Nie tajemnica wolnej chwili…

Bezpłatny fragment - Nie tajemnica wolnej chwili…

Kilkusekundowe podstawowe ćwiczenia. Wykonuj ile chcesz i gdzie chcesz


Proza współpczesna
Polski
Objętość:
28 str.
ISBN:
978-83-8126-430-3

To nie tajemnica wolnej chwili…

Za każdym razem przy słowie „fitness” w głowie pojawiają się skojarzenia z wyprawą do klubu fitness, ćwiczeniami z trenerem personalnym, trwającym nie mniej niż półtorej godziny treningiem, kupnem odzieży sportowej i sprzętu w rodzaju hantli, obciążników, mat do jogi, pilates, strechingu, a także wielu innych rzeczy, które mogą wprowadzić nas w konsternację. Szczególnie jeśli wchodzimy do działu sportowego lub do wyspecjalizowanego centrum handlowego, w którym od mnogości samych tylko hantli może się nam zakręcić w głowie. Wybór asortymentu jest na tyle ogromny, że można się nie tylko pogubić, ale nawet zgubić. I nie zapominajmy, że kupujemy do swojego domu różne urządzenia sportowe, malutkie sprzęty sportowe zabieramy ze sobą do biura, samochodu, damskiej torebki. I, rzecz jasna, „kostium na zmianę”. Pod tym pojęciem rozumiemy torbę sportową lub plecak, specjalnie przygotowany do wyprawy do sali sportowej, klubu fitness, na zajęcia jogi, na basen, do sauny itd. Nie można się obejść bez stroju sportowego, pary adidasów, skarpet, kilku ręczników, butelki z wodą, dodatkowej żywności sportowej i… tę listę możesz uzupełnić sama.

Całą tę „amunicję” trzeba dźwigać ze sobą do sali sportowej. I, jeśli pomyśleć o tym, że po ciężkim dniu pracy, kończącym się na ogół około piątej po południu, trzeba jeszcze wybiec z biura, tracąc na dojazd od 40 minut do nawet godziny (wszystko zależy od lokalizacji naszego biura i klubu). Staramy się rzecz jasna wybrać taki klub fitness, który znajduje się możliwie jak najbliżej naszego miejsca pracy, ale nie zawsze się to udaje ze względu na pewne okoliczności życiowe. Jest to przede wszystkim cena karnetu upoważniającego do wejścia do klubu fitness, obsługa i nowoczesność samego klubu, stopień profesjonalizmu personelu, rekomendacji przyjaciół i znajomych itp. Kiedy już podejmiemy decyzję o wyborze klubu fitness, po zakończonym dniu pracy, po 17.00, biegniemy zająć się sobą, poświęcić czas na najcenniejsze rzeczy, które w ogóle mamy — zdrowie i piękno. Później planujemy zmienić „kostium służbowy” na wygodny ubiór. Po zakończeniu dwugodzinnego (godzinnego, półtoragodzinnego) treningu, bierzemy prysznic, korzystamy z basenu lub sauny, znowu zmieniamy odzież, patrzymy na zegarek, jest już 19.30 — 20.00. Metro, autobus, tramwaj lub samochód. Jedziemy do domu, a tam także toczy się życie, wymagające czasu i sił, których większą część zużyliśmy w klubie fitness. I tak z braku czasu i sił, nasze wizyty w klubie fitness z tygodnia na tydzień stają się coraz rzadsze. I co najciekawsze, dzieje się tak niezależnie od tego, co twierdzą największe umysły świata, że „jeśli człowiek czegoś pragnie, to na pewno to osiągnie” i „jeśli niezbyt mocno się czegoś chce, to nie za bardzo się to udaje” i wypowiadają wiele innych powiedzeń, przysłów i motywujących sentencji.

I oto pojawia się odwieczne pytanie „być albo nie być” a konkretnie: trenować w klubie fitness czy nie trenować?

Z pewnością większość czytających i ogólnie aktywnych ludzi krzyknie: „Ależ oczywiście trenować!”.

Jestem jedną z nich! I nie boję się po raz tysięczny powtórzyć, że ruch to życie. Uważam, że każdy prawidłowo wykonywany ruch, nie tylko ten, który wykonuje się w klubie fitness lub w czasie specjalnie przeznaczonym na sport, daje pozytywny efekt. Właśnie o tym będzie mowa poniżej. Ale wszystko po kolei.

