E-book
13.65
drukowana A5
57.68
Nigdy! Nigdy nie poddam się!

Bezpłatny fragment - Nigdy! Nigdy nie poddam się!

TOM I UDOMOWIONA


Objętość:
435 str.
ISBN:
978-83-8104-199-7
E-book
za 13.65
drukowana A5
za 57.68

PROLOG

Łukasz rozłożył papiery na stole w kuchni i pogrążył się w swoim samokształceniu. Dziewczynki, po otrzymaniu od niego zgody, poszły na górę do koleżanki. Tomek siadł przed telewizorem i wtopił się w świat fantazji.

Alicja nie mogła już tego znieść. Czuła się jak powietrze. Równie dobrze mogłaby w tej chwili przestać istnieć i nikt by tego nie zauważył. Po co dzieciom taka matka? Po co Łukaszowi taka żona? Nikt mnie nie zauważa poza chwilami, kiedy czegoś ode mnie potrzebuje! Rozmyślała.

Próbowała zwrócić na siebie uwagę męża. Krzątała się po kuchni specjalnie hałasując, ale bezskutecznie. Miała ochotę czymś w niego rzucić, ale nie potrafiła. Wzięła do ręki tabletki w szklanej buteleczce, które dwa miesiące wcześniej dostała od psychiatry i grzechocząc nimi wyjęła szklankę, którą wypełniła wodą. Z całych sił chciała poruszyć mężem! Do głębi! Do bólu! Takiego, jaki sama odczuwała! Pragnęła, aby ją zauważył. Aby coś powiedział. Cokolwiek. Chociażby zwrócił jej uwagę, aby była cicho. NIC! ZERO REAKCJI!!!

Wyszła, więc z kuchni i poszła do pokoju Tomka. Łóżko stało na wprost drzwi w odległości około pół metra. Położyła się na nim i zaczęła połykać po jednej tabletce. Nie była pewna co robi. Wiedziała tylko, że MUSI COŚ ZROBIĆ!!! Albo nim wstrząsnę. Albo zginę. A wtedy on znajdzie lepszą żonę i jednocześnie matkę dla dzieci. Jej siły już dawno gdzieś zostały pogrzebane. Serce pękało powolutku, ale systematycznie. Nienawidziła siebie gdyż z braku innych środków, czy może bezsilności, wyładowywała swą niemoc na dzieciach czy mężu. Krzyczała wtedy na nich nawet bez powodu. Krótko potem przepraszała dzieci, bo zdawała sobie sprawę, że to nie ich wina. To ona nie potrafiła dogadać się z Łukaszem. Wyczerpała już wszystkie znane jej sposoby reanimacji ich związku. Niestety bez powodzenia. Prosiła o pomoc Martę, którą uważała za swoją najlepszą przyjaciółkę. W odpowiedzi usłyszała:

— To po prostu przemęczenie przedświąteczne. — Rozmawiały przed świętami Bożego Narodzenia.

Rozmowa z ojcem też nic nie dała. Chodziła do psycholożki, która wiedziała o samopoczuciu Alicji, ale również nic nie zrobiła. Psychiatra zaś, obcesowa i pobieżna, wypisała tabletki nasenne, które teraz Alicja trzymała w ręku. Nigdy wcześniej ich nie brała. Nie chciała zasnąć tylko uporać się z patową sytuacją. Teraz poczuła się tak bardzo samotna, opuszczona, niepotrzebna a wręcz przeszkadzająca, że w końcu sięgnęła po psychotropy. Nareszcie się przydadzą. Pomyślała.

Czas płynął a nikt się nią nie interesował, więc zaczęła brać po dwie tabletki, żeby coś zaczęło się dziać. Usłyszała, że zbliża się mąż. Poznała go po sposobie chodzenia. Zupełnie inaczej stawiał kroki niż dzieci. Zamknęła oczy. Obok niej stała szklanka z wodą i buteleczka z lekami, a w dłoni trzymała tabletki. Teraz już wszystko się zmieni. Łukasz zareaguje. Wystraszy się i będzie już tylko lepiej. Ta naiwna myśl przeszyła jej umysł niczym strzała. Słyszała jak wszedł… Chwilę postał i… WYSZEDŁ!!! TAK PO PROSTU???!!!… Wyszedł?! Była zdruzgotana! Przecież widział! Musiał widzieć, że mam tabletki! Nic go to nie obchodzi?!… To nie ma sensu! Muszę wrócić! Trzeba się ratować! Co będzie z Tomkiem???… On go odda!!! Boże! Co ja zrobiłam???!!! Błagam ratuj! Wybacz!!! Pomóż!!!! Panika wypełniła jej umysł i serce. Ale życie ulatywało stopniowo z jej osłabionego ciała. Z wysiłkiem, chwiejnym krokiem poszła do kuchni. Wzięła słuchawkę i wolno wróciła do pokoju. Wykręciła numer Marty.

