E-book
23 16
drukowana A5
51.04
Najważniejsza lekcja życia
30%zniżka

Bezpłatny fragment - Najważniejsza lekcja życia


Objętość:
173 str.
ISBN:
978-83-8369-137-4
E-book
za 23 16
drukowana A5
za 51.04

Rozdział 1

Wakacje inne niż wszystkie.

Elżbieta

Właśnie kończyły się wakacje. Była sobota, dwudziesty pierwszy dzień sierpnia. Wybijała właśnie godzina wpół do dziewiątej rano. Było ciepło, trzydzieści stopni Celsjusza, i słonecznie, na niebie ani jednej chmurki.

Wstałam powoli z łóżka, podeszłam do toaletki znajdującej się w moim pokoju i zaczęłam rozczesywać swoje proste, jasnobrązowe, długie do łokci włosy.

Kiedy skończyłam rozczesywać włosy, podeszłam do swojej szafy i wyjęłam z niej ubrania, w które zamierzałam się dziś ubrać. Kiedy już się ubrałam, usiadłam do biurka i otworzyłam laptopa, jak to miałam w zwyczaju każdego ranka.

W momencie, w którym zalogowałam się na swoją pocztę elektroniczną, zobaczyłam, iż widnieje tam wiadomość.

— He? Od Pana Darka. Zobaczmy, w jakiej to ważnej sprawie do mnie napisał.‒ wypowiedziałam te słowa sama do siebie.

Pan Darek był naszym wychowawcą i przy okazji nauczycielem Historii w naszej szkole.

Miał on metr osiemdziesiąt wzrostu, jasną cerę, kręcone, bardzo krótkie, jasnobrązowe włosy oraz brązowe oczy.

Przeważnie chodził ubrany w marynarki lub garnitury, w przeważającej ilości czarne.

Otworzyłam więc maila od wychowawcy, aby dowiedzieć się, jaką ważną informację chciał mi przekazać.

Treść tejże wiadomości brzmiała tak:

Droga Elżbieto.

Piszę do Ciebie, aby poinformować Cię, iż chciałbym abyśmy spotkali się całą klasą w szkole za kwadrans w bardzo ważnej sprawie. Liczę na obecność”.

Co więc miałam robić? Poszłam do kuchni, w której była moja mama, Wiktoria.

Miała ona metr sześćdziesiąt pięć wzrostu, jasną karnację, średnio długie, gęste, proste brązowe włosy i brązowe oczy.

Na powiekach miała pastelowy cień, na policzkach róż w naturalnym odcieniu a na ustach bardzo subtelną szminkę.

Miała również tatuaż na dolnej części pleców. Akurat dziś ubrała się w taki sposób, że ów tatuaż był bardzo dobrze widoczny.

Miała na sobie niebieską, dość luźną bluzkę na ramiączkach, białe szorty i białe sandałki.

Zjadłam szybkie śniadanie i powiedziałam tylko do mamy.

— No, to ja lecę mamo. Śpieszę się do szkoły. Pan Darek napisał dziś do mnie E-maila, w którym pisał, że chciałby abyśmy spotkali się całą klasą w szkole w przeciągu kwadransa bo ma do nas jakąś bardzo ważną sprawę.

Moja mama na moje słowa zaśmiała się tylko po czym odpowiedziała.

— Zostało Ci niecałe dziesięć minut. Podwiozę Cię, bo na pieszo na pewno nie zdążysz.

Tak też się stało. Razem z moją mamą wsiadłam w samochód, aby sześć minut później wysiąść już pod szkołą.

W te pędy pognałam pod naszą salę. Zobaczyłam, że rzeczywiście zgromadziła się tam cała moja klasa… Nie było jedynie Pana Darka.

Po chwili usłyszałam nawoływanie.

— Elka! Chodź tu!

Doskonale wiedziałam, kto mnie nawoływał. Była to Oktawia, moja najlepsza przyjaciółka jeszcze z, nie tak przecież dawnych, czasów szkoły podstawowej.

Oktawia była z całą pewnością jedną z ładniejszych dziewczyn w naszej szkole.

Miała metr dziewięćdziesiąt wzrostu, ja w porównaniu do niej z moim metrem siedemdziesiąt siedem nie robiłam w szkole szału. Jej cera była jasna, choć w nieco innej tonacji niż moja, włosy długie do łokcia i jasnobrązowe, jak moje, choć w porównaniu do moich dużo bardziej kędzierzawe. Dziś akurat miała je uczesane w kucyka.

Miała też szare oczy, również zresztą bardzo podobne do moich. Było jednak coś co ją ode mnie odróżniało, zdecydowanie był to nasz styl.

Ja bowiem lubiłam robić sobie makijaż bardziej delikatny, w którym jedyne co podkreślałam to moje naturalnie długie i podkręcone rzęsy oraz ogólna oprawa oka.

Wszystko inne, choć kolorowe, utrzymywałam raczej w ryzach, cienie do oczu nosiłam przeważnie w tonacji fioletowej i raczej matowe. Podkład jak najbardziej naturalny, róż do policzków wybierałam w kolorze wina, ale jak najbardziej przygaszony. Kolejnym z niewielu szaleństw, na które pozwalałam sobie makijażu był jaskrawy eyeliner. Szminkę nosiłam przeważnie w różnych odcieniach różu.

Oktawia zaś pod względem makijażu wyróżniała się z tłumu nieco bardziej. Cień do powiek dziś miała brokatowy, podkład oczywiście tylko do wyrównania kolorytu cery. Różu na policzkach nie miała praktycznie w ogóle. Miała zaś, podobnie jak ja, jaskrawy eyeliner. Szminkę na ustach miała zaś szkarłatną.

Nasz nieco odmienny styl wyrażał się zresztą nie tylko w makijażu. Choć jeśli szło o ubiór to gust miałyśmy podobny.

Ja nosiłam ubrania czyste, praktyczne w większości białe.

Jej ubrania codzienne też były utrzymane w jasnej kolorystyce, choć nie były czysto białe.

Odróżniała nas jeszcze jedna rzecz. Ja po osiemnastych urodzinach zdecydowałam się na tatuaż na lewej kostce. Przedstawiał on niebieskiego delfinka.

Oktawia zaś tatuaży nie miała.

— Okti! Już do Ciebie idę! — odpowiedziałam radośnie na nawoływanie przyjaciółki biegnąc w jej stronę.

Kiedy już stałyśmy tak we dwie na szkolnym korytarzu to zaczęłyśmy żywo dyskutować.

Moja przyjaciółka zapytała mnie jako pierwsza.

— Czyli ty też dostałaś Maila od Pana Dariusza?

— Tak. Zgaduję, że cała klasa go dostała skoro Wychowawca chciał zebrać tutaj nas wszystkich w jakiejś ważnej sprawie.‒ odpowiedziałam przyjaciółce, rozglądając się po, czym dodałam‒ choć chyba sprawa ta nie była aż tak pilna, skoro klasa miała się zlecieć w przeciągu kwadransa a Pan Darek spóźnia się już pięć minut.

— Jak myślisz, co to za absurdalnie ważna sprawa, żeby sprowadzać nas wszystkich do szkoły jeszcze w trakcie trwania wakacji? — druga dziewczyna zapytała mnie o to zaintrygowana. Ja chwilę zastanowiłam się po czym odpowiedziałam jej.

— Wiesz, co Okti? Nie mam pojęcia. A mnie samą też ta sprawa bardzo intryguje.

Nasze wątpliwości miały jednak zostać rozwiane, bo nagle zobaczyłyśmy jak w stronę sali idzie Pan Darek.

Po chwili wpuścił nas do klasy, a kiedy już się rozsiedliśmy w swoich ławkach to powiedział.

— Dzień Dobry, kochana Młodzieży. Przepraszam bardzo, że musieliście chwilę poczekać ale zatrzymało mnie coś pilnego, związanego zresztą ze sprawą, o której miałem was informować. Dlatego też na początku dziękuję za to, że przybyliście wszyscy.‒ Nasz wychowawca powiedział to bardzo szybko i żywiołowo.

Wszyscy tylko przysłuchiwali się jego słowom. Jedyną osobą, która odważyła się przerwać wywód mężczyzny byłam ja.

Zapytałam.

— No dobrze, proszę Pana, ale… W takim razie, co to za bardzo ważna sprawa?

Na to nasz wychowawca spojrzał na mnie i powiedział poważnie.

— Ach, tak tak. Dobrze, Elżbieto, że przypominasz. Pozwólcie więc, moi drodzy, że pokrótce streszczę wam, o co chodzi. Nasza szkoła zgłosiła się do jednej z firm organizujących wymiany międzyszkolne i tak trafiło, że to akurat my w tym roku będziemy gospodarzami. Dlatego też, od pierwszego września tego roku, będziemy mieć w klasie nową koleżankę z wymiany. Dziewczę przyjeżdża tu na całe dwa lata, więc proszę bądźcie dla niej mili.

— No dobrze, Panie Darku. A jakieś konkrety może Pan podać?

— Tak, tak. Choć w sumie sam nie mam bardzo dużo informacji. Nasza przyszła nowa uczennica nazywa się Abigail Blanchet i pochodzi z Kanady, ale podobno jak na to, że oficjalnie nigdy nie uczyła się naszego języka to całkiem nieźle mówi po polsku, choć z tego, co wiem podobno chce się jeszcze podszkolić.

Kiedy nasz wychowawca to powiedział to ja przerwałam mu, mówiąc.

— No dobrze. Mam tylko jedno, maleńkie „ale”. Sam pan powiedział, że będzie to uczennica z wymiany, więc potrzebna jest też rodzina goszcząca, u której Abigail będzie mieszkała na czas trwania wymiany, prawda? Bo obstawiam, że przyjedzie tu sama, a nie z całą rodziną i że stałego miejsca zamieszkania w Polsce nie ma.

— Oczywiście, Elżbieto. Masz rację. No i właśnie tu, dziecko drogie, jest sprawa do Ciebie. Myślę, że to właśnie ty i twoja rodzina jesteście najodpowiedniejszymi osobami, aby przyjąć pod swój dach naszą nową uczennicę na czas wymiany.‒ odpowiedział mi nauczyciel.

— No...dobrze. W sumie z przyjemnością.‒ odpowiedziałam nauczycielowi.

Pan Darek zapewnił mnie, że jeszcze dziś omówi wszystko telefonicznie z moimi rodzicami i oczywiście z rodzicami mojej przyszłej „współlokatorki”.

Ta pilna narada trwała jeszcze kilka minut, aż w końcu wychowawca pozwolił nam wszystkim iść do domu.

— Hej. A mogłabym iść z tobą do twojego domu? Bo w sumie to chciałabym z tobą coś przegadać.‒ powiedziała do mnie moja przyjaciółka.

Ja na te słowa uśmiechnęłam się tylko i zaczęłam powoli kierować się korytarze w stronę wyjścia ze szkoły. Oktawia dobrze odczytała sygnał i poszła w ślad za mną.

Droga ze szkoły do mojego domu na piechotę miała zająć nam nieco ponad pół godziny.

W końcu udało nam się tam dojść. Kiedy otworzyłam drzwi to na powitanie wyszły, albo raczej wybiegły, nam mój pies i moja siostra.

Blanka miała już nieco ponad dwa lata. Miała niecały metr wzrostu, jasną cerę, krótkie, kręcone, jasnobrązowe włosy, ciemnobrązowe oczy.

