E-book
10.29
drukowana A5
16.18
Nie idź w stronę ciemności

Bezpłatny fragment - Nie idź w stronę ciemności

Detektyw Daniel Grot

Objętość:
81 str.
ISBN:
978-83-8324-153-1
E-book
za 10.29
drukowana A5
za 16.18

„Przyjdźcie do mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Znajdziecie ukojenie dla dusz waszych.”

(Mt 11, 28—29)

**

Całe nasze życie jest poprzetykane światłem i ciemnością, podzielone na dni i noce, jasność i mrok. Od nas tylko zależy, do której barwy przylgniemy, o którą bardziej zadbamy, której będziemy się z determinacją trzymać. Gdyby Samancie ktoś w porę powiedział: „nie idź w stronę ciemności…”, czy posłuchałaby tych słów? Gdyby Natalii ktoś w porę powiedział: „nie idź w stronę ciemności…”, czy posłuchałaby tych słów? Gdyby Marcusowi ktoś w porę powiedział: „nie idź w stronę ciemności…”, czy posłuchałby tych słów? Gdyby tobie ktoś powiedział: „nie idź w stronę ciemności…”, czy posłuchałbyś tych słów?

**

— Marcus, zrobię dla ciebie wszystko, co tylko zechcesz, bo tak bardzo potrzebuję żebyś mnie kochał, żebyś mnie pragnął… Nic więcej się w tej chwili nie liczy, tylko, żebyś mnie przytulał, żebyś mnie nie wypuszczał z ramion… — szeptała Natalia, pomiędzy jednym a drugim pocałunkiem…

— Zabiorę cię w podróż, w stronę ciemności, ale nie bój się, będę przy tobie… —

szept Marcusa przecinał ciszę nocy; jego cichy, ale nieznoszący sprzeciwu głos, był jak bystra strzała, która wiedziała dokładnie, w którą stronę lecieć i wbić się w sam środek samotnego serca Natalii.

**

Pod koniec sierpnia razem z Sarą, Julkiem, synem Sary, jego żoną i ich córeczką, spędziliśmy błogi tydzień nad jeziorem w Starych Jabłonkach, na Warmii u mojej siostry Anny jej męża Dawida i czterech ich synów: Gabriela, Michała, Rafała i Jasia. To był prawdziwy zjazd rodzinny, a jednocześnie czas beztroskiej radości; wieczory nad jeziorem, ognisko, pieczenie kiełbasek, tańce na pomoście przy muzyce z głośników z plażowego baru, rozmowy, wspomnienia, skakanie na bombę do wody z pomostu. Julek znalazł wspólny język z synami mojej siostry i dobrze się z nimi bawił skacząc z dmuchanej zjeżdżalni prosto do jeziora. Wnuczka Sary najmłodsza, zaledwie czteroletnia i w dodatku jedyna dziewczynka, musiała zadowolić się zabawą na dziecinnym placu zabaw, ale czasem biegła za nastolatkami, wołając: „chłopaki, ja z wami będę skakać”. Na chwilę wróciły wspomnienia, ten mroczny czas, kiedy byłem zupełnie sam, pogrążony w nałogu alkoholowym, cierpiący nieustannie z powodu śmierci mojej pierwszej żony Eli, wykluczony z pracy w policji i pomyślałem, że gdyby ktoś wtedy mi powiedział, że się zakocham ze wzajemnością w cudownej, ciepłej kobiecie, jaką jest Sara, że będę szczęśliwym mężem, że podejmę się adopcji dziecka, nie uwierzyłbym. Życie to nieustanna zmiana i jak to powtarza moja siostra Anna, trzeba dziękować Bogu codziennie za każdy szczęśliwy moment. W jej małżeństwo też nie uwierzyłbym kiedyś; uważałem Dawida za szaleńca, który porwał moją siostrę, a okazało się, że stworzyli dobrą rodzinę. Patrząc na siebie i Annę z perspektywy czasu, mogę z całą pewnością stwierdzić, że małżeństwo i założenie rodziny, to najlepszy sposób na życie. Chroni przed nudą, nałogami, narzuca obowiązki, które trzymają człowieka w dobrej formie, w pionie, a jednocześnie niesie mnóstwo cudownych chwil, pełnych radości. Grono znajomych ograniczyłem do minimum. Po tym, co spotkało mnie w pracy, wiem, że prawdziwych przyjaciół poznaje się w kryzysowych sytuacjach, w tamtym mrocznym dla mnie czasie nie odwrócił się ode mnie tylko i wyłącznie mój ojciec, siostra Anna i inspektor Sabina Wojnar, i to właśnie do dzisiaj z nią utrzymuje kontakty i jest moim źródłem dostępu do bazy danych, który utraciłem, odchodząc z policji. Długie lata myślałem, że Sabina jest starą panną, czy jak to się teraz mówi — singielką — poświęconą pracy. Niedawno zwierzyła się w końcu, że praca jest tylko środkiem do utrzymania najdroższego skarbu, którym nie jest w stanie sama się opiekować — w tajemnicy przed wszystkimi całymi latami odwiedza swoje dziecko niepełnosprawne, które pozostawiła w ośrodku prowadzonym przez siostry Albertynki. Ojciec dziecka zniknął, kiedy tylko okazało się, że córka nigdy nie będzie chodzić, mówić, biegać, liczyć… Drugim moim bliskim znajomym jest prokurator Konrad Wiatr, człowiek odważny, wykraczający poza sztywne procedury i wyrastający ponad ludzi, którzy go otaczają. Również doświadczony, przekonał się, że gdy zaczynają się kłopoty — znikają przyjaciele. Jego żona, oskarżona o współpracę z adwokatem, który za pieniądze „załatwiał” uchylenia nakazów tymczasowego aresztowania, odeszła z zawodu i zajęła się dziećmi, które nie miały własnych rodzin. Nie mogąc mieć własnych dzieci, razem z Konradem stworzyli rodzinę zastępczą, dając schronienie wielu innym. Poza Sarą i Anną, to byli jedyni ludzie, na których mogłem liczyć, i do których miałem zaufanie. Sara zaś powtarzała, że jestem jej jedynym przyjacielem i nawet nie potrzebuje nikogo innego. Koleżanki? Kobiety bywały złośliwe, zazdrosne i Sara wolała od nich stronić. Jedynie z moją siostrą Anną utrzymywała serdeczny kontakt. Nagle poczułem dłoń Sary na ramieniu.