— Cześć, … wzięłam tabletki… nasenne… — Z trudem wypowiadała każde słowo. Miała wrażenie, że odpływa.

— Alicja? Co??? CO ZROBIŁAŚ???!!! — Przyjaciółka nie dosłyszała. A może nie wierzyła w to, CO usłyszała?

— Wzię-łam… dwa-dzieś-cia… kil-ka… ta-ble-tek… na-sennych — Mówiła wolno i niewyraźnie. Obrazy przed oczami rozpływały się. Nogi zamieniły się w watę tracąc możliwość utrzymania jej ciała.

— Jest tam Łukasz?! — Usłyszała krzyk w słuchawce. — Coś ty zrobiła?! Daj mi go natychmiast!

Zbierając resztki sił przesuwała się z wolna w stronę kuchni. Bez słowa oddała słuchawkę mężowi. Mimo pewnej odległości od niego wyraźnie słyszała krzyk koleżanki. Wszystko było już jej obojętne. Oddała swój los w ich ręce… i Boga. Nie potrafiła znaleźć lepszego rozwiązania. Zresztą nie miała w planach samobójstwa. Chyba… To wszystko wyszło samo, jak impuls… Może musiało do tego dojść? Żeby wszyscy wreszcie zrozumieli, że NAPRAWDĘ JUŻ NIE MOŻE TAK ŻYĆ?!

— Coś ty zrobiła? Zwariowałaś?! Idiotka!!! Idź do ubikacji i wyrzygaj to wszystko!!! — Mąż wrzeszczał na nią. Był wściekły. Jeszcze nigdy go takim nie widziała. Nie tego oczekiwała. Teraz już tylko chciała spokoju!

— Nie mogę… nie dam… rady…

Niewiele do niej docierało z tego, co się wokół działo. Wszystko istniało jakby w innym, równoległym świecie. Jak we mgle pamięta powrót dziewczynek i krótkie zdanie Łukasza do dzieci:

— Mama jest chora. Może umrzeć!

Słaniając się na nogach i wspierając płynnych ścian, dotarła do ubikacji. Padła przy muszli i próbowała zwymiotować, ale bezskutecznie. Pojawił się przy niej Tomek. Bełkoczącą mową poprosiła go, aby zaprowadził ją do pokoju. Chłopiec miał piętnaście lat i dość obojętne podejście do otoczenia. Być może był to jego nieświadomy pancerz przed niszczącym jego uczucia światem zewnętrznym? W pokoju pomógł jej usiąść na łóżku.

— Tomku… chodź tu… to już… koniec… — Miała nadzieję, że rozumie jej bełkot. Czasu było coraz mniej gdyż ktoś, czy coś, unosiło ją ku górze… Dławiło ją pragnienie przytulenia dzieci… Jednocześnie modliła się: Boże wybacz…! Pomóż!!! Siły ją opuszczały. Wszystko wokół spowijała gęsta mgła. Alicja poczuła się wyobcowana, niemal ujęta w margines życia. Jakby otoczona bańką powietrzną, która unosiła ją w górę i chroniła od niszczących żywiołów. Jednocześnie chciała odpłynąć i pogrążyć się w nicości a zarazem zostać i otoczyć opieką swoje dzieci. Tak bardzo było jej żal… Żal dzieci, siebie, małżeństwa… Nie dokończyłam… Pomyślała.

Tomek podszedł do niej, ale chwilę potem tuż obok pojawił się jakiś wielki mężczyzna i kobieta. Prawdopodobnie lekarka, która zrobiła jej zastrzyk mówiąc:

— Co pani narobiła?! Ma pani dzieci! — Jej głos był daleki i obcy. Nieprzyjazny. Wręcz wrogi. Mówiła coś jeszcze, ale niewiele do Alicji docierało. W tym czasie lekarka uparcie powtarzała:

— Nie wolno pani spać! Proszę nie zamykać oczu! — Ukłucie nie zrobiło na Alicji żadnego, jakby już straciła ciało i wszelkie czucie w koniuszkach nerwowych. Mężczyzna, szybkim i zdecydowanym gestem, chwycił ją mocno pod pachy i zaprowadził do łazienki. Nie była w stanie iść sama, nogi ciągnęły się za nią niczym bezwładne dwa kikuty.