Była ubrana w lekką sukieneczkę i akurat chodziła na boso.

Eris, suczka rasy Golden retriever miała prostą, złotawą sierść, smukłą i delikatną budowę ciała, miała też brązowe oczy. Na co dzień w domu nie nosiła obroży.

Kiedy zarówno moja młodsza siostra, jak i pies w końcu wpuściły nas do domu to krzyknęłam do mamy, która akurat krzątała się po kuchni.

— Hej mamo. Jest już tata w domu?

— Nie. Jeszcze go nie ma. Ale zapewne za moment będzie.‒ odpowiedziała mama.

No i rzeczywiście, chwilę po wypowiedzeniu przez moją mamę tych słów otworzyły się drzwi do domu i stanął w nich mój tata, Paweł.

Tata miał metr osiemdziesiąt sześć wzrostu, Jasną cerę. Był też łysy, miał po prostu całą głowę ogoloną na gładko. Miał za to delikatny zarost na twarzy. Oczy taty były szare.

Mężczyzna miał też po kilka tatuaży na rękach i plecach.

Ubrania taty były zwyczajne, w większości ciemne, choć nie zawsze.

— Hej, Tato.‒ przywitałam się.

Oktawia też przywitała się z moim tatą. Po chwili ja powiedziałam.

— To my pójdziemy do mnie do pokoju bo chcemy chwilę pogadać.

Nie usłyszałyśmy głosów sprzeciwu toteż skierowałyśmy się do wspomnianego przeze mnie pomieszczenia.

Prowadziły do niego pierwsze drzwi na wprost drzwi wejściowych do domu.

Był to pokój ze ścianami w kolorze delikatnego fioletu, jasnymi panelami imitującymi drewniane deski i białymi listwami.

Na suficie wisiała elegancka lampa z białym kloszem i ze zwisającymi z tegoż klosza od środka kryształkami.

Na ścianie na wprost drzwi było jedyne okno w całym pomieszczeniu, przesłonione firanką. Pod oknem znajdował się kaloryfer a na prawo od niego nieduża, biała toaletka służąca mi też czasami za biurko, przy toaletce stało krzesło obite szarym materiałem z jasnymi, drewnianymi nogami, nad meblem zaś wisiał maleńki, fioletowy łapacz snów z piórkami i różnokolorowymi koralikami.

Obok toaletki przy tej samej ścianie była komoda, biała i nieduża. Na komodzie leżała jedna świeczka zapachowa a nad meblem znajdował się wiszący telewizor, zaś nad telewizorem małe, eleganckie półeczki. Na tej ścianie znajdowały się też trzy rami na zdjęcia połączone w jedną za pomocą wstążki.

Zaś po lewej stronie od okna znajdowała się duża, biała szafa na ubrania, również dość duży, elegancki, oszklony regał na książki a kilka kroków od regału, zaraz przy drzwiach było moje łóżko, duże, dwuosobowe i oczywiście koloru białego, z niebieskim prześcieradłem i pościelą w kwiaty.

Pomiędzy łóżkiem a regałem znajdowała się ramka, w której był obrazek wyhaftowany mi przez jedną z cioć, przedstawiał on piękną, czerwoną, rozkwitniętą różę.

Zaś na ścianie bezpośrednio za łóżkiem, dokładnie nad zagłówkiem miałam powieszone jeszcze cztery różne dekoracje. Dwa łapacze snów i dwie makramy.

Usiadłyśmy na moim łóżku i zaczęłyśmy rozmawiać. Oktawia zapytała mnie.

— Jak myślisz, ta dziewczyna z wymiany… Jaka jest? Dogadacie się, skoro macie mieszkać razem przez dwa lata?

— Cóż, Okti… Nie wiem co o niej myślę, jaka jest i czy się dogadamy po przecież jeszcze jej nie znam...Ale jestem dobrej myśli, zresztą jak zawsze! — odpowiedziałam przyjaciółce uśmiechając się radośnie.

— W takim razie ja też postaram się być dobrej myśli. To na pewno będą bardzo ciekawe dwa lata. — powiedziała Oktawia słysząc moje słowa.

— A myślisz, że spodoba jej się w naszym miasteczku? — zapytała mnie znów moja towarzyszka.

— Cóż… Myślę, że tak… Postaram się pokazać jej takie miejsca w naszym mieście, które mogą ją zainteresować.

Nasza rozmowa o przyszłej, nowej koleżance z klasy toczyła się jeszcze kilkanaście minut. W końcu jednak zeszłyśmy na inne, dużo bardziej standardowe tematy.

Kilka następnych dni mijało spokojnie.

W końcu nastał dwudziesty piąty sierpnia, my zostaliśmy już gruntownie przygotowani na przyjęcie Abigail w naszym domu i rodzinie.

Właśnie kończyłam przygotowywanie domu na przyjęcie mojej nowej w zasadzie siostry, bo tak właśnie zamierzałam traktować Abigail, która miała przybyć do nas lada dzień.

Oczywiście nasza nowa członkini rodziny miała otrzymać swój osobny pokój. Było to pomieszczenie naprzeciwko mojej sypialni.

Pokój był duży i przestronny, choć do tej pory używany raczej jako pokój dla gości. Ściany były w nim w kolorze takiej ładnej zieleni, ale wpadającej nieco również w nieco „przybrudzony” błękit.

Do dyspozycji Abigail było duże, wygodne, łóżko z drewnianym zagłówkiem, pomalowane na biało, z białym prześcieradłem i błękitną pościelą, znajdujące się na prawo od drzwi.

Na lewo od drzwi z kolei znajdowało się okno z zasłonkami, biała toaletka, podobnie jak u mnie mogąca być biurkiem, oraz duża szafa na ubrania i regał na książki.

Całą resztę pokoju Abigail będzie mogła umeblować według chęci i gustu.

Ten dzień minął bardzo szybko. Nawet się nie spojrzałam, a już nastała noc. Z jednej strony niby noc minęła mi spokojnie i spałam jak dziecko, ale z drugiej strony głęboko w środku czułam to podekscytowanie tym wszystkim co może czekać nas, kiedy już Abigail przybędzie do nas… A teraz mogło to nastać w każdej chwili. Nawet niekoniecznie pierwszego września. Równie dobrze Abigail mogła przyjechać tutaj nawet i jutro.

Rozdział 2

Nowa Siostra
Elżbieta

Nazajutrz, dwudziestego szóstego sierpnia. Ledwo co wstałam z łóżka i ubrałam się, już miałam zamiar iść do kuchni na śniadanie aż tu nagle usłyszałam pukanie do drzwi.

— Ja otworzę! — krzyknęłam tylko do rodziców i pognałam do drzwi.

Natychmiast otworzyłam drzwi. Za nimi ujrzałam nastoletnią dziewczynę, być może w moim wieku lub nie tak wiele ode mnie starszą.

Nastolatka miała metr siedemdziesiąt osiem wzrostu, jasną cerę, długie do pasa, ciemnobrązowe, proste, rozpuszczone włosy, oczy w niesamowitym wręcz odcieniu błękitu.

Miała również makijaż, na który składał się delikatny podkład, metaliczny Eyeliner, pastelowy cień do powiek, różowawy rumieniec i jasna, całkiem naturalna, koralowa szminka.

Ubrana była równie ciekawie. Zaczynając od góry, na uszach miała kolczyki w kształcie kwiatków, z pomarańczowymi płatkami oraz żółtym środkiem.

Na szyi miała naszyjnik z delikatnej, zielonej wstążki z niewielką, metaliczną, czarną zawieszką w kształcie pacyfki. Na jednej ręce miała pierścionek ze srebrną, cienką, gładką obrączką i delikatnie niebieskawym, niewielkim oczkiem. Ślicznie podkreślało to jej oczy.

Na drugiej zaś miała bransoletkę złożoną z kilku koralików w kolorach żółtym i pomarańczowym.

Jej ubiorem zaś była prosta, długa nieco przed kostkę sukienka z krótkimi rękawkami nieco odsłaniającymi ramiona. Na sukience przeplatały się głównie trzy kolory, róż, fiolet i czerwień. W pasie jednak suknia była przewiązana cienkim „paskiem” z tej samej chyba wstążki co naszyjnik, również w kolorze zielonym. Na przodzie paska była niewielka kokardka.

Na samym dole sukni był doszyty jeszcze jeden pasek, w kolorze żółtym i wyhaftowanymi kwiatkami i gałązką.

Na stopach zaś dziewczyna miała białe klapki.

— Cześć. Ja...Jestem Abigail. Ale możesz mi mówić Abi. Jestem uczennicą z wymiany i powiedziano mi, że tu mieszka moja rodzina goszcząca.‒ Powiedziała dziewczyna po chwili, wyciągając do mnie rękę i uśmiechając się uroczo. Rzeczywiście, tak jak mówił pan Dariusz, jej poziom języka polskiego był bardzo dobry choć oczywiście dało się słyszeć, że mimo wszystko nie jest ona „tutejsza”.

— Hej, miło cię poznać. Ja jestem Elżbieta, ale proszę, mów mi po prostu Elka. Tak właśnie nazywają mnie wszyscy moi przyjaciele.‒ powiedziałam, również wyciągając rękę do dziewczyny. Po chwili zaproponowałam jej.

— Wejdź proszę, czuj się jak u siebie w domu, bo w sumie teraz to jest również twój dom. Zjemy pierwsze wspólne śniadanie, pokażę Ci twój pokój, pomogę Ci rozpakować wszystkie bagaże a później dam Ci odpocząć po podróży, bo zgaduję, że jesteś bardzo zmęczona. A jutro, skoro rok szkolny jeszcze się nie zaczął, zabiorę Cię na zwiedzanie miasta.

— A, tak. Jasne. Dziękuję, będzie mi bardzo miło.‒ zagadnęła błękitnooka.

Weszła więc ze mną do mieszkania. Poszłyśmy do kuchni, gdzie siedzieli moi rodzice, siostra i pies.

Abigail przedstawiła się wszystkim, a moja rodzina przedstawiła się jej. Wspólnie ustaliliśmy, że Abi również i do moich rodziców będzie mówić po prostu po imieniu.

— No, kochanie. Może oprowadzisz Abigail po naszym mieszkaniu, co? — zaproponowała moja mama.

Nie trzeba było mi tego dwa razy powtarzać. Natychmiast po śniadaniu oprowadziłam Abi po całym mieszkaniu, opowiadając jej wszystko skrupulatnie i ze szczegółami.

Zwiedzanie zakończyłyśmy przed jej pokojem. Ona otworzyła drzwi do pomieszczenia i weszła jako pierwsza. Ja weszłam tuż za nią. Kiedy już obie znajdowałyśmy się w pomieszczeniu to zapytałam nieco nieśmiało.

— To gdzie masz bagaże?

Na te słowa Abi pokazała mi dwie walizki w swoich rękach i powiedziała.

— Tutaj. Nie jest tego dużo, dosłownie tylko te dwie walizki. Pomogłam więc Abi rozpakować walizki i poukładać wszystko w pokoju. Skończyłyśmy po półgodzinie.

Nagle Abi powiedziała do mnie.

— Wiesz, co? Niby powiedziałaś, że mogę sobie odpocząć po podróży...Ale ja nie mam na to ochoty.

