Dla Ciebie,
która tyle razy udawałaś, że wszystko gra.
Która w ciszy dźwigasz świat, a czasem już nie wiesz, jak bardzo jesteś zmęczona.
Nie chcę, żebyś była silna.
Chcę tylko, żebyś była sobą.
Z Twoją delikatnością. Z wątpliwościami. Z prawem do oddechu.
Bo nawet jeśli nie ogarniasz —
i tak jesteś wspaniałą całością.
Z empatią i szacunkiem,
Marek Grabowski — autor
Odpoczynek to nie luksus.
To prawo człowieka
Tricia Hersey
Wstęp: To nie Ty jesteś wadliwa. To świat zwariował
Bywają takie dni, kiedy czujemy, że naprawdę mamy wszystkiego dość. Nie mówię tu o drobnych irytacjach, jak złamany paznokieć czy kolejny raz odrzucony e-mail. Mówię o tym głębokim zmęczeniu, które przenika nas aż do kości. Kiedy ręce stają się ciężkie jak ołów, myśli plączą się i nie sposób ich uporządkować, a każde kolejne „muszę jeszcze” powoduje skurcz w żołądku. Wtedy często pojawia się cicha, bolesna myśl: „Nie daję rady. Czy coś jest ze mną nie tak?”
Jeśli znasz to uczucie, pozwól, że Ci coś powiem — spokojnie, z całą empatią, na jaką mnie stać:
„Nie, Kochana. Z Tobą wszystko w porządku. To nie Ty jesteś wadliwa. To świat, w którym przyszło nam żyć, trochę się pogubił. A raczej — pogubiły się jego oczekiwania wobec kobiet.”
Bo czy naprawdę jest normalne, by od jednej osoby wymagać, by była zawsze troskliwa, zadbana, serdeczna, kompetentna, perfekcyjna, świetnie zorganizowana, dobrze gotowała i jeszcze była sexy wieczorem? Czy to w ogóle możliwe, by codziennie prowadzić ważne zebranie, opiekować się trzyletnim dzieckiem, pamiętać o rachunkach, zrobić zakupy i jeszcze wieczorem olśniewać spokojem, uśmiechem i czarującym urokiem?
Kiedyś słyszałem anegdotę, która bardzo dobrze to oddaje: Mała dziewczynka patrzy na swoją mamę krzątającą się po kuchni, rozmawiającą przez telefon i równocześnie odrabiającą z nią lekcje. Z błyskiem w oku mówi: „Mamo, ty masz supermoce!”
I rzeczywiście — wiele kobiet musi być takimi superbohaterkami. Ale nawet te bohaterki mają prawo być zmęczone.
W tym poradniku nie znajdziesz tanich motywacyjnych haseł typu: „Wszystko zależy od organizacji” albo „Wszyscy mamy tyle samo godzin w ciągu doby”. Prawda jest bardziej złożona i dużo bardziej ludzka:
Masz prawo nie ogarniać.
I to wcale nie czyni Cię słabszą.
To czyni Cię prawdziwszą.
Pomyśl o polu po burzy. Ziemia jest rozmokła, poprzewracane są kłosy, gałęzie drzew uginają się pod ciężarem wody. Czy to znaczy, że pole jest zepsute? Nie. To znaczy tylko, że przeszło przez burzę. I teraz potrzebuje czasu, by dojść do siebie.
Ty także tak samo masz prawo potrzebować czasu by odbudowywać siebie.
Chciałbym, byś potraktowała ten poradnik jak zaproszenie. Zaproszenie do buntu — ale nie do agresywnego sprzeciwu wobec świata. Raczej do łagodnego, cichego buntu wobec tego, co Cię stale przeciąża: wobec perfekcjonizmu, który każe Ci nieustannie udowadniać swoją wartość; wobec sztucznych obowiązków, które przyjęłaś, nie pytając siebie, czy naprawdę są Ci potrzebne; wobec przekonań, które kiedyś pomagały, a dziś tylko ranią.
To będzie podróż ku odzyskaniu siebie. Bez fanfar i wielkich deklaracji. Bez list „do zrobienia” i poczucia winy. Powoli, spokojnie, z szacunkiem do siebie.
