie rozdarte. Prezerwatywy — otwarta paczka 12 sztuk. Lubrykant — napoczęta buteleczka. Wreszcie kosmetyczka. I, prawie niewinny przy tym, płyn micelarny, ale jakże ważny, pozwalający szybko zmyć makijaż w windzie…

Spojrzał na nią, czekając na reakcję. Może wstyd? Może wyrzuty sumienia? Ale ona tylko spojrzała na niego chłodno i wzruszyła ramionami.

— I co? — zapytała obojętnym tonem. — Myślisz, że mnie to obchodzi?

Adam poczuł, jak coś w nim pęka.

— Jak mogłaś? — wyszeptał.

Parsknęła śmiechem. — Było wygodnie tu wracać, Adam. Ale od dawna nie dla ciebie wracałam, tylko dla siebie.

— Dlaczego nigdy dla mnie taka nie byłaś? — zapytał cicho, wbijając w nią wzrok.

— Taka… — uniosła brew i uśmiechnęła się kpiąco. — Jaka? Uległa? Jak suka? Jak dziwka? — prychnęła. — Dla prawdziwego faceta zawsze taka byłam.

Zaśmiała się i przeszła do ataku. Takiego, jakiego Adam najbardziej się obawiał. Zaatakowała totalną szczerością. Jej słowa były jak kule z karabinu, rozrywające jego ciało.

— Pamiętasz, jak po maturze byliśmy na wczasach? Poszłam z tym ratownikiem pod prysznice, rżnął mnie jak dziwkę, jak szmatę. To był mój taki pierwszy raz, ale tak bardzo mi to odpowiadało, tak bardzo mi było dobrze! A ty…. ty grzecznie spałeś, a ja co rano biegłam do niego na powtórkę. Rozumiesz, czego potrzebuję? No i pieniędzy, ale to nie cel sam w sobie — parsknęła znów śmiechem. — Chcesz wiedzieć więcej? Twoje urodziny, dom twoich rodziców, pamiętasz jak szukałeś mnie po całej imprezie? Byłam w samochodzie z jakimś chłopakiem, którego pierwszy raz na oczy widziałam. I było mi dobrze, a ty latałeś i pytałeś wszystkich: „Gdzie moja Daria?”, „Gdzie Daria?”. A Daria ruchała się ostro na samochodzie przed domem i chuj ci do tego! — skończyła, już krzycząc.

Zebrała swoje rzeczy, wcisnęła je do plecaka, spojrzała na niego z politowaniem i poszła do łazienki. — Skończyliśmy. Radź sobie sam. Jutro się wyprowadzam — powiedziała już rozebrana, z łazienki, po czym zamknęła drzwi i puściła wodę.

Nie wiedział, jak długo tam była, bo wyszedł z domu.

Adam zamknął oczy. Stojąc teraz ponownie na pustej ulicy, w zimnym świetle latarni mieszającym się ze świtem, miał wrażenie, że pierwszy raz nie obwiniał za to wszystko samego siebie. Ale miał też wrażenie, że znów słyszy jej śmiech, znów widzi ją idącą na spotkanie z kimś innym. Otworzył oczy. Nie było jej. Nie było nikogo.

Był tylko on, pusta ulica i jego wspomnienia. I nigdy więcej miało jej nie być.

Pierwsze dni po wyprowadzce Darii były dla Adama naprawdę trudne. Pakowała się w pośpiechu i niedbale, więc w różnych miejscach znajdował pozostałości po niej. Chciał wysprzątać mieszkanie, aby nic mu jej nie przypominało, ale cały czas atakowało go coś niespodziewanego.

Najłatwiej poszło z komputerem. Zmienił tapetę z ich wspólnego zdjęcia na domyślną. Zdjęcie wyjątkowo źle mu się teraz kojarzyło, bo było zrobione podczas tamtego wyjazdu, kiedy Daria zadawała się z ratownikiem. Zrobione o poranku wspólne selfie. Daria z rozmarzonym wzrokiem, szczęśliwa i uśmiechnięta. Adam zawsze przypisywał jej szczęście miłości, którą wtedy do niego czuła. Teraz wszystko wskazywało na to, że się mylił, a jej mina była zwyczajnym przypływem endorfin po porannym spotkaniu z ratownikiem pod prysznicami. Dalej były zdjęcia z czasów liceum i to jedno wyjątkowe: młodziutkiej Darii z pierwszej klasy. Zdjęcie, które potem dała mu oficjalnie i które zeskanował, ale które wcześniej wykradł z jej teczki w sekretariacie, kiedy jeszcze nie byli parą.

Wtedy nie zwracała na niego uwagi. Dopiero zmieniła to szkolna dyskoteka, gdy Daria — wysoka i szczupła dziewczyna, z jednej strony onieśmielająca urodą równolatków, a przez starszych, których obiekty westchnień miały już biust, przezywana „patyczakiem” — stanęła pod ścianą. Stała tak sama, naprzeciwko ławeczki, na której siedział Adam. Nie rozumiał tego; przecież była jedną z najładniejszych, jeśli nie najładniejszą dziewczyną w szkole, ale nikt jej nie zapraszał do tańca ani nawet rozmowy. Czytał kiedyś wspomnienia jakiejś modelki, która też twierdziła, że w szkole wydawała się wszystkim nieatrakcyjna, a potem została top modelką podbijającą wybiegi najlepszych projektantów. W oczach Adama taka była Daria.

Kiedy, zdając sobie sprawę ze swoich nikłych umiejętności tanecznych, podszedł do niej i zapytał wprost, czy chce pogadać, a ona się zgodziła, był przeszczęśliwy. I nie liczyło się wtedy już nic. Najpierw rozmowa, potem oboje, ośmieleni sobą nawzajem, poszli tańczyć, aż wreszcie ten wolny taniec i pierwszy pocałunek. Był wtedy tak bardzo szczęśliwy i zakochany. A ona nie odsuwała go od siebie, nie unikała, nie ignorowała. Chciała każdą wolną chwilę spędzać razem. Kilka tygodni później, pod nieobecność jego rodziców, w jego domu, mieli swój pierwszy raz. Daria zarzekała się, że dla niej też pierwszy, ale było inaczej, niż Adam się spodziewał. Czytał wcześniej o tym, jaki dla kobiety jest ten moment inicjacji, a tu było wyjątkowo i wspaniale, ale wszystko wskazywało na to, że Daria kogoś miała wcześniej. Nie było to dla niego ważne, zresztą skąd miał mieć pewność? To była jego pierwsza kobieta i jak na razie jedyna.

Kolejną walkę w pozbywaniu się artefaktów Darii stoczył z telefonem. Tu nie było łatwo. Nie chciał wymazać ostatnich pięciu lat swojego życia. Musiał więc ostrożnie przeglądać zdjęcia. Zostawiał te, na których nie było Darii. A telefon był zdradliwy. Zdjęcia, które przeszły selekcję, atakowały przy powtórnym sprawdzeniu. Tu dłoń Darii w kadrze, a tam śliczna stopa z pomalowanymi na czarno paznokciami. Na innym jej koszulka; pamiętał, że kiedy je robił, było gorąco. Zrobił zdjęcie pokoju hotelowego, w którym się zatrzymali. Obok była ona. Naga. Zaraz po tym, jak się kochali. Poza kadrem. Ale w kadrze była jej koszulka i jej walizka. Skasował.

Następnym frontem było mieszkanie. Szafy. Daria wiele ubrań służących jej w drugim, ukrytym przed Adamem życiu, skrzętnie chowała. Teraz on, przeszukując zakamarki szaf, wyciągał rzecz za rzeczą. Najbrutalniejsze było zawiniątko. Folia, a w środku pończochy. Poplamione czymś. Domyślał się czym. Zapach dopełniał dzieła. Wyrzucił, ale zrobiło mu się niedobrze. Musiał się napić. Miał tylko wódkę, zrobił z colą. Gdy kończył sprzątać szafę, był już pijany. A kosz był pełen jej ubrań. I nie tylko ubrań, bo Daria, zapewne złośliwie, zostawiła mu też gadżety, których używała zapewne z klientami lub swoim gangsterem. Ale Adamowi było wszystko jedno. Po prostu zasnął na podłodze.

Rano wyruszył do śmietnika. Wyrzucił worki i poczuł coś dziwnego. Ból głowy wywołany kacem minął, a on czuł się lekki i wolny. Nareszcie, po latach, tak jakby pozbył się magicznego artefaktu. Był wolny. Czar Darii prysł i mógł żyć dalej.

W kolejnych dniach rzucił się w wir pracy. Wyrabiał nadgodziny, brał dodatkowe tematy. Wszystko, byle zająć umysł, żeby nie kusiło wracać myślami do momentów, kiedy był jeszcze pod jej urokiem, kiedy wiązał z nią przyszłość i swoje życie. Idąc do domu, mijał dziewczyny. W wieku Darii, a także starsze i młodsze. I zauważył coś, czego wcześniej nigdy nie doświadczył. Zwracały na niego uwagę.

Kiedy był z Darią, było tak, jakby jakiś jej urok sprawiał, że dla innych kobiet był nietykalny. Nie widziały go, mijały jak powietrze, a to sprawiało, że czuł się nieatrakcyjny. Nigdy nie chciał zdradzić Darii, ale chciał też czuć się atrakcyjny dla kobiet. Mieć w sobie coś, co je przyciąga. Wiedział, że nie chodzi tu tylko o wygląd, ale o ten magnetyzm, dozę czegoś, na co składała się tajemniczość, siła i śmiałość. Tego, co kobiety przyciągało, tego, czego miał tyle jako młody chłystek, żeby podejść na szkolnej dyskotece do Darii i nie dostać od razu kosza. Teraz to wracało, ale już w innej, dorosłej formie. Był mężczyzną i czuł to.

Ale jeśli rzeczywiście Daria rzucała na niego jakiś czar, to dlaczego to robiła, pomimo drogi, którą poszła? Przecież w jej przyszłości nie było dla niego miejsca, więc dlaczego była jak przysłowiowy pies ogrodnika? A może po prostu nie traktowała go już jako mężczyznę, ale jak frajera, który był potrzebny, żeby zapewnić dom i alibi przed rodziną? I chciała jak najdłużej utrzymać taki status, dający jej komfort i wolność. Nie rozumiał tego do końca i nie chciał rozumieć. Ważne było, że to minęło, bezpowrotnie. Darii już nigdy nie miało być w jego życiu. Ale liczył, że pojawi się ktoś inny, a spojrzenia mijanych kobiet zdradzały mu, że szanse ku temu są całkiem spore.

Kryzys nadszedł w ciągu kolejnych kilku dni. Najpierw jej włos. Czarny, długi włos, który ukrył się jak płatny zabójca i zaatakował, kiedy Adam miał chwilę słabości. A ta chwila zaczęła się, gdy wracał do domu. Do autobusu wsiadła dziewczyna. Podobna do Darii. Trochę podobna, ale Adam już wiedział, że jego umysł wyszukuje podobieństw w każdej kobiecie. I teraz spisał się na medal. Podobna sylwetka, włosy. Ukuło mocno w sercu. Adam wysiadł i zaczekał na kolejny autobus.

Potem w domu, przy łóżku, ten włos. A potem odkrycie: Daria zostawiła swój pendrive w telewizorze. Tyle razy włączał go i wybierał HDMI2, a nie zauważył, że obok kwadracik źródła jest podświetlony. Nacisnął. Znów zdjęcia. Daria i on na wakacjach. Ona w kostiumie kąpielowym, jej plecy i biodra, głowa odwrócona w jego stronę. Jeszcze nie farbowała włosów. Na zdjęciu dół od kostiumu odkrywa pośladek — ten, w który klepał ją elegant. Kolejny folder. Zdjęcia z sylwestra. Daria już z ciemniejszymi włosami, ubrana seksownie. Jeden z nielicznych przypadków, gdy przy nim się tak ubierała. I kolejne zdjęcia, na których jest tylko on.

Wspomnienie wróciło. Zniknęła wtedy na sylwestra na pół godziny, może trochę dłużej. Była lekko pijana. Było już po północy. Teraz wiedział, że zniknęła z kimś z imprezy. To było dużo później niż ratownik i inni, o których Adamowi w przypływie gniewu powiedziała. Więc na pewno zniknęła z kimś. Czy wszyscy wiedzieli?

Wybrał opcję „skasuj”. Potem nagrał na pendrive mecz, żeby nie kusiło odzyskiwać danych. Ale misterna konstrukcja uwolnienia się od pamięci o Darii runęła. Godziny płynęły powoli, a Adam cierpiał. Zadawał sobie znów te same pytania: „dlaczego?”, „przez co?”. Znajdował i obalał odpowiedzi.

Kolejnego dnia w pracy był nieprzytomny. Wieczorem, gdy wrócił do pustego mieszkania, nie wytrzymał. Znów się tu dusił. Wyszedł na spacer. Podobnie kolejnego dnia i następnego. Długie spacery, uliczkami Starego Miasta, tam, gdzie ją widywał, i tam, gdzie uciekał przed myślami o niej.

Ta noc była zimna, wiatr niósł wilgotny zapach rzeki i gnijących liści, które leżały w stertach na bruku. Latarnie rzucały blade światło na puste uliczki Starego Miasta, migoczące refleksy odbijały się w kałużach po ostatnim deszczu. Szedł wolnym krokiem, skulony w płaszczu, z rękami wsuniętymi głęboko w kieszenie. Chłód wnikał w jego ciało, ale nie zwracał na to uwagi. Przyzwyczaił się do tego uczucia — do pustki, do osamotnienia i braku ciepła. Jedyne, czego teraz oczekiwał, to zapomnienie i to uczucie, które miał, gdy wyrzucił worki pełne wspomnień po Darii. Poczucie bycia od niej wolnym. Ale to nie nadchodziło.

Teraz każda noc wyglądała tak samo. Wracał tutaj, jakby instynktownie szukał czegoś, czego już nie było. Miejsca, które znał, były teraz obce. Zbyt ciche. Wspomnienia szumiały w jego głowie, głośniejsze niż dźwięki miasta.

Usłyszał za sobą trzask zamykanych drzwi samochodu. Zatrzymał się. Po chwili rozległ się stukot wysokich obcasów po wilgotnym bruku. Odwrócił się gwałtownie, serce na ułamek sekundy zabiło szybciej. To mogła być ona.

Ale nie była.

Zobaczył młodą, wysoką blondynkę w długim płaszczu i dobrze zbudowanego mężczyznę w eleganckim garniturze, którzy w pośpiechu znikali w bramie starej kamienicy. Para, jakich wiele w tym mieście. Nie zatrzymali się, nie zwrócili na niego uwagi. Adam westchnął ciężko. Przez chwilę chciał się łudzić, że Daria wróciła. Że znów tu jest. Ale nie było jej. Znowu poczuł, jak bardzo życie nie ma już dla niego sensu. Wszystko straciło znaczenie. Bez niej nic nie było takie samo. Nie miał żadnego punktu zaczepienia.

Teraz, podczas spacerów, często wyobrażał sobie, że ją znalazł. Że stoi na ulicy, czekając na klienta, ale gdy go widzi, jej twarz łagodnieje. Że podchodzi do niego powoli, niepewnie, jakby czuła wstyd. „Cześć, Adam” — mówiłaby cicho, a on czułby, jak ściska go w gardle. Czasami w jego wyobrażeniach rozmawiali. Ona przyznawała, że może się pomyliła, że wcale nie było jej tak źle z nim. Może nie była szczęśliwa, ale teraz tęskni. On zaś, zdesperowany, mówił, że zrobiłby wszystko, by mogła wrócić, choć na jedną noc. By znów była jego. Nawet jeśli miałby zapłacić. W innym wyobrażeniu ona odmawiała, ale obiecywała, że przyjdzie jutro. Że musi to jeszcze przemyśleć, ale chce się spotkać, chce mu coś powiedzieć. Za każdym razem Adam dawał się oszukiwać swojemu własnemu umysłowi. Przez chwilę czuł nadzieję, czuł, że znów oddycha. Ale potem wracała rzeczywistość — zimna, pusta, obojętna.

Cierpiący umysł podsuwał mu coraz wymyślniejsze scenariusze. Łudził, mamił, obiecywał. Odzyskasz ją, jest w twoim zasięgu, tylko zrób to albo tamto. Chodź dłużej po ogarniętych chłodem i żółtym światłem latarni ulicach, a na pewno za kolejnym rogiem zamiast przypadkowej osoby trafisz na nią. Ona tylko czeka na pretekst, żeby znów być przy tobie.

Zdawał sobie sprawę, że to wszystko nieprawda. Że na tych ulicach jej nie ma, a gdyby była, mogłaby uciec przed nim albo napuścić na niego swojego opiekuna i znów z pogardą śmiać się z jego uczuć do niej.

I wtedy ta nieszczęsna reklama. Portalu z usługami takich dziewczyn jak Daria. Może nie tak luksusowych, ale też ładnych i chętnych być przy nim za pieniądze. Przeszukiwał kolejne anonse, wszystkie wręcz tryskały wulgarnością i złym smakiem. Żadna z oferujących tu swoje usługi dziewczyn nie miała gracji i delikatności Darii. Były wręcz ordynarne. Choć z drugiej strony każda wydawała się do Darii podobna i dawała nadzieję, że to jest ona, tylko że tak niekorzystnie wyszła na tych zdjęciach.

Zamknął tę stronę, ale po chwili znalazł się na innej. I potem na kolejnej. Aż wreszcie jedno zdjęcie sprawiło, że zatrzymał się na dłużej. Dziewczyna była bardzo do Darii podobna, tylko miała rude włosy. Imię lub pseudonim wskazywał, że przyjechała z innego kraju. Opis, w porównaniu do większości pozostałych, nie był wulgarny, ale rzeczowy i odrobinę nawet romantyczny. No i ten skrót: GFE. Sprawdzał kilkukrotnie w wyszukiwarce — tak, to jest to, że z nią można podjąć grę, jakby była jego dziewczyną.

Napisał. Sam nie wiedział dlaczego. W odpowiedzi dostał numer telefonu. Zadzwonił. Umówił się. Godzinę później stał już pod nowym, eleganckim budynkiem w centrum. Zrobił wszystko zgodnie z instrukcją. Wjechał na pierwsze piętro i wyszedł na korytarz. Budynek był luksusowy, mieszkania tutaj musiały być drogie. Adam spodziewał się, że drzwi otworzy jakiś opiekun i zażąda gotówki z góry, zanim zobaczy dziewczynę, a potem się okaże, że zdjęcia rozmijały się z rzeczywistością. Ale nic takiego nie nastąpiło. Drzwi otworzyła inna dziewczyna. Też bardzo ładna, blondynka. Miała na sobie bieliznę i aksamitny szlafrok. Zapytała Adama, czy to on i czy do jej koleżanki. Potwierdził. Nikt nie żądał pieniędzy, nie było żadnego groźnego typa doglądającego interesu, ale Adam zauważył kamerę w rogu przedpokoju. Mieszkanie było duże, było tu kilka pokoi. Dziewczyna w szlafroku poszła oglądać telewizję, ale ukradkiem spoglądała na czekającego w przedpokoju Adama. Wydawało mu się, że celowo podciągała szlafrok, żeby eksponować przed nim nogi, jakby zachęcała go do zostanie jej klientem następnym razem.

Potem wyszła ona. Podobieństwo do Darii było uderzające. Gdyby nie ciemne oczy i rude włosy, można by je uznać za siostry. Zaprosiła go do pokoju. Mówiła z wyraźnie wschodnim akcentem, ale poprawnie. Pokój był duży, ze sporym łóżkiem. Też miała na sobie szlafrok, ale Adam zauważył, że pod spodem miała tylko majtki, nie nosiła stanika. Zapytała, co Adam chce robić, i potwierdziła, co dla niego znaczy Girlfriend Experience. Rzeczywiście, teraz nadszedł czas płatności, którą Adam uregulował bez wahania. Chwilę później dziewczyna zdjęła majteczki, nie zdejmując szlafroka, i zaprosiła rozbierającego się Adama do łóżka.

Leżeli obok siebie, jakby byli parą odpoczywającą po długim dniu. Dziewczyna odsłoniła nogę i położyła ją na Adamie, żeby następnie sprawnym ruchem usiąść na nim. Zrzuciła szlafrok i Adam zobaczył jej perfekcyjne ciało. Jej małe piersi były tak podobne do piersi Darii. Następnie przesunęła się w dół i gdy jej głowa znalazła się na wysokości bioder Adama, opadła na niego i zaczęła zajmować się nim swoimi ustami. Adam przymykał oczy, wyobrażając sobie, że to Daria. Ale pomimo narastającego podniecenia i pełnego profesjonalizmu tej dziewczyny, nie mógł osiągnąć punktu kulminacyjnego. I wtedy jego wyobraźnia podsunęła mu wizję: że to jest Daria, że wpadła do niego na chwilę, ale zaraz idzie do klienta, a wcześniej wpadnie do opiekuna, który — jak zapewniał w wiadomości — „wyrucha ją w dupę”. To wystarczyło. Myśl o tym, że to jego Daria i że zaraz będzie robiła to z innymi, odkryła przed Adamem pokłady fantazji w jego własnym umyśle, których nie był wcześniej świadom. Eksplodował momentalnie. Dziewczyna nie przestawała pracować, jej głowa poruszała się miarowo, a Adam powoli tracił kontakt ze światem.

Kiedy ochłonął i otworzył oczy, zobaczył, że dziewczyna opiera się rękoma na jego udach i z serdecznym uśmiechem wpatruje się w niego.

— Dużo się naprodukowałeś, chyba dawno nie miałeś dziewczyny? — powiedziała i wyprostowała ręce, podnosząc się z pozycji leżącej. — Może chcesz jeszcze? Mamy prawie dwie godziny.

— To było niesamowite. — Adam nie kłamał, naprawdę przeżył coś wyjątkowego, jeśli chodzi o doznania. Nie wiedział tylko, czy to zasługa jego fantazji, czy profesjonalizmu tej dziewczyny.

— A co byś chciał robić? — zapytała.

Adam dał jej znak dłonią, żeby się zbliżyła, a gdy to zrobiła, powiedział jej na ucho. Nikt ich nie słyszał, ale wstydził się o tym mówić.

— Ale to będzie dopłata, wiesz? — zapytała. — I mam w trakcie to mówić, tak?

— Tak, wiem. I chcę, żebyś mówiła.

Dziewczyna sięgnęła do szuflady i wyjęła prezerwatywy oraz lubrykant. — W ten sposób tylko z gumką — powiedziała zdecydowanie. — OK?

— Tak, jasne. — Adam zakładał, że właśnie tak musi się to odbyć.

Chwilę później klęczała wypięta tyłem do niego. — Śmiało — powiedziała. — Jestem gotowa.

To był pierwszy raz w ten sposób dla Adama. Daria nigdy nie zgodziła się na to z nim, choć z wiadomości w jej telefonie wiedział, że robiła to z innymi bardzo chętnie. Dziewczyna początkowo nic nie mówiła, ale potem, kiedy ruchy Adama stały się miarowe, zaczęła mówić to, o co ją prosił. Sam nie wiedział, dlaczego zakładał, że tego potrzebuje, ale chciał to przeżyć. Dziewczyna, udając Darię, mówiła mu, żeby jej to robił, przepraszała, że pozwalała na to innym, a nie chciała tak robić z nim, żeby ją porządnie ukarał za jej rozwiązłość. Działało, ale jak poprzednio, nie dało efektu, którego oczekiwał. Ale gdy dziewczyna powiedziała, że jak Adam skończy, to jego wyimaginowana Daria musi wyjść na noc i „dać innym”, i zaczęła opowiadać, jak to będzie wyglądać, Adam znów poczuł, że moment nadchodzi. Pierwszy raz w życiu zdarzyło mu się dwa razy niemal pod rząd osiągnąć ten stan. Wiedział, że musiało go pod koniec trochę ponieść, bo dziewczyna, zapewne przyzwyczajona do takich doznań, zaczęła jednak postękiwać, a jej dłonie parę razy zacisnęły się na pościeli.

