E-book
7.88
drukowana A5
16.07
Niebna

Bezpłatny fragment - Niebna


5
Objętość:
27 str.
ISBN:
978-83-8324-740-3
E-book
za 7.88
drukowana A5
za 16.07

Noc Wszystkich Świętych —

na zamszonej ławce

zimne korale.

Błądziła mglistymi alejami już trzecią godzinę. Chłód coraz bardziej paraliżował jej ciało. Palce stóp, oplecione cieniutkimi rzemykami sandałów, zdawały się tworzyć oddzielny, niemal martwy organizm. Sprawiały jej ból. Szła jednak nadal, rozcierając skostniałe dłonie. Powieki ciążyły niemiłosiernie, oczy piekły od wysilania wzroku, więc przymknęła je i szła na oślep.


Zatrzymał ją zimny opór ławki na nagim kolanie. Spojrzała na przeszkodę. Zamszona, kamienna konstrukcja zachęcała do odpoczynku. Wołała o zakończenie podróży i złożenie na niej resztek ciepła. Usiadła powoli, podkuliła nogi, zdjęła sandały. Stopy poczuły wilgotną pieszczotę mchu. Katarzyna naparła całym ciałem na organiczność ławki. Wtuliła twarz w jej miękkość. Zamknęła zielone oczy. Zrobiło jej się przyjemnie. Po raz pierwszy od bardzo długiego czasu poczuła się na tyle bezpiecznie, żeby zasnąć. Sunęła dłonią po mchu, czuła jego oddech. Nagle palce trafiły na coś chłodnego. Lodowate szklane korale błyszczały nienaturalnym błękitem. Poczuła jak serce przyspiesza w piersi, jak ławka zarywa się pod nią z hukiem, jak spada w mrok i chłód.


***


Obudziła się zlana potem. Powoli uspokoiła oddech. Spojrzała na budzik. Dochodziła czwarta po południu. Za chwilę powinna wstać. Dygocąc z zimna i przerażenia wywołanego majakiem, zsunęła nogi na chłodną posadzkę. Spojrzała na toaletkę. Błękitne korale leżały tam tak, jak w dniu, kiedy wróciła ze szpitala. Westchnęła ciężko i powlokła się do kuchni.

— Właśnie miałam cię budzić — zawołała wesoło Anna, kiedy tylko otworzyła drzwi. Katarzyna odpowiedziała jej uśmiechem. Matka, jak zawsze elegancka i pełna energii, podała jej gorące kakao.

— Mamo — zaczęła niepewnie dziewczyna. — pamiętasz skąd mam te szklane korale?

— Te niebieskawe? — zapytała zaskoczona matka. Katarzyna przytaknęła. — Nie wiem, pewnie sobie kupiłaś. Zawsze miałaś słabość do błyskotek. — Anna zmierzyła córkę badawczo. — Co cię tak nagle naszło?

— Aj, miałam dziwny sen, o koralach i parku pełnym jarzębiny — rzuciła z zakłopotaniem. — Czy ja kiedyś zgubiłam się w parku?

— Nie, kochanie — odparła chłodno matka.

— Ale…

— Ale lekarz mówił ci nie raz, że sny nie muszą być prawdą — przerwała córce Anna. Jej oczy zaszkliły się. — Minęło dziesięć lat, a do ciebie nadal nie dociera? Straciłaś wspomnienia. One nie wrócą. Nawet w snach.

Katarzyna wzięła kubek.

— Idę po swoje rzeczy i możemy jechać — powiedziała sucho i wyszła.


***


Weszła na scenę zaciemnionego teatru. Im bliżej środka, tym mniej pewnie stawiała kroki. Usłyszała ciche puknięcie z budki suflera. Zatrzymała się, poprawiła ciężką suknię z aksamitu, wyprostowała plecy i zamknęła oczy. Trzy ledwie słyszalne uderzenia kazały jej zaczynać. Dźwięki wypłynęły z niej. Składały się w słowa z mechaniczną precyzją. Po kilku delikatnych i ledwo słyszalnych taktach wypełniły salę złością i smutkiem naiwnej postaci. Rozbłysły światła. Zalały jej twarz gorącem. Suknia roziskrzona cekinami wywołała falę zachwytu na widowni. Katarzyna miała po dziurki w nosie tego, że ludzie głównie patrzą, zamiast słuchać. Wolno przeszła po scenie, ku uciesze gapiących się mężczyzn świecąc bardzo głębokim wycięciem, sięgającym tam, gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę.


