PROLOG
— Jak mogłeś mi to zrobić? — warknęłam na niego lodowatym tonem.
Moja dłoń wymierzyła mu energiczny cios, a druga ręka upuściła na ziemię jego telefon. Odgłos uderzenia mojej dłoni o jego policzek był tak głośny, że rozniósł się po całym pokoju a ja stanęłam jak wryta.
Zaczęłam drżeć. Drżeć z wściekłości.
Spojrzałam prosto w jego oczy i zamarłam. Jego tęczówki, przepełnione były agresją, która mnie przerażała.
Czy ja naprawdę go właśnie uderzyłam?
Czułam jak w moim ciele napiął się każdy nerw.
Wiktor zamknął na moment oczy, a gdy je otworzył, dostrzegłam, że jego oczy zrobiły się czarne, pod wpływem gniewu. Drżałam, ale już nie tyle co z wściekłości, co ze strachu, bo uświadomiłam sobie, że przesadziłam. Dobrze wiedziałam co właśnie zrobiłam. Rozpętałam burzę. I dobrze wiem co teraz nastąpi.
Mężczyzna z wściekłością w oczach ruszył w moją stronę, więc instynktownie rzuciłam się do ucieczki. Adrenalina zalała moje ciało. Wydawało mi się, że z prędkością światła, znalazłam się przy drzwiach wyjściowych. Jednak, zanim dotknęłam klamki, ani się obejrzałam, a już byłam powalona przez silne ramiona, na podłogę. Jęknęłam, czując ból w biodrze, na które upadłam. Przygnieciona pod jego ciężarem, zaczęłam wiercić się, próbując uwolnić się spod jego nacisku. Dopiero teraz poczułam pieczenie na wewnętrznej stronie dłoni.
— Uspokój się! — krzyknął, a jego dłonie zacisnęły się na mojej szyi. Musiałam cały czas patrzeć na sufit i skupić się na swoim oddechu, żeby nie czuć duszącego uścisku. Im bardziej płakałam, tym trudniej mi się oddychało, więc musiałam się uspokoić, ale łzy nie przestawały kapać z moich oczu.
Proszę. Przestań. Nie rób tego — chciałam powiedzieć to na głos. Błagać go. Nie mogłam jednak wydusić z siebie ani słowa. Byłam zbyt przerażona jego kolejnym atakiem. Bałam się i leżałam, przygnieciona pod jego ciężarem, czując totalną bezsilność. Wiktor sięgnął wolną ręką do moich majtek i jednym stanowczym ruchem rozerwał je. Cała drżałam. Jak przez mgłę widziałam jego czarne tęczówki, kiedy wpatrywał się we mnie, wyrazem twarzy, totalnie bez emocji.
— Nie rób tego, Wiktor — wydusiłam z siebie, mając nadzieję, że dotrą do niego moje słowa. W zamian za to otrzymałam siarczysty policzek. Był tak mocny, że wyrwałam dłoń z uścisku by przyłożyć do miejsca w który przed chwilą zostałam uderzona mając nadzieje, że to choć w małym stopniu uśmierzy ból, lecz Wiktor chwycił mnie mocno i obrócił tak, że teraz leżałam na brzuchu.
— Proszę… — wyszeptałam na bezdechu.
Naprawdę się bałam i nie potrafiłam już ukryć swojego przerażenia. Byłam całkowicie bezsilna. Przez uchylone wargi starałam się łykać powietrze, ale przez ciężar ciała Wiktoria, którym byłam przygnieciona, było to prawie niemożliwe.
— Pro…
— Zamknij się! — ryknął a ja usłyszałam dźwięk rozpinającego paska. Wiedziałam co zaraz nastąpi, lecz nie potrafiłam się na to przygotować.
Usłyszałam tylko jak pasek przecina powietrze ze świstem. Omal nie wyrwałam sobie ramion ze stawów, próbując się przed nim schować, lecz na darmo. Pierwszy cios spadł na moje plecy. Wygięłam się w łuk. Kolejny cios spadł na pośladki. Otworzyłam usta do krzyku, ale nie zdołałam wydać z siebie żadnego dźwięku.
— Wiesz, że nienawidzę tego robić, ale zmuszasz mnie do tego.
— Prze… przepraszam, że grzebałam w twoim telefonie — jąkałam się, obawiając się kolejnego ciosu.
— Wiem kochanie, że żałujesz, ale musisz ponieść konsekwencje swoich złych czynów.
— Proszę nie rób mi tego.
— Wiesz, że im dłużej się opierasz tym gorzej dla ciebie.
Rozpłakałam się jeszcze bardziej, kiedy kolejne ciosy padały na moim ciele. Z bólu jaki mi zadawał, straciłam przytomność.
Rozdział 1
Stoję przed lustrem starając się zakryć makijażem fioletowy ślad, który pojawił się pod moim okiem po ostatniej kłótni z Wiktorem. Minęło już kilka dni a on nadal nie zmieniał swojej intensywności. Powinien przecież już lekko zblednąć. Zawsze siniaki trzymają się tylko kilka dni po naszych kłótniach, a ten jest wciąż tak samo intensywny.
Podczas nakładania korektora na rany zawsze przypomina mi się chwila w której powstała, co dodatkowo mnie męczy, dlatego spędzam wtedy przed lustrem jak najmniej czasu, aby nie patrzeć w swoje odbicie, by uniknąć bolesnych wspomnień.
— Kochanie długo jeszcze? — Wiktor zapukał do drzwi łazienki.
Szybko chowam kosmetyki do szuflady wiedząc jak bardzo, nie lubi bałaganu, aby uniknąć niepotrzebnych kłótni. Chwytam za zamek w drzwiach, oglądam się jeszcze szybko za siebie by sprawdzić czy aby na pewno nic nie pominęłam i otwieram drzwi.
Mężczyzna wbił we mnie wzrok.
— Ślicznie wyglądasz, kochanie — złożył delikatny pocałunek na moim czole.
Uśmiechnęłam się.
— Dziękuje bardzo.
— Ubierz tylko jeszcze jakąś ładną sukienkę i za piętnaście minut podjedzie po nas taksówka.
— Dobrze. — odpowiedziałam i ruszyłam w stronę garderoby, aby wybrać coś odpowiedniego na tę okazję.
Dziś razem z Wiktorem mamy czwartą rocznicę związku. Z tej okazji zabiera mnie do restauracji. Wybieram czerwoną obcisłą, ale elegancką sukienkę, za kolano, wiedząc, że Wiktor bardzo ją lubi, do tego dobrałam czarne szpilki i po kilku minutach jestem gotowa.
Mężczyzna wyszedł z toalety a w salonie rozniosła się woń jego perfum.
Spojrzał w telefon.
— Taksówka już jest. — odparł i ruszył w stronę drzwi. Nie czekając za mną wyszedł na korytarz. Chwytam klucze leżące na stoliczku i pośpiesznie kieruję się w stronę drzwi, aby Wiktor nie musiał na mnie czekać. Dobrze wiem jak bardzo tego nie lubi. Zamykam mieszkanie i szybkim krokiem dołączam do mężczyzny, chwytając go pod ramię.
— Aż tak bardzo chcesz abyśmy się spóźnili?
— Przepraszam — spuszczam głowę, ponieważ jest mi wstyd, że to przeze mnie się spóźnimy.
Wiktor zabiera mnie do niewielkiej ale przytulnej restauracji. Drewniane krzesła, białe obrusy. Stoliki przystrojone są w świece i wazoniki z czerwonymi różami. W tle słychać dźwięki romantycznej muzyki. Poznaliśmy się właśnie w tej małej londyńskiej knajpce cztery lata temu, dlatego co roku przychodzimy tu na kolację, aby to uczcić.
Wiktor podszedł do kelnera, a aby potwierdzić przybycie na umówioną godzinę. Młody chłopak zaprowadził nas do stolika dla dwóch osób, usytuowanego przy ścianie. Chłopak podał nam menu po czym rzucił uśmiech w moją stronę, a ja odwzajemniłam tym samym.
Wygląda na jakieś góra dwadzieścia lat, pewnie jest studentem, który dorabia sobie w weekendy. Czasem tęsknie za tymi czasami. Sama nie miałam okazji dokończyć studiów. Przyjechałam do Londynu z Warszawy na studia, po tym jak dostałam stypendium. Uznałam to za moją życiową szansę i możliwość wyprowadzenia się od matki. Mieszkanie z kimś o charakterze jaki posiadała moja matka było wręcz niemożliwe. Przynajmniej jeśli chciało się zachować zdrowe zmysły. Dlatego dzień, w którym otrzymałam list potwierdzający przyjęcie mnie na Kingston University był najszczęśliwszym dniem mojego życia, bo zwiastował zmiany. Duże zmiany.
Wiktor do Londynu przyjechał w interesach. Od kilku lat prowadził małą firmę oferującą usługi ubezpieczeniowe w centrum Warszawy, z roku na rok teren usług zaczął się rozrastać. Kraków, Wrocław, Poznań, Gdańsk. Aż w końcu w 2015 roku dostał propozycję poszerzenia swojej oferty na zagranicznym rynku. Wiązało się to z stałą wyprowadzką do Londynu, ponieważ Londyn jest drugim największym centrum finansowym świata. Inwestorzy nie dawali Wiktorowi gwarancji sukcesu, przez sporą konkurencję na rynku, lecz zaryzykował, co mu się opłaciło, gdyż nowy pomysł poszerzenia oferty o ubezpieczenia samolotów i statków, został doceniony przez zagraniczny rynek i teraz Wiktor stoi na czele najszybciej rozwijającej się firmy. Gdy go poznałam byłam na drugim roku psychologii, nasz związek zaczął się trzy miesiące po pierwszym spotkaniu, a kolejne trzy miesiące później już razem zamieszkaliśmy. Zdecydowanie z perspektywy czasu to było zbyt wcześnie, ale kochaliśmy się i nie chcieliśmy dłużej czekać. Za namową Wiktora rzuciłam studia. Uważał, że wieczory powinnam spędzać z nim a nie na uczelni, bądź ucząc się. Ze względu na to, że matka usłyszawszy o mojej decyzji całkowicie odcięła mnie od pieniędzy, byłam zmuszona podjąć się pracy. Wiktor zapewniał, że sam utrzyma nas oboje, lecz czułam, że nie tego chcę. Nie chcę być utrzymanką. Oboje poszliśmy na kompromis i podjęłam pracę w firmie Wiktora. Jednakże przebywanie ze sobą dwadzieścia cztery godziny na dobę nie było dobre dla naszego związku. Po pół roku pracy w korporacji Wiktor zwolnił mnie i kazał zająć się domem.
— Co podać? — zapytał kelner wyrywając mnie z rozmyślań.
— Poproszę pierś z kurczaka, do tego frytki i świeże warzywa, a dla niej będzie…
— Poproszę to samo — odparłam w stronę kelnera.
Uśmiechnął się i zapisał zamówienie w notesiku.
— Proszę to wykreślić, dla Pani będzie sałatka.
— Oczywiście, proszę pana. — Kelner jest zaskoczony chłodnym zdecydowaniem Wiktora — sałatka ma być z kurczakiem? — zapytał.
— Bez. Same warzywa, żadnego mięsa i żadnego sosu — wyprzedził zapewne kolejne pytanie kelnera.
Przewracam oczami. Młody chłopak rzuca mi współczujące spojrzenie i odchodzi.
Czemu nigdy sama nie mogę wybrać?
— Miałam ochotę na coś innego. — odparłam szorstko.
— Nie zaczynaj, jak coś ci się nie podoba, możesz wrócić do domu.
— Nie traktuj mnie jak dziecko.
— No to przestań się zachowywać, jakbyś nim była.
Co proszę?
— Może miałam ochotę na tego kurczaka?
— Ochotę możesz mieć, ale nie służy to twojej figurze.
Auć, czy on właśnie powiedział, że jestem gruba?
— Powinnaś trzymać się diety. — dodał.
Zrezygnowana nie kontynuuje dyskusji.
Rok temu firma Wiktora zaczęła mieć małe kłopoty finansowe, od tego czasu całkowicie zmieniło się jego zachowanie. Kończył pracę w późnych godzinach, czasem nie wracał do domu snując się po barach, zrobił się bardzo nerwowy, czasem nawet agresywny.
Ale rozumiałam to. Jego praca jest pełna odpowiedzialności, a to jego sposób, aby sobie z tym radzić. Tworząc związek jesteśmy ze sobą na dobre i na złe. Wierzę, że pomogę mu uporać się z problemami i w końcu nasz związek będzie taki jak dawniej.
Po dwudziestu minutach kelner wraca z naszym zamówieniem. Stawia przede mną sałatkę i wysyła mi współczujący uśmiech. Zerkam na Wiktora bojąc się jego reakcji. Tak jak podejrzewałam, jego oczy były ciemniejsze niż zwykle a wyraz twarzy nie wyrażał zadowolenia. Był wkurzony. Nigdy nie rozumiałam jego scen zazdrości. Ludzie są dla siebie czasem po prostu tylko mili, nie musi to oznaczać od razu podrywu. To jego praca. Pracując z ludźmi musi być miły, a Wiktor źle interpretuje jego zamiary.
— Mogłabyś chociaż, udawać w moim towarzystwie, że ci się nie podoba.
— O czym ty mówisz?
— Myślisz, że nie widzę jak na niego patrzysz, a on na ciebie?
— Był po prostu miły.
— Taa, a gdyby miał okazję, to od razu dobrał by ci się do majtek.
— Przesadzasz.
— Po prostu ty nie masz oporów…
— Wiesz co… mam dość twoich ciągłych bezpodstawnych scen zazdrości — wstaję od stolika — idę do łazienki. — obracam się na pięcie i ruszam w stronę toalet.
— Tak, pewnie! Nie zapomnij zapytać go o numer! — krzyknął a kilka ciekawskich osób skierowało wzrok w jego stronę.
Boże! Jak mi wstyd!
Szybkim krokiem przeszłam przez całą salę, ze spuszczoną głową, kierując się w stronę toalet. Starałam się lekceważyć fakt, że wszystkie ciekawskie spojrzenia, skierowane są w moją stronę. Pierwszym, co zrobiłam, gdy dotarłam do toalety było spojrzenie w swoje odbicie w lustrze. Westchnęłam i oparłam się rękami o brzeg umywalki, Mój wygląd mnie zaniepokoił. Skrzywiłam się na widok sińca pod okiem. Korektor zaczął powoli mi się ścierać, przez co siniak pod okiem zaczął prześwitywać. Drżącymi dłońmi wyciągnęłam z torebki korektor i nałożyłam na fioletowy ślad. Wklepałam go palcami i już po chwili był niewidoczny. I tak wystarczy mi już ciekawskich spojrzeń. Wzięłam kilka głębszych oddechów i wróciłam na salę.
Przechodząc wśród stolików, nie umiałam dostrzec z daleka Wiktora. Gdy już zbliżyłam się do końca sali zauważyłam, że nasz stolik jest pusty.
— Przepraszam — zaczepiłam kelnera, który akurat przechodził obok — Widział Pan może mężczyznę, który był tutaj ze mną?
— Ah tak, wyszedł przed chwilą.
— Dziękuję.
Chwyciłam torebkę i płaszcz wiszący na krześle i ruszyłam w stronę drzwi.
— Proszę Pani — zawołał mnie młody chłopak, który nas obsługiwał — Ktoś musi zapłacić za zamówienie.
— Przepraszam, myślałam że narzeczony zapłacił.
— Nie, proszę Pani.
Zanurzyłam dłoń w torebce i wygrzebałam z niej portfel, a z niego, kartę kredytową i podałam chłopakowi, aby dokonać płatności.
Jak Wiktor mógł mi to zrobić? Dobrze wie, że na mojej karcie nie mam za dużo pieniędzy, a poza tym to on mnie zaprosił. Jak mógł tak po prostu wyjść?
— Proszę bardzo — kelner oddaje mi kartę — miłej nocy, życzę.
— Wzajemnie, dobranoc.
Po wyjściu z restauracji od razu złapałam taksówkę, aby wrócić do mieszkania. Gdy tylko usiadłam na tylnym siedzeniu pojazdu, przymknęłam powieki, a twarz schowałam w dłoniach. Starałam się zebrać wszystkie myśli. Od kilku dni mam totalny mętlik w głowie.
— Będzie dwanaście funtów — powiedział taksówkarz, gdy znaleźliśmy się pod mieszkaniem i wyrwał mnie z rozmyślań.
Wygrzebuje z torebki drobniaki, które luzem walały się w środku i podaje wyliczoną kwotę kierowcy.
— Dziękuję. Do widzenia! — rzuciłam wychodząc.
Mieszkanie jest puste. Myślałam, że Wiktor wrócił do domu, myliłam się.
Idę od razu do łazienki, chcąc zmyć makijaż i pozbyć się złego humoru pod prysznicem.
Niestety gorący prysznic okazuje się zbyt słaby. Robię ziołową ciepłą herbatę i udaję się do łóżka. Pierwsze co robię to sięgam po telefon leżący na szafce nocnej i zerkam na wyświetlacz.
Zero połączeń. Zero wiadomości.
No cóż… pewnie znowu poszedł do baru. Jak zwykle, gdy coś idzie nie po jego myśli.
Postanawiam już się tym nie przejmować. Kiedyś byłam głupia i gdy nie wracał szłam go szukać. Lecz teraz po prostu, gaszę światło i idę spać.
Budzi mnie głośne rąbnięcie czegoś o podłogę. Podskakuje, siadam na łóżko i zapalam lampkę tuż obok łóżka. Przecieram oczy i dostrzegam Wiktora, boję się do niego podejść nie wiedząc w jakim jest stanie i humorze, lecz już stąd czuję woń alkoholu.
Obserwuje jak Wiktor chwiejnym krokiem idzie w moją stronę. Jego koszula jest do połowy rozpięta, tak samo jak rozporek w spodniach, pewnie był w toalecie i zapomniał zapiąć. Przynajmniej mam taką nadzieję.
Gaszę światło i kładę się, chcąc uniknąć dyskusji. Wiktor wszedł na łóżko i położył się tuż obok mnie. Jednym silnym ruchem ręki przybliżył mnie do siebie i wtulił się.
Do moich nozdrzy dotarła woń damskiego perfumu, lecz to pewnie dlatego, że w barze akurat niedaleko siedziała jakaś kobieta, która wyjątkowo bardzo chciała zwrócić na siebie uwagę mocnymi, ostrymi perfumami.
— Pamiętaj Anno, jesteś tylko moja.
Rozdział 2
Następny dzień spędziłam na sprzątaniu, praniu i gotowaniu. Gdy obudziłam się rano Wiktora już nie było w mieszkaniu. Wcześniej niż zwykle wyszedł do pracy.
Postanowiłam, że w ramach przeprosin przygotuję na obiad, jego ulubione danie — ryż, marchewkę z groszkiem i kurczaka.
Udaję się do łazienki, gdyż naszła mnie ochota, aby zaskoczyć Wiktora moim nienagannym wyglądem, a wiem, że po tak intensywnym i stresującym weekendzie, regeneracja i odświeżenie z pewnością mi się przyda.
Kiedy stanęłam przed lustrem uświadomiłam sobie, że dawno aż tak kiepsko nie wyglądałam.
Moje oczy były podkrążone, brązowe włosy wisiały bezwładnie opadając na ramiona. One też zdecydowanie potrzebowały regeneracji. Brwi nie były regulowane od dobrych kilku miesięcy, usta są suche i popękane.
Chce mi się płakać. Jak mogłam dopuścić się do takiego stanu? To wszystko przez stres. Może rzeczywiście powinnam się czymś zająć. Może powinnam wrócić do pracy? Albo na siłownie?
Ściągam ubrania i przyglądam się uważnie odbiciu w lustrze.
Kiedyś intensywnie ćwiczyłam, dlatego delikatne zarysy mięśni na brzuchu nadal jeszcze tam są. Pośladki mimo upływu czasu, wciąż są jędrne, a uda pozbawione cellulitu. Lecz to nie to samo co bycie w pełnej formie. Widok, który widzę zdecydowanie nie ukazuje mnie jako pięknej, młodej, atrakcyjnej kobiety. A w tym wieku nie powinnam mieć większych kłopotów z akceptacją siebie. Chociaż, chyba nigdy nie uważałam się, za bardzo atrakcyjną kobietę i byłam bardzo zdziwiona, gdy ktoś taki jak Wiktor, zwrócił na mnie uwagę.
Wiktor jest wysokim mężczyzną, z czego się bardzo cieszę bo sama należę do dość wysokich dziewczyn. A z moim metr siedemdziesiąt dwa, mogę bez problemu założyć wysokie szpilki w jego towarzystwie. W ostatnich latach dorobił się kilku dodatkowych kilogramów, ale mnie to w ogóle nie przeszkadza. Ma ciemnobrązowe oczy, które robią się czarne, gdy się denerwuje, duże pełne usta i uśmiech, który od początku skradł moje serce. Pomimo tego, że czasem nie podoba mi się jego zachowanie, to kocham go.
