Prolog
1.1
Karl jest siedemnastoletnim chłopakiem. Skrywa w sobie wiele tajemnic, które poznaje Isabel. Już pierwszego dnia nauki w nowym liceum chłopak zaprasza Is na randkę, widzi że jest osamotniona. Niestety musi wybrać pomiędzy dziewczyną a jego najlepszym przyjacielem Iwanem. Jego biseksualność wzbudza wiele obelg ze strony innych rówieśników, ale Karl stara się tym nie przejmować. Pewnego dnia postanawia przywrócić do życia zmarłą po jego porodzie matkę.
Karl
1
Nagość, to pojęcie, którego nikt nigdy nie zrozumie.
Kiedy się rodzimy, jesteśmy nadzy. Każdy taki jest.
Jednak za każdym razem okrywamy się fałszywą sławą,
dumą i przyjaciółmi.
Wszedłem do klasy i od razu poczułem na sobie dziwne mrowienie oczu na mojej skórze. Oczy uczniów zdawały się mnie wertować na wylot jednak kiedy doszły do wniosku że nic to nie da, próbowały dalej. Uważały najwidoczniej, że zwrócę na nie uwagę. Kilka dziewczyn z ostatniej ławki posłały mi kilka przelotnych uśmieszków i mrugały figlarnie oczami. Nigdy nie lubiłem takiego podrywu. Zauważyłem, że obok jednej z najcichszych dziewczyn z klasie jest wolne miejsce. Pozwoliłem sobie się do niej dosiąść. Nie zwróciła na mnie uwagi, pogrążona w lekturze ignorowała klasę na wszystkie możliwe sposoby. Kiedy kilka pajaców z ławki za nami zaczęło ją dźgać długopisem odwróciła się i szybkim ruchem złapała jednego za rękę. Zaczął jęczeć z bólu. Starała się wykręcić rękę jej dręczyciela. Była bardzo ładna, o jasnej cerze, a jej policzki świeciły się od różowego koloru jej cery i łez ściekających jedna po drugiej.
— Co się stało?
— Nic takiego. — mruknęła i wróciła do czytania lektury.
Coś takiego. Przecież widziałem, płakała. Następną lekcję mieliśmy w sali matematycznej, a co z tym idzie, jako nowy uczeń będę musiał podejść do tablicy odpowiadać. Po dzwonku starałem się wzrokiem wyłapać dziewczynę z chemii, jednak nigdzie nie mogłem jej zauważyć, kiedy zrezygnowany postanowiłem udać się w kierunku sali podsłuchałem rozmowę dwóch chłopaków, którzy siedzą ławkę obok.
— Isabel nie powinna się tak zachowywać.
— Myślisz, że ma to coś związek z początkiem roku?
— Raczej nie, to pewnie przez tego nowego.
— Karla? — przyłączyła się jedna z dziewczyn, która przysłuchiwała się tej rozmowie.
— Cicho, możliwe. Skąd mamy pewność, że on nie jest psychopatą?
— Nie mam pojęcia, ale nie mamy jednak prawa go o coś oskarżać co nie jest do końca pewne.
— Matt ma rację. Powinniśmy go poznać lepiej, nie myślę że jest zły.
— Myślicie, że moja siostra przez niego mogła płakać? Błagam was, przecież nigdy się z nim nie widziała.
— Było miłe z jego strony, że z nią usiadł, przecież mało osób w klasie lubi Isabel.- dodała dziewczyna o włosach koloru głębokiej czerni.
Było jasne, że prędzej czy później coś wykombinują, aby odkryć kim jestem, nie mogłem upaść niżej psychicznie żeby pokazać kim jestem. Kiedy podszedłem do drzwi klasy matematycznej od razu rozdzwonił się dzwonek, a na korytarzu zapanował straszny tłok. Wszyscy uczniowie zaczęli podchodzić do drzwi gabinetów, w której mieli zajęcia, kilka osób poczekało aż ruch się przerzedzi i dopiero wtedy podnieśli się z mosiężnych ław, które stały na pamiątkę jakiegoś ważnego wydarzenia, o którym nie miałem zielonego pojęcia. Zobaczyłem Isabel, jej policzki już nie przeszywały linie, które pozostawiły łzy. Była teraz pomalowana lepiej, nie wyglądała na zaspaną, tak jak na lekcji chemii oraz miała wyciągnięte kosmyki z koka. Wyglądała cudownie. Stanęła bliżej mnie i od razu poczułem zapach jej słodkich perfum. Kły same nasuwały mi się do ataku, ale nie mogłem tego zrobić. Nie teraz przynajmniej. Przyjrzała mi się.