Do oceny i analizy wzięłam jeden dzień z życia statystycznej kobiety — mojej mamy. Zgodziła się w trybie dobrowolno — przymusowym zostać obiektem obserwacji oraz oceny stopnia wykorzystania czasu wolnego w ciągu dnia. Mama ma obecnie 54 lata. Kiedyś profesjonalny sportowiec, a obecnie kobieta, która ma problemy ze zdrowiem, a w szczególności, jak to się mówi, ma,,problemy z kośćmi”. W trakcie eksperymentu wyjaśniło się, że w ciągu dnia mama ma dużą ilość krótkich przerw, kiedy to jest zajęta jedynie oczekiwaniem na coś lub po prostu rozmyśla. Są to chwile, trwające od kilku sekund do kilku minut. Pod oczekiwaniem na coś jest rozumiany ten czas, kiedy to po porannym przebudzeniu leży i myśli o nadchodzącym dniu, o czymś marzy, oczekując, kiedy w czajniku zagotuje się woda na poranną kawę lub herbatę, jedzie autobusem, słucha najświeższych wiadomości — plotek w pracy, pisze wiadomości sms, czeka w kolejce do kasy i jeszcze wiele innych spraw, których listę każdy z nas może w nieskończoność uzupełniać. Ale jeśli zbierze się do jednego koszyka i zliczy wszystkie te sekundy i minuty, to, jak na pewno się zgodzicie, zbierze się sporo czasu, który, niestety, przepada bezpowrotnie.

Przechodząc do sedna sprawy, chciałabym od razu podkreślić, że to, o czym będzie mowa niżej, nie będzie kolejnym wykładem o zdrowym stylu życia, w którym poucza się słuchaczy, aby robili tak, a nie inaczej. Jesteśmy uświadomionymi ludźmi i możemy swobodnie określać swoje priorytety, decydować, co jest dobre dla nas i dla naszego dobrego samopoczucia, a co nie. Biorąc pod uwagę ogromny strumień informacji, którą zewsząd otrzymujemy, mamy praktycznie nieskończony wybór. Uwagę poświęcę jednej z najistotniejszych wartości ludzkich — czasowi, a dokładniej temu, z czego on się składa — sekundom. Są one jak grosiki w kieszeni, którym nie przypisujemy znaczenia, nie poświęcamy odpowiedniej uwagi, ponieważ nie da się za nie nic kupić. Tym nie mniej, i one mają swoją wartość, to części tworzą całość. „Grosz do grosza i będzie kokosza”. Wykonując niezbyt skomplikowane działania matematyczne, dodając do siebie sekundy, otrzymujemy czas, który możemy z łatwością zainwestować w swoje zdrowie.

Zacznijmy od samego początku. Budzimy się. Budzik jest nastawiony na szóstą rano. Punkt szósta on, jak grom z jasnego nieba, wbija się w nasz sen, wyrywając nas z błogiego snu. Dalej zrywamy się, podskok, wylot z łóżka i kolejne sprawy zgodnie z grafikiem. Prysznic, obserwacja garderoby, śniadanie, rodzinne sprawy organizacyjne i droga do pracy. Każdy może samodzielnie uzupełnić ogniwa tego łańcucha.

Pomimo, że rozumiemy, iż gwałtowne zrywanie się ze snu, kiedy nasz organizm jeszcze nie włączył się do pracy, jest szkodliwe dla zdrowia, w dalszym ciągu tak robimy. Ale zobaczmy, co się stanie, jeśli nastawimy budzik na 5.58 lub o dwie minuty wcześniej, niż zwyczajowa godzina pobudki. Te dwie minuty pomogą nam przygotować organizm do codziennego rytmu.

*Po przebudzeniu poleż trochę w łóżku, przeciągnij się tak, jak przeciągają się małe dzieci. Wyciągnij się jak struna. Naładuj swój organizm, zacznij go ogrzewać.

Wyciągnij ręce za głowę i ciągnij stopy wzdłuż, jak gdybyś chciała do czegoś sięgnąć.

*Samodzielny masaż tych części ciała, do których można wygodnie sięgnąć.

Przekroczywszy poziom „łóżkowy” przesuwamy się w kierunku kuchni. Te 20 sekund można pożytecznie zagospodarować.

*Spleć ręce za plecami i wyciągnij się, zwracając głowę na przemian w lewo i w prawo. Jest to uniwersalne ćwiczenie, które znamy i wykorzystujemy w życiu codziennym, nawet nie zdając sobie z tego sprawy.

Jednym z najczęściej odwiedzanych miejsc w każdym domu jest kuchnia. Ale nasz czas jest ograniczony. Wspaniale, jeśli uda nam się spokojnie zjeść śniadanie, nie mówiąc już o ćwiczeniach. Ale przy braku wolnej chwili mimo wszystko udaje się przełączać programy telewizyjne albo znaleźć ulubioną stację radiową, hipnotyzować czajnik wzrokiem w nadziei, że woda zagotuje się w nim szybciej, postać przy otwartych drzwiach lodówki, lustrując menu na śniadanie.

Jednak, oszczędzając sekundy, sprobuj zróbić cos takiego:

*Podnieś wysoko ramiona, wstrzymaj i gwałtownie opuść w dół.

*Na przemian podnoś do góry to jedno, to drugie ramę i zatrzymaj je na kilka sekund.

* Stań równo, plecy proste, ramiona lekko rozprostowane. Skieruj ręce na bok, tak, aby znajdowały się równolegle do podłogi. Zegnij ręce w łokciach. Unieś do góry same łokcie. Na pierwszy rzut oka to ćwiczenie wydaje się banalnie proste, ale spróbuj sama zrobić 50 takich właśnie nieskomplikowanych ruchów łokciami o minimalnej amplitudzie wychyleń.

