E-book
14.7
drukowana A5
67.24
Nigdy! Nigdy nie poddam się!

Bezpłatny fragment - Nigdy! Nigdy nie poddam się!

TOM I UDOMOWIONA


Objętość:
435 str.
ISBN:
978-83-8104-199-7
E-book
za 14.7
drukowana A5
za 67.24

PROLOG

Łukasz rozłożył papiery na stole w kuchni i pogrążył się w swoim samokształceniu. Dziewczynki, po otrzymaniu od niego zgody, poszły na górę do koleżanki. Tomek siadł przed telewizorem i wtopił się w świat fantazji.

Alicja nie mogła już tego znieść. Czuła się jak powietrze. Równie dobrze mogłaby w tej chwili przestać istnieć i nikt by tego nie zauważył. Po co dzieciom taka matka? Po co Łukaszowi taka żona? Nikt mnie nie zauważa poza chwilami, kiedy czegoś ode mnie potrzebuje! Rozmyślała.

Próbowała zwrócić na siebie uwagę męża. Krzątała się po kuchni specjalnie hałasując, ale bezskutecznie. Miała ochotę czymś w niego rzucić, ale nie potrafiła. Wzięła do ręki tabletki w szklanej buteleczce, które dwa miesiące wcześniej dostała od psychiatry i grzechocząc nimi wyjęła szklankę, którą wypełniła wodą. Z całych sił chciała poruszyć mężem! Do głębi! Do bólu! Takiego, jaki sama odczuwała! Pragnęła, aby ją zauważył. Aby coś powiedział. Cokolwiek. Chociażby zwrócił jej uwagę, aby była cicho. NIC! ZERO REAKCJI!!!

Wyszła, więc z kuchni i poszła do pokoju Tomka. Łóżko stało na wprost drzwi w odległości około pół metra. Położyła się na nim i zaczęła połykać po jednej tabletce. Nie była pewna co robi. Wiedziała tylko, że MUSI COŚ ZROBIĆ!!! Albo nim wstrząsnę. Albo zginę. A wtedy on znajdzie lepszą żonę i jednocześnie matkę dla dzieci. Jej siły już dawno gdzieś zostały pogrzebane. Serce pękało powolutku, ale systematycznie. Nienawidziła siebie gdyż z braku innych środków, czy może bezsilności, wyładowywała swą niemoc na dzieciach czy mężu. Krzyczała wtedy na nich nawet bez powodu. Krótko potem przepraszała dzieci, bo zdawała sobie sprawę, że to nie ich wina. To ona nie potrafiła dogadać się z Łukaszem. Wyczerpała już wszystkie znane jej sposoby reanimacji ich związku. Niestety bez powodzenia. Prosiła o pomoc Martę, którą uważała za swoją najlepszą przyjaciółkę. W odpowiedzi usłyszała:

— To po prostu przemęczenie przedświąteczne. — Rozmawiały przed świętami Bożego Narodzenia.

Rozmowa z ojcem też nic nie dała. Chodziła do psycholożki, która wiedziała o samopoczuciu Alicji, ale również nic nie zrobiła. Psychiatra zaś, obcesowa i pobieżna, wypisała tabletki nasenne, które teraz Alicja trzymała w ręku. Nigdy wcześniej ich nie brała. Nie chciała zasnąć tylko uporać się z patową sytuacją. Teraz poczuła się tak bardzo samotna, opuszczona, niepotrzebna a wręcz przeszkadzająca, że w końcu sięgnęła po psychotropy. Nareszcie się przydadzą. Pomyślała.

Czas płynął a nikt się nią nie interesował, więc zaczęła brać po dwie tabletki, żeby coś zaczęło się dziać. Usłyszała, że zbliża się mąż. Poznała go po sposobie chodzenia. Zupełnie inaczej stawiał kroki niż dzieci. Zamknęła oczy. Obok niej stała szklanka z wodą i buteleczka z lekami, a w dłoni trzymała tabletki. Teraz już wszystko się zmieni. Łukasz zareaguje. Wystraszy się i będzie już tylko lepiej. Ta naiwna myśl przeszyła jej umysł niczym strzała. Słyszała jak wszedł… Chwilę postał i… WYSZEDŁ!!! TAK PO PROSTU???!!!… Wyszedł?! Była zdruzgotana! Przecież widział! Musiał widzieć, że mam tabletki! Nic go to nie obchodzi?!… To nie ma sensu! Muszę wrócić! Trzeba się ratować! Co będzie z Tomkiem???… On go odda!!! Boże! Co ja zrobiłam???!!! Błagam ratuj! Wybacz!!! Pomóż!!!! Panika wypełniła jej umysł i serce. Ale życie ulatywało stopniowo z jej osłabionego ciała. Z wysiłkiem, chwiejnym krokiem poszła do kuchni. Wzięła słuchawkę i wolno wróciła do pokoju. Wykręciła numer Marty.

— Cześć, … wzięłam tabletki… nasenne… — Z trudem wypowiadała każde słowo. Miała wrażenie, że odpływa.

— Alicja? Co??? CO ZROBIŁAŚ???!!! — Przyjaciółka nie dosłyszała. A może nie wierzyła w to, CO usłyszała?

— Wzię-łam… dwa-dzieś-cia… kil-ka… ta-ble-tek… na-sennych — Mówiła wolno i niewyraźnie. Obrazy przed oczami rozpływały się. Nogi zamieniły się w watę tracąc możliwość utrzymania jej ciała.

— Jest tam Łukasz?! — Usłyszała krzyk w słuchawce. — Coś ty zrobiła?! Daj mi go natychmiast!

Zbierając resztki sił przesuwała się z wolna w stronę kuchni. Bez słowa oddała słuchawkę mężowi. Mimo pewnej odległości od niego wyraźnie słyszała krzyk koleżanki. Wszystko było już jej obojętne. Oddała swój los w ich ręce… i Boga. Nie potrafiła znaleźć lepszego rozwiązania. Zresztą nie miała w planach samobójstwa. Chyba… To wszystko wyszło samo, jak impuls… Może musiało do tego dojść? Żeby wszyscy wreszcie zrozumieli, że NAPRAWDĘ JUŻ NIE MOŻE TAK ŻYĆ?!

— Coś ty zrobiła? Zwariowałaś?! Idiotka!!! Idź do ubikacji i wyrzygaj to wszystko!!! — Mąż wrzeszczał na nią. Był wściekły. Jeszcze nigdy go takim nie widziała. Nie tego oczekiwała. Teraz już tylko chciała spokoju!

— Nie mogę… nie dam… rady…

Niewiele do niej docierało z tego, co się wokół działo. Wszystko istniało jakby w innym, równoległym świecie. Jak we mgle pamięta powrót dziewczynek i krótkie zdanie Łukasza do dzieci:

— Mama jest chora. Może umrzeć!

Słaniając się na nogach i wspierając płynnych ścian, dotarła do ubikacji. Padła przy muszli i próbowała zwymiotować, ale bezskutecznie. Pojawił się przy niej Tomek. Bełkoczącą mową poprosiła go, aby zaprowadził ją do pokoju. Chłopiec miał piętnaście lat i dość obojętne podejście do otoczenia. Być może był to jego nieświadomy pancerz przed niszczącym jego uczucia światem zewnętrznym? W pokoju pomógł jej usiąść na łóżku.

— Tomku… chodź tu… to już… koniec… — Miała nadzieję, że rozumie jej bełkot. Czasu było coraz mniej gdyż ktoś, czy coś, unosiło ją ku górze… Dławiło ją pragnienie przytulenia dzieci… Jednocześnie modliła się: Boże wybacz…! Pomóż!!! Siły ją opuszczały. Wszystko wokół spowijała gęsta mgła. Alicja poczuła się wyobcowana, niemal ujęta w margines życia. Jakby otoczona bańką powietrzną, która unosiła ją w górę i chroniła od niszczących żywiołów. Jednocześnie chciała odpłynąć i pogrążyć się w nicości a zarazem zostać i otoczyć opieką swoje dzieci. Tak bardzo było jej żal… Żal dzieci, siebie, małżeństwa… Nie dokończyłam… Pomyślała.

Tomek podszedł do niej, ale chwilę potem tuż obok pojawił się jakiś wielki mężczyzna i kobieta. Prawdopodobnie lekarka, która zrobiła jej zastrzyk mówiąc:

— Co pani narobiła?! Ma pani dzieci! — Jej głos był daleki i obcy. Nieprzyjazny. Wręcz wrogi. Mówiła coś jeszcze, ale niewiele do Alicji docierało. W tym czasie lekarka uparcie powtarzała:

— Nie wolno pani spać! Proszę nie zamykać oczu! — Ukłucie nie zrobiło na Alicji żadnego, jakby już straciła ciało i wszelkie czucie w koniuszkach nerwowych. Mężczyzna, szybkim i zdecydowanym gestem, chwycił ją mocno pod pachy i zaprowadził do łazienki. Nie była w stanie iść sama, nogi ciągnęły się za nią niczym bezwładne dwa kikuty.

— Niech pani to wypije do dna. — Podsunął jej szklankę mętnej wody do ust gdy zatrzymali się nad umywalką. Ohyda! Prawie sama sól! Zdołała zarejestrować przebłyskiem świadomości. Wlewał w nią płyn na siłę. Potem stanął za nią. Mocno i energicznie ścisnął za brzuch. Niewiele to dało. Wypluła zaledwie jedną tabletkę.

Jak z oddali docierały do niej jakieś głosy, krzątanina, zamęt… Ona chciała tylko spać.

— Nie wolno pani spać! Proszę otworzyć oczy! Nie wolno spać! — Brzmiało jej w głowie czyjeś słowa, niczym refren piosenki.

Pamięta jak ktoś założył jej z trudem buty i narzucił płaszcz na ramiona. Zimne powietrze. Czyjeś ramiona prowadzące ją do samochodu. Pasy krępujące jej bezwładne ciało i czyjeś ręce podtrzymujące chwiejące się ciało. Długa jazda. Przeraźliwe wycie syreny i znów droga jak przez mgłę… Wszystko tak długo trwa. Dlaczego nie pozwolą mi spać? Nareszcie CHCĘ spać… — Te myśli były jednocześnie jej i nie jej. Dziwne uczucie, jakby stała obok siebie i oglądała film.

Nareszcie leży. Wokół jakieś aparaty. Pełno kabli podłączonych do jej ciała. Nagle przy jej łóżku siada Marta. Ma łzy w oczach, zatroskany wyraz twarzy i niemal szepcze do niej ciepłe słowa:

— Kochanie, jak się czujesz? … — Coś mówi. Słowa, słowa, słowa, wiele słów… Ale docierają do niej tylko ich strzępy. Coś bełkocze, sama niewiele rozumiejąc tego, co mówi. Marzy tylko o śnie… A tu z kolei pojawia się mąż.

— Przyniosłem ci kilka niezbędnych rzeczy.

Nic już więcej nie pamięta. Mamrocze, aby ją zostawili. Chce odpocząć.

TOM I UDOMOWIONA

I NOWY ZNAJOMY

Znajdujesz to czego szukasz umyka ci to co zaniedbujesz.

Sokrates

SIEDEM LAT WCZEŚNIEJ

Witaj Alicjo!
Mam na imię Łukasz i piszę do Ciebie z Wrocławia. Zapisałem się do biura „Spełnione marzenia” i szczerze mówiąc Twoja oferta spodobała mi się najbardziej ze wszystkich. Marzę o tym, żeby spotkać właśnie taką osobę jak Ty. Bardzo lubię dzieci i bardzo chcę je mieć. Przedstawię się skrótowo: kawaler, 175/68, szczupły, sympatyczny, już niestety z „wysokim czołem” i „oszronionymi włosami” (ciemny blond). Wykształcenie średnie. Niepalący, niepijący. Charakter bardzo spokojny, wyrozumiały, ugodowy, wrażliwy (za bardzo), czuły, odpowiedzialny, bardzo zdecydowany na założenie szczęśliwej, kochającej się rodziny

Pracuję we własnej 1-osobowej firmie usługowej o dobrych perspektywach i sporych dochodach. Pracy mam pod dostatkiem i jestem absolutnie spokojny o przyszłość finansową czy mieszkaniową.

Bardzo bym się cieszył gdybyś odpisała na mój list, mógłbym napisać więcej o sobie, przesłać fotografię. Gdybyś jednak nie była zainteresowana, to bardzo proszę Cię, nie odpisuj — takie listy odmowne są bardzo przykre.

Bardzo gorąco i serdecznie pozdrawiam Ciebie Alicjo i Twoje dziecko i czekam z nadzieją na Twój list.

Łukasz


Był to jeden wśród wielu listów, które Alicja dostawała z biur matrymonialnych, a do których pisała za namową matki. Początkowo wymyślała różne historyjki: że wysyła oferty, że się zapisała itd. Jednak matka nie wierzyła jej. Chciała widzieć dowody: dokumenty z biur, propozycje, listy. Dla córki było to poniżające. Czuła się jak towar wystawiany na sprzedaż. Od razu przypominała sobie serial, który oglądała dawno temu o losach pięknej Andżeliki. W tamtych czasach nie było zbyt wielkiego wyboru w telewizji. Dla nastolatki opowieści te były swego rodzaju odskocznią od szarej rzeczywistości: kolorowe, z przygodami, pięknymi pejzażami, strojami. Wówczas pachniały one świeżością, przestrzenią i, dość paradoksalnie, wolnością. Dziś już taki film nie przykułby jej uwagi. W jednym z odcinków śliczną bohaterkę sprzedawano na targu (czasy handlarzy niewolników). Alicja także czuła się jak taki żywy towar. Zmieniły się tylko trochę formy sprzedaży. Zasada została ta sama. Nie interesowały ją pobudki i odczucia mężczyzn biorących w tym udział. Uważała, że mimo wszystko towarem w tym biznesie były przede wszystkim kobiety, ale nie zastanawiała się nad powodem takiego osądu. Nie wyobrażała sobie wiązać się z mężczyzną z rozsądku. Chciała kochać i być kochaną! Czy można pokochać kogoś z obowiązku? Kiedyś odebrano jej możliwość kochania, teraz stopniowo malały jej szanse i nadzieje na taki związek. Chciała poświęcić się dziecku, które bardzo kochała. Chciała być dla niego ojcem i matką. I mimo fizycznego braku ojca, dać mu tyle miłości, ciepła rodzinnego i troski, aby nigdy nie czuł się skrzywdzony przez los. Ale… brakowało jej doświadczenia w tej kwestii i może, dlatego wierzyła, że jej marzenia, mimo wszystko, są realne. Czas pozwolił jej poznać wszelkimi zmysłami jak bardzo się myliła. Ale… nie wybiegajmy tak daleko w przyszłość. Wróćmy do błogiej niewiedzy.


Z czasem matrymonialnej korespondencji, matka nabrała apetytu na obcokrajowców. W nich upatrywała szczęście młodej kobiety. Sama zapisała córkę do takiego biura i sama wybierała jej mężczyzn. Problem tkwił przede wszystkim w języku. Alicja uczyła się angielskiego. Jednak więcej rozumiała z listów niż odważyłaby się z kimś rozmawiać. Na szczęście takie kontakty opierały się przede wszystkim na korespondencji. Sama więc tłumaczyła z angielskiego na polski i odwrotnie. Często właśnie w tym upatrywała swój ratunek tłumacząc mamie listy tak, jak było jej to wygodne. Nie mogła jednak odrzucać wszystkich propozycji. Wybierała więc te, które dawały jej szansę poznania świata i ludzi a niekoniecznie nawiązania bliższej znajomości. Wiele ukrywała przed matką i przed mężczyznami. Po prostu lawirowała między przymusem a własnym wyborem. W końcu muszę się jakoś bronić przed narzuconym małżeństwem! Myślała, wierząc w słuszność swoich poczynań. Będąc w nieciekawej sytuacji, nie miała wielkiego wyboru. Zajmowała pokój, razem z synem, w mieszkaniu rodziców. Bardzo jej to ciążyło. Rodzicom, z pewnością, jeszcze bardziej. Dlatego, dla świętego spokoju, słuchała matki. Przynajmniej w tej trudnej sprawie. Sama dla siebie chciała tylko dobrej pracy i niewielkiego mieszkanka. Nie pragnęła mężczyzny, przestała wierzyć w swoje szczęście w tej dziedzinie. Owszem, jej odwieczne marzenie to własna, pełna i szczęśliwa rodzina, której fundamentem miała być miłość i partnerskie stosunki między małżonkami, a bezpieczeństwem — dobra praca dla obojga i izolacja od najbliższych, czyli oddzielne mieszkanie. Zawsze też marzyła o domku gdzieś na peryferiach miasta. Oby z dala od centrum, bliżej przyrody, ale i nie za daleko większej aglomeracji.

Była właśnie przed podjęciem decyzji czy wyjść za mąż za Holendra szukającego żony Polki, która pomogłaby mu również w prowadzeniu niewielkiej własnej firmy? Bardzo mało wiedziała na jego temat, nie znała go nawet ze zdjęcia! Rozmawiała przede wszystkim z Polką, która w podobny sposób zawarła związek małżeński i mieszkała po sąsiedzku z owym zainteresowanym. A przy tym bardzo nakłaniała Alicję na ten związek. Opowiadała jej świetlaną przyszłość i bezpieczeństwo u boku tak statecznego, był dużo starszy od Alicji, i dobrego Holendra. Może miała w tym swój własny interes? Alicja wietrzyła w tym jakiś podstęp, dlatego szukała polskiej alternatywy dla cudownej propozycji, do której matka zapałała szczególną sympatią. Córka natomiast, płakała po nocach, tuliła syna i modliła się o inne rozwiązanie niż wyjazd do zupełnie obcego kraju. I właśnie wówczas przyszedł ten list. Poczytała to za zrządzenie losu. Mimo wszystko, wolała wyjechać z miasta niż z kraju! Dlatego też odpisała na niego, mimo ostrego sprzeciwu matki, której nie udało się temu zapobiec, np. porwać list. Jednak wcześniej zadzwoniła do kandydata, widząc w tym pewną asekurację dla swych działań przed ewentualną ingerencją matki. I tak do niejakiego Łukasza wysłała list zachęcający do dalszego kontaktu. Głównie chciała uzyskać odpowiedzi na nurtujące ją pytania:

„(…) jak wyobraża sobie Pan swoją rodzinę? jaka powinna być Pana żona (w pańskich oczach)? czy lubi Pan dzieci? co Pana najbardziej interesuje (hobby)? co robi Pan w wolnym czasie?”

W niespełna tydzień przyszła odpowiedź. Otwierając ją Alicja była trochę zdenerwowana.


Witaj Alicjo!
Bardzo dziękuję Ci za lis. Jak widzisz, uporczywie zwracam się do Ciebie per „TY”. Przepraszam, jeżeli Cię to razi, ale myślę, że tak jest lepiej, jakoś bliżej. Nie jesteśmy sobie już tak zupełnie obcy. Coś nas łączy — chociażby to, że oboje poszukujemy tej drugiej osoby do pary. Byłoby mi bardzo miło, gdybyś chciała zwracać się do mnie po imieniu

Postaram się odpowiedzieć na Twoje pytania (czy wątpliwości). Oczywiście będzie to skrótowo, bo niektóre odpowiedzi są na wiele długich rozmów i żaden, nawet najdłuższy list nie zastąpi jednego spotkania i rozmowy „w cztery oczy”.

Nie czułem się „niepocieszony”, gdy zadzwoniłaś. Na pewno zaskoczony — nie spodziewałem się tak szybkiej odpowiedzi, a raczej czekałem na list. Może trochę zaspany. A w ogóle — tak szczerze mówiąc — niezbyt lubię rozmawiać przez telefon. Zawsze mogą pojawić się jakieś niedomówienia, jakieś niewłaściwe słowo itp. W liście zresztą też. Najlepsza jest bezpośrednia rozmowa. Można wówczas przepytać, skorygować jakieś wątpliwości.

Oczywiście bardzo chciałbym spotkać się z Tobą i z Twoim synkiem (czy możesz napisać ile ma lat i jak ma na imię?). Chętnie przyjadę do Ciebie, najlepiej w niedzielę, raczej pociągiem.

Nie gniewaj się, ale najpierw chciałbym też trochę dowiedzieć się o Tobie (ja już drugi list piszę o sobie). Przede wszystkim, jaki masz charakter? Bo to, co w środku, jest dla mnie najważniejsze. Szukam osoby niekonfliktowej, zgodnej, cieplej, czułej, serdecznej. Ponieważ jestem człowiekiem wrażliwym, ciężko byłoby mi z osobą kłótliwą, ciągle narzekającą na wszystko. Jestem optymistą o pogodnym usposobieniu. Staram się patrzeć na ludzi „z sercem”, widząc przede wszystkim ich dobre strony. Każdy przecież ma jakieś wady (wyłączając świętych).

Nie mam zbyt dużych wymagań od przyszłej żony. Chciałbym żeby miała dobre serce i odwzajemniała moje uczucie. Jestem bardzo ugodowy i nie chciałbym niczego narzucać. Wszystkie sprawy przyszłego związku chciałbym uzgadniać z partnerką: miejsce zamieszkania, praca, wychowanie dzieci, spędzanie wolnego czasu. Myślę, że moje wyobrażenia na temat przyszłej rodziny są bardzo podobne jak zdecydowanej większości ludzi, którzy się pobierają. Jeżeli masz jakieś obawy w tej kwestii, to może zadaj konkretne pytania.

Jedna ważna sprawa — zawsze chciałem mieć dzieci. Zrezygnowałem nawet z kontaktów z kobietami, które pragnęły jedynie mężczyzny. Małżeństwo bez dzieci jest niepełne i jakby smutne. Pragnę mieć ich dwoje i w związku z tym mam do Ciebie ważne pytanie: czy w tej chwili wykluczasz możliwość posiadania w przyszłości jeszcze jednego dziecka? Oczywiście w sytuacji gdybyś uznała, że są ku temu warunki i czujesz się bezpieczna?

Wolny czas, to jest akurat coś, czego mam bardzo mało, ale z wyboru. Mogę sobie zrobić wolne, kiedy chcę, ale muszę trochę popracować, żeby zarobić na samochód, a później na większe mieszkanie. Chętnie spędzałbym czas z żoną i dziećmi. Najbardziej lubię aktywny wypoczynek na łonie przyrody — las, woda, słońce. Lubię pływać, grać w piłkę (chciałbym z synem). W domu lubię czytać książki psychologiczne. Fascynuje mnie moja praca, a w niej najbardziej interesują mnie anteny satelitarne, którymi zająłem się dopiero pół roku temu. Wysyłam Ci zdjęcie. Co prawda nie prosiłaś o nie.

Czy może również dla Ciebie najważniejsze jest wnętrze człowieka? Bardzo Cię proszę, Alicjo, napisz coś o sobie.

Serdecznie i gorąco pozdrawiam Ciebie i Twojego synka.

Łukasz


List wydał się jej optymistyczny, przyjazny i ciepły. Wiedziała, że pierwsze wrażenie jest bardzo ważne i często decydujące. Mimo to pamiętała o rozsądku. Postanowiła więc, że spotka się z nim i dopiero wówczas będzie mogła mieć jakąś bardziej rzeczywistą opinię. Lecz najpierw konieczna była informacja zwrotna do mężczyzny.


Witaj Łukaszu,

Dziękuję Ci za list i telefon. Nie wiem czy któraś kobieta mówiła Ci, że masz bardzo ciepły głos, a listy, które piszesz są… równie miłe i przyjazne. Ciężko mi jest zacząć. Myślę, że najlepiej będzie, jeśli napiszę Ci o czymś, co mnie męczy już od kilku godzin. Jedną z moich wad jest fakt, że często najpierw działam lub mówię, a dopiero później myślę, czy było to słuszne. Podobnie było z zaproszeniem Ciebie do mojego miasta. Mam jednak nadzieję, że nie będziesz miał mi tego za złe. Chodzi o to, że mieszkam z moją rodziną, a szczerze mówiąc, to ja mieszkam kątem u nich. Lokal jest bardzo mały. Nie chciałabym robić z naszego spotkania, i to pierwszego!, wielkiego wydarzenia. Obawiam się niepożądanych złudzeń, nadziei itd. Podobnie jak Ty, miałam już swoje doświadczenia z różnymi uczuciami i reakcjami. Doświadczyłam też kilku bardzo nieprzyjemnych sytuacji. W związku z powyższym mam nadzieję, że równie miło możemy spędzić te kilka godzin gdzieś w kawiarni. Oczywiście pójdziemy na obiad i na spacer z moim urwisem. Jest to 6-letni chłopiec o imieniu Tomek. Jest bardzo sympatyczny, inteligentny, ale równocześnie bardzo żywiołowy i odważny. Zdaję sobie sprawę, że coraz bardziej potrzebuje ojca. Jak na razie mam z nim trochę kłopotów, głównie z dyscypliną. Wiem, że przyczyną jest między innymi wspólne mieszkanie z rodziną. Kiedy mieszkaliśmy tylko sami, przez okres dwóch lat w hotelu pracowniczym, było zupełnie inaczej. Wówczas byłam dla niego autorytetem. Przykro mi o tym pisać, ale czuję, że powinnam. Mam nadzieję, że Ciebie nie przestraszyłam. Prawdę mówiąc, z rozrzewnieniem i nutką nadziei czytałam, że lubisz grać w piłkę i chciałbyś to robić z synem. Jestem pewna, że Tomek również bardzo by tego chciał. Wiem, że on mnie bardzo kocha, ale kończy się w jego wieku czas, kiedy wystarcza mu miłość i troska matki. Bardzo staram się zastąpić mu ojca i… jest mi coraz trudniej. Tym bardziej, że ja sama potrzebuję wsparcia, szczerej rozmowy z przyjacielem czy po prostu przytulenia się do kogoś, kto mi dobrze życzy. Mam fantastycznych przyjaciół, rodzinę, ale to nie to samo… Myślę, że wiesz, co mam na myśli

Pisałeś, że jesteś wrażliwy (za bardzo). Obawiam się, że nie rozumiem tego zdania. Ale zanim mi to wyjaśnisz napiszę, zgodnie z obietnicą, trochę o sobie.

Jestem szczera, czuła, również wrażliwa i bardzo kobieca. Moje zainteresowania to: sztuka, przyroda, muzyka, literatura. Dzięki książkom psychologicznym i pozytywnego myślenia lepiej rozumiem świat i siebie. Wiele nauczyłam się z nich jak radzić sobie w szczególnie trudnych sytuacjach oraz jaki wpływ ma dzieciństwo (m.in. wychowanie) na kształtowanie osobowości. Pozwoliły mi również przewartościować moje życie. Oczywiście popełniam jeszcze wiele błędów, chyba jak każdy, ale nie są one już tak niezbite i wciąż staram się pracować nad sobą. Bardzo lubię ten okres mojego życia: był wysoce kruchy i trudny, ale, jak zapewne wiesz… „W ogniu doświadcza się złoto, a ludzi miłych Bogu w ogniu utrapienia”.

Skończyłam szkołę artystyczną i techniczną, i umiem robić intarsję — trudną, piękną i chyba już zanikającą sztukę malowania w drewnie. Zawsze marzyłam, że będę malarką albo pisarką, ale zabrakło mi… pieniędzy i warunków na dalszą naukę. Mimo to wciąż tli się we mnie iskierka nadziei. Kocham ludzi a jednocześnie boję się ich. Strach odczuwam głównie wobec… mężczyzn. Jednak mam wrażenie, że Tobie mogę zaufać. W końcu komuś muszę… i chcę!

Chętnie zajmuję się zajęciami domowymi: gotowanie, sprzątanie, szycie, wychowywanie synka. Uwielbiam piec ciasta. Wbrew pozorom nie jestem odludkiem, dlatego też chętnie przebywam w towarzystwie, ale nie garnę się do nich na siłę. Środowisko, w którym chętnie przebywam starannie dobieram i unikam otoczenia, gdzie nie jestem lubiana czy rozumiana.

Chciałabym bardzo tworzyć wspólnie z partnerem, ciepły, przyjazny dla wszystkich dom. Jest to dla mnie tym cenniejsze, że jedynie dwa razy w życiu doświadczyłam takiej atmosfery. Mimo, że bywałam w bardzo wielu różnorodnych środowiskach. Dlatego też zdaję sobie sprawę jak cenna jest taka właśnie rodzina. Jest to naprawdę wyjątkowa atmosfera, która przyciąga ludzi jak magnes, a jego ciepło rozgrzewa nawet w największy mroź najbardziej zmarzniętych uczuciowo samotników. Nie wiem czy potrafiłabym to zrobić, ale mam nadzieję, że tak i bardzo tego pragnę!

Pytałeś mnie o dzieci. Moim ideałem zawsze była rodzina dwa+dwa, chociaż wiem, że nigdy nie usunęłabym dziecka ponad w/w wzór. Chcę mieć jeszcze dziecko, mimo że moja pani ginekolog powiedziała mi, że to już za późno! Moje pragnienie wypływa z faktu, iż niedane mi było cieszyć się pierwszymi miesiącami (ciąża) i latami macierzyństwa tak jak o tym marzyłam. Nie mogłam bowiem dzielić się radością „tworzenia nowej istotki” z bliską sercu osobą. Poza tym mój Tomek też upomina się o rodzeństwo! Chce mieć braciszka albo siostrzyczkę. I jeszcze jedno za. Zawsze sądziłam, że jest to piękna forma obdarowania szczęściem swojego partnera. Jeśli więc będzie mi dane podarować Tobie owoc naszego związku — to będzie to również dla mnie wielkim szczęściem. Zdaję sobie sprawę, że sprawy, które poruszam są bardzo na wyrost ale, w zasadzie, przecież w tym celu korespondujemy.

Zajrzałam do Twojego listu i dostrzegłam teks o Twoim optymizmie. To mnie bardzo cieszy, bo i ja przybrałam taką postawę i takiej osoby zawsze szukałam.

Mogłabym jeszcze wiele pisać, ale nie chcę Cię zanudzać. Wolałabym odpowiadać na pytania lub oczywiście porozmawiać osobiście. Nie wiem, co tak naprawdę chciałbyś wiedzieć o mnie. Mam nadzieję, że już mnie lepiej poznałeś i że nie odstraszyłam Cię tym listem. Jeśli jednak jest coś, co sprawiłoby, że nie chcesz kontynuować naszej znajomości — to powiedz mi to przez telefon, nie czekaj niepotrzebnie i nie rób mi złudnych nadziei. Kończąc pozdrawiam Cię serdecznie i z niecierpliwością oczekuję naszego spotkania.

Alicja

MAMA

Pisząc do niego, trochę obawiała się, że zbyt odsłoniła się już na początku znajomości. Zawsze była do bólu szczera, nie koloryzowała i sądziła, że taka postawa daje najlepsze perspektywy. Również tego samego oczekiwała od innych. Po zaklejeniu koperty obracała ją w rękach zastanawiając się nad jej zawartością a właściwie nad tym jak zostanie przyjęty przez odbiorcę. Postanowiła zaryzykować i sprawdzić jego reakcję. Musiała poczekać na nią jeszcze około tygodnia, może trochę dłużej. Uznała jednak, że warto, zważywszy, że zbliżał się termin rozmowy z Polką z Holandii.

Bezowocne poszukiwanie pracy już od przeszło roku, coraz częstsze awantury w domu i mozolne wydeptywanie ścieżek w sprawie mieszkania odbierało Alicji wszelkie nadzieje na lepszą przyszłość. Matka męczyła ją, żeby dała sobie spokój z Łukaszem i wyjechała do Holandii.

— Tam będziesz żyła jak pani. Bogaty mąż, mieszkanie. Tomek też będzie miał lepsze warunki. Nie wiesz jeszcze, co to znaczy męczyć się w tym kraju z rodziną. Przecież tu nawet nie masz pracy i mieszkania. — Przekonywała ją matka.

— Bogaty! Bogaty! Tobie tylko kasa w głowie! Na pewno jeszcze będę musiała wysyłać ci pieniądze! A on akurat na to pozwoli! Już to widzę!