Jest mężczyzną mojego życia, któremu zawdzięczam tak wiele. Utrzymuje mnie, płaci za mieszkanie, rachunki, jedzenie, zabiera mnie na randki. Pomimo jego częstych scen zazdrości, kłótni, Wiktor potrafi być pełen romantyzmu. Przynosi mi okazjonalnie kwiaty, a w rocznice zabiera do restauracji, w której się poznaliśmy.
Czasem boję się, że nie jestem dla niego wystarczająco dobra. Że Wiktor zasługuje na kogoś lepszego. To ja jestem winna jego sceną zazdrości, może nieświadomie prowokuję innych mężczyzn i zmuszam go do tego. To ja jestem winna jego częstym wybuchom. Zbyt często się mu stawiam, jako dobra dziewczyna nie powinnam tego robić.
Biorę szybki prysznic, nakładam odżywkę na włosy, związuje je w koka i nakładam nawilżającą maseczkę na twarz.
— Cholera! Kurczak jest w piekarniku! — krzyknęłam, gdy do moich nozdrzy dotarł smród spalonego mięsa.
Nakładam na siebie szlafrok i szybkim krokiem wychodzę z łazienki.
— Szlak szlak szlak!
Zgasiłam piekarnik i nagle znieruchomiałam, gdy usłyszałam dźwięk otwierania zamka w drzwiach.
Nie nie nie! Tylko nie to! Tylko nie teraz!
— Co tutaj tak śmierdzi? — Wiktor zapytał, gdy tylko przekroczył próg domu.
Zrobiło mi się gorąco.
— Ja… Ja spaliłam kurczaka.
— Co? Coś ty zrobiła?
Spojrzał na mnie.
— Znowu pindrzyłaś się w łazience?
— Ja tylko chciałam dla ciebie dobrze wyglądać.
— Oj przestań, dobrze wiem, że to nie dla mnie. Poznałaś kogoś?
— Nie, Wiktor. To dla ciebie.
Mężczyzna jednym krokiem znajduje się tuż przede mną. Chwyta mój podbródek dłonią i unosi, przyglądając mi się uważnie. Maska w płachcie, nawet nie wiem kiedy, ale spadła na podłogę. Z wrażenie nawet nie zauważyłam, że nie mam jej już na twarzy.
Zamknęłam oczy, bojąc się spojrzeć na niego.
— W takim razie, dokończ się stroić, a ja zjem na mieście.
Usłyszałam trzaśnięcie drzwiami. Nadal stałam bez ruchu z zamkniętymi oczami.
Jak mogłam do tego dopuścić? Czemu nie pamiętałam, że przecież wsadziłem kurczaka do piekarnika. A miało być tak idealnie. Jak zwykle wszystko psuje!
Wróciłam do łazienki, aby zmyć z siebie wszystko. Ponownie weszłam pod prysznic, chcąc pozbyć się odżywki, która ciągle była wtarta w moje włosy.
Gdy tylko wyszłam, mój żołądek odezwał się upominając się o jedzenie.
Z tego wszystkiego zapomniałam, zjeść dziś cokolwiek.
Wyciągnęłam z lodówki wcześniej przygotowaną, kolację, dla mnie i dla Wiktora i usiadłam na kanapie, włączając telewizje, aby chodź trochę zagospodarować czas, czekania na Wiktora. Chwyciłam widelec i zabrałam się do sałatki z kurczakiem, żurawiną, orzechami włoskimi i serem feta. Zdążyłam oglądnąć kilka bezsensownych programów, zanim w końcu rozległ się dźwięk otwieranych drzwi.
Odwróciłam się. Zaskoczyło mnie, że mężczyzna nie wyglądał ani na pijanego, ani nawet lekko podpitego, a w dodatku trzymał w ręku dwie czerwone róże.
Stałam lekko zszokowana. Nastawiałam się na kolejną awanturę a tutaj on przychodzi z przeprosinami?
Wiktor podszedł do mnie i zamknął mnie w klatce swoich ramion. Po chwili oddalił się i podał mi kwiaty, które dla mnie kupił.
— To w ramach przeprosin. Nie powinienem się tak zachowywać. Starałaś się. Każdemu się zdarza, to przecież nic takiego.
Mężczyzna pochyla się a jego mocne wargi, delikatnie naciskają na moje.
Westchnęłam lekko je rozchylając, a wtedy jego język wtargnął pomiędzy nie, zanurzył się głębiej, liżąc i smakując mnie od środka długimi, powolnymi ruchami.
Wszystko działo się jakby w zwolnionym tempie, aż poczułam pod sobą kanapę. Wiktor pochylał się nade mną, ciągle mnie całując. Nagle jego dłoń delikatnie przejechała po udzie, kierując się w górę, po brzuchu, piersiach aż w końcu zatrzymała się na policzku. Mężczyzna odsunął się na kilka centymetrów.
— Mam dla ciebie niespodziankę.
— Kolejną? — zdziwiłam się.
— To raczej jakby propozycja. Mam do podpisania umowę z nową firmą i niestety muszę być tam osobiście, normalnie poleciałbym tam sam, ale muszę przypilnować interesów i zostanę tam na co najmniej tydzień, dlatego chciałbym zabrać cię ze sobą.
Wiktor nie należy do osób, którym się odmawia, dlatego wiedziałam, że mimo tego, że jest to zapakowane w piękną otoczkę „możesz zdecydować sama” to tak naprawdę, nie miałam żadnego wyboru.
— Z chęcią z tobą pojadę.
— Wylot jest już jutro, proszę spakuj nas oboje, wylot jest o siedemnastej a nie jestem pewien, o której wrócę z biura.
— Idziesz jutro do pracy?
— Oczywiście kochanie, muszę dopilnować wszystkiego przed moim wyjazdem. Nie myślisz chyba, że zostawię firmę na cały tydzień bez upewnienia się, że wszystko jest gotowe i pod odpowiednim nadzorem.
Kiwnęłam głową.
Może ten wyjazd da mi chwilę wytchnienia? Zmiana otoczenia, na pewno wyjdzie mi na plus, będe mogła pozbierać swoje myśli, ale również może poprawić moją relację z Wiktorem. Co prawda, Wiktor wyjeżdża nie na wakacje, a do pracy, ale mimo to, może znajdzie więcej czasu dla mnie i będziemy mogli wspólnie popracować nad naszym związkiem?
Rozdział 3
Wiktor wrócił do mieszkania zaledwie na dwie godziny przed planowanym odlotem.
Czekając na niego, kilkakrotnie przepakowałam jego torbę, próbując wyczuć, którą koszule najchętniej ubierze na spotkanie biznesowe. Ostatecznie wybrałam zwykłą, ale pełną elegancji białą koszulę oraz wzorzystą z Gucciego, którą kupiliśmy na ostatnim wyjeździe służbowym.
Dotarcie na lotnisko na czas było nie lada wyzwaniem, korki w Londynie były nie do zniesienia. Ostatecznie udało nam się załatwić, wszystkie formalności, piętnaście minut przed odlotem. Stewardessa wskazała nam miejsce w samolocie, cały czas wdzięcząc się do Wiktora.
Wiktor miał temperament i szczególny dar do wpadania kobietą w oko. Nie mam pojęcia z czego to wynikało. Owszem Wiktor był przystojny, ale model to z niego żaden. Może wynika to z jego władczej aury, którą zapewne nie jedna kobieta potrafi dostrzec na pierwszy rzut oka. W szkole średniej ponoć był prawdziwym bad boyem, posiadał tuzin dziewczyn, często wdawał się w bójki i wagarował, co przeszło mu na studiach.
Jakoś nie umiem sobie wyobrazić Wiktora w tej scenerii, bardziej jako kujona z pierwszej ławki. O tak. W tej wersji pasowałby mi bardziej. Oczywiście domyślam się, że jego bunt wynikał z dużych oczekiwań rodziców. Ojciec Wiktora — Robert — jest lekarzem a mama — Greta — prawnikiem. Idealna rodzinka. Dla nastolatka, od którego oczekuje się podobnego, a nawet większego sukcesu, musi być to naprawdę trudne. Ciągłe wmawianie „stać cię na więcej” może być dla dziecka wręcz destruktywne. A już na pewno, niezbyt dobrze wpływa na jego samoocenę, co przekłada się również na życie prywatne jak i pracę, o czym o dziwo najczęściej zapominają, tak zwane „rodziny sukcesu”. Wiktor nigdy nie był ulubionym dzieckiem, co dodatkowo źle na niego wpływało. Do czasu, kiedy to właśnie dziecko po którym najmniej by się tego spodziewali odniosło duży sukces. Pozostali bracia Wiktora — Dominik i Rafał — zeszli wtedy na boczny plan, a on stał się oczkiem w głowie rodziców. Oczywiście oni nadal odnosili sukcesy. Dominik poszedł w ślady ojca i został lekarzem, lecz w innej specjalizacji — psychiatrii. Natomiast Rafał został cenionym architektem i projektuje teraz dla największych firm.
Ku uciesze, rodziców cała rodzina odniosła wielki sukces, jakie wielkie więc było ich zdziwienie kiedy Wiktor oświadczył im, że się zaręczyliśmy. Nigdy nie darzyli mnie dużą sympatią, lecz ciągle pewnie się łudzili, że to chwilowy romans i szybko mu przejdzie. Wizja, że mógłby ożenić się z kimś tak jak ja, przerażała ich. Wychowywałam się bez ojca — a brak pełnej rodziny w oczach rodziców Wiktora od razu mnie skreślał. Uważali, że brak mi pełnego wzorca rodziny, przez co nie będę potrafiła dać Wiktorowi pełnej, kochającej się rodziny. Oczywiście, że w przyszłości chciałabym wyjść za niego i mieć z nim dzieci. To, że w wieku dwudziestu pięciu lat nie czuję, się gotowa, dać mu upragnionego syna, nie oznacza, nie będę chciała mieć w ogóle dzieci. Nie uważam, że fakt, wychowywania tylko przez matkę wpłynąłby na to, że sama nie potrafiłabym być, dobrą matką. Między innymi dlatego o tytule „ulubionej synowej” mogę zapomnieć na dobre. Nie jestem pewna, czy w ogóle zaszczycili by nas swoją obecnością, na ślubie. Byłby to ostateczny okazany przez nich sprzeciw temu związkowi. I jednoczenie, podejrzewam koniec bliższych relacji z synem. Wiktor często odwiedza rodziców. Wyprowadzili się do małego miasteczka pod Warszawą, chcąc zapewne na starość uciec od zgiełku. Rafał — ich najmłodszy syn, zaprojektował rodzicom śliczny nowoczesny, ale zarazem bardzo funkcjonalny domek, jak na osoby w podeszłym wieku. Wiktor odwiedza ich beze mnie. Zresztą sama z chęcią unikam spotkań z nimi, uciekając od krzywych spojrzeń i niewygodnych pytań o to dlaczego jeszcze nie jestem w ciąży.
Na całe szczęście lot z Londynu do Manchesteru trwał dokładnie godzinę i trzydzieści minut, nie znoszę samolotów, ale mój żołądek jakoś przetrwał to niezbyt płynne lądowanie. Gdy rozbrzmiał komunikat o szczęśliwym lądowaniu i pozwoleniu wstania z miejsc, chwyciłam podręczny bagaż i ruszyłam w stronę wyjścia. Przy drzwiach stewardessy, żegnały gości.
Wiktor znajdował się kilka metrów za mną.
— Panie Szulc, życzymy miłego pobytu — odwróciłam się słysząc nazwisko Wiktora wypowiadające przez kobietę, która na początku lotu wdzięczyła się do niego. Skąd ona zna jego nazwisko? Ah tak! Pewnie już zdążyła sprawdzić w bazie danych pasażerów.
Czy ona naprawdę nie zauważyła, że jesteśmy razem?
Gdy tylko mogłam wyjść z samolotu odetchnęłam z ulgą. Teraz tylko jeszcze kontrola bezpieczeństwa i możemy udać się do hali przylotów, gdzie odbierzemy swój bagaż.
Mamy szczęście, że firma, z którą Wiktor podpisuje umowę, finansuje cały ten wyjazd, ponieważ sami wybrali hotel w którym się zatrzymamy, a jak widać mają świetny gust.
Budynek z zewnątrz wydaje się ogromny. Lekko już się ściemniło, przez co hotel został dodatkowo podświetlony robiąc piorunujące wrażenie. Jasne światła na tle ciemnego budynku, wśród kilku zielonych krzewów w samym centrum Manchesteru. Architekt bardzo postarał się o to, aby hotel wzbudzał duże zainteresowanie.
Dakota Manchester — dostrzegam napis nad wejściem. A więc taką nazwę nosi ten nieziemski budynek.
Po wejściu do środka nie mogłam wyjść z zachwytu. Hotel w swej elegancji, łączył styl minimalistyczny z dodatkami orientu, jakim były egzotyczne rośliny. Wszystko współgrało ze sobą i zapierało dech w piersiach, a ciemny wystrój wprowadzał nutkę tajemniczości.
Zostaliśmy odprowadzani do pokoju przez obsługę hotelową. Nasze bagaże uprzejmie zostały zabrane przy rejestracji i już czekały na nas w środku. Wiktor po podarowaniu młodemu mężczyźnie hojnego napiwku zamknął pokój. Usiadłam na gigantycznym łóżku i przyglądałam się Wiktorowi. Podszedł do szafki, która stała tuż przy wyjściu i powoli opróżnił kieszenie czarnego płaszcza, odkładając ich zawartość na szafkę. Karta kredytowa, kilka drobniaków, telefon i prezerwatywy, które przykuły moją uwagę, lecz Wiktor szybko schował je z powrotem do kieszeni płaszcza. Czyżby zaplanował coś specjalnego na ten wyjazd?
W sumie parę dni temu obchodziliśmy rocznice. To pewnie z tej okazji.
Od jakiegoś czasu z Wiktorem nie kochaliśmy się. Kiedyś robiliśmy to o wiele częściej. Teraz jest inaczej. Doszukiwałam się czasem niepotrzebnie drugiego dna. Wmawiałam sobie, że nie jestem dla niego już atrakcyjna, ale przecież ciąglę okazywał mi miłość w inny sposób.
Ostatecznie uznałam, że wina tkwi w przepracowaniu Wiktora. Dużo czasu spędza w pracy, a firma w ostatnim czasie nie ma się zbyt dobrze, stąd też najwyraźniej te nowe kontrakty, które mają na celu ją uratować. Cieszę się, że Wiktor w końcu czuje się gotowy, gdyż szczerze mówiąc zaczynało mi bardzo brakować tej bliskości.
Rozdział 4
Obudziłam się po krótkiej drzemce, którą postanowiłam sobie zrobić po tym jak Wiktor wyszedł na wieczorne spotkanie z inwestorami. Zdziwiłam się, że pracują w tak późnych godzinach, jednakże Wiktor uznał, że to całkiem normalne. Zresztą przyjechał tu tylko w celu interesów i chce jak najbardziej wykorzystać ten czas na ulepszenie warunków w firmie. Nowe kontrakty mają dać nowe możliwości. A Wiktor w pełni poświęca się firmie. Czasem mam wrażenie, że stawia ją wyżej ode mnie.
Porzucam plan zaszycia się w pokoju i spędzenia tutaj każdej mojej wolnej chwili. Skoro Wiktor ma do załatwienia ważne interesy i być może przez cały tydzień nie będzie mieć dla mnie czasu, to ja nie będę leżeć bezczynnie w pokoju — wyjdę na miasto, pozwiedzam, zjem w dobrej restauracji. Ale to jutro. Dziś jest na to za późno. Jednakże bez problemu o tej porze mogę wybrać się do hotelowego baru.
Poprawiłam makijaż, zamieniłam dresy na sukienkę i ruszyłam korytarzem prowadzącym do wind. Pragnęłam dziś się napić i dobrze bawić. Nawet jeśli muszę to robić sama.
Nagle idąc ciemnym korytarzem zauważyłam tajemniczą postać, która bezskutecznie usiłowała wstać z podłogi. Podeszłam bliżej. Odstawiłam torebkę na podłogę i schyliłam się, by pomóc wstać mężczyźnie. Gdy tylko dotknęłam jego ramienia, jego spojrzenie powędrowało w górę, po moich nogach, odkrytych przez kusą sukienkę, tułowiu aż do twarzy. Jego głowa przechylała się powoli, aż wreszcie ukazała się moim oczom. Moje serce na moment zgubiło rytm, a potem zaczęło gnać jak szalone.
Z trudem skupiłam uwagę na własnej dłoni, która ściskała jego potężny biceps. Skorzystał z mojej pomocy, by chwiejnie stanąć na nogach. Zatoczył się na mnie a ja poczułam jego zapach perfum zmieszany z ostrą wonią alkoholu.
Wcześniej imponował swoją sylwetką lecz teraz przy innym oświetleniu tym co przyciągało moją uwagę były jego oczy. Intensywnie zielone oczy, oprawione w długie, czarne rzęsy i kształtne brwi.
Silnymi dłońmi chwycił moje barki, by odzyskać równowagę. Wszystkie zakończenia nerwowe w mojej skórze stanęły na baczność. Mężczyzna puścił mnie i oparł się plecami o ścianę.
— Co o tej porze robi tak piękna kobieta w hotelowym korytarzu? — zapytał bełkotliwie w języku angielskim, lecz wzrok miał skupiony, wytężony i badawczy.
Spuściłam głowę czując, że się rumienię.
Dobrze, że bardzo dobrze rozumiem angielski, inaczej ciężko mi by było z komunikacją, z tym nieznajomym mężczyzną.
— Zmierzam właśnie do baru — wiedziałam, że moja odpowiedź nie jest na miarę prawdziwej kobiety.
— Co za zbieg okoliczności, bo ja także — odparł.
— Jesteś pewien? Wyglądasz jakbyś stamtąd wracał.
— Cóż zmieniłem zdanie — uśmiechnęłam się na jego odpowiedź.
— Oczywiście bardzo bym chciała, abyś dotrzymał mi towarzystwa, jednakże powinieneś odpocząć.
— Ale czuje się dobrze! — burknął brunet odpychając się od ściany. Próbował stanąć prosto, lecz ponownie zatoczył się na mnie. Usłyszałam głośne chrupnięcie. Mój wzrok powędrował w dół na otwartą i przewróconą torebkę oraz telefon, który musiał się z niej wysunąć i znajdował się teraz roztrzaskany pod butem mężczyzny.
Chłopak także spojrzał, aby dowiedzieć się co wydało ten dźwięk po czym wyszeptał ciche przepraszam. Schyliłam się, aby pozbierać pozostałą zawartość torebki i zawiesiłam na swym ramieniu.
— Jaki masz numer pokoju? — spytałam, chcąc pomóc mu dojść do pokoju.
— 305 — odpowiedział po krótkim zastanowienia się.
Na moje szczęście, pokój tajemniczego mężczyzny był blisko mojego. Nie miałabym wystarczająco dużo siły, gdybym musiała zawlec pijanego mężczyznę przez jeszcze dłuższy kawał korytarza. Chwyciłam go pod ramię i ruszyliśmy w stronę pokoju, ale chłopak wcale nie ułatwiał sprawy. Gdy dotarliśmy pod brązowe drzwi o numerze 305, puściłam chłopaka, a on oparł się o ścianę tuż przy nich i zamknął powieki, głośno oddychając.
— Masz klucz do pokoju?
— W tylnej kieszeni spodni — burknął, ale nie wyrażał najmniejszych chęci aby mi go podać.
— A czy mógłbyś mi go dać, czy mamy tu tak stać?
— Oj no chciałem abyś mnie trochę pomacała, a ty psujesz zabawę.
Wyszczerzyłam oczy na bruneta, szybko jednak się otrząsnęłam i chwyciłam klucz wiedząc, iż jest taki bezpośredni przez ilość spożytego alkoholu. Otworzyłam drzwi i delikatnie pociągnęłam chłopaka za rękaw koszuli. Potrząsnął głową, odbił się od ściany i wtoczył się do pokoju. Musiałam delikatnie kierować go, gdyż zataczał się na boki, Gdy oboje schowaliśmy się w pokoju, zamknęłam za nami drzwi.
Zapaliłam światło ujrzałam największy i najpiękniejszy apartament jaki w życiu widziałam. Kto by pomyślał, że pokoje leżące od siebie tylko trzy drzwi tak bardzo się od siebie różnią. Chłopak wszedł w głąb pokoju, szedł prosto co podsunęło mi myśl czy czasem już nie trzeźwieje. Szybko ją porzuciłam, gdy zobaczyłam, że sturlał się ze stołu, przewracając kilka pustych szklanek po wypitych trunkach. Oj trzeba ci było iść po tym jeszcze do baru? Jedna ze szklanek poturlała się do brzegu i rozbiła na białych kafelkach, a mężczyzna wylądował na kolanach tuż obok.