Potem leżeli i rozmawiali. Była ciekawa, czy Adam dostał to, czego oczekiwał. Gdy potwierdził, sam z siebie zaczął mówić. Słuchała z uwagą. Nie z udawaną uwagą. Słuchała naprawdę. W jej oczach było widać emocje. Współczuła Adamowi, ale i podziwiała go za to, że przyszedł tu, żeby odciąć się od przeszłości. Nie do końca była to prawda, bo Adam przyszedł tu szukać przeszłości, ale teraz znów czuł się wolny, jak po wyrzuceniu ze swojego umysłu natrętnych myśli. Gdy czas minął, dziewczyna zaprosiła go ponownie i pobrała dopłatę za dodatkową usługę. Powiedziała też, że gdyby chciał się zrelaksować z dwiema dziewczynami, to jej koleżanka jest do dyspozycji. Adam podziękował i obiecał, że zadzwoni i umówi się na następny raz.

Ale gdy wyszedł z eleganckiego budynku, wyrzucił wizytówkę z numerem telefonu. Dziewczyna była piękna i perfekcyjna w tym, co robiła, a ta druga też podobała się Adamowi, ale to nie było to, czego szukał na przyszłość. To była potrzeba chwili — teraz to rozumiał — i szedł znów lekki i szczęśliwy, jak wtedy, gdy worki pełne wspomnień o Darii wyrzucił na śmietnik. A mijane dziewczyny znów na niego patrzyły i on patrzył na nie. Nie odwracały wzroku, nie ignorowały, ale odwzajemniały spojrzenie.

Terapia GFE w wykonaniu dziewczyny ze Wschodu wystarczyła zaledwie na tydzień. Daria wypełzła z zakamarków pamięci i rozsiadła się pośrodku umysłu Adama, całkowicie go paraliżując. Było tak źle, że musiał wziąć kilka dni wolnego w pracy, bo nie był w stanie się skupić. Znów szukał jej na portalach. Bezskutecznie. Znalazł za to dziewczynę ze Wschodu i nawet jej koleżankę, która też specjalizowała się w GFE, ale dodatkowo była Bi.

Nie chciał szukać tego co poprzednio. Nie czuł fizycznej potrzeby zbliżenia z inną kobietą, a wiedział, że nawet jeśli poczuje ulgę, to będzie to chwilowe. Poza tym jego największy teraz wróg — jego własny umysł — podpowiadał mu różne scenariusze, a w każdym z nich element wspólny: Daria mijająca go o milimetry na drodze życia. Kiedy on byłby u innej dziewczyny, Daria na pewno pukałaby do jego drzwi i chciała wrócić. Kiedy patrzyłby na dziewczyny mijane na ulicy, na pewno z drugiej strony mijałaby go niezauważona Daria, która tylko czeka, aby go spotkać i prosić o wybaczenie. Albo wtedy, kiedy nie pójdzie wieczorem na spacer, to na pewno będzie dzień, kiedy Daria będzie wracać do domu swojego opiekuna (bo Adam zakładał, że Daria właśnie tam mieszka) i się na nią nie natknie, bo on będzie w domu. A gdyby go spotkała, rzuciłaby wszystko i błagała, aby przyjął ją do swojego domu i pozwolił zostać.

W umyśle Adama nie było teraz miejsca na inne myśli. Wszystko kręciło się wokół Darii. Zaczął racjonalizować i negocjować. Po trudnych rozmowach z samym sobą ustalił status quo: Daria pracuje w nocy, więc nie ma sensu szukać jej za dnia. Trzeba co noc chodzić w wiadome miejsca i na pewno w końcu ją spotka. To kwestia wytrwałości i sumienności. I wtedy przyprowadzi ją do domu i już nigdy nie wypuści z ramion. Wybaczy i będzie jak dawniej, ale on już nigdy nie będzie narzekał, że Daria oddala się od niego fizycznie, że nie ma między nimi tego, co było w czasach liceum. Był skłonny nawet ustąpić w kwestii jej samotnych wyjść na noc, byleby tylko do niego wróciła. Adam wiedział, jak nisko upadł w tych negocjacjach z własnym umysłem. Ale musiał żyć, działać, pracować. A bez traktatu pokojowego z własnym ja nie był w stanie. Więc uległ i ruszał każdego wieczoru w miasto, żeby patrolować skąpane w żółtym świetle uliczki Starego Miasta i dzielnicy domów jednorodzinnych za nim, w poszukiwaniu Darii. Naprawdę wierzył, że wychodząc za każdy róg, zobaczy ją w tej obcisłej, krótkiej sukience, idącą w szpilkach, których stukot odbijał się echem od ścian kamienic. Ona była za każdym rogiem, za każdym domem, w każdym mijającym go samochodzie. Czekała, aż Adam ją odnajdzie i zabierze do domu, przyjmie jej przeprosiny i wpuści do ciepłego łóżka — choćby nigdy nie pozwalała mu na nic, ale tylko była. Choć częściowo. Choćby miała traktować ich dom jak hotel. Żeby była. Była w jednym procencie, ale jego.

Regularne patrole pozwoliły mu w miarę normalnie egzystować. Nadal w pracy często marnował czas na przeszukiwanie portali z dziewczynami świadczącymi usługi, w nadziei, że ją znajdzie, ale mógł też skupić się na konkretnym działaniu i obowiązkach. Kolejnymi plusami takiego traktatu z sobą samym była możliwość jedzenia, sprzątania i generalnie dbania o siebie.

Plusy były więc bardzo zauważalne. No i spacery — to też było zdrowie. Czuł się po nich dotleniony i miał satysfakcję za każdym razem, kiedy jego telefon wykazywał, że patrol trwał dłużej niż poprzedni.

Dodatkowym odkryciem, które dawało jeszcze więcej ulgi, były wyimaginowane rozmowy z Darią. Udawał w myślach, że z nią rozmawia. Jego projekcja Darii mówiła mu, dlaczego tak się stało, najczęściej zrzucając winę na niego, a on grzecznie to przyjmował, ciągle pytając, czy dziś wrócą razem do domu. Wirtualna Daria nieraz się zgadzała, innym razem mówiła, że jutro, ale na sto procent, żeby przygotował mieszkanie, bo ona przyjdzie i będzie już zawsze.

Tym razem był na tyle odważny, że oprócz obowiązkowych tras pozwolił sobie pójść w miejsca związane ze wspomnieniami. Doszedł do skarpy, gdzie przy rzece ustawiono kilka ławek. Kiedyś, ten jeden raz, siedzieli tu razem, trzymając się za ręce, rozmawiając o przyszłości, która teraz wydawała się odległym, naiwnym snem. Wszystkie ławki były wolne. Nie było nikogo. Ale nie miał śmiałości usiąść na tej, na której siedział z Darią. Wybrał inną, podobną, ale nie tę samą. Przysiadł na niej, oparł łokcie na kolanach i wpatrzył się w ciemną taflę odległej wody.

Zamknął oczy i pozwolił sobie na jeszcze jedno wyobrażenie: Daria podchodzi do niego ostrożnie, z lekkim uśmiechem. „Przepraszam” — mówi cicho. — „Nie dzisiaj. Mam klienta. Ale jutro się spotkamy. Wszystko ci opowiem.” Adam kiwa głową. Byleby tylko dała mu nadzieję.

„Ale teraz… jestem tu sama. Jest mi zimno” — kontynuuje. — „Mogę się do ciebie przytulić, jak dawniej?” Adam w rzeczywistości siedział nieruchomo na ławce, ale w wyobraźni uśmiechnął się lekko. W tamtej iluzji przesunął się, robiąc jej miejsce.

„Przesuń się” — mówi Daria, stojąc obok. — „Usiądę. Zimno mi w tych pończochach.”

Jego ciało, reagując automatycznie na myśl, poruszyło się w lewą stronę. Nagle poczuł, jak ławka gwałtownie się przechyla. Nie była stabilna. Stracił równowagę. Czuł, jak świat wokół niego wiruje. W ułamku sekundy jego plecy uderzyły o ziemię, a głowa z impetem trafiła w metalowy bok sąsiedniej ławki. Przez moment był tylko ostry ból, potem cisza. Ostatnia myśl, która przebiegła przez jego umysł, zanim ogarnęła go ciemność, była absurdalna: że Daria naprawdę chciała usiąść obok niego.

Rozdział 2

Ciemność powoli ustępowała, a w jej miejsce wkradał się dźwięk. Głos. Delikatny, ciepły, troskliwy.

— Halo? Żyjesz? Potrzebujesz pomocy? Ocknij się… Wezwać pogotowie? Halo?

Adam usłyszał to jak przez mgłę. W jego głowie wciąż dźwięczał tępy ból, pulsujący i rozlewający się po czaszce. Powieki wydawały się ciężkie, ale powoli zmusił je do uniesienia. Zamrugał, próbując wyostrzyć obraz.

Najpierw zobaczył jej dłonie. Delikatne, smukłe palce, które ostrożnie dotykały jego policzka. Jej skóra była ciepła, miękka. Poczuł dreszcz, jakby w tej jednej chwili jego ciało nie było pewne, czy powinien się cofnąć, czy poddać temu dotykowi.

A potem zobaczył jej twarz.

Miała ciemne, długie włosy, które okalały jej śliczne, dziewczęce rysy. Oczy wielkie, pełne troski, z lekkim cieniem zmartwienia. Była młoda, bardzo młoda. Góra osiemnaście lat. Jej skóra była nieskazitelna, porcelanowa, a usta lekko rozchylone w napięciu. Adam wpatrywał się w nią przez kilka sekund, oszołomiony zarówno bólem, jak i jej obecnością.

— Żyję — wychrypiał, a jego głos zabrzmiał obco w tej zimnej, nocnej przestrzeni.

Dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie, ale wciąż patrzyła na niego uważnie, jakby oceniała, czy nie kłamie, czy zaraz nie osunie się z powrotem na ziemię.

— Możesz się ruszać? Nie złamałeś nic? Uderzyłeś się w głowę, powinieneś to sprawdzić — jej głos brzmiał cicho, ale był dźwięczny, melodyjny.

Adam spróbował się podnieść, ale świat wokół niego na chwilę się zachwiał. Dziewczyna momentalnie chwyciła go za ramię, podtrzymując. Była drobna, ale silna. Pomogła mu wstać i powoli przeprowadziła na inną, stabilną ławkę. Adam usiadł ciężko, opierając dłonie na kolanach i próbując opanować zawroty głowy. Wziął kilka głębszych oddechów.

— Wszystko w porządku? — zapytała znów. — Może trzeba dzwonić po karetkę?

— Nie — odpowiedział szybko, prawie zbyt szybko. — Nie, naprawdę… dam radę. — Nie chciał wyglądać na słabego, zwłaszcza przed nią. Zwłaszcza teraz, gdy przyglądał się jej uważniej. Miała na sobie czarne rajstopy i zimowe kozaki, a powyżej krótką spódniczkę, która podkreślała jej smukłe nogi. Wyżej czarny, dopasowany sweterek i cienką kurteczkę, niedopiętą, jakby nie czuła zimna. W świetle latarni jej ciemne włosy lśniły lekko, jakby pochłaniały światło. Była śliczna. I taka… grzeczna.

Jak Daria kiedyś. Jak Daria, gdy była jeszcze w liceum. Gdy mówiła, że go kocha, gdy wpatrywała się w niego tym spojrzeniem pełnym czułości. Adam odwrócił wzrok, poczuł ścisk w żołądku.

Przypomnienie Darii w tym momencie było jak nóż w plecy, ale nie mógł się od tego uwolnić. Dziewczyna, która stała przed nim, była jak echo tamtej przeszłości. Młoda, pełna troski, niewinna w swojej opiece.

— Dziękuję — powiedział cicho, ledwo słyszalnie.

Dziewczyna niewinnie się uśmiechnęła.

— A tak poza tym, to jestem Adam — dodał, próbując się jakoś otrząsnąć.

Jej oczy zaświeciły się. — A ja Ewa — uśmiechnęła się w cudowny sposób. — Adam i Ewa — powtórzyła. — Miałeś szczęście, że tu byłam. Jakbyś nie odzyskał przytomności, to mógłbyś zamarznąć.

— Dziękuję, Ewo, jeszcze raz.

— Nie ma sprawy, Adam.

Adam przezwyciężył zawroty głowy i zapytał: — A ty tak często tu spacerujesz? Wiesz, jest noc?

Ewa uśmiechnęła się lekko. — Lubię noc. Wtedy mam wolny czas. Dużo się uczę. Noc daje mi wytchnienie. Prawie nie wychodzę w dzień przez szkołę.

Adam wyraźnie zainteresował się jej wiekiem. — Chodzisz do szkoły? Do liceum pewnie, matura?

— Tak, został mi rok do matury — powiedziała.

Adam próbował poukładać sobie w głowie to, co usłyszał. Matura — mniej więcej maj, teraz listopad, to mniej niż rok. Ból głowy wrócił.

— Dziękuję jeszcze raz, Ewo. A ja już jestem na studiach, niedługo je kończę. Kiedy nie uderzam głową w napotkane ławeczki, to też pracuję. Wiesz, IT.

Zaśmiała się. Miała piękne, jasnoniebieskie oczy, niemalże szare. Idealne usta. I tak pięknie się śmiała. Adam zrozumiał, że Ewa mu się bardzo podoba.

Rozmawiali długo, niemal godzinę. Ewa opowiadała, że dużo się uczy, że ma starszego brata. Że rodzice wyjechali za granicę i rzadko odwiedzają ich w Polsce. Że tęskni za nimi. I że ona z bratem mieszkają tutaj, na Starym Mieście. Że nigdy nie była za granicą, a bardzo by chciała pojechać po maturze nad morze. Gdy opowiadała, angażowała się, a Adam zauważył, że bardzo seksownie zakładała nogę na nogę. Kiedy mówiła o podróżach, wzięła jego dłoń w swoją. Znów poczuł jej delikatne dłonie, szczupłe palce, perfekcyjną skórę. Zauważył, jaki to kontrast wobec dłoni Darii — z długimi, wyzywającymi czerwonymi tipsami. A Ewa? Jej paznokcie były idealnej długości, dziewczęco pomalowane na biało. Niewinne, a jednocześnie kobiece.

Adam coraz bardziej wpatrywał się w Ewę. Była idealna.

Rozmawiali kolejną godzinę. W końcu Ewa powiedziała, że musi iść, że musi zdążyć, zanim jej brat, który pracował na nocne zmiany, wróci z pracy, bo będzie na nią zły, że nie odsypia czasu nauki. I że chciałaby, o ile Adam będzie chciał, znów się z nim spotkać. Adam odprowadził ją pod jej kamienicę — tę samą, do której wcześniej weszła elegancka para. Podziękowała i pocałowała go w policzek na pożegnanie. Pachniała pięknymi kwiatowymi perfumami. Adam nie mógł rozpoznać jakimi, ale bardzo mu się ten zapach spodobał. Tak jak podobała mu się Ewa.

Teraz był szczęśliwy. Tylko jedna rzecz nie dawała mu spokoju w drodze do domu: Ewa nie dała mu swojego numeru telefonu. Ale wiedział, gdzie mieszka, wiedział, że lubi nocne spacery i że pewnie będzie tu też jutro. Umówili się po dwudziestej.

Kolejnej nocy Adam wrócił na Stare Miasto. Tym razem nie błąkał się bez celu. Poszedł prosto pod kamienicę Ewy. Znów żałował, że nie poprosił jej o numer telefonu. Nie znał numeru mieszkania, ale domofon był starego typu i miał tylko dwanaście przycisków. Kilka wyglądało na nieużywane — 3, 8 i 12 pokrywała warstwa kurzu i osadu. Jeden miał napis „Dozorca”, a pod nim „1”. To oznaczało, że Ewa mieszkała w jednym z pozostałych ośmiu mieszkań.

Wiedział jednak, że nie może ryzykować. Wspominała, że jej brat był surowy i nie chciała, żeby dowiedział się o jej nocnych wyjściach. Nie chciał sprawić jej problemów ani jej zawieść. Dlatego odszedł od domofonu i skierował się w stronę skarpy.

Ławka, na której wczoraj siedzieli, stała na swoim miejscu. Ta pechowa została naprawiona. Sprawdził ją ostrożnie, ale i tak usiadł na tej drugiej, tej na której spędzili razem czas poprzedniej nocy. Czekał. Minął kwadrans, potem kolejny. Już miał wstać i odejść, gdy usłyszał znajomy dźwięk — stukot kobiecych butów. Serce mu zabiło mocniej. Odwrócił się i zobaczył ją.

Ewa podeszła do niego dokładnie tak, jak wczoraj wyobrażał sobie, że podejdzie Daria. Ale to nie była Daria. To była ona — Ewa. Tym razem miała cieplejszą kurtkę i znów pachniała delikatnymi kwiatowymi perfumami.

— Cześć, Adam. Tęskniłam — powiedziała i usiadła obok niego. Od razu chwyciła jego dłoń i położyła na swojej otwartej dłoni. — No dalej, opowiadaj. Jaki miałeś dzień? Tęskniłeś tak jak ja? — Jej jasne, szaro-niebieskie oczy błyszczały w świetle latarni. Była podekscytowana, że znów się spotkali.

Adam czuł się, jakby śnił. Wszystko działo się tak naturalnie. Rozmawiali, śmiali się. Ewa powiedziała, że jej brat ma znowu nocną zmianę, więc mogła wyjść. Zaproponowała spacer nad rzekę. Ubrała się cieplej, więc nie zmarznie. Szli powoli, a Ewa mówiła o swojej najlepszej przyjaciółce Marysi, za którą bardzo tęskniła, bo ta wyjechała i nie mieszkała już w mieście. Opowiadała o tym, że nigdy nie była za granicą, ale chciałaby pojechać nad morze po maturze. Adam słuchał jej uważnie, zachwycony jej głosem, sposobem, w jaki mówiła, jak angażowała się w rozmowę. Kiedy wspominała o podróżach, znów wzięła jego dłoń w swoją. Jej skóra była tak jak dzień wcześniej delikatna i ciepła. Adam czuł, jak jego serce przyspiesza.

Rozmawiali godzinami. Adam chłonął każdą chwilę. W końcu, gdy wracali wzdłuż rzeki, Ewa przylgnęła do niego i poprosiła: — Obejmij mnie.

Objął ją ramieniem i przycisnął do siebie. Spojrzała mu w oczy i uśmiechnęła się. Była taka piękna. Nie chciał jej wypuszczać. Gdy dotarli pod kamienicę, Ewa spojrzała na niego smutno.

— Nie chcę się dziś z tobą rozstawać — wyszeptała. — Ale muszę wrócić przed bratem. Mam złą wiadomość… Jutro i pojutrze mój brat nie pracuje w nocy. Nie będziemy mogli się zobaczyć. Będę tęsknić. Nie wiem, czy wytrzymam tak długo.

Adam poczuł ścisk w sercu. Nie chciał się rozstawać. Nie teraz, gdy wszystko było takie idealne.

— Przetrwamy — uśmiechnął się lekko. — Spotkamy się po tym. Zawsze będę na ciebie czekał.

Ewa stanęła na palcach i pocałowała go w usta. Krótko, ale wystarczająco, by świat na chwilę przestał istnieć. Zapach jej perfum ponownie go objął. Potem otworzyła drzwi do kamienicy i zniknęła w ciemnym korytarzu.

Adam stał przez chwilę, oszołomiony. Pomyślał, że chyba się zakochał. Zakochał się z wzajemnością. Wracając nocnym autobusem do domu, rozmyślał nad jednym — dlaczego znowu nie poprosił o jej numer telefonu? To było absurdalne. Nie będą się widzieć aż dwa dni. Dwa długie dni i dwie długie noce bez niej. Może nie mogłaby rozmawiać, ale mogliby ze sobą pisać. Może wysłałaby mu swoje zdjęcie, żeby łatwiej było przetrwać tę rozłąkę? Nie znał też jej numeru mieszkania, ale coś wiedział. Kiedy Ewa weszła do kamienicy, nie zapaliła światła na klatce. To oznaczało, że mieszka na parterze. Adam widział schody przez otwarte drzwi i był niemal pewien, że dziewczyna nie dałaby rady wejść po nich bez światła. A o ile jej brat nie był dozorcą (a nic na to nie wskazywało), to mogło to być tylko jedno mieszkanie — numer 2. Adam był niemal pewny, że to jest numer mieszkania Ewy.

Dni bez niej dłużyły się niemiłosiernie. Czuł się przybity, przytłoczony. Wiedział, że Ewa pewnie teraz siedzi nad książkami i uczy się do matury. Że nie można jej przeszkadzać, że to dla niej ważne. I liczył, że wszystko po jej maturze się zmieni, będą mogli spotykać się o dowolnej porze, a może nawet nie będą musieli się spotykać? Może ich znajomość rozwinie się tak, że będą mogli razem zamieszkać? Adam bardzo by tego chciał, żeby delikatna i niewinna Ewa zajęła miejsce Darii. Nie tylko w jego sercu, bo tam już rozgościła się na dobre, ale też w jego życiu. Ale czas płynął bardzo powoli. A on cierpiał i tęsknił.

Drugiego dnia znów pojawił się kryzys. Myśli o Darii wróciły. Choć w sercu Ewa była niezagrożona, to w świecie jego negocjacji z samym sobą Daria znów rządziła. Przemykała samotnie ulicami, gotowa go spotkać i proponować powrót. Stała pod jego blokiem, bojąc się zadzwonić. Przesiadała się pomiędzy samochodami klientów, rzewnie wodząc wzrokiem za swoim byłym, żeby uciec z nim od tej rzeczywistości luksusowej call girl i znów zamieszkać w bloku, z nim. Był gotów ponownie na negocjacje, na ustępstwa, na wybaczenie. Zgadzał się awansem na jej wychodne, nawet na przyjmowanie klientów, byleby była obok. Byleby była tuż na wyciągnięcie ręki.

I znów zanurzył się w ciemności nocnych uliczek, szukał, wyobrażał sobie, planował. Ale tym razem nastąpiło coś, co zaburzyło władzę wspomnień o Darii nad nim. Kiedy doszedł do tej uliczki i już chciał dać upust swojej potrzebie odczuwania bólu i wyobrazić sobie, że Daria stoi przy ławeczkach, poczuł coś nowego, coś, czego nie było wcześniej. Ewa weszła w jego wspomnienia, niemalże wypychając z nich Darię. Wszystko, co pamiętał, to te niebiesko-szare oczy i zapach kwiatowych perfum. Delikatność i czułość. Tu, przy ławeczkach, Daria nie rządziła. Tu był teren Ewy. Adam spojrzał na kamienicę. Było późno. Praktycznie żadne okno nie było oświetlone. Nie miał pojęcia, które okno należy do niej i w które mógłby spojrzeć, licząc, że akurat teraz wstała i, chcąc zaczerpnąć świeżego powietrza, otworzy je, zobaczy go i choćby pomacha.

Badał uważnie wzrokiem jeszcze raz domofon. Zaśniedziałe przyciski pozwoliły eliminować niezamieszkałe lokale. Ale nadal osiem niewiadomych. A może jednak zapaliła światło i on nie zauważył, że weszła na górę? Odszedł najdalej jak się dało od kamienicy, tak żeby widzieć wszystkie okna. Obserwował każde po kolei, szukając śladów Ewy. Ale wtedy Daria poczuła, że czas na kontratak, i dała do zrozumienia, że na pewno właśnie przesiada się z samochodu jednego klienta do drugiego na tamtej uliczce. Zaledwie kilkaset metrów dalej. Adam już prawie biegł, był pewien, że to przeczucie jest prawdziwe. Chwilę później stał sam na pustej ulicy, przekonany, że Daria właśnie z kimś odjechała. Że gdyby nie tracił tam czasu, już byłaby w jego ramionach albo choć obiecywała mu, że jutro przyjdzie.

