E-book
7.88
drukowana A5
25.44
drukowana A5
Kolorowa
49.41
Nielegalne uczucie

Bezpłatny fragment - Nielegalne uczucie

Relacja, której nie wolno było mi mieć


Objętość:
84 str.
ISBN:
978-83-8414-403-9
E-book
za 7.88
drukowana A5
za 25.44
drukowana A5
Kolorowa
za 49.41

Droga przez złudzenia i prawdę

— Szara codzienność.

— Z każdym spojrzeniem bliżej.

— Wyznanie za murami.

— Bezcenne drobiazgi.

— Płomień w mroku.

— Urlop od nas.

— Codzienność, za którą tęskniłam.

— To skomplikowane.

— Dzień, który wszystko zmienił.

— Szkolenie, które szkoliło mnie z cierpliwości.

— W klatce z wilkami.

— Kiedy przestał patrzeć jak dawniej.

— Ostatnie spotkanie.

— Za innymi murami.

— Tam, gdzie nie było już nas.

— Między światem a celą.

— Zerwane kajdany.

— Znów twarzą w twarz.

— Czas, o którym marzyłam.

— Słowa, które zmieniły wszystko.

— Bezsilność istnienia.

— Samotność wśród samotnych.

— Cena obojętności.

— Nowy początek.

— Nowe życie.

— Zakończenie.

Wstęp

Znalazłam się w miejscu, które odbiera człowiekowi wszystko — wolność, spokój, poczucie bycia kimkolwiek. Trafiłam do Aresztu przez błędy, które popełniłam. Miałam wtedy niewiele — trochę odwagi, dużo strachu i ogrom samotności. Ojciec mojego dziecka od lat nie istniał w naszym życiu. Byłam młodą, samotną mamą i podjęłam decyzje, których dzisiaj już nie bronię. Ale wtedy.. wtedy były dla mnie jedynym wyjściem.


Kiedy zamknęły się za mną drzwi celi, coś we mnie pękło. Zostałam sama — bez syna, bez nadziei, bez sensu. Myślałam, że przez kilka lat po prostu przestanę istnieć.

I właśnie wtedy.. pojawił się on. Nieplanowanie, niespodziewanie. W miejscu, w którym nie powinno się rodzić nic pięknego. Uśmiechnął się do mnie ktoś, kto na chwilę zatrzymał mój wewnętrzny chaos. Ktoś, kto malował kolorami moją codzienną szarą rzeczywistość.


To była relacja inna niż wszystkie. Relacja, która zmieniła mnie na zawsze. Relacja, której nie wolno było mi mieć.

— Szara codzienność

Jak co dzień, oddziałowa zapytała naszą cele czy idziemy dziś na spacer. Odpowiedziałyśmy, że tak — to była dla nas jedyna szansa, by choć na chwilę poczuć świeże powietrze. Czekałyśmy cały dzień, jak zawsze, z niecierpliwością. W końcu… to przecież była tak naprawdę nasza jedyna forma rozrywki. Ale o naszym spacerze nie było nic słychać. W końcu po obiedzie zdecydowałyśmy, że zapytamy co się dzieję. Okazało się, że mimo, iż oddziałowa zgłosiła spacerowym naszą chęć pójścia na spacer to jednak oni o nas zwyczajnie zapomnieli. Byłyśmy złe, chciano odebrać nam jedyne prawo do tego, by choć na chwilę uwolnić się z tej celi. Szarej, przeklętej, ciasnej.

Wtedy pierwszy raz usłyszałam jego głos. Oddziałowy, który zapomniał o naszej celi. Przyszedł, przeprosił i pół żartem obiecał, że następnym razem zabierze nas na większy spacerniak. To był luksus, od razu zgodziłyśmy się na tę propozycję.

Wtedy tak naprawdę go zobaczyłam. Jego oczy były inne. Miał w nich coś.. hipnotyzującego. Coś, co sprawiło, że przez chwilę zapomniałam czego dotyczyła rozmowa. Przeszły mnie ciarki — takie, które nie mają nic wspólnego z chłodem.


Potem o tym zapomniałam, a może tak naprawdę tylko udawałam, że zapomniałam.


Kilka dni później wrócił. I naprawdę zabrał nas na większy spacerniak. Dotrzymał słowa. Jednak nie był takim złym gadem jak to niektórzy mówili.

— Z każdym spojrzeniem bliżej

Zaczęliśmy zerkać na siebie.

Potem były krótkie spojrzenia.

