E-book
11.76
drukowana A5
40.64
Niebo na Ziemi

Bezpłatny fragment - Niebo na Ziemi

Moja podróż ku Bogu


Objętość:
148 str.
ISBN:
978-83-8221-504-5
E-book
za 11.76
drukowana A5
za 40.64

Wstęp

„Moja podróż ku Bogu” nie jest biografią, chociaż zawiera autentyczne fakty i wydarzenia z mojego życia, nie jest też książką teologiczną, chociaż mówi o Bogu i Jego Słowie. Moim celem jest zachęcić cię do poszukiwania Boga, który jest dobry; do poznania Jego, jako Wszechmogącego Pana Wszechświata, Jezusa Chrystusa jako Mesjasza, ale przede wszystkim Boga jako kochającego Ojca. Ważne dla mnie jest pokazać Jego charakter oraz odkryć dziedzictwo, czyli to, co Jezus Chrystus (Jeszua), wywalczył dla każdego poprzez Swoją śmierć na krzyżu, abyśmy mogli żyć tu na ziemi całą pełnią, szczęśliwi, zaspokojeni, radując się jako córki i synowie Króla, korzystając z Niebiańskiego „magazynu”, gdzie Pan „przechowuje” same dobre rzeczy dla nas i te duchowe i fizyczne. Na kartach tej książki opisałam jak to robić, podaje wiele praktycznych wskazówek i osobistych doświadczeń… Wierzę, że można osiągnąć więcej niż sama przeżyłam, ale to wystarczy, abyś drogi czytelniku uwierzył, że Bóg jest dobry i że ty też możesz spotykać się z Nim w Sali Tronowej.

Wierzę też, że ta książka sprawi, że pokochasz Boga, będziesz chciał spędzać z Nim więcej czasu jak z ukochaną Osobą. On nas stworzył do bliskiej relacji ze Sobą, a nie do religii, rozumianej tylko jako zestaw czynności, praktyk czy bezdusznych zasad.


Nikt nie rodzi się z gotowymi odpowiedziami na ważne pytania. Po co żyje, jaki jest sens życia, jakie jest moje przeznaczenie czy rola do spełnienia w otaczającym nas świecie? Z czasem jednak każdy z nas wybiera lub przyjmuje system wartości, który kieruje jego życiem. Nasze decyzje, ścieżki, które wybieramy determinują naszą przyszłość a nawet całe życie, a w konsekwencji także wieczność. Słyszałam często pytania: Czy istnieje dobry system wartości? Jeśli istnieje Bóg, który mnie stworzył, czy On mnie kocha i interesuje się moim życiem, pomimo, tego co mnie spotyka, co przeżywam, jaką mam rodzinę lub gdzie mieszkam? Czy istnieje lepsze życie niż to, które obecnie wiodę? Czy jest coś więcej? Czy Boga warto poznać? Jak mam Go szukać, a może to On mnie szuka? Czy ta podróż ku Bogu mi się opłaci? Czy Bóg może być realny w moim życiu? Jak mam Go usłyszeć? Czy Niebo istnieje na prawdę? Co będę robić w Niebie, czy tam jest lepiej niż tu na ziemi? Kiedy jestem nieszczęśliwy czy Bóg może mi pomóc? A gdy czuję się szczęśliwy to po co mi Bóg?


Można zadawać podobne pytanie w nieskończoność, każdy mógłby dodać swoje… Nie obiecuje, że w tej książce odpowiem na wszystkie nurtujące świat i ludzi pytania, ale obiecuje, że po przeczytaniu tej książki, mam nadzieję, że powiesz: Lepiej znam Boga, chcę, aby On był realny w moim życiu. Tak chcę, aby Niebo było na ziemi, aby „przyszło” do mnie. Tak, pragnę Miłości, której Źródłem jest Bóg. Tak, z moim Niebiańskim Tatą będzie mi lepiej, łatwiej, przecież On jest Wszechmogący…

Zapraszam do podróży z Bogiem, ty możesz mieć ją jeszcze piękniejszą i ciekawszą…

Jeśli Bóg objawił mi się i okazał Swoją dobroć, to On zrobi to też dla ciebie!

