E-book
15.75
drukowana A5
49.48
NIE JESTEM ŁOBUZEM!!!

Bezpłatny fragment - NIE JESTEM ŁOBUZEM!!!

z pamiętnika starszego brata

Objętość:
242 str.
ISBN:
978-83-8414-291-2
E-book
za 15.75
drukowana A5
za 49.48

WIERSZOWANKI-prolog

W każdym tutaj jest przygoda

Duża, mała lub ogromna

To w pigułce są historie

Szybka akcja jest i kropka.


O tych dużych i maleńkich

Dzieciach, pieskach i zwierzakach

Każdy bajką jest i tyle!

Każda chwila, jest wszak jakaś.


Więc gdy smutno ci czasami

Myślisz sobie- ja FAJTŁAPA

Otwórz i poczytaj sobie

Jak to życie, figle płata


I uśmiechnij się do siebie

Powiedz-ooo ja mam tak samo!

O- ja też to tak zrobiłem…

Mamo! — czy pamiętasz mamo?!

Oto my

— Nie jestem łobuzem, nie jestem łobuzem, nie jestem łobuzem!!!!


Takie słowa dobiegały z pokoju obok, w pewnym domu. Ktoś mówił je z takim przejęciem i żalem lekkim i takim zdegustowaniem do samego siebie, że aż włosy stawały dęba.

Ktoś po prostu, sam sobie chciał udowodnić, wytłumaczyć, że nie jest łobuzem. Albo nie…

Ten ktoś pragnął wyjaśnić, wykrzyczeń wszystkim obok, ale tak skrycie, bo nikogo z nim nie było, że nie jest łobuzem. Może liczył, że wszechświat go usłyszy i zrobi to za niego. Może po prostu samo się to wszystko stanie.

No wiecie… wszyscy zrozumieją, że on nie jest łobuzem.


Mama krzątała się w kuchni, robiła obiad.

Wiedziałem bo pachniało w całym domu. Chyba robiła nam pyszne spaghetti z takim gęstym sosem. Uwielbiałem spaghetti. Ono było takie inne niż wszędzie. Dużo wszystkiego i takie pyszne. Tak pyszne, że to dużo i takie… że nie wiem, ale ile by go nie było, to nie wystarczało.


Część. Jestem Luter i mam jedenaście lat, prawie jedenaście. A Luter to moja nieszczęsna ksywa.

Nasza mama umyśliła sobie, że będziemy mieli ksywy, bo to fajne i jak ona mówi- samo tak wyszło, że są akurat takie, a nie inne.

Po prostu zobaczyła nas i bach jest ksywa. Taka, a nie inna i o dziwo pasuje. Nie wiem jak to możliwe. Może tylko ona po prostu umie to wytłumaczyć. Luter-Lut, bo ja niby taki duży, silny, skrupulatny. Taki mały dorosły który nadal jest dzieckiem. Czasem, aż za bardzo skrupulatny i rezolutny, no tak mi ona mówi stale.

Bo mama mawia mi czasem to słowo bardziej, bo niektórzy ci starsi, to pożal się boże zwykła leszczyna.

Leszczyna- już tłumacze!.

Mama mówi, że to takie zielsko co wszędzie roście i oprócz tego, że wygląda nic się znaczy.

No dobrze… może znaczy, ale nie wiele oprócz tego, że wygląda.

Mama to wszędzie widzi- to ładnie. Dla niej wszystko jest jakieś i ładne i piękne. Czasem jej pytam, co ona widzi w tym ładnego i ona stara się wytłumaczyć, a ja staram się zrozumieć.

Czasami mi wychodzi, a czasem nie i mówię tylko:

— ahaaaaaaaaa- okiiiiiiiiiiiiiiiii.wtedy ona odpuszcza, z uśmiechem na twarzy.

Ale ta leszczyna, to takie powiedzenie jest tylko.

Mama czasem jest zła na ludzi, że są nijacy i nie myślą. Dlatego jestem Luter, bo niby myślę ładnie i mądrze i ona chce żebym był właśnie mądry. Cieszę się z tego. Chcę być mądry.

Do ksyw wrócę jeszcze, obiecuję.


Mam młodszego brata.

To ten głos zza za ściany, co biadoli, że nie jest łobuzem. Nestor. To też ksywa i też dzieło mamy.

Ness jest młodszy ode mnie dwa lata. To ogrom czasu, taka przepaść wiecie?. Bo to jest tak, że ja jestem wysoki taki i trochę duży, a on to chudzina totalna, dlatego wydaje się, że to przepaść. Czasem się kłócimy, bo on to taki harpagon mały i wszędzie go pełno i straszliwie chce rządzić. Najmłodszy tak ma podobno, na wszystko reaguje krzykiem i myśli, że tylko tak rozwiąże wszystkie problemy i sprawy.

Jaaaa… ja raczej nie krzyczę. Nawet nie wiem czy potrafię głośno krzyczeć. Hmmm… tak teraz sobie o tym pomyślałem. Czy ja potrafię krzyczeć?

Może czasem, ale tak stale i o wszystko??…raczej nieeeeeeee.

Może mi ten etap przeszedł.

Tak my mamy etapy- my dzieci!. Każde z nas ma inne. Mama mówi, że ja zawsze byłem grzeczny i spokojny i że jej pomagałem we wszystkim nawet leżąc w kołysce.

Że miałem duże niebieski oczy i jak sobie tak leżałem, to jej pomagałem mentalnie.


Kiedyś nie rozumiałem słowa mentalnie, ale teraz już wiem, co to słowo oznacza. Fajnie być takim „mentatorem” jak ja..

Rosnę, rosnę haha- mentalnie…;)

Jak mi to opowiada, to czuje się ważny. Kocha mnie i ja ją. Ale dobra pora na Nestora.


On stale jest w ruchu, stale się nudzi i nie może znaleźć na to sposobu. Mówi, że nuda, nuda, nuda i zaczyna się wiercić jak poparzony, albo biegać. Ja jak się nudzę, to leże i patrzę w sufit i trochę się męczę tym leżeniem, bo to męczące, taka nuda. Ale jak mama mi powiedziała, że tylko głupi ludzie się nudzą, ale że to nie dotyczy dzieci. Zacząłem z tym walczyć i czasem na siłę szukam sobie zajęcia-mimo, że jestem tym dzieckiem jednak.


Nie chce być głupią leszczyną!.

Czasem wezmę piłę, czasem coś namaluje, a czasem po prostu coś oglądam, byle nie czuć tego okropnego uczucia nudy.

Nestor dalej biadoli w pokoju, idę do niego.


— co ci brat? do kogo ty gadasz? tu nikogo nie ma. To jakieś zaklęcie? Nie jestem łobuzem. Powinieneś chyba mówić. Nie będę łobuzem.

— spadaj, nie rozumiesz!!!

— jesteś niemiły, ja byłem miły-odparłem.

— to ma być miłe? że się nabijasz, jak ja cierpię i walczę??

— walczysz? z kim? tu nikogo nie ma!

— i znów się nabijasz- SPADAJ- wyjdź!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! -krzyknął.

— nie nabijam się. Pytam!

— Trzy wdechy, trzy wdechy, spokój uffffffff-sam do siebie, Nestor zaczął mruczeć pod nosem.

Zawsze tak robił, żeby się uspokoić i już nie wrzeszczeć. To podobno mu pomagało. Chyba sobie tak przypominał, że umie oddychać powoli, no i pomagało. Serio pomagało.

— dobrze Luter, już ci mówię. Bo ja sam sobie tłumaczę, że nie jestem łobuzem. Nie chcę być łobuzem. Wszyscy mi mówią łobuz, łobuzujesz. Wszyscy mnie nie rozumieją. To nie tak!

— a jak?

— Bo wiesz, to nie jest moja wina, to się samo dzieje wszystko. Nawet jak nie chce, to się dzieje i już. To jakieś moje przekleństwo. Czasem nawet jak siedzę, to jestem łobuzem.

— jesteś łobuzem jak siedzisz?

— no tak, bo macham nogami i robię jakie dziwne fikołki, albo tak wiesz się ruszam, że wszystko mi chodzi dookoła i jak w domu jest cicho, to słychać tylko mnie i już łobuz. A się robi samo.

— same ci się ruszają kończyny? -uśmiechnąłem się przy tym.

— nie nabijaj się!!!! -trzy wdechy, raz, dwa, trzy uffffffffff- znów pod nosem mruknął magię oddechu.

— tak same! bo nie myślę o tym po prostu. Sobie siedzę i one same. Ja nie myślę, że to robię. Kiedyś starałem się nic nie robić, tak wiesz- siedzieć na baczność. Wtedy myślałem tylko o tym, żeby się nie ruszać.

— i co??

— no nie ruszałem się, ale myślałem tylko o tym, a chciałem oglądać bajkę. No powiedz brat, jak mam oglądać bajkę, jak się na niej skupić, jak myślę o latających rękach i nogach?. Nic z tej bajki nie rozumiałem. Stale sprawdzałem sam siebie, czy dobrze siedzę prosto.

— no nie myślałem nigdy o tym w ten sposób. Rzeczywiście przekichane, że ci kończyny same latają. A to coś złego, że się ruszysz jak oglądasz bajkę???