I wreszcie nadszedł ten dzień. Dzień ponownego spotkania z Ewą. Od rana Adam czuł, że wpływ Darii słabnie z każdą godziną. O ile rano w drodze do pracy dałby wszystko za przypadkowe spotkanie z nią, o tyle już po południu był gotów na chwile, w których o Darii nie pamiętał. Jak tylko wrócił do domu, postanowił zająć się swoim wyglądem, który przez te dwa dni zaniedbał, powodując, że w pracy pytali go, czy się dobrze czuje. Włosy miał w nieładzie, nie golił się, co sprawiało, że jego nie do końca jednolity zarost wyglądał wręcz okropnie. Ale teraz rozwiązał te wszystkie problemy dotyczące wyglądu i w końcu był gotowy. Postanowił przejść się zamiast jechać autobusem. Kończył się właśnie popołudniowy szczyt; ci, którzy pracowali dłużej, wracali do domów, a ci, którzy wychodzili na miasto, właśnie zmierzali do centrum. Mijał wiele kobiet i znów zauważył, że kiedy nie myśli o Darii, odwzajemniają one jego spojrzenia. Zdarzyło się, że niektóre nawet się uśmiechały. Adam czuł się tym podbudowany; dobrze wiedział, że im mniej Darii w jego głowie, tym więcej w nim życia.

Droga minęła szybko i Adam był wcześniej. Kręcił się po okolicy, licząc, że zobaczy Ewę wychodzącą do sklepu albo kogoś, kogo mógłby zidentyfikować jako jej brata. Jednak z kamienicy nikt w tym czasie nie wychodził. Nie wiedział, czy to normalne, czy po prostu miał pecha. Z każdą minutą czuł coraz większy niepokój.

Usiadł na ławce. Chłód listopadowej nocy wkradał się pod jego płaszcz. Czekał, spoglądając co jakiś czas na okna budynku. I wtedy, punktualnie o 20:00, drzwi na klatkę schodową otworzyły się i stanęła w nich ona. Ewa. Adam znów zachwycił się jej urodą. Dwa dni rozłąki sprawiły, że poczuł, jakby widział ją po raz pierwszy. Jego serce mocniej zabiło i poczuł ten specyficzny strach o ulotność tej chwili i samej Ewy. Podbiegła i przylgnęła do niego, patrząc mu w oczy. Jej usta uśmiechały się, a oczy wyrażały czystą radość.

— Jesteś! Tęskniłam bardzo — powiedziała Ewa i pocałowała go wprost w usta.

— Ja też tęskniłem za tobą, nie wiesz, jak bardzo dłużyły mi się te dni — Adam przytulił ją i spojrzał w jej niebiesko-szare oczy. — Ale teraz już jesteśmy razem. Co robimy? Spacer?

— Tak, bardzo chętnie, idziemy… — Ewa nie mogła ukryć, wypowiadając te słowa, że jest niesamowicie podekscytowana spotkaniem. Tym razem ubrała się inaczej. Miała zimowe, wyższe botki na średnim obcasie, co sprawiało, że wydawała się wyższa. Grube rajstopy zastąpiły teraz jeansy, a kurtkę — krótki płaszczyk z futerkiem na kołnierzu. Wyglądała teraz równie pięknie co w poprzednim zestawie, ale bardzo dorośle i elegancko.

Poszli przez uliczki Starego Miasta, spacerując pomiędzy kamienicami. Latarnie jak zawsze dawały tę specyficzną żółtą poświatę, której nie można było doświadczyć w innych częściach miasta, oświetlanych zimnym, obojętnym światłem. Adam objął ją w pasie i mocno przyciskał do siebie; ona przyciskała całą siebie do jego boku. Często przytulała policzek do jego płaszcza, jakby chciała ukryć się wewnątrz Adama i nie pozwolić żadnej sile, która mogłaby próbować ich rozdzielić, na działanie. Mijali spacerujących ludzi, zakochane pary idące w objęciach, tak jak oni szli. Skręcili z głównej uliczki na mały plac za kościołem i wtedy Adam zatrzymał się i znów spojrzał Ewie w oczy. Widział, co mówi jej spojrzenie — tak bardzo chciała być przy nim. Pocałował ją w usta, cały czas nie przestając patrzeć w jej pełne radości oczy. Potem ich usta spotkały się ponownie, już lekko rozchylone, aby wpić się w siebie nawzajem i przejść do długiego pocałunku. Kiedy się całowali, Adam obejmował ją, jakby ponownie obawiał się, że jakaś siła spróbuje mu ją zabrać. Ale nie było takiej siły, która teraz mogłaby ich rozdzielić. Patrzyli sobie w oczy, nie mówiąc nic, potem znów ich usta zatapiały się w sobie i znów patrzyli.

W końcu poszli na dalszy spacer. Teraz rozmawiali o wszystkim. Adam zaproponował, żeby poszli razem do kawiarni lub do kina. Ewa odpowiedziała, że chętnie, ale trochę później. Powiedziała, że nie przepada za miejscami pełnymi ludzi, woli być z Adamem sam na sam. Adam nie poddawał się i powiedział, że zna kawiarnię niedaleko kamienicy, w której mieszka Ewa. Kawiarnia była czynna do późna i po dwudziestej praktycznie nie było tam ludzi. Ewa w końcu zgodziła się, ale na następnym spotkaniu. Szli teraz z powrotem w kierunku ławeczek. Kilkukrotnie po drodze Ewa zatrzymywała się i znów ich usta łączyły się w długim pocałunku. W międzyczasie rozmawiali. Mówiła o tym, że za rok ma maturę i że musi się uczyć. I o tym, że marzy o wyjeździe nad morze. I o tym, że mieszka teraz ze starszym bratem, bo rodzice wyjechali na stałe za granicę. Adam słuchał, ale ci rodzice za granicą budzili jego obawy. A co jeśli Ewa wyjedzie do nich? Przecież zagraniczne studia to bardzo dobry początek drogi zawodowej, a po maturze będzie miała idealny moment na taką zmianę. Wiedział, że Ewa kilkukrotnie powiedziała, że mieszka „u brata”, a kilka razy, że „z bratem”. Ta subtelna różnica sprawiała, że Adam bał się, że skoro Ewa tu mieszka w mieszkaniu brata, to rodzice mogą chcieć ją ściągnąć do siebie. A jeśli to mieszkanie należy też do niej, to będzie jakoś mocniej związana z tym miejscem. Wiedział, że musi działać. Że musi budować ten związek najszybciej, jak się da, jeśli chce ją zatrzymać. Dziś w oczach Ewy widział uczucie, zdawał sobie sprawę, że jest w nim zakochana. Ale co przyniesie jutro, co kolejne dni? Teraz siedziała w domu, uczyła się, nie miała za wiele kontaktu z innymi, pewnie tylko z rówieśnikami w szkole. A przecież po maturze może poczuć się wolna i nie chcieć stałego związku. Próbował dopytać, dowiedzieć się więcej. Ewa mówiła chętnie, ale jej wypowiedzi ciągle krążyły wokół tych samych tematów. Rodzice byli za granicą, ale nie powiedziała gdzie. Brat pracował na nocne zmiany, ale jako kto — nie chciała powiedzieć. Skrupulatnie ucinała temat mieszkania i szkoły. Jednak z każdym krokiem tego spaceru Adam czuł, że zna ją lepiej i wie o niej więcej.

On za to opowiadał o sobie. Delikatnie spłycając temat swojego poprzedniego związku. Daria nie miała tutaj ważnej roli — była, bo była, zdradziła i zerwali. Był wolny i szukał miłości. Miłości prawdziwej i wiecznej. A wtedy Ewa ożywiała się i przytakiwała, że tylko taka miłość ma sens. Bezgraniczna, nierozerwalna i wieczna. Adam wiedział, że oboje tego chcą. Miał nadzieję, że taka będzie miłość Ewy do niego i że nie skończy się wraz z momentem, kiedy Ewa poczuje, że po zdanej maturze może wszystko.

Byli już blisko ławeczek, ale nie siadali na nie. Ewa nie zachęcała tym razem, a Adam, pamiętając swój upadek, nie był wcale do tego chętny. Nie tylko zresztą z tego powodu. Pamiętał, jak siedział tutaj też kiedyś z Darią, i nie chciał wywoływać wspomnień, które teraz były zupełnie niepotrzebne. Szli teraz wzdłuż rzeki i podziwiali wspaniałą iluminację na konstrukcji mostu. Znów się obejmowali, całowali i rozmawiali. W końcu Adam spytał Ewę o jeszcze jedną rzecz, o którą wcześniej nie miał śmiałości zapytać, a o której Ewa nic nie mówiła: o jej poprzednie związki i relacje.

Ewa chwilę zastanawiała się, zanim zaczęła opowiadać, i mocno przytuliła się do Adama.

— Wiesz, był ktoś. Chłopak w moim wieku. Byliśmy razem prawie dwa lata, ale jego już nie ma. On odszedł. — Gdy to mówiła, Adam czuł, że przytula się do niego coraz mocniej.

— Rozumiem, ale jeśli mogę zapytać… on cię zostawił? Zerwaliście? — Adam chciał wiedzieć.

— Tak, można to tak określić. Zostaliśmy w pewien sposób rozdzieleni, on nie chciał iść dalej ze mną. — Gdy to powiedziała, spojrzała w jego oczy i Adam zauważył, że Ewa płacze. Pojedyncze łzy spływały teraz po jej policzkach.

— Kochałaś go? — Adam poczuł, że może zapytał zbyt pochopnie, że ją zranił. Zrobiło mu się głupio, ale jakaś siła pchała go, żeby wiedzieć o niej wszystko.

— Tak wtedy myślałam, ale teraz wiem, że po prostu go lubiłam. Bo kocham tylko ciebie. — Ewa wpiła się ponownie swoimi ustami w usta Adama. Całowali się długo, bez przerw, ale Adam cały czas myślał o tym, co usłyszał. Ewa go kocha. On ją chyba też. Darii już nie było. Była tylko Ewa. Wiedział, co musi odpowiedzieć, gdy ich usta się rozłączyły. — Ewa, a ja kocham ciebie.

Nie mówili teraz nic, szli w kierunku kamienicy Ewy. Minęli ławeczki i stanęli przed wejściem. Adam w głowie rozgrywał różne scenariusze, od tego, że Ewa zaprasza go do środka, aż po ten, że jadą do niego i Ewa zostaje na noc. Ale żaden z tych scenariuszy się nie spełnił. Ewa spojrzała mu znów w oczy; po łzach ze spaceru nad rzeką nie było śladów. Jej oczy były uśmiechnięte i radosne, pełne miłości do niego.

— Muszę już iść. Ale jutro się znów spotkamy. Kocham cię, Adam — powiedziała, nie przerywając spojrzenia wycelowanego wprost w jego oczy.

— Ja ciebie też kocham. A może jutro, jeśli oczywiście chcesz, zaprosiłbym cię do siebie? — Adam zastanawiał się cały czas, czy to nie za szybko.

— Nie, Adam — powiedziała zdecydowanie, co sprawiło, że poczuł, jakby został dźgnięty nożem. Za szybko, za nachalnie, teraz żałował swoich słów. Mógł to zepsuć. Ale następne słowa były już zupełnie inne. — Nie, Adam, nie mogę — upewniła go Ewa. — Ale za to ty możesz jutro przyjść do mnie. Będę sama.

Teraz Adam, jeszcze sekundę temu przybity, czuł, że unosi się w górę. Był najszczęśliwszy w życiu.

— Dobrze, zatem jutro przyjdę do ciebie.

Stali i patrzyli na siebie, Ewa wtulała się w niego. Wreszcie nastąpił moment, w którym Ewa odwróciła się i podeszła do drzwi klatki schodowej swojej kamienicy. Otworzyła je, obróciła się i powiedziała, patrząc na niego: — Adam, ja cię naprawdę kocham i nie mogę się doczekać jutra.

— A ja kocham ciebie. Kocham ponad wszystko.

Gdy drzwi zamknęły się za Ewą, Adam stał jeszcze chwilę pod kamienicą. Znów nie zapaliło się światło na klatce, więc znów zakładał, że Ewa mieszka gdzieś nisko. Przez chwilę liczył, że jeszcze ją zobaczy tej nocy, że Ewa wróci i powie „chodź”, i zaprowadzi go do swojego mieszkania. Ale nic takiego się nie stało. Musiał czekać do kolejnego wieczora.

Wracał do domu, przemierzając Stare Miasto, dzielnicę domów jednorodzinnych za nim, i doszedł do przystanku nocnego autobusu. Nawet nie zauważył, kiedy przeszedł przez miejsce, gdzie mogła być Daria — przesiadać się między samochodami klientów lub wychodzić z mieszkania opiekuna. Zapomniał o tym całkowicie, a zorientował się dopiero w autobusie i był naprawdę szczęśliwy, że teraz jego umysł był wolny. Wolny całkowicie od Darii, ale zajęty — podobnie jak serce — całkowicie przez Ewę. W domu padł dosłownie na łóżko, a rano, wolny od jakichkolwiek myśli o Darii, ruszył do pracy.

Kolejny wieczór był dla Adama pełen emocji. Szykował się na spotkanie z Ewą. Dziś wszystko musiało być perfekcyjne. Zaprosiła go do siebie, a przynajmniej zasugerowała, że spędzą czas w jej domu. Adam wiedział, że może to oznaczać zarówno siedzenie i rozmowę, jak i coś więcej — wyjście od niej dopiero nad ranem, ukradkiem, zanim wróci jej brat.

Adam miał swoją teorię na temat Ewy, która po ostatniej rozmowie trochę się rozmyła. Jej niewinność, młodość i wyjątkowość sprawiały, że odnosił wrażenie, iż mogła nigdy nie być z żadnym mężczyzną. Że była dziewicą. Adam zdawał sobie sprawę z takiej ewentualności i beształ się w myślach za to, że rozważał pójście z nią do łóżka. Nie mógł naciskać. Myśl, że mógłby być jej pierwszym, i to tak od razu, sprawiała, że czuł się trochę głupio. To była miłość — wzajemna, wspaniała, czysta — a on myślał teraz tylko o jej fizyczności. Z drugiej strony, Ewa mówiła, że z kimś była dwa lata, że ją zostawił (czy może „nie chciał iść/przenieść się z nią”? — nie była precyzyjna). Dwa lata, a nie powiedziała Adamowi, kiedy się z nim rozstała. Mógł zakładać, że przed klasą maturalną, czyli pół roku temu. A to oznaczało, że miała wtedy szesnaście, siedemnaście lat. Mogła jeszcze nie chcieć zbliżeń. Więc ta teoria wydawała mu się całkiem prawdopodobna. Nie mógł nalegać. Przysięgał sobie, że nie będzie naciskał, nawet jeśli wylądują w łóżku. Że wręcz będzie odsuwał ten moment.

Wreszcie był gotowy. Ruszył na Stare Miasto, tym razem autobusem. Kupił Ewie bombonierkę z wielkim sercem. Jechał pewien swoich intencji i tego, że musi dziś być na sto procent. Nie może zrobić niczego głupiego, nie może naciskać, jednocześnie chce, żeby Ewa dostała wszystko, czego mogłaby zapragnąć.

Około dwudziestej był na miejscu. Ostrożnie usiadł na ławeczce przodem do kamienicy i czekał. Dokładnie o czasie drzwi kamienicy uchyliły się i zobaczył twarz Ewy. Gestem ręki przywołała go. Adam podbiegł i wszedł na klatkę. Ewa momentalnie przytuliła się do niego, ich usta spotkały się w długim i namiętnym pocałunku. To wyrażało wszystko, co chciała powiedzieć — że go kocha i że tęskniła. Potem wzięła go za rękę i ruszyli na górę. Jednak wbrew wnioskom, do jakich Adam doszedł, nie mieszkała na dole w lokalu numer dwa. Szli teraz po schodach na kolejne piętra. Ewa prowadziła go za rękę.

Wreszcie widział ją bez kurtki. Dziś ubrała się w czarną bluzkę odsłaniającą częściowo ramiona i obcisłe czarne jeansy. Na bosych stopach miała tylko klapki. Widział teraz doskonale jej idealną figurę, delikatnie zarysowane biodra i piękne nogi. Była perfekcyjna. Adam po raz pierwszy mógł jej się przyjrzeć, idąc teraz za nią. Poczuł, jak ogarnia go podniecenie, ale wiedział, że musi się powstrzymać. Przysięgał sobie, że nie będzie naciskał. Mają spędzić wieczór razem, rozmawiać i cieszyć się sobą. Ale to Ewa zdecyduje, czy chce iść dalej.

Zorientował się, że są już przed drzwiami jej mieszkania. To było ostatnie piętro. Weszli do środka. Lokal był czysty i zadbany, mieszkanie wydawało się duże. Tak w każdym razie sugerowało sześcioro drzwi prowadzących do innych pomieszczeń z długiego korytarza. Kiedy przechodzili przy lustrze, zauważył, że Ewa spojrzała na swoje odbicie z wyraźnym zadowoleniem. Wiedziała, że jest piękna, bardzo atrakcyjna i wręcz idealna. Gdyby nie wzrost, spokojnie mogłaby pracować jako modelka. Do tego miała te niesamowite, błękitno-szare oczy, które potrafiły wyrazić tyle emocji, co żadne inne. Adam odwiesił płaszcz na wieszak, a Ewa znów złapała go za rękę i pociągnęła w głąb korytarza. Drzwi do jej pokoju były ostatnie po lewej, a to oznaczało, że jeśli Adam nie pomylił kierunków, z jej okien będzie widać ławeczki i rzekę.

Adam był całkowicie skupiony na Ewie, ale zdążył dostrzec co nieco z wystroju mieszkania. Wszystko wyglądało na bardzo zadbane, ale i stare. Jakby ktoś chciał odtworzyć mieszkanie sprzed lat. Pierwsze drzwi po prawej to była kuchnia. Zauważył, że nad zlewem wisi klasyczny Junkers — piecyk gazowy do podgrzewania wody. Wszystko było starannie wysprzątane i robiło naprawdę przyjemne wrażenie.

Teraz pokój Ewy stanął przed jego oczami. Było tu duże łóżko, biurko, na którym leżały książki i zeszyty pełne notatek. Kilka szaf, duże lustro na ścianie. Pomyślał, że Ewa lubi się stroić i przeglądać w tym lustrze. Dalej jakaś niska szafka i tyle. Na podłodze klasyczny parkiet. Żadnych dywanów. W dużym, pojedynczym oknie odsunięte zasłony i żaluzje — takie same, jakie jego rodzice mieli w domu, kiedy był dzieckiem. Podobało mu się tutaj.

Ewa sprawnym ruchem zrzuciła klapki ze stóp i bosa wskoczyła na łóżko. — No chodź, nie stój tam — powiedziała, siadając po turecku.

Dopiero teraz Adam zorientował się, że trzyma w ręku prezent dla niej. Uśmiechnął się, podszedł i wręczył jej torebkę. Ewa natychmiast wydobyła zawartość, a na widok wielkiego czerwonego serca zdobiącego białą bombonierkę jej oczy zabłysnęły. — Dziękuję — powiedziała i bez wahania zabrała się za rozpakowywanie. Otworzyła pudełko i łapczywie złapała dwie czekoladki, wpychając je sobie do ust. Spojrzała na Adama i powiedziała z pełnymi ustami: — O, przepraszam, tak lubię słodycze. Proszę, poczęstuj się. — Podała mu otwartą bombonierkę.

Adam wziął jedną czekoladkę i włożył do ust. Ewa odstawiła bombonierkę i gestem ręki zaprosiła go, by usiadł obok niej na łóżku. Kiedy to zrobił, przełknęła resztę słodyczy wypełniających jej usta i spojrzała mu w oczy. Wiedział, że to oznacza, iż ich usta zaraz się spotkają, i tak też było.

Teraz jednak Ewa po prostu wstała i usiadła na Adamie okrakiem, oplatając go nogami. Całowali się, a ręce Adama po raz pierwszy mogły jej dotykać w ten sposób. Znów czuł ten zapach kwiatowych perfum. Zapach, którego tak pragnął zawsze, gdy Ewy nie było obok. Zapach jej idealnego ciała. Teraz osłanianego tylko przez cienką koszulkę i obcisłe spodnie. Dotykał jej, kiedy całowali się i przytulali podczas spacerów, ale zawsze istniała bariera w postaci sweterka lub bluzy, a gdy nawet jakimś cudem jego ręce zawędrowały pod spód, nie miał większego pola manewru, bo jej ciało chroniła jeszcze koszulka. Teraz jego ręce w trakcie pocałunku dostały się pod jej bluzkę i wodził nimi po jej plecach. Jej skóra była ciepła, delikatna i doskonale gładka. Potwierdził to, co widział, patrząc na jej bluzeczkę — że nie ma pod spodem stanika. Ale nie miał jeszcze śmiałości dotrzeć dłońmi do przodu jej ciała i przekonać się, jakie wrażenie zrobi na nim dotyk jej piersi. Spodziewał się, że są zapewne dość małe; koszulka zdradzała też ich jędrny kształt, ale to wszystko były tylko jego domysły. Odruchowo jego ręce powędrowały dalej i jedna zatrzymała się na jej spodniach, na wysokości paska. Ewa sprawnie chwyciła jego rękę i wsunęła ją pod materiał, tak że czuł teraz palcami skórę jej delikatnego pośladka. Lekko go ścisnął. Wtedy Ewa przerwała długi pocałunek i spojrzała znów w jego oczy.

— Możesz dotykać wszystkiego, nie zatrzymuj się.

Następnie złapała oburącz swoją bluzkę i ściągnęła ją przez głowę. Adam widział teraz jej śliczne, małe piersi. Zaśmiała się do niego i lekko drgnęła, gdy jego dłonie ich dotknęły. Jej sutki były twarde, napięte. Adam odruchowo zaczął je pocierać. Ewa podniosła głowę, zamknęła oczy i głośno jęknęła. Gdy ponownie spojrzała na niego, jej ręce oparły się na jego ramionach i mocno go pchnęły, tak że położył się na łóżku. Momentalnie przywarła do niego, ponownie wpijając się w jego usta. Teraz klęczała nad nim, jej biodra były uniesione, ale jego dłonie błądziły po jej talii i udach ukrytych w spodniach. Sięgnęła jedną ręką i zsunęła spodnie do kolan, żeby potem drugim pchnięciem zepchnąć je do kostek. Chwilę wierciła się, wreszcie uwolniła nogi i spodnie spadły na podłogę. Teraz Adam mógł poczuć w dłoniach jej uda oraz nieskrępowanie wodzić palcami po pośladkach. Ewa ponownie zajęła się swoim ubraniem i, nie przerywając długiego pocałunku, zsunęła jedyną część garderoby, która jej pozostała — koronkowe białe majtki.

Była teraz nad nim naga. Zeszła z niego i położyła się wzdłuż łóżka, nieśmiało zaciskając nogi. — Chodź do mnie… — Jej słowa były niemal niesłyszalne, ale tak pełne uczucia, że Adam aż poczuł falę ciepła na całym ciele.

Więc jednak to się działo. Wszystkie jego plany, żeby nie naciskać, nie namawiać, po prostu rozmawiać, przestały obowiązywać. Zrobiła pierwszy krok, zrobiła go zdecydowanie, nie pozostawiając żadnych niedopowiedzeń. Adam szybko się rozebrał i już był nad nią. Patrzył w jej oczy, a wtedy jej nogi rozłożyły się szeroko i oplotły go. Był gotów. Jej oczy mówiły, że ona też. I tak było. Adam poczuł, że jest bardzo podniecona. Na jego wejście zareagowała lekkim otwarciem ust i cichym jęknięciem. Nie była dziewicą, ale Adam wiedział, że może być jej drugim mężczyzną w życiu, tak jak ona była jego drugą kobietą. Nie licząc oczywiście dziewczyny za pieniądze, z którą spędził dwie godziny.

Gdy Adam poruszył się kolejny raz, głębiej, dalej, jej reakcja była mocniejsza. Teraz zamknęła oczy i odrzuciła głowę do tyłu, eksponując mu do pocałunków szyję. Przy każdym ruchu Adama wydawała z siebie jęk, adekwatny do siły, z jaką to robił. Jakby zachęcała, żeby było mocniej, intensywniej i głębiej.