Kiedy zaczęłam Go szukać, On dał mi się znaleźć, a kiedy Go znajdowałam, coraz bardziej kochałam…

Rozdział 1

„Bo Ty stworzyłeś nerki moje. Ukształtowałeś mnie w łonie matki mojej. Wysławiam cię za to, że cudownie mnie stworzyłeś. Cudowne są dzieła twoje. I duszę moją znasz dokładnie. Żadna kość moja nie była ukryta przed tobą. Choć powstawałem w ukryciu. Utkany w głębiach ziemi. Oczy twoje widziały czyny moje. W księdze twej zapisane były wszystkie dni przyszłe. Gdy jeszcze żadnego z nich nie było. Jak niezgłębione są dla mnie myśli twe, Boże. Jak wielka jest ich liczba!

(Psalm 139, 13—17)

Mój początek

Urodziłam się w dniu (który nie zawsze jest w kalendarzu, pojawia się co cztery lata), ale to właśnie Bóg zaplanował mnie jeszcze przed założeniem świata, zanim moi rodzice to zrobili. To samo dotyczy ciebie czytelniku, Bóg cię przewidział w Swoim planie, nie jesteś przypadkiem czy pomyłką. Bóg wybrał mnie zanim ja Go wybrałam, nadał mi też Swoje przeznaczenie. Bóg chciał, abym się urodziła, chociaż nie odbyło się to bez jakiś problemów, szczególnie dla mojej młodej mamy, było to trudne. Dziękuję jej, że mnie urodziła, tyle kobiet decyduje się w naszych czasach na aborcje, że to nie jest tak oczywiste, że Bóg chce dać życie, a czasami kobieta mówi NIE, a czasami to mężczyzna mówi NIE. Ojcze niebieski dziękuję ci za moich rodziców, że pozwolili mi przyjść na ten świat, że się mną opiekowali, że noce spędzili na czuwaniu, bo nie dałam im spać… jakoś tak podobno wolałam w dzień spać. Dziękuję, że o mnie dbali, chociaż to były czasy tzw. komuny, gdzie nie wszystko można było kupić tak łatwo czy tak tanio.


Rodzice dobrze mnie wychowali, podobno byłam grzeczną, spokojną dziewczynką, chociaż zbyt nieśmiałą czy zamkniętą w sobie, taki introwertyk, o którym nie wiadomo co myśli i co czuje, i do tego jest wrażliwy, uzdolniony artystycznie z równocześnie dosyć ścisłym umysłem, co podobno jest rzadkością. Ale akurat to bardzo ułatwiło mi potem w młodości studiowanie architektury na Politechnice, z jednej strony kierunek artystyczny a z drugiej strony, wymagający ścisłego myślenia. Nietypowe jak na kobietę było też i jest brak podzielności uwagi, co znowu okazało się w późniejszym moim życiu zaletą, a nie wadą, potrafiłam skupić się maksymalnie na jednej czynności, którą wykonywałam. Tak Bóg mnie stworzył, ukształtował, każdy jest inny, niepowtarzalny. Czy Bóg miał w tym większy plan? Każdy jest inaczej obdarowany, nasz Stworzyciel jest kreatywny, więc Jego dzieła są piękne, ciekawe i doskonałe.


Kiedy byłam dzieckiem, jednej nocy obudziłam się i zrobiło mi się gorąco, ale też byłam lekko przestraszona. Zastanawiałam się, dlaczego ci dorośli tak „biegają”, są tacy zajęci, tyle pracują, ciągle nie mają czasu, a potem co ich czeka… śmierć. Czy jest coś po śmierci? Czy jest to na tyle ciekawe, że warto to poznać i tam się znaleźć? Jeśli nie ma nic (jakaś nieokreślona „nicość”), to czy warto się tak trudzić? Nie znałam wtedy Biblii, a miałam takie Salomonowe pytania czy raczej przemyślenia. Salomon napisał, czytamy o tym w Piśmie Świętym:


"...skoro całe jego życie jest tylko cierpieniem, a jego zajęcia zmartwieniem i nawet w nocy jego serce nie zaznaje spokoju? To również jest marnością. I tak znienawidziłem życie, gdyż nie podobał mi się bieg rzeczy pod słońcem; wszystko bowiem jest marnością i gonitwą za wiatrem.”


