Rozdział 1
Zegarek wskazywał ósmą piętnaście. Siedziałam bezczynnie na moim łóżku w pokoju, przyglądałam się rozwalonym po całym pomieszczeniu pudłom i kartonom i zastanawiałam się nad egzystencją i sensem życia. Z moich przemyśleń wyrwało mnie wołanie brata:
— Laura, co ty tam jeszcze robisz? Rusz te swoje cztery litery na dół i jedziemy. Chyba nie chcesz się spóźnić na zakończenie roku szkolnego?
Teraz dopiero oprzytomniałam i dotarło do mnie, że za 20 minut powinnam się znajdować na sali gimnastycznej w moim liceum. Kończyłam drugą klasę, tymczasem mój o trzy lata starszy brat, który wyjechał z Warszawy do Krakowa by studiować medycynę specjalnie po mnie przyjechał, ponieważ przeprowadzamy się do niego. A właściwie do domu, który przepisali nam nasi rodzice w spadku.
Mama i tata…
Ciężko mi strasznie bez nich…
Minął już rok od ich śmierci, a ja nadal czuję się jakby to wszystko wydarzyło się wczoraj.
Mówią, że rodzice nie powinni chować swoich dzieci, powinno być odwrotnie. Ale tu wcale nie chodzi o tą kolejność tylko o rozrywający serce ból po stracie bliskich osób. Nikt nie jest przygotowany na tak bolesny cios od losu.
— Laura! Ile razy mam cię jeszcze wołać? -ponaglał mnie mój wspaniały braciszek
Może dobrze, że człowiek ma w życiu jakąś odskocznię by uciec od przeszłości i powoli w czasie oswajać się z odejściem bliskich. Musiałam się otrząsnąć i szybko obudzić z moich przemyśleń.
— Jeju, Arczi nie wydzieraj się tak! Już idę-zawołałam, podniosłam się z łóżka i ruszyłam schodami w dół, gdzie czekał już na mnie mój brat
— No! Wreszcie jesteś! Chodź, jedziemy
I już mieliśmy wychodzić z domu kiedy przypomniało mi się, że nie mam przy sobie najważniejszego
— Artek, idź do samochodu, ja za chwilkę do ciebie dołączę tylko wezmę coś o czym właśnie sobie przypomniałam
— Tylko szybciutko! Czekam na ciebie przed domem
— Dobrze-powiedziałam i ruszyłam z powrotem na górę do mojego pokoju by wziąć dwa małe pakunki i ruszyłam biegiem w kierunku schodów i o mało co się nie zabiłam po raz kolejny w tych szpilkach i przeklęłam ten wynalazek szatana. Żadne buty nie były tak niezawodne i wygodne jak moje niebieskie Nike i czarno-czerwone alpinestars’y, które zawsze zakładam do jazdy na motocyklu.
Ogarnęłam się i ruszyłam do drzwi, przed domem czekał na mnie już lekko poirytowany Artur.
— No, ileż można na ciebie czekać mała? Zamknij dom na klucz i się pospiesz.
— Całą wieczność — pomyślałam
Jak kazał, tak też zrobiłam. Odwróciłam się i przyspieszyłam kroku w stronę granatowej perełki mojego brata i znowu o mało co bym się nie wywaliła, na szczęście Artur dzięki swojemu refleksowi mnie złapał i zamiast być na mnie zdenerwowany, że jestem nieudolna i nigdy nie mogę zdążyć na czas to zwyczajnie zaczął się ze mnie śmiać. Walnęłam go lekko z łokcia w brzuch i od razu tego pożałowałam. Mój brat od lat ćwiczy na siłowni, dodatkowo do tego dochodzą przeróżne sztuki walki, dlatego brzuch ma twardy jak skała. Gdy zobaczył moją twarz przekrzywiającą się w grymasie od bólu powiedział z miną szydercy :
— No i cię Bozia ukarała za brak umiejętności dziękowania
— Pajac! –syknęłam rozmasowując swój łokieć
— Dobra, dobra cwaniaro.. Policzymy się potem, a teraz wsiadaj do Celinki-uwolnił mnie ze swojego uścisku i otworzył drzwi od strony pasażera swojej Toyoty
~~ jakiś czas później ~~
— Laura Bednarek-zawołała moja wychowawczyni
Wstałam z krzesła i podeszłam, żeby odebrać od niej świadectwo szkolne
— Dziękuję-powiedziałam i już miałam wracać z powrotem do ławki do mojej super dwuosobowej paczki-Roberta i Oliwii-kiedy kobieta mnie zatrzymała
— Laurko, będzie nam ciebie bardzo brakować. Mam nadzieję, że jeszcze wrócisz do tych szkolnych murów, by choć powspominać stare dobre czasy
Szczerze powiedziawszy mnie zaskoczyła, bo jakoś specjalnie za sobą nie przepadałyśmy, w ciągu roku szkolnego nie było dnia ani godziny, żeby się mnie nie uczepiła, także byłam w lekkim szoku…
— Też mam taką nadzieję — odparłam, uśmiechnęłam się do niej i wróciłam do ławki, do swoich przyjaciół
— Bejbe, co jest z tobą? Czemu masz minę jakbyś zobaczyła ducha? -Zaczęła Oliwia
— Oliwka, daj jej spokój-odezwał się Robcio-Nie widzisz, że jest w szoku
— Ej, ej! Nie uwierzycie, bo ja sama w to nie wierzę –zdążyłam tylko powiedzieć
— Dobrze wiemy, że Kowalska cię lubi, ona tylko udaje taką jędzę-powiedział Robson
— Nadal nie mogę w to uwierzyć
— Spoko, spoko maleńka, wyjdź już z tego szoku, bo oczy masz jak pięć złotych i wyglądasz jak ten stwór z reklamy o przygarnięciu odsetek
Po słowach Oliwii wybuchnęliśmy śmiechem.