— Sama nie płacisz za wszystko, to wydaje ci się, że to takie proste. Pieniądze są bardzo ważne!

— Wiem, że są ważne, ale nie najważniejsze! Mamo! Ja chcę być z kimś, kogo znam, chociaż trochę i choć trochę lubię! Skąd wiesz, co to za pryk? Starszy ode mnie o ponad dziesięć lat! Nawet nie wiem jak wygląda, jaki ma charakter! Może zrobi ze mnie swoją służącą?! Może wyrzuci Tomka…? — Alicja była bliska płaczu. Już widziała w wyobraźni najgorsze obrazy w miejscu, w którym nigdy nie była. Co ją tam czeka? Do kogo się zwróci? A jeśli to wszystko, to jakaś ułuda?! Już kiedyś próbowano ją wywieźć do Agencji Towarzyskiej w Holandii…!!!! W ostatniej chwili pomogli jej uciec! Teraz, dobrowolnie ma się tam pchać??? Nigdy w życiu!!! Strach znów zajrzał jej w oczy, a brak zrozumienia u matki i troska o syna jeszcze bardziej ją dołowały!!!!

— Tobie się wydaje, że teraz masz czas jeszcze na miłość. Już się dość nakochałaś! I co ci z tego przyszło?! Wykorzystał cię i rzucił! Kim teraz jesteś?! Zwykłą kur…! — Matka już wpadła w szał wulgaryzmów! Nie dość, że wciąż przypominała jej najsmutniejsze wypadki z jej życia to jeszcze ją poniżała. Odbierała chęć życia!!! Gdyby nie Tomek….!!!!

— Przestań! Nie chcę tego słuchać! — Alicja próbowała wyjść z pokoju, ale matka wepchnęła się między nią i drzwi, i próbowała posadzić ją na stojącym obok krześle. Zaczęły się szarpać.

— Właśnie, że wysłuchasz! Zasłużyłaś sobie! Co mi zrobiłaś? Tylko wieczna męka z tobą! Wpędzisz mnie do grobu! I ten twój bękart!

Twarz matki wykrzywiła się w grymasie obrzydzenia. Krzyczała coraz głośniej. Alicji serce zaczęło bić jak oszalałe a myśli oscylowały na zmianę wokół syna, Samuela, Holandii… Synek! Gdzie moje dziecko? Boże! Spraw, żeby niczego nie słyszał i niczego nie pamiętał! Błagam Cię! Mnie możesz zniszczyć, ale nie Jego! Proszę Cię! Ocal moje dziecko! Czuła, że zaczyna panikować i przekonywała samą siebie do opanowania. Matka tymczasem kontynuowała swój monolog.

— Jesteś zakałą naszej rodziny! Szkoda, że nie wysłałam cię do wariatkowa, gdy była okazja! Tam jest twoje miejsce. Po co cię broniłam jak ojciec cię bił? Lepiej by było gdyby cię zabił! Nie byłoby teraz tych wszystkich problemów! Teraz bym spokojnie żyła! A tego bękarta to powinnaś oddać do domu dziecka! Słyszysz mnie?! Masz natychmiast dzwonić do tej babki w Holandii i powiedzieć, że tam pojedziesz! Nawet jutro!

— Wypuść mnie i przestań wyzywać moje dziecko. Ono niczemu nie jest winne!

Kobietą szarpały uczucia rezygnacji, bólu i bezsilności. Z uwagi na synka starała się załagodzić sytuację, więc musiała być posłuszna woli matki. Chciała wybuchnąć, a musiała zachować spokój! Wewnętrzna walka zdawała się rozszarpywać jej ciało i duszę na strzępy.

— Nie jest winne! Co mnie to obchodzi? Jest winne tego, że się urodziło. Powinno zgnić w tobie!

Alicja nie wytrzymała. Nieproszone łzy popłynęły. A przecież obiecała sobie, że nie okaże smutku, że nie pokaże mamie łez! Podświadomie sądziła, że zewnętrzny wyraz jej bólu da satysfakcję rodzicielce. A córka chciała pokazać, że jest twarda, że nic jej nie zniszczy! Musiała być twarda — dla dziecka! A teraz chciała tylko stąd pójść.

— Wypuść mnie! Już powiedziałaś, co chciałaś. — Była już zupełnie zrezygnowana. Pragnęła tylko stąd wyjść. Wiedziała, że matka wyrzuciła już z siebie swoją największą gorycz, to teraz może da jej spokój?

— Idź, wynoś się z tego domu! Pamiętaj! Masz zadzwonić do tej babki! — Matka rzucała sprzeczne rozkazy. Córka spuściła głowę i już naciskała na klamkę, gdy rodzicielka przytrzymała ją za rękę:

— Słyszałaś?! Masz to zrobić!!! Dziś!!! — Jej twarz przypominała Alicji wściekłego psa. Jak można tak nienawidzić?! Widocznie strasznie ją skrzywdziłam! Będąc na jej miejscu może też bym siebie nienawidziła?

— Słyszałam. Zadzwonię. — Teraz mogła już pójść do swojego pokoju. Umyślnie nie mówiła, co powie przez telefon, ale teraz była już pewna, że tam nie wyjedzie! Tomek siedział grzecznie nad książką o dinozaurach — jego ulubiony temat. Aż dziw, że był taki spokojny. On zawsze ma aż nadto energii, a teraz?

— Cemu babcia na ciebie ksycy? Co zlobiłas źle? — Chłopiec miał problemy logopedyczne. Alicja chodziła z nim na specjalne zajęcia i wykonywała różne zalecone ćwiczenia. Starała się zawsze korygować jego błędy, ale to było trudne. Mozolne ćwiczenia przed lustrem ślimaczków, cukierków, wężyków i innych skomplikowanych ruchów narządów mowy, nie było wielką atrakcją dla dynamicznego chłopca. A w tej chwili — było to zupełnie nierealne. Alicja starała się jak mogła ukryć przed synkiem swój ból.

— Babcia jest zdenerwowana. A my pójdziemy na spacer. To nam dobrze zrobi. Chodź kochanie, ubierzemy się.

Szykując się do wyjścia Alicja zauważyła list od Łukasza, który wcześniej położyła na stole. Wzięła go ze sobą z zamiarem przeczytania go poza domem. Nie była pewna czy mama nie zechciałaby go zniszczyć. Poszła z synkiem do parku, gdzie mógł się trochę wyszaleć a sama spokojnie poczytać. Wierzyła, że ten list da jej pewne ukojenie w stosunku do rzeczywistości, której dopiero co doświadczyła. Ze wszystkich sił starała się nie pamiętać słów matki. Było to bardzo trudne. Serce jeszcze jej trzepotało jak przepiórce, ale wiedziała już, że to przetrzyma. Dla synka! Jemu jest teraz bardzo potrzebna! Powtarzała, więc swoje motto jak mantrę, która miała ją zaczarować w szczęśliwą matkę i kobietę: JESTEM KOBIETĄ! NIGDY!!! NIGDY!!! NIE PODDAM SIĘ!!! DAM RADĘ!!! Wszystkie z tych słów mocno akcentowała w swych myślach, gdyż każde miało bardzo ważne dla niej a zarazem odrębne znaczenie. Pierwsze z nich podkreślało jej moc równą potędze mężczyzn w niesprawiedliwym, jej zdaniem, podziale praw i obowiązków. Kolejne utwierdzało w przeświadczeniu, że wytrwa mimo wszelkich przeciwności! A całość — zapewniała, że podoła wszystkiemu, mimo braku wsparcia ze strony mężczyzny.

Chwilę głęboko oddychała i rozglądała się po parku w poszukiwaniu pierwszych oznak wiosny. Za wcześnie, niestety! Park był jej ostoją, a budząca się do życia przyroda i świergot ptaków uspokajały, wzmacniały i pozwalały istnieć w świecie samotności. Kiedy wyrównała oddech, a myśli przestały wracać do raniących wspomnień, wyjęła kopertę z torebki i niemal z namaszczeniem zaczęła wyjmować zapisaną kartkę. Robiła to z pełną świadomością, jakby upatrywała w nim, jeszcze nieznanym Łukaszu, swoją nadzieję na wyrwanie się z dotychczasowego piekła. Teraz niemal każdy mężczyzna w Polsce zdawał się największym dobrem, gdyż tak bardzo obawiała się wyjazdu z kraju. Czytając słowa Łukasza miała wrażenie, że zeszło z niej powietrze. Jak z balonika. Przez te kilka dni oczekiwania obawiała się co przeczyta. A teraz… Potrzebowała tych słów. Jakże innych od tych, które tak często słyszy w domu, i którymi nasycone jest jej serce. Ono wyrywało się do ciepła i bliskości, do akceptacji jej osoby, do czułego dotyku, spokojnego i bezpiecznego życia. Istnieje takie miejsce? Gdzie ludzie są sobie bliscy? Gdzie brat na siostrę, matka na córkę, mąż na żonę nie patrzą z nienawiścią? Świat, w którym ludzie nie bluzgają na siebie, nie biją drugich, nie poniżają? Zastanawiała się. Niejednokrotnie obawiała się, że jeśli nawet gdzieś tak jest, to nie będzie cieszyć się swoją w nim obecnością… Starała się to zaakceptować. Przyzwyczaić się do takiego świata, do jakiego przywykła, w jakim dane jej było żyć. Jednocześnie łudziła się, że może jednak… I teraz chciała, żeby zdarzyło się w jej życiu właśnie to „jednak”… Że ów list otwiera jej drzwi do własnego, bezpiecznego kącika w szalejącym świecie nienawiści.


Witaj Alicjo!
Bardzo dziękuję Ci za wspaniały, cudowny list. Sprawił mi wiele przyjemności. Nareszcie coś o Tobie wiem. Za pierwszym razem wydałaś mi się jakaś „sztywna” (może przez to „pan” prawie w każdym zdaniu) i już trochę straciłem nadzieję (a naprawdę Twoja oferta wśród ponad dwustu innych najbardziej mi się spodobała). I już myślałem, że zawiodło mnie przeczucie. Ale teraz moje nadzieje ożyły i jawisz mi się właśnie tak, jak odebrałem to po przeczytaniu Twojego anonsu i przyjrzeniu się Twojej fotografii. Cieszę się, że jesteś wrażliwa, że przyznajesz się do swoich lęków, że mimo niepowodzeń bardzo pragniesz mieć szczęśliwą, partnerską rodzinę. Książki motywacyjne, pozytywnego myślenia, psychologii sukcesu — są moją pasją. Mam ich sporo i chciałbym mieć kiedyś więcej czasu na ich czytanie. Również dużo mi one pomogły w zmianie postawy życiowej na bardziej pozytywną, optymistyczną, otwartą. Kiedyś, (gdy można było łatwiej znaleźć przyjaciółkę czy żonę) miałem niskie poczucie własnej wartości, byłem nadwrażliwy, nieśmiały, nawet zakompleksiony, nie wierzyłem w siebie. Będąc w ogólniaku miałem nawet takie myśli, że może lepiej byłoby być głupszym, bardziej prymitywnym człowiekiem, bo głupi tyle nie myśli, nie analizuje, nie przejmuje się byle czym, nie jest tak wrażliwy (jak ja wówczas byłem). W tym czasie niestety paliłem i piłem. Chociaż złym człowiekiem nigdy nie byłem. Uciekałem z tego świata również w krainę książek S-F. Byłem raczej samotny, uważałem się za gorszego od innych. Zazdrościłem kolegom, że mają dziewczyny, że potrafią tańczyć, że czują się swobodnie w towarzystwie (nie obawiają się odezwać, aby się nie ośmieszyć). Nie był to przyjemny okres w moim życiu i nie wiem skąd się to wzięło, ale rozwijało się stopniowo od końca podstawówki (okres dojrzewania?). Na szczęście to już przeszłość. Zostało doświadczenie. Nie palę od kilkunastu lat, nie piję zupełnie od ośmiu, potrafię bawić się i być szczęśliwym bez alkoholu. Jeżeli czytam książki, to psychologiczne. Szkoda mi cennego czasu na ucieczkę w video (kiedyś nazbierałem 1000 kaset!) czy TV. Z pesymisty stałem się optymistą. Uzyskałem dużo wiary w siebie. Byłem blisko z trzema kobietami (z pierwszą mając 37 lat!), chociaż wolałbym z jedną i na stałe. Dziękuję Bogu za większą świadomość życia, za możliwość wyjścia z marazmu, monotonii, beznadziei i niewiary, („bo tak już jest i tak musi być”). Okazuje się, że można się zmienić. Wierzę, że w każdym człowieku tkwią ogromne ukryte możliwości kreowania swojego życia. Trzeba tylko uwierzyć. A do wiary można dojść stopniowo: otworzyć swój umysł, czytać książki motywacyjne, kontaktować się z ludźmi o pozytywnym nastawieniu do życia, kontrolować swoje myślenie, unikać kontaktu z pesymistami

Pisząc takie niezbyt przyjemne rzeczy o mojej przeszłości może ryzykuję, że mnie odrzucisz, ale może też właśnie warto o trudnych sprawach rozmawiać na początku, żeby niepotrzebnie nie rozbudzać w sobie nadziei, a później cierpieć (to jest między innymi moja zbytnia wrażliwość) przy rozstaniu?

Bardzo chciałbym poznać Tomka, ale czy będziemy mogli swobodnie, otwarcie i szczerze przy nim rozmawiać? Dzieci wszystko chłoną, słuchają, a później przekazują. Czy mógłbym na przykład przy nim powiedzieć to wszystko, co napisałem Ci w tym liście? Czy będziesz mogła powiedzieć coś o sobie, itp.? Jak zrobisz, tak będzie dobrze. Możemy przy tym spotkaniu na przykład nie rozmawiać o sprawach poważnych, chociaż takie mnie interesują. Wiem, że pomyślisz o tym. Bardzo zależy mi na spotkaniu z Tobą, Alicjo. Cieszę się, że mam szansę poznać tak inteligentną, wrażliwą i ciepłą istotkę jak Ty. Czuję, że z Tobą mógłbym znaleźć „wspólny język”, rozmawiać o wielu sprawach.

List ten wysyłam w środę. Powinien dojść przed niedzielą.

Serdecznie pozdrawiam Ciebie Alicjo i Tomka, i bardzo oczekuję naszych spotkań.

Łukasz


Mimo, że nie mogła przeczytać listu od razu, wciąż przerywała kontrolując chłopca, to jednak płakała nad nim jakby wyrządzał jej krzywdę. A przecież absolutnie tak nie było! Płacz był fizyczną oznaką ukojenia. Łukasz, nie świadom, w jakim momencie zastanie ją jego list, sprawił, że czuła się jakby ją tulił. Być może jego słowa były zwyczajne, nie zawierały nośnika tak emocjonalnego, jaki pojawił się w niej, gdy go czytała. Jednak sprawił, że kobieta po raz pierwszy od bardzo dawna poczuła się coś warta. Nareszcie ktoś nie krzyczał na nią, nareszcie powiedział jej tyle ciepłych słów:

„…cudowny list, wiele przyjemności (…) Twoja oferta wśród ponad dwustu (…) najbardziej mi się spodobała (…) moje nadzieje ożyły (…) Cieszę się, że jesteś wrażliwa, że przyznajesz się do swoich lęków, że mimo niepowodzeń bardzo pragniesz mieć szczęśliwą, partnerską rodzinę (…)”

Budująca była jego wiara w przyszłość. Tym bardziej, że ona podzielała jego marzenia. Trochę się ich obawiała, szczególnie, gdy wspomniał o wspólnych dzieciach. Uświadomiła sobie, bowiem, że planują współżycie, co jest oczywiste przy tego rodzaju planach. Jednak kolejny raz napawało ją to lękiem: czy jej nie skrzywdzi? Nie zawiedzie się nią? Jaki będzie, jako mąż, kochanek, partner? Jaką żoną, kochanką i partnerką — okaże się ona? Jako matka sprawdza siebie co dnia. Tego się nie boi i lubi, choć często nie jest łatwo, a czasami po prostu bardzo trudno. Ale ona nie lęka się trudów życia. Obawia się jedynie przemocy, poniżenia, wykorzystania, samotności…

MIESZKANIE I CODZIENNE TROSKI

Przez kilka miesięcy, raz w tygodniu, Alicja razem z synkiem wyruszała do pani wiceprezydent miasta, aby starać się o mieszkanie zastępcze. Dopiero niedawno dotarła do niej informacja, że jest taka opcja. Oczywiście nikt nie kazał jej chodzić tam co tydzień! To była tylko jej decyzja. Również sama zdecydowała, że w odwiedziny zawsze będzie ze sobą zabierać syna. Chłopiec, mimo sześciu lat i problemów z wymową, zachowywał się dość osobliwie jak na dziecko w swoim wieku. Alicja przypisywała to wpływowi dziadka. Otóż, gdy matka z dzieckiem wchodziły np. do sklepu, maluch głośno mówił: dzeń dobly! Zawsze znajdował pretekst do rozmowy z ekspedientkami, potrafił powiedzieć komplement a wychodząc życzył miłego dnia i z uśmiechem się żegnał. Takim zachowaniem, wszędzie wzbudzał zainteresowanie. A że przy tym wszystkim był urodziwy, ciemna oprawa oczu: wyraźne, regularne brwi i czarne, podwinięte rzęsy; prosty, nieduży nos, niskie czoło i wesołe oczy, więc bez trudu zdobywał serca wszystkich kobiet. W ostatnim czasie do wspomnianych zachowań dodał całowanie kobiet w rękę! Trudno więc dziwić się, że jego wyszukane maniery, jak na taki wiek, wzbudzały poruszenie i ogólny aplauz. Alicja skrycie liczyła na podbicie serca pani wiceprezydent a tym samym większe powodzenie w załatwieniu mieszkania. Nigdy nie ustawiała chłopca, co ma mówić czy jak się zachowywać. Prosiła tylko, aby był grzeczny. W odpowiedzi słyszała:

— Tak mamusiu. — I szli na podbój swojego małego świata.

Niemal każda wizyta wyglądała podobnie. Na korytarzu zawsze było pełno ludzi i czekanie niejednokrotnie wydłużało się do godziny a nawet dłużej. W sekretariacie byli już znani gdyż dziecko tak samo witało się z paniami niższej rangi. Nie sposób wyobrazić sobie radości każdej z nich, gdy wchodzili do pokoju. W gabinecie urzędniczki chłopiec nie czuł żadnego skrępowania, bynajmniej tak się zachowywał.

— Dzeń dobly miłej pani. — Z czasem zaczął wyprzedzać matkę tym swoim radosnym powitaniem. Dzięki temu z pozoru sucha i obcesowa decydentka przerodziła się w dobrą znajomą, niemalże ciocię chłopca.

— Witaj młody człowieku! — Uśmiech rozjaśnił jej twarz już przy jego sepleniącym „dzeń”.

— Jak pani samopocucie? Wkuzył panią ktoś? — Chłopiec nie miał żadnych oporów w rozmowie z dorosłym, za to salonowe zachowanie i oryginalne słownictwo zniewalało poważną kobietę.

— Tomuś, pozwól, że mama porozmawia. Pani nie ma czasu na pogaduchy z tobą. — Matka nie chciała zajmować zbyt dużo czasu kobiecie, a jedynie zasygnalizować o swoim istnieniu, a przede wszystkim mieszkaniu. Pragnęła tylko przejść na wyższą pozycję na liście oczekujących na lokal.

— Tomeczek nie zajmuje mi czasu, droga pani. Zawsze będzie miłym gościem. Proszę spocząć.

— Więc jak? Ktoś panią wkuzył? — Przy swoich zaletach, dziecko zawsze chciało otrzymać odpowiedź na zadane pytanie. Matka zastanawiała się, czy syn jest świadom, o co pyta. Z lekkim uśmiechem przycupnęła na krześle, a chłopiec rozmawiając z urzędniczką przechadzał się po pokoju rozglądając się uważnie. Był dzieckiem bardzo ruchliwym, więc trudno mu było usiedzieć w miejscu. Mimo to miał niesamowitą podzielność uwagi. Doskonale słyszał co ktoś mówi i lepiej koncentrował się na czymś będąc w ruchu. Matka zauważyła, że kobiecie wcale to nie przeszkadza. Podczas gdy podobne zachowanie u dorosłego każdego by irytowało, Tomkowi uchodziło to na sucho!

— Nawet, jeśli ktoś zdążył mi napsuć krwi, to twoja wizyta wymazuje wszystkie smutki. — Urzędniczka uśmiechała się szczerze.

— To swietnie. Widzis mamo, to była dobla myśl pzyjsc tutaj. A jak pani chola paplotka? Wyzdlowiała! — W jego głosie słychać było wyraźne zadowolenie.

— Dziękuję. Już ma się lepiej. Przestawiłam ją w inne miejsce, chyba nie lubiła tamtego ciemnego kąta.

— No pewnie, ja tez bym nie lubił.

— Tomuś, pozwól, że ja teraz chwilę porozmawiam, dobrze?

— Ok. A pani pozwoli?

— Ależ oczywiście. Usiądź tutaj, bliżej mnie, to nie zapomnę, że mam ci później coś dać, jeśli teraz grzecznie zaczekasz.

— A mogę pospacelować? Nie będę pzeskadzać. Obiecuję! Wie pani, ja jestem zywe sleblo, więc musę chodzić. — Kobieta roześmiała się.

— Dobrze, jeśli musisz, to ja się dostosuję. — I zwróciła się do Alicji. — Nie mogę pani jeszcze obiecać, na sto procent, że uda się coś przyspieszyć z pani mieszkaniem. Jednak sprawa posuwa się dość szybko. Są duże szanse, że jeszcze w tym roku dostanie pani decyzję. Proszę uzbroić się w cierpliwość.

— Jestem pani bardzo wdzięczna. Nawet nie wyobraża pani sobie, jaka to radosna wiadomość dla nas.

— Być może niewielkie, ale mam trochę wyobrażenia o pani sytuacji. — Uśmiechnęła się przepraszająco.

— Jeśli tak, to nie będziemy już pani zajmować cennego czasu. Pojawimy się za tydzień, może znów coś pójdzie do przodu?

— Co prawda nie ma takiej potrzeby, ale zawsze miło mi państwa widzieć, a szczególnie tego szarmanckiego młodego mężczyznę. — Zwróciła się do Tomka jednocześnie wyjmując coś z szuflady.

— O mnie pani mówi? Dzenkuję. To wsystko pani pzecytała? — Chłopiec zatrzymał się teraz przed biblioteczką pełną różnych dokumentów.

— Prawie wszystko. Mój zawód tego wymaga.

— Widzs mamo? Ty nie wymagas ode mnie, a ja uwielbiam książki. — Obie kobiety roześmiały się.

— To bardzo dobrze, że lubisz książki. A jakie najbardziej?

— O dinozaulach. Wie pani, to są takie plehistolycne smoki.

— Wiem, wiem. Szkoda, że nie wiedziałam wcześniej. Ale co się odwlecze, to nie uciecze. Prawda?

— Nie wiem, co to znacy, ale na pewno ma pani lację. — Kobieta sprawiała wrażenie odprężonej, dzięki temu Alicja nie czuła się u niej intruzem. Zdawała sobie jednak sprawę, że jest to przede wszystkim zasługa jej syna. Uwielbiała, gdy tak rozbrajał obce kobiety. A co będzie kiedyś. Gdy dorośnie? Też będzie taki czaruś? Wtedy, nie będzie mnie to już tak zachwycać. Chyba! Tymczasem kobieta wstała z uśmiechem na ustach, podeszła do chłopca i podając mu coś w dłoni powiedziała:

— Za tę radość, jaką mi sprawiasz w każdy poniedziałek masz tu małą nagrodę. Mam nadzieję, że je lubisz. — I podała mu małe czekoladowe cukierki.

— Uwieeelbiam cekoladę, choć mama mówi, ze nie powinienem jej jeść. Potem jestem klokodylem. — Urzędniczka wybuchnęła śmiechem.

— Co takiego?! Jakim cudem? — I tu wtrąciła się Alicja:

— Synek ma uczulenie na kakao. Jak przeholuje, wówczas skóra robi się twarda, kostropata, sucha i łuszczy się. Wygląda wtedy prawie jak skóra krokodyla, przynajmniej tak mu to kiedyś wyjaśniłam, a on przyjął to za pewnik. Muszę go wtedy smarować specjalnymi maściami. Prościej, chociaż nie dla niego, jest ograniczyć czekoladę.

— Nie jestem tylko zielony, jak klokodyl. — Wtrącił się chłopiec.

— Teraz rozumiem. W takim razie pozwól, że dam czekoladki mamie, a ona zdecyduje, kiedy ci je podać. Dobrze?

— Moze być. — Wzruszył ramionami chłopiec i dodał: — Nie będziemy pani zabielać więcej casu. Do miłego zobacenia za tydzeń. — Maluch podał rękę kobiecie i zdecydowanym gestem pocałował jej dłoń. Na co urzędniczka rozbawiona odpowiedziała:

— Do widzenia mój chłopcze. Do widzenia pani. Oczekuję Was za tydzień.

W następnym tygodniu chłopiec otrzymał od miłej urzędniczki książkę o dinozaurach, która go bardzo ucieszyła. Tym razem również jego mama była zadowolona, bo nie obawiała się już o skórę alergicznego chłopca. W niespełna miesiąc później Alicja otrzymała decyzję o przydziale mieszkania zastępczego! Uwierzyła w pozytywne myślenie i nabrała chęci do życia. Nareszcie mój los się do mnie uśmiecha! Ucieszyła się. Wystarczy tylko uśmiechać się do niego mimo największych trudności! Bardzo szybko pojechała zobaczyć swoje (!) nowe lokum. Było ono dość daleko od mieszkania rodziców. Z jednej strony cieszyła się z tego. Mama już nie będzie jej ciosać kołków na głowie ani kontrolować jej poczynań na każdym kroku.

Było to rozkładowe mieszkanko na pierwszym piętrze w starym budownictwie. Jeden pokój, kuchnia, łazienka, przedpokój i piwnica. Ta ostatnia była niezbędna, gdyż w mieszkaniu znajdował się piec kaflowy, w którym trzeba było palić węglem. W piwnicy było go trochę. W wielkich bryłach, które trzeba było rozbić na mniejsze kawałki. Wzięła się ostro do roboty. U znajomego szewca, Piotrka, wyprosiła pomoc w przeprowadzce. Poznała go przez buty! Zakład znajdował się najbliżej ich mieszkania a szewc najszybciej, najtaniej i najlepiej naprawiał obuwie. Alicja była, więc jego częstym klientem. Któregoś dnia nie wytrzymał i zapytał:

— Co pani robi, że tak często naprawia pani obuwie?

— Ja???… Chodzę. — Wzruszyła ramionami ze zdziwieniem. Co za głupie pytanie. — Pomyślała.

— Jeszcze nigdy nie widziałem, żeby tak szybko zużywać obcasy.

— Może ludzie niewiele chodzą, albo mają więcej butów na zmianę? Nie wiem. Ale jeśli to dla pana problem, to może poszukam innego szewca? — A w duchu modliła się, żeby się nie zgodził. Jego usługi były dla niej bezcenne.

— Ależ nie! W żadnym wypadku! — Mężczyzna zorientował się, że śliczna klientka niewłaściwie zrozumiała jego pytanie. Kobieta natomiast z ulgą odetchnęła.

— Jest pani zawsze bardzo mile widziana. Zastanowiło mnie tylko, dlaczego tak często pani przychodzi? To wszystko są tylko pani buty?

— Niestety tak. Ja naprawdę bardzo dużo chodzę. Może jestem za ciężka? Albo pan robi za słabe obcasy? Nie wiem. — Cholerka! Czy ja musze najpierw klepać a potem dopiero myśleć? — Wystraszyła się.

— Teraz posądzi mnie pani, że jestem złym szewcem. — Zaśmiał się rozmówca i nie wydawał się urażony.

— Ależ skąd! Tylko głośno zastanawiam się nad pana pytaniem.

— No proszę. Jedno pytanie, a taka długa rozmowa. — Alicji wydało się, że mężczyzna ją po prostu podrywa i zrobiło jej się głupio. Nie szukała rozrywek. Na pewno jest żonaty a flirtuje z klientkami. — Pomyślała. Nie lubiła takich amantów. Facet wydawał się jej sympatyczny, ale ta myśl o podrywaniu wyostrzała jej wrażliwość na takich typków.

— Proszę się nie obrażać. Wie pani, mam takie milczące zajęcie. Tylko z butami. Z nimi nie pogadam, a pani zdaje się sympatyczna i jest już pani stałą klientką. Co więc w tym złego, że po prostu porozmawiamy?

— Ma pan rację. Nie ma w tym nic złego. A teraz proszę mi powiedzieć, kiedy mam przyjść po naprawione buty?

— Śpieszy się pani?

— Mi się zawsze śpieszy. — Uśmiechnęła się do niego promiennie mówiąc szczerą prawdę i chcąc jednocześnie wpłynąć jak najkorzystniej na przyśpieszenie terminu naprawy.

— A więc specjalnie dla pani — proszę przyjść za trzy dni. Pasuje?

— Oczywiście! — Odetchnęła. — Jest pan cudowny! Będę na pewno! — Jednocześnie przez myśl jej przemknęło: Nie zaczyna się zdania od „a więc” mój drogi! Ale ty chyba niewiele o tym wiesz. Zresztą, co mnie to obchodzi! Ważne, że świetnie, szybko i tanio wykonujesz swoje zadanie! Drogi panie!

— Jeszcze gdybym usłyszał taką odpowiedź, gdy zaproszę panią na kawę… to też byłbym taki szczęśliwy jak pani w tej chwili! — Mrugnął do niej z szelmowskim uśmiechem.

— Taaak??!! — W pierwszej chwili nie wiedziała, co odpowiedzieć. Zupełnie zbił ją z tropu. Tymczasem szybki Bil, jak go nazwała w chwilowym przebłysku myśli, ciągnął dalej:

— To na kiedy mogę panią zaprosić na kawę?

— Nie daje pan czasu do zastanowienia. Jestem strasznie zajęta, więc trudno mi ot tak, niczym z rękawa, wykrzesać czas i miejsce.

— Miejsce proszę zostawić mnie, a trzy dni chyba starczą pani na podjęcie decyzji, co do czasu?

— Tak. Ma pan rację. Pomyślę nad tym przez te kilka dni. — Czy on mówi poważnie? Nie chcę się z nim spotykać! Nie chcę się z NIKIM spotykać!!! Po co? Nie widzę w tym żadnego racjonalnego celu! Później pomyślę nad wybrnięciem z tej głupiej sytuacji. Teraz trzeba go szybko „zmyć” i zrywać stąd jak najprędzej, póki nie wymyśli czegoś nowego. — Niestety, ja naprawdę się śpieszę, więc pożegnam już pana. Do widzenia.

— Do miłego zobaczenia. — Mężczyzna uśmiechnął się do niej szeroko ukazując rząd zaskakująco białych zębów. Odpowiedziała również uśmiechem i już jej nie było.

— Czego ja się czepiam? Przecież był zupełnie sympatyczny i nic złego nie zrobił.

— Tak, na razie! — Podpowiadał jej wewnętrzny głos rozsądku.

— Czy ja jestem zbyt ostrożna? A może po prostu nie potrafię uchronić się przed niebezpiecznymi facetami? Ale skąd mogę wiedzieć czy on jest dla mnie bezpieczny, czy też nie? Cholera, Cholera, Cholera!!!! Zawsze muszę się pakować w coś dziwnego??!! Nie mam ochoty na nowe związki.

— A skąd, do cholery, wiesz, że to będzie jakiś związek?!

— Tak, to niby prawda. Ale tak tylko mi się powiedziało.

— Przestań się zamartwiać i żyj chwilą!

— Tak, chwilą!!! — Drwiła z samej siebie. — Już żyłam swego czasu chwilą! I dokąd mnie to zaprowadziło?! Na manowce! Teraz jestem samotną matką i kuleję życiowo, kątem w mieszkaniu rodziców!!! Faktycznie, świetna rada!!! Tylko tak dalej!!!