— Hm. Nie? No...dobrze. Co prawda myślałam, że po kilku godzinach podróży pierwsze co zrobisz to właśnie odpoczynek. Ale skoro nie to nie. W takim razie, na co masz ochotę? — zapytałam mimo wszystko troszeczkę zdziwiona.

— Jeśli się nie przesłyszałam to mówiłaś coś o zwiedzaniu miasta. — powiedziała niebieskooka.

— A, tak, tak. Oczywiście, że mówiłam. Jeśli tylko chcesz to jak najbardziej możemy pozwiedzać.‒ odpowiedziałam nowej siostrze.

— To gdzie idziemy w pierwszej kolejności? — zapytała mnie z kolei Abi. Ja zastanowiłam się chwilę po czym powiedziałam szczerze.

— Ja wiem? Chyba tam, gdzie nas nogi poniosą, czyli po prostu przed siebie.

Druga dziewczyna przytaknęła tylko. Wyszłyśmy z mieszkania i zaczęłyśmy kierować się przed siebie. Po chwili moja nowa siostra zapytała mnie.

— Em, Elka. Czy mogłabym Cię o coś poprosić?

— Jejku, no jasne. Proś o co chcesz.‒ powiedziałam, nie ukrywajmy, iż byłam bardzo zaciekawiona o co poprosi mnie Abigail. Ona po chwili, nieco niepewnie, poprosiła.

— Czy mogłabyś mi pokazać, gdzie jest szkoła, do której mam uczęszczać przez najbliższe dwa lata?

— A, jasne. Jasne. To nie jest nawet tak daleko stąd. Jakieś pół godzinki, może parę minut więcej, spacerkiem. Z wielką chęcią Cię zaprowadzę.

Zaczęłam więc kierować się w stronę wyjścia z osiedla.

Niebieskooka pokierowała się w ślad za mną. Po drodze tłumaczyłam Abi dokładnie całą trasę, ona notowała wszystko w telefonie i robiła zdjęcia, żeby lepiej i szybciej samodzielnie całą tę drogę spamiętać. Po prawie trzydziestu minutach powiedziałam do niej.

— No, jesteśmy. To właśnie nasza szkoła.

Stałyśmy właśnie przed budynkiem placówki.

Szkoła nie była jakaś wielka. W zasadzie mieściła się w dwóch budynkach na tym samym terenie. Były to tak zwane budynek „A” oraz budynek „B”. Najpierw więc oprowadziłam swoją towarzyszkę po budynku „A”. Składał się on z dwóch pięter.

Na pierwszym z nich znajdowało się wiele sal, w których nasza klasa miała prawie wszystkie lekcje, znajdowała się tam również świetlica, sekretariat, a nawet gabinet dyrektora. Najbardziej zainteresowała ją jednak biblioteka znajdująca się na drugim piętrze.

Kiedy już zwiedziłyśmy cały budynek to przeszłyśmy do drugiego z nich. Tam mieścił się pokój nauczycielski i inne ważniejsze pomieszczenia, które wypadałoby aby Abigail zobaczyła gdzie są w razie, gdyby potrzebowała do nich pójść.

Na budynki przynależące do szkoły składał się jeszcze internat, w którym pomieszkiwało paru uczniów, ale uczniowie, którzy mieszkali bliżej szkoły rzadko kiedy tam chodzili, więc tego budynku nawet nie pokazywałam Abigail bo zwyczajnie nie miałam po co.

Potem poszłyśmy jeszcze na stadion szkolny i w kilka innych miejsc.

— Jejku. Piękna jest ta szkoła. Co prawda dużo mniejsza niż ta, do której chodziłam u siebie w Kanadzie i chyba nieco mniej nowoczesna ale bardzo piękna. — powiedziała Abi. Ja uśmiechnęłam się i odpowiedziałam.

— Bardzo się cieszę, że Ci się podoba. Jeśli masz do mnie jeszcze jakieś pytania to mów śmiało, ja z chęcią na wszystkie odpowiem i rozwieję każdą twoją wątpliwość.

— No… — zaczęła mówić, lekko się jąkając‒ szczerze mówiąc tak. Mam jeszcze parę pytań. Ale wiesz...nie chcę Cię zamęczyć tysiącem pytań naraz, więc może zadam Ci je innym razem.

— Nie no. Śmiało, pytaj. Przecież po to tu jestem, żeby wprowadzić cię w życie zarówno rodziny, jak i szkoły i całej lokalnej społeczności. — odpowiedziałam, kładąc jej rękę na ramieniu.

Ona chyba poczuła się dzięki temu nieco pewniej bo zapytała.

— W zasadzie to, jakich przedmiotów wy się tu uczycie?

Jacy są nauczycie? Nosicie tu jakieś mundurki? Ile trwa typowy dzień szkolny? Jaki jest system ocen? No… Po prostu proszę, powiedz mi wszystko co sama wiesz, bo ja niby coś tam wiedziałam przed przyjazdem tutaj, ale teraz czuję się taka trochę, no wiesz, zagubiona.

— Jasne, kochanieńka. Już Ci wszystko mówię.

Przedmiotów mamy sporo w sumie. Są to takie przedmioty jak, oczywiście, język polski oraz angielski i drugi język nowożytny, u nas w szkole jest do wyboru albo niemiecki, albo francuski. Jest też moja osobista największa zmora czyli matematyka, inne przedmioty ścisłe jak biologia, fizyka, chemia i geografia. Z pozostałych przedmiotów humanistycznych są historia, do wyboru przez ucznia religia lub etyka; możesz chodzić na religię, możesz chodzić na etykę, jak masz tyle czasu i energii to możesz na oba te przedmioty, a jak ci się nie chce to nie musisz na żaden z nich, bo zarówno religia, jak i etyka to przedmioty nieobowiązkowe. Ja osobiście chodzę akurat na Etykę bo prowadzi ją u nas nauczycielka, która w pierwszej klasie uczyła nas też filozofii. Zaś pozostałe obowiązkowe poza wymienionymi wcześniej to informatyka, wychowanie fizyczne, i podstawy przedsiębiorczości.

— Jejku...serio sporo tego.‒ powiedziała Abi. Ja na te słowa odpowiedziałam jej.

— Tak. Polscy uczniowie też ubolewają nad tym straszliwie. Ale na szczęście po trzeciej klasie z Biologią, Geografią, Fizyką, Chemią i Podstawami Przedsiębiorczości się żegnamy. Reszta zostaje bo z Polskiego, Angielskiego i Matematyki obowiązkowo piszemy maturę, a Historia, francuski, Niemiecki i Informatyka są takimi przedmiotami, z których matura nie jest obowiązkowa ale można ją pisać dodatkowo. Obowiązkowo musisz zdać egzamin pisemny z jednego przedmiotu dodatkowego na poziomie rozszerzonym. Oprócz tego możesz podejść do egzaminów pisemnych z jeszcze pięciu innych przedmiotów dodatkowych, czyli w sumie możesz maksymalnie zdawać sześć egzaminów na poziomie rozszerzonym. Każdy uczeń musi przystąpić do egzaminu z jednego przedmiotu dodatkowego. Każdy uczeń ma prawo przystąpić do egzaminu łącznie z sześciu przedmiotów dodatkowych. Przedmioty dodatkowe uczeń zdaje na poziomie rozszerzonym lub dwujęzycznym w wypadku języka nowożytnego. Co to matura to chyba nie muszę Ci tłumaczyć, nie?

— Nie, nie. Wiem co to Matura...choć u nas w Kanadzie zakończenie szkoły średniej wygląda… nieco inaczej. I w sumie nie tylko jej zakończenie. — powiedziała na moje słowa druga nastolatka.

Kiedy to już miałyśmy omówione to mogłam przejść do odpowiedzi na dalsze jej pytania.

— Nauczyciele są przeważnie w porządku bardzo. Chociaż akurat naszą klasę nauczycieli płci męskiej uczy dwóch. Jest nasz wychowawca, Pan Darek. Wierzę, że już poznałaś. A drugim jest nasz nauczyciel od francuskiego, który uczy grupę chodzącą na ten język, czyli między innymi mnie. Grupę chodzącą na niemiecki uczy Nauczycielka.

— Tak. Oczywiście. Naprawdę bardzo miły z niego człowiek. A więc… Jaka jest reszta? I… jak wyglądają? Znaczy oczywiście wiem, że na pewno zobaczę ich wszystkich na rozpoczęciu roku ale… wolałabym się jednak zorientować nieco wcześniej.‒ odpowiedziała druga nastolatka.

— No dobrze, więc postaram się pokrótce scharakteryzować Ci wszystkich nauczycieli uczących naszą klasę. No to może polecimy alfabetycznie. Podstaw Przedsiębiorczości uczy naszą klasę pani Agnieszka Sokal. Pani Aga ma metr siedemdziesiąt trzy wzrostu i jest szczuplutka. Ma jasną cerę, średniej długości, gęste blond włosy, ciemnoniebieskie oczy. Nosi tradycyjne stroje, przeważnie w neutralnych kolorach i dopasowane do sylwetki. 
— Fajna jest? — spytała z zaciekawieniem Abigail. 
— No wiesz, co...to jest obiektywna opinia, ale ja tam ją bardzo lubię. Myślę, że też ją polubisz.
—Cóż...mam nadzieję. Kto jest dalej? — dopytała po chwili Abi. 
— Następnie jest Pani Dagmara Stanek od Fizyki. Ona ma metr pięćdziesiąt pięć wzrostu. Również jest to jasnoskóra kobieta. Ma kędzierzawe blond włosy do połowy pleców. Duże brązowe oczy. Ubrania nowe, w większości jasne i skromne. 
— Też fajna? 
— Wiesz, co? No wymagająca...Ale idzie się dogadać. Szczególnie jak ktoś jest dobry z jej przedmiotu to jest bardzo spoko. 
— Zapamiętam. Kto jeszcze jest? 
— Religii uczy nas Pani Elwira Łaska. To znaczy tę część z nas, która chodzi na religię, a nie na etykę. Ona ma metr osiemdziesiąt pięć wzrostu. Jej cera jest rumiana, włosy proste, ciemnobrązowe i długie do ramion. Ma ona Ciemnozielone oczy. Jej ubrania są w większości pastelowe i, cóż rzec...troszkę „staromodne” ale bardzo ładne, jeśli wiesz co mam na myśli. 
— Ona też jest w porządku? 
— Aj, wiesz co Abi? Z panią Elwirą akurat dużo do czynienia nie miałam, bo ja chodzę na Etykę...Ale wydaje się okej. 
— Spoko. 
— Następna jest nauczycielka od Biologii, Pani Hanna Kaczmarek. Ona mierzy metr osiemdziesiąt trzy. Ma jasną cerę. Średnio długie, proste, brązowe włosy. Zielone oczy. Nosi czyste, dopasowane ubrania, które są przeważnie czarne, ma też srebrne kolczyki w obu uszach. Jest generalnie bardzo spoko. 
— Cóż, mam nadzieję, że masz rację. W końcu Ciebie uczą już trzeci rok, ty ich znasz najlepiej… 
— Cóż… Może. Dalej jest Pan Janek Rudawski, nasz nauczyciel od francuskiego, ma metr dziewięćdziesiąt trzy wzrostu, cerę dosyć bladą, krótkie, jasnobrązowe, proste włosy, brązowe oczy. Nosi nieskazitelne, sportowe ubrania, w większości pastelowe. Fajny nauczyciel; chyba jeden z najfajniejszych w całej szkole. 
— Niesamowite.