Zadzwonił dzwonek i rozbrzmiały wesołe śmiechy i pogaduszki, bo w końcu rozpoczęły się wakacje. Dwa miesiące spokoju od tych szkolnych męczarni. A potem znowu to samo. Sprawdziany, kartkówki, pytanie przy tablicy…
Kiedy tak znowu zaczęłam rozmyślać przypomniałam sobie o prezentach dla moich znajomych. Znaliśmy się od 5 roku życia, czyli w sumie 13 lat.
Robert był wiecznie uśmiechniętym blondynem o niebieskich oczach, Oliwia-brunetką o brązowych. Zawsze mogłam na nich liczyć, tak samo jak oni na mnie. Byliśmy nierozłączni.
Wyszliśmy przed szkołę, a właściwie wybiegliśmy z uśmiechami na ustach. Usiedliśmy na ławce, a ja wręczyłam im prezenty. Jak zwykle nie obyło się bez słów: „Naprawdę, nie trzeba było”, ale ja też dostałam od nich podobnie zapakowaną paczuszkę.
— Otwieramy na trzy! — krzyknęliśmy wspólnie chórem
Rozpakowaliśmy swoje paczuszki, popatrzyliśmy na siebie i wybuchliśmy śmiechem. Jesteśmy tak jednomyślni, że nawet myślimy podobnie. Każdy miał teraz na kolanach zdjęcie oprawione w ramkę, a co najciekawsze wszystkie zdjęcia były takie same. Ja im wywołałam nasze wspólne zdjęcie, po jednym dla każdego, a oni najwidoczniej wpadli na ten sam pomysł i podarowali mi to samo piękne zdjęcie. Przedstawiało ono trzech przyjaciół, których łączy wspólna więź, pasja i zamiłowanie do motocykli. Na fotografii ukazani byliśmy my na swoich maszynach, byliśmy tacy szczęśliwi.
— Pamiętam ten dzień-zaczęłam mówić- Każdy z nas wtedy wygrał na nielegalnych wyścigach. Ty Robcio poprowadziłeś swoją Yamaszkę R6 do zwycięstwa, a ty Oliw nie chciałaś się ścigać tego dnia, lecz zmieniłaś zdanie po tym jak zostałaś sprowokowana przez tego durnia -Hugo
Oliwka zaczęła się śmiać i powiedziała:
— Wkurzył się, że śmieję się z jego imienia i porównuję go do tego ludka z gier
— Ach, moja piękna R6… Już za nią tęsknię
— Rob, ogarnij tyły! Przecież kupujesz teraz nowy motocykl, więc w czym problem? -zapytała go Oliwia
I w tym momencie pojęłam, że tylko ja i Rob mamy sentyment do naszych przeszłych maszyn
— Oliw, my z Robertem mamy inny punkt widzenia na zamienianie starej maszyny na nową, niektórzy mają jeszcze sentymenty i trudno jest im się rozstać z poprzednią perełką. Po prostu zbyt szybko się do nich przywiązujemy i trudno nam jest potem oddać „ją” w ręce komuś innemu zastanawiając się jak „jej” teraz będzie przy nowym właścicielu, wciąż rozpamiętujemy przejażdżki, wspólne wypady, przejechane kilometry, wykroczenia, które popełniliśmy zgarniając mandaty.Ach, rozumiem to doskonale Robson
— Wy i te wasze sentymenty-powiedziała Oliw i przewróciła oczami.Na co my z Robertem spojrzeliśmy po sobie i pozwoliłam mu, żeby kontynuował opowiadanie, które zaczęłam
— Oj, Oliw ty jesteś zupełnie inna i trudno jest ci to pojąć, ale zamknijmy ten temat. Wróćmy do wspomnień z tego dnia.. El, opowiadaj dalej, zawsze umiałaś pięknie mówić
— Robert, „basta”-powiedziałam z rumiakiem na twarzy
Moi wspaniali przyjaciele jak to zobaczyli spojrzeli na siebie i się uśmiechnęli, ale było coś w tym spojrzeniu dziwnego. Coś czego nie dostrzegałam wcześniej. Czyżby oni? Nie. To nie możliwe… A może jednak? Mówią, że przyjaźń damsko-męska zawsze się tak kończy, ale nie chciałam nic im sugerować, bo pewnie dostałabym od nich z łokcia i została obdarzona spojrzeniem typu „chyba sobie kpisz”…
Na samą myśl Roberta i Oliwii razem uśmiech pojawił mi się na twarzy.. Pasowali by do siebie. On -sentymentalny, spokojny i ułożony Ona-energiczna, żywiołowa i z dobrym sercem
Dopełniali by się.
— Laura? Jesteś tam? Halo? -Z moich przemyśleń wybudził mnie Rob, machając mi przed nosem rękami
— Pewnie znowu się zamyśliła-Oliw przewróciła oczami
— Nie, nie. Ja po prostu się na chwilę wyłączyłam z życia, ale już wróciłam. Więc, skończyliśmy na tym, że Hugo cię sprowokował do wzięcia udziału w wyścigu, tak?
