Droga czytelniczko, Drogi czytelniku
Z głębi serca kieruję te słowa do Was — Opiekunów, którzy każdego dnia niosą światło tym, którzy tego najbardziej potrzebują. Wasza praca, choć często cicha i niedostrzegana, jest filarem godności, bezpieczeństwa i nadziei dla drugiego człowieka. To Wy jesteście obecnością, która koi, dłońmi, które wspierają, sercem, które rozumie — nawet wtedy, gdy brakuje słów. Życzę Wam wytrwałości, która nie gaśnie mimo zmęczenia. Siły, która płynie nie tylko z ciała, ale i z ducha. Odwagi, by sięgać po pomoc, gdy jest potrzebna — bo troska o siebie jest częścią troski o innych. Życzę Wam także spokoju — tego wewnętrznego, który koi umysł i pozwala odnaleźć równowagę w trudnych chwilach. Niech nie opuszcza Was poczucie sensu — nawet wtedy, gdy codzienność bywa wymagająca. Niech wdzięczność za małe rzeczy towarzyszy Wam każdego dnia, przypominając, że to właśnie w tych drobnych gestach, spojrzeniach, uśmiechach — mieści się cała głębia i piękno człowieczeństwa.
Jesteście niezastąpieni.
Wstęp
Opieka nad osobami starszymi i schorowanymi to temat niezwykle ważny i bliski wielu z nas. Często zastanawiamy się, jak lepiej funkcjonować w pracy opiekuńczej, co możemy zrobić, aby skuteczniej wspierać podopiecznych oraz jak zwiększyć jakość świadczonej opieki. Jednocześnie musimy mierzyć się z różnymi wyzwaniami i trudnościami, które mogą być dla nas — opiekunów — mniej lub bardziej obciążające. Dlatego tak istotne jest, abyśmy wzajemnie się wspierali i szukali sposobów na radzenie sobie z codziennymi obowiązkami, nie zapominając przy tym o własnym dobrostanie. Praca opiekuna to coś znacznie więcej niż tylko wykonywanie codziennych obowiązków. To zawód, który wymaga ogromnej empatii, cierpliwości oraz zaangażowania — zarówno emocjonalnego, jak i fizycznego. Opiekunowie często muszą stawiać czoła trudnym sytuacjom, reagować na zmienne potrzeby swoich podopiecznych, a przy tym zachować spokój, wyrozumiałość i profesjonalizm. To praca, która nie kończy się po ośmiu godzinach — bywa wyczerpująca psychicznie, ponieważ wiąże się z dużą odpowiedzialnością, ale również fizycznie, ze względu na konieczność pomocy osobom z ograniczoną sprawnością. Właśnie dlatego tak ważne jest, by doceniać rolę opiekuna i wspierać tych, którzy każdego dnia wkładają serce w to, by inni mogli godnie żyć i czuć się bezpiec
„Czy lubisz swoje życie?”, czyli pierwszy krok do odporności psychicznej
Zastanów się: jakie prezenty otrzymuje człowiek zaraz po urodzeniu, tuż po przywitaniu się z tym pięknym światem? Smoczek, pieluszki, ubranka, uśmiech mamy, czułość, miłość… Jednak jest coś, czego nie dostaje na początku swojej drogi. To coś, co będzie musiał dopiero wykształcić i zbudować — samodzielnie, będąc już dorosłym człowiekiem.
Profesor Zbigniew Królicki często zadawał swoim studentom jedno, pozornie proste pytanie: „Czy Ty lubisz swoje życie?” I choć pytanie wydaje się oczywiste, wielu z nas nie potrafi udzielić na nie jednoznacznej odpowiedzi. Próbujemy odpowiadać wymijająco, racjonalizować, omijać sedno. Może dlatego, że odpowiedź potrafi nas zaskoczyć. Ale właśnie w tej prostocie pytania tkwi jego siła. Bo najważniejsze jest to, aby odpowiedzieć sobie szczerze. Bez udawania. Czy naprawdę lubię swoje życie? Odpowiedź na to pytanie staje się jednocześnie najkrótszą definicją odporności psychicznej człowieka. Człowiek lubi swoje życie tak długo, jak długo potrafi radzić sobie z problemami.
Jeśli potrafisz stawić im czoła, szukać rozwiązań, prosić o pomoc — to znaczy, że masz w sobie zasoby odporności psychicznej. Ale kiedy nie radzimy sobie z wyzwaniami, nasz mózg zaczyna przejmować kontrolę. Wtedy łatwo wpaść w pułapki destrukcyjnych zachowań: nadmierne jedzenie, ucieczka w alkohol, agresję, wycofywanie się z relacji. Zaczynamy mówić: „Nie chcę”, „Nie umiem”, „Nie lubię”. A jeśli przestajemy lubić swoje życie i nie potrafimy w nim być — dochodzimy do najtragiczniejszych decyzji. Okrutnych nie tylko dla nas samych, ale także dla naszego otoczenia i najbliższych. Dlatego tak ważne jest, aby regularnie zadawać sobie to pytanie: „Czy lubię swoje życie? Czy lubię swoją pracę?” Jeśli nie — warto szukać przyczyny. Bo każdy problem ma rozwiązanie. Natura już dawno przewidziała mechanizmy przetrwania. Nie jesteśmy pierwsi, którzy się zmagają, i na pewno nie jesteśmy wyjątkowi w swoim cierpieniu. Zawsze istnieje jakaś furtka, przez którą można przejść — trzeba tylko ją znaleźć.
Nie byłoby nas, gdyby nie splot zdarzeń
Na początek chcę Ci pogratulować — Tobie i sobie. Bo nie byłoby nas tutaj, gdyby nie pewien niesamowity splot wydarzeń. Jesteśmy efektem tysięcy lat przetrwania, wyborów, przypadków i… szczęścia. Pomyśl tylko — nasi przodkowie nie spadli z drzewa, nie zostali pożarci przez dzikie zwierzęta, nie zginęli w młodym wieku. Przeżyli. Rozmnażali się. Przekazali swoje geny dalej — z pokolenia na pokolenie — aż do nas. (To oczywiście bardzo uproszczony obraz, ale wystarczający, by zrozumieć, jak nieprawdopodobne jest samo to, że istniejemy). Warto być za to wdzięcznym. Bo jesteśmy potomkami tych, którzy nie tylko przetrwali, ale też potrafili żyć razem, wspierać się, współdziałać. Przetrwali ci, którzy byli mądrzy, empatyczni, pomocni, potrafili współodczuwać i działać wspólnie z innymi. To dzięki ich życzliwości i mądrości dziś jesteśmy tu, gdzie jesteśmy. Za chwilę opowiem Ci więcej o tym, jak działać „ramię w ramię” z naturą i ludźmi — tak, by nasze życie było nie tylko możliwe, ale też dobre i pełne sensu. Bo skoro przetrwaliśmy tak wiele, to warto zrobić z tym coś wartościowego. To, co przez tysiące lat naprawdę dawało ludziom przewagę, to nie była tylko siła fizyczna, ostre zęby czy zdolność do wspinania się na drzewa. To, co sprawiło, że przetrwaliśmy jako gatunek, to nasza zdolność do współpracy. Do życia w grupie. Do bycia życzliwym.
Wbrew pozorom, życzliwość to nie jest miękka cecha. To potężne narzędzie ewolucyjne. Bo właśnie dzięki niej tworzyliśmy plemiona, społeczności, wioski. Dzięki niej matka mogła zostawić dziecko pod opieką innej kobiety, by pójść po wodę. Dzięki niej ranny mężczyzna nie zostawał w tyle — ktoś go niósł, ktoś go leczył. Dzięki niej dzieliliśmy się jedzeniem, chroniliśmy siebie nawzajem, przetrwaliśmy mroźne zimy i głód. Życzliwość była opłacalna — dla jednostki i dla grupy. Wspólne działanie zwiększało szanse na przeżycie. Ludzie, którzy byli bardziej współczujący, gotowi do pomocy i wzajemnego wsparcia, tworzyli silniejsze, trwalsze więzi. I to właśnie te więzi były kluczem do przetrwania. W naszych genach zapisane są nie tylko instynkty walki czy ucieczki — ale także potrzeba więzi, wspólnoty, relacji z drugim człowiekiem. Mózg człowieka nagradza nas hormonami szczęścia, gdy robimy coś dla innych — kiedy pomagamy, wspieramy, troszczymy się. To nie przypadek. To mechanizm, który przez wieki pomagał nam żyć i rozwijać się. A dziś? W czasach, gdy coraz częściej żyjemy obok siebie zamiast ze sobą, warto przypomnieć sobie, że życzliwość to nie tylko wartość moralna — to warunek przetrwania. Psychicznego, emocjonalnego, a czasem i fizycznego. Życzliwość nie jest słabością. Jest siłą, którą odziedziczyliśmy po tych, którzy dzięki niej przetrwali. To dar, który możemy — i powinniśmy — świadomie pielęgnować. Współczesny świat często stawia przed nami wyzwania, które mogą sprawiać, że czujemy się zagubieni, samotni czy przytłoczeni codziennymi obowiązkami. W takich momentach przypomnienie sobie o sile życzliwości może okazać się przełomowe. To właśnie ona nie tylko poprawia nasze relacje z innymi, ale ma również bezpośredni wpływ na nasze zdrowie psychiczne.
Badania naukowe pokazują, że osoby, które angażują się w czynności związane z pomocą innym, doświadczają mniejszych poziomów stresu i niepokoju. Kiedy pomagamy, nasz organizm uwalnia oksytocynę — hormon, który nie tylko wzmacnia więzi międzyludzkie, ale również zmniejsza poziom stresu, poprawiając samopoczucie i nastrój. To właśnie oksytocyna odpowiada za tzw. „efekt ciepła” — poczucie bezpieczeństwa, które odczuwamy, gdy wspieramy innych lub jesteśmy wspierani przez innych. Życzliwość ma również moc przeciwdziałania depresji. Wspólna praca na rzecz innych, aktywne słuchanie, czy po prostu bycie obok kogoś, kto tego potrzebuje, daje nam poczucie sensu i wartości. To proste gesty, jak uśmiech, pomoc w drobnych sprawach czy ofiarowanie swojego czasu, potrafią znacząco poprawić naszą samoocenę i poczucie przynależności do grupy. Człowiek, który czuje się doceniany i ważny, jest bardziej odporny na negatywne emocje i trudności życiowe. Kiedy mówimy o życzliwości, warto pamiętać o jej oddziaływaniu na nasze relacje interpersonalne. Osoby, które wykazują się empatią i chęcią pomocy, są postrzegane jako bardziej atrakcyjne, nie tylko w sensie fizycznym, ale przede wszystkim emocjonalnym. Troska o innych zbliża ludzi do siebie, tworzy silniejsze więzi, które z kolei sprzyjają budowaniu zaufania i poczucia wspólnoty. A jak wiadomo, silne relacje oparte na wzajemnym szacunku i życzliwości są fundamentem szczęśliwego życia.
Co ciekawe, życzliwość jest zaraźliwa. Kiedy my pokazujemy dobroć i troskę, inni w naturalny sposób zaczynają naśladować nasze zachowanie. To jak efekt kuli śnieżnej — małe gesty dobroci rozprzestrzeniają się, tworząc wokół nas pozytywną atmosferę. Przykład, który dajemy innym, ma moc zmieniania całych społeczności. Życzliwość, choć może wydawać się prostą i oczywistą cechą, jest w rzeczywistości jednym z najpotężniejszych narzędzi, które mamy w rękach. Pomaga nie tylko w budowaniu zdrowych, trwałych relacji, ale także wpływa na nasze zdrowie psychiczne i emocjonalne. W świecie pełnym wyzwań, gdzie życie bywa stresujące i pełne niepewności, życzliwość stanowi fundament naszej wewnętrznej siły — zarówno w relacjach z innymi, jak i w obliczu własnych problemów. Jeśli chcemy przetrwać i żyć pełnią życia, powinniśmy pielęgnować tę cechę, bo to ona, przekazywana przez pokolenia, wciąż jest naszą siłą napędową. I choć nie żyjemy już w pierwotnych warunkach, gdzie dosłownie zależało nam na przetrwaniu w grupie, to życzliwość wciąż jest fundamentem naszej zdolności do budowania szczęśliwego, spełnionego życia.
Mózg — naszym wrogiem czy przyjacielem?
Mózg, nasz najważniejszy organ, który kieruje wszystkim, co robimy, od najmniejszych gestów po najważniejsze decyzje, wcale nie służył nam początkowo do myślenia. Jego pierwotnym zadaniem, zgodnie z biologią, było przede wszystkim przeżycie. Przekazano nam konkretne wytyczne, jak ten narząd powinien funkcjonować, aby zapewnić nam maksymalne szanse na przetrwanie. Jednym z takich mechanizmów jest negatywna inklinacja (Negative Bias) — wrodzona tendencja ludzkiego umysłu do skupiania się na zagrożeniach i problemach. Z biologicznego punktu widzenia jest to mechanizm ochronny, który pozwalał naszym przodkom unikać niebezpieczeństw w otoczeniu. Działał on na zasadzie wyostrzania zmysłów i reakcji na wszelkie bodźce, które mogłyby stanowić zagrożenie. Uczucie strachu, lęku, napięcia — to wszystko miało za zadanie zareagować na możliwe niebezpieczeństwo, nawet jeśli nie zawsze były one realne. Dziś, w pracy opiekuna, ten mechanizm negatywnej inklinacji również ma swoje miejsce, choć w inny sposób. Każdy z nas, pracując z osobami starszymi, stara się wyczuwać potencjalne zagrożenia — zarówno te fizyczne, jak i emocjonalne. Eliminuje się je automatycznie, nieustannie mając na uwadze bezpieczeństwo podopiecznych. Jednak w kontekście naszej codziennej pracy z seniorami, nie możemy pozwolić, by ten naturalny mechanizm mózgu ograniczał naszą zdolność do pozytywnego myślenia i dawania nadziei. Mózg, który skupia się wyłącznie na zagrożeniach, może nie dostrzegać tych momentów, które niosą ze sobą pozytywne zmiany i poprawę.
Początek naszej przygody z myśleniem, jak i sam proces myślenia, rozpoczął się w czasach prehistorii. Gdy nasi przodkowie zaczęli używać narzędzi, takich jak ostrzone kamienie, aktywowała się część mózgu odpowiedzialna za bardziej złożone myślenie, kora przedczołowa, która umożliwiła analizowanie sytuacji i podejmowanie decyzji. Od tego czasu nasz mózg zaczął się rozwijać, ale wciąż funkcjonuje w dużej mierze w sposób zaprogramowany przez przeszłość — skupia się na zagrożeniach i zagrażających sytuacjach. Jak działa myślenie? Z każdym impulsem, z każdą myślą, nasz mózg zmienia środowisko chemiczne wzdłuż neuronów. Każda myśl to zmiana w naszym ciele. Dlatego możemy zauważyć, że jeśli przyjmiemy pozytywne nastawienie, wyprostujemy plecy i spojrzymy na świat z innej perspektywy, czujemy się lepiej. Tak samo, gdy mamy dobry dzień, czujemy się pewni siebie, jak po wizycie u fryzjera czy założeniu eleganckiego ubrania. Nasz umysł i ciało są nierozerwalnie związane — to, co myślimy, ma wpływ na to, jak się czujemy.