E-book
10.72
niteczka

Bezpłatny fragment - niteczka


5
Objętość:
84 str.
ISBN:
978-83-8245-714-8

Dedykacja

Kiedy jeszcze byłam dzieckiem marzyłam by zostać archeologiem.

Nie sądziłam jednak, że z taką starannością przyjdzie mi odkrywać samą siebie.


Drogi Czytelniku!


Książka, którą właśnie trzymasz w dłoniach, zbiera w sobie całe spektrum emocji. Opowiada o walce i niepewności, poznawaniu siebie i nabieraniu wiatru w żagle. Mówi o sile zamkniętej w każdym z nas — wystarczy tylko ją odkryć.

Mam nadzieję, że odnajdziesz w niej cząstkę siebie.


Tę książkę dedykuję każdemu kto dedykacji potrzebuje!

Młodym i zagubionym duszyczkom — Wszystkim, którzy walczą ze swoimi słabościami — Tym przestraszonym i tym potrzebującym otuchy — Smutnym i przygnębionym — Szczęśliwym i tym, którym szczęścia zabrakło — Poszukującym swojej drogi — Niezrozumianym i pełnym zapału.


Wszystkim na raz i każdemu z osobna

Bo nikt z nas nie jest sam

Umysł

Pierwszy dzień lęku

Tego dnia było dość chłodno

Miałam na sobie czarną sukienkę

Czerwoną szminkę na ustach

I czarne buty do połowy łydki


Pamiętam, że marzły kolana

Ręce obszczypały się chłodem

Policzki czerwone

I uszy czerwone

Tak jak czerwieniły się usta


Pamiętam, że emocje opadły

Kamień z serca spadł mi na stopy

Obtłukł zziębnięte mocno palce

Mocniej


Pamiętam, że byłam głodna


Niepotrzebnie

Lękowisko

Wiersz o tym jak potrafi działać strach

I jak dźwięk strun niósł się tęt żył

Jak melodii nurt po piersiach bił

Spijał krew co spływała z dna

Może to więcej niż tylko gra

A może on tylko mi się śnił?


Wiatr po drzewach dął gwiazdy migocą

Wzdłuż i na wskroś ciął — lubił gdy się pocą

Śmiał się w głos w każdą minutę

Kiedy z człowieka zdejmował obwolutę

A krew najlepiej ściekała nocą


Jak nóż wbijał się od stóp do tułowia

Wyciskał z serca miąższ wyciskał słowa

Na żyłach jak na gitarze grał

Wsłuchując się w ton drgających ciał

Co echem wił się przez pustkowia

Geneza

Brzmi niesamowicie intrygująco

Powiedziałabym nawet, że patetycznie

Wywołuje dziwną dumę

Zupełnie tak jakby czyniły wyjątkową


Trzymam się nazbyt kurczowo

I tylko dlatego, że trochę się boję

A chcę i bać się będę

Bo tylko one czynią mnie wyjątkową


„Lęki chodźcie do mnie

Tu Wam będzie jak w domu

Wy małe, maleńkie, bezbronne

Tu naprawdę Wam będzie jak w domu”