Wiedziała, że takie wewnętrzne dyskusje nic nie zmienią w jej życiu, ale… miło było pogadać czasami z kimś inteligentnym. Trzy dni później, gdy zjawiła się po buty nie było jej rozmówcy, co ją z jednej strony ucieszyło, ale też, zasmuciło. I za Chiny Ludowe nie wiedziała, dlaczego? Jednak pozwoliło to uśpić jej czujność i gdy kolejny raz poszła do szewca, nowy znajomy tym razem ją zaskoczył:

— Dzień dobry miłej klientce. — Przywitał ją już w progu szczerząc do niej zęby.

— Witam. — Nie była szczęśliwa spotykając go, gdyż wisiał nad nią topór niezrealizowanej kawy.

— Zdaje się, że nie ma pani dziś najlepszego humoru. Boję się, więc zapytać o obiecaną kawę.

I słusznie. Pomyślała — bo wcale nie mam na nią ochoty. Właśnie, dlatego powinnaś się umówić. Przecież wiesz, że to, czego nie chcesz najlepiej ci wychodzi. Podpowiadała jej podświadomość. Fakt, była świadoma tej anomalii. Jeśli bardzo nie chciała iść na jakąś zabawę, ale jednak poszła, to wówczas się świetnie bawiła! I odwrotnie. Dlatego też, z nieco pogodniejszą miną, odpowiedziała:

— Nie ma to związku z panem. Przepraszam, jeśli sprawiam tym panu przykrość. Niestety w najbliższym czasie jestem bardzo zajęta, ale pamiętam o tym i na pewno podam panu termin, jak wykaraskam się z natłoku obecnych obowiązków.

— Na pewno? Nie zwodzi mnie pani? — To ją chwilę zastanowiło. Czyta w moich myślach? A może ma jakieś trzecie oko? Czy coś w tym stylu? Cholera, muszę uważać!

— Na pewno. Już niedługo znajdę chwilę czasu. — Uśmiechnęła się przepraszająco.

— Trzymam panią za słowo.

— A ja dotrzymuję słowa. — Chyba na własne nieszczęście! Jestem w tym temacie reliktem, niestety. Kto teraz dotrzymuje słowa?!

— Kto teraz dotrzymuje słowa?! Ale to mi się podoba i to właśnie dlatego, że teraz to rzadkość u ludzi.

— Co pan powie?! Niesamowite.

Cholerka!, Jak mam z nim gadać?! On za dużo o mnie wie, a może czyta w moich myślach? Co mam począć z tym fantem? Głupia jesteś? Ty się panicznie boisz ludzi! A na dodatek dopowiadasz sobie jakieś złe zakończenie, niezdrowe intencje itd.! Kompletna paranoja! Poszerzasz horyzonty poznając innych! Tak najlepiej poznasz nowych przyjaciół. Może znajdziesz świetną pracę? Albo super partnera? Strach na pewno ci w tym nie pomoże. Fakt. Być może tak jest. Jednak ja naprawdę boję się, i to głównie facetów. Jak to opanować, do diaska?! To proste — zrobić to, czego się boisz najbardziej! Przecież o tym wiesz. Alicja dyskutowała w myślach ze swoim alter ego i w pełni się z nim zgadzała, tylko strach niemal ją paraliżował. Od razu wyobrażała sobie niecne zamiary rozmówców. Pod płaszczykiem uśmiechów, miłych słów oraz różnych przyjaznych gestów spodziewała się jedynie bólu oraz krzywdy swojej i synka.

— Pani sobie ze mnie żartuje? — Mężczyzna poczuł się niepewnie. Podobała mu się ta niewielka kobietka i czuł, że łączą ich jakieś wspólne prądy, których nie umiał nazwać. Wiedział tylko, że fajnie się z nią rozmawia. Chciał to tylko przedłużyć i to nie tak oficjalnie. Nie czuł się komfortowo w tych roboczych warunkach. Ale ona jest jakaś… ciężko przestraszona. Nie umiał tego określić.

— Przepraszam, jeśli uraziłam pana. — Tym razem ona poczuła się niezręcznie.

— Chyba powinniśmy coś sobie wyjaśnić. Moja propozycja nie ma w sobie żadnego drugiego dna. Nie mam nic złego na myśli. Po prostu rzadko mogę z kimś pogadać, a z panią świetnie mi się rozmawia. Jeśli nie chce pani się ze mną umówić na kawę, to proszę mi powiedzieć o tym szczerze.

— Ma pan rację. Jestem przewrażliwiona. Ale umówię się z panem. Tylko nie dziś. Dobrze?

Chwilę wpatrywał się w jej oczy jakby chciał zbadać czy mówi prawdę.

— Dobrze. — Zastanowił się chwilę nim dodał: — Zaufam pani, chociaż niewiele się znamy.

Dlaczego ten facet używa tak starych i magicznych słów: zaufa, zwodzi, trzymać za słowo? Co jeszcze ma w zanadrzu?

— Dziękuję i do zobaczenia.

— Do miłego. — Pożegnał ją trochę smutnym uśmiechem, co wprawiło ją w melancholię. Miała żal do samej siebie za te dziwne rozmowy z, bądź co bądź, obcym facetem.

Dopiero po kilku tygodniach wyskrobała czas na spotkanie z nim. Nie miała pojęcia, co ma powiedzieć w domu. Zawsze wiedzieli gdzie jest: w pracy, w sklepie, u lekarza, czy też u którejś koleżanki. Ale do znajomych zawsze zabierała ze sobą syna. A teraz nie mogła z nim wyjść. Nie lubiła takich sytuacji, bo nie lubiła kłamać, więc musiała coś wymyśleć w miarę wiarygodnego. I właśnie to zajęło jej najwięcej czasu. Gdyby powiedziała prawdę matce, ta zaczęłaby ją dusić pytaniami, kto, po co i dlaczego. Zaraz dorabiałaby do wszystkiego swoją teorię, która nijak miałaby się do rzeczywistości. A Alicja nie miała ochoty na szarpaninę słowną z matką. Chciała po prostu wyjść bez żadnych tłumaczeń i zwyczajnie spotkać się ze znajomym na kawie. Bez żadnych złych domysłów. Tak przynajmniej zamierzała. Spotkanie odbyło się w sympatycznej atmosferze w pizzerii. Zjedli pyszną pizzę, po czym, popijając kawę długo rozmawiali. Piotrek, który już przed posiłkiem zaproponował swobodną relację elegancko się przedstawiając, okazał się bardzo wesołym i wyluzowanym mężczyzną. Trochę z nią flirtował, ale nie był nachalny. Opowiadał jej o własnych zamiłowaniach, w czym górowało wędkarstwo. Dowiedziała się wielu ciekawych rzeczy o łowieniu oraz o samych rybach, rakach i innych ciekawostkach. Zauważyła, że lubi gawędzić, a ona zawsze była świetnym słuchaczem, więc czas mijał im sympatycznie i nad wyraz szybko.

— Dlaczego nic nie mówisz? — Zapytał w pewnej chwili łapiąc się na tym, że już mu zasycha w gardle a ona jeszcze go nie powstrzymała w jego słownym potoku.

— Bo słucham ciebie.

— Czy to znaczy, że nie nudzę cię?

— Gdyby tak było, to bym ci powiedziała.

— Wątpię. Jesteś zbyt miła, żeby komuś to powiedzieć. — Zaśmiał się.

— Chyba masz rację. Może nie ujęłabym tego tak obcesowo, ale na pewno nie czułabym się tak swobodnie. Ale skąd przyszła ci do głowy taka bzdura?

— No wiesz… — Zająknął się. — W domu raczej wszyscy mi przerywają, gdy zaczynam swoje opowieści.

— Może znają je już na pamięć?

— Nie, to nie dlatego. Ty jesteś inna niż oni. Umiesz słuchać. — Mężczyzna zastanowił się. — Rzadko mam do czynienia z takimi ludźmi.

— Jestem takim ewenementem, czy też ty tak mało udzielasz się towarzysko?

— Znam bardzo dużo ludzi. W tym również kobiet, ale ty masz w sobie coś innego. Coś bardzo rzadkiego.

— Nie rozumiem. Nie czuję się jakaś wyjątkowa. Przerażasz mnie! Coś ze mną nie tak? — Kobieta zaśmiała się nerwowo. Co on bredzi? Naprawdę nie wiem, o co mu chodzi? To źle, że go słucham? Co w tym dziwnego? Nie dopuszczała myśli, że ktoś może czuć się wyjątkowo w jej towarzystwie. Chociaż… no tak… w domu też jestem postrzegana jak wyjątkowa… wariatka! Nie umiałaby, co prawda, wytłumaczyć dlaczego tak jest. Wiedziała tylko, że jest głupia, bo jest… inna. A inna, bo… Nie wiedziała, dlaczego. Bo… postrzegała świat w odmienny sposób niż pozostali? Inaczej niż jej rodzeństwo czy rodzice? Bo rozczulała się nad każdym zwierzątkiem, nad więdnącym kwiatkiem, które w dzieciństwie nagminnie zrywała robiąc bukiety dla ukochanej babci, a teraz nie pozwala ich tknąć, bo inaczej umrą…? A może, dlatego, że płacze oglądając wzruszający film lub nad przejechanym kotkiem czy ptakiem…

— Nie! Nie zrozumiałaś mnie. Po prostu bardzo mile mnie zaskoczyłaś! To naprawdę cudowne uczucie, gdy ktoś cię słucha nie przerywając. A jeszcze, gdy zadajesz pytania, bo akurat czegoś nie zrozumiałaś, to dowodzi, że słuchasz uważnie i interesuje cię to. Ale dla mnie jest to po prostu coś nowego.

— To, co mówisz ma sens. Ale nie zdawałam sobie z tego sprawy. Ja tylko lubię ciekawe opowieści. — Uśmiechnęła się do niego nareszcie pojmując jego tok rozumowania.

— Ciekawe… Czy ty mnie czasem nie podrywasz? — Roześmieli się oboje. — Wiesz, czuje się tak swobodnie, jakbym znał cię od wielu lat.

— To fakt, a ja czuję się… — Zamilkła jakby się oparzyła własnym językiem. Zdała sobie nagle sprawę, że chciała powiedzieć słowo, które mogło mu się wydać, co najmniej dziwne.

— Co chciałaś powiedzieć? — Nie miał pojęcia jak rozumieć to milczenie. Spojrzała mu w oczy, aby się przekonać czy może mu to wyjawić.

— Bezpiecznie. — Zaryzykowała wyczekując jego reakcji.

— Dziękuję. To wspaniały komplement w stosunku do mężczyzny. Ale, szczerze mówiąc, tak naprawdę, to mi się podobasz.

— Nie przeginaj. — Rzekła z pełną powagą i zmierzyła go srogim spojrzeniem.

— Ok. Ok. Żartowałem! Nie! Nie żartowałem. — Roześmiał się, a ona spojrzała pytająco i niepewnie. — Podobasz mi się, ale możesz się przy mnie czuć bezpieczna. Nie zamierzam tego wykorzystać.

— Uuuff! Ale mi ulżyło! Już mi się włos zjeżył. Ale nie żartuj na przyszłość w ten sposób. — Była pewna, że nie traci tego czasu na marne. Coś w głębi zapewniało ją, że może mu ufać. Rozluźniła się i nigdy by nie przypuszczała, że zwykła konwersacja może ją tak niesamowicie zrelaksować.

— Super. Jesteś po prostu fantastyczna!

— O co znów chodzi? Co takiego powiedziałam?

— Dajesz nam przyszłość! — Uśmiechnął się szczerze.

— Piotrek! Przy tobie muszę uważać na każde wypowiedziane słówko! — Próbowała nadać słowom bardzo poważne brzmienie, ale wiedziała, że jej nie wychodzi.

— Ok. Chwila powagi. — Zaczerpnął oddech chcąc nadać słowom doniosłe brzmienie. — Dlaczego reakcja na twoje zachowanie tak cię dziwi? Musiałaś mieć jakieś przykre doświadczenia.

Chwilę milczała ważąc jego wypowiedź. Mało się znali. Czasami, co prawda, lepiej wyznać najstraszniejszą prawdę obcej osobie, ale… Ale… Nie była pewna ani osoby, ani okoliczności…

— Musisz znać odpowiedź?

— Oczywiście, że nie. I masz rację. Za mało się znamy, ale czasem warto zwierzyć się obcej osobie, niż najlepiej znanej. — Czy on ma zamiar czytać w moich myślach?! Nie jestem pewna czy mi się to podoba. Zastanawiała się a na głos powiedziała:

— Potrzebuję czasu. To jest dla mnie nowa sytuacja i nie wiem czy mam ochotę rozmawiać z tobą na ten temat. — Nie była pewna jego reakcji, ale też wiedziała, że może mu tak odpowiedzieć, choć nie rozumiała, dlaczego.

— Rozumiem i nie zamierzam naciskać. Wiedz jednak, że jeśli będziesz miała problem zawsze możesz do mnie przyjść. Chętnie ci pomogę. — Mówił zupełnie szczerze. Krótko się znali a on miał wrażenie, że znają się całe wieki. Teraz, po tych prawie dwóch spędzonych wspólnie godzinach poznał ją od innej strony. Jej gesty, słowa, zachowanie podczas uważnego słuchania go a także zadawane pytania — to wszystko budowało w nim obraz delikatnej, kruchej i pięknej kobiety. Jej milcząca postawa, piękny i czasami smutny uśmiech oraz szczere spojrzenie składało się na aurę samotnej osoby. W tym momencie pożałował, że był żonaty. Natychmiast jednak odrzucił te niechciane myśli, gdyż kochał swoją żonę i nie zamierzał robić jej przykrości. Mimo to, w tej drobnej, pięknej istotce wyczuwał potrzebę opieki, troski, wręcz ochrony… A on chciałby opiekować się nią. Te nagłe i niestosowne myśli przerwała mu zaskakując pytaniem:

— Czy po mnie tak bardzo to widać?

— Co?

— Że nie mam, komu powierzyć swoich trosk. Że brak mi męskiej opieki? — Ostatnie zdanie powiedziała dość niepewnie, jakby obawiała się, że powie za dużo. Zastanawiał się chwilę nad odpowiedzią.

— Nie. Chyba nie. Mówię to z własnego punktu widzenia. A przyszło mi to do głowy dopiero tutaj i to już po dłuższym czasie a nie tak od razu. Więc na pewno nie rzuca się to w oczy. To wymaga czasu i bacznej obserwacji. — Alicja nagle spojrzała na zegarek przestraszona.

— Rety! Nie wiedziałam, że już tak późno. Muszę uciekać. Nie gniewaj się, ale nie zostanę dłużej.

— Nie ma sprawy, Kopciuszku. — Piotrek zaśmiał się.

— Kopciuszku?!

— Tak jakoś mi się skojarzyło.

Po tamtym spotkaniu widywali się często w jego pracowni, ale nie wracali do poważnych rozmów. Jednak teraz już, gdy Alicja do niego przychodziła zawsze chwilę dyskutowali o różnych sprawach. Czasami wchodziła na zaplecze na kawę czy herbatę, gdy było bardzo zimno. Dopiero sytuacja z mieszkaniem niejako zmusiła Alicję do skorzystania z jego pomocy. Bardzo ją lubił, więc nie miała z tym najmniejszego problemu. Wszystko odbyło się szybko i sprawnie. Tak zorganizował całą operację, że nawet się nie obejrzała, jak całość była przewieziona, wniesiona i ustawiona. Potem, razem z synem wzięła się do sprzątania, rozpakowywania i urządzania swojego lokalu. Była z niego bardzo dumna i wdzięczna również swojemu synkowi. Ten z kolei cieszył się, że może rozbijać duże kawałki węgla na mniejsze. Chętnie pomagał jej we wszystkich pracach, które ona nazywała męskimi. Może czuł się głową rodziny? Każdego wieczoru, przed snem Alicja czytała chłopcu bajki, albo coś opowiadała. Oboje uwielbiali ten wspólny czas. Zdarzało się, że gdy była zmęczona zasypiała w trakcie opowieści.

Któregoś wieczoru opowiadała mu o swoim dzieciństwie. Oboje uwielbiali takie historie.

— W naszej rodzinie wszyscy mieli jakieś obowiązki domowe, również dzieci. Co roku cała rodzina przygotowywała się do zimy robiąc zapasy.

— To tak jak zwiezęta. Plawda?

— Tak kochanie, zwierzęta też szykują się do zimy. Robią to latem i jesienią, gdy wokół przyroda ma nam wiele do zaoferowania. Podobnie u nas. Latem jeździliśmy do prababci na wieś, która miała ogródek i sad. Dzieci pomagały zbierać warzywa i owoce, a później wspólnie robiliśmy z tego kompoty, dżemy i przetwory warzywne. Na przykład pikle — pyszne ogóreczki w kwaśnej zalewie. Ja najbardziej lubiłam leczo, sałatkę z ogórków albo marynowane buraczki.

— A co to jest leco? — Kobieta chwilę zastanawiała się nad dziwnym słowem nim zrozumiała, o co dziecko pyta.

— Acha! Chodzi ci o leczo.

— No psecies powiedziałem leco.

— No tak. To posłuchaj. Najpierw szykuje się różne warzywa. Może być papryka, pomidory, cebula, czasami dodawaliśmy cukinię. Wszystko trzeba było umyć i obrać. Jeśli była potrzeba, to usunąć nasionka, na przykład z papryki. Potem całość kroiło się w talarki lub w paski. Na koniec, w dużym garze, mieszało się i dusiło na piecu z dodatkiem różnych przypraw. Jak już było gotowe, to pakowało się do słoików. Można było używać ich jako dodatek do różnych mięs. Ale dla mnie najpyszniejsze były dżemy z czarnych porzeczek, truskawek lub ze śliwek. Ciekawszym zajęciem było kiszenie kapusty w domu dziadka. Najpierw trwały długie przygotowania lisa, który wyszczerzył kły i wbił je w tyłek Grzesia. Wtedy ciocia Gosia ugryzła go w ucho, a dziadek zdzielił go szatkownicą. — Początkowo chłopiec uważnie słuchał, jednak nagle zaczął ją tarmosić.

— Hi, hi, hi… Mama! Mama! Co ty gadas? Nic nie lozumiem! — Wtedy Alicja rozbudzona przez dziecko zorientowała się, że miesza jej się sen z jawą i chyba czas iść spać. Ale synek był nieprzejednany, bo opowieść była za krótka a teraz jeszcze wydała mu się najciekawsza. Ale matka nie skończyła barwnej i sensacyjnej opowieści. Próbowała jeszcze coś przeczytać, ale wszystko kończyło się tak samo. Oczy zamykały się same, a z jej ust wypływały niedorzeczne słowa. Nie chcąc syna wystraszyć jakimiś koszmarnymi związkami frazeologicznymi przekonała go w końcu do snu.


Po krzepiącym liście Łukasza, Alicja chętnie mu odpowiedziała.


Witam serdecznie!
Bardzo Ci dziękuję za miły i szczery list. Prawdę mówiąc bardzo się obawiałam Twojej reakcji na moją pisaninę. Obawy te podyktowane były czysto materialną niepewnością. Mam tu na myśli przede wszystkim moją sytuację mieszkaniową. Ty jednak skupiłeś się na sprawach emocjonalnych. Przyznaję, że uspokoiło mnie to, ucieszyło i… wlało we mnie morze nadziei… Ufam, że rozumiesz mnie, chociaż, być może, jestem zbyt zagadkowa. Wiem, że moje słowa nie są zrozumiałe dla każdego. Chyba, dlatego, że piszę głównie o swoich emocjach, a nie o sprawach stricte materialnych

Nie wiem na czym się skoncentrować? Chciałabym przekazać wiele spraw. Jednocześnie wolałabym abyś otrzymał go jeszcze przed naszym spotkaniem. Twój list, chyba na Twoje specjalne życzenie, szedł zaledwie jeden dzień! Dla poczty polskiej jest to nie lada sukces!

Pisząc do mnie, poruszyłeś bardzo wiele spraw. Jestem Ci wdzięczna, że napisałeś o swoich doświadczeniach, choć na pewno nie było Ci łatwo zdobyć się na to. Może Cię tym zaskoczę, ale są one bardzo bliskie moim przeżyciom. Co prawda nie paliłam zbyt dużo. Właściwie tylko popalałam i miałam w tym rożne natężenia. Miewałam też okresy zafascynowania napojami alkoholowymi, ale głównie na imprezach… Wszystko to wiązało się z niewłaściwym środowiskiem, nieznajomości samej siebie, braku poczucia własnej wartości, różnymi kompleksami i ogromnej wrażliwości, a co za tym idzie silnym pragnieniem odwzajemnionej miłości, której upatrywałam jedynie w legalnym związku. Niestety do tej pory miałam pecha trafiania na mężczyzn, którzy wykorzystywali tak naiwne i głodne uczuciowo kobiety jak ja. Myślę, że każde doświadczenie jest wielkim wzbogaceniem człowieka, jeśli (!) umie on wyciągać z tego właściwe wnioski! Sądzę, że zbyt późno zrozumiałam sens własnych przeżyć, chociaż… lepiej późno niż wcale. I właśnie dlatego teraz nie chcę tracić żadnej cennej chwili życia. Nie chcę przeoczyć ciekawej znajomości, wartościowego człowieka.

Podobnie jak Ty, patrzę na ludzi sercem. Wiem, że daleko mi do ideału, ale cieszę się, że udało mi się dokonać w swoim wnętrzu i nastawieniu do życia i ludzi, tak wielkich i pozytywnych zmian.

Łukaszu, bardzo lubię Twoje listy. Czytam je po kilka razy. I za każdym razem wywołują we mnie uczucia ciepła, nadziei, bezpieczeństwa, spokoju… Jednocześnie trafiają w inną sferę emocjonalną moich marzeń i wspomnień. Dzisiaj akurat, nie wiem, czemu, poruszyły głęboko moją miłość macierzyńską. Przypomniałam sobie, co czułam, gdy byłam przy nadziei — sama i samotna. Wbrew pozorom te uczucia nie są tożsame. Chyba tylko moja bliska przyjaciółka wie, że… Wybacz, jednak nie mogę teraz o tym pisać… Myślę, że kiedyś zdradzę Ci tę wielką tajemnicę, której nie mogę sobie wybaczyć. Przepraszam!

Cieszę się, że chcesz poznać Tomka i rozumiem Twoje obiekcje co do naszego pierwszego spotkania w jego towarzystwie. Czasami Tomek sprawia wrażenie, że nie słucha rozmowy starszych lub filmu. Natomiast po jakimś czasie wtrąca rozsądną uwagę na ten temat. Jego dygresje są zawsze adekwatne do sytuacji, ale nie do osoby. Są wielkim zaskoczeniem, bo nie pasują do jego wieku. Zdarzają się sytuacje, kiedy szokuje otoczenie swoim słownictwem czy punktem widzenia dziecięcej dojrzałości.

Podobnie jak Ty, cieszę się, że mogłam Cię poznać. Jednak czuję pewne obawy przed naszym pierwszym spotkaniem. Może uda nam się pogodzić spotkanie zarówno w trójkę jak i sam na sam. Mam też nadzieję, że mój list dotrze do Ciebie w takim samym tempie jak Twój do mnie.

Serdecznie Cię pozdrawiam i czekam z niecierpliwością na nasze pierwsze spotkanie.

Alicja


Z nowym mieszkaniem wiązało się wiele przeżyć. Jedno z nich utkwiło w pamięci syna wbijając się niczym ostra drzazga w palec. Był to okres, kiedy w Polsce nie było zbyt wielu ładnych zabawek, a jeśli były to bardzo drogie. Chłopiec nie cieszył się więc ich nadmiarem. W tym czasie brat Alicji, Grzesiek, jeździł do pracy w Niemczech. Zatrudnił się w stadninie koni. Uwielbiał te zwierzęta, pięknie je rysował i podobno chętnie się nimi zajmował. Nie był jednak osobą wylewną, więc w zasadzie nic nie opowiadał, a już w ogóle nie zwierzał się ze swoich uczuć. Był też chrzestnym ojcem Tomka i któregoś razu przywiózł chrześniakowi pięknego misia. Przytulanka była mięciutką repliką niedźwiedzia polarnego chwiejącego się na czterech łapach. Sympatyczna mordka, białe futerko i taki miękki, że można go było ścisnąć jak poduszeczkę. Tak też chłopiec go traktował. Nigdzie się bez niego nie ruszał. Pewnego dnia wracał razem z mamą od rodziców autobusem, do nowego mieszkania. Alicja była obładowana zakupami, a chłopiec zmęczony i zaspany. Większą część drogi przespał na ulubionym misiu. Gdy wysiedli z autobusu, który już odjechał, chłopiec poprosił mamę o jego misia… Niestety! Nie było go w żadnych pakunkach. Został w autobusie! Dziecko do dziś, mimo że to już dojrzały mężczyzna, ze smutkiem to wspomina! To była jego jedyna, ulubiona zabawka, po której zostało tylko jedno pamiątkowe zdjęcie. Siedząc na kanapie, z dumą trzyma maskotkę na swojej głowie.


Wieczory w nowym lokum były dla Alicji niemal czarodziejskie. Działo się tak głównie z uwagi na niesamowitą ciszę wokół, gdyż budynek znajdował się daleko od głównej drogi. Dawniej miejsce to było zwane chińską dzielnicą i było tam bardzo niebezpiecznie. Kobieta miała mgliste pojęcie na temat związku między tymi terminami. Za to łudziła się, że te czasy już minęły. Nie mieszkała tam długo, ale nigdy nie spotkało ją tam żadne nieszczęście. Drugim powodem niesamowitej aury był fakt, że nareszcie jest tylko ze swoim synkiem i dzięki temu sama o wszystkim decydowała. Wiązało się to ściśle z okolicznościami zasypiania, kiedy to mogła stworzyć warunki najbardziej zbliżone do swoich wymarzonych wieczorków rodzinnych. Przy codziennych czynnościach higienicznych i kolacji matka pilnowała określonego i niezmiennego porządku. Było to niezwykle ważne przy nadmiernej żywiołowości syna. Tuz przed zaśnięciem zapalała przygaszone światło za szafą, która oddzielała część dzienną od nocnej pokoju, i tonęła z dzieckiem w świecie wyobraźni. Tomek uwielbiał różne opowieści i nie miało dla niego znaczenia czy są one prawdziwe, czy wymyślone. Ważne było, żeby opowiadała je mama i była blisko niego.

— Czego chcesz dzisiaj posłuchać?

— Cy miałaś jakieś zecy do zlobienia jak byłaś mała?

— Och! I to ile.

— A dlacego?

— Nigdy o tym nie myślała. Może dlatego, że było nas sporo w domu, rodzice pracowali i zawsze było coś do zrobienia.

— A co lobiłaś?

— Opowiem ci jak to było wiosną i latem, gdy jeździliśmy na wieś do dziadka.

— To był mój pladziadek?

— Tak kochanie.

— A on jesce zyje?

— Nie.

— A dlacego?

— Bo odszedł do nieba. Był już stary i zmęczony i Pan Bóg zabrał go do siebie na zasłużony odpoczynek.

— A skąd wies, ze Pan Bóg go zablał?

— Właściwie to nie wiem, tylko wierzę, że tak się stało. Słabo dziadka pamiętam, ale wiem, że nigdy nie podniósł na nas głosu. Naprawiał nam buty, gdy się popsuły, pasł krowy lub owce. Jak się tak zastanowię, to… nie pamiętam w ogóle jego głosu. Za to do dziś widzę go, jak wieczorami wychodzi przed dom, na ławkę pod gruszą, i siedzi tam paląc fajkę.

— Telaz też go widzisz? To cemu ja nie mogę tego zobacyć?

Alicja zaśmiała się. Wchodząc we własny świat wspomnień zapomniała, jakich słów używa przy dziecku.

— Synku, tak się tylko mówi. Nie znaczy to, że faktycznie mam go przed oczyma. Tylko przypomina mi się to w mojej głowie. — Starała się jak najprościej mu wyjaśnić zawiłości wyobraźni.

— Skoda, że go nie widzę. — Chłopiec zamyślił się

— A czemu chciałbyś go widzieć?

— Bo tak mówis, jakbyś go baldzo lubiła.

— Bo tak było.

— To chciałbym wiedzieć jak to wygląda?

— Ale co, kochanie?

— No jak wygląda ktoś, kogo się baldzo lubi. — Matka pomyślała z rozrzewnieniem, że uwielbia te chwile, w których to rozemocjonowane dziecko za dnia przeistacza się w spokojnego marzyciela przed snem. Dlatego też tak ważne były dla niej te magiczne wieczorki — pełne spokoju i bliskości z dzieckiem.

— A jest ktoś, kogo ty lubisz?

— No pewnie. To jesteś najpielw ty! Nie wiedziałaś?

— Miałam taką nadzieję, ale bardzo miło jest to usłyszeć. — Z tkliwością cmoknęła go w czoło. — To już wiesz jak wygląda ktoś, kogo się lubi.

— Ale on nie był podobny do ciebie, plawda?

Kobieta zaśmiała się i rzekła:

— Skarbie. To był przede wszystkim starszy mężczyzna. Można jedynie poszukać podobieństwa w oczach, rysach twarzy, czy postawie.

— To wiem. Ale skoda, ze go juz nie ma.

— Rozumiem cię, ja też żałuję. Tak już jest niestety. Ale… mogę mówić dalej?

— Telaz tak. — Umościł się wygodnie w jej ramionach i oświadczył: — Mamo! Opowiadaj!

— Przepraszam, zamyśliłam się. Wracamy na wieś — oczywiście tylko w naszych główkach, czyli w wyobraźni. Zamknij oczka i spróbuj zobaczyć w myślach to, co będę ci opowiadać. Rozumiesz?

— Tak. Już zamykam… ocki… i buzie. — Chłopiec mocno zacisnął powieki i usta i przytulił się do matki. Alicja uśmiechnęła się widząc jego wysiłek, cmoknęła go w czoło i zaczęła opowieść.

— Na wieś jeździliśmy niemal w każdą sobotę po lekcjach i zostawaliśmy do niedzieli. Wieczorem wracaliśmy do domu. Nie było to daleko, bo zaledwie piętnaście kilometrów jazdy autobusem. Podróż trwała około dwudziestu, trzydziestu minut. Natomiast latem przebywaliśmy tam niemal całe wakacje. Zawsze było mnóstwo pracy. Babcia hodowała krowy, miała też świnie i kury. Jak nie było już krów, to były owce. I tak zawsze jakiś zwierzyniec się tam kręcił.

— To te zwiezęta tańcyły?

— Czemu? — Jego pytanie zaskoczyło ją.

— Mówiłaś, ze się klęcą.

— … Ach tak, o to ci chodzi. Ale to tylko tak się mówi. Kręcą się, czyli że zawsze jakieś zwierzaki były na podwórku. Rozumiesz teraz?

— Tak. No to opowiadaj dalej.

— Gdy byliśmy jeszcze mali to pamiętam, że chodziliśmy razem z dziadkiem paść krowy. Lubiłam to. Mogłam biegać po kolorowych łąkach, zaglądać do lasu, zbierać przydrożne maliny, poziomki, jagody. Czasami przynosiliśmy z takiej wyprawy grzyby. Najczęściej były to kurki, z których ciocia Beata robiła pyszny sos do młodych ziemniaczków, albo wrzucała do zupy, która też bardzo mi smakowała.

— A te kulki jadłaś z piólami?

— Co? Z jakimi piórami? — Kobieta w pierwszej chwili nie zrozumiała pytania chłopca. Zapomniała, że on nie zna tamtych realiów, i że mowa jest o grzybach a nie o zwierzętach. Dopiero po chwili namysłu zrozumiała o co mu chodziło. Roześmiała się.

— Nie słoneczko. Te kurki to były takie grzyby, które mają pofalowane kapelusze, pod nimi blaszki i są koloru żółtego. Są kruche i smaczne, tylko strasznie trudno się je przebiera, gdyż często piasek lub źdźbła traw wbijają się między blaszki.