Tak, jak podlewa się delikatną roślinę — codziennie troszkę, bez pośpiechu.
Czy od razu będzie łatwo? Zapewne nie. Nasze przyzwyczajenia mają w sobie siłę starych twardych korzeni — trzymają mocno. Ale każda zmiana zaczyna się od małego kroku. Od prostego pytania, które warto sobie zadać:
„Czy to, co teraz robię, naprawdę mi służy?”
Być może pierwszy raz od dawna pozwolisz sobie na odpoczynek bez poczucia winy. Może nauczysz się mówić „nie” bez usprawiedliwiania się godzinami. A może po prostu weźmiesz głęboki oddech i stwierdzisz: „Dzisiaj zrobiłam tyle, ile mogłam. I to wystarczy.”
Wiele kobiet nosi w sobie podobne zmęczenie, podobne wątpliwości. Tylko często boi się o nich mówić, bo przecież „inne radzą sobie lepiej”, „nie wypada narzekać”, „trzeba być silną”.
Ale siła, moja droga, nie polega na tym, by zawsze i stale wygrywać.
Czasem największą odwagą jest przyznać: „Potrzebuję przerwy i odpoczynku.”
W kolejnych rozdziałach będziemy przyglądać się różnym obszarom życia: pracy, relacjom, codziennym obowiązkom. Będziemy odkrywać, jak oddzielić to, co naprawdę ważne, od tego, co tylko wydaje się niezbędne. Będziemy uczyć się, jak odzyskiwać siebie — krok po kroku, dzień po dniu.
Bo zasługujesz na życie bez presji i perfekcji, w którym będziesz dla siebie dobra.
Rozdział 1: Superbohaterki też padają
Znasz to uczucie, kiedy świat wali Ci się na głowę, a Ty wciąż stoisz? No właśnie — stoisz. Czasem w kuchni, w szpilkach, z nosem w garnku i telefonem przy uchu, podczas gdy dzieci wrzeszczą, partner pyta, co dziś na kolację, a szef — jak gdyby nigdy nic — wysyła pilne wiadomości o 21:17. I Ty, ta sama Ty, która kiedyś śniła o spokojnym, twórczym życiu, stoisz tam jak generał na froncie, próbując ogarnąć wszystko naraz.
Chciałbym powiedzieć Ci jedno: to nie jest historia o Twojej porażce.
To jest historia o przeciążeniu.
Tak się składa, że choć jestem facetem, ale całe życie obserwuję kobiety — matki, siostry, przyjaciółki, żonę. Widziałem, jak robią sto rzeczy na raz. Jak ogarniają, pomagają, troszczą się, łatają dziury, których nikt inny nawet nie zauważa. I nauczyłem się jednej rzeczy: nawet najbardziej niezniszczalna superbohaterka kiedyś pada na kolana. A wtedy nikt nie powinien jej wmawiać, że „takie jest życie”, że „trzeba być twardą”.
Trzeba, owszem. Ale nie twardą jak głaz. Tylko twardą jak woda — elastyczną, żywą, zmienną.
Przypomina mi się Anka. Znamy się od lat. Matka, żona, menedżerka. Kiedy jej córka zachorowała, Anka włączyła tryb turbo: załatwiała lekarza, recepty, gotowała rosoły, siedziała na służbowych wideokonferencjach z dzieckiem śpiącym na jej kolanach. Nawet sąsiadce przyniosła zakupy, bo „starsza pani nie da rady sama”.
Tyle że w nocy — kiedy dom wreszcie zasypiał — Anka siadała na zimnych kafelkach w łazience i płakała. Cicho, żeby nikt nie usłyszał. “Bo nie mam już siły” — powiedziała mi kiedyś. — “Ale muszę. Bo wszyscy na mnie polegają.”
Znasz to? Ja znam. Widziałem to więcej razy, niż bym chciał. I powiem Ci szczerze, bez lukru: to nie jest siła. To jest agonia udająca bohaterstwo.
Wiesz, co jest prawdziwą siłą? Przyznać się przed sobą, że jesteś zmęczona.
