Upadek
Od dziś będę uprawiał bandycką poezję
i nosił głowę dumnie, gdyż zarówno chleba
zjadacze, jak i wszyscy poeci są teraz
głusi na nędzę, w której żyłem, i na wieszcze
wiersze, które stworzyłem. Sam uderzę w szczękę
skurwiela, który gada wciąż, że pies mnie jebał
i że powinienem już umrzeć śmiercią śmiecia.
Na parnas też dostanę się siłą, siekierę
dzierżąc. Mieszkam tutaj, gdzie czart mówi „dzień dobry”,
a anioł myśli „spieprzaj”. Anioł jest jeden, zaś
wszyscy inni to czarci. Chodząc ulicami
i mijając was, wcale nie robię się mokry.
Przepraszam, w dni upalne nie wiem, czy wycieka
mi tłuszcz spod skóry pleców, czy pocę się jak wy.
Nic nie umoralnia
Dochodzi dziewiąta. Za chwilę zawrze woda
w czajniku. Nim usłyszę gwizd i zoczę parę,
w kubkach, z których ja i brat będziemy pić kawę,
zamienię na mielone ziarna czarny osad,
byś mi coś, czego już nie pamiętam, przypomniał.
Gdy ksiądz lub gospodyni prasuje sutannę,
a matka tu śpi, może sekundnik naprawdę
nie rozmazuje czerni na powierzchni słońca,
czyszcząc każdą z gwiazd. Ojciec szuka butów, koca.
Papieros rejestruje przebieg drżenia dłoni.
Wycieraczka — flaga na brzegu. Ocalony,
znajdź we mnie winę, jeśli chcesz znaleźne dostać:
niezrozumiałą mowę oraz obce gesty.
No, no, tylko nie ziomek, nie stary! Jestem kimś.
Badania układu krążenia są bezpłatne
Raz między Mont Blanc a deltą Rodanu, to znów
między Rysami a Raczkami Elbląskimi,
lecz w lipcu nie myślę o zburzeniu Bastylii,
w maju raczej nie znam swych praw i obowiązków,
w listopadzie zaś sam dokonuję rozbiorów
dzieł wieszczów żywych lub martwych. Pola? Brigitte? Hm…
Ni Francuz, ni Polak, wciąż dążę do ojczyzny,
co nie jest z żadnego ze światów, nie z chaosu,
nie z tego, co będzie po nadchodzącym końcu
wszystkiego. Wam, którzy lubicie pojeść, wypić
i wiecie, kim był Claude jakiś tam i Wybicki —
oddaję dziś hołd wbrew diabłu, wbrew Panu Bogu,
wbrew samemu sobie i zarazem nad wami
wywyższam się, byście ważną lekcję przespali.
Anno Domini 1983
W styczniu umarł francuski aktor komediowy,
mistrz Louis de Funes o lekko orlim nosie.
W marcu w Polsce przyszedłeś na świat ty, Krzysztofie,
z niebieskimi oczami, tu czerwony od krwi,
ówdzie blady. W lipcu, gdy dramat oraz farsa
wciąż w przyrodzie ginęły, pewien Szwab stwierdził, że
katalizator spalin działa w jego bryce.
A bezrobotny w Turcji czekał, aż inflacja
przestanie wzrastać, ale nie dożył tego dnia —
został przywalony przez dąb w trzęsieniu ziemi.
Tam październik to powrót traum. Lubisz spacery?
W dniu, w którym przyznano mi Nobla, żul wyciągał
przemówienia, kupony totka i donosy
z rynsztoku, chcąc zarobić na prezent gwiazdkowy.
Góry dołują
albo
O jakieś cztery przyimki „na” za dużo
Skazą, przekleństwem jest to, że pamiętam wszystkich,
których znałem. Jedni są żywi, drudzy — martwi.
Nawet twarze ludzi na ulicy mijanych
wciąż zapamiętuję. A o mnie nikt nie myśli.
Bóg przerywa mi w czasie aktu strzelistego,
bym był przy was kimś innym, niż jestem naprawdę,
po schodach zaś stacza się bezgłośnie pijaczek,
w którego obecności bliźni nie dziczeją.
Ani spracowanemu mężowi nie dajesz,
ani nie zarabiasz na tę naszą rodzinę.
Masz tylko ładne oczy i niską rencinę,
która nie starcza nawet na czynszu opłatę.
Cała moja wolność to dom. Niczym karp w wannie
czułbym się na salonach, jak i na melinie.
To wcale nie jest tak, że kobiety mam za nic
Lata osiemdziesiąte ubiegłego wieku:
siedzę na murku naprzeciw budynku koszar
wojskowych, w którym obecnie mieści się szkoła.
Nieznana mi dziewczyna, wracając ze sklepu,
kładzie obok mnie paczkę ciastek czy cukierków,
mówi: „Masz, Krzysiu” (dzisiaj bym jej nie rozpoznał),
natomiast ja, nie zajrzawszy nawet do środka,
idę gdzie indziej, dumny, że tego prezentu,
który mógł być przecież trucizną, nie przyjąłem…
Od jakiegoś czasu matka, jedząc cokolwiek,
dławi się. To na tle nerwowym — twierdzi lekarz.
Ani sprawdzian, ani długi marsz jej nie czeka.
To, co kupuje w tajemnicy przed nami, jem
po nocach, by zapomniała, jak ma na imię.
Cała prawda o niejakim Bencalu
Jestem wyrzutkiem spod porąbanego znaku.
Gdziekolwiek pójdę, zdradzają mnie człapy, łachy,
drżenie rąk, kręgi pod oczami, bladość twarzy.
Reakcje ludzi są różne. Ten pieśń Wehrmachtu
śpiewa, tamten się uśmiecha lub pluje, a ów
stawia alkohol, częstuje papierosami.
Honorem się nie ujmę, bo ktoś by mnie zabił