— TAK!!!!!!!!!!!!!!!!!!

— dlaczego?

— bo inni siedzą i oglądają, a ja nie mogę bo to się samo dzieje. Jakby moje ciało żyło swoim życiem, a głowa oglądała bajkę!

— matko brat, to jak z jakiegoś horroru-zachwyciłem się bratem po tych słowach. No geniusz scenariusza.

— co? -zdziwił się mój mały słodki nie łobuz

— no to.....to co mówisz. Głowa ogląda, a ciało lata po pokoju..haha…

— no i widzisz, nie rozumiesz, nabijasz się!

— rozumiem, nabijam się odrobinkę. Chce żebyś się uśmiechnął po prostu. Ja też tak mam, tylko nie zwracałem nigdy na to uwagi. Może ty jestem po prostu bardzo spostrzegawczy.

— hmmm… jestem spostrzegawczy? a to dobrze? -spytał zdziwiony Ness

— no, no tak… znaczy, że widzisz dużo i nie jest ci wszystko jedno. Musisz to powiedzieć mamie.

— Wow jestem spostrzegawczy, mam zaletę. Wow nowe słowo.:)


*Mamooooooooooooooooo….JESTEM SPOSTRZEGAWCZY.

Nogi mi same latają i ręce, a głowa siedzi spokojnie i muszę z tym walczyć!.- wykrzyczał do mamy i uciekł do pokoju, żeby narysować siebie, a raczej swoją głowę z uśmiechem przed telewizorem i długie rozciągnięte ręce i nogi które rozwalają pokój — taki gumomen.


Mam zdolnego brata. A mama jaka była dumna.

Mówię wam święto w domu. Powstał nowy super bohater GUMOMEN-u nas w domu- twórca Nestor -mój brat.

Czy to normalne, że brat z brata jest dumny?. A pal licho, ja jestem!. A jaki był zadowolony, jaki skupiony. Aniołek po prostu i taki dorosły się wydawał. Chyba znalazłem na niego sposób, jak mama.

Sto sposobów na nudę… ale temat. Jestem ciekawy, czy tyle się da znaleźć …:)


Gdy Ness skończył rysunek, pobiegł do mamy i jej pokazał, a mama, jak to mama sto pytań do.

Czasem mnie to wkurzało, bo to takie coś, że ty chcesz tylko coś pokazać i spadać, a ona czekaj, ale, dlaczego, ale opowiedz, ale dlaczego tak myślisz, ale wiesz bo w życiu jest tak -ble, ble, ble…

Nieistotne, stałem z boku i coś zrozumiałem.

Nessi pokazał obrazek, czekał tylko na pochwałę, a mama wywołała z nim rozmowę i wiecie co, on strasznie fajnie opowiadał. Ona pytała o wszystko na tym obrazku i o to, co on czuje. Niedługo potem stało się coś niezwykłego.

Powiedziała, że cudownie mieć w domu takiego GUMOMENA.

Ness się zdziwił, a ona odparła, że on ma tyle możliwości, że mama takiego gumomena to ma raj i że ona nam to jeszcze opowie, ale nie ma czasu.

Gdy przyszedł wieczór, zrobiła sobie kawę, bo ona to taka nocna sowa jest i opowiedziała nam historię.

HISTORIA GUMOMENA

W pewnym domu mieszkała zwykła mama, taka całkiem zwykła. Nic wielkiego, po prostu mama swojego dziecka.

Dziecko to było bardzo liche, takie chude, jakby chorowite, ale zdrowe i silne. Było wszechstronne… tak mu mówiła, ale on nie rozumiał czemu.

Czasem siedziało w kąciku i godzinami lepiło z plasteliny cudowne małe postacie. Takie maleńkie i dokładne, że szok. Zachwycała się tymi dziełami i starała się mu nie przeszkadzać gdy tworzył.

Był on wtedy bardzo skupiony. Gdy lepił mrużył oczy. Czasem dziesięć minut lepił jedno oko postaci-to dopiero perfekcjonizm.

Postacie te były kolorowe, idealnie wręcz dopasowane kolorystycznie, perfekcyjnie wykonane maleńkimi paluszkami. Miały różne miny. Wiecie, czasem inaczej postawione oko i usta czy nos, tworzą nową minę, pokazują nastrój i właśnie te miny były bardzo istotne w tych postaciach.

Owa mama czasem się martwiła, że jej synek tak bardzo odlatuje do swojego świata tworząc te postacie. Mamy zawsze martwią. Ale znała też siebie, doszła do wniosku, że to daje mu wytchnienie w tej właśnie chwili i tego właśnie potrzebuje, wiec dawała mu przestrzeń do tworzenia, by potem zachwycać się i być dumną ze swego dziecięcia.

Chłopiec nie tylko był spokojny i cichy czasem wpadał w furie, gdy coś szło nie po jego myśli. Potrafił wtedy głośno wrzeszczeć i płakał. Nie panował nad tym. Mama wtedy starała się go uspokoić, brała go na kolana i patrzyła w oczy tłumacząc, że tak nie wolno, że to nic nie da.

Ogólnie mama chłopca, stale się martwiła i dużo gadała. Nie wiem, może każda mama tak ma. Ta mama znała tylko siebie jako mamę, no i swoją osobistą i tyle. Nie przyglądała się innym mamom. Ale uważajcie.


Pewnego dnia, gdy chłopiec siedział na podłodze oglądając jakieś ulubione bajki w telewizji, a mama w tym czasie w kuchni pichciła jego ulubione nugedsy z kurczaka, poczuła na swojej głowie czyjś dotyk. Przeraziła się, bo była sama i krzyknęła:

— aaaaaaaaaaaa!!!!!!!!!

— mamo spokojnie, to tylko ja. Chciałem cię pogłaskać-usłyszała z pokoju.

— jejku jak? to przecież cię tu nie ma, nie kłam, to nie ładnie.

— mamo ja nie kłamie, naprawdę, ale skoro mi nie wierzysz, to już nic nie powiem. Obrażam się na ciebie wiesz!

— jejku nie możesz się na własną mamę obrazić. Na mamę się nie obraża. Nie ma cię obok mnie, nie mogłeś mnie pogłaskać.


Nastała cisza. Bardzo brzydka cisza. Taka cisza, do innych nie podobna. Wiecie- każde czeka na słowo, ale słowa nie ma i to taka walka bezsłowna. Nie fajne uczucie.


Nagle mamę coś połaskotało w nogę, a ta stojąc w kuchni lekko zerknęła na podłogę i oniemiała. Zobaczyła tam długą rozciągniętą małą rączkę. Potem lekko przestraszona wychyliła się za drzwi i spojrzała na synka.

Ten siedział na podłodze i szeroko się do niej uśmiechął. Pomachał jej jedną rączką którą miał przy sobie, a drugą pociągnął ją za włosy.

Mama znieruchomiała, zaniemówiła i nie wiedziała co się dzieje.

Wtedy chłopiec wstał podbiegł do niej i mocno ją przytulił.

— mamusiu bo ja tak potrafię. Przepraszam, bałem się powiedzieć, ale tobie mogę. Musze. Bo ty mnie kochasz i zrozumiesz. Ja jestem dziwny, dlatego jestem taki cichy czasem, dlatego boję się obcych, dlatego tak wiesz. Ty to zrozumiesz.


Mama spojrzała na smutnego i trochę przestraszonego synka. On nie wiedział jakiej reakcji się spodziewać. Przytuliła go mocno i powiedziała.

— mój mały bohater, najwspanialszy na całym świecie. Gdybym, ja wcześniej wiedziała. Ileż ty się z tym talentem ukrywać musiałeś i jak musiało być ci ciężko. Od teraz będzie cudownie.

— jak to? talentem? jak to?

— no tak. Będziesz mi pomagał. Toż to super moc jakaś, ale nasza tajemnica..:)

— pomagać?? spytał zdziwiony

— tak! przykro mi, ale tak trzeba. Proszę abyś mi teraz podał ciasteczka z kuchni -odparła uśmiechnięta tak zadziornie, wiecie tak zaczepnie.

— już biegnę…

— nie!!!! musisz podać używając super mocy.

— ahaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!! -odparł uradowany chłopiec. Wyciągnął gumowatą dłoń i podał mamie jej ulubione słodkości.

— no raj mam, raj. Mogę leżeć z ukochanym dzieckiem i się nie ruszać, a ciastka same do mnie przychodzą haha.-rzekła mama i razem wybuchnęli śmiechem.


Od tej pory chłopiec będąc w domu, fikał koziołki, pomagał mamie jak tylko gumomen potrafi np. ściągał pajęczyny, podawał rzeczy z najwyższej szafki itd.

Zaczął być dumny z siebie. Na razie tylko w domu, ale kto wie. Jak mówiła mu mama.

— Może kiedyś ocalisz dzięki temu talentowi świat, lub pomożesz komuś.


Nie jesteś dziwny, jesteś doskonały, nawet jak łobuzujesz i skaczesz. Uwielbiam jak jesteś różny i co chwilę inny. Mój mały super bohaterze. Uwielbiam każdy twój cal. I jestem taka z ciebie dumna.