Właśnie tych dwóch ostatnich ćwiczeń boją się tzw. zakwasy.

*Jeszcze jedno wspaniałe ćwiczenie — „przyklejamy” ręce wzdłuż ciała i jak gdyby gładzimy się po biodrach, jednocześnie pochylając się to na jedną, to na drugą stronę.

I oto wybiegamy już z domu, wydawszy ostatnie rozporządzenia, tzw. „cenne uwagi” dla domowników. Tutaj oczywiście możliwe są różne warianty: komunikacja publiczna, samochód lub na piechotę. Jak zdążyłam zauważyć, najwygodniejszy jest wariant łączony: dojeżdżamy samochodem do przystanku pociągu podmiejskiego, zwłaszcza jeśli mieszkamy poza miastem, parkujemy i — witajcie pasażerowie komunikacji publicznej!

W komunikacji publicznej także nie tracimy czasu. Podejrzewam, że w głowach czytelników pojawiło się pytanie o to, co takiego można robić w komunikacji publicznej, kiedy najważniejszą kwestią jest trzymanie się w pozycji pionowej, i, co także nie jest bez znaczenia, swoich rzeczy, i wydostanie się z pojazdu w czystym i niepomiętym ubraniu ze swoimi rzeczami. Ale i tutaj się z nie zgodzę. Co myślisz o tym, aby stanąć, i, trzymając się poręczy, dodatkowo aktywizować pracę mięśni nóg i pośladków poprzez ich napinanie? I nie ma tu znaczenia, w jakich jesteś butach — na obcasie czy bez, zimowym czy letnim.

* Napnij mięśnie pośladków i wytrzymaj w takiej pozycji na początek jeden przystanek. Za każdym razem zwiększaj ilość przystanków albo ilość czasu, poświęconego na ćwiczenie.

To samo ćwiczenie można także wykonywać w pozycji siedzącej.

* Jeśli los, przypadek albo ludzie zadecydują o tym, że mimo wszystko jedziesz na stojąco w komunikacji publicznej, to i tutaj jest jeszcze opcja: trzymając się poręczy można unosić się „na palce” na wysokość pół centymetra od podłogi i zastygnąć w takiej pozycji na kilka sekund. Przecież przez tę chwilę nikt Cię nie dostrzeże i nie zauważy, jeśli już tak bardzo się boisz, co inni o Tobie pomyślą, jeśli będziesz uprawiać sport w komunikacji publicznej.

Lecimy dalej. Praca.

Dzień pracy trwa na ogół od 8.00 do 17.00. W trakcie pracy niekiedy nie ma czasu nawet na obiad, nie mowiąc o zdrowiju, ale ja zachęcam Cię do tego, abyś wykonywała, a z czasem zamieniła w nawyk następujące proste, acz efektywne ćwiczenia.

Na początku przypomnijmy sobie, czym zajęte są pozostałe części ciała, kiedy na przykład, rozmawiamy przez telefon, odpowiadamy na maile, komentujemy nieudaną fryzurę szefa lub zbyt krótkie terminy na wykonanie tego lub innego zadania.

No właśnie! Szuramy butami po podłodze, miętosimy w rękach lub w ustach długopis, a często siedzimy zgarbieni, przewijając pasek nowości na kolejnym portalu społecznościowym. A co powiesz na to, aby uatrakcyjnić codzienną nudną lub wesołą pracę?


1. Na początek zrobimy ćwiczenia na głowę i twarz

*Otwieramy szeroko oczy, podnosimy brwi. W takiej pozycji wytrzymujemy 5 — 10 sekund, a potem powtarzamy ćwiczenie od 3 do 5 razy.

*Dane ćwiczenie można wykonywać zarówno na siedząco, jak i na stojąco. Stojąc prosto odchylamy głowę do tyłu, tak, jakbyśmy próbowali dotknąć głową pleców. Wytrzymujemy 5 — 10 s. i powtarzamy ćwiczenie 3 do 5 razy (robimy baaaardzo wolno).

*Wykonujemy powolne skłony głowy do przodu i do tyłu i wytrzymujemy 5 — 10 s. przy największym wychyleniu głowy. Powtarzamy od 3 do 5 razy.

*Rozluźniamy ramiona. Wykonujemy skłony głowy w lewo do oporu, wytrzymujemy 5 — 10 s., a potem wykonujemy skłony głową w prawo, wytrzymując 5 — 10 s. Powtarzamy od 3 do 5 razy.

*Robimy powolne ruchy głową w lewo i w prawo do oporu, wytrzymując po 5 — 10 s. Powtarzamy 3 — 5 razy.


2. Ćwiczenia na ramiona i ręce

*Bardzo powoli wykonujemy ramionami ruchy okrężne: 5 razy w jedną stronę i pięć w drugą.

*Spleć ręce palcami i wyciągnij się, jednocześnie wykręcając wnętrzem dłoni w górę. Powtórz 5 — 10 razy.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.