Wstęp
Zbudził się z potężnym bólem głowy. Ból był tak silny, że chciało mu się wymiotować. Było mu bardzo zimno. Próbował się poruszyć, ale zdał sobie sprawę, że nie może wstać z krzesła, na którym siedział. Jego kończyny na poziomie przegubów i kostek zostały czymś przymocowane do nóg i oparcia, ale nie był w stanie wychylić się na tyle, aby dostrzec co go krępuje. Może to zwykłe sznury, a może plastikowe opaski zaciskowe? Rozejrzał się dookoła. Było ciemno, a pomieszczenie, w którym się znajdował nie posiadało okien. Nie dostrzegł jednak nic charakterystycznego. Nie miał pojęcia jak się tu znalazł i dlaczego. Próbował przypomnieć sobie cokolwiek z wczorajszego dnia, jednak wszystko mieszało mu się w głowie.
Pamiętał, że rano był bardzo niewyspany. Spał poprzedniej nocy bardzo mało, ponieważ spędził zbyt dużo czasu przy komputerze. Rodzice już zasnęli, gdy on siedział i grał w tę nową grę, o którą tak długo prosił ojca. W końcu ojciec ustąpił i kupił mu ją na urodziny i od tej pory Michał zapominał się całkowicie, czasami grając nawet po dziesięć godzin w ciągu dnia, w weekendy jeszcze więcej.
Wczorajszej nocy znów grał, jak zwykle ze swoim przyjacielem Maxem. Tak naprawdę nie wiedział jak jego kolega nazywa się naprawdę, poznał go tylko wirtualnie, ale szybko okazało się, że mają podobne zainteresowania i lubią te same gry. Wczoraj skończyli budować w końcu w grze bazę, dzięki nie musieli bać się już ataków ze strony innych graczy czy wykradania surowców, gdy ci nie są zalogowani.
Max był na pewno starszy od niego. Raz Michał zapytał go o wiek i kolega powiedział, że ma dwadzieścia pięć lat, ale Michałowi to nie przeszkadzało. Jego kumpel z gry mimo wieku lubił kreskówki i to dokładnie te same co on, a do tego oboje byli fanami tej samej drużyny piłkarskiej. Mieli więc całe mnóstwo wspólnych tematów.
Teraz jednak Michał był przywiązany do jakiegoś starego krzesła, zmarznięty i obolały. Dygotał z zimna, szczękał zębami, a przy każdym oddechu z jego ust wylatywała chmurka pary.
— Halo! — odezwał się cicho. — Jest tu ktoś? Pomocy…
Miał ochotę krzyczeć, ale strach, ból i zimno, sprawiły, że jego struny głosowe pozwoliły mu na tylko odrobinę głośniejszy od szeptu jęk.
Jednak to wystarczyło, bo usłyszał jak ktoś się poruszył w ciemności. Wyraźne kroki po podłodze, słyszał nawet chrzęst piasku pod butami tego kogoś, co sugerowało, że podłoga musi być bardzo brudna.
Nagle rozbłysło oślepiające światło przed nim. Było tak jasne, że Michał momentalnie zamknął oczy i odchylił głowę do tyłu.
— W końcu się obudziłeś. — odezwał się jakiś głos, wydawał się znajomy Michałowi, choć nie wiedział skąd go zna. — Zaraz się przyzwyczaisz do światła.
Stopniowo Michał otwierał oczy i próbował spojrzeć na człowieka, który do niego mówił, jednak z powodu nagłego błysku, oczy zaczęły łzawić i ostrość widzenia była bardzo mała. Dostrzegł natomiast skąd wzięło się światło. Naprzeciwko niego, w rogu pomieszczenia stał reflektor podłączony do samochodowego akumulatora. Pośrodku było coś jeszcze, na stojaku. Coś czarnego, ale minęło kilka sekund zanim skojarzył, że to niewielka kamera na statywie.
— Kim… Kim jesteś? — załkał Michał coraz bardziej przerażony.
— Przyjacielem. Będziemy się razem świetnie bawić. A raczej ja będę się bawić z tobą. — głos był bardzo spokojny, wręcz przyjazny, ale Michał wcale nie czuł się lepiej. Wręcz przeciwnie bał się coraz bardziej.
— Wypuść mnie… Proszę… — załkał cicho, po jego policzkach popłynęły strumienie łez.
— To nie miałoby sensu Michale. Nie byłoby wtedy zabawy, nie sądzisz?
Michał przez łzy nie widział wyraźnie, ale dostrzegł, że człowiek ten jest wysoki. Wyższy na pewno od jego taty, musiał mieć co najmniej sto dziewięćdziesiąt centymetrów wzrostu. Podszedł do kamery i włączył ją.