— Takie metalowe?

— Co metalowe? — Nie zrozumiała.

— Te blaski.

— Nie skarbie. Blaszki to takie jakby paseczki umieszczone blisko siebie pod kapeluszem. Jutro rano ci to narysuję. A jak będziemy na wsi, to poszukamy takich kurek. Zgoda?

— Ok. moze być. To mów dalej. — Alicja uśmiechnęła się. Wiedziała, że póki synek zadaje logiczne pytania, póty nie ma zamiaru spać i opowieść musi jeszcze trwać. Snuła więc dalej wspomnienia, które bardzo lubiła.

— W czasie wakacji było dużo pracy przy sianie. Do nas należało przewracanie go grabiami na polu, żeby dokładnie wysuszyć. Po takiej pracy często miałam pęcherze na dłoniach, bo nie nawykłyśmy do takiej ciężkiej roboty. Oczywiście nie robiliśmy tego sami tylko jako pomoc starszym. Kiedy siano było już prawie suche, grabiliśmy wszystko w kopki na noc, żeby nie zwilgotniało. Następnego dnia rano znów rozrzucało się siano, a gdy było suche zwoziliśmy je do szopy. Gdy byliśmy już starsi, tak gdzieś w wieku czternastu, szesnastu lat, wówczas już sami wykonywaliśmy te prace. Pamiętam jak kiedyś, przy grabieniu, ciocia Gosia nieostrożnie zamachnęła się widłami i wbiła je sobie w stopę. Na szczęście nie było to tak mocno, żeby trzeba było zszywać ranę, ale mimo to na pewno ją bolało. Alicja już jakiś czas temu zauważyła, że synek jest bardzo cichy i nie zadaje pytań. Była pewna, że już przysypia, jednak nie zrywała się z łóżka chcąc, aby zasnął głębokim snem.

ŁUKASZ

Pierwsze spotkanie z Łukaszem odbyło się w dość zimny dzień marcowy. Alicja z Tomkiem wyszła po niego na dworzec, tak jak umówili się telefonicznie. Przywitanie było dość niezręczne. Oboje nie bardzo wiedzieli jak to zrobić. Poszli do kawiarenki. Tomek bardzo rozrabiał. Chyba też się denerwował. Matka zaś z rozdrażnienia za dużo mówiła, z czego zdała sobie sprawę po fakcie. Najczęściej, gdy coś ją stresowało, milczała, albo też trajkotała jak katarynka chcąc zatuszować drżenie głosu sądząc, że wszyscy to słyszą. Właściwie ich rozmowy były o wszystkim i o niczym, a już na pewno niczym takim, co mogłoby przybliżyć ich do siebie. Towarzystwo Tomka, zgodnie z przeczuciem Łukasza, bardzo utrudniało lepsze poznanie się. Jednak dla Alicji był on swego rodzaju damą do towarzystwa. Nie znała mężczyzny, więc mimo wszystko obawiała się go i sądziła, że obecność chłopca będzie pewnego rodzaju zabezpieczeniem przed ewentualnym, nieakceptowanym przez nią, wydarzeniem. Oczywiście rodzice wiedzieli o przyjeździe gościa, ale nie umawiali się na jego wizytę. Kobieta znała stanowisko mamy, która jakoś przebolała, że córka nie kwapi się do wyjazdu do Holandii. A może ojciec przekonał ją, że lepiej aby córka układała sobie życie z Polakiem? Po kilku godzinach spacerów po mieście i siedzeniu w pizzerii, Alicja zostawiła syna u rodziców i poszła na spacer tylko z mężczyzną. W tym czasie nie miała jeszcze swojego mieszkania, więc w dalszym ciągu spacerowali uliczkami miasta. Teraz rozmowa była już nieco swobodniejsza. Nie stresowała się tak kontrolowaniem syna i obawą, że wystraszy on mężczyznę. Zaszło jednak COŚ, co diametralnie zmieniło nastawienie kobiety w stosunku do adoratora. Pierwsze wrażenie, jakie mężczyzna na niej wywarł, było… niepozorne. Czyli takie, jakie przedstawiał swoją posturą i wycofanym zachowaniem. Nie było w tym niczego skrajnego, jednak Alicja miała wrażenie, że przeżycia o jakich pisał w listach są niemal wyryte na jego twarzy, w jego postawie i oczach. Widziała jego zastarzałą nieśmiałość i niepewność z wypracowanym własnym „ja”. Wiedziała, że przebija to przez jego fizjonomię, ale nie byłoby to takie oczywiste bez jego zwierzeń. Brakowało w nim męskiego zdecydowania i podejścia do kobiet. Był uprzejmy, ale nie szarmancki. Był pewny siebie, a jednak trochę wycofany. Dlatego też nie wiedziała jak to przełożyć na dalsze kontakty. Do tej pory nie spotkała tego typu mężczyzny. Być może również to pociągało ją, gdyż było czymś nowym. Sądziła więc, że może jest lepszy, niż typ macho, który do tej pory znała. Pod względem urody był dość interesujący, ale — nie powalał na kolana. Można powiedzieć, że gdyby nie jej desperacja nie zwróciłaby na niego najmniejszej uwagi. Dopiero deszcz zaczął coś zmieniać. Miała ze sobą duży parasol, zawsze była przezorna i nie lubiła moknąć, więc bez większego problemu schronili się przed nim oboje. Łukasz był dużo wyższy od niej i z trudem dopasowywał długość kroku do jej tempa. Ale już po kilku próbach załapał rytm i szli w miarę równo. Gdy wzięła go pod rękę i poczuła jego ciepło, zapragnęła żeby ją przytulił. To coś wypływało z jego wnętrza i niejako ogarniało ją niczym aureolą bezpieczeństwa, ukojenia i spokoju. Oczywiście nic mu o tym nie mówiła. Nie rozumiała, co się z nią dzieje. Przecież nie była w nim zakochana! Podobały się jej jego listy, spokój i to ciepło. Nie pamiętała już kiedy coś takiego czuła? Deszcz ustał, a Łukasz złożył parasol i wziął ją za rękę. W tym momencie kobieta doznała szoku, zupełnie nie umiała tego określić: dreszcz…? Prąd…? Chwycił tylko jej dłoń, a ona miała wrażenie jakby ją obejmował i tulił do siebie. Miała ochotę płakać ze szczęścia i w duchu błagała, aby jej nie puszczał. I wtedy to rozpoznała: CZUŁA SIĘ BEZPIECZNA! Sprawiły to JEGO DŁONIE! Była w maksymalnym szoku! Tak niewiele trzeba, aby dać drugiemu tyle radości? A może to on miał DAR W SWYCH DŁONIACH? To one ją zaczarowały, przeobraziły jej duszę, otuliły ją niczym pajęczym płaszczem bezpieczeństwa, zaś z mocą — stalowej zbroi! „W JEGO DŁONIACH” nie zazna lęku! A tym samym rozwinie skrzydła jako człowiek i uszczęśliwi go jako żona i kochanka. A wszystko jedynie za sprawą jego cudownych dłoni?!

W obliczu strachu, jaki wypełniał ją w ostatnich latach, zapomniała już znaczenie tego słowa a już z pewnością nie umiała go odczuwać. Jej myśli przesuwały swoje tory na nieznane dotąd tereny. Nabierała przekonania, że może budować fundament rodzinny na bazie bezpieczeństwa! Przecież to też uczucie! Nie jest to co prawda miłość. Ale ta — może się pojawiać i znikać. Sam rozsądek natomiast, jej — nie wystarczał. Ale jeśli połączy rozsądek z bezpieczeństwem to jest szansa, że przynajmniej się zaprzyjaźnią. Nie musi go kochać, żeby urodzić dziecko! Mężczyzna i tak nigdy nie będzie miał pewności, czy partnerka przeżywa współżycie podobnie do niego. Z tą samą intensywnością. Może się o tym dowiedzieć tylko z jej ust i zachowania. Tego można się nauczyć, więc jedna podstawowa przeszkoda jest już za nią. Ostatecznie — zaciśnie zęby i wytrzyma. Przecież nie jedno już wycierpiała bo nie miała wyjścia. A ponieważ on wygląda na zakochanego, więc Alicja postara się utwierdzać go w przekonaniu, że z nią jest podobnie. Teraz, gdy już poznała smak bezpieczeństwa i który był w zasięgu jej rąk, nie zamierzała go wypuszczać! Jednak myliłby się ten, kto by sądził, że wszystko dokładnie zaplanowała. To ją poraziło i szła za ciosem, za własnym instynktem. Jak pies węszy sunąc po śladach, tak ona przyciągała Łukasza chwytając go za dłonie.


Teraz już wszystko rozwijało się dość szybko i zmierzało w jednym, wiadomym obojgu, kierunku.


Droga Alicjo!
Właśnie znalazłem Twój list w skrzynce i bardzo uradowany odpisuję. Wyobraź sobie, już myślałem, że dzisiaj Twojego listu nie będzie. Mamy wspólną skrzynkę na listy z sąsiadami. Ja bardzo wyczekiwałem na listonosza (z powodu Twojego listu) i gdy dostrzegłem go przez okno, od razu pobiegłem zobaczyć czy jest coś do mnie. Ale akurat sąsiad przypadkowo wychodził z domu i już był przy skrzynce. Podał mi list od „Ery GSM” mówiąc: „Wszystko tylko do Ciebie, reszta to reklamówki”. Ja pobieżnie zaglądnąłem do skrzynki i rzeczywiście zobaczyłem tylko ulotki. Oczywiście byłem zaskoczony i trochę zasmucony. Pomyślałem, że może jutro… Gdy jednak wychodziłem drugi raz z domu, zajrzałem ponownie, dokładniej do skrzynki i… znalazłem! Ku mojej ogromnej radości! Bardzo miły mojemu sercu list! Bardzo Ci za niego dziękuję

Może jestem zbyt ufny? Przyjmuję to, co ludzie mówią nie sprawdzając czy to prawda.

Wyobraź sobie pociąg, do którego wsiadłem, to był ten odjeżdżający o dwudziestej drugiej! Tak więc jeszcze do tej godziny siedziałem w wagonie nie ruszając z miejsca. Ale podróż minęła mi szybko (pospieszny). Trochę tylko zmarzłem, bo akurat w tym wagonie nie było ogrzewania. Na szczęście pod dworcem czekał na mnie, jak wierny pies, mój stary „maluszek” i szybko byłem w domciu, najedzony i w ciepełku.

Alicjo, bardzo Ci dziękuję za miłe przyjęcie, dobre słowa, uśmiech i ciepło, które czułem od Ciebie. Naprawdę bardzo zależy mi na Tobie. Jesteś nie tylko bardzo ładna, ale również masz piękne wnętrze. Lepszej partnerki życiowej nie potrafiłbym sobie wymarzyć. Cieszę się, że podobnie myślimy, a to mnie przekonuje, że wszelkie problemy, które stanęłyby przed nami, są do pokonania. Po prostu NIE MAJĄ SZANS!

Ważną sprawą jest dla mnie odpowiednie ukształtowanie charakteru Tomka. Chętnie o tym z Tobą porozmawiam, bo wymaga to oczywiście współpracy rodziców.

Bardzo oczekuję na Twój przyjazd, z Tomkiem, czy bez niego — i tak bardzo tęsknie za Tobą. Zadzwonię w piątek wieczorem. Gdybyś chciała napisać (a wiem już, że pisanie nie jest dla Ciebie uciążliwe), to bardzo proszę — szaleję za Twoimi cudownymi listami.

Gorąco Cię Alicjo pozdrawiam

Łukasz


Cześć Łukaszu!
Bardzo się cieszę, że tak szybko dostałam Twój list. Już w poniedziałek chciałam sama do Ciebie napisać, ale… to nie wypada. Jestem daleka od narzucania się komukolwiek — to już chyba wiesz. Pytałeś, czemu jestem sama. Moje odpowiedzi chyba nie były dla Ciebie zbyt jasne czy wiarygodne. Możliwe, że wówczas chciałam zbyt wiele wyjaśnić w zbyt krótkim czasie. Czasami wydaje mi się, że mogłabym już teraz napisać książkę o swoim życiu. Miałabym po prostu o czym pisać. Przeżyłam dość dużo, ale nie byłam awanturnicą. Nie bardzo wiem jak to krótko wyjaśnić. Ja tylko zawsze czegoś szukałam. Najpierw prawdziwej i wielkiej miłości, potem spełnienia i samorealizacji w pracy, w końcu… szczęśliwej, pełnej, własnej rodziny. Miałam okres, kiedy tak mocno zwątpiłam w mężczyzn, że wmówiłam sobie, iż zdołam osiągnąć szczęście bez nich! Zbiegło się to z niemal chorobliwą fascynacją pewną ideologią. Nigdy nie powiem, że coś straciłam, chociaż… kiedyś tak sądziłam

Piszę o tym wszystkim, ponieważ bardzo chciałabym abyśmy wspólnie mogli spełnić nasze marzenia. Wiem, że różnimy się charakterami: ja jestem iskrą, Ty zaś balsamem. To, albo raczej, dlatego przyciągasz mnie. Coś na kształt przyciągania i odpychania między ładunkami elektrycznymi.

Uważam jednak, że jest w nas coś wewnątrz, co nas bardzo łączy. Może są to zupełnie proste zasady. Moralne i uczciwe.

Muszę przyznać, że uradowało mnie to nasze pierwsze spotkanie, którego tak się obawiałam. Jednak nie jestem z niego dumna, a właściwie z siebie samej. Kiedy się denerwuję lub czuję strach, wówczas zbyt dużo mówię. Po naszym spotkaniu obawiałam się, że moje gadulstwo Ciebie zrazi. Może również dlatego Twój list otwierałam ze strachem, a skończyłam go czytać… ze łzami w oczach.

Przepraszam, że nie poczekałam, aż odjedzie Twój pociąg. Bardzo nie lubię pożegnań. Zawsze skracałam je do minimum, dlatego wtedy niemal uciekłam. Jest mi przykro, że to trochę przeze mnie zmarzłeś.

Po spotkaniu z Tobą zaczęłam snuć plany czy może raczej marzenia: jak mogłoby wyglądać moje życie we Wrocławiu. Bardzo długo i dużo myślałam o Twojej propozycji, rozpatrywałam wszelkie za i przeciw. Mam jeszcze wiele wątpliwości, ale chcę sprawdzić, czy mamy wspólnie szansę. Ufam, — że tak! Rozglądałam się tutaj za różnymi szybkimi kursami dokształcającymi. Jednak większość już się kończyła albo koszty były strasznie wysokie lub też czas trwania był dla mnie nie do przyjęcia. Pomyślałam, że może tymczasem Ty dowiesz się w swoim mieście czy i jakie mam szanse na pracę. Gdybym faktycznie zamieszkała z Tomkiem w Twojej kawalerce to nawet na początek nie mam już żadnych oszczędności a nie chcę być na czyjejś łasce. Chciałabym już teraz mieć jakieś konkretne plany zatrudnienia. A przenosząc się do Wrocławia podjąć od razu pracę i robić z małej, zwykłej kawalerki przytulne, ciepłe gniazdko.

Zawsze uważałam, być może błędnie, że dobra materialne nie są skarbem. Uważałam, że skarb to wnętrze człowieka, jego serce, uczucia, dobry charakter. Był czas, kiedy myślałam, iż wyjadę za granicę do mężczyzny, który mi się oświadczył. Ale nic z tego nie wyszło. Może na szczęście? Wspominałam Ci o tym. W tamtym czasie oddałam niemal wszystko co posiadałam. Byłam strasznie naiwna! Umiałam bardzo dobrze szyć na maszynie. Miałam swoją, ze wszystkimi akcesoriami, materiałami itd. Niestety wszystko wówczas rozniosłam. Swoje bardzo skromne, ale własne, meble też porozdawałam — biedniejszym ode mnie. Teraz to wszystko przydałoby się. Już niestety tego nie odzyskam i trochę tego żałuję. Dlatego też jestem gotowa zakasać rękawy, poświęcić noce i wolne chwile i ostro zabrać się do budowy nowego życia. Myślę, że skoro oboje tego chcemy, być razem, to nie będzie dla nas większych problemów. Mam wielką nadzieję, iż będziemy zawsze razem. Nawet w najtrudniejszej sprawie.

Tomek, gdy widzi czasami, że jestem smutna, to mówi do mnie:

„Nie martw się, będziemy mieć piękny dom i scęśliwą lodzinę”!

A wczoraj dodał:

„...moze we Wlocławiu…”

Mówiłeś, że nie jesteś jeszcze gotów do założenia rodziny, bo mieszkanie nieukończone, za małe itd. Ja z kolei, głównie z uwagi na syna, i na siebie również, chciałabym jak najszybciej zacząć od nowa. Tomek we wrześniu rozpoczyna naukę w szkole. Nie chciałabym zmieniać mu środowiska w trakcie roku szkolnego. Już i tak doświadczył zbyt wielu zmian jak na swój wiek, a to nie pomaga w jego relacjach, zachowaniu itd. Dlatego proszę, przemyśl wszystko jeszcze raz. Może w niedzielę będziemy mogli o tym porozmawiać. Niestety nie przyjadę sama. Pociąg mam po dziesiątej. Nie dzwoń do mnie. Zadzwonię do Ciebie w czwartek lub w sobotę wieczorem. Przepraszam za tę zmianę. W niedzielę Ci wyjaśnię.

Jestem Ci wdzięczna za tak ciepłe i miłe słowa o mnie. Dziękuję Ci za wszystko i czekam niecierpliwie na kolejne spotkanie.

Serdecznie i czule pozdrawiam.

Alicja


Każdy jego list niezmiennie ją radował. Nie zapominała o uczuciach, jakie w niej rozpalił, a nawet je w sobie celebrowała. Marzyła wciąż o jego dłoniach, o czym on prawdopodobnie nie miał zielonego pojęcia. Bynajmniej teraz. Korespondowali już jakiś czas. Czasami dzwonili do siebie aby umówić spotkanie, najczęściej u niej. Coraz lepiej się rozumieli a skrępowanie ustąpiło miejsca swobodnym rozmowom. Jednak nie były one wyczerpujące ich wszystkie pytania, gdyż większość spotkań odbywała się w towarzystwie Tomka, co nie sprzyjało swobodnej dyskusji dorosłych. Być może też dlatego dopiero w listach udawało im się dokładniej wyjaśnić różne kwestie. Z pewnością było tak w przypadku Alicji.

W miarę rozwoju ich znajomości kobieta zdawała sobie sprawę, że oboje inaczej wyobrażają sobie wspólne początki. Ona nie chciała żyć na próbę. Wiedziała, że sporadyczne odwiedziny i korespondencja nie mają szans na przetrwanie związku. Już to sprawdziła i to bardzo boleśnie. Nie zamierzała kolejny raz stracić kilka lat swojego życia. Poza tym lubiła jasne sytuacje a teraz — ma dziecko. Dlatego też konkubinat (jak to kiedyś nazywali, a dziś — wolny związek — od razu inaczej brzmi!) był dla niej nie do przyjęcia! Nie rozumiała dlaczego Łukasz nie może tego pojąć? Jego przekonanie, że jest przez nią traktowany gorzej, bo z innym ma dziecko, a z nim nie chce kochać się przed ślubem — był dla niej wielkim zaskoczeniem. A przecież ona — traktowała go właśnie wyjątkowo. Tylko z nim zamierzała dostosować się do wszystkich tradycyjnych zasad dotyczących wstrzemięźliwości przed ślubem. Jak się później okazało — nie do końca.

Spotkanie, na które tym razem miała pojechać do Wrocławia odbyło się niestety z damą do towarzystwa. Tym razem pogoda im sprzyjała. Nie padało. Łukasz zaprosił ich do swojej kawalerki. Faktycznie była malutka i typowo męska. Rozglądając się po niej, odruchowo kalkulowała jak trzeba by ją dostosować do ich wspólnego życia. Mimo to, nie dzieliła się tymi spostrzeżeniami z gospodarzem. Zwiedzili najbliższe otoczenie jego miejsca zamieszkania. W zasadzie wszystko było w pobliżu: sklepy, przystanki tramwajowe i autobusowe, szkoła, przychodnia lekarska i kościół. Największą radością dla Alicji i Tomka był pobliski park. Spędzili w nim dużo czasu na placu zabaw i grę w piłkę. Oczywiście grali tylko mężczyźni. Alicja nie ubrała się stosownie do gry. Wysokie obcasy i płaszcz uniemożliwiały jej taką rozrywkę. Łukasz podarował Alicji piękne, herbaciane róże, a ponieważ ona uwielbiała otrzymywać tego typu podarunki, również z uwagi na zapach, była po prostu zachwycona!

Tomek pozwolił dorosłym trochę porozmawiać o sprawach mu obcych, ale mimo to tryskał radością. Matka nie bardzo wiedziała co go tak cieszy? Chyba wyczuwał, że ten pan może zostać z nimi na dłużej? Trudno to stwierdzić. Faktem było, że starał się być blisko niego, zwracał na siebie jego uwagę, ale jednocześnie czuł wobec niego respekt. Dla Alicji był to dobry znak.


Witam serdecznie!
Bardzo dużo myślałam o Twojej propozycji, o mojej sytuacji, o Tomku itd. Na wiele pytań nie mam jeszcze odpowiedzi. Wiem, w przybliżeniu, jak sobie wyobrażasz nasze wspólne życie, ale nic nie mówiłeś na temat jego rozpoczęcia. Zdaję sobie sprawę z tego, że nie mamy po dwadzieścia lat, i że nie mogę być ideałem kandydatki na małżonkę, chociażby z uwagi na syna. Dlatego też nie chcę niepotrzebnego rozgłosu i aureoli wokół naszej przyszłości. Mimo to nie chcę również robić tego potajemnie i na próbę. Jestem przekonana, że nie można jedynie próbować żyć. Jest mi niezręcznie o tym pisać, ale nie padło z Twoich ust słowo małżeństwo. Może więc nie chcesz zalegalizować naszego związku. Wspomniałeś tylko, że Twoi rodzice chcieliby abyśmy wzięli ślub w kościele, i że Ty nie jesteś zbyt wierzący. A ja z kolei nie uważam, że powinnam prosić Ciebie o ślub czy po prostu oświadczyć Ci się. Z tego właśnie powodu czuję się strasznie głupio pisząc Ci o tym. Tym bardziej, że nie wiem jak na to zareagujesz. Może to Cię zrazi do mnie? Jak dotąd pisałam jedynie o tym, co słyszałam od Ciebie i chciałabym przeanalizować tę sprawę wspólnie z Tobą. Ponieważ jednak trudno jest mi o tym rozmawiać, dlatego — piszę

Zawsze marzyłam, chyba jak każda kobieta, że wyjdę za mąż z wielkiej miłości, że będę miała piękną, białą suknię i łzy w oczach ze szczęścia. Wszystko miało być poprzedzone oświadczynami, zaręczynami, oczywiście okresem poznawania się aż do chwili ślubu. Nie było mi to dane. Może dlatego, że zbyt mocno kochałam w stosunku do miłości, którą byłam obdarzona. Teraz czułabym się trochę głupio w białej sukni i na szumnym weselu. Jednak jeszcze bardziej niezręcznie czułabym się zamieszkując w Twojej kawalerce bez wcześniejszego zalegalizowania naszego związku. Nieistotne jest czy mieszkalibyśmy od razu razem czy też nie. Myślę, że wcześniejsze poznanie rodziny, to znaczy wizyty u naszych rodziców i jakiś czas na bliższe poznanie nie ująłby w niczym naszej przyszłości. Wręcz przeciwnie — pozwoliłby nam obojgu nabrać przekonania co do słuszności naszej decyzji.

Pojechałam do Ciebie z synkiem, aby dowiedzieć się jaki jesteś w swoim środowisku. Może to głupio brzmi, ale chciałam być pewna na co się decyduję lub też z czego chcę zrezygnować. Nie poznaliśmy się w środowiskach, w których żyjemy na co dzień, czy wśród rodziny. A przecież w przyszłości nie będziemy żyć odizolowani od ludzi, wręcz przeciwnie. Nie wiem na przykład czy nie raziłoby Ciebie jakieś moje zachowanie wśród moich czy Twoich znajomych i odwrotnie. Myślę, że trudno byłoby nagle zmienić nasze przyzwyczajenia czy nawyki. Proszę, pomyśl o tym. Bez względu na to, co o tym myślisz, chciałabym to wiedzieć i dopiero wówczas coś wspólnie postanowić. Nie chcę decydować za nas oboje. Zauważyłam, że chętnie przystajesz na wszystko. Czy się mylę? Niezależnie od powodów, dziwnie się z tym czuję.

Chciałabym, aby mnie w dalszym ciągu szanowano, mimo że mam dziecko. Świat niestety jest na tyle obłudny, że kobieta z dzieckiem żyje często z piętnem nieprzyzwoitości. Jest poniżana za to, że wychowuje sama dziecko. Natomiast mężczyzna żyje godnie, nawet jeśli ma armię dzieci rozsypanych po świecie! Dlaczego? Uważam, że kobieta z dzieckiem częściej jest godna najwyższego szacunku, niż niejeden samotny mężczyzna czy poprawny ojciec rodziny. Te osądy są podyktowane moimi przykrymi doświadczeniami i nie mam w tym wypadku Ciebie na myśli. Oczywiście świat się w tym względzie zmienia, jednak bardzo powoli i dość niechętnie.

Mam nadzieję, że zrozumiesz mnie i w razie wątpliwości wszystko wyjaśnimy na kolejnym spotkaniu? Wolałabym porozmawiać o tym osobiście zamiast na kartce.

Nie ukrywam, że w dalszym ciągu czas ma dla mnie ogromne znaczenie, ale też nie chcę zaczynać nowego życia byle jak. Rozmawiałam z rodzicami na nasz temat, przede wszystkim dlatego, że nie chcę iść w świat bez ich błogosławieństwa. Wierzę, że bez tego moje, czy może raczej — nasze, życie byłoby jednym wielkim nieszczęściem.

Wczoraj zadzwoniłam do Ciebie, aby Ci powiedzieć o mojej decyzji odnośnie Holandii, (z czego definitywnie zrezygnowałam) i sądziłam, że szybko przeniosę się do Ciebie. Ale, tak jak już kiedyś Ci wspomniałam, czasami szybciej powiem, niż pomyślę. Dlatego też w liście wytłumaczyłam Ci jak to wszystko widzę. Zastanów się i odpisz w miarę szybko lub przyjedź i porozmawiamy.

Pozdrawiam Cię serdecznie i ciepło.

Alicja


Ps. Róże od Ciebie padły w podróży, ale dzięki specjalnym zabiegom odżyły i teraz stoją pięknie na baczność. Jeszcze raz dziękuję za nie. Bardzo lubię otrzymywać kwiaty. Może dlatego, że niezmiernie rzadko je dostaję.


Obok wydarzeń dotyczących Łukasza, w tym samym czasie życie płynęło swoim stałym nurtem. Wielkie znaczenie, oprócz mieszkania, o które starała się wspólnie z synkiem, miała dla Alicji praca. Intensywnie jej poszukiwała chodząc po różnych firmach, sklepach, przychodniach, biurach. Po długich staraniach pojawiła się nadzieja pracy w dużym sklepie spożywczym. Matka nie robiła Alicji tak częstych awantur, a ojciec z dużą nadzieją i uśmiechem prowadził z nią dyskusje o przyszłości. Tymczasem Łukasz przysłał kolejny list.


Witaj Alicjo!
Właśnie otrzymałem Twój list i od razu odpisuję. Szkoda, że nie mogliśmy porozmawiać o Twoich wątpliwościach osobiście. Najlepiej jednak byłoby to pod nieobecność Tomka. Moglibyśmy swobodnie, szczerze i otwarcie porozmawiać o różnych trudnych i intymnych sprawach

Oczywiście jestem za jak najszybszą legalizacją ewentualnego naszego związku. Jednocześnie jest dla mnie bardzo ważne żebyśmy lepiej się poznali przed małżeństwem, a nie dopiero po. Nie wiem czy przeszkodą są Twoje bardzo religijne poglądy, na przykład na temat współżycia. Czy uważasz, że do seksu może dojść tylko po ślubie (i to kościelnym?) Ja nie jestem aż tak religijnym człowiekiem, (co nie znaczy, że jestem mało wierzący — po prostu odczuwam Boga trochę po swojemu, nie dokładnie tak, jak przedstawia to kościół). Jestem przeciwny seksowi pozamałżeńskiemu, jeżeli ktoś już jest w związku. Natomiast, jeżeli kobieta i mężczyzna planują wspólne życie, zależy im na bliższym poznaniu się, to nie jest to przeciwne Bogu. Na pewno przeciwne Kościołowi i dlatego zupełnie rozumiem osoby bardzo religijne, które uznają tylko współżycie po ślubie.

W chwili ślubu, bardzo ważnego wydarzenia w moim życiu, pragnąłbym, aby moja przyszła żona była mi bardzo bliska, oddana. Chciałbym czuć, że mnie akceptuje, że jest mi rzeczywiście najbliższą osobą.

Przynajmniej z jednym mężczyzną (ojcem Tomka) byłaś bardzo blisko. Czy chciałabyś mnie potraktować gorzej? Bardziej z dystansem? Może inaczej patrzyłbym na te sprawy, gdybym miał trzydzieści lat. Gdybyśmy byli młodsi, moglibyśmy długo spotykać się, odwiedzać. Teraz — szkoda na to czasu. Uważam, że najlepiej i najszybciej moglibyśmy poznać się, gdybyśmy razem pomieszkali. Piszesz, że nie chcesz związku „na próbę”. Ja wolę, żeby ta próba była teraz, przed decyzją, niż dopiero po ślubie. Wiem, że dla osób o poglądach konserwatywnych mam zbyt otwarte przekonania. Wiem jednocześnie, że nie jest to przeciwko Bogu czy też przeciwko człowiekowi. Miłość jest dla mnie wartością największą. A Bóg (jak Go pojmuję) jest właśnie Miłością. Seks natomiast jest częścią miłości dwojga ludzi (i pochodzi również od Boga, a nie od szatana), jest bardzo ważnym elementem bliskości partnerskiej.

Piszę tak i zastanawiam się, jakie są Twoje odpowiedzi? Jakie masz poglądy? Może jakieś problemy? Gdybyś przyjechała do mnie sama, pewnie odważyłbym się poruszyć te tematy. Przy Tomku wolałbym jednak o tak intymnych sprawach nie mówić.

Chciałbym Alicjo, żebyś też rozumiała podejście mężczyzn (np. moje) do takich spraw jak np. seks. Kobiety inaczej odczuwają seks niż mężczyźni. Niedawno czytałem świetną książkę „Mężczyźni są z Marsa, kobiety z Wenus” i drugą część: „…w sypialni”. Dowiedziałem się wielu bardzo ciekawych rzeczy na temat różnic między nami.

Nie wiem jak zareagujesz na ten list. Moja wizja jest taka: mieszkamy razem, Tomek chodzi do przedszkola, dużo rozmawiamy, poznajemy się i czynimy starania o legalizację związku. To i tak musi przecież potrwać parę miesięcy. Ten czas właśnie wykorzystalibyśmy będąc jak najwięcej ze sobą. Jeżeli nie odpowiada Ci moja propozycja, to napisz. Naprawdę potrafię zrozumieć osoby o innych poglądach.

Jeszcze coś mi się nasunęło. Jesteś gotowa jechać do Holandii, czy Niemiec. Tam zamieszkać u kogoś i na pewno jakiś czas bez legalizacji związku. A u mnie nie chcesz? Nie potrafię tego zrozumieć.

Kończę już, bo mam dużo pracy. Czekam na Twój list.