— Tak, w sumie tak. Dalej jest Pani Karolina Andrysiak; to nasza nauczycielka języka angielskiego. Mierzy metr sześćdziesiąt wzrostu. Jest opalona. Ma długie do łokcia, lśniące, jasnobrązowe włosy i ciemnobrązowe oczy w kształcie migdałów. Nosi formalne ubrania, które są w większości w neutralnych kolorach. 
— Wymagająca? 
— Czasem. Ale też bardzo wyrozumiała. Lubię ją. 
— A jest jakiś nauczyciel, którego nie lubisz? 
— Ciężko stwierdzić w sumie. Kolejnym nauczycielem, a w zasadzie nauczycielką, którą lubię jest Pani Klara Malinowska od Geografii również ma metr sześćdziesiąt wzrostu i jasną cerę. Ma też średniej długości, delikatne, brązowe włosy, ciemne zielone oczy. Różowawy rumieniec, miedziany cień do powiek, jasną szminkę. Idealnie wyprasowane, sportowe ubrania, przeważnie w neutralnych kolorach. 
— Aha. 
— Kogo my tam jeszcze mamy… Ach, tak! Jest Pani Magdalena Klimek od chemii ma metr pięćdziesiąt siedem wzrostu. Jasną karnację, delikatne, krótkie, rude włosy, niebieskie oczy. Ubrania nosi w większości kolorowe i skromne. Też jest fajna. 
— No… Widzę, że w tej szkole większość nauczycieli fajna… 
— Prawda. Jest jeszcze Pani Marta Janowska. Ale ona zarządza świetlicą, więc do niej się chodzi głównie na przerwy albo jak lekcje ze środka dnia są odwołane z powodu bardziej lub mniej nagłej nieobecności nauczyciela. Pani Marta mierzy metr sześćdziesiąt wzrostu. Też ma jasną cerę. Jej włosy są kręcone, brązowe i bardzo krótkie. Ma brązowe oczy. Na jej makijaż składa się szminka w naturalnym kolorze, jaskrawy cień do powiek i okazjonalnie jakiś Eyeliner. Ubrania nosi takie zwykłe, w większości czarne, choć nie jest to regułą. Ją również bardzo lubię. 
— A te nieobecności nauczycieli, o których wspomniałaś to często się zdarzają? — spytała Abi. 
— E… To zależy od nauczyciela i od wielu różnych czynników w ciągu semestru… 
— Jasne. A kogo dalej z nauczycieli mamy? 
— Pani Natalia Soból to nasza polonistka. Ma metr sześćdziesiąt wzrostu. Jasną cerę, długie, brązowe włosy i ciemnobrązowe oczy. Najczęściej nosi nieskazitelne, ekskluzywne ubrania, w większości w pastelowych kolorach. Nosi też okulary. Jest bardzo spoko, ja ją lubię bo w ogóle język polski lubię. 
— Mam nadzieję, że ja też ją polubię… Wasz język w końcu lubię. 
— Na pewno! Nawet jak się za polskim nie przepada to panią Natalię łatwo polubić. 
— Ok. Kto jest dalej?

— Etyki, jak i filozofii w tej szkole uczy pani Sabina Smolarek, kolejna z moich ulubionych nauczycielek w tej szkole. Mierzy metr siedemdziesiąt osiem wzrostu. Ma jasną karnację, długie do bioder, kręcone, ciemnobrązowe włosy zaplecione w długie warkocze, ma też brązowe oczy. Podkład, blady cień do powiek, stylowy tatuaż na lewym ramieniu przedstawiający niewielką różyczkę, stylowe ubrania, w większości w neutralnych kolorach. 
— O. No to się polubimy. 
— Zarówno matematyki, jak i informatyki uczy pani Tamara Stankiewicz. Kobieta mierzy Metr sześćdziesiąt trzy wzrostu, ma Jasną Cerę. Średniej długości czarne włosy, ciemnobrązowe oczy, czyste, pasujące ubrania w większości w neutralnych kolorach. 
— Wymaga? 
— Trochę. Ale jak ktoś dobrze rozumie matmę to pół biedy… A nawet jak ktoś nieco gorzej rozumie to nie jest źle… Ja dzięki lekcjom pani Tamary stopnie podniosłam… 
— To dobrze.

— No i jest jeszcze Pani Zofia Dubicka od niemieckiego. Ona mierzy metr osiemdziesiąt wzrostu, jej cera jest oliwkowa. Ma gęste, czarne włosy do kolan spięte w dredy i duże, czarne oczy, ma również przebite oba płatki uszu. Nosi kobiece ubrania, które są przeważnie czarne i dopasowane.

Abi słuchała mnie bardzo uważnie próbując zanotować sobie w głowie i spamiętać nazwiska i wygląd poszczególnych nauczycieli. Kiedy jej się to chyba udało to powiedziała.

— No dobra...chyba poznam, kto jest kim w razie czego. A co do pozostałych moich pytań to… Jak to jest?

— A tak, tak. Już Ci mówię.‒ powiedziałam przywracając myśli na poprzednie tory po czym rzekłam‒ Sytuacja więc wygląda tak, że my mundurków nie nosimy. Typowy dzień szkolny zaczyna się od za piętnaście ósma rano a kończy o piętnastej, no czasami za pięć szesnasta ale to rzadkość i dzieje się tak tylko w wyjątkowych przypadkach.

— W Kanadzie w sumie podobnie było… A jak z tą skalą ocen? — skwitowała Abi radosna i zaciekawiona. Toteż ja mówiłam dalej.

— W Polsce obowiązuje Sześciostopniowa cyfrowa skala ocen przy ocenianiu rocznym, końcowym oraz semestralnym począwszy od klasy IV szkoły podstawowej.

Dla wszystkich szkół podstawowych, ponadpodstawowych i szkół ponadgimnazjalnych dla oceniania rocznego, semestralnego i końcowego, skala ocen jest następująca:

stopień celujący — 6

stopień bardzo dobry — 5

stopień dobry — 4

stopień dostateczny — 3

stopień dopuszczający — 2

stopień niedostateczny — 1.

Oceny od 2 do 6 są pozytywne, ocena 1 jest negatywna.

W przypadku przedmiotów: religia i etyka ocena niedostateczna nie wpływa na otrzymanie promocji do następnej klasy. Ocenę z tych przedmiotów ustala się według skali przyjętej w danej klasie.

Niezależnie od skali stopniowej oceniającej poziom przyswojonej wiedzy wyróżnia się skalę ocen z zachowania, na którą składają się przymiotniki określające rodzaj zachowania. Nie powinna być ona utożsamiana z liczbami 1—6 charakteryzującymi poziom osiągnięć edukacyjnych.

Zachowanie słuchacza w szkole policealnej, szkole dla dorosłych i studenta w szkole wyższej nie podlega ocenie.

— To u nas jest w sumie podobnie, tylko że zamiast cyfr są literki. I w ogóle działa to też troszkę inaczej. Ale widzę pewną analogię.‒ powiedziała Abi.

— No widzisz. Jak tak dalej pójdzie to raz dwa wdrożysz się w Polski system edukacji.‒ odpowiedziałam uśmiechając się. Po chwili zagaiłam‒ Czy na chwilę obecną masz jeszcze jakieś pytania?

— Ach. No, w sumie tak. Mam ich jeszcze trochę. Ale już nie o szkołę. Teraz o dom i rodzinę, bo myślę, że powinnam wiedzieć jak funkcjonujecie.‒ powiedziała znowu niebieskooka z lekkim zawahaniem. Ja momentalnie powiedziałam.

— No dobra. Pytaj śmiało. Z moimi rodzicami już ustaliłaś, jak się będziesz do nich zwracać przez całe dwa lata mieszkania u nas ale tak podejrzewałam, że to nie jest jedyna kwestia, która Cię będzie interesować.

Abigail przytaknęła tylko. Przez chwilę jednak milczała jakby chcąc skupić myśli i nie pominąć pytania o żadną ważną kwestię.

Po chwili zapytała.

— Jakie będą moje podstawowe obowiązki domowe? Ty masz jakieś? Jak na przykład sprzątanie pokoju, łazienki, wynoszenie śmieci, nakrywanie do stołu?

— Sprzątanie pokoju jak najbardziej. Śmieci wynosi tata, w łazience przeważnie sprząta mama a do stołu nigdy jakoś specjalnie nie nakrywamy, po prostu każdy bierze talerz i siada. Jedyny nasz pozostały obowiązek poza sprzątaniem w pokojach to podlanie roślinek od czasu do czasu, tak, żeby nie zwiędły. — powiedziałam, wzruszając z lekka ramionami. Abi przytaknęła na znak, że zrozumiała. Po chwili pytała dalej.

— A jeśli ubrudzimy ubrania to musimy je składać w jakieś specjalne, wyznaczone miejsce?

— W łazience jest niewielki kosz na pranie.‒ tym razem odpowiedziałam krótko. Niebieskooka pytała więc dalej.

— A jak to jest z praniem ubrań? Twoja mama wrzuca ubrania wszystkich domowników do pralki, czy każdy pierze sobie sam?

— Możesz prać sama ale raczej nikt nie będzie tego od ciebie wymagał. U nas pralka i tak chodzi praktycznie co drugi dzień, głównie ze względu na moją siostrę, bo z racji wieku i preferowanych zabaw często potrafi zmieniać ubranie nawet 4 razy dziennie.‒ odpowiedziałam szczerze i najprościej jak mogłam. Po chwili zapytałam, choć raczej dość retorycznie — Mam rozumieć, że umiesz obsługiwać Pralkę?

— No cóż… Umiem obsługiwać pralki Kanadyjskie, a one działają chyba troszeczkę inaczej niż te Polskie...ale mam nadzieję, że i z tym sobie poradzę.‒ powiedziała znowu moja nowa koleżanka troszeczkę niepewnie.

— Na pewno. I od razu cię uprzedzę jakbyś miała ochotę zapytać. Naczyń po posiłkach też ręcznie nie myjemy. Najczęściej po skończonym posiłku po prostu wkładamy je do zmywarki. Zakładam, że wiesz, jak się obsługuje zmywarkę… A jeśli nie wiesz jak to działa w Polsce to nic się nie bój, szybko się nauczysz. — powiedziałam radośnie.

— Cóż. Tak. Może.‒ Abigail odpowiedziała mi po raz kolejny z lekkim zawahaniem, a potem od razu zapytała‒ A z prasowaniem ubrań jak jest? Można prasować samemu?

— A wiesz, co? Może to dziwne i w ogóle… U nas w domu ubrań się jakoś szczególnie nie prasuje. Po wypraniu i wysuszeniu po prostu wkładamy do szafy, a jak widać i tak się jakoś specjalnie nie gniotą. Ale jak będziesz miała ochotę wyprasować sobie samodzielnie to nikt ci nie zabroni.‒ powiedziałam z lekką konsternacją. Druga nastolatka zaśmiała się tylko na te słowa i przytaknęła.

Po chwili z ust młodej Kanadyjki padło kolejne pytanie.

— A tak zostając jeszcze przy wyposażeniu łazienki i w sumie przy samym pomieszczeniu to Jakie są reguły korzystania z łazienki? Kto, kiedy i jak długo? W ogóle macie jakieś reguły w tym temacie panujące u was w domu?

