Słowo do Czytelnika
W życiu zdarzają się sytuacje, z których nie do końca jest się zadowolonym i pojawia się poczucie, że coś poszło zupełnie inaczej, niż powinno… Takie właśnie było moje pierwsze spotkanie z Piotrem Cajdlerem. W 2019 roku zgodził się zagrać charytatywnie dla społeczności polskiej w Anglii i tak się poznaliśmy…
Kiedy skontaktował się ze mną jakiś czas później, bardzo się zdziwiłam… Nie mieliśmy bezpośredniego kontaktu ze sobą przez długi czas, a nasza znajomość ograniczała się do wymiany grzeczności pod postami na FB. Prawdopodobnie pomógł nam tzw. lockdown, zmuszający wszystkich do zwolnienia tempa, i przypominający, że w tym życiu chodzi jeszcze o coś więcej…
Piotr, w nieco zakamuflowany sposób, zaproponował mi redakcję czy też uporządkowanie swojego dorobku poetyckiego. Zgodziłam się z wielką przyjemnością, tym bardziej, iż mogłam mu się w ten sposób odwdzięczyć choć troszkę za uświetnienie imprezy, którą współorganizowałam.
Materiał do niniejszego tomiku gromadziliśmy, przebieraliśmy i przeglądaliśmy kilka miesięcy. Część tekstów pochodzi sprzed wielu lat, inne dopiero powstawały. Zastanawialiśmy się nad odpowiednim tytułem, kryterium doboru tekstów i ich podziałem. Projekt miał być niespodzianką dla jego rodziny i przyjaciół, ale ja też nie chciałam zdradzać, nad czym pracuję. A pracy tej było sporo, również dlatego, iż postanowiłam zwrócić się do znanych osób, które są dla niego ważne, z prośbą o parę słów o jego twórczości i o nim samym. W tym miejscu pragnę im wszystkim serdecznie podziękować za wielką otwartość i życzliwe podejście.
(Nie)wyśpiewane piosenki stanowią swego rodzaju poetycką biografię artystyczną Piotra Cajdlera. Myślę, że teksty piosenek i wierszy, a także wywiad, który z nim przeprowadziłam, przekonają Państwa, do prawdziwości powyższej tezy…
Serdecznie zapraszam do zapoznania się z zamieszczonym w niniejszym tomiku wyborem twórczości literacko-poetyckiej artysty, która ujawnia jego wierność posłannictwu romantycznego poety modelującego kształt świata.
A. Kuchnia-Wołosiewicz
(Nie)wyśpiewane piosenki…
Niewyśpiewane piosenki… — małe tajemnice,
moje kręte drogi i spalone mosty.
Sprawy, które były… i te nieprawdziwe.
Niewyśpiewane piosenki… — moje życie.
Czasem są kamieniem, którym wciąż obrywam,
pętlą u mej szyi czy… nieśmiesznym żartem,
czasem drogowskazem, co dróg nie pomyli,
moją małą łódką, którą we śnie… odpływam.
Niewyśpiewane piosenki… — Twe usta o świcie,
rozmowa z kumplem i kieliszek wódki,
Mamy mojej głos i… Ojca zasady.
Niewyśpiewane piosenki… — moje życie.
Czasem, kiedy nocą gwiazd nie ma na niebie,
i gdy niewyspany budzę się nad ranem,
ciężkim młotem w ściany głowy walą
piosenki moje… — niewyśpiewane.
Rozmowa w tle — Piotr
A.K.W.: Poetycka biografia artystyczna — tak można nazwać ów zbiór Twoich tekstów, który czytelnik trzyma właśnie w ręku. To już czas na podsumowanie w Twoim życiu, czy może początek nowego etapu?
P.C.: Jak najbardziej (Nie)wyśpiewane piosenki stanowią jakąś formę biografii, natomiast podsumowania jeszcze nie, a jeśli już to nie całego życia, tylko pewnego okresu, tych wszystkich lat, które już za mną. Jest więc tu w pierwszej kolejności miejsce dla młodego Piotrka, zaczynającego dopiero swoje śpiewanie, pisanie, festiwale — tę całą przygodę. To były zupełnie inne czasy… W moich tekstach z tego wczesnego okresu jest dość sporo o tej rzeczywistości, w której dorastałem, ale też o Piotrku, którego nie ma już w tej chwili — o jego przeżyciach i uczuciach.