KONIEC


— Koniec??? -oburzyłem się, bo przecież to tylko jakaś szybka opowiastka i nie było tam nic takiego wiecie- nadzwyczajnego.

— jak to koniec mamo?, wymyśl jakieś super przygody czy jak. Wiesz chłopaki lubią akcje, ciekawe zwroty i trochę dramaturgii, a to jakaś historia tylko.


Nestor przytaktoł mi. Śmiał się pod nosem i wiercił na łóżku jakby czekał na dokładkę.

A mama cóż:

— no to dalej, wymyślajcie przygody. Ja jestem na to za stara, ja to wiecie- tylko tak troszkę. Chodziło mi o to, że jesteście dokonali i że możecie mi wszystko powiedzieć.

— no tak mamo, wiem. Ty i twoje morały, ale nie głupie to, nie głupie. W sumie taki gumomen to super sprawa, mógłbym sam sobie wszystko brać nie wstając z łóżka, albo pracować w straży i ściągać biedne kotki z drzew albo, albo i albo… haha

— Nestor, a ty co być powiedział, to ty go wymyśliłeś, przecież. Jesteś twórcą super bohaterskiego dziecka, co ściąga mamie pajęczyny-spytałem brata śmiejąc się przy tym.

— nie ważne, on musiałby mieć ekipę, żeby była akcja, a tak to wiesz. Ale fajne mamo. Fajny, fajny aaaaaaaaa — powiedział Ness, ziewnął i zasnął.

W SZKOLE -Nestor i Ja-jeden team

W szkole było zazwyczaj spoko.

Dobrze mi szło, grałem w piłkę, miałem fajnych kumpli. Tylko wiecie, niekoniecznie spełnieniem mych marzeń jest ślęczenie przy książkach i odrabianie lekcji, albo siedzenie czterdzieści pięć minut i słuchanie o czymś, co kompletnie mnie nie interesuje. Ale trudno takie życie, taki los. Taka praca trochę, tak mówiła mama. Że dorośli pracują, a my mamy prace w szkole i to nasz obowiązek i każdy jakieś obowiązki ma.

Czasem narzekałem na mamę, na dom i na ten ogrom beznadziejności tego świata. Serio. Wszyscy tak mieliśmy, moi kumple też. Rozumieliśmy się. Każdy miał przekichane w życiu. No jak można tego nie rozumieć?.


Dorośli zapomnieli chyba, jakie mieli problemy w naszym wieku!


Tyle mieliśmy marzeń z kumplami, planów po szkole, a potem lipa. Nic z tego nie wychodziło, bo albo lekcje, albo zakaz wyjścia, albo jakieś plany dorosłych, które niweczyły wszystko.


Panie w szkole mnie uwielbiały, bo wiecie jestem taki skrupulatny i dobrze wychowany. Ja po prostu zawsze wiem jak się zachować, co do kogo powiedzieć i jestem przy tym, taki uroczy — jak mawiała moja pani od polskiego.

Chyba lubię komplementy, ale spokojnie nie popadnę w samo zachwyt, to mi nie grozi, tak w środku mam dużo niepewności siebie i wiem jakie mam wady. Serio wiem, ale po co o tym gadać.

Czasem w domu coś palnę, bo mnie chwila gorsza najdzie, ale potem przechodzi.

Kostek to mój najlepszy kumpel, lubimy to samo, a najbardziej gry komputerowe,. Często dzwonimy do siebie i obgadujemy strategię i zdobyte poziomy, oraz takie tam gejmingowe sprawy. Nieważne. O tych sprawach, to se możemy z nim pogadać, a tutaj musze zapisywać ważne rzeczy- życiowe takie.


Bo obiecałem sobie być:


„obserwatorem codzienności zwyczajnej. By uczynić z niej niezwykłość i nie być leszczyną”-dobre co? haha..podpisano Ja Luter.


Fajne to słowo. LESZCZYNA. Poczytam więcej o tej leszczynie, ale być ludzką nie chcę. Chce być jakiś- nie byle jaki. Więc sobie będę obserwował wszystko, a najbardziej tych mi najbliższych i to tu wsadzę. Tu, do tego niby pamiętnika a potem co?.

Nic! będę wiedział, że widzę i tyle. Dowód będę miał.


Ja w szkole to lajcik. Godzina leciała za godziną, przerwy fajne, rozmowy, zabawa. Na wuefie, dawałem całego siebie na boisku. Kocham Barcelonę, sławny piłkarz to jest to!.

Czasem kumpel jakiś, miał problem natury sercowej, bo jakaś Zośka lub Helka mu się podobała i albo uciekał przed nią jak poparzony, albo robił z siebie głupka, nie wiadomo czemu i wtedy musiałem go ratować.


Takie nasze chłopskie sprawy. Po prostu wparcie moi drodzy- zwykłe ludzkie wsparcie w kłopocie. Różnie bywa w życiu, jutro mogę to być ja, na jego miejscu. Choć wątpię, żebym zgłupiał dla jakiejś dziewczyny. Za młody jestem na to i nie mam czasu.


Wole z nimi kopać piłę, bo i one to lubią, albo pogadać z nimi. Tak koleżanki i tyle, nie wiem co kumple odstawiają, a może ze mną coś nie tak. Nieważne, to teraz nieważne.


Dzisiaj na przerwie zobaczyłem brata.

Nes siedział sam na ławce i był dziwny, zakłopotany obserwował tylko innych i patrzył przed siebie. Były momenty, że prawie wstał, ale potem siadał z powrotem. Tak jakby chciał podejść do kolegów, ale nagle brakowało mu odwagi.

Kurczę przykro mi się zrobiło, ja tak nie mam.

On był smutny, samotny- taki wyłączony. Nie chce żeby taki był. Nie miałem wtedy czasu, żeby podejść, bo zadzwonił dzwonek, ale całą lekcję myślałem tylko o nim. Kompletnie nie słyszałem o czym mówi pani, to było nieistotne.

W końcu lekcja się skończyłem i poszukałem go.

Siedział na ławce i szukał czegoś w plecaku. Dziwne to było, jakby udawał, że jest zajęty.


— siema brat. Co ty tak sam siedzisz, czemu się nie bawisz?

— nie mogę, nie mam czasu-odparł i wertował plecak nadal

— jak to? inni mają a ty nie, daj spokój dawaj leć do Pawła- to twój kolega mówiłeś…

— już nie, to skończone, już mnie nie lubi-ze spuszczonym i zawstydzonym wzrokiem odpowiedział prawie, że szeptem.

— dlaczego coś się stało? pokłóciliście się czy co, zrobiłeś mu coś?. Dawaj opowiadaj.


Spojrzał na mnie dziwnym wzrokiem, jakby niedowierzał, że siedzę obok i z nim gadam. Może ja jestem złym bratem, skoro to wydało mu się takie dziwne. Tragedia… przecież jestem starszy, to mój obowiązek. Co ze mnie za człowiek. Ja to zmienię serio, zacznę od dziś -naprawdę. On nie może być sam i smutny. Co ja mam z tym zrobić?.

Ja zadumałem się w sobie, a on przytulił mnie i uciekł do klasy. Przytulił przy ludziach, a zawsze się wstydził. To wielki obciach przecież dla niego.


Zatkało mnie. Mnie… dużego jedenastolatka zatkało.

Nawet mi się łzy cisnęły do oczu, ale zostałem twardy. Nie wypada wyć w szkole i to w moim wieku.

Lekcje się zakończyły, zebrałem się szybciej na autobus i poleciałem pod klasę Nesa, który jeszcze zakładał kurtkę.


— dawaj młody, lecimy do domu.

— co? Ty nigdy ze mną nie wracasz, a twoi kumple?

Znów mnie zatkało… ale jestem bystry i sprytny i dałem radę, wybroniłem jakoś.

— wiesz Nestor, tak se pomyślałem, że Cię trochę wykorzystam, ups sorki- raczej potrzebuje pomocy- mówiłem z lekkim uśmiechem, ale i poważnie by być wiarygodnym.

— walnąłem się dziś na boisku, trzeba mi ponieść plecak, ale spoko jest lekki. Pomożesz?

— dobrze, dobrze nie ma sprawy, pokaż coś ci się stało??

On się ucieszył, serio mówię wam. Mój brat chciał nieść mi plecak. Postanowiłem z tym skończyć. Od dziś zmiana.

Będzie moim najlepszym kumplem, a ci wszyscy ci obok, niech się cmokną. Nie wiedzą jaki on jest doskonały. No dobra, jaki to fajny chłopak. Ja się z nim tylko mogę kłócić i tłuc. Tylko ja. Szacuneczek ma być.


W domu było już fajnie. Zjedliśmy obiad i relaksik. Ness zaczął rysować, trochę powalczył sam z sobą. Wiecie taka zabawa, udawanie walki. Popsocił i ponarzekał, pokrzyczał jak to on, a wieczorem spytałem go:


— czemu ty brat sam dzisiaj siedziałeś? ty tak zawsze, czy to tylko taki dzień był?