Serdecznie Cię pozdrawiam, Alicjo

Łukasz


Ten list uświadomił Alicji jak dużo mają do przedyskutowania i utwierdził w przekonaniu, że muszą się spotkać sam na sam. Wiedziała, że jest to możliwe tylko i wyłącznie u niego. Zaczęła więc planować swój samotny wyjazd do mężczyzny. Nie czuła się w tym zbyt pewna, wręcz przeciwnie. Niemniej zdawała sobie sprawę z powagi sytuacji. Zanim jednak zacznie planować na głos tj. wspólnie z Łukaszem, musiała mu odpowiedzieć na tak wiele zagadnień! Z ciężkim sercem zasiadła do pisania.


Witam Cię!
Nawet sobie nie wyobrażasz jak trudno jest mi pisać ten list. Powodów jest kilka. 1) Zdaję sobie sprawę z tego, że powinnam być w pełni szczera i uczciwa zarówno w tym co teraz napiszę jak i w tym, o czym później będziemy rozmawiać. 2) Bardzo bym chciała aby nasza znajomość, była jednocześnie naszym etapem końcowym. 3) Wiem, że chyba w 90%, wszystko zależy ode mnie. Może za dużo pragnę, może zbyt dużo od siebie wymagam, może wszystko wyolbrzymiam lub szukam zupełnie niepotrzebnie ideału? Dzieje się tak dlatego, że czuję się za stara na decyzję o zamążpójściu. W pewnych kwestiach bardzo przywykłam do samotności. Jednak z drugiej zaś strony… tak bardzo tęsknię do własnej i pełnej rodziny. Czy pisałam Ci o tym, że chciałabym czasami, jak kotka, wtulić się w mojego Pana? Przy którym nigdy nie odczuję strachu, smutku i samotności? Chciałabym móc przygotowywać menu rodzinne, bacząc na ewentualne dolegliwości domowników oraz ich upodobania i potrzeby. Chciałabym pieścić swoją rodzinę i mieszkanie. Piszę Ci o pragnieniach, które tylko Ty masz okazję poznać. Nigdy nie miałam odwagi komukolwiek o tym powiedzieć lub napisać. Nie wiem dlaczego, ale… wstydziłam się tego. Takie marzenia są raczej niemodne

Powinnam już kończyć, choć bardzo tego nie chcę. Wpadłam w trans pisania, ale muszę iść z Tomkiem do logopedy. Później wrócę do tematu.

Już wróciłam, ale znów niewiele mam czasu, bo tym razem czeka mnie wizyta u okulisty. Jednak postaram się napisać to, co najważniejsze.

Szczerze mówiąc spodziewałam się od Ciebie poruszenia intymnych tematów. Miałam jednak nadzieję, że to wyjdzie później, gdy się lepiej poznamy. Może jednak tak jest lepiej? Kiedyś w jednej z pozytywnych książek przeczytałam, że „to, czego się boisz, zrób jak najszybciej”. Pytasz, czy mam jakieś problemy w sprawach seksu? Przede wszystkim nie lubię tego słowa. Jest ono dla mnie zimne i zbyt rzeczowe. Moim zdaniem niemające wiele wspólnego z prawdziwą miłością. Wspomniałam Ci, że miałam problemy z mężczyznami i że się ich boję. Dotyczy to przede wszystkim właśnie spraw seksu. Zawsze byłam odbierana, jako ładna kobieta, ale ci, którzy to widzieli, w ogromnej większości skupiali się na moim wizerunku zewnętrznym, chyba traktowali, jako „bramy do raju w seksie” a jednocześnie wydawało im się, że ja tego chcę! Nic bardziej mylnego nie mogło mi się trafić!!!! Według mnie seks winien być jedynie fizycznym obrazem związku uczuciowego między dwojgiem ludzi, dopełnieniem ich miłości, nie zaś przedmiotem!!! Bowiem dopiero wówczas związek taki jest pełny, silny i daje obojgu szczęście oraz nadzieję na trwałość i dobrą szkołę dla dzieci.

Łukaszu, bardzo lubię słuchać Twego głosu, uwielbiam dotyk Twych dłoni i Twoje piękne listy — tak ciepłe i czułe jak Twój głos, czy pieszczoty rąk. Gdy trzymasz mnie za rękę czuję bezpieczeństwo jakiego jeszcze nigdy w życiu nie doświadczyłam od żadnego mężczyzny!!! Z tych właśnie powodów nigdy nie chciałabym tego zniszczyć, zgubić czy w inny sposób stracić!!! Bardzo Cię proszę nie odbieraj mi tego i nie zapomnij o tym!!! Myślę, że te „znaki” są bardzo dobrym początkiem a jednocześnie wskazówką dla mnie, w którą stronę mam iść. A chcę podążać w kierunku pełni naszego szczęścia, spokojnego wspólnego życia, bez niepotrzebnego pośpiechu, krok po kroku. Nie chcę od razu „wskakiwać do łóżka”. Jak to zimno i nienaturalnie brzmi w stosunku do moich pragnień! Być może w tej chwili mnie nie rozumiesz. Najpierw mówię o pośpiechu, a później odwrotnie. Otóż dla mnie ślub byłby z jednej strony „rękojmią”, a z drugiej — mobilizacją i nadzieją. Wiarą i miłością. W luźnym związku czułabym się niepewna, skrępowana, uzależniona i pozbawiona bezpieczeństwa. Myślę, że nie mogłabym pozbyć się myśli, że w każdej chwili będziesz mógł powiedzieć do widzenia. Taka sytuacja utrudniłaby mi otwarcie się na nasz związek, zarówno uczuciowy jak i fizyczny. Czułabym wewnętrzną blokadę, która uniemożliwiłaby rozpoznanie prawdziwych relacji między nami. Poza tym legalizacja ta byłaby oznaką szacunku w stosunku do mnie. Widzę jak żyją ludzie w konkubinatach i jak czują się ich dzieci. Z drugiej zaś strony wiem jak Tomek odbiera naszą sytuację i wyobrażam sobie jakby to wyglądało gdybyśmy zamieszkali razem na luzie. Jest jeszcze inny cień tej sytuacji. Otóż zamieszkując tam nie uzyskam pracy bez stałego zameldowania. Nie wiem jak wygląda sprawa meldunku. Nie chcę narzucać Ci czegokolwiek określając ściśle czas. Chcę z Tobą o tym porozmawiać. Myślę, że teraz wszystko zacznie się szybko rozwijać, bowiem niemal nagle u mnie też wszystko się zmieniło. Podjęłam pracę na umowę o dzieło, dostałam propozycję mieszkania i otrzymałam pracę w sklepie. Wszystko to w przeciągu dwóch ostatnich dni. Sądzę, że jest to efekt mojego myślenia i pomocy Tomka, wbrew pozorom. Być może w sobotę lub w niedzielę będę musiała pracować. Dzisiaj wieczorem będę rozmawiać w tej sprawie. Postaram się wszystko załatwić jak najlepiej. W piątek wszystko będzie już jasne, ale chciałabym abyś przygotował się na ewentualny przyjazd do mnie.

Niestety znów muszę przerwać pisanie. Wciąż coś jest do zrobienia (a to Tomek, to znów telefon, Gabrysia, itd.), dlatego niezbyt idzie mi to pisanie. Przepraszam.

Ponownie wracam. Jest jeszcze jeden problem; mam trochę kompleksów na tle swojego wyglądu. To również mnie trochę hamuje przed zbliżeniem. Nie chciałam o tym wszystkim pisać, przynajmniej jeszcze nie teraz. Mam jednak nadzieję, że nie odbierzesz tego negatywnie. Są jeszcze inne za i przeciw, ale w tej chwili trudno jest mi się skupić i o nich pisać.

Pytałeś o mój wyjazd za granicę. Próbowałeś porównać to z sobą. Tego nie można porównywać! Jeśli zamierzałam wyjść za mąż za granicą, to byłoby to tylko i wyłącznie małżeństwo z rozsądku. Wiem, że tym samym kierowałby się mój ewentualny partner. Wszystko byłoby dopasowywane (lub nie) w trakcie małżeństwa, po ślubie. Byłam zdecydowana na taką wymianę. Bardzo się tego bałam, ale wmówiłam sobie, że muszę to zrobić dla dobra synka i muszę postarać się uszczęśliwić innych zapominając o sobie. Dopiero znajomość z Tobą uzmysłowiła mi, że mogę spróbować dać szansę również sobie! Zobaczyłam nadzieję i uwierzyłam, że moje życie mogłoby potoczyć się zupełnie naturalnie. Będąc z natury szczerą, ufną i bardzo romantyczną osóbką, przylgnęłam do tej nadziei. Zaczęłam wyobrażać sobie nasze życie, nasze dni powszednie, mój błogosławiony stan… Ale tak samo jak sobie to wyobrażałam, z takim samym natężeniem obawiałam się tego. Czy na pewno się nam uda? Dlatego jestem przy Tobie może zbyt chłodna, wystraszona i niepewna. Staram się to ukryć pod pozorną pewnością siebie i dbałością o rzeczy materialne. Gdy ostatnio widzieliśmy się, chciałam tak zupełnie naturalnie i pewnie, przytulić się do Ciebie. Trudno jest mi określić co mnie powstrzymało. Może Tomek? A może, nie wiedząc jak potoczy się nasza znajomość, nie chciałam sprawiać bólu zarówno Tobie jak i sobie? Łukaszu, będąc tutaj, tęsknie do Ciebie. Będąc z Tobą — ogrania mnie strach! Nie potrafię Ci tego wyjaśnić, może jest to naturalne? Najtrudniej jest określić samego siebie i wyjaśnić tak dokładnie swoje emocje. Chociaż pociąga mnie psychologia, to jednak wolę to uprawiać w stosunku do innych. Nie znaczy to jednak, że nie pracuję nad sobą. Mam nadzieję, że choć trochę mnie rozumiesz…

I kolejna ważna sprawa. Pytasz, czy chcę Ciebie gorzej potraktować niż ojca mojego synka. To jest akurat zupełnie odwrotnie! W momencie, gdy byłam z tamtym mężczyzną, byłam bardzo zagubiona i niechciana. Jego zainteresowanie przyjęłam za dobrą monetę, zatopiłam się w tym związku bez pamięci. Bezkresna samotność odebrała mi rozum. Wierzyłam, że to będzie wielka miłość. Jakże mało wtedy rozumiałam… Dopiero jego reakcja na moją ciążę podziałała na mnie jak kubeł lodowatej wody… (żeby tylko…!) W moich oczach okazał się nie mężczyzną, ale (sorry za słowo) ogierem w ludzkim ciele! Jak widzisz, wówczas zaczęłam w sposób, który Ty teraz mi proponujesz i… wielka klapa. Być może również dlatego obawiam się z Tobą takiego samego początku. I dlatego też nasz związek chcę potraktować zupełnie inaczej, niejako bardziej odpowiedzialnie. Nie chcę pozostać jedynie z kolejnym dzieckiem i z utrwalającym się piętnem kobiety lekkomyślnej a dla moich dzieci — nieciekawej przyszłości!

Dopiero po trzech czy czterech latach od tamtej znajomości, gdy zaczęłam poznawać ludzi z duszą oraz pozytywną literaturę, zaczęłam pojmować swoje życie w innych barwach. Rozpoczęłam pracę nad sobą. Do tej pory byłam emocjonalnym wrakiem zrażonym do ludzi, zawiedzionym życiowo i przekreślającym swoje dalsze życie. Widziałam je tylko i wyłącznie w świetle poświęcenia dla dziecka. Mężczyzn na długo wykreśliłam ze swego świata. Wiem, że i teraz nie jestem jeszcze tym, kim chciałabym być, ale wiara (w pełni tego słowa znaczeniu) dała mi nadzieję, uspokoiła mnie duchowo i wyrwała spod jarzma mężczyzn. Dała mi wolność myśli i własnych decyzji. Dopiero teraz, stopniowo zaczynam rozumieć siłę podświadomości, możliwości jednostki i potęgę wiary. Wszystko, co przeczytałam, dopasowałam do swojego świata rozszerzając zakres i własne możliwości.

Kończąc temat porównania Ciebie z ojcem Tomka. Nie chcę aby seks (tylko i wyłącznie), który szybko wchłonął mnie w tamten związek i zatarł różnicę między prawdziwym uczuciem a miłością fizyczną, zniszczył to, co pojawia się między nami. Chcę uszanować nas oboje i pragnę abyś Ty uszanował moje uczucia. Rozumiesz? Poza tym, skoro świetnie się rozumiemy w duchu życiowego optymizmu, oboje jesteśmy bardzo uczuciowi i wrażliwi, to uzupełniając to naszą wiedzą na temat sfery intymnej i siebie samych — nie będziemy mieli w tej sprawie wielkich problemów. Nawet, jeśli stanie się to po raz pierwszy po naszym ślubie.

Łukaszu, bardzo chciałabym obdarzyć Cię pełnym uczuciem — silnym, trwałym i popartym fizycznym oddaniem. Ale pragnę w tym Twojej wzajemności. Jeśli te dwie sprawy zrealizujemy, to nasz związek, mimo późnego początku, będzie najszczęśliwszym wydarzeniem w naszym życiu! Wierzę w to bardzo mocno. Kończę już i czule Cię pozdrawiam.

Alicja


Ps. Czekam z niepokojem na nasze spotkanie i mam nadzieję, że otrzymasz ten list przed nim.

NARESZCIE SAMI

Stało się. Doszło do spotkania sam na sam. Oczywiście we Wrocławiu. Łukasz był bardzo szczęśliwy, a Alicja wystraszona, mimo wszystko. W drodze do jego mieszkania zajechali do sklepu na zakupy. Kobieta chciała stworzyć bezpieczną aurę, która pozwoliłaby im nabrać pewności siebie. Wybrała więc, przede wszystkim świecznik i świece. Reszta dotyczyła bardziej ich gustów kulinarnych. Zastanawiała się nad alkoholem, ale pamiętała, że on nie pije. Nie wyjaśniał dokładnie o co chodzi, a ona nie naciskała. Być może w przyszłości, gdy lepiej się poznają powie jej o tym. Dziwiło ją tylko, że nie chce nawet wypić okazjonalnej lampki wina. Jednak szanowała jego wybór gdyż sama nie lubiła jak ją ktoś namawiał do picia. Właściwie chodziło jej o nią samą. Mała ilość jakieś dobrego trunku usunęłaby z niej to całe napięcie, które przeszkadzało w swobodnej rozmowie. Mimo to nie chciała, aby odebrał tego jako jej uzależnienie lub ignorowanie przez nią jego zasad. Zastanawiała się czy on zna jakieś sposoby naturalne, lub inne metody niż alkohol, aby wprowadzić w ich relacje więcej swobody (jednak nie za wiele!). Wiedziała już do czego prowadzą skrajności, niezależnie w którą stronę. Bardzo się obawiała, że jednak dojdzie do zbliżenia, a to mogłoby zniszczyć wszystko, o co tak zabiegała. Spotkanie miało być dla nich obojga wielką próbą! Miała więc wrażenie jakby zdawała egzamin z życia. Stanie na wysokości zadanie? Czy znów wszystko zniszczy? A on? Uszanuje jej zdanie? Czy też zrobi to, co uzna sam za najlepsze dla nich? Albo dla siebie samego? Tak dużo miała wątpliwości, że początkowo nie wiedziała o czym z nim rozmawiać. Szybko zauważyła, że peszy ich odległość. Spojrzała na jego dłonie: mocne, bardzo męskie i spracowane a przy tym delikatne. Zadbane czyste paznokcie, a to było dla niej również bardzo ważne. To też świadczyło o jego osobistej czystości. Odpychali ją niechlujni mężczyźni.

— Podaj mi dłoń. — Zwróciła się do niego z prośbą ku własnemu zaskoczeniu. Ale on zrobił dużo więcej. Wziął ją za rękę i usiedli razem na tapczanie. Teraz mógł ją otulić ramionami, a ona chętnie na to przystała. Ta swoboda wyszła niejako spontanicznie, niezależnie od ich woli.

— Lepiej?

— O wiele. — Uśmiechnęła się wtulając się w niego. Zapominała przy nim o strachu, który ją zawsze paraliżował przed mężczyznami.

— Mieliśmy poważnie porozmawiać.

— Nie bronię się przed tym, ale pozwól mi ciebie czuć. Pisałam ci, dlaczego tak mi na tym zależy.

— Tak, pamiętam. — Łukasz delikatnie pocałował ją we włosy. Nie chciał naciskać. Pragnął tylko ją zrozumieć. Z innymi kobietami nie miał tego typu problemów. Uważał więc, że musi dać jej czas. Alicja była wspaniała, bardzo mu się podobała, ale miała w sobie jakąś tajemnicę, która ją blokowała. Dlatego chciał ją choć trochę poznać, aby lepiej zrozumieć. By nieświadomie jej nie zranić.

— Kto cię tak skrzywdził? — Pytanie to przywołało wspomnienie minionych wydarzeń. Za żadną cenę nie chciała teraz do tego wracać! Pragnęła poczuć znów uczucia, którymi obdarzył ją podczas pierwszego spotkania.

— Możemy teraz o tym nie mówić? — Mimo wszystko lekko zadrżała a on to wyczuł.

— Przepraszam. Zimno ci?

— Nie, to nie tak. Pozwól mi czuć ciebie, a ty w tym czasie opowiedz mi jeszcze coś o sobie.

— Już tyle o sobie opowiadałem. Ale nie chcę się z tobą sprzeczać. Mogę ci opowiedzieć jak to się stało, że robię to, co robię. Może być?

— Ok. Chętnie posłucham — Alicja stopniowo uspokajała się. Jego głos i uścisk koiły jej skołatane serce. Słuchała go i wpatrywała się w jego dłonie, które ją delikatnie głaskały. Zanim jednak na dobre rozwinął opowieść stwierdziła.

— Chciałam jak kotek wtulić się w twoje ramiona. Popatrz tylko. Mówisz i masz. I jeszcze mnie głaszczesz. Słodki jesteś. — Szepnęła układając głowę na jego ramieniu. Rozbawiła go tym stwierdzeniem i spontanicznie pocałował ją w policzek. Miało być delikatnie, a wyszło jak porażenie prądem. Ale ten ładunek emocjonalny raczej ich przyciągnął niż odepchnął. Alicja poczuła go niemal w swym łonie, gdzie łuna porażającej błyskawicy dotarła z całowanego policzka. Delikatnie odwróciła się ku niemu i nie wiedząc kiedy, ich usta się spotkały. Był to ich pierwszy pocałunek. Smakowali tę rozkosz spokojnie, ale z rosnącym podnieceniem.

— Nareszcie. — Raczej wyczuła to słowo, niż usłyszała. Miał miękkie, namiętne usta i nie chciała się od nich odrywać. Poznawali nowe przestrzenie i doznawali nowych uczuć, jakie nieoczekiwanie pojawiły się między nimi. Rozmowa mogła poczekać, te słodkie rejony były dla nich zbyt atrakcyjne, aby je teraz opuścić. Alicja ostrożnie zmieniła pozycję na bardziej wygodną. Obróciła się przodem do Łukasza i usiadła mu na kolanach obejmując go udami. Mężczyzna uśmiechnął się.

— Tylko spokojnie. Nie szarżuj. Powinnaś pamiętać, że mimo wszystko jestem tylko mężczyzną, któremu bardzo się podobasz. Nie poddawaj mnie zbyt wielkiej próbie. — W jego oczach tliły się wesołe ogniki. A Alicja, jak rasowa kotka, lekko zamruczała i oparła głowę na jego piersi tak, że słyszała bicie jego serca.

— Bardzo szybko bije ci serce. — Skrępowanie i strach gdzieś się ulotniły.

— Jesteś zbyt ponętna na moje wysłużone serducho. — Zaśmiał się.

— Ok. Tak więc, w ramach ochłody naszych temperamentów, posłucham twojej opowieści. A przy tym będę bardzo grzeczna. Dobrze?

— Ostatecznie… może być. Powstrzymałem cię, bo sama prosiłaś, ale ja — nie miałbym nic przeciwko pożarowi, jaki chciałaś wywołać. A wręcz przeciwnie… — Łukasz był w świetnym nastroju. Widać podobała mu się ta gra. A ona chętnie brała w niej udział.

— Zacznij już tę opowieść, bo nie wytrzymam. Masz zbyt kuszące usta. Postaram się tylko patrzeć i dla pewności odsunę się trochę. O tak… — Teraz byli od siebie oddaleni na wyciągnięcie ręki. Łukasz opowiadał, a ona niewiele słuchała gdyż zagłębiła się w rozmyślaniach o nim. Jest czuły, delikatny, ma piękny uśmiech i ciepły głos. Jego usta i dłonie mnie rozpalają! Może jestem po prostu wyposzczona? Może każdy mężczyzna miałby na mnie taki wpływ? Ale to on jest ze mną! To on poraził mnie swoimi czarodziejskimi dłońmi. I to on chce mnie za żonę, a nie, kto inny. Dlaczego więc mam mu nie ulec? Na co mam czekać? Jestem już za stara na czekanie. A Tomek potrzebuje ojca!

— Nie przeszkadza ci to?… Alicjo? Słyszałaś mnie? — Łukasz patrzył w jej oczy, ale one były jakieś nieobecne.

— Przepraszam cię. Zamyśliłam się. Naprawdę uważasz, że gorzej cię traktuję, niż ojca Tomka?

— Nie zmieniłem zdania w tej kwestii. Nawet po twojej odpowiedzi. Przykro mi, ale ciężko mi to pojąć.

Alicja delikatnie przysunęła się do niego, wzięła jego dłoń w swoje ręce, chcąc dodać sobie odwagi, i głęboko odetchnęła.

— Postaram się, żebyś zrozumiał, bo wiem, że od tego wiele zależy. — Ponownie wzięła głęboki oddech i kontynuowała. — W życiu kierowałam się przede wszystkim uczuciem. Nie wiem dlaczego? Może po prostu tak jestem skonstruowana? Okazało się to bardzo zgubne. Mężczyźni, których poznawałam byli różni. Ci, którzy oprócz adorowania mnie, jeszcze mnie szanowali — nie skrzywdzili mnie, ale z drugiej strony onieśmielałam ich i nie mam pojęcia, dlaczego. Oni — wycofywali się po jakimś czasie. Natomiast ci drudzy, którzy zwęszyli łatwy kąsek, kuli żelazo póki gorące. W ten sposób poznałam ojca Tomka. Ja spodziewałam się wielkiego uczucia i w końcu mu uległam, ufając, że to będzie dobrze. Ale on inaczej to widział i zostałam sama z dzieckiem. Zerwał, gdy się o nim dowiedział. Nie chcę wchodzić w szczegóły. Może kiedyś. Pierwszy raz o tym komuś opowiadam. — Kobieta znów zaczerpnęła tchu. Oczy miała szkliste a wypowiadane słowa były dokładnie ważone. Mimo upływu czasu, wracając do wspomnień, wraz z nimi powracały związane z tym doznania. Łukasz nic nie mówił tylko uważnie słuchał.

— Z Tobą jest inaczej. To, że nie chcę zaczynać naszego związku tak, jak z ojcem Tomka wynika z szacunku do tego, co chciałabym, aby było miedzy nami. Pragnę tym razem odwrócić bieg rzeczy, wierząc, że jest ona tą właściwą drogą. Być może moja intuicja podpowiada mi, że w ten sposób zaczaruję nasze relacje tak, jak Ty zaczarowałeś mnie swoimi dłońmi? Dzięki nim — podniosła lekko ich splecione dłonie i spojrzała na nie chcąc dać mu do zrozumienia, jak bardzo jest to dla niej ważne — mogę teraz z Tobą rozmawiać o tym wszystkim. Może nie pojmujesz jeszcze wszystkiego, bo i dla mnie jest to skomplikowane, ale czy choć trochę mnie zrozumiałeś?

Łukasz wpatrywał się w jej duże oczy, wsłuchiwał się w każde słowo, a jego uczucia rozwijały się jak pączek róży w przyśpieszonym tempie. Nie miało to nic wspólnego z rozsądkiem, gdyż niewiele rozumiał z tego co słyszał. Wiedział tylko, że ktoś musiał ją bardzo skrzywdzić. Teraz już obawiał się ją o to pytać. Czuł, że nie jest to jedna osoba i widział cierpienie w jej oczach, a ton głosu i dobór słów były tego potwierdzeniem. Przyciągnął ją delikatnie do siebie i otulił ramionami a ona ufnie do niego przylgnęła.

— Niewiele rozumiem z tego, co powiedziałaś, ale ja — nie zamierzam cię skrzywdzić. Wierzę w to co mówisz i uszanuję twoją prośbę. Choć, Bóg mi świadkiem, że jest to niesamowicie trudne, mój kwiatuszku!

Alicja uniosła głowę, zajrzała mu w oczy i uśmiechnęli się do siebie.

— Jeden podstawowy problem mamy chyba już za sobą. — I aby to przypieczętować cmoknął ją w usta. Jednak przezornie zrobił to „urzędowo”, aby ich nie rozpraszać i przeanalizować kolejne trudne etapy rozmowy. Ona zaś wyrozumiale zaakceptowała gest. Wiedział, że kiedyś będzie chciał wrócić do tej rozmowy. Chciałby poznać źródło jej cierpień. Jednak teraz pragnął ją jedynie chronić, gdyż tego właśnie potrzebowała, tyle był w stanie pojąć, a on jej to dawał bez wysiłku. Nie bardzo pojmował, dlaczego tak się dzieje, ale odpowiadał mu taki stan rzeczy. Tym bardziej jeśli dzięki temu mógł ją przy sobie zatrzymać!!!

— Możemy więc przejść do kolejnych pytań. — Odetchnęła. — Co jeszcze w moim liście nie było dla ciebie wystarczająco jasne?

— Twój, nazwijmy to — wyjazd za granicę.

— Rozumiem. — Zrobiła krótką pauzę jakby zbierała siły na opowieść a po głębokim westchnięciu kontynuowała. — W naszej rodzinie nigdy się nie przelewało. Mama wielką wagę przywiązywała więc do pieniędzy. Natomiast ja, obarczyłam ich nie tylko ciągłym mieszkaniem z nimi ale jeszcze i Tomkiem. Czuli się tym przygnieceni — chyba. W pewnym sensie ich rozumiem. Sama mam już dość wspólnej egzystencji. Oczywiście nie dlatego, że ich nie kocham, czy coś w tym rodzaju. Ale, sam chyba wiesz o co chodzi?

— Tak. Sądzę, że to rozumiem. Ale jaki ma to związek z obcokrajowcami? — Jeszcze nic nie pojmował i nie zaskoczyło jej to. Brnęła więc dalej.

— Odkąd pojawił się Tomek a może jak już byłam w ciąży? Nie pamiętam dokładnie kiedy. W każdym razie, mama zaczęła mnie namawiać na wyjście za mąż za kogokolwiek. Bylebym tylko miała męża, swój dom i pieniądze. To ją skierowało na drogę agencji matrymonialnych. Początkowo mi kazała aż w końcu, gdy moje starania ją nie satysfakcjonowały, sama zaczęła wysyłać moje anonse do różnych biur, wybierać oferty panów i w ogóle wszystko kontrolować. Po jakimś czasie wymyśliła, że krajowe oferty nie są wystarczające dla mnie. Nie wnikam dlaczego, nie o to tu teraz chodzi. W każdym razie w ten sposób moje ogłoszenie trafiło do obcokrajowców.

— Dużo ich było?

Alicja spojrzała niepewnie na Łukasza i chwilę się zastanawiała. Nie wiedziała, co mu powiedzieć? Prawdę? Czy to go zaboli? Co o niej pomyśli? Czy tą historią nie zdyskredytuje swoich szans u niego? Ale przecież ona nie potrafi kłamać! Przede wszystkim wierząc, że kłamstwo ma krótkie nogi. Jej syn wciąż słyszy tę zasadę! Postanowiła więc powiedzieć tak jak było naprawdę. Nie może przecież budować nowego i trwałego, taki miała zamiar, związku na fundamencie kłamstwa!

— Tak… bardzo dużo.

— Kto do ciebie pisał?

— W jakim sensie? Kraju czy mężczyzn?

— To i to?

— To jest takie ważne?

— Po prostu jestem ciekaw. Nie odbieraj tego tak osobiście. Obawiasz się, że może to wpłynąć na nas?

Niesamowite, że się tego domyślił. Ale może to i lepiej? — Przeszło jej przez myśl zanim odpowiedziała:

— Tak. Tego się obawiam.

— Było w nich coś tak intymnego, co mogłoby mnie zszokować?

— Absolutnie nie! — Jej zaskoczenie odebrał jako zupełnie szczere. Poznawał ją coraz lepiej i prawdę mówiąc, coraz bardziej się w niej zakochiwał. Nie pojmował tego! Z jednej strony atrakcyjna, mądra, piękna i wrażliwa kobieta. Z drugiej zaś niesamowicie wystraszona! Nie znał wcześniej kogoś tak kontrowersyjnego a przy tym z tak bogatym doświadczeniem. Ale tego się bardziej domyślał niż wiedział.

— Więc czego się obawiasz? Ja też szukałem swojej połówki i to w podobny sposób. Fakt, nie za granicą. Ale również poznałem wiele kobiet. Z jednymi tylko korespondowałem a z innymi byłem jakiś czas związany. Różnie to wyglądało. Ale jak widać, nie było w tym niczego, co by mnie przy nich trzymało. Jeśli masz do mnie jakieś pytania w tej kwestii, nie ma problemu — odpowiem, ale teraz mówimy o tobie. I chcę skończyć ten temat. Dobrze? Nie doszukuj się w tym żadnego haczyka. Chciałbym cię tylko poznać i w miarę możliwości zrozumieć. A ty jesteś ciężko przestraszona. Spokojnie.

Położył swoje dłonie na jej ramionach pamiętając, że to dodawało jej otuchy i uspokajało.

— A teraz mów dalej. Nie osądzam cię. … Przyszło mi do głowy, że w czym innym tkwi problem. Ty wciąż się boisz. A ja nie wiem czego? Nie jestem tą osobą, która cię skrzywdziła. I nie zamierzam nią być. Zrozum to — zajrzał jej w oczy. Bardzo mu zależało żeby mu ufała. Sądził, że właśnie w szczerym spojrzeniu znajdzie to, czego szuka.

Kobieta znów głęboko odetchnęła i kiwnęła lekko głową. Jego dłonie i słowa działały cuda. A głębia spojrzenia zapewniała o szczerości zamiarów. Dotąd, pominąwszy Samuela — oczywiście na początku ich związku, żaden mężczyzna w jej życiu nie zaczynał od szczerych spojrzeń i bezpiecznego dotyku! Przytrzymała jego ręce przy sobie chcąc mu dać do zrozumienia, żeby ich nie zabierał. Nie miał takiego zamiaru. Uspokojona kontynuowała.

— Masz rację. … Korespondowałam głównie z mężczyznami z Ameryki, Niemiec, Anglii i Holandii. Kilku mnie odwiedziło. Również ja byłam u niektórych, ale tylko w Niemczech. Dzięki nim poznałam wiele ciekawych miejsc, różnych kultur i światów. Jednym nie przeszkadzał mój syn, inni, po czasie wycofali się. Zaledwie jeden z nich mi się oświadczył. To były dość ciekawe doświadczenia.

— Jakim cudem więc siedzisz obok mnie? — Trochę go to przyjemnie połechtało. Bądź co bądź, miał przed sobą bogatą, i to nie tylko w sensie ilościowym, rzeszę kandydatów do ręki tej niepozornej osóbki. Uśmiechnął się bezwiednie.

— Co cię rozbawiło?

— Imponujące, że jednak jesteś tutaj, a nie w którymś z tych bogatych krajów. I nie zmieniaj tematu! Dlaczego więc jesteś ze mną? — Tym razem specjalnie powiedział o sobie, a nie o miejscu, gdyż tym samym podnosił swoją wartość w stosunku do tamtych. Górował nad nimi i już mu tak nie przeszkadzało, że miał konkurencję! Przecież… wygrywał…!

— Już ci tłumaczyłam w liście, a ty dalej swoje. Widzę, że uwielbiasz słuchać komplementów?! — Spojrzała na niego figlarnie.