— Niech pani to wypije do dna. — Podsunął jej szklankę mętnej wody do ust gdy zatrzymali się nad umywalką. Ohyda! Prawie sama sól! Zdołała zarejestrować przebłyskiem świadomości. Wlewał w nią płyn na siłę. Potem stanął za nią. Mocno i energicznie ścisnął za brzuch. Niewiele to dało. Wypluła zaledwie jedną tabletkę.

Jak z oddali docierały do niej jakieś głosy, krzątanina, zamęt… Ona chciała tylko spać.

— Nie wolno pani spać! Proszę otworzyć oczy! Nie wolno spać! — Brzmiało jej w głowie czyjeś słowa, niczym refren piosenki.

Pamięta jak ktoś założył jej z trudem buty i narzucił płaszcz na ramiona. Zimne powietrze. Czyjeś ramiona prowadzące ją do samochodu. Pasy krępujące jej bezwładne ciało i czyjeś ręce podtrzymujące chwiejące się ciało. Długa jazda. Przeraźliwe wycie syreny i znów droga jak przez mgłę… Wszystko tak długo trwa. Dlaczego nie pozwolą mi spać? Nareszcie CHCĘ spać… — Te myśli były jednocześnie jej i nie jej. Dziwne uczucie, jakby stała obok siebie i oglądała film.

Nareszcie leży. Wokół jakieś aparaty. Pełno kabli podłączonych do jej ciała. Nagle przy jej łóżku siada Marta. Ma łzy w oczach, zatroskany wyraz twarzy i niemal szepcze do niej ciepłe słowa:

— Kochanie, jak się czujesz? … — Coś mówi. Słowa, słowa, słowa, wiele słów… Ale docierają do niej tylko ich strzępy. Coś bełkocze, sama niewiele rozumiejąc tego, co mówi. Marzy tylko o śnie… A tu z kolei pojawia się mąż.

— Przyniosłem ci kilka niezbędnych rzeczy.

Nic już więcej nie pamięta. Mamrocze, aby ją zostawili. Chce odpocząć.

TOM I UDOMOWIONA

I NOWY ZNAJOMY

Znajdujesz to czego szukasz umyka ci to co zaniedbujesz.

Sokrates

SIEDEM LAT WCZEŚNIEJ

Witaj Alicjo!
Mam na imię Łukasz i piszę do Ciebie z Wrocławia. Zapisałem się do biura „Spełnione marzenia” i szczerze mówiąc Twoja oferta spodobała mi się najbardziej ze wszystkich. Marzę o tym, żeby spotkać właśnie taką osobę jak Ty. Bardzo lubię dzieci i bardzo chcę je mieć. Przedstawię się skrótowo: kawaler, 175/68, szczupły, sympatyczny, już niestety z „wysokim czołem” i „oszronionymi włosami” (ciemny blond). Wykształcenie średnie. Niepalący, niepijący. Charakter bardzo spokojny, wyrozumiały, ugodowy, wrażliwy (za bardzo), czuły, odpowiedzialny, bardzo zdecydowany na założenie szczęśliwej, kochającej się rodziny

Pracuję we własnej 1-osobowej firmie usługowej o dobrych perspektywach i sporych dochodach. Pracy mam pod dostatkiem i jestem absolutnie spokojny o przyszłość finansową czy mieszkaniową.

Bardzo bym się cieszył gdybyś odpisała na mój list, mógłbym napisać więcej o sobie, przesłać fotografię. Gdybyś jednak nie była zainteresowana, to bardzo proszę Cię, nie odpisuj — takie listy odmowne są bardzo przykre.

Bardzo gorąco i serdecznie pozdrawiam Ciebie Alicjo i Twoje dziecko i czekam z nadzieją na Twój list.

