Przyjaźń
Rodzi się taka wątła, malutka i cicha,
Rodzi się ich wiele, a ta, która jest licha,
Nie wytrzyma, przez to zginie.
Tylko taka nie przeminie,
Która pielęgnowana rośnie w swoją siłę,
Ale dbać o nią trudno. Trzeba słówka miłe
Mówić do niej przy okazji,
Puszczać wodze swej fantazji.
Niech ona tego słucha i na tym się żywi,
A gdy urośnie, już się wtedy nikt nie zdziwi,
Że jest piękną i wspaniałą,
Silną, twardą i wytrwałą.
Zapomnieć, co było złe, i wybaczyć skłonna,
Wysłuchać wszystkich żalów i dobrze doradzić.
I do tego chcę poradzić,
Że najlepsza jest dwustronna.
Jak puści twardy korzeń, już się nie wytępi.
Swoich wrogów pokona, przeciwności zgnębi,
Wszystkim prawom się sprzeciwia —
Taka przyjaźń jest prawdziwa.
Przyjaźń jest to…
Jest to dłoń wyciągnięta zawsze w twoją stronę,
A kiedy ją uchwycisz, wiesz, że nie utoniesz;
Ciepłe słowo szeptane, kiedy krzyki mrożą,
Przychodzące znienacka i z pomocą bożą.
To wiara mimo wszystko i przeciw wszystkiemu,
I wbrew nadziei ślepej, wbrew światu naszemu.
Poczucie bezpieczeństwa, czucie stabilności,
Podpora i opoka dla strudzonych gości.
Może być w kromce chleba, przez szczere podanie
Szepcząca od ust do ust treść „umiłowanie”.
A im więcej ją dzielisz, tym się bardziej sycisz,
A wyciągając z nią dłoń, ten moment uchwycisz,
Ten wyryjesz w pamięci: to piękno na twarzy,
Niczym boskie spojrzenie, które was kojarzy.
I ten sam Bóg ją stworzył, który stworzył miłość,
I On dla niej uczynił tak wielką zawiłość,
I Jemu tylko sądzić, która jest piękniejsza,
Bo przyjaźń jest to miłość, tylko trochę mniejsza.
Niech mi to wszystko Chrystus wybaczy
Byłem kiedyś szczęśliwy, miałem wielką przyjaźń,
Najszczerszą i otwartą, radosną, wspaniałą,
Ciepłą i kolorową, i na wieki stałą.
Jedyną tak prawdziwą, taką miałem przyjaźń,
Lecz zniszczyłem ją całą; zniszczyłem doszczętnie;
Rozerwałem w kawałki, czego nikt nie przetnie.
Jak Samson w gruz zwaliłem, nie z siły, w słabości,
Sam spocząłem pod gruzem, by w szalonej złości
Odbudować na nowo Świątynię Miłości.
A nie ma tam ołtarzy — jest serce…, lecz czyje?
Niech mi Chrystus wybaczy, deszczem grzechy zmyje.
To, co w sercu
Nie angażuj w przyjaźni serca swego śmiało,
Ale za to w miłości nie dawaj zbyt mało,
Bo miłość od przyjaźni w sercu się nie stroni,
A jednym krokiem stoi i to w obie strony.
Być przyjacielem
Chcę cię obdarowywać, chciałbym dać ci wiele
I chcę oddać ci siebie — być twym przyjacielem.
Ma wyspa
Mam wyspę na tym świecie, może na tej ziemi,
Gdzie nie ma nienawiści, nienawistnych cieni.
Zbyt mała jest do wojen, niechętna do sporów;
Nie znamy tu pogardy, tyranów, potworów.
Choroby nie istnieją, zły los ustępuje,
A choć jest nas tu wielu, nikt się nie buntuje.
Na wyspie mojej wszyscy jesteśmy szczęśliwi
I dla siebie otwarci, szczerzy, sprawiedliwi;
Każdy idzie z pomocą, gdy jej potrzebujesz,
A za to, że ci pomógł, jeszcze podziękuje.
Tu wszystko jest w dostatku, harmonii, porządku
I słowa są materią, tak jak na początku.
W wodach wyspy przyjaciół ja się nie utopię;
Ja się z grzechów oczyszczę, gdy tą wodą skropię.
Lecz spaliłbym mą wyspę! Mam coś cenniejszego,
Od bogactw, od przyjaźni znacznie silniejszego.
I rzuciłbym to wszystko, i nie zdążył smucić,
Jeśliby Bóg na chwilę chciałby los odwrócić.