— Owszem. Chyba każdy to lubi. I, owszem, chcę teraz usłyszeć, co ciebie przy mnie trzyma? — Powoli przysunął ją do siebie patrząc w jej oczy i lekko się uśmiechał.

— Ja też chciałabym usłyszeć, dlaczego mnie wybrałeś. — Odwzajemniła uśmiech.

— Najpierw ty. Ale nie omieszkam się odwdzięczyć.

Westchnęła. Nie było łatwo mówić takich rzeczy prosto w oczy i to komuś, kogo się tak mało zna. Spoważniała i zaklinając swój los skupiła się nad swoimi uczuciami i szczerością wypowiedzi. Gdzieś w głębi wierzyła, że to jest właściwa droga do serca drugiej osoby. I z tym nastawieniem rozpoczęła.

— Zastanawiam się, od czego zacząć… Ująłeś mnie prostotą wypowiedzi w pierwszym liście. Gdy dodałam do tego moją niechęć do wyjazdu z kraju, wydedukowałam, że warto zaryzykować. Wrocław jest wystarczająco daleko od mojego domu a jednocześnie nie tak daleko, żeby nie mieć dokąd wracać. Łatwiej będzie się poznać i sprawdzić czy wybór nie jest pomyłką. Potem już wszystko wiesz. Napisałam i tak jakoś się potoczyło.

— To nie koniec. Było jednak coś więcej.

Lekko się zarumieniła, ale podjęła temat.

— Ważniejszym bodźcem, a właściwie porażającym mnie, były twoje dłonie i… ciepło twego ciała. … Nigdy wcześniej, a może po prostu już nie pamiętam kiedy, nie czułam się taka… bezpieczna… tak… szczęśliwa. Potem były twoje ciepłe słowa na temat mojego wyglądu i osobowości. Chcę żebyś pojął jedno. Nie szukam mężczyzny majętnego i przystojnego.

— A kogo?

— Kogoś, przy kim będę bezpieczna. Z kim będę mogła bez obaw rozmawiać i kto w razie smutku czy zagrożenia pocieszy mnie i ochroni.

— Nie wspomniałaś nic o seksie. To nie ma dla ciebie żadnego znaczenia?

— … Ma, oczywiście, że… ma! — Westchnęła. No tak, nadszedł ten nieuchronny temat! — Ale dla mnie — miłość fizyczna — jest efektem tego, o czym już mówiłam. Jeśli będę ci ufać, że mnie nie skrzywdzisz, że jestem dla ciebie ważna ja, — jako człowiek, a nie tylko kobieta w sensie narzędzia do zaspokojenia twoich … popędów (nie miała pojęcia jak to elegancko nazwać) i nie będziesz od razu zasypiał, bo po seksie już się robię nudna, to dla mnie — nie będzie żadnych większych przeszkód. Poza tym obawiam się związku na próbę. Nie chcę ponownie zostać jedynie z kolejnym doświadczeniem lub z kolejnym dzieckiem… Znów sama, zraniona, bez przyszłości… Taka perspektywa będzie jedynie blokadą w nawiązaniu bliższych kontaktów… Rozumiesz to?

— …Chyba tak. Teraz twoje racje są bardziej przejrzyste. Choć u mężczyzny to trochę inaczej działa.

— Wiem, tego akurat już doświadczyłam. Dlatego ciebie traktuję wyjątkowo…

— Jednym słowem jak… kobietę… — Zaśmiali się oboje i… odetchnęli.

Przysunęła się do niego bardzo blisko. Twarz miała tuż przed nim. Palcami delikatnie obrysowywała jego brodę, nos, usta… jakby chciała go poznać jeszcze przez dotyk…

— Podoba mi się twoje poczucie humoru i umiejętność rozładowania napięć. Kusi mnie, aby sprawdzić jak daleko mogę się posunąć… — Zamieniła swoją dłoń na usta a gdy już oplotła delikatnymi muśnięciami jego twarz, spoczęła na jego wargach a on ją zatrzymał. Całował ją czule, niejako z namysłem, i tulił do siebie coraz goręcej. Wyczuła mocne naprężenie w jego spodniach i podświadomie przylgnęła do tego miejsca nagle zamierając. Obudziło to ich pożądanie, oddechy przyspieszyły, a ona miała wrażenie, że materiał, który ich dzielił nie był żadną przeszkodą. Rozsądek hamował ją wywołując strach, a zmysły szalały z pragnienia.

— Skarbie, oszaleję przez ciebie — szepnął — nie czujesz?

— Wiem… tak… przepraszam… — Zerwała się nagle i stanęła przy oknie. Nie wiem, co się dzieje? Muszę ochłonąć. — Przywoływała siebie do porządku. Łukasz nie ruszył się ze swojego miejsca. Usłyszała tylko jego głos.

— Chętnie bym ci pomógł, ale mam ten sam problem. Bardzo cię pragnę, Alicjo… wiedz, że najpewniej pozwoliłbym ci na to… — Zaczerpnęła kilka głębokich oddechów i odwróciła się do niego. Uśmiechnęli się do siebie a ona usiadła na fotelu, naprzeciwko niego. Tak była pewniejsza, że zmysły nie pokonają głosu rozsądku. W zasadzie pierwsze lody zostały przełamane, więc chyba teraz mogą już rozmawiać szczerze.

— Dla odmiany teraz kolej na ciebie. Dlaczego — ja?

— Jesteś piękna, bardzo atrakcyjna…

— Dziękuję. Ale czy to nie to samo?

— Moim zdaniem nie. Kobieta może być piękna, ale ty masz w sobie coś przyciągającego. Twój wygląd, sposób zachowania, aparycja są niczym magnes! — Łukasz patrzył w jej oczy i to ją trochę peszyło. Trzeba umieć przyjmować komplementy, a ona nie była w tym najmocniejsza.

— To bardzo miłe, ale … trudno w to uwierzyć.

— Gdybyś była tego pewna mogłabyś działać z wyrachowania, ale to do ciebie raczej nie pasuje. Przynajmniej teraz tak mi się zdaje.

— Masz rację. Nawet gdybym zdawała sobie z tego sprawę… chociaż… To mogłaby być niezła obrona. Tym bardziej, że nie ćwiczyłam żadnych sztuk walki. A szkoda… — Zastanawiała się na głos.

— To znaczy, że gdybyś ćwiczyła, zakładam oczywiście hipotetycznie, pobiłabyś kogoś?

— Patrząc z perspektywy czasu, kilka razy na pewno bym to wykorzystała… Tak! Jestem tego pewna! Było… dość sporo takich elementów, że przydałoby się skuć ich zakazaną… mordkę! Nawet gdyby dostali profilaktycznie, nie zaszkodziłoby. Bo niezłe z nich kanalie!

— Alicjo, przerażasz mnie! — Mężczyzna udał strwożonego, ale kąciki ust uciekały mu ku górze.

— Nie udawaj, że się mnie boisz.

— Bo jeszcze cię nie wkurzyłem. Co by było, gdybym spróbował?

— Chcesz sprawdzić? — Uśmiechnęła się nieznacznie.

— Nie, na pewno nie!

— Dobrze, wróćmy do tematu. Było jeszcze coś, co przyczyniło się do twojego wyboru?

— Tak. Masz piękny, szczery i zaraźliwy uśmiech. Uwielbiam twój głos, wrażliwość, wyczucie piękna, (którego mi brakuje) i troskliwość, jaką otaczasz synka. Masz do niego cierpliwość, mimo jego temperamentu. W ogóle podoba mi się twój stosunek do niego. Mam porównanie, bo znam inne matki. Twoje jest… co najmniej, nietypowe.

— Mówisz poważnie? Nie sądziłam, że zwracasz na to uwagę!

— Pisałem ci, że chcę mieć jeszcze dzieci. Teraz dotyczyłoby to również ciebie, więc z jednej strony wielkim plusem jest, że masz dziecko, gdyż mam okazję poznać cię z tej strony. I tu pojawia się kolejny twój wielki atut, a więc twój kontakt z dzieckiem.

Oczy Alicji zaszkliły się, a w gardle pojawiła się kluska śląska. Przełknęła ją z trudem i powiedziała:

— Niemożliwe! Naprawdę tak to widzisz? To dla mnie bardzo dużo znaczy. Staram się być dla niego jak najlepszą matką, ale widzę w sobie jedynie niedociągnięcia. Wciąż wydaje mi się, że w czymś mogłabym być jeszcze lepsza. Nigdy nie usłyszałam dobrego słowa na ten temat. Dziękuję ci! — Teraz już była przy nim i pocałowała go z wdzięczności. Była to najmilsza rzecz pod słońcem, więcej niż komplementy o jej charakterze czy wyglądzie. Choć i to podniosło jej wartość w swoich oczach.

— Serio tak mało dla siebie znaczysz? I rzeczywiście nie wiesz, jak on ciebie uwielbia?

— Nigdy o tym nie myślałam. Skupiałam się nad tym, aby nie cierpiał. Aby nie czuł się wyobcowany przez to, że nie dałam mu ojca, że mieszkamy kątem u innych, że nie stworzyłam mu normalnej rodziny.

— Przecież robisz wszystko w tym kierunku!

— Niby tak, ale już sześć lat to robię i… nic.

— Nieprawda. I… ja! Jeśli tylko mnie akceptujesz, będę czuł się wyróżniony, jeśli zechcesz zostać moją żoną.

Alicja zamarła. Patrzyła w jego oczy i nie bardzo wiedziała, co ma powiedzieć.

— Czy to… to znaczy, że mi się oświadczasz?

— Za szybko? Chyba tak. — Zmarkotniał, ale już po chwili podjął: — Ale ja naprawdę zakochałem się w tobie od pierwszego wejrzenia i… wczytania w twoje słowa. Teraz to już tylko brnę dalej w las. A oświadczyny, to z mojej strony, chyba jedynie formalność…

— Prawdopodobnie spodziewałam się tego, ale… mimo wszystko zaskoczyłeś mnie.

— Popełniłem błąd? Nie wiem, co mnie tak pogania. Pierwszy raz mi się to zdarza. W zasadzie odparłaś wszystkie moje wątpliwości dotyczące związku na kocią łapę, więc… cóż innego mi pozostaje…?

Kobieta już nieco ochłonęła, przytuliła się do niego i szepnęła (tak było jej prościej to powiedzieć):

— Tak, wyjdę za ciebie. Jeśli jeszcze tego chcesz… — A w duchu pomyślała: Nie rozumiem, co się dzieje? Przecież to nie tylko jest za szybko, ale nadzwyczaj szybko! Po prostu piorunem!!!

Natomiast mężczyzna był usatysfakcjonowany takim obrotem sprawy. Owszem miał takowe plany na obecny weekend, ale sądził, że będzie trudniej… Teraz już czuł się… upoważniony do większej śmiałości wobec niej. Czułym i namiętnym pieszczotom zdawało się nie być końca. Zapomnieli o świecie w swym małym wariactwie. Dopiero dzwonek telefonu wyrwał ich z przystani szczęścia.

— Umawiałeś się z kimś?

— To może być po prostu klient.

Miał rację. Alicja słyszała jak dopytuje o usterki i umawia się na konkretny termin. Rozmowa była krótka i rzeczowa. Miała świadomość, że zbliża się pora kolacji a później snu. Wzięła się więc za przygotowanie posiłku, co poszło jej sprawnie, zważywszy na fakt, że już robiła to w tym miejscu. Stopniowo oswajała się z otoczeniem, a że było malutkie nie miała większego problemu z poznaniem podstawowych miejsc. Przy posiłku swobodnie rozmawiali na różne tematy, ale już nie tak skomplikowane i trudne jak poprzednio. Łukasz posprzątał naczynia i je umył a ona pochowała żywność do lodówki.

— Jesteś zmęczona? Chcesz już spać?

— Trochę. Gdzie mnie położysz? — Przytuliła się do niego.

— W moich ramionach. Może być? — Spojrzała na niego z niemym pytaniem w oczach. On z uśmiechem i nadzieją patrzył na nią, a ją znów opanował strach. Nie umiała jeszcze kontrolować swoich zastarzałych strachów. Gdy już wydawało się, że się oswoiła i jest wyluzowana, nagle wystarczyło jedno słowo, gest i wracała w koleiny grozy! Zauważył to.

— Skarbie, nie zamierzałem cię znów wystraszyć. Zaufaj mi! Daleki jestem od skrzywdzenia cię!

— Chciałabym. Naprawdę chcę ci zaufać! Ale to jest silniejsze ode mnie. Obejmij mnie, proszę.

Tulił ją w ramionach, delikatnie głaskał po włosach i nie wykonał żadnego ruchu, który mogłaby odebrać dwuznacznie.

— To jak? Szykujemy spanie?

— Dobrze — Alicja już podniosła się. Łukasz zatrzymał jej dłoń, pocałował i rzekł:

— Jeśli bardzo chcesz, pojadę do rodziców i tam przenocuję a wrócę do ciebie rano.

Chwilę stała i zastanawiała się. Jeśli teraz mu nie zaufa, albo on nadużyje jej zaufania, wówczas ich związek nie będzie miał sensu… Zrozumiała, że wybór pozostawia jej. Dalej dużo będzie zależeć od…

— Nie… zostań.

Gdy wróciła, stał przy oknie i spoglądał na oświetlone miasto. Byli na jedenastym piętrze. W blasku ulicznych latarń i neonów, miasto zdawało się wypełniać magia i tajemnicza cisza. Założyła bawełnianą koszulkę. Skromną i wygodną. Nie zamierzała uwodzić go seksowną bielizną. Uznała, że to za wczesne i sprzeczne z tym, o co go prosiła. Przytuliła się do jego pleców obejmując go w pasie. Odwrócił się do niej.

— Pościeliłem łóżko. Jeśli jesteś zmęczona, to zasypiaj już. Ja zaraz wracam — ujął delikatnie jej głowę w swoje dłonie, zwrócił ku sobie i rzekł: — Bardzo mi na tobie zależy. Zapewniam cię, że nie zrobię ci krzywdy. Możesz być spokojna.

— Dziękuję. — Urzekł ją tym gestem i zapewnieniem. Jakby była dla niego cennym skarbem. Wspięła się na palce i delikatnie go pocałowała, po czym delikatnie wypchnęła go do łazienki.

Położyła się, ale nie mogła zasnąć. Światło było zgaszone, ale nie było ciemno. Blask z ulicy docierał również tu. Łukasz wrócił i położył się obok niej ostrożnie jakby obawiał się, że ją zbudzi.

— Nie śpię. Możesz być bliżej? Chcę zapamiętać twój dotyk.

— Ale powiesz mi, jeśli tylko coś się zmieni? Nie chcę…

— Wiem, wiem. Dobrze. A teraz, chodź tutaj. — Zbliżyli się do siebie, a ona wplatając się w niego nogami i rękami, głowę złożyła ufnie na jego piersi. Byli tak blisko siebie, że czuła niemal każdy centymetr jego, chłodnego tym razem, ciała. Mrok dodawał jej odwagi i, ta jej kobieca cząstka, gorący temperament, przejął inicjatywę i postanowił wykorzystać sprzyjające warunki. Zapragnęła ulec zmysłom. Sprawdzić, jak daleko sięgną? Czy pokona podszepty rozsądku? Tych wielkich, zaborczych słów: NIE MOŻESZ?!

— Teraz jesteś przyjemnie chłodny.

— Wziąłem zimny prysznic, głównie z uwagi na ciebie. Mogę cię całować?

— Powiem ci, jeśli się za bardzo rozpędzisz. OK?

— Oczywiście. — Ucieszył się i subtelnie przystąpił do dzieła. Całował delikatnie jej twarz, szyję, ramiona… Jego czuła i namiętna pieszczota elektryzowała ją. A on spływał niczym muślin coraz niżej. Gdy delikatnie dotknął jej piersi, zadrżała. Czekał chwilę a ona nic nie mówiła, jedynie jej oddech stał się głębszy. Odebrał to, jako nieme przyzwolenie. Teraz już delikatnie zsuwał koszulkę z jej ramion. Tym razem cicho zamruczała. Gdy otoczył subtelną pieszczotą jej sutek nie wytrzymała i wydała z siebie głośniejsze i dłuższe westchnienie. Sprężyła ciało, które stopniowo unosiło się to znów opadało. Już po chwili falowała rytmicznie a on delikatnie ją pieszcząc sycił wzrok tym tańcem. Zauważył, że drży i szaleje z pragnienia, zaprzestał pieszczot i przytulił ją mocno chcąc ostudzić płomień namiętności. Z wielkim wysiłkiem starał się myśleć o czymkolwiek, byleby nie ponieść się pożądaniu, które go wciągało niby ruchome piaski. Nie ruszał się, póki nie wrócił jej naturalny oddech. Ciało spięła jak strunę i zamarła. Oboje znieruchomieli starając się panować nad rozszalałymi zmysłami. Czuła się winna. Przepraszam, już tak nie będę. — Łajała się w myślach przed… Nie wiedziała przed kim… Ale czuła jego potężną moc! Pogubiła się. Co jest prawdą, a co fikcją? Kto sieje we mnie taki zamęt? Zmysły szalały, pragnęły uwolnienia, poznania swej głębi, wzniesienia na sam szczyt… Ale KTOŚ ją hamował! Nie pozwalał! Groził wiecznym potępieniem! KTO MNIE POWSTRZYMUJE? Czy dlatego, że nie jestem jeszcze żoną? Czy po ślubie będzie inaczej? Będę mogła przekroczyć tę nieznaną granicę? Doznać tak wielkiego szczęścia bliskości, jakiej doświadcza mężczyzna? Pokorniała. Ciało wracało w objęcia obojętności, a zmysły wycofywały się powoli.

— Cicho skarbie. Już dobrze? Powiedz coś. — Ale ona milczała. Wyrównywała oddech. Dopiero po dłuższej chwili powiedziała.

— Przepraszam, zapomniałam się… — Czuła się okropnie. On taki opanowany, a ona w spazmach rozkoszy wiła się jak… Nie wiedziała, co zrobić? To było zupełnie niepotrzebne. Najpierw pozwoliła, a teraz…?

— Ależ skąd! Byłaś cudownie podniecająca. Ten twój taniec błogości, to najmilszy widok, jaki kiedykolwiek widziałem! Nie wiem czy mam być dumny, że stało się to przy mnie? Czy ja to sprawiłem? Czy też ty jesteś taka gorąca? Pomijając powody, twoja reakcja była dla mnie komplementem. Szkoda, że nie mogłem posmakować twojej słodyczy w pełni… — Uśmiechał się i zdawał się taki… zadowolony?

— Nie wiem, co powiedzieć. — Była wyraźnie speszona i zarumieniła się. Zachowuję się jak pensjonarka! Przecież to się gryzie z tym, że mam dziecko! A w stosunku do tego, co przeszłam? Wielkie nieba! On nie uwierzy w moją szczerość!

— Nie musisz nic mówić. Nie dziwię się, że inni nie mogli się oprzeć.

— Nie panuję nad tym. Ale nie zawsze tak jest. A właściwie — bardzo rzadko.

Tulił ją w ramionach i zapragnął, aby już u niego została. Chciał wracać do niej co wieczór i zasypiać spleciony z jej ciałem. Była delikatna, czuła, wrażliwa i piękna. A teraz jeszcze może należeć do niego! Trudno mu było w to uwierzyć. Ale ból, który mu pozostanie po tych szalonych hamulcach przypomni mu dobitnie o powodach i utrwali ten wieczór na bardzo długo.


Rano, gdy się obudził nie bardzo pamiętał gdzie jest. Poczuł ciężar na ramieniu, otworzył oczy i przypomniał sobie poprzedni dzień i noc. Alicja objęła go w pasie i wtulona w niego, z głową na jego ramieniu, spokojnie oddychała. Chyba śpi. — Pomyślał. Przyjemnie jest budzić się z ukochaną kobietą obok. Zdaje się taka spokojna, ufna, i bezpieczna. To znacznie milsze niż jej strach w oczach. Jeszcze nigdy nikt tak się mnie nie bał! Czułem się jak jakiś damski bokser. Cóż za paskudne uczucie. Przecież nigdy nie skrzywdziłem żadnej kobiety. Co ona musiała przeżyć, że tak strasznie się boi? Alicja poruszyła się i zamruczała.

— Witam skarbie. Jesteś tygrysicą czy rasową kotką? Tak słodko mruczysz.

Podniosła na niego wzrok i uśmiechnęła się lekko.

— Hej. Idę do łazienki. Muszę wyglądać paskudnie.

Nie zdążył jej odpowiedzieć, bo już zniknęła za drzwiami. Tym razem zwrócił uwagę, na zgrabne nogi w świetle dnia — szkoda, że tylko przez chwilę. Pościelił łóżko, ubrał się i zaczął szykować śniadanie. Alicja wróciła odświeżona z niepewnym uśmiechem na twarzy. Cmoknęła go w ramię, bo wyżej nie sięgnęła.

— Dzień dobry. Ja skończę a ty zajmij się swoją toaletą.

— Nie ma sprawy. Wiesz już, co i jak? — Próbował ją jeszcze objąć, ale zwinnie wymknęła się z jego ramion i lekko popchnęła go w stronę łazienki.

— Idź już. Poradzę sobie.

Po powrocie zerknął na zastawiony stół. Alicja czekała na niego. Schylił się i pocałował ją delikatnie.

— Jeszcze mnie dziś nie powitałaś.

— Jak to? Mówiłam w łóżku, a potem, jak wyszłam z łazienki. — Była trochę zażenowana słowem łóżko. Przypominało jej nocne szaleństwo, którego nigdy by się nie spodziewała po sobie. Widać jej zmysły chadzają zupełnie innymi drogami niż rozsądek. Jak mogła do tego dopuścić?! Znów zaczęła krytykować siebie. Ale mnie poniosło! Będę się za to smażyć w piekle!

— Chodzi mi o takie powitanie. — Tym razem pocałunek był dłuższy i bardziej namiętny. — Już nie chcesz mnie całować?

— Ależ nie, to znaczy tak. Tylko… mam wrażenie…, że… zaczynamy od początku.

— To nie miej takiego wrażenia. To, co wczoraj się działo pozwala nam chyba na te wszystkie słodycze. — Alicja zarumieniła się na wspomnienie nocy i spuściła oczy. Dreszcz owionął jej ciało i nie pojmowała co ją tak porwało. Jakby przebudziła się z letargu. Zapomniała już co to pożądanie. Chyba wcześniej nie przeżywała tak ekstremalnie samych pieszczot! Próbowała dociec powodów, ale niewiele to dało. W końcu się poddała. Mimo to uczucie zażenowania nie znikło. Łukasz wziął ją za rękę i przysunął do siebie. Z rozkoszą wspominał jej pełne oddanie, namiętnie rozchylone usta, kusząco przymknięte oczy i czarująco płynne uwodzicielskie ruchy… Rozmarzył się i zapragnął to powtórzyć, ale ocknął się gdy stanęła przed nim nie bardzo rozumiejąc co zamierza. Pojął, że coś ją hamuje.

— Powiedz, o co chodzi? Co się zmieniło od wczoraj?

— Nic. — Mimo jej słów czuł, że coś ukrywa.

— Czegoś mi nie mówisz? Wczoraj byłaś cudowna, namiętna, spokojna i taka oddana. Dziś jesteś jakby… obca.

— Chyba się wstydzę. Wiesz… nie wiem…, co sobie o mnie pomyślisz… ja… nie wiem, dlaczego tak… I jest mi strasznie przykro, że przeze mnie… cierpisz… — Palcem wskazującym dotknął jej brody i uniósł lekko ku sobie.

— Zapomnij o tym. Byłaś naprawdę wspaniała, zmysłowa, a przez noc — moja. Tuliłaś się do mnie, całowałaś i czułem się dzięki temu szczęśliwy. Czego z tych rzeczy żałujesz?

— Niczego! Wszystko było piękne… i takie… szalone…!

— A jednak? Nie byłaś sobą? Grałaś?

— Nie! Broń Boże! Nie o to chodzi! Nigdy… wcześniej… tak się nie zachowałam… Nie mogę… (zrobiła ruch jakby coś z siebie strząsnęła) … nawet cię pocałować, kiedy chcę, bo… jestem za mała. — Zgrabnie ominęła sedno sprawy.

— Rozbrajasz mnie, Moja Ma-ła…! I czuję się wyróżniony, że byłaś właśnie… taka i to przy mnie… — Roześmiał się podnosząc ją bez trudu i ucałował namiętnie.

— Zadowolona?

— Ostatecznie… może być… — Zauważył jej figlarny uśmieszek i błysk w oku. Bardzo się starała zapomnieć o zażenowaniu i wyluzować. To dość frywolne, jej zdaniem, zachowanie sprawiało jej prawdziwą przyjemność.

— Och! Kochany łobuzie. Możemy wracać do śniadania?

— Tak.

— To smacznego. Musimy jeszcze zaplanować cały dzień.

Po posiłku poszli na spacer. Pogoda im sprzyjała. Nie było zbyt ciepło, ale też nie za zimno. Słońce niechętnie wychodziło zza chmur. Dyskutowali o książkach, muzyce i filmie. Wspominali trochę dzieciństwo, porównując swoje środowiska. Alicja nie mogła się nadziwić jak można lubić Wrocław, którego ona nie znosiła. Zawsze kojarzył się jej z rozstaniami i samotnością. Opowiadała mu, dlaczego tak się dzieje. A on obiecał, że nauczy ją kochać to miasto. Czas upływał im przyjemnie, póki on nie zorientował się, że mają jechać do jego rodziców.

— Rodzice zapraszali nas na obiad.

— Tak z nimi to ustaliłeś?

— Właściwie to powiedziałem, że nie jestem pewien.

— A teraz? Chcesz iść? Musimy?

— To zależy od ciebie.

— Boję się.

— Najtrudniejszy pierwszy krok. Nie martw się. Nie są tacy straszni. Mama, co prawda, jest dość obcesowa. Ona nie przejmuje się tym jak ktoś odbierze jej słowa. Mówi, co myśli. Kiedyś swojej wnuczce powiedziała, że nie podoba jej się, iż wychodzi za Niemca. Łucja się tym bardzo przejęła i długo płakała. To był chłopak, z którym znała się od podstawówki. Potem on wyjechał z rodziną do Niemiec na pochodzenie. Pamiętasz chyba tamte dzieje?

— Tak, pamiętam. Ale jeszcze bardziej mnie przeraziłeś.

— Nie musimy tam iść, jeśli nie chcesz. Jednak i tak kiedyś będzie ten pierwszy raz. Ale nie musisz się obawiać. Będę przy tobie. Nawet, jeśli mamie się coś wyrwie — trudno — jej już nie zmienisz. A ja pomogę ci się z tym uporać.

— Masz rację. W takim razie — idziemy. Będę miała już to z głowy.

Rodzice Łukasza przyjęli ją bardzo serdecznie. Odebrała ich jako sympatycznych, niegroźnych staruszków. Podświadomie wyczekiwała jakiejś negatywnej uwagi ze strony matki, ale nic takiego się nie wydarzyło. Zapytała tylko o jej synka. Ile ma lat, czy chodzi do przedszkola itp. Nie zabawili tam długo, co dla Alicji było bardzo pocieszające.

W drodze powrotnej zajechali do kościoła. Alicja była wdzięczna Łukaszowi, że pamiętał o tym, iż jej na tym zależy. Sam — jak zdążył ją już o tym poinformować — nie był w kościele przeszło trzydzieści lat! Uznała więc, że to dobry moment aby tam wrócił. Nie został przed kościołem, wszedł razem z nią.

Po wyjściu kupił jej przepiękny, duży bukiet karminowych róż w pobliskiej kwiaciarni. Kwiaty miały intensywny zapach, więc tonęła nosem w sam środek i chłonęła niebiańską woń.

— Wyglądasz jakbyś się narkotyzowała. — Uśmiechnął się zerkając na nią. Nie chciała go rozpraszać. Kierował swoim maluchem.

— Bo to coś w tym rodzaju. Uwielbiam wszelkie zapachy!

— Smrodliwe też?

— Łukasz! Wydaje mi się, że zapachy mogą być tylko piękne.

— Niekoniecznie. Poza tym to, co dla ciebie piękne, dla mnie może być cuchnące… — Uśmiechnął się pod nosem.

— No tak, to też prawda. A o gustach, tych zapachowych również, się nie dyskutuje. Dawno masz tego maluszka? Nie jest chyba najnowszy? — postanowiła zmienić temat.

— O! To już staruszek. Powinien przejść na emeryturę. Zbieram kasę i zamierzam kupić coś większego. Gdy będziemy już razem — bardzo nam się przyda. A dla mnie jednego — on mi wystarczał.

— To chyba znaczy, że samochód nie jest dla ciebie najważniejszy.

— Świetnie zdaje egzamin, jako pracownik. Wszędzie mnie dowozi i dźwiga ciężary. A w mojej pracy dużo ich potrzebuję. — Dojeżdżali już do jego kawalerki.

— Jest piękna pogoda, więc zostawimy tylko kwiaty i może pójdziemy do parku. Co ty na to?

— Ok. Chętnie. Lubię twój park i kocham przyrodę, a wiosna to dla mnie najpiękniejsza pora roku.

— Mój to on nie jest, a w całej reszcie się z tobą zgadzam.

Zgodnie z planem, już po pół godzinie spacerowali w słońcu trzymając się za ręce. Swobodnie rozmawiali o wszystkim. Jak spędzali letnie dni? Co robili z wolnym czasem? Ona opowiadała o swoich przyjaciołach, z którymi będzie musiała się pożegnać i, że obawia się tych wszystkich nowości w jego mieście. On zaś zapewniał ją, że to nie jest chyba takie straszne. Dla niego też wiele się zmieni. Przez lata przywykł do samotności. Jednocześnie obiecał jej pomagać w aklimatyzacji i o to samo prosił ją. Zapewniła go, że również dołoży starań w tym kierunku. Gdy szli po szerokich schodach Łukasz się zatrzymał i stanął schodek niżej od niej.

— Co się stało? — Obróciła się w jego stronę i spojrzała wyczekująco.

— Chcę dopełnić formalności. — I podał jej małe, czarne pudełeczko. — To dla ciebie.

Alicja niepewnie wzięła do ręki podarunek, zerknęła na niego i powoli otworzyła. W środku był śliczny, delikatny, złoty pierścionek z pięcioma migocącymi kryształkami.

— Jest bardzo subtelny i piękny. Trafiłeś w mój gust jak nikt. — To była szczera prawda, bo przecież nigdy wcześniej nikt nie dał jej pierścionka zaręczynowego. Ale tego już nie musiała mu mówić. Bardzo jej się podobał.

— Jest twoim odbiciem. Błyszczysz dyskretnym blaskiem dokładnie tak jak on.

Obdarzyła go serdecznym uśmiechem i wdzięcznym:

— Dziękuję. Myślisz, że będzie na mnie pasował?

— Zaraz zobaczymy. — Wyjął pierścionek z pudełka i wsunął jej na serdeczny palec prawej ręki. Był nieco za luźny.

— Będziesz musiała go nieco zmniejszyć, bo inaczej zgubisz.

— Nie zamierzam. — Zamyślona przyglądała się dłoni z błyszczącym świecidełkiem.

— Co? Zgubić czy zmniejszyć?

— Jedno i drugie. Jak byłam w ciąży z Tomkiem, bardzo spuchły mi dłonie. Nie mogłam wówczas włożyć żadnego pierścionka, bo później nie mogłabym go zdjąć.

— Jeszcze nie stanęłaś przed ołtarzem, a już planujesz dziecko. No, kto by pomyślał! Takie z ciebie niewiniątko? — Łukasz uśmiechał się od ucha do ucha.

— Och! Wy, mężczyźni! Tylko jedno wam w głowie. A ja myślę po prostu perspektywicznie. Po co mam go zmniejszać, jeśli za jakiś czas może musiałabym go zwiększać? Przecież to takie proste!

— Chyba jedynie w waszych damskich główkach. Ale tę jedną główkę uwielbiam. — I ucałował ją w czoło.

— Zachowujesz się jak wyrozumiały tatuś. — Zażartowała.