Łukasz


Był to jeden wśród wielu listów, które Alicja dostawała z biur matrymonialnych, a do których pisała za namową matki. Początkowo wymyślała różne historyjki: że wysyła oferty, że się zapisała itd. Jednak matka nie wierzyła jej. Chciała widzieć dowody: dokumenty z biur, propozycje, listy. Dla córki było to poniżające. Czuła się jak towar wystawiany na sprzedaż. Od razu przypominała sobie serial, który oglądała dawno temu o losach pięknej Andżeliki. W tamtych czasach nie było zbyt wielkiego wyboru w telewizji. Dla nastolatki opowieści te były swego rodzaju odskocznią od szarej rzeczywistości: kolorowe, z przygodami, pięknymi pejzażami, strojami. Wówczas pachniały one świeżością, przestrzenią i, dość paradoksalnie, wolnością. Dziś już taki film nie przykułby jej uwagi. W jednym z odcinków śliczną bohaterkę sprzedawano na targu (czasy handlarzy niewolników). Alicja także czuła się jak taki żywy towar. Zmieniły się tylko trochę formy sprzedaży. Zasada została ta sama. Nie interesowały ją pobudki i odczucia mężczyzn biorących w tym udział. Uważała, że mimo wszystko towarem w tym biznesie były przede wszystkim kobiety, ale nie zastanawiała się nad powodem takiego osądu. Nie wyobrażała sobie wiązać się z mężczyzną z rozsądku. Chciała kochać i być kochaną! Czy można pokochać kogoś z obowiązku? Kiedyś odebrano jej możliwość kochania, teraz stopniowo malały jej szanse i nadzieje na taki związek. Chciała poświęcić się dziecku, które bardzo kochała. Chciała być dla niego ojcem i matką. I mimo fizycznego braku ojca, dać mu tyle miłości, ciepła rodzinnego i troski, aby nigdy nie czuł się skrzywdzony przez los. Ale… brakowało jej doświadczenia w tej kwestii i może, dlatego wierzyła, że jej marzenia, mimo wszystko, są realne. Czas pozwolił jej poznać wszelkimi zmysłami jak bardzo się myliła. Ale… nie wybiegajmy tak daleko w przyszłość. Wróćmy do błogiej niewiedzy.


Z czasem matrymonialnej korespondencji, matka nabrała apetytu na obcokrajowców. W nich upatrywała szczęście młodej kobiety. Sama zapisała córkę do takiego biura i sama wybierała jej mężczyzn. Problem tkwił przede wszystkim w języku. Alicja uczyła się angielskiego. Jednak więcej rozumiała z listów niż odważyłaby się z kimś rozmawiać. Na szczęście takie kontakty opierały się przede wszystkim na korespondencji. Sama więc tłumaczyła z angielskiego na polski i odwrotnie. Często właśnie w tym upatrywała swój ratunek tłumacząc mamie listy tak, jak było jej to wygodne. Nie mogła jednak odrzucać wszystkich propozycji. Wybierała więc te, które dawały jej szansę poznania świata i ludzi a niekoniecznie nawiązania bliższej znajomości. Wiele ukrywała przed matką i przed mężczyznami. Po prostu lawirowała między przymusem a własnym wyborem. W końcu muszę się jakoś bronić przed narzuconym małżeństwem! Myślała, wierząc w słuszność swoich poczynań. Będąc w nieciekawej sytuacji, nie miała wielkiego wyboru. Zajmowała pokój, razem z synem, w mieszkaniu rodziców. Bardzo jej to ciążyło. Rodzicom, z pewnością, jeszcze bardziej. Dlatego, dla świętego spokoju, słuchała matki. Przynajmniej w tej trudnej sprawie. Sama dla siebie chciała tylko dobrej pracy i niewielkiego mieszkanka. Nie pragnęła mężczyzny, przestała wierzyć w swoje szczęście w tej dziedzinie. Owszem, jej odwieczne marzenie to własna, pełna i szczęśliwa rodzina, której fundamentem miała być miłość i partnerskie stosunki między małżonkami, a bezpieczeństwem — dobra praca dla obojga i izolacja od najbliższych, czyli oddzielne mieszkanie. Zawsze też marzyła o domku gdzieś na peryferiach miasta. Oby z dala od centrum, bliżej przyrody, ale i nie za daleko większej aglomeracji.

Była właśnie przed podjęciem decyzji czy wyjść za mąż za Holendra szukającego żony Polki, która pomogłaby mu również w prowadzeniu niewielkiej własnej firmy? Bardzo mało wiedziała na jego temat, nie znała go nawet ze zdjęcia! Rozmawiała przede wszystkim z Polką, która w podobny sposób zawarła związek małżeński i mieszkała po sąsiedzku z owym zainteresowanym. A przy tym bardzo nakłaniała Alicję na ten związek. Opowiadała jej świetlaną przyszłość i bezpieczeństwo u boku tak statecznego, był dużo starszy od Alicji, i dobrego Holendra. Może miała w tym swój własny interes? Alicja wietrzyła w tym jakiś podstęp, dlatego szukała polskiej alternatywy dla cudownej propozycji, do której matka zapałała szczególną sympatią. Córka natomiast, płakała po nocach, tuliła syna i modliła się o inne rozwiązanie niż wyjazd do zupełnie obcego kraju. I właśnie wówczas przyszedł ten list. Poczytała to za zrządzenie losu. Mimo wszystko, wolała wyjechać z miasta niż z kraju! Dlatego też odpisała na niego, mimo ostrego sprzeciwu matki, której nie udało się temu zapobiec, np. porwać list. Jednak wcześniej zadzwoniła do kandydata, widząc w tym pewną asekurację dla swych działań przed ewentualną ingerencją matki. I tak do niejakiego Łukasza wysłała list zachęcający do dalszego kontaktu. Głównie chciała uzyskać odpowiedzi na nurtujące ją pytania:

„(…) jak wyobraża sobie Pan swoją rodzinę? jaka powinna być Pana żona (w pańskich oczach)? czy lubi Pan dzieci? co Pana najbardziej interesuje (hobby)? co robi Pan w wolnym czasie?”

W niespełna tydzień przyszła odpowiedź. Otwierając ją Alicja była trochę zdenerwowana.


Witaj Alicjo!
Bardzo dziękuję Ci za lis. Jak widzisz, uporczywie zwracam się do Ciebie per „TY”. Przepraszam, jeżeli Cię to razi, ale myślę, że tak jest lepiej, jakoś bliżej. Nie jesteśmy sobie już tak zupełnie obcy. Coś nas łączy — chociażby to, że oboje poszukujemy tej drugiej osoby do pary. Byłoby mi bardzo miło, gdybyś chciała zwracać się do mnie po imieniu

Postaram się odpowiedzieć na Twoje pytania (czy wątpliwości). Oczywiście będzie to skrótowo, bo niektóre odpowiedzi są na wiele długich rozmów i żaden, nawet najdłuższy list nie zastąpi jednego spotkania i rozmowy „w cztery oczy”.

Nie czułem się „niepocieszony”, gdy zadzwoniłaś. Na pewno zaskoczony — nie spodziewałem się tak szybkiej odpowiedzi, a raczej czekałem na list. Może trochę zaspany. A w ogóle — tak szczerze mówiąc — niezbyt lubię rozmawiać przez telefon. Zawsze mogą pojawić się jakieś niedomówienia, jakieś niewłaściwe słowo itp. W liście zresztą też. Najlepsza jest bezpośrednia rozmowa. Można wówczas przepytać, skorygować jakieś wątpliwości.

Oczywiście bardzo chciałbym spotkać się z Tobą i z Twoim synkiem (czy możesz napisać ile ma lat i jak ma na imię?). Chętnie przyjadę do Ciebie, najlepiej w niedzielę, raczej pociągiem.

Nie gniewaj się, ale najpierw chciałbym też trochę dowiedzieć się o Tobie (ja już drugi list piszę o sobie). Przede wszystkim, jaki masz charakter? Bo to, co w środku, jest dla mnie najważniejsze. Szukam osoby niekonfliktowej, zgodnej, cieplej, czułej, serdecznej. Ponieważ jestem człowiekiem wrażliwym, ciężko byłoby mi z osobą kłótliwą, ciągle narzekającą na wszystko. Jestem optymistą o pogodnym usposobieniu. Staram się patrzeć na ludzi „z sercem”, widząc przede wszystkim ich dobre strony. Każdy przecież ma jakieś wady (wyłączając świętych).

Nie mam zbyt dużych wymagań od przyszłej żony. Chciałbym żeby miała dobre serce i odwzajemniała moje uczucie. Jestem bardzo ugodowy i nie chciałbym niczego narzucać. Wszystkie sprawy przyszłego związku chciałbym uzgadniać z partnerką: miejsce zamieszkania, praca, wychowanie dzieci, spędzanie wolnego czasu. Myślę, że moje wyobrażenia na temat przyszłej rodziny są bardzo podobne jak zdecydowanej większości ludzi, którzy się pobierają. Jeżeli masz jakieś obawy w tej kwestii, to może zadaj konkretne pytania.

Jedna ważna sprawa — zawsze chciałem mieć dzieci. Zrezygnowałem nawet z kontaktów z kobietami, które pragnęły jedynie mężczyzny. Małżeństwo bez dzieci jest niepełne i jakby smutne. Pragnę mieć ich dwoje i w związku z tym mam do Ciebie ważne pytanie: czy w tej chwili wykluczasz możliwość posiadania w przyszłości jeszcze jednego dziecka? Oczywiście w sytuacji gdybyś uznała, że są ku temu warunki i czujesz się bezpieczna?