— Tak-odpowiedzieli oboje
— Tylko, że nasz Huguś nie wiedział, że Oliw jeździ wspaniałą Hondą CBR 600 f4, która ścignie każdego.. No i tak to się stało, że Hugo z Tobą przegrał, ale mieliśmy z tego polew, bo wreszcie ktoś pokazał wielkiemu macho-man’owi, że nie jest wcale taki dobry, jak mu się wydawało.
„Żeby być najlepszym trzeba pokonać najlepszego- zgadza się?
— No raczej-odparowała Oliw
— Nie inaczej-odparł Rob, znowu świdrując ją wzrokiem. Uuu, chyba jednak coś się kroi
— Laura! — usłyszałam swojego brata, który mnie wołał
— Artur! Czy ty człowieku nie możesz podejść jak cywilizowany człowiek i powiedzieć mi czego chcesz? Ale nie, bo po co? Lepiej drzeć się na pół miasta i zwracać na siebie uwagę większości osób
— Ależ siostrzyczko, nie denerwuj się tak, bo złość piękności szkodzi
Artur podszedł do nas, przywitał się z Robsonem przybijając mu żółwika, potem z Oliw całując jej dłoń od zewnętrznej strony, szczerząc się przy tym swoimi białymi ząbkami i podszedł do mnie mówiąc, żebyśmy się już pożegnali, bo za niecałą godzinę wyjeżdżamy.
— Przerwałeś nam-syknęliśmy z Robertem lekko poirytowani, co mnie zdziwiło, bo przecież Robson nie powinien być zły
— Ja? Wam? W czym? -zapytał mój braciszek
— Wspominaliśmy stare dawne czasy-Robert był już nieźle poirytowany, ale też zrezygnowany
— Ojej, przepraszam.. Daję wam jeszcze 5 minutek a sam wracam do samochodu, na razie Robert, pa Oliw-mrugnął do niej oczkiem i się wycofał. Oliw się uśmiechnęła, a Robert wyglądał jakby mu ktoś zarysował lakier na jego yamaszce.. Czy on był zazdrosny? No, no, no. Nieźle.
— Dobra, Kochani muszę się już zbierać, jak widzicie mam kogoś kto mnie cały czas ponagla i pospiesza
— Widzimy-odparł Robert przez zaciśnięte zęby
— Oj, no Robcio rozluźnij trochę tą szczękę i się uśmiechnij-powiedziała Oliw, która była chyba nieźle rozbawiona sytuacją i specjalnie go prowokowała
Robert już miał coś powiedzieć, kiedy weszłam mu w słowo
— Dobra, dobra misiaczki będziecie się kłócić jak już pójdę, chociaż z chęcią zobaczyłabym jak sobie skaczecie do gardeł, bo jesteście lepsi niż nie jedno kino akcji, tylko zapomniałam popcornu, a oglądanie zabójczych scen akcji wymaga posilenia się żywnością-puściłam im oczko-Będę za wami strasznie tęsknić, bardzo was kocham i będzie mi was brakować-wtedy już nie wytrzymałam i jak małe dziecko się rozryczałam.
Podeszli do mnie i się przytuliliśmy. Oj, tak… Będę za nimi tęsknić i to bardzo.
— Maleńka, będziemy się kontaktować, pisać esemesy, rozmawiać przez telefon i skype’a- ciągnęła Oliwia-Nie stracimy ze sobą kontaktu, jesteśmy super przyjaciółmi i zawsze damy radę
— No właśnie-teraz Rob chciał coś dodać od siebie-Będziemy zawsze się trzymać razem i niezależnie od tego ile będzie nas dzielić kilometrów, my zawsze zostaniemy najlepszymi amigos — uwielbiałam jak dodawał jakieś hiszpańskie zwroty do zdań, nawet jak nie pasowały do reszty, zaczęłam się śmiać zarażając ich tym skarbem, bo uśmiech to największy skarb świata i po chwili wszyscy się śmialiśmy
Pożegnaliśmy się i odeszłam w kierunku samochodu brata
~~~~~~~~~~~~~~
— Daleko jeszcze? -zaryczałam niczym osioł ze Shreka
— El, pytasz mnie już o to setny raz! Z boku jest nawigacja, która pokazuje ile czasu jeszcze pojedziemy i ile kilometrów musimy pokonać
— Nie lubię nawigacji, wolę mapy i drogowskazy-powiedziałam, a Arczi przewrócił tylko oczami
— To już twój problem Laurko-odparł z tym jego chytrym uśmieszkiem.. Wiedział, że nie lubię jak ktoś tak do mnie mówi
— Z chęcią bym ci przywaliła za zdrobnienie mojego imienia, ale nie będę narażać mojego, to znaczy naszego życia i nie będę cię szturchać w trakcie jazdy, bo spowodujemy wypadek
Artur kpiąco się zaśmiał-znowu chcesz, żeby cię łokieć rozbolał Laurko?
— Śmiej się, śmiej. Jeszcze się odegram-posłałam mu spojrzenie typu „mam cię na oku”, odwróciłam się w stronę przedniej szyby i spojrzałam w lusterko wsteczne widząc pięknego czarnego Dodge’a Challenger’a SRT jadącego za nami. Wcześniej go nie zauważyłam, bo byłam zajęta droczeniem się z bratem.