— Szczerze? Nie. Może korzystać kto, kiedy i jak długo chce lub bardziej potrzebuje. — odpowiedziałam znowu bardzo krótko. Abi najwyraźniej przyjęła to do wiadomości, a następnie pytała dalej.

— A jak długo można korzystać z wanny?

— Możesz korzystać tak długo jak potrzebujesz.‒ padła z mojej strony konkretna odpowiedź. Abi chyba zdziwiła się bardzo tym, że u nas w domu panuje tak mało zasad. Po chwili z jej ust padło kolejne pytanie.

— To może opowiesz mi, w jakich godzinach u was w domu jadacie posiłki typu śniadanie, obiad i kolacja?

— No… Tu przynajmniej mogę ci coś konkretniejszego powiedzieć. Przynajmniej o śniadaniu w ciągu tygodnia szkolnego. Wygląda to mniej więcej tak, że w ciągu tygodnia śniadanie jemy około godziny siódmej rano, przed wyjściem do szkoły. Obiad przeważnie po piętnastej choć nie jest to regułą. A na kolację nie ma konkretnej godziny, bo zwyczajnie nie zawsze ją jemy. Jak ktoś ma ochotę na jakiś posiłek wieczorem to przeważnie indywidualnie sobie bierze co i kiedy chce. W weekendy jest podobnie, z tym że wtedy śniadanie jemy nie tyle od rana co po prostu wtedy, kiedy się zwleczemy z łóżek. A w weekendy potrafią to być najróżniejsze godziny, nawet i dwunasta w południe.

— Jej. Trochę to, jakby to ładnie ująć? Niezwykłe. I nikomu z domowników nie przeszkadza taki tryb? — dopytała zaintrygowana Abi

— Ja wiem? Nie. Chyba nie bardzo. Przynajmniej żadne z nas nigdy się nie poskarżyło.‒ odparłam całkiem naturalnie. Abi pytała więc dalej.

— No dobra. A Jakie mamy obowiązki związane z przygotowaniem posiłków? Albo raczej powinnam zapytać, czy w ogóle jakieś mamy.

— Też nie bardzo. Najczęściej po prostu mówimy rodzicom co chcemy na śniadanie, a czasem podsuwamy pomysł na obiad na następny dzień. A, w zależności od chęci można albo zrobić kawę każdemu z domowników, a jak nie to każdy robi sobie indywidualnie przy ekspresie.‒ znowu odpowiedziałam najnaturalniej na świecie. Abi pokręciła tylko głową ze śmiechem, aby już po chwili zapytać.

— A jedzenie z lodówki swobodnie można brać? Czy trzeba rodziców pytać o pozwolenie?

— Eh, no Nie. Jesteś głodna to bierzesz co chcesz. Jesteś spragniona to też bierzesz z kuchni jakie picie tylko chcesz. Proste? Proste. — odpowiedziałam po raz kolejny wzdrygając ramionami przy okazji jednak zastanawiając się, jak bardzo restrykcyjne zasady panują w rodzinnym domu Abi, że pyta się o takie banalne rzeczy. Nie przerywałam jej jednak. Niebieskooka znowu chwilę milczała, po czym odezwała się.

— No dobra… Czy w domu są takie strefy, które są przeznaczone tylko dla rodziców i w których my raczej nie powinnyśmy przebywać lub po prostu mamy tam zakaz wstępu?

— Nie. Jak chcesz to możesz chodzić po całym domu, aczkolwiek ja i Blanka do sypialni rodziców rzadko wchodzimy, bo zwyczajnie nie mamy po co. No, chyba że rodzice każą coś stamtąd przynieść. Ale to też się rzadko zdarza. Wszystkie najważniejsze rzeczy są w salonie.

Myślałam, że to już koniec pytań. Ale jednak przeliczyłam się bardzo, bo Abi pytała dalej.

— Gdzie mogę trzymać swoje ubrania?

— W szafie u siebie w pokoju. — znowu odpowiedziałam spokojnie, bo to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. Nasza nowa domowniczka zadała mi kolejne pytanie.

— Na jakich zasadach mogę korzystać ze sprzętów domowych, takich jak komputer, drukarka, instrumenty muzyczne?

— Komputery w domu są dwa. Jeden w pokoju u rodziców a drugi to mój laptop. Z obu możesz korzystać w sumie do woli jak tylko będzie potrzeba. Drukarka jest w domu jedna i ona stoi u mnie, z niej też możesz korzystać w zależności od potrzeby. Instrument muzyczny też jest w domu tylko jeden. Jest to gitara i należy do mnie. Będziesz miała ochotę to możesz grać.

— O. Grasz na gitarze? To super. Ja gram trochę na ukulele… Jakoś na niczym innym nie umiem, mimo że ogólnie pochodzę z dość muzykalnej i w ogóle uzdolnionej artystycznie rodziny.‒ Zagaiła moja nowa kumpelka.

— Moja rodzina z kolei nie jest bardzo muzyczna. Znaczy tata podobno kiedyś trochę grał, ale to dawno było i teraz już nic nie pamięta. Ja jakoś zawsze chciałam się nauczyć, więc rok temu zakupiłam sobie własną gitarę i od tej pory się uczę.‒ odpowiedziałam dość żywo. Po chwili z ust Abi padło kolejne pytanie.

— O której godzinie powinnam być w łóżku wieczorem? Jak długo można mieć włączone światło?

— Nie ma szczególnie ustalonej godziny, o której trzeba się położyć. To jest najczęściej zależne od kilku jak nie kilkunastu czynników. A światło możesz mieć włączone w zależności od twoich preferencji. Ja na przykład nie potrafię zasnąć w całkowitej ciemności, bo trochę się tego boję. W nocy lampa sufitowa jest wyłączona ale przy łóżku na podłodze leży lampka nocna i ona jest włączona aż do rana. Zresztą...to nie jest jedyna dziecinna rzecz, jeśli o mnie chodzi… Mimo osiemnastki na karku dalej śpię z pluszakiem… Pluszowym konikiem, do którego jestem bardzo przywiązana bo dostałam go od rodziców na trzecie urodziny… Tak, wiem, że to głupie… — powiedziałam, lekko zawstydzona drugą częścią swojej wypowiedzi. Abi jakby w ogóle się tym nie przejęła i zwyczajnie pytała dalej.

— Jakie są zasady wychodzenia wieczorami? O której musimy być w domu? Czy musimy kogoś informować albo pytać o zgodę na takie wyjście?

— Jakichś szczególnych zasad do tej pory nie było, bo jedyną osobą, która w teorii mogłaby wychodzić gdzieś wieczorami jestem ja, ale rzadko kiedy wychodzę. Ale jeśli już to przeważnie staram się być w domu najpóźniej o północy, bo dłużej mi się nie chce. A pytać albo informować można mamę. Ale to głównie w przypadku planowania wyjścia dłuższego niż kwadrans. W przypadku krótszych nawet się nie opłaca. — odpowiedziałam znów, tak trochę pół żartem pół serio. Abi chyba zrozumiała żart, bo zaśmiała się serdecznie. Po chwili zapytała znowu.

— Kogo mam informować o ewentualnym spóźnieniu? Czy rodzina akceptuje spóźnienia? Co mam zrobić w przypadku, gdy nie zdążę na ostatni autobus, a będę bez telefonu?

— Informować można moją mamę, ale znów nie trzeba jakoś specjalnie się spóźnieniami martwić, zdarzają się przecież każdemu. A co do autobusów to nie zawsze opłaca się nimi jeździć, rzadko który uczeń z naszej klasy korzysta z tej opcji. — powiedziałam szczerze. Drugą dziewczynę chyba usatysfakcjonowała ta odpowiedź, bo szybko przeszła do kolejnego pytania.

— Czy rodzice zgadzają się, żeby zapraszać kogoś do domu? I jakie są zasady takich odwiedzin? kiedy mogą mieć miejsce?, kogo należy wcześniej zapytać?

— Ta. Rodzice nie mają z tym problemów. Do mnie często wpadają znajomi z klasy. Zasad specjalnie nie ma, chociaż w ramach formalności najlepiej pytać mamę. Przeważnie się zgadza, chyba że akurat planuje rodzinne wyjście z domu, ale wtedy ona też uprzedza co najmniej dwa dni wcześniej. Ale to też rodzinne wyjścia nie są codziennie, raz na jakiś czas raczej.‒ wyjaśniłam najlepiej jak mogłam. Abi przytaknęła i pytała dalej.

— Czy gdybym chciała to mogę samodzielnie i swobodnie ozdobić swój pokój? Na przykład powiesić Kanadyjską flagę albo inne takie rzeczy?

— Bez problemu. Jeśli chodzi o wieszanie czegokolwiek to najlepiej zgłosić się do mojego taty o pomoc, bo jak on coś na ścianie powiesi to jest pewność, że po pięciu minutach to coś nie spadnie.‒ powiedziałam znowu pół żartem pół serio. Abi zaśmiała się znowu perliście i zadała mi kolejne z rzędu pytanie.

— Jakie są zasady korzystania z telefonu, telewizora lub radia?

— Cóż. W tym przypadku może zacznijmy od końca. Ogólnie zasad korzystania z tych trzech mediów nie ma. Radia się u nas w domu nie słucha, więc na próżno go szukać. Telewizory są aż dwa, w salonie i u mnie w pokoju. Można z nich korzystać do woli nawet i wieczorem, byle by ustawić rozsądną głośność i nie ogłuszyć połowy domowników. Jest też PlayStation jakbyś miała ochotę pograć. A z telefonu możesz korzystać kiedy Ci się podoba.

Niebieskooka dziewczyna po chwili spojrzała na mnie lekko zdziwiona i zapytała.

— Nie macie radia? Dlaczego?

— Bo w radiu i tak nigdy nic ciekawego nie puszczają, więc nikt nigdy specjalnie nie słuchał.‒ odpowiedziałam krótko, co dla Abi było chyba wystarczającą odpowiedzią.

Po krótkim namyśle koleżanka zadała mi kolejne pytanie.

— No dobra. To już będzie ostatnie pytanie, ale nie ukrywam, że ono jest dla mnie dość ważne. Gdzie mogę realizować swoje praktyki religijne? Gdzie znajduje się kościół? Czy rodzina będzie mi towarzyszyć?

— Wierząca jesteś rozumiem? — zapytałam dość zwyczajnie.

— No tak. Jestem wierząca bo wychowałam się w bardzo katolickiej rodzinie chociaż akurat ja po czasie zamiast definiować się stricte jako Katoliczka definiuję się raczej jako po prostu Chrześcijanka. Odłam religii nie jest dla mnie szczególnie ważny, po prostu wierzę w Boga. A ty? — Abi również odpowiedziała mi dość zwyczajnym tonem głosu, jedynie to ostatnie pytanie zadała dość niepewnie. Toteż jej odpowiedziałam.

— No wiesz. Technicznie mogę się określić jako osoba wierząca. Ale nie przepadam za chodzeniem do kościoła jako tako. Choć z tutejszym księdzem mam całkiem poprawne relacje. Moi rodzice tak samo.

— Czy kościół w Polsce wygląda jakoś bardzo inaczej niż w Kanadzie? — zapytała zdziwiona Abi.

— Eh, no...mam wrażenie, że w pewnym sensie jest dość spora przepaść.‒ odpowiedziałam krótko.

Rozdział 3

Nowa w Mieście

Elżbieta

Po opuszczeniu terenu szkoły zapytałam moją nową siostrę.

