Badając nieznane szczegóły zbrodniczej działalności
nadzorczyń obozu kobiecego Birkenau
MARIA MANDL
Ogrom zbrodni dokonanych przez nazistów osiągnął skalę, która przez długi czas może być obiektem badań i poznawania nieznanych szczegółów działalności hitlerowców. Wciąż tak wiele faktów dowiadujemy się od osób, które przeżyły zagładę.
Halina Birenbaum pochyliła się ze mną nad losami nadzorczyń kobiecego obozu koncentracyjnego Birkenau. Rozmawiałyśmy o oprawczyniach z czasu pełnienia ich zbrodniczych funkcji. Skupię się w niniejszym artykule na ukazaniu faktów, które nie były przytaczane w innych opracowaniach.
Maria Mandl, we wspomnieniu Haliny Birenbaum — to po prostu „Mandelka.” Halina opowiada o niej, kiedy pytam, czy pamięta Marię Mandl i jej zbrodnicze działania: „Tak, wiem, widziałam tą auzejerkę, nazywano ją Mandelka, ale osobiście nie miałam z nią nic wspólnego. Pamiętam, że pod jej »opieką« było komando Bekleidungskammer, czyli przy odzieży lagrowej.” Osoba kata w tym człowieku nie daje wzbudzać szczególnych emocji podczas naszej rozmowy, więcej zdaje się ich być we mnie niż w Halinie. Starałam się uzyskać więcej informacji, skoro Halina dobrze pamiętała „auzejerkę.” Widywała ją na terenie obozu. Miała w pamięci dokładnie jej wygląd, zachowanie, mimikę, całą postawę. To ujęcie było dla mnie cenne, ponieważ uznałam, że wyraz twarzy podczas pracy „auzejerki” zdradzał jej emocje, odczucia (uzyskany materiał pozwoliłby mi na konfrontację z innymi przekazami). Poprosiłam zatem o opis, z uwzględnieniem cech zewnętrznych, by Halina opowiedziała mi, co może na temat Mandl, jak ją zapamiętała, z jakich zachowań, sytuacji ją zna naocznie (a także relacji innych w obozie), itp. Usłyszałam znowu po dłuższej chwili milczenia następujące słowa: „Była zła, brzydka, drobna, o zaciętym, surowym wyrazie twarzy — taka szara mysz, niemłoda. Bywało, że liczyła więźniarki na apelach, wszyscy się jej bali, łącznie z blokowymi. Dziewczyny, które pracowały na jej komandzie opowiadały, że jest okrutna, ale Bekleidungskammer było bardzo dobrą pracą, bo nie brakowało tam odzieży, także udawało się ściągać, wynosić i wymieniać na chleb, na zupę i inne rzeczy, np. z tymi, które pracowały w kuchni. Brandelka była znana wszystkim, postrach lagru.”
Po uzyskaniu tych bardziej szczegółowych faktów, przeszłam do coraz bardziej konkretnych pytań. Należy podkreślić, że Halina Birenbaum starała się odpowiedzieć na każde pytanie, wyrażała taką chęć i potrzebę, chciała, aby materiał opublikowano. Wspominała często, że to jej obowiązek, aby opowiadać o tych rzeczach, dlatego zawsze, gdy ma okazję — czyni to.