Ciekawe kto był kierowcą tego zacnego pojazdu…
Rozdział 2
Staliśmy przed ogromnym jasno niebieskim domem z pokaźną działką, nie mogąc uwierzyć w to co widzimy. Nie miałam pojęcia, że będzie tu tak pięknie. Czułam jakbym tu kiedyś była i znała to miejsce od lat. Nigdy nie miałam takiego niesamowitego a zarazem dziwnego uczucia.
Artur wziął ode mnie pęk kluczy, które trzymałam w ręku i otworzył furtkę
— Długo będziesz tu jeszcze stać czy wejdziesz do środka? -zwrócił się do mnie-chyba nie zamierzasz stać przed ogrodzeniem godzinę, zważając na to, że dochodzi 21
— Oj, przestań już nudzić. Przecież mamy czas letni i jest jeszcze widno na zewnątrz, chyba nikt mnie nie uprowadzi spod domu, a nawet jeśli to zaraz odda mnie z powrotem, bo ze mną nie wytrzyma
— I tu się z tobą zgodzę siostrzyczko, jesteś strasznie upierdliwa, uparta, zawzięta, zrzędna… -ciągnął dalej mój braciszek, a ja zauważyłam, że nasz nowy sąsiad z uśmieszkiem na ustach przysłuchuje się wywodom Artura na mój temat-… wiecznie rozkojarzona, niecierpliwa…
— Też Cię kocham Arczi-minęłam go, walnęłam w ramię (tym razem bezboleśnie dla siebie) i zabrałam pęk kluczy, piorunując wzrokiem rozbawionego całą sytuacją dość młodego sąsiada, bo wyglądał tak na dwadzieścia parę lat. Weszłam po schodach i stojąc już w ganku przy drzwiach usłyszałam tylko śmiech Artka i kroki na schodach.
Nie zwracając już dłuższej uwagi na śmiechy za mną otworzyłam drzwi za pomocą odpowiedniego klucza. Początkowo nie mogłam go znaleźć, bo w końcu było ich tam przynajmniej z dziesięć. Ale z pomocą Artura wybrałam ten właściwy. W środku zastaliśmy ogromne, przestrzenne wnętrze, które zachwycało swym widokiem i sprawiało ogromne wrażenie. Jednak po paru sekundach czar prysł, gdy wgłębiliśmy się w niesamowite zacisze domu zauważyliśmy, że będziemy mieli dużo pracy zanim
wyjedziemy na nasze upragnione „rodzinne” wakacje do Hiszpanii.
— Z bólem serca stwierdzam, że musimy przełożyć nasze wakacje, ponieważ nie możemy zostawić domu w takim stanie
— Sam stał w takim stanie ponad dwa lata, więc może jeszcze postać kilka tygodni-powiedziałam żartobliwie
— El, ty żartownisiu na wszystko mamy czas, ale na pierwszym miejscu trzeba postawić bezwarunkowo ogarnięcie całego tego syfu
— Wiem, wiem...Ale nie wiem
— Czego nie wiesz?
— Gdzie my tak właściwie dzisiaj będziemy spać?
— Pojedziemy do mnie do mieszkania, bo w takim stanie tu się nie da nawet przebywać, aż się roi od kurzu i Bóg wie czego jeszcze. Dzwonili do mnie z firmy przewożącej nasze rzeczy, sprawy się trochę pokomplikowały, ale to tylko troszeczkę
— Ale jak to?
— Tak to. Na drodze szybkiego ruchu był jakiś wypadek i nasze rzeczy dojadą jutro tak około godziny 9, więc proponuję rozejrzeć się po domu i niedługo zmykać, bo jutro musimy wcześniej wstać, mamy sporo do roboty
— A daleko jest stąd twoje mieszkanie?
— Jakieś 15 minut drogi stąd
— W takim razie może pojedziemy teraz? Jestem strasznie zmęczona, a zawsze możemy jutro przyjechać tutaj wcześniej, zwiedzić dom i się z nim zapoznać
— W sumie masz rację. To chodź, lecimy
Gdy wsiadaliśmy do samochodu minął nas znajomy Dodge. Ciekawie się zapowiada, pomyślałam w duchu. To jednak nie jest przypadek tylko przeznaczenie, moje wymarzone autko wszędzie za mną jeździ
Do mieszkania Artura dojechaliśmy w około 15 minut. Było dość małe, ale przytulne. Sypialnia, pokój z aneksem kuchennym, korytarz i oczywiście łazienka. „Zaklepałam” pierwsza łazienkę i weszłam pod chłodny prysznic, tęskniąc tym samym za swoją dawną, dużą i wygodną wanną w domu w Warszawie. Ach, tego mi było trzeba, gorącej i relaksującej kąpieli, ale zważając na okoliczności szybki prysznic musiał mi wystarczyć. Po 10 minutach leżałam już sobie w łóżeczku na całkiem wygodnym materacu Artura, który uparł się, że przenocuje w pokoju na kanapie. Upartość to mamy jednak rodzinną.
Zanim zaczęłam swoje cenne rozmyślania, ani się nie obejrzałam, zasnęłam w głęboki sen.
~~~~~~~~~~~~
Wczoraj byłam bardzo zmęczona, ale dzisiaj jestem rześka, wypoczęta i mogę śmiało ruszać na podbój świata. Tylko najpierw muszę coś zjeść, bo nie wypada toczyć bitwy z pustym brzuchem.