Później — kilka słów.

A z każdym kolejnym spacerem.. było ich więcej.

I coraz trudniej było mi wrócić do celi bez uśmiechu.


Było coś magicznego w tym jak na mnie patrzył.Nie tak jak patrzyli na mnie inni — on widział we mnie kobietę, a nie osadzoną.


Z każdym kolejnym razem nie mogłam przestać o nim myśleć. Wystarczyło, że zamknęłam oczy a jego twarz wracała. Uśmiech sam pojawiał się na mojej twarzy, kiedy tylko pomyślałam, że znów go zobaczę.


Z każdym kolejnym spacerem nasza relacja stawała się coraz bliższa, coraz bardziej osobista.


Dla mnie te chwile, te spotkania były jak randka z nim. Prawdziwa, wyczekana, wymarzona. Choć byłam osadzoną, czułam coś, czego dawno nie czułam — że jestem kobietą.


Zawsze szykowałam się na ten dzień jak mogłam, Podkręcałam końcówki włosów, starałam się ułożyć je tak, by wyglądały lepiej niż poprzednim razem, kiedy się widzieliśmy. Malować się nie mogłam, kosmetyków tam nie było, jedyne co miałam w swoim zasięgu to tusz do rzęs. Potrafiłam godzinami tuszować rzęsy. Oczy wyglądały wtedy pięknie. Chciałam go również zahipnotyzować swoim spojrzeniem, tak samo jak zrobił to on. Przebierałam się kilka razy dziennie aby wybrać jak najlepszą kreację na moje wielkie wydarzenie, jakim był… spacer w więzieniu. W tamtym momencie nie odbierałam tego w ten sposób, dla mnie była to randka, spotkanie w którym byliśmy tylko my.


Był inny niż wszyscy. Nigdy nie rozmawiał ze mną jak z osadzoną. Nie patrzył na mnie przez pryzmat kraty. Rozmawiał jak z kobietą. Z zainteresowaniem, z szacunkiem, ze spokojem, który koił mój wewnętrzny hałas.


Dla innych był zwykłym oddziałowym, może nawet — jak mówili — gadem. Dla mnie był nadzieją, w miejscu gdzie nie powinno jej być. Był światłem w miejscu, które z definicji miało być szare i ciemne. Był kimś, kto spojrzał na mnie inaczej, dotknął słowem, obudził sercem, kiedy wszystko było w uśpieniu. Pokazał mi, że można jeszcze czuć, pragnąć i marzyć. Był tym, który — chociaż nie powinien — stał się dla mnie wszystkim.


Spacer po spacerze, rozmowa po rozmowie, spojrzenie po spojrzeniu.. W końcu poczułam, że chyba zauroczyłam się nim. W sumie nie dziwiło mnie to.. byłam w miejscu, które miałam odczuć jak najbardziej dotkliwie. Byłam w izolacji, pozbawiona kontaktu z bliskimi. Żyłam życiem, które w tamtym momencie było dla mnie pozbawione jakiegokolwiek sensu. Nagle w tej szarej, przykrej codzienności pojawił się ktoś kto zwrócił na mnie uwagę, kto widział we mnie kobietę a nie osadzoną, która zasługuje na najgorsze. Ktoś kto swoją obecnością wywoływał uśmiech na mojej twarzy. A rozmowy z nim sprawiały, że przenoszę się w zupełnie inną rzeczywistość. Więc tak.. mogłam się zauroczyć.

— Wyznanie za murami

Wiedziałam, że dłużej nie mogę dusić tego w sobie, postanowiłam więc że wyjawię mu co czuję. Ale jak.. Przecież mógłby ktoś usłyszeć a wtedy oboje będziemy mieli problemy. Jedyne co przyszło mi do głowy to to, aby napisać mu kilka słów, które najbardziej oddają mój stan, przede wszystkim to, że czuję jak z każdym naszym spacerem skracamy dystans między nami. Że nasze rozmowy i spojrzenia mają w sobie coś więcej. Ja to czuję i może on też to czuł..


Napisałam to co najważniejsze, zwinęłam kartkę w małą kostkę i na następnym spacerze, na następnej naszej randce chciałam mu ją wręczyć. Trzymałam ją w dłoni, spoconej ze stresu i emocji. I kiedy odprowadzał mnie ze spaceru do celi.. w milczeniu i dyskretnie włożyłam mu ją do ręki. Spojrzałam tylko na chwilę w jego oczy i weszłam.. Weszłam do celi, ale myślami byłam tylko przy nim. Czekałam, niecierpliwie, z nadzieją, z lękiem, na następny spacer.