Widział reakcje jej ciała. Dotyk wpływał na nią bardzo mocno. Gdy jego usta i język zeszły niżej, do jej piersi i sutków, niemal krzyknęła. Gdy dotykał ich opuszkami palców lub koniuszkiem języka, czuł, że Ewa aż wije się pod nim, napina, jej oddech stawał się szybszy. Odrzuciła teraz też ręce za głowę, jakby całkowicie mu się poddając i ulegając. Zupełnie inaczej niż Daria, kiedy jeszcze ze sobą sypiali. Ewa chciała mu się oddać bezgranicznie, a nie tylko skupiać na swojej przyjemności. Czerpała przyjemność także z tego oddania, i to działało na nią bardzo mocno.

Teraz ponownie pieścił ustami jej szyję, cały czas poruszając się mocno i czując reakcję jej ciała na każde pchnięcie. Czuł, że Ewa napina się coraz mocniej i mocniej. Odrzuciła szeroko na boki nogi, które do tej pory go oplatały, i podciągnęła je do góry, tak że jej kolana znajdowały się w zasięgu jego wzroku. Działał intuicyjnie, wiedział, że jest już blisko. I że on też nie pozostaje w tyle. Odruchowo złapał teraz jej odrzucone w górę ręce za nadgarstki i mocno ścisnął. Trafił, to było to, czego jej ciało potrzebowało. Teraz nie były to już pojedyncze jęknięcia — krzyczała głośno, a jęki były długie i pełne rozkoszy. Adam nie musiał nic sobie wyobrażać. To, co odbierały jego zmysły, było wystarczające. Widok Ewy w kulminacyjnym punkcie sprawił, że i on osiągnął szczyt. Zareagowała, otworzyła oczy i krzyknęła, jakby jego moment kulminacyjny przyniósł jej kolejną falę rozkoszy. Potem krzyknęła jeszcze kilkukrotnie, aż jej głowa opadła na bok, oczy zamknęły się ponownie, a otwarte usta próbowały złapać powietrze.

Minęła dłuższa chwila, zanim oboje wyrównali oddechy i świat przestał im wirować przed oczami. Adam patrzył teraz znów w jej oczy. Spojrzenie Ewy było niewinne, ale i pełne ekstazy, którą przeżyła. Wróciła jej spokojna twarz ze spacerów i znad bombonierki, ale jeszcze chwilę wcześniej jej oczy były głodne, krzyczały „mocniej”, „silniej” i zamykały się, aby ukryć swoje pożądanie i uległość. Teraz myślał o tym, jak płonne były jego plany nienaciskania na Ewę w temacie zbliżenia. Jak wszystko przestało być istotne i jak jest idealna, również w tej kwestii. Ewa leżała i patrzyła na niego, delikatnie wodząc dłonią po swoich piersiach. Były małe, ale idealnie okrągłe. Jej sutki nawet teraz były twarde i zachęcały do tego, żeby je pieścić lub gryźć.

— To było cudowne — Ewa powiedziała pierwsze słowa od czasu, gdy jej usta wypełniał tylko krzyk i jęk rozkoszy.

— Dla mnie też. Ty jesteś cudowna — Adam powiedział to, znów patrząc w jej oczy. Sięgnął ręką po czekoladkę, która wypadła w trakcie ich zabaw z bombonierki wprost na łóżko, i włożył ją do ust Ewy. Ewa lekko podniosła głowę i objęła ustami jego palce, lekko je ssąc.

— Nie kuś — Adam powiedział to jakby bez przekonania, jakby chciał, żeby kusiła. Wiedział dokładnie, co Ewa ma na myśli.

— Ja nie kuszę, ja planuję — powiedziała i momentalnie, nie zważając na to, co było przed chwilą, przełknęła czekoladkę i sprawnym ruchem znalazła się z głową na wysokości jego bioder. Adam obawiał się, że nie da rady raz za razem, ale jej usta rozwiały wątpliwości. Objęła go i początkowo delikatne, potem szybsze ruchy jej głowy sprawiły, że poczuł się gotów.

I znów nie musiał niczego sobie wyobrażać. Nie tak jak z dziewczyną za pieniądze. Teraz sam widok Ewy sprawiającej mu przyjemność — klęczącej i nachylonej nad nim z biodrami w górze — sprawiał, że choć potrzebował teraz więcej czasu, to moment, kiedy osiągnie cel prosto w jej ustach, przybliżał się coraz bardziej. Jednak wtedy zmęczenie zaczęło dawać o sobie znać i chociaż cały czas nie mógł narzekać na gotowość, a ruchy Ewy były coraz szybsze, cel, do którego dążył, zaczynał się oddalać. W myślach trochę panikował — Ewa może pomyśleć, że coś zrobiła źle, że mu się nie podobało. Nie mógł do tego dopuścić. Musiał dokończyć.

I wtedy, jakby dostając się do podświadomości bocznymi drzwiami, pojawiła się Daria. Ale nie zajęła miejsca Ewy. Tylko stała i opowiadała. Że Ewa jest ładna, że teraz Ewa skończy, co robi, i że Daria zabierze ją na jedną noc, żeby jej przyjaciele mogli z nią zrobić to, co robią z Darią. Słyszał w myślach te słowa Darii, widział teraz za głową Ewy jej wypięte wysoko pośladki. Wyobraził sobie, że ktoś je rozchyla, a Daria mówi, że teraz ten ktoś będzie ją… i wtedy stało się. Taka fantazja pomogła mu niesamowicie; poczuł, że usta Ewy napełniły się, czuł, jak przełykała raz za razem. Nie zatrzymała się, zupełnie jak dziewczyna, z którą spotkał się za pieniądze. Pozwoliła mu czuć dłużej ten moment, teraz delikatnie pieściła go i patrzyła swoimi niesamowitymi oczami na jego reakcję. Kiedy skończyła, znów położyła się obok niego i przytuliła do jego klatki piersiowej.

— Podobało ci się? Starałam się, wiesz? — Ewa mówiła powoli, jakby nasycając się tym, jak Adam przeżywał każdy moment.

— Bardzo, było niesamowicie — Adam odpowiedział natychmiast i po kilku chwilach dodał to, co najważniejsze: — Bardzo cię kocham, wiesz?

— Wiem, ja ciebie też.

Leżeli teraz nadzy i to wystarczyło. Nie rozmawiali, nie mówili nic. Sama wzajemna obecność była wystarczająca. Uczucie ciepła ciał, dotyku, bliskości i miłości zastępowało wszystko. Adam nawet w najśmielszych fantazjach nie spodziewał się takiego przebiegu tej nocy. Zakładał, że może będą się kochać, że może do tego dojdzie, ale czegoś tak namiętnego, intensywnego i odważnego nie spodziewał się wcale. Był szczęśliwy. Szczęściem swoim i Ewy.

Noc mijała szybko. Leżeli oboje w łóżku; Ewa tylko na chwilę poszła do toalety i przyniosła coś do picia. Gdy zbliżał się ranek, Adam poczuł, że zapada w półsen. Ewa powiedziała wtedy do niego: — Adam, kochanie, musisz iść, mamy mało czasu.

Ubrał się, kiedy ona przyniosła sobie z łazienki szlafrok, którym się otuliła. — Nie wytrzymam bez ciebie dwóch dni. Spotkajmy się jutro, może w dzień. Nie idź do szkoły. Ja wezmę wolne.

— Nie mogę, muszę iść. Proszę, zaczekaj. Wynagrodzę ci każdą godzinę. To tylko dwa dni. Ja też tęsknię, pamiętaj.

Zanim Adam się zorientował, stał już w płaszczu w drzwiach jej mieszkania i żegnał się z nią długim, namiętnym pocałunkiem. Kątem oka zauważył, że wśród butów na szafce stoją też ładne szpilki. Już wiedział, że Ewa oprócz niewinnej natury ma tę drugą — namiętną, pełną pożądania i odważną. Nie zdziwiłby się, gdyby na kolejnym spotkaniu powitała go ubrana właśnie w te buty.

Szedł teraz do nocnego autobusu, zdając sobie sprawę, że gdyby pobył u Ewy godzinę dłużej, mógłby wrócić dziennym, skracając sobie drogę na przystanek i omijając „zakazane” rejony, w których tyle razy szukał Darii.

Już miał skręcić w kolejną uliczkę, gdy zobaczył znajome sportowe auto. Serce podeszło mu do gardła. Poznał ten samochód. Tyle razy prosił los, żeby go odnaleźć w gąszczu uliczek, żeby mieć szansę zobaczyć wysiadającą Darię. I właśnie wtedy, kiedy było mu już wszystko jedno, kiedy Daria wyniosła się z jego głowy, a jej chwilowe przywołanie wiązało się tylko z tym, co Ewa dla niego robiła, trafił na ślad. Ukrył się w cieniu jak kiedyś i obserwował.

W samochodzie siedziały dwie osoby. Widać było, że kierowca coś mówi do pasażerki, obficie gestykulując.

„A więc przenieśli się na kolejną ulicę” — pomyślał.

Po chwili podjechał duży bus z czarnymi szybami i zagranicznymi tablicami rejestracyjnymi. Adam pomyślał, że to klient, ale zdziwił go taki samochód. Wysiadł z niego kierowca i podszedł do sportowego auta. Jego kierowca też wysiadł i Adam niemal natychmiast rozpoznał gangstera, który wtedy przywiózł Darię. To był ten typ, jej opiekun od nocnych wiadomości opisujących, co z nią będzie robił kolejnego dnia. Kierowcy wymienili kilka zdań, po czym z busa wyszedł jeszcze jeden mężczyzna. Cała trójka podeszła od strony pasażera do auta gangstera.

Po chwili drzwi się otworzyły. Kobieta w środku opierała się, ale nie miała szans. Wyciągnęli ją siłą. Nie była to Daria, ale równie młoda i piękna dziewczyna o długich rudych włosach. Miała na sobie obcisłe dżinsy, które podkreślały jej długie nogi. Jedna kieszeń była oderwana — widać było, że musiała się szarpać. Była też bosa, a jej koszulka na pewno nie była tym, co założyła z własnej woli. Raczej ubraniem zastępczym, które pewnie dostała, kiedy jej własne zostało podarte. To był typowy męski t-shirt, o dwa rozmiary za duży.

Adamowi zrobiło się gorąco. Wiedział, co widzi. Handel żywym towarem. Dziewczyna ciągnięta do busa walczyła, a właściwie tylko opierała się, bo było widać, że zmęczenie i wcześniejsza przemoc złamały jej wolę walki. Trzech mężczyzn skutecznie odbierało jej szansę na ucieczkę. Jej bose stopy szurały po zimnym bruku. Drzwi busa otworzyły się, a wnętrze rozświetliło światło. Ruda wylądowała na fotelu i została przypięta pasami. Nie próbowała wstać. Adam mógł się tylko domyślać, co przeszła i co sprawiło, że wybrała teraz posłuszeństwo, choć nikt jej nie przywiązał, a drzwi były nadal otwarte.

Adam żałował, że tego nie nagrał i nie zadzwonił na policję. Ale strach go paraliżował. Kiedy głowa rudej opadła w dół, zobaczył, że na siedzeniu obok siedzi inna dziewczyna, której wcześniej nie zauważył. Wystraszona, z podbitym okiem i rozciętą wargą. Miała na sobie tylko czarny stanik. Jej twarz zdradzała obojętność. Mógłby przysiąc, że to Daria. Dziewczyna obróciła głowę. Nie wiedział, czy mogła go widzieć w ciemności, w której się ukrył. Ale był pewien, że jej oczy błagały o pomoc i że jeśli to nie była Daria, to była do niej bardzo podobna.

Serce stanęło mu na moment, ale zebrał się w sobie. „Ma, co chciała” — pomyślał, choć czuł, że to nieprawda. Może to było tylko złudzenie? Może się pomylił? A może naprawdę to była ona, ale było już za późno?

Zapamiętał numer rejestracyjny busa i wrócił do domu. Następnego dnia w pracy, korzystając z niezabezpieczonego serwera pocztowego jakiejś nieznanej mu firmy, wysłał anonimowe zgłoszenie na policję. Wskazał miejsca, numery. Na wszelki wypadek na kilka różnych adresów — komendy wojewódzkie i biuro spraw wewnętrznych. Wiedział, że policja nie zawsze stała po stronie prawa, szczególnie jeśli chodzi o te tematy. Po pracy wrócił do domu i zasnął.

Obudził się rano. Poprzedni dzień był najłatwiejszym dniem oczekiwania, odkąd poznał Ewę. Nie myślał, działał. Był zmęczony. Kolejny dzień jednak, kiedy umysł był wypoczęty, przyniósł niespokojne myśli. Po pierwsze o Ewie. Że znów nie zapytał jej o numer telefonu. To irracjonalne. Byli ze sobą. Kochali się. Nawet poszli już do łóżka, ale nie miał jej numeru.

Zrozumiałby, gdyby powiedziała, że nie chce na razie z nim rozmawiać i pisać ze względu na maturę i brata. Ale nie, to on jej nie zapytał. Nawet nie spróbował. Zupełnie tego nie rozumiał. Rozmawiali o wszystkim, o planach na przyszłość. O wyjeździe nad morze zaraz po ogłoszeniu wyników matur. O tym, że Ewa w końcu się do niego przeprowadzi, choć to akurat powiedział w zawoalowanej formie. Powiedział, że chciałby, żeby wtedy zamieszkali razem, a Ewa potwierdziła. Nie wyobrażał sobie mieszkania z jej bratem, więc musiałby ją ściągnąć do siebie.

Myśl o tym, że budziłby się codziennie obok niej, że zasypiałby, przytulając ją do siebie, że jedliby razem, chodzili na spacery, zakupy i wracali wspólnie do ich mieszkania, sprawiła, że poczuł coś, co czuł do tej pory tylko przebywając przy Ewie. Poczuł szczęście.

Druga kwestia też była związana z Ewą. Kochali się. Pierwszy raz. Było cudownie. Ale nie zabezpieczali się. Trochę to Adama niepokoiło. Dał się ponieść chwili, nie myślał wtedy o tym; może Ewa też nie myślała. Może była pewna, że to nie te dni? Może stosowała kalendarzyk? Raczej nie stosowała pigułek, bo przecież nie brałaby ich na zapas, nie spotykając się z nikim.

Wiedza Adama o takich metodach jak kalendarzyk była znikoma; słyszał tylko o ich nieskuteczności, szczególnie u młodych dziewcząt, które mają nieregularny cykl. Kiedyś ktoś mu powiedział, że to pułapka na młode osoby, żeby był przyrost naturalny. Daria prawie od samego początku, kiedy zaczęli „to robić”, stosowała pigułki. Kochał Ewę, ale wiedział, że byłoby za wcześnie na zakładanie rodziny. Musiał z nią na ten temat porozmawiać.

Kolejne, co zaprzątało jego myśli, było tylko częściowo związane z Ewą. Bardziej z nim samym. Czuł się trochę niedobrze z tym, że fantazjował o Darii w trakcie, gdy Ewa zajmowała się nim za pomocą ust. To było poczucie winy, jakby wręcz ją zdradził. Ale nie to było najgorsze. Najgorsze było poczucie winy za to, że podnieciło go, iż Ewa mogłaby być jak Daria, być z innymi. To naprawdę wydawało mu się teraz paskudne. Tłumaczył się przed sobą samym tym, że nie chciał zawieść Ewy, a po prostu nie był w formie, żeby zrobić to raz za razem. Ale poczucie niesmaku pozostało. I ciągnęło się za nim, niczym wcześniej wspomnienia o Darii.

Po pracy próbował przespać się na zapas. Wiedział, że kolejna noc będzie bezsenna. Ale nie dał rady zasnąć. Godzinę później był już na znanych sobie uliczkach Starego Miasta. Spacerował samotnie. Patrzył przez szyby kawiarni i restauracji na szczęśliwe pary. Kilka mijanych kobiet odwzajemniło też jego spojrzenia. Przemykał się uliczkami niczym cień samego siebie.

Nie wiedział, jak to się stało, ale znalazł się znów w dzielnicy domków jednorodzinnych. Przeszedł całą ulicę, którą tak często przemierzał w poszukiwaniu Darii. Wąskim przejściem między budynkami dostał się na mały placyk i odkrył, że są tutaj schody na nadbrzeże. Nie wiedział wcześniej o ich istnieniu. Zakładał, że jedyne zejście nad rzekę jest przy ławeczkach obok domu Ewy.

Teraz schodził metalowymi schodkami, wsłuchując się w echo własnych kroków. Na dole schody kończyły się na niewielkim podwórku starej kamienicy. Z jej otwartej bramy można było wyjść prosto na parking oddzielający nadbrzeże. Doszedł nad rzekę i przeszedł kilka kroków w stronę oświetlonego mostu. Widok sprawił, że poczuł ukłucie w sercu. To tęsknota za Ewą.

Zawrócił. W końcu, czując coraz zimniejsze powietrze od wody, doszedł do dużych schodów prowadzących do ławeczek i pod dom Ewy. Z dołu było widać kamienicę, w której mieszkała Ewa. Nie całą. Od pierwszego piętra wzwyż. Ale to właśnie ta część Adama interesowała najbardziej. Na pierwszym piętrze w jednym z okien paliło się światło. Na drugim w kilku. Pamiętał układ mieszkania i gdzie był jej pokój. Odnalazł ostatnie w rzędzie okno na samej górze. To było wysokie poddasze, ale wewnątrz mieszkania nie było tak tego widać. Okno było ciemne i puste. Nie widział ani żaluzji, ani zasłon.

Przez moment przyszło mu na myśl, że Ewa celowo zgasiła światło, żeby dobrze widzieć, i teraz siedzi w oknie, patrząc na ławeczki i tęskniąc za nim. Odruchowo chciał jej pomachać, ale wiedział, że nawet gdyby patrzyła, szanse, że zobaczy go i pozna z tej odległości, są zerowe.

Teraz kolejna myśl przeszła mu przez głowę. Dlaczego zakładał, że Ewa mieszka na dole? Tak go zmyliła intuicja? Przypomniał sobie, że nie zapaliła wtedy światła; z kolei jak przychodziła po niego na dół, światło paliło się na klatce. Mógł nie zauważyć? Nie rozumiał tego i znów żałował, że zapomniał zapytać o numer telefonu. Jak mógł zapomnieć o tak ważnej rzeczy?

Ruszył dalej i po wspinaczce schodami mijał już ławeczki. Teraz stał pod jej kamienicą. Pod tym kątem nie było szans zajrzenia w jej okno. Może siedziała teraz w kuchni i tam się uczyła? Jak rozmawiali, raz powiedziała, że lubi czytać w kuchni. Adam podszedł do drzwi klatki i spojrzał na domofon. Pamiętał swoje rozważania o możliwym numerze mieszkania Ewy. Numer jeden to dozorca. Numer trzy jest brudny, nieużywany, pewnie pustostan. Sama góra miała zapewne dwa mieszkania. Pamiętał, że naprzeciw jej drzwi były inne, ale na wprost schodów nie było żadnych. Zatem zostaje jedenaście i dwanaście. Dwanaście wyglądał na nieużywany, więc jedenaście.

Przez chwilę miał ochotę nacisnąć i zapytać. Ale czy to na pewno ten przycisk? Pamiętał, że był jakiś numer na drzwiach, ale kiedy patrzył na Ewę, reszta świata nie istniała. Nie pamiętał po prostu, musiał założyć, że to jedenaście. Przysunął palec do domofonu, ale go cofnął. Nie mógł ryzykować. Nie wiedział, do czego mogłaby doprowadzić wpadka przed bratem Ewy. Może kolejne spotkanie byłoby wtedy dopiero po jej maturze? Nie mógł sobie na to pozwolić. Poszedł do domu i zmęczony spacerem po prostu zasnął.

Kolejny dzień zaczął się od przebudzenia ze snu. Adam śnił, że jest w swoim łóżku, obok śpi Ewa. Jest piękna i wygląda na szczęśliwą. Ale wtedy do sypialni weszła Daria. Ubrana w swój „strój roboczy”, czyli czarną obcisłą sukienkę i pończochy. Położyła się z drugiej strony Adama i powiedziała, że idzie spać, bo już jest późno. Adam chciał jej powiedzieć, że nie może tutaj być, że jest teraz z Ewą, ale wtedy Ewa się przebudziła i powiedziała: „Niech śpi, jest zmęczona”.

Po obudzeniu czuł się niepewnie. Po pierwsze, obok nie było Ewy; po drugie, nie podobała mu się wizja, że gdy już Ewa będzie tu mieszkać, Daria mogłaby wrócić. Otrząsnął się z tych myśli i ruszył do pracy. Dziś zamierzał wyjść jak najwcześniej, żeby po pracy chwilę odespać przed spotkaniem z Ewą. Jak każdego dnia, kiedy miał się z nią widzieć, czas w pracy się dłużył. Ciężko mu było skoncentrować się na czymś poza myśleniem o niej.

Wpadł więc na pewien plan. Poprosił przełożonego o odbiór zaległego urlopu, ale zaplanował go tak, że wypadał zawsze w pierwszym dniu po wizycie u Ewy. Dzięki temu mógł odespać ich nocne spotkania, a potem być gotowy na kolejne, następnego dnia. Zastanawiał się, jak te ich wspólne noce wpływają na jej naukę do matury. W sumie chciał ją o to teraz zapytać. To było kolejne pytanie na długiej liście, które chciał zadać tej wyjątkowej dziewczynie.

Przełożony zaakceptował jego harmonogram wolnych dni, ale tylko do końca roku. Potem miał zdecydować, czy jego urlop „w kratkę” nie wpływa na pracę działu i jego samego. Miał więc w kolejnych dniach czas na odpoczynek.

Zaraz po pracy przespał się dwie godziny i przygotowany wyszedł z domu tak, żeby być punktualnie przy jej domu o dwudziestej. Tym razem czekał dłużej, ale widok Ewy wyglądającej przez drzwi klatki schodowej wynagrodził mu wszystko. Była uśmiechnięta. Miała znów te same jeansy, ale tym razem bluzkę mniej odsłaniającą niż poprzednia. Biegli jak zwykle po schodach, całowali się już w przedpokoju. Gdy wpadli do jej pokoju, Ewa rzuciła go na łóżko, ale nie zaczęła się rozbierać. Położyła się na Adamie i patrzyła na niego.

— Bardzo tęskniłam. Nawet nie wiesz jak bardzo. To była wieczność.

— Ja też. Dlaczego musimy robić te przerwy? Nie możesz wyjść, jak brat zaśnie?

— Nie ma takiej możliwości, niestety. Musimy być cierpliwi. Za rok matura i będę wolna.

Adam kolejny raz poczuł to ukłucie — czemu ona mówi „za rok”, kiedy do matur zostało nieco ponad sześć miesięcy? Może to takie uproszczenie? Może tak dodawała sobie otuchy? Adam był pewien, że na jej miejscu powiedziałby, że matura jest w przyszłym roku, ale skoro Ewa tak mówiła, akceptował to. Byleby rzeczywiście nie okazało się, że coś sprawi, iż matura będzie później, bo wierzył mocno, że najpóźniej pod koniec czerwca zabierze ją nad to jej upragnione morze, o którym ciągle mówiła.

— Chodźmy dziś się przejść, OK? A jutro zostaniemy w łóżku, będzie warto, dobrze? — Ewa wyraźnie była podekscytowana swoimi planami.

Adam potwierdził, że ten scenariusz mu odpowiada, choć część świadomości podpowiadała mu, żeby zostać tutaj w łóżku i ściągnąć z Ewy całe ubranie. Ewa szybko się ubrała i wyszli. Chodzili znów uliczkami Starego Miasta. Przytuleni. Zatrzymywali się, żeby obdarzyć się długimi i namiętnymi pocałunkami. Poszli do dzielnicy domków; tam Adam pokazał Ewie sekretne schodki, którymi zeszli nad rzekę.