Zatem co jest sensem życia? Nie otrzymałam wówczas odpowiedzi, ale poczułam ogromny pokój, który przyszedł wtedy do mojego serca i umysłu, zasnęłam błogim snem. Wierzę, że wtedy Bóg włożył w moje serce malutki wówczas płomyk związany z pragnieniem szukania i poznawania Go. Dopiero kiedy miałam 20 lat dostałam prezent w postaci Pisma Świętego, i powolutku zaczęło do mnie docierać, co Bóg przygotował dla nas ludzi za życia i po śmierci… dla tych, którzy wybiorą Jego Syna, który umarł za nas na krzyżu, zabrawszy wszystkie nasze grzechy, abyśmy mogli pójść do Nieba, gdzie ma przygotowane dla nas miejsce. Nie ma więc dużego „NIC”, nie ma „nicości” jest Bóg, który czeka na nas w Niebie! Ale jak żyć, co zrobić, aby tam się dostać? A co jeśli nie spełnię wszystkich Bożych oczekiwań? Jak żyć na ziemi z poczuciem sensu czy wypełnionego przeznaczenia? Jak być szczęśliwą osobą?

Rozdział 2

„Społeczność z Panem mają ci, którzy się go boją, On też obwieszcza im przymierze swoje.”

(Psalm 25,14)

„…a społeczność nasza jest społecznością z Ojcem i z Synem jego Jezusem Chrystusem… Jeśli mówimy, że z nim społeczność mamy a chodzimy w ciemności, kłamiemy i nie trzymamy się prawdy. Jeśli zaś chodzimy w światłości, jak On sam jest w światłości, społeczność mamy z sobą, i krew Jezusa Chrystusa, Syna jego, oczyszcza nas od wszelkiego grzechu.”

(1 List Jan 1,3a; 6—7)

Bóg chce mieć z nami relację

Urodziłam się w religijnej rodzinie jak prawie każdy w Polsce, religijnej w tym sensie, że wszyscy chodzili do kościoła w niedzielę lub tylko w Święta, chrzcili dzieci i modlili się z jakiś książeczek albo używając tzw. różańca. Miałam okazję to zaobserwować szczególnie u babci, u której często jako dziecko przebywałam a nawet nocowałam. Ona jako pierwsza, w sposób jaki potrafiła wskazywała mi, że jest „Ktoś”, jakiś obcy mi Bóg. Często widziałam ją klęczącą i modlącą się do nieznanego mi Boga. Co ona Mu mówiła, o czym rozmawiała, to zawsze pozostanie dla mnie tajemnicą. Pewnie nauczyła się tak żyć, bo czasy wojny ją nie rozpieszczały. Mając 5-cioro dzieci, straciła w młodym wieku męża, którego Niemcy zamordowali w czasie hitlerowskiej okupacji. Ja dostrzegłam w niej jakąś wewnętrzną siłę, która pozwoliła jej przeżyć wojnę, wychować dzieci. Czasem myślałam, że musiał być „Ktoś”, kto się o nią troszczył, o dzieci, o codzienny chleb… Ta jakaś jej wewnętrzna „siła” zaczęła mnie przyciągać do nieznanego mi Boga. On był bardzo odległy, taki niedostępny, ale gdzieś w moim sercu „rosło” pragnienie, aby Go znaleźć czy poznać.


To pragnienie zostało mi już do końca, może czasem bardziej „zagłuszone” życiowymi troskami a czasem bardziej wyraziste. To doprowadziło mnie do takiej determinacji, że nawet jeśli podczas komunizmu, moja rodzina była zniechęcana do kościoła, ja nie znając niczego innego, tym bardziej postanowiłam angażować się w różniste „kościelne” spotkania, jak roraty, droga krzyżowa, rekolekcje wielkopostne itp. Nawet postanowiłam wybrać się na pieszą pielgrzymkę z mojego rodzinnego miasta do Częstochowy. Ale Bóg tak to zaplanował, że trafiłam do bardzo żywej grupy, jak dla mnie na te czasy. Ksiądz szedł z akordeonem i śpiewał pieśni wychwalające Boga, Jezusa, może nie wszystko mi się wówczas podobało, ale atmosfera była Boża. Było też czytane Pismo Święte. Różaniec nigdy mnie nie pociągał, wolałam bardziej spontaniczne rzeczy, to pewnie wynikało z mojej artystycznej duszy. Okazało się też, że fizycznie dałam radę, czego obawiałam się najbardziej. Ktoś nauczył mnie na krótkich zresztą przerwach, robić masaże nóg, co okazało się zbawienne dla mnie, także ani razu nie korzystałam z samochodu.