Czy przeczytał? Czy się uśmiechnął? Czy coś poczuł? Czy odpowie?


Nie mogłam się doczekać jego służby. Każdego dnia wyglądałam go na korytarzu. Nasłuchiwałam jego kroków. Kiedy w końcu się pojawił, serce przyspieszało mi jak szalone. Chciałam, żeby spojrzał, żeby powiedział coś więcej niż zwykle, żeby dał mi choć najmniejszy znak. Nie musiał pisać, nie musiał nic wielkiego robić. Wystarczyło jedno spojrzenie, jedno słowo — inne niż zwykle. Czekałam na niego jak na kogoś, kto trzymał w dłoni odpowiedź na pytanie, które bałam się zadać na głos.


Tego dnia pojawił się szybciej niż powinien, od razu to poczułam — coś było inaczej. Zamienił się z kimś na służbę, tylko po to by móc mnie zobaczyć. Zrobił to dla mnie, dla tej jednej chwili. Przyznał to.


Nadszedł czas naszego spaceru, stresowałam się tym bardzo. Co jeśli się wygłupiłam? Co jeśli zniszczyłam tym wszystko co było między nami? Miałam w głowie różne myśli.. Jak zwykle to on przyszedł po mnie do celi, aby zaprowadzić na spacer. Nie potrafiłam wyczytać z jego twarzy co myśli, czułam jak moja twarz płonie ze wstydu. Jednak wszedł na swoją wieżyczkę, zawsze to robił, gdy byłam na spacerze. Stał całą godzinę na tej wieżyczce, a czasem nawet i dłużej, aby rozmawiać ze mną. Spojrzał na mnie swoim hipnotyzującym spojrzeniem a wtedy z jego dłoni wyślizgnęła się mała, zwinięta w kostkę karteczka. Od razu rzuciłam się na nią, by jak najszybciej podnieść, aby nikt nie zauważył. Byłam zaskoczona jego postawą. Przecież mógł przekazać mi ją bardziej dyskretniej, tak jak zrobiłam to ja, kiedy wręczyłam mu swoją. Nie bał się, że ktoś to zobaczy, mimo że okna aresztu były skierowane również na spacerniak. Widziałam kątem oka jak inni osadzeni to zauważyli, jeden nawet krzyknął coś o przypale. Ale wtedy nie interesowało mnie to, w tamtym momencie był tylko on i ja i ta mała karteczka, która miała w sobie wszystko.. Natychmiast schowałam ją do kieszeni i czekałam z niecierpliwością na koniec spaceru, by wrócić do celi i od razu móc ją przeczytać. Byłam bardzo ciekawa tej wiadomości.

Odpisał i ryzykował dając mi ją więc to chyba świadczy o tym, że czuje podobnie.


Kiedy wreszcie byłam sama.. Rozwinęłam ją powoli, jakby każde zagięcie miało znaczenie. “Na wstępie chcę Cię przeprosić, nie umiem pisać tak ładnie jak Ty..” Nie mogłam w to uwierzyć, on naprawdę mi odpisał, to było jak sen. Czytałam każde zdanie, jakby było święte. Kilka razy, może nawet kilkanaście. Z każdym słowem czułam jak miękną mi kolana, jak drżą mi ręce a oczy robią się wilgotne.

“Nie chciałbym aby nasze rozmowy dobiegły końca..”

“Uwielbiam, gdy bawisz się włosami..”

Czy to się działo naprawdę? Czy to był sen?

Bałam się, że zaraz się obudzę..


Tam, gdzie było tylko zimno, kraty i szarość, on wszedł jak promień światła. Nagle miejsce, które miało mnie złamać, zaczęło mnie leczyć — jego obecnością. Kiedy się pojawił, czułam się jak najbogatsza kobieta na ziemi. A gdy znikał — zostawał w moich myślach na długo, czasem na całe noce. Leżałam pod szorstkim jak papier ścierny kocem i śniłam o jego boku. Czułam się jak nastolatka, jakbym zakochała się pierwszy raz. To nie było zwykłe uczucie, to było moje ocalenie. Ocalił mnie swoją obecnością, tym że pojawił się w moim życiu. W miejscu, które miało być karą a dzięki tej karze spotkałam jego.