— Szlak! Nie ruszaj się! — krzyknęłam.
Nie chciałam, aby zrobił sobie krzywdę, wiedziałam, iż choćby chciał chłopak nie miał siły nawet się ruszyć, ale ostrzegłam go mimo to.
— Macie tu może szczotkę albo coś?
Wiedziałam, że brunet mi nie odpowie. Nawet gdyby był trzeźwy pewnie nie dostałabym odpowiedzi. Przeszukałam wszystkie szafki. Naprawdę? Taki luksusowy hotel a nie ma nawet durnej szczotki? Chwyciłam po drodze chusteczkę i postanowiłam pozbierać kawałki w miarę moich możliwości. Na moje szczęście szklanka nie rozbiła się na malutkie kawałki i mogłam spokojnie je pozbierać. Chcąc podeprzeć się ręką natrafiłam na jeden pominięty kawałek szkła, który przeciął mi skórę na ręce.
— Cholera — przeklęłam na co brunet się ruszył.
O nie nie. Szybko zerwałam i chwyciłam go pod ramię. Zaprowadziłam mężczyznę na ogromne łóżko. Z początku miał problem z współpracą, ale po wielu próbach udało mi się zdjąć mu buty i skórzana kurtkę, zapominając całkowicie o krwawiącej ranie.
— Szlak! — odparłam widząc czerwoną plamę na jego jasnej koszuli — mam nadzieje, że to nie twoja ulubiona.
Przykryłam go kołdrą. Gdyby ktoś rano powiedział mi, że dziś będę odprowadzać obcego mężczyznę do łóżka wyśmiałabym go prosto w oczy.
Chwyciłam swoją torebkę i zmierzałam w stronę wyjścia.
— Czekaj.. — usłyszałam głos chłopaka. Zatrzymałam się i odwróciłam w jego stronę.
— Powiesz mi chociaż jak się nazywasz?
— Anna. Anna Maj. — odparłam i wyszłam na korytarz.
— Ja jestem Harry — usłyszałam jeszcze zanim zamknęłam drzwi.
Zrobiłam pełen wahania krok przez próg drzwi. Nie byłam pewna, czy chłopak w takim stanie poradzi sobie, ale mam nadzieje, że bez problemu od razu zaśnie, szczególnie po takiej ilości alkoholu.
Wróciłam do swojego pokoju. Po takich wrażeniach nie jestem w stanie zejść na dół do baru. Zdjęłam swoją czerwoną obcisłą sukienkę, przebrałam w piżamę i ruszyłam do łazienki z nadzieją, że chociaż jest wyposażona w apteczkę, aby opatrzyć ranę. Znalazłam tylko plaster. Dobre i to. Musi wystarczyć. Opatrzyłam ranę i wróciłam do łóżka. Nie łatwo było mi zasnąć po takich emocjach ani z myślą, że tajemniczy przystojniak, o imieniu Harry, śpi parę metrów ode mnie.
Jego spojrzenie we mnie było tak głębokie, że nie mogłam przestać myśleć o tych zielonych oczach, lecz w końcu moje powieki stały się ociężałe a sen przyszedł szybciej niż myślałam.
Rozdział 5
Po przebudzeniu, Wiktora nie było już w łóżku. Zdecydowanie się zbyt przepracowuje. Pracuje do późna. Wstaje wcześnie rano. Nie może, aż tak bardzo się przemęczać.
Sięgnęłam po laptopa Wiktora, który leżał na biurku, uruchomiłam pocztę i napisałam wiadomość do Wiktora,
Mój telefon niestety nie przeżył, wczorajszego bliskiego spotkania z nieznajomym, więc musiałam sobie jakoś inaczej poradzić,
Anna: Dzień dobry! Nie słyszałam, kiedy wróciłeś w nocy. Mam nadzieję, że nie za późno. Widzę, że rano zdążyłeś wstać do pracy jeszcze zanim się obudziłam. Może gdy skończysz pracę na dzisiaj wybierzemy się do jakieś restauracji?
Nie musiałam długo czekać na odpowiedź.
Wiktor: Wyszedłem nie całą godzinę temu. Nie chciałem cię budzić, tak słodko spałaś…
Za chwilkę laptop znów poinformował o kolejnej wiadomości.
Wiktor: Inwestorzy chcą dziś mnie zabrać do restauracji. Zjedz na mieście, albo w hotelu. Wrócę prawdopodobnie na lunch.
Ciągle ta praca. A ja miałam nadzieję na trochę romantyczności w tym wyjeździe, szczególnie z powodu niedawnej naszej rocznicy.
Wzięłam poranny prysznic, aby pozbierać wszystkie myśli. Myślałam o Wiktorze. O mężczyźnie, którego wczoraj poznałam. I o mnie.
Po prysznicu stanęłam przed lustrem i zaczęłam wpatrywać się w odbicie w nim. Muszę zrobić coś z swoim wyglądem. Podkrążone oczy. Potargane włosy. Blada twarz. Siniak na twarzy, który mimo upływu dni nadal był widoczny.
Nie tak chcę wyglądać. Chcę, aby moja skóra, była promienna, a uśmiech ciągle gościł na mojej twarzy. Aby moje włosy lśniły, były zdrowe i nie zniszczone.
Tylko nie za bardzo wiem, jak mogłabym to zmienić. Na pewno sama sobie z tym nie poradzę, ale niektóre rzeczy mogę zrobić sama. Wyciągam z kosmetyczki kilka przedmiotów, które mi w tym pomogą. Pincetę, aby wyregulować brwi. Krem, który nawilży moją twarz. Kilka kosmetyków, niezbędnych do wykonania makijażu. A z walizki wyciągam suszarkę oraz prostownice do włosów. Dobrze, że zaopatrzyłam się na ten wyjazd w kilka sprzętów. Oczywiście, zrobiłam to z myślą o tym, że Wiktor zabierze mnie na randkę do jakiejś dobrej restauracji, albo cokolwiek przy czym warto byłoby dobrze wyglądać, jednakże dlaczego mm stroić się tylko dla niego? A nie dla siebie? Dzisiaj zadbam o swój wygląd, bo sama mam na to ochotę. Mam ochotę dobrze wyglądać. A nie dlatego, że tego się ode mnie oczekuje.
Kiedy tylko skończyłam doprowadzać się do porządku, ubrałam klasyczną białą koszulę, obcisłe czarne rurki, czarne szpilki i zdecydowałam udać się na poranną kawę. Chwyciłam książkę, którą miałam zamiar przeczytać podczas tego wyjazdu i udałam się na dół.
Hotelowa restauracja była utrzymana cała w ciemnych barwach, dominował brąz, czerń i szarość. A stoliki zostały wykonane z naturalnego drewna, co jeszcze bardziej podkreślało elegancję hotelu. Nastrój był bardzo przyjemny, aczkolwiek bardziej nadawał się na romantyczną kolację, niż poranną pobudzającą kawę, gdyż taki wystrój był uspokajający, a nie pobudzający.
Zajęłam miejsce przy ścianie, jednakże dzięki dużej przestrzeni miałam doskonały widok na to co działo się przed hotelem. Tłumy osób przechodziły pod oknami hotelu. Szli do pracy. Na lunch. Na przerwę w pracy. Zwykły czwartkowy poranek. A na ustach ludzi gościł uśmiech. Pewnie z okazji zbliżającego się weekendu. Dla mnie wszystkie dni były jednakowe. Wszystkie spędzałam w domu. Miałam tego dość, ale jednoczenie nie miałam ani jednego pomysłu, jak wyrwać się z tej monotonii. Przecież Wiktor nigdy nie pozwoli mi iść do pracy.
Moje podziwianie widoków z zza okna przerwał kelner, który właśnie przyniósł mi złożone wcześniej zamówienie.
— Przepraszam ale ja zamawiałam tylko kawę — powiedziałam spoglądając na dużą tacę z której kelner zaczął wyciągać i kłaść przede mną kilka talerzyków z ciastem oraz zamówioną przeze mnie latte.
— To od tamtego Pana — powiedział pokazując na bruneta siedzącego przy dużym stole w towarzystwie kilku mężczyzn w garniturach — rachunek został uregulowany, prosił także o przekazanie Pani liściku.
Kelner podał mi złożoną na pół małą karteczkę po czym odszedł.
Nie wiedziałem jakie ciasto lubisz, więc zamówiłem cztery rodzaje :)
Ps: Dziękuje za wczoraj.
~H
Czyli pamiętał.
Spojrzałam na moje zamówienie i uśmiechnęłam się pod nosem. Przeniosłam swój wzrok na stolik Harrego, przy którym jak podejrzewam odbywało się jakieś spotkanie biznesowe, na co wskazywał formalny ubiór mężczyzn oraz rozłożone papiery na całym stole.
Swój lunch zaczęłam od upicia łyka kawy, a ucztę zdecydowałam rozpocząć od kawałka ciasta czekoladowego z polewą malinową. Wszystkie cztery ciasta wyglądały smakowicie, ale nie jestem w stanie zjeść ich wszystkich naraz, a szkoda aby się zmarnowały, więc gdy skończę zapytam obsługi czy jest szansa, aby można było zabrać te kilka kawałków na wynos do pokoju. Z chęcią zjadłabym je potem i zostawiła kawałek Wiktorowi.
Widok Harry’ego siedzącego kilka metrów ode mnie skutecznie rozpraszał moją uwagę od książki, którą miałam zamiar poczytać przy porannej kawie. Nie umiałam się skupić więc postanowiłam iść do toalety. Przechodząc przez restaurację czułam na sobie wzrok Harry’ego, ale powstrzymałam się od spojrzenia na niego.
Weszłam do damskiej toalety i stanęłam przed lustrem.
— Boże Ann, co ty wyprawiasz? — powiedziałam, do swojego odbicia w lustrze.
Spędziłam tam dobre kilka minut, próbując zebrać myśli. Gdy tylko wyszłam zderzyłam się z kimś na korytarzu.
— Przepraszam Pa… — spojrzałam na postać, z którą właśnie zaliczyłam zbyt bliskie spotkanie. — Harry.
No pewnie. A któż by inny. Ukrywam się tu przed nim w on w magiczny sposób znów znajduje się przy mnie.
— Mogę się do ciebie dołączyć? — zapytał prosto z mostu.
— A co z twoimi kompanami?
— Miałem spotkanie biznesowe, które już się skończyło, a poza tym z wielką chęcią napiłbym się kawy w twoim towarzystwie.
— Okej — dosłownie odebrało mi mowę.
Okej? Naprawdę? Z wszystkich rzeczy jakie mogłam powiedzieć, wybrałam okej?
Usiedliśmy do stolika przy którym siedziałam wcześniej, niestety obsługa zdążyła już posprzątać moje kawałki ciast i resztkę kawy.
Harry jakby czytał w moich myślach przywołał skinieniem ręki kelnera i złożył zamówienie na czarną kawę, latte oraz ciasto czekoladowe, które wcześniej nie zdążyłam dokończyć.
Spojrzałam na niego pytającym spojrzeniem.
— Obserwowałem cię i wyciągnąłem wnioski — mrugnął do mnie.
Nasze zamówienie, zostało wykonane w ekspresowym tempie, a kelnerka która z uśmiechem przyniosła nam nasze zamówienie, ani na moment nie oderwała wzroku od Harrego. Przyznaje. Jest nieziemsko przystojny, przez co nawet ja nie umiem się przy nim skupić, ale takie ciągłe wpatrywanie się, jest bardzo niekulturalne.
— Dziękuje — powiedział w stronę kelnerki po czym jego wzrok znów spoczął na mnie, a moje serce zaczęło bić niedorzecznie szybko. To po prostu żałosne. Przecież nawet go nie znam. Przecież mam chłopaka!
O Boże! Muszę mu o tym powiedzieć.
Wiem to głupie. Przecież Harry próbuje być po prostu miły i być może czuję się tylko dłużny za wczoraj i nic więcej. Nie jestem typem osoby, z którą by się chciał zaprzyjaźnić, ale muszę mu powiedzieć, że jestem czyjąś narzeczoną. Tak, na wszelki wypadek. Lepiej żeby wiedział.
— Harry, ja muszę ci coś po…
Momentalnie milknę, choć nie dlatego, że stchórzyłam. Milknę, bo w momencie, gdy jego dłoń ląduje na mojej leżącej na stoliku, zapominam jak się wydobywa z siebie słowa.
W tej chwili mogę skupić się tylko na tym jak jego ciepła skóra dotyka mojej.
— Pozwolisz mi się gdzieś zabrać? — pyta, gdy między nami, zaczęła trwać trochę dłuższa cisza.
— Słucham?
— Czy chciałabyś dziś wieczorem gdzieś ze mną wyskoczyć?
— Czy ty proponujesz mi randkę?
— Nie umawiam się na randki z nieznajomą — uśmiecha się — proponuję ci spotkanie zapoznawcze.
— Ja…
— Przemyśl to — przerywa mi — chciałbym z tobą, po prostu miło spędzić czas i odwdzięczyć się za wczoraj. — mówi i wyciąga z marynarki karteczkę i długopis i zapisuje coś na niej.
— To mój numer, zadzwoń jeśli zmienisz zdanie. — mówi, podając mi karteczkę.
— Ja… Ja nie mam telefonu.
— Oh… — tylko tyle wydaje z siebie.
— To znaczy miałam. Ale zginął podczas akcji ratowania ciebie.
— O mój Boże! Przepraszam ja… ja nie pamiętam zbyt wiele. Cholera! Tak mi głupio.
— Nie potrzebnie! — kręcę głową — to nie twoja wina. Nie widziałeś go. Było ciemno i…
— I byłem kompletnie nawalony — dodaje coś, co chciałam powiedzieć, łagodniejszymi słowami — to moja wina — przyznaje.
Mężczyzna sięga do kieszeni po wewnętrznej stronie marynarki i wyjmuję z niej czarny skórzany portfel. Dostrzegam na nim logo firmy. Gucci. Oh. Elegancko. Pełna klasa.
— Ile kosztował? — pyta.
Mrugam kilka razy. Bo nie dociera do mnie co się właśnie dzieje.
— Słucham?
— Telefon. Albo wiesz co… — Wyciąga z portfela gruby plik pieniędzy — kupisz sobie lepszy.
Czy on żartuje? Zresztą kto nosi przy sobie tyle pieniędzy?
— Nie chcę twoich pieniędzy — protestuję.
— Weź je — wylicza 500 funtów i kładzie je na stole.
— Oszalałeś? — gwałtownie wstaję od stolika — Nie przyjmę twoich pieniędzy.
— Ale to ja zepsułem twój telefon — również wstaje od stolika — Jestem ci je winny.
Stoimy teraz na przeciwko siebie, a ja nie wiem co miałabym mu powiedzieć.
— Chyba już pójdę — oznajmiłam i wyszłam z restauracji.
Nie wiem co mam o tym myśleć.
Czy on właśnie próbował mi zaimponować kasą? Kim on do cholery jest? Jakiś biznesmen, który myśli, że gdy zatrzęsie kasą to każda dziewczyna jest jego? A wydawał się taki miły. W sumie co ja mogę o nim wiedzieć. Poznałam go zaledwie wczoraj wieczorem. Hah! Poznałam to za dużo powiedziane. Zresztą nie powinnam z nim nawet wtedy rozmawiać. Szczególnie, że mam narzeczonego. Nie rozumiem dlaczego jego osoba wzbudza we mnie tyle emocji. To niedorzeczne. Ale nie mam zamiaru tym się przejmować. Był miły i to tyle. Na tym kończy się nasza znajomość.
Nie chciałam znów wracać do pokoju, więc postanowiłam udać się na spacer.
Spojrzałam na zegarek było już po dwunastej.
Nagle wpadałam na pomysł. Wiktor mówił, że skończy konferencje do lunchu. Udam się pod salę konferencyjną w której jest Wiktor i zrobię mu niespodziankę.
Na szczęście pamiętałam gdzie znajduje się ta sala, gdyż Wiktor wskazywał mi ją, gdy przejeżdżaliśmy taksówką obok niej. Było to dość niedaleko, więc udałam się tam na nogach.
Chwilę czekałam przed budynkiem, lecz widząc że w środku nie ma ruchu postanowiłam zapytać w recepcji o przewidywany czas zakończenia konferencji z inwestorami.
Podeszłam do recepcji, a elegancka kobieta w szarym garniturze wpisywała coś do komputera.
— Dzień dobry — przywitałam ją.
Kobieta podniosła wzrok znad biurka.
— W czymś mogę pomóc?
— Tak. Ja chciałam się dowiedzieć, o której godzinie zakończy się konferencja Victor Company.
— Nie odbywa się tu dziś taka konferencja.
— Czy może Pani sprawdzić? Może po prostu już się zakończyła?
Kobieta wystukała coś na klawiaturze.
— Przykro mi, ale w ogóle dziś nie było takiej konferencji. Odbywa się dziś tu tylko jedna, od ósmej do dziewiątej, ale z tego co się orientuję, chodziło o kluby piłkarskie, a wątpię, że właśnie to panią interesuje.
— Szukam Wiktora Szulca. Jestem jego narzeczoną…
— Jesteś narzeczoną Wiktora?
— Zna go Pani?
— Przepraszam, ale nie mogę udzielać więcej informacji.
— A może mi Pani chociaż powiedzieć, kiedy ostatni raz odbywała się tu konferencja ten firmy?
Sekretarka znów spojrzała na komputer.
— Wczoraj wieczorem.
Ufff czyli jednak.
— A mogę wiedzieć w jakich godzinach?
— Od siedemnastej do dziewiętnastej.
— Jest Pani pewna? — przecież Wiktor siedział tu do późna.
— Tak, proszę Pani. Sale konferencyjne są czynne tylko do dziewiętnastej trzydzieści.
— Oh… dziękuje bardzo.
Wyszłam z budynku. Po mojej głowie krążyło tysiące myśli. Przecież to nie możliwe aby Wiktor mnie okłamywał. Niedługo mamy brać ślub. Nie zrobiłby mi tego. Musi być na to jakieś logiczne wyjaśnienie. Może przenieśli rozmowy wieczorem do jakiegoś baru? Albo dokądkolwiek? Na pewno tak było. Ale gdzie jest teraz?
Jak najszybciej ruszyłam w stronę hotelu. Może już tam na mnie czeka.
Otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Panuje tu okropny bałagan, przez co wiem, że Wiktor tu był. Po całej podłodze leżą rozwalone papierki od jakiegoś opakowania. A część z nich wygląda jak papier do owijania prezentów. Obraz ten przypomniał mi wspomnienia z Bożego Narodzenia, gdy byłam mała i nie mogłam doczekać się, aby zobaczyć co w tym roku przyniósł mi Mikołaj i otwierałam prezenty rozrzucając wszędzie skrawki papieru. Lecz to nie były święta.
Dostrzegłam wśród nich kolorową kartkę, a raczej malutki liścik.
To w ramach przeprosin. Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe, że przekupiłem urokiem osobistym panią sprzątaczkę, aby ci zostawiła mały prezent.
~H
Nagle gwałtownie podskakuje, gdy słyszę trzask szkła, które rozbija się na podłogę.
Obracam się i widzę Wiktora siedzącego w kuchni.
Tuż obok niego leży rozbita szklanka i rozlany sok.
Chwila… Do moich nozdrzy dociera ostra woń alkoholu, To chyba jednak nie był sok.
Patrzę się na niego w milczeniu, spodziewając się po nim wybuchu, kłótni, ale nic nie mówi. W ciszy zajada wczorajszą kolację, którą nam przygotowałam.
Więc to ja postanowiłam przerwać tą niezręczną ciszę.
— Pewnie się zastanawiasz, gdzie byłam…
Zaczynam choć to nie jest najlepszy temat na rozmowę.
— Akurat nie to pytanie zaprząta mi głowę, bardziej to, kim jest twój nowy znajomy, tajemniczy H i dlaczego daje ci takie drogie prezenty — mówi i wyciąga z kieszeni marynarki najnowszy model telefonu i kładzie go przed sobą.
— Wytłumaczysz mi to, czy będziemy tak tu stać?
— Gdzie byłeś? — zbieram w sobie siły i odwagę aby zapytać go o to.
— Na konferencji.
— Dziwne, bo byłam tam przed chwilą, a ciebie tam nie było.
— Musieliśmy się minąć, ale nie zmieniaj tematu!
— Od dziewiątej, nie było tam żadnej konferencji. Więc gdzie byłeś?
Wiktor zerwał się z miejsca i podszedł do mnie, tak blisko, że czułam na sobie jego oddech.