Wolny czas, to jest akurat coś, czego mam bardzo mało, ale z wyboru. Mogę sobie zrobić wolne, kiedy chcę, ale muszę trochę popracować, żeby zarobić na samochód, a później na większe mieszkanie. Chętnie spędzałbym czas z żoną i dziećmi. Najbardziej lubię aktywny wypoczynek na łonie przyrody — las, woda, słońce. Lubię pływać, grać w piłkę (chciałbym z synem). W domu lubię czytać książki psychologiczne. Fascynuje mnie moja praca, a w niej najbardziej interesują mnie anteny satelitarne, którymi zająłem się dopiero pół roku temu. Wysyłam Ci zdjęcie. Co prawda nie prosiłaś o nie.

Czy może również dla Ciebie najważniejsze jest wnętrze człowieka? Bardzo Cię proszę, Alicjo, napisz coś o sobie.

Serdecznie i gorąco pozdrawiam Ciebie i Twojego synka.

Łukasz


List wydał się jej optymistyczny, przyjazny i ciepły. Wiedziała, że pierwsze wrażenie jest bardzo ważne i często decydujące. Mimo to pamiętała o rozsądku. Postanowiła więc, że spotka się z nim i dopiero wówczas będzie mogła mieć jakąś bardziej rzeczywistą opinię. Lecz najpierw konieczna była informacja zwrotna do mężczyzny.


Witaj Łukaszu,

Dziękuję Ci za list i telefon. Nie wiem czy któraś kobieta mówiła Ci, że masz bardzo ciepły głos, a listy, które piszesz są… równie miłe i przyjazne. Ciężko mi jest zacząć. Myślę, że najlepiej będzie, jeśli napiszę Ci o czymś, co mnie męczy już od kilku godzin. Jedną z moich wad jest fakt, że często najpierw działam lub mówię, a dopiero później myślę, czy było to słuszne. Podobnie było z zaproszeniem Ciebie do mojego miasta. Mam jednak nadzieję, że nie będziesz miał mi tego za złe. Chodzi o to, że mieszkam z moją rodziną, a szczerze mówiąc, to ja mieszkam kątem u nich. Lokal jest bardzo mały. Nie chciałabym robić z naszego spotkania, i to pierwszego!, wielkiego wydarzenia. Obawiam się niepożądanych złudzeń, nadziei itd. Podobnie jak Ty, miałam już swoje doświadczenia z różnymi uczuciami i reakcjami. Doświadczyłam też kilku bardzo nieprzyjemnych sytuacji. W związku z powyższym mam nadzieję, że równie miło możemy spędzić te kilka godzin gdzieś w kawiarni. Oczywiście pójdziemy na obiad i na spacer z moim urwisem. Jest to 6-letni chłopiec o imieniu Tomek. Jest bardzo sympatyczny, inteligentny, ale równocześnie bardzo żywiołowy i odważny. Zdaję sobie sprawę, że coraz bardziej potrzebuje ojca. Jak na razie mam z nim trochę kłopotów, głównie z dyscypliną. Wiem, że przyczyną jest między innymi wspólne mieszkanie z rodziną. Kiedy mieszkaliśmy tylko sami, przez okres dwóch lat w hotelu pracowniczym, było zupełnie inaczej. Wówczas byłam dla niego autorytetem. Przykro mi o tym pisać, ale czuję, że powinnam. Mam nadzieję, że Ciebie nie przestraszyłam. Prawdę mówiąc, z rozrzewnieniem i nutką nadziei czytałam, że lubisz grać w piłkę i chciałbyś to robić z synem. Jestem pewna, że Tomek również bardzo by tego chciał. Wiem, że on mnie bardzo kocha, ale kończy się w jego wieku czas, kiedy wystarcza mu miłość i troska matki. Bardzo staram się zastąpić mu ojca i… jest mi coraz trudniej. Tym bardziej, że ja sama potrzebuję wsparcia, szczerej rozmowy z przyjacielem czy po prostu przytulenia się do kogoś, kto mi dobrze życzy. Mam fantastycznych przyjaciół, rodzinę, ale to nie to samo… Myślę, że wiesz, co mam na myśli

Pisałeś, że jesteś wrażliwy (za bardzo). Obawiam się, że nie rozumiem tego zdania. Ale zanim mi to wyjaśnisz napiszę, zgodnie z obietnicą, trochę o sobie.