— Wiem, o czym myślisz — uśmiechnęła się do mnie Sara, podchodząc do mnie na pomoście i obejmując mnie z czułością.

— Tak? Jesteś jasnowidzem?

— Tak — potwierdziła Sara — zawierzenie intuicji to jest jak jasnowidzenie.

— No, to o czym teraz myślę?

— Pomyślałeś sobie, że super mieć rodzinę.

— Tak, to prawda.

**

Jednak te w pełni spokojne, beztroskie dni w życiu, trwają krótko i są nieustannie przecinane niespokojnymi momentami, zwłaszcza jeśli jest się detektywem. Trzeba wtedy walczyć; o odkrycie prawdy, rozwiązanie sprawy o spokój rodziny, o życie.

W drodze powrotnej do Gdyni, Sara nagle bardzo źle się poczuła, zbladła. Pytałem, co się stało, odparła, że powie mi jak dojedziemy na miejsce. Dojechaliśmy do Gdyni nocą. Julek od razu położył się do swojego łóżka i zasnął mocno jak kamień, zdrowym snem młodego człowieka, który oprócz siebie, nie musi jeszcze za nikogo być odpowiedzialnym. A wtedy usiedliśmy z Sarą w kuchni przy okrągłym stole oświetlonym nisko wiszącą lampą z żółtym abażurem i zapytałem jeszcze raz, co się stało, a wtedy Sara podała mi swój telefon, z otwartym SMS-em:

„Jutro proszę o natychmiastowe zgłoszenie się do mojego gabinetu w związku ze skargą pani Arlety Bojke, w której podnosi, że jej córka Samanta Bojke po terapii u pani popełniła samobójstwo. Dyrektor Poradni Psychologicznej Regina Kotlas.”

— Jak to po twojej terapii?! Jak można tak napisać?! Nie możesz być odpowiedzialna za życie każdego pacjenta!

— Czuję się winna… Obejmij mnie, przytul…

Otoczyłem Sarę ramionami, a ona wtuliła się we mnie z bezgraniczną ufnością.