— Może ty mnie zdradzasz, co? — zapytał.
— Oszalałeś! Nigdy bym tego nie zrobiła! Kocham cię!
— Masz innego… — Nachylił się nade mną, tak blisko, że czułam na sobie jego oddech.
— Wiktor! To nieprawda! — wrzasnęłam, a on spiorunował mnie wzrokiem. Głośno przełknęłam ślinę i znieruchomiałam, widząc jak jego oczy, zaczynają robić się ciemniejsze, od złości.
Wiktor wyciągnął rękę w moją stronę ale odruchowo zrobiłam krok w tył, lecz napotkałam ścianę i byłam teraz uwięziona między nią a Wiktorem, który był na mnie wściekły. Jego oczy całkowicie nabrały koloru czarnego. Jak zawsze, gdy się denerwował. Zupełnie jakby ta złość go zaślepiała.
Jego dłoń jednym szybkim ruchem znalazła się tuż obok mojej szyi.
— Proszę…
— Kim jest H?
— Ja… Ja nie wiem kim on jest.
— Nie udawaj! — Wiktor delikatnie ścisnął moje gardło.
— Spotkałam go tylko raz!
— Nie kłam!
— Nie kłamię! Nie wiem kim on jest! Znam tylko jego imię!
— Jakie?
— Ha… Harry — zająkałam się.
— Gdzie go spotkałaś?
— W hotelu.
— Tym hotelu?
Pokiwałam głową, gdyż nie miałam już siły odpowiadać.
— Zabiję gnoja — wycedził i puścił mnie przez co odsunęłam się na podłogę łapiąc oddech.
— Wiktor czekaj! — krzyczałam, gdy wychodził.
Schowałam twarz w dłoniach a po moich policzkach zaczęły spływać łzy.
Rozdział 6
Minęło tylko kilka godzin, ale dłużyły się one w nieskończoność. Przez pierwsze pół godziny byłam w takim szoku i tak roztrzęsiona, że nie byłam w stanie wstać z podłogi.
W końcu, jednak znalazłam siłę, aby doczołgać się do łóżka. Przykryłam się kocem, jakby miało mnie to ochronić przed całym światem.
Przecież takie kłótnie zdarzały się między nami bardzo często. Dlaczego więc czułam się jak na wyczerpaniu? Czułam się jakby mój cały organizm ogarnęła jakaś nieznana mi siła.
Niemoc połączona z ogromną chęcią zmiany. Wiedziałam, że sytuacja w której się znajduje jest jak dobrowolne wejście do najtrudniejszego labiryntu na świecie, w którym od razu się gubisz ale jednocześnie gdzieś w nim świeci maleńkie światełko, które wskazuje drogę. Wystarczy tylko chcieć je dostrzec.
Kocham go. Lecz nie wiem czy jego miłość jest dla mnie dobra. A miłość sama w sobie powinna być ucieleśnieniem wszystkich dobrych cech. To miłość sprawia, że stajemy się lepszym człowiekiem. Oboje. Jedna strona nie może stawać się lepsza, gdy druga ciągnie ją w ciemniejszą stronę. Nie ma półśrodków. Jest tylko dobro albo zło. Albo stajesz się lepszym. Albo gorszym.
Mam dosyć wiecznego bania się. Tego że zrobię coś źle. Że zapomnę o czymś. Że niedokładnie coś wykonam. Że przesolę zupę. Że ktoś się do mnie uśmiechnie. Za wszystko zawsze spotykała mnie jakaś kara. Wszystko co zrobiłam nie po myśli Wiktora /spotykało się z agresją z jego strony. Był impulsywny. Wybuchowy. Agresywny. Nie panował nad sobą i swoimi emocjami.
Wzdrygnęłam się, gdy usłyszałam przekręcanie zamka w drzwiach. To on.
Przycisnęła do siebie mocniej poduszkę.
Wiktor wszedł w ciszy do mieszkania, zamknął za sobą drzwi i przekręcił klucz, a potem wsunął go do kieszeni spodni. Oparł się plecami o ścianę, a ja w ciszy obserwowałam każdy jego ruch. Może z przerażenia. A może z powodu tego, że jest nieprzewidywalny i nigdy nie wiem jaki będzie jego następny ruch.
Stąd słyszałam jego ciężki oddech.
Nagle odwrócił wzrok i spojrzał się na mnie tymi ciemnymi jak smoła oczami. Moje ciało, aż się naprężyło. Czułam napięcie w każdym mięśniu. Oddech delikatnie przyspieszył, ale nie miałam odwagi ruszyć się z łóżka. Bałam się.
Wiktor lekko zacisnął pieści, lecz po chwili znów je rozluźnił.
Wyprostował się i zaczął iść w moją stronę. Zamknęłam oczy, wiedząc co teraz nastąpi. O dziwo mój oddech zwolnił, a ciało się rozluźniło, jakby było mu obojętne to co zaraz nastąpi. Zaniepokoiła mnie reakcja mojego organizmu. Czyżby zdążył się już przyzwyczaić do tego czego nigdy nie powinien w ogóle w życiu zaznać?
Uświadomiłam sobie, że to trwa zbyt długo. Usłyszałam dźwięk otwierającej się lodówki i uchyliłam powieki. Wiktor stał teraz przy lodówce. Wyciągnął z niej butelkę whisky i nalał do połowy szklanki. Przez chwilkę wpatrywał się w nią, lecz zaraz jednym łykiem wypił całą jej zawartość, po czym nalał kolejną kolejkę. Odsunął się. Zamknął lodówkę i oparł się o meble znów wpatrując się we mnie.
Uśmiechnął się słabo, nie odrywając wzroku odłożył szklankę i przysunął butelkę ze złotym trunkiem do ust, wykonując kilka kroków w moją stronę i zatrzymał się na środku pokoju.
Zdobyłam się na odwagę i stanęłam na wprost Wiktora. Mój nieregularny oddech powrócił a ręce zaczęły mi się pocić.
— Zdradziłem cię, Anno.
Zamurowało mnie. Głośno przełknęłam ślinę, a przez chwile zrobiło mi się ciemno przed oczami. Dotarło do mnie to co odpierałam od siebie przez kilka dobrych tygodni.
Zdradził mnie.
Wpatrywałam się w niego z niedowierzaniem.
Gdzieś w środku wiedziałam, co mnie teraz czeka, mimo to nie czuje się gotowa na zakończenie czegoś co trwało już od ponad czterech lat.
— Ale kocham cię, Anno — szepcze
Po tylu tygodniach spędzonych w cierpieniu, w końcu zbieram się na odwagę..
— Nie potrzebuję twojej miłości! — biorę głęboki oddech — Oszukiwałeś mnie! Kłamałeś mi prosto w oczy! — łzy napływają mi do oczu — Pozwoliłeś mi wierzyć, że to ja zawsze robiłam coś źle, ale wiesz co? Teraz wiem, że to tylko i wyłącznie twoja wina. Nie moja. Ja tylko ci zaufałam, bo cię kochałam. Ale to nie moja wina… — w końcu przyznałam to głośno. Przyznałam się sama przed sobą.
— Popełniłem głupi błąd — Jego głos zaczyna się łamać.
— A ja nie mogę tak już dłużej żyć. To mnie męczy.
— Kocham cię!
— Może i mnie kochasz, ale to nie ma znaczenia. Zdradziłeś mnie. Skrzywdziłeś. A teraz pozwolisz mi odejść.
— Zdradziłem, ale żałuję. To był jednorazowy wybryk. Nie przekreślaj przez to wszystkiego co nas łączy.
— Ty to wszystko przekreśliłeś! — wszystkie skumulowane we mnie emocje, wybuchły. — Już nigdy nie będziesz mi wmawiał, że to moja wina. Nigdy! Rozumiesz?
Łzy zaczęły cieknąć po moich policzkach.
— To koniec, Wiktor. Odchodzę.
— Jesteś żałosna jeśli myślisz, że od tak pozwolę ci stąd wyjść.
— Nie. To ty jesteś żałosny.
Ściągnęłam z palca pierścionek i rzuciłam w niego. Trafiłam w pierś. Wiktor złapał go, przyciskając ręką do ciała.
— Proszę! Sprzedaj to złote gówno, które właśnie straciło jakąkolwiek wartość.
Gapił się na mnie z niedowierzaniem jakbym to ja była wszystkiemu winna.
— Koniec z nami — powtórzyłam.
Nie wiedziałam czy próbowałam powtarzając to uświadomić to mu czy sobie.
— Zrywasz ze mną?
— A czego się spodziewałeś? Myślałeś, że możesz tak sobie lecieć na dwa fronty? Kim dla ciebie byłam, co? No kim?
— Moją narzeczoną.
— Tak nie zachowują się narzeczeni! Nie zdradzają!
— Naprawię to.
— Nie Wiktor, nie naprawisz. Tu nie chodzi tylko o zdradę. Już od dawna chciałam odejść, ale nie miałam odwagi. Nasz związek mnie męczy. Traktujesz mnie jak służącą, kucharkę i dziwkę. Nie jak narzeczoną. Nie pozwolę się już tak więcej traktować, Wiktor! Zasługuję na coś lepszego!
Milczał.
Wiktor odszedł do stołu, wziął butelkę whisky i upił kilka łyków.
— No jasne. Śmiało! Napij się!
— Zamknij się — wykrzyczał.
Butelka whisky rozbiła się o ziemię, a Wiktor gwałtownym krokiem podszedł do mnie i mocno ścisnął mnie za gardło.
— Teraz już nie jesteś taka cwana co?
— Przestań.
— Bo co mi zrobisz?
Stałam zupełnie nieruchomo, przyglądając się Wiktorowi. Nie mrugałam, nic nie mówiłam, nawet przez chwilę nie oddychałam. Wiktor również, ani na moment nie oderwał ode mnie wzroku. Jednym sprawnym ruchem odwrócił mnie, tak że teraz stałam twarzą do ściany, zaskoczona i wystraszona.
Jego ręka na moim gardle jeszcze bardziej się zacisnęła, pozbawiając mnie całkowicie tchu.
Zaczęłam się rzucać. Próbowałam uwolnić się spod jego uścisku, lecz Wiktor przywarł swoim ciałem na moje. Delikatnie poluzował ścisk przez co mogłam wziąć oddech, ale wciąż nie przestawał przyciskać mnie do ściany.
— Proszę…
— O co mnie prosisz, Anno? — wyszeptał w moje ucho i złożył na nim pocałunek, a mnie zrobiło się niedobrze. Czułam, że zaraz zwrócę dzisiejszy obiad — Prosisz, abym ci wybaczył i przyjął cię z powrotem?
— Puść mnie. — wycedziłam przez zęby.
— Ależ wiesz, przecież że nie mogę tego zrobić, dopóki nie uświadomisz sobie, że źle postąpiłaś — w jego głosie zabrzmiała chłodna obojętność. Przerażało mnie to.
Jego prawa dłoń z gardła powędrowała na moją pierś i wsunęła się pod koszulkę.
Stęknęłam przez zaciśnięte zęby. Moja dłoń wyrwała się z jego uścisku i próbowałam odepchnąć jego ręce, ale na nic moje starania. Wiktor był ode mnie o wiele silniejszy.
— Nie dotykaj mnie! — wykrzyczałam.
— Od kiedy ty taka zadziorna? — mocniej ścisnął moją pierś.
— Nie pozwolę ci już nigdy mnie skrzywdzić!
— Ależ kochanie, to dla twojego dobra.
Wiktor chwycił mnie za sutka i ścisnął.
Wrzasnęłam z zaskoczenia i z bólu, jaki mi tym zadawał.
— Chcesz, abym cię puścił? — ponownie wyszeptał do mojego ucha.
— Tak, ty łajdaku!
Wiktor uszczypnął mojego sutka na co wydałam jęk z bólu.
— A może grzeczniej?
— Jesteś popierdolony!
Mężczyzna gwałtownym ruchem odwrócił mnie z powrotem w swoją stronę, po czym wymierzył mi bolesny policzek na co zgięłam się wpół i upadłam na podłogę.
— Jak śmiesz — chwycił mnie za włosy a ja zawyłam z bólu — się tak do mnie — pociągnął mnie tak, że całkowicie upadłam na podłogę — zwracać?
Moje łokcie aż jęknęły od gwałtownego kontaktu z marmurową posadzką.
— Przestań! Przestań! Przestań! — krzyczałam i płakałam. Nie panowałam już nad sobą, a mężczyzna aby ograniczyć mi ruchy usiadł na mnie okrakiem.
— Zamknij się w końcu!
Wiktor znów zacisnął dłoń na moim gardle.
— Proszę — wyskomlałam przez łzy.
Mężczyzna uniósł moją głowę i z całej siły uderzył nią o podłogę.
Przed moimi oczami była już tylko ciemność.
Rozdział 7
Obudził mnie straszliwy ból głowy.
Co się stało? Dlaczego tak bardzo wszystko mnie boli?
O mój Boże! Wiktor!
Gwałtownie podniosłam się, lecz spotkało się to z oporem i z powrotem wylądowałam, leżąc na łóżku.
— Co do cholery?
Spojrzałam na linę, która zawiązana była wokół moich nadgarstków i przyczepiona do ramy łóżka.
— Ja pierdole — nagle przypomniały mi się wszystkie wydarzenia z wczorajszego wieczoru. Bo to stało się wczoraj tak?
Jak długo spałam?
Cała zesztywniałam, gdy z łazienki wyszedł Wiktor, cały nagi. Owinięty miał tylko biały ręcznik wokół bioder.
— Wypuść mnie ty skurwielu!
— O widzę, że moja śpiąca królewna wstała.
— Uwolnij mnie, kurwa!
— A co to za wulgarny języczek?
Wiktor usiadł na krańcu łóżka.
— Chyba najwyższy czas porozmawiać. Miałaś rację, nie byłem na konferencji ani w czwartek do późna, ani w piątek rano. Napisałem ci, że wyszedłem wcześnie, ale tak naprawdę w ogóle nie wróciłem wtedy na noc do hotelu. Byłem z inną kobietą. Szczerze liczyłem tylko na to, że nie obudzisz się w nocy i nie zobaczysz pustego łóżka bo musiałbym się tłumaczyć, co jak widzisz i tak się stało. A wszystko przez twoje głupie pomysły. Trzeba było siedzieć w hotelu tak jak cię o to prosiłem.
Nogi miałam wolne, więc wściekle zaczęłam z desperacji go kopać. Wiłam się i wierzgałam nogami. Byłam już na skraju rozpaczy i czystej wściekłości.
Wiktor wydał z siebie niski pomruk i rzucił się w moją stronę, wymierzając mi siarczysty policzek.
Znieruchomiałam. Dotarło do mnie, że dopóki jestem przywiązana, jestem całkowicie zdana na jego łaskę. Nie warto się narażać, dlatego postanowiłam podejść go podstępem.
Uwolni mnie. Pokaże mu, że może mi ufać a potem ucieknę.
Gdy górował nade mną nasze spojrzenia się spotkały. Wpatrywałam mu się z wściekłością w oczach.
— Przemyśl swoje zachowanie podczas, gdy ja się ubiorę i przygotuje nam coś na śniadanie.
Dopiero teraz dostrzegłam, że na szafce w kuchni leżą torby z świeżym zakupami. Musiał zrobić je gdy spałam. Nie myliłam się. Wiktor po powrocie z łazienki, wyjął z jednej z nich opakowanie jajek, kilka warzyw i mały bochenek chleba.
Przygotowując śniadanie co chwilę zerkał na mnie, jakbym miała dokąd uciec, przywiązana do łóżka.
Przez chwile miałam wrażenie, że uśmiecha się pod nosem, ale zaraz znów miał kamienny wyraz twarzy, przez co sama już nie byłam pewna.
— Gotowe — oznajmił kładąc na stole dwa talerze z jajecznicą, pomidorami i kromką chleba.
Wolnym krokiem zbliżył się do mnie i pochylił.
— Wypuszczę cię, pod warunkiem, że nie zrobisz nic głupiego. Rozumiesz?
Pokiwałam twierdząco głową, a Wiktor uwolnił najpierw jeden nadgarstek, spojrzał obserwując moją relację, po czym rozwiązał drugi supeł, tak że byłam teraz już uwolniona.
Wiktor odsunął się a ja powoli wstałam.
Spojrzałam na nadgarstki, szorstka lina zostawiła czerwony ślad, skóra była obtarta. Miejsce na którym jeszcze przed chwilą znajdowała się lina, piekło mnie niemiłosiernie, ale w końcu byłam uwolniona z uścisku.
— Nalać ci soku pomarańczowego?
— Poproszę.
— No i widzisz. Jak chcesz to potrafisz być grzeczna.
Wiktor podszedł do lodówki.
Okey teraz jest ten moment.
Skorzystałam z nieuwagi Wiktora i rzuciłam się biegiem do drzwi. Gdy wreszcie do nich dotarłam, okazały się zamknięte na klucz.
Dłoń Wiktora wszczepiła się w moje włosy i zacisnęła na nich. Ostrym ruchem pociągnął mnie do tyłu, przez co się przewróciłam. Znów leżałam przygwożdżona do podłogi, pod jego ciężarem.
— Wypuść mnie!
Nie przestawałam okładać pięściami tors Wiktora, lecz nie spodobało mu się to i już po chwili moje nadgarstki także były przyciśnięte do podłogi i unieruchomione.
— Naprawdę byłaś aż tak naiwna i myślałaś, że zostawiłbym otwarte drzwi?
Uścisk na nadgarstkach spowodował, że jeszcze bardziej mnie one bolały.
— Nie możesz mnie tu trzymać bez mojej zgody! To przestępstwo!
— Ależ kochanie, jesteś moją narzeczoną — zerknął na moją dłoń, a mój wzrok powędrował za nim — Oczywiście, że chcesz ze mną przebywać.
Na moim palcu znajdował się pierścionek zaręczynowy, który wczoraj oddałam Wiktorowi na znak zerwania zaręczyn.
— Jesteś chory!
— Może. Ale ja z moją chorobą zaraz wyjdę z tego pokoju a ty będziesz tu gnić.
Całkowicie zbladłam po tych słowach.
Co on zamierza?
Gwałtownym ruchem Wiktor uniósł mnie i trzymając za ramię, rzucił na łóżko, a chwile później znów byłam przywiązana do łóżka.
— Skoro nie chciałaś ze mną zjeść śniadania, będziesz musiała poczekać do obiadu. Mam dziś spotkanie służbowe. Tym razem naprawdę — zaśmiał się ubierając marynarkę. — Z chęcią dotrzymałbym ci towarzystwa, ale praca nie zaczeka. — dodał.
W ciszy obserwowałam jak Wiktor opuszcza pokój, zamykając za sobą drzwi na klucz. Nawet gdyby jakimś cudem udało mi się odwiązać linę, wciąż pozostaje kwestia zamkniętych drzwi.
Opadłam już całkowicie z sił. Nie pozostało mi nic innego jak czekać, aż koszmar zacznie się na nowo. Nie przestanę próbować się stąd wydostać, ale wiem też, że Wiktor również nie ma zamiaru mnie stąd wypuścić.
Rozdział 8
Od kilku godzin leżałam bez ruchu na łóżku. Bolały mnie już wszystkie mięśnie przez napięte ciało z powodu liny, która wciąż owinięta była wokół moich nadgarstków. Obawiałam się o swoje zdrowie. Mój żołądek zaczął żądać jedzenia, a usta były spierzchnięte od braku wody, pragnienie nie dawało mi spokoju.
Jak to długo jeszcze potrwa?
Mój organizm nie ma już siły. Jest osłabiony, a pozycja w której się znajduję wcale nie pomaga mi odpocząć.
Nagle rozległo się pukanie do drzwi.
— Obsługa! — krzyknęła kobieta zza drzwi.
O Boże! Ta kobieta jest moim wybawieniem.
— Pomocy! — krzyknęłam z całych sił.
— Kto tam jest?
— Proszę mi pomóc! Błagam! — w moich oczach pojawiły się łzy.
— Już wchodzę!
Kobieta chwile nie odpowiadała, lecz zaraz usłyszałam dźwięk przekręcania klucza.
Zaczęłam płakać. Były to łzy szczęścia.
Do pokoju weszła starsza kobieta w firmowym stroju. Była to sprzątaczka. Wiktor najwidoczniej nie przewidział, że obsługa hotelowa, również ma dostęp do pokojów gości.
— Boże! — jęknęła kobieta, gdy ujrzała mnie przykutą do łóżka.
— Proszę… niech mi pani pomoże.
— Dziecko drogie, co tu się stało? — spytała, rozglądając się po pokoju. Na podłodze leżało rozbite szkło i rozlana whisky — Dobrze się czujesz? Wezwać pogotowie? — spojrzała na siniaki na moim ciele.