Poszli w kierunku oświetlonego mostu, żeby dopiero tam, gdzie kończyły się utwardzone bulwary, zawrócić i znów iść w kierunku głównych schodów i ławeczek. Weszli nimi; Ewa śmiała się, gdy Adam mówił, że ją wniesie na górę, a potem „pomagał” wchodzić, podstawiając dłoń pod jej pupę. Uśmiechnięci i szczęśliwi znaleźli się pomiędzy ławeczkami, ale nie usiedli na nich, tylko poszli w kierunku, z którego Adam zwykle przychodził. Przez Stare Miasto.

Tam Adam namówił wreszcie Ewę na wejście do kawiarni. Początkowo znów nie chciała, opowiadała mu, że nie lubi zatłoczonych miejsc, ale kiedy przez duże okna zobaczyli, że w środku praktycznie nikogo nie ma, zgodziła się. Jednak dodała:

— Usiądziemy tam na końcu, dobrze?

Adam przystał na jej słowa i już kilkanaście minut później siedzieli, pijąc kawę i jedząc ciastka. Adam zauważył, że Ewa uwielbia słodycze. Wydawało mu się, że osoby tak szczupłe prawie nie jedzą. Tak było z Darią. Jadła mało, a słodyczy unikała. Ewa — zupełnie inaczej; zjadła szybko swoje ciastko i spojrzała wymownie na do połowy zjedzone ciasto Adama.

— Chcesz moje? — Adam zorientował się w zamiarach Ewy.

— Tak, chcę. Dziękuję. Kocham cię! — Ewa wyrecytowała jak z karabinu i zamieniła talerzyki. Teraz Adam miał pusty, a Ewa była zajęta pochłanianiem drugiej połowy jego ciastka.

Po ciastku i kawie zamówili jeszcze lody. Ewa oczywiście zjadła też część porcji Adama. Potem poszli w kierunku jej kamienicy i w końcu usiedli na ławeczce. Adam ostrożnie badał stabilność, zanim pozwolił Ewie usiąść. Usiadła mu na kolanach i patrzyła teraz w dal, ponad taflę zimnej o tej porze roku rzeki.

— Wiesz, jestem szczęśliwa. Tak dobrze, że cię mam. Kocham cię, Adam, naprawdę kocham ponad wszystko! — Ewa potem pocałowała go. Jej spojrzenie śmiało się i cieszyło.

— Ja ciebie też kocham. I jestem najszczęśliwszy na świecie — Adam nie chciał psuć chwili, ale czuł, że musi o to zapytać. — Ewa, czy jak już będzie po wynikach matur, jak już będziesz — jak to powiedziałaś — „wolna”, to czy na pewno zamieszkamy razem?

— Oczywiście, przecież mówiłam. O niczym innym nie marzę. Naprawdę! — Ewa była podekscytowana.

— To może wprowadzisz się do mnie? Mam wynajęte spore mieszkanie — Adam próbował ugrać w tej chwili jak najwięcej.

Ewa trochę posmutniała. — Dobrze, ale będziemy odwiedzać mojego brata, OK?

— Oczywiście.

Ich usta znów się połączyły i dopiero kolejna fala zimnego wiatru od rzeki zmusiła ich do pójścia w stronę kamienicy. Adam liczył, że wejdą oboje do środka, ale Ewa przed wejściem obróciła się i powiedziała, że musi iść. Pocałowała go jeszcze raz i zanim Adam zdążył zaprotestować, zniknęła za zamykającymi się drzwiami klatki schodowej.

Wracał teraz sam i nie był do końca zadowolony z tego spotkania. Był szczęśliwy, że ją zobaczył, ale nie zrealizował niczego, co planował. I nie chodziło o zaciągnięcie Ewy dziś ponownie do łóżka. Chodziło o całą listę pytań i planów, którą sobie przygotował.

Na pierwszym miejscu był temat numer jeden — jego największa porażka: pytanie Ewy o numer telefonu. Przecież przez jego brak ich rozłąka była jeszcze bardziej bolesna. Kolejna rzecz, która nie dawała mu spokoju, to oczywiście to, gdzie Ewa mieszka. Co prawda znał miejsce, ale znów, zafascynowany jej wyglądem, nie spojrzał na numer na drzwiach. Wybór był niewielki — jedenaście lub dwanaście — ale po prostu chciał wiedzieć.

Reszta spraw też nie dawała mu spokoju, choćby kwestia antykoncepcji po ich pierwszym wspólnym razie. Teraz Adamowi szalały w głowie myśli, że może Ewa też zorientowała się, iż zapomnieli o tym, i dlatego nie chciała iść do łóżka, tylko na spacer? Czuł lekkie podenerwowanie w tej kwestii. Był pewien, że kiedyś z Ewą będą mieli dzieci, ale to nie był ten moment ani czas. No i Adam był zwolennikiem planowania takich rzeczy, a nie zdawania się na jakiś kalendarzyk. Lista była jeszcze długa, choćby to, do jakiego liceum chodzi Ewa, ale wszystko inne mogło poczekać.

Szedł już przez osiedle domków jednorodzinnych za Starym Miastem. Miejsce jego nadziei i cierpienia przez Darię. To tutaj ją widział, gdy przesiadała się z samochodu opiekuna do auta klienta. To tutaj, klepnięta w pośladek, wesoło zachichotała. To było tak dawno, tak nieistotne od czasu, gdy pojawiła się Ewa.

Jednak teraz jego uwagę zwrócił samochód. Znał ten typ — popularny kompakt. Czarne szyby z tyłu. W środku dwóch barczystych mężczyzn. Policja. Czekali na kogoś. „Może to efekt mojej wiadomości” — pomyślał. Jeśli komuś pomógł, miał zasługę w niebie.

Gdy dojechał do domu, wrócił do myśli o tym, że nie ma numeru telefonu Ewy. Tak bardzo chciał jej teraz powiedzieć albo napisać, że ją kocha i życzyć jej dobrej nocy. Chyba byli jedyną współczesną parą, która nie mogła do siebie pisać w momentach rozłąki. Ale znał jej prawdopodobny numer mieszkania i adres. To tyle i aż tyle.

Kolejny dzień był dla Adama pełen ekscytacji. Dziś Ewa miała mu zaprezentować coś specjalnego. Domyślał się, że ona też ma ochotę na coś niecodziennego, choć to, co było między nimi ostatnio, było i tak wystarczająco wyjątkowe i wspaniałe, więc nie miał żadnych dodatkowych życzeń. Pragnął tylko, by ona była i była przy nim.

Po pracy jak zwykle się zdrzemnął. Potem szybki prysznic, ubranie i był gotowy do wyjścia. Wpadł też na pomysł, żeby oprócz czekoladek, które — jak wiedział — Ewa uwielbia, kupić jakiś alkohol. Rozmawiali o wszystkim; wiedział, co Ewa lubi jeść, ale nigdy nie zapytał jej o stosunek do czegoś mocniejszego. Teraz musiał zaryzykować. Sam nie przepadał za mocnymi trunkami, ale wino wydawało mu się dodatkiem pasującym do takiej sytuacji. Wyposażony w dużą bombonierkę i zapakowaną w podłużną torebkę butelkę czerwonego wina, ruszył w drogę.

Uwolnienie się od Darii dawało znaki na każdym kroku. Kobiety znów odwzajemniały jego spojrzenia i czasami obdarowywały go uśmiechem. Czuł też tę lekkość na sercu i ekscytację związaną ze spotkaniem z Ewą. Było w tym coś magicznego, może właśnie dlatego, że nie mieli ze sobą kontaktu w dni „bez spotkań”. Niosło to ze sobą magię i tęsknotę, jakich współcześni kochankowie nie znali. Zawsze można było przecież zadzwonić, napisać czy nawet zobaczyć się na połączeniu wideo. A tutaj musieli czekać. Jednak Adam, doceniając to, co czuł, wolałby jednak nie czuć tego w ten sposób. Tym razem przysięgał sobie, że zrealizuje choćby pierwszy punkt z listy i zapyta Ewę o numer telefonu.

Jak zwykle, na miejscu był chwilę przed czasem. Adam zakładał, że Ewa musiała patrzeć przez okno, bo gdy tylko pokręcił się wokół ławeczek, usłyszał znajomy dźwięk otwierających się drzwi. Ten dźwięk był dla Adama bardzo ważny. Taki typowy odgłos elektrozamka w starych domofonach. Pamiętał, że podobny był w domu, w którym mieszkali jego dziadkowie. Zresztą tutaj domofon był z podobnej epoki. A dźwięk ten oznaczał dla Adama dwie możliwości. Początek spotkania z Ewą. Wtedy był jak dzwonek na przedstawienie w teatrze. I koniec spotkania, gdy Ewa znikała za drzwiami lub gdy on od niej wychodził i drzwi zamykały się za nim. Ten dźwięk wyznaczał początek i koniec ich spektaklu, ich szczęścia i bycia tuż przy sobie. Wiedział też, że kiedyś ten dźwięk usłyszą oboje, gdy niosąc walizki, będą wsiadać do taksówki, którą pojadą do obecnego mieszkania Adama — po jej maturze już ich wspólnego mieszkania. I już nie szczęk elektrozamka starego domofonu będzie wyznaczał czas ich szczęścia, ale minuty, godziny i lata, które spędzą razem, kiedyś razem z dziećmi czy potem wnukami. Bo Adam był pewien, że on i Ewa chcą być razem na wieczność. I żaden stary elektrozamek nie będzie im wyznaczał końca szczęścia.

Ewa wychyliła się nieznacznie, jakby chciała ukryć się za drzwiami, i machnęła do Adama ręką. Podbiegł, taszcząc ze sobą ogromną bombonierkę i butelkę czerwonego wina. Nieświadomie wybrał wino z Chile, trzynaście i pół procenta. Jednak to było nieistotne. Nie zamierzał upić jej ani siebie. Po prostu to miał być miły czas we dwoje.

Ewa była znów ubrana inaczej. Na nogach miała co prawda te same żółte klapki, które tak często nosiła po domu. Jednak miała na sobie długi, przyduży płaszcz. Typowo jesienny, za cienki na tę porę roku. Adam zauważył, że nie miała na sobie spodni, ale na nogach miała czarne rajstopy lub pończochy. Myśl, że mogłaby ubrać dla niego pończochy, bardzo go podekscytowała. Ewidentnie coś ukrywała pod tym płaszczem, prawdopodobnie nienależącym do jej garderoby, ale do ubrań jej brata lub kogoś z rodziny.

Gdy weszli do mieszkania, od razu zaprowadziła go do pokoju i kazała czekać; sama wyszła i zamknęła drzwi. Teraz Adam miał chwilę, żeby się rozejrzeć. Na stole leżały jej notatki i książki. Otworzył pierwszą — historia dla klasy maturalnej. Rok wydania: 1998. Adam pomyślał, że pewnie ma książkę jeszcze po bracie. Bardzo dobry stan dobrze świadczył dobrze o obojgu, ale inna myśl go teraz zaniepokoiła. Mieszkanie jest stare, ale dobrze utrzymane. Muszą bardzo szanować rzeczy, ale nie kupują nic nowego. Ubrania Ewy też wyglądają raczej na takie, które były modne dekadę lub więcej temu. Pomyślał, że może są bardzo biedni. Szkoda mu się zrobiło jego ukochanej. Mógł o tym świadczyć też ten apetyt na czekoladki — może nie mogą sobie pozwolić na słodycze? Brat pracuje na nocne zmiany, może jako ochroniarz? To nie jest dobry zawód, żeby zarobić. Tymczasem on ciąga ją po kawiarniach, a Ewie może być zwyczajnie przykro. Adamowi zrobiło się głupio. Dobrze zarabiał i nie pomyślał, że ktoś może mieć takie problemy finansowe. Tym bardziej musiał zabrać Ewę do siebie, żeby nie obciążać jej pracującego po nocach brata. Nie myślał o tym wcześniej, a teraz stało się to takie jasne i oczywiste.

Podszedł do okna — miał rację. Stąd doskonale widać rzekę i ławeczki. I wtedy znów poczuł, jak coś go ukłuło w środku. Wyobraził sobie Ewę siedzącą z bratem w kuchni. Ona się uczy, on czyta gazetę. Siedzą razem, bo oszczędzają prąd. Jedna żarówka wystarczy, po co zapalać w kolejnych pokojach? To by tłumaczyło brak światła w jej oknach w te dni, kiedy się nie spotykali. Musiał mieć pewność. Otworzył jej notatki, szukając jakiejś wskazówki. Jednak wtedy pomyślał jeszcze raz o jej ubraniach. Podszedł do szafy, uchylił drzwi. W szafie było całkiem sporo ubrań i raczej Ewie ich nie brakowało. Więc może się mylił? A może rodzice jej wysyłali ubrania — w końcu byli za granicą? A Ewa i jej brat, po prostu doceniając to, co robią dla nich rodzice, szanowali wszystko i oszczędzali? Głowa Adama pękała teraz od pomysłów, co i dlaczego.

Wybawieniem było jednak w tym momencie wejście Ewy do pokoju. Wszystkie myśli zniknęły i była tylko ona. Miała na sobie obcisłą małą czarną z dużym dekoltem, czarne cienkie pończochy samonośne i szpilki, które Adam widział w szafce na buty. Podeszła do Adama i chwyciła go za rękę. Zaprowadziła do łóżka.

— Podoba ci się? — Ewa zapytała najbardziej zmysłowym głosem, jakim potrafiła.

— Oczywiście. Widzę, że lubisz takie klimaty.

— Przekonajmy się. Jeszcze się tak nie bawiłam, a chcę spróbować wszystkiego z tobą, rozumiesz?

Adam rozumiał. Siedział na łóżku, a Ewa stała przed nim. Jego ręce krążyły teraz po jej talii, biodrach i pośladkach. Obcisła, krótka sukienka doskonale zdradzała mu, że nie ma nic pod spodem. Nie musiał nawet sprawdzać.

Tym razem kochali się o wiele odważniej. Najpierw ona, z podwiniętą sukienką, opierała się o szafkę przy lustrze. Dzięki temu Adam mógł widzieć w trakcie reakcje na jej twarzy. Odważnie wsuwał dłonie pod podwiniętą sukienkę, żeby dotknąć jej piersi. Potem jego dłonie spoczęły na jej biodrach. Następnie Ewa zrzuciła sukienkę i została tylko w szpilkach i pończochach. Wylądowali na łóżku, na boku. Mógł dotykać jej całego ciała, wodzić dłonią po biodrze, podtrzymywać w górze jej nogę, zaciskając palce na udzie. Jego dłoń wędrowała znów do jej piersi, a w końcu zsunęła się niżej i dotknęła jej tam, gdzie sprawiło to, że Ewa krzyknęła, napięła się, a potem rozluźniła. Adam czuł się wspaniale za każdym razem, gdy jej ciało tak reagowało.

Resztę nocy spędzili w łóżku na rozmowach. Ewa zrzuciła szpilki i pończochy, pozostając całkiem naga. Adam widział, że nagość jest dla niej naturalna i sprawia jej poczucie komfortu. Potem przyniosła kieliszki i wreszcie mogli napić się wina. Ewa piła mało, ale nie udawała. Adam też nie miał zamiaru opróżniać butelki. Rozmawiali.

Najpierw Adam zwierzył się Ewie, że gdy ją pierwszy raz zobaczył i gdy potem chodzili na spacery, myślał, że jest dziewicą. Wyglądała tak niewinnie.

— Ale nie zawiodłeś się? — Ewa odpowiedziała, wyraźnie rozbawiona domysłami Adama.

— Nie, wprost przeciwnie.

— Przecież mówiłam ci, że się z kimś spotykałam dwa lata. No to normalne, że coś tam robiliśmy. Ale to nie było nawet w części tak fantastyczne jak to.

— Ewa, rozumiem, po prostu takie było moje wrażenie. Jesteś idealna!

Ewa znów się zaśmiała. Adam kontynuował delikatne wydobywanie od niej informacji. Najpierw dowiedział się, że jej brat pracuje w jakiejś firmie produkującej części motoryzacyjne. I że ich rodzice wyjechali do Belgii i są tam na stałe. Adama znów to zaniepokoiło, bo przecież Ewa mogła chcieć wyjechać do nich. Nie na stałe, bo wtedy po prostu on by pojechał za nią, ale na święta czy wakacje, i mogliby się wtedy nie widzieć dłużej. Nie chciał wpływać na jej decyzje odnośnie rodziców, ale taki scenariusz wydawał mu się nie do wytrzymania. Potem delikatnie podpytał, jak sobie radzi ona i brat. Jego obawy o ich status materialny były poważne i byłby gotów ich wspierać ze swojej pensji, ale Ewa rozwiała jego obawy. Brat podobno dobrze zarabiał, a ona dostawała co miesiąc pieniądze od rodziców. Więc nie obciążała brata.

Jednak wtedy to Ewa zaczęła wypytywać i Adam musiał udzielać odpowiedzi. O tym, skąd przyjechał, jacy są jego rodzice. Podobało mu się, że Ewę to interesuje — w końcu miała ich poznać. Co prawda pominął fakt, że z rodzicami kontakt ma taki sobie, a po rozstaniu z Darią, nieświadomi całej sytuacji i powodów rozstania, rodzice Adama stanęli po jej stronie, obwiniając go za rozpad związku. Tego Ewa nie musiała wiedzieć, a Adam wiedział z kolei, że jak ją poznają, zobaczą tę najcudowniejszą kobietę pod słońcem, zapomną o Darii i przyjmą Ewę jako swoją przyszłą synową. Bo że jego przyszłość jest nierozerwalnie związana z Ewą, wiedział już teraz. I że to tylko kwestia czasu, aż będą mieszkać razem i zaraz potem się pobiorą.

Ewa ostrożnie, ale konsekwentnie wypytywała o jego związek z Darią. Nie powiedział jej wszystkiego, tylko to, że Daria go zdradziła i on to odkrył, a kiedy powiedział wprost, że o tym wie, wyśmiała go i się wyprowadziła. Mówienie o tym sprawiało Adamowi ból, ale z drugiej strony pozwalało wreszcie to z siebie wyrzucić. I może dzięki temu pożegnać Darię na zawsze.

Gdy wreszcie zaspokoił ciekawość Ewy na temat swojego byłego związku, domu rodzinnego i pracy, przeszedł do kontrataku w postaci dalszych pytań. Jednak z Ewą nie było to łatwe. Wyczuła, że Adam chce pytać, i od razu wpiła się w jego usta. Usiadła na nim i zaczęła mówić, jak bardzo go kocha. Odpuścił pytania — to, co robili teraz, było ważniejsze. Godzinę później pospiesznie się ubierali; Ewa na zmianę całowała i poganiała Adama. Nie odprowadziła go na dół schodami, tylko szybko zamknęła drzwi.

Adam schodził teraz po schodach w milczeniu, czując się jednocześnie szczęśliwy i smutny. Szczęśliwy, bo nie miał wątpliwości co do Ewy i tego, co wzajemnie do siebie czuli. A smutny, bo znów musiał być bez niej dwa dni. Dwa dni, i do tego właśnie była sobota rano, więc nie mógł uciec do pracy. Musiał być w domu sam na sam ze swoimi myślami.

Adam zasnął niemal od razu. Zmęczenie i wino sprawiły, że spał mocno i głęboko. Znów miał jakieś dziwne sny, ale tym razem nie było w nich Ewy. Pracował gdzieś w polu przy żniwach. Nigdy tego w życiu nie robił, nikt w jego rodzinie nie zajmował się rolnictwem. Stał daleko w polu. Czuł ten specyficzny zapach, który czuje się w pobliżu morza. Ale nie było widać nigdzie morza, musiało być poza zasięgiem wzroku. Już miał wracać do dalszej pracy, która polegała na czymś, czego dokładnie nie rozumiał, aż usłyszał pisk opon. Nieopodal, na nasypie, biegła droga, oddzielona od spadku barierami. Granatowy samochód osobowy uderzył bokiem właśnie w te bariery, zrobił salto w powietrzu i, wyrzucony na pole, uderzył w nie tyłem. Wszystkiemu towarzyszył huk i szczęk blachy. Samochód uderzył kołami o pole i się zatrzymał. Spod maski wydobywały się kłęby pary, wszystkie szyby były potłuczone. Adam i jakiś inny rolnik, który stał z nim na polu, zaczęli biec. Za nimi biegła jeszcze jakaś kobieta. Dobiegli do samochodu bardzo szybko, pomimo że odległość początkowo wydawała się duża. Adam i drugi rolnik skakali długimi susami, co początkowo dramatycznej scenie nadawało komizmu.

Dobiegli i zauważyli, że pasażer z przodu próbuje się wydostać. Dobiegli i we trójkę, z wielkim oporem, otworzyli drzwi. To była kobieta. Wyciągnęli ją i ułożyli na polu. Potem kierowca, starszy mężczyzna, okazał oznaki życia. Jego też wydobyli. Potem pobiegli do pasażerów z tyłu. Na początku nie wiedzieli, że ktoś mógł tam siedzieć, ale zobaczyli przez wybite szyby czyjąś dłoń. Z tyłu były dwie osoby, ale najpierw cała trójka rolników podbiegła do pasażera za kierowcą. To była dziewczyna, miała takie same rude włosy jak ta, z którą Adam spotkał się za pieniądze. Odsunęli włosy z jej twarzy. Była nieprzytomna. To była Daria. Spojrzał teraz na drugiego pasażera — to był chłopak. Miał długie blond włosy, krew ciekła mu ze skroni. To był Adam.

Obudził się z krzykiem. Było rano. Sobota. Planował ten dzień przespać, ponieważ miał deficyt snu, a był to dzień rozłąki, który musiał minąć jak najszybciej. Spojrzał na zegarek — dochodziła dziewiąta. Zaklął i usiadł na łóżku. Ten sen był straszny, ale mógłby być straszniejszy, gdyby zamiast Darii siedział tam kto inny. I wtedy usłyszał dzwonek do drzwi.

Nie spodziewał się nikogo. Co prawda w pewnym momencie jego serce zabiło szybciej, bo przecież podczas ostatniej rozmowy podał Ewie dokładny adres. Może jej brat wyszedł i Ewa przyjechała? Byłby najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Dzień cierpienia i rozłąki zamieniłby się w dzień radości, nawet gdyby musiała zaraz potem wracać. Ubrał szlafrok i podszedł do drzwi. Spojrzał w wizjer i zaniemówił. Stała tam. Otworzył drzwi i powiedział: –Cześć.

— Cześć, Adam — odpowiedziała.

— Co tu robisz? — zapytał. — Co tu robisz, Daria?

Rozdział 3

Wyglądała tragicznie. Brudna, umęczona, wychudzona. W szarym, poplamionym dresie i za dużej kurtce, którą zapewne dostała od jakichś służb mundurowych. Była zmarznięta, trzęsła się, pomimo że na korytarzu było ciepło. Włosy miała związane w kucyk; było widać, że kilka dni ich nie myła. W ręku torba podróżna, na nogach lekkie sportowe buty, zupełnie niepasujące do pogody. Pierwsze, co zauważył, to otarcia na całej szyi, jakby ktoś próbował ją przywiązać albo powiesić. Oko miała podbite, na ustach świeży ślad po rozcięciu. Uśmiechnęła się nerwowo, odsłaniając zęby. Jedna jedynka była ukruszona prawie w połowie. Wyglądała bardzo źle, na tyle, że Adam zamiast poczuć cokolwiek innego, poczuł współczucie dla tej biednej dziewczyny.

— Mogę przenocować? — powiedziała łamiącym się głosem. — Tu, u ciebie?

— Jezu — krzyknął Adam. I ponownie zapytał: — Co ty tu robisz?

— Proszę, wpuść mnie, daj mi przenocować choć jedną noc — odpowiedziała błagalnie. Jej głos drżał i się łamał. Adam miał wrażenie, że gdyby teraz kazał jej pełzać po korytarzu, wykonałaby każde polecenie. Kogoś tak mocno złamanego przez życie Adam jeszcze nie widział.