Spojrzałam na zegarek, była 8:35. O kurczę, czemu ten pacan jeszcze mnie nie obudził, przecież mamy być pod naszym domem o 9, a sama droga do niego zajmie nam 15 minut. Wstałam szybko z łóżka, otworzyłam drzwi i zobaczyłam Artura smacznie śpiącego na kanapie. Uśmiechnęłam się do siebie tym nikczemnym i złośliwym uśmieszkiem, bo już w głowie miałam plan zemsty za wczoraj. Pobiegłam szybciutko i cichutko do łazienki, wzięłam plastikowy kubek leżący obok umywalki, nalałam do niego zimnej wody z płynem do czyszczenia jamy ustnej i podeszłam cichutko do braciszka. Stałam tak nad nim jeszcze kilka sekund, po czym zawartość kubeczka znalazła się na jego twarzy.
— Aaaaa-rozległ się pisk Artura-piecze! Piecze! Co się dzieje?
Zamiast go ogarnąć i powiedzieć, żeby się pospieszył, to ja inteligentna istota musiałam paść na podłogę i zacząć się śmiać. Artur jak doszedł do siebie i zobaczył co się dzieje zaczął mnie łaskotać, lecz po chwili, gdy zobaczył, która jest godzina (8:41), wycofał się i nakazał mi się pospieszyć, bo firma przewożąca nasze rzeczy będzie musiała na nas czekać, będzie im musiał dopłacać za stracony czas, ble, ble, ble… Artur jest super bratem, ale straszny z niego centuś-ekonomista. Na wszystko żałuje kasy. Jak raz chciałam, żeby mi kupił taką ładną bransoletkę za dwie dyszki, to wolał się szarpnąć na płyn do jamy ustnej za 22,99zł, do którego w gratisie dodawali jakieś miśki. I oczywiście co El dostała? Miśka w gratisie! Grr! Dlatego dzisiaj wylałam na niego troszkę tego jego „wspaniałego” płynu, za karę.
— Arczi, ale ja głodna jestem, nic jeszcze nie jadłam
— Pospiesz się, kupimy coś po drodze
— No dobra, dobra
Artur wytarł tylko ręcznikiem włosy i nałożył na głowę czapkę.. A najlepsze było to, że na zewnątrz było prawie 25 stopni, ale z niego bałwan — zaśmiałam się sama do siebie
Rozdział 3
Dzisiejszy dzień zleciał bardzo szybko. Uporaliśmy się jakoś z firmą transportową i wróciliśmy do mieszkania Artura. Teraz siedzę sobie w salonie na kanapie przed telewizorem oglądając,,Rozmowy w toku”” i popijając ciepłe kakao.
Nie mam co ze sobą zrobić.
Mój braciszek wyrwał się z mieszkania pod pretekstem załatwienia czegoś, nawet nie wiem czego bo nie udzielił mi precyzyjnej odpowiedzi.
Już miałam ewakuować się do łazienki na zasłużony relaks aż tu nagle zadzwonił dzwonek do drzwi.
Zastanawiałam się krótką chwilkę kto może stać po drugiej stronie drzwi, po czym gdy miałam je otworzyć, zamek w drzwiach się przekręcił i do mieszkania wszedł Artek, a tuż za nim stało dwóch gości, dość przystojnych gości. A ja tylko w krótkim szlafroku.
Zanim zdążyli mnie zauważyć, czmychnęłam do łazienki.
— Laura, gdzie jesteś?
— W łazience
— Wpadli do mnie kumple, jak wyjdziesz z łazienki to was sobie przedstawię, ale to chyba niemożliwe
— Co jest niemożliwe?
Usłyszałam tylko śmiech brata.
— Co się śmiejesz? — zapytałam
— Niemożliwe jest to, że wyjdziesz z tej łazienki szybciutko, w końcu jesteś kobietą
— Bujaj się
— Ej, ej, grzeczniej dziewczynko
Zza drzwi usłyszałam tylko śmiechy mojego brata i tych dwóch kolesi. Postanowiłam nie zwracać uwagi na docinki Artka i spokojnie się wykąpać.
Moja kąpiel trwała może z 20 minut.
Gdy wyszłam z zaparowanej łazienki w pokoju już nikogo nie było, tak mi się przynajmniej wydawało. Chłopaki zapomnieli zgasić telewizor, ale akurat zostawili na polo tv i leciały super piosenki, aż zachciało mi się żyć… i jeść. Tanecznym krokiem przemieściłam się do lodówki po bitą śmietanę, świeże owoce i po gofra-kocham je zajadać.
— ,,Będę czekał na Ciebie, tęsknił co rano…„” nananana –tak to pięknie sobie podśpiewywałam i szykowałam goferka- …,,Będę kim jestem i się nie zmienię…””
— ,,Kocham i za Tobą szaleje””-ktoś dokończył za mnie
Jakiś typek stał za mną i zawadiacko się uśmiechał, speszył mnie, bo był cholernie przystojny, ale nie dałam mu satysfakcji i postanowiłam go zgasić, ale mi chyba nie wyszło
— Coś Ty za jeden?