— Nie! Niech mnie pani tylko odwiążę, proszę.
Kobieta podeszła do mnie
Zupełnie się rozluźniłam i przymknęłam oczy. To już koniec.
— Dziecko, kto ci zrobił taką krzywdę?
— Musi pani stąd jak najszybciej wyjść. Ja zresztą też. Za chwilę powinien wrócić. Nie może Pani tutaj zobaczyć bo… bo jeszcze zrobi Pani krzywdę. Proszę niech Pani stąd wyjdzie jak najszybciej.
— Ale dziecko drogie…
— Bardzo dziękuje za pomoc, uratowała mi Pani życie, ale teraz obie musimy stąd wyjść i to jak najszybciej.
Gdy byłam już uwolniona, chwyciłam szybko swoją torebkę, w której trzymałam wszystkie potrzebne rzeczy, w tym dokumenty i pieniądze. Co prawda nie miałam ich za dużo ale…
I nagle wpadłam na pomysł. Szybko podbiegłam do szuflady, w której Wiktor ukrył swoje dokumenty i wyciągnęłam z nich jego zapasową kartę kredytową.
— To się przyda — ukryłam kartę do torebki, odwróciłam się i zobaczyłam, że kobieta zbiera rozbitą butelkę — Proszę Pani, ja naprawdę nie żartuje. Widzi Pani co mi zrobił — pokazuje jej moją posiniaczoną rękę — nie może Pani teraz sprzątać tego pokoju. Jeśli on wróci, będzie wiedział, że to Pani mnie wypuściła, boję się o Pani bezpieczeństwo.
— Dziecko… ja sobie dam radę, nie z takimi bydlakami miałam do czynienia, ale ty no już stąd znikaj, musisz zgłosić się na policję i do szpitala. Ten bydlak cię skrzywdził, musisz to zgłosić.
— Poradzę sobie, ale nie wyjdę dopóki Pani nie wyjdzie razem ze mną.
— No już dobrze dobrze, wrócę tu wieczorem. A! I skorzystaj z windy dla służby jest po drugiej stronie korytarza, będziesz mieć pewność, że nie miniesz, się z nim w drzwiach.
— Dziękuję, naprawdę uratowała mi pani życie.
Kiedy już upewniłam się, że kobiecie nic nie grozi, chwyciłam swoją walizkę, dzięki Bogu nie wypakowałam jej całej, kosmetyczkę wsunęłam do torebki i nagle udając się do wyjścia dostrzegłam małe czarne urządzenie leżące pod stołem w kuchni. To telefon, który Harry mi podarował, a nigdy nie miałam okazji z niego skorzystać. Schyliłam się po niego, wsunęłam do kieszeni moich jeansów i szybkim krokiem opuściłam hotel.
Rozdział 9
Minęło kilka dni, od mojej ucieczki od Wiktora. Wynajęłam pokój w hotelu niedaleko tego, w którym zatrzymaliśmy się z Wiktorem. Nie miałam siły szukać wtedy, jakiegoś konkretnego hotelu, więc wybrałam ten najbliżej, z nadzieją, że Wiktor pomyśli, że od razu wróciłam do naszego mieszkania w Londynie i to tam pierw będzie mnie szukał. A ja nie miałam zamiaru się tam pojawić. Jeszcze nie wiem co zrobię, nie wiem jak poradzę sobie w tej sytuacji. Z pewnością będę musiała podjąć jakąś pracę, gdyż wkrótce Wiktor zorientuje się, że wypłaciłam gotówkę z jego karty. Od razu wypłaciłam, trochę większą kwotę, gdyż wiedziałam, że Wiktor po lokalizacji transakcji będzie mógł mnie namierzyć. A ja potrzebowałam gotówki, aby mieć się gdzie zatrzymać. W osiedlowym małym sklepie kupiłam nową kartę z nowym numerem do telefonu, który podarował mi Harry. Nawet nie zdążyłam mu podziękować.
Podczas rozpakowywania swoich ubrań, znalazłam w kieszeni moich spodni, karteczkę na której Harry zapisał mi swój numer. Zapisałam go w kontaktach, lecz nigdy nie miałam odwagi aby napisać. Teraz jednak uważam, że wypadałoby podziękować za otrzymany podarunek.
Wzięłam gorącą kąpiel próbując zebrać myśli. Siniaki powoli zaczęły schodzić z mojego ciała. Pozostało tylko kilka słabo widocznych śladów na moich rękach, a reszta zdążyła się przez te kilka dni wygoić. Cieszyłam się, ponieważ to były jedyne rzeczy, które łączyły mnie z przeszłością, którą odcięłam od swojego życia w momencie, gdy odeszłam od Wiktora. Zaczynam nowe życie. Całkowicie od nowa. Wiktor już nigdy nie będzie decydował o moim życiu. Tak właściwie nawet nie chcę pamiętać o tym okresie mojego życia. Zniszczył mnie i odebrał mi wszystko. Ale nie mogę się poddać. Nie mogę pogrążyć się w rozpaczy. Muszę ruszyć dalej, inaczej on wygra. A na to nie pozwolę.
Po powrocie do łóżka, chwyciłam telefon i zdecydowałam się napisać do Harrego.
Anna: Witaj, tu Anna. Przepraszam, że dopiero teraz piszę, ale chciałam bardzo podziękować za prezent.
Od kilkudziesięciu minut mój telefon milczał. Co ja sobie myślałam pisząc tą wiadomość? Przecież to logiczne, że poczuł się urażony. Olewałam go przez kilka dni, to znaczy oczywiście, nie z mojego wyboru. Ale on o tym nie wie. Myśli, że zrobiłam to z premedytacją. Przecież w życiu mi nie odpisze. Zrezygnowała zasnęłam.
Obudził mnie dźwięk telefonu. Zerwałam się z nadzieją że to tajemniczy mężczyzna poznany kilka dni temu, po czym uświadomiłam sobie, że to budzik. Nastawiałam go, aby nie spędzać całego dnia w łóżku. Wstałam, spięłam włosy, odbyłam poranną toaletę i wzięłam się za robienie śniadania. Dobrze, że wczoraj zrobiłam zakupy, dzięki temu miałam co dzisiaj zjeść, bo szczerze powiedziawszy po tylu dniach hotelowe jedzenie delikatnie mówiąc, mi się zbrzydło. Postanowiłam zrobić sobie małe twarogowe naleśniki.
Gdy usiadłam do stołu, aby zjeść przyrządzony posiłek, ujrzałam, że na mój telefon, przyszło pełno nowych wiadomości.
O mój Boże!
Harry: Dzień dobry! Mam nadzieję, że dobrze spałaś. Ja kiepsko, ale bardzo uradowała mnie wiadomość od ciebie, którą przeczytałem tuż po przebudzeniu.
Harry: Już myślałem, że się nie odezwiesz :(
Harry: Jesteś może jeszcze w Manchesterze?
Harry: Przepraszam. Chyba jestem nachalny…
Szybko odpisałam.
Anna: Ani trochę! Mnie również ucieszyły twoje wiadomości!
Anna: Tak nadal tu jestem :)
Harry: Czy nadal jesteś chętna na spotkanie zapoznawcze ze mną?
Anna: Owszem!
Harry: Jutro wieczór?
Anna: Kiedy tylko ci pasuje…
Harry: Chciałbym pokazać ci czym się zajmuje…
Anna: Weźmiesz mnie do swojej pracy?:o
Harry: To trochę inna praca haha
Jakieś kluby nocne? Jest właścicielem? O Boże jeśli tak to nie wiem czy chcę w to brnąć…
Harry: Jestem muzykiem…
Ohhh… w takim razie jestem spokojniejsza.
Anna: I gdzie grasz jutro?
Jakiś mały klub? A może bar?
Harry: O to się nie martw. Podstawię po ciebie samochód o wpół do dwudziestej.
Podstawi po mnie samochód? To kim on jest? Muzykiem czy biznesmenem, że ma własnego kierowcę. Zaśmiałam się. To pewnie tylko jego kolega, Harry pewnie w tym czasie musi się przygotować na występ.
Hmm… Ciekawe na jakim instrumencie gra, a może śpiewa? Albo czy ma zespół, czy jest solistą?
Anna: Będę czekać!
Cały dzień dłużył mi się w nieskończoność. Myśl, że jutro spotkam się z Harrym sprawiała, że chodziłam cała podekscytowana.
Tylko co ja założę. Cholera!
Zajrzałam do szafy, do której rozpakowałam swoje jedyne od teraz rzeczy.
Jak ubrać się do takiego baru? Zwykłe jeansy? A może sukienka? Wyciągnęłam z szafy swoją ulubioną niegdyś, krótką czarną sukienkę i zdecydowałam, że nada się idealnie. A moja czarna, skórzana ramoneska idealnie będzie współgrała z tą sukienką. Myślę, że idealnie nada się na kameralny koncert, w jakimś pewnie obskurnym, ale klimatycznym barze. Nie powiem, że są to moje klimaty, ale miło będzie doświadczyć czegoś nowego. Szczególnie teraz, przyda mi się coś co pozwoli mi choć na chwilę, uciec od mrocznych myśli.
Rozdział 10
Dokładnie o wpół do dwudziestej opuściłam hotel. Przed nim stał zaparkowany lśniący czarny SUV. Czy to na pewno, aby po mnie? Skąd Harry miałby kasę na tak drogie auto za granie w jakiś barach? Chyba, że ma strasznie nadzianych znajomych i zaraz poznam jednego z nich.
Drzwi samochodu się otwarły. Z środka wyszedł potężny wysoki facet. Miał chyba z dwa metry.
— Anna? — zapytał niskim głosem.
— Tak.
Podszedł i wyciągnął do mnie rękę, ukazując przy tym złoty zegarek, który wyglądał na bardzo kosztowny.
Uścisnęłam, jego dłoń na powitanie.
— Nazywam się Robert Fernandes.
— Jesteś Anglikiem?
— Portugalczykiem.
W tej samej chwili miałam ochotę sobie strzelić kopniaka.
— Przepraszam cię. To było niegrzeczne z mojej strony.
— Nic się nie stało — zaśmiał się.
— Jestem po prostu zbyt ciekawska. A ty masz piękny portugalski akcent.
Robert ciągle się śmiał. Czyli mimo tak groźnego wyglądu posiada poczucie humoru.
— Miło mi cię poznać Anno. Jestem menadżerem Harrego. Przysłał mnie, abym dowiózł cię na miejsce.
Harry ma menadżera? No w sumie. Ktoś go przecież musi umawiać na koncerty.
— To w jakim barze Harry gra dziś koncert?
Robert ponownie się zaśmiał, ale nic nie odpowiedział.
W przyciemnianych szybach samochodu zobaczyłam swoje odbicie. Byłam zaczerwieniona, podekscytowana a moje brązowe oczy lśniły. Byłam jak małe dziecko, które nie może doczekać się, aż będzie mogło w końcu otworzyć swoją nową zabawkę. Tak samo jak to dziecko, cieszyłam się na nową przygodę. Miło po takim ciężkim okresie w końcu wyrwać się z szarej, wręcz może czarnej jak smoła, rzeczywistości.
Mężczyzna otworzył przede mną tylne drzwi, a ja wsiadłam do środka.
Wnętrze robiło ogromne wrażenie. A skórzany zapach tapicerki unosił się w powietrzu wymieszany z zapachem męskich perfum. Nie byłam pewna, czy należą do Harrego, ale z pewnością nie należał do kierowcy.
— Robercie, czy nie byłeś potrzebny dzisiaj Harremu, że przyjechałeś po mnie?
— Pan Scott sam mnie wysłał.
To było jak kubeł zimnej wody. Harry Scott. Gdzieś obiło mi już się to nazwisko o uszy. Harry Scott. Hmmm… nie potrafię sobie przypomnieć. Może po prostu to nazwisko kojarzy mi się z kimś innym? Przecież to nie możliwe, abym wcześniej znała Harrego, prawda?
— Prawie bym zapomniał — głos mężczyzny wyrywa mnie z rozmyślań. Podaje mi białą plakietkę na smyczy — To identyfikator — wyjaśnia — dzięki niemu wejdziesz za kulisy.
— Kulisy? — to w barach są kulisy?
— Tak, za scenę.
— Dziękuję — odbieram identyfikator na którym widnieje moje nazwisko. Lecz to wszystko jest jakieś dziwne.
Po kilkunastu minutach jazdy kierowca oznajmił, że dojechaliśmy na miejsce.
Wysiadłam z samochodu, zadarłam głowę i ogarnęłam wzrokiem ogromny budynek. To z pewnością nie jest żaden bar. To arena.
Arena była naprawdę imponujących rozmiarów a wszędzie wokół niej znajdowały się stanowiska ochrony i rzędy bramek, które powstrzymywały tłum ludzi, w przeważającej liczbie, młodych kobiet.
Jakimś cudem bramka, do której odesłał mnie menedżer Harrego, nie posiadała zbyt dużej kolejki. Wyciągnęłam z torebki identyfikator, który podarował mi menedżer i pomachałam nim przed dwoma ochroniarzami w ciemnych garniturach stojącymi przy bramkach. Zatrzymali mnie mimo wszystko.
Dostrzegłam napis wejście dla personelu.
Stąd brak tłumu ludzi. To właśnie przez te bramki, przejeżdżają zespoły, ekipa organizacyjna i jak mi się wydaje — specjalni goście. Ochroniarze pewnie musieli się upewnić, gdyż dokładnie przeglądali moją plakietkę.
— Ma Pani jakiś dowód tożsamości?
— Tak, proszę — wyciągam z portfela i podaje jednemu z nich.
Zerka na dowód, potem na mnie. I znowu. Rozumiem, że zdjęcie do dowodu było robione sześć lat temu, ale chyba, aż tak bardzo się nie zmieniłam?
Ochroniarz marszczy brwi, ale po chwili pozwolił mi wejść. Już skierowałam się w stronę wejścia dla pracowników, gdy nagle smukła blondynka wybiegła z niego. Wyglądała na bardzo czymś przejętą, może zdenerwowaną, tak bardzo, że nawet nie zauważyła mojej obecności. Przechodząc obok, wpadła na mnie.
— Patrz jak łazisz! — krzyknęła i ruszyła dalej.
Jeśli ludzie tutaj, naprawdę są tacy jak ta dziewczyna, to nie wiem co ja tutaj robię.
To chyba naprawdę zły pomysł. Nie powinnam tu przychodzić. Co ja sobie myślałam?
Gdy, już miałam zawrócić i wrócić do hotelu, szczupła, a zarazem muskularna sylwetka mężczyzny, emanująca energią i witalnością, wyrosła przede mną.
Harry.
Ta nagłe spotkanie, gdy już byłam gotowa stąd iść, sprawiło, że zrobiło mi się gorąco, ale dopiero gdy moje spojrzenie, skrzyżowało się z jego, zostałam całkowicie rozłożona na łopatki.
— A więc przyszłaś — uśmiechnął się.
— Skąd wiedziałeś, że tu jestem?
— Ja po prostu… — czy on szuka wymówki? — chciałem się przewietrzyć.
— Oh…
— Już myślałem, że nie przyjdziesz.
— Tak właściwie to miałam już w planach się wrócić.
— Cieszę się, że tego nie zrobiłaś.
Jego głos był kulturalny i aksamitny, lecz z chrypką, która sprawiła, że ścisnęło mnie w brzuchu.
— Moja garderoba jest niedaleko. Chciałabyś ją zobaczyć?
Spojrzał na mnie a ja pokiwałam głową. Z tych emocji, nie byłam w stanie zrobić nic innego. Dlaczego Harry nie powiedział mi, że jest…
Tak właściwie… to kim on jest?
Mężczyzna prowadził mnie przez ciemne korytarze. Co chwilę mijaliśmy kogoś z ekipy organizacyjnej. Byli ubrani w bardzo charakterystyczne stroje. Wszyscy tak samo. Czarne spodnie i czarna koszulka. Każdy z nich na szyi miał zawieszony identyfikator, który ja także posiadałam. Ale po co ich tutaj tak dużo?
— To tutaj — odparł Harry i stanęliśmy przed drzwiami, które niczym nie wyróżniały się od poprzednich, które mijaliśmy. Z wyjątkiem złotej plakietki z napisem
Garderoba
Harry Scott
Pokój był bardzo przestronny. Mieściła się w nim duża czarna skórzana kanapa, stolik a na nim miska pełna owoców i słodyczy. Tuż obok niej stały różne napoje. Woda, soki o różnych smakach, napoje gazowane, a nawet szampan w lodzie oraz para kieliszków.
Spojrzałam na niego pytająco.
— Nie piję w pracy — odparł jakby wiedział co mam na myśli.
Zaczęłam rozglądać się dalej. Całe pomieszczenie było raczej w ciemnych tonach, oświetlenie również dość słabe. Blask bił od toaletki, która miała wbudowane już w nią światła. Rozrzucone były na niej kosmetyki, jakby ktoś dopiero skończył tu prace i nie zdążył posprzątać.
Ponownie spojrzałam na Harrego. Dopiero teraz dostrzegłam, że na twarzy Harrego znajduje się warstwa pudru, który sprawia, że jego cała twarz jest matowa.
— To przez mocne oświetlenie. Wymagają tego ode mnie. Najchętniej zmył bym to cholerstwo z twarzy, ale…
— Harry… — przerwałam mu.
— Tak?
— Chyba musimy porozmawiać.
— Rozumiem — na jego twarzy, nie było zdziwienia. Raczej przygotowywał się na rozmowę ze mną, na ten temat.
— Wiesz, że znajdujemy się na arenie?
— No tak… — parsknął.
— Harry to nie jest mała widownia.
— Oj przestań pewnie większość miejsc będzie pusta.
— Harry…
Podszedł do mnie a gdy chwycił moje obie dłonie, puls zaczął mi bić jeszcze szybciej. Jego dotyk był elektryzujący, wywołał dreszcz, który przebiegł po całym moim ciele.
Obawiałam się tego. Bałam się, że gdy dojdzie do fizycznej bliskości między nami, stchórzę. Wystraszę się. I ucieknę. Bałam się, że przed oczami będę mieć tylko obraz Wiktora, gdy zaciska swoje wielkie łapska na mnie. Ale nie. Dotyk Harry’ego, był kojący. Był dobry. Dobroć emanowała od niego. Harry nie chce mnie skrzywdzić. Harry jest dobrym człowiekiem.
— Nie chciałem cię speszyć mówiąc ci o tym.
— Kim ty do cholery jesteś?
— Mówiłem ci. Muzykiem.
Intensywny magnetyzm, którym emanował, stawał się coraz bardziej odczuwalny.
— Jakim muzykiem? Bo wiesz, gdy ja wyobrażam sobie muzyka, myślę o graniu w kameralnym barze, dla pięciu, góra dziesięciu pijanych gości, którzy przyszli tutaj na piwo, a przy okazji, słuchają kiepskiej muzyki, która nie wpasowuje się w ich gusta, ale przychodzą tutaj, bo robią tak od 10 lat i nie chcą zmieniać swoich nawyków.
— Myślisz, że jestem kiepskim muzykiem a ludzie słuchają mnie tylko z przymusu? — zaśmiał się.
— Nie, ale…
Nagle drzwi do garderoby się gwałtownie otwarły.
To Robert. Menedżer Harrego.
— Wchodzisz za trzy minuty — oznajmił i stanął w drzwiach.
— Muszę iść… — powiedział w moją stronę Harry i puścił moje dłonie.
— Kim jesteś Harry?
— Pójdź za mną, to się przekonasz. Robert cię zaprowadzi, ja muszę już iść…
Harry szybkim krokiem oddalił się od nas.
— Zaskoczona? — zapytał Robert.
— Tak właściwie, to nic się jeszcze nie wyjaśniło. Nadal nie wiem gdzie jestem.
— Na koncercie Harry’ego.
— Myślałam, że to jakiś mały, miejski koncert, ale… — przerwałam — ale tutaj jest tyle ludzi, ten budynek jest ogromny, a Harry on… on mi nic nie powiedział.
— Przekonasz się na własne oczy.
— Ale…
— Chodź bo ominie cię początek koncertu, a uwierz mi… nie chcesz go przegapić.
Robert ruszył korytarzem, a ja tuż za nim. Nie chciałam się zgubić, a wśród tylu korytarzy najpewniej tak by się właśnie stało. Gdy weszliśmy po metalowych schodkach w górę usłyszałam tłumy ludzi. Nie potrafiłam oszacować ile ich tam się znajdowało. Tysiąc? Dwa tysiące? Gdy tylko minęłam ciężkie żelazne drzwi ujrzałam Harrego, który stał jeszcze za kulisami, a tłum wywoływał go stąd, krzycząc jego imię.
Rzucił ku mnie ostatnie spojrzenie, chwycił gitarę i ruszył na scenę uśmiechnięty od ucha do ucha.