Nie pamiętam co mu odpisałam. Wiem, że byłam bardzo szczęśliwa tym, że mogę mu odpowiedzieć, że miałam na co mu odpowiedzieć. Żyłam tylko tymi momentami, spacerami z nim i pisaniem do niego. Te chwile trzymały mnie przy życiu w tym chłodnym, okropnym miejscu. Drżałam pisząc do niego, każde słowo było dla mnie jak tlen. Pisałam do niego zawsze długie wiadomości, żeby wiedział że ktoś tutaj, po tej stronie murów, żyje tylko dla tych chwil z nim.


Choć pragnęłam wyjść z aresztu, być wolną, aby móc być z nim tak naprawdę, to wiedziałam że w tym momencie jest to niemożliwe. Więc żyłam życiem takim jakim musiałam. Więzienną codziennością, pobudką, apelem i posiłkami..


A on.. Zawsze był, zawsze po mnie przychodził. I mimo, że na spacerach byliśmy pod czujnym okiem kamer to on zawsze znajdował sposób, by być blisko. Wchodził na swoją wieżyczkę, i choć miał widok na wszystkich, widział tylko mnie. Był tam przez cały czas, spacer trwał tylko godzinę, ale on i tak za każdym razem przedłużał nasze spotkanie. Przez cały ten czas czułam, że należę tylko do niego. Po wszystkim schodził na dół. Czekał na mnie, żeby mnie odprowadzić. I właśnie wtedy, na tych ciemnych, krótkich przejściach między kratą a moją celą działy się rzeczy, które były dla mnie całym światem. Czasem jego dłoń musnęła moją. Delikatnie, jakby dotyk miał być grzechem. I w sumie przecież był. Zabronione nam to było. Nie miał prawa mnie dotykać, a ja nie miałam prawa czuć. Czasem właśnie na tych ciemnych przejściach wręczałam mu wiadomości. Zwinięte w najmniejszą możliwą kostkę, schowaną w dłoni jak skarb.

Wyznania pisane nocą, szeptane sercem.


Z biegiem czasu, ta relacja zaczynała stawać się czymś więcej ale jednocześnie zaczynała być coraz bardziej skomplikowana. To nie było odpowiednie miejsce, to nie był odpowiedni czas. My byliśmy nieodpowiedni. Zupełnie dwa różne światy, on przecież był strażnikiem, ja byłam osadzoną. Nasza relacja bez wątpienia była pełna emocji, tajemnicy, ryzyka i intymności budowanej na zaufaniu. To było zakazane uczucie, które kwitnie właśnie dlatego, że musi rosnąć w ukryciu. Rozmawialiśmy o wszystkim. Zaczęłam wierzyć, że skoro tak bardzo się stara, tak bardzo ryzykuje to znaczy że coś czuje. Dzięki niemu przestałam myśleć o problemach. Nie było krat, nie było zimnych ścian, nie było łóżek z kocami szorstkimi jak sumienie.

Był tylko on.


Zajmował moją głowę całkowicie. Jego obecność, każde spojrzenie, każde słowo — były jak lekarstwo. Nie myślałam o tym co będzie. Nie myślałam o wyroku. Nie myślałam nawet o moim dziecku. I wiem jak to brzmi. Ale to była moja forma obrony — nie chciałam się rozsypać. Nie chciałam, żeby tęsknota mnie zjadła. Więc odcięłam się od niej, by przeżyć. On stał się moją rzeczywistością.

Moim sensem.

— Bezcenne drobiazgi

Nasza relacja rosła z każdym dniem, z każdym spojrzeniem, z każdym szeptem który przemykał między kratami. Zaczął przynosić mi małe cuda, dla mnie były to prawdziwe skarby. Kwiatki, zerwane gdzieś przy murze, których nie widziałam już od wielu miesięcy. Lizaki, które chował tak, żeby nikt nie zobaczył. Owoce, prawdziwe owoce które smakowały jak raj. W świecie gdzie nie mogłam mieć nic, z nim miałam wszystko. Drobiazgi, które za murami nie miałyby większego znaczenia, tam stawały się bezcenne.


Zaczęłam się zastanawiać, co ja mogłabym mu podarować?

Tak bardzo chciałam, aby miał przy sobie cząstkę mnie.

Coś, co sprawi że będzie o mnie pamiętał.