Jednego dnia (tak już pod koniec pielgrzymki) po śpiewaniu pieśni, ksiądz zaproponował podchodzenie do mikrofonu w czasie maszerowania i podzielenie się świadectwem lub może jakimś przesłaniem. W związku z tym, że raczej z natury byłam nieśmiała, więc odrzuciłam ten pomysł od razu, ale stało się coś nieoczekiwanego, jak dla mnie wtedy. Zrobiło mi się jakoś dziwnie „gorąco” w środku i jakiś głos powiedział: „Idź i powiedz”. „Ojej, ale co???” Wtedy przypomniałam sobie, że ksiądz czytał coś z Biblii o Duchu Świętym, więc postanowiłam powiedzieć, że ten fragment Pisma najbardziej mnie dotknął i tak zrobiłam, podeszłam do mikrofonu i zaczęłam się dzielić. Na koniec, tego nigdy nie zapomnę, powiedziałam, że: „Duch Święty jest naszą ziemią obiecaną, chociaż maszerujemy do Sanktuarium w Częstochowie, ale tak na prawdę to mamy dojść do pełni Ducha Świętego”. Byłam zaskoczona, dlatego, że ksiądz o tym nie mówił. Skąd ja to wzięłam? No cóż teraz to znam odpowiedź…


Od tego czasu wiedziałam coś więcej, że szukam Boga, ale że jest też jakiś Duch Święty, o którym zbyt mało wiedziałam, nie potrafiłam też nawiązać z Nim kontaktu. Zaczęło mnie nurtować co to znaczy, że „ziemią obiecaną” jest Duch Święty?. Myślałam, że jak znajdę Boga to już mi wystarczy. Ciekawe było też to, że kiedy byłam w Sanktuarium częstochowskim, kiedy wszyscy okrążali słynny obraz, bo taki był zwyczaj, ja jako jedyna zapewne, nie szłam klęcząc. Coś mnie przed tym powstrzymało, chociaż wtedy tego nie rozumiałam. Teraz wiem, że Bóg nie chce, abyśmy kłaniali się przed żadnym obrazem, posągiem itp, bo tylko On jest godzien chwały i czci, tylko On jest Bogiem!


Te poszukiwania doprowadziły mnie w mieście, gdzie studiowałam, na spotkania Odnowy w Duchu Świętym przy Kościele Katolickim. Samo to, że rozpoczęłam naukę na dosyć trudnych studiach, na które, bez znajomości, było trudno dostać się, było cudem samym w sobie, ale modliłam się o to i Bóg mnie wysłuchał. Lubiłam rysunek, malarstwo, ale też matematykę, więc te dwa przedmioty, wydawałoby się wykluczające, doprowadziły mnie do podjęcia decyzji i zdawania egzaminu na architekturę a nie na Akademie Sztuk Pięknych, gdzie według mojej rodziny dostają się tylko narkomani lub jacyś trochę „dziwni” ludzie. Dostałam się na studia, nie mając żadnych znajomości, co w tamtych czasach nie było takie łatwe. Zamieszkałam w akademiku i tu ponownie doświadczyłam Bożej ochrony. Okazało się, że jedna osoba bardzo chciała, abym z nią zamieszkała, a okazało się, że to była chrześcijanka. To od niej dostałam pierwszą w życiu Biblię, która przez pierwszy, bardzo pracochłonny rok studiów, przeleżała na półce.