— Dobrze — zgodził się w końcu Adam. — Ale śpisz na kanapie.

— Dobrze, dziękuję — odpowiedziała Daria.

Adam był tak zaskoczony — jej obecnością, jej stanem i tym, że szukała pomocy właśnie u niego. Przygotował jej kolację, a ona długo siedziała w łazience. Słyszał przez zamknięte drzwi, jak płakała pod prysznicem. To nie był smutek, to było zawodzenie osoby złamanej, nieszczęśliwej, zniszczonej. Cokolwiek przeszła, Adam wiedział, że było to piekło.

Dopiero gdy wyszła, okręcona szczelnie ręcznikiem od piersi do ud, zobaczył, w jakim jest stanie. Ramiona były podrapane i pełne siniaków. Nogi podobnie. Na kostkach u rąk i nóg te same otarcia co na szyi. Ktoś musiał ją wiązać i się nad nią znęcać. Nie miała swoich przedłużanych paznokci. Stała teraz przed nim i dalej płakała. Jej oczy były czerwone od łez, które ciekły po policzkach. Pociągała nosem.

— Proszę, przytul mnie. Nie wybaczaj, osądzaj, nienawidź, ale teraz przytul — przylgnęła do niego i płakała w jego ramieniu. Ona, kiedyś tak pewna siebie, podła wobec niego. Teraz tak bezsilna i zależna od niego. Wiedział, że nie ma gdzie iść.

— Już dobrze, dobrze. Rozumiem. Chodź, zjedz i się połóż. Przygotowałem ci kolację i posłanie.

Jadła łapczywie jak wygłodniałe zwierzę. Widział, że poranione usta i ułamany ząb muszą sprawiać jej ból, ale nie przerywała. Głód był silniejszy od bólu. Potem położyła się i dokładnie owinęła kołdrą tak, że nie wystawał żaden kawałek ciała poza głową. Zasnęła niemal natychmiast. Wyglądała na mocno skrzywdzoną i całkowicie bezbronną. Z jej siły, pewności siebie i odwagi nie zostało zupełnie nic.

Adam siedział długo i patrzył, jak śpi. Jego uczucia mieszały się i wzajemnie zwalczały. Gdyby wróciła wcześniej, nawet w takim stanie, zanim poznał Ewę, przyjąłby ją i pewnie wybaczył. Może nie zapomniałby, ale wybaczyłby na pewno. Gdyby to było w te dni, kiedy chodził samotnie po uliczkach Starego Miasta, gdyby to było nawet wtedy, kiedy z Ewą jeszcze nie powiedzieli sobie wzajemnie „Kocham”. Ale teraz? Teraz Daria była wspomnieniem. Osobą, która go zraniła, skrzywdziła i oszukała. Wykorzystała i porzuciła jak śmiecia, jeszcze celowo podkopując jego samoocenę, żeby dalej był nieszczęśliwy i nie mógł sobie ułożyć życia. Gdyby nie zbieg okoliczności — uszkodzona ławeczka — dziś skakałby z radości, że wróciła, nawet w tym stanie. Byłby pod jej wpływem, zawsze skazany na bycie nieszczęśliwym i poniżonym. A teraz? Teraz wiedział, że czar i urok Darii przeminęły. Jasne, po kąpieli i doprowadzeniu do porządku, a szczególnie przypudrowaniu ran, nadal będzie bardzo atrakcyjną kobietą. Dla niego też. Ale nie będzie w tym tego czegoś, co powoduje ucisk w brzuchu, tego, co sprawia mocne bicie serca, a w głowie szum i poczucie wirującego świata. Będzie co najwyżej trochę fizyczności i nic więcej. Nie będzie uczuć. Choć Adam wiedział, że z tymi uczuciami nie jest tak do końca, bo czuł teraz współczucie i troskę. Jakby zajmował się rannym zwierzęciem. Opiekował się, bo tak trzeba. Ale to było dzikie zwierzę, które po udzieleniu pomocy należy wypuścić do jego naturalnego środowiska, bo zamknięte będzie nieszczęśliwe, a gdy przyjdzie zew natury, może ugryźć i potężnie zranić.

Adam zaplanował, że pozwoli jej zostać. Na dłużej niż jedną noc. Do czasu, aż będą wyniki matur i kiedy pierwszego możliwego dnia zapakuje Ewę i jej walizki do taksówki i przyjedzie tutaj. Wtedy po Darii nie będzie mogło być już śladu. Ale teraz trzeba było jej pomóc. Całe zło, które mu wyrządziła, nie tłumaczyło piekła, przez które przeszła. Nawet jeśli spotkało ją to na własne życzenie. Zastanawiał się teraz nad tym: dziewczyna miała dom, pracę, studia. A wybrała drogę, na której stawała się przedmiotem. Myślał o tym kiedyś i nie mógł zrozumieć; myślał też teraz i nadal nie wiedział. Zrozumiałby, gdyby go zdradziła kolejny raz — sam już nie wiedział który, ale przypuszczał, że Daria robiła to od czasów liceum. Ale zaprzepaścić całe młode życie z takimi możliwościami i rzucić się na drogę prowadzącą do zatracenia i wyniszczenia samej siebie? Łatwe pieniądze? Może, ale przecież niczego jej nie brakowało. Zarabiała nawet nieźle, a on zarabiał bardzo dobrze. Czytał dużo o kobietach, które świadomie i dobrowolnie wybierały tę drogę. Często chęć szybkiego wzbogacenia się była silniejsza niż rozsądek. Czasami też konieczność uwolnienia się od toksycznego partnera, od którego kobieta jest zależna finansowo. Ale Adam nie czuł się toksyczny. Nie był złym człowiekiem, psychopatą, który prowadzi swoje gry, żeby uwięzić, zatrzymać, ubezwłasnowolnić. On pozwalał jej na wszystko, wszystko wybaczał, a tego, co istotne, nie dostrzegał.

Był jeszcze jeden powód. Czytał o parafilii, w której dotknięta nią osoba osiąga satysfakcję nie tylko z poniżenia, ale i z oddawania się za pieniądze. Może to dotyczyło Darii? Może po prostu była chora? Choć wiedział, że nie powinien w takim przypadku określać kogoś mianem chorego; nie wolno oceniać ludzi jako chorych tylko dlatego, że mają określone potrzeby. A on tych potrzeb nie byłby w stanie jej zaspokoić. Ale takie osoby zdradzają symptomy, a tu nie było nic, lub Adam, nieświadomy wszystkiego, ich nie widział. Pytania mnożyły się w jego głowie teraz, gdy patrzył na nią śpiącą i głęboko oddychającą przez usta. Wydawała się niewinna, bezbronna. Ale kiedyś była agresorem, który wszedł na ścieżkę zatracenia i z własnej winy odniósł rany. Czy powinien jej wybaczyć? Ciągle zadawał sobie pytanie: „Boże, czy powinienem?”. Ale na razie nie było odpowiedzi.

Daria przespała cały dzień. Wieczorem zaczęła się wiercić i kręcić, częściowo odkopała się i teraz Adam mimochodem widział jej odsłonięte nogi aż do ud. To, co widział, było jednym wielkim dysonansem. Z jednej strony jej nogi były idealne. Smukłe, długie, piękne. Delikatnie zbudowane kostki i dalej smukłe stopy. Z drugiej strony skóra była pełna siniaków i śladów uderzeń paskiem lub jakimś pejczem. Towarzyszyły temu zadrapania na krańcach siniaków, co mogło oznaczać, że uderzenia były mocne i skóra zwyczajnie się tam poddała. Wokół kostek były szerokie otarcia, zapewne od krępowania sznurem. Cokolwiek jej robili, robili to wbrew jej woli. Było to oczywiste. Obrazu dopełniały paznokcie u stóp z resztkami odpadającego czerwonego lakieru. Adam znów poczuł troskę i litość, które spowijały coraz gęstszą mgłą wspomnienia o tym, co ta umęczona dziewczyna zrobiła mu wcześniej i jak mocno przez nią cierpiał.

Wreszcie Daria się obudziła. Powiedziała do Adama: — Dzień dobry — i wstała, wyraźnie walcząc z obolałym ciałem. Przez chwilę widział jej odsłoniętą pierś, na której, o ile wzrok go nie mylił, był oprócz kolejnego siniaka wyraźny ślad ugryzienia. Daria znów poszła do łazienki, gdzie siedziała kolejne pół godziny. Adam nie słyszał tym razem płaczu, tylko typowe dźwięki branego prysznica, odwieszanej słuchawki, odkładanego mydła i nalewanego na dłoń żelu. I tak ponownie i ponownie, jakby chciała brać prysznic za prysznicem. Jak gdyby w momencie, gdy spłukiwała swoje ciało, dochodziła do wniosku, że nadal jest brudne i trzeba myć się od początku.

Gdy wyszła wreszcie z łazienki, zapytała Adama: — Czy mogę zrobić sobie pranie? Mam tylko kilka rzeczy, wszystkie brudne.

— Oczywiście, proszek jest tam, gdzie zwykle. — Adam wskazał szafkę i pralkę. Patrzył teraz, jak Daria wyjmuje ze swojej torby podróżnej bieliznę i dwie koszulki. Widział, jak w momencie, kiedy patrzyła na swoją bieliznę, jej oczy zachodziły łzami. Zakładał, że musiało się z tymi konkretnymi rzeczami wiązać coś traumatycznego. Na koniec włożyła też swoje dresy, skarpetki i bluzę, nie zwracając wcale uwagi na to, że pomieszała rzeczy, które mogły zafarbować inne. Włączyła pranie i podeszła do Adama. — Przepraszam cię, ale będę nadal chodzić w tym szlafroku. Poza tym, co w pralce, nie mam nic.

Adam poszedł do szafy i wyjął swój podkoszulek. Nie nosił go. Dostał go kiedyś na prezent w pracy. Podkoszulek miał logo firmy, w której odbywał praktyki, i był w rozmiarze XXL. Chciał go wyrzucić, ale dobrze wspominał tamte czasy i trzymał go na wypadek, gdyby kiedyś miał się przydać. I teraz się przydał. Daria założyła go w łazience i przyszła. Sięgał jej do połowy ud i generalnie wyglądał, jakby był dziesięć rozmiarów za duży. Ale mogła odłożyć szlafrok do wyschnięcia.

Siedzieli teraz oboje przed telewizorem i oglądali jakiś film. Gdy ten się skończył, Daria spojrzała na Adama. Zauważył, że znów ma łzy w oczach. Powiedziała szeptem: — Muszę to z siebie wyrzucić, muszę opowiedzieć.

— Proszę, mów. Chcę ci pomóc. Nie bój się.

I zaczęła mówić. Nie przepraszała, nie usprawiedliwiała się. Zaczęła od tego, jak poznała swojego opiekuna. To miał być jej kolejny romans. Po prostu chciała tego silnego, dominującego faceta i tyle. Jednak on proponował jej różne gry. Wyczuł jej potrzeby, naprowadzał. Ćwiczył uległość i oddanie, a ona odczuwała z tego przyjemność. Kiedyś zaproponował, że mogliby spotkać się na mieście i udawać, że jej płaci za noc. Podobało jej się to, podniecało ją. Oczywiście żadnej zapłaty nie było, ale perfekcyjnie odegrali swoje role, łącznie z tym, że ona potem wzięła taksówkę do domu, jakby wracała od klienta. Potem była z nim na jakiejś imprezie i poznała tam inne dziewczyny. One żyły na wysokim poziomie, nie biegały codziennie do pracy. Akurat nałożyło jej się to na kłopoty na uczelni — nie zaliczyła kilku egzaminów, nie miała siły łączyć podwójnego życia, pracy i jeszcze studiów. Omijała kolejne wykłady i ćwiczenia. W końcu przestała chodzić wcale. W pracy też nie było dobrze, zaczęła mieć nieobecności i spóźnienia. Dostała reprymendę. Zwierzyła się poznanej wtedy dziewczynie, a ta roztoczyła przed nią wizję lepszego świata, w którym żyła. Bez porannego wstawania, ośmiogodzinnej lub dłuższej pracy, ciągłych pretensji przełożonego i stresu. I bez konieczności lat walki na uczelni, żeby potem być „kimś” i zarabiać godnie. Tutaj pieniądze były szybkie i duże. Nie, nie wszystkie dziewczyny tak zarabiały. Ale dziewczyny tego opiekuna, dla najlepszych klientów — tak. Te luksusowe, a ona, dzięki swojemu wyglądowi, łapała się na luksusową dziewczynę.

— Ale przecież ja dobrze zarabiam, nic nie mówiłaś, że masz problemy w pracy, utrzymałbym nas. — Adam, choć obiecywał sobie, że tego nie zrobi, pierwszy raz jej przerwał.

Opuściła wzrok. — Wiem, ale nie rozumiesz, co ja wtedy czułam. Chciałam tak żyć. Beztrosko, komfortowo. Czułam się lepsza. To był błąd. Ale wśród nich, „elity” dziewczyn w tym mieście, najdroższych, o które klienci zabiegali, czułam się wyjątkowa… — Daria znów miała łzy w oczach.

Ale opowiadała dalej. O tym, że do pierwszego klienta nie zaprowadził jej opiekun, ale ta koleżanka. Że czekała w willi klienta na dole, kiedy ona spędzała z nim czas w sypialni na górze. Że klient może nie był atrakcyjny, ale był elegancki, zadbany i hojny. Że chciał wiele, kazał robić wszystko i że nie wszystko jej się wtedy jeszcze podobało, ale pokornie to robiła i wtedy poczuła to coś dziwnego. Satysfakcję z bycia naprawdę uległą, traktowaną przedmiotowo i z tego, że robi to za pieniądze. W momencie, kiedy wręczył jej gotówkę, czuła się niemal ekstatycznie. I potem już wszystko potoczyło się szybko. Kolejni klienci: mężczyźni, kobiety, nieraz grupy. Poznawała ludzi, których widziała wcześniej w gazetach i telewizji: aktorów, biznesmenów, polityków, nawet hierarchów kościoła. Opowiedziała Adamowi, że poznała też aktora, którego Adam lubił oglądać w filmach. I jego żonę. Bo on, ten aktor, patrzył, kiedy Daria była w łóżku z jego żoną; nigdy się nie przyłączał. Opowiadała, że świat wirował, błyszczał, zachwycał. Na ziemi trzymało ją tylko to, że musiała udawać przed Adamem.

Po tym, gdy się wyprowadziła, wynajęła sobie apartament z inną dziewczyną na spółkę. Świat jeszcze przyspieszył i gdyby nie kalendarz w telefonie, nie wiedziałaby nawet, jaki jest dzień tygodnia. Zarabiała krocie, sama nie była pewna, ile gotówki miała. Pewnie starczyłoby na kupno kawalerki w centrum i jeszcze na dobre wakacje.

I pewnego dnia zlecenia od klientów przestały przychodzić. Więc dzwoniła sama. Czasami ktoś się spotkał i zapłacił, ale większość poblokowała jej numery. Przyszedł opiekun. Najpierw do jej współlokatorki. Powiedział, że wypadła z obiegu, bo ma już dwadzieścia sześć lat, a klienci chcą osiemnastek. Zabrali ją — opiekun i dwóch dużych gości. Nie wróciła. Daria zaczęła się bać. Chciała uciekać, ale pieniądze trzymały w małym sejfie razem i trzeba było do niego dwóch kluczy. Przez kolejny dzień szukała w rzeczach współlokatorki tego klucza. Nie mogła go zabrać ze sobą, bo wyciągnęli ją z domu w samym szlafroku. Szukała i bała się. Wychodziła na klatkę patrzeć, czy ktoś nie idzie, nie czeka. Bała się wyjść z domu i w nim zostać. I wtedy chciała zadzwonić do Adama, żeby ją zabrał. Ale chęć odzyskania pieniędzy przyćmiła jej rozsądek. I gdy już znalazła klucz, otwierała kasetkę — przyszli oni. Nie wiedziała, skąd mieli klucze do apartamentu. Opiekun powiedział, że jest na nią klient i on zarobi w ten sposób więcej. Podeszli do niej, sprzeciwiła się. Dwóch dużych gości od razu rozłożyło ją na stole. Nie chciała tego, ale i tak to zrobili. Potem pobili. Opiekun zabrał zawartość kasetki. Jej rzeczy zostały w mieszkaniu: telefon, dokumenty, klucze i pamiątki. Potem dostała jakiś narkotyk, był bus pełen dziewczyn.

Adam przerwał jej ponownie i zapytał, kiedy to było. Odpowiedziała. Teraz Adam wiedział, że to było wcześniej. Kiedy on widział busa, Darii tam na pewno nie było.

Opowiadała dalej. Portowe miasto na zachodzie. Zwykły burdel. Wieść, że trafiły tam luksusowe dziewczyny, szybko się rozniosła. Klienci byli non stop. Zwykli, niezadbani, obrzydliwi. Daria nic z tego nie miała, wszystkie pieniądze jej zabierali. Zbuntowała się. Nie chciała za darmo tego robić. Nie chciała robić tego dwadzieścia godzin na dobę. Nie chciała narkotyków. Nie chciała wcale już tak żyć. I wtedy zaczęło się prawdziwe piekło. Bicie, przymuszanie do wszystkiego, wiązanie. I tak na okrągło. W kolejne dni modliła się już o kolejkę klientów, bo kiedy byli klienci, nikt się nad nią nie znęcał. Nikt nie bił. Nikt nie krzywdził.

I wtedy — była właśnie z klientem — huk, strzały, nalot Bundespolizei. Wszędzie dym. Ktoś ją wyprowadził. Nagą. Dali folię do okrycia. Potem nakarmili i dali ubrania. Mogła się umyć. Niekończące się przesłuchania, zmieniający się tłumacze i śledczy. Wypytywanie o intymne szczegóły. Bardzo intymne. Badania lekarskie. I potem cichy hotel. Wreszcie własny pokój. Łóżko, prysznic. Trochę ubrań. Regularne jedzenie. Spokój. Tylko czasami przychodziła policjantka z tłumaczem uzupełnić zeznania. Odpoczynek. Ale tylko kilka dni. Wysoki funkcjonariusz Bundespolizei podziękował jej łamaną polszczyzną za współpracę i zeznania. Zapewnił, że jej status poszkodowanej nie jest zagrożony. Poinformował o konieczności stawienia się w sądzie i aktualizacji adresu zamieszkania. Wręczył kilka euro na jedzenie i bilet na autobus. Ale bilet był tylko do najbliższego miasta po polskiej stronie granicy. Hotel miała opłacony jeszcze tylko na jeden dzień. Spakowała się i ruszyła. Do kogo? Nie wiedziała.

Jej matka, gdy dowiedziała się o całej sprawie — o tym, że rzuciła pracę i studia, że sprzedawała się i potem trafiła do portowego burdelu — nie chciała jej przyjąć. Odmówiła. Nie obchodziło jej to. Mówiła o wstydzie. O wizycie policji polskiej i niemieckiej. Że wszyscy gadają, że będzie musiała się przeprowadzić. Że rodzina już wie. Daria powiedziała, że nie miała wyboru. Chciała uprzedzić Adama, ale nie miała nawet z czego zadzwonić. Wylądowała w nocy na jakimś dworcu. Chciała jechać na gapę dalej, bez biletu, ale nie wpuścili jej do dwóch autobusów. Pieniądze się skończyły. Została z niczym, kilkaset kilometrów od miejsca, gdzie mogłaby się zatrzymać. Zziębnięta, głodna. Znów zaczęła prosić o pomoc. Ale dostała tylko jakieś grosze, które poszły na opłatę za toaletę, bo pilnująca jej kobieta nie chciała wpuścić Darii za darmo.

I wtedy napatoczył się jakiś facet, był podpity. Miał kilka godzin do odjazdu pociągu. Zaczęli rozmawiać. On coś zaproponował, ona się zgodziła. Gdzieś za szafkami na przechowanie bagażu, bo tam nie ma kamer, obsłużyła go. Zrobiła wszystko, co chciał. Potem zostawił ją tam, półnagą i rzucił na odchodnym jakimiś drobniakami prosto w twarz. Ale Daria nie płakała. Założyła ponownie swoje brudne dresowe spodnie i pobiegła do kiosku. Kupiła picie i jedzenie. Potem poszła do toalety, próbowała choć trochę się umyć, ale obsługa ją wyprosiła. Poszła do kas, kupiła bilet. Zostało jeszcze na picie i batonik. Kilka godzin czekania i kilka godzin w autobusie. Pełnym ludzi wracających z pracy do rodzin. Szczęśliwych. Jakaś kobieta, która siedziała obok Darii, przesiadła się i mówiła potem do innej pasażerki, że Daria śmierdzi. Dojechała, było zimno. Nie miała na miejski autobus, więc szła z dworca pieszo. Ktoś otworzył jej drzwi do klatki i tak trafiła pod drzwi Adama.

Gdy skończyła opowiadać, trzęsła się i płakała. Lało jej się z nosa, usta drgały. Adam też płakał. Nie mógł się powstrzymać. Nie chciał. Teraz też czuł jej ból i nie mógł tego trzymać w sobie. Tak jak ona musiała wyrzucić wszystko, tak on z tymi łzami musiał puścić to w niepamięć. Ale wiedział, że słów Darii nie zapomni długo. I że nie było w tym nic, czego życzyłby nawet największemu wrogowi. Przytulił ją i siedzieli tak długie godziny. Daria przysypiała, budziła się i znów płakała. Potem znów zasypiała.

Kiedy on zasnął, znów coś mu się śniło. Że jest nad morzem. Że widzi daleko idące dwie kobiety. Miały białe, zwiewne sukienki, prawie prześwitujące. Szły boso po plaży. Trzymały się za ręce i cieszyły, tańczyły, śmiały. Jedna z nich to była Ewa. Druga to Daria. Krzyknął do nich. Obie spojrzały na niego i roześmiały się. Złapały się znów za ręce i zaczęły biec w kierunku morza. Dalej i dalej. Głębiej i głębiej. Aż fale je nakryły. Adam krzyczał, prosił, żeby zawróciły. Nie słuchały, zniknęły. Wtedy się obudził.

Daria spała wtulona w niego. Teraz dokładnie mógł przyjrzeć się jej twarzy. Siniaków było więcej, ale część już schodziła. Tylko podbite oko było nadal intensywnie widoczne. Usta były rozcięte, goiły się, ale blizna na pewno będzie widoczna. Oddychała spokojnie. Nie chciał jej budzić, czekał. Gdy otworzyła oczy, odruchowo pogłaskał ją po włosach. Obudziła się.

— Dziękuję, Adam, dziękuję, że mi pozwoliłeś zostać — powiedziała, a w jej oczach znów pojawiły się łzy.

Adam zrobił śniadanie, a Daria poszła znów pod prysznic. Kolejna godzina minęła, zanim wyszła. Wyglądała lepiej. Ubrana we wczorajszą, za dużą koszulkę i jakieś stare klapki prezentowała się całkiem dobrze. Zawsze była szczupła, ale teraz Adamowi wydawało się, że jeszcze schudła. Może przez stres, może przez niedożywienie. Śniadanie jadła znów łapczywie, nic nie mówiąc i nie patrząc na Adama. Podstawowa potrzeba pożywienia była teraz ważniejsza. Była jak schwytane, głodne zwierzątko. Nienasycona i do końca nie rozumiejąca, że dostęp do jedzenia jest stały. I płochliwa. Adam to zauważył. Gdy poruszył krzesłem, niechcący zahaczając o nie nogą przy wstawaniu, Daria aż podskoczyła. Widział, że czasami, przechodząc obok drzwi, sprawdzała zamki. Pomimo że nie było tu nikogo innego, czasami nerwowo ciągnęła za dużą koszulę w dół, jakby chciała zakryć swoje ciało przed kimś, kto mógłby jej zrobić krzywdę. Straciła poczucie bezpieczeństwa. Całkowicie. Adam zamierzał jej trochę pomóc, żeby je odzyskała. I żeby za te kilka miesięcy stanęła na własne nogi. Robił to w jej interesie, ale i swoim. Bo ten dom był przyszłym domem Ewy, nie Darii. Daria była tu tylko tymczasowo.