I powiedzieć to na głos. Do siebie i do innych…
Tak, Ty. Ta, która codziennie niesie świat na swoich barkach. Ty masz prawo do zmęczenia. Do frustracji. Do wkurwu. Do chwili, kiedy powiesz: „Nie ogarniam i nie muszę, pieprzę to…”
Bo nawet fundamenty, na których buduje się domy i mosty, potrzebują przeglądu. Czasem trzeba na nich postawić wielką tabliczkę:
ZAMKNIĘTE Z POWODU PRZEPRACOWANIA.
Wiem, że to brzmi brutalnie. Ale życie takie właśnie jest — nie filuterną bajką z Instagrama, tylko czasami cholernie trudną drogą przez błoto. I nie jesteś słaba, jeśli przyznasz, że masz dosyć. Jesteś mądra.
Pamiętam pewną rozmowę z moją mamą. Miała wtedy około sześćdziesiątki. Całe życie w pracy, w domu, dla nas. I pewnego dnia powiedziała: „Synu, ja przez 40 lat nie miałam jednego dnia naprawdę dla siebie.”
Wiesz, co mnie wtedy zabolało najbardziej?
Że ona mówiła to bez pretensji. Jakby to była norma. Jakby to było jej zadanie — dawać siebie innym, aż się całkiem wypali.
Chciałbym, żebyś Ty nie musiała dojść do tego samego miejsca.
Bo widzisz, nikt nie przyjdzie i nie powie Ci: „Odpocznij, zasługujesz.”
Najpewniej nie, musisz zrobić to sama.
I tu dochodzimy do czegoś bardzo ważnego: Ty jesteś swoim własnym szefem od troski o siebie. Nikt inny. Nie dzieci, nie partner, nie szef. Tylko Ty.
Wiem, co sobie możesz teraz myśleć: „Ale ja nie mam czasu!” A ja powiem Ci coś, co pewnie Ci się nie spodoba: masz czas. Tylko nauczyłaś się go oddawać innym szybciej, niż mrugniesz okiem.
Jeśli potrafisz znaleźć godzinę na pilną prezentację do pracy, potrafisz znaleźć kwadrans na własny oddech. Jeśli ogarniasz cudze potrzeby bez mrugnięcia, potrafisz też zadbać o swoje. Tylko musisz sobie na to pozwolić.
Musisz naprawdę chcieć.
Bez poczucia winy.
Bez wymówek.
Wiem, jak to jest, bo sam latami wkręcałem się w spiralę pracy po 12 godzin dziennie z codziennym stresem i milionem zadań. „Nie teraz, może później”. Aż któregoś dnia obudziłem się w takim stanie, że zwykłe wejście po schodach było jak wyprawa na Everest. Myślałem, że to zawał, na szczęście nie. Ale ciało dobitnie powiedziało stop.
Nie czekaj, aż Twoje ciało i dusza same wymuszą pauzę. Naucz się zatrzymywać wcześniej.
Wiesz, co może Ci pomóc? Małe codzienne rytuały, które wyślesz sobie w prezencie. Na przykład: kwadrans z książką, ciepła herbata pita w ciszy, spacer bez telefonu, głęboki oddech na balkonie.
To nie są luksusy. To są podstawowe potrzeby człowieka, który chce nie tylko przeżyć, ale i naprawdę żyć.
Pamiętaj, że nawet najlepszy i najdroższy samochód, któremu nie dolewasz oleju, w końcu stanie w ogniu. I Ty też jesteś takim samochodem. Potrzebujesz troski, odpoczynku, regeneracji. Inaczej któregoś dnia zapłoniesz — nie z entuzjazmu, tylko ze zmęczenia.
I nie, nie chodzi o wielkie zmiany od razu. Nie musisz rzucać pracy ani wyprowadzać się na Bali (choć kto by nie chciał!:-)). Chodzi o codzienne, małe decyzje, które pokazują: Jestem ważna dla siebie.
Wiesz, dlaczego o tym mówię z taką pewnością? Bo widziałem kobiety, które się zatrzymały na czas. Które nauczyły się mówić „nie”. Które odkryły, że ich wartość nie zależy od tego, ile punktów odhaczyły na liście zadań.