— Twój przyszły mąż
— Ha ha ha, jakoś nie pamiętam, żeby mi się ktoś oświadczał, a w szczególności ty
— Jak możesz nie pamiętać? No wiesz co? Zaraz jeszcze powiesz, że nie wiesz jak mam na imię-zmarszczył brwi i zrobił minę słodkiego szczeniaczka, już nie wytrzymałam i wybuchłam śmiechem
— Co tu się wyprawia? — wejście smoka w roli mojego brata, który najwidoczniej wszystko słyszał- Mariusz bierz swojego kuzyna i zmiatać mi stąd, bo mam coś do załatwienia i nie, wcale sobie nie robię jaj, uprzedzając Twoje pytanie
— Fabian, słyszałeś co powiedział Artur?
— Oj, no nie denerwuj się tak Arczi, bo ci żyłka pęknie
— Fabiś, sam trafisz do drzwi czy mam cię wyprowadzić?
A ja znowu w śmiech-jak dzieci, normalnie jak dzieci
~~~~~~~~~~~~
Dobiegała już prawie 3 godzina, a ja dalej nie mogłam zasnąć tylko przewracałam się z boku na bok, nagle usłyszałam jakiś dźwięk zza drzwi. Oho, chyba Artek wstał by mnie ochrzanić, że się wiercę i nie daje mu spać
I dobrze myślałam, drzwi się uchyliły, a ja nawet nie miałam ochoty udawać, że śpię, bo to nie miało sensu.
Prawda była taka, że od natłoku myśli i różnych kompilacji nie mogłam spokojnie spać, nagła zmiana miejsca zamieszkania, brak przyjaciół, przytłaczające myśli o rodzicach.. Tego było za wiele. Wiem, że całe życie przed nami, bo obydwoje z bratem jesteśmy jeszcze bardzo młodzi, ale pomimo wszystko przeszliśmy wiele, zbyt wiele i to w tak krótkim czasie. Mieliśmy wszystko, a jednak nic. Ale najważniejsze, że mieliśmy siebie nawzajem.
— Widzę, że też nie możesz spać-odezwał się do mnie znajomy głos
— No, niestety nie mogę wpaść w objęcia Morfeusza dzisiaj, chyba mnie już nie chce — ironicznie się zaśmiałam
— Oj Laura, chodź mam lek na to by Morfeusz znów się Tobą zainteresował
— Jestem ciekawa jaki
— Chodź na kakao
— To zrób i mi przynieś
— Leniuch
— Z grzeczności nie zaprzeczę
Minęło może z pięć minut i Artur pojawił się w pokoju z dwoma kubkami kakałka. Ruszyłam się niechętnie i podniosłam do pozycji siedzącej, położyłam poduszkę przy zimnej ścianie i się na niej oparłam. Arczi usiadł obok mnie i podał mi kubek ze słowami — Proszę bardzo Ty mały diabełku leniuszku
— Wiesz co Arturze? -zaczęłam- ostatnio momentami stajesz się zbytnio miły, przerażasz mnie, łodejdź szatanie, duszo nieczysta
— Wypij to już, tylko powoli, żebyś sobie nie poparzyła tego niewyparzonego jęzorka i do spania Młoda, bo jutro tzn. już dzisiaj zaczynamy ogarniać chatę
— Wiem, strasznie dużo przed nami
— Myślałem ostatnio tak o tym wszystkim i myślę, że może wyślę cię do tej Hiszpanii a sam zajmę się domem
— Nie gadaj głupot, nie mogę cię tak z tym wszystkim zostawić samego, razem zrobimy to szybciej
— No nie wiem Młoda, za dużo nam się pozmieniało w życiu, a w szczególności Tobie, nie chciałem, żeby to wszystko się tak potoczyło, ale jednak na pewne rzeczy i sytuacje trudno wpłynąć, los płata nam figle, a my możemy tylko obserwować dalszy bieg zdarzeń. Mogłem chociaż odpuścić ci te wakacje. Spędziłabyś je w Warszawie ze swoimi przyjaciółmi, ale już dłużej nie chciałem być sam z tym wszystkim i podejmować decyzji samotnie
— Nie mów tak, przecież dobrze wiesz, że po to tutaj jestem ja i ty, bo mamy siebie i musimy się wspierać. A co do tego nagłego wyjazdu to już się z tym powoli godzę, spoko. Jest ciężko, ale nikt nie powiedział, że będzie łatwo. Całe życie to jedno wielkie pasmo trudności i ukrytych rozwiązań, więc nie chce słyszeć więcej od ciebie takich słów, bo dobrze wiesz, że ja zawsze z tobą będę. Choćbym chciała uciec to nie mogę. W końcu jesteś moim starszym bratem i wiem, że wiesz co robisz. Ufam ci Arczi
— Mała, nawet nie wiesz jak bardzo mnie twoje słowa podniosły na duchu. Dobra, koniec tych czułości, czas do spania
Wziął ode mnie kubek i wyszedł z pokoju.
Rozmowa o wszystkim i o niczym, a jednak pomogła. Niedługo potem zasnęłam.
Rozdział 4
Otworzyłam rano oczy, patrzyłam w sufit. Miałam piękny sen. Jechałam na swoim gixxerku, czułam tą wolność, adrenalinę, radość z życia, te wszystkie uczucia przeszywały mnie aż na wskroś. Częściej chcę śnić o takich wspaniałościach. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał godzinę 10:30. Szybko zerwałam się z łóżka na równe nogi i pobiegłam do kuchni. Nigdzie nie było Artura, na lodówce widniała mała karteczka z wiadomością od niego:
,,Pojechałem do naszego domu ogarnąć pewne rzeczy i ułożyć sobie plan na najbliższe dwa tygodnie. Zostań dzisiaj w domu, po południu ok. 13 wpadną do nas chłopaki z pizzą. Ja wrócę o 14.