Wieczór nadszedł szybko i Adam wiedział, że kolejny dzień będzie wyjątkowy. Gdy Daria, ponownie ubrana w swój uprany już dres, oglądała telewizję, postanowił z nią porozmawiać, tym razem o sobie. Starał się jakoś przygotować rozmowę, żeby jej nie skrzywdzić, ale nie wiedział jak. Zdawał sobie sprawę, że Daria nie powinna być o niego zazdrosna. To, co było między nimi, wygasło; teraz są po prostu przyjaciółmi, jeśli można być przyjacielem kogoś, kto skrzywdził. Ale ona też była skrzywdzona i Adam wiedział, że jego ból to nic przy tym, co przeżyła ta dziewczyna.

— Darioa, chciałbym ci coś powiedzieć — Adam zaczynał powoli, obserwując jej reakcję.

— Masz kogoś i będę musiała się wyprowadzić, tak? — Daria spojrzała na niego, a jej oczy zdradzały, że czuje się jak zbity pies.

— Nie, nie tak. Nie w ten sposób. Możesz tu mieszkać. Aż się pozbierasz. Nic się nie dzieje, jest tak, jak ci mówiłem.

— Przepraszam, po prostu już zakładałam, że nic dobrego w życiu mnie nie spotka, że jestem przegrana. Wtedy, na tym dworcu autobusowym, sięgnęłam już dna, brzydziłam się siebie samej, wiesz? Ciężko po tym wszystkim zakładać, że jest jeszcze coś dobrego przed tobą…

— Rozumiem. Jest jeszcze dużo dobrego przed tobą, ale to wymaga czasu. Spokojnie. — Próbował ją uspokoić, ale widział, że nie idzie mu najlepiej. — Chciałem ci tylko coś powiedzieć o sobie. Tak, miałaś rację, spotykam się z kimś. Jest ktoś. Ona jest na poważnie, kochamy się.

Daria spojrzała na niego z miną jeszcze bardziej zbitego psa i mógłby przysiąc, że w jej oczach znów pojawiły się zalążki łez.

— Jest ładniejsza ode mnie? Pewnie młodsza? — Głos Darii łamał się pod koniec każdego słowa.

— Ona przede wszystkim jest na poważnie, na zawsze, rozumiesz, co mam na myśli? To nie jest ktoś, z kim spotykam się dla zabawy. Ja ją kocham, ona kocha mnie. Jesteśmy ze sobą na sto procent.

Daria oddychała szybko, była zdenerwowana. Adam zastanawiał się teraz, czy mogła chcieć do niego wrócić, czy po prostu jest zazdrosna. Może nie o niego bezpośrednio, ale o jego szczęście.

— A ona, ta twoja ukochana, to dlaczego tu nie mieszka?

— To nie jest takie proste. Ona ma dopiero osiemnaście lat, przygotowuje się do matury. Uznaliśmy oboje, że to, że ze sobą jesteśmy, nie może jej przeszkodzić. Wprowadzi się tutaj po maturze.

— Czyli mam jeszcze trochę czasu… — Daria opuściła głowę i wbiła wzrok w swoje już zmyte z resztek lakieru paznokcie u stóp. — Pewnie jest bardzo ładna?

— Tak, jest bardzo ładna. Ale tu chodzi o miłość, nie tylko o urodę. To jest na poważnie.

Daria nadal przyglądała się swoim stopom. — Przepraszam, cieszę się, że ci się poszczęściło. Życzę wam dobrze, tylko tak ciężko jest, kiedy innym się udaje, a mi świat runął… — Daria znów zaniosła się płaczem; teraz to nie były już łzy cieknące po policzkach. Płakała jak dziecko. Adam nie czekał, od razu ją przytulił i trzymał długo w ramionach. Dopiero po jakimś czasie uspokoiła się, gdy zaczął ją głaskać po głowie. Gdy byli razem, nigdy tego nie robił — nie chciała takich czułości. A teraz wręcz o nie błagała, to było jedyne, co ją uspokajało.

Tę noc także spędził z nią na kanapie. Znów spała wtulona w niego. Kilka razy w nocy budziła się z krzykiem. Adam raz też — gdy we śnie samochód z Darią w środku nie lądował już na polu, ale wpadał do morza. Rano Adam wstał pierwszy i zostawił śpiącą Darię na kanapie. Gdy wyszedł z łazienki, ona już czekała na niego pod drzwiami.

— Możesz już wejść, łazienka wolna.

— Nie, znaczy… za chwilę. Ty musisz iść dziś do pracy, tak? Nie możesz wziąć wolnego? — Patrzyła na niego błagalnie. — Proszę, nie chcę być sama.

— Dziś nie mogę, ale wrócę zaraz po pracy — Adam starał się ją uspokoić. Nie mówił nic, że jak wróci, to potem wyjdzie na całą noc i znów Daria będzie sama. Nie mógł jej teraz tego powiedzieć.

Daria opuściła wzrok. Adam zauważył, że teraz robiła to ciągle. Kiedyś, dawna, dumna Daria nie robiła tego nigdy. Wiedział, co to oznacza, i wiedział, że nawet ona na to nie zasłużyła. Szkoda mu było tej dziewczyny i postanowił, że zrobi wszystko, co nie będzie oczywiście kosztem Ewy, żeby Daria stanęła na nogi.

Praca minęła mu szybko i gdy wracał do domu, trochę obawiał się tego, co zastanie. Daria była trochę nieobliczalna. Nie był pewien, czy nie zastanie jakiegoś zamieszania albo nawet nieszczęścia. Nie miał nawet jak pisać do niej w ciągu dnia, bo Daria nie miała telefonu. Teraz znów jego myśli zaprzątała Ewa i to, że nie ma możliwości napisania lub zadzwonienia do niej. A teraz to samo z Darią. Czuł się, jakby żył w połowie ubiegłego wieku, kiedy nawet telefon stacjonarny nie był pewnym wyposażeniem mieszkania. Zrobił niewielkie zakupy; Daria w nowej odsłonie jadła równie dużo jak Ewa. Nie to, co wcześniejsza wersja Darii, która notorycznie wyrzucała jedzenie.

Gdy wszedł do domu, był miło zaskoczony. Daria posprzątała całe mieszkanie, zrobiła pranie jego rzeczy, co trochę go krępowało w obecnej sytuacji. Z pozostałości w lodówce przygotowała nawet obiad. Odgrzewany, ale widać było, że się starała. Kiedy wszedł do mieszkania, pocałowała go na powitanie w policzek i odebrała torbę z zakupami. Niedługo potem jedli przy stole. Adam wiedział, że lepszego momentu nie będzie.

— Musimy porozmawiać. Nie bój się, wszystko jest dobrze, tylko muszę ci coś powiedzieć. Ja dziś spotykam się z moją dziewczyną, muszę wyjść, OK?

Daria nie zareagowała tak jak rano; Adam zakładał, że przyzwyczaiła się do bycia sama w domu.

— Oczywiście, idź. Ja pooglądam telewizję. Czekać z kolacją?

— Nie, nie czekaj, wrócę późno. A, i jutro mam dla ciebie pewną niespodziankę. Zostaję w domu, mam wolne w pracy ten jeden dzień.

Daria nie umiała ukryć radości. Pierwszy raz od jej powrotu ucieszyła się naprawdę. — Super! Będziemy cały dzień razem!

— Tak, ale wieczorem znów wyjdę. Za to dzień spędzimy razem. Tylko daj mi rano pospać i nie budź mnie przed dziesiątą, OK?

— Oczywiście, będę cicho jak trusia, a śniadanie będzie czekało — Daria znów się śmiała. Tak szczerze, Adam to wyczuwał. Tu nie było żadnej gry.

— Może pójdziemy jutro ci kupić coś do ubrania? Nie możesz chodzić ciągle w tych samych dresach. Nie masz w sumie nic.

— I nie potrzebuję. No, może jakieś buty, bo bym chciała wyjść do sklepu, a mi w tych zimno.

— Coś kupimy, OK? To nie problem, dobrze?

— Tak — odpowiedziała i znów opuściła wzrok w ten charakterystyczny sposób.

Adam potem zajął się przygotowaniami do wyjścia, a Daria oglądaniem telewizji. To też była znacząca zmiana. Pamiętał Darię sprzed ich zerwania. Nawet jak siedzieli przy telewizorze, ona cały czas była wpatrzona w telefon. Cały czas coś szukała, cały czas pisała do kogoś. Odwracała odruchowo ekran, żeby Adam go nie widział. Praktycznie cały wspólny czas spędzali w ostatnich latach w ten sposób, że Daria patrzyła w ekran telefonu. Przed telewizorem, na spacerze, podczas jedzenia. Nawet gdy jeszcze zdarzało się, że się kochali, Daria zaraz potem sięgała po komórkę. Teraz nie miała telefonu wcale. Adam sprawdził — zadzwonił na jej dawny numer i otrzymał komunikat, że abonent jest nieosiągalny. Komórka została zapewne w jej mieszkaniu; może jej opiekun po prostu sprzedał komórkę, tak jak sprzedał samą Darię?

Teraz był gotowy i podszedł do Darii.

— Idę, będę późno. Nic się nie bój, wszystko będzie dobrze. Wrócę tutaj do ciebie, zanim się obudzisz, OK?

— Dobrze. Ładnie pachniesz. Miłej zabawy.

Adam wyszedł. Gdy szedł korytarzem, czuł na plecach spojrzenie Darii przez uchylone drzwi. Zamknęła je dopiero, gdy zniknął jej z pola widzenia przy windach. Teraz szedł ulicą w kierunku domu Ewy. Myślał o tym, jak wiele zmieniło się w jego życiu. Gdy chodził tymi ulicami samotnie i marzył o tym, żeby spotkać Darię. Żeby wróciła… a teraz jest u niego w domu i nawet nie może wyjść ze względu na brak butów i ciągły strach. Jak czuł się samotny, gdy Daria odeszła — niekochany i niepotrzebny. A teraz jest Ewa. Kochająca i szczęśliwa dzięki niemu. Jego życie naprawdę nabrało sensu i teraz szedł ten sens dopełnić.

Był na miejscu jak zwykle za wcześnie. Odważnie usiadł na ławeczce. Okazała się stabilna. Przez moment zastanawiał się, czy nie powinien zrobić jakichś badań po tamtym uderzeniu i ewentualnie dochodzić od zarządcy terenu odszkodowania, ale wtedy usłyszał znajomy dźwięk otwieranych drzwi. Ewa już w nich stała, uśmiechnięta. Jednak nie zapraszała go do środka, a biegła w jego kierunku, ubrana w zimowe buty, czarne rajstopy i ciepły płaszcz. Domyślał się, że pod płaszczem ma tę samą czarną, obcisłą sukienkę, którą miała pierwszego dnia, gdy się poznali, a którą tak polubił. Włosy miała wyjątkowo związane w koński ogon, a w ręku trzymała zimową czapkę z pomponem. Ten widok zapowiadał spacer i choć Adam bardzo chciał dziś iść z Ewą do łóżka, to każdy rodzaj spędzania z nią czasu był tak cenny, że nie wyobrażał sobie narzekania. Gdy podbiegła, wpadła w jego ramiona, a ich usta spotkały się w długim i bardzo głodnym siebie nawzajem pocałunku. Kiedy wreszcie się rozłączyli, Ewa od razu powiedziała: — Jezu, Adam, jak ja tęskniłam. To była męka. Ja chcę już z tobą mieszkać!

Adam się ucieszył, ale wtedy coś go ukłuło w środku — a co, jeśli będzie chciała dziś jechać? Przecież tam jest Daria.

— Też chcę cię widzieć w naszym domu — Adam postawił wszystko na jedną kartę. — To co, pakujesz się, a ja wzywam taksówkę?

— Adaś, nie, jeszcze nie. Matura. Ale nie mogę się doczekać — Ewa patrzyła teraz w jego oczy i cieszyła się jak dziecko, że go widzi.

— Tak, ale pamiętaj, że potem jedziemy nad morze.

— Jedziemy, będzie super. A teraz chodź. Trochę mnie męczyło, że odmówiłam ci wtedy pójścia drugi raz do kawiarni, to jakbyś mnie teraz zaprosił, byłabym szczęśliwa.

— Oczywiście, chodź, kochanie. — Adam jeszcze raz ją pocałował i ruszyli.

Kiedy szli, Ewa zapytała, czy podobało mu się ostatnio, jak wystąpiła przed nim w pończochach i szpilkach. Adam odpowiedział, że bardzo, i postanowił dowiedzieć się czegoś więcej.

— Podobało mi się i nie wiedziałem, że masz też taką odsłonę siebie. Mocno… erotyczną.

— Ja też nie wiedziałam — zaśmiała się. — Nigdy nie nosiłam pończoch, kupowałam rajstopy i wzięłam niechcący też pończochy. A buty kupiłam na studniówkę. Od tygodni ćwiczyłam w nich chodzenie. Ale wiedziałam, że ci się podoba.

— Właśnie, Ewuś, studniówka. Idziemy, mam nadzieję? — Adam z każdego tematu próbował dowiedzieć się więcej. W sumie miał zapytać też o inne rzeczy, ale teraz zapomniał o co, więc chwytał się tego, co się dało.

— Chyba tak. Wiesz, ja nie wiem, jak to będzie, przecież mało czasu jest na naukę, a wolny czas wolę spędzać tylko z tobą.

— Ewa, przestań. Idziemy i już.

— Tak, pójdziemy — Ewa mówiła to jednak bez przekonania. — Po to kupiłam buty i sukienkę. Tylko nie mogłam jej ostatnio znaleźć.

— To kupimy inną, nie przejmuj się. Sukienka jest nieważna, ty jesteś ważna, tylko ty.

— A z tymi pończochami i szpilkami to musimy powtórzyć — Adam czuł, że dziś bardzo chciałby wylądować z Ewą w łóżku. Teraz, gdy wyczuwał jej perfumy o tym specyficznym kwiatowym zapachu, przypominał sobie jej nagie ciało w pościeli i wiedział z całą pewnością, że dziś musi być z nią.

— Adaś, nie mam drugiej pary. Tamte się rozpadły.

— Dobrze, kupię ci. Chodź, wchodzimy, jest wolny nasz stolik na końcu.

Weszli i usiedli przy ich ulubionym stoliku. Ewa jak zwykle pochłonęła swoje ciastko, a potem ciastko Adama. Z lodami zrobiła tak samo. Siedzieli i rozmawiali. Potem patrzyli sobie w oczy i znów rozmawiali. Adam pytał Ewę, czy chciałaby jechać nad morze w jakieś konkretne miejsce, bo temat tego wyjazdu przewijał się przez każdą ich rozmowę, czegokolwiek by nie dotyczyła. Ewa mówiła, że tak, ale nie umiała podać nazwy miejscowości. Opisywała tylko, gdzie to jest i jak tam dojechać. Adam obiecał jej, że pojadą i będą tak długo szukać tego miejsca, aż znajdą. I że spędzą tam pełne dwa tygodnie. Z każdym jego zapewnieniem Ewa coraz bardziej się cieszyła i śmiała.

Gdy opuścili kawiarnię, poszli w stronę kamienicy. Adam cały czas miał w duchu nadzieję, że Ewa zaprosi go do środka. Postanowił trochę pomóc losowi i gdy byli już przy drzwiach kamienicy, zaczął Ewę całować. Jego dłonie zwinnie wkroczyły pod jej płaszczyk i zacisnęły się na jej pośladkach. Jęknęła i przystawiła usta do jego ucha, mówiąc szeptem: — Chcę cię teraz, chodź.

Adam poczuł, że się udało, i chwilę później szli schodami na górę, zatrzymując się niemal na każdym piętrze i całując. Jego dłonie, podobnie jak przed wejściem, wślizgiwały się najpierw pod jej płaszcz, a potem pod sukienkę. Przy każdym mocniejszym dotknięciu jej ciało reagowało. Wiedział teraz, że ona też bardzo chce.

Rozbierali się jeszcze w przedpokoju. Kiedy weszli do pokoju Ewy, miała na sobie już tylko majtki i koszulkę. Adam ściągał jedną ręką spodnie. Wszystko działo się tak szybko, że dosłownie przewrócił Ewę na łóżko i szybkim ruchem ściągnął jej majtki. Głośno się zaśmiała i udała, że się wstydzi, ściskając nogi. Sekundę później leżał na niej, podciągał jej koszulkę, a jego usta i język zajmowały się jej sterczącymi sutkami. Droczyła się z nim, cały czas zaciskając nogi, jakby nie chciała go wpuścić, śmiejąc się przy tym. Wtedy ugryzł delikatnie, a potem mocniej jej sutek. Usłyszał jej jęk, a nogi rozsunęły się, przyjmując go między siebie. Był w niej. Była niesamowicie podniecona. Jak za pierwszym razem, na każdy ruch jego ciała jej ciało odpowiadało dwukrotnie. Jej jęki przeszły teraz w krzyki; znów czuł pod dłońmi jej jędrne, małe piersi i twarde sutki. Wiła się, krzyczała, prężyła. Aż wreszcie, nim on osiągnął szczyt, ona zrobiła to pierwsza. Gdy kończył, ona leżała już rozluźniona, z przymkniętymi oczami, próbując złapać oddech. Gdy po wszystkim jeszcze na niej leżał, widział w jej oczach mieszankę rozkoszy i szczęścia. Uwielbiała to i uwielbiała jego.

Leżeli potem oboje. Ewa obróciła się tyłem do Adama i wtuliła w niego plecami. Wodził rękoma po jej ciele. Ochłonęli trochę oboje i Adam przypomniał sobie coś. Może to nie był najlepszy moment, ale wiedział, że jak nie teraz, to zapomni i znów będzie go to męczyło.

— Ewuś, chciałem cię o coś zapytać. My tak „robimy to”, ale czy nie powinniśmy się zabezpieczać?

Widział, że Ewa się uśmiechnęła. — A co? Nie chciałbyś mnie widzieć z brzuszkiem?

— Nie, to nie tak. Chciałbym i zobaczę. Tylko tak planowo, wiesz? Jesteśmy młodzi, mamy czas.

— Wiem, żartowałam. Też chcę mieć dzieci, ale jeszcze nie teraz. Nie musisz się przejmować.

Adam, zamiast rozwiać swoje wątpliwości, poczuł, że ma ich więcej. — Ale to znaczy, że bierzesz pigułki?

— Nie, nie biorę. Mam regularne miesiączki i kalendarzyk. Uwierz mi, wszystko jest dobrze.

— OK, wierzę ci. To teraz zróbmy to jeszcze raz…

Ewa zaczęła się śmiać, Adam zaczął łapać ją za pośladki. Szamotali się chwilę, a potem ich usta znów przywarły do siebie. Nie kochali się drugi raz, ale leżeli, patrzyli i nic nie mówili. Potem zasnęli.

Ewa obudziła Adama i powiedziała, że musi iść. Nadal była naga i trochę zdenerwowana.

— Wiem, jest późno, już się zbieram. Zdążę, zanim twój brat wróci, spokojnie.

— Chodź, nie ma czasu, proszę. Muszę się jeszcze ogarnąć. Cała się lepię.

Adam ubrał się szybko, a Ewa, całkowicie naga, odprowadziła go do drzwi mieszkania.

— Kocham cię. Idź już. Kocham cię nad życie. Jutro. Jutro. Kocham cię.

— Ewuś, spokojnie. Już lecę, kocham cię.

Tym razem nie patrzyła za nim na schody, tylko szybko zamknęła drzwi. Domyślał się, że chce posprzątać i wziąć prysznic, zanim wróci jej brat z nocnej zmiany. Trochę nabałaganili i Ewa musiała to wszystko posprzątać. A on był już na dole, wyszedł przez drzwi, słysząc charakterystyczny trzask zamka, i szedł w kierunku przystanku autobusowego. Tym razem w drugą stronę. Postanowił poczekać te trzydzieści minut i pojechać dziennym.

W domu był później niż zwykle. Zupełnie zapomniał, że jest tam Daria. Jeszcze spała, kiedy wszedł. Patrzył na nią chwilę i zdał sobie sprawę, że gdy nie śpi, cały czas widać na jej twarzy niepokój, może nawet strach. A gdy śpi, jest wreszcie spokojna. Nie chciał jej budzić, poszedł pod prysznic i położył się.

Śniło mu się, że idzie ulicą jakiegoś miasteczka. Czuł zapach morza, ale go nie widział. Był dzień, dużo ludzi. Trzymał kogoś za rękę. Młodą kobietę, ale nie wiedział, czy to Daria, czy Ewa. Nie mógł obrócić głowy. Szedł dalej, cały czas ze swoją towarzyszką za rękę. Zobaczył dwie pary wychodzące z restauracji. Kobiety były ubrane wyzywająco — krótkie, obcisłe sukienki, wysokie obcasy. Faceci byli eleganccy, ale na luzie. Czarne, rozpięte koszule odsłaniały ich dobrze zbudowane ciała. Drogi samochód. Podeszli, otworzyli drzwi dziewczynom. Pierwsza z nich obróciła się i Adam zobaczył, że to Daria. „A więc wróciła do zawodu” — pomyślał. „A może tylko z kimś się spotyka? To dobrze, że układa sobie życie.” Ale wtedy zobaczył twarz drugiej wsiadającej do samochodu dziewczyny. Pomimo mocnego makijażu nie miał wątpliwości. To była Ewa. Chciał krzyknąć, zawołać, ale jego towarzyszka mocno szarpnęła go za rękę. Nie zdążył, pary odjechały samochodem. Obrócił się do kobiety, która szła z nim. Nie poznał jej od razu. Była młoda i ładna. Miała blond włosy. To była współlokatorka dziewczyny „za pieniądze”, która sama chciała go skusić do swoich usług.

— Co robisz? Oszalałeś? To dziwki! Jak możesz przy mnie to robić? Jestem twoją żoną! — blondynka była na niego wściekła.

— Ja tylko… Ja tylko chciałem… — nie zdążył dokończyć i się obudził.

Czuł zapach śniadania. Gdy wyszedł z sypialni, Daria krzątała się przy stole.

— Dzień dobry, zapraszam — powiedziała i wskazała miejsce.

Zjedli razem i wtedy Adam zapytał: — Dario, idziemy dziś na te zakupy? Kupimy ci jakieś ubrania i buty.

— Jeszcze nie dziś, proszę. Zostanę w domu, jest zimno — Daria wyraźnie nie miała ochoty wychodzić. Adam nie chciał nalegać. Widział, że miała problem z tym, żeby wyjść między ludzi. Zastanawiał się, czy jest to spowodowane tym, że musiałaby wyjść w swoim dresie, którego pewnie się wstydziła, czy też ogólnie nie chciała iść między ludzi. Możliwe, że jeszcze się bała. Adam chciał nawet zaproponować, że pójdą kupić jej na szybko jakieś jeansy i bluzkę, żeby przebrała się jeszcze w sklepie, ale odpuścił. Nie chciał jej stresować ani ranić.

Daria po śniadaniu zabrała się za ogólne sprzątanie i dopiero potem poszła pod prysznic. Potem usiadła obok niego na kanapie. Nie próbowała się przytulać. Rozmawiali dość dużo; Daria delikatnie, ale nie nachalnie wypytywała o Ewę. Interesowało ją, że Ewa jest taka młoda. W pewnym momencie zapytała, czy Adam ma pewność, że Ewa skończyła już osiemnaście lat. Zdziwił się tym pytaniem, ale z drugiej strony pamiętał, jak pierwszy raz ją zobaczył i też wydawało mu się, że może być młodsza. Rozmawiali trochę o telewizji; Daria droczyła się, że chce obejrzeć swój ulubiony program, za którym Adam nie przepadał. Oczywiście ustąpił jej, chciał, żeby czuła się dobrze. Ponownie zauważył, że telewizja jest dla niej dużo ważniejsza niż kiedyś. Naprawdę oglądała i interesowała się, cokolwiek leciało — nie tak jak wcześniej, gdy włączony telewizor był tylko tłem dla jej telefonu. Zapytał ją w końcu o to, ale wtedy wyraźnie posmutniała. Wiedział, że to był błąd i nie chciał ciągnąć tematu, ale sama zaczęła.