Po krótkiej pauzie muzyka przyspieszyła. Śpiewaczka z werwą rozprawiała o krzywdzie, jakiej doznała jej postać. „Spadam” wrzasnęła i poczuła, że coś w niej pęka. Złapała się za gardło próbując złapać oddech, łzy popłynęły jej po policzkach. Upadła i zwinęła się w embrion. Zagryzła wargę. Obraz zaczął ustępować miejsca ciemności. Przez pełen aprobaty aplauz usłyszała czyjeś pośpieszne kroki. Zniesiono ją ze sceny, schodami do garderoby. Mrok powoli zamieniał się w dobrze jej znane pomieszczenie. Pracownik teatru położył ją na leżance. Lekarz wykonał kilka standardowych badań.

— Zasłabłaś — stwierdził rzeczowo. — Mocna kawa, coś słodkiego i możesz wracać na scenę.

— Boli — powiedziała, ale żaden dźwięk nie opuścił jej gardła. Pomasowała szyję. Spojrzała z przerażeniem na lekarza. Ten zajrzał w gardło i coś zapisał.

— To ostatni występ, pewnie przeforsowałaś struny głosowe. Nic ci nie będzie. Bierz to — podał jej receptę. — Minie w ciągu tygodnia. Jeśli nie, zgłoś się do foniatry. Wypiszę ci skierowanie.

Spojrzała na kartkę: solona woda — płukanie kilka razy dziennie, witamina A+E w kapsułkach do rozgryzienia, ciepłe mleko z miodem i czosnkiem rano i wieczorem. No tak, pomyślała, całkiem przyjemne lekarstwo, gdyby nie ten cholerny czosnek. Schowała kartkę do torebki, zarzuciła płaszcz.


Drzwi do garderoby otworzyły się z hukiem. Do środka wpadł reżyser opery, cały w skowronkach.

— Kaśka, to było genialne! — piszczał w euforii. — Ciągle klaszczą. Chodź, musisz do nich wyjść.


Pociągnął dziewczynę za rękę, zrzucił z niej odzienie i wypchnął na scenę. Publiczność wiwatowała. Na scenie wylądowało kilkanaście róż. Katarzyna pozbierała je i ukłoniła z wymuszonym uśmiechem. Zeszła ze sceny, podniosła płaszcz i pobiegła do samochodu, roztrącając w wąskim korytarzu aktorów i obsługę teatru.


***


Wbiegła do domu skrywając cisnący jej się na usta uśmiech. Zamknęła się w swoim pokoju, z ulgą zrzuciła niewygodną kreację i w ciepłym szlafroku siadła z laptopem na łóżku. Przejrzała wiadomości na miejskim portalu informacyjnym. Kilka drobnych recenzji sztuk teatralnych i opery, w której występowała. Jej uwagę przyciągnęły błękitne kółka w dziale ogłoszeń. Przyjrzała się bliżej. Logo, przypominające jej zimne korale, należało do aeroklubu znajdującego się na drugim końcu miasta. Ogłoszenie mówiło, że klub przyjmie do pracy w archiwum osobę z podstawową znajomością obsługi komputera.


Katarzyna uśmiechnęła się do siebie. Przypadek pchał ją ku upragnionym zmianom. Uruchomiła program pocztowy i odpowiedziała na ogłoszenie, opisała pokrótce swoje niewielkie doświadczenie z komputerami oraz problemy z głosem i poprosiła o kontakt, jeżeli oferta była aktualna.

Znalazła witrynę z nieruchomościami na wynajem, wybrała kilka kawalerek na uboczu miasta, w starych i tanich kamienicach. Rozesłała zapytania o spotkanie w sprawie najmu, wszystkie z zaznaczeniem, że cierpi na zanik głosu, więc prosi o kontakt za pomocą poczty elektronicznej.

Na zegarze dochodziła północ.


***


W południe sprawdziła skrzynkę. Cztery nowe wiadomości, trzy odnośnie najmu, jedna z aeroklubu ze szczegółami dotyczącymi pracy i zaproszeniem w przyszły poniedziałek do archiwum, jeżeli warunki jej odpowiadają. Odpisała od razu, że zjawi się z samego rana i przejrzała wiadomości dotyczące mieszkań. W jednej z przykrością zawiadomiono ją, że lokal był już zajęty, druga mówiła, że czynsz wzrósł dwukrotnie. Zrezygnowana zaczęła czytać trzecią wiadomość. Agent nieruchomości zapraszał do obejrzenia mieszkania niedaleko aeroklubu dodając, że wkrótce zwolni się jeszcze jeden lokal w tej okolicy, więc mogą przy okazji go obejrzeć. Ma tylko dać znać, kiedy może się z nim spotkać. Odpisała, że jak najszybciej i ostatecznie umówili się na dzień dzisiejszy na godzinę osiemnastą w kawiarni „Jarzębina”, która znajdowała się na parterze kamienicy, gdzie miałaby zamieszkać.


Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 7.88
drukowana A5
za 16.07