Jestem szczera, czuła, również wrażliwa i bardzo kobieca. Moje zainteresowania to: sztuka, przyroda, muzyka, literatura. Dzięki książkom psychologicznym i pozytywnego myślenia lepiej rozumiem świat i siebie. Wiele nauczyłam się z nich jak radzić sobie w szczególnie trudnych sytuacjach oraz jaki wpływ ma dzieciństwo (m.in. wychowanie) na kształtowanie osobowości. Pozwoliły mi również przewartościować moje życie. Oczywiście popełniam jeszcze wiele błędów, chyba jak każdy, ale nie są one już tak niezbite i wciąż staram się pracować nad sobą. Bardzo lubię ten okres mojego życia: był wysoce kruchy i trudny, ale, jak zapewne wiesz… „W ogniu doświadcza się złoto, a ludzi miłych Bogu w ogniu utrapienia”.

Skończyłam szkołę artystyczną i techniczną, i umiem robić intarsję — trudną, piękną i chyba już zanikającą sztukę malowania w drewnie. Zawsze marzyłam, że będę malarką albo pisarką, ale zabrakło mi… pieniędzy i warunków na dalszą naukę. Mimo to wciąż tli się we mnie iskierka nadziei. Kocham ludzi a jednocześnie boję się ich. Strach odczuwam głównie wobec… mężczyzn. Jednak mam wrażenie, że Tobie mogę zaufać. W końcu komuś muszę… i chcę!

Chętnie zajmuję się zajęciami domowymi: gotowanie, sprzątanie, szycie, wychowywanie synka. Uwielbiam piec ciasta. Wbrew pozorom nie jestem odludkiem, dlatego też chętnie przebywam w towarzystwie, ale nie garnę się do nich na siłę. Środowisko, w którym chętnie przebywam starannie dobieram i unikam otoczenia, gdzie nie jestem lubiana czy rozumiana.

Chciałabym bardzo tworzyć wspólnie z partnerem, ciepły, przyjazny dla wszystkich dom. Jest to dla mnie tym cenniejsze, że jedynie dwa razy w życiu doświadczyłam takiej atmosfery. Mimo, że bywałam w bardzo wielu różnorodnych środowiskach. Dlatego też zdaję sobie sprawę jak cenna jest taka właśnie rodzina. Jest to naprawdę wyjątkowa atmosfera, która przyciąga ludzi jak magnes, a jego ciepło rozgrzewa nawet w największy mroź najbardziej zmarzniętych uczuciowo samotników. Nie wiem czy potrafiłabym to zrobić, ale mam nadzieję, że tak i bardzo tego pragnę!

Pytałeś mnie o dzieci. Moim ideałem zawsze była rodzina dwa+dwa, chociaż wiem, że nigdy nie usunęłabym dziecka ponad w/w wzór. Chcę mieć jeszcze dziecko, mimo że moja pani ginekolog powiedziała mi, że to już za późno! Moje pragnienie wypływa z faktu, iż niedane mi było cieszyć się pierwszymi miesiącami (ciąża) i latami macierzyństwa tak jak o tym marzyłam. Nie mogłam bowiem dzielić się radością „tworzenia nowej istotki” z bliską sercu osobą. Poza tym mój Tomek też upomina się o rodzeństwo! Chce mieć braciszka albo siostrzyczkę. I jeszcze jedno za. Zawsze sądziłam, że jest to piękna forma obdarowania szczęściem swojego partnera. Jeśli więc będzie mi dane podarować Tobie owoc naszego związku — to będzie to również dla mnie wielkim szczęściem. Zdaję sobie sprawę, że sprawy, które poruszam są bardzo na wyrost ale, w zasadzie, przecież w tym celu korespondujemy.

Zajrzałam do Twojego listu i dostrzegłam teks o Twoim optymizmie. To mnie bardzo cieszy, bo i ja przybrałam taką postawę i takiej osoby zawsze szukałam.

Mogłabym jeszcze wiele pisać, ale nie chcę Cię zanudzać. Wolałabym odpowiadać na pytania lub oczywiście porozmawiać osobiście. Nie wiem, co tak naprawdę chciałbyś wiedzieć o mnie. Mam nadzieję, że już mnie lepiej poznałeś i że nie odstraszyłam Cię tym listem. Jeśli jednak jest coś, co sprawiłoby, że nie chcesz kontynuować naszej znajomości — to powiedz mi to przez telefon, nie czekaj niepotrzebnie i nie rób mi złudnych nadziei. Kończąc pozdrawiam Cię serdecznie i z niecierpliwością oczekuję naszego spotkania.