— No dobra, Abi. To gdzie chciałabyś teraz iść?

— No wiesz… Ja przecież nie znam dobrze tego miasta, a szczerze mówiąc to nie znam go w ogóle. Nie wiem, co tu jest ciekawego i wartego zobaczenia, więc nie wiem, gdzie chcę iść. A może pokazałabyś mi takie miejsca w tym mieście, które ty najbardziej lubisz?

Ja pomyślałam chwilkę po czym powiedziałam do niej.

— W sumie...No dobra. Z jednej strony w sumie nie jest tego aż tak dużo, ale z drugiej na piechotę to ten spacerek zajmie nam tak z trzy godziny.

Druga dziewczyna nie wydawała się tak bardzo zaniepokojona moimi słowami jak myślałam. Uśmiechała się i zapytała.

— No to gdzie idziemy w pierwszej kolejności?

— Najpierw...Myślę, że można by iść do Parku imienia Dzieci Wrzesińskich. To jest siedem minut drogi stąd. Chodź. Zaprowadzę Cię.

Młoda kobieta nawet nie dyskutowała, poszła w krok za mną. Chwilę później byłyśmy już w Parku.

— Jejku. Bardzo ładny ten park. A powiedz mi proszę...Coś ciekawego dzieje się w tym parku czasem? — zapytała mnie towarzyszka podróży.

— Tak, tak. W Parku i pobliskim amfiteatrze, do którego też zaraz pójdziemy dzieją się różne ciekawe imprezy tematyczne, jak na przykład dzień dziecka, psi piknik i takie tam…

— Psi piknik? — zapytała Abi wyraźnie podekscytowana.

— A tak. Miejscowe schronisko, w którym swoją drogą jestem wolontariuszką i zresztą nie tylko ja bo również moja koleżanka z klasy, corocznie organizuje taki piknik z okazji każdej rocznicy działalności. Z tej okazji spotkają się się na Psim Pikniku we wrzesińskim parku wszyscy wolontariusze, dobroczyńcy wspierający schronisko, ludzie którzy dokonali adopcji wirtualnej czyli co miesiąc wpłacają określone kwoty na danego konkretnego psa ze schroniska, rodziny adopcyjne naszych byłych podopiecznych oraz oczywiście wszyscy, którym los porzuconych psiaków nie jest obojętny. Przeważnie w planie jest poczęstunek rozmaitymi wypiekami oraz różne inne atrakcje. W tym roku będzie można zobaczyć pokazy sztuczek z udziałem psów a także ich tresury. Nie zabraknie oczywiście stanowisk z darmowymi poradami weterynarza oraz behawiorysty. Znajdą się również atrakcje dla aktywnych, takie jak zumba i fitness na świeżym powietrzu. Tam, w sensie do naszego schroniska, też Cię dziś zabiorę aczkolwiek troszkę później.

Przeszłyśmy więc przez cały park i cały amfiteatr.

Abi zapytała mnie.

— No dobra, gdzie teraz?

— Teraz? Teraz właśnie do schroniska, o którym mówiłam Ci chwilę temu. Aczkolwiek na piechotę to jest prawie pół godziny drogi. Wytrzymasz? — odpowiedziałam.

— E. Jasne. Już nie na takie dystansy się chodziło.‒ stwierdziła Abi radośnie toteż ruszyłyśmy w drogę do naszego schroniska. Po drodze oczywiście wdałyśmy się w miłą pogawędkę.

— Elka… Ty powiedziałaś, że jesteś wolontariuszką w schronisku, prawda? — zapytała Abi.

— Tak. No tak właśnie powiedziałam. A co? — spytałam zaciekawiona pytaniem przyjaciółki.

— A co trzeba zrobić, żeby zostać wolontariuszem? — zapytała mnie znowu niebieskooka. Ja zastanowiłam się chwilę po czym powiedziałam.

— No… Musisz mieć ukończone najmniej szesnaście lat, a najlepiej osiemnaście. Trzeba też podpisać ze schroniskiem porozumienie, lubić zwierzęta, prezentować pozytywny stosunek do zwierząt i mieć pragnienie nieodpłatnie pracować na ich rzecz. Obowiązkowe dla wolontariuszy jest też szkolenie w zakresie obowiązujących przepisów zgodnie z charakterem wykonywanej pracy. Kandydat na wolontariusza świadomie decyduje się na uczestnictwo w wolontariacie biorąc pod uwagę swoje możliwości czasowe, a także swoje predyspozycje psychiczne, fizyczne i zdrowotne. Po wpisaniu na listę wolontariuszy, wolontariusz zostaje przyjęty na 3 — miesięczny okres próbny, chyba, że ze względu na posiadane doświadczenie lub predyspozycje taki okres próbny nie jest konieczny. W schronisku funkcjonuje podział na wolontariuszy bardziej doświadczonych i tych, którzy dopiero uczą się pracy ze zwierzętami:

— Starszy Wolontariusz — osoba doświadczona w pracy schroniskowej i w kontaktach z psami, znająca wszystkie psy w schronisku, sprawująca nadzór nad pozostałymi wolontariuszami i upoważniona do samodzielnego wyprowadzania psów z boksów, pracy z psem na wybiegu oraz upoważniona do przeprowadzania adopcji

— Młodszy Wolontariusz — może wyprowadzać i zabierać na spacer tylko wskazane psy

— Wolontariusz Początkujący, w czasie okresu próbnego, może jedynie asystować koordynatorom i starszym wolontariuszom poruszającym się na terenie schroniska, nie może samodzielnie zbliżać się do zwierząt i otwierać boksów Wolontariusz przebywający na terenie schroniska ma obowiązek:

— przestrzegać zapisów umowy

— odnosić się do zwierząt z należytym szacunkiem

— dbać o warunki bytowania zwierząt w schronisku

— korzystać z pomocy koordynatorów wolontariatu Stowarzyszenia Psi-jaciel przy wyprowadzaniu i wprowadzaniu psów z boksów

— pracować w dniach i godzinach wyznaczonych w drodze wcześniejszych ustaleń z upoważnionym pracownikiem schroniska oraz koordynatorami wolontariatu Stowarzyszenia Psi-jaciel

— przestrzegać przepisów BHP i zasad bezpieczeństwa

— wykonywać czynności związane z funkcjonowaniem schroniska

— dbać o czystość i porządek na terenie schroniska

— uczestniczyć w imprezach charytatywnych zorganizowanych przez Stowarzyszenie Psi-jaciel na rzecz podopiecznych schroniska. Zlecone wolontariuszowi czynności mogą polegać w szczególności na:

— wyprowadzaniu na spacery wyznaczonych psów, ich socjalizacji i zabawie

— wykonywaniu zabiegów pielęgnacyjnych u zwierząt

— wykonywaniu drobnych prac porządkowych, w tym sprzątaniu pomieszczeń dla zwierząt, myciu naczyń i porządkowaniu sprzętu

— udziale w interwencjach związanych ze złym traktowaniem zwierząt, organizowanych na zlecenie i pod nadzorem schroniska (wyłącznie w przypadku uzyskania odrębnego upoważnienia)

— pomocy w organizowanych na rzecz schroniska akcjach, festynach i imprezach edukacyjnych

— pomocy w prowadzeniu akcji adopcyjnych

— współtworzeniu strony internetowej oraz treści promujących adopcje

— innych czynnościach zleconych przez koordynatorów wolontariatu Stowarzyszenia Psi-jaciel

Zakres świadczonych przez wolontariusza prac określa precyzyjnie zawarta z nim umowa, której zmiana wymaga formy pisemnej. Wolontariat odbywa się w każdą sobotę między godziną 8:00 a 10:00 oraz w środy między godziną 16:00 a 18:00. Jeśli z jakichś względów wolontariat zostałby odwołany, taka informacja pojawia się na profilu Stowarzyszenia Psi-jaciel.

Każdy kandydat wypełnia Formularz Zgłoszeniowy, w którym deklaruje zakres wykonywanych prac. W przypadku osób nieletnich do 16 roku życia, taki Formularz składa rodzic, pod którego opieką pozostaje dziecko przybyłe do schroniska.

Wolontariuszem może zostać każda osoba kochająca zwierzęta, która czuje potrzebę bezinteresownej pomocy i los bezdomnych zwierząt nie jest jej obojętny. Jednak co najważniejsze, jest odpowiedzialna i stosuje się do ogólnych zasad zawartych w Dekalogu Wolontariusza.

— Jejku. Dużo tych spraw związanych z wolontariatem w schronisku.‒ powiedziała Abi łapiąc się za głowę.

— Tak, tak. Trochę tego jest. Ale uwierz mi. Warto.‒ odparłam z uśmiechem, a po chwili dodałam‒ No. Jesteśmy już przed schroniskiem.

Pozwiedzałyśmy trochę budynek schroniska. W międzyczasie Abi najprawdopodobniej zastanawiała się intensywnie nad podjęciem wolontariatu. Ale nie podjęła decyzji w trakcie zwiedzania.

Kiedy opuściłyśmy schronisko to powiedziałam do drugiej dziewczyny.

— No dobra. Teraz możemy iść do miejsca, w którym czasem relaksuję się w trakcie wakacji, rzadziej w ciągu roku szkolnego. Tylko, że stąd do tego miejsca jest jakieś czterdzieści minut na pieszo.

— O. A co to za miejsce? Jak się relaksujesz? — zapytała ożywiona Abi, jakby w ogóle ignorując drugą część mojej wypowiedzi. Ja zaśmiałam się i powiedziałam.

— To miejsce nazywa się „Podkręcona Kula”. Jest to jedna z dwóch miejscowych kręgielni. Od czasu do czasu lubię pograć w kręgle albo w samotności albo ze znajomymi.

Poszłyśmy więc pod kręgielnie gawędząc wesoło.

— Naprawdę? A to się wspaniale składa, bo też bardzo lubię. U siebie w Kanadzie też często pogrywałam albo ze znajomymi albo z rodzinką. Sama też próbowałam ale w samotności mniejsza frajda. — powiedziała Abi. Ja uśmiechnęłam się radośnie po czym powiedziałam.

— To może w któryś dzień dasz się namówić na parę rundek?

— Z tobą? Jasne, bardzo chętnie. — odrzekła druga brązowowłosa by po chwili zapytać‒ No dobra, Elka. To gdzie teraz, przewodniczko?

— Teraz? Idziemy do kolejnego miejsca, w którym lubię tracić czas ze znajomymi po lekcjach albo w weekendy, ferie, wakacje i wszelkie dni wolne od szkoły.‒ odparłam na początku nieco lakonicznie.

— To znaczy? — zapytała wyraźnie zaintrygowana Abi. Odpowiedziałam więc już nieco treściwiej.

— Do miejscowej Galerii Handlowej. Na piechotę to jest nieco ponad kwadrans stąd.

Skierowałyśmy się więc obie do wspomnianej Galerii. Oczywiście nie mogło się obyć bez pogawędki. Choć tutaj znowu wkroczyłyśmy w tematy szkolne, bo Abi zapytała mnie.

— Hej. Przecież szkoła zaczyna się za sześć dni. A ja nie mam podręczników. A skoro rok szkolny zaczyna się w zasadzie zaraz to już raczej nigdzie ich nie kupię, bo pewnie wszystko już wykupione, co?

— Nie. Po prostu trzeba wiedzieć, gdzie szukać.‒ odparłam króciutko.