— nie miałem z kim się bawić, nie chcieli. Powiedzieli mi, że nie ma już miejsc. Prosiłem, mówiłem, że będę robił co każą, że będę według ich zasad. Bo wiesz, ja zawsze mam coś do powiedzenia i potem jest źle. To moja wina, ja chyba jestem jakiś dziwny całkiem, że nie mam przyjaciela. Zawsze coś jest nie tak. Było mi smutno i tak jakoś głupio. Wydawało mi się, że wszyscy na mnie patrzą. Co miałem zrobić.

— kurcze to kiepsko wiesz. Wkurzyłem się.

— czemu? Dlaczego?

— nie mogę słuchać, że tak cię traktują, nie jesteś wcale dziwny- jesteś spoko. Nie proś ich więcej, nie wiedzą jaki jesteś i tyle. Może ……….wiesz.. aj sam nie wiem. Teraz ja będę do Ciebie przychodził.

— serio?

— serio!!!

— ale co ja mam zrobić, masz jakiś sposób żeby mnie polubili? Ciebie wszyscy lubią.-spytał mnie Ness, jak jakiegoś guru.

— nic! absolutnie nic nie rób. To nie twoja wina, nie zmusimy ich do tego, Skoro im nie odpowiada twoje towarzystwo, to trudno i tyle. Damy rade zobaczysz. Dobranoc brat.

— dobranoc.


Dwa lata to nie tak dużo- pomyślałem. To przecież pikuś na przestrzeli lat. Ja po prostu cóż, mogę wkręcić brata w mój świat. Zrobię to. Sprawię, że będzie dobrze. Zaopiekuje się nim. Wszędzie będę go zabierał, potem się zobaczy.


Taki był plan. Bo wiecie nie ma nic gorszego, niż patrzeć na brata, co siedzi zakłopotany, smutny. Takie to poniżające było. Wkurzyłem się-to nie ferr.

On był. Jak ja mam to wyjaśnić?.

Po prostu był tak zakłopotany, że jakby mógł to by schował się pod ziemię, lub uciekł. Mój brat nie będzie się chował i wstydził. On jest dobry i fajny- ja to wiem najlepiej!


No i się zaczęło.

Na przerwach Nessi łaził z moją ekipą. Kumple go polubili, nawet z zaciekawieniem słuchali jego opowiadań. Serio Nestor umiał gadać mądrze i ciekawie i był trochę zabawny.

Zawsze palnął coś głupiego, a my nie śmialiśmy się z niego, tylko z tego co robił i mówi. Raczej śmialiśmy się z nim. Potem i on sam już przybiegał do nas i wszyscy przybijali mu piątkę mówiąc siema, joł… co tam stary kumplu.

On był zachwycony, a ja dumny i z niego i z kumpli no i z siebie. No taki brat to skarb. A za parę lat, jak Nesi mnie dogoni, wiecie wzrostem i masą to razem będziemy nie do ruszenia.


Nagle w klasie brata, wszyscy jakby spoważnieli i straszliwie chcieli spędzać z nami czas. Ale nieeeee… nie, nie. Tylko on mógł. I tak z dnia na dzień, zaczynało być fajnie. Fajnie jemu i mi, bo tak lekko mi na duszy było, że jest szczęśliwy. Super uczucie. A w domu. Wiecie co?.

On nawet brał na siebie winę, jak coś nabroiłem. Nie pozwalałem na to i kończyło się na tym, że mówiliśmy razem:

— to JA-JA-JA-JA-NIE JA-NIE- TO JA-JA JA….


Któregoś wieczora zadzwonił do mnie Kostek i tak od słowa do słowa zaczęliśmy rozmawiać o moim bracie.


— Słuchaj stary. Czemu twój brat nie ma kumpli w swoim wieku?. Przecież jest całkiem spoko ziom, nie kumam tego wcale.

— a daj spokój, nie mam pojęcia. Ale wiesz, mi się wydaje, że on tak strasznie chciał mieć przyjaciół, że trochę się pogubił. Krzyczenie, bo uwierz mi potrafi się kłócić, krzyczenie nie zadziałało, rozkazy też, potem zaczął prosić i go zlekceważyli.

— ale z nami się dogaduje przecież.

— wiem i zobaczysz, a raczej oni zobaczą, że on jest spoko. To mój brat, musi być- co nie?

— a jak!! Kopiemy jutro piłę?.. młody na bramkę?

— dobry plan, to jest bardzo dobry plan. Wiesz Kostek. Cieszę się, że nie jesteśmy LESZCZYNĄ!

— co? Czym? -zdziwił się mój przyjaciel

— JESTESMY KIMŚ I JACYŚ, a to się ceni uwierz mi.

— ja nic nie kumam- jutro Luter, jutro oki?

— nara. oki.

— nara, nara

Wrażliwość

No to właśnie, tak sobie leże dziś. Jest sobota i kompletnie nie wiem co ze sobą zrobić. Tak w sumie to i tak coś robię. Ja myślę, intensywnie sobie myślę nad sensem istnienia hahaa. Nie no żartuje, wcale nie o tym. Myślę o czymś innym. No bo wiecie, jestem facetem, takim prawdziwym z krwi i kości. Taki facet jak ja, taki prawdziwy. Czy może on być tak zwanym wrażliwcem?


No bo ja chyba jestem. Tak myślę.

Widzę dużo rzeczy- bardzo dużo i potrafię się wzruszyć, choć to takie nie męskie. Nawet kilka razy pamiętam, że rozpłakałem się- tak porządnie przy mamie. Nie wstydziłem się wtedy tego. To taki żal w środku, takie coś co ściska i chce się wydostać na zewnątrz. Tak wybuchnąć i się wylać.


Może po to są łzy, żeby właśnie to co boli w środku się wylało i było lżej.


Bo potem rzeczywiście było lżej. Nie wiem, czy po przytuleniu, czy po rozmowie- tak po prostu lżej. Mama mi mówiła, że zawsze ją straszliwie dusi jak widzi moje łzy, bo jestem taki spory i zawsze taki rezolutny i no wiecie taki nie do płaczu i rozczulania- a tu nagle bum.


O wrażliwości było wczoraj w szkole. Pani opisywała, że człowiek musi czuć, musi widzieć i pomagać i że to jest właśnie ta wrażliwość i empatia.

Teraz podobno panuje wszechobecna znieczulica. No to ja czuje bardzo. Boli mnie dużo rzeczy, ciężko mi patrzeć na cierpienie i niesprawiedliwość, ale czy o tym mówić?.


Gadamy czasem z kumplami, tak wiecie normalnie jak faceci miedzy sobą. Z tym jest różnie Paweł mówi, że nic go nie rusza, że dobra pomoże jak trzeba, bo ma serce przecież i nie jest draniem, ale zbytnio o tym nie myśli.

Chyba to nie jest nic złego, nie myśleć o tym potem.

Ale ja, ja stale o tym myślę. Jak już sobie wkręcę jakąś myśl, to później stale mam to w głowie i się tym przejmuję, a najbardziej tym, że nie mogę nic z tym zrobić. Tyle jest innego zła i spraw ludzkich, a tak naprawdę na tak niewiele mamy wpływ.


Wymyśliliśmy z Kostkiem na lekcji, że skoro nie możemy załatwiać i naprawiać wielkich spraw, to może te małe tutaj obok postaramy się zmienić. Oglądaliśmy kiedyś razem, taki film o dobrych uczynkach. Tam chłopiec zapoczątkował łańcuszek, że pomoże trzem osobom, a potem każda z nich kolejnym trzem i tak dalej. Pani powiedziała, że to piękne i pięknie by było gdyby tak się stało, ale czy się uda nie możemy wiedzieć, ani przewidzieć. Nie możemy wiedzieć, co zrobi ktoś inny- po nas.

Możemy zbierać pieniądze na chore dzieci i na schroniska dla zwierząt, możemy pomóc koledze, albo starszej sąsiadce i to już ogrom. A mi się wydaje stale, że to za mało.


Nie wiem czy dobrze być tym wrażliwcem i czy nie lepiej mają ci właśnie, co nie myślą zbytnio.

Czy da się nauczyć nie myślenia?.

Ale kurcze, ja nie chce się tego uczyć. Ajjjj. Musze wstać chyba, bo zaraz mi mózg eksploduje. Sam siebie pytam i nic nie jest lepiej, bo sam sobie odpowiedzieć nie mogę.

— Nestorrrrrrrr, Nessss….chodź do mnie………

— czego chcesz, bawię się-odburknął brat.

— Nesuniu …..chooo noooo …..mam kłopota.


Brat stanął na de mną i z dziwnym grymasem wyszeptał:


— co ci przynieść, pewnie nie chce ci się wstać.

— nie serio nie, jestem smutny zrób coś.

— ale co mam zrobić?

— wymyśl coś, rozśmiesz, opowiedz bajkę, zrób cokolwiek.


Popatrzył na mnie jeszcze raz z figlarnym uśmieszkiem i rzucił się na mnie z impetem, krzycząc na cały głos.


— Walka!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!


Przy tym tak mocno wbił mi łokieć w brzuch aż myślałem, że się przekręcę z bólu. Sam chciałem, moja wina- co zrobić.

Ten tłukł się po mnie dobre piętnaście minut, a ja udawałem słabeusza i przegrywa, chociaż położyłbym go jednym, paluszkiem. Potrzebowałem tego.


Potem wstał na równe nogi i spytał

-pomogło?....bo jak nie- to mogę jeszcze.