Pismo Święte zaczęłam czytać dopiero, kiedy namówiono mnie na Seminarium o Duchu Świętym. Niewiele z tych zajęć pamiętam, ale na pewno uzyskałam trochę wiedzy o tym nieznanym mi do tej pory Duchu Świętym, którego obiecał Jezus przed Wniebowstąpieniem; ważne też były wspólne modlitwy i Boża atmosfera. Najbardziej jednak zapamiętałam spotkania z panią, która była spośród trzech innych, inicjatorką Odnowy w Duchu Świętym, czy nawet całego ruchu charyzmatycznego w Kościele Katolickim w Polsce. Ona właśnie zaprosiła mnie do siebie do domu i powiedziała, że Bóg chce do mnie szczególnie mówić, więc ona chce mi w tym pomóc. Zachęciła mnie do założenia zeszytu i codziennego czytania Biblii, a potem zapisywania tego, co „czuje”, że Bóg mówi do mnie przez zadany rozdział. Przychodziłam więc do niej regularnie, chociaż na początku była trochę zaskoczona tym, że ja przepisywałam do tego zeszytu całe, długie fragmenty z Biblii. Kiedy pytała mi się, czemu to robię, to odpowiadałam jej, że Bóg przemawia do mnie przez całość, zresztą było to na tamte czasy zgodne z prawdą.


Ja wręcz pokochałam czytać Słowo Boże, Duch Święty odpowiadał w ten sposób na potrzeby mojego serca. Ale z czasem w moich notatkach zaczęły pojawiać się pojedyncze wersety, a nawet jakieś szczególne refleksje czy wrażenia, a nawet słowa… To była dla mnie super szkoła Ducha Świętego i jestem bardzo wdzięczna tej pani, chociaż nawet nie pamiętam jej imienia (zresztą pewnie już nie żyje, bo wtedy była już w podeszłym wieku), możliwe, że kiedyś spotkam ją w Niebie i będę mogła jej podziękować, a ona ucieszy się, że miała dobry wkład w moje duchowe życie. Ta praktyka, pisania notatników została mi do dziś, a minęło już sporo czasu...To ukształtowało we mnie nawyk i umożliwiło lepiej nawiązywać kontakt z Bogiem poprzez Słowo Boże, a z czasem — słyszeć coraz wyraźniej głos Ducha Świętego, a w przyszłości mieć sny lub wizje od Boga, konkretne proroctwa, które Bóg wypełniał…


Słuchanie Bożego głosu nie tylko pomaga w rozwijaniu relacji z Jezusem, jest to też klucz do satysfakcjonującego życia osobistego, to klucz do mocy Bożej, manifestacji Darów Ducha, to często klucz do efektywnej modlitwy. Nie trzeba mieć powołania na proroka, aby prorokować do swojego życia czy do innych ludzi. Każdy potrzebuje pocieszenia dla swojej duszy, każdy potrzebuje zbudowania dla swojego ducha i każdy potrzebuje zachęty, napomnienia dla ciała. Bóg jest Duchem, więc komunikuje do naszego ducha, co może odbywać się cały czas, o ile nasza dusza, szczególnie umysł jest w stanie to odebrać. Ja osobiście przeżyłam coś takiego, że mój umysł nie nadążał z odbieraniem od Pana, tyle tego było w moim duchu. Dlatego dobrze jest, czasem odłożyć wszelkie zajęcia, szczególnie absorbujące nasz umysł, aby mieć czas na wsłuchanie się w Boży głos i zrozumienie tego w swoim umyśle. To jest takie nasze wejście do „baszty” o której pisze prorok Habakuk (Hab.2,1—2).


Czasem możemy się znaleźć głęboko w Duchu (opisuje o tym szczegółowo w innych rozdziałach), co Biblia nazywa zachwyceniem, wtedy nasze zmysły cielesne są wyciszone, dusza całkowicie poddana duchowi, a rzeczywistość Boża, ponadnaturalna, bardziej realna niż fizyczna. Wtedy wyraźniej słyszymy Boga, czy widzimy w Duchu itp. Takie sytuacje nie zdarzają się na co dzień, bo byśmy nie mogli normalnie funkcjonować w życiu, np. praca byłaby nieefektywna, ponieważ nasza koncentracja na Bogu jest wówczas większa (piszę to z własnego doświadczenia). Podobnie nie można tego wymagać od Boga, jak Pan zechce to przyjdzie w sposób, jaki chce, to Jego inicjatywa. On też przygotuje nas do tego, bo jest to obcowanie ze świętym Bogiem, a nie „zabawa” z kumplem czy pogaduszki z przyjaciółką.


Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 11.76
drukowana A5
za 40.64