— No dobra, to gdzie szukać? — zapytała mnie moja towarzyszka podróży.

— W sumie dobrze trafiłyśmy. Szukać można albo tu, w Galerii w Empiku albo w księgarniach na miejskim rynku, albo można też zamówić przez internet.‒ powiedziałam krótko po czym rzekłam‒ a poza tym w sumie dobrze, że tu jesteśmy bo możemy się powłóczyć po sklepach i kupić sobie coś fajnego, jeśli masz ochotę.

— No ale...Mam pieniądze tylko na podręczniki. Twoi rodzice dali nam jakieś kieszonkowe na te zakupy? — zapytała Abi jakby przestraszona.

— Jak coś to ja mam i gotówkę i kartę.‒ odpowiedziałam spokojnie przyjaciółce, na co ona o dziwo bardzo żywo zaprotestowała.

— Nie no, przestań! Przecież to twoje pieniądze a ja jestem dla Ciebie jednak mimo wszystko obca. Nie będziesz płacić za moje jakieś pomniejsze wydatki.

— Tak? A kto mi zabroni? Poza tym to moje pieniądze i mogę robić z nimi co zechcę. — odpowiedziałam. Abi chyba dalej ten pomysł się nie podobał ale nie kłóciła się dalej. Zresztą i tak nie miałoby to sensu. Po chwili zapytała tylko, dalej dość niechętnie.

— Dobra. To gdzie idziemy w pierwszej kolejności?

— Najpierw po twoje podręczniki.‒ odparłam tylko i pokierowałam ją, gdzie trzeba. Kiedy już stałyśmy przed odpowiednim sklepem to powiedziałam‒ Skoro i tak już tu będziemy to przy okazji zakupimy może wszystkie lektury szkolne na ten rok, oczywiście po dwie sztuki bo niby są na różnych stronach w Internecie, ale nie wszystkie a z kolei chodzić co chwila do Biblioteki i wypożyczać też bez sensu.

— A dużo będzie tych lektur? — zapytała Abi zaciekawiona ale chyba przestraszona.

— Ja wiem? Czternaście. Dla jednych dużo dla innych mało. Zależy jak bardzo lubisz czytać. — odparłam spokojnie.

Pomogłam więc dziewczynie zakupić wszystkie niezbędne podręczniki i lektury.

Kiedy już kupiła wszystko, co było jej potrzebne to wyszłyśmy ze sklepu, ale jeszcze nie z galerii. Powiedziałam do niej.

— Wiesz, co Abi? Jeśli możesz zaczekaj tu na mnie chwileczkę. Ja muszę jeszcze tylko coś załatwić ale dosłownie za minutkę jestem z powrotem z tobą i idziemy dalej.

— No jasne.‒ Powiedziała Abi. I faktycznie, kiedy zaczęłam się oddalać to ona nie ruszyła się ani o krok z miejsca, w którym stała.

Oddaliłam się od niej oczywiście w celu jakiegoś prezentu powitalnego dla niej. Chciałam jej tym zakupem zrobić niespodziankę więc oczywistym dla mnie było, że nie mogła widzieć mnie kupującą cokolwiek. Nie znałam jej jeszcze aż tak dobrze, bo zaledwie przecież parę godzin, ale w mojej głowie już klarował się pomysł co mogę jej kupić w ramach powitania.

Dlatego też w pierwszej kolejności weszłam do jubilera. Po chwili znalazłam coś, co przykuło moją uwagę i co, miałam nadzieję, spodoba się Abi.

Była to mała, srebrna zawieszka do naszyjnika w kształcie serduszka z niewielkim bursztynem w środku. Kupiłam więc. Ale to jeszcze nie był koniec.

Po wyjściu od Jubilera weszłam do drogerii, kupiłam kilka małych produktów do codziennej pielęgnacji i z dwa do makijażu. Miałam nadzieję, że trafiłam w gusta.

Na koniec weszłam do sklepu spożywczego i kupiłam dla przyjaciółki jeszcze obowiązkowo kilka typowo Polskich słodyczy.

Oczywiście ukryłam to sprytnie pośród innych naszych zakupów. Po chwili, tak jak obiecałam, wróciłam do Abi.

— No. Nareszcie jesteś. Gdzie teraz idziemy? — zapytała przyjaciółka, kiedy znowu byłyśmy we dwójkę.

— Teraz możemy iść zobaczyć nasz miejscowy Ośrodek Kultury. To nie daleko stąd, piętnaście minut spacerkiem. — odpowiedziałam. Na to druga dziewczyna odparła krótkim stwierdzeniem.

— Dobrze. Skoro tak mówisz.

Teraz więc skierowałyśmy swoje kroki do ośrodka kultury. Tak, jak powiedziałam, nie był on daleko. Oprowadziłam Abi po obiekcie, poopowiadałam trochę o tym, co, kto, kiedy, jak i po co tu organizuje i to w zasadzie było na tyle.

— No i co dalej? Jakie jeszcze atrakcje na dziś? — zapytała mnie Abigail, kiedy wychodziłyśmy z Ośrodka Kultury.

— Teraz myślę, że mogłabym zabrać Cię nad nasz zalew, pięknie tam jest.‒ odpowiedziałam krótko. Ona nawet nie dyskutowała tylko szła w ślad za mną. Po drodze oczywiście znowu dyskutowałyśmy. Abi zapytała mnie.

— Wcześniej powiedziałaś, że w domu często odwiedzają Cię znajomi z klasy. Powiedz mi, masz dużo przyjaciół?

— Czy dużo? Nie powiedziałabym. Mam jedną najlepszą przyjaciółkę, kilka osób z klasy, może z trzy lub cztery z naszej trzydziestki, z którymi bardziej się trzymam i których mogę chyba nazwać dobrymi ale nie najlepszymi przyjaciółmi. Reszta to raczej bliżsi i dalsi znajomi. Z większością nauczycieli też dobrze żyję. Jestem raczej typem ekstrawertyczki, po prostu lubię ludzi i ich towarzystwo.

— No a twoi kumple, jacy są? W porządku? — zapytała mnie znowu druga dziewczyna, trochę nieśmiało i niepewnie.

— Tak, tak. To są naprawdę fajni, wartościowi, młodzi ludzie.‒ odpowiedziałam z uśmiechem. Z ust mojej przyjaciółki po chwili znowu padło pytanie.

— Myślisz, że mnie polubią?

Ja na jej słowa zaśmiałam się serdecznie po czym odpowiedziałam.

— Polubią? No ba. Założę się, że oni Cię nie tylko polubią a wręcz pokochają. Zobaczysz.

— Skoro ty tak mówisz to chyba nie mam powodu, żeby w to nie wierzyć.‒ skwitowała Abigail aby po chwili zapytać‒ A powiedz mi jeszcze tylko, Jak przyjdzie co do czego to przedstawisz mnie? Bo nie wiem, czy zauważyłaś, ja jestem z rodzaju tych nieco bardziej nieśmiałych, choć jak też już zauważyłaś po przełamaniu pierwszych lodów dość szybko się otwieram.

— Jejku. No jasne, że z przyjemnością przedstawię cię klasie.‒ powiedziałam, przytulając ją.

Doszłyśmy w końcu nad zalew. Oprowadziłam Abi po całej okolicy.

Cała ta okolica niezwykle jej się podobała. Po chwili znowu Abi powiedziała.

— Jaki piękny zalew. Nie ukrywam, że zrobił na mnie wrażenie. Przypomina mi trochę jezioro niedaleko mojego rodzinnego domu.

— Bardzo się cieszę, też bardzo lubię to miejsce, ma swój urok i klimat.‒ powiedziałam. Po chwili Abi zapytała.

— No a gdzie dalej?

— Do kolejnego miejsca, w którym lubię spędzać, lub jak kto woli marnować, czas.‒ odpowiedziałam krótko.

— To znaczy gdzie? — zapytała Abi bardzo zaciekawiona.

— Do miejscowego kina. — odpowiedziałam zwyczajnie po czym dodałam‒ W tym samym budynku jest też klub i świetna cukiernia, a raczej niewielka kawiarenka, którą bardzo lubię.

— Brzmi fajnie.‒ powiedziała Abi. Droga znad zalewu do kina zajęła czterdzieści minut ale minęło nam to niezwykle szybko. Abigail pozwiedzała tyle, ile mogła. Kiedy już wyszłyśmy z kina to druga dziewczyna zapytała mnie.

— No dobra, gdzieś jeszcze idziemy?

— Technicznie jeśli jeszcze jakimś cudem masz energię to opcje są dwie. Albo mogę Ci pokazać, gdzie jest najbliższy kościół, to niedaleko od naszego mieszkania albo możemy iść po prostu do domu. — powiedziałam do niebieskookiej. Ona pomyślała chwilę po czym powiedziała.

— Może jeszcze chociaż na chwilę pójdziemy do kościoła, żebym chociaż zobaczyła jak to wygląda w Polsce. 
— A w sumie jak chcesz. Przy okazji poznasz miejscowego księdza, którego jak już wcześniej wspomniałam, bardzo lubię. — powiedziałam znowu krótko.

Toteż poszłyśmy jeszcze do kościoła. Z kina do kościoła był niecały kwadrans drogi.

Abigail o dziwo bardzo się tam podobało. Spotkałyśmy również księdza. Jego Abi również całkiem polubiła. W końcu nastała godzina dziewiętnasta i stwierdziłyśmy, że pora wracać do domu. Na szczęście z kościoła do domu był również niecały kwadrans drogi, toteż szybko tam doszłyśmy. Kiedy to się stało to Abi zagadała do mnie. 
— Ej, Elka… — Aha. 
— Mogę cię o coś spytać? 
— Jasne. 
— Bo wcześniej coś wspominałaś, że masz pluszaka, nie? 
— Eh, no tak… Mówiłam, że mam… — odparłam nieco niepewnie. 
— A mogę go zobaczyć? To znaczy...Jeśli nie czujesz się z tym komfortowo to okej… Tak tylko, z ciekawości pytam. — powiedziała Abi. 
— No… A obiecujesz, że nie będziesz się śmiać? — spytałam dalej niepewnie. 
— Jejku, jasne. Obiecuje. Dlaczego miałabym się śmiać? — powiedziała młoda Kanadyjka.
Ja na te słowa podeszłam do łóżka i ostrożnie wyjęłam z pościeli pluszaka. Był to przyjemny w dotyku, mięciutki i cieplutki pluszowy koń, nieco już styrany i rozciągnięty. Pluszak był cały w kolorze liliowym, miał małe uszka, czarne, plastikowe oczka; kiedyś miał jeszcze „źrenice”, dwie małe kropeczki namalowane białą farbą, ale się zdarły, miał także wyszyte czarną nicią chrapy i uśmiechniętą buzię, jego grzywa to cieniutki paseczek o kolorach białym i ciemniejszym fioletowym, ja powiedziałabym iż był to wrzosowy, Ogon tak samo. Jego kopytka były brązowymi kuleczkami, nad każdym kopytkiem widniała „skarpetka” w pięciu kolorach: fiołkowym, jasnoróżowym, jasnozielonym, jasnoniebieskim i bardzo ciemnym fioletowym, chyba był to purpurowy…
—Ta...To właśnie mój Kiku. 
— Jejku, uroczy. — powiedziała Abi szczerze uśmiechając się.
Akurat dziś nie miałyśmy siły na kolację, więc od razu poszłyśmy spać po tym dniu pełnym wrażeń.