Dobrze czuli się w swoim towarzystwie. Wyłapywali swój nastrój i wpasowywali się wzajemnie. Oboje byli mile zaskoczeni atmosferą luzu, jakiej doświadczyli, jakby znali się od bardzo dawna. Żadne z nich nie rozumiało, dlaczego tak się stało, ale nie przejmowali się tym pławiąc się w swoim szczęściu.

Nieubłaganie zbliżał się czas powrotu Alicji do domu. Łukasz odwiózł ją na dworzec. Przy pożegnaniu byli już zupełnie swobodni, choć zasmuceni rozstaniem.

— Żałuję, że nie mieszkasz bliżej. Na tyle, żebym mógł, choć co drugi dzień, cię odwiedzać.

— Jesteś niecierpliwy.

— Ty nie?

— Przytul mnie jeszcze. Chciałabym trochę dłużej z tobą zostać. Ale nacieszymy się jeszcze sobą? Prawda?

— Mam taką nadzieję. — Łukasz wziął ją w ramiona i ucałował. Po czym znalazł dla niej najlepsze miejsce w pociągu i obiecał, że w szybkim czasie napisze do niej.

Podroż minęła jej dość przyjemnie, bo wspominała miniony weekend. W domu była późnym wieczorem.


Witaj Łukaszu!
Mam nadzieję, że Cię nie wystraszyłam tym listem. Miałam po prostu ogromną ochotę być bliżej Ciebie, choćby w ten sposób. Co prawda jest już prawie północ i jestem bardzo zmęczona, ale…

Dzisiaj od rana załatwiałam wszystko w związku z mieszkaniem i pracą. Nalatałam się po urzędach, a później nastałam w sklepie. Prawdę mówiąc odwykłam już od tak intensywnego życia, ale szybko wpadnę w rytm. Mam nadzieję, że dostanę tę pracę. Gdy dziś wieczorem wróciłam do domu i zobaczyłam kwiaty od Ciebie — to trochę żałowałam, że nie mogę Ciebie pocałować, zamiast składać pocałunki na pachnących płatkach… Dużo myślałam dziś o naszym weekendzie. Mam niestety spóźniony refleks, ale… Pragnę Ci gorąco podziękować, że nie zawiodłeś mojego zaufania, że byłeś tak czuły i że w ciągu tak krótkiego czasu zmieniłeś moje życie. Moi rodzice są szczęśliwi. Tomek miał mi trochę za złe, że pojechałam do Ciebie bez niego. Noszę pierścionek od Ciebie na środkowym palcu, gdyż jest jednak zbyt luźny. Oczywiście nie będę go zmniejszyć, no i trzymam miejsce na obrączkę.

Kończę już, bo zaraz zasnę. Bardzo często wracam do naszej nocy i żałuję, że nie zasypiam przy Tobie…

Całuję Cię gorąco…

Alicja


Ps. Nie musisz mi odpisywać. Ja tylko bardzo chciałam do Ciebie napisać, skoro nie mogę się przytulić i zasnąć przy Tobie. Czekam na Twój telefon — tak, jak się umawialiśmy — w piątek rano o ósmej piętnaście.

TRUDNE DECYZJE

Teraz wszystko zaczęło się toczyć bardzo szybko. Po przeprowadzce Alicji, Łukasz przyjeżdżał już do jej nowego mieszkania, dzięki czemu mieli względny luz w rozmowie. Alicja szykowała dla nich posiłek, podczas gdy Łukasz zajmował się Tomkiem. Któregoś wieczoru, gdy oboje byli w kuchni, usłyszeli krzyk syna i jakby lekki wybuch. Szybko zjawili się w pokoju, gdzie Tomek siedział na łóżku przy lampce bez światła. Obok leżało rozbite szkło. Chłopiec twierdził, że nie wie co się stało. Żarówka po prostu wybuchła raniąc go w pierś. Do dziś ma bliznę, którą mama nazwała trzecim sutkiem. Łukasz twierdził, że chłopiec musiał plunąć na żarówkę, do czego się oczywiście nie przyznał. Ale było pewne, że tak się stało jak i to, iż nigdy się nie przyzna. Dopiero po latach, gdy wspominali tamto wydarzenie na pytanie mamy, czy faktycznie plunął, tylko się zaśmiał. Dla niej było to potwierdzeniem podejrzeń dorosłych, a dla dziecka — niezwykłe doświadczenie z konsekwencją na całe życie. Nigdy więcej nie robił tego typu badań. Co nie znaczy, że nie robił innych. Znacznie wcześniej sprawdzał zjawisko ciepła na dotyk. Założył bowiem, że trzeba sprawdzić, dlaczego mama nie pozwala mu dotknąć gorącej płyty kuchenki elektrycznej. Wyczekał moment, gdy kolor kuchenki nie był już intensywnie czerwony i położył dłoń na nagrzanej płycie… Innym razem sprawdzał swoją sprawność manualną i refleks przy użyciu noża w kuchni. Oznaczało to szybkie przerzucanie noża siedząc na krześle. Alicja usłyszała tylko wołanie: — Mama! — już go dobrze znała, więc wiedziała, że coś się stało. Rana nie była zbyt duża, ale głęboka. Alicja zastanawiała się czasem, dlaczego chłopiec robi tak nietypowe doświadczenia? Rozmawiali czasem o tym, ale żadne z nich nie znalazło odpowiedzi. Uznała, że pozostaje jej być jedynie przygotowaną na niespodzianki z jego strony i nauczyć się z tym żyć. Nigdy nie robiła przy tym wielkiego zamieszania a chłopiec nie użalał się nad sobą i nigdy nie płakał. Mężnie znosił ból, kumulując w sobie nowe doznania i zjawiska. Zdawało się, że bez analizowania tematu zaakceptowali stan rzeczy, który stał się zwykłym elementem ich rzeczywistości.

Takie wydarzenia nie były, co prawda, pozbawione emocji, ale też nie oznaczały katastrofy.

Datę ślubu ustalono bardzo szybko. Co prawda Łukaszowi zależało na wcześniejszym terminie, więc z niecierpliwością czekał na ten dzień. Przyjęcie było skromne. Zaprosili jedynie najbliższą rodzinę. Tomek zaskoczył matkę pytaniem:

— Mogę teraz mówić już tato? — I zerknął znacząco na Łukasza.

— Możesz skarbie.

Alicja już wcześniej zauważyła, że syn jest szczęśliwy, iż nareszcie ktoś poświęca mu czas oprócz mamy. Teraz miał na zmianę opiekę dwójki dorosłych osób. Czuł się nareszcie podobny do kolegów z przedszkola. Mimo, że przed ślubem Łukasz nie zaprowadzał go i nie odbierał (w końcu mieszkał w innym mieście!), to jednak wspólne niedziele chłopiec chłonął maksymalnie. Alicja już dawno to zauważyła. Coraz częściej dopytywał się czy pan Łukasz przyjedzie? Gdzie pójdą? Co będą robić? Czy zagra z nim w piłkę? Albo czy pójdą do lasu? Zdarzało się, że Łukasz zostawał z nim sam podczas pobytu u niej, gdy musiała przygotować obiad czy załatwić coś pilnego. Czasami sami wychodzili na spacer, albo Łukasz czytał chłopcu bajki przed snem (oczywiście za namową Alicji). Chyba mu to nie przeszkadzało. Wszystko, co robił, miało swoje odniesienie do jak najdłuższych sam na sam z Alicją. Przy chłopcu kobieta była wciąż podzielona, rozkojarzona i nie skupiała się na mężczyźnie tak jak to było pamiętnej nocy. Łukasz wciąż miał w pamięci jej prężne, wirujące ciało, lekki uśmiech i pełne zaangażowanie w swoim oddaniu.

Któregoś razu po powrocie ze spaceru, mężczyzna lekko zaniepokoił Alicję swoim stwierdzenie:

— Musisz zobaczyć, co Tomek wyprawia! — To proste zdanie i połączenie go z żywiołowym dzieckiem sprawiło, że się spięła spodziewając się kolejnej małej katastrofy. Właśnie kroiła warzywa na sałatkę i dość niechętnie oderwała się od pracy. Planowała jeszcze wyjście po obiedzie na spacer, choć nogi ją już bolały. Jednak tak bardzo uwielbiała odpoczynek na łonie natury, że nie chciała z niego zrezygnować. Na chwilę zastygła w bezruchu w oczekiwaniu na wyjaśnienia.

— Coś jest nie tak? — Mężczyzna, stojąc za nią objął ją w pasie i przytulił do siebie. Pocałował ją delikatnie w szyję a ona przylgnęła do niego i przymknęła oczy. Chętnie położyłaby się teraz przy nim i zdrzemnęła, ale gdzieś w głębi dudniły jej niepokojące wątpliwości co do zachowań syna. Bała się pytać wprost.

— Nie nastawiaj się tak negatywnie — szepnął muskając ustami jej ucho. — Wolałbym zająć się tobą, ale młody nie pozwoli nam na taki luksus.

— Nie możesz mi po prostu powiedzieć, co on wyprawia? — Kobieta z rozmysłem przemilczała ostatnie zdanie. Zbyt mocno zaabsorbował ją syn. Często czuła się niejako rozrywana pomiędzy nich. Jeden i drugi byli nienasyceni jej obecnością, uwagą, zaangażowaniem we wspólnym działaniu. Czasami chciała już od tego uciec. Marzyła po prostu o odpoczynku, o nic nierobieniu, nie napinaniu wszystkich zmysłów w oczekiwaniu na wymagania któregoś z jej mężczyzn. Do tej pory całą siebie oddawała chłopcu. Tym bardziej, że w jej naturze było pełne zaangażowanie we wszystko co robiła. Nie chciała żadnego z nich pominąć w swej aktywnej uwadze, ale coraz częściej nie miała już po prostu siły. Praca, obowiązki domowe, opieka nad synem i zaangażowanie w nowy związek… Po drodze była jeszcze masa innych spraw z tym związanych. Gdzieś pomiędzy to wszystko wskakiwały problemy w domu rodzinnym. Jej mama, co jakiś czas, wypominała jej znajomość z Łukaszem i namawiała do powrotu do Holendra. Ojciec zaś — przeciwnie. Zaakceptował przyszłego zięcia i dobrze im życzył. Na tym tle dochodziło często do ostrych spięć, skutkiem czego Alicja coraz rzadziej tam zaglądała. Jakby tego było mało, Grzegorz dokładał swoje trzy grosze. Kontakty z nim były coraz trudniejsze. Jego inwalidztwo nie ograniczało się jedynie do poruszania na wózku. Alicja była przekonana, że wypadek dokonał w nim większych spustoszeń w sferze emocjonalnej, a być może również umysłowej. Mężczyzna często się awanturował, coraz większą nienawiścią pałał do najbliższych. Używał wulgarnych słów i obraźliwych epitetów w stosunku do wszystkich kobiet w domu. Ale nie poprzestawał na tym. Miał niesamowitą siłę w rękach i bardzo często szarpał się z siostrami lub używał przemocy w stosunku do matki. Na szczęście interwencja ojca jeszcze skutkowała, ale nie zawsze był on pod ręką, aby wspomóc domowników. Alicja czuła się przez to gorsza w stosunku do Łukasza i robiła wszystko, aby nie wyszło to na jaw. Ukrywała wszystkie problemy z tym związane, podobnie jak reszta rodziny. Nie zastanawiała się nawet czy Łukasz widzi to wszystko i nie chciała o tym z nim rozmawiać. Była to ich wielka rodzinna, wstydliwa tajemnica. Temat tabu.

Kobieta nie umiała odpoczywać i nie dopuszczała możliwości pominięcia jakiegoś obowiązku. Nie było więc opcji nieprzeczytania chłopcu bajki na dobranoc, niewysprzątania mieszkania przed snem, pominięcia jakiejś wizyty u lekarza czy logopedy itd. Łukasz nie żądał od niej czegoś specjalnego. Chciał tylko, żeby miała dla niego czas, w którym będzie tylko z nim. Tak ciałem jak i duchem. Często łapał ją na odpływaniu w myślach, na nagłej zmianie tematu lub monotematycznych przyziemnych sprawach. Brakowało mu pełnej bliskości z nią. Marzył o pamiętnej nocy, kiedy była szczera i namiętna. I należała tylko do niego! Ciałem i duchem! Nie wiedział jak tego dokonać. Miał wrażenie, że oddalają się od siebie, że tamta Alicja zniknęła. Tęsknił za nią. Miał też nadzieję, że małżeństwo wszystko zmieni, że odzyska ją. Jej namiętność, oddanie i pełną uwagę.

— Skarbie to nic strasznego, nie obawiaj się. Zjemy, pomogę ci sprzątnąć i wyjdziemy przed dom. Nie musimy daleko chodzić. Wolałbym zostać z tobą. Tęsknię za twoim ciałem. Chcę czuć jak drżysz, jak tulisz się do mnie i krzyczysz z rozkoszy… — Ustami błądził po jej twarzy, szyi, dekolcie. Tulił ją do siebie, pieścił i coraz bardziej pragnął. Stopniowo jego zaangażowanie poczęło udzielać się kobiecie. Zmęczenie gdzieś uleciało ustępując miejsca pragnieniu odprężenia w jego ramionach. Chciała odpłynąć w świat rozkoszy, unieść się ponad szarą rzeczywistość, zapomnieć, choć na krótko o obowiązkach, o synu… Stop! Ta myśl przywoływała ją do rzeczywistości! Błogość w jej zachowaniu i poddanie się słodkim pieszczotom nagle zastygły. Powróciło sprężenie ciała gotowego do walki z codziennością. Łukasz natychmiast wyczuł to i posmutniał. Już wiedział, że odeszła…, mimo, że jeszcze jest w jego ramionach…

— Zostawiłaś mnie. Dlaczego? — Niemal zajęczał.

— Mamo! Mamo! Chodź zobacz! Chodź tu sybko! — Tomek był bardzo niecierpliwy. A mężczyzna zastanawiał się jak ona wyczuwa potrzeby dziecka jeszcze zanim ów je wypowie na głos.

— Masz odpowiedź. Wybacz. — Spojrzała na niego smutnym wzrokiem, wspięła się na palce, cmoknęła ciepło szorstki policzek i poszła do syna. Oczywiście nie było to aż tak ważne, przynajmniej z punktu widzenia Łukasza. Chwilami naprawdę bardzo go to irytowało, ale wytrwale ćwiczył cierpliwość wierząc, że doczeka się nagrody.

Po obiedzie Łukasz faktycznie pomógł jej sprzątnąć i pozmywał naczynia. Próbował wykorzystać przy tym pomoc chłopca, czego Alicja nie lubiła. Wiedziała, że zgrabność Tomka jest niczym słonia w składzie porcelany, ale że nie robi tego umyślnie. Taki po prostu jest. Często patrząc na niego wyobrażała sobie mnóstwo malutkich metalowych kuleczek wewnątrz jego ciała wibrujących w ekstremalnym tempie, odbijających się od siebie z wielką siłą a tym samym wprawiających w nieustanny ruch ciało chłopca. Czasami mu współczuła gdyż sądziła, że musi go to bardzo męczyć. Ale on sprawiał wrażenie niezniszczalnego, niestrudzonego, nie do zdarcia! Innym razem zaś, zazdrościła mu tej niespożytej energii! Chętnie zamieniłaby z nim ten niezniszczalny ładunek energetyczny.

Wyszli przed dom. Łukasz wziął ze sobą piłkę.

— Zwróć uwagę na Tomka grę. Chyba jeszcze nie widziałaś czegoś takiego. — Szepnął do Alicji wychodząc z domu.

Faktycznie. Alicja była w szoku! I nie było to nic strasznego. Jedynie — niecodziennego. Chłopiec kopał piłkę lewą nogą! Jak dotąd grając z nim w piłę, nie kopali jej, łapiąc ją i odrzucając rękami. Nigdy wcześniej nie była świadkiem takiego wydarzenia! Nie mogła się napatrzyć na tę innowacyjną grę. Wiedziała, co prawda, o leworęcznych osobach, ale ich nie znała. Natomiast o lewonożnych piłkarzach — nigdy nie słyszała. Z przyjemnością i odprężeniem przypatrywała się ich zabawie. Jednak patrząc na ich miny, zaangażowanie, okrzyki radości czy też klęski, miała świadomość, że nie traktują tego jak zabawy. To wyglądało na poważne i ciężkie zajęcie, które mimo wszystko, dawało im pełne zadowolenie. Sprawiali wrażenie szczęśliwych! Obaj! A matka chłonęła ich radość, która się jej udzielała, dzięki czemu stopniowo zapominała o zmęczeniu. Oddychała spokojnie z zaangażowaniem kibicując każdemu ze swych wybrańców.

Dwa tygodnie przed ślubem Alicja pojechała z koleżankami i Łukaszem na krótką wycieczkę do Warszawy. Łukasz miał im odstąpić swoją kawalerkę na jedną noc (w tym czasie on miał spać u rodziców), aby z samego rana wyjechać w podróż jego nowym samochodem. W drodze powrotnej kobieta chciała zostać na jeden dzień we Wrocławiu w poszukiwaniu drobnych rzeczy do ślubu. I znów jechała w napięciu gdyż nie uzgodniła z Łukaszem, czy spędzą noc razem. Teraz sytuacja była już inna — wiedziała, że już niedługo zwiążą się na zawsze, więc… Podróż i pobyt w Warszawie minął im szybko i przyjemnie. Łukasz okazał się dobrym kierowcą i niezłym kompanem, choć może nazbyt milczącym. Nie mieli okazji być tam sami, cały czas ktoś się wkoło nich kręcił. Alicja poznała dziewczynę, która fascynowała się numerologią. Twierdziła, że to nie są żadne wróżby i że wszystko w tej magii się sprawdza. Przepowiedziała też Alicji, że nie powinna się łączyć w parę z siódemką (Łukasz okazał się siódemką), gdyż związek taki nie ma żadnej przyszłości! W pierwszej chwili trochę ją to zmroziło, ale uznała, że nie będzie się w życiu kierować jakimiś przepowiedniami…

— Oczywiście zostaniesz u mnie na noc? — Łukasz nie mógł się już doczekać, kiedy weźmie ją w ramiona bez żadnych świadków. Potrzebował jej. Przy niej czuł się nareszcie potrzebny. Była jego sensem w życiu. Pragnął też, aby urodziła ich dzieci. Tomek był przede wszystkim drogą do Alicji. Dlatego spędzał z nim czas bardzo chętnie, tym bardziej, że świetnie się przy tym bawił. Odprężał się przy nim. Jednak przede wszystkim zależało mu na spokojnej przystani przy Alicji.

— Chciałbyś? — Przytuliła się do niego niepewnie. Był to jeden z nielicznych momentów kiedy byli sami. Koleżanki Alicji poszły do sklepu. Zaraz miały wrócić i wybierać się do domu. Jeszcze im nie powiedziała, że być może zostanie. Nie chciała, aby dopytywały ją o szczegóły. Nie lubiła rozmawiać na tak intymne tematy z kimkolwiek. Może jedynie poza Łukaszem. Tuląc się do niego chłonęła jego spokój i bezpieczeństwo. Działał na nią jak balsam, łagodził jej niepokój i wątpiła w moc numerologii, która mimo wszystko zatruwała jej podświadomość niczym kornik w bezbronnym, z pozoru silnym drzewie.

— Sądziłem, że wiesz. — Schylił się do jej ust i poczuła delikatny dotyk jego ciepłych, obiecujących rozkosz warg. Jednocześnie usłyszała głosy na korytarzu. Czar prysł! Odskoczyła od Łukasza i migiem zniknęła w łazience.

— O, Łukasz! Już jesteś?

— Zaraz trzeba wyjeżdżać, jeśli chcecie zdążyć na pociąg. Odwiozę was.

— Nie wątpię. — Stwierdziła Marta, która była pewna, że Łukasz odwozi je z uwagi na Alicję.

— Ja z wami nie wracam. Muszę załatwić tu jeszcze kilka spraw przed ślubem. — Alicja wyszła z łazienki i z miejsca objawiła im wieść. Chciała mieć to już za sobą.

— A to nowina! Czemu dopiero teraz nam o tym mówisz? — Joasia nie była uszczęśliwiona tym faktem, choć trudno jej było określić, dlaczego. Może była zazdrosna? Jakby nie było, Alicja już wkrótce nie będzie samotną matką, a ona — tak.

— Co by to zmieniło gdybym powiedziała wam wcześniej?

— Właściwie… nic. Jesteśmy tylko zaskoczone. — Marta stopniowo oswajała się z niespodzianką. Nie przepadała za nimi, ale z drugiej strony starała się zrozumieć przyjaciółkę. Pamiętała jej samotność w Niemczech, z powodu, której kobieta wpakowała się w tragiczne wydarzenia. Nigdy nie zapomni jej niemego bólu suto okraszonego łzami i drżącego ciała… Tamta zraniona kobieta nie potrafiła nawet głośno zaszlochać, tak mocno paraliżował ją strach i samotność! Miała nadzieję, że teraz, ten niepozorny mężczyzna nareszcie okaże się tym, który jej nie skrzywdzi. Może już skończy się jej codzienny trud o każdy pieniądz, jej samotność i głodówki z okresu mieszkania w hotelu robotniczym… W tamtym czasie jej cały zarobek szedł na koszty utrzymania, opiekunkę do dziecka, wyżywienie dla niego i inne podstawowe rzeczy. Podstawowe — w sensie bardzo skrajnym. Kobieta wówczas żyła przede wszystkim kawą i kromką chleba. Obiadów nie gotowała, bo Tomek jadł u opiekunki. Śniadania i kolacje były dla niej krańcowo skromne (lub nie jadła ich wcale), bo wszystko kupowała głównie dla synka. Była wówczas strasznie chuda, ale potrafiła się ładnie, choć skromnie, ubrać. Ponieważ była zgrabna i ładna przyciągała wzrok głównie mężczyzn i nie potrafiła się przed nimi bronić — była ich ciągłą ofiara. Jakby była darem dla Boga=mężczyzny, na jego ołtarzu. Tak to chyba pojmowała i… akceptowała. A może nie wiedziała, iż nie musi się z tym godzić? Przyjaciółka zdawała sobie sprawę (niestety dopiero po pobycie w Niemczech), że Alicja potrzebuje dobrego, opiekuńczego mężczyzny. Takiego, który nie wykorzysta jej wrażliwości, szczerości i oddania. Ta drobna kobietka gotowa była oddać swe życie dla kogoś, kogo pokocha. Ale czy w dzisiejszym świecie są jeszcze tacy mężczyzni? Dziś już, chyba, żaden nie kocha z takim oddaniem i nie docenia ani poświęcenia, ani wyrzeczeń kobiety. Marta często dokarmiała przyjaciółkę u siebie udając pełną nieświadomość. Wiedziała, że to samo robi ojciec Alicji, gdyż ta, nigdy nie przyznała się, że nie jadła obiadu czy śniadania. Honor, w bardzo dziwnym znaczeniu — według Marty, nie pozwalał Alicji przyznać się do jakichkolwiek braków finansowych. Jedynie dobry obserwator mógł dostrzec te zjawiska. Kobieta dbała wówczas bardziej o swój wygląd niż odżywianie. Musiała się korzystnie prezentować. Pracowała jako akwizytor, więc ludzie skupiali się na jej prezencji, uśmiechu itd. Marta wiedziała, że w tym fachu trzeba okazać pełnię szczęścia i zadowolenia nie tylko z siebie, z proponowanych produktów ale również emanować szczęściem osobistym.

— To, w takim razie, pojedziemy same na dworzec. — Joasia czuła się trochę urażona.

— Przestań. Łukasz już zaoferował się, żeby was odwieźć. Poza tym samochodem będzie szybciej. Ja też pojadę. Pospieszcie się. — Alicja czuła się trochę winna w stosunku do koleżanek. Po jej stwierdzeniu żadna z nich już nie komentowała tej sytuacji. Szybko zebrały swoje rzeczy i wyszły do windy. W drodze Marta została trochę z tyłu razem z Alicją i szepnęła do niej:

— Wykorzystaj ten czas jak najlepiej, ale błagam… nie pozwól się skrzywdzić. — Uśmiechnęła się prosząco do przyjaciółki.

— Nie jesteś na mnie zła? Przepraszam. Nie chciałam o tym z nikim rozmawiać, tym bardziej, że do ostatniej chwili się wahałam. Cały czas nie bardzo wiem jak się zachować. — Alicja była wdzięczna przyjaciółce za wyrozumiałość i chciała jakoś usprawiedliwić swoje milczenie.

— Kochasz go?

— … Nie wiem… czuję się przy nim bezpiecznie, ale… nie wiem… Może mylę strach z uczuciem?… Może już nie umiem kochać? Nie wiem czy w ogóle powinnam się nad tym zastanawiać. Sama wiesz jak to u mnie jest.

— Alicjo, jeśli nie chcesz za niego wychodzić, to jeszcze jest czas. Lepiej teraz niż… Wiesz to. Jak wrócisz, przyjdź do mnie. Porozmawiamy. Jeśli oczywiście chcesz. — Marta chciała jej pomóc, ale nie mogła podjąć decyzji za nią. Miała wrażenie, że Alicja uczepiła się tego ślubu jak tonący brzytwy… i bardzo jej się to nie podobało. Niestety, Alicja nie znalazła już czasu na szczerą rozmowę z przyjaciółką. A może nie chciała o tym rozmawiać? Może bała się, że ktoś ją powstrzyma, że zasieje w niej jeszcze więcej niepewności, niż te, które sama wyczuwała w zakamarkach duszy i umysłu. Nie słuchała wówczas tych szeptów podświadomości. Być może nie chciała słyszeć? Chciała nade wszystko wyrwać się z domu rodzinnego! Mieć własną rodzinę! Udowodnić wszystkim, że jej się tym razem uda!!!

— Dzięki. Umówimy się jak wrócę. I jeszcze raz przepraszam. — Alicja uśmiechnęła się smutno. Czuła się jak na rozdrożu. Rzeczywiście nie bardzo wiedziała czy decyzja ze ślubem była właściwa. Nie była pewna, co do swoich uczuć. Chciała ponownie poczuć się tak, jak pamiętnej nocy, ale jednocześnie obawiała się, że… Już ją męczyło to rozmyślanie, wolała jedynie odczuwać. Chciała poddać się uczuciom bez ponoszenie tak trudnych i być może bolesnych konsekwencji.

Gdy zjawili się na dworcu, pociąg już był na peronie. Na szczęście nie było zbyt dużo ludzi i kobiety znalazły siedzące miejsca w przedziale w dość sympatycznym towarzystwie. Wracając do mieszkania, Łukasz planował jeszcze jakieś zakupy na kolację i śniadanie.

— Zajedziemy po drodze do sklepu. Wybierzesz coś co lubisz. — Był podekscytowany. Nie rozmawiali o tej nocy i nie był pewien czy Alicja chce z nim zostać. Od chwili pożegnania z koleżankami nie odzywała się. Nie wiedział co o tym myśleć. Nie chciał jej urazić, ale ta niepewność go irytowała.

— Alicjo, co się dzieje? Straciłaś mowę?

— Co? — Zapytała zaskoczona. — Nie. Wszystko w porządku.

— Jesteś zmęczona?

— Nie bardzo.

— Mam jechać do rodziców?

— Nie. Chcę żebyś został. — A jednak powiedziała to z nutką niepewności. Jej lekki uśmiech miał go zapewnić, że wszystko w porządku ale chyba jej to nie wyszło. I dobrze o tym wiedziała. Ponadto trudno jej było rozmawiać teraz, gdy był zajęty prowadzeniem samochodu. Właściwie nie wiedziała, co lepsze pełna jego koncentracja na tym, co chce mu powiedzieć, czy raczej odwrotnie — rzucone mimochodem stwierdzenie? Biła się z dręczącymi myślami, a czas szybko mijał i miała świadomość tego, że już wkrótce musi podjąć decyzję, co do tej nocy. Czy nie wyolbrzymia całej sprawy? Przecież to tylko kolejna ich wspólna noc… No, niby tak. Ale… W zasadzie ta decyzja przesądzi o jej przyszłym życiu… Jeśli teraz pozwoli mu na wszystko, nie będzie mogła wycofać się z małżeństwa. Była tego w pełni świadoma i to ją przerażało. Miała wrażenie, że wszystko wspiera się na jej barkach i właśnie to było takie przytłaczające. Przecież to ich wspólna przyszłość! Dlaczego więc ciężar odpowiedzialności miał spoczywać jedynie w jej dłoniach? Czy to akt szacunku z jego strony czy też niechęci do podejmowania decyzji? Nie chciała sama wyrokować, choć szczerze mówiąc po raz pierwszy była w takiej sytuacji i to w pewien sposób mile połechtało jej honor. Pierwszy raz w jej życiu, mężczyzna pozwolił jej decydować! I to w tak ważnej sprawie! Po raz pierwszy doświadczała szacunku w stosunku do siebie ze strony płci przeciwnej!!! Ale, czy to był szacunek? Wywoływało to w niej zamęt spowodowany sprzecznymi uczuciami. Zaskoczeniem, euforią a zarazem ciężarem odpowiedzialności! Nie wiedziała, które z tych uczuć są prawdziwe, a które jedynie ułudą! Próbowała się modlić o właściwą decyzję. I wówczas przyszło jej na myśl, że to znak losu, który począwszy od dziś przesunie tory jej życia na znacznie lepsze! Nareszcie nie będzie samotna! Będzie miała upragnioną rodzinę! Swój dom! I męża! Będzie dbać o nich, troszczyć się i dzielić z nimi wszystkie radości i smutki! A tych ostatnich będzie znacznie mniej, chociaż zdaje sobie sprawę, że ich nie uniknie! Łukasz zapewni jej to samo i ogarnie ich wszystkich swoją czułością, delikatnością i spokojem! Zachłysnęła się tym marzeniem! Oczami wyobraźni ujrzała szczęście na twarzy synka dokazującego z przybranym ojcem. I przyszłego męża, który z uśmiechem na twarzy czule wita się z nią po powrocie z pracy. Ten obraz pełni rodzinnego dobrodziejstwa, którego pragnęła doświadczyć za wszelką cenę, przysłonił jakiekolwiek obawy, które wcześniej w niej kiełkowały. Zapomniała o tym, że Łukasz nie ma żadnych doświadczeń w byciu ojcem czy mężem. Usunęła w cień wątpliwości w stosunku do ich bardzo krótkiej znajomości. Ale przede wszystkim z pełną świadomością zagłuszyła głos serca… A ten usilnie próbował odwieźć ją od małżeństwa… Nie chciała rozmyślać o tych szeptach… Pomyśli później! Postanowiła nauczyć się kochać. Niemal uczyła się na pamięć stwierdzenia, że można żyć w małżeństwie bez miłości. Wystarczy się szanować i BYĆ BEZPIECZNĄ! — Powtarzała sobie. A ona miała bardzo ważne powody, aby szanować tego mężczyznę. Zaakceptował jej syna. Chce ją poślubić! Mimo, że wolał zacząć od wolnego związku! Liczy się z jej zdaniem!!! Czyż to nie wystarczy???!!!! Dla niej musi wystarczyć!!! I wystarczy!!! Już ona tego dopilnuje!!! Tak wiele w życiu wytrzymała, to i tyle może zrobić dla synka!!! I BĘDZIE PRZY NIM BEZPIECZNA!!!

— Alicjo! — Dopiero po chwili dotarł do niej jego głos. Stał obok niej, przy otwartych drzwiach i czekał aż wysiądzie z samochodu.

— Tak? Przepraszam, zamyśliłam się.

— Właśnie widzę. Jesteś jakaś nieobecna. Coś się stało?

— Nie, nic. Wszystko w porządku.

— Ok. W takim razie możemy już wysiadać? Jesteśmy na miejscu.

— Tak, oczywiście.

Łukasz pomógł jej wysiąść, po czym zamknął samochód i ruszył za nią do windy.

— Jesteś jakaś inna. Nieobecna? Co się dzieje? — Zapytał kiedy już byli w windzie.