Artur :)
P.S. Bądź grzeczna i nie dokuczaj.””
No to ciekawie-myślę sobie. Co ja mam robić z tymi głąbami przez godzinę?
No chyba tylko gołąbki. A raczej będziemy jeść pizzę. Mam nadzieję, że wezmą z podwójnym serkiem.
Zrobiłam sobie na śniadanie dwie bułki z sałatą lodową, szynką, pomidorem i szczypiorkiem, brakowało mi tylko majonezu, którego nie było w lodówce. Więc postanowiłam, że pójdę do sklepu na małe zakupy. Wpadłam jeszcze na pomysł, by wreszcie skontaktować się z Oliwią i Robertem. Tak więc zjadłam bułki, wypiłam herbatę i poszłam umyć zęby. Przy okazji wymalowałam rzęsy, rozczesałam swoje kruczo czarne włosy i zaplotłam sobie dwa dobierane warkoczyki, a raczej warkocze, bo włosy miałam niesamowicie grube, gęste i długie, sięgały mi do samego tyłka. Muszę je trochę podciąć, bo mam ich szczerze dość. Wszyscy mi ich zawsze zazdrościli aczkolwiek dla mnie to takie małe utrapienie. Nigdy nic z nimi nie robiłam, tylko podcinałam, nawet żadnych pasemek tym bardziej farby nie nakładałam. Dlatego teraz są takie nieokiełznane.
Ubrałam się w czarne rurki i niebieską bokserkę. Nie brałam bluzy, bo było dość ciepło. Znalazłam swoje krótkie turkusowe trampki i je ubrałam. Wzięłam 50 zł do zapinanych kieszeni spodni, zgarnęłam telefon z blatu kuchennego i wyszłam z mieszkania mimo zakazów Artura zamykając drzwi na klucz.
Idąc chodnikiem miałam już wybrany numer do Oliwii, coś czułam, że będzie z Robertem i się nie myliłam.
— Cześć Maleńka. Czemu dopiero teraz dzwonisz? -odezwała się Oliw
— Cześć cześć. Dopiero teraz znalazłam chwilkę czasu, dużo spraw mieliśmy do załatwienia z Artkiem, który dzisiaj dał mi tak jakby wychodne. Jest Rob obok ciebie?
— Jest jest, siedzi w kuchni i robi nam naleśniki. Po południu wybieramy się na basen także musimy się dobrze posilić. Opowiadaj jak tam jest?
— Ooo, już jestem zazdrosna, że Wy tak beze mnie będziecie się szlajać. Hmm… Od czego by tu zacząć…
— Najlepiej od początku-mówią chórem Oliw i Rob
— Ooo cześć Robson, masz dla mnie naleśniczka?
— Oczywiście El, zaraz wylezie ci z wejścia usb telefonu
Zaczęliśmy się wszyscy śmiać
— Dobra, powiem wam tak, jest w miarę spoko. Dom, w którym będziemy mieszkać jest piękny, ale jest w nim jeszcze dużo do sprzątania. Na chwilę obecną mieszkamy z Arturem w jego mieszkaniu. on na razie układa plan, żeby to wszystko sprawnie poszło. Dzisiaj zostawił mnie na pastwę losu bez majonezu w lodówce i kazał zostać w domu, bo o 13 mają przyjść jego koledzy z pizzą, a on przyjdzie godzinę później.
— A ty co robisz teraz? -spytał Rob
— A co mam robić? Idę do sklepu
Znowu usłyszałam śmiech tej dwójki.
— Cieszę się, że was rozbawiłam, ale muszę już kończyć, bo dochodzę do sklepu. Spiszemy się i najwyżej zdzwonimy wieczorem na skype.
— Szkoda, że tak krótko, ale czuję, że coś się przypala. Rob naleśniki-zawołała Oliw, o cholera-usłyszałam Robcia. Na razie Laura-powiedział i już nie było go słychać.
Cześć Maleńka-pożegnała mnie ze śmiechem Oliw. Trzymaj się.
— Wy też się trzymajcie. Cześć Oliw
Rozłączyłam się i włożyłam telefon do tylnej kieszeni spodni.
Usłyszałam za sobą tak dobrze mi znany warkot silnika i nie mogłam uwierzyć własnym oczom, kiedy się obróciłam z czarnego dodge’a wysiadł On..
Rozdział 5
On…
Przystojniak-pomyślałam. Miał ciemno brązowe włosy, zielone oczy, był wysoki, na oko 190 cm. Oj, wpadł mi w oczko
— Czy mogę jakoś pomóc tak pięknej dziewczynie? — ktoś odezwał się za moimi plecami
Nie odwracając się odparłam ironicznie — A pomógłbyś nie pięknej?
Usłyszałam śmiech i to jaki, aż mi ciarki przeszły po plecach, a gdy się odwróciłam zmiękłam całkowicie. Stałam twarzą w twarz z przystojniakiem z Dodge’a. Z bliska był jeszcze bardziej atrakcyjniejszy. Miał „to coś” w oczach, takie małe iskierki, które sprawiały, że pewnie nie jedna dziewczyna traciła oddech na parę sekund. Zbliżał się powoli do mnie. A ja stałam wryta jak słup soli. Był niebezpiecznie blisko. Nasze twarze dzieliły centymetry.