I tak jak kulka śnieżna

Z początku mała

Z początku maleńka

Puszczona z wysokiej góry

Wywołuje lawinę

Ramiona lęku

W ramiona lęku wpadałam z tęsknoty

Za domem bezpieczeństwem miłością

Z Tęsknoty za samą sobą

Za dużo we mnie niewiadomych


W ramiona lęku wpadałam z radością

Czułam się wyjątkowa

Lęk był filarem, o który mogłam się oprzeć

Bo stałe było tylko to, że się bałam


W ramiona lęku wpadałam nieświadomie

Bardzo szybko dałam mu się rozgościć

Zakorzenił się we mnie aż do kości

Przeniknął nawet tęsknoty

Zawierucha

Strach, niczym goniec, przyspieszył mi powietrze

Oddech oszalał pożerając płuca z wewnątrz

Nieudolnie łapałam powietrze

Wymykające mi się przez wargi


Hałasowałam, pamiętam

W ten dzień byłam głośna,

a ludziom nie po drodze było się przejmować

Patrzyli z ciekawością, inni z rozczuleniem

jeszcze inni cedzili przez zęby


A ja tylko cedziłam myśli

przez wielkie sito własnych niewiadomych

Kochania

Kocham mój sweter z szerokim golfem

Mimo, że nie jest w groszki

Podobno od dziecka lubiłam groszki

Przynajmniej tak twierdzi moja mama


Kocham krem z selera naciowego

Mimo, że nie pasuje do niego lane ciasto

Nie pasuje też do niego gorzka czekolada

Ale czy to powód by go sobie odmawiać?


Kocham swoje okrągłe biodra

Wcięcie w talii i linię żeber

Nigdy tak naprawdę nie chciałam się odchudzać


Dlaczego się głodzę?

Kamień

Bujając w obłokach

Trafiłam na kamień

Stopami


Próbowałam go

Zmiękczyć dotykiem

Na nic


Ukradkiem szczkałam lekkość obłokom

Kąpałam pod rześkim strumieniem


A kamień?

Z nim się nic nie stało

Kamień na zawsze zostanie

Kamieniem

Mięta

Na obdarte kroki pomaga zielona herbata

Najlepiej ze świeżą miętą

Mięta rozpuszcza strach

Łaskocze od wewnątrz

Otula spokojem

Przynosi oddech bardziej niż pełne talerze

Herbata

Unoszę głowę znad białego kubka

W żyłach jakby płynęła herbata

Musi być mocna

Musi bez cukru

Taka jest dla mnie najszczersza


Lubię kiedy herbata jest ciepła

Wtedy miło otula od środka

Więc śmiało — otulenia głodni

Herbatujmy!


Zziębnięte dłonie układam na kubku

Palce mrowieją od gorąca

Odzyskują krążenie

Wreszcie mogą powrócić do życia

Tryskająca gorącem twarz ucicha

Płuca stymulują oddech


W ciepłej i przyjemnej mgiełce znad kubka

Odzyskuję równowagę


Napijesz się ze mną herbaty?

Woda

Lubię wstrzymywać oddech

Ogromny haust powietrza trzymam w płucach

Kurczowo każdą ich komórką

Zatrzymuję w sobie lekkość


Woda od zawsze mnie uspokajała

By móc patrzeć, dotykać, czuć

Łączyć w sobie piękno przemijania

Uderzać w moment

Kształtować krajobraz

Przynosić ulgę

Być siłą


Puls rozbijam o spieniony lament

W rytm szumu jakim szumieć chciałaby dusza

Z rozedrgania mrowieją mi nawet słowa

Więcej nie będę ich używać


Oto woda

Falująca tafla o ciemnym kolorze

Chłodny dotyk kojący uderzenia gorąca

Delikatne fale, które rozluźniają zaciśnięte mięśnie

Przywracają czucie w zwaciałych nogach


Oto woda

spokojna

głęboko niebieska

przynosząca ulgę

Derealizacja

Mały człowiek w wielkiej maszynie

Ginie


Plącze uliczki

Kaleczy alejki

Wędrując wzdłuż koślawej nogi

Rytmicznie obija wdech o obojczyk

Kołysze się w rytm wskazówek budzika


Mały człowiek w wielkiej maszynie

Przeminie


Wdech

Zatrzymaj powietrze


I wydech

Duch

Siedem

Ulice pachniały porankiem

Tykot chodników rozkołysywał świat

Krzycząc „dzień dobry!” spod połaci płaszcza

Jesień już rozczesała zamglony poniedziałek

Przesuwając przedziałek w stronę października


Poranek może być tak liryczny

Jak ciepły zapach świeżego chleba

Jak chrzęst piasku pod gołą stopą

Świeżo muśniętą przez fale


Poranek może mieć tyle siły

Ile nadziei w gałązkach rozmarynu

Ile niedzieli w poniedziałkowym świtaniu

Ile kasztanów w zgięciu tygodnia


Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.