Reflektory stadionowe zgasły a czerwone pojedyncze światło rozjaśniło delikatnie scenę. Kiedy Harry zaczął grać, po moim ciele przeszedł dreszcz. Jego zwinne palce śmigały po gitarze wydobywając z niej pierwsze dźwięki piosenki. Tłum ryknął. Rozbłysło jeszcze więcej jasnych świateł na scenie. Harry rozpoczął utwór cichym pomrukiem do mikrofonu.
Nie mogłam oderwać oczu od Harrego przemierzającego scenę. To było niesamowite.
Spojrzałam ukradkiem na trybuny stadionu. Były przepełnione. To nie kilka tysięcy. To kilkadziesiąt tysięcy fanek. Podniecało mnie to w jakiś prymitywny sposób, którego nie umiałam nazwać. Może chodziło o te dziesiątki tysięcy fanek, które uwodził tymi niewiarygodnie zwinnymi palcami. Do tej pory nie zdawałam sobie sprawy, jaki jest nieodparcie seksowny. Cholera! Jest podniecający!
Kiedy Harry skończył utwór, scena pociemniała, a tłum ryknął z zachwytu. A ja wraz z nim. Chciałam więcej. Światła ponownie rozbłysły na scenie ukazując cudowną sylwetkę Harrego. Na stadionie znów można było usłyszeć ryk tłumu. Jeszcze więcej podekscytowanych krzyków.
— Jak się bawi Manchester?! — Harry wrzasnął w mikrofon kierując go w stronę publiczności.
Co skutkowało jeszcze głośniejszymi krzykami.
Po chwili brunet spojrzał w bok, wprost na mnie i puścił oczko. Uśmiechnęłam się szeroko.
W najmniej odpowiedniej chwili pojawił się ten znienawidzony przeze mnie głos w mojej głowie. Od tego się zaczyna. Czujesz, jak wzbierają się w tobie te wszystkie pozytywne emocje? Tylko namieszają ci w głowie. Sprawiają, że zaczynasz wierzyć w rzeczy niemożliwe. Jest jeszcze gorzej, kiedy on jest przy tobie, bo składa obietnice, których szczerze pragnie dotrzymać. Ale nie dotrzyma ich. Coś się wydarzy. Zawsze się wydarza, a wtedy każe ci usiąść i powie, że to twoja wina. Ty rozbudziłaś w nim bestię i teraz musisz żyć z nią. Złamie ci serce, stracisz głowę i szacunek do samej siebie. Zostaniesz z niczym, kiedy wszystko się rozleci. A rozleci się. Zawsze się rozlatuje.
Przełknęłam ślinę.
Odgoniłam wszystkie złe myśli i postanowiłam cieszyć się z najlepszego wieczoru w moim życiu.
Harry odśpiewał kawałek do końca, po czym na sali rozbrzmiały pierwsze dźwięki kolejnej, już bardziej energicznej piosenki, tłum momentalnie zaczął wysoko skakać, a Harry poszedł w ich ślady. Skakał, obracał się, biegał po całej scenie. Nagle zszedł przed scenę i zaczął chodzić w tę i z powrotem, pozwalając fanką w pierwszym rzędzie dotykać swojego barku, ramienia, ręki. Wracając z dołu nie wybrał schodków prowadzących od razu na scenę lecz te prowadzące na kulisy. Harry przebiegł obok mnie.
— Jak się bawisz, Anna? — rzucił bez tchu oddalając mikrofon od ust.
— Św-ietnie — wyjąkałam.
Harry obrócił się w moją stronę zanim zniknął na scenie i puścił oczko w moją stronę. Czułam jak się rumienię.
— Dziękuje Manchester! Jesteście niesamowici! — pomachał tłumowi i opuścił scenę. Wyglądał na zmęczonego. Nawet nie wiem, kiedy minęło półtorej godziny koncertu.
Tłum zaczął wołać.
— Harry, Harry, Harry!
Zapaliły się stadionowe światła a ja natychmiast ruszyłam w jego stronę.
— To było niesamowite! — wykrzyczałam rzucając się na szyje Harremu.
Chłopak przesunął gitarę pod pachą, tak że teraz zwisała mu do góry nogami na plecach i objął mnie mocno.
— Tylko nie zamieniaj mi się w napaloną fanke.
— Już za późno — oświadczyłam a Harry wybuchł śmiechem.
— Tak na ciebie działa moja muzyka, słonko?
— A żebyś wiedział! — śmialiśmy się oboje.
— Jesteś głodna? — zapytał jakby czytał mi w myślach.
— Cholernie głodna.
Uśmiechnął się na tę odpowiedź. Przełożył pasek gitary przez głowę i odłożył ją na stojak, po czym wrócił do mnie, chwycił za rękę i razem ruszyliśmy w stronę garderoby.
— To było niesamowite naprawdę! — podsumowałam, gdy weszliśmy już do garderoby — byłeś boski!
— Jak zawsze — mrugnął do mnie, a ja przewróciłam oczami.
— A do tego jaki skromny!
— Skromność to moje drugie imię, mała.
Poczułam, że robi mi się gorąco. Miałam tak za każdym razem, gdy mówił do mnie mała czy słonko. Wiem, że to nic nie znaczące, szczególnie ze strony kogoś takiego jak on, ale mimo to, jest to bardzo urocze.
— Poprosiłem Roberta, aby zamówił nam coś na kolacje, powinien być za jakieś pół godziny.
Pokiwałam głową. Harry usiadł na kanapie, gestem ręki zapraszając mnie do siebie.
— Naprawdę podobał ci się koncert?
— Jak mógłby mi się nie podobać?
— Dlaczego nie powiedziałeś mi prawdy? To nie była miejscowa ludność Harry. Widziałam te flagi na trybunach. Tam byli ludzie z innych krajów!
— Naprawdę bałem się, że przez to odsuniesz się ode mnie i nie będziesz chciała mieć ze mną kontaktu.
— Ależ Harry, nie umówiłam się dziś z tobą ze względu na twój tłum fanek. Umówiłam się z tobą bo zrobiłeś na mnie bardzo dobre wrażenie. Bardziej się zastanawiam nad tym, jak mogłam tego nie wiedzieć.
— Czego?
— Że to ty! Boże! Ta piosenka, którą śpiewałeś jako pierwszą. Przez całe lato leciała co chwile w radiu! Jak mogłam nie skojarzyć, że to ty?
— To słodkie — przerwał mi.
— Słucham? To żenujące.
— Nie no, to bardzo urocze. Ta sława staje się czasem bardzo męcząca. Na każdym kroku ktoś mnie rozpoznaje, prosi o zdjęcie, autograf. Oczywiście kocham to. Ale ty byłaś dla mnie nowością. Nie wiedziałem czy udajesz, aby się nie narzucać, ale po czasie zrozumiałem, że ty naprawdę nie wiesz kim ja jestem.
— Tak mi wstyd — ukryłam twarz w dłoniach.
— Niepotrzebnie — zaśmiał się — cieszę się, że mogę przy to tobie w końcu poczuć się jak zwyczajny mężczyzna.
— Cieszę się, że tak mówisz. Nie chciałabym abyś pomyślał, że wiesz… spotykam się z tobą tylko, dlatego że jesteś — pokazałam na niego palcem — Harrym Scottem.
— Oj z pewnością nie tylko dlatego — podniósł znacząco brew, a ja przewróciłam oczami wiedząc co chodzi mu po głowie.
— Skąd jesteś, Anno?
— Z Polski. Ale mieszkam w Londynie.
— A jak to się stało, że wylądowałaś tam?
— Do Londynu przyjechałam na studia.
— Co studiujesz?
— Studiowałam — poprawiłam go — psychologię.
— Dlaczego akurat Londyn?
— Marzyła mi się zmiana. Potrzebowałam uciec od rzeczywistości. Od mojej mamy. Od wszystkiego. W końcu nadarzyła się okazja, otrzymania stypendium na jednej z Londyńskich uczelni. Namówiła mnie babcia, powiedziała, że jeśli teraz nie skorzystam z tej okazji to najprawdopodobniej na zawsze zostanę w naszym rodzinnym mieście, a ona zawsze mocno mi kibicowała i chciała abym osiągnęła coś w życiu.
— Ćsss… cholera mam to! — wykrzyczał po czym zeskoczył z kanapy.
— Co masz? — spojrzałam na niego zdziwiona.
— Ćsss skarbie, bo to tracę — poprosił szukając czegoś wśród sterty papierów.
Nerwowo wyciągnął swój zeszyt z pięciolinią, wrócił na miejsce i zaczął pisać.
Siedziałam w ciszy obok niego obserwując co robi. Harry zapisał kilka linijek.
— Cholera mam to! — podskoczył z radości i chwycił w ręce moją twarz — jesteś genialna!
— Ja? — zapytałam zdziwiona.
— Tak ty, dzięki tobie usłyszałem ponownie dźwięki, które przyśniły mi się kilka tygodni temu. Straciłem je, przez długi czas próbowałem sobie je przypomnieć i nic z tego. A dzięki tobie znów je mam!
— Anno podasz mi gitarę?
Rozejrzałam się po pokoju, w rogu stała gitara akustyczna. Podeszłam po nią i podałam Harry’emu.
Brunet chwycił gitarę i zaczął brzdąkać, nanosił poprawki na nuty, dopisywał nowe. Cieszyłam się, że przyczyniłam się do tego małego sukcesu Harrego. Kątem oka dostrzegłam, że nawet zaczął zapisywać jakiś tekst. Może do głowy przyszły mu nawet słowa do piosenki. Harry nastroił instrument, a następnie zagrał kilka akordów.
— Przyszedł mi do głowy pewien tekst
— Pokażesz mi?
Chwyciłam kartkę od bruneta i przeczytałam kilka linijek.
To było dobre. To było naprawdę dobre.
Wyciągnęłam rękę i zaczęłam wodzić palcami po jego plecach. Czy naprawdę byłam w garderobie Harrego? To bez wątpienia najbardziej niesamowity dzień mojego życia. I nawet gdybym miała wyjechać i już go nigdy nie zobaczyć, na pewno pamiętałabym go do końca życia.
Rozległo się pukanie do drzwi.
— Panie Scott, pańskie zamówienie — powiedział młody chłopak, który właśnie wszedł do pokoju prowadząc wózek z jedzeniem.
Przeraziłam się widząc jak wiele dań się na nim znajdowało.
— Harry my tego nie zjemy! — i byłam tego wręcz pewna.
— Chyba nie znasz mojego apetytu, mała — mrugnął do mnie.
Wyszczerzyłam na niego oczy, ze zdziwienia.
— Żartuję, nie wiedziałem na coś będziesz mieć ochotę więc zamówiłem wszystkiego po trochu.
— Wiesz ile jedzenia się zmarnuje… — nie podobało mi się to.
— Obiecuje Ci, że postaram się zjeść jak najwięcej- roześmiał się.
Rozdział 11
— Chodź wracamy do apartamentu — oznajmił chwytając mnie za rękę, wyprowadzając nas tyłem stadionu, gdzie czekał już za nami ten sam służbowy SUV Harrego, którym przyjechałam.
— Witam Panie Scott, dostaliśmy zawiadomienie, że przed pańskim Hotelem zebrał się dość spory tłum fanek, wysłaliśmy już grupę ochroniarzy i obstawiliśmy wszystkie wejścia, a pracownicy Hotelu zaostrzyli środki ostrożności.
— Dziękuję Robercie — rzucił do kierowcy — przypomnij mi abym jutro zlecił przelanie dość hojnego datku na rzecz tego hotelu w ramach wynagrodzenia za niedogodności.
— Tak, panie Scott — zgodził się Robert.
Gdy przestrzeń między nami a kierowcą została zamknięta, Harry zwrócił się w moją stronę.
— Jakiś portal płotkarki musiał udostępnić dziś informacje, gdzie się zatrzymałem.
— Spokojnie, dasz sobie z tym radę, jak zawsze.
— A ty dasz sobie radę z tym całymi syfem?
Skinęłam głową.
— Cieszę się, że zgodziłaś się na to spotkanie.
— To ja ci dziękuję. Oderwałeś mnie od rzeczywistości.
— Jesteśmy na miejscu — powiedział kierowca przez głośniczek, który był zainstalowany w tylnej części busa.
Harry zwrócił się w moją stronę.
— Anna, wiesz że musimy zachować wszelkie środki ostrożności? — zapytał a ja potwierdziłam skinieniem głowy — będę musiał prosić cię o małą przysługę, to dla twojego dobra, nie chcemy na razie, aby świat mediów i gazet dowiedział się o nas, ponieważ twoje spokojne dotychczas życie zmieniłoby się w koszmar uwierz mi. Media będą doszukiwać się tu drugiego dna, a w jutrzejszych gazetach byłabyś opisana jako moja nowa narzeczona…
Przerwał, lecz za chwilę kontynuował.
— Rok temu media i niektóre zazdrosne fanki obsmarowały wyzwiskami jedną z dziewczyn, z którą byłem widziany w centrum Londynu w restauracji a następnie zabrałem ją jako osobę towarzyszącą na ceremonie odbioru nagród. Na światło dzienne wypłynęło wiele przykrych informacji dotyczących jej życia dzięki mediom, które chciały dowiedzieć się jak najwięcej o domniemanej „nowej partnerce Harry’ego Scott’a”, która w rzeczywistości była moją kuzynką. Zdecydowałem się powiadomić o tym fakcie media, po tym jak Fran przeszła załamanie nerwowe przez ciągłe śledzenie przez Paparazzi i wyzwiska kierowane w jej osobę. Chciałem wzbudzić wyrzuty wśród ludzi z prasy, aby nie spotkało to więcej żadnej osoby, co jak nietrudno zgadnąć, nie udało mi się. Prasa do dziś wyciąga brudy o gwiazdach, ich rodzinie, ich partnerach. Nie chciałbym, aby ciebie to też spotkało.
Zaczęły mi się trząść ręce na myśl o tym, że mogę być kolejną taką osobą. Nie byłam święta w moich młodzieńczych latach, a myśl o tym, że o moich wpadkach miałby wiedzieć cały świat przyprawiała mnie o zawrót głowy. A gdyby prasa w jakiś sposób dotarła do Wiktora, to byłby koniec. Wszystko by się wydało.
Harry musiał zauważyć moje zdenerwowanie, ponieważ położył swoją dłoń na mojej.
— Spokojnie, nie pozwolę aby ktoś cię skrzywdził. Nie przeze mnie. Plan jest stosunkowo prosty. Wyjdę z busa, rozdam kilka autografów, porobię zdjęcia. A ty zaczekasz w środku z Robertem. Kiedy sytuacja będzie już opanowana dam znać mu i zawiezie cię do tylnego wejścia hotelu, będzie tam ktoś na ciebie czekał, aby cię wpuścić. A my spotkamy się w środku, rozumiesz?
— Tak, Harry — potwierdziłam.
— To dla twojego dobra — powtórzył — do zobaczenia w środku.
Drzwi rozsunęły się. Dostrzegłam wielki tłum fanek, na szczęście droga do hotelu była obstawiona barierkami i pilnowana przez ochronę.
Kiedy Harry wyłonił się z auta tłum wrzasnął radośnie. Oślepły mnie błyski fleszy. Musiałam kilka razy pomrugać, aby moje oczy przyzwyczaiły się do tej jasności. Harry zamknął za sobą drzwi. Przez przyciemnione szyby blask fleszy już mnie nie oślepiał. Mogłam spokojnie obserwować bruneta podchodzącego do barierek. Zaczął od jednego końca i ruszył w stronę drugiego. Rozdawał autografy, robił zdjęcia, a nawet przytulał fanki, które miały szczęście dopchać się do pierwszego rzędu. Aby stłumić w sobie zazdrość sięgnęłam po prezent od Harrego, chcąc zobaczyć czy są jakieś nowe wiadomości.
Nieznany numer: Anna, proszę wybacz mi. Zrobiłem głupotę, chce cię odzyskać, powiedz mi, że nie wyjechałaś jeszcze. Podaj mi swój adres, spotkamy się i pogadamy o nas.
Przełknęłam głośno ślinę. Skąd on ma mój numer? O Boże! Pewnie uruchomił kilka swoich kontaktów. A co jak dowie się, gdzie jestem?
Wiedziałam, że Wiktor wrócił już do Londynu. Do wczoraj trwał jego kontrakt z firmą, a musiał jak najszybciej wrócić do zarządzania firmą w Londynie.
Śmieszne. Po tym wszystkim co mi zrobił ma czelność prosić mnie o rozmowę. I to jeszcze o rozmowę o nas. A „nas” już nie ma. Jak on śmie po tym wszystkim jeszcze prosić o wybaczenie?
Zachował się jak dupek, nic nie usprawiedliwia tego co zrobił. Ani zdrady, ani tego jak mnie potraktował.
Wróciłam do oglądania Harrego. Biedny musiał znosić chamskie obmacywania swoich wielbicielek. Nie podobało mi się to, że te młode kobiety ocierały się o niego i dotykały jego ciało. Brunet zrobił krok w tył, wyciągnął telefon i napisał coś, po czym wrócił do robienie zdjęć z fankami.
W tej samej chwili kierowca ruszył. Gdy objechaliśmy budynek, zatrzymał się.
— Musi Panienka przejść przez tą uliczkę w środku niej znajduje się tylne wejście do hotelu, uliczka jest wąska więc nie mogę tam wjechać, będzie na panią ktoś tam czekał — poinstruował mnie.
— Dziękuję Robercie, poradzę sobie. Do widzenia! — rzuciłam opuszczając auto.
Zgodnie z instrukcją kierowcy, weszłam w ciemną uliczkę, nie dostrzegłam tu nic prócz kontenerów na śmieci. Nagle zatrzymałam się w bezruchu, usłyszałam szmer i zaczęłam rozglądać się. Było ciemno, ale nic nie przykuło mojej uwagi.
Krzyknęłam, gdy twarde ciało przycisnęło mnie do ściany budynku. Dłoń w ciemności chwyciła mnie w tali. Serce mi załomotało, zaczęłam się szamotać, próbując wykręcić się napastnikowi.
Wiktor. Boże znalazł mnie? Jak to możliwe?
Mężczyzna chwycił mnie za nadgarstek, zanim zdążyłam zadać cios, przycisnął moją dłoń do ściany, tuż przy mojej głowie. Chciałam krzyknąć, ale na moich wargach nagle znalazły się dłonie napastnika. Dopiero teraz poznałam tą dobrze znaną mi już woń perfum.
Harry?
Odepchnęłam go.
— Co ty do cholery robisz! — krzyknęłam do niego — wystraszyłeś mnie! Myślałam, że ktoś mnie napadł.
— Bo napadł — ponownie przycisnął mnie swym ciałem do ściany.
Uderzyłam go pięścią w brzuch.
— Au! — krzyknął, chociaż wiedziałam, że był to udawany ból, gdyż nie uderzyłam mocno.
— Potwornie mnie wystraszyłeś — teraz już z całej siły uderzyłam go w ramię, nie wiedziałam czy w końcu do niego to dotarło, gdyż w ciemności nie widziałam jego twarzy.
Przycisnął palce do mojego mostka.
— Serce naprawdę ci wali, przecież wiedziałaś, że to ja, prawda?
— Nie — odparłam — myślałam, że to… nieważne. Tylko nigdy więcej tego nie rób.
Brunet wziął mnie w ramiona.
— Przepraszam, nie chciałem cię wystraszyć.
Wiedziałam, że jestem przewrażliwiona odkąd Wiktor oznajmił, że nadal będzie się o mnie starał. Znałam go na tyle dobrze, aby wiedzieć, że on ciągle uważa, że jesteśmy razem mimo tego co zrobił i pomimo tego, że powiedziałam mu, że odchodzę.
Kiedy już uporałam się ze strachem odnalazłam w ciemności oczy Harrego i spojrzałam w nie głęboko.
— Przepraszam, nie powinnam była tak reagować.
— To ja nie powinienem, cię tak zachodzić. Twoja reakcja była całkiem zrozumiała.
— Wracajmy do środka — oznajmił, chwycił mnie za rękę i zaprowadził do środka.
Przez całą drogę, zastanawiałam się jak ukryć przed Harrym fakt, że musiałam wyprowadzić się do innego hotelu. Nie chciałam, aby mnie do niego odprowadzał, gdyż musiałabym się tłumaczyć, dlaczego zmieniał hotel, a nie byłam jeszcze gotowa na rozmowę o moim byłym narzeczonym, który okazał się tyranem.
Kiedy stanęliśmy przed drzwiami pokoju w którym jeszcze niedawno mieszkałam z Wiktorem, Harry złapał mnie za rękę.
— A i jeszcze jedno. Gdy już będziesz gotowa o tym mówić, pamietaj, że ja z chęcią cię wysłucham i ci pomogę.