— Dlaczego mi to robisz? — zapytał Michał, pochlipując i pociągając nosem.
Mężczyzna jednak nie odpowiedział, tylko podszedł bliżej. Uklęknął na jedno kolano przed chłopcem i wtedy Michał go rozpoznał.
— Wiem… Wiem kim jesteś! — zawołał, ale w tym samym momencie mężczyzna uderzył go w twarz otwartą dłonią z ogromną siłą. Rozległ się donośny dźwięk, plask przypominający pękające drewno.
Chłopcu pociemniało w głowie na sekundę, a następnie poczuł ból i gorąco na twarzy. Z trudem łapał oddech, a gdy w końcu mu się to udało, zaniósł się potwornym płaczem.
— O tak… — powiedział rozmarzonym głosem mężczyzna. — Muzyka dla uszu.
Michał zastanawiał się co dalej. Cały czas wierzył, że ktoś go uratuje. Zjawi się nagle jego tata albo skądś wyskoczy policja i powstrzymają tego człowieka. Nie chciał umrzeć, miał dopiero dziesięć lat. Na tę myśl rozpłakał się jeszcze bardziej.
Nagle dostrzegł, że mężczyzna sięga do kieszeni. Grzebał w niej chwilę, aż w końcu wyciągnął scyzoryk. Niewielki, mały nożyk z czerwoną, plastikową rękojeścią. Michał widywał wiele razy takie scyzoryki w sklepach z tanimi, chińskimi zabawkami.
Mężczyzna rozsunął ostrze i zrobił dwa kroki do tyłu.
— Co… mi chcesz… zrobić? — załkał Michał, po każdym słowie z trudem łapiąc oddech.
— Siedź spokojnie. Nie ruszaj się mały. — odpowiedział z okrutnym uśmiechem napastnik.
Uniósł nad głowę dłoń, w której trzymał scyzoryk, a po chwili zamachnął się i rzucił nożem. Ostrze wystrzeliło niczym pocisk w stronę chłopca i trafiło go w twarz, rozcinając policzek. Trysnęła krew i zaczęła obficie lać się po twarzy Michała, skapując na szyję i brzuch. Chłopiec krzyknął z bólu i z szoku. Łzy mieszały się krwią.
— Cholera… — zawołał mężczyzna jakby zawiedziony. — Celowałem w oko mały, ale spokojnie. Spróbujemy ponownie.
Mężczyzna ruszył w stronę Michała, schylił się i wyciągnął ostrze z policzka chłopaka, powodując kolejną oślepiającą falę bólu i cierpienia. Wrócił na swoje poprzednie miejsce i wykonał następny rzut, jednak teraz trafił go w brodę. Scyzoryk w momencie trafienia złożył się i rękojeść trafiła dodatkowo w dolną wargę. Chłopak krzyczał i szarpał się na krześle, a jego ubrania przesiąkały krwią. Nie czuł już zimna, wręcz przeciwnie spocił się tak, że czuł jak koszulka przykleja się do jego pleców. Kolejny rzut był celny i nóż wbił się w gałkę oczną Michała. Usłyszał ciche PYK, gdy oko zostało przebite, po czym wydał ostatni tej nocy krzyk i stracił przytomność.
1
— Mamo, spójrz! — krzyczała Julia podekscytowana. — To Święty Mikołaj!
— Tak, tak córeczko. Pójdziemy tam, gdy tylko skończymy zakupy. — odpowiedziała Karolina, jej mama.
W holu centrum handlowego rzeczywiście był dzisiaj Święty Mikołaj. Miał na sobie czerwono-biały płaszcz, obszyty złotą nicią, błyszczącą i mieniącą się kolorami w sztucznym świetle, co w oczach dziecka od razu kojarzyło się z magiczną aurą i mocniej przyciągało uwagę. Ustawiono też ogromnych rozmiarów tron, obok stały okazałe figury reniferów wykonane z drewna, a w tle przygrywały z głośników kolędy. Czuć było świąteczną atmosferę bardziej niż kiedykolwiek. Święty Mikołaj brał dzieciaki na kolana i wręczał im słodycze, za drobną opłatą można było usiąść na reniferze i zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie. Julia na ten widok zrobiła oczy wielkie jak spodki od filiżanek i wręcz nie mogła uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Do tego mama właśnie obiecała, że ją tam zabierze. Musi tylko wytrzymać jeszcze jakiś czas, aż zrobią zakupy.