— nie trzeba, dziękuje idę spać….

Położył się koło mnie, a ja spytałem nieśmiało.

— Nestorrr… czy ja jestem dobry? no wiesz taki ogólnie czy jestem dobry brat i człowiek itd?. Bo ja już sam nie wiem.

Chyba chciałem usłyszeć coś miłego po prostu.

— Luter wiesz, ja jestem jeszcze mały, ale my chyba oboje fajni jesteśmy. Zobacz przecież nic złego nie robimy, kochamy się, nawet jak się bijemy to dla beki, zawsze mnie bronisz i ja jestem dumny, że jesteś taki mądry i chciałbym być jak ty wiesz.

— jak ja?

— tak, bo ty zawsze wiesz co należy. Nawet jak jest dziwnie, albo trudno. Ja to zawsze coś spocę, nakombinuje, albo palnę coś głupiego- a potem żałuje. Ty po prostu wszystko robisz dobrze. Czasem nawet mnie przytulasz i mnie to wkurza, ale ja to widzę wiesz. Jak cię nie ma, to jest za cicho tutaj.


Zatkało mnie w tym momencie i poczułem ogromną chęć by go tulnąc porządnie. Tak wiecie, żeby się ciepło zrobiło. Więc udałem, że śpię. Potem ścisnąłem go z całej siły, objąłem nogami i cieszyłem się w duchu jak zaczął się wyrywać. Potem odpuścił i wybełkotał pod nosem chyba dumny z siebie :

— no dobra niech śpi… echhh- wytrzymam. Dobrzeeee, że go uśpiłem.

Plama

Ten znowu siedzi i patrzy. Jak jakiś zahipnotyzowany czy jak. Kurcze- raczej jak zawieszony w czasie.

Siedzi i patrzy na ścianę. Przewraca głową to w jedną to w druga stronę i to tak trwa już któryś dzień z kolei. Strach przerywać może to jakaś medytacja. Strach spytać, wiec patrzę z boku.

Wyszedł na chwilę. Usiadłem tam gdzie on i robię co on. To tylko zwykła biała ściana. Po co on tak siedzi?.

Wiem, że nie wytrzymam i spytam. Po prostu to wiem.


Wrócił ze szklanką wody i chrupkami- zasiada po turecku i patrzy dalej.

— co ty tam brat widzisz? po jakiego czorta, ty tak tu siedzisz?

— a tak se siedzę. Ty nie zrozumiesz.

— oczywiście znów to samo, skąd ty możesz wiedzieć, że ja nie zrozumiem, obrażam się-odparłem zdegustowany.


Trwało to kilka dni.

Codziennie od jakiegoś miesiąca, przyłapywałem go jak siedzi u dziadka w salonie i wlepia wzrok w zwykłą białą ścianę.

Wiecie niech se wlepia, to wolny kraj. Ale on. On jest wiecie chodzącym wulkanem, a tu siedzi i lampi się na kawałek ściany, jak w ekran telewizora.

— stary yyyyyyyyy, to znaczy Ness. Co ty tam widzisz?. Bo ja się serio zaczynam martwić.

— jejku Luter, siedzieć sobie nie mogę?. Wolny kraj, tak to się czepiacie, że biegam- to teraz sobie siedzę.

— powiesz mi, czy nie?

— no dobra, siadaj spójrz. Widzisz to co ja?

-nieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee....to tylko ściany kawałek!

— no właśnie, nie zrozumiesz. Widzisz tą bladą plamę?


Wytężyłem wzrok. Podszedłem bliżej, żeby już bez pytań wiedzieć o co bratu chodzi, ale na żadne skarby nie mogłem pojąc cóż jest w tym niesamowitego.


— z tej plamy można zrobić wszystko, totalnie wszystko. Ta ściana może być dziełem sztuki.

— co ty brat kombinujesz. Ja już się boję, za spokojny jesteś ostatnio.

— spokojności, będzie dobrze haha-odparł z uśmiechem i poszedł do kuchni.


Minoł jakiś czas, w sumie zapomniałem na chwilę o tym jego zafascynowaniu ścianą czy plamą- nie wiem co to tam było. Mam swoje sprawy, szkoła kumple itd.

Wiecie brat bratem, ale życie nastolatka szybko się toczy i czasem nie ma czasu na nic.


Jednego dnia, Ness szybciej pojechał do dziadka. Czasem gdy mamy nie było bo pracowała dłużej, to musieliśmy jechać do dziadka by mieć opiekę.


Fajnie u niego było. Spokój taki. Bo on nam chciał wszystko dać. Dogadzał nam i chciał nas rozśmieszać, choć powiem szczerze, że dowcipy z ust dziadka który chce być cool nie zawsze są cool.

Po prostu nie to pokolenie.

Czasem wyobrażałem sobie dziadka z czapką z daszkiem na głowie, w za dużej koszulce i spodniach opadniętych w kroku mówiącego joł joł i to by było mega dziwne.

Po prostu, niech nasz dziadek będzie dziadkiem. Wolę słuchać o jego pszczołach, albo o historii. Tak… to jest o wiele fajniejsze. Choć Ness lubił te jego wygłupy.

Może ja już się starzeję. Może tak. Nieistotne. Plama!


U dziadka w domu wszystko było idealnie poukładane, wszystko miało swoje miejsce, i było bardzo czysto, czasem zdawało mi się, że aż za bardzo. Chyba lubił ten swój spokój po prostu. Wiec ta plama, to był jakiś cud u niego. Chyba jej po prostu nie zauważył.

Tego dnia gdy Ness trafił do dziadka szybciej bo moje lekcje trwały dłużej, zrobił dziadziusiowi wprost niebywałą niespodziankę. Niesamowitą. Mnie zatkało total.


Wchodze do mieszkania a tam. Ness siedzi przy swojej ścianie, cały uwalony farbami, calutki wręcz. Jakby był na Holly party(to takie święto koloru-nieważne).

Zatkało mnie totalnie, a jak patrzyłem na niego z boku to już wam opisuje, bo to trzeba opisać- po prostu trzeba.


Cały kolorowy, umazany farbami, wystawiony jęzor i przymrużone oczy. Spokojny i skupiony domalowuje co chwilę na ścianie coś innego. Artysta kończący dzieło. Dziadek go zabije. Co on narobił.

— brat co to ma być?!..tragedia! to żeś namłodził dzieło sztuki. Dramat!!!

Aż podskoczył gdy się zorientował, że stoję za jego plecami. Chyba dopiero w tym momencie doszło do niego, że przesadził. Popatrzył na mnie i zaczął się jąkać, coś gderać. Sam nie wiedział co mówić, a sekundę wcześniej miał taką dumę w oczach.

— przecież to dom dziadka, co on na to powie, co on powie na jakieś kolorowe malunki na ścianie. Dramat!

— przepraszam, przepraszam, przepraszam! -zaczął krzyczeć najgłośniej jak potrafił.


Ręce mi opadły. Wiedziałem, że będzie zadyma. Pewnie znów będzie tekst, że samo się stało. Jak zawsze wszystko samo się dzieje. Ściana sama się pomalowała. Cud, magia wow i wszystko na raz. Genialnie po prostu- sztos.


Nie wiedziałem, co mam zrobić, Ness był przerażony. Doszło do niego, że nie do końca jest spoko to jego dzieło.


— co teraz Lut, co teraz będzie?… pomóż.


Pomóż, pomóż. Jak mam mu pomóc?.


— Dramat brat. Dramat! — dukałem pod nosem


Wziąłem komodę co stała obok i przesunąłem w miejsce zbrodni, tylko tyle mogłem. Może to coś da choć na chwile.


Wiecie burza jest mniej groźna- jak jest się od niej daleko.


— dobra brat, zbieraj się, zaraz będzie mama. Masz być gotowy za pięć minut-rozkazałem.


Jeszcze nigdy nie widziałem, żeby ktoś się tak szybko ubierał. UCIECZKA Z MIEJSCA ZBRODNI… wow.


W domu było cicho jak makiem zasiał, aż mama była w szoku- co to za grzeczne aniołki dziś są z nas. My po prostu woleliśmy się nie odzywać, by nie pogarszać sprawy. Wiecie to takie uczucie, strach taki. Takie czekanie na wyrok. Przecież logiczne było, że dziadek zauważy zbrodnie.


Telefon zadzwonił po jakiejś godzinie. Mama najpierw była zła jak osa, krzyczała coś do dziadka, bo to on dzwonił. Przepraszała go i tak w kółko. Ta rozmowa zdawała się trwać wieki. Serio, najdłuższa rozmowa w moim życiu.

W sumie to nie ja nabroiłem, ale odpowiedzialność wspólna i tyle. Potem mama zaczęła się śmiać, nie wiedzieliśmy czemu. Pomyślałem, że może dziadek chce być znów cool i dlatego ona ma lepszy humor już.

Nieważne -ta chwila nadeszła. Nadchodzi mama.

— coście zrobili u dziadka? — spytała mama podniesionym głosem

— myyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyy??. Ja nic nie zrobiłem -wybełkotałem.