Twarz Mandl, co zdradzała? Halina opisuje: „Ja pamiętam jej twarz, całą postać, przypatrywałam się, gdy liczyła nas, także przy bramie czasami”. Odpowiedziałam, że wysłuchałam parę dni temu relacji Walentyny Nikodem (Ignaszewskiej), która mówiła, że bano się nawet spojrzeć na Dreksler („Drekslerka” w podaniach Haliny), bo za byle co można było zostać zbitym, skatowanym. Starczyło spojrzenie, które zostało negatywnie odebrane. Unikano już zupełnie kontaktu wzrokowego. Halina odpowiada mi: „To prawda, ja przypatrywałam się, gdy nadchodzili, gdy bili kogoś w bliskim szeregu, albo liczyli inny szereg. A ona była takie szare, małe nic i jedno okrucieństwo, które biło z niej, nawet gdy normalnie chodziła.” Skomentowałam, że być może po wojnie udawały skruchę, aby złagodzić wyrok. Uzyskałam następujący komentarz Haliny: „Nie mam pojęcia, nie interesowały mnie po wyzwoleniu, ale myślę, że nikt im w Niemczech nie przeszkadzał dalej nienawidzić i usprawiedliwiać powody ich nienawiści.” Dalsza nasza rozmowa to losy po wojnie „auzejerek.” Halina nie wiedziała, co spotkało Mandl, Drehsler i inne (interesowały ją tylko w czasie funkcjonowania obozu). Podaję szczegóły. Oglądamy zdjęcia oprawczyń, Halina chce je zobaczyć. Na wiadomość o straceniu Mandel, Drehsler, innych — Halina odpowiada, że „to im się naprawdę należało.” Zadaję pytanie o przejawy ludzkich zachowań nadzorczyń. Halina konsekwentnie odpowiada: „Ale tak, Kasiu, niektóre nie były złe. Możesz zobaczyć w mojej Nadziei, aufzejerkę KUK, niemiecką kapo Emmę, a nawet zastępcę komendanta Auschwitz, Hesslera, który mnie i Heli, mojej bratowej uratował życie podczas selekcji, a na końcu, 1 stycznia 1945 roku, lekarz esesmański, który dobijał, rozstrzeliwał chorych, bo już komory i piece rozwalili — mnie uratował życie, nie zastrzelił mnie po przestrzeleniu przez wartownika, unieruchomieniu mi ręki i z kulą między płucem a kręgosłupem, posłał mnie do szpitala z rozkazem usunięcia mi kuli z pleców i połączenie uszkodzonego nerwu Radialis w ręce… Hassler był mordercą, został powieszony po wojnie. W każdej bestii chyba jest jeszcze coś z człowieka, na moje szczęście.”
Zapytałam Halinę o Irmę Grese, czy Volkenrath. Nie pamiętała ani jednej, ani drugiej. Pokazałam zdjęcia Irmy — nie kojarzyła, powiedziała, że potem też (w 1944 roku Mandl przestaje pełnić swoją funkcję w Birkenau) została przeniesiona na inny odcinek obozu. Chciała zweryfikować pamięć na zdjęciach „Mandl”. Pokazałam jej. Drążyłam temat dalej. Opowiedziałam jej, że mówiło się o Irmie, iż ma skłonności lesbijskie, jak Mandl i razem miały sypiać, ale być może te informacje podawane były, aby „ośmieszyć” te osoby, jak przekazują różne podania. Halina skomentowała i to: „Ale tych rzeczy o Mandelce nie słyszałam i Irmy też nie pamiętam, jeżeli, w ogóle coś o niej wiedziałam.” To świadczyłoby, że Irma była na tyle nie charakterystyczną postacią, że Halina nie zapamiętała jej, w przeciwieństwie do oprawczyń, z którymi nie miała bezpośredniego kontaktu, ale zachowało się w pamięci jej okrucieństwo, choćby Mandl („widać to zło w zaciętych, wąskich ustach Mandelki”… — Stwierdzała jeszcze Halina w czasie naszej rozmowy, oglądając fotografie — widziała ją znowu, po tylu latach, dziś jako dorosła osoba), jej postać, sylwetka i to szczegółowo, jak „Drekslerki”, z którą Halina już miała tragiczne „przygody”: „Znam tą Drekslerkę, pamiętam ją, oberwałam od niej raz pejczem przez plecy przy wyjściu z bramy do pracy, nie chodziłam właściwie według orkiestry »lewa, prawa!« Ale wszystko tam było potworne, jednak i dobro było nadziemskie, o tym opowiadam na tle tych potworności, rozumiesz? O człowieku. Ja wyrosłam tam, wychowałam się od 10 do 15 lat i tam wtedy naprzeciw komór gazowych i kominów, krematoriów postanowiłam, jaką mam być, jakim nie wolno być!!! Poznałam wtedy wartość życia i duszę ludzką, ból, siłę dobrego uśmiechu i spojrzenia w tym piekle na ziemi.” Zbędny jest komentarz do tych słów.
Halina podkreślała, że musi mi to opowiedzieć wszystko, tłumaczyć po ludzku. Pytałam ją wcześniej o komentarz na los Drechsler. Nie skomentowała, zawsze coś mówi. Dopytywałam. Stwierdziła wreszcie, że od tego są sądy, aby ich skazywały, że to nie jej rola, aby oceniać.
Nasze dalsze rozmowy to rozważania ogólne. Halina powiedziała, że postawa nadzorczyń to zło, okrucieństwo jak każde inne, które tak samo wstrząsa człowiekiem, w każdym czasie. Halina dodaje komentarz na bestialstwo kobiet: „Miałam 13 lat wtedy i myślałam: kobiety w mundurach żołnierskich, z bronią? Kobiety biją?!!!” Zapamiętała je tak: „I jeszcze w mundurze wtedy, czapce i rewolwerem za pasem, który podtrzymywał ich modne spódnice-spodnie”…