Dałam mu więc swoją gumkę do włosów. To był impuls, na jednym ze spacerów naszła mnie taka myśl. Więc kiedy już odprowadzał mnie do celi, ja zdjęłam swoją gumkę z nadgarstka i podarowałam mu ją. Bez słowa, po prostu z uśmiechem i iskrą w oczach. To było wszystko co miałam. Później tę gumkę widziałam na jego nadgarstku, jakby nosił przy sobie kawałek mnie. Byłam bardzo szczęśliwa. W jednej z wiadomości, którą napisał do mnie, przyznał że mając tę gumkę, czuje jakby cząstka mnie ciągle mu towarzyszyła. Te słowa były jak dotyk przez ścianę, delikatne, ciepłe, intymne. Trzymałam się tych słów. Czułam, że jestem dla niego kimś więcej. Że to nie była tylko gra, flirt, chwilowe oderwanie od rutyny.


Byliśmy jak dwa światy, które zderzyły się w najbardziej nieoczekiwanym miejscu, najbardziej nieoczekiwanym czasie.

I mimo zakazów, mimo ryzyka — nie mogliśmy przestać.

— Płomień w mroku

Zawsze, kiedy tylko go widziałam pragnęłam go przytulić. Choć na krótką chwilę. Poczuć jego zapach, poczuć bicie jego serca. To było moje marzenie, które wiedziałam że w tym miejscu się nie spełni. Jednak w jednej z wiadomości do niego, postanowiłam że wyjawię mu moje pragnienie. Nie wiedziałam jak na to zareaguje.

Nie wiedziałam, czy przekroczy tę granicę, którą oboje tak długo omijaliśmy..


Kiedy zjawił się tamtego dnia na korytarzu, coś w jego oczach mówiło mi, że dziś wydarzy się coś więcej. Powiedział abym szła ostatnia, spojrzałam na niego pytająco ale milczałam. Zaufałam, tak jak już wtedy ufałam mu bardziej niż komukolwiek innemu. Szłam powoli, za moją współosadzoną, tak jak mi kazał. Serce waliło mi jak oszalałe, nogi drżały a ręce pociły się, ten moment trwał jak wieczność. Kiedy zbliżaliśmy się na spacerniak, a moja współosadzona już na niego weszła, wtedy on złapał zdecydowanie moją rękę i pociągnął do siebie. Ja wtuliłam się w niego, z całych swoich sił. Jak dziecko szukające ciepła. Trwało to może kilka sekund, ale dla mnie czas jakby się zatrzymał. Poczułam jak obejmuje mnie ramionami, tak bez słowa, a jednocześnie mówiąc wszystko. Poczułam jego zapach i czułam jak bije jego serce. Szybko i nierówno, to na pewno z nerwów. Przecież tak wiele ryzykował.. a jednak, zrobił to. Wtedy wszystko przestało istnieć. Cela, mury, kamery. Byliśmy tylko my.


Byłam szczęśliwa, całą sobą. Nogi się pode mną uginały, nie mogłam swobodnie spacerować. Nie mogłam skupić się na własnych myślach. Czułam, jakbym miała zaraz zemdleć z nadmiaru emocji. Wtedy zrozumiałam, że to uczucie, które nie miało prawa się narodzić, właśnie zakiełkowało. Ja kiedy wracałam do siebie po tym wydarzeniu, on w tym czasie wszedł na swoją wieżyczkę. Spojrzał na mnie tym swoim wzrokiem, które tak uwielbiałam i uśmiechnął się. Nie byłam w stanie nawet odwzajemnić uśmiechu, dalej próbowałam złapać równowagę.


Po chwili zaczęliśmy rozmawiać, a moja współosadzona jak zawsze spacerowała spokojnie wokół, nie zwracając na nas uwagi. Ufałam jej, jak nikomu innemu. Wiedziała o wszystkim, a mimo to nie oceniała mnie, wręcz przeciwnie, bardzo mnie wspierała. Wysłuchiwała moich opowieści z zainteresowaniem, którymi tak ją męczyłam. Nawet przez chwilę nie pomyślałam, że mogłaby komukolwiek wyjawić mój sekret.

Wręcz, bardzo cieszyła się moim szczęściem.


Jak zwykle rozmawialiśmy całą godzinę, również o tym co przed chwilą się wydarzyło. Podziękowałam mu za to, to było coś co sprawiło że przeniosłam się w inną rzeczywistość.


Czas spaceru mijał zawsze tak szybko, zdecydowanie za szybko. Choć nasze rozmowy sprawiały, że dla mnie czas się zatrzymywał to jednak ta chwila mijała.


Kiedy wróciłam do celi było mi bardzo smutno, wiedziałam że tego dnia już go nie zobaczę. Miał mieć służbę dopiero za dwa dni, to brzmiało jak wieczność.