— Cześć, jestem Isabel, a ty pewnie Karl. Super dziś wyglądasz.
Nic nie odpowiedziałem tylko pokiwałem głową i się uśmiechnąłem. Poszedłem szybko do toalety, zobaczyć stan w jakim są moje kły. Prawie się schowały więc mogłem jeszcze chwilę posiedzieć. Na nauczyciela czekaliśmy jeszcze piętnaście minut, dlatego z tego co mi mówiono matematyka trwa dłużej zawsze na przerwie. Całe szczęście, że tego dnia nie świeciło słońce, tylko było pochmurnie i kapała mżawka. Dlatego po matematyce mogłem wyjść przewietrzyć się i pospacerować po szkolnym parku. Kilka dziewcząt chichotało na mój widok, a ja odsyłałem im tylko lekkie uśmieszki, aby je zawstydzić. Z jakiegoś powodu wszyscy znali mnie od pierwszego dnia szkoły, ale nie przeszkadzało mi to. Na francuskim usiadł ze mną Iwan. Zakolegowaliśmy się i resztę dnia spędzaliśmy na plenerze.
— Podoba ci się Isabel? Uciekłeś kiedy ci się przedstawiła.
— Nie jest brzydka, ale nie znamy się dobrze. Wystraszyłem się.
— Czego, przecież ona nie gryzie. Jest całkiem miła.- odrzekł.
— Nie chodzi o to. Po prostu, jej zapach. Był niesamowity.
— No to co? — zdziwił się.
— Nic takiego, kiedyś się dowiesz.
— Kiedy?
— Emm, nie mam pojęcia. Stary słuchaj, nie będzie mnie jutro w szkole.
— Dlaczego, jutro ma być ciepło, chłopaki planowali zagrać w nogę na WF.
— Przykro mi, ale mam inne plany.
Zanim Iwan zdążył coś odpowiedzieć jego komórka zaczęła wibrować w jego kieszeni i musiał odejść odebrać. Usiadłem na jednej z ławek i rozkoszowałem się dniem, w którym jeszcze nikt o niczym nic nie wiedział. Podeszła Isabel.
— Cześć Karl, przykro mi że tak krótko ze sobą rozmawialiśmy.
— Cześć, przepraszam, że tak szybko odszedłem, ale niestety pęcherz dawał się we znaki.
— Rozumiem, dzięki że usiadłeś ze mną na chemii. Chciałbyś siedzieć ze mną na historii? Mogę ci wytłumaczyć parę dat i nie tylko. Widzę, że nie bardzo się przygotowałeś do odpowiedzi.
— Co? Ee, właściwie to nie miałem jak.
— Spokojnie, Brown co rok daje te same pytania, a im lepiej na nie odpowiesz nie będziesz musiał chodzić na historię, nie jest to w naszej klasie obowiązkowe.
— Dzięki.
— Ja osobiście chodzę na historię rozszerzoną, chcę zdawać egzaminy z HIS.
— Masz również Społeczeństwo?
— Tak, jest bardzo łatwe.
— Twoje perfumy… — nie mogłem dłużej się powstrzymać, coraz bardziej pragnąłem jej krwi.
— Co z nimi nie tak?
— Pachną wiśnią… — skłamałem, że jestem ciekawy aby niczego nie zauważyła.
— Emm, to róża.
— Przepraszam, nie znam się na damskich perfumach.
— Nic nie szkodzi, twoje też pachną całkiem nieźle.
— Dziękuję. — w tym momencie podszedł Iwan chowając komórkę do kieszeni.
— Dzwoniła chrzestna, nie za bardzo to lubię. O, hej Bela, widzę że się już poznaliście.
— Hej, Iwan, też się cieszę, pójdę już. Muszę powtórzyć temat na historię.
— Czekaj, miałaś mnie przygotować. Nie chcę chodzić na historię.
— Oj daj spokój, znając go zapyta cię za miesiąc kiedy się zorientuję, że jesteś nowy.
Akurat to szło mi na rękę, bo nic nie wiedziałem. Jak na pierwszy dzień w nowej szkole było nie za fajnie. Z każdego przedmiotu, albo odpowiedzi, albo kartkówki, na które nic nie umiałem. Modliłem się, aby ten dzień już się skończył. Całe szczęście była to ostatnia lekcja. Profesor historii nie zauważył, że jestem nowy i na szczęście uszło mi to sucho. Isabel jak zwykle zgłosiła się do odpowiedzi i dostała najlepszą ocenę. Kilka dziewczyn z ławki przed nami szeptało coś na tyle głośno, że mogłem je usłyszeć.
— No nie mogę, znowu najlepiej. Mogłaby wziąć się za jakieś zabawy, a nie ciągle nauka.
— Też mnie to denerwuje. Nie da nawet spisać zadania.
— Nie wiem co w niej widzi ten cały Karl.
— Cisza dziewczyny, chyba że chcecie uwagę! — ryknął Brown.
— Przepraszamy, już będziemy cicho.
Isabel wróciła do ławki odprowadzona wzrokiem dziewczyn z pierwszej ławki. Miała bardziej czerwone policzki niż zawsze i chyba była zła. Muszę się nauczyć jej nastrojów z policzków. Wyglądała słodko w takich bordowych polikach. Nie odzywała się do mnie.
— Hej Isabel, chcesz może gdzieś iść po szkole? Ja stawiam.
— A gdzie mnie zapraszasz? — zapytała beznamiętnym tonem głosu.
— Możemy pójść tam gdzie lubisz.
— No dobra. Ale to ja wybieram miejsce i bez żadnego ale. Rozumiemy się?
— Pewnie.- na jej buzi pojawił się uśmiech a policzki lekko zbledły.
Po lekcji Isabel została w klasie i poczekała na mnie, aż wyjdę z klasy, ponieważ profesor zorientował się że jestem nowy i musiał mnie przepytać. Jak na słabego z historii ucznia bez ambicji dostałem całkiem dobrą ocenę. Kiedy wyszedłem z gabinetu Bela rzuciła.
— Pójdziemy może najpierw do mnie do domu zostawię plecak.
— Dobrze, powiedziałem, że zrobimy tak jak chcesz.
Poszliśmy do jej domu, kazała mi poczekać u siebie w salonie, jako iż była jej mama, zaproponowała mi coś ciepłego do picia.
— Dziękuję bardzo, Pani…
— Rose.- uśmiechnęła się.
— Ale może być tylko woda.
— Z kranu z butelki?
— Wszystko jedno.
— Dobrze, poczekaj tu kochany.
W tym momencie ze swojego pokoju wyszła Isabel. Ubrała się w ładną pastelową miętową sukienkę, w kroju z lat 80- kawiarenkę- płaskie buty, umalowała się lekko oraz spięła włosy w kok, a pojedyncze kosmyki wypadały jej na twarz. Lekko się uśmiechała. Akurat dostałem szklankę z wodą. Wypiłem ją pomału i mogliśmy ruszać.
— Oj Bela, pierwszy dzień, a ty już na randkę?
— No tak mamo wyszło.
Bela znowu pachniała mocnymi perfumami chociaż nie lała ich na siebie całej buteleczki cieczy. Mój wyostrzony zmysł węchu wyłapywał zapach dwa razy silniej. Znów nie mogłem się powstrzymać.
Dotarliśmy do ogródka biesiadnego jednej z kawiarni w mieście, kilka razy przebywałem tu z rodzicami, ale tylko żeby porozmawiać. Nic nie planowałem sobie zamawiać. To chyba normalne- wampiry nie jedzą ludzkiego pokarmu. Dalej nie mogłem pohamować głodu i żądzy krwi Beli. Usiedliśmy przy ładnie ozdobionym białym stoliku, wokoło było dużo kwiatów lawendy i wiśni powpychanych w donice. Poprosiłem, aby powiedziała mi co chce sobie zamówić, a ja za chwilę pójdę.
— Wiesz, poproszę o kawę z bryłkami lodu.
— Dobrze.
Wstałem od stołu i powędrowałem do pomieszczenia, gdzie było znacznie gwarniej niż na dworze, a przy ladzie stało z pięć osób przede mną. Czy dzisiaj jest jakieś święto, że tak długo to wszystko idzie? Kiedy przyszła moja kolej kelnerka spoglądała na mnie spod swoich długich rzęs jakby wertowała mój umysł.
— Widzę, że jesteś jednym z nas?
— W czym sens?
— Victoria też cię tu zesłała?
— Nie wiem o czym mówisz, chciałbym zamówić kawę z kawałkami lodu.
Nie mam pojęcia skąd wie o Victorii. Może rzeczywiście, nie powinienem tu dłużej przychodzić, ale robię to dla Bel, wiem że mi się podoba. Podoba mi się bardzo cholernie. Podszedłem do drzwi, a mój znak na nadgarstku zapiekł mnie tak mocno, że w głowie miałem białe światła.
— Vica nie teraz, nie mogę.- powiedziałem cicho, kiedy wyszedłem z lokalu.
— Nie? Znajdź dziewczynę, wiem że chcesz jej krwi.
— Nie mogę.- powiedziałem głośno, nie zauważyłem, że podszedłem do Bel.
— Źle się czujesz Karl?
— Co? E, nie wszystko w porządku.- powiedziałem otrząsając się jakby z transu.
— Coś się z tobą stało. Widziałam. Możesz mi powiedzieć? — powiedziała z troską
— Tak, właśnie po to cię tutaj zaprosiłem. Muszę ci wyjaśnić.
— Słucham. — widziałem jak zbledła i zaczęła się denerwować.
Zacząłem opowiadać wszystko od samego początku. Od moich narodzin do teraz. Czasem musiałem przerwać, bo wydawało mi się, że chce o coś zapytać, ale kiedy pozwoliła mi mówić dalej odetchnąłem z ulgą. Za każdym razem.
— A więc, jesteś tak jak Edward ze Zmierzchu?
— Jak widać, jednak wampiry istnieją.
— O Jezu, ale ty i tak jesteś przystojniejszy.
— No a jak, ale tak serio. Nie mogę pohamować się, aby cię nie ugryźć.
— To moje perfumy? Przepraszam, nie będę się więcej psikać.
— Nic nie szkodzi, po prostu mam wyostrzony zmysł węchu i trochę mnie to drażni, ale psikaj się ile chcesz.
Uśmiechnęła się do mnie i zaczęła opowiadać swoją historię życiową. Słuchało się tego z wielkim zainteresowaniem. Miała ciężkie dzieciństwo, ale wszystko wyprostowało się wraz z jej zamieszkaniem z rodziną zastępczą. Mimo to, że jest normalnym człowiekiem miała ciężej niż ja- kiedy jestem wampirem.
— Jejku, przykro mi.- nawet nie zauważyłem kiedy przysunęła się do mnie, w ułamku sekundy przytuliła się do mnie, a zapach jej perfum nie działał na mnie tak jak ciepło jej skóry. Poczułem lekkie kropelki łez na swojej koszulce. Objąłem ją mocniej, ale tak żeby jej nie udusić i pozwoliłem się wypłakać. Wkoło ludzie patrzyli się na nas jak na wariatów, nie mogłem nic poradzić, poszedłem zapłacić za kawę Beli i poszliśmy na długi spacer, gdzie mogliśmy lepiej się poznać.
— Karl, co się stało z twoją ręką?
— A nic takiego, kiedyś nadziałem się na drut kolczasty. Byłem mały nie pamiętam tego dokładnie.- na moim nadgarstku widniała delikatna blizna.
— Ojejku, normalny człowiek by tego nie przeżył. Tam jest tętnica.
— Może tak, ale widzisz, ja nie jestem normalny. Jestem maszyną do zabijania. Twoje towarzystwo mnie rozprasza na każdy możliwy sposób czuję coraz większą chęć na twoją krew, ale powstrzymuję się.
— Nie boję się. Kiedyś zastanawiałam się jak to jest umrzeć młodo.
— Ale i tak tego nie mogę zrobić, przynajmniej nie teraz.
— Oj Karl.- przytuliła mnie mocno.
— No co.- uśmiechnąłem się wysuwając kły na wierzch.
Bela zobaczyła jaki blask od nich bije i nie odwracając wzroku trochę się zlękła. Po chwili było wszystko OK. Rozwarła usta jakby chciała coś powiedzieć, ale nic nie mówiła. Tuliła mnie mocno. Jej zapach drapał mnie w nosie i w pewnym momencie chciałem powiedzieć jej żeby mnie puściła, ale ciepło jej ciała było zbyt piękne, żeby przestać rozkoszować się tą chwilą.
Iwan usiadł koło mnie na historii. Chciał dowiedzieć się o mojej randce z Isabel. Nie wiedziałem co mam mu opowiedzieć- to czy się rozkleiła w moich ramionach czy to, że opowiedziałem jej o sobie. Z końca klasy słyszałem chichoty Bel i jej koleżanek, prawdopodobnie rozmawiała z nimi o naszym spotkaniu.
— Hej Karl- syknął Iwan kiedy zapatrzyłem się na Isabel- Karl.
— No co? — rozcierałem obolałe żebro po tym jak kolega wbił mi w nie palce.
— Brown cię wyczytał do odpowiedzi.
— Cholera, kolejna jedynka.
Wstałem i podszedłem do biurka profesora wraz z niestarannie prowadzonym zeszytem. Choć miałem dosyć ładne pismo jak na płeć męską, nigdy nie zaznaczałem jakoś odrębnie tematu i dat. Wszystko się zlewało w jedność. Bel zaczęła chichotać z koleżankami, a ja posłałem im niewinny uśmiech i wszystkie zrobiły się czerwone jak buraki.
— Dobrze Karl, zatem oczekuję odpowiedzi na jedno z najprostszych pytań. Kiedy toczyła się wojna secesyjna i czym ona tak właściwie była?
— Ee, nie wiem.
— Drugie jakże banalne pytanie, atak na Pearl Harbor, kiedy do niego doszło?
— Chyba coś koło 1941 roku, ale nie jestem przekonany.
— Siadaj.
Odszedłem do swojej ławki zdołowany. Kolejna jedynka w tak krótkim czasie. Nie wierzyłem w to, że kiedyś nauczę się historii. Na ławce znalazłem kopertę zaadresowaną na swoje nazwisko. Postanowiłem otworzyć ją na przerwie. Kiedy wyszedłem z klasy skierowałem się do biblioteki gdzie zawsze jest spokój i mogłem samotnie posiedzieć w jednym z kątów jak najdalej od bibliotekarki. Rozdzierając kopertę moje myśli wertowały od kogo może ona być. Zobaczyłem w środku malutkie zaproszenie. Na jego okładce była ukazana para tańcząca walca. Otworzyłem. Widniało zaproszenie na bal od Beli. Poczerwieniałem tak, że nawet starsza pani Anders zauważyła mój humor i podeszła.
— A co ty taki zadowolony chłopcze?
— A, dostałem zaproszenie na bal, pani Anders. Tak właściwie, miałaby pani jakąś książkę?
— A jaka cię dokładnie interesuje?
— Jaką pani poleca?
Zaczęła wędrować pomiędzy regałami zasypanymi książkami, aż w końcu przyniosła dwie najgrubsze jakie kiedykolwiek widziałem.
— Ciekawa lektura to taka, od której nawet nie śni się oderwać wzroku. Kochany, przeczytałam w swoim życiu tyle książek, że nie pojmiesz. Wybierz sobie jedną z tych i możesz dobrać kilka części.
— Wezmę te dwie. Jutro wypożyczę kilka innych.
— Karl… Karl? Nigdy nie pamiętam twojego nazwiska. Przypomnij słońce jeśli możesz.
— Karl Ames.
— To twoje. Miłej lektury.
Tylko skinąłem na pożegnanie i zacząłem upychać książki do plecaka, ledwo mógł się zapiąć. W drodze do wyjścia złapała mnie Isabel i zaproponowała, że przejdziemy się razem. Akurat, było po drodze. Pół drogi prawie się nie odzywała, ale kiedy wyszliśmy poza teren szkoły od razu się odezwała.
— Denerwuje mnie Aleks.
— Który to?
— Ma numer ósmy w naszym spisie uczniów.- odrzekła.
— Aleks, a co on robi?
— Męczy mnie od samego początku roku. To staje się nie do wytrzymania, a czasami nawet myślę, że on robi to specjalnie.- odrzekła niecierpliwym tonem.
— Bela, a może on się w tobie zakochał. Nie wie jak ci to pokazać, powiedzieć. Victoria kiedyś tak robiła ze mną. Tylko że ona wycinała mi w skórze różne ślady. Tortury.
— Oj Karl. On wie, że nigdy go nie pokocham, ale ty nie musisz się martwić. Może kiedyś.- zaśmiała się słodkim głosem i szeroko się uśmiechnęła.
— Co masz na myśli?
— Nic ciekawego.
Miała śliczny uśmiech. Widać, że nosiła aparat ortodontyczny i zadbała o wygląd, bo miała bardzo proste zęby, a na twarzy w niektórych miejscach przejawiała się blizna po trądziku.
— A wracając do balu, chcę ci powiedzieć, że pójdę z tobą.
— To miłe z twojej strony, nikt nigdy nie chciał ze mną iść na bal.
— Ja też z nikim nigdy nie poszedłem, a teraz mam okazję.
Blizna na nadgarstku zapiekła mnie coraz bardziej. W myślach słyszałem tylko głos Victorii, nic do mnie nie docierało ze świata zewnętrznego. Isabel już wiedziała, że kiedy trzymam nadgarstek i nic do niej nie mówię musi po prostu poczekać.
— Nie tak masz to zrobić! — krzyczała mi w myślach- Zabij ją, no już. Umiesz to zrobić.
— Victoria, nie zrobię jej tego! — odpowiadałem wszystko w myślach- chyba ją kocham.
— Nie żartuj sobie, no już!
Wtedy połączenie się zerwało i mogłem wrócić na spokojnie do Beli. O nic nie pytała, nie chciała chyba wiedzieć. Wytłumaczyła mi, że woli nie mieszać się w cudze sprawy. Bynajmniej nie teraz.
— Karl. Chciałabym ci coś powiedzieć.- w tym momencie zadzwoniła jej komórka.
Dzwoniła pani Rose, ponieważ nie wróciliśmy na umówiony czas tylko rozmawialiśmy jeszcze pół godziny. Nie zauważyłem jak szybko to zleciało. Na pożegnanie Isabel pocałowała mnie w policzek i pobiegła alejką parkową w stronę swojego domu. Podbiegłem do niej w błyskawicznym tempie i zaproponowałem jej podwózkę do domu. Weszła mi na barana i nie minęło dwie minuty byliśmy pod jej blokiem.
— Dziękuję, czy chcesz zostać moim szoferem, brunecie?
— Hmm, a co za to będę miał, blondynko?
Bela była piękną zielonooką blondynką, nie liczyła więcej niż metr sześćdziesiąt wzrostu, co przy mnie dawało krasnoludka. Kiedy odeszła czekałem jeszcze chwile, odwróciła się i mi pomachała. Odwzajemniłem to uśmiechem i udałem się do swojego mieszkania.
2
Chodź gwiazdy rano znikają,
Codziennie rano widzę je w twoich oczach.
Kiedy odwracasz ode mnie swój wzrok
Zapada zmrok, nie myślę. Śpię.
Rano jak się spodziewałem świeciło słońce, więc nie było szans, abym wyszedł z domu choć na minutę. Moje ciało wystawione na pokaz. Jakby milion spiłowanych brylantów było przyczepione do mojego ciała. Co by pomyślała o tym Bel. Byłaby pewnie zachwycona. Nic nie mogę na to poradzić, kiedy odebrałem telefon od niej z życzeniami urodzinowymi, zdziwiłem się jak nigdy. Chodzimy od dwóch dni do szkoły, a ona już zna datę moich urodzin. No ale cóż, było mi miło z tego powodu.
— Halo Karl?
— A kto by inny? Co się stało, że dzwonisz o tak wczesnej godzinie, jest czwarta rano.- mruknąłem wyrwany z połowy lektury, którą wczoraj wypożyczyłem.
— Bo wiesz, Karl. Tak jakby są twoje urodziny, więc nie mogłam dłużej czekać, a wiem że nie będzie cie w szkole więc wszystkiego najlepszego. — powiedziała bardzo energicznie.
— Dziękuję ci Bel, ale idź spać bo chciałem, żebyś po lekcjach może wpadła do mnie. Mogłabyś pouczyć mnie na test z historii?
— Pewnie, powiem tylko mamie rano, że do domu wrócę później niż zwykle.
— Powiem mamie, żeby ugotowała coś ludzkiego.- zaśmiałem się jakby to był żart stulecia.
— Nie musisz. Przyniosę ze sobą kebaba.
— A co to takiego?
— Zobaczysz.- rozłączyła się tak szybko że nie zdążyłem odpowiedzieć.
Kolejny dzień słońca i siedzenia w domu pogrążony w całkiem ciekawej lekturze. Pani Anders miała rację polecając właśnie te książki. Czytałem jedną całą noc i kiedy dłużej nie mogłem położyłem się- nie spałem. Myślami byłem u Isabel, ale znowu ból przeszywający mój nadgarstek przypomniał o Victorii, po czym zjawiła się w moim pokoju.
Białowłosa wysoka już kobieta pojawiła się niezwykle szybko i rzuciła się do mnie, nie wiedziałem o co chodzi.
— Sama to zrobię?
— Co? Powiedz mi co masz zamiar zrobić.
— Powiedz mi gdzie ona jest!
— Kto?
— Ta cała Isabel.- syknęła ze złości.
— Nie mam pojęcia. Wyjechała dzisiaj w nocy gdzieś na wakacje.
— Znajdę ją.- zniknęła z jednym pstryknięciem palców.
Musiałem skłamać. Natychmiast zbiegłem na dół, chwyciłem swoje adidasy. Wybiegłem z domu. Kiedy dotarłem pod blok Isabel, nie było jeszcze słońca więc było mi to na rękę. Powiedziała mi, że zawsze w upalne dni zostawia otwarte okno na oścież więc mogłem wejść oknem. Kiedy znalazłem się w jej pokoju szczelnie zamknąłem okno i usiadłem na krześle od biurka. Obserwowałem ją jak śpi. W pewnym momencie głośno kaszlnąłem, ale nawet to jej nie zbudziło. Zauważyłem, że nad jej łóżkiem widnieje nasze wspólne zdjęcie z wyjścia do baru i podpisane,, Jedyny przyjaciel na zawsze”. Zrobiło mi się jej szkoda, bo beze mnie nie miała nikogo, tylko rodziców. Kiedy podchodziłem do tego zdjęcia otworzyła oczy tak nagle i rzuciła mi się na szyję zapłakana w mgnieniu oka. Objąłem ją i nie pytałem o nic.
— Karl, nie mogę iść bez ciebie do szkoły. Nie mam tam nikogo.
— Iwan? Nie zadajesz się z nim?
— Przestań, Iwan to mój kuzyn.
— Nie wiedziałem.- rzuciłem kiedy już mnie puściła, a ja odszedłem oglądać kolekcję jej figurek na komodzie. — Swoją drogą, całkiem fajne te figurki.
— Dzięki, sama robię. Te przedstawiają moją rodzinę, a twoją oficjalnie robię.
— Super, własny pomnik. A gdzie jest.- zachwyciłem się.
— Zobaczysz jak będzie już gotowa.- odpowiedziała z siebie dumna.
Obszedłem jej łóżko i usiadłem koło niej. Wtuliła się w moje ramiona. Nie miałem nic przeciwko temu. Uważałem, że jestem odpowiedzialny za jej obronę i nie tylko. Jak miało się później okazać. Muszę zapewnić jej bezpieczeństwo jak starszy brat.
Maja- niebieskooka brunetka z mojej klasy planowała przyjść po Bele, aby razem wyjść do szkoły. Gdy Isabel weszła do pokoju ubrana w fioletowo białą sukienkę w przedpokoju rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. Przed wyjściem z pokoju poprosiła mnie abym schował się gdzieś, tak aby Maja nie wiedziała że od piątej nad ranem stróżuję Isabel. Usłyszałem kroki dziewczyn i wstrzymałem powietrze. Kiedy weszły do pokoju brunetka zaczęła rozmawiać na mój temat.
— Kochasz go?
— Nie wiem.- odparła Bela.
— Przemyśl to.- rzuciła.- on może być niebezpieczny.
— Zwariowałaś? — odrzuciła.
— Skąd. To tylko zwykłe przypuszczenia.
— Maja, nie znasz go. Już wyrobiłaś sobie o nim zdanie? Koleguj się dalej z Mattem i jego bandą, a na pewno poznasz go od tej fajnej strony, powodzenia.- rzuciła w mojej obronie.
— Jak chcesz. Wychodzę.