— Nic takiego. Po prostu zamyśliłam się. — Wykrzywiła usta w bladym uśmiechu. Nie chciała mówić mu o swoich obawach. Nie bardzo wiedziała jak. Poza tym skoro sam nie porusza tego tematu, to może on nie ma żadnych wątpliwości? A wówczas ona się tylko przed nim zbłaźni albo, co gorsze — wystraszy go?! Lepiej nic nie mówić. Chce decyzji ode mnie, to ją otrzyma — i tyle. Proste! … Akurat! — Usłyszała szept swej podświadomości, ale nie zwróciła na to uwagi. Miała ochotę krzyknąć na te głupie wątpliwości i postawić na swoim.

Tak też zrobiła. To znaczy, oczywiście nie krzyczała, ale stłamsiła głos alter ego w zarodku! Pokażę temu niesfornemu oportuniście, że ma rację! Udowodnię swoim życiem, do jakich poświęceń jestem zdolna. A Łukasz jest bardzo dobrym człowiekiem i mi w tym pomoże! Na pewno! Akurat! — Ponownie zadrwił z niej jej wewnętrzny głos. Uparcie nie zwracała na niego uwagi.

— Jesteś głodna? Zjemy coś? — Zauważyła, że mężczyzna czuje się trochę niepewnie.

— Nie, dziękuję. Nie mam ochoty. Wolałabym się już położyć. — Zamierzała go wyminąć i miała nadzieję, że wszystko samo się jakoś ułoży. Jednak Łukasz zatrzymał ją i delikatnie odwrócił jej twarz ku sobie. Stanowczo szukał jej wzroku. Tego się trochę obawiała. Czy ich oczy powiedzą sobie całą prawdę? Jego ciepłe spojrzenie obezwładniło ją, ale nie wiedziała, co ma powiedzieć? Czego od niej oczekuje?

— Alicjo. Jeśli nie chcesz żebym został, po prostu to powiedz. Nie chcę cię do niczego zmuszać. Ale wiedz, że trudno mi pohamować się gdy jesteśmy już tak bisko… — Bał się, że ją straci jeśli będzie za bardzo naciskał. Jednak nie chciał już dłużej czekać. Czuł się, jakby bawili się w kotka i myszkę.

— Rozumiem. — Alicja miała wrażenie, że powietrze zgęstniało i utrudniało jej oddychanie. Westchnęła głęboko…

— I…

— Dobrze. — Spojrzała w jego szare, ciepłe oczy i przytuliła się do niego. Był wyższy o głowę. Objął ją, ale dalej nie bardzo rozumiał.

— Nie jesteś pewna, prawda? Nie chcesz się ze mną kochać? — Jak to dziwnie zabrzmiało w jego ustach. — Pomyślała i powiedziała.

— Nie o to chodzi. Po prostu, do tej pory nikt nie pytał mnie o pozwolenie. — Świadomie wyminęła swoje wątpliwości korzystając zaledwie z półprawdy. Wiedziała, że on się nie zorientuje.

— Zapomnij o tym i powiedz tylko, czy przede mną się bronisz? — I znów zajrzał w jej oczy. Nie potrafiła wydobyć z siebie głosu i nie rozumiała, dlaczego. Przecież to takie proste, a dla niej — tak potężnie trudne! Zaprzeczyła tylko ruchem głowy. Łukasz nie czekał już na inny gest lub słowa i nie pozwolił jej więcej rozmyślać. Chyba stwierdził, że to zbyt długo trwa i należy zacząć działać. Delikatnie pocałował jej usta. Nie uniosło jej to w ekstazie namiętności, ale gdy musnął palcami jej twarz a po chwili ujął ją w dłonie… poczuła ciepło rozpływające się po całym ciele, które poczęło tonąć w delikatnej rozkoszy. Przeszył ją dreszcz, a ciało poddało się jego woli. Już nie chciała o niczym decydować, chciała tylko, aby coś z nią zrobił… chciała ponieść się namiętności, ale jednocześnie wzbraniała się przed tym. Nie wiedziała czy jej wolno. Zawsze słyszała, że nie może, że kobieta nie powinna czuć przyjemności, że tylko mężczyźnie jest dane czerpać pełnymi garściami z miłosnych igraszek!!! Nie rozumiała tego i nie zgadzała się z tym!

Tymczasem mężczyzna rysował miłosne ścieżki wokół jej twarzy, szyi i ramion jakby otulał ją mglistym szalem podniecenia, które narastało i rozniecało iskry rozkoszy w kochankach. Im bardziej delikatny był jego dotyk, tym większych doznań doświadczała. Oczy przymknęła i zagłębiła się w swych odczuciach zapominając, z kim jest i dlaczego. Chłonęła każdą jego pieszczotę z pełnym zaangażowaniem i pragnęła… pragnęła coraz więcej. Nawet nie zauważyła kiedy znaleźli się w łóżku. Gdy poczuła żar jego pocałunków na swych odsłoniętych piersiach przeszył ją silny dreszcz spływający w dół brzucha i niżej aż po czubki palców stóp. Jednak jego epicentrum skumulowało się w jej łonie, a stamtąd powędrowało falą płynnej rozkoszy po całym ciele. Pozwoliła się unieść pożądaniu. Drżała, przyciągała go, to znów odpychała… Pogubił się w jej reakcjach.

— Mam przestać? — Zdziwiony jej zachowaniem, a zarazem rozpalony do granic. Nie chciał teraz przerywać za żadne skarby świata i sam nie rozumiał, dlaczego zadał tak głupie pytanie?

— Nie… — Bardziej westchnęła niż powiedziała. — Jeszcze… — Wtulała się w niego, to znów, wiła się pod nim jak wąż, aby po chwili drżeć z rozkoszy i przyciągać go do siebie. Niepomna własnych zachowań dała się ponieść rozbudzonej namiętności. Zapomniała o rozsądku, o skutkach, myślała tylko o doznaniach, które przerosły jej wyobrażenia. Była jedną, wielka błogością, płonęła w objęciach mężczyzny, który zdawał się taki toporny w swych miłosnych zabiegach. A jednak ją oczarował, poruszał jej najczulsze struny, wyzwalał w niej strumień nieznanych dotąd doznań. A może tak skrzętnie ukrytych we wspomnieniach? Nie pamiętała chwili zespolenia. Wiedziała tylko, że czuła się szczęśliwa i bardzo znużona… Jednak, jak odległe, ciche szepty, tkwiło w jej umyśle zdanie, majaczące wielkimi literami: NIE WOLNO CI! TO NIE DLA CIEBIE! NIE MOŻESZ TEGO CZUĆ!!! Ale w tej jednej chwili, nie miało ono wystarczającej mocy zagłuszyć pragnień ciała i wrażliwości zmysłów na tak czułe działania zewnętrzne. Jednak już wkrótce, zaczną one w niej pęcznieć, rosnąć i blokować pełne oddanie. Nieszczęsna! Nie miała o tym pojęcia!… Jeszcze nie.

— Skarbie, czemu jesteś dla mnie taka dobra? — Wyszeptał jej do ucha, gdy zdawała się odpływać w zakamarki snu.

— Nie wiem… przytul mnie… — I zasnęła.

PRZEDŚLUBNA GORĄCZKA

Przygotowania do ślubu zajmowały Alicji wiele czasu. Mimo, że nie miało być wystawnego przyjęcia chciała jak najlepiej wyglądać. W końcu to ma być jej wyjątkowy dzień! Jednocześnie pamiętała, że nie jest już najmłodsza, ma dziecko i bardzo się tym wszystkim stresowała. Łukasz zaś, nie sprawiał wrażenia zdenerwowanego, raczej zniecierpliwionego. Na krótko przed ich ważną datą, kobieta straciła pracę. Od szefowej usłyszała, że jest… za niska! Nie pojmowała, co to może mieć wspólnego z obsługiwaniem klientów! Jak to rozumieć? Jaki był prawdziwy powód zwolnienia? Dopiero po kilku dniach dotarło do niej, że chodziło o refundowanie części kosztów jej zatrudnienia przez urząd pracy. Spośród wszystkich zatrudnionych w tym samym czasie co ona — Alicja, jako jedyna, przyszła do pracy z własnej inicjatywy. Pozostali mieli skierowanie z urzędu i to dawało im przepustkę do przedłużenia umowy. Kobieta czuła się pokrzywdzona, ale nie miała już na to wpływu. Nie pojmowała jak chęć do pracy może wygrać z tak przyziemną sprawą jak kasa? Postanowiła jednak nie tracić na to energii. Tyma bardziej, że dzięki temu mogła więcej czasu poświęcić na przygotowania do najważniejszego wydarzenia w swoim życiu. Snuła marzenia o urządzaniu nowego życia, mieszkania, o kreowaniu własnego gniazda rodzinnego. Chciała przekonać Łukasza, i samą siebie, że podoła wszystkim trudom jakie napotka. Była mu wdzięczna, że nie męczył jej już dopytywaniem o zagranicznych adoratorów, że nie naciskał na współżycie, pomijając tamtą rozkoszną, pamiętną, jedyną noc!, że nie wypomina dziecka i chętnie poświęca mu swój czas. Miała pełne przekonanie, że z chwilą zamążpójścia poprawi się jej życie. Nie będzie się już tak martwiła o codzienny byt, skupi się na gospodarstwie domowym, trosce o męża, dziecko i dom. Martwił ją tylko brak pracy, strata przyjaciół, wyobcowanie w nowym miejscu… Tylko!!! Tak wtedy sądziła. Przekonywała siebie, że to nie jest takie ważne! Czasami łapała się na obawach, że nie podoła, że załamie się, że nie będzie miała, z kim pogadać… Ale już po chwili, jak bumerang, wracało do niej jej własne motto życiowe: NIGDY! NIGDY! NIE PODDAM SIĘ! Powtarzała je zawsze kilka razy, aby utwierdzić się w słuszności tej zasady i… dopiero wówczas wracała na stare ścieżki codzienności. Suknię ślubną wypożyczyła. Na kupienie szkoda jej było pieniędzy. Buty też pożyczyła od starszej siostry — zwykłe białe sandałki na niewielkim obcasie. Szarpnęła się jedynie na trzy wizyty w solarium oraz dodatki do sukni i fryzjera, gdzie zafundowała sobie balejaż. Ale fryzurę stworzyła sobie już sama. Na przyjęcie zaprosili jedynie najbliższą rodzinę odwiedzając wszystkich osobiście, zarówno z jej, jak i jego strony. Łukasza rodzice zaprosili ich na obiad, na którym miał być również jego brat z żoną. Co prawda wszyscy przywitali ją bardzo serdecznie. Jednak wylewność szwagierki zdawała się jej przesadna i jakby podejrzana. Czuła się przez nią negatywnie oceniana, a jej szeroki i niewspółmiernie głośny śmiech dzwonił w jej uszach fałszem. Postanowiła nie zwracać na to uwagi, traktując dziwną kobietę, jako zło konieczne. Ostatecznie nie wychodziła za nią za mąż. Miała żyć z Łukaszem. Nie przypuszczała wówczas jak bardzo ta osóbka zatruje jej życie.

Z przygotowaniami do ślubu łączyło się istotne wydarzenie we Wrocławiu, na krótko przed imprezą. Chcąc mieć większy wybór w poszukiwaniu dodatków postanowiła pojechać, za jego namową, na kilka dni do Łukasza. Było to w niedzielę, kiedy to jeździli samochodem po jej rodzinie zapraszając ich kolejno na uroczystość. Już pod wieczór czuła się jakaś słabsza i paliły ją policzki. Ale nic więcej się nie działo. Co prawda powiedziała o tym Łukaszowi, ale otwarcie bagatelizowała to sądząc, że następnego dnia będzie już wszystko dobrze. Po południu, zabierając Tomka, pojechali do Wrocławia. Alicja z synem miała przenocować w jego kawalerce, a rano mieli wyruszyć razem na poszukiwania. Tej nocy Łukasz miał spać u rodziców. Nie mogli przecież spać we trójkę w jednym łóżku. Jednak, gdy mężczyzna zjawił się rano, zastał ją z gorączką bliską trzydziestu dziewięciu stopni. Taką temperaturę miała w życiu tylko raz, mimo bardzo częstego chorowania na zapalenie migdałków w czasie podstawówki. Nic właściwie ją nie bolało, mimo to słaniała się na miękkich nogach. Rozdrażniło ją to. Nie tego się spodziewała. Oczywiście nic nie wyszło z zakupów. Alicja cały dzień leżała w łóżku i coraz bardziej słabła. Sytuacja nie zmieniła się również kolejnego dnia, mimo iż kobieta zażywała środki przeciwgorączkowe. Łukasz przywoził jej jakieś jedzenie od rodziców, gdyż nie była w stanie ugotować obiadu. Z wielkim trudem udawało jej się zająć synkiem, który patrząc na chorą matkę starał się jej nie przeszkadzać, jednak naprawdę nudził się niemiłosiernie. Przyszli teściowie, poprzez syna, próbowali ją namówić na wizytę u lekarza, ale ona nie chciała. Była wściekła, że zamiast coraz lepiej, czuła się coraz gorzej i nie miała pojęcia, dlaczego. Nie było to przeziębienie, gdyż mimo wszelkich leków i domowych sposobów (wcześniej, wielokrotnie sprawdzonych!) gorączka nie ustępowała. Trzeciego dnia okazało się, że ma już czterdzieści stopni i jest na wpółprzytomna. Nie docierało do niej nic co się wokół niej działo. Łukasz nie potrzebował wielkiej siły aby zabrać ją do teściów gdzie szybko zjawił się lekarz. Dostała antybiotyk a rano musiała pójść do przychodni na badania, z których wynikało jedynie, że ma ostry stan zapalny. W międzyczasie dzięki staraniom brata Łukasza pojechała na wizytę do lekarza w szpitalu wojskowym, który ponoć był świetnym fachowcem. Jazda z przyszłym mężem samochodem była dla niej jedną wielką torturą. Drogi we Wrocławiu były strasznie dziurawe i nierówne a Łukasz nie był asem w ostrożnej jeździe. Najmniejsze szarpnięcie, przejazd po wybojach czy nagłe zatrzymanie powodowało w jej kręgosłupie, brzuchu i odcinku lędźwiowym niesamowity ból. Miała wrażenie, że te okolice spuchły jej niczym balon. Najmniejszy dotyk odczuwała niczym dźganie nożem a co dopiero ta jazda! Trzymała się kurczowo fotela a łzy bólu płynęły jej po policzkach. Mimo to, milczała jak zaklęta. Właściwie to zaciskała szczęki, chcąc stłumić ból gdzieś wewnątrz siebie. Czuła się upokorzona narażając rodzinę przyszłego męża na przymusową opiekę nie tylko nad sobą, ale i nad Tomkiem. Trzeba przyznać, że teściowie zachowywali się w stosunku do niej bardzo troskliwie. Nie poznała po nich najmniejszej nawet niechęci, zniecierpliwienia czy urazy. Oboje byli wprost cudowni w tej trosce. Paradoksalnie właśnie to wprawiało Alicję w jeszcze gorszy stan. Ona — zawsze samowystarczalna, zawsze opiekująca się innymi, z obojętnością podchodząca do własnych dolegliwości — teraz, wymagała pomocy, w zasadzie, obcych sobie osób. Lepiej by to znosiła, gdyby była to jej rodzina, ale — przyszli teściowie!!! Dostała gentamycynę w zastrzykach. Ponieważ jednak nie mogła się już ruszać pielęgniarka przyszła do domu na zastrzyk. Już przy pierwszej wizycie, gdy zobaczyła, że chora nie może się obrócić z bólu, powiedziała.

— Pani jest cała obolała w okolicach brzucha i lędźwi! Miała pani robione prześwietlenie brzucha?

— Nie.

— Przecież to pierwsze badanie, które powinni pani zrobić! — Oburzyła się pielęgniarka szykując zastrzyk. — Proszę teraz rozluźnić pośladek, to zmniejszy ból. Postaram się zrobić to jak najdelikatniej. Widzę jak pani cierpi.

Przez chwilę zapadła cisza. Alicja starała się poprawnie wykonać polecenie kobiety, jednak w ostatnim czasie tak się cała sprężała, aby powstrzymać cierpienia, że z trudem jej to przyszło.

— No już. Nie było to łatwe i przyjemne, co?

— Już wszystko zniosę, byleby wyzdrowieć.

— Proszę poprosić lekarkę o pilne skierowanie na USG brzucha. To powinno wyjaśnić, czemu tak się dzieje. Może ma pani chore nerki?

— Dziękuję bardzo. Na pewno tak zrobię.

Jeszcze tego samego dnia Alicja poprosiła lekarkę o skierowanie. Następnego — już jechała z Łukaszem na badanie. Do końca życia będzie wdzięczna pielęgniarce za jej radę. Okazało się, bowiem, że miała zapalenie miedniczek nerkowych a przepisany antybiotyk mógł jej tylko zaszkodzić. Wobec jasnej już sytuacji, zmieniono jej leki i teraz już bardzo szybko wracała do zdrowia. Jednak tamte zdarzenia zostawiły w pamięci Alicji niesmak i niepewność. Bowiem zdumiało ją zachowanie Łukasza, który nie potrafił się odnaleźć w tamtej sytuacji. Jego rodzice jej nadskakiwali, a on, po powrocie z pracy, wyraźnie czuł się nieswój przy jej łóżku. Myślała, że to dobry moment żeby poznać go naprawdę, w wyjątkowych warunkach. Jednak tutaj sprawdzili się bardziej jego rodzice niż on. Coś głęboko w jej podświadomości dawało jej sygnał, żeby się zatrzymała, a właściwie żeby się wycofała z tego związku. Jednak szybko wracały do głosu wspaniałe chwile spędzone z nim sama na sam, gdy była zdrowa. Jego czuły dotyk i ciepłe słowa. Nie dopuszczała do głosu sygnałów ostrzegawczych. Z góry zakładała, że da sobie we wszystkim radę, jeśli tylko będzie z nim. Taka sytuacja będzie dla nich znacznie lepsza niż samotność, której miała już naprawdę serdecznie dość.

II MAŁŻEŃSTWO ALICJI

Nie na dębach niszczą się siły drwali, ale na gałązkach wikliny.

J. Giraudoux.

POCZĄTKI

Uroczystość ślubna bardzo szybko minęła. Łukasz objawił się Alicji, jako przystojny i męski w swym ślubnym stroju. Alicja miała nadzieję na kilka tańców w trakcie skromnego przyjęcia. Marzyła, że zawiruje w ramionach swego wybranka, zarówno w skocznych jak i romantycznych rytmach. Pragnęła płynąć niczym lilia wodna kołysana przez melodyjne fale z dyskretnym zabezpieczeniem silnych i czułych ramion. Wiedziała, że ich wiek nie sprzyjał okazywaniu spontanicznej radości. Że więcej w tym ślubie rozsądku niż szczęścia i spontanicznego uczucia. Więcej nadziei na ustatkowanie niż marzeń o spełnieniu miłości. Zdawała sobie również sprawę, że wszyscy wokół podobnie postrzegają to wydarzenie. Mimo to nie chciała sobie odbierać choćby nikłej nadziei na błogie mikroszaleństwo wirując wkoło sali. Wiedziała, że ten płynny, taneczny ruch zsynchronizuje się z jej emocjami. Da ujście wszelkim złym uczuciom, napięciu, stresu, aby je łagodnie z niej wysączyć, niczym powietrze z wirującego, rozwiązanego balonika. Taniec odbierała, jako rozkoszne kołysanie na spokojnej, cichej fali, w promieniach ciepłego słońca i przy lekkich podmuchach kojącego wietrzyku. Był to dla niej fizyczny obraz głębokiej tęsknoty do związku z naturą. Nie umiała i nie chciała gasić w sobie tych pragnień. Marzyła jedynie czuć choć namiastkę tej więzi, otrzeć się niejako o jej materię. Co prawda ten związek był bardzo ulotny, niemniej, dla niej — podstawowy i niezaprzeczalny.

Nie potrafiła o tym mówić, a tym bardziej dopominać się. Instynktownie wyczuwała, że inni wyśmialiby takie powiązania. Obawiała się skrzywionych ze zdumienia min i epitetów pod jej adresem typu: nienormalna, wariatka itd. W jej światopoglądzie irracjonalnym było dopominanie się o związek z tym, czego jesteśmy częścią. A ona czuła się cząstką przyrody! Nie chciała więc bez niej istnieć i tuszować swoje pragnienia. Niestety żyła w świecie do gruntu materialnym! Współczesny człowiek stwarzał sztuczną przyrodę wokół siebie: sztuczna żywność, sztuczne kwiaty, zwierzęta. Nawet muzyka była jedynie ludzkim naśladownictwem naturalnych melodii w przyrodzie. Zaczęliśmy odgradzać się od natury murem napuszoności zarazem stwarzając jej substytuty.

Czymże jest wielka leśna tapeta na ścianie w betonowym bloku, jeśli nie tęsknotą człowieka do prawdziwych drzew? Czymże jest sztuczny zapach płynu do prania czy kąpieli lub szamponu do włosów, wzorujący się na cudownej woni konwalii, lawendy czy bryzy morskiej? Człowiek stworzył sztuczne choinki, żeby nie męczyć się z zaśmieceniem mieszkania igliwiem. Ale nie chciał zrezygnować z pięknego zapachu świerku, więc sporządził jego imitację. Narzekał na zamiecie śnieżne i odrzucał zaspy śniegowe torując przejścia. Jednocześnie stworzył sztuczny śnieg, którego zabrakło mu do uprawiania sportów zimowych czy posypania bożonarodzeniowego drzewka. Ciemności wypełnił światłem żarówki. Wykonał nawet sztuczne plaże w swoich murach w postaci solarium. Ludność zamknęła się w domach z płyty, ale wymyśliła telewizję, która przybliża nam drugi koniec świata. Umożliwiła poznanie obcej nam fauny i flory czy kultur innych społeczeństw.

Owszem, Alicja ceniła te wszystkie wynalazki. Mimo to uważała, że czasami moglibyśmy z wielu z nich zrezygnować na korzyść prawdy oczywistej. Tą prawdą, według niej, był realny kontakt z przyrodą, do którego zawsze dążyła. Nie mogła pojąć, dlaczego inni krytykują to, i sami sobie odbierają tych praw.

Akceptując więc zakorzenione blokady wewnętrzne, ze stoickim spokojem przyjęła oferowane jej szaleństwo — dwa tańce z mężem i po jednym obowiązkowym z dwoma kuzynami i swoim ojcem! Inni znacznie więcej skorzystali, ale Łukasz widocznie nie przepadał za taką rozrywką. Wcześniej o tym nie rozmawiali, gdyż nie był to ważny temat. A Alicja dopiero teraz zdała sobie sprawę, jakie to dla niej istotne. Niemniej wyszkolona przez ojca w negowaniu własnych potrzeb akceptowała okoliczności i wybory innych. Nigdy nawet na moment nie zabłysła w niej myśl przeciwstawienia się tym zasadom. Wola ojca była jej zasadami! Innej drogi nie znała.

Noc poślubną spędzili na materacu w jej mieszkaniu, gdyż jej jednoosobowy tapczan był za ciasny na wspólny sen. Obawiała się tej nocy. Martwiła się, że nie podoła oczekiwaniom męża. Wracała pamięcią do ich pierwszego intymnego spotkania i pragnęła, aby ta noc była jeszcze piękniejsza. Jednak obecność syna na łóżku za szafą, która dzieliła pokój na dwie części, odbierała jej nadzieję. I rzeczywiście. Oboje byli zbyt spięci, aby porwać się emocjom tej wyjątkowej chwili. Alicja miotała się miedzy myślami o synu i Łukaszu. Żeby tylko nic nie usłyszał. Nie obudził się. Nie zachciało mu się pić. Żeby tylko nie być zbyt głośno!!! Im bardziej starała się ulec mężowi, zaangażować się, tym było gorzej. Pragnęła już tylko, aby wszystko się jak najszybciej skończyło. Zgasł czar! Łukasz też jakby zapomniał o niej, o jej potrzebach, jej wrażliwych miejscach i doznaniach. Skupił się na sobie i śpieszył się jakby uczestniczył w wyścigach. Nie mogła pojąć, co się z nimi stało? Czy jeden mały, śpiący chłopiec jest w stanie tak bardzo zmienić ich odczucia? Jak to będzie wyglądać dalej? Nie wrócą już do swoich marzeń? Do szału namiętności? Pełni zaangażowania i oddania? Obiecała sobie, że dołoży wszelkich starań, aby było jak najlepiej! Wiedziała, że tak będzie, przynajmniej — z jej strony. Ale… czy to wystarczy…?

Następnego dnia pojechali do Wrocławia i zaczęli się urządzać w nowym miejscu. Zamieszkali w kawalerce Łukasza, prawie na ostatnim piętrze dwunasto-kondygnacyjnego wieżowca. Wtedy było to dla matki i syna bardzo wysoko, z czego chłopiec znacznie bardziej cieszył się niż kobieta. Mieszkanko zajmowało zaledwie dwadzieścia siedem metrów kwadratowych i składało się z maleńkiej łazienki, kuchenki w otwartym korytarzyku i dość dużego pokoju. Okna wychodziły na wschodnio-południową stronę. Ozdobione były w kwieciste, długie firany i lekkie, przeźroczyste zasłony. Była połowa czerwca i w pogodne dni słońce zamieniało ich mieszkanie w rozżarzoną patelnię. Nie było sposobu, aby wytworzyć choć najmniejszy ruch powietrza. Ciężko jej było zaaklimatyzować się w nowym miejscu. I nie tylko pogoda utrudniała jej oswojenie się z nowymi warunkami.

Krótko po ślubie zorientowała się, że chyba jest w ciąży. Czas szybko potwierdził jej przypuszczenia. Była pewna, że stało się to w ich pierwszą, pamiętną noc, jeszcze przed ślubem. Łukasz oczywiście był bardzo szczęśliwy. Ona niestety nie. Czuła się fatalnie. Częste omdlenia, mdłości, niestrawność i coraz częstsze przemęczenie, nie nastrajały jej zbyt pozytywnie. Nikogo nie znała, zostawiła za sobą całe dotychczasowe życie. Nie było więc, do kogo udać się po radę w razie wątpliwości. Mąż najczęściej całe dnie pracował — miał teraz większą motywację! Wieczorami, zmęczony szybko zasypiał, a rano — szybko wychodził. Przyjeżdżał do domu jedynie na obiad w ciągu dnia — zazwyczaj w okolicach godziny trzynastej. Dla Alicji było to wszystko niemal udręką, ale chciała wszystkim udowodnić, że jest bardzo samodzielna i nie zamierzała utrudniać mężowi życia swoimi problemami.

Oczywiście na początku Łukasz oprowadził ich po okolicy informując o podstawowych ważnych punkach docelowych rodziny. Tak więc, znała drogę do sklepów spożywczych, przychodni lekarskiej, przedszkola, kościoła i do parku. Bardzo brakowało jej towarzystwa. Jak na ironię, teraz chętnie pogadałaby nawet z rodzeństwem czy rodzicami. Była zaskoczona jak krótkie rozmowy prowadził jej mąż przez telefon. Nawet z nią. Były to jedynie wymiany informacji, niemal jednowyrazowych zdań. Rozumiała to, jeśli dzwonił na przykład klient męża, ale rodzina…? Łukasz nie mógł z kolei rozgryźć, po co tyle opowiadać przez telefon, który służy jedynie do przekazania krótkich wiadomości. Poza tym, takie dysputy pochłaniają masę kasy i czasu, który można wykorzystać znacznie pożyteczniej. Skutkiem tego Alicja albo ukrywała się z tymi rozmowami, albo też na siłę je skracała, gdy ktoś dzwonił w jego obecności. Czasami gdy trwało to zbyt długo musiała się tłumaczyć przed karcącym wzrokiem męża. W niedługim czasie również teściowa wypominała jej telefoniczne kontakty z rodziną.

— Po co tyle gadać? Przecież to kosztuje masę pieniędzy! A biedny Łukaszek musi na to zarobić. Nie możesz się powstrzymać od gadulstwa? Powinnaś panować nad swoimi słabościami, kochanie.

— Tak, mamo. — Stać ją było jedynie na taką odpowiedź. Bo cóż innego mogła powiedzieć, skoro czuła się winna straty czasu i ciężko zarobionych przez męża pieniędzy.


— Dzień dobry. Co słychać w naszym mieście? — Telefon od ojca bardzo ją ucieszył. Nareszcie mogła z kimś zwyczajnie pogadać.

— To już chyba nie twoje miasto? Teraz masz swoje i to znacznie lepsze.

— Nie wiem, co w nim lepszego, bo ja nigdy nie lubiłam Wrocławia. — Chciała jeszcze dodać, że nie zanosi się na zmianę tej opinii, ale się powstrzymała.

— Chyba wstałaś lewą nogą. Mam rację?

— Nie wiem, tak jakoś… — Nie wiedziała jak wyjaśnić ojcu, że chyba nie służy jej to małżeństwo. Mąż stał się zupełnie inny w przeciągu krótkiego czasu. Wracał do dawnego mężczyzny dopiero w niedzielę. Wówczas w zasadzie nie pracował starając się ten czas poświęcić tylko rodzinie. Chodzili wtedy do parku gdy była ładna pogoda. Czasami Łukasz zabierał Tomka na basen. Alicję również namawiali na te wyjścia, ale ona nie umiała pływać, nie lubiła zbiorowych kąpielisk i nie chciała pokazywać się w stroju sprzed dziesięciu lat. Ale spacery z nimi uwielbiała. Czuła się wówczas taka wolna i beztroska. W tym czasie zapominała o obowiązkach, trudnościach, wyrzeczeniach czy samotności.

— Ale opowiadaj przede wszystkim, co u was? Jak ci się żyje w nowej roli?

Co mam powiedzieć? Jak mu powiem prawdę, to jednocześnie przyznam, że nie nadaję się na żonę. Poza tym tato zacznie się martwić. Zdaję sobie sprawę jak bardzo zależy mu abym była wreszcie szczęśliwa. Z drugiej zaś strony szybko wyczuje, że coś jest nie tak. Postanowiła więc, nie mówić wprost.

— Różnie. Łukasz jest zapracowany a ja mam pełno zajęć w domu i przy Tomku. Zapisałam go do przedszkola, więc trzeba rano wstawać żeby go zaprowadzić.

— A Łukasz nie może tego robić przed wyjściem do pracy?

— On i tak dużo pracuje, a ja… siedzę w domu. Nigdzie się nie śpieszę, więc chociaż w tym mu ulżę. Nie chcę go za bardzo obarczać.

— I słusznie. Musisz pokazać się z jak najlepszej strony. Razem jecie śniadania?

— Raczej nie, każdy się śpieszy.

— To od ciebie zależy. Jak wstaniesz odpowiednio wcześniej to zdążysz przygotować dla wszystkich smaczne kanapki. A jak będziecie razem jadać posiłki, to Łukasz poczuje się bardziej swojsko. Może wyskocz rano po świeże bułeczki, pomidorka? Kup to, co on najbardziej lubi. Dopieść go. Zobaczysz, że jeszcze mi podziękujesz za te rady. — Alicja zastanawiała się nad tym, skutkiem czego, nagle zapadła cisza. Nie zgadzam się ani z twoją opinią, ani, tym bardziej, z tymi radami. Ale nie będę się przecież z tobą kłócić. W końcu przecież chcesz jak najlepiej dla mnie. Zadzwoniłeś, żeby mnie wesprzeć. Muszę to uszanować! — Rozmyślała.

— Halo, Alicja jesteś tam jeszcze? — Ojciec zaniepokoił się.

— Tak, tak. Tylko właśnie się zastanawiam nad tym pomysłem śniadaniowym.

— Tu nie ma się co zastanawiać tylko trzeba szybko wprowadzić w życie. Uwierz mi, mężczyzna bardzo docenia takie starania żony.

— Naprawdę? — Nagłe, i może zbyt głośne, zdumienie w głosie córki zaskoczyło ojca.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 14.7
drukowana A5
za 67.24