Obecnie pisane przeze mnie teksty to już bardziej Piotr — nieco inna osoba. Dziś patrzę na pewne sprawy z zupełnie odmiennej perspektywy, chociażby przez pryzmat mijającego czasu. Jako młody chłopak postrzegałem wiele rzeczy inaczej. Jednak moja twórczość nie ogranicza się tylko do przedstawiania własnych przeżyć. Często po prostu maluję słowem to, co widzę.
Myślę, że dojrzałem do momentu, by stworzyć tomik, będący spacerem po mojej twórczości poetycko-literackiej, pokazującym różnorodność tych doświadczeń życiowych, których trochę już mam — może nawet cały worek.
Kiedy zaczęła się ta przygoda z muzyką i jaką rolę odegrał w niej, w późniejszym czasie, Zbigniew Godlewski — Twój mentor?
Moja przygoda z muzyką zaczęła się oczywiście od JUNIORSÓW. Założyłem go z moimi przyjaciółmi — Jarkiem Koconiem i Waldkiem Łozińskim. Miało to miejsce na… lekcji wychowania fizycznego w Szkole Podstawowej Nr 4 w Sieradzu. Mieliśmy wtedy po 12 lat. Nie potrafiliśmy grać na żadnych instrumentach, ale wiedzieliśmy, że będziemy zespołem. Następnie zgłosiliśmy się do Młodzieżowego Domu Kultury, potem znaleźliśmy się w Teatrze Miejskim, gdzie pan Edward Marciniak zrobił zespół. Nauczył nas grać…
Jeśli chodzi o Zbyszka, to pojawił się w moim życiu jako następny instruktor JUNIORSÓW. Miał ogromny wpływ na mój charakter muzyczny. Nasza bliższa, taka już dorosła, współpraca zaczęła się, dopiero gdy wróciłem z Izraela i stworzyłem zespól ZOO Cafe. Zbyszek był w nim od samego początku jako potężny filar. Towarzyszy mi do dzisiaj, gramy razem, choć w moich ostatnich produkcjach coraz go mniej, ale… wciąż jest. To dla mnie bardzo ważna postać!
W Twoim życiu jest więcej osób, które wpłynęły na rozwój Twojej drogi muzycznej…
Istotną rolę odegrała pani Hania Grotowska, która na początku lat 90-tych została nowym dyrektorem Miejskiego Domu Kultury, czyli Teatru Miejskiego. Okazała się wspaniałą osobą z mnóstwem pomysłów, ale także mocno osadzoną w środowisku artystycznym, co też ważne. Jej mężem był przecież wspaniały bard Olek Grotowski.
Pani Hania zwróciła uwagę na moje teksty. Było to w momencie, kiedy zespół JUNIORS (od jakiegoś czasu znany pod zmienioną nazwą FOLK’N ROLL z uwagi na nasze dorastanie; gdzieś nam ci JUNIORSI już przestali pasować do wieku) przestawał istnieć, a ja grałem i śpiewałem sam. Ona dała mi motywację do dalszego działania, zachęciła do udziału w festiwalach. Był to początek mojej, powiedzmy, kariery solowej. Ponadto dzięki niej mogłem nagrywać w studenckim radiu „Żak”.
Kolejną ważną postacią jest redaktor Krzysztof Lisiecki, ale dla mnie mój serdeczny kolega, Krzysio. Był ze mną od początku. Zawsze śledził moje poczynania i opisywał ewentualne dokonania. Zrobił też bardzo dużo dla grupy ZOO Cafe. Dzięki niemu mogliśmy nagrywać w sposób profesjonalny w Polskim Radiu. U redaktora Jana Targowskiego zarejestrowaliśmy piosenkę pt. Wiosna, która później dość często była puszczana w radio, a napisałem ją właśnie już z myślą o ZOO Cafe. Miał to być nasz hit. I chyba był, bo wiem, że sporo osób wciąż kojarzy i lubi ten utwór.
Krzysio towarzyszył mi przez lata w tej drodze muzycznej i w życiu.