**

— Jaką terapię pani zastosowała przy terapii Samanty Bojke? — Muszę o to zapytać, ponieważ do poradni wpłynęła skarga rodziców Samanty. — Niech pani nie ma takiej dramatycznej miny, ja sobie cenię pani pracę, jest pani dobrym psychologiem, niektórych nie da się uratować, niestety — dodała Regina Kotlas.

— Wybrałam terapię behawioralną.

— Może trzeba było wybrać terapię poznawczą? Stosowała pani dialog sokratejski?

— Tak. Niestety Samanta nie była w stanie przejść nawet przez dialog sokratejski, żeby zmienić jej sposób myślenia i inaczej spojrzeć na to, co ją dotknęło. Poprosiłam ją o nazwanie problemu i główną emocję i myśl, które temu towarzyszyły. Odpowiedzią był szloch, którego nie byłam w stanie powstrzymać. Kiedy się już uspokoiła powiedziała, że chłopak, którego pokochała zdradził ją z jej najlepszą przyjaciółką i zerwał z nią kontakt. A myśli i emocje, które jej nie opuszczają, to to, że nie chce już żyć. Reszta pytań z dialogu sokratejskiego — sugerowanie, by inaczej nazwała problem — nie jako zdradę, porzucenie, ale uwolnienie się ze złej relacji, która jej szkodziła i otwarcie możliwości na nowe, lepsze życie, spotykało się u niej tylko z wybuchami płaczu. Potrzebne było konkretne działanie behawioralne, które by odwróciło jej uwagę od obsesji, nastawiło na działanie tu i teraz oraz na przyszłość, a nie omawianie i rozdrapywanie tego, co było. Samanta trafiła do poradni z depresją, myślami samobójczymi, po stracie najlepszej przyjaciółki i porzuceniu przez chłopaka, w takim przypadku najlepsza jest terapia behawioralna, odwrócenie uwagi od obsesyjnych, smutnych myśli, zmiana reakcji na bodziec, dodatkowo włączyłam warsztaty muzyczne, żeby rozszerzyć terapię behawioralną o konkretne ćwiczenia…

— Jednak w tym przypadku… No dobrze, odpowiem na skargę państwa Bojkę, że zastosowano najlepszą z możliwych terapii, jednak stan psychiczny córki wykraczał poza możliwości wpływu psychologicznego i wymagał prawdopodobnie leczenia psychiatrycznego. Niech pani sobie weźmie parę dni wolnego, pani Saro, a potem wróci do pracy.

**

Myślami byłem przy Sarze. Już dawno, a właściwie nigdy nie widziałem jej tak rozbitej emocjonalnie, tak słabej, płaczliwej…. Czekała ją dzisiaj rozmowa o terapii zastosowanej przy leczeniu Samanty Bojke. Już właściwie powinna być po tych przewodach, ale nie zadzwoniła do mnie. Sam chciałem uprzedzić jej telefon i zapytać, jak jej poszło wyjaśnienie tej sprawy, jak się trzyma, ale w tym momencie ktoś zapukał do drzwi mojego biura i nie czekając nawet na grzecznościowe „proszę” — wszedł z impetem do środka. Stanął przede mną mężczyzna około pięćdziesiątki w popielatej marynarce, białej koszuli, jasnych spodniach, beżowych butach o zasępionym spojrzeniu, szpakowatych skroniach i okularach w czarnej oprawce. Wyglądał na smutnego intelektualistę. Wskazałem dłonią, by usiadł w fotelu. Nie musiałem nawet pytać, w jakiej sprawie przyszedł, sam zaczął opowiadać, jego słowa płynęły jak niespokojny, rwący potok.

— Nazywam się Arkadiusz Szymański. Chcę, żeby pan odnalazł tego chłopaka, sprawdził kim jest, czym się zajmuje, gdzie przebywa — położył mi na biurku zdjęcie młodego mężczyzny lat około dwudziestu pięciu. Brunet. Czarne oczy. Wydatne usta i mocno zarysowane kości policzkowe. Przystojny. — Arkadiusz Szymanki zamilkł na chwilę, usłyszałem jak bardzo ciężko wzdycha, jakby zbierał siły, na to, by mówić dalej.