W ludzi tłumie
Dostrzegła mnie w ludzi tłumie,
Przez oczy zajrzała w serce,
I teraz wszystko rozumie,
I teraz dziwi się wielce.
Spojrzała dziś w moją stronę,
Zrzuciła z głowy koronę.
Poddała się? Czy przegrała?
Piękniejszej klęski nie miała.
Zwróciła się do mnie słowem,
Oddała życia połowę.
Dała wszystko, czego chciałem.
Przyjąć? — nie przyjąć? — się boję.
I wtedy również się bałem.
I jak wryty przed nią stoję.
I spełnia się me marzenie.
I życie swoje odmienię.
A jutro znów ją zobaczę
I wszystko będzie inaczej.
Ona już wszystko rozumie,
Bo wypatrzyła mnie w tłumie.
Pierwszy dzień mojego życia
Rozpoczęło się życie, weszło we mnie tchnienie —
Półsłowem, półuśmiechem i jednym spojrzeniem.
Zaczęło serce bić i krew zaczęła krążyć.
Tak chłodna, zimna teraz wrze, by mogła zdążyć
Przenieść z oczu do serca i na całe ciało —
Tak weszło we mnie życie i tak już zostało.
W sobotnią letnią noc
Na kamieniu samotny usiadłem wieczorem
W najspokojniejszym miejscu — w lesie nad jeziorem.
Daleko od spraw, z dala od upływu czasu.
Potrzebuję się ściszyć i wyzbyć hałasu —
Jak ptak, jak liść, jak drzewo, jak las,
Gdzie wiatr i woda, i ogień, i głaz.
Delektuję się chwilą i smakuję ciszę.
Kiedy gwiazdy się srebrzą, a księżyc złoci się,
Moje myśli odchodzą i dryfują sobie,
Lecz tłuką się o kamień w tej jednej osobie.
Mój ład, ma myśl, ma cisza — bezdźwięk.
W ten huk, ten świst, ten hałas, ten brzdęk.
O sztuce
Są sztuki, których prosto uczyć się władania,
Jednak najtrudniejszą z nich jest sztuka kochania.
I choćbyś czytał książki lat sto, to niestety
Nie pojmiesz tak, jak kochać ni jednej kobiety.
Szukać miłość
Niedługo trzeba czekać, by miłość zobaczyć.
Wystarczy czas odwrócić, starczy zamknąć oczy,
Powędrować pamięcią, która szybko kroczy,
Wyobrazić to sobie, że można cię stracić.
Zakochać się
Zakochać się ot tak, po prostu,
Ot tak, naprawdę,
Od dziś
I już
Na zawsze!
Miłość we mnie trafiła
Miłość we mnie trafiła, przeszyła moje ciało,
Wbiła się w jego głębię, ale nie bolało.
Wskoczyła mi przez oczy i wpadła przez uszy,
Dalej przez głowę i mózg trafiła do serca,
A tam będzie bezpieczna, tam jej nikt nie ruszy,
I tam powoli rośnie, i tam się utwierdza.
A gdy wyrośnie już z niej mały kwiatek róży,
Który w niewinny sposób ogród serca suszy,
Spojrzę na jego piękno i pomyślę sobie,
Że mógłbym już go zerwać i zanieść go tobie.
Piękno prawdziwe
Niczym młody motyl, gdy o porannej rosie
Rozwija swoje skrzydła w kroplach mieniące się,
I tak jak śpiew słowika pośród głuchej ciszy
Uderzający ściany, wie, że ktoś usłyszy —
Tak piękna jesteś w całej swej okazałości,
Tak słodko serce słucha ciebie, o miłości!
Jej określenie — jej znieważenie
Nie można ciebie pojąć ni określić w słowie,
Zrozumieć w jednej chwili i umieścić w głowie
Ni wyczytać cię z książek jako historyjkę,
Ani słuchać w powieści jako melodyjkę.
Lecz zamknęli cię w słowie, prosto skratowali.
A pojęli cię trefnie — pojęli, nie znając.
Nadali definicje — głębi sens zabrali.
I to wszystko stworzyli, tobie urągając.
Po drugiej stronie mostu
Dziś wyszliśmy na spacer, długo — całe życie,
Po tak długim rozstaniu, samotnym pobycie.
Przechodzimy więc pola, doliny i góry;
Oglądamy z daleka nadchodzące chmury.
I spytam, gdy będziemy z drugiej strony mostu:
— Jak należy cię kochać?
— Tak tylko po prostu…
Skała
Przed mym domem leży skała.