Z ulicy księżycowej — to tytuł tomiku poetyckiego wydanego w okresie Twojej młodości przez Miejski Dom Kultury w Sieradzu. Zawierał on między innymi tekst piosenki Trzeba rozpalić w kominku ogień, z którą wygrałeś festiwal Dopóki jestem uśmiechem, słowem, gestem w Sieradzu…
To były czasy, kiedy zacząłem występować sam, jako Piotr Cajdler. Miałem wtedy jakieś 18 lat. Rzeczywiście wystąpiłem z piosenką Trzeba rozpalić w kominku ogień na festiwalu w Sieradzu i zająłem pierwsze miejsce. Była to ważna piosenka — kamień milowy.
Sam tomik rzeczywiście powstał dzięki pomocy Miejskiego Domu Kultury w Sieradzu. Był to zbiór kilkunastu wierszy i piosenek. Został mi na pamiątkę tylko jeden egzemplarz…
Po JUNIORSACH, szykujesz z nimi obecnie nową płytę, powołałeś do życia dwa zespoły: JESZCZE JEDEN i ZOO CAFE, z którym jesteś najbardziej kojarzony — jako charyzmatyczny wokalista, autor tekstów i muzyki…
Kiedy zaczęliśmy dorastać, zespół JUNIORS zmienił nazwę na FOLK’N ROLL. Zaczęliśmy grać nieco inną muzykę, bardziej rockową. Były to już całkiem nasze kompozycje. Już wtedy pisałem teksty i muzykę. I trwało to do momentu, kiedy nie rozjechaliśmy się na studia. Każdy poszedł w swoją stronę, ja zacząłem grać sam, ale po około pół roku powołałem do życia zespół JESZCZE JEDEN.
W 2019 roku postanowiliśmy z JUNIORSAMI, że nagramy płytę. Weszliśmy do studia. Napisałem piosenkę Może gdybyś, która leciała w wielu rozgłośniach radiowych w Polsce. Nawet udało nam się zająć z nią pierwsze miejsce na jednej z list przebojów. Gdyby nie pandemia, pewnie nasza płyta byłaby już gotowa. Niestety projekt przesunie się o rok. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, wejdziemy do studia w październiku.
ZOO CAFE, jak już wspominałem, to zespół, który powstał po moim powrocie z Izraela. Graliśmy razem ponad dwadzieścia lat, choć z przerwami. Również braliśmy udział w festiwalach, ale to głównie dziesiątki koncertów, liczne nagrania, wiele pamiątek…
ZOO CAFE to przede wszystkim cudowni muzycy: Zbyszek Godlewski, Marcin Płatek, Przemek Rybak, Tomek Cyranowicz, Paweł Krasiński, Tomek Jagoda, Romek Kolebacz, Konrad Kuligowski. Mam z nimi kontakt do dzisiaj i pewnie zagramy razem jeszcze nie raz.
Czym różniły się teksty, które pisałeś dla tych zespołów? Może tematyką, może stylistyką?
Między mną, piszącym dla ZOO CAFE, a tym, piszącym dla młodego Cajdlera i dla JUNIORSÓW, była przepaść. Tworząc dla ZOO CAFE, miałem już dwoje dzieci, czyli byłem zupełnie innym chłopakiem. Z każdym rokiem przybywało mi lat i doświadczeń życiowych. Rozwijałem się, może zmieniałem… Dorastały moje dziewczynki, zupełnie inaczej patrzyłem na świat. Przestałem być buntownikiem, stałem się obowiązkowy. Wielu rzeczy już nie było mi wolno, co stanowiło naturalną konsekwencję posiadania rodziny.
Wcześniej, jako singiel, byłem takim trochę awanturnikiem… Z tekstów JUNIORSÓW wyłania się chłopak, który „krzyczał na ulicach” — przykładem mogą być piosenki Graffiti, Zima… To takie nieco „rewolucyjne” teksty… skierowane przeciw czasom komunizmu.
Pomaluję cały świat, wszystkie szare plamy.
Zamaluję słupy i kioski, takie są moje plany.
Pomaluję brzydkie rzeczy,
wszystkie złe obrazki.
Przemaluję moją ulicę
i wszystkie moje zabawki.
Namaluję Twoje oczy na betonowym murze,
dorysuję delikatne dłonie i uniosę,
uniosę je ku górze.
Domaluję Twoje nogi
i pełno ludzkich twarzy,
może zniknie cała szarość,
a może to tylko moje graffiti.
(Graffiti — fragment, P. Cajdler)
Znów minął dzień, bezpowrotnie tak,
minął tak szybko, bez zdarzeń.