Otrzeźwiałam mimo trudności i postanowiłam zagrać twardą sztukę. Nie mogę uwierzyć w to co teraz sobie pomyślałam.
— Co się tak zbliżasz? Chcesz sprawdzić dokładniej czy jestem aż taka piękna jak uważasz? I zaczęłam się śmiać. On zbliżył się do mnie bardziej niż mógł i wyszeptał mi prosto do ucha: — Koteczku, ależ Ty zadziorna.
— Ktoś musi Koteczkuuu — odpowiedziałam ironicznie i wybuchłam jeszcze większym śmiechem, po chwili nieznajomy przystojniak też zaczął się śmiać razem ze mną.
— To co Maleńka? Dostać Ci coś?
— Jeśli byś mógł to sos barbeque poproszę wielkoludzie
— Bardzo śmieszne Gapciu
— Czemu Gapciu?
— Nie znasz bajki o królewnie Śnieżce i 7 krasnoludkach?
— Pff, no jasne, że znam. Ale w dalszym ciągu nie wiem o co ci chodzi.
Chłopak wybuchł śmiechem.
— Te, śmieszek, podasz mi sos czy mam sobie iść?
— No dobra, dobra. Już daję Gapciu.
Dostał sos, podał mi, a ja spiorunowałam chłopaka groźnym spojrzeniem, odwróciłam się na pięcie i odeszłam, zostawiając go zdezorientowanego.
— Ej, zaczekaj. A gdzie podziękowania?
Już nie mogłam wytrzymać i wycedziłam przez zęby — w dupie.
— Ohoho, masz niewyparzony języczek Maleńka. Ale skoro tak twierdzisz to muszę się dokładnie przyjrzeć twojemu tyłeczkowi, może coś znajdę. Poruszył swoimi brwiami w zabawny sposób i poleciał za mną. Ja w spokoju robiłam zakupy nie zwracając już na niego uwagi. W pewnym momencie zobaczyłam, że go nie ma. No i dobrze, pomyślałam. Wzięłam jeszcze kilka świeżych bułek, parówki, ser i jakąś wędlinę. Gdy już miałam iść do kasy zza półki z chipsami nagle pojawił się ten pajac. W ogóle się tego nie spodziewałam, dlatego aż pisnęłam. Ale nie chciałam mu dać tej satysfakcji i wydałam z siebie okrzyk radości — No dziękuję pajacu, przypomniałeś mi, że muszę jeszcze wziąć chipsy i jakieś piwko — powiedziałam i minęłam go, dalej zmierzając do kasy.
Szłam w kierunku kasy, a ten pajac za mną leciał. Kasjerka zaczęła mnie kasować, wzięła do ręki piwo i w tym momencie ktoś za moimi plecami się odezwał:
— Ja tam bym ją sprawdził
Kasjerka zaczęła się śmiać i poprosiła mnie o dowód. Dałam jej go z uśmiechem na ustach.
Nie wiem czego ten koleś ode mnie chce. Jest mega przystojny, zadziorny — tak jak ja- lecz działa mi na nerwy.
Spakowałam zakupy do siatki i już miałam wychodzić, kiedy gościu za mną poprosił o fajki. Rzuciłam w kierunku sprzedawczyni:
— Do widzenia i miłego dnia. A i ja tam bym go sprawdziła-powiedziałam i wyszłam ze sklepu z uśmiechem na ustach.
Szłam już jakieś 10 minut, kiedy usłyszałam znajomy warkot silnika i tylko błagałam Boga w myślach, żeby to nie był on, lecz łudziłam się na darmo.
— Przez ciebie nie mam fajek, bo zapomniałem dowodu wziąć
— To już nie moja wina przyjemniaczku. Lepiej orzeszki sobie kup albo słonecznik na poprawę pamięci. Będziesz zdrowszy
— Oj, byłbym zdrowszy jakbyś ze mną poćwiczyła — powiedział i popatrzył na mnie w znaczący sposób
— Kretyn — wycedziłam przez zęby
— Zdarza się
— Tobie chyba codziennie, kilka razy dziennie
Zaczął się śmiać, a ja przyspieszyłam kroku i weszłam na osiedle, gdzie mieszkamy aktualnie z bratem. Olałam go, bo na za dużo sobie pozwalał.
Weszłam do klatki i przeklęłam siebie w myślach. Przecież on teraz będzie wiedział gdzie mieszkam. A niech to…
Wsiadłam szybko do windy i wysiadłam na 3 piętrze, a pozostałe dwa piętra przeszłam szybko po schodach. Tak na wszelki wypadek. Poczułam się jak w kryminalnej opowieści albo w thrillerze. Byłam na 5 piętrze, ostatnim. Otworzyłam szybko mieszkanie, weszłam i zamknęłam się od środka.
Rozpakowałam zakupy
Dochodziła godzina 12:30. Za chwilę mieli przyjść koledzy Artura z obiecaną pizzą
Przypomniałam sobie o nieznajomym przystojniaku i aż prawie upuściłam swój telefon, który trzymałam w ręce, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi. Niepewnie podeszłam do nich i zobaczyłam przez judasza. Nikogo tam nie było. Zaczęłam się bać, aż tu nagle wyskoczyli ci dwaj idioci (czyt. kumple mojego brata). Trochę mi ulżyło, bo myślałam, że to ten kolo z Dodge’a. Całkowicie zgłupiałam.