— Nazywa się Marcus Schneider — zaczął znowu mówić. — Jego ojciec jest Niemcem. Matka Polką. Rodzice rozwiedli się wiele lat temu. Wychowywał go ojciec, a matka wróciła do kraju. Kilka lat temu Marcus opuścił ojca, wyjechał z Niemiec i zamieszkał u matki w Gdyni. Po jej śmierci, sprzedał odziedziczone po niej mieszkanie, podjął studia na Akademii Sztuk Pięknych i mieszkał w wielu miejscach, wynajmował pokoje, ciągle zmieniał lokum. Ostatnio przebywał pod adresem Morska 25 w Gdyni, wynajmował tam pokój, ale obecnie, sam to sprawdziłem — rozmawiałem z właścicielem, wyprowadził się stamtąd. Moja córka Natalia Szymańska ma dziewiętnaście lat, jest studentką Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku, poznała go na uczelni, spotykała się z nim, po jego zniknięciu zaczęła się dziwnie zachowywać, leży w łóżku, na nic nie ma siły… a gdyby widział pan jej szafę… same czarne rzeczy. Przedtem nosiła sukienki w kwiaty, różowe kapelusze, pastelowe apaszki, a teraz…, ech, czerń, czerń i jeszcze raz czerń. I jeszcze przestała ze mną chodzić w niedzielę do kościoła. Wie pan, sam wychowuję córkę. Żona zmarła na ciężkie zapalenie płuc pięć lat temu. Pewnie gdzieś popełniłem błąd… może chcę znaleźć winnego, ale jej zmiana zachowania ma ścisły związek z Marcusem Schneiderem, tego jestem pewien. Chcę wiedzieć o nim wszystko! I jeszcze jedno. Ten chłopak spotykał się przedtem z przyjaciółką mojej córki — z Samantą Bojke, która dwa tygodnie temu temu popełniła samobójstwo.

— Z Samantą Bojke?!

— Tak.

— Coś takiego! — nie mogłem ukryć zdumienia. Szybko zmieniłem temat, bo nie powinienem klientowi mówić zbyt dużo, a już na pewno nie powinienem zdradzać żadnych emocji.

— Zajmę się pana sprawą. Może być pewien, że jak najszybciej odnajdę Marcusa Schneidera. Czy mógłbym porozmawiać z pana córką?

— Tak. Ale ona nie może się dowiedzieć, że wynająłem detektywa.

— Może być pan spokojny. Będę działał dyskretnie. Będziemy w kontakcie. Kiedy tylko ustalę, gdzie przebywa Marcus Schneider, dam panu znać. Najpierw jednak chciałbym spotkać się z pana córką

— Dobrze. To jej numer telefonu. Tylko ona nie może się dowiedzieć, że wynająłem detektywa...rozumie pan, nasza relacja i tak już nie jest najlepsza, czuję, że straciłem z nią kontakt…

— Rozumiem. Może być pan spokojny.

Szkoda było mi tego człowieka. Widać było, że jest znękany psychicznie. Pomyślałem jakie to szczęście, że Sara i ja nie mamy żadnych problemów z Julkiem, mimo tego, co przeszedł w przeszłości. Sąsiad, którego dobrze znał, zamordował mu matkę, a jednak dzięki naszej miłości, opiece i z pewnością — modlitwom — chłopak trzymał się bardzo dobrze i znowu czuł się szczęśliwy. Myśli ciągnęły mnie do Sary i Juliana, jednak musiałem teraz zająć się odnalezieniem Marcusa Schneidera. Byłem pewien, że samo spotkanie z Natalią Szymańską, doprowadzi mnie do chłopaka. Podejrzewałem, że córka Arkadiusza Szymańskiego cały czas ma z nim kontakt, skoro jej zachowanie uległo takiej zmianie, a ojca po prostu okłamuje, że zniknął z jej życia. Po nitce do kłębka. Wybrałem numer Natalii.

— Halo?

— Dzień dobry. Nazywam się Daniel Grot. Jestem przyjacielem pana Schneidera, poprosił mnie, żebym odnalazł jego syna Marcusa, który od dawna się z nim nie kontaktował.

— Nie pomogę panu. Nie wiem, gdzie jest Marcus, od pogrzebu mojej przyjaciółki nie odezwał się do mnie ani razu — w słuchawce pobrzmiewał smutny głos młodej kobiety.

— Czy moglibyśmy się spotkać?

— Po co?

— Chciałbym porozmawiać z panią o Marcusie.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 10.29
drukowana A5
za 16.18