Za oknem dziś spadł pierwszy śnieg,
bawią się dzieci na dworze,
a u mnie w domu cicho i bezpiecznie.
(Zima — fragment, P. Cajdler)
Pamiętam wiele takich wieczorów, kiedy siedziałem w domu — u mnie na Broniewskiego, Czułem się taki bezpieczny… w moim pokoju, rodzice gdzieś tam, obok… To dobre wspomnienie… Czasami wpadł jakiś kumpel, zapaliliśmy fajkę, a wtedy nie paliłem przy rodzicach, ale do mojego pokoju nikt nie wchodził… Mama i tata mieli chyba wiele taktu, jeśli chodzi o moją prywatność.
Trzeba rozpalić w kominku ogień
Posłuchaj jak szumi wiatr w okiennicach,
jak drepcze po liściach,
jak rzuca się w ogrodzie.
Posłuchaj! To chyba idzie zima.
Już widać ją na drodze.
Wszystko w krąg usypia.
Ref.:
Przed nami długi zimowy czas
i tylko Bóg jeden wie, jak długi…
Trzeba rozpalić w kominku ogień,
bo zagasł.
Dzień odchodzi. Noc przychodzi.
Już czas! Owinąć trzeba myśli,
by nie zamarzły zimą,
by wiosna były świeże.
Już czas owinąć nasze serca,
przytulić się do siebie
i zasnąć ciepłym snem.
Gołąb
Nowy dzień nad moim domem,
gołąb w szybę bije dziobem.
Dzień, jak co dzień, nic nowego,
ktoś się biedzi, ktoś na całego.
To piosenka o prawdziwym życiu.
To piosenka o poważnych sprawach.
To piosenka o zwykłym człowieku.
Ta piosenka to prawdziwa jest ballada.
Słonko przebić nie może się przez chmury,
ranek mokry i ponury.
W strugach deszczu zadziwiony,
gdzieś na dachu gołąb wystraszony.
To piosenka o prawdziwym życiu…
Nad miasteczkiem już nie pada.
Pięknie w słońcu błyszczy trawa.
Nowy dzień nad moim domem,
gołąb w szybę bije dziobem…
Oczami przyjaciół - Alek
Wielokrotnie miałem okazję słuchać Piotra w trakcie jego występów. Nie miało znaczenia, czy śpiewał na scenie dla dużej publiczności czy dla grona kolegów.
Za każdym razem zaskakiwał mnie głęboką przemianą, kiedy tylko wziął gitarę do ręki i zaczynał śpiewać. W sekundzie stawał się artystą i cenionym bywalcem sceny.
Nie liczył minut, nie liczył godzin, grał i śpiewał, czyli robił to, co kocha; to, do czego został stworzony.
Bliskie są mi teksty piosenek Piotra. I te buntownicze z okresu młodości, i te wygładzone życiowym doświadczeniem, bardziej liryczne, chociaż doprawione bólem, żalem, zawodem. Zawsze jednak pełne miłości.
Tę bliskość poczułem od razu, kiedy po raz pierwszy usłyszałem piosenkę pt. Moja ulica,
Sam w swojej poezji również poruszam się w szarych przestrzeniach życia, usiłując udowodnić, że szarość jest pełna kolorów.
Piotrze, niech twoja poezja, zapisana na pięciolinii, unosi Cię po kres!!!
A. Wróbel
Aleksy Wróbel — poeta, autor wielu tomików literackich, założyciel Grupy Twórczej KaMPe przy ZPPnO. Organizator wydarzeń polonijnych o charakterze literackim w Wielkiej Brytanii, w tym Festiwalu Poezji Słowiańskiej w Londynie.
Moja ulica
Ulica moja jest brudna,
nie można robić na niej nic.
Od rana krąży po niej „cieć”,
a dzieci płaczą…
„Ulica miła wcale nie jest miła,
ulicą miłą nie chodź moja miła”.
Znajdziesz tu tylko kurz i brud,
ulica mej młodości,
ulica moich snów…
Na tej ulicy prawa strzeże Bóg,
tu nie ma przyjaciół,
nie ma… wrogów,
a dzieci głodne chodzą spać.
Na mojej ulicy trzeba się bać…
„Ulica miła wcale nie jest miła,
ulicą miłą nie chodź moja miła”.
Znajdziesz tu tylko kurz i brud,
ulica mej młodości,
ulica moich snów…
Wiosna
Zaczęło się ze dwa tygodnie temu,
długą kolejką przy trzepaku.
Przebiśniegi przebiły się przez śniegi,
słońce wyjrzało zza dachu.
Sąsiad spod trzynastego
na balkon wystawił kwiaty,
głowę podniósłszy do góry,
wiosenne zaczął tematy…
Ref.:
Wiosna idzie sąsiedzie,
zazieleni się w głowach.
Ulicami przechadzać się będą
piękne panie na długich nogach.
Wiosna idzie sąsiedzie,
niech nam idzie na zdrowie.
Czas pomyśleć o innych sprawach,
chłodnym piwie za rogiem.
A wiosna przyszła spokojnie
tak, jak przychodzą damy.
Zostawiła za sobą
zielonej trawy plamy.
Zagrzmiało, zapachniało,
zakręciło się w głowach.
Sąsiad spod trzynastego
swą radość wyraził w słowach…
Ref.:
Wiosna idzie sąsiedzie…
Gdy pada deszcz…
W deszczu wszystko wygląda inaczej,
inaczej płyną godziny.
Ludzkie twarze bardziej naiwne,
nikt jednak nie szuka przyczyny.
Wszystkie koty są szare,
nikt na nikogo nie czeka.
W deszczu wszyscy mokną tak samo:
pan dyrektor, złodziej, poeta.
Gdy pada deszcz inaczej jest
— dla jednych lepiej, drugich gorzej.
I choćbyś chciał, nie schowasz się
i zmoczy twoją dumną głowę.
Gdy pada deszcz, nie bardzo wiesz,
kto tak naprawdę z mózgu robi wodę
i choćbyś chciał nie schowasz się
— tak to już jest…
W deszczu wszystko zamiera,
traci kolory.
Nikomu nie chcę się śpiewać,
człek zgaszony jest, jakiś chory.
Siedząc w swoich mieszkaniach
użalamy się nad sobą.
I dalej robimy wiele złych rzeczy,
popijając herbatę malinową.
HEY, HEY, HEY…
Czasami, gdy budzę się rano,
a za oknem blady świt,
do pracy iść trochę nie „halo”,
bo ciągle mży.
Herbaty łyk pewnie nic nie da,
a w radio na ulubionej fali
jakiś mężczyzna piskliwym głosem
zachęca czule, byśmy już wstali.
Hey, hey, hey, zaczyna się dzień.
Co nam przyniesie, czym nas zaskoczy?
Jak można wciąż spać, w bezruchu tak trwać,
kiedy za oknem… tysiące spraw?
Wyrywam kabel radia z nadzieją,
że cisza znowu ogarnie pokój.
Na parapecie wróble szaleją
i telefon zazgrzytał gdzieś z boku.
To koniec — myślę, zakładam spodnie
i idę przemyć sklejone oczy.
Odkręcam kran a z kranu kapie
wraz z wodą piskliwy sąsiada skowyt.
Hey, hey, hey, zaczyna się dzień...
Może tylko dla Ciebie
Może tylko dla Ciebie zaśpiewam tę pieśń,
a Ty… jeszcze o tym nie wiesz.
Może tylko o Tobie będzie ten wiersz
napisany w kawiarni „pod niebem”.
Nie wiesz ciągle, dlaczego, dlaczego tak jest,
że siedzimy tu razem — w tym barze.
Jest przytulnie i ciepło, w szyby wali deszcz,
szklanka kawy przysłuchuje się szeptom
tej rozmowy, która nie dla wszystkich ma sens.
Krótkie zdania mówione do siebie.
Może właśnie tutaj narodził się wiersz,
a Ty jeszcze o tym nie wiesz.
Barman siedzi znudzony, nędzną czytał gazetę,
ścienny zegar odmierza godziny.
Nasza cicha rozmowa przeradza się w wiersz
w rytmie deszczu walącego w szyby.
Nie wiesz ciągle dlaczego, dlaczego jest tak,
że siedzimy tu razem w tym barze.
Jest przytulnie i ciepło, w szyby wali deszcz,
szklanka kawy przysłuchuje się szeptom
tej rozmowy, która…
Są takie dni…
Są takie dni, gdy patrzę przez okno.
Za oknem świt budzi trawę od rosy mokrą.
Błękitne niebo wróży pogodę,
łagodny wiatr leciutko trąca listki młode.
W takie dni niczego nie chcę zmieniać,