Alicja

MAMA

Pisząc do niego, trochę obawiała się, że zbyt odsłoniła się już na początku znajomości. Zawsze była do bólu szczera, nie koloryzowała i sądziła, że taka postawa daje najlepsze perspektywy. Również tego samego oczekiwała od innych. Po zaklejeniu koperty obracała ją w rękach zastanawiając się nad jej zawartością a właściwie nad tym jak zostanie przyjęty przez odbiorcę. Postanowiła zaryzykować i sprawdzić jego reakcję. Musiała poczekać na nią jeszcze około tygodnia, może trochę dłużej. Uznała jednak, że warto, zważywszy, że zbliżał się termin rozmowy z Polką z Holandii.

Bezowocne poszukiwanie pracy już od przeszło roku, coraz częstsze awantury w domu i mozolne wydeptywanie ścieżek w sprawie mieszkania odbierało Alicji wszelkie nadzieje na lepszą przyszłość. Matka męczyła ją, żeby dała sobie spokój z Łukaszem i wyjechała do Holandii.

— Tam będziesz żyła jak pani. Bogaty mąż, mieszkanie. Tomek też będzie miał lepsze warunki. Nie wiesz jeszcze, co to znaczy męczyć się w tym kraju z rodziną. Przecież tu nawet nie masz pracy i mieszkania. — Przekonywała ją matka.

— Bogaty! Bogaty! Tobie tylko kasa w głowie! Na pewno jeszcze będę musiała wysyłać ci pieniądze! A on akurat na to pozwoli! Już to widzę!

— Sama nie płacisz za wszystko, to wydaje ci się, że to takie proste. Pieniądze są bardzo ważne!

— Wiem, że są ważne, ale nie najważniejsze! Mamo! Ja chcę być z kimś, kogo znam, chociaż trochę i choć trochę lubię! Skąd wiesz, co to za pryk? Starszy ode mnie o ponad dziesięć lat! Nawet nie wiem jak wygląda, jaki ma charakter! Może zrobi ze mnie swoją służącą?! Może wyrzuci Tomka…? — Alicja była bliska płaczu. Już widziała w wyobraźni najgorsze obrazy w miejscu, w którym nigdy nie była. Co ją tam czeka? Do kogo się zwróci? A jeśli to wszystko, to jakaś ułuda?! Już kiedyś próbowano ją wywieźć do Agencji Towarzyskiej w Holandii…!!!! W ostatniej chwili pomogli jej uciec! Teraz, dobrowolnie ma się tam pchać??? Nigdy w życiu!!! Strach znów zajrzał jej w oczy, a brak zrozumienia u matki i troska o syna jeszcze bardziej ją dołowały!!!!

— Tobie się wydaje, że teraz masz czas jeszcze na miłość. Już się dość nakochałaś! I co ci z tego przyszło?! Wykorzystał cię i rzucił! Kim teraz jesteś?! Zwykłą kur…! — Matka już wpadła w szał wulgaryzmów! Nie dość, że wciąż przypominała jej najsmutniejsze wypadki z jej życia to jeszcze ją poniżała. Odbierała chęć życia!!! Gdyby nie Tomek….!!!!

— Przestań! Nie chcę tego słuchać! — Alicja próbowała wyjść z pokoju, ale matka wepchnęła się między nią i drzwi, i próbowała posadzić ją na stojącym obok krześle. Zaczęły się szarpać.

— Właśnie, że wysłuchasz! Zasłużyłaś sobie! Co mi zrobiłaś? Tylko wieczna męka z tobą! Wpędzisz mnie do grobu! I ten twój bękart!

Twarz matki wykrzywiła się w grymasie obrzydzenia. Krzyczała coraz głośniej. Alicji serce zaczęło bić jak oszalałe a myśli oscylowały na zmianę wokół syna, Samuela, Holandii… Synek! Gdzie moje dziecko? Boże! Spraw, żeby niczego nie słyszał i niczego nie pamiętał! Błagam Cię! Mnie możesz zniszczyć, ale nie Jego! Proszę Cię! Ocal moje dziecko! Czuła, że zaczyna panikować i przekonywała samą siebie do opanowania. Matka tymczasem kontynuowała swój monolog.

— Jesteś zakałą naszej rodziny! Szkoda, że nie wysłałam cię do wariatkowa, gdy była okazja! Tam jest twoje miejsce. Po co cię broniłam jak ojciec cię bił? Lepiej by było gdyby cię zabił! Nie byłoby teraz tych wszystkich problemów! Teraz bym spokojnie żyła! A tego bękarta to powinnaś oddać do domu dziecka! Słyszysz mnie?! Masz natychmiast dzwonić do tej babki w Holandii i powiedzieć, że tam pojedziesz! Nawet jutro!

— Wypuść mnie i przestań wyzywać moje dziecko. Ono niczemu nie jest winne!

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 13.65
drukowana A5
za 57.68