Od razu postanowiłam wziąć kartkę i napisać do niego kilka słów, by móc dać mu ją kolejnego spotkania. Zawsze to robiłam, dzięki temu mogłam raz jeszcze przenieść się w jego ramiona.


Dzięki temu, że pojawił się w moim życiu, ja przestałam cierpieć.


Cisza za kratami miała inny smak. Nie była spokojem, była ciężarem. Zawieszoną nad głową mgłą, która nie znikała nawet w słoneczne dni. Choć w celi nawet nie wiedziałyśmy jaka jest pogoda. Oprócz krat były w oknach blindy, które zasłaniały nam świat który zostawiłyśmy..


Byłam tam zupełnie sama, mimo że otaczały mnie inne kobiety, które jak ja znalazły się po niewłaściwej stronie życia. Każda z nas niosła swoją historię, swój wstyd i ból.


Tęskniłam, przede wszystkim za synem. Za jego ciepłem, zapachem, za tym jak wołał do mnie “mamo” z najczystszym zaufaniem. Miał wtedy zaledwie trzy latka, kiedy odebrano mi możliwość trzymania go w ramionach. Wpadłam w ciemność, która zawładnęła moim światem.


Nazywałam go — mój oddziałowy. Gdy rozmawiał ze mną, miałam wrażenie że zapomina kim jestem. A ja dzięki niemu zapominałam gdzie jestem.


Wszyscy wokół traktowali oddziałowych jak wrogów. Jakby to przez nich mieli się tam znaleźć. Nawet nazywali ich gadami, patrzyli z nienawiścią. Ale ja.. ja nigdy tak o nim nie myślałam. W moich oczach nie był mundurem, był człowiekiem. Dla mnie liczyło się to jaki był przy mnie, dla mnie. Ciepły, życzliwy, delikatny, odważny. Mógłby pracować gdziekolwiek, to nie miało znaczenia.

Choć ironicznie to właśnie to miejsce, ta rzeczywistość sprawiła, że nasze drogi się przecięły.

I za to mimo wszystko byłam wdzięczna.

— Urlop od nas

Nasza zakazana relacja cały czas brnęła do przodu.

Czułam, że zaczynam się w nim zakochiwać.


On był dla mnie kimś, kto dał mi światło w miejscu, gdzie zwykle panuje ciemność. Dał mi nadzieję, ciepło, ludzką bliskość.

W miejscu w którym się znalazłam miało to podwójną wartość.


Pewnego spaceru powiedział mi coś, co sprawiło, że grunt pod moimi stopami na chwilę zniknął..

— Muszę wziąć urlop na dwa tygodnie — rzucił całkiem spokojnie, patrząc gdzieś w dal, jakby chciał uniknąć mojego wzroku. Te słowa dudniły w mojej głowie jak echo. Poczułam ścisk w żołądku. Miał prawo do odpoczynku, miał prawo żyć swoim życiem. Ale gdzieś głęboko czułam, że jego nieobecność będzie dla mnie jak cofnięcie się o kilka kroków. Że to co zbudowaliśmy dotychczas, zacznie się kruszyć jak delikatna babka z piasku, którą wystarczy jeden podmuch, by zniszczyć.


Bałam się ciszy, która miała po nim zostać. Myśl, że przez dwa tygodnie nie zobaczę tych hipnotyzujących oczu i nie usłyszę jego głosu sprawiała, że mdliło mnie z rozpaczy. Bałam się, że zniknie nie tylko z korytarzy, ale i z mojego świata. A ja.. zostanę z tym wszystkim sama — z uczuciem, które dopiero zaczęło się rodzić, a już musiało przetrwać próbę milczenia i tęsknoty.


Nie zapytałam o nic, nie miałam odwagi. Zamiast tego uśmiechnęłam się sztucznie i skinęłam głową. Poprosiłam go jedynie, aby przytulił mnie mocno na pożegnanie.

Zgodził się. Kiedy spacer się skończył a moja współosadzona wyszła pierwsza. Ja zostałam aby mógł przekroczyć próg bramy, która nas dzieliła. Chwycił mnie zdecydowanym ruchem i mocno objął.

Wtuliłam się w niego, jakbym już nigdy więcej miała go nie zobaczyć, i czułam jak po moim policzku spływa łza..


Wróciłam do celi i poczułam znów tę pustkę.. Tę samą, którą poczułam gdy pierwszy raz drzwi celi zamknęły się za mną.