— O czym ty mówisz? — zapytałam.
Uniósł moją dłoń i odsłonił nadgarstek. Wzdrygnęłam się i próbowałam z powrotem go zasłonić, lecz było za późno.
— O tym — wskazał na jeszcze trochę widoczne ślady po linach i kilka siniaków.
— Harry ja…
— Spokojnie. Tylko proponuję. Mamy czas. Nic na siłę. Kiedy będziesz gotowa, porozmawiamy o tym, a jeśli będziesz chciała, zapomnimy o tym i możemy już nigdy do tego nie wracać. A teraz dobranoc. Dziękuje za dziś.
Stałam tam jak przybita w podłogę. Nie tylko dlatego, że czekałam, aż Harry zniknie w pokoju, aby móc wyjść i udać się do swojego hotelu, ale również dlatego, że Harry zobaczył ślady po moim ostatnim nieprzyjemnym kontakcie z Wiktorem. Jak mam mu o tym opowiedzieć? Przecież nie mogę go wiecznie zbywać, ani okłamywać. Chociaż właśnie to zrobiłam. Nie wiem dlaczego nie powiedziałam mu po prostu, że z pewnych przyczyn musiałam przenieść się do innego hotelu. Tak wydało się po prostu łatwiej. Teraz mi wstyd. Nie powinnam była tego robić.
Spędziłam z nim cudowny dzień. Pierwszy raz od dawna jestem szczęśliwa. Czuję się wolna. Bez żadnych ograniczeń. W końcu mogę żyć tak jak chcę. A wiem, że bardzo chce dalej utrzymywać kontakt z Harrym. Nie wiem co z tego wyniknie. Jest dość bezpośredni i pewnie przywykł do otrzymywania tego czego zapragnie. Może lepiej byłoby dla naszej znajomości gdyby Harry był normalnym chłopakiem, ale przecież nie może przeszkodzić to w naszej znajomości, prawda?
Rozdział 12
Głośny dźwięk budzika wyrwał mnie ze snu. Wydarzenia z ostatniej nocy wróciły do mnie w jednym momencie, sprawiając że czułam się oszołomiona. Potrząsnęłam głową aby obudzić się do końca.
Nie wierzyłam, że wczorajszy dzień wydarzył się naprawdę. To było takie cudowne. W końcu czułam, że żyję. Te emocje podczas koncertu, ta cała widownia słuchająca muzyki Harrego, nasza wspólna kolacja, godziny wspólnych rozmów w garderobie, dzięki których mogłam poznać bliżej Harrego. To wszystko było takie niesamowite!
Jednakże, czas wrócić do rzeczywistości.
Muszę wymyślić co mam dalej zrobić.
Wrócić do matki od której kilka lat temu uciekłam? Nie dosłownie oczywiście. Pójście na studia tysiąc kilometrów od mojego rodzinnego domu, było kolejnym plusem otrzymania stypendium właśnie w Londynie. Moja matka jest dość specyficzną kobietą, a jej zawód nie wniósł nic dobrego do wychowania dzieci. Jest osobą przy której moja samoocena od zawsze malała, a jej wymagania co do mojej osoby, zawsze były nieosiągalne. Dzięki usamodzielnieniu się nie musiałam znosić więcej jej wiecznych humorów, skarg i nieprzyjemnych uwag.
Od kilku miesięcy nie mieliśmy zbyt dobrego kontaktu. Głównie ze względu na to, że bez reszty zatraciłam się w związku z Wiktorem. Przy nim nie miałam czasu dla siebie, a co dopiero dla innych. Nawet jeśli byli to moi przyjaciele czy też rodzina.
Dopiero teraz widzę jak bardzo ten związek był dla mnie krzywdzący. Mimo tego, że moja matka była czasem nie do zniesienia, to nadal jest moją mamą i bardzo ją kocham. Bez względu na wszystko. Ta relacja z Wiktorem zniszczyła nie tylko moje relacje z bliskimi ale i mnie. Oddałam mu się cała. Oddałam mu swoją duszę. Swoje ciało. Swoje serce. A on tak po prostu zatruł i zniszczył wszystko. Nawet serce choć starało się być silne — sczerniało. A rozum, sam się gdzieś zatracił, razem z resztkami mej dumy. Moja wewnętrzna siła, także się ulotniła. Aż w końcu zostałam bez niczego. Pusta w środku. Lecz teraz staram się odbudować. Siebie. Swoje serce. Swój rozum. Duszę. Ciało. Oraz dumę. Bo siła, która we mnie była, wróciła. To ona pozwoliła mi to zakończyć i odejść. To dzięki mojej wewnętrznej sile teraz tu jestem i walczę. Walczę o to aby wrócić do normalności. Aby znów być sobą. A po czasie, by móc znów kogoś pokochać.
Nie pozwolę Wiktorowi zniszczyć mojego życia. Zaczynam na nowo. I mam zamiar świetnie się bawić. Odbuduję stare kontakty. Zadbam o moich przyjaciół. Poprawię kontakt z matką. Zadbam przede wszystkim o siebie. Pozwolę sobie być szczęśliwa. W końcu na to zasłużyłam. Zasłużyłam na to, aby móc cieszyć się życiem w pełni. Nie mam zamiaru odmawiać sobie niczego co sprawi, że będę szczęśliwa.
Z kubkiem swojej ulubionej porannej kawy wróciłam do łóżka, aby móc obmyślić konkretny plan. Zadzwonię dziś do matki i oznajmię, że przyjadę do domu na parę dni. Dopiero, gdy się spotkamy opowiem jej o mnie i o Wiktorze. O naszym rozstaniu.
Do jutra mam zarezerwowany pokój. Albo będę musiała przedłużyć pobyt. Albo wrócić do Londynu i tam poszukać czegoś. Albo jak najszybciej będę musiała załatwić lot do Polski. Do domu.
Wszystko zależy od tego co powie na mój pomysł powrotu moja matka.
Na szczęście znam na pamięć numer telefonu do mojej rodzicielki. Wbijam nowy kontakt w komórkę i od razu dzwonię, nie chcąc marnować czasu.
— Słucham? — odzywa się głos w słuchawce. Rozpoznaje go. To moja matka.
— Cześć mamo, tu Ann.
— Córcia! — nawet w głosie słychać jej zaskoczenie — nie odzywałaś się tyle czasu!
— Przepraszam mamo. Tyle się pozmieniało…
Nie wiem jak mam jej to wszystko opowiedzieć.
— To nic, tylko… mogłaś częściej dzwonić.
— Tak wiem, mamo. I bardzo przepraszam. Miałam trochę problemów.
— Anno, masz problemy finansowe?
— Nie! Tak. To znaczy… nie po to dzwonię.
— Ann proszę powiedz, a postaram ci się jakoś pomóc. Mam przesłać ci pieniądze?
— Nie mamo. Nie potrzebuję pieniędzy. Ja tylko… — zawahałam się — ja tylko chciałam zapytać, czy mogę wrócić na parę dni do domu?
— Ależ kochanie, wiesz że zawsze możesz tu przyjeżdżać. Skąd to pytanie, w ogóle?
— Nie wiedziałam czy po tym wszystkim nadal chcesz mnie widzieć.
— Kochana, nie gadaj głupot. Jesteś moją córką. Wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć.
— Tak wiem mamo. Ale po prostu tyle się wydarzyło…
— Opowiesz mi o wszystkim, gdy przyjedziesz.
— Kiedy mogę przyjechać?
— Kiedy tylko zechcesz.
— Dziękuję mamo. Gdy tylko uda mi się zarezerwować jakiś lot, od razu dam ci znać.
— Czekam kochanie!
— Do zobaczenia mamo!
— Do zobaczenia skarbie. Buziaki.
Ohh… Poszło łatwiej niż myślałam.
Przejrzałam, wszystkie linie lotnicze. Niestety najbliższy samolot do Polski z Manchesteru jest dopiero za tydzień. Natomiast lot prosto do Warszawy z Londynu już za trzy dni. Zdecydowałam się zarezerwować ten lot. Korzystając z tego, że w hotelu jestem zameldowana do dziś, wrócę do Londynu, prześpię się tam kilka nocy i już za kilka dni będę w Polsce.
Jedynym powodem dla którego nie chce tego robić — jest Harry.
Mój telefon zawibrował informując o wiadomości. O wilku mowa.
Harry: Dzień dobry ;) miałabyś ochotę na kawę?
Ann: Miło z twojej strony ale już piłam ;)
Harry: To może herbata?
Ann: Kuszące…
Harry: A więc zbieraj się. Na dole. Za dwadzieścia minut.
Cholera jasna! Harry przecież nadal myśli, że mieszkamy w tym samym hotelu. Jestem w piżamie. W ogóle nie ogarnięta. A już tym bardziej nie gotowa na spotkanie z Harry’m. A sama droga stąd do hotelu zajmie mi piętnaście minut.
Ann: Za godzinę.
Harry: Tak długo się będziesz dla mnie szykować?
Cały Harry. Niby to nie podryw. Wiem, że nie, ale jego niektóre teksty zdecydowanie są zbyt bezpośrednie i wprawiają mnie trochę w zakłopotanie, a już na pewno, wywołują rumieniec na mojej twarzy.
Ann: Jestem trochę zajęta. Świat nie kręci się wokół ciebie, Harry ;)
Harry: Auć to zabolało.
Ann: Prawda boli:/
Harry: Już się tak nie drocz i lepiej się zbieraj. Masz już tylko pięćdziesiąt osiem minut.
Wyskoczyłam z łóżka. Musiałam wyglądać co najmniej dobrze. A mój aktualny wygląd był od tego daleki. No i oczywiście, muszę być w restauracji hotelowej przed Harrym. W końcu nie może widzieć mnie wchodzącą do środka z zewnątrz a nie z hotelu.
Do restauracji udało mi się dotrzeć dziesięć minut przed czasem. Na moje szczęście Harrego nie było jeszcze w środku. Zajęłam dwuosobowy stolik na środku i z niecierpliwością czekałam na Harrego. Czułam się jak mała dziewczynka. Wewnątrz mnie znów pojawił się ten już dawno utracony entuzjazm. Podobało mi się, że przy Harrym stawałam się po prostu sobą. Odzyskiwałam siebie.
Gdy tylko dostrzegłam Harrego, wchodzącego przez drzwi restauracji moje serce zaczęło niebezpiecznie szybko bić. Harry miał na sobie szary garnitur ze swobodnie rozpiętą marynarką. Elegancki styl zdecydowanie do niego pasował. Kroczył wśród stolików z rękami włożonym nonszalancko do kieszeni. Siedziałam jak wryta nie mogąc oderwać wzroku od tego mężczyzny. To była jego zupełnie inna wersja. Jego włosy nie leżały już tak swobodnie jak podczas koncertów. Były nadal lśniące i troszkę dłuższe jednak idealnie ułożone. Ta fryzura dodała mu elegancji ale i nuty seksowności.
Niewiarygodnie seksowny uśmiech pojawił się na jego twarzy, gdy tylko dostrzegł mnie siedzącą przy stoliku.
— Witaj, Ann — jego głos był seksowniejszy niż zapamiętałam.
— Witaj, Harry.
Kelner w tym samym momencie pojawił się przy naszym stoliku.
— Rozumiem, że napijesz się herbaty? — pyta mnie Harry, spoglądając na menu.
— A do tego ciasto czekoladowe — dodałam.
Harry uśmiechnął się pod nosem.
— Herbata owocowa? Zwykła? — spytał Harry.
— Zielona.
Harry zwrócił się w stronę kelnera.
— Poproszę zieloną herbatę do tego ciasto czekoladowe, a dla mnie czarną kawę.
— To wszystko? — spytał kelner.
— Tak dziękuje i proszę to dopisać do mojego rachunku.
Kelner odszedł a my mogliśmy w końcu porozmawiać.
— Anno, gdy wczoraj rozmawialiśmy o tym jak długo zostajesz w Manchesterze, odpowiedziałaś że nie masz żadnych planów i nie wiesz co zrobisz.
— No tak — nie wiedziałam do czego zmierza.
— Czy zdecydowałaś już co zrobisz?
— Tak. Dziś postanowiłam, że wrócę do Polski.
— Oh — Harry jakby posmutniał — kiedy wyjeżdzasz?
— Za kilka dni.
— Nie powiem, że cieszy mnie twoja decyzja. Miałem nadzieję, że spędzisz ze mną jeszcze choć trochę czasu.
— Harry, naprawdę doceniam to co dla mnie zrobiłeś. Te ostatnie kilka dni były cudowne…
— A więc pozwól mi na to, abym mógł cię dłużej uszczęśliwiać…
— Harry to… — spojrzałam mu głęboko w oczy — nie znamy się zbyt długo.
— Ale chcę cię bliżej poznać.
— Harry proszę…
— Spędź ze mną te kilka dni.
— Słucham?
— Zanim wyjedziesz do Polski… poznaj mnie, Anno.
— Ale Harry…
— Proszę… spędź ze mną dzisiejszy wieczór.
— Harry, za parę dni mam wylot z Londynu do Polski. Za dwa dni naprawdę muszę być już w Londynie… A poza tym, mam zarezerwowany hotel tylko do dziś. Musiałabym poszukać nowego noclegu, co raczej będzie niemożliwe ze względu na weekend.
— Zatrzymaj się u mnie.
— Słucham? Mam spać z tobą?
Harry się zaśmiał.
— Wiem, że na pewno o tym marzysz… ale jeśli chcesz mam kanapę i duże łóżko.
— Czyli…
Harry przerwał mi.
— Czyli proponuję ci po przyjacielsku urokliwą kanapę.
— Po przyjacielsku?
— Tylko i wyłącznie.
— Napewno?
— Tak.
— W takim razie zgoda.
Na twarzy Harrego zagościł promienny uśmiech.
— W takim razie pierwszym punktem wycieczki pod tytułem „weekend z Harry’m Scott’em” będzie impreza.
— Impreza? — upewniałam się czy dobrze usłyszałam.
— Impreza.
— Jaka?
— Mój przyjaciel ma urodziny. A więc, Ann czy chciałabyś towarzyszyć mi jutro wieczorem na imprezie urodzinowej mojego przyjaciela? — Zapytał a mnie zatkało.
Ja osobą towarzyszącą Harrego Scotta?
— Już jutro? — trochę mnie to zaskoczyło.
— Tak.
— Ale… ale media…
— To impreza prywatna, bez dziennikarzy i fotografów. Nie musisz się martwić.
— W takim razie z wielką przyjemnością się z tobą tam wybiorę.
— Bądź gotowa na siedemnastą, bo droga zajmie około godzinę.
— Hmmm… a gdzie w ogóle jest ta impreza?
— W Londynie — odpowiedział jakby to było oczywiste, a ja zachłysnęłam się kawą.
— W Londynie? Przecież droga do Londynu stąd zajmuje ponad dwie godziny.
— Tak, jeśli nie ma się własnego samolotu.
— Masz własny samolot?!
— A myślałaś, że przemieszczam się po krajach czasem oddalonych o tysiące kilometrów tylko autem? — podniósł brew i spojrzał na mnie zaciekawionymi spojrzeniem. Teraz to wydało się logiczne. Nadal nie umiem się przyzwyczaić, że Harry to nie zwykły śmiertelnik.
— A wszystko dobrze się złożyło, bo masz lot za kilka dni z Londynu prawda?
— Owszem. A ty wracasz do Londynu na dłużej?
— Niestety tylko na kilka tygodni. Niedługo znów gram koncert.
— Oh…
— Ale na razie mam wakacje, które choć przez chwilę chciałbym spędzić z tobą.
Czułam, że na moje policzka wkrada się rumieniec. To przecież nieprawdopodobne, że ktoś taki jak Harry, chce spędzić czas z kimś takim jak ja.
— Zupełnie się tego nie spodziewałam, Harry.
— Wiem wiem. Już i tak rzuciłem cię na głęboką wodę biorąc cię na koncert nie mówiąc ci nic o fanklubie, który jest częścią mojego życia. Więc jeśli to dla ciebie za dużo, zrozumiem. Choć chciałbym cię tam zabrać.
— Nie wiem czy bym się odnalazła. To zupełnie inne towarzystwo.
— Moje towarzystwo. Chciałem w końcu pokazać ci mój świat prawda?
Uśmiechnęłam się.
— Zgoda. Pójdę tam z tobą.
Patrzę, jak wygina usta w pełnym satysfakcji uśmiechu.
To ekscytujące móc zobaczyć świat Harrego. Poznać jego znajomych. Zobaczyć jak żyje. Zobaczyć jak zachowuje się wśród przyjaciół. Pomoże mi to lepiej go poznać. A ja naprawdę pragnę go bliżej poznać.
Rozdział 13
Jego oddech i szelest jego ubrań, gdy zanosił koce i poduszki na kanapę sprawiał, że z niewiadomych przyczyn, trochę się denerwowałam.
— Wolisz kanapę czy łóżko? — zapytał.
— Łóżko — odparłam z lekkim uśmieszkiem.
— W takim razie ja dziś zajmuję kanapę — powiedział po czym rzucił się na nią, podłożył ręce pod głowę i położył się. Sięgnął dłonią po pilot leżący na stoliku i włączył telewizję.
— Chcesz oglądnąć jakiś film? — zapytał Harry i rzucił spojrzenie w moją stronę.
— Szczerze powiedziawszy, jestem trochę zmęczona. Pójdę się wykąpać i chyba się położę.
— Okey. Łazienka jest po lewo.
— Wiem — uśmiechnęłam się.
— No tak. W końcu nie pierwszy raz tu jesteś — Harry odwzajemnił uśmiech.
Chwyciłam kosmetyczkę i ruszyłam w stronę łazienki. Weszłam pod prysznic i odkręciłam kurki. Zimna woda zalała moje ciało. Skrzywiłam się, ale temperatura po chwili się wyrównała. Ciepły strumień powoli koił moją skórę. Pozwalam wodzie płynąć po całym moim ciele. Nie chciałam myśleć teraz o czymkolwiek. Przez jedną króciutką chwilę chciałam tylko wsłuchać się w szum wody i nie zastanawiać się chwilę nad żadnym mężczyzną w moim życiu.
Po wyjściu, otarłam całe swoje ciało z wody, a biały ręcznik zawiązałam na włosach.
Ubrałam swój czarny komplet od piżamy z odrobiną koronki, owinęłam się szlafrokiem do kompletu i wyszłam z łazienki. Harry nadal oglądał telewizję.
Czym prędzej ruszyłam do łóżka, aby przykryć się kołdrą.
— I jak? Oglądasz ze mną?
— Chyba po prostu się położę.
— W takim razie dobranoc, Ann.
— Dobranoc, Harry.
Odwróciłam się tyłem do Harrego i zasnęłam.
Słyszę szmer. Rozglądam się. Jestem sama w mieszkaniu, więc to pewnie wiatr.
Odwracam się, a Wiktor stoi w progu drzwi, opierając się o framugę. Wbija swój wygłodniały wzrok w moje ciało. Ubrana jestem tylko w kusą koszulę nocną, która odkrywa zdecydowanie zbyt wiele.
— Stęskniłaś się? — pyta.
Stoję jak wryta w ziemię. Wiktor podchodzi do mnie wolnym krokiem, a ja nie jestem w stanie się ruszyć.
Zamykam oczy, gdy jego dłoń ląduje na moim biodrze. Zatacza kółko wokół mnie i zatrzymuje się za moimi plecami. Jednym ruchem gwałtownie przyciąga mnie do siebie. Składa obleśne pocałunki za moim uchem.
— Stęskniłem się za tobą — mówi wsuwając mi dłoń między uda — i za nią również…
— Nie… — jęczę.
Wiktor popycha mnie lekko na ścianę i przyciska do niej swoim ciałem.
— Pragnę cię, Anno. Teraz.
— Proszę… — w moich oczach pojawiają się łzy.
— Wiem, że tego chcesz — jego dłoń ląduje na najintymniejszej części mojego ciała.
Chcę odepchnąć jego dłoń, aby mnie nie dotykał, lecz wykręca mój nadgarstek i kładzie moją dłoń na wybrzuszeniu w jego spodniach.
— Nie tęskniłaś za nim? — szepcze mi do ucha.
— Zostaw mnie, proszę… — jęczę i ściągam dłoń.
— Rozsuń nogi — rozkazał, a na moim karku stanęły włosy.
— Rozsuń nogi, Anno — powtórzył.
Gdy po raz kolejny nie zrobiłam tego o co prosił gwałtownym ruchem nogi, sam mi je rozsunął.
Nagle poczułam jego pulsującą męskość ocierającą się o mój tyłek.
— Nie rób mi tego… — błagałam i płakałam.
Zamarłam, gdy poczułam go przy moim wejściu.
— Nie opieraj się.