— Adam, ja… oglądam, bo… — Urwała w pół zdania. — Jak byłam tam, to jak nikt nic nie chciał ode mnie, jak nie było tych klientów, to my, ja i dziewczyny, oglądałyśmy telewizję. Jak była telewizja, to był spokój. Nikt nie krzywdził. Rozumiesz?

Adam rozumiał. Nie chciał pytać dalej, ale Daria potrzebowała mówić.

— Ja tak bardzo chciałam oglądać tam telewizję. Bo wtedy był spokój. I teraz, jak się boję, włączam telewizor i wszystko jest dobrze. Rozumiesz?

— Tak, oglądaj, ile chcesz. Możesz spać przy telewizorze, jak chcesz.

— Adam, jak ty spałeś, to ja włączałam bez głosu. Tak czuję się po prostu lepiej.

Adam nic już nie mówił. Wiedział. To wystarczyło. Daria została tak mocno skrzywdzona. Chciał dla niej jak najlepiej.

A wyjście na zakupy odłożyli na następny raz. Nadszedł czas obiadu i Daria chciała coś ugotować, ale Adam zaproponował, że coś zamówią. Miała swoją ulubioną restaurację i Adam, chcąc zrobić jej przyjemność, właśnie takie dania zaproponował. Czekali, rozmawiając. Teraz rozmawiali więcej niż kiedykolwiek. Temat nie był ważny; Daria chciała rozmawiać, a Adam czuł się lepiej, kiedy nie milczała cały czas. Wreszcie dojechał dostawca. Jednak jednej rzeczy Adam nie przewidział. Daria, usłyszawszy dzwonek, wstała na baczność i ruszyła do sypialni, mówiąc tylko: — Proszę, ty odbierz.

Odebrał, postawił jedzenie na stole i poszedł po Darię. Leżała okręcona kołdrą w jego łóżku.

— Możemy zjeść tutaj?

Zgodził się i przyniósł wszystko. Jedli w jego łóżku. Daria znów normalnie mówiła, uśmiechała się, nawet żartowała. Była spokojna. Gdy skończyli i Adam wynosił resztki do kuchni, zapytała: — Adam, czy jak ciebie nie będzie, jak będziesz u Ewy, to ja mogę spać tutaj, w łóżku?

Chwilę się zastanawiał, ale w sumie, skoro go nie będzie, mógł się zgodzić. — Dobrze, śpij sobie.

— Dziękuję — Daria uśmiechnęła się i powoli wyszła z łóżka, żeby usiąść przed telewizorem.

Wieczorem Adam jak zwykle przygotował się i ruszył w drogę na Stare Miasto. Podjechał autobusem, ale wysiadł przystanek wcześniej. Kupił to samo wino, które smakowało Ewie, i oczywiście bombonierkę. Nawet nie zauważył, że czekoladki też były z alkoholem. Dopiero kiedy szedł już w kierunku domu Ewy i sprawdzał, czy wszystko w torbie jest jak powinno, zwrócił uwagę na informację na opakowaniu. „W sumie to pasuje” — powiedział do siebie pod nosem i ruszył dalej. Było dość chłodno i nieprzyjemnie. Przyszedł jak zwykle za wcześnie, więc od razu skierował się na ławeczki, licząc, że Ewa zobaczy go przez okno i wcześniej otworzy drzwi. Czekał jednak tym razem prawie dwadzieścia minut, zanim usłyszał znajomy dźwięk zamka.

Ewa tym razem była ubrana w luźne jeansy i biały sweterek. Jak zwykle, na bosych stopach miała swoje żółte klapki.

— Witaj, kochanie — Adam przywitał się i od razu pocałował ją w usta.

— Adaś, kocham cię, tak tęskniłam — Ewa całowała go i mówiła na zmianę.

— Nie zimno ci w tych klapkach? — Adam spojrzał wymownie na jej stopy.

— Zimno, chodź szybko na górę.

Pobiegli oboje. Gdy weszli do mieszkania, Ewa złapała go za rękę i szybko pociągnęła do pokoju. — Naprawdę zmarzłam tam na dole — Ewa, mówiąc to, wyraźnie się wzdrygała.

Adam wyjął prezent i jej dał. — To masz tutaj dwie rzeczy na rozgrzewkę.

Ewa szybko rzuciła się na bombonierkę i gdy zobaczyła napis, że jest z alkoholem, od razu powiedziała: — Naprawdę na rozgrzewkę. Ważne, że słodkie. — I szczęśliwa jak dziecko zabrała się za rozpakowywanie, a następnie zaczęła jeść czekoladkę za czekoladką.

— Smacznego, kochanie — Adam nie mógł powstrzymać się od uwagi, widząc ją pochłaniającą kolejne czekoladowe beczułki.

— Uwielbiam je. Uwielbiam słodkie, nie śmiej się.

— Nie śmieję się, cieszę się, że ci smakują. Otworzyć wino?

— Może później, teraz mam ochotę na słodkie — Ewa uśmiechnęła się i jadła dalej.

Opróżniła połowę dużej bombonierki i wtedy przysunęła się do Adama. — A teraz mam ochotę na ciebie.

— A ja na ciebie, Ewuś — Adam widział w jej oczach pożądanie.

— Mam pomysł. Tak bardzo chcę próbować wszystkiego. Wykąpmy się razem, co?

— Dobrze. Jak chcesz. — Adamowi podobał się ten pomysł; w sumie nigdy nie kąpał się z nikim. Raz czy dwa razy zdarzyło mu się z Darią uprawiać seks pod prysznicem, ale nigdy w wannie, podczas kąpieli.

Ewa schwyciła jeszcze kilka czekoladek i pobiegła do łazienki. Usłyszał charakterystyczny dźwięk piecyka i szum lejącej się wody. Zrzucił bluzę i ubrany tylko w spodnie i koszulkę poszedł za Ewą. Stała tam i patrzyła, jak nalewa się woda. Była już naga, miała na sobie tylko ulubione żółte klapki.

Adam widział już łazienkę w mieszkaniu Ewy. Była, jak wszystko, urządzona jak typowe mieszkanie z drugiej połowy dwudziestego wieku. Obstawiał, że ostatni remont był tu wiele lat temu, ale jednocześnie wszystko było zadbane i w bardzo dobrym stanie. Pomyślał, że zarówno Ewa, jak i jej brat muszą o to wszystko dbać i przykładać sporo uwagi do czystości i porządku. Ewa wyjęła dla Adama ręcznik i powiesiła na szafce.

— Rozbieraj się — rzuciła do Adama, związała włosy w kok i sama zaczęła wchodzić do wanny. Adam podążył za nią. Woda była bardzo ciepła, ale dało się wejść. Pomyślał, że Ewa musiała naprawdę zmarznąć. Siedzieli teraz naprzeciw siebie. Ewa wodziła palcami stopy po jego ramieniu.

— Och, jak dobrze. Naprawdę zmarzłam tam na dole. Teraz jest tak cieplutko i ty jesteś obok — Ewa uśmiechała się.

— Jest cudownie, Ewuś.

Rozmawiali chwilę i żartowali. Adam powiedział, że musi ją dokładnie umyć, na co Ewa zareagowała rumieńcem i zapytała, jak ma się do tego mycia ustawić. W końcu jej stopa zawędrowała pod wodę i zaczęła dotykać Adama, jakby sprawdzała jego gotowość.

— Ewo, powoli, bo zaraz skończę tutaj.

Ewa zaśmiała się. — A wolałbyś skończyć we mnie, prawda?

— Tak, zdecydowanie.

— Chcę być bliżej ciebie — powiedziała Ewa, wstała i obróciła się do Adama tyłem, tak że teraz mógł podziwiać całą jej idealną figurę, mając przed oczami jej uda. Następnie zaczęła siadać tak, żeby być do niego plecami. Adam nie wiedział, czy zrobiła to specjalnie, celowo, ale gdy siadała tyłem do niego, znalazł się swoją bardzo gotową częścią ciała między jej pośladkami. Ewa podskoczyła, mówiąc: — Och! — Ale następnie znów usiadła, bardziej wypychając biodra do tyłu. Teraz Adam miał pewność, że zrobiła to celowo. Opierała się dłońmi o boki wanny i napierała na niego kilkukrotnie, jakby chciała się w ten sposób na niego nadziać. Czuł, że napiera na to miejsce, że jej pośladki są po bokach, ale nie wszedł do środka. Ewa spojrzała teraz przez ramię. Czerwieniła się. Adam nie wiedział, czy z podniecenia, czy zawstydziło ją to, że odkrył jej fantazje.

— Adam, tak bym chciała tego spróbować, ale trochę się boję — mówiła szeptem, a w jej głosie słychać było podniecenie.

Nie robili tego jeszcze w ten sposób. Adam raz tylko w życiu robił to tak — z dziewczyną za pieniądze. Daria, jak jeszcze byli razem, nigdy nie chciała, pomimo że wiedział, iż robiła to z innymi.

— Jesteś pewna? To chyba trochę boli za pierwszym razem, wiesz? — Adam nie był przekonany, choć myśl, aby zrobić to z nią, nakręcała go niesamowicie. Ale gdyby miał ją potem widzieć płaczącą i smutną, wolał nie próbować tego w ten sposób.

— Ale ja chcę, jestem gotowa. Chcę spróbować z tobą wszystkiego, tego też. — Ewa już stała, gdy to mówiła, i wychodziła z wanny. Wytarła się i powiedziała, żeby poszedł z nią.

Szli oboje nadzy; Adam niósł jeszcze ręcznik, którym się wycierał. Ewa założyła tylko swoje klapki i nawet nie okręciła się ręcznikiem, tylko niedbale rzuciła go w łazience. Jej oddech był szybki, Adam widział, że jest bardzo podniecona tym, co chce zrobić. Sięgnęła do szafki w sypialni i wyjęła oliwkę do skóry. — To chyba będzie dobre?

Adam nie wiedział, co powiedzieć, bo nie miał wiedzy. Wiedział, że coś jest konieczne, ale z tamtą dziewczyną za kasę po prostu użyli jakiegoś żelu. Ona zresztą była pewnie doświadczona, a dla Ewy to będzie pierwszy raz.

— Adam, ja naprawdę tego chcę. Co by się nie działo, chcę, żebyśmy to zrobili. Obiecaj, że tak będzie, proszę.

— Obiecuję.

Ewa weszła na łóżko, uklęknęła, wypinając się wysoko, a głowę położyła na poduszce. — Boję się trochę, ale jesteś przy mnie, więc wiem, że nic mi się nie stanie — mówiła w poduszkę i Adam ledwie ją słyszał.

— Nie bój się, będę ostrożny.

Teraz nie miał odwrotu. Uklęknął za nią. Miała idealne pośladki. Nabrał trochę oliwki na dwa palce i delikatnie rozprowadził jej między pośladkami. Każdy dotyk w tym miejscu sprawiał, że całe jej ciało spinało się i niemal podskakiwało. Działał intuicyjnie, bo tak naprawdę nie wiedział, co robić, żeby było dobrze. Zauważył, że gdy delikatnie ją tam masował, Ewa odczuwała chyba przyjemność, bo delikatnie bujała biodrami i pojękiwała w poduszkę. Nabrał więcej oliwki i po kilku minutach takiego masażu powoli naparł jednym palcem. Ciało Ewy poddało się i powoli wszedł do środka. Teraz Ewa jęknęła i przez chwilę nie ruszała biodrami. Wycofał palec i znów napierał. Po paru delikatnych ruchach biodra Ewy znów zaczęły delikatnie się bujać, a z jej ust słychać było ciche jęknięcia. Potem odważył się dołączyć drugi palec. Sytuacja się powtórzyła; Ewa jęknęła głośniej, gdy wchodził, ale zaraz, kiedy oba znalazły się w środku, ruchy jej bioder wróciły. Kontynuował ten masaż, aż wreszcie postanowił spróbować iść dalej.

Przywarł teraz do miejsca, gdzie jeszcze chwilę wcześniej masowały ją dwa jego palce. Początkowo miał wrażenie, że nie da rady wejść. Było zupełnie inaczej niż z tamtą dziewczyną, której zapłacił. Ciało Ewy stawiało opór, jakby fizycznie nie było to możliwe. Ale napierając raz za razem, sprawił, że po chwili ciało Ewy rozluźniło się jeszcze bardziej i, choć z dużym oporem, zaczął wchodzić do środka. Ewa podniosła głowę i jęknęła. Teraz dość głośno. Raz za razem, pomimo że się teraz nie ruszał, tylko został w pół drogi.

— Ojej, ojej, och, boli, boli… — Ewa wyartykułowała przez zęby, a jej dłonie zacisnęły się w pięści, ściskając materiał poduszki. — Oj, mamo, jak boli.

Adam nie wiedział, co zrobić. Nie wszedł dalej niż do połowy. — Mam wyjść?

— Nie, nie ruszaj się przez chwilę. Boli, ale już mniej. Chwilę… — Ewa oddychała bardzo szybko. Adam patrzył na jej dłonie, które powoli przestawały się zaciskać na materiale poduszki. Po chwili wrócił jej delikatny ruch bioder. Wtedy Adam minimalnie się wycofał i znów naparł. Znów było ciężko, ciało Ewy nie chciało go wpuścić. Musiał napierać, starać się, aż w końcu się udało. Gdy był prawie cały w środku, Ewa znów zacisnęła pięści.

— Ojej, au, au, boli, mamo, boli, zaczekaj chwilę, bardzo mocno czuję — Ewa wymawiała to niemalże sylabizując i szybko oddychając.

Adam teraz wiedział, co robić. Zaczekał chwilę i gdy ruch jej bioder wrócił, naparł do końca. I znów Ewa jęknęła, powiedziała, że boli, ale żeby nie wychodził. I znów ruch bioder po chwili wrócił. Wtedy Adam powoli zaczął się poruszać. Ewa jęczała i głośno stękała przy każdym jego ruchu, ale już nie krzyczała, że boli. Adam zauważył, że jest zupełnie inaczej niż z tamtą dziewczyną. Tam nie musiał stoczyć żadnej walki. Po prostu wszedł i robił swoje. Była przyzwyczajona, pewnie robiła to setki razy. A dla Ewy to był pierwszy taki raz. Każdy ruch sprawiał, że czuł jej ciało, i ona musiała go bardzo mocno czuć. Wymagało to dużej siły i miał pewność, że musiało ją to na początku bardzo boleć. Ale teraz już biodra Ewy współpracowały z nim w każdym ruchu. Aż wreszcie poczuł, że Ewa mocniej na niego napiera, jakby chciała, żeby wbijał się głębiej i głębiej. Nawet nie zauważył, że nie zaciskała już dłoni. Lewa dłoń leżała płasko na poduszce. Głowę oparła policzkiem o poduszkę, szeroko otwierała usta i wydawała z nich stęknięcia i westchnienia za każdym razem, gdy Adam dobijał do samego końca. Teraz jej druga dłoń zniknęła z poduszki i widział, że dotykała nią swoich piersi.

Adam czuł, że dłużej nie może się powstrzymywać. Patrzenie na Ewę w tej pozycji, na jej cudowne ciało, sprawiało, że ten moment nadchodził. Najbardziej na zmysły Adama działało to, że Ewa oddała mu się tak całkowicie, że sama tego chciała, ale i to, że był to jej pierwszy raz w ten sposób. Że nigdy z nikim tak nie robiła. I chciała, pomimo że musiało ją początkowo bardzo boleć, robić to z nim. Adam poczuł, jak wzbiera fala mrowienia w udach i dole pleców, po czym wykonał kilka szybszych, mocniejszych pchnięć. Ewa znów krzyknęła i zacisnęła dłonie na poduszce. Fala była wyjątkowo silna, czuł ją teraz w całym ciele. Rzadko czuł to aż tak mocno jak teraz. Przyspieszył, nie zwracając uwagi na jęki Ewy, która teraz wiła się, jakby chciała uwolnić biodra z jego mocno zaciskających się dłoni. Aż wreszcie poczuł rozluźnienie i spokój. Poruszał się wolniej i wolniej, aż wreszcie się zatrzymał, łapiąc oddech. Na biodrach Ewy zostały ślady po jego mocnym uścisku.

Ewa też oddychała szybko. Podniosła głowę i obróciła do niego. W oczach miała łzy, ale była uśmiechnięta i zrelaksowana.

— Bardzo bolało, naprawdę bardzo. Ale teraz jest dobrze. Było idealnie — Ewa, wypowiadając słowo „idealnie”, zrobiła to w taki sposób, jakby przeciągała się po dobrym śnie.

Leżeli teraz w łóżku i Ewa wtulała się w Adama. — Na początku myślałam, że mnie rozerwiesz, ale potem było coraz lepiej, wiesz? Za jakiś czas chcę to znów zrobić. Poczułam w trakcie, że chyba mogę tak też mieć przyjemność.

— Czytałem, że to możliwe, ale nie u wszystkich.

— Widać u mnie tak. Ale to za jakiś czas. Adam, to był mój pierwszy raz tak. Straciłam z tobą dziewictwo — Ewa zaczęła się śmiać i uszczypnęła Adama w bok.

— Ała, Ewuś, bo zaraz zrobię ci powtórkę.

— Już się boję. Musiałbyś mnie przytrzymać!

— Przytrzymam i to zrobię. Bez oliwki.

— Dobrze, Adaś, następnym razem mnie przytrzymasz. A teraz muszę iść tam, gdzie jest wanna, i nie zaproszę cię ze sobą — Ewa zaśmiała się i wstała, po czym pobiegła naga do łazienki.

Adam czekał na nią dość długo. Oglądał jej pokój i rozmyślał, że w sumie, gdyby dogadać się z bratem Ewy, to mógłby zamieszkać tutaj, a z wynajętego mieszkania na razie zrezygnować. Byłby z Ewą cały czas. Przecież nie przeszkadzałby jej w nauce. Dorzuciłby się do czynszu. Mieszkanie, z tego, co widział, miało kilka pokoi, więc nikt jej bratu nie siedziałby na głowie. Wtedy zrozumiał, o czym zapomniał. O Darii. Przecież w jego mieszkaniu była Daria i nie mógł na razie jej wyrzucić. Obiecał jej, że będzie mieszkać aż do przeprowadzki Ewy po maturach. Ale mógł tu mieszkać, a tam opłacać najem dla Darii. Albo lepiej — wynająć jej coś małego, co potem będzie mogła opłacić sama, jak znajdzie już pracę. Ale teraz nie mógł jej tego proponować. Była jeszcze zbyt słaba i zbyt niespokojna. Daria musiała zostać tam, gdzie była. Co nie znaczy, że on też musiał tam mieszkać.

Gdy Ewa wróciła, Adam zauważył, że wzięła prysznic. Podeszła do niego, okręcona tylko ręcznikiem, i pocałowała go w usta. Potem on poszedł do łazienki. Oglądał teraz jeszcze raz na spokojnie to pomieszczenie. Wyglądało, jakby czas się w nim zatrzymał. Ale jednocześnie robiło wrażenie, jakby było idealnie wysprzątane i zadbane. Jedyne ślady użycia to mokre ręczniki i trochę zalana podłoga, którą zostawiła Ewa.

Wrócił do jej pokoju. Ewa zaczęła opowiadać, jak jest szczęśliwa, że odkrywają nowe rzeczy, i że chce spróbować z Adamem jak najszybciej wszystkiego.

— Ewuś, właściwie to dziś spróbowaliśmy rzeczy, która nam została. Tak to robiliśmy to prawie na wszystkie sposoby.

— Nie w tym rzecz. Ja bym chciała nie tylko tego i pozycji, ale też wszystkiego innego. Mogę się przebrać dla ciebie, możesz mnie związać. Tam… chciałabym i tego spróbować.

Adam był trochę zaskoczony. Ta dziewczyna miała dopiero osiemnaście lat i zaledwie jednego partnera przed nim, a była tak skora do eksperymentów, że czuł się tym zaskoczony.

— Dobrze, będziemy robić wszystko, co chcesz i jak chcesz.

— Tak, Adaś, wszystko. Chcę wszystko i nigdy nie powiem „nie”. Ale róbmy to wszystko już teraz, dobrze?

— Dobrze, nie ma problemu. Ale dziś poprzytulajmy się po tej dość brutalnej nowości…

— Dobrze, ja też chcę się przytulić. Trochę jeszcze tam czuję, ale czytałam, że to normalne. Następnym razem będzie jeszcze lepiej.

Rozmawiali dalej, ale już nie o bliskości i seksie, lecz o planach, pomysłach. Ewa jak zwykle wróciła do tematu wyjazdu nad morze; to stawało się wręcz jej obsesją, co czasami dziwiło Adama, ale zamierzał spełnić to jej marzenie zaraz po maturach. Już nawet sprawdzał wynajęcie samochodu, żeby nie musieli jechać pociągiem. Oglądał też kwatery i pisał z kilkoma miejscami, gdzie mogliby wynająć pokój przy samej plaży.

Ewa wracała też czasami do tematu rodziny. Mówiła, że ona i jej brat bardzo tęsknią za rodzicami. Kiedy Adam pytał, dlaczego ich nie odwiedzą za granicą, jednocześnie modląc się, żeby Ewa nie chciała tam jechać, odpowiadała, że nie może, bo nauka, a brat nie dostanie wolnego w pracy. W sumie Ewa nie określiła dokładnie, gdzie oni są. Adam mógłby przysiąc, że słyszał coś o Belgii, jednocześnie jego pamięć nie mogła przywołać momentu, kiedy Ewa o tym opowiadała. Zastanawiało go to któryś już raz.

Zapytał wreszcie Ewę o święta. To już niedługo, i delikatnie zasugerował, że chciałby je spędzić z nią. Ewa odpowiedziała niemal jak automat, że właśnie na Wigilię i pierwszy dzień świąt mogą przyjechać rodzice, ale drugi dzień mogą się znów spotkać. Adam nie poddawał się i skierował rozmowę na temat sylwestra. Oczywiście, punktem wyjścia dla Ewy było pozostanie w domu, o ile potwierdzi się, że brat ma dyżur. A skoro Wigilię i pierwszy dzień świąt miał wolny, to sylwestra prawie na pewno będzie miał pracującego. Adama coraz bardziej dziwiło, że firma, w której pracował jego przyszły szwagier, jest tak skrupulatna i nie ma przerw w okresie świąteczno-noworocznym. Ewa nie umiała mu odpowiedzieć, a kiedy drążył temat, schodziła na inny.

Plusem takiego układu na święta dla Adama było to, czego się spodziewał: w Wigilię będzie mógł opiekować się Darią. Od czasu, jak wszystko wypłynęło, Daria nie pokazywała się w domu rodzinnym. Groziło jej więc spędzanie świąt w samotności. Z kolei Adam bardziej cieszył się na kolejne dni z Ewą i sylwestra, bo wiedział, że pomimo tych świąt osobno, wszystkie kolejne spędzi już z nią.

Rozmowa sprawiła, że zorientowali się w ostatniej chwili, iż nadszedł już czas rozstania. Ewa była też wyraźnie zmęczona i śpiąca; odprowadziła Adama tylko do drzwi mieszkania i wpiła się w jego usta długo i namiętnie. Oboje powiedzieli sobie dziesiątki razy „kocham cię” i wreszcie Adam szedł schodami w dół.

Gdy wyszedł na zewnątrz, chłód kończącej się nocy niemal go zamroził. Spojrzał na telefon i zdał sobie sprawę z dwóch rzeczy: że już warto iść na dzienny autobus, który jechał krótszą drogą do jego domu, ale też że kolejny raz nie tylko nie zapytał Ewy o numer telefonu, ale nawet o to, czy ma telefon. Roześmiał się w duchu sam do siebie i pomyślał, że nawet jak już będą małżeństwem z Ewą, nadal nie będzie pamiętał, żeby zapytać ją o numer.

Rozdział 4

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 19.69
drukowana A5
za 59.12