Miałam ochotę płakać, wyć jak wilk, który został sam — porzucony przez stado, zagubiony w ciemnym lesie pełnym wspomnień. Straciłam wszystko, co dawało mi siłę do życia w tej przeklętej rzeczywistości.


Przecież.. tylko on był moim światłem w tej ciemności.

Teraz.. moje światło zgasło.


Miałam wrażenie, że czas zatrzymał się w miejscu. Przestałam wychodzić na spacery.. Wszystko mi go przypominało. Siedziałam w celi i wracałam do wiadomości, które od niego otrzymałam. Trzymałam je jak największy skarb, jak coś co pozwalało mi przetrwać. Czytałam je po kilka razy dziennie, choć każdą znałam już na pamięć. Dzięki temu choć na chwilę mógł do mnie wrócić.. Choćby w myślach.

To właśnie one koiły mój lęk. Pisał w nich, że myśli o mnie bez przerwy, że gdyby tylko mógł brałby więcej dodatkowych służb, tylko po to aby widywać mnie częściej. Czytając jego słowa, czułam się bezpieczna, zaopiekowana. Pisał, że dzięki mnie ma trochę słońca w swoim życiu, że jest o mnie zazdrosny, że czuje jak bardzo zaczynam być dla niego ważna. Pisał, że jest szczęśliwy, że mnie spotkał, że chciałby mieć mnie przy sobie ale w obecnej sytuacji.. to wszystko jest zbyt trudne. Miał na myśli nasze położenie i to gdzie się znajdowaliśmy. Miał rację. Ani miejsce nie było odpowiednie, ani czas.. I chyba my również byliśmy nieodpowiedni. Trzymałam jego listy w dłoniach i czułam się tak, jakby rzeczywistość choć przez chwilę przestawała istnieć.

Jakby w miejscu, gdzie brakowało powietrza, te słowa były moim tlenem.


Odliczałam dni, każdą godzinę i każdą minutę, a tak naprawdę czułam, jakby czas się zatrzymał, jakby cały świat stanął w miejscu, zostawiając mnie z pustką i tęsknotą, której nie potrafiłam okiełznać. W miejscu, gdzie każdy dzień był taki sam, nagle te dni bez niego stały się jeszcze bardziej nijakie. Bez jego obecności wszystko traciło kolory.


Jedyne o czym myślałam to o tym, co robi, czy chociaż przez chwilę o mnie pamięta. Czy będzie taki sam, kiedy wróci? Czy jeszcze będzie chciał ze mną rozmawiać? A może ten czas poza murami przypomni mu, że jego życie toczy się gdzie indziej?


Po co byłam mu ja… Skoro nie mogliśmy się poczuć, tak jak oboje tego pragnęliśmy. Po co mu ktoś taki jak ja? Oszustka, która trafiła do więzienia i najpewniej długo z niego nie wyjdzie. On był zupełnie inny niż ja. Nie zasługiwałam na kogoś takiego. A jednocześnie.. Modliłam się o to, aby nigdy mnie nie zostawił.


Każdego dnia miałam nadzieję, że może wróci szybciej, niż powinien. Przecież już raz mnie tak zaskoczył… Miałam nadzieję, że może jednak.. że może dziś. Ale za każdym razem przez moje nadzieje, zostawałam z uczuciem jeszcze większej samotności.


W głębi duszy byłam rozbita. On był moim ratunkiem, moją ucieczką od tej rzeczywistości. A teraz… zostałam bez niczego.


Pisałam do niego wiadomości, mimo iż wiedziałam, że żadna odpowiedź nie nadejdzie. Nie nadejdzie, bo te wiadomości zostaną ze mną.. Nie będzie dane w najbliższym czasie mu ich przekazać. Pisałam, jakbym mogła w ten sposób zatrzymać między nami jakąś nić — cienką ale żywą.


Pisałam o tej szarej codzienności, która jest mi teraz obecna bez niego. O tęsknocie, o wspomnieniach. O tym, że wciąż na niego czekam.


Po długich, dniach pełnych samotności i przepełnionych tęsknotą, wrócił.. Już rano przy apelu usłyszałam jego głos.. aż we mnie wszystko zadrżało.


Po apelu zaczęłam szykować się na moją randkę z nim. Tak wyczekiwaną, z utęsknieniem czekałam na ten moment. Tak naprawdę nie wiedziałam o której dokładnie będzie ten spacer. Ale to dla mnie nie miało najmniejszego znaczenia. Najważniejsze dla mnie było to, że to już dziś. Czekałam na ten dzień jak na wolność.