W samym środku mego serca
Stoi cicho jak morderca.
W czarnej ziemi — jak śnieg biała.
Przed mym domem leży skała,
A ja ciągle na nią patrzę,
A ja ciągle o niej marzę.
Choć tak wielka — jest zbyt mała.
Przed mym domem leży skała.
Chociaż przy niej ciągle marznę,
Niech pół żaru jej doświadczę,
By mnie ogrzać nim zechciała.
Przed mym domem leży skała.
Leży blisko, leży stale.
Choć ją zdobyć chcę wytrwale,
Już jej nie ma, choć tu stała.
Przed mym domem leży skała.
Leży pośród swych kamieni,
Wie, że nikt jej nie odmieni,
Gdyby zgody mu nie dała.
Przed mym domem leży skała.
Ona może czuje skrycie,
Ona może czuć by chciała.
Za tę skałę oddam życie.
Lecz czy by to zrozumiała?
Przed mym domem leży skała,
Która nigdy mnie nie znała,
Która nigdy nie płakała,
Która nigdy nie kochała.
Tam… w mym sercu leży skała…
Na rozstaju dróg
Na rozstaju naszej drogi
Powiedz chociaż „do widzenia”,
Żeby zmniejszyć w pół cierpienia,
By choć mniej bolały nogi.
Na rozstaju naszej drogi
Nie ma więcej możliwości
I decyzji na rzut kości,
Bo los bywa też zbyt srogi.
Na rozstaju naszej drogi
Trzeba w końcu puścić dłonie;
Oczy nimi swe zasłonię,
Nie odsłonię przez czas długi.
Na rozstaju naszej drogi
Każde idzie w swoją stronę,
Każde zrzuca swą koronę,
Co przechyla nas na boki.
Na rozstaju naszej drogi
Szczęście dzieli się na dwoje.
Lecz ja oddam tobie swoje,
Ty z nim wkroczysz w świat szeroki.
Na rozstaju naszej drogi
Koniec schodzi do początku.
Od nowego zacznie wątku,
Żeby był dla ciebie długi.
Na rozstaju naszej drogi —
Koniec naszej końcem mojej,
Lecz początkiem będzie twojej.
Tam, gdzie niosą cię twe nogi.
Na rozstaju naszej drogi —
„Bądź mi zawsze przyjacielem” —
Tak żegnają się dwa bogi,
Uczyniwszy świat weselem.
Oddaj mi
Zabrałaś wszystko, co miałem.
Wzięłaś, czego nie dałem.
Skradłaś moje sny i marzenia,
Znikły spojrzenia, westchnienia.
Oddaj moje serce czyste.
Oddaj prawdy oczywiste.
Oddaj miłość zdruzgotaną.
Oddaj przyjaźń zaniedbaną.
Oddaj dni radosnych wdzięki.
Oddaj Bogu za nie dzięki.
Oddaj, co się w tobie grzebie.
Oddaj mi, oddaj mi siebie.
Oddaj kwiaty w rannej rosie.
Oddaj szczerość w moim głosie.
Oddaj ptasi lot na niebie.
Oddaj mi, oddaj mi siebie.
Oddaj wszystko, oddaj, proszę…
Więcej uczuć nie zaniosę
Jak miłości w rannym chlebie.
Więc oddaj, oddaj mi siebie.
Jeśli
Jeśli kochać znaczy pamiętać,
A nienawidzić znaczy zapomnieć,
To chciałbym
Tak bardzo pamiętać, żeby zapomnieć.
Jeśli miłość znaczy koniec,
A przyjaźń znaczy początek,
To nie chcę więcej
Zaczynać od końca, by iść do początku.
Jeśli szczęście jest to słońce,
A smutek jest to księżyc,
To niech nadal
Promień jednego drugie blaskiem odbija.
*
Usta, rozpusta i pusta
Dusza, wymusza, zagłusza
Rozum, z tą zgrozą, na pozór
Dwoje, we troje, się boję…
**
Prysło, tak wyszło, co przyszło
Ginie, w pustynie, przeminie
Pamięć, brak zajęć, jak zamieć
Szczęścia, odejścia, po częściach
Pustka, czas ustał, na ustach
Żale, rozpalę, że wcale…
***
Mowa, twe słowa, połowa
Życia, serc bicia, zdobycia
Myśli, lecz pryśli, się przyśni
Wina, co wszczyna, przyczyna
Kary, ofiary, bez miary
Bóle, przytulę, rozczulę
Serce, w rozterce i wielce
Łkanie, zostanie, rozstanie