Jednak bardzo szybko zaczęła się niecierpliwić i trochę marudzić, ale mimo wszystko walczyła z samą sobą. Wiedziała, że jeśli się rozpłacze albo co gorsza zacznie krzyczeć, to mama się zdenerwuje i za karę nie pozwoli iść do Mikołaja. Zabierze ją do domu i każe się uczyć pisania, a przecież jest już przerwa świąteczna i nikt nie powinien się w tym czasie uczyć.
Dlatego mimo zniecierpliwienia, starała się jak mogła, aby nie zrobić nic głupiego, co mogłoby zaprzepaścić jej szansę na spotkanie ze Świętym Mikołajem. A chciała mu tyle powiedzieć, poprosić o prezenty, o ten reklamowany zestaw z kucykami, który widziała na kanale z bajkami tyle razy, że całą piosenkę z reklamy nauczyła się na pamięć. Marzyła też o wielu innych rzeczach, ale wiedziała, że nie może prosić Mikołaja o zbyt wiele. Przecież trzeba myśleć też o innych dzieciach, które tak samo jak ona czekają na swoje prezenty i nie może sama zgarniać wszystkich fantów. Ale te kucyki przecież musi mieć. Tak, postanowiła, że poprosi tylko o nie.
Stały z mamą już przy kasie. Wciąż widziała Świętego Mikołaja z daleka przez szybę sklepu. Zaczynała się coraz bardziej niecierpliwić, przebierała nogami w miejscu, jakby rozgrzewała się przed biegiem. W końcu nadeszła ich kolej i kasjerka powoli zaczęła skanować wszystkie produkty. Julia pomagała mamie opróżniać wózek sklepowy i wykładała rzeczy na taśmę, ale cały czas wzrok wlepiony miała w tron w holu. Nagle rozległ się trzask i poczuła coś zimnego i mokrego na nogach.
— Julia! — krzyknęła mama nad jej głową. — Uważaj co robisz!
Dziewczynka oderwała wzrok od Mikołaja i spojrzała pod nogi. Na podłodze leżało pełno szkła, przyozdobionego majonezem. Miała majonez też rajtuzach i butach. Zbladła przestraszona, bo nie patrzyła gdzie odkłada produkty, po prostu upuściła słoik.
— Całe szczęście, że nie spadło ci na stopę. — powiedziała kasjerka z uśmiechem na ustach. Nie wydawała się wściekła. Natomiast mama się nie uśmiechała, wyglądała na zdenerwowaną. To koniec, teraz już jej nie zabierze do Świętego Mikołaja. Julia zaczęła płakać.
— Spokojnie córcia, nie płacz. Nic się nie stało. — powiedziała pocieszająco mama.
— Ale… — zaczęła dziewczynka, ale głos grzązł jej w gardle. — Teraz nie pójdziemy do Mikołaja. — zaczęła płakać jeszcze mocniej.
Mama uśmiechnęła się lekko i wymieniła spojrzenie z kasjerką. Kucnęła i spojrzała jej w twarz.
— Obiecałam, że pójdziemy i dotrzymam słowa. Tylko musimy to wyczyścić. — wskazała na jej pobrudzone majonezem nogi. — I musimy się wrócić po nowy słoik.
Julia nieco się uspokoiła. Cieszyła się, że mama jednak nie robi jej wyrzutów, ale była wściekła na siebie, bo opóźniła całe zakupy i teraz muszą jeszcze dłużej stać przy kasie. Na szczęście kasjerka poprosiła jakiegoś pana w czarnym stroju, żeby przyniósł nowy słoik majonezu. Później dowiedziała się, że był to ochroniarz, czyli ktoś kto pilnuje sklepu przed złodziejami.
Gdy w końcu wydostały się ze sklepu, Julia wręcz pobiegła w stronę tronu Świętego Mikołaja. Niestety i tu ustawiła się kolejka. Rodzice ze swoimi dziećmi czekali na swoją kolej, na samym końcu stanęła Julia, a chwilę później dogoniła ją mama.
Kolejka na szczęście dość szybko przesuwała się do przodu i w końcu nadszedł czas Julii. Mama obserwowała jak jej siedmioletnia córka zmierza w stronę tronu i siada na kolanach Świętego Mikołaja. Rozmawiała z nim przez chwilę, jednak było zbyt głośno i nie słyszała o czym rozmawiają. Za dużo było tu podnieconych głosów dzieci, rozmawiających rodziców i muzyki ze sklepowych głośników. W końcu Mikołaj sięgnął do dużego worka, wyciągnął z niego ogromnego lizaka w kształcie koła ze czerwono-białą spiralą i wręczył go Julii. Dziewczynka zeszła i pobiegła ucieszona do mamy.