— Zostaw mnie! — krzyknęłam z całych sił, gdy Wiktor próbował wedrzeć się do środka.
Z krzykiem na ustach obudziłam się w środku nocy.
— Już dobrze — usłyszałam delikatny, wręcz szepczący głos Harrego.
Gdy tylko uchyliłam powieki w ciemnościach dostrzegłam jego twarz. Usiadł na krańcu łóżka i trzymał mnie za dłoń.
Moje policzki były mokre od łez. Musiałam płakać przez sen. Otarłam je drugą dłonią.
— To tylko zły sen, Ann.
— O Boże! Tak cię przepraszam. Obudziłam cię?
— Jeszcze nie spałem.
Podniosłam się, tak że teraz siedziałam opierając się o ramę łóżka.
— Wszystko dobrze? — spytał z troską w głosie.
— Tak, tak. To tylko koszmar.
— Napewno? Mówiłaś przez sen.
— Zapomnij o tym Harry.
Wyrwałam dłoń z jego uścisku.
— Chcesz o tym porozmawiać? — spytał.
— Nie.
Wstałam z łóżka i podeszłam do kuchni, chcąc nalać sobie szklankę wody.
— Pozwól sobie pomóc, Ann. Dopuść mnie do siebie…
Upiłam kilka łyków.
— To nie takie łatwe, Harry. Chciałabym, ale nie mogę.
— Dlaczego?
— Już raz zostałam zraniona…
— Chcę ci pomóc. Sprawić, że będziesz szczęśliwa.
— Usiłuję uciec od prawdy, a prawda jest taka… że się boje — podeszłam i usiadłam na kanapie. Po chwili Harry usiadł obok mnie — Mam wrażenie, że jeśli dam sobie prawo do choćby chwilowego szczęścia, niedługo po tym cały mój świat runie i nie wiem, czy przeżyję to po raz kolejny.
— Nie możesz bać się szczęścia.
— Boję się tego co będzie po nim.
— To niedorzeczne!
— Nie zrozumiesz tego, Harry.
— W takim razie mi wytłumacz. Dlaczego nie wierzysz już w swoje szczęście? Dlaczego nie wierzysz w miłość, Ann?
— To nie tak, że w nią nie wierzę. Boję się jej. Boję się, że po raz kolejny się w niej zatracę.
— To przecież nic złego.
— Owszem. Do czasu, gdy to cię zniszczy.
— Ann, opowiedz mi kto tak bardzo cię zranił, że tak źle myślisz o miłości.
— Ja sama.
— To niemożliwe.
— Ależ owszem. Pozwoliłam sobie, tak bardzo zatracić się w miłości, że nie widziałam tego, że to właśnie ona mnie niszczy.
— Miłość nie może niszczyć.
— Ten rodzaj miłości owszem.
— Nie rozumiem.
— Miałam narzeczonego, Harry. Jeszcze niedawno. Kochałam go. A on mnie krzywdził. Wydzierałam z siebie wszystko dla niego. Aż w końcu nie zostało nic. Pustka. Wierzyłam, że gdy tylko dam z siebie jeszcze tylko odrobinę — to będzie lepiej. On będzie lepszy. Zmieni się. Całkowicie zatraciłam siebie, Harry. I to jest niebezpieczne w miłości. Całkowita i bezzwrotna utrata siebie.
— Tylko dlatego, że coś raz nie wyszło, nie można zakładać, że na świecie nie ma innych ludzi do kochania. Miłość jest zbyt ważna, by iść bez niej przez życie
— Kiedy ja nawet nie jestem na nią gotowa.
— Nie tylko o to chodzi prawda? Krzywdził cię? Widziałem rany i siniaki na twoich rękach. To przez niego prawda?
Nie byłam w stanie wydusić już z siebie żadnego słowa. Łzy bez przerwy spływały po moich policzkach.
Harry pogładził mnie po włosach i przytulił do siebie.
— Wszystko się ułoży, zobaczysz. Ze mną jesteś bezpieczna, Ann.
Siedzieliśmy tak wtuleni w siebie przez kilka minut, aż nagle Harry zerwał się z kanapy.
— Chodź — powiedział i wyciągnął dłoń w moją stronę.
Niepewnie chwyciłam ją, a Harry pomógł mi wstać.
— Co robisz? — spytałam go, a drugą ręką otarłam łzy.
— Zobaczysz.
Harry przeszedł razem ze mną cały apartament. Otworzył przed nami drzwi balkonowe, po czym poczułam na swojej skórze lekki chłód.
Za namową Harrego stanęłam na krańcu balkonu, a przede mną rozcierał się Manchester.
Harry przyległ do mnie, a ja zastygłam w bezruchu. Tego się nie spodziewałam. Wstrzymałam oddech, gdy jego dłonie spoczęły na moich biodrach.
Cisza panująca na zewnątrz nagle stała się jeszcze bardziej wymowna. Pomimo chłodu, czułam bijące od Harrego ciepło.
— Widzisz?
— Co mam widzieć Harry?
— Miasto. Panującą w nim ciszę. Ludzie śpią, po to by jutro obudzić się i zastać nowy dzień, nowy początek. Każdy nowy dzień to szansa na zmianę, Ann. Każdy nowy dzień przynosi nowe przygody, nowe znajomości, nowe miłości, ale też kolejne zranienia, kolejne łzy, kolejne zawody. Takie jest właśnie życie, Ann. Możemy albo się z tym pogodzić, albo żyć w wiecznym strachu przed jutrem.
Harry powolnym ruchem obrócił mnie tak, że teraz staliśmy parę centymetrów od siebie.
Delikatnie uniósł dłoń i opuszkiem kciuka otarł łzę, cieknącą po moim policzku. Wstrzymałam oddech. To niedorzeczne co dzieje się z moim ciałem, gdy Harry mnie dotyka. Jego delikatny dotyk ma na mnie silniejszy wpływ niż kogokolwiek innego.
— Zbierz w myślach wszystkie złe wspomnienia o nim, a później wyrzuć je i rusz do przodu. I nigdy więcej nie oglądaj się za siebie.
Po chwili milczenia dodał.
— Dzisiaj jesteśmy tutaj. Ale jutro będziemy już w Londynie. Zostawmy wszystko co złe tutaj i zacznijmy od nowa. Pozwól sobie na to, Ann. Pozwól sobie być szczęśliwa. Zasługujesz na to.
Rozdział 14
Obudziły mnie promienie słońca leniwie opadające na łóżko. Podniosłam się i rozejrzałam po pokoju. Harry nadal spał na kanapie. Uśmiechnęłam się na jego widok. Wyglądał tak słodko gdy spał. Podeszłam do niego. Nie mogąc się powstrzymać zgarnęłam kosmyk włosów opadający na jego twarz. To wspomnienie powinno zostać uwiecznione. Wróciłam się i z szafki nocnej wyciągnęłam telefon, który dostałam od Harrego. Nie potrafiłam opanować chęci zrobienia mu zdjęcia, kiedy tak słodko śpi, więc pstryknęłam dwie fotki. Jestem pewna, że gdyby nie udała mu się kariera piosenkarza, mógłby robić za modela. Rysy, które zachwyciłyby każdego rzeźbiarza: mocna szczęka, wysoki podbródek, dobrze widoczne kości policzkowe. Czy to byłoby bezczelne gdybym zaczęła badać te rysy koniuszkami palców? W tej samej chwili, śliczne szarozielone tęczówki Harrego ukazały się moim oczom.
— Witaj Piękna — onieśmielał mnie za każdym razem, gdy mnie tak nazywał.
— Cześć Harry, dobrze ci się spało?
Miałam cichą nadzieje, że rzeczywiście dopiero się obudził i nie domyślał się, że zrobiłam mu zdjęcie. Mogłoby to postawić mnie w złym świetle.
— Nie jestem przyzwyczajony do spania na kanapie — mrugnął do mnie — ale przyznam szczerze, nie było najgorzej. A ty jak spałaś?
— Bardzo bardzo dobrze. Nigdy, jeszcze nie spałam na tak wielkim i wygodnym łóżku.
— Cieszę się, że mogłem przyczynić się do twojego pierwszego razu.
Czy to zdanie miało być dwuznaczne?
— Co chcesz na śniadanie? — zapytałam starając się zmienić temat.
Spojrzał na mnie pytającym spojrzeniem.
— Co mam przygotować na śniadanie? — uszczegółowiłam pytanie podchodząc do małej kuchni w głębi pokoju.
— Żartujesz? — spojrzał na mnie rozbawiony — zjemy w hotelowej restauracji.
— Oh.. więc muszę się przygotować — spojrzałam na moją piżamę.
Harry uśmiechnął się i ruszył w stronę łazienki, zapewne wziąć prysznic.
Zajrzałam do mojej walizki poszukując odpowiednie ubranie. Sukienka będzie zbyt elegancka… hmmm… więc może klasyczne jeansy i jakaś koszulka? A może moja ulubiona biała koszula? Tak to dobry pomysł.
Dziękowałam, że wszystkie moje koszule w walizce są z materiału, który się nie gniecie i wyciągnęłam zwykłą białą koszulę. Myśle, że będzie odpowiednia. A przy wysokich butach mój ubiór z pewnością zrobi wrażenie.
Po piętnastu minutach Harry wyszedł z łazienki owinięty tylko ręcznikiem w biodrach. Wstrzymałam powietrze, gdy mój wzrok zatrzymał się na jego potężnym bicepsie i umięśnionym torsie. Ohhh Harry czy ty musisz być taki kurewsko idealny? Musiałam mrugnąć kilka razy, aby powrócić do rzeczywistości. Chwyciłam kosmetyczkę i ruszyłam w stronę łazienki. Przechodząc obok mężczyzny potknęłam się o własne nogi i zachwiałam się. Harry silnymi rękami złapał mnie i pomógł odzyskać równowagę. Moje wszystkie zakończenia nerwowe stanęły na baczność. Pożądanie ogarnęło moje wszystkie zmysły. Co się ze mną dzieje? Nie pamiętałam kiedy ostatni raz czułam tak silny pociąg do mężczyzny. I to do mężczyzny, którego poznałam parę dni temu.
Nagle poczułam miękki materiał na moich nagich stopach. Szlak. Ręcznik. Moje serce na moment zatrzymało się, a później zaczęło gnać jak szalone. Z przerażenia szybko uciekłam do łazienki. Nie spojrzałam na dół, ale i tak czuje się strasznie głupio. W końcu to jest Harry!
Spojrzałam w lustro i zobaczyłam jakie mam czerwone policzki. Mam nadzieje, że Harry tego nie widział. Postanowiłam, także wziąć krótki orzeźwiający prysznic. Przebrałam się w naszykowane wcześniej ubrania i nałożyłam delikatny makijaż.
Pół godziny później siedzieliśmy wraz z Harrym w restauracji zajadając naleśniki i pijąc kawę.
— Anno mam niestety dziś kilka spraw do załatwienia. Muszę spotkać się z Robertem i obgadać szczegóły trasy. Czy nie przeszkadzałoby ci, gdybym zostawił cię dziś na chwilę samą w moim mieszkaniu?
— Spokojnie. Dam sobie radę pooglądam jakieś filmy.
— Wiesz, że bardzo chciałbym spędzić ten dzień z tobą.
— Przecież zobaczymy się wieczorem.
— No tak, ale…
— Harry spokojnie. Nie jestem małą dziewczynką. Umiem o siebie zadbać.
— Pamiętaj tylko, że musisz być gotowa na siedemnastą.
— Tak właściwie, to kogo dokładnie, są dzisiejsze urodziny?
— Ann, nie zawsze koncertowałem sam. Tak właściwie wybiłem się wspólnie z czwórką moich przyjaciół. Znaliśmy się od podstawówki, a w czasach licealnych założyliśmy zespół. To urodziny, jednego z jego członków, czyli kogoś dla mnie bardzo bliskiego.
Nagle rozbrzmiał głośny dźwięk telefonu. Harry wyciągnął z kieszeni marynarki telefon i odebrał.
Wróciłam do jedzenia swojego śniadania i do picia kawy.
— Nie da się tego przesunąć? Miało być za godzinę. Teraz jestem zajęty — widziałam niezadowolenie na twarzy Harrego — Dobra. Będę.
Wkurzony odłożył telefon z powrotem do kieszeni.
Spojrzałam na niego pytająco.
Harry położył dłoń na mojej leżącej na stoliku.
— Ann, obrazisz się, jeśli będę musiał teraz cię zostawić? Robert ma później pilny wyjazd i musiał przełożyć nasze spotkanie.
— Spokojnie. Idź.
— Napewno?
— Tak, Harry.
— Tu zostawiam ci klucze do mieszkania — położył je na stoliku a ja zgarnęłam je i wrzuciłam do torebki.
Harry wstał.
— Do zobaczenia wieczorem, Ann.
Przez szklaną szybę w restauracji odprowadziłam wzrokiem Harry’ego do busa, jak zwykle chłopak był otoczony grupką fanek i ochroniarzami. Dziwne. Dopiero teraz zwróciłam uwagę, że ktoś w ogóle tam stał, chyba zbyt bardzo byłam zatracona w rozmowie z Harrym.
Wróciłam do wcześniejszych myśli i chwyciłam telefon. Skoro mam wkroczyć dziś w świat Harrego, warto byłoby, dowiedzieć się czegoś o jego znajomych.
Poczytałam trochę boysbandzie i jego członkach. Po zajęciu trzeciego miejsca w muzycznym show, zyskali niewiarygodną sławę, wydali wspólny singiel, a niedługo potem płytę. W błyskawicznym tempie wspinali się po szczeblach kariery aby dojść na sam szczyt. Ich muzykę słuchano w każdym kraju, od Ameryki po Chiny. Nastolatki na całym świecie oszalały na ich punkcie. Członkowie zespołu mogli pochwalić się nie tylko niecodziennym talentem wokalnym, muzycznym, ale również niczego nie brakowało im pod względem wizualnym. Stali się obiektem westchnień miliona dziewczyn. Przejechali miliardy kilometrów podczas swoich kilku tras koncertowych, uszczęśliwiając jeszcze więcej ludzi. Kiedy po sześciu intensywnych latach koncertowania zespół ogłosił rozpad nikt nie mógł w to uwierzyć. Co się stało? Takie pytanie najczęściej padało z ust fanek. Jednakże chłopcy postanowili iść każdy w swoim kierunku. Kariera Harrego jak widać nadal kwitnie. Jestem ciekawa czy u pozostałych członków zespołu również. Znalazłam wpis o tym, że w 2014 roku chłopacy postanowili kupić wspólnie willę i razem zamieszkać. Oszczędzało im to dużo czasu na podróże, a poza tym mogli pisać wspólnie piosenki o każdej porze dnia. To pewnie właśnie tam odbywa się dziś przyjęcie. Na zdjęciach willa wyglądała fenomenalnie. Duży ogród. Basen. Przeszklone szyby.
Założyłam również konto na Twitterze, aby na bieżąco być z wszystkimi nowościami, gdyż wyskoczyło mi w Google, że tam najwięcej udzielają się wszyscy członkowie boysbandu, w którym był Harry.Moim pierwszym krokiem było zaobserwowanie wszystkich chłopaków. Nathaniel Hiram, Lucas Parker, Lucas Thompson, Zayn Mark, no i Harry.
Po kolei zaczęłam przeglądać ich profile. Gdy natrafiłam na konto Lucas, jak się okazuje nadal przyjaciela Harrego, dostrzegłam setki wiadomości z życzeniami z okazji urodzin. A więc to do niejakiego Luke Parkera, zabiera mnie dziś Harry.
Z ciekawości zaczęłam przeglądać fandomskie konta, na które natrafiłam na jego profilu. Zatkało mnie gdy na jednym z tych kont dostrzegłam zdjęcie dziewczyny siedzącej przy stole z Harrym. Czy to ja? Przyjrzałam się dokładnie. Ten wystrój hotelu, biała koszula. Cholera, to ja. Zdjęcie zostało zrobione przez szklaną szybę i dodane kilka minut temu z hasztagiem #nowadziewczynaHarrego, na szczęście nie było widać mojej twarzy.
Wyjrzałam przez okno. Nie było już tak nikogo, tłum po wyjściu Harrego zniknął. Odetchnęłam z ulgą, która jednakże szybko minęła, gdyż postanowiłam kliknąć w powyższy hashtag. Przeraziłam się. Było tam pełno moich zdjęć. Mnie jedzącej śniadanie przy stoliku z Harrym. Mnie stojącej za sceną na jego koncercie. Ktoś musiał je zrobić, z dobrego kąta na widowni gdy akurat podeszłam troszkę za blisko. Na szczęście z takiej odległości moja twarz była niewyraźna. Nawet pojawiło się kilka filmików. Jeden pokazywał, gdy Harry mrugnął do mnie ze sceny a ja spuściłam głowę z zawstydzenia. Szlak, rzeczywiście wyglądam tu jak szalenie zakochana dziewczyna Harrego, ale cholera jasna, która dziewczyna nie byłaby tak podekscytowana na moim miejscu? Przeczytałam komentarze.
Szmata kradnie nam Harrego.
Przecież ona do niego nie pasuje.
Skąd ona się urwała? Zero wyczucia stylu.
Harry zasługuje na kogoś lepszego.
Myślałam, że ma lepszy gust.
Leci tylko na jego hajs.
Prześpi się z nią i rzuci.
Wiadomo, że to aby jego zabawka.
Pojedyncze łzy spłynęły po moim policzku. Jak można być tak okrutnym? Nie prosiłam się o to. Nie jestem nawet jego dziewczyną. No ale cóż.. dobrze wiedziałam jak działają fandomy i hejt w internecie. Myślałam po prostu, że nasza znajomość się nie wyda.
Myliłam się.
Wyłączyłam telefon i wrzuciłam go z powrotem do torebki, otarłam łzy i ruszyłam do pokoju, chcąc zamknąć się w nim i wylać łzy na jakimś filmie romantycznym.
Harry miał wrócić już pół godziny temu. Niedługo rozpoczyna się impreza, goście pewnie już czekają, a go nadal nie ma. Wyglądam przez wielkie okna w apartamencie i dostrzegam, że firmowe auto Harrego podjeżdża pod budynek. Idę do łazienki, aby szybko jeszcze poprawić makijaż i wychodzę, gdy słyszę dźwięk otwieranych się drzwi.
— Przepraszam za spóźnienie, przedłużyło się.
— Nic się nie stało — odpowiadam — przynajmniej zrobimy wielkie wejście.
We wszystkich amerykańskich filmach, gwiazdy wieczoru zawsze przychodzą po czasie. Tylko podejrzewam, że na tamtej imprezie są same wielkie gwiazdy. Myśl o tym lekko mnie frustruje.
— Ślicznie dzisiaj wyglądasz — skomplementował mnie Harry.
— Harry.
— No co? Nie mogę komplementować mojej koleżanki?
— Ehhh… onieśmiela mnie to.
— W takim razie ty też możesz powiedzieć mi coś miłego.
— Co? — zaśmiałam się.
— No powiedz
— Ty również wyglądasz niczemu sobie, Panie Scott — mrugnęłam do niego a on odpowiedział uśmiechem.
— Gotowa? — zapytał.
— Gotowa.
Część mnie naprawdę, chce tam iść przecież poznać tylu ludzi to jest naprawdę coś! Nie odważyłam się nigdy nawet marzyć o tym aby być na urodzinach jakieś gwiazdy. A druga połowa mnie myśli, że będzie bardzo niezręcznie spotkać się ze znajomymi Harrego. Nie pasuję do tego świata. Nie będę wiedziała nawet jak się przy nich zachować, oczywiście z Harrym przy boku będzie mi raźniej, ale co jeśli mnie opuści? Jak ja sobie wtedy poradzę?
Moje rozmyślenia przerwał komunikat kierowcy, że dojechaliśmy na miejsce. Odebrało mi mowę, gdy zobaczyłam prywatny samolot Harrego. Chłopak musiał dostrzec moje zafascynowanie, gdyż rzekł:
— Poczekaj, aż zobaczysz jak wygląda w środku.
I miał racje, wnętrze robiło jeszcze większe wrażenie. Skórzane fotele, barek z napojami, duży telewizor, konsola do gier, mały regał z książkami i czasopismami. A wszystko to było w jednym pomieszczeniu. Przeszliśmy do kolejnego. Pierwsze w oczy rzucało się gigantyczne łóżko.
— Na prawo jest łazienka — skomentował mężczyzna.
— Harry kto będzie pilotował? — spytałam, gdy dotarliśmy do pustej kabiny pilota.
— Oczywiście, że ja. Przez kilkanaście miesięcy chodziłem na kurs.
— I ukończyłeś go?
— Nie — powiedział z powagą, a moja mina zrzedła i wyszczerzyłam oczy na bruneta.
Byłam gotowa wysiąść z samolotu.