Przed obiadem oddziałowa otworzyła drzwi celi, wydając krótką komendę. “spacer”. Byłam już ubrana, cały dzień gotowa na to spotkanie. Obok oddziałowej stał on.. Taki sam jak dwa tygodnie temu. Mój oddziałowy, w tym mundurze naprawdę było mu do twarzy.


Spojrzał na mnie, i uśmiechnął się. To był ten sam uśmiech, który nosiłam w sercu przez całe te dni tęsknoty.


Przy innych nie pokazywaliśmy, że coś nas łączy. Nie mogliśmy pozwolić na to aby ktokolwiek wiedział o naszej relacji. Wiedzieliśmy tylko my i moja współosadzona.


Spacer trwał prawie dwie godziny. Lubiłam kiedy przedłużał spacery, aby jak najdłużej móc porozmawiać ze mną. Wiedziałam wtedy, że ja też jestem dla niego ważna. Rozmawialiśmy o wszystkim. Mówiłam mu jak bardzo tęskniłam. Mówił, że również o mnie myślał. A najcudowniejsze było to, że miał na nadgarstku gumkę, którą mu podarowałam. Przez dwa tygodnie nie widzieliśmy się, a jednak nie pozwolił sobie o mnie zapomnieć. To był dla mnie jasny znak — że jestem w jego myślach tak samo mocno, jak on w moich.


Poczułam ulgę, że wszystko jest jak dawniej.

Że nie zapomniał.

Że czekał tak samo jak ja.


Znowu byliśmy tylko my — w naszym świecie, o którym nikt poza nami nie wiedział. Którego nikt poza nami nie rozumiał.

— Codzienność, za którą tęskniłam

Zaczęliśmy nadrabiać każdy dzień rozłąki. Słowem, spojrzeniem, dotykiem, na tyle na ile pozwalały nam warunki. Spacer za spacerem, znowu byliśmy razem. I choć wokół była szarość, kraty i zimny beton to dla mnie wszystko stawało się lżejsze i cieplejsze, kiedy on był obok.


Wróciła ta ekscytacja, kiedy tylko słyszałam słowo “spacer”. Wiedziałam, że gdzieś tam za drzwiami jest on. Że czeka, że zaraz spojrzy na mnie tym swoim wzrokiem, który miękczył wszystko we mnie. Każde spotkanie było dla mnie świętem. Szykowałam się, dobierając ubrania, kręcąc włosy, mimo iż nie miałam wielu możliwości. Dla niego chciałam wyglądać najpiękniej. Nie chciałam, aby widział we mnie zwykłą osadzoną, Chciałam, aby widział we mnie piękną kobietę, która mogła a może już była tylko jego..


Nasze rozmowy stawały się coraz bardziej intymne. Mówiliśmy o marzeniach, o tym co by było, gdybyśmy poznali się w innych okolicznościach. On mówił, że chciałby zabrać mnie gdzieś daleko, gdzie moglibyśmy być tylko we dwoje.

Mówił, że przy mnie czuje się wolny — paradoksalnie, tu w miejscu gdzie wolności nie było wcale.

— To skomplikowane

Od kilku dni coś nie dawało mi spokoju.. Tak naprawdę nie wiedziałam czy ma kogoś. Bałam się zapytać, bo bałam się odpowiedzi. Wiedziałam, że ma dziecko ale co z matką tego dziecka? Skoro to wszystko działo się między nami to nie powinien mieć nikogo. Musiałam zapytać, musiałam wiedzieć.. Zapytałam go cicho, z nadzieją która jak zwykle przyszła nieproszona.

— Masz kogoś?

Zawahał się. Przez chwilę milczał, jakby to pytanie otworzyło drzwi, których nie chciał ruszać. W końcu jednak spojrzał na mnie i powiedział:

— To skomplikowane.

Nie rozumiałam, co tak naprawdę kryło się za jego odpowiedzią.

Zapytałam więc,

— Co to oznacza?

— Że muszę być miły jak chcę widywać dziecko. Odpowiedział bez namysłu. Jakby tylko czekał aby móc to powiedzieć. Po tej odpowiedzi, tym bardziej niczego nie rozumiałam. Ale czułam żal, do niego, do siebie.


Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 7.88
drukowana A5
za 25.44
drukowana A5
Kolorowa
za 49.41