Ness spuścił głowę i wybełkotał tylko pod nosem

— chciałem żeby było ładnie…


Mama długo patrzyła na nas w ciszy, a najbardziej na brata. Był załamany. Znów był łobuzem. Znów coś zrobił. Nie. Sorki przepraszam- samo się zrobiło!.


— Dobrze. Mi słów brakuje. Tak się nie robi, to niszczenie czyjejś własności. Nie maluje się po ścianach, zresztą jesteście na tyle duzi, że powinniście to wiedziesz. Dziadek jest bardzo zły. Dziś kara dla obu. Zero Tv, zero kompa… kolacja i spać, a jutro dziadek zrobi z wami porządek!.


Ulżyło nam. To znaczy w domu nam ulżyło, jeszcze czekała nas konfrontacja z dziadkiem.


Rano skruszeni pojechaliśmy tam. Była sobota. Dziadek stał jak słup soli. Minę miał tak poważną jak nigdy. Bo to jest inny dziadek, zrozumcie. Taki na luzie bardzo. Ciężko patrzeć na niego takiego. Chyba wolałbym dostać ochrzan i tyle. A tu cisza i powaga.

Weszliśmy do domu. Ogólnie, to nie wiem czemu odpowiedzialność wspólna, ja nic nie zrobiłem tylko Ness- ale dobrze już.

Nestor spojrzał na dziadka, tylko tak luknął na niego wiecie i wyszeptał.


— przepraszam, poniosło mnie, nie wiem dlaczego. To tak samo z siebie. Zrobię wszystko. Przepraszam…


Dziadek nic nie powiedział, tylko wyciągnął zza pleców białą farbę i wręczył nam dwa pędzle mówiąc.


— jakżeśta zapaprali, to proszę posprzątać!!! -popatrzył na nas przez chwilę i wyszedł. Tyle go widzieliśmy.


Nie tłumaczył jak malować, ani nic. Zostaliśmy sami. Byłem zły na Nesa...najbardziej zły o dziadka, że teraz jest obrażony. On się na nas nigdy nie wkurzał.

Otworzyłem tą farbę i zacząłem malowanie, brat też, ale chlipał pod nosem co chwile.

Przykro mu było, bo znów samo się stało no i nikt z nim nie rozmawiał. Wszyscy obrażeni, genialnie wow.

Wymiękłem palnąłem go w łepetynę i mówię


— wyjaśnij mi, co cię podkusiło, nie rozumiem po prostu. Powiedz tak po swojemu. Mówiłeś, że nie chcesz łobuzować.


Popatrzył na mnie i zaczął;


— wiesz. Kupę czasu siedziałem patrząc się na tą ścianę. Po prostu plan mi w głowie się rodził. Tyle wzorów tam widziałem i tak mnie korciło, że szok. Ja kocham malować.

— brat niech cię …są kartki przecież!

— wiem, ale nie wytrzymałem jak już zacząłem, to zniknąłem na chwile

— zniknąłeś??

— no tak. Nic nie widziałem, nic nie słyszałem- po prostu, po prostu robiłem tylko to…

— jejku na serio cię nie rozumiem, nie pomyślałeś, że to złe?

— nieeee!!!!


Szkoda było ciągnąc temat. Wydukałem tylko wkurzony.


— za błędy się płaci, malujemy!!!


Poszło nam całkiem szybko, dwie warwy wystarczyły, żeby zakryć to dzieło sztuki współczesnej. Posprzątałem potem odniosłem farbę i już nic nie mówiłem.


Nikt nic nie mówił. Taka gęsta atmosfera nastała. Trwało to kila dni.


W niedziele mama powiedziała, że jedziemy do dziadka na obiad. Załamaliśmy się, serio. Wstyd i takie wiecie męczenie się, bo nie jest normalnie- nie jest jak dawniej. To chyba najgorsza kara takie milczenie. Ale cóż nam było robić do auta i tyle.


Gdy weszliśmy do domu, dziadek przybił nam piątki i kazał siadać do stołu. Dalej było cicho. Nagle… nagle brat zaczął się uśmiechać, tak pod nosem wiecie.

W sumie nie wiedziałem o co chodzi. Dziadek próbował zachować poważną minę pijąc herbatę, podparty rękoma i dziwnie wywracał oczami. Nagle Ness nie wytrzymał


— dziadku, zrobiłeś ze zbrodni obraz?

— a tak!!!szkoda żeby takie dzieło, okupione łzami, potem i milczeniem się zmarnowało. Teraz tu będzie wisieć-odparł dziadek z dziwnym uśmieszkiem i dumą w głosie.


Nie wierzyłem. Dziadek jest najlepszy na świecie. Zrobił zdjęcie pomalowanej ściany, wywołał, oprawił i powiesił nad miejscem zbrodni. Wszyscy wybuchliśmy śmiechem, a Ness był taki dumny.

Dodał tylko:


— już nigdy, już nigdy więcej -obiecuje!!!

— tak wiemy, wiemy Nestoreczku, wiemy — wszyscy odpowiedzieli chórem i śmialiśmy się chyba z godzinę. Znów było fajnie.

Deszcz

mamo trzeba się nami zająć..:)

Ale dziś pogoda była marna. Lało jak nie wiem co. Gdy otworzyliśmy oczy, to tak dudniło w okna, że szok. W sumie to fajny odgłos takie dudnienie. Taki wiecie melodyjny trochę, nie wiem jak to wyjaśnić- po prostu fajny odgłos.

Polecieliśmy do okna. Zarąbiście wyglądała szyba, od której odbijają się wielkie krople deszczu. Ness zaczął udawać, że to pociski z karabinu i krzyczeć.

— tu, tutu, tutututu…

Potem padł na ziemie i udawał, że poległ na wojnie, a ja musiałem go ratować. Dobrze, że w domu był zestaw małego ratownika, wiecie taki zabawkowy. Fajne to było, haha. Może i jestem już trochę stary, ale dla beki czasem lubię się bawić w takie zabawy, co mi tam.


Po śniadaniu uświadomiliśmy sobie, że to przekichane taka pogoda, bo będziemy musieli siedzieć w domu. Nie koniecznie nam się to uśmiechało. Wolny dzień, można wyjść itd, a tu nam przyjdzie się kisić jak ogóry w słoiku.


Sprawdziłem pogodę, tak na wszelki wypadek i ucieszyłem się.


— mamo pogoda zmienna z przelotnymi opadami deszczu, czyli zaraz będzie słońce i możemy wyjść? -spytałem uradowany.

— no jak będzie słońce to tak, ale wiesz może u nas lać cały dzień. W pogodzie tylko orientacyjnie podają-odparła.

— miejmy nadzieje brat, tak miejmy nadzieje..haaa — Wiedziałem że będzie spoko.


Słońce wyszło koło jedenastej, idealny czas- wprost idealo. Dzwonie do kumpla i lecimy na boisko. Ness już gotowy, stoi na ganku i czeka, bo jak to on- nudy nie lubi.

On się jej boi wręcz, bo zaraz coś nabroi, albo samo się coś zrobi.


Idziemy, słońce grzeje jak opętane, wieje lekki wiaterek, na niebie lecą cudowne białe chmurki. Kałuże na drodze migocą, a Ness delikatnie o nie zahacza czubkiem buta.

Bo on nie chce być łobuzem. Najchętniej to by wskoczył do jednej i ją zmasakrował i siebie przy okazji- ale nie, nie dziś. Dziś jest grzeczny po stokroć.


Boisko mamy super, takie nie przemakalne, nowoczesne. Można korzystać nawet po deszczu. Zaczęliśmy grę. Wziąłem trzy piłki- na wszelki wypadek, bo cały dzień przed nami. Najpierw w nogę, potem w siatkę, a na koniec w kosza.


Po jakiś trzech godzinach zaczęło się chmurzyć, znów zaczęło się chmurzyc. Zrobiło się ciemno i zaczął wiać dość silny wiatr, ale był ciepły. Chyba lubię wiatr. Gdy zaczęło kropić, kumpel poleciał do domu. Powiedział, że mama go zamorduje jeśli zmoknie i będzie miał katar i woli nie ryzykować.

A my ?.My postanowiliśmy zostać ile się da. Nasz wolny dzień, a w domu zanudzimy się na śmierć.

No i zaczęło się. Lekki niewinny deszczyk. Zaczęliśmy skakać do góry i krzyczeć


— dzięki za deszcz wow, prysznic, darmowy prysznic!.


To był słaby taki deszczyk, ale Ness jak nie on powiedział:


— dawaj do domu, bo zaraz będzie ulewa i mama nas przechrzci. Powiedziała żeby wracać jakby co i to chyba już jest to jakby co Lut.


Popatrzyłem na niego ze zdziwieniem, taki rozsądny mały chłopiec. Czy ja go znam, kim on jest?. Normalnie to by wleciał w kałuże czy jak, a tu taki wywód. Hmmm…

Dziś nie, dzień bez łobuzowania i bez kary. Zaraz zobaczy.


— zostajemy Ness, mam plan, idealo plan na cały dzień. Czekamy na deszcz!!!


Złożyłem ręce stanąłem na baczność i czekam, a ten patrzy na mnie jak na głupka jakiegoś i nie wie o co chodzi. Taki trochę w szoku był.