Rozdział 4

Przyjęcie powitalne

Elżbieta

Nastał kolejny dzień. Dwudziesty siódmy sierpnia. Obudziliśmy się wszyscy bardzo wcześnie rano.

Z jednej strony wiedziałam, że powinnam jeszcze wprowadzać Abi w życie lokalnej społeczności i w tym celu chodzić z nią po mieście, ale z drugiej strony wczoraj, kiedy wracałyśmy do domu w mojej głowie narodził się trochę inny plan na ten dzień. Tylko w ten plan nie mogłam wtajemniczyć Abi, bo to miała być dla niej niespodzianka. Po śniadaniu powiedziałam więc tylko do rodziców i do Abi

— Wiecie, co? Ja na chwilę wychodzę tutaj niedaleko spotkać się z Oktawią, ale niedługo będę z powrotem.

Rodzice oczywiście z łatwością się zgodzili. Abigail tylko spojrzała na mnie zaciekawiona, ale o dziwo nic nie powiedziała i nie miała wyrzutów, że nie spędzam z nią czasu już od samego rana.

Wyszłam więc z mieszkania oraz z naszego bloku i skierowałam swoje kroki w stronę pobliskich ogródków działkowych, przy których umówiłam się z Okti. Kiedy tam dotarłam to przyjaciółka już na mnie czekała.

— Okti, jak dobrze, że już jesteś! — powiedziałam radośnie i przytuliłam przyjaciółkę. Ona odwzajemniła gest i powiedziała szczęśliwym tonem głosu

— Elka. Też bardzo się cieszę, że cię widzę. No ale gadaj, co tam słychać u Ciebie. Ta Abigail… Jaka jest? Fajna? Dobrze się dogadujecie? I w zasadzie czemu nie przyszła z tobą?

— Tak, tak, tak, Słuchaj, Abi jest kochana, fantastyczna i cudowna. Jest u mnie zaledwie od wczorajszego poranka a już dogadujemy się przewspaniale. Ale dziś nie przyszła ze mną bo ja chcę zaplanować dla niej niespodziankę, przyjęcie powitalne na którym zjawi się cała klasa i wszyscy nauczyciele. I wtedy na tym przyjęciu wszyscy będziecie mieli okazję się zapoznać. No rozumiesz, co mam na myśli, nie? — powiedziałam praktycznie na jednym wdechu.

— O, jasne. Czaję. Powitalne przyjęcie-niespodzianka. Kiedy? — zapytała mnie moja najlepsza przyjaciółka.

Ja pomyślałam chwilę po czym powiedziałam

— Może dziś wieczór?

— W sumie plan dobry. Ale gdzie je w takim razie zorganizujemy, żeby Abigail się nie zorientowała? — odpowiedź przyjaciółki dała mi do myślenia.

— Eh. To nie może być u mnie w domu, bo nie dość, że tam się cała klasa nie zmieści to jeszcze wtedy niespodzianka mogłaby się szybko wydać.

— W szkolnej auli? — zapytała Okti, chcąc podsunąć mi pomysł. Ja zastanowiłam się chwilę nad tą opcją po czym powiedziałam

— Ja wiem? Nie. To chyba jeszcze nie to.

Zastanawiałyśmy się więc jeszcze chwilę, a po chwili wykrzyknęłyśmy obie, niemal równocześnie

— Podkręcona kula!

W końcu Abi powiedziała, że lubi grać w kręgle, więc stwierdziłyśmy, że to będzie miły sposób aby zapoznać ją zresztą naszego towarzystwa przed początkiem roku.

— No dobra. Ale w takim razie wypadałoby zaprosić wszystkich jeszcze przed wieczorem.‒ powiedziała Okti.

— Nic się nie martw, zajmę się tym. Co prawda jak wychodziłam to powiedziałam rodzicom i Abi, że zaraz wrócę; ale coś wymyślę, żeby usprawiedliwić swoje spóźnienie. O ile w ogóle będą pytać. — odpowiedziałam przyjaciółce.

Jak powiedziałam tak zrobiłam.

Z ogrodów działkowych do naszej szkoły było prawie pół godziny drogi na piechotę. Doszłam tam jednak tak szybko jak byłam w stanie.

Z racji, że była końcówka sierpnia to liczyłam, że chociaż kilku nauczycieli zastanę już w szkole.

W pierwszej kolejności udałam się na poszukiwanie Pani Sokal.

Jak się okazało moje poszukiwania wcale nie były takie długie, bo kobieta siedziała w jednej z klas i przeglądała podręcznik.

— Dzień Dobry, proszę Pani. Czy jakoś bardzo przeszkodziłam? — zapytałam, chcąc zwrócić na siebie uwagę nauczycielki. Podziałało, bo kobieta odwróciła się w moją stronę i powiedziała

— Dzień Dobry, Elżbieto. Nie spodziewałam się zobaczyć Cię w szkole jeszcze w trakcie wakacji. Co takiego Cię tu sprowadza?

— Prawdę mówiąc byłam w szkole w tym miesiącu już dwa razy. Nie wiem, czy pani słyszała ale do mojej klasy doszła uczennica z wymiany. Abigail. I wpadłam na pomysł, że aby ją należycie powitać w gronie klasowym a przy okazji zapoznać z klasą i nauczycielami to zorganizuję dla niej powitalne przyjęcie-niespodziankę, na której będą obecni wszyscy nauczyciele i oczywiście cała klasa. Przyszłam więc Panią zaprosić. — odpowiedziałam nauczycielce. Starsza kobieta po chwili namysłu odezwała się mówiąc

— O. Wiesz, co? Uważam, że to naprawdę uroczy pomysł i z chęcią dołożę się do jego realizacji pojawiając się na tym przyjęciu, myślę że wspólnie z innymi nauczycielami oraz oczywiście uczniami zorganizujemy też jakiś podarek powitalny. Powiedz mi tylko, gdzie i kiedy.

— Dziś wieczór w Podkręconej Kuli. Tej kręgielni, no wie Pani.‒ odpowiedziałam krótko. Kobieta potwierdziła, że wie gdzie to jest i jeszcze raz potwierdziła swą obecność na tym wydarzeniu.

To już miałam załatwione, teraz udałam się na poszukiwania Pani Stanek, nauczycielki od fizyki.

Znalazłam ją niedługo później. Wyjaśniłam jej całą sytuację i zapytałam czy zechce uczestniczyć w przedsięwzięciu. Odpowiedź była twierdząca.

Takie same twierdzące odpowiedzi padły z ust wszystkich pozostałych nauczycieli.

Wszyscy byli podekscytowani tą inicjatywą. Teraz jeszcze tylko musiałam zaprosić całą klasę, a wybijała już godzina druga popołudniu.

Obstawiałam, że najlepiej będzie skierować ogólne zaproszenie dla całej klasy do przewodniczącej, skarbniczki lub zastępcy przewodniczącej. Tylko tutaj pojawiała się już pierwsza trudność bo nie wiedziałam, gdzie szukać całej trójki skoro w szkole ich nie zastałam. Po chwili jednak powiedziałam sama do siebie.

— Oj, Elka, ty głuptasie. Przecież masz numery telefonów. Wystarczy zadzwonić.

Tak też zrobiłam. Stanęłam pod jedną ze ścian i wybrałam na spokojnie numer naszej przewodniczącej.

Weronika była naszą przewodniczącą od pierwszej klasy liceum i coś mi mówiło, że po rozpoczęciu roku w momencie wyborów do samorządu szkolnego to samo stanowisko przypadnie jej już trzeci rok z rzędu.

Werka była opaloną dziewczyną, dość niską bo mierzyła tylko metr pięćdziesiąt pięć.

Miała również długie do bioder, kręcone, czarne włosy noszone w dredy oraz jasnobrązowe oczy.

Często nosi nieskazitelne, proste ubrania, w większości w żywych kolorach.

Ogólnie rzecz biorąc jest raczej klasową prymuską.

Czekałam więc chwilę aż w słuchawce zamiast sygnału usłyszę głos koleżanki. W końcu to się stało i po drugiej stronie usłyszałam krótkie

— Halo?

— Hej Werka. Z tej z strony Elżbieta z klasy. Słuchaj no, sprawa jest. — powiedziałam do koleżanki.

— Jaka sprawa? Znaczy wnioskując po tym, że dzwonisz do mnie jeszcze przed rozpoczęciem roku szkolnego to wnioskuję, że pewnie bardzo ważna, ale o co dokładnie chodzi? — zapytała zainteresowana przewodnicząca. Ja więc zapytałam tylko

— Słuchaj no. Pamiętasz, jak Pan Darek mówił prawie tydzień temu, że będziemy mieli w klasie uczennicę z wymiany i że ona ma zamieszkać u mnie?

— No pamiętam. I co w związku z tym? — dopytywała dalej moja rozmówczyni

— No i ona już od wczoraj u mnie mieszka i wpadłam na pomysł, że aby ją należycie powitać w gronie klasowym a przy okazji zapoznać z klasą i nauczycielami to zorganizuję dla niej powitalne przyjęcie-niespodziankę, na której będą obecni wszyscy nauczyciele i oczywiście cała klasa. Nauczycieli wszystkich już pozapraszałam i dzwonię do ciebie, z racji, że jesteś przewodniczącą klasy, żebyś w miarę możliwości poinformowała resztę i zaprosiła ich w moim imieniu na to przyjęcie. Nie ukrywam, że liczę na stuprocentową obecność.‒ wyjaśniłam szybko acz w miarę dokładnie.

— No dobra. Jasne. Na moją obecność możesz liczyć na pewno. Klasę też zaraz poinformuję i liczę na to, że wszyscy się pojawią. Powiedz tylko kiedy i gdzie, żebym wiedziała co klasie powiedzieć.‒ powiedziała Werka. Ja na to tylko odrzekłam

— Dziś wieczór w kręgielni „Podkręcona Kula”.

— Okej. Przyjęłam. W takim razie już zaraz do wszystkich dzwonię. — powiedziała moja koleżanka i rozłączyła się.

Skoro to już było ustalone to mogłam spokojnie wrócić do domu, co też zresztą uczyniłam.

Kiedy otworzyłam to za drzwiami już czekał na mnie cały „komitet powitalny” złożony z Blanki, Eris no i Abi. Ta ostatnia natychmiast właściwie zagadała do mnie

— Hej, co porabiałaś cały ranek i popołudnie? Miałaś wyjść tylko na chwilę, wyszłaś wcześnie rano, za dwadzieścia minut będzie godzina trzecia po południu a ty dopiero wracasz.

Dziewczyna jednak nie mówiła tego wszystkiego z jakimś wielkim wyrzutem a raczej z ciekawością. Nie chciałam, żeby wydała się nasza niespodzianka więc powiedziałam tylko nieco lakonicznie

— A wiesz, musiałam coś pilnie załatwić no i trochę mi się przedłużyło. Ale teraz już jestem z powrotem cała dla Ciebie. I w sumie mam propozycję nie do odrzucenia.

— Tak, a jaką? — zapytała znów zaciekawiona dziewczyna

— Jak oprowadzałam Cię po mieście i byłyśmy w zakręconej kuli to powiedziałaś, że bardzo lubisz i że u siebie w Kanadzie też często pogrywałaś albo ze znajomymi albo z rodzinką. — powiedziałam uśmiechając się radośnie.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 23 16
drukowana A5
za 51.04