Nieskończony kryminał

Bezpłatny fragment - Nieskończony kryminał


Kryminał
Polski
Objętość:
102 str.
ISBN:
978-83-8104-403-5

Tą książkę dedykuję przede wszystkim

mojej siostrze Karolinie, znalezionej po wielu latach rozłąki,

K.j.W., dzięki któremu odzyskałam wiarę w życie, i który pokazał mi jasne strony życia,

Kasi, która pomimo moich lęków i zaprzeczeń wyciąga mnie na przerwy i nieświadomie zwalcza moją FS,

mojej trenerce klubu OKS, Natali, która na treningach nauczyła mnie nie tylko walki, ale również opanowania i cierpliwości,

oraz moim rodzicom, którzy zaopiekowali się mną,

Prolog

Dzisiaj była trzecia rocznica pobytu Edwarda w ośrodku i szósta jego kumpla. Oboje postanowili uciec z tego „więzienia”. Jako że Edward był znacznie inteligentniejszy od Marka, który posiadał niespożytą siłę, to właśnie on miał zająć się planem ucieczki, natomiast jego kolega jego realizacją.

— Wiesz Ed… Tak sobie myślę… Co my zrobimy po tej ucieczce? Przecież na pewno od razu zorientują się, że zniknęło dwóch więźniów…

— Śmieszy jesteś! — roześmiał się ten pierwszy z pogardą.- Właśnie z tego powodu to ja zajmuję się planem, nie na odwrót.

— No ok, ale jak zamierzasz zniknąć „niezauważalnie”? — spytał Marek, kładąc na ostatnie słowo szczególny nacisk.

— Ek, Koza, jakiś ty niekumaty- powiedział z irytacją chłopak.- Zazwyczaj mało kto chodzi do kuchni, prawda? A to przecież nie jest zabronione, no nie? Ale ci nasi „opiekunowie” — to słowo wymówił z obrzydzeniem- nie przewidzieli jednego: pożaru. Jak wiesz, cała kuchnia jest z drewna, w kuchence jest gaz, a jakaś zabłąkana iskra może spaść akurat na jedną z ścian…





*** 2 Tygodnie później***


Był czwartkowy wieczór i Ewa, jak większość jej znajomych, do późna bawiła się na imprezie. Jednak wyszła stosunkowo wcześnie, bo gdy znalazła się na ciepłym, nocnym powietrzu, było ledwie po północy.

Nie cieszyła jej perspektywa nocnego marszu, ale wolała to, niż ściśnięty samochód z poupychanymi parami. W sumie nie miała specjalnie daleko- jakieś 2,5 km.

„No tak- pomyślała- do domu nie mam daleko, ale w tych szpilkach…” — westchnęła i chcąc nie chcąc ruszyła w drogę.

Gdy szła, w mijanym zaułku ujrzała dwójkę mężczyzn, na oko dwudziestoparoletnich, którzy dziwnie na nią spojrzeli- dziewczyna czym prędzej ich minęła.

W pewnym momencie usłyszała za sobą ciężkie kroki, co było o tyle dziwne, że przed chwilą nikogo za nią nie było; odwróciła się, ale nikogo nie zauważyła, więc nie przerwała marszu. Po chwili jednak znowu usłyszała kroki, jakby trochę bliżej- znów się obejrzała i znów nikogo nie spostrzegła.

Gdy ponownie usłyszała kroki, tym razem niepokojąco blisko, postanowiła się nimi nie przejmować i iść dalej- Uznała, że z powodu zbyt dużej ilości alkoholu ma omamy słuchowe.

Jednak ignorując po raz trzeci owe kroki popełniła tym samym największy błąd w swoim życiu, który był zarazem jej ostatnią pomyłką.

Do domu zostało jej mniej niż pół kilometra- jednak nigdy do niego nie dotarła…

Rozdział 1

— Gdzie jest ten przeklęty inspektor?! — pienił się aspirant sztabowy Biernacki- Miał być 10 minut temu!

— Spokojnie, Artur, przecież wiesz, że zawsze się spóźnia- próbował uspokoić go młodszy zarówno wiekiem jak i szczeblem straszy aspirant Michał Mindrewicz.-

Zaraz przyjdzie.

— Zaraz, zaraz… — przedrzeźniał go Artur- Ciągle tylko słyszę cholerne „zaraz”! Kurwicy można z nim dostać!

— Uspokój się, za chwilę na pewno będzie- mówił Michał.- Chodźmy obejrzeć to ciało, ok?

— Ok… — mruknął niechętnie Artur i ruszył za swoim kolegą, ciągle gniewnie pomrukując.

Dosłownie parę minut później na miejsce zajechał błyszczący, czarny motor; i to nie jakiś pierwszy lepszy- był to KAWASAKI VN 1500 Mean Streak, czyli towar z wyższej półki, jak to ocenił fachowym okiem Zdzisiek Marchew, który piastował stanowisko starszego sierżanta.

Ale jego uwagę od motoru odwróciła zsiadająca z niego kobieta, która szybkim i energicznym krokiem ruszyła w stronę ciała. Chłopak zorientował się dopiero wtedy, gdy blondwłosa piękność uniosła taśmę, oddzielająca ją od terenu, na którym popełniono zbrodnię.

— Chwileczkę, proszę pani! Tam nie wolno wchodzić! — zawołał za nią sierżant.

— Ja akurat posiadam taki przywilej, że mogę- odparła zimno kobieta.

— Niby jaki?

— Odznakę- powiedziała.- Jestem Christina Zinger, młodszy inspektor z wydziału do walki z Terrorem Kryminalnym i Zabójstw- to rzekłszy, wylegitymowała się.

— A czemu to zawdzięczamy pani obecność?

— Jestem w zastępstwie za inspektora Albrechta.

— Ach, tak… To zupełnie co innego… — jąkał się sierżant.- Proszę wchodzić…

Nie czekała nawet, aż ten „żółtodziób”, jak go w myślach nazwała, skończy gadać, tylko od razu przeszła pod taśmą i ruszyła w stronę zwłok. Niestety, nawet nowiutkie trapery nie uchroniły jej od wszechobecnego błota, przez co zmuszona była zwolnić kroku. Jako że jej buty do najtańszych nie należały, zabrudzenie ich „nieco” ją zdenerwowało. Po chwili jednak dobrnęła do miejsca, w którym były trzy osoby- dwóch mężczyzn i babka.

— Witam, jestem Christina Zinger, młodszy inspektor z wydziału do walki z Terrorem Kryminalnym i Zabójstw. Państwo to…? — spytała beznamiętnie.

— Aspirant sztabowy Artur Biernacki, starszy aspirant Michał Mindrewicz i nadkomisarz Monika Kowalik- przedstawił ich ten pierwszy, kolejno wskazując na wymieniane osoby.- W czym możemy pomóc?

— Wy mi w niczym, to ja mam pomóc wam- powiedziała, posyłając im pobłażliwy uśmiech.

— A to niby czemu? — spytała niezbyt miłym tonem Monika.

— Z tego względu, że zastępuję inspektora Albrechta. Jasne?

— No…

— Świetnie. To co dzisiaj mamy?

— To może ja zacznę- powiedział patolog, który właśnie do nich dołączył.- Ofiara to około dwudziestodwu- dwudziestopięcioletnia dziewczyna, nie miała przy sobie żadnych dokumentów. Denatka była wielokrotnie podduszana, na co wskazują zasinienia wokół szyi. Ale to nie wszystko; pozbawiono jej prawej ręki i prawie wszystkich palców z lewej; zostawiono jej tylko palec serdeczny. Odcięto jej również lewą stopę i pozbawiono obu gałek ocznych. Język został prawdopodobnie wykręcony. Podejrzewam, że wszystkie obrażenia zostały zadane jej, gdy jeszcze żyła. Zgon nastąpił około dwóch godzin temu. Więcej powiem po sekcji- jej wyniki będą gotowe na za dwa, trzy dni.

— Dziękuję, może pan odejść.

— Ah, jeszcze jedno- rany zostały zadane specjalistycznym narzędziem chirurgicznym

— Dziękuję.

— Aspirancie Biernacki?

— Tak?

— Kto i o której godzinie znalazł ciało?

— Patrolujący teren policjant, jakieś pół godziny temu.

— Czy zwłoki zostały naruszone?

— Nie, poza tym, że policjant sprawdził tętno.

— Jakie czynności podjęliście?

— Zabezpieczyliśmy teren w promieniu pół kilometra od tego miejsca. Pobraliśmy tez próbki krwi do analizy. Nasi technicy dokładnie badają teren.

— To wszystko? — spytała niezadowolona inspektor.

— Oczywiście. Co niby jeszcze trzeba zrobić? — obruszył się Artur.

— A czy ktoś w ogóle pomyślał o ewentualnym znalezieniu i sprawdzeniu monitoringu? Albo zablokowaniu dróg wylotowych z miasta? — spytała lodowatym tonem.- Zgon nastąpił najwyżej dwie godziny temu, więc zabójca najprawdopodobniej nie zdążył opuścić miasta. Możliwe, że nadal ukrywa się gdzieś w pobliżu, a ty mi mówisz „oczywiście”? ! Proszę się tym niezwłocznie zająć!

— Tak jest- odpowiedział upokorzony Artur takim tonem, jakby chciał ją udusić. Ona albo tego nie dosłyszała, albo udała, że tego nie dostrzegła.

— Aha, i jeszcze jedno- rzuciła na odchodnym.- Proszę powiadomić resztę zespołu, że za półtorej godziny oczekuję wszystkich w auli. Liczę, że frekwencja będzie stuprocentowa. Żegnam pana.

Każdy był tak zaabsorbowany swoimi sprawami, że nikt nawet nie zauważył postaci ukrytej za kominem na dachu, obserwującej dokładnie ich poczynania…



***


— Naiwniacy… Myślą, że są ważni, że nie potrafię ich przechytrzyć, że są górą… Ja im pokażę… Zobaczymy, kto tu jest sprytniejszy… — złorzeczył cicho mężczyzna, po czym odwrócił się i zeskoczył z dachu.

Rozdział 2

Wszyscy zajęli swoje miejsca i z niecierpliwością czekali na nową szefową. Poznali już na jej temat opinię od trzech swoich kolegów. Niezbyt spodobało im się to, co usłyszeli. Ich spekulacje przerwało wejście do auli pięknej, najwyżej trzydziestoletniej kobiety. Była niesamowicie piękna; miała blond włosy, sięgające jej do połowy pleców i hipnotyzujące, zielone oczy. Jej cała postać emanowała pewnością siebie- wszyscy domyślili się, że to właśnie owa Christina.

Dziewczyna szybkim, pewnym krokiem podeszła do biurka i za nim usiadła, i powiedziała:

— Witam cały wasz zespół. Zapewne wszyscy wiedza kim jestem, ale dla jasności przedstawię się, żeby nikt nie miał wątpliwości- nazywam się Christina Zinger z wydziału do walki z Terrorem Kryminalnym i Zabójstw. W tym roku objęłam stanowisko młodszego inspektora. Jak zapewne wiecie…

— Młodszy inspektor w tak młodym wieku? — wtrącił się ktoś- Przecież to nie możliwe!

— Co tam nie możliwe- wtrącił się inny.- Przecież każdy wie, że kobiety mają swoje… „sposoby”, by zdobyć to, czego chcą- mówiąc to, obleśnie się uśmiechał.

— Cisza! — krzyknęła Christina- To niedopuszczalne, by w ten sposób mówiono o osobie, która jest wyższa szczeblem od was, zwłaszcza od ciebie sierżancie Gryżak. Jesteście zawieszeni w czynnościach służbowych na czas nieokreślony- zakończyła ze złośliwym uśmiechem, ignorując jego gniewne pomruki i spojrzenia.

— Jak już mówiłam, jestem w zastępstwie za inspektora Albrechta. Jego nieobecność wynika z przymusowego pobytu w szpitalu; podczas jego nieobecności ja będę wami dowodzić. Jeśli komuś się coś nie podoba, drzwi są otwarte. Ale jeśli wyjdziecie, od razu możecie zacząć się pakować. Jasne?

— Tak… Jasne… — rozległy się pomruki z całego pomieszczenia.

— Doskonale. Jakieś pytania? — czekała cierpliwie, ale na sali panowała cisza, jak makiem zasiał- W takim razie możecie się rozejść.

Gdy wyszli z zebrania, wszyscy zebrali się w małe grupki, by wyrobić sobie zdanie o nowej szefowej.

— I co o niej sądzicie- spytała starsza sierżant Ines.

— Cóż… Seksowna laska… — powiedział z rozmarzeniem Krzysiek- Ma piękne, zielone oczy, nie jest ani za gruba, nie za chuda- w sam raz… A jej nogi? Takie smukłe, wysokie…

— Dobra, dobra, skończ już! — śmiała się Ines- Chłopakom, jak zwykle, tylko jedno w głowach…!

— Oj, Ines, daj mu spokój- wtrąca się jej przyjaciółka, Natalia- Pytałaś o opinię na jej temat- Krzysiek jest szczery, i tyle!

— Jasne, jasne.- mówi z uśmiechem- A ty co o niej sądzisz?

— Hmm… Myślę, że jest w porządku, tylko kurde, za mocno lubi rządzić. Ale jest konkretna, to plus. No i umie utrzymać ludzi w ryzach, jak mało kto! — kończy ze śmiechem.

— Masz rację! — odpowiada ze śmiechem- Z tym się chyba każdy zgodzi, zwłaszcza nasz biedny Adrian!

— No kto jak kto, ale akurat on doskonale to wie! — śmieje się Natalia- Mi osobiście nie podoba się zbytnio to, że jest kolejną babą w zespole, ale cóż… Liczy się dobro ogółu, no nie?

— No. A tak w ogóle, to o co chodzi z tym morderstwem? W sensie, czemu jest o tym tak głośno?

— Oj Ines, Ines… Ty jak zwykle nie nadążasz za newsami… — szydziła z niej żartobliwie koleżanka.

— Ej no, zlituj się nad biedną, zagubioną duszyczką! — prosi Ines, skręcając się ze śmiechu.

— No dobra. Nie wygląda to na zwykłe morderstwo; podobno dziewczyna została tak potwornie okaleczona, że podobno Anabel ledwo mogła powstrzymać mdłości, a przecież każdy wie, że o twarda babka.

— Boże, to okropne!

— Też tak myślę- wzdrygnęła się Natalia.

— Widziałaś jej ciało?

— Nie i nie mam zamiaru go oglądać- mówi Nat.- Ale oczywiście będę musiała obejrzeć zdjęcia… Ty zresztą też…

— Niestety, co poradzisz… Ale naprawdę aż mi włoski stają dęba jak sobie o tym pomyślę…

— I pomyśleć, że to mogłam być ja lub ty… — rzuca Natalia. Miała to być nic nie znacząca uwaga, ale Ines nagle olśniło; przypomniała sobie pewną sprawę, sprzed około trzech lat…

— No niekoniecznie… — zadumała się Ines- Niekoniecznie…

— Co masz na myśli? — zdziwiła się Natalia.

— Ojć, nie sądziłam, że powiedziałam to na głos- powiedziała Ines- Tylko myślałam, to nic ważnego.

— Coś kręcisz! No proszę, powiedz o co ci chodziło! — docieka Natalia.

No… Przypomniałam sobie pewną sprawę, sprzed lat… Ale to chyba nie to…

— Jaka sprawa? O co chodzi? — dopytuje zaciekawiona Natalia.

— E tam, nieważne, naprawdę! Ale jak upewnię się, że to to, o czym myślę, to ci powiem, ty niecierpliwo zołzo- uśmiecha się zadziornie Ines.

— Nie mogę się doczekać- śmieje się Nat.

Późnym popołudniem Ines wracała do domu. Miała za sobą ciężki dzień w pracy, że o sytuacji w domu nie wspominając. Jednak po wejściu do domu, nie rzuciła się na łóżko, na co miała naprawdę wielką ochotę, tylko poszukała kluczyka do szafki do archiwum, który powinien tam leżeć, włożony przez jej córkę. Ta sprawa nie dawała jej spokoju i musiała się upewnić, że to nie to, o czym myśli. Bo jeśli to jednak to, to mają nie lada kłopot… Ale również stanowiło to dla niej pewną szansę; mogła awansować, rozwiązawszy w pojedynkę tą sprawę. Ale naprawdę modliła się, żeby jednak to nie było to…

Po godzinie była już w archiwum. W nocy było tu jakoś tak przerażająco, wydawałoby się, że nagle z cienia wyskoczy jakiś duch lub postać.

„Nastrój idealny do balu Halloween” — przemknęło jej przez myśl.

Szybko poszukała właściwą szafkę, chodź gdyby nie to, że znała system porządkowania ich, to mogłaby tu przesiedzieć o wiele więcej czasu i nic by to nie dało. Pośpiesznie poszukała akta sprzed trzech lat; było ich całe mnóstwo. Ale gdy znalazła akta TEJ sprawy, zmroziło ją- jej obawy potwierdziły się.

„Tylko nie to! — pomyślała- Błagam, tylko nie to!”

Natychmiast wyjęła telefon i chciała zadzwonić do Natalii, ale w archiwum nie było zasięgu. Pochowała więc akta, zakluczyła szafkę i wyszła na zewnątrz. Na dworze był słaby zasięg, ale to wystarczyło- wybrała numer swojej najlepszej przyjaciółki; ze zdenerwowania tak trzęsły się jej ręce, że ledwo go trzymała w ręce.

Ją samą dziwiło to, że tak przeraziła ją dokonane odkrycie. Może było to spowodowane tym, że miała córkę, którą mógł sobie wypatrzyć? A może tym, że sama wyglądała jak starsza kopia własnej córki? Cóż… Tego chyba nikt nigdy się nie dowie…

— Hej Ines, co tak późno? — padło pytanie ze słuchawki- Coś się stało?

— Natalia… Dowiedziałam się… Jednak moje podejrzenia się potwierdziły… — szeptała szybko przerażona Ines- Natalia, to ten…

— Ines, co ten? Ktoś ci coś zrobił? — zaniepokoiła się jej przyjaciółka.

— Cicho, coś słyszę! — Ines rozejrzała się uważnie i zauważyła cień na dachu. Ogarnął ją paraliżujący strach.

— Natalia, on tu jest!!! Pomóż mi!!! To kat…! — reszta zdania utonęła w przeraźliwym krzyku dziewczyny.

— Ines? Ines! Halooo!!! Ines!!! — odpowiedział jej tylko dźwięk upadającego telefonu, a później tylko cisza.

Natalia była zszokowana i ogarnęły ją złe przeczucia- natychmiast ubrała się i podjechała pod komisariat, w między czasie dzwoniąc do całego zespołu- w pierwszej kolejności do Christiny.





***


Swoimi telefonami starsza sierżant Szyder postawiła cały zespół na nogi. Wszyscy byli zdenerwowani i pospiesznie ubrali się w pierwsze lepsze ciuchy, co było widać na pierwszy rzut oka. Artur, który mieszkał najbliżej komisariatu, miał na sobie tylko piżamę- był powiem środek nocy.

— Natalio, uspokój się, to na pewno jakieś nieporozumienie- starała się uspokoić rozhisteryzowaną dziewczynę Christina. „Jednak to też człowiek” — pomyślał Artur, który myślał, że ta kobieta nie jest zdolna do pomocy innym, jeśli nie leżało to w jej interesie.

— Natalio, co się dokładnie stało? Przez telefon mówiłaś tylko, że z Ines jest źle- dopytywał aspirant sztabowy Krzysztof.

— Ona… ona… — jąkała się roztrzęsiona dziewczyna- Zadzwoniła do mnie… i mówiła… że… to on… — i rozpłakała się ponownie.

— Już, już, wszystko dobrze… — uspokajała ją jej koleżanka Emilia i przytuliła ją do siebie- Naprawdę już wszystko dobrze… Ciii…

— No więc… — podjęła Natalia- Ona zadzwoniła… Była totalnie przerażona… i szybko mówiła, że… jej podejrzenia się sprawdziły… — chlipała coraz bardziej- i że to on… Była naprawdę wystraszona… Zaś kazała mi być cicho, bo mówiła, że coś usłyszała i… i… i zaś… zaś powiedziała… że on tam jest… i krzyczała- teraz rozpłakała się na dobre- krzyczała o pomoc… Krzyczała, a ja nic nie mogłam zrobić! Nic! — dziewczyna wpadła w totalną histerię- Chciałam jej pomóc… Chciałam, rozumiecie? Chciałam, naprawdę… Ale nie mogłam… Chciałam!!! Ale…

— Już spokojnie, wszystko będzie dobrze… — mówiła Emilia- Ciii… Znajdziemy ją… Teraz wrócimy do domu i zrobię ci herbatę. Dobrze?

— Yhy… — mruknęła dziewczyna płaczliwym głosem.

Gdy odjechały, na komisariacie zapanowała pełna napięcia atmosfera. Cała brygada była w szoku- jedni się wściekali, drudzy płakali, jeszcze inni siedzieli w bezruchu.

— Ines nie chciałaby widzieć was w takim stanie. Teraz każda minuta, ba, sekunda, jest na wagę złota- podkomisarz Anabel postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce.- Jeśli chcecie jej pomóc, to naprawdę nie marnujmy czasu, tylko jedźmy do archiwum. Może tam znajdziemy jakieś odpowiedzi.

— Niby czemu do archiwum? Czemu nie do jej mieszkania?

— Ponieważ Ines poinformowała mnie po pracy, że zamierza przejrzeć pewne akta w archiwum- dałam jej klucze- wtrąciła się Christina.

— A czego ona tam szukała? — wtrącił Jacek.

— Nie mam pojęcia. Nie dociekałam, ponieważ miałam pilny telefon.

— W takim razie na co czekamy? Jedźmy! — krzyczą wszyscy.

— Dobrze, tylko… — nie kończy, ponieważ dzwoni telefon.- To Emilia- oznajmia reszcie. Odbiera i po krótkiej wymianie zdań rozłącza się.

— I co? — zewsząd słychać pytania.

— Mamy pewną poszlakę. Natalia powiedziała Emilii, że Ines zdążyła jej jeszcze powiedzieć, że to ktoś o mianie „kat”. Niestety nie skończyła mówić, ponieważ zaraz potem zaczęła histerycznie krzyczeć, jak to powiedziała Natalia, więc na razie nie wiemy, czy „kat” jest częścią jakiegoś słowa, czy zdania.

— Musimy dostać się do archiwum! — krzyczy ktoś- Wtedy będziemy wiedzieli, kto stoi za ostatnim zabójstwem!

— Niestety, nie mamy jak- wtrąca nadkomisarz- jeśli podkomisarz Musiał twierdzi, że zezwoliła Ines na wejście do archiwum, dała jej również klucz do niego.

— No i co z tego? — burzy się ktoś, kto okazuje się Michałem- Boisz się, że ten ktoś będzie w środku?

— No jasne, że nie! — denerwuje się Monika- Tylko, że klucz do archiwum jest tylko jeden, z tego powodu, by nie było żadnych wycieków.

— Jak to?!?! — krzyczy Marika, siostra Emilii- Co to ma znaczyć?!?! Jeden klucz?! Nie ma nigdzie żadnego innego?!?!

— Przykro mi… — mówi Monika.

— Nie ma co się nad sobą użalać! — wtrąca się Christina- Teraz, w takim stanie, nic w tej sprawie nie wskóracie, mimo waszych najszczerszych chęci. Połóżcie się spać i jutro z samego rana, punktualne o 8.00, czyli za pięć i pół godziny spotkamy się na parkingu. Nie chcę słyszeć żadnego ale- mówi, gdy zauważa pełne oburzenia twarze- jeśli ktoś się nie zastosuje do moich poleceń, niech będzie świadom tego, że nie będzie brał udziału w sprawie Ines i ostatniego morderstwa. Dobranoc.- to mówiąc, wyszła z sali.

Rozdział 3

Była w jakimś ciemnym lochu, przykuta łańcuchami do ściany. Strasznie bolała ją głowa, chociaż nie pamiętała dlaczego. Gdy starała sobie przypomnieć wydarzenia, poprzedzające jej znalezienie się tutaj, ból się nasilał. Dziewczyna zasnęła.

Gdy ocknęła się ponownie zauważyła, że w drzwiach od lochu zamajaczył jakiś cień, należący do barczystego mężczyzny- pchał on tacę, na której znajdował się bicz, skalpel, i tego rodzaju rzeczy. Dziewczyna spojrzała na niego z przerażeniem.

„Proszę, niech ktoś mnie znajdzie! Błagam! Nie chcę tak umierać!”


***


Prawie cały zespół, łącznie z sierżantem Gryżakiem, powołanym tymczasowo do służby, punktualnie o 8.00 wyruszył sprzed budynku komisariatu w stronę archiwum. Nikt nic nie mówił, każdy był skupiony na własnych myślach. Wszyscy mieli nadzieję odnaleźć swoją koleżankę żywą.

Gdy dotarli na parking, wszyscy wyszli z pojazdów i dokładnie zaczęli przeszukiwać go i jego okolicę.

Jednak to Marika znalazła najważniejszy, jak im się wtedy wydawało dowód- telefon Natalii. Niestety nie pozostawiał on złudzeń- komórka była roztrzaskana, a na ekranie widoczne były ślady krwi. Cały zespół załamał się, gdy zrozumiał, że ich koleżanka najprawdopodobniej nie żyje.

— Posłuchajcie: to, że na telefonie jest krew, nie oznacza jeszcze, że jest to krew Ines- pocieszała ich Anabel.- Może to równie dobrze być krew napastnika. A nawet jeśli jest to jej krew, nie oznacza to automatycznie, że ona nie żyje.

— Ty chyba sama w to nie wierzysz- chlipnęła Marika.

— To, czy wierzę, czy chcę uwierzyć to moja prywatna sprawa- odpowiedziała szorstko podkomisarz.- Jednak wasze podejście wskazuje na to, że nie chcecie, żeby Ines żyła.

— Jak możesz tak mówić? Jak?! — zewsząd dało słyszeć się oburzone krzyki- No jak?!?! Przecież to jest oszczerstwo!

— Jak mogę, pytacie się? A tak, że wy ją opłakujecie, jak gdyby była martwa. Ale czy widzieliście jej zwłoki? Czy zauważyliście jakieś plamy krwi na asfalcie? Nie- czyli oznacza to, że może uciekła napastnikowi. Szansa, że Ines żyje są naprawdę duże.

— Anabel ma rację- wtrąca się Christina- To prawda, że Natalia słyszała krzyk Ines, ale istnieje duże prawdopodobieństwo, że ona się po prostu wystraszyła. Zamiast użalać się nad sobą, wezwijmy ekipę i niech oni dokładnie przeczeszą to miejsce. My wracajmy do roboty- Ines nie jest najważniejsza, pomimo tego, że była członkinią zespołu- przerwała na chwilę, gromiąc spojrzeniem tych, którzy już otwierali usta, by jej przerwać.- Tak, ona nie jest najważniejsza! Jest ważna, ale niech priorytetem dla was będzie znalezienie wczorajszego mordercy, ponieważ istnieje pewne prawdopodobieństwo, że za porwaniem i morderstwem stoi jedna osoba.


***


Porywacz podchodził do niej powoli- nie spieszył się. Dziewczyna próbowała oswobodzić się z uwięzi, ale na próżno- skutek był wręcz odwrotny; im bardziej próbowała się uwolnić, tym bardziej kajdany wrzynały się jej w skórę.

— Wiesz, moja piękna… — zaczął słodkim tonem mężczyzna- Twoi przyjaciele szukają cię, ale ich starania i tak pójdą na marne; nie znajdą mnie, choćbym stanął przed nimi.

— Pożałujesz tego- wykrzyknęła dziewczyna. Choć była przerażona, nie chciała dać tego po sobie poznać- nie przyniosło to jakiś większych rezultatów, jednak jej odwaga i tak trochę mu zaimponowała.- Znaleźli cię trzy lata temu, znajda i teraz!

— Znaleźli mnie tylko dlatego, że zostałem zdradzony- teraz to się nie powtórzy, nie martw się. A poza tym, oni nie są tacy bystrzy i nie wpadną na trop tamtej sprawy. Możliwe, że pomogłoby im dostanie się do archiwum, ale kluczyk, jak zapewne się już domyśliłaś, mam ja. Teraz, gdy już sobie wszystko kulturalnie wyjaśniliśmy, pozwól, że zaczniemy zabawę.- Na te słowa dziewczyna zaczęła jeszcze bardziej szamotać się w więzach, nie zważając na to, że na jej nadgarstkach i kostkach pojawiła się krew.

— Nie martw się, ślicznotko- uspokajał ją, podchodząc bliżej.- Nie zrobię ci krzywdy, uwierz mi. Tylko się pobawimy, naprawdę.

— Dlaczego ja? — wykrzyczała płaczliwie- Dlaczego?

— Dlaczego ty? Cóż… Ty byłaś nadplanowa, że się tak wyrażę. Gdyby nie to, że wpadłaś na mój trop… Krótko ujmując: za dużo węszyłaś, za dużo wiedziałaś… Sama rozumiesz, nie mogłem pozwolić, by ktoś taki jak ty przeszkodził mi w zabawie. Ale po części to również wina twojego wyglądu- wyglądasz tak samo, jak moja ukochana narzeczona.

— Dlaczego to robisz? — ofiara była tak przerażona, że słowa z trudem przechodziły jej przez gardło.

— Dlaczego? Bo lubię, bo chcę, bo muszę. Muszę jej udowodnić, że zrobiła błąd, że odeszła, że mnie zostawiła. Muszę jej udowodnić, że ją kocham, że na nią zasługiwałem, że byliśmy dla siebie przeznaczeni. A poza tym to takie fascynujące patrzeć jak piękne, młode dziewczyny błagają mnie o litość… Nawet nie wyobrażasz sobie, jakie to będzie przyjemne- dla mnie i dla ciebie… Każda krzyczała, ale każda chciała tak naprawdę, żebym nie przestawał, wiesz? Wy tylko udajecie, że nie chcecie, to dla was taka gra. Myślę, że to dla was pewnego rodzaju przyjemność- ja ją spełniam dla was.. No już, koniec gadania, zaczynajmy, bo szkoda czasu.

Rozdział 4

Budynek, w którym się znajdowała był dla Christiny istnym labiryntem; szukała laboratorium na drugim piętrze, ale skierowano ją na pierwsze. Później okazało się, że osoba, która przekazała jej tą informację była nowa i pomyliła trzecie piętro z pierwszym; w rezultacie, gdy w końcu dotarła do laboratorium, była zdyszana i zła.

Kolejnym problemem było znalezienie odpowiedniego laboranta, do którego ją skierowano- to było istne piekło; zamiast nosić plakietki z nazwiskiem na piersi, nosili je w kieszonkach. Ale w końcu, jakaś laborantka zlitowała się nad nią i zaprowadziła ją do młodego analityka, Jakuba. Christina podziękowała jej i nie bawiąc się w grzeczności spytała go:

— Ty jesteś współodpowiedzialny za sprawdzanie dowodów?

— Tak jest, proszę pani.

— Podaj wyniki badań traseologicznych.

— No więc… Ekhm… — młody laborant musiał odchrząknąć, ponieważ młodszy inspektor onieśmielała go- Te ślady, które zostały zabezpieczone niedaleko ciała należały najprawdopodobniej do samochodu dostawczego typu VAN.

— Czy ustalono tożsamość denatki?

— Tak, ale tylko dzięki daktyloskopii, ponieważ nie ofiara nie miała dokumentacji stomatologicznej. Gdyby nie zostawił jej tego palca…

— No więc jak się nazywała ofiara? -spytała zniecierpliwiona dziewczyna.

— Ewa Zimska, miała 25 lat.

— Jakim cudem jej odciski palców znalazły się w naszej bazie danych?

— W wieku 19 lat została zatrzymana za drobną kradzież w spożywczaku.

— Ok. Jeszcze coś?

— No jasne, niech się pani szykuje na szok!

— Czekam… — mruknęła.

— Na ciele Ewy zauważyłem niewyraźny odcisk linii papilarnych. Przebadałem go i…

— I co? Nie mam całego dnia- ofuknęła go.

— Odcisk idealnie pokrywa się z odciskiem niejakiego Edwarda Niziela- oznajmia dumny z siebie analityk.

— Kto to?

— Jakiś psychol, trzy lata temu został skazany na dożywotni pobyt w Ośrodku Dla Psychicznie Chorych w Szczecinie.

— Dziwne… — zamyśliła się Christina. -Ale odwaliłeś kawał dobrej roboty.

— Jej, dziękuję! — Kubę rozpierała duma- Lecę pracować dalej.

— Hej, Christ. Co jest? — pyta przechodząca obok Monika.

— Technicy znaleźli odcisk palca na ciele poprzedniej ofiary, ale nic nam to nie daje, bo odsiaduje teraz dożywotni wyrok w ODPCS.

— To jakim cudem ten odcisk znalazł się na jej ciele?

— Nie mam pojęcia…

— Wiesz co? Sprawdzę ten ośrodek- deklaruje się Monika- Może im ktoś uciekł ostatnio.

— Byłoby super. Aha, jest jeszcze coś: ślady opon pasują do samochodu dostawczego marki VAN.

— Dzięki.

„Nic z tego nie rozumiem… — myślała Christina, szukając drogi do prosektorium.- Przecież to nie możliwe, żeby to był TEN facet. Jeśliby uciekł, to na pewno ktoś dawno by to zgłosił…”

Jej rozmyślania przerwał dzwoniący telefon. Na wyświetlaczu pojawił się numer Anabel.

— Hej. Jakiś przełom? — pyta się.

— Nie powiedziałabym… — zaczęła podkomisarz- Krew na telefonie w większej części należała do niej…

— Cudownie… — jęknęła Christina.

— Spokojnie, nie skończyłam- uspokoiła ją.- Były tam też śladowe ilości krwi osoby trzeciej; ma ona zniekształcone DNA, że się tak wyrażę. Mam na myśli to, że po jego zbadaniu wyszło nam, że osoba ta cierpi na schizofrenię. Tomek próbuje ustalić, czy mamy tego kogoś w bazie.

— Powodzenia, ale chyba wiem, kogo zdjęcie wam wyskoczy- zaśmiała się dziewczyna.- Zobaczymy czy mam rację.

— Dobra, na razie. Jakby co, jestem pod telefonem.

— Ok.

Po 5 minutach, Christina stała przy stole sekcyjnym i słuchała patologa.

— Sprawa wygląda tak: przyczyną zgonu nie było wykrwawienie, jak z początku sądziłem, tylko uduszenie. Jednak sprawca dokładnie zaplanował każdy cios, ponieważ wiedział, gdzie można zadać ranę tak, by nie była ona śmiertelna. Upust krwi był współczynnikiem, powodującym zgon denatki, jednakże to uduszenie miało na to znaczący wpływ. Jak wcześniej mówiłem, rany zostały zadane specjalistycznym narzędziem chirurgicznym, jednak po dokładniejszym obejrzeniu ran wnioskuję, że nie były to nowe narzędzia- ostrze było lekko stępione, co spowodowało niewielkie zniekształcenia na skraju ran. Radzę sprawdzić, czy nie było ostatnio zgłoszenia ze szpitala w sprawie zniknięcia narzędzi chirurgicznych. Gałki oczne zostały wydłubane palcami…

„I tak jeszcze przez pół godziny będzie nudził” — myślała Christina zniecierpliwiona. Już miała na końcu języka niezbyt grzeczną uwagę, gdy zadzwonił telefon.

— Przepraszam pana, to ważne- i nie czekając na jego odpowiedź wyszła z prosektorium.

— Słucham?

— Christina, tu Artur, mam złe wiadomości. Znaleziono kolejne zwłoki.

— Już jadę, będę za kwadrans.


***


— I jak, nie było tak źle, prawda? — pyta się mężczyzna. Dziewczyna mu nie odpowiedziała.

— Prawda? — to mówiąc uderza dziewczynę w twarz.

— Pra… Prawda… — wykrztusiła z siebie dziewczyna.

— No to skoro nie było tak źle, możemy kontynuować, tak?

— Tak… — wyjąkuje.

Powiedzieć, że jest w okropnym stanie, byłoby poważnym niedomówieniem; jej skóra wisiała w strzępach, miała połamanie wszystkie palce u rąk i nóg, pociętą całą twarz i po przypalane piersi oraz brzuch. Sprawca powyrywał jej również wszystkie paznokcie. Ponadto dziewczyna miała złamany nos i lewą rękę.

Teraz oprawca wziął szklany pojemniczek, w którym znajdowała się jakaś substancją i powiedział:

— W tej buteleczce znajduje się kwas chlorowy siedem- mówi spokojnie.- Jak zapewne pamiętasz z wykładów, jest to jeden z najbardziej żrących kwasów. Teraz tym oto kwasem spryskam twoje oczy- kontynuował ze stoickim spokojem.- Jestem na tyle wielkoduszny, że mówię ci, co cię czeka. Ale naprawdę nie ma się czego bać… — już w trakcie zaczęcia tego zdania spryskał oczy dziewczyny- koniec zdania utonął w mrożącym krew w żyłach krzyku ofiary…

Rozdział 5

— Ofiara jest w takim stanie, jak poprzednia- stwierdził Michał.- Podobne rany, brak oczu, ślady podduszania. Obawiam się, że mamy do czynienia z seryjnym mordercą. Najlepszym wyjściem z tej sytuacji będzie wezwanie profilera- stwierdził.

— Nie ma sprawy, zaraz skontaktuję się z moją bardzo dobrą znajomą, która się tym zajmuje. Powinna zgodzić się nam pomóc- zaproponowała Christina.

— Świetnie, jeden problem mniej. A jakiś przełom w sprawie ustalania tożsamości poprzedniej denatki?

— No tak, przecież ty jeszcze nie wiesz! — wykrzykuje Christina- Zmarła to niejaka Ewa Zimska, lat 25. Mieszkała z matką i ojcem, w jednym z bloków na osiedlu.

— Powiadomiliście już ich?

— Jeszcze nie, Krzysiek wybiera się do nich niedługo.

— Współczuję mu tego zadania…

— On sam nie był zbyt optymistycznie do tego nastawiony… — mówi Christina- Ja uważam, że lepiej byłoby wysłać tam jakiegoś psychologa, ale obecnie żaden nie jest dostępny.

— A to pech… A może Anabel się zgodziłaby jechać tam za niego? Jest całkiem niezła w te klocki- proponuje Michał.

— Miejmy nadzieję, że tak- przecież Krzysiek nie ma w tych sprawach prawie żadnego doświadczenia…

— To ja zadzwonię do niej, a ty dzwoń do tej swojej koleżanki. Powiedz jej, że to pilna sprawa.

— Ok. Aha, powiedz Anabel, że ja też chcę z nią jechać- to mówiąc, wybiera numer swojej starej znajomej, Eweliny. Po chwili jej przyjaciółka odebrała.

— Siema, Christ! Co tam? — po tonie jej głosu można wywnioskować, że jest mile zaskoczona jej telefonem.

— Eh, u mnie nic nowego, poza tym, że dowodzę dość licznym zespołem.

— Zespołem? — niedowierza Ewelina- No proszę, proszę, zaskakujesz mnie… — mówi- Pierw takie szybkie awanse, teraz zespół… Co będzie następne? — wylicza ze śmiechem.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.