— zwariowałeś Lut… dawaj do domu, coraz bardziej padać-nie zdążymy!!

— ma padać… mamy zmoknąć! -wyjaśniłem.


Zaczęło lać jak z cebra, totalnie tak strasznie, że szok.


 Luter idziemy szybko, leje jak diabli!

— nieeeeeeee!!!!!!!!brat-krzyknąłem.

musimy zmoknąć tak porządnie wiesz, do cna. Powiemy, że nie zdążyliśmy dojść do domu. Będziemy cali przemoczeni, a potem zobaczysz, mama będzie się z nami bawić w szpital.

Ness stał w tym deszczu z zadumaną miną, chyba wyobrażał sobie to co powiedziałem, nagle uśmiechnął się i rozłożył ręce do nieba.

— mokniemy, mokniemy, herbatka gorąca aaaaaaaaaaaaaaaaach-wykrzyczał.


Wiedziałem, że skuma, w końcu to mój brat. Staliśmy tak jeszcze chwilę, ale już byliśmy tak mokrzy, że zrobiło się niemiło. Zabrałem brata w krzaki.

— tutaj będzie trochę lepiej, nie możemy jeszcze do domu, bo mama nie uwierzy, musimy tu trochę poczekać.


Nestor nie protestował, ale trząsł się jak galareta. On był strasznie chudy. W sumie gdy tak na niego spojrzałem jak dygocze z zimna, to trochę się wystraszyłem, bo jak serio zachoruje przeze mnie?

— dobra wracamy, ale biegiem-wydałem rozkaz.


Po chwili byliśmy pod drzwiami. Mama już czekała w oknie, ze strachem w oczach. Otworzyła drzwi, a tam.

Tam stoi dwóch harpagonów, całych mokrych. Z ubrań cieknie woda, z nosa cieknie i z każdej końcówki ciała. Mały trzęsie się jak galareta i szczeka zębami, a ten większy tłumaczy ociekając wodą:


— zaczęło lać, nie zdążyliśmy dobiec… taka ulewa straszna.

— szybko do domu, rozbierać się, macie suche ciuchy naszykowane i pod kołdrę zaraz wam zrobię ciepłe mleko. Obyście chorzy nie byli-powiedziała mama pełna troski.


Było mi trochę głupio, bo wiecie to takie oszukiwanie jest. Ale do diaska, ja też mogę zrobić chyba coś głupiego. Nie będę o tym myślał, w tamtym momencie chciałem być mały, nieporadny, taki do zaopiekowania.


Mama zadbała o wszystko. Było cieplutko. Dała nam nawet trzy koce i co chwile zaglądała czy wszystko w porządku. Potem położyła się obok nas i oglądaliśmy film. Było super. Ale wyrzuty mam. Kiedyś jej o tym opowiem. Ale nie dziś.

Wredny pan z przystanku

Jejku jak ja nie znoszę tego pana. Nie cierpię wręcz.

Stale nas zaczepia, zadaje głupie pytania i zawsze jest wczorajszy. Serio zawsze wygląda jak by był z wczoraj jeszcze. Nieogarnięty, brzydko pachnie i dziwnie się szczerzy. Po co się do nas odzywa, przecież my nie jego koledzy. Jakbym był starszy, albo chociażby trochę gorzej wychowany to bym mu dowalił- tak wiecie porządnie raz i spokój. Ale nie wypada, no jak to tak. Zresztą trochę się go chyba boję, Nestor też. To dość dziwne, bo mój brat raczej nie boi się starszych.


Jak to jest z tym jego baniem i nieśmiałością.

Słuchajcie. Jak jest ktoś taki trochę mądry, czy jakiś po prostu, nie wiem taki się wydaje -nie wiem, co o tym decyduje, to on się wstydzi itd. Jakby czuł się głupi czy jak. Ale jeśli jest to ktoś dziwny, ale w złym tego słowa znaczeniu, albo ktoś ...jejku jak to wyjaśnić.

Ktoś nie szanujący siebie i innych, albo ktoś przemądrzały, to on ma ich gdzieś. O może tak.

A ten pan był wczorajszy, baliśmy się go, szczerzył się do nas, nie tylko do nas- do wszystkich dzieci na przystanku.

Nawet nie wiemy, czy on codziennie czekał na tym przystanku jak my, czy tam spał, nie wiemy.


Widać było po nim, że jest chyba zły. Czasem ma się w sobie przeświadczenie, że ktoś jest po prostu zły i trzeba być ostrożnym.


Kiedyś widzieliśmy z Nesem bezdomnych, ale oni byli inni mieli w sobie pokorę, taki wstyd straszny. Jakby się wstydzili tego w jakiej są sytuacji. Tacy ludzie, to aż się proszą, żeby im pomóc czy przytulić.

Pan z przystanku zachowywał się jakby był dumny, tylko ja nie wiem z czego. Mówiliśmy na niego pan wczorajszy.

— O pan wczorajszy już jest.

On wyglądał okropnie, obdarty, zarośnięty. Był totalnie chamski i nie miły. Był odpychający i gdy się na niego patrzyło w głowie rodziła się myśl. Uważaj!


Czasem powstrzymywałem Nesa, by coś nie palnął, bo już go korciło kilka razy, kiedyś wykrzyczał do niego głośno

— spadaj pan!!!

Jegomość spojrzał na mojego brata i zaczął warczeć pod nosem.

— toż ci karakan mały, niewychowany. Jakbym cię dorwał to bym cię wychował, ja bym ci dał.


Byliśmy tam całą zgrają i mieliśmy przewagę, ale strach był.


Jednego razu, bo to będzie krótka kartka z pamiętnika.

No wiec jednego razu, Ness miał kiepski poranek Usiadł na ławce i tylko dumał. Wszyscy wiedzieliśmy, że chce być sam i po prostu staliśmy obok.

Wtedy wredny pan przystanku usiadł obok niego i zaczął mu pleść.

— ooooooo koledzy cię opuścili, jaki ty biedny. Widzisz niewychowany chłopaku, tak się to kończy, tak właśnie.

— nie jestem niewychowany? odwal się pan!! -odburknął Ness

— no właśnie, no właśnie taki właśnie jesteś. Zostaniesz sam jak palec. Kiepską matkę masz chyba, że tak szczekasz do starszego obywatela!


Tego już było za wiele. Powiedział coś złego na mamę, to znaczyło, że Ness się odpali. Już miałem interweniować, ale Ness tak się uruchomił, że dramat. Nie zdążyłem.


Wstał na równe nogi i zaczął krzyczeć do niego jak do kolegi:

— zamknij się, nie wolno ci tak mówić, nie wolno ci mnie zaczepiać. Jesteś stary i śmiecisz alkoholem. Nie mów tak na moją mamę, bo jest najlepsza na świecie. Nie powinieneś siedzieć obok nas. My jedziemy do szkoły. Dość tego, powiem to mojej pani. Czego tu szukasz. Preeeeecz!!!!!


Krzyczał tak głośno, że wyglądał jakby mu się z uszu dymiło. Był wciekły. Wystarczyło złe słowo na mamę. Byłem dumny z niego. Nieistotne było, że to niegrzeczne tak odnosić się do starszych. Wiedzieliśmy, że akurat do tego można i tyle.

To był po prostu PAN WCZORAJSZY -po prostu.


Wredny pan z przystanku, aż się zagotował. Nawet podniósł rękę do góry, jakby chciał uderzyć, ale się powstrzymał. Ja i wszyscy koledzy stanęliśmy obok Nesa, który trząsł się z nerwów i dukał pod nosem:

— na moją mamę oo nieeeeeeeeeeee, na moją mamę- taki nikt… o nieeeeee!!!


Kostek… o tak dobrze, że tam był Kostek. Ja to nie wiem co bym zrobił, gotowałem się w środku. On spokojny bardzo. Spojrzał na tego gościa i powiedział wyważonym tonem.


— nie ma prawa pan tu być, ani nas zaczepiać, nie jest pan naszym kolegom. Dziś to zgłosimy pani w szkole i powiemy rodzicom. Boimy się pana, proszę tu więcej nie przychodzić, bo będzie kiepsko. I tak! bardzo pan śmierdzi!.


Wredny pan, aż poczerwieniał, ale chyba rozum mu wrócił i zaczął pakować swój plecak. Poszedł.


Następnego dnia już się nie pojawił. Przestraszył się, a my dostaliśmy ostry ochrzan za nieodpowiedzialność, bo mógł nam zrobić krzywdę.


W sumie od tamtej pory, baliśmy się trochę czy się nie pojawi. Bo wiecie puki sobie łaził i tylko gadał to był spokój, ale po takiej akcji mogło być różnie.

Mama o wszystkim dowiedziała się na wywiadówce.

O akcji Nesa nie powiedzieliśmy. W sumie szkoda, bo byłaby dumna. Jak królowa by chodziła. Zaraz by nas od rycerzy wyzywała z miłości. Lepiej nie na razie, bo będzie się bała.

Kiedyś jej opowiem ...na pewno.

Czy ja mogę nie lubić?

Nie lubię tej larwy. Serio. Dziś w szkole pani kazała mi obok niej siedzieć. Spoko. Mam przecież koleżanki, to nic złego. Już wyrosłem z etapu, że dziewczyny są nie tego. Ale ona, to chodzący dramat jest.

Zadufana w sobie, przemądrzała i uważa się za lepszą od innych. No dobra, super się uczy. Ale ja gorszy nie jestem i jakoś nie zadzieram nosa. Teraz ja mam obok niej siedzieć i jeszcze robić z nią projekt?.

Ja chyba uchodzę za złote dziecko, skoro pani uważa, że dam radę i się nie pozabijamy.

Z nią się nie da — serio!.


Gdy tylko usiadła obok mnie, już zaczęła przewracać oczami, bo ma zbyt mało miejsca.

O jejku rzeczywiście tragedia wielka. Klasowa królewna ma niewygodnie- no chyba się rozpłaczę, tak mi jej szkoda.


Przesunęłam się na skraj ławki, dla świętego spokoju i starałem się słuchać tego co mówi pani, bo inaczej nie dałbym rady.


Pani zadała nam projekt, mieliśmy zrobić baner reklamowy, inny niż wszystkie. Miało być kreatywnie. Mogliśmy wszystko. Reklamować jakiś produkt, albo inicjatywę, albo nie wiem cokolwiek — byle fajnie.

Miałem tyle pomysłów, no masę.

Najfajniejszy był o ratowaniu ryb w oceanie, a obok miał być smok i napis nie dajmy im wyginąć tak jak smokom. Fajne co?. Mi się podobało, a ona… dramat!.

Aż się skrzywiła nie wiadomo czemu. Zdenerwowałem się.

— jak masz lepszy plan, to dalej oświeć mnie pani wszechwiedząca-burknąłem do niej.

— a mam. NOWA MODA, to jest zawsze na czasie i na pewno dostaniemy szóstkę. Wymyślę nowe stylizacje męskie i damskie, nazwę firmy itd.


Oszalała chyba, gdzie tu kreatywność!. Nuda, zwykła babska nuda. No to co ja teraz, co ja mam z tym zrobić?.

Ja nie będę tego robił z nią. Pierwszy raz powiem pani, że nie chce czegoś robić. Musze.

Mama nas chyba zepsuła tymi wykładami o tolerancji, akceptacji i szacunku. Jestem tylko człowiekiem, mam prawo nie lubić kogoś i nie chcieć z kimś przebywać.

Ja się po prostu z nią nie dogadam. Jejku teraz to brzmi jak gorzkie żale. Trudno idę do pani.

— proszę pani, ja nie dam rady pracować z Hanką, ona ma inną koncepcję niż ja i jest strasznie nie miła.

-co?...to jest zadanie zespołowe, musicie się dogadać i tyle, nie ma, że się nie da.

— ale ja naprawdę.. nie dam rady proszę pani. Błagam!! -prosiłem.


Byłem załamany. Wszyscy kuple się ze mnie nabijali. Kostek poklepał mnie tylko po ramieniu i szepnął współczuje. Też mi pomoc.


W domu siedziałem jak struty. Nic nikomu nie powiedziałem, zastanawiałem się jak to rozkminić. Nie będę robił tego, czego nie chce. Może jeszcze każe mi się przebrać za dostojną damę, albo umalować usta i mam się zgodzić. Może każe mi kumpli zwerbować do pokazu mody-tragedia!.

Idę spać pomyślałem. Jutro konfrontacja życia.


Wpadłem do szkoły w bojowym nastroju. Postanowiłem powiedzieć co myślę i tyle. Nie wierzyłem w kompromis o którym zawsze tyle mówiła mi mama. Nie wierzyłem, ogólnie, wcale nie wierzyłem, że z tą Hanką da się o czymkolwiek gadać.

Ona stała pod ścianą, wertowała jakąś gazetę, kobiecą gazetę wiadomka. Podszedłem i stanowczo wyskoczyłem od razu:

— słuchaj nie damy rady zrobić tego projektu razem. Trudno dostaniemy jedynki i tyle, jedna nas nie zbawi. Ja nie dam rady robić Nowej mody. rozumiesz?

— jak to jedynki, przecież byłeś u pani, myślałam, że możemy samodzielnie, albo nas rozdzieli. Miałeś załatwić!

— nie koleżanko, to praca zespołowa, przydział i tyle. Rozumiesz?. Ja wymiękam, nie dam rady z tobą pracować.

— czekaj-wyskoczyła gdy odwróciłem się na pięcie.

ja nie mogę dostać żadnej jedynki, mogę zrobić co ty uważasz, byle była dobra ocena.


Zaskoczyłem się ale i szyderczo uśmiechnąłem. Pomyślałem

— tu cię mam, dla oceny zrobisz wszystko, jestem lepszy jednak- bo honorowy.

— Spoko, tak może być-odparłem-na bank będzie szósteczka.


Kwitując kartkę z pamiętnika. Wszystko zrobiłem sam, bo jak tylko ona zaczynała doradzać- to mi ręce opadały. Oboje dostaliśmy piątki, nie przyznałem się pani kto i ile zrobił pracy. To nieistotne. Nie lubię jej i tyle.


Ja ten dobry i tolerancyjny, naprawdę jej nie trawie i nie nie mam wyrzutów sumienia. A wszystkim doradcom powiem, że nie, nie jest fajniejsza gdy się ją pozna i tyle.

I tak- ja też mogę nie lubić!!!

Ness ucieka z domu

Dziś pechowy dzień dla brata, oj i to bardzo.

Od rana, gdy tylko wstał nic mu nie idzie. Najpierw, walnął z impetem głową w futrynę drzwi. Po prostu był tak zaspany, że nie zauważył gdzie jest dziura przez którą się przechodzi haha.

Potem przy śniadaniu, wylał na siebie gorącą herbatę. Nic sobie na szczęście nie zrobił, ale biegał jak poparzony, no bo w sumie się poparzył- tylko lekko.

Później jak szliśmy do szkoły, źle zawiązał sznurowadło i gdy wbiegał po schodach, to wywinął orła tak mocno, że z ust popłynęła mu krew. Na szczęście nic wielkiego się nie stało, ale cała szkoła to widziała i nauczycielkom napędził stracha.

Podłamał się trochę i później tylko siedział na ławce obok szatni. To i tak nic nie dało, bo na wuefie gdy grali w piłkę, walnął niechcący kolegę łokciem, aż mu śliwa pod okiem wyskoczyła. Ale serio to przez przypadek, mam świadków.


Gdy wróciliśmy do domu, nie było lepiej, rozbił trzy talerze i dwa kubki w tym jeden ulubiony mamy. Załamał się

— wszystko nie tak, wszystko leci mi z rąk, jakiś pech. Coś ze mną nie tak, jestem złym synem, wszystko psuje- krzyczał sam do siebie.


Mama nie wiedziała co się działo w szkole, ale wzięłam ją na bok i jej opowiedziałem, bo młody był załamany.

Pogadała z nim delikatnie, ale to nic nie dało. Serio, uwierzcie, nasza mama umie dobrze gadać i tłumaczyć.

Ness zamknął się w pokoju na jakąś godzinę, nie wychodził, nie odpowiadał. Myśleliśmy, że zasnął ale myliliśmy się. Zazwyczaj u nas w domu nie wchodzi się do czyjegoś pokoju gdy wisi plakietka..

NIE PRZESZKADZAĆ!… Ale weszliśmy.


Patrzymy, a tam nikogo nie ma. Brat zniknął. Mama wpadła w panikę, zresztą ja też. Nie wiedzieliśmy co robić.

Nagle na biurku zobaczyliśmy mały kolorowy liścik, nabazgrany markerem, niezgrabnym pismem.


„Przepraszam was

ale muszę odejść w świat na tory.

Nie chce już sprawiać kłopotów.

Przepraszam za ulubiony kubek.

Kocham was.

Żegnajcie

Nestor”


Mnie zatkało. Spojrzałem na mamę, a ona sie uśmiechała. Zamurowało mnie. Czemu ona sie uśmiecha.

— mamo! czemu ty się śmiejesz? nie wiemy gdzie jest- zróbmy coś!

— spokojnie, wiem gdzie jest. Zobacz napisał, że idzie w świat na tory. Pomyśl gdzie są tory?. Tuż za domem- odparła.


Za naszym domem był stary jak świat przejazd kolejowy, już nieużywany. Kiedyś mama nam opowiadała, że dzięki torom można dotrzeć nawet na koniec świata. Teraz i ja się uśmiechnąłem.

Bystry brat. Na koniec świata- na tory poszedł.

Widać bacznie słucha opowieści, mimo iż zdawało by się, że ma to gdzieś.


Ubrałem się i razem z mamą poszliśmy na te sławetne tory. Yyyy, to znaczy na koniec świata… hahaha.

Patrzymy, a tam na poboczu siedzi on. Taki smutny, taki rozżalony, z wodą w ręku i kawałkiem chleba. Chyba naoglądał się jakiś starych filmów.

mama krzyknęła

— no jesteś! w końcu cię odnaleźliśmy.. nie możesz nas opuścić, nie zniesiemy gdy cię nie będzie, chodź tu prędko.

Ten jak maleńkie dziecko rzucił się jej w ramiona, jakby nie widział jej z rok.